Andrzej Liwacz
Po wystąpieniu pana Jacka Kukiełki mam tylko kilka rzeczy do dodania. Spora część tej tematyki, którą chcę omówić, już została zasygnalizowana, dlatego też pozwolicie Państwo, że w pewien sposób usystematyzuję tę wiedzę, dotyczącą zarządzania ryzykiem. Nie będę się skupiał na jakichś określonych kategoriach ryzyka, chcę to przedstawić jako pewien proces, który może dotyczyć w zasadzie każdej kategorii ryzyk zagrażających przedsiębiorcy.
Oto cztery główne tematy, które chciałbym dzisiaj poruszyć. Pierwszy z nich to jest rola procesu zarządzania ryzykiem, generalnie rzecz biorąc, w całym procesie zarządzania przedsiębiorstwem. Kolejny element to są etapy procesu zarządzania ryzykiem. Dwa ostatnie zagadnienia, na których największy nacisk chciałbym położyć, to praktyczne narzędzie zarządzania tym ryzykiem i w końcu to, co nas wszystkich interesuje najbardziej, czyli jakie jest miejsce, jaka jest rola brokera w tym całym procesie.
Proszę Państwa, rzecz najbardziej trywialna. Po co działa przedsiębiorstwo? Przedsiębiorstwo działa po to, żeby osiągać jak największy zysk. I wszyscy z mikroekonomii wiemy, że można go osiągać albo poprzez minimalizację kosztów, albo poprzez maksymalizację przychodów. Cały proces zarządzania ryzykiem sprowadza się do tego, żeby minimalizować koszt ryzyka w przedsiębiorstwie i zarządzać ryzykiem w całym procesie działania każdej firmy. Praktycznie wszystkie elementy, składające się na zarówno aktywa jak i pasywa, powinny być poddawane procesowi zarządzania ryzykiem. Jednak bardzo istotna wydaje mi się waga i rzecz, która w praktyce bywa czasem pomijana, proces zarządzania ryzykiem ma charakter jak najbardziej służebny w stosunku do działania przedsiębiorstwa, innymi słowy zarządzanie ryzykiem nie powinno wpływać na kierunki działalności gospodarczej, w których skupiają się dane przedsiębiorstwa, on winien tylko i wyłącznie pomagać w realizacji założonych celów.
Dlatego o tym mówię, że odnosząc się tutaj trochę do ryzyka kredytowego, pamiętam kiedyś, parę lat temu, moją rozmową z jednym z naszych klientów, który zatrudnił bardzo renomowaną firmę konsultingową po to, aby przejrzała mu proces akceptacji klientów, którym sprzedaje swoje wyroby w kredycie kupieckim. I klient ten był zaszokowany wynikiem, gdyż okazało się, że po wprowadzeniu zaleceń tej firmy musiałby mniej więcej wyeliminować 60% swoich odbiorców i wtedy dopiero przyjmowałby, akceptowalny według konsultanta, poziom ryzyka. Mówię o tym, dlatego, że jeżeli proces zarządzania ryzykiem ma być procesem istotnym dla przedsiębiorcy, samym w sobie, to tak naprawdę może bardzo hamować jego rozwój, jakby nie patrzeć, prowadzenie działalności gospodarczej to jest prowadzenie w warunkach ryzyka.
Proces zarządzania ryzykiem składa się, generalnie rzecz biorąc, z takich czterech elementów: Pierwsze, to jest określenie celu zarządzania ryzykiem, ten etap jest niezwykle istotny, gdyż tak naprawdę determinuje nasze dalsze działania. Następnie, ponieważ zarządzanie ryzykiem jest procesem, musi być w jakiś sposób zorganizowane, należy zidentyfikować ryzyka. O tym powiem za sekundę trochę szerzej. W dalszej kolejności mówimy o analizie kwantyfikacji ryzyka i w końcu po określeniu tego, co nam zagraża, na wyborze odpowiednich instrumentów, służących w zarządzaniu ryzykiem.
Raz jeszcze wrócę do tego, co przed chwilą powiedziałem. Zarządzanie ryzykiem ma na celu zabezpieczenie efektywności działania przedsiębiorstwa, przy maksymalnie niskim koszcie tych zabezpieczeń.
Identyfikacja ryzyka, jest to prawdopodobnie najistotniejszy element całego procesu. W pierwszej kolejności pozwala on na zidentyfikowanie rodzajów ryzyk, rodzaju szkód, które zagraża danemu przedsiębiorstwu. Kolejny etap, tj. identyfikacja przyczyn i trzeci element identyfikacja skutków.
