lekt dzieł pis staropol jako przyg intelektu i estet współc BYIUEYJNTNBOIIAC4LVUAQBOV64YKNIRE2GRIFA


Lektura dzieł pisarzy staropolskich jako przygoda intelektualna i estetyczna współczesnego czytelnika.

Najstarsze zdanie polskie zostało zapisane w kronice klasztoru Cystersów w Henrykowie, nie opodal Wrocławia, w roku 1270. Tak właściwie rozpoczęła się historia literatury polskiej. Potem było już coraz ciekawiej. Po średniowiecznej anonimowości zaczęli się pojawiać autorzy znani już z imienia i nazwiska. Kilku z nich zyskało ogólny poklask i krajową sławę. A niewielu, co prawda, ale za to najświetniejszych twórców staropolskich utrzymało popularność aż do dzisiejszego dnia.
Kim byli owi autorzy? Trudno dokładnie określić biografię średniowiecznych artystów, tworzących "ad moirem Dei gloriam", gdyż najczęściej nie podpisywali swoich utworów, a i źródła ówczesne nie operują zbyt wielką ilością nazwisk. Nie ma jednak wątpliwości, że skoro jedynymi wykształconymi wtedy ludźmi byli duchowni, to i autorzy należeli do szeregów kleru. Zresztą duchownymi byli często późniejsi twórcy staropolscy: Piotr Skarga był jezuitą, Ignacy Krasicki - początkowo biskupem warmińskim, a później arcybiskupem gnieźnieńskim.
Nie brakowało też innowierców: Mikołaj Rej był zdeklarowanym kalwinem, Wacław Potocki, choć w końcu przeszedł na katolicyzm, wychował się w rodzinie ariańskiej, a Andrzej Frycz Modrzewski nawiązał w Wittenberdze bliskie kontakty z Marcinem Lutrem.
Większość z naszych twórców osiągnęła status wysokich urzędników na dworach: Rej był dworzaninem wojewody sandomierskiego Andrzeja Łęczyńskiego, Kochanowski - sekretarzem króla Zygmunta Augusta, Piotr Skarga - nadwornym kaznodzieją króla Zygmunta III Wazy. Wszyscy też właściwie, oprócz Mikołaja Reja, otrzymali gruntowne wykształcenie, wielu - także poza granicami naszego kraju. Jak więc widać - staropolscy twórcy to ludzie wykształceni, światowi, o szerokich horyzontach. Nie brak było zapewne i o owych czasach grafomanów i dyletantów, ale ci, których dzieła do dziś zachwycają swym kunsztem, głębią i rozmaitością źródeł, z pewnością należeli do ówczesnej inteligencji.
A kto dziś studiuje owe dzieła? W kim wzbudzają zachwyt? Z pewnością z ich treścią zapoznaje się niemal każde dziecko - zmusza je do tego program szkoły podstawowej i średniej. Ale tak naprawdę zgłębianie tych utworów, dochodzenie głębi ich znaczeń, należy do dzisiejszych intelektualistów. To oni odczuwają potrzebę poznawania staropolskiej kultury, doszukiwania się w niej źródeł dla teraźniejszych prądów literackich i umysłowych. W końcu zaś dochodzą do wniosku, że humanista staropolski i humanista drugiej połowy XX wieku wcale aż tak bardzo się nie różnią. Dla obu najważniejsze wydaje się być hasło Terencjusza: "Homo sum et nihil humani a me alienum esse puto".
I rzeczywiście - twórcom sprzed trzystu, czterystu i więcej lat niewiele ludzkich spraw było obcych.
