Pierwowzorem in vitro jest Frankenstein
Z biskupem Tadeuszem Pieronkiem rozmawia Wojciech Harpula
Pary korzystające z in vitro mówią: mamy prawo do dziecka. Pytam się: jakie prawo? Skąd to prawo wynika? - mówi biskup Tadeusz Pieronek
Księże biskupie, czy para, która decyduje się na zabieg zapłodnienia in vitro, chce przechytrzyć Pana Boga?
Nie. Próbuje zrealizować swoje głębokie i szlachetne pragnienie posiadania dziecka. Czyni to jednak w sposób nieetyczny, szukając metod udostępnianych przez współczesną medycynę. Ludzie, którzy decydują się na in vitro, chcą osiągnąć godziwy cel za pomocą niegodziwych środków. Manipulacja życiem ludzkim jest poważnym naruszeniem moralności. Łamie normy etyczne o podstawowym charakterze. I to jest cały dramat in vitro.
Biskupi w liście poświęconym krytyce metody in vitro podkreślali, że Bóg i tylko Bóg jest dawcą życia, a dzieci są jego darem. Czyim darem są dzieci powołane do życia dzięki in vitro? To nie Bóg decyduje o ich powołaniu do życia?
Pana pytanie miałoby podważyć tezę, że dzieci przychodzą na świat dzięki łasce Bożej.
Skoro wszystkie dzieci i tak przychodzą na świat z woli Boga, to wierni mogą zadawać sobie pytanie, dlaczego tak fundamentalne znaczenie ma, czy do zapłodnienia dochodzi w sposób naturalny czy dzięki pomocy lekarzy.
Każde dziecko jest darem Bożym, niezależnie jak przyszło na świat i co towarzyszyło jego poczęciu. Ale ta prawda nie daje podstaw do twierdzenia, że mamy prawo manipulować życiem i zastępować naturalny proces poczęcia. Życie jest tak wielkim dobrem, że nie można sobie pozwolić na eksperymentowanie materiałem, który decyduje o jego powstaniu. Nie można łamać praw natury. Cel nie uświęca środków.
Watykańska instrukcja "Dignitas personae" powołuje się na "wyjątkowy charakter aktu służącego przekazywaniu życia" i podkreśla, że in vitro pozbawia dziecko tego godnego początku. Dlaczego poczęcie w próbówce narusza godność człowieka?
To nie tak. Pan mówi o godności dziecka, a akt przekazywania życia dotyczy godności małżonków. To akt miłości, z którego rodzi się życie.
Nie zawsze miłości.
Zgoda. W życiu ludzi zdarzają się różne sytuacje. Dziecko powinno być jednak owocem miłości małżeńskiej i najczęściej tak właśnie jest. Natomiast jeżeli pójdziemy do sklepu i kupimy sobie plemnik i komórkę jajową, to nie można mówić o życiu, które rodzi się w akcie miłości. Tam miłości nie ma. Tam jest handel.
A jeżeli małżeństwo nie może mieć dzieci zrodzonych z naturalnego "aktu miłości", to co wtedy? Miłość małżeńska nie może wyrazić się w laboratoryjnej próbówce? Przecież dziecko zrodzone dzięki niej, też będzie owocem miłości.
Życie zrodzone z próbówki jest wynikiem manipulacji, a nie działania natury. Miłość nie wyraża się przy ladzie sklepowej.
Tej z plemnikami i komórkami jajowymi? Przecież ksiądz biskup wie, że bardzo niewielki odsetek małżeństw decyduje się na skorzystanie z komórek dawców.
Dzisiaj niewiele. Jutro takich osób może być całe mnóstwo. Jeżeli otworzy się furtkę, to stanie się ona bramą. I to bardzo szybko. Rozwój metod zapłodnienia pozaustrojowego może doprowadzić do tego, że w przyszłości będziemy zamawiać sobie dzieci obdarzone określonymi cechami. Rodzice będą wybierać płeć, kolor oczu, włosów, wzrost, geny geniusza lub zbrodniarza. Będą jak twórcy Frankensteina. Czymże jest literackie wyobrażenie Frankensteina, czyli istoty powołanej do życia wbrew naturze, jak nie pierwowzorem in vitro? To makabryczna perspektywa, ale ona istnieje.
Szanując wszelkie uczucia małżonków, którzy mają problemy z płodnością, trzeba powiedzieć jasno: istnieją małżeństwa niepłodne. Tak było od wieków. Niepłodność jest pewnym faktem biologicznym.
Jest chorobą, którą współczesna medycyna pomaga leczyć. Tak samo jak tysiące innych chorób.
Pogląd, że każde małżeństwo ma prawo do dziecka, przeczy twierdzeniu podstawowemu: dziecko jest darem. A dar ofiarowuje się komuś, komu chce się go ofiarować. Czasem nie ofiarowuje się nic. I z tym trzeba się niestety pogodzić. Pary korzystające z in vitro mówią: mamy prawo do dziecka. Pytam się: jakie prawo? Skąd to prawo wynika? Nie wolno myśleć, że skoro Bóg nie obdarzył mnie dzieckiem, to mam prawo starać się o nie wbrew jego woli.