I tutaj odniosę do praktyki, praktyki analizy, przynajmniej tej, którą się obserwuje w Polsce. Generalnie rzecz biorąc w Polsce bardzo rzadko skupiamy się na identyfikacji pośrednich skutków ryzyka. I tutaj oczywiście nie mam na myśli klasycznej utraty ryzyk, utraty zysku , ale wszelakie ukryte koszty związane z ponoszonym przez przedsiębiorstwo ryzykiem. One są niezwykle trudne w kwantyfikacji, ponieważ nie są ewidentnymi pozycjami w rachunku zysków i strat, ale są to wszelakie koszty, związane z alternatywnym zaangażowaniem kapitału. Innymi słowy, niewymierne bezpośrednio koszty, związane albo z utratą reputacji albo utratą określonych rynków, bądź też pewnymi stratami w zasobach ludzkich.
To jest coś, czego się w Polsce jeszcze nie wycenia, a co jest bardzo istotnym kosztem i co jest elementem analiz na rynkach bardziej rozwiniętych.
Analiza i kwantyfikacja ryzyka. W pierwszej kolejności należy określić główne obszary, które dane ryzyka dotyczą, w odniesieniu do działania przedsiębiorstwa. Wręcz biorąc, takie ryzyka można podzielić na 4 główne grupy, czyli ryzyka strategiczne, związane z głównym celem działania przedsiębiorstwa, ryzyka operacyjne, czyli związane z jego codzienną działalnością, ryzyka finansowe, czyli takie, które wynikają z prowadzonych operacji finansowych, w końcu ryzyka przyrodnicze i społeczne, czyli te, które niejako z zewnątrz zagrażają przedsiębiorstwu, jako organizacji.
Proszę spojrzeć, że tak naprawdę, w klasycznym ujęciu, broker ubezpieczeniowy zajmuje się tylko i wyłącznie ryzykami przyrodniczymi i społecznymi. Generalnie rzecz biorąc, pozostałe grupy ryzyk nie są w zakresie zainteresowania brokera w takim ujęciu bardzo klasycznym, tak więc można powiedzieć, że to, czym my się zajmujemy, jest dość ograniczone.
W dalszej kolejności, ryzyka mogą pochodzić bądź z zewnątrz, bądź też z wewnątrz danej organizacji. Istotnym elementem jest to, żeby pamiętać, że te kryteria nie są rozłączne. Dane ryzyka mogą pochodzić czasem z zewnątrz., jak i z wewnątrz, Weźmy np. zwykłą kradzież. Może być ona dokonana albo przez osoby z zewnątrz, bądź też przez pracowników. W wymiarze ekonomicznym nie ma tak naprawdę znaczenia, kto powoduje dane zdarzenie.
Kwantyfikacja ryzyka. Polega ona na określeniu prawdopodobieństwa i konsekwencji finansowych danych zdarzeń. I tutaj w praktyce najczęściej wykorzystywana jest formuła, że wielkość ryzyka jest iloczynem prawdopodobieństwa wystąpienia straty i potencjalnej wartości straty. To jest bardzo, bardzo pomocna formuła, aczkolwiek ma jedno ogromne ograniczenie. I też tutaj podam przykład mojej rozmowy z jednym z naszych klientów, który poprosił o tego typu kwantyfikacje swoich ryzyk i w ślad za tym oczekiwał określonej interpretacji. I proszę Państwa, poprosił o oszacowanie ryzyka pożaru w swojej głównej siedzibie. Zastosowanie tego typu formuły doprowadza do pewnego absurdu, gdyż prawdopodobieństwo wystąpienia tej straty jest niezwykle małe. Wystarczy spojrzeć na stawki. Jeżeli stawka wynosi powiedzmy 1 promil tzn., że jeden budynek mniej więcej raz na tysiąc lat się pali, prawda?
I postawienie danych w wartość strat, czyli wartość danego budynku i prawdopodobieństwo jego zniszczenia powoduje, że dane ryzyko byłoby oceniane jako niezwykle niskie, co nie jest z kolei prawdą. I tak jeszcze raz chciałbym powtórzyć, nie można tego typu formuły stosować bezkrytycznie, gdyż tak naprawdę to, co definiuje dane ryzyko, to są zarówno skutki, jakie mogą powodować, jak i prawdopodobieństwo jego wystąpienia i w praktyce bardzo pomocnym narzędziem oceny ryzyka jest dość prosty wykres, zwany mapą ryzyka. Na niej można nanieść ryzyka skwantyfikowane zarówno pod względem skutków, jak i prawdopodobieństwa. Dlaczego istotne jest postrzeganie ryzyka w ten sposób? Gdyż to, w którym miejscu tej mapy ryzyka dane ryzyko umieścimy, determinuje potem narzędzia zarządzania ryzykiem, które będziemy w praktyce stosować.