Przeglądając tamte utwory, tworzące dziś kanon literatury polskiej, doznajemy swoistego rodzaju wzruszeń estetycznych. Wiele gatunków niegdyś zachwycało swoją formą i w niezmienionej trwa do dzisiaj. To Polacy doby renesansu stworzyli fraszkę - małą, uroczą a wiele mówiącą, której uszczypliwy ton i oszczędna, a jakże bogata treść, triumfują do dzisiaj. Z pewnością królem fraszek należałoby obwołać Kochanowskiego. Nikt jak on nie potrafił trafnie spuentować króciutkiej historyjki i w tak niewielkim formacie zasugerować tak wiele wniosków. Wbrew wszelkiej opinii fraszki to nie tylko utwory lekkie, łatwe i kąśliwe, jak choćby "Na nabożną", czy "O doktorze Hiszpanie". Większość traktowała o niezwykle istotnych i poważnych problemach - o miejscu człowieka w świecie, właściwym wyborze drogi i o Bogu - Jego sile, mocy, intencjach i stosunku do człowieka. Jeszcze ciekawszym wydaje się fakt, że nasi staropolscy pisarze wcale nie byli tak niezachwianie moralni i "czyści", jak się w powszechnym mniemaniu sądzi. Byli ludźmi, a więc i sfery życia nieco bardziej ukryte i wstydliwe znalazły się w ich wierszykach - Rej czy Kochanowski w swoich fraszkach potrafili świntuszyć aż miło! To utwierdza nas jedynie w przekonaniu, że człowiek jest przedmiotem badania humanisty we wszystkich aspektach jego człowieczeństwa. Szkoda tylko, że nie wszyscy znają dziś Kochanowskiego i Reja od nieco innej, ale nie mniej interesującej, strony (jak Jana "Do dziewki", czy Mikołaja "Dziewka, co kożuszka szanowała").
Niestety nie wszystkie gatunki, godne naśladowania, znalazły swych kontynuatorów. Do takich należy choćby epopeja. Zafascynowani antykiem dawni Polacy długo usiłowali pójść w ślady Homera, ale żadne z ich dzieł nie dorównało kunsztem i geniuszem "Iliadzie" czy "Odysei". Najbliżej nich znalazł się chyba Mickiewicz, ale jego "Pan Tadeusz" to już nie twór literatury staropolskiej. Z tamtego okresu zaś największym uznaniem cieszy się barokowa "Transakcja wojny chocimskiej" Wacława Potockiego. Jednak jej forma nie jest w stanie wzbudzić takiego zachwytu estetycznego jak starożytne epopeje - zbyt wiele długich, suchych opisów, a zbyt mało polotu, natchnienia, poetyckości.
Całkowicie zapomnianym dziś gatunkiem jest emblemat, w owych czasach niezwykle popularny sposób wyrażania poetyckich przemyśleń i doznań. Sposób zresztą bardzo piękny: połączenie obrazu, cytatu i tekstu - interpretacja owych elementów. Ten eklektyzm pozwalał na jeszcze szersze rozumienie myśli poetów, a przy tym dostarczał niezwykłych doznań estetycznych. Mistrzem w szkole emblematu był z pewnością Zbigniew Morsztyn, ale z czasem znajdowało się coraz mniej jego następców i ta niezwykle piękna forma odeszła w zapomnienie. A szkoda. Jednak, obok zachwytów estetycznych, dużo istotniejsza dla współczesnego czytelnika jest przygoda intelektualna, jakiej dostarcza mu lektura dzieł staropolskich. Szukać w nich może owych ludzkich spraw nieobcych zarówno jemu, jak i dawnym poetom. Bo w końcu wszystkich humanistów zajmują te same problemy: kondycja moralna i psychiczna człowieka, jego miejsce w świecie, jego cele, potrzeby i stosunek do Boga.
Obok problemów metafizycznych, o których później, ważnym tematem rozważań naszych przodków była ojczyzna. To w końcu ona była ich miejscem na ziemi. To dlatego szukano najlepszego ustroju, rozwiązań społecznych i wzorów obywatelskich. To dlatego na wszelkie, także literackie, sposoby usiłowano naprawić Rzeczpospolitą. I choć co do ustroju i rozwiązań politycznych, jak również w sprawach wyznaniowych trudno było o jednomyślność, należy stwierdzić, że wszyscy ówcześni twórcy z kręgu reformy i polityki zdecydowanie za całe istniejące zło obarczali ludzi. Zarówno Andrzej Frycz Modrzewski jak Piotr Skarga i Wacław Potocki wskazywali na słabość charakterów obywateli jako na główne źródło nieporozumień, sporów i osłabienia pozycji dawnej Polski. Wytykali swoim rodakom materializm i egoizm, oglądanie się jedynie za własnymi korzyściami, łamanie praw. Wychodzili z założenia, że ów okręt - ojczyznę może naprawić jedynie zgoda i porozumienie całej załogi. Praca i walka wszystkich Polaków we wspólnej sprawie, a nie doglądanie jedynie własnej zagrody. Jakże więc aktualne i trafne pozostały te postulaty. Ludzkie słabostki i przywary stały się źródłem natchnienia nie tylko dla twórców - publicystów i zagorzałych patriotów. Były wdzięcznym tematem także dla utworów o nieco bardziej poetyckim charakterze, chociażby błahych na pozór fraszek i bajek, czy bardziej dobitnych satyr. Wytykały one wady może mniej poważne, ale trudno odmówić im celności i swoistego uroku. Z pomocą dowcipu piętnowały obżarstwo, pijaństwo, megalomanię. Aż dziw bierze, jak niewiele na tym polu zmieniło się w Polsce do dzisiaj. Jest to niezwykła przygoda dla współczesnego intelektualisty - odnaleźć nasze dwudziestowieczne wady, właściwie narodowe, w wierszach sprzed kilkuset lat. Staropolscy twórcy trafnie wskazywali w swych tekstach problemy, zresztą i nam nieobce, z jakimi boryka się człowiek w kontakcie z drugim człowiekiem: fałszywą, interesowną przyjaźń, no i... kobiety.
Czytając jakiekolwiek teksty, od początków literatury do jej współczesności odnosi się wrażenie, że w stosunkach damsko-męskich brak jakichkolwiek przemian. Od zawsze kobieta była przyczyną cierpienia płci przeciwnej. To ona sprowadziła, samym swym istnieniem, męki fizyczne. To jej stawiano zarzuty nie do odparcia, a to że zbyt niedostępna, zimna i twarda, a to że niestała, a to że za dużo pieniędzy wydaje. W ten oto sposób płeć żeńska szkodziła męskiej, a śledząc teksty późniejsze, trudno nie zauważyć, że nadal szkodzi. Na szczęście potrafiono odnaleźć w niewiastach także budujące cechy. Mikołaj Rej w swoim idealnym modelu życia szlachecko-ziemiańskiego żonę traktuje jako istotny element owego błogiego stanu. Owa "męża korona" - jak nazywa żonę Jan Kochanowski - jest niezbędna, by wraz z nim uprawiać sady i warzywniki, a przede wszystkim - wychowywać udane dzieci. Ma być posłuszna, dobra i pracowita, a wtedy mężczyźnie nie dość, że nie przysparza trosk, to jeszcze dodaje blasku. Ową idyllę opisywaną przez Reja w "Żywocie człowieka poczciwego" można osiągnąć jedynie w zgodzie z naturą, spędzając życie wśród uroków wsi. Pogląd to niezwykle w owych czasach popularny, a zaczerpnięty jeszcze od Horacego. Wieś bowiem przynosi życie szczęśliwe, z dala od wojennych zawieruch i polityczno-dworskich utarczek. Zapewnia wymierne materialne korzyści, przynosi błogi spokój i ukojenie, równowagę psychiczną i moralną. Życie na wsi jest proste, godne i cnotliwe, spokojne i wesołe. Na wsi człowiek sam decyduje o swoim losie i o tym, czym wypełni czas. Rozdzielając ów czas na cztery pory roku dokładnie wie, kiedy ma siać, orać, zbierać, a kiedy, usiadłszy pod lipą, z dala od burz wielkiego świata, może pozwolić sobie na rozrywkę intelektualną i radosną twórczość. Obraz sielanki, jaką niesie ze sobą życie wiejskie, znajdujemy głównie u mistrzów renesansu, we wspomnianym utworze Reja, u Kochanowskiego i u Szymonowica.
