Bohaterowie Sanctuarium
część ósma - „Wspomnienia”
Yenna!! Yenna!! - Po okolicy rozległ się głos kobiety - Yenna gdzie jesteś??!!
Tutaj mamusiu. - Odrzekł jej dziecięcy głos.
Kobieta spojrzała w górę.
Masz natychmiast zejść z tego drzewa! Słyszałaś co do ciebie mówię dziewczyno!?
Nie mogę.
A to dlaczego?! - Zapytała z gniewem kobieta.
Bo będą się ze mnie śmiali że nie usiedziałam całej nocy na drzewie. - Odpowiedziała dziewczynka.
Kto będzie się z ciebie śmiał?!
Noo... Kazhel, Marus, Zelana i Sluv.
Jeżeli zaraz nie zejdziesz z tego drzewa Yen, to ja już się z tobą policzę!
Dziewczynka posłusznie zeszła z drzewa. Miała krótkie, czarne włosy, a jej małe, świdrujące oczka badały otoczenie. Podbiegła do kobiety. Ta spojrzała na dziewczynkę i załamała ręce.
Zmiłuj się Yenna!! Jak ty wyglądasz??
Dziewczynka miała poszarpane ubranie, twarzyczka była umorusana, skóra na rękach i nogach była w paru miejscach niemiłosiernie zadrapana. Na twarzy dziewczynki widniał jednak uśmiech.
Co ty sobie myślisz smarkulo?!" - Wrzasnęła kobieta.
Zamierzyła się ręką ale nie uderzyła. Podała ją dziewczynce.
Chodź do domu, trzeba cię porządnie wyszorować.
Po długiej i męczącej kąpieli dziewczynka usiadła przy stole i zaczęła jeść kolacje.
Co cię napadło aby włazić na to drzewo? - Zapytała matka.
No bo oni powiedzieli, że jeśli chcę się z nimi bawić to muszę przejść test i że każdy go przechodził. Potem podeszliśmy do drzewa i Kazhel powiedział że muszę sama wejść na to drzewo, przesiedzieć tam całą noc a rano zejść.
A ty oczywiście ich posłuchałaś?
Aha. Weszłam na to drzewo a oni zaczęli się śmiać i powiedzieli żebym siedziała tam całą noc.
Ech, co za głupota. A myślisz że oni przechodzili ten test?
Tak mi powiedzieli.
A ty, moje dziecko, uwierzyłaś im? Oni na pewno nie przechodzili tego testu. Naigrywali się z ciebie. A nawet jeśli to oni mają po 10 lat a ty masz 6. A poza tym kobietom nie przystoi łazić po drzewach. - Powiedziała matka i uśmiechnęła się. - A ty chyba jesteś kobietą? Tak czy nie?
TAK!! A Zelana??!! - spytała ze złością dziewczynka. - Zelana mówiła że też siedziała na tym drzewie.
Zelana jest córką kowala, plecie i robi różne głupstwa.
Ale Zelana powiedziała że muszę..... A ja widziałam jak Zelana wchodziła na drzewo.......
Nie gadaj tyle, tylko jedz i kładź się zaraz spać.
Dziewczynka coś odburknęła pod nosem, ale posłusznie zjadła kolację i położyła się do snu.
Mój Boże co by powiedział twój ojciec na twoje wybryki.... - powiedziała ściszonym głosem kobieta.
Yennefer nagle się odwróciła. Kobieta przygryzła niezauważalnie wargę i spojrzała w bystre oczy dziewczynki. Wiedziała że prawda będzie musiała prędzej czy później wyjść na jaw. Ale jeszcze nie teraz. Nie tak wcześnie....
Danath spojrzał na czarodziejkę. Pogładził ją po czole. Wyczuł silne pulsowanie. Zmarszczył brew i cofnął rękę. Zamyślił się i po chwili rozpalił kolejną świecę. Wyjął z kieszeni drobne ziarenka i zdmuchnął je na płomień. Błysnęły iskry. Izba wypełniła się dziwnym zapachem. Druid zamknął oczy, skoncentrował się i bardzo cicho wyszeptał:
Moce dzikich ostępów, niezbadanych wyżyn, moce praojców natury wszelakiej, wypełnijcie moje jestestwo i wspomóżcie mnie w mej woli.
Medalion na piersi Danatha zawibrował. Ciałem czarodziejki wstrząsnął impuls. Na czole druida pojawiły się krople potu......
