Platon - Niezwykła Wizja Miłości
Powieść "W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta zaczyna się obrazem dziecka czekającego na matkę, która przyjdzie pocałować je na dobranoc. Wrażliwy i samotny chłopiec coraz bardziej martwi się i niepokoi, a cała powieść (bardziej mozaika życia niż fikcja literacka) jest kroniką starań zmierzających do pokonania przepaści między nim a resztą ludzkości. Czuje się skrajnie osamotniony, odizolowany od życia i opuszczony. Początkowy fragment powieści mówi o wiecznym dążeniu dziecka, które musi nauczyć się żyć z dala od matki, nawet jeśli pragnie być blisko niej. Potężne pragnienie zjednoczenia się z ukochaną istotą jest jedną z głównych idei miłości.
Taka wizja miłości ma swoje źródło w starożytnej filozofii greckiej. Dla Platona kochankowie są niedoskonałymi częściami układanki, poszukującymi siebie nawzajem, żeby stać się jednością. Są siłą, ukształtowaną przez dwie słabości. W pewnym sensie wszyscy kochankowie pragną się zatracić, połączyć, stać się jednością. Rezygnując ze swej autonomii, odnajdują swoją prawdziwą istotę. W świecie, którym rządził mit, Platon starał się racjonalnie posłużyć mitem jako alegorią, żeby dowieść swojej tezy. Uczta to najstarszy znany tekst, w którym poddaje się miłość szczegółowej analizie. W uczcie filozof radzi ludziom, żeby powściągnęli żądze seksualne oraz potrzebę dawania i doznawania miłości. Powinni całą swoją energię skupić na wyższych celach. Doskonale rozumie, że nadanie innego kierunku tak potężnym instynktom wymaga trudnej walki i spowoduje konflikt wewnętrzny. Kiedy po niemal trzech tysiącach lat Freud mówił o tej samej walce, posługując się takimi terminami jak "sublimacja" i "stłumienie", odwoływał się do Platona, który uważał miłość za wielkie utrapienie i zagadkę: częściowo dlatego, że nie miał jasnego obrazu własnej tożsamości seksualnej. Jako młodzieniec sławił w swoich pismach miłość homoseksualną, którą później, w podeszłym wieku, potępił jako występek przeciw naturze.
Podczas uczty, wydanej na cześć Erosa, Sokrates - nauczyciel i towarzysz Platona - wymienia z biesiadnikami uwagi na temat miłości. W istocie zadaniem Sokratesa jest podważanie ich tez. Nie zgromadzili się oni z zamiarem wysławiania miłości, lecz po to, żeby ją zmierzyć, zanurzyć się w jej fale i poznać jej głębię. Jednym z pierwszych tematów, o których dyskutują, jest miłość jako powszechna potrzeba ludzka. Nie tylko mityczny bóg, kaprys i szaleństwo, lecz integralna cząstka ludzkiego życia. Kiedy przychodzi kolej na Arystofanesa, opowiada on baśń, która później, przez tysiące lat, była natchnieniem dla myślicieli. Arystofanes wyjaśnia, że na świecie początkowo istniały trzy płcie: męska, żeńska oraz hermafrodytyczny zlepek jednej i drugiej. Te istoty pierwotne miały dwie głowy, cztery ręce, dwie "okolice wstydliwe". Ich siła zagrażała Zeusowi, przeciął je więc na dwoje, czyniąc z nich trybady (lesbijki), homoseksualistów i heteroseksualistów. Każda nowa istota tęskniła do swojej brakującej połowy.
Przyjrzyjmy się bliżej uczcie. Cały dialog opowiada niejaki Apollodoros, zapalony, dogmatyczny i prostoduszny, a łagodnie dowcipny wielbiciel Sokratesa, kilku znajomym intligentnym Ateńczykom ludziom świeckim, których Filozofia nie interesuje specjalnie, tylko radzi by przecież coś usłyszeć o owym głośnym zebraniu, gdzie miały być rozmaite ciekawe i wybitne osobistości. Apollodor opowiadał wprawdzie niedawno rzecz całą niejakiemu Glaukonowi i dlatego potem referuje tak płynnie, jako iż to robi po raz drugi; sam jednak nie był na uczcie, tylko o niej słyszał od Arystodema, naiwnego sokratyka, zatem nic dziwnego, że wystąpią pewne momenty zmyślone, skoro rzecz cała przechodziła przez tyle ust. W 416 r. p.n.e. w domu Agatona odbyło się przyjęcie z okazji jego zwycięstwa w konkursie tragedii, na którym spotkała się inteligencja ateńska. Zabawa trwała co najmniej dwa dni, a Platon opisuje jej drugi dzień. W pierwszym dniu najprawdopodobniej nic ciekawego nie miało miejsca, a całe towarzystwo tak się upiło, że podczas drugiego dnia Pauzaniasz proponuje, aby "można pić możliwie lekko" , na co wszyscy się godzą. Z kolei Eryksimachos wygania flecistę z pokoju uczty i wnosi, żeby zabawić się rozmową. Przedmiotem rozmowy, idąc za myślą Fajdrosa ma być pochwała Erosa, którą każdy z uczestników ma zawrzeć w swojej mowie. I tak rozpoczyna Fajdros, a po nim o Erosie słyszymy z ust Pauzaniasza, Eryksimachosa, Arystofanesa, Agatona, aż wreszcie Sokratesa.
Po zakończeniu mowy przez Agatona dochodzi do wymiany zdań między nim a Sokratesem. Sokrates stawia pytania: 1) "Czy Eros jest miłością czegoś, czy też niczego?" ; 2) "Czy Eros pranie tego, do czego się odnosi, czy nie?" ; 3) "A czy ma to, czego pragnie i co kocha, a mimo to dalej pragnie i kocha, czy też on tego nie ma?".
Odpowiadając na pytanie trzecie Sokrates stwierdza, że Eros pragnie tego "czego jeszcze nie ma, czego nie posiada, pragnie być takim, jakim jeszcze nie jest, pragnie tego, czego mu brak" . Na pytanie drugie odpowiada, że "pragnie tego do czego się odnosi" , a na pytanie pierwsze, że "Eros jest miłością tego co piękne" . Jednakże, jeżeli Eros pragnie piękna, to nie może być pięknym, a także zgadzając się na to, że "co dobre, to jest piękne", nie jest także dobry. Agaton w swojej mowie twierdził, że Eros jest najpiękniejszy spośród bogów, teraz dochodzi do zgoła odmiennych wniosków, co wprowadza go w zakłopotanie i zaprzestaje rozmowy z Sokratesem, który rozpoczyna swoją mowę ku pochwale Erosa.
Już na podstawie tej rozmowy widać, że Eros jest różnie rozpatrywany. Z pytania pierwszego wynika, że chodzi tu o jakąś siłę, proces, który powoduje miłość, a na podstawie pytania drugiego i trzeciego Eros jest bogiem, który poddaje się procesowi kochania. Eros jest więc pojmowany przez Sokratesa nie tylko jako bóg miłości, ale szerzej jako proces - uczucie kochania i pożądania.
Sokrates informuje słuchaczy, że to co powie o Erosie słyszał od Diotymy z Mantinei. Władysław Witwicki sądzi, że Diotyma została wprowadzona do dialogu po to, aby podkreślić odrębność nauki Platona od poglądów Sokratesa.
Sokrates w rozmowie z Diotymą tak samo jak Agaton twierdził, że Eros jest piękny i dobry, a Diotyma tak jak on wcześniej zaprzeczała temu. Sokrates stwierdził, że jeżeli nie jest piękny i dobry, bo musi być szpetny i zły. Diotyma sugeruje, że tak wcale nie musi być. Między jednym i drugim jest jeszcze stan pośredni, tak jak słuszne mniemanie jest pomiędzy wiedzą i niewiedzą.
Eros nie jest także bogiem. Bogowie są szczęśliwi, ponieważ są piękni i dobrzy, a Eros taki nie jest. On pragnie tylko bycia pięknym i dobrym, ponieważ mu tego brak. Jednak Eros także nie jest człowiekiem, jest "wielkim duchem, mój Sokratesie. Cała sfera duchów jest czymś pośrednim pomiędzy bogiem a tym, co śmiertelne" . Stefan Okołów w swojej wersji ""Simposion" określa Erosa jako "potężnego demona", który zajmuje pośrednie miejsce między bogami i ludźmi. Eros jest tłumaczem pomiędzy bogami i ludźmi, który bogom ofiary i modlitwy zanosi, a ludziom rozkosze i łaski.
Eros jest synem Penie (Biedy) i Dorosa (Dostatku). Został poczęty na przyjęciu w dniu urodzin Afrodyty. Kiery Doros upił się nektarem i spał w ogrodzie Zeusa, wykorzystała to Penia, która chciała mieć z nim syna, położyła się przy nim.
Eros Przede wszystkim to wieczny biedak; daleko mu do delikatnych rysów i do piękności, jak się niejednemu wydaje; niezgrabny jest, jak potyrcze wygląda, boso chodzi, bezdomny po ziemi się wala, bez pościeli sypia pod progiem gdzieś albo przy drodze, dachu nigdy nie ma nad głową, bo taka już jego natura po matce, że z biedą chodzi w parze. Ale po ojcu goni za tym co piękne i co dobre, odważny, zuch, tęgi myśliwy, zawsze jakieś wymyśla sposoby, do rozumu dąży, dać sobie rady potrafi, a filozofuje całe życie, straszny czarodziej, truciciel czy sofista; ani bóg; ani człowiek" . Ojciec jego jest mądry, a matka niemądra, on zaś jest pośrodku mądrości i głupoty. Jest filozofem, który dąży do miłości - tego co piękne, ponieważ taka jest jego natura.
Sokrates myślał, że Eros jest piękny ponieważ: "Z tego, co mówisz, uważam, żeś brał za Erosa przedmiot miłości, a nie miłość samą. I dlatego ci się Eros taki cudny wydawał. Tak, przedmiot miłości jest naprawdę piękny, subtelny, skończony i doskonały. Ale to, co kocha wygląda inaczej, o tak jakem ci powiedziała" . W tłumaczeniu Okołowa ten sam fragment tak brzmi: "Dlatego to, jak sądzę, Eros wydał ci się piękniejszym, bo istota kochana jest rzeczywiście piękną, wykwintną, doskonałą, boską; istota zaś, która kocha ma inną zupełnie postać, jak to tylko wyjaśniłem" .
Wcześniej zostało powiedziane, że Eros jest rozpatrywany jako proces - kochanie i jako bóg. Poprzednicy, którzy wygłaszali mowy przypisywali Erosowi właśnie cechy doskonałe, opisując boga miłości. Platon zaś określa Erosa jako demona, który jest pomiędzy ludźmi i bogami. Miłość rozpatruje jako proces - dążenie do piękna i wyraźnie oddziela przedmiot kochania i podmiot kochania.
Eros powoduje, że ludzie chcą posiadać dobro i piękno., a kiedy już będą je mieli, to będą szczęśliwi. Posiadanie dobra i szczęścia jest wspólne wszystkim ludziom, jednak różni ludzie dążą do tego odmiennymi drogami. Tak samo jest w wypadku wszelkiej twórczości. Twórcami są ci, którzy powodują zaistnienie rzeczy. Ci co tworzą wiersze są nazwani poetami, a ci, którzy tworzą inne rzeczy są nazywani odmiennie. Tak samo jest z Erosem, który ogólnie oznacza dążenie do dobra i szczęścia.
Ludzie chcą posiadać dobro, jednak do tego trzeba dodać, że chcą je posiadać na zawsze. Sokrates pyta co trzeba zrobić, żeby osiągnąć dobro i jakie działania nazwać miłością? Diotyma odpowiada: "miłość to rodzenie w piękności ciałem i duchem" . "Jest w każdym człowieku pewien płciowy pęd, cielesnej i duchowej natury. Toteż kiedy człowiek wieku pewnego dojdzie, zapładniać pragnie nasza natura. A nie może zapładniać tego, co szpetne, tylko to, co piękne. Boska to jest rzecz, i w istocie śmiertelnej te dwa tkwią nieśmiertelne pierwiastki: ten płciowy pęd i zapładnianie" . Tylko poprzez piękno dwoje ludzi może się połączyć i tylko wtedy może wydać potomstwo, kiedy zachodzi między nimi harmonia.
Człowiek pragnie nieśmiertelności, ponieważ przedmiotem miłości jest wieczne posiadanie dobra. Poprzez zapładnianie i wydawanie potomstwa w pewien sposób zapewniamy sobie nieśmiertelność. Człowiek poprzez całe swoje życie zmienia się fizycznie i duchowo, jednak jest nadal tą samą osobą, a przez swoje potomstwo on sam zyskuje nieśmiertelność choć już w innym ciele.