Jednak nie możemy się dać zwieść pozorom i przyjąć, że dawni twórcy nie omijali lub nie dostrzegali tematów głębszych, mniej przyziemnych, wręcz metafizycznych. Przez całą literaturę staropolską nieodmiennie przewija się temat kondycji człowieka, jego celu w życiu, posłannictwa i jego kruchości wobec ogromu wszechświata. Wręcz opętanie problemem ulotności ludzkiego istnienia ujawnia się w średniowieczu. Potrzeba zapewnienia sobie rajskiego przebytu zmusza do zastanowienia się nad ziemskim pobytem. Stąd kult świętych, umartwianie ciała i duszy, apoteoza ascezy. Stąd szkoły dobrego umierania, według których sam moment zgonu, do którego umierający powinien się właściwie i pieczołowicie przygotować, miał zapewnić zbawienie. Widmo tańczącej kostuchy było obecne jednak nie tylko w średniowieczu. Późniejsi twórcy także wciąż przypominali o naszej marności, o nikłym płomyku świecy życia, który byle podmuch jest w stanie ugasić. Pisali, że krótkiego żywota nie warto marnować na zbytki i otaczanie się dobrami doczesnymi. Naborowski w "Krótkości żywota", Kochanowski w utworze "O żywocie ludzkim", Sęp Szarzyński w tekście "O krótkości i niepewności na świecie żywota człowieczego" próbują ustalić receptę na życie dobre, godne i zgodne z Bożym życzeniem. Nie wierzą już, że sam moment dobrej śmierci wystarcza. Podkreślają wagę rachunku całej egzystencji, karcąc błędy młodości, pogoń za materialnymi bogactwami, które jedynie zasłaniają nam właściwy cel człowieczego życia - królestwo niebieskie. Rysują przy tym obraz Boga - obserwatora i sędziego, bawiącego się nami niczym kukiełkami, które później schowa mieszek, i patrzącego, jak nami - pionkami pogrywają sobie w szachy diabeł z aniołem. Jednocześnie wciąż brak pewności, czy rzeczywiście jesteśmy w stanie w jakikolwiek sposób kierować naszym życiem, czy też - jak u św. Augustyna - nasz los i nasze zbawienie lub potępienie są z góry zaplanowane i nie możemy nijak nań wpłynąć. Wciąż przewija się pytanie: jak żyć właściwie? W jaki sposób osiągnąć spokój i szczęście tu na ziemi i po śmierci?
Przy okazji tego tematu także czerpano z antyku. Popularne w staropolszczyźnie prądy filozoficzne to stoicyzm i epikureizm. Zalecały radość i uciechę z życia doczesnego, korzystanie z jego bogactwa. Głosiły horacjańskie "carpe diem". Przestrzegały jednocześnie przed całkowitym pochłonięciem przez hedonizm. Ukazując drugą stronę medalu: cielesne przemijanie i nieszczęścia, jakie wciąż czyhają na ludzi, wskazywały na umiar i zasadę złotego środka jako najlepsze wyjście z sytuacji. Stoicyzm posuwał się nawet dalej: głosił zupełną obojętność, twardą nieugiętość zarówno wobec niepowodzeń, jak i wobec radości. Według tej filozofii człowiek zawsze zrównoważony, dostojny, niczym nie pozwoli się zaskoczyć i w spokoju właśnie odnajdzie szczęście. Najgorętszym wyznawcą mądrości Zenona z Kition był niewątpliwie Jan Kochanowski. Jednak samo życie udowodniło mu, że nie wobec wszystkich przeciwności i tragedii człowiek jest w stanie zachować równowagę. Wyraz zupełnego jej załamania, rozchwiania i poddania się namiętnością daje poeta w "Trenach" - śmierć ukochanej córki okazuje się ciosem zbyt bolesnym, by móc zachować stoicki spokój. Tak więc nie ma przepisu na doskonałą postawę życiową. Nie odkryli go dawni twórcy, a współcześni wciąż poszukują. I wciąż nie wiedzą, w jaki sposób dążyć do szczęścia.
Jedną z dróg docierania do stanu szczęśliwości było i jest nadal odnalezienia miejsca - raju. Takiego punktu na ziemi, gdzie choć na chwilę można poczuć się w pełni spokojnym i radosnym. Takich miejsc literatura staropolska wskazuje nam kilka. Pierwszym jest, opisana już, wieś: miejsce ucieczki, wyciszenia, zagłębienia się w siebie. Taką wieś - Arkadię znaleźć można na pewno u Kochanowskiego. Starożytna Arkadia jest właśnie synonimem chwilowego raju, idylli. Miejscem "otium" - próżnowania i zasłużonego odpoczynku. Ale najczęściej "otium negotiosum" - próżnowania niepróżnującego, a więc odpoczywania przy przyjemnym wysiłku, zabawie intelektualnej. Niewątpliwie Arkadią dla S. H. Lubomirskiego był jego gabinet w Łazienkach. Miejsce, w którym królowało "dolce far niente" słodkie próżnowanie, gdzie wszystkie troski, codzienne sprawy zostawały za progiem, by wewnątrz umożliwić stworzenie namiastki raju. Zarówno brakowe Arkadie, pełne przebranych pasterek i pastuszków, jak i Czarnolas Kochanowskiego, czy Łazienki Lubomirskiego udowadniają, że jedyne miejsce, gdzie możemy się oddać własnym myślom, modlitwom, tworzeniu, to my sami. Warunki zewnętrzne mogą nam w tym jedynie dopomóc.
