zadbać o własne interesy. A prawie wszyscy powiedzą, że przynajmniej pozostali wierni sobie.
A Zbawieni?
Ach, Zbawieni... to, czego doświadczą, można
by opisać jako przeciwieństwo fatamorgany. Dolina
łez, w której przebywali, z perspektywy czasu okaże
się bijącym źródłem, a słona pustynia, której doświad
czyli na swojej drodze, stanie się w ich pamięci tym,
czym była naprawdę — krainą rozlanych wód.
A więc ci, co mówią, że Niebo i Piekło to stany
umysłu, mają rację?
Sza, nie bluźnij — przerwał mi poważnie. —
Piekło jest stanem umysłu. Nie mógłbyś powiedzieć
nic bardziej zgodnego z prawdą. Każdy stan umy
słu pozostawiony sam sobie, każde zamknięcie się
stworzenia w lochach własnego umysłu zmienia się
w końcu w Piekło. Ale Niebo nie jest stanem umy
słu. Niebo jest samą rzeczywistością. Wszystko, co na
prawdę realne, ma swoje miejsce w Niebie. Wszystko,
co chwiejne, zostanie zachwiane, a pozostanie tylko
to, co nigdy się nie zachwieje.
Ale czy po śmierci naprawdę istnieje możliwość
wyboru? Moi znajomi katolicy zdziwiliby się, bo we
dług nich dusze w Czyśćcu już są zbawione. Ale moim
znajomym protestantom też by się to nie spodobało,
bo oni z kolei uważają, że drzewo, które upada, nale
ży uznać za już powalone.
Może i jedni, i drudzy mają rację. Nie zaprzą
taj sobie głowy takimi pytaniami. Nie zrozumiesz do
końca, jak się mają do siebie wybór i czas, dopóki nie
zostawisz ich obydwu za sobą. I nie po to się tu zna
lazłeś, żeby badać podobne ciekawostki. To, co na
prawdę powinno cię interesować, to sama istota wy
boru, który się tu dokonuje, a masz okazję przyjrzeć
mu się z bliska.
Ale to też wymaga wyjaśnienia — powiedzia
łem. — Co wybierają te dusze, które decydują się wró
cić (bo innych na razie nie spotkałem)? I jak mogą
dokonać takiego wyboru?
Milton miał rację — odparł Nauczyciel. — Wy
bór, jakiego dokonuje każda dusza idąca na zatrace
nie, może być wyrażony słowami: „Lepiej królować
w Piekle, niż służyć w Niebiosach". Potępieni zawsze
obstają przy zachowaniu czegoś dla siebie, nawet za
cenę cierpienia. Zawsze znajdzie się coś, co jest im
droższe niż radość, to znaczy niż rzeczywistość. Po
dobnie bywa z zepsutym dzieckiem, które prędzej
zrezygnuje z zabawy i kolacji, niż powie „przepra
szam" i pogodzi się z innymi. Mówi się wtedy, że jest
obrażone. Ale w dorosłym życiu nazywacie to znacz
nie wspaniałej i różnorodniej — gniewem Achillesa,
dumą Koriolana, zemstą, ambicją, urażoną cnotą, tra
giczną wielkością lub godnością osobistą.
A więc nie ma potępionych z powodu niskich
grzechów? Z powodu zmysłowości?
Na pewno są i tacy. Człowiek zmysłowy zaczy
na od podążania za przyjemnością, choć jest ona nie
wielka. Tym mniejszy jest zatem jego grzech. Przy
chodzi jednak chwila, kiedy pomimo że przyjemność
staje się coraz to mniejsza i mniejsza, a pożądanie
wciąż bardziej palące, i pomimo że taki człowiek wie,
iż w ten sposób nigdy nie osiągnie radości, zaczyna
przedkładać nad prawdziwą radość pieszczotę nieza
spokojonej żądzy i za nic nie da jej sobie odebrać. Bę
dzie gotów walczyć o nią na śmierć i życie. Chciałby
się podrapać, ale nawet wtedy, gdy już nie może tego
zrobić, woli nadal odczuwać swędzenie, niż zostać go
pozbawionym.
Nauczyciel zamilkł na kilka minut, a potem ode-się znowu:
62
63