Taki wykonawczy etap procesu zarządzania ryzykiem zwany jest zazwyczaj kontrolą ryzyka. I tę kontrolę ryzyka możemy podzielić na fizyczną kontrolę ryzyka i finansową, w dużym uproszczeniu. Fizyczna kontrola ryzyka, to są wszelakie działania o charakterze prewencyjnym, pewne działania techniczne. Finansowa kontrola ryzyka to jest poszukiwanie źródeł finansowania tego ryzyka.
Jeszcze w odniesieniu do klasyfikacji narzędzi zarządzania ryzykiem. Mogą być one podzielone na takie, które są stosowane przed realizacją danego ryzyka jak i stosowane po jego zaistnieniu. Teraz znów jest takie przeświadczenie, częstokroć na rynku ubezpieczeniowym, że prewencja jest w zasadzie istotniejszym elementem, niż działanie po wystąpieniu ryzyka i ja chciałbym się nie zgodzić z taką tezą, gdyż oba działania są bardzo istotne. Trzeba wiedzieć, jak i co robić, żeby dane ryzyko nie wystąpiło, ale z drugiej strony trzeba mieć od razu pojęcie, co będziemy robić, jeżeli nie uda się takiego ryzyka całkowicie wyeliminować, a w praktyce bardzo trudno jest w całości wyeliminować dane ryzyko z działalności przedsiębiorstwa. Fizyczna kontrola ryzyka, cóż tutaj można zrobić? Można albo unikać ryzyka, czyli zaniechać prowadzonej działalności gospodarczej, bądź też wprowadzić jakieś działania techniczne i organizacyjne.
Unikanie ryzyka nie jest, zdaje się najlepszą metodą jego zarządzania, dlatego że hamuje w ujęciu makroekonomicznym rozwój gospodarczy. Przykładem może być cywilne wykorzystanie technologii kosmicznej. Dopiero, kiedy zaczęto zarządzać ryzykiem, kiedy pojawiły się ubezpieczenia kosmiczne, czyli mówimy tutaj mniej więcej o drugiej połowie lat 70-tych, dopiero wówczas nastąpił boom, jeżeli chodzi o wykorzystanie cywilne technologii kosmicznej. Wcześniej było to zarezerwowane tylko i wyłącznie dla celów wojskowych, i no może meteorologicznych.
Przechodząc do działań organizacyjno-technicznych tutaj 3 takie grupy działań można wskazać. Pierwsze, to są usprawnienia techniczne, czyli wszelakie działania związane z zabezpieczeniem, ochroną mienia, usprawnienie procedur, czyli takie działania, żeby prawdopodobieństwo powstania ryzyka było jak najmniejsze i trzeci element, który (i tutaj odniosę się trochę do Polski), które jest niedoceniany, to są działania edukacyjne. Można wprowadzić w przedsiębiorstwie najlepsze procedury, ale tak długo, jak pracownicy nie będą wiedzieli, po co te procedury są stosowane, prawdopodobnie nie osiągniemy należytego efektu.
Tutaj znowu posłużę się przykładem z życia wziętego. Kiedyś podczas survey'u w jednej z firm przemysłowych dokonaliśmy bardzo ciekawego odkrycia. Firma bardzo dobrze zarządzała ryzykiem, było to przedsiębiorstwo, które w swojej działalności wykorzystywało duże przemysłowe piece, które od czasu do czasu musiały być podgrzewane acetylenem i było tylko jedno pomieszczenie w całej fabryce, gdzie składowano butle z tym gazem technicznym i było to pomieszczenie pozbawione elektryczności, pozbawione kamer przemysłowych, które z kolei były rozmieszczane na całej hali produkcyjnej. Nie muszę dodawać, że w całej firmie obowiązywał absolutny zakaz palenia papierosów. Proszę Państwa, ponieważ pracownicy nie byli w sposób należyty wyedukowani i nie zdawali sobie sprawy z potencjalnych skutków swoich działań, wyobraźcie sobie, gdzie oni palili te papierosy. Palili te papierosy w pomieszczeniu, gdzie były butle z acetylenem. Więc widzicie Państwo, że tutaj nie można niedoceniać działań edukacyjnych, bo możemy mieć świetne zabezpieczenia, świetny proces, świetną identyfikację ryzyka, ale nic z tego nie wyjdzie, bo i tak nam fabryka wyleci w powietrze.
Przechodząc trochę od fizycznej do finansowej kontroli ryzyka. Tutaj znów możemy ją podzielić na retencję ryzyka, czyli zatrzymanie ryzyka w przedsiębiorstwie lub jego transfer, gdzieś tam na zewnątrz. W praktyce w Polsce retencja ryzyka jest wykorzystywana, taka świadoma retencja ryzyka jest wykorzystywana niezwykle rzadko. Na pewno Państwo spotykacie się na co dzień z zarzutami klientów, że udział własny w wysokości 100 dol. albo 1000 zł, to jest jakiś gigantyczny udział własny i po co ja się ubezpieczam, skoro i tak mi 1000 zł firma zabierze.
W praktyce światowej, jak czasem rozmawiamy z naszymi kolegami, to oni bardzo się starają nie wybuchnąć śmiechem, gdy my mówimy, jakie są udziały własne, bo retencja na poziomie 100 tys. dol. ,czy miliona dol., nie jest niczym specjalnie zaskakującym w takich rozwiniętych programach ubezpieczeniowych.
W jaki sposób można to ryzyko, zachowywane na udziale własnym, finansować ? Pierwsza metoda to finansowanie ze środków bieżących. W momencie, kiedy mi się dane ryzyko pojawi, po prostu wyciągam pieniądze z kasy i ryzyko to pokrywam. Drugi element to jest sprzedaż aktywów rzeczowych, tj. jest pewne działanie, które ma charakter ostateczny, czyli, o ile my nie zaplanowaliśmy od koniecznej sprzedaży rzeczowej, tak naprawdę świadczy o braku przewidywań w przedsiębiorstwach, o błędnych przewidywaniach. Że w momencie musimy coś sprzedaż, żeby uratować w ogóle naszą działalność po szkodzie.
Trzecia metoda, bardzo rozpowszechniona tj. samoubezpieczenie, czyli wszędzie tam, gdzie mamy przewidywalny poziom strat, czyli straty o charakterze, nazwijmy je „technologicznym”, które pojawiają się zawsze, transferowanie ich, ubezpieczenie ich jest tak naprawdę przelewaniem pieniędzy od klienta, do zakładu ubezpieczeń i z powrotem. Dużo bardziej efektywne ekonomicznie jest utworzenie jakiegoś funduszu samoubezpieczeniowego. W Polsce akurat regulacje podatkowe nie sprzyjają temu, gdyż w Polsce utworzenie tego typu funduszu, funduszu celowego na pokrywanie np. skutków zdarzeń losowych, nie jest elementem kosztów uzyskania przychodów. Są takie kraje, w Europie chociażby Holandia, gdzie tego typu fundusz jest, istnieje możliwość wpisania go w koszty i tam rzeczywiście mamy pewne zachęty podatkowe.
I czwarty element, który w Polsce też praktycznie nie występuje, to jest finansowanie ryzyka z kredytu bankowego, w szczególności kredytu, który nie ma swojego odpowiednika w Polsce, tj. standby credit, nie wiem jak to przetłumaczyć „kredyt gotowościowy”? Dane przedsiębiorstwo ma umowę z bankiem, która mówi, o ile dane ryzyko u mnie wystąpi, to bank musi mi pożyczyć pieniądze na jego pokrycie, a potem ja na przestrzeni 10 lat te pieniądze oddam. Jest to o tyle istotne, że głównym zabezpieczeniem kredytu bankowego jest zawsze tzw. zdolność kredytowa, a tutaj mówimy o sytuacji, gdzie nie ma zdolności, gdyż mamy przerwę w prowadzonej działalności, czyli jest to specyficzna forma kredytu, takiego przyrzeczenia, iż kredyt zostanie udzielony w razie określonego zdarzenia losowego.
Przechodząc trochę do transferu ryzyka, on może mieć znowu dwie różne postacie. Możemy transferować w całości działalność obarczoną ryzykiem, bądź też transferować zobowiązanie do jego pokrycia. Czym się jedno różni od drugiego? Jeżeli jestem producentem wody mineralnej i potrzebuję etykiety, nie oznacza to, że muszę zakładać własną drukarnię, mogę to ryzyko pożaru drukarni wytransferować na zewnątrz i w pełni kupować te usługi gdzieś tam w przedsiębiorstwach trzecich. Innymi słowy całe autsourcing, w sposób bardziej świadomy czy nieświadomy, jest tak naprawdę transferem działalności obarczonej ryzykiem. Poniekąd to, co robią brokerzy, to też jest transfer działalności, obarczonej ryzykiem, od klienta do brokera. To Państwo ponosicie ryzyko błędów, które potem skutkować mogą jakimiś zdarzeniami u klientów i rzeczywiście brokerzy sami powinni sobie przeprowadzić, taki we własnym sumieniu, proces zarządzania ryzykiem, zastanowić się na ile ich działalność jest ryzykowna.
