Czarne kwiaty
I Gatunek: cykl prozy, mający styl wolny, charakter nekrologiczny, żałobny.
II Znaczenie tytułu: stanowią zbiór wspomnień Norwida z ostatnich spotkań ze znakomitymi przedstawicielami poezji, muzyki i malarstwa
Kwiaty - hołd dla ich pamięci, symbolizują te osoby.
Czerń - symbol żałoby, ponieważ wydarzenia, opisane przez poetę, mają związek ze śmiercią bohaterów.
III Symbolika i wymowa dzieła:
- trzeba korzystać z życia, gdyż śmierć przychodzi nieoczekiwanie
- śmierć nie wybiera i nie oszczędza nikogo
- szacunek dla życia należy się zarówno dla siebie jak i innych
IV Narrator:
- komentator-narrator, który kreuje tę rzeczywistość.
- współbohater opisywanych scen.
V Styl:
- podobieństwo do prozy gawędowej (kolokwializmy, stosunek do bohaterów, powtórzenia)
- pokrewieństwo z nowelistyką włoską np. Giovanniego Boccaccia.
- poetyka biografii i kroniki
- elementy prozy żałobnej.
VI Streszczenie:
Wstęp:
Autor chciałby w tym miejscu napisać wiele ciekawych rzeczy, jednak sądzi, że nie warto, gdyż może nie zostać zrozumiany. Współczesny czytelnik nie potrafi odróżnić kiedy autor umyślnie porzuca wybór jednego stylu (indywidualne cechy autora, literackość) na rzecz istoty opisywanej treści, a kiedy przez zwykłe zaniedbanie formy, o stylu zapomina. Autor pisz, iż najbezpieczniej jest krążyć wokół tych samych form i motywów, nie dodając nic od siebie, nie ewoluując dając ludziom to co jest im znane.
Dalej autor mówi, iż istnieją w dorobku ludzkości takie dzieła, które nie mają stylu, dzięki czemu nie podgalają krytyce, która docenia i chwali formy dawne (klasycyzm, pamiętniki średniowieczne), gardząc indywidualnością i nowymi gatunkami. Taki zabieg według autora ocali rzecz opisywaną w utworze, gdyż ma ona osobisty charakter.
Tym właśnie są czarne kwiaty, są to pamiątki po zmarłych przyjaciołach, wspomnienia, i to one są tu najważniejsze a nie forma ją obrał autor. Dlatego właśnie utwór nie ma jednolitego stylu.
Spotkanie ze Stefanem Witwickim
Jako pierwsze, Norwid opisuje spotkanie ze Stefanem Witwickim, polskim poetą i publicystą. Po przyjeździe do Paryża w 1832 przyczynił się do założenia Towarzystwa Braci Zjednoczonych. Szedł on po Schodach Hiszpańskich. Był mocno pochylony, poruszał się z trudem.
Niedługo potem Norwid odwiedził starca w jego domu. Jak się później okazało, było to na tydzień przed jego śmiercią. Był chory na ospę, leżał więc już na kanapie, mówienie sprawiało mu trudność, mógł się poruszać tylko przy pomocy innej osoby. Tylko oczy miał nadal żywe i przytomne.
Opiekował się nim Gabriel Rożniecki, ich wspólny przyjaciel. Gdy Norwid wszedł do pokoju, Witwicki podsunął mu pomarańczę, a potem, przy pomocy muzyka zaczął chodzić po pokoju. Wtedy miał jakby atak obłędu. Wskazywał ręką na nieistniejące kwiaty, pytając o ich nazwę.
Przy następnych wizytach polskiego poety chory już w ogóle nie mógł mówić i leżał tylko, mając całkowicie zdeformowane ciało. Zmarł niedługo potem, ale jego śmierć poprzedził jeszcze zgon generała Klickiego, przywódcy dywizji Królestwa Polskiego.
Norwid ponownie uświadamia sobie, że literackie próby opisania odejścia znajomych mu osób byłby - w ten, czy inny sposób - krzywdzące, dlatego decyduje się na wierność oddaniu całej sytuacji: „dlatego właśnie w daguerotyp [obraz fotograficzny] raczej pióro zamieniam, aby wierności nie uchybić”.
Fryderyk Chopin
Kolejną ważną dla Norwida osobą jest Fryderyk Chopin. Poeta mówi, że muzyk mieszkał przy ulicy Chaillot, niedaleko Pól Elizejskich, w Paryżu. Mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze. Ż balkonu rozpościerał się widok na ogrody i Panteon. Poza piękną okolicą, autora zachwycił także osławiony fortepian Chopina, znajdujący się w jego pokoju.