Literatura staropolska nie różniła się więc aż tak znacznie od współczesnej, jakby to się mogło na początku wydawać. Ludzie wciąż szukają odpowiedzi na te same pytania, rozwiązują właściwie te same problemy, nieco zmieniły się może sposoby poszukiwań. Człowiek współczesny, studiując i analizując tamte utwory, przeżywa przygodę nie tylko odnajdują ówczesne ideały, wartości, ale także odnosząc je do dzisiejszej kondycji rodzaju ludzkiego. Porównując i różnicując wtedy i dziś łatwo może znaleźć nić porozumienia, dziedzictwo, jakim obdarzyli nas dawni pisarze. Dziedzictwo zarówno estetyczne - bo i niektóre gatunki, i wiele środków stylistycznych przejęliśmy od tamtych twórców, jak i przede wszystkim intelektualne.
Przygoda z dawną literaturą nie należy do łatwych. Większość z nas jest nią po prostu znudzona. Pod przymusem nauczycieli polskiego czyta dzieła napisane dziwnym językiem i niewiele z tego rozumienie. Na tym właśnie cała przygoda polega: aby cokolwiek z niej wynieść i wyciągnąć jakieś wnioski, trzeba nieźle się napracować, oswoić się z dawną polszczyzną, dokładnie zapoznać z treścią, dostrzec uroki formy. Żeby rzeczywiście zrozumieć i zachwycić się ową poezją i prozą, należy zdobyć podstawowe choćby wiadomości o realiach tamtego życia, historii, biografiach autorów. Dopiero poznanie, przynajmniej pobieżne, tamtej kultury, zwyczajów i ideałów, niejako wczucie się w tamte czasy umożliwi wydobycie mądrości i piękna ze starych ksiąg. Lektura dzieł pisarzy staropolskich staje się więc dla współczesnego czytelnika nie tylko przygodą, fascynującą wyprawą w odległe czasy, ale wręcz wyzwaniem, by te czasy zrozumieć i znaleźć ich odbicie w myśli i twórczości dzisiejszej.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Fascynacja, czy poczucie obcości Człowiek współczesny wobec dzieł literatury staropolskiej
jezyk polski, Człowiek współczesny wobec dzieł literatury staropolskiej, Fascynacja, czy poczucie ob
CZŁOWIEK WSPÓŁCZESNY WOBEC DZIEŁ LITERATURY STAROPOLSKIEJ, CZŁOWIEK WSPÓŁCZESNY WOBEC DZIEŁ LITERATU
człowiek współczesny wobec dzieł literatury staropolskiej Q3KDZ5BTNSY3HNVSGNR6UTL54AAJMHPXFBHBLSI
podr f3 bf+jako+przyg +i+do 9cwiadcz +mot w eadr i+i+spos +ich+uj eac SGH2LCCMGX5A3PNC3P67YUP3WU7T
Człowiek współczesny wobec dzieł literatury staropolskiej 2
Fascynacje czy poczucie obcości, człowiek współczesny wobec dzieł literatury staropolskiej DOC
Bezrobocie i inflacja jako główne problemy nurtujące współczesną gospodarkę, Dokumenty, studia, nota
bezrobocie-i-inflacja., Bezrobocie i inflacja jako główne problemy nurtujące współczesną gospodarkę
jezyk polski, DOKUMENT I PARABOLA JAKO RÓŻNE SPOSOBY MÓWIENIA O WSPÓŁCZESN, DOKUMENT I PARABOLA JAKO
zarzadzanie relacjami jako strategia podnoszenia konkurencyjnosci wspolczesnych przedsiebiorstw
JAN PAWEŁ II JAKO WZORZEC OSOBOWY DLA WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY
pedagogika referat Turystyka i sport jako jedne z najczęściej praktykowanych współcześnie form spęd
Filmowe?aptacje dzieł literackich jako przykład interpretacji tekstu pierwowzoru
Filmowe adaptacje dzieł literackich jako przykład[1]
intelektualisci jako gatunek europejski
Projekt Konstytucji według PiS ćwiczenie intelektualne

więcej podobnych podstron