Transfer zobowiązania do pokrycia ryzyka znowu może mieć dwa różne charaktery. Może być albo transfer ubezpieczeniowy, albo transfer pozaubezpieczeniowy. Na temat ubezpieczeń nie chciałbym mówić, gdyż tutaj wszyscy z nas tym się w praktyce zajmują. Kilka słów na temat pozaubezpieczeniowego transferu ryzyka, który może mieć charakter odpłatny, bądź też nieodpłatny. On ma zawsze charakter odpłatny, o ile zawieranie jakichś umów, związanych z transferem ryzyka, ma głównie za zadanie właśnie przeniesienie tego ryzyka na partnera. Poniekąd była już dzisiaj mowa na ten temat. Wszelakie umowy faktoringowe, umowy o wydanie gwarancji, są pozaubezpieczeniowym transferem ryzyka, które ma charakter odpłatny. Jednocześnie szereg umów, podpisywanych przez przedsiębiorstwo, które tak naprawdę nie mają charakteru, albo podstawą ich zawierania nie jest chęć przeniesienia ryzyka, też częstokroć wiążą się z przeniesieniem tego ryzyka. Wszelkie umowy najmu, zlecenia, przewozu powodują, że my, przynajmniej na pewien czas, ryzyko transferujemy na jakiś podmiot zewnętrzny.
Kilka słów na temat czegoś, co w Polsce wydaje mi się jest dopiero daleką przyszłością, a co jest już codziennością na rynkach wysokorozwiniętych, czyli alternatywne metody transferu ryzyka. W pierwszym rzędzie captive.
Captive jest niczym innym, tylko takim sformalizowanym samoubezpieczeniem. Polskie przedsiębiorstwa jeszcze za bardzo tych captivów nie tworzą, no, mamy kilka wyjątków, ale tutaj nie chciałbym się nad nimi skupiać. Jest to kwestia wolumenu składki, które przedsiębiorstwa w Polsce opłacają. Żeby założyć captive, to trzeba płacić mniej więcej milion dolarów składki ubezpieczeniowej, żeby w ogóle myśleć o założeniu czegoś takiego.
Kolejny element to jest reasekuracja finansowa, czy asekuracja finansowa, czyli nic innego tylko rozłożenie w czasie strat. To też jest jeszcze jest coś, gdzie polskie przedsiębiorstwa są zbyt biedne na to.
Trzeci element sekuratyzacja ryzyka. Tutaj pan Jacek Kukiełka mówił o sekuratyzacji ryzyka kredytowego. Pisząc, czy tworząc tą prezentację, bardziej miałem na myśli ryzyka przyrodnicze, gdyż mam tutaj szereg przykładów, chociażby z Japonii, z Kalifornii, z tych obszarów, które są z jednej strony zamożne, a z drugiej narażone na ryzyka katastroficzne, gdzie brak jest możliwości ubezpieczania tych ryzyk. Można sekuratyzować ryzyko, czyli przetransferować je na rynki kapitałowe. W Polsce na szczęście nie ma wielkich problemów z pojemnością ubezpieczeniową dla tego typu ryzyk i z drugiej strony nie jesteśmy aż tak bardzo narażeni na ryzyka katastroficzne, tak więc tutaj też nie sądzę, żeby w odniesieniu do ryzyk przyrodniczych te akurat metody specjalnie się rozwijały. Proszę Państwa z tego, co wiem, dzisiejsze prezentacje będą dostępne w Internecie, więc pozwolę sobie ominąć część tych tabel, do których będziecie Państwo mieli dostęp.
Przechodząc nieco do praktyki wykorzystywania, albo zastawiania tych narzędzi zarządzania ryzykiem. To, czy i w jaki sposób zarządzamy ryzykiem, jest determinowane kosztem, które musimy tutaj ponieść, bo są pewne ryzyka, którymi się nie opłaca zarządzać, które po zidentyfikowaniu można zostawić samym sobie. Weźmy dla przykładu zbicie szklanki w domu, przy zmywaniu naczyń. To nie jest żadne ryzyko, którym należałoby zarządzać, ja nie mówię żeby rzucać szklankami od razu, ale nie jest to coś, nad czym trzeba by się skupiać. Na pewno w działalności każdego przedsiębiorstwa tego typu ryzyko można by zidentyfikować.
Tak naprawdę, mamy w tym procesie zarządzania ryzyk zminimalizowany, całkowity koszt ryzyka. I tutaj kilka uwag tak, żeby mieć pogląd na to właśnie, z czego się łącznik kosztu ryzyka składa. Ryzyko, które my zachowujemy na udziale własnym. To jest nic innego, tylko przewidywana wartość strat, czyli coś, czego nie widać ewidentnie, ale coś, co można per saldo mierzyć w pieniądzu. Nawet żeby dać przykład programu ubezpieczeniowego, gdzie mamy bardzo dużo szkód i mamy bardzo niski udział własny. Zazwyczaj analizując tego typu sytuacje bierze się pod uwagę tylko i wyłącznie relacje składki do tych strat, które nam zakład ubezpieczeń pokrywa. Mało przedsiębiorstw wlicza koszt pracy, koszt administracyjny, który on ponosi, a tutaj może się, znam tutaj z praktyki takie przypadki, że praktycznie rzecz biorąc, tworzy się dodatkowy etat w przedsiębiorstwie tylko po to, żeby ktoś z ramienia przedsiębiorstwa kontrolował szkody, czyli robił nic innego, tylko zestawienia ekselowskie i pilnował, czy zakład ubezpieczeń w terminie te pieniądze wypłaca.
Do analizy trzeba by zrobić nic innego, tylko dorzucić jeszcze łączny koszt pensji takiej osoby, a jest to coś, co czasem umyka. Koszt alternatywnego zaangażowania kapitału, czyli też należy rozważyć, czy lepiej jest ubezpieczyć się z niskim udziałem własnym i coś z tymi, które nie musimy przeznaczać na samofinansowanie ryzyka, coś z nimi zrobić, czy też podjąć decyzję odwrotną.
Znów jeszcze o składce ubezpieczeniowej. Z punktu widzenia brokera akurat wysoka składka ubezpieczeniowa jest dobrą sytuacją w momencie, gdy my mamy wynagrodzenie prowizyjne, ale proszę Państwa, z punktu widzenia klienta, jeżeli on analizuje szkody kontra składka, którą musi płacić, to tak naprawdę po odjęciu prowizji brokera ten rachunek kosztów jest dla niego dużo bardziej miarodajny.
Chciałbym teraz przejść do roli brokera, generalnie rzecz biorąc, w tym procesie zarządzania, zarządzania ryzykiem. Tutaj po głębszym zastanowieniu można dojść do dość zaskakujących wniosków. O tym trzeba pamiętać, że na rynkach rozwiniętych ubezpieczeniu podlegają tylko te ryzyka, którym w żaden inny sposób się nie dało zarządzać, czyli o ile nie udało się pewnego ryzyka wyeliminować.
Jeżeli prowadzone działania prewencyjne nie dają należytych skutków, bądź też mamy ryzyka o charakterze katastrofalnym, to są zazwyczaj ryzyka, których nikt nie jest w stanie samofinansować, dopiero wtedy mówimy o ubezpieczeniu. W Polsce, mam wrażenie, że jest sytuacja trochę odwrotna, czyli tam najpierw się ryzyka identyfikuje, a potem się je ewentualnie ubezpiecza, a w Polsce się namawia klienta do kupna tych, albo innych produktów ubezpieczeniowych. Więc wydaje mi się, że my jesteśmy jeszcze na bardzo wczesnym etapie faktycznego doradztwa klientom, czyli póki co my w sposób świetny konstruujemy, albo dostosowujemy istniejące produkty ubezpieczeniowe do klienta, a nie na odwrót, czyli to jest to, co tutaj pozwoliłem sobie podkreślić. Ubezpieczenie ma charakter komplementarny w stosunku do procesu zarządzania ryzykiem, nie jest substytutem tego procesu.
Rola brokera. Cóż może broker? Broker może albo aktywnie uczestniczyć w procesie zarządzania ryzykiem, bądź też może być pasywnym uczestnikiem tego procesu. W praktyce światowej i to jest proszę Państwa właśnie problem, bo cóż to oznacza praktyka światowa? Można powiedzieć, że mamy rynek krajów anglosaskich, resztę świata. W krajach anglosaskich brokerzy są zmuszani przez rynek do aktywnej roli w zarządzaniu ryzykiem. Jednocześnie mamy Europę kontynentalną, z takimi krajami jak chociażby Niemcy, gdzie broker ubezpieczeniowy jest w dalszym ciągu pośrednikiem w nabywaniu produktów ubezpieczeniowych, czyli to brokerowi się mówi, co on ma wynegocjować i nie za bardzo jest to i miejsce na jakąś wiedzę płynącą od brokera do klienta. Jaki jest polski rynek, Państwo myślę sami w swojej praktyce możecie ocenić.