Platon rysuje tu bardzo interesujące hipotezy. Każdy człowiek może być nieśmiertelny poprzez wydanie potomstwa - o tym Platon mówi jasno. Jednak argumentuje to tym, że przez całe życie człowiek mimo ciągłych zmian jest tą samą osobą, a dzięki potomstwu zyskuje nieśmiertelność - budzi wątpliwości. Trudno zrozumieć, co Platon chciał wyrazić w tym fragmencie. Nie można się raczej zgodzić na taki sposób osiągnięcia nieśmiertelności. Chociaż podchodząc do tego czysto biologicznie w każdym potomku danej osoby jest jej część w postaci kodu genetycznego służącego do replikacji nowego organizmu, jednak o tym Platon jeszcze nie wiedział. Możliwe, że Platon inaczej rozumiał nieśmiertelność. Dzisiaj nieśmiertelność pod wpływem religii chrześcijańskiej kojarzy się z życiem wiecznym. Platon odnosi nieśmiertelność także do sławnych czynów i dzieł kultury ludzkiej, które ich twórcom zapewniają nieśmiertelność, jednak tu nieśmiertelność rozumiana jest w sensie nieśmiertelnej pamięci. I tak dzieła Homera, Hezjoda i prawa Solona dały im większą nieśmiertelność niż tym, którzy zostawili potomstwo. "Płodzenie w duszy" jak to nazywa Platon stoi wyżej od "płodzenia w ciele".
Teoria miłości Platona jest oparta na przechodzeniu przez kolejne stadia do najwyższej miłości. Za młodu człowiek kocha tylko jedno ciało, bo w nim tylko widzi piękno. Następnie zaczyna widzieć piękno we wszystkich ciałach. Potem ceni bardziej piękno ukryte w duszy, aż z czasem bardziej zacznie cenić piękno w czynach i prawach. Piękno, które odkrywa "jest jedno i to samo", lecz poznaje je stopniowo w różnych formach. Od pięknych czynów przejdzie do podziwiania piękna nauki, gdzie "płodzić zacznie słowa i myśli wielkie i wspaniałe, gnany niesamowitym dążeniem do prawdy". Na samym końcu drogi miłości znajduje się "piękno samo w sobie, ono samo w swej istocie. Otwiera się przed nim to, do czego szły wszystkie jego trudy poprzednie; on ogląda piękno wieczne, które nie powstaje i nie ginie, i nie rozwija się ani nie więdnie, ani nie jest z jednej strony piękne, a z drugiej szpetne, ani raz tylko takie, a drugi raz odmienne, ani także w porównaniu z czymkolwiek, a z czym innym inne, ani też dla jednego piękne, a dla drugiego szpetne" . Piękno jest określane jako "w sobie niezmienne i wieczne, a wszystkie inne przedmioty piękna uczestniczą w nim jakoś w ten sposób, że podczas gdy same powstają i giną, ono ani pełniejszym się nie staje, ani uboższym, ani go żadna w ogóle zmiana nie dotyczy".
Człowiek, który ogląda piękno potrafi rozpoznać prawdziwe wartości bo dotyka tego co naprawdę jest rzeczywiste i tym samym "kochankiem bogów się staje".
Mowa Sokratesa zrobiła na słuchaczach wrażenie i zdobyła pochwały. Chwilę po zakończeniu mowy, na ucztę przychodzi pijany Alhibiades, który zaczyna wygłaszać pochwałę Sokratesa. W końcu przyjęcie przeradza się tak jak dnia pierwszego w zbiorową popitkę. Sokrates, który także pił z innymi, jednak ma on tyle silną głowę, że wczesnym rankiem opuszcza dom Agatona, idzie wykąpać się do Lykonu, a potem spędza cały dzień tak jak zazwyczaj.