W wiosce odbywała się fiesta. Na rynku gdzie stały największe tłumy, figlowały małe dzieci, kupcy przeganiali je spod straganów. Panował ogólny zgiełk. Przy studni stały trzy młode dziewczyny. Spośród nich, jedna odznaczała się wyjątkową urodą. Miała długie, czarne włosy, zgrabną figurę a jej oczy wyrażały piękno. Dziewczyna wyraźnie dominowała w sferze urody nad swoimi rówieśniczkami.
Yenna, uwierz mi. - Rudowłosa, piegowata dziewczyna zagestykulowała rękami. - Podobasz mu się. Czy ty tego nie widzisz?
Daj spokój Zelano. - Odparła czarnowłosa dziewczyna. - Kazhel nigdy by się mną nie zainteresował. Zresztą zobacz jak on się zachowuje. - Tutaj Yenna wskazała na barczystego chłopaka który wraz z garstką podobnych mu młodzieńców śmiał się donośnie. - Spójrz na niego. Przypomina mi małego, rozwydrzonego chłopca. Ja tam nie jestem nim zainteresowana. Jest wielu lepszych od niego.
Właśnie w tym momencie do rozmawiających dziewcząt zbliżyła się grupa chłopaków której przewodził nie kto inny jak tylko Kazhel. Zionęło od nich piwem. Śmiali się.
O tutaj są nasze boginie. - Zarechotał Kazhel i spojrzał ukradkiem na Yennę.
Dziewczyna rzuciła na niego obojętne spojrzenie i parchnęła. Chłopak nie zraził się tym, bowiem ilość wypitego piwa uniemożliwiała zrażenie się czymkolwiek.
Patrzcie tylko. - Ponownie zakrzyknął do swoich kolegów. - Najładniejsza w całej okolicy ale jaką zgrywa niedostępną!!
Kompani ryknęli śmiechem. Kazhel chwycił Yennę i próbował ją do siebie przyciągnąć. Dziewczyna odepchnęła go z obrzydzeniem. Kazhel nie przejął się tym zbytnio. Chwycił mocniej dziewczynę za nadgarstki.
Auuuu!! Kazhel to boli!! Puść mnie!! - Krzyknęła Yenna.
Kazhel! Zostaw ją! - Krzyknął Sluv.
Złapał go za ramię.
Zostaw ją!!
Barczysty młodzieniec nie odpowiadał. Bez wysiłku odrzucił chłopaka i tylko zaśmiał się złośliwie. Dziewczyna ponownie próbowała go odepchnąć i zebrała wszystkie siły. Była tak zdenerwowana że chciała zrobić mu coś strasznego. Nagle poczuła dreszcz i swędzenie biegnące po plecach. W tym momencie straciła orientację, zawirowało jej w głowie i jedyne co ujrzała to nagły błysk. Zaraz po tym usłyszała przeraźliwy krzyk Kazhela, a następnie pisk Zelany. Moment później osunęła się bez sił na studnię. Przetarła oczy i ujrzała chłopaka leżącego na ziemi i zwijającego się z bólu. Jego twarz i szyję pokrywały wypalone szramy układające się w rozmaite wzory. Yenna była przerażona. Spojrzała na swoje ręce. Nie zauważyła niczego specjalnego. Tylko ten huk w głowie. I oczy zebranych ludzi wbitych w nią i wyrażających zdumienie i swego rodzaju strach. Yenna nie chciała tego widzieć. Pobiegła czym prędzej do domu. W drzwiach wpadła wprost na swoją matkę.
Mamo stało się coś strasznego!! - Załkała - Ja.....
Wiem co się stało moje dziecko. - Uspokoiła ją kobieta i przytuliła do siebie. - Widziałam. To się musiało kiedyś stać. Ostrzegał mnie że to kiedyś nastąpi, ale ja go nie słuchałam....
Kto taki??? O kim ty mówisz??? - zapytała Yenna.
O twoim ojcu Yen. - Odparła kobieta. - O twoim ojcu.....
Następnego dnia matka siedziała na podwórzu przed domem.
Usiądź obok mnie Yen. - Powiedziała.
Co się stało?? - Zapytała dziewczyna.
Kobieta przez pewien czas siedziała zamyślona. Yen złapała matkę za rękę. Ta nagle się ocknęła, wstała i powiedziała:
To się nie może powtórzyć. Nadszedł już czas. Choć ze mną.
