89. „Być człowiekiem- to właśnie być odpowiedzialnym” -rozwiń myśl Antoine de Saint Exupery'ego odwołując się do utworów literatury polskiej i obcej XX wieku.
„Być człowiekiem- to właśnie być odpowiedzialnym...”- oto suma doświadczeń jednego z nas, recepta na życie i jego kwintesencja, kanon moralności, jedno zdanie. Aby je zapisać potrzeba jednej minuty, aby udowodnić niewiele więcej- jednego życia. Taka jest cena za wiedzę o maleńkim fragmencie tego świata, drobnym i mało znaczącym, ale będącym jego nieodłączną częścią, o człowieku.
Czy odpowiedzialność stanowi miarę człowieczeństwa? Próbując dać odpowiedź, musimy uświadomić sobie, co to znaczy „być odpowiedzialnym”?
„Być odpowiedzialnym” to znaczy świadomie wybierać i ponosić konsekwencje wyboru. To stwierdzenie definiujące odpowiedzialność określa mój do niej stosunek. Jasna koncepcja odpowiedzialności jako pojęcie jest bardzo ważna, na niej bowiem opiera się wszelka dyskusja odpowiedzialności jako problemu.
Dwa fakty stanowią o sensie istnienia odpowiedzialności- istnienie wyboru i jego świadomość. Bez spełnienia tych warunków nie ma mowy o istnieniu jakiegokolwiek systemu etycznego oraz odpowiedzialności w szczególności. Czy zatem dane nam jest wybierać? Nie. Idziemy tam, gdzie kieruje nas przypadek, gdzie rzuci nas los czy intencje innych ludzi. Jeżeli już możemy wybierać, często robimy to przypadkowo, nieświadomie właśnie, co z kolei kłóci się z definicją odpowiedzialności. Idąc ta drogą dochodzimy do wniosku, że wolna wola człowieka w istocie jest wolna tylko z nazwy. „Na tym świecie można być wolnym tylko będąc wariatem”- mówi Ha*ek. Tylko Outsider jest wolny, wolny pozornie, bo nie przez siebie, ale zwolniony ze „stanowiska” członka społeczeństwa. On może wszystko, bo jego nie ma. Został wymieniony jak zużyte części, fragment mechanizmu, niesprawny, a więc zbędny i wręcz szkodliwy dla całości. Pozostając w obrębie mechanizmu decyduje się na pełnienie ściśle określonej funkcji- moje życie reguluje życie innych, oni regulują moje- proste sprzężenie zwrotne. Jak wobec tego, zgubiony i pozbawiony wyboru mogę ponosić za cokolwiek odpowiedzialność.
Otóż mogę. Mogę właśnie dlatego, że nie mam wyboru. Ponoszę odpowiedzialność zbiorową, odpowiedzialność, która upewnia mnie co do irracjonalności życia. Rodzę się przypadkiem i przypadkiem umieram, żyję zaś nie wiedząc ani jak ani po co.
Niedoskonałość i ułomność świata, zanegowanie wolnej woli jako podstawy moralności, każe wątpić w istnienie doskonałości niematerialnej- Boga. Skoro zaś nie ma Boga, cóż nam pozostaje? Tylko „lotny piasek naszych intencji”. Cóż znaczą zaś intencje istoty tak słabej moralnie jak człowiek.
Jesteśmy więc skazani na życie na własny rachunek, w którym ocena i wyrok pozostawione są nam samym. Nasz świat dzieli się więc wyraźnie na świat zewnętrzny i wewnętrzny. W świecie zewnętrznym nasze zachowanie jest normowane przez prawo, prawo ustalane na zasadzie zasiedzenia. Takie jest, bo takie było zawsze. Prawo więc to tylko odmiana intencji, próba utworzenia systemu, systemu opartego jednak na etyce zaczerpniętej z Dekalogu.
Takie prawo można podważyć. Tak rozumuje Raskolnikow; to właśnie każe mu zabić, aby przekonać się, że nie ma kanonu moralności, że dla zaspokojenia własnych ambicji, żądz i pragnień można wszystko, byle w zgodzie z sobą.
Klęska Raskolnikowa to klęska w świecie wewnętrznym. Przekonuje się, że jego moralność jest fałszywa, bo gnębią go jednak wyrzuty sumienia. Przegrywa jednak, nie dlatego, że zabił, że odezwało się w nim owo kantowskie „prawo moralne”, ale dlatego, że był zbyt słaby. Można to potraktować jako wybieg Dostojewskiego, który, być może, pragnął pragnął uniknąć stwierdzenia absurdu rzeczywistości. Świadczy o tym finał powieści, w którym powrót do Boga jest dowodem rezygnacji, a nie skruchy. Skoro nie można stworzyć własnej moralności, to musi istnieć Bóg. Inaczej życie nie ma sensu. Tego nie powiedział Dostojewski. Na takie stwierdzenie trzeba było poczekać jeszcze ponad pół wieku.
Co zas kieruje nami od wewnątrz? Tu jeszcze gorzej. Gdy na zewnątrz istnieja choćby normy i prawa, nasze wnętrza są puste i to niezależnie od światopoglądu.
Wierzący powie: Żyję, aby życiem ziemskim zasłużyć na życie wieczne. Moja moralność to prawdy objawione w przykazaniach. Kto postępuje zgodnie z nimi, dostąpi łaski zbawienia. Tak powie, ale czy wystarczą słowa, czy wystarczy nawet życie ściśle zgodnie z tymi zasadami. Dowodem na to, jak pozorna i samo uspokajająca może być taka miara,