Przyjaciele spędzali razem dużo czasu. Pewnego dnia, podczas wyprawy na spacer do Lasku Bolońskiego, Chopin i Norwid odwiedzili Bohdana Zaleskiego, który mieszkał w Passy (nie wchodzili jednak do mieszkania, gdyż Fryderyka nie miał kto wnieść na górę). Siedzieli więc we trójkę w ogrodzie poety, patrząc na zabawę jego syna.
Później nie widzieli się przez długi okres. Gdy Norwid zdobył się pewnego dnia na wizytę, służąca powiedziała mu, że muzyk śpi. Ten zostawił mu zatem wiadomość. Okazało się jednak, że Chopin tylko nie chce się z nikim widzieć, ale gdy zobaczył karteczkę od poety, poprosił go do siebie. Ten siedział na łóżku z baldachimem, podparty był poduszkami, szyję miał owiniętą szalem, a nogi - bardzo spuchnięte. Robił jednak dobrą minę do złej gry i udawał pogodę ducha. Pod koniec wizyty wyznał Norwidowi, że się wynosi. Poeta początkowo zrozumiał to jako metaforę śmierci, zaczął więc żartować, by pocieszyć przyjaciela. Chopinowi chodziło jednak o przeprowadzkę do innego mieszkania na plac Vendôme. Umarł niedługo potem, nie zobaczywszy się już więcej z Norwidem.
Juliusz Słowacki
Na ulicy Ponthieu przy Elizejskich Polach mieszkał Juliusz Słowacki. Zajmował małe, skromne mieszkanie na samej górze. Składało się ono z dwóch pokoi jednym był salon z pięknymi kwiatami na ganku, drugim - sypialnia. Do domu często przylatywały oswojone wróble.
Któregoś dnia Norwid odwiedził tam przyjaciela. Słowacki akurat jadł obiad. Po skończonym posiłku rozmawiali o życiu kulturalnym i wspólnych znajomych. Wspominali Chopina (który wtedy jeszcze żył) i chyba autor Beniowskiego nie spodziewał się, że umrze przed nim.
Jakiś czas później Norwid znów spotkał się ze Słowackim. Rozmawiali „o Francji, o rewolucji, o rzymskich wypadkach”. Obecny tez był wtedy jakiś francuski malarz, który nic jednak nie mówił, a tylko siedział na kanapie.
Przy pożegnaniu Słowacki zwierzył się Norwidowi, że zaczyna czuć się coraz gorzej, szybko się męczy, i że czuje zbliżający się koniec. Zaprosił go na następny tydzień.
Gdy Norwid stawił się o umówionym czasie, dowiedział się od ucznia Słowackiego (chodziło o Zygmunta Felińskiego), schodzącego z góry, że poeta bardzo źle się poczuł - lepiej będzie odwiedzić go jutro. Następną wizytę mógł Norwid złożyć dopiero w następnym tygodniu. Przyszedł z samego rana, okazało się jednak, że Słowacki zmarł w nocy, przeczytawszy tylko list od matki.
Norwid wspomina piękno, jakie malowało się na twarzy nieboszczyka, podczas pogrzebu. Mówi też, że wszystko odbyło się nader spokojnie - ptaki jak co dzień przyleciały na balkon i tylko zarosłe chwastami kwiaty świadczyły o jego odejściu. Poetę wzruszyło bardzo zachowanie jakiejś kobiety podczas pogrzebu, bo zalewała się gorącymi łzami. Swoją pamiątkę po przyjacielu - jego rysunek, wykonany w Egipcie - Norwid przeciął na dwie części. Jedną zachował dla siebie, drugą dał komuś, kto akurat przybył z kraju, „aby sprawdziły się słowa w Beniowskim napisane, iż «prawą rękawiczkę twą zawieszą w muzeum jakim, a o straconą lewą będą skargi!...».”
Nieznajoma Irlandka
Parę lat po śmierci Słowackiego, Norwid przebywał na statku na Oceanie Atlantyckim. Była to niedziela, bardzo piękna i słoneczna. Z powodu braku wiatru, statek stał w miejscu. Jak nigdy, wszyscy pasażerowie wylegli na pokład. I wtedy właśnie towarzysz poety zwrócił jego uwagę na piękną dziewczynę. Przypuszczalnie była to młoda Irlandka o nadzwyczajnej jednak urodzie. Ona jednak nie bardzo interesowała Norwida, jako że miał myśli zaprzątnięte czymś innym. Poeta zamyślony stwierdził tylko, że kobiety są najpiękniejsze, gdy nie widzą że ktoś im się przygląda, dlatego przyjrzy się jej innym razem.
Nadszedł wieczór i Norwid poszedł się położyć do swojej ciasnej, dusznej kajuty. W nocy słyszał krzątaninę i głosy załogi, nie wiedