Dach Wymiana pokrycia


Dach - wymiana pokrycia

Tekst: Wiesław Rudolf Zdjęcia: Michał Mutor

2005-07-14, ostatnia aktualizacja 2005-06-28 15:06

Pokrycie z wiórów osikowych pasowało bardzo do tego domu i okolicy.

Niestety, zniszczyło się po kilku latach.

Blacha zamiast wiórów - galeria

Fot. Michał Mutor / AG

0x01 graphic

Dach o powierzchni 180 m2 na nowo pokryty bardzo trwałą dachówką blaszaną z posypką

0x01 graphic

Tak wyglądał ten sam dach pokryty osikowym wiórem

0x01 graphic

Ostatni pas przyrynnowy mocuje się podobnie jak pozostałe, podsuwając dolny arkusz pod górny. Rynny są cynkowo-tytanowe: okazały się niewiele droższe od plastikowych

0x01 graphic

Fot. Michał Mutor / AG

Starą papę podkładową zdejmowano pasami, zaczynając od okapu i od razu zastępowano ją folią dachową, mocowaną do deskowania kontrłatami

0x01 graphic

Fot. Michał Mutor / AG

Po usunięciu papy, na której były ułożone wióry, okazało się, że poszycie z desek jest w bardzo dobrym stanie i nie trzeba go rozbierać

0x01 graphic

Sporym utrudnieniem przy pracach rozbiórkowych było duże nachylenie połaci dachowych

0x01 graphic

Fot. Michał Mutor / AG

Każdy kolejny arkusz blachy wsuwa się pod lekko uniesiony arkusz położony wcześniej

0x01 graphic

Fot. Michał Mutor / AG

Pojedyncze arkusze blachy mocuje się do łat gwoździami bitymi z boku (4 gwoździe na arkusz)

0x01 graphic

Fot. Michał Mutor / AG

Układanie nowozelandzkich dachówek rozpoczyna się nietypowo, bo od kalenicy (zwykle pierwszy pas pokrycia układa się wzdłuż okapu)

0x01 graphic

Fot. Michał Mutor / AG

Na dużych fragmentach wióry osikowe były w zupełnie dobrym stanie i dawało się je usuwać całymi płatami

0x01 graphic

Fot. Michał Mutor / AG

Dzięki wygodnym stopniom i ławom kominiarskim łatwo jest usuwać igliwie z połaci dachu

0x01 graphic

Fot. Michał Mutor / AG

Dzięki szerokim koszom z gładkiej, powlekanej blachy igliwie nie zatrzymuje się we wklęsłych narożach dachu

0x01 graphic

Fot. Michał Mutor / AG

Sterta wiórów, która została ze starego pokrycia.

Zaleta naturalnego materiału: nie będzie problemów z utylizacją

W pierwszej wersji dom był drewniany. Zbudowała go pewna rodzima firma w technologii lekkiego szkieletu drewnianego.

Tyle, że była to jej własna, "udoskonalona" wersja tej kanadyjskiej technologii. Prefabrykowane elementy ścian wykonano z surowego drewna tartacznego: ich konstrukcję stanowiły nie strugane słupy i belki, obite z obu stron deskami.

W środku pomiędzy deskami ułożono ocieplenie z wełny mineralnej, bez żadnej wiatro- i paroizolacji.

W dodatku deski były mokre i chyba już zarażone pleśnią.

Dom zaczęto montować w środku zimy, na początku 1997 roku.

W marcu był już przykryty dachem z deskowym poszyciem, zabezpieczonym wstępnie papą, układaną nie wiedzieć czemu z góry na dół zamiast pasami równoległymi do okapów (z tego powodu dach od razu zaczął przeciekać).

Wtedy to wykonawca konstrukcji orzekł, że dom jest już "gotowy do dalszych działań".

Problem w tym, że cały w środku zdążył spleśnieć (potem się okazało, że wełna w ścianach też była mokra).

Właściciele chcieli najpierw dom ratować. Zasięgali opinii ekspertów, szukali odkażalników i impregnatów.

Najpierw postanowili dach przykryć docelowo, żeby deszcze nie zalewały domu.

Zaczęli szukać dekarzy.

Zjawiały się różne ekipy, gotowe następnego dnia rozpocząć prace.

Aż w końcu szef kolejnej oznajmił po obejrzeniu domu, że ze względów bezpieczeństwa nie wpuści swoich ludzi na dach i że cały dom nadaje się tylko do rozbiórki.

Uzbrojeni w różne ekspertyzy właściciele zjawili się u szefa firmy z żądaniem zwrotu pieniędzy.

Nie było łatwo go przekonać, ale w końcu się udało.

Pieniądze zostały zwrócone w dwóch ratach, a drewniana konstrukcja domu - rozebrana.

Zostały tylko betonowe fundamenty.

Był marzec 1997 roku.

Tym razem murowany

Właściciele nie chcieli już eksperymentować z drewnem.

Zdecydowali się na ściany z betonu komórkowego, bo lekkie, a nie chcieli robić nowych fundamentów.

Mieli na to zgodę inspektora nadzoru: ocenił, że grunt w okolicy jest dobry, więc stare fundamenty można zostawić.

Wprawdzie ściany z betonu komórkowego grubości 30 cm (na takie się zdecydowali) to nie rekord świata pod względem izolacyjności cieplnej, ale na fundamentach pod dom drewniany, ze względu na ich szerokość i nośność, nie dało się postawić grubszych.

I tak w sierpniu 1997 roku - po załatwieniu od nowa licznych formalności - zaczęła się budowa nowego domu, tym razem murowanego.

Na początku października był już pod dachem, wstępnie pokrytym papą na deskowaniu. Rozpoczął się montaż instalacji elektrycznych i sanitarnych oraz wykańczanie wnętrz, na razie tylko na parterze.

Wybrano też materiał na pokrycie dachu: wióry osikowe.

Namówili ich na nie znajomi; obejrzeli też kilka krytych tak domów: wyglądały ładnie.

Pokrycie wykonała ekipa z Suwałk późną jesienią. 27 października właściciele zamieszkali w pokoju na parterze, w nie do końca jeszcze wykończonym domu.

Pokrycie do wymiany

Wyglądało, że wszystkie kłopoty z domem właściciele mają już za sobą.

Tymczasem w parę miesięcy po zamieszkaniu w dwóch miejscach pękła pionowo ściana zewnętrzna wzdłuż ceglanego komina do kominka.

Kominkiem tym ogrzewali cały dom, więc w duże mrozy zdarzało się, że był rozgrzany do "czerwoności".

Jak się potem okazało, wykonawcy domu przerwali w miejscu komina wieniec stropowy, pęknięcia ścian były zatem naturalnym wynikiem jego ruchów, wywołanych na przemian ogrzewaniem i stygnięciem.

Nie zagrażały one na szczęście bezpieczeństwu domu. (Jak sobie poradzono z zarysowaniem ścian, napiszemy w następnym numerze).

Uspokojeni właściciele pogodzili się z rysami i przez następne lata powoli wykańczali dom. Ocieplili dach wełną mineralną i zabudowali płytami gipsowymi poddasze.

Urządzili sypialnię dla siebie, a potem dla dwójki dzieci, z których jedno urodziło się już w nowym domu.

Powstała druga łazienka na górze.

Przybyły schody z parteru na piętro.

Przez kolejne lata nic nowego się nie wydarzyło i kiedy już rodzina uwierzyła, że wszystko, co złe, już się z domem stało, okazało się, że w pokryciu z wiórów są duże wżery.

Na zacienionej działce, wśród wysokich sosen pokrycie z osikowych wiórów zupełnie się nie sprawdziło.

Igliwie zasypujące połacie dachu i zbierające się w koszach zatrzymywało wilgoć, a więc sprawiało, że po deszczu wióry były bardzo długo mokre.

Nic dziwnego, że w wielu miejscach zaczęły butwieć i po ośmiu latach od ułożenia nadawały się jedynie do zdjęcia.

Decyzja o tym była nieunikniona.

Powstało jedynie pytanie, na co je wymienić.

Co zamiast wiórów

Już na etapie budowy domu murowanego właściciele marzyli o dachówce ceramicznej. Niestety, ze względu na słabe fundamenty, pęknięcia ścian oraz rysy na stropie (pojawiły się później) musieli zrezygnować z tego szlachetnego, ale nielekkiego pokrycia. Pozostawały więc gonty bitumiczne albo blachy. Dachówki bitumicznej nie chcieli, bo lepiej nie układać jej na poszyciu z desek (może zacząć "falować", co bardzo szpeci pokrycie).

Nie chcieli też blachodachówki, bo zbyt podobna do "prawdziwych" dachówek.

Woleli już raczej blachę płaską z arkuszy łączonych na rąbek.

Ale zwykłej ocynkowanej nie chcieli, a cynkowo-tytanowa wydała im się za droga.

Wrócili więc do blachodachówek: zastanawiali się nad takimi, które mają kształt karpiówki; nie podobały się im te udające łupek kamienny.

W swoich poszukiwaniach trafili w końcu na nowozelandzką dachówkę blaszaną z naturalną posypką ceramiczną w kolorze grafitowym.

Była stosunkowo droga, ale miała bardzo dużo powłok zabezpieczających blachę przed korozją. A przede wszystkim bardzo podobał się im jej oryginalny kształt przypominający kawałki desek.

Nowy, lepszy dach

Producent dawał na dachówkę 50 lat gwarancji: sprawdzili w internecie - firma działa od początku lat czterdziestych.

Zawsze irytowały ich takie deklaracje składane przez firmy, które wytwarzają swoje produkty dopiero od kilku czy kilkunastu lat.

Umówili się z przedstawicielem firmy i wszystko dowodziło, że dobrze wybrali: na pierwsze spotkanie przywiózł ze sobą próbki dachówek i adresy referencyjnych dachów do obejrzenia. Pracownicy firmy pomierzyli dach i na następne spotkanie przynieśli wstępny kosztorys i projekt umowy, w której znalazły się także kary dla firmy za niedotrzymanie któregokolwiek z jej warunków.

Gdy właściciele postanowili zrezygnować z systemowych obróbek i wykonać je - także ze względu na igliwie - z gładkiej, czarnej blachy, przedstawiciel firmy nie tylko pomógł im wybrać jej rodzaj, ale na kolejne spotkanie przywiózł próbki blachy oraz uwzględniający tę zmianę nowy kosztorys (mniejszy o ponad 2 tysiące złotych!).

I tak już było do końca.

Ze względu na doświadczenia z gontem zrobiono szerokie kosze między połaciami oraz zamontowano stopnie i ławy kominiarskie, aby można było wygodnie i bezpiecznie usuwać z dachu opadające igliwie.

Od wymiany dachu minęło kilka miesięcy i wszystko sprawdza się znakomicie, a oryginalny dach zwraca uwagę przechodniów.

Ile to kosztowało

Zdjęcie wiórów: 2120 zł

Folia dachowa: 2130 zł

Dachówka i łaty: 19 160 zł

Obróbki z blachy: 3640 zł

Stopnie i ławy kominiarskie: 5070 zł

Orynnowanie:3370 zł

Łącznie: 35 490 zł

RAPORTY

REKLAMY GOOGLE



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wymiana pokrycia?chowego
Dach rodzaje pokryc?chowych
Proj budowl wymiana pokrycia gontowego
11 WYMIANA JONOWAid 12683 ppt
W4 Wymiana gospodarcza z zagranica
Wymiana Ciepla
Dachy i pokrycia
wyklad makro 14 wymiana
dach na lata
018 Wymiana płynu hamulcowego Škoda Feliciaid 3282
METODA WYMIANY PRETOW
Astra F Sprężyny tylne wymiana
Święto bez pokrycia
10 Wymiana jonowa
PROCESY NIESTACJONARNEJ WYMIANA CIEPŁA, Uczelnia, Metalurgia
pokrycia, 2 semestr, Materiały budowlane
Wymiana Łańcucha, Rower
Pokrycia bitumiczne, Nauka, Budownictwo, Dachy

więcej podobnych podstron