Chciałbym trochę więcej powiedzieć o aktywnej jednakże roli brokera. Cóż robią firmy brokerskie? Firmy brokerskie rozszerzają zakres swoich usług. W pierwszej kolejności można wspomnieć o serwisie inżynieryjnym, czyli z jednej strony uzyskanie danych do oceny ryzyka, opis tego ryzyka i przedstawienie przedsiębiorstwom zaleceń o charakterze prewencyjnym. Ten pierwszy element jest bardzo istotny przy plasowaniu ryzyk, w szczególności dużych ryzyk, dużych ryzyk przemysłowych. Wiadomo, że im dane ryzyko jest lepiej opisane, tym precyzyjniej dany zakład ubezpieczeń może nam ryzyko skwantyfikować. Przynajmniej w odniesieniu do ryzyk przemysłowych. Ja nie słyszałem, ani sam w praktyce nie mogę zaobserwować tendencji do tego, żeby zakłady ubezpieczeń akceptowały ocenę ryzyka i kwantyfikacji ryzyka, robioną przez brokerów, no, ale być może jest to sytuacja wyjątkowa.
Drugi element to jest znowu edukacja, czyli to, co broker może zrobić dla klienta i jego pracowników. Brokerzy akurat są w tej dobrej sytuacji, że mają doświadczenia związane z obsługą wielu przedsiębiorstw i chociażby to jest pewna wartość dodana, którą broker może dostarczyć swojemu klientowi, tak naprawdę przedstawienie mu doświadczeń innych jego klientów.
Trzeci element to jest stworzenie planów awaryjnych, czyli mówienie przedsiębiorstwu jak ma postępować, o ile do danego zdarzenia dojdzie. Tutaj na marginesie można dodać, że część produktów ubezpieczeniowych typu ubezpieczenie kosztów wycofania produktu z rynku jest osiągalne praktycznie tylko i wyłącznie pod warunkiem posiadania przez dane przedsiębiorstwo planów awaryjnych. Podobnie ma to bardzo istotny wpływ na wysokość składki w ubezpieczeniach utraty zysku.
I ostatni element obserwowany w praktyce, tj. pomoc w realizacji planów awaryjnych, czyli w momencie, kiedy już do danego zdarzenia dojdzie. W takich sytuacjach, gdzie broker ubezpieczeniowy obliczył przerwy w działaniu danego przedsiębiorstwa, szukał podwykonawcy, który mógłby pod marką tego przedsiębiorstwa, które wstrzymało produkcję dalej sprzedawać towary, czy produkować na jego rzecz, potem dystrybuować tylko po to, żeby dana firma z rynku nie wypadła.
I jeszcze usługi związane z finansową kontrolą ryzyka. Broker może albo prowadzić działania związane z optymalizacją programu ubezpieczeniowego, albo też optymalizacją całego procesu finansowej kontroli ryzyka. Jak już poniekąd wspominaliśmy optymalizacja programu ubezpieczeniowego polega nie na minimalizacji łącznego kosztu ryzyka, czyli tego, co nie jest pokrywane przez zakład ubezpieczeń plus składka ubezpieczeniowa, co powoduje wzrost tego kosztu niepokrywanego, tych strat niepokrywanych przez zakład ubezpieczeń. Sprawa jest tu ewidentna. Wszelakie udziały własne, franszyzy, jak i wyłączenia, bądź też limity szkodowe. I tutaj proszę Państwa też jest istotny element, bo w praktyce czasem nie analizuje się kosztu poszczególnych rozszerzeń zakresu ochrony ubezpieczeniowej. Nie analizuje się, czy ubezpieczenie chociażby szyb, albo jakiegoś wandalizmu jest potrzebne, czy nie jest potrzebne. Wrzuca się do jednego worka z całą składką ubezpieczeniową, i wtedy ta analiza też jest nie do końca miarodajna.
Optymalizacja programu ubezpieczeniowego, znów usługi, które brokerzy mogą świadczyć. Identyfikacja ryzyka, o tym już mówiliśmy. Kwantyfikacja ukrytych skutków pośrednich, czyli uświadomienie klientowi, jakie on te skutki pośrednie ponosi i pomoc jemu w kwantyfikacji. Określenie tolerancji przedsiębiorstwa na ryzyko. To jeszcze się stosuje też, nie chciałbym wchodzić w szczegóły, szereg różnych metod, aczkolwiek ktoś, kto zapozna się z podręcznikami finansów przedsiębiorstw, myślę, że taką tolerancję przedsiębiorstwa jest w stanie określić. Generalnie rzecz biorąc, to określenie poziomu, ile firma może stracić, żeby jej się nic wielkiego nie stało, w dużym uproszczeniu. Pewne scenariusze sytuacji, czyli jak będą wyglądały finanse przedsiębiorstwa w razie realizacji czarnego scenariusza. Czym jest z kolei czarny scenariusz, czyli wyznaczenie poziomu jakiejś maksymalnej pojedynczej straty versus ta tolerancja, bądź też prawdopodobieństwo kumulacji, szeregu relatywnie drobnych szkód. Myślę, że to jest akurat element bardzo istotny przy ubezpieczeniach finansowych, jeżeli istnieje to duże ryzyko kumulacji.