Wbrew woli? Dzieci z in vitro rodzą się wbrew woli Boga?
Chcielibyśmy rozliczać Boga z każdej złotówki, a nie mamy pojęcia jakimi motywami i racjami On się kieruje. Bóg ma swoją logikę. Ostateczne wyroki opatrzności boskiej są dla nas często nieodgadnione. Nie powinniśmy żądać od Boga spełnienia tego, co sobie założyliśmy. Dziecko jest darem, a nie towarem, który możemy sobie kupić w klinice. Pary decydujące się na in vitro wolą kupić dziecko niż je adoptować. Nie chcą dziecka z adopcji, bo pragną mieć "swoje" dziecko. To jest właśnie logika towaru, a nie daru.
Znów odwołam się do instrukcji "Dignitas personae". Sugeruje ona, że dziecko z in vitro może stać się "przedmiotem posiadania", a nie "podmiotem obdarzonym ludzką godnością". Jeżeli para ma dziecko dzięki in vitro, kocha je, to i tak jej dzieci są "przedmiotem posiadania"?
Uprzedmiotowianie potomstwa ma miejsce zwłaszcza wtedy, gdy rodzice kierują się nie miłością dziecka, tylko swoimi wyobrażeniami na temat tego, jakie to dziecko powinno być. Są dzieci, które nie są kochane, bo nie mają cech, które odpowiadają rodzicom. Godność człowieka w rozumieniu takich rodziców jest uzależniona od tego, czy dziecko spełnia warunki i oczekiwania rodziców. I takie dziecko faktycznie może być "przedmiotem" zamiast "podmiotem". Nie wiązałbym tego jednak zasadniczo z metodą poczęcia. Ryzyko wzrasta, gdy ludzie posuwają się do metod bardzo odległych od naturalnego macierzyństwa: korzystają z komórek dawców, matek zastępczych. Po prostu kupują dziecko. Wtedy prawdopodobieństwo, że będzie ono traktowane jak "przedmiot posiadania", jest znaczące.
Zgodnie z nauką Kościoła embrion "od samego początku ma godność ludzką osoby". Co to znaczy?
Z uporem maniaka wracam do powiedzenia, które jest głupawe, ale bardzo prawdziwe: od tysięcy lat jeszcze nigdy ze współżycia mężczyzny i kobiety nie powstał stołek. Powstaje życie ludzkie. Więc po co debata, czym jest embrion? Kościół nie twierdzi, że embrion jest osobą. Jest zaczątkiem życia ludzkiego i dlatego musi być chroniony. Ma to zresztą miejsce w ustawodawstwach wielu państw.
Zgodzi się ksiądz biskup z twierdzeniem, że in vitro nie krzywdzi żadnej osoby i nie powoduje cierpienia u nikogo, kto by to cierpienie bezpośrednio odczuwał?
Nie wiem. Nie jestem embrionem. Nie wiem co czują embriony, które jeżeli nie zostaną wykorzystane do zapłodnienia, są niszczone. Nie da się tego określić. Podobnie jak nie da się określić, jakie będą długofalowe skutki stosowania metody in vitro. Nie wiemy, czy nie wywoła ona na przestrzeni kilku pokoleń negatywnych zmian dotyczących podstawowych cech ludzkich. Ta metoda jest bardzo pożądana, a można sądzić, że będzie pożądana jeszcze bardziej. Niepłodność stała się bowiem plagą współczesności. Zawsze istniała, ale dzisiaj jest plagą. Jest chorobą cywilizacyjną. Trzeba zadać pytanie, dlaczego tak się stało.
Więc dlaczego?
Bo uznaliśmy, że możemy rządzić płodnością. Stosujemy pigułki antykoncepcyjne, środki wczesnoporonne, dopuszczamy się aborcji. Późno zawieramy małżeństwa. Przez wieki w Polsce ludzie zakładali rodziny w wieku 18-20 lat. Teraz robią to w okolicach 30-tki. To czego się spodziewają? W tym wieku organizm ma już za sobą okres, w którym bardzo łatwo można dojść do potomstwa. Ludzie pragnący dziecka domagają się od Boga tego, co On nam daje. Tyle że daje nam to wtedy, kiedy my tego nie chcemy i odrzucamy ten dar. In vitro jest potrzebne po to, żeby człowiek przez 30 lat mógł się wyszumieć: robić to, co chce, nie licząc się z nikim i z niczym. A po 30 latach orientuje się, że jednak chce mieć potomstwo i prosi Boga o zmiłowanie. Nie tędy droga.
Księże biskupie, poddanie się zabiegowi in vitro to ciężki grzech?