Yenna wraz z matką weszli na stryszek i wyciągnęli z kąta zakurzony kufer. Otworzyły go. W środku znajdowały się najróżniejsze księgi, kilka przedmiotów oraz śnieżnobiały pergamin zwinięty w rulon. Kobieta podała go dziewczynie.
Chciał żebyś to przeczytała....... w dzień kiedy to nastąpi.....
Yenna odwinęła pergamin. Jej oczom ukazało się pismo o następującej treści:
„Witaj moja córko. Jeżeli to czytasz to znaczy że ten dzień nastąpił. Dzień kiedy ujawniła się twoja potęga. Jest to także dzień mojego triumfu, bowiem jak sądzę nie utraciłaś nic z odziedziczonej pomnie potęgi i mocy. Nadszedł dzień kiedy TY zaczniesz kontynuować i zakończysz dzieło które ja rozpocząłem. Żałuję że nie mogę ci dopomóc, musisz bowiem wiedzieć że moja obecność na tym świecie zakończyła się niedługo po twym urodzeniu. Nie mogę być przy Tobie i nadzorować Twojej nauki lecz cząstka mnie zawsze będzie w Tobie i dopomoże Ci w trudnych chwilach. Zawsze będę z Tobą”
Twój ojciec chciał byś kontynuowała jego dzieło. - Odparła kobieta wyjmując z kufra księgi oraz medalion z symbolem ognia, błyskawicy i płatka śniegu.
Jakie dzieło?
Tego mi nie powiedział. Odszedł rok po twoim urodzeniu. Nie powiedział dokąd zmierza.
Kim on tak naprawdę był ?
Tego nigdy do końca nie wiedziałam. Nie chciałam wiedzieć. - Odparła smutno kobieta. - Miał nieprawdopodobną siłę i władał niepojętymi mocami. Gdy ty się urodziłaś, chyba po raz pierwszy widziałam go szczęśliwego, uradowanego i tak dumnego. Dumnego z ciebie Yennefer. Do dziś pamiętam jak powiedział:
„Spójrz na nią. Jest taka niewinna, bezbronna a za kilkanaście lat będzie władała mocą o niesamowitej potędze. Moją mocą.”
Mamo, powiedz mi...jak on wyglądał ?
No cóż. - Tutaj kobieta uśmiechnęła się. - Nie był typem przystojniaka. Ale miał wielkie serce. I za to go pokochałam. Gdy przyszłaś na świat rzekł:
„Po mnie odziedziczyła magiczną potęgę, po tobie moja żono, urodę i piękno.”
Yenna milczała. Patrzyła teraz na stos magicznych ksiąg poukładanych w kufrze. Patrzyła na medalion z symbolem ognia, błyskawicy i płatka śniegu. Przed nią widniała przyszłość przepełniona nauką, poznawaniem sztuki tajemnej, odkrywaniu granic swoich możliwości oraz poznawaniem woli swego ojca......
Na czole Yennefer wystąpiły krople potu. Grymas na twarzy. Druid otworzył oczy i spojrzał na oblicze czarodziejki. Uśmiechnął się.
Naturalne reakcje organizmu. To dobry znak - rzekł do siebie.
Wstał i przeszedł przez izbę. Wziął do ręki swój podręczny bagaż i wyjął z niego medalion. Zamienił go z tym który miał na szyi. Ten drugi nie przedstawiał jakieś konkretnej rzeczy a tylko zespół powykrzywianych w najdziwniejszych pozach kawałkach tajemniczego metalu. Usiadł obok Yennefer i położył jej ręce na czole. Wymamrotał słowa:
Cienie przeszłości, uchylcie się przed moją potęgą. Potęgą władcy natury, syna nieskażonej ziemi, potomka dzikiego wiatru, dziecka rwącej rzeki!! Odsłońcie przede mną swoje tajemnice........
Minęły dwa lata. Podstawowe czary magii żywiołów zostały w pełni opanowane przez Yennę. Przyswajanie formuł kolejnych czarów przychodziło coraz łatwiej, choć nie było łatwe. Nadszedł właściwy dzień. Dzień w którym odsłoniła się przed nią ostatnia tajemnica i zarówno wola jej ojca......
Yenna weszła na stryszek mając zamiar schować książki do skrzyni. Otworzyła kufer. Wtedy ujrzała coś dziwnego. Na samym dnie skrzyni, niczym wzburzone morze, falowała czarna tafla. W pierwszym odczuciu wydawało się jej że jest to po prostu złudzenie wywołane przez treningi i zmęczenie. Ale to nie było złudzenie. Yenna powoli i delikatnie dotknęła tafli. W tej samej chwili rozprysła się ona w nicość. Na dnie leżał pergamin. Dziewczyna go rozwinęła. Widniał tam tekst:
„Witaj ponownie moja córko. Widzę że treningi przyniosły oczekiwany przeze mnie efekt. Oznacza to że jesteś gotowa na kolejny etap swojej edukacji. Wiedza w księgach jest tylko początkiem tego co cię czeka. Jako że nie mogę być przy tobie i kształcić cię dalej, musisz wyruszyć w drogę. W dole jest mapa na której jest zaznaczona droga do zamku czterech żywiołów zwanego także Zan Esu. Musisz tam dotrzeć. Znajdziesz tam kobietę o imieniu Elsa. Ona będzie kontynuowała twoje kształcenie zgodnie z moją wolą. Moja córko, pamiętaj. Czeka cię jeszcze wiele na twej drodze. Niekiedy będziesz musiała zaufać tym których uważasz za wrogów a zniszczyć tych którzy omamią twój umysł i będą się zwali twymi przyjaciółmi. Mogę powiedzieć ci jeszcze że spotkasz dwóch ludzi. Nie mogę ci powiedzieć kim oni będą ale wiedz że wasze losy się zetkną. Teraz już idź. Czas nagli. Pamiętaj że zawsze będę przy tobie.”
Yenna schowała pergamin. Westchnęła.....
Tego samego dnia zabrała tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Pożegnała się ze swoją matką. Obydwie płakały.
Mamo, ja wrócę!! Obiecuję!! - Łkała. - Na pewno!!
Wiem moje dziecko. Wiem. - Kobieta przytuliła dziewczynę.... - Teraz już idź. Wypełnij wolę swojego ojca.
Yenna pokiwała ze smutkiem głową. Wyszła z chaty, przeszła przez całą wioskę, minęła znajomych jej ludzi. Kazhela z twarzą na której widniały wypalone szramy. Zelanę - rudowłosą przyjaciółkę. Marusa - najlepszego kumpla Kazhela, oraz Sluva - zawsze rumieniącego i jąkającego się w jej towarzystwie przyjaciela. Ludzie nic nie mówili. Ale ona wiedziała co myśleli. Wiedziała. Lecz teraz miała nowy cel w życiu.........
Po wielu dniach wędrówki dotarła do wielkiego, mrocznego lasu. Z duszą na ramieniu przeszła ścieżką przez las. Zatrzymała się na skraju. Podniosła głowę. Na szczycie góry majaczył wielki zamek. Po kolejnej kilkugodzinnej wędrówce pod górę, stanęła wreszcie przed bramą twierdzy. Już miała zakołatać w bramę, gdy mosiężne wrota otworzyły się i stanęła przed nią młoda dziewczyna. Spojrzała na Yennę.
Ja..... - Yenna nie potrafiła wyksztusić ani słowa. - ...przybyłam tutaj....
Nagle młoda dziewczyna wbiła wzrok w medalion wiszący na piersi Yenny. Jej oczy zabłysły. Uśmiechnęła się i gestem zaprosiła dziewczynę do środka. Yenna przeszła przez dziedziniec. Nagle przez jej głowę przemknął impuls. Tak błyskawiczny i nagły że nie zdążyła go odczytać. W tej samej chwili z zamku na dziedziniec wyszła kobieta. Ubrana była w długą, białą szatę. Podeszła do Yenny. Uśmiechnęła się.
Witaj w siedzibie czarodziejek Zan Esu. Czekaliśmy na ciebie. - Powiedziała patrząc na medalion Yenny. - Choć ze mną. Trzeba cię trochę ogarnąć. Boże jaka z ciebie chudzinka. Ale zaraz się tym zajmiemy. Mów do mnie Elsa.
Klasnęła w dłonie. Za moment pojawiły się obok niej służki które wręcz wyrwały z rąk Yenny bagaż i wbiegły do zamku.
Twój ojciec był wspaniałym człowiekiem. - Elsa zaczęła rozmowę. - Był również wspaniałym nauczycielem. Jutro zaczniemy naukę. Zgodnie z jego wolą. O... zbiera się na deszcz. - Elsa wskazała na niebo na którym kłębiły się chmury. - No chodź, chodź, bo zmokniemy do suchej nitki !!