I teraz pytania, na które nie muszę odpowiedzieć i są to dylematy, zdaje się nie tylko dotyczące rynku polskiego. Czy to, co robi broker powinien robić bezpłatnie, czy odpłatnie? Tendencja na świecie, która z wolna jest zauważalna, jest jednak taka, żeby brokerzy to robili odpłatnie.
Ale przynajmniej spotkałem się z takimi opiniami, że jest to wymuszane tym, że coraz częściej na rynkach rozwiniętych broker nie jest wynagradzany prowizyjnie, tylko poprzez fee, które uzyskuje od klienta. W tym momencie, kiedy otrzymuje jakąś liczbę pieniędzy istnieje możliwość jasnego zdefiniowania zakresu jego usług. Kolejny dylemat, czy powinien to robić broker sam, czy też korzystać z jakichś podmiotów zewnętrznych ? Wiadomo, że im dana firma brokerska jest większa, tym jest w stanie więcej specjalistów z danych dziedzin zatrudniać. Tutaj koszty związane z zatrudnieniem tych ludzi są rozkładane na większą ilość klientów. Im firma mniejsza, tym bardziej chyba celowe byłoby korzystanie, jakby podpowiadanie klientowi, z jakich wyspecjalizowanych firm trzecich można by przy danych elementach zarządzania ryzykiem korzystać. O czym jeszcze należy pamiętać?
O tym, że optymalizacja programu ubezpieczeniowego wymaga dużo czasu. Klienci muszą sobie zdawać z tego sprawę, że nie zawsze udaje się osiągnąć efekty w pierwszym roku ubezpieczenia, że czasem proces sam z siebie, jakby z definicji oznacza, że potrzebny jest dłuższy okres czasu na obserwację efektów.
Zaangażowanie decydentów. Czyli tak długo, jak klient się nie zaangażuje w ten cały proces, czy zarządzania ryzykiem, czy optymalizacji programu ubezpieczeniowego, najprawdopodobniej nie osiągnie zamierzanych efektów. Rzecz, która jest bardzo często, wydaje mi się, w Polsce też ignorowana, to jest taki czynnik behawioralny, czyli jakie przedsiębiorstwo ma podejście do ryzyka? Czy agresywnie podchodzi do ryzyka, czy też bardzo zachowawczo? W Polsce chyba mamy tendencję do takiego zachowawczego podchodzenia do ryzyka. Tu wszystkie udziały własne o tym świadczą.
No i czwarty element, to jest masa krytyczna firmy, czyli ona musi określony relatywnie duży wolumen składki opłacać, żeby w ogóle mówić o możliwości optymalizacji tego programu. I teraz największy znak zapytania, który myślę, że można sobie postawić, to czy jest miejsce brokera w optymalizacji programu finansowej kontroli ryzyka ? Tutaj zdania znowu są podzielone ze względu na to, że broker działa na bardzo konkurencyjnym rynku i tu jest konkurentem. Konkurentami są zakłady ubezpieczeń, są firmy konsultingowe, które skupiają dużo większe doświadczenia, dotyczące doradztwa poniesionej strategii działalności przedsiębiorstwa.
I ostatnie pytanie, na które broker sobie musi odpowiedzieć, jakie w ogóle ryzyko go interesuje? Mówiąc o optymalizacji całego programu finansowej kontroli ryzyka, my już mówimy o ryzykach nie tylko społecznych, czy operacyjnych, ale mówimy również o ryzykach finansowych i głównie o ryzykach strategicznych, czyli tutaj jest bardziej kwestia odpowiedzenia sobie na pytanie o strategie i o to, w jakich obszarach broker ubezpieczeniowy chce działać. Jeżeli broker chciałby się zająć optymalizacją finansowej kontroli ryzyka, to tak naprawdę musiałby przestać być brokerem, a musiałby się stać bardzo wysublimowanym doradcą działalności gospodarczej.
To jest wszystko, co chciałem Państwu dzisiaj przekazać.
* * *