Pornografia jak narkotyk (świadectwo)
Miałem 12 lat, gdy koledzy podsunęli mi propozycję „szczęścia”. Była to pornografia - najpierw prasowa, a później telewizyjna. Najgorsze, że wydawało mi się to z początku bardzo fajne. Nie upłynęło wiele czasu i zostałem sam ze swoim „szczęściem”. Pornografia stała się dla mnie jak narkotyk. Przez jej używanie w krótkim czasie doprowadziłem się do nałogu masturbacji. Wyrzuty sumienia uspokajałem tekstami z Bravo, w których „autorytety” zapewniały mnie, że masturbacja nie jest niczym złym. Ten gwałt na czystości trwał przez dziewięć lat mojego dzieciństwa i lat młodzieńczych. W tym czasie pojawiły się u mnie jeszcze takie dewiacje, jak skłonności homoseksualne oraz ekshibicjonizm - i jeszcze inne, o których lepiej zapomnieć i nie mówić, aby uniknąć zgorszenia lub szoku. Nie wspomnę tu o równie ciężkich grzechach względem innych przykazań.
Kiedy zauważyłem, że to nie tylko nie daje szczęścia, ale że coraz bardziej pogrążam się w otchłani zła, bliski rozpaczy szukałem dalej. Pełny pychy i egoizmu postawiłem sobie pytanie: co mi może w życiu zaoferować Bóg, w którego podobno wierzę? Szukanie odpowiedzi na to pytanie wprowadziło mnie na ścieżkę prowadzącą do nawrócenia i stopniowego uwalniania się od nałogu; trwało to ponad trzy lata. Nawrócenie zaczęło się od sakramentu pokuty. Z początku spowiadałem się w sposób bardzo powierzchowny. To bardzo nieudolne otwieranie mojego serca pozwoliło jednak Duchowi Świętemu zrodzić we mnie pragnienie modlitwy. Dzięki modlitwie uczyłem się stawać w prawdzie i powstawać z grzechów. Bóg okazał mi wielkie miłosierdzie. Nagiego, ogołoconego ze wszystkiego, bez najmniejszego punktu zaczepienia wyprowadził mnie na „pustynię”. Zabrał mi zdrowie fizyczne, przyjaciół, rzeczy materialne (zyskała na tym cała moja rodzina). Na „pustyni” mógł mnie najłatwiej uczyć modlitwy. Tam byłem z Nim sam na sam. Wtedy zapragnąłem doświadczyć Jego bliskości. I udało się, pozwoliłem się ogarnąć wszechmocą Jego miłosierdzia. Po trzech latach duchowego zmagania się Pan Jezus uwolnił mnie od tych poniżających nałogów, stałem się zupełnie wolny. Pustynny piach nie wskazywał drogi, nie dawał mi pić, nie chronił mnie w czasie duchowych nocy. Nic nie podpowiadał i niczym nie zniewalał. Pokazywał tylko najwyższą Miłość i drogę ku Niej wiodącą - poprzez modlitwę. Dziś, z perspektywy czasu, wiem, że była to ogromna próba wybierania pomiędzy sobą - własnym ego - a Bogiem, między grzechem a wolnością. Była to jednak konieczna próba i ogromna szansa, z której skorzystałem. Dawniej byłem zbuntowanym dzieckiem, dziś jestem mężnym wędrowcem, który już wie, że nie idzie sam, ale z Chrystusem i innymi osobami.
Zacząłem studiować teologię, bardzo poważnie zaangażowałem się w Odnowę w Duchu Świętym (pomagam innym modlitwą wstawienniczą). O grzechach przeszłości pamiętam tylko, gdy Szatan kusi, ale jak na razie, dzięki Bogu, wygrywam.
Szymon-Piotr