To bardzo ciężki grzech. Od razu zrobię jednak zastrzeżenie: o grzechu mówimy w tym przypadku teoretycznie. Grzech można zarzucać komuś, gdy zna się wszystkie okoliczności, w których tego grzechu się dopuścił.
A ksiądz jako spowiednik co by powiedział małżonkom, którzy wyznają, że są po zabiegu in vitro?
Powiedziałbym to samo, co człowiekowi dopuszczającemu się aborcji czy zabójstwa.
Ksiądz in vitro stawia na równi z aborcją czy zabójstwem?
Nie. Każdy grzech jest indywidualny. Wszystko zależy od tego, w jakiej sytuacji jest wierny. Ksiądz nie wymierza kar. Ksiądz, jeżeli ktoś żałuje swoich czynów, udziela rozgrzeszenia.
Myśli ksiądz, że można szczerze i autentycznie żałować, że doczekało się w końcu upragnionego dziecka?
Z psychologicznego punktu widzenia to trudne. Można jednak żałować, że ma się upragnione dziecko dzięki niegodnej i niemoralnej metodzie.
Dlaczego mimo zdecydowanego sprzeciwu Kościoła większość Polaków popiera metodę in vitro?
Opinia publiczna nie decyduje o normach etycznych. Natura ludzka jest bardziej skłonna do złego niż do dobrego. Dramat człowieka leży właśnie w tym. Św. Paweł mówił jasno, że czuje w sobie dwie natury: jedną, która go wznosi i pokazuje mu perspektywy dobra i drugą, która go przygważdża do ziemi i powoduje, że pragnąc dobra - czyni zło. Tacy jesteśmy.
Co ksiądz biskup pomyślał, gdy usłyszał stwierdzenie Manueli Gretkowskiej, że "Jezus powstał in vitro w Duchu Świętym"?
Przy dyskusjach światopoglądowych każdy chwyt jest w jakiś sposób zrozumiały. Chrześcijaństwu, jeżeli się chce, można odebrać wszelką wartość. Można mu wszystko przypisać. Wystarczy spojrzeć do internetu. Niektóre wypowiedzi internautów na forach czy blogach pokazują, jak głęboko człowiek może być niesprawiedliwy i jak bardzo może być głupi. Istnieją ludzie, którzy anonimowo wyżywają się w internecie, uważając, że mają wyłączność na rację. Każdą informację potrafią opatrzyć komentarzem atakującym chrześcijaństwo i chrześcijan. Jak można pisać pod informacją o sytuacji w Strefie Gazy - "Boga nie ma"? Przecież to absurd.
A co ksiądz biskup sądzi o wpisach na blogu prof. Joanny Senyszyn? Na przykład tym, że w sprzeciwie Kościoła wobec in vitro chodzi o sposób pozyskiwania nasienia. Prof. Senyszyn napisała, że Kościół uważa masturbację za grzech i tu leży prawdziwa przyczyna uznania zapłodnienia pozaustrojowego za niegodziwe.
Szkoda czasu na komentowanie takich rzeczy. Pani Senyszyn już dawno przekroczyła granicę śmieszności.
Ustawa regulująca m.in. zagadnienia związane z in vitro autorstwa Jarosława Gowina powinna zostać przyjęta przez Sejm?
O tym zadecydują posłowie. Dla katolików powinno być jasne, że in vitro jest niemoralne i powinno być zakazane. Ostateczny kształt ustawy będzie jednak wynikiem demokratycznego kompromisu. To będzie kompromis prawny, ale nie moralny. Nie każde dozwolone prawem działanie jest moralne.
Ustawa w kształcie zaproponowanym przez Gowina niewątpliwie byłaby lepsza od obecnego stanu rzeczy, czyli kompletnego braku regulacji. Polityczny kompromis nie zadowoli jednak nikogo: ani katolików, ani liberałów czy feministek. Z podobnym kompromisem mieliśmy do czynienia podczas prac nad ustawą o ochronie życia ludzkiego.
Ta ustawa doprowadziła do powstania podziemia aborcyjnego. Teraz niektórzy też spodziewają się, że wprowadzenie zakazu zamrażania zarodków i korzystania z komórek dawcy spowoduje, że pary z Polski będą wyjeżdżać za granicę, by zwiększyć swoje szanse na zajście w ciążę dzięki in vitro.
Jeżeli ktoś będzie chciał czynić zło, to i tak to zrobi. In vitro z punktu widzenia prawa naturalnego jest niegodziwe. Kościół nie jest w stanie powstrzymać ludzi przed robieniem rzeczy niegodziwych, ale ma prawo i obowiązek pokazywać, co jest dobre, a co złe. Kościół zawsze będzie chronił życia i godności człowieka. In vitro narusza te wartości. I powinni pamiętać o tym wszyscy katolicy.
Tadeusz Pieronek - biskup, profesor kanonicznego prawa procesowego. Były sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski i były rektor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Przewodniczący Kościelnej Komisji Konkordatowej.
4