Satysfakcja
Był listopad, więc szaro i deszcz z lekka kropił,
I nastrój w każdym calu był listopadowy,
A przy drodze na płocie siedzieli dwaj chłopi
I paśli sobie w rowie dwie dość nędzne krowy.
I wiedli tam rozmowę, co była swym trybem
Dostosowana w pełni do brzydkiej pogody.
Na przykład: "Latoś mamy bardzo fajny bimber"
Albo "Rollingstonsy latoś wyszli z mody",
Ewentualnie "Rzepak daje niezły dochód",
Względnie "Bartłomiej syna zlał jak w kaczy kuper".
A kiedy tak gadali, nadjechał samochód,
Który był wręcz niezwykły i wszystko miał super.
Dosłownie szał techniki, luksusu feeria,
Jak gdyby fragment filmu lub bajka jak gdyby
Dwieście mil na godzinę, lśniąca karoseria
I piękny pan widoczny przez lustrzane szyby.
A obok tego pana nylonowe kocię,
Aż chłopi się zdziwili i zamilkli oba.
I jeden w roztargnieniu złamał dechę w płocie,
A drugi splunął wprawnie, mruknął: - Cie choroba!
A wóz przemknął koło nich przepyszny i śliczny,
Niklem i okuciami zaświecił jak neon,
I wyrżnąwszy z poślizgu w słup telegraficzny
Zmienił się w mgnieniu oka w duży akordeon.
Wypełzli zeń podróżni jak dwie zmięte szmaty,
A miny mieli przy tym bezgranicznie głupie.
Aż jeden z chłopów mruknął tonem aprobaty:
"Takie cóś, a rozbiło się na naszym słupie".