Portret wenecki - streszczenie
Historia zaczyna się od tego, jak bohater znajduje w gazecie nekrolog niejakiej Contessy Giuditty Terzan. Wracają do niego wówczas pewne wspomnienia.
Wiosną 1946r. nasz bohater musiał udać się w sprawach służbowych do Wenecji. Podróż zaplanował na 2 tygodnie i o takim terminie powiedział swojej żonie. Do Wenecji dotarł po dwóch dniach. Dzień wcześniej kupił we Florencji Album portretów, w którym była mowa, między innymi, o Lorenzo Lotto. Ponieważ bohater (i równocześnie narrator) był mundurowym, w Wenecji zgłosił się do wojskowej komendy miasta, gdzie dostał przydział mieszkaniowy. Okazało się, że ma zamieszkać w domu pewnej restauratorki obrazów - Contessy Giuditty Terzan. Kobieta robiła raczej kiepskie pierwsze wrażenie - narrator dowiedział się na przykład, że prysznic może wziąć tylko zimny, że kuchnia jest nieczynna, a kawę pija się w Campo San Barnaba - barze obok kościoła. Kobieta ogólnie nie zajmuje się domem i, ze względu na pracę, ceni sobie ciszę. Jak się później okazało, Contessa była hrabiną - na studiach artystycznych uwiódł ją bogaty hrabia Terzan, z którym zaszła w ciążę. Obiecał on dać jej i dziecku nazwisko wraz z tytułem pod warunkiem, że już nigdy nie będzie próbowała go szukać. Kobieta zgodziła się. Hrabia kupił jej i dziecku jeszcze dom na Calle San Barnaba i potem ślad po nim się urwał. Dla Contessy liczył się tylko syn, była w nim zakochana. Żywiła ich oboje dzięki restauracji obrazów dla ASP. Contessa była nieślubną córką woźnej w szkole. Miała siostrę zamieszkałą w Rzymie, której wiodło się dużo lepiej. Contessa od 1943r. żyła tylko jednym - jej syn został wówczas powołany do wojska i po roku służby przestał się odzywać. Contessa każdego dnia zbiegała rano do skrzynki szukając listów lub jakichkolwiek innych wiadomości od niego - na próżno.
Nasz bohater uległ czarowi Wenecjanki. Zwiedzał on miasto i w końcu trafił również do Akademii Sztuk Pięknych, gdzie, o czym narrator wiedział, pracowała Contessa. Zobaczył ją przy pracy nad portretem Lotta Giovane nel suo studio. Wyszli na spacer. Włoszka była pozytywnie zaskoczona, że bohater wie tyle o malarstwie (żołnierzy miała za profanów i ignorantów). Pomiędzy parą nawiązała się pewna więź, początkowo związana tylko ze wspólnymi zainteresowaniami, później przeszła we wzajemną fascynację. Nasz bohater codziennie odwiedzał właścicielkę domu, w którym mieszkał. Mimo ponagleń ze strony szefów i żony, a także tego, że wszystkie sprawy już załatwił, nie wracał jeszcze do domu. Pewnego wieczoru mogłoby dojść do czegoś więcej niż rozmowy pomiędzy Contessą a narratorem gdyby nie niespodziewany krzyk, który wywołał Włoszkę z domu. Wróciła po chwili i prosiła naszego bohatera, aby się następnego dnia wyprowadził - mieszkanie na dole było jej pilnie bardzo potrzebne. Narrator wyszedł rano i przez omyłkę zabrał ze sobą klucze. Wrócił wieczorem, żeby je oddać. Wtedy zobaczył syna Contessy i przytulającą się do niego matkę. Oni go jednak nie widzieli. Narrator wrócił do Rzymu w nowozelandzkiej ciężarówce wciśnięty pomiędzy szofera i jego zastępcę. Po powrocie do domu, nasz bohater za swój dziwny nastrój, który zauważyli żona i koledzy z pracy, tłumaczył Wenecją... Co po części było prawdą - narrator chciał zobaczyć ją chociaż jeszcze raz, tymczasem jego wojsko zaczęło się przygotowywać do wyjazdu z Włoch do Anglii. W czasie urlopu na Capri narrator natknął się na wojskowe czasopismo „Stars and Stripes”, w którym opisana była śmierć niejakiego hrabiego Alvise Terzan - syna Contessy. Autor artykułu pisał, że hrabia w końcowej fazie wojny zaciągnął się do specjalnego oddziału, który wsławił się okrucieństwem i zyskał sobie przydomek „oddziału oprawców” i został potępiony nawet przez rząd Włoch. Matka hrabiego podobno ukrywała syna po zakończeniu wojny w jej domu, skąd mieli w zwyczaju wychodzić na długie nocne spacery, po opustoszałej części miasta. Pewnej nocy nieznany sprawca podbiegł do pary i oddał trzy strzały do młodego mężczyzny, po czym zbiegł do czekającej na niego motorówki.
Wojsko naszego bohatera zostało wreszcie przetransportowane do Anglii, on jednak został zmuszony do przedłużenia swego pobytu w Rzymie, nie mógł jednak do Anglii dotrzeć później, niż późną jesienią (polecenie odgórne). Zamówił więc sobie i żonie bilety na początek listopada, wcześniej zaś, we wrześni, spełniając obietnicę daną żonie, pojechał z nią do Wenecji. Bohater przypomniał sobie oczywiście okolice sprzed roku. Poznał go nawet właściciel baru, gdzie poszedł z żoną. Przez szybę zobaczyli Contessę, narrator podbiegł do niej, ta jednak go nie poznała i musiał ustąpić. Contessa co niedzielę jeździła na grób syna, dalej zajmowała się kopiowaniem dla ASP.
W listopadzie 1947r. narrator wraz z żoną przyjechał do Londynu. Żadne z nich nie czuło się tutaj dobrze. Wielkie miasto poczęło ich wciągać w coraz niższe piętra swojej studni. Po śmierci żony narrator przez trzy lata mieszkał w Monachium. Po powtórnym ślubie , osiadł z drugą żoną we Włoszech - w Neapolu. W rok po tym wydarzeniu, wszystkie gazety rozpisywały się o wystawie dzieł Lorenza Lotto, którą uświetnić miała ekspozycja nieznanego dotąd obrazu mistrza. Cała impreza miała rozegrać się w dniach 26 XII 1956 - 1 V 1957 w Pałacu Dożów w Wenecji. Ów obraz został podobno w 1954r. odgrzebany u antykwariusza weneckiego Mariniego, a jako obraz Lotta rozpoznała go hrabina Terzan - wybitny ekspert w tej dziedzinie. Ona również go odrestaurowała. 20 grudnia narrator przyjechał do Wenecji. Przyjechał sam bo jego żona musiał zająć się ich malutkim dzieckiem. Narrator poszedł do Pałacu Dożów i przepychając się łokciami, dotarł do upragnionego obrazu. Narrator rozpoznał w nim postać syna Contessy. Co więcej, nocą, kiedy Włoszka musiał wyjść z domu, zostawiając naszego bohatera samego, ten odsłonił jeden z jej obrazów - był to ten sam, który teraz wisiał jako odnalezione dzieło Lotta, z tą różnicą, że wtedy był dopiero zaczęty, a teraz wisiał w pełnej krasie. Nad obrazem wisiała tablica datująca go na około 1555r. Obraz nazywał się Dwójportretem i przedstawiał młodego Alvise z profilu i en face.
Po kilku latach zrodziły się wątpliwości co do autentyczności obrazu. Jako pierwszy wysunął je Salimbeni w 1975r., który bardzo ogólnikowo i ze znakiem zapytania, pisał o niebezpieczeństwach fałszerstwa i sugerował, że tego właśnie mogła dopuścić się Contessa. Ta w odpowiedzi zaproponowała komisję, która miałaby rozstrzygnąć o autentyczności dzieła i zaprosiła Salimbeniego do członkostwa w niej. Sześcioosobowa komisja podzieliła się na pół i prawdopodobnie nie zapadłby żaden wyrok gdyby nie zeznania hrabiny (sprawa skończyła się w sądzie), która przyznała się do fałszerstwa. W takich okolicznościach, antykwariusz Marini dostał wyrok 5 lat więzienia. Skazano również Contessę, jednak ze względu na jej stan zdrowia (poruszała się na wózku), zarządzono, by wyrok odbyła w karnym zakładzie dla inwalidów. Portret natomiast obłożono sekwestrem przez sąd.
Narratorowi udało spotkać się z Giovanną Olindo - młodszą, przyrodnią siostrą hrabiny. Contessa odbyła wyrok w zakładzie dla inwalidów, od siostry oczekując tylko jednego - nieustających prób odzyskania obrazu obłożonego przez sąd sekwestrem. Nic jednak nie pomagało. Po odbyciu wyroku, przewieziono Contessę do zakładu dla nerwowo chorych w Dolinie Aosty. Z odrętwienia wytrącił ją dopiero zwrot obrazu - odżyła. Pojechała do swojego mieszkania do Wenecji, gdzie żyła na koszt siostry pilnując swego skarbu. Obecnie, po śmierci Contessy, portret wisiał u pani Olindo. Był naprawdę doskonały. Kto wie, czy Lotto namalowałby coś takiego?