Przyspieszyły, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w środku. Yenna spojrzała na niebo i chmury. Nagle zatrzymała się i wbiła wzrok w niebo. Zdawało się jej że dwie chmury zbiły się, tworząc.... tworząc twarz mężczyzny z długą brodą. Mężczyzna się uśmiechnął. Yenna stała zdumiona. Wyszeptała:
Ojcze??
Twarz mężczyzny rozpłynęła się pośród innych chmur. Zaczął padać deszcz.......
Stary człowiek o długiej czarnej brodzie otworzył oczy. Spojrzał na magiczną taflę. Kłębiły się tam różne obrazy, najczęściej przedstawiające walkę. Widział w niej chaos i zniszczenie. Widział ludzi masakrowanych przez stwory piekielne. Widział bohaterów, barbarzyńców, paladynów, nekromantów ginących w płomieniach. Widział ich twarze. Proszące o litość która nigdy nie będzie im dana. Widział stwory przepełnione starożytną potęgą, nie mającą sobie równych. I widział Jego. Jego grozę, zło, nienawiść do całego świata, przebiegłość, jego potęgę wzmocnioną starożytną wiedzą. Wszystkie te obrazy powodowały że mężczyzna patrzył w taflę tępym wzrokiem, bez jakiejkolwiek nadziei. Widział cały świat pogrążony w chaosie i krwi niewinnych istot. Patrzył i nie mógł uwierzyć. Nagle krzyknął donośnie:
Nie!!! - I jednym ruchem ręki zmiótł magiczną taflę. - Nigdy!!!
Mężczyzna zacisnął pięść. Wiedział że jest bezsilny. Wiedział że nic nie może zrobić. Może być tylko biernym obserwatorem rozgrywających się wydarzeń. Tego co już się rozpoczęło.
Nadzieja jest zawsze.... - Czarnobrody usłyszał posępny głos za sobą. Odwrócił się.
Za nim stał mężczyzna w białym habicie.
Nasza nadzieja umiera. A wraz z nią cały ten świat. - Odparł czarnowłosy
Nie myśl tak. Nie wolno ci tak myśleć.
Wiem o tym. Ale nie mogę się z tym pogodzić. Przyszłość jest tak wyraźna jak nigdy dotąd. To mnie przeraża. Dla tego świata przyszłość powoli przestaje istnieć. Dla nas także.
Każdy z nas to wie. - Odparł białowłosy. - I każdy z nas się boi. Ale nie możemy tracić nadziei. Tylko to nam pozostało. Nic więcej.
Wiem.......
Musimy cały czas czuwać, choćby to oznaczało nasz koniec. Nie wolno nam ingerować. A teraz ukaż w tafli teraźniejszość....
Czarnowłosy strzelił palcami. Przed nim zmaterializowała się tafla. Na jej powierzchni zakłębiły się obrazy.....
Przez smrodliwy korytarz, oblepiony jakąś ohydną mazią szło dwóch mężczyzn. Jeden z nich ubrany był w czarny habit, w panującym półmroku jego oczy świeciły jak dwa rubiny a jego ręce zakończone były szponami. Obok niego szedł nieco niższy mężczyzna. Jego skóra była trupio blada. Ów mężczyzna nie miał lewego oka. Oczodół zasłaniała jasna błona. Obydwaj przeszli przez korytarz, skręcili w prawo i weszli do przestronnej sali. Mężczyzna w habicie nakazał bezokiemu aby zaczekał. Podszedł dalej, tam gdzie sala topiła się w mroku. Uklęknął przed czymś co mogło przypominać tron. Nagle ciszę przeciął chrapliwy głos.
Masu Inatekoz!! Podejdź do mnie!!
Bezoki mężczyzna zbliżył się ku tronowi. Klęczący mężczyzna w habicie syknął wściekle, nakazując nekromancie uklęknąć. Ten nie zareagował, tylko uśmiechnął się makabrycznie. Postać siedząca na tronie mruknęła gniewnie.
Czyż toż z własnej głupoty nie pragniesz oddać hołdu przyszłemu władcy świata!!?? - zabrzmiał donośny głos
Masu Inatekoz nie zwykł klękać przed nikim. Nawet przed tobą, demonie! - Odparł butnie nekromanta.
Demon ponownie zamruczał.
Jesteś zuchwały jak na śmiertelnika!! - zagrzmiał głos. - I tym właśnie jesteś!! Niedoskonałym stworzeniem które ja niebawem zacznę usuwać jak robactwo!! I to już niebawem!! Zatem jeżeli pragniesz być ceniony nieco wyżej niż robactwo, oddaj należny mi hołd i szacunek!!
Już rzekłem. Nie klękam przed nikim!! - odparł Inatekoz.
Jesteś zatem głupcem!! Odejdź!! - rzekł demon i zaczął mruczeć melodyjnie.
Nekromanta poczuł jak przez całą komnatę przeleciały tysiące a może nawet miliony strug energii skupiającej się wokół postaci siedzącej na tronie. Masu zaśmiał się bezczelnie, rozpraszając demona.
Ty mi grozisz??!! Nie masz pojęcia na co się porywasz!! Proszę rozważ sobie naszą sytuację. Możemy walczyć. Jeden z nas zginie. Nie ważne kto. Ty nie masz w tym interesu ani ja. Przyszedłem tutaj w innej sprawie. Negocjować.
Demon ryknął tak wściekle, że cała sala się zatrzęsła a mężczyzna w habicie zwinął się z bólu na podłodze. Nekromanta poprzestał tylko na zakryciu uszu dłońmi.
Ośmielasz stawiać mi warunki??!! - Ryknął demon. - Ty??!!
Beze mnie nie odczytasz księgi. Natomiast ja bez twojej pomocy nie zrealizuję swoich planów odnośnie pewnego człowieka. Bardzo dla mnie ważnego.
Jasno stawiasz sprawę!! - Odparł demon. - Dlaczego on jest dla ciebie taki ważny??!!
To już moja sprawa. - Rzekł nekromanta. - Teraz umowa. Gdzie medalion ?
Demon kiwnął kościstą dłonią. Mężczyzna w habicie wyciągnął coś zza pazuchy. Podał to Inatekozowi. Ten łapczywie chwycił medalion. Spojrzał na niego. Jego twarz momentalnie poczerwieniała ze wściekłości.
Jest niekompletny!! - Krzyknął. - Oszukałeś mnie!
Vedral machnął dłonią. Na nekromancie zacisnęły się ogniste pręgierze uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
Zmieniłem warunki umowy!! - Syknął demon. - Pomożesz mi odszyfrować księgę a ja dam ci ostatnią część medalionu!! To takie małe zabezpieczenie!! Ponadto będziesz mi służyć tak długo jak to uznam za stosowne, czyli mniej więcej do czasu odszyfrowania księgi!!
Nekromanta zaśmiał się. Pokiwał głową.
Zgoda, niech będzie. - rzekł Masu. - Przyjmuję twoje warunki. - syknął jadowicie.
Vedral zwolnił uścisk. Masu Inatekoz uśmiechnął się w kierunku demona. Postać siedząca na tronie patrzyła na nekromantę wzrokiem pełnym nienawiści i grozy..........
Danath zdjął ręce z czoła czarodziejki. Był bardzo wyczerpany. Ale był także zadowolony z siebie. Wiedział że kuracja przyniosła pozytywne efekty. Pozostawało tylko czekać. Spojrzał na Yennefer. Wyglądała jakby spała. Jej oddech stał się bardziej regularny, rany zagoiły się. Druid podszedł do okna i otworzył okiennice. Do izby wpadło światło dnia i świeży powiew wiatru który rozpędził zapach ziół. Danath spojrzał w kierunku wzgórza. Nagle zamyślił się. Zdawało mu się że czegoś brakowało na wzgórzu. Ale nie miał teraz czasu się nad tym zastanawiać. Usłyszał szmer. Odwrócił głowę. Zobaczył Yennefer która usiłowała się poruszyć. Przychodziło jej to jednak z wielkim trudem. Podszedł do niej. Czarodziejka powoli otworzyła oczy. Świat skryty dotychczas za mgłą zaczął się rozjaśniać. Pierwszą rzeczą którą zobaczyła Yennefer, był wysoki mężczyzna, z ciemnobrązowymi włosami, ze skórą niedźwiedzia zarzuconą na plecy i z medalionem na szyi. Ujrzała władcę natury. Tego który uratował jej życie.
Witamy w świecie żywych. - Usłyszała przyjemny głos.
To było chyba wszystko co chciała w tej chwili usłyszeć.............
*** KONIEC ***
1
30