W mowie Sokratesa Platon wygłasza pochwałę Erosa, jednak określa go innymi cechami niż wcześniejsi rozmówcy. Dla niego nie jest doskonałym Bogiem, lecz demonem, który jest tłumaczem między bogami i ludźmi. Jego życie polega na wiecznym dążeniu do doskonałości. Eros znajduje się w każdym z ludzi, dlatego wszyscy ludzie pragną posiadać dobro i piękno na zawsze. Widać wyraźnie, że Eros - demon jest rozpatrywany jako pragnienie posiadania dobra i piękna, co Platon nazywa miłością. Jednakże miłość miłości nie jest równa. Na samym dole drabiny znajduje się miłość czysto fizyczna, a na szczycie człowiek może podziwiać idee piękna. Dla Platona "sztuka nie prowadzi do rozkoszowania się pięknem, ale Eros [...]. miłość platoniczna jest ową drogą ducha, która poprzez piękno prowadzi do absolutu" ([1], s.45).
Sokrates rozpoczyna swoją mowę od opisu Erosa, a kończy ją na przedstawieniu idei piękna. Piękno jest na równi zestawione z dobrem i prawdą, a Platon używa tych słów zamiennie. To on dał początek sławnej triadzie: prawdzie, dobru i pięknie jako najwyższym wartościom ludzkim.
"Platon nie zaprzeczał, że człowiek prosty znajduje upodobanie w pięknych ciałach, ale sądził, że od ciał piękniejsze są myśli i czyny. Piękno duchowe jest pięknem wyższym. Jednakże i ono nie jest jeszcze najwyższe. Najwyższe piękno jest w idei, ona dopiero jest samym pięknem. Jeśli człowiek ma wykonać coś pięknego, to tylko na wzór idei. Jeśli ciała i dusze są piękne, to tylko przez idee, przez to, że są podobne do idei piękna" ([10], s.120-121). Idea piękna jest wieczna, niepodzielna, niezmienna, a wszystkie inne rzeczy są piękne, tylko przez uczestnictwo w idei piękna. Ważne jest to, że człowiek który dostąpi oglądania idei piękna otrzymuje niezwykłą moc, ponieważ będzie potrafił rozpoznać prawdziwe wartości. Jakie dziwne jest pragnienie złączenia się z drugą istotą! Ludzie nie mogą stać się jednością w sensie dosłownym: jest to niemożliwe fizycznie. Sama idea wydaje się absurdalna. Jesteśmy odrębnymi organizmami. Nie łączymy się ze sobą, chyba że jesteśmy bliźniętami syjamskimi. Dlaczego właściwie miałoby nas dręczyć uczucie braku pełni? Skąd to wiara, że łącząc nasze ciało, myśli i losy z drugą osobą, wyleczymy się z uczucia samotności? Czy nie byłoby rozsądniej wierzyć, że ludzie połączeni miłością stają się związkiem dwojga, a nie jednością? Idea połączenia jest tak nieracjonalna, tak przeciwna zdrowemu rozsądkowi i doświadczeniu, że jej korzenie muszą tkwić głęboko w naszej psychice. Ponieważ dziecko zrodzone z matki żyje jako osobna jednostka, uważamy je za odrębną istotę. W kategoriach biologicznych nie jest to ścisłe. Dziecko jest organiczną cząstką matki, oddzieloną od niej podczas porodu, ale łączy je z nią biologia, osobowość, a nawet zapach. Wyłącznym, absolutnym stanem doskonałej jedności jest dziecko kołyszące się w łonie matki, niczym maleńki szaleniec w wyściełanej celi, złączone z nią, czujące w swoim ciele jej krew, hormony i nastroje, doznające jej uczuć. Po tej doskonałej, rozkołysanej, wzajemnie zależnej jedności narodziny są amputacją, a dziecko jest niczym część ciała, która pragnie połączyć się z całością. Nie twierdzę, że towarzyszy nam taka świadomość, ale być może jest to wyjaśnienie osmotycznego pragnienia, które od czasu do czasu staje się naszym udziałem, żeby złączyć nasze serce, ciało i jego fluidy z drugą istotą. Dzieli nas od siebie tylko cienka warstwa skóry, tylko wydarzenia tak wiotkie jak neurony. Tylko fermentująca papka osobowości dzieli nas od pokonania granicy naszych organizmów, za którą staniemy się jednym pragnieniem, jedną walką, jednym przeznaczeniem. Kiedy wreszcie sięgniemy tego szczytu, czujemy, że jesteśmy więcej niż jednością: nie mamy granic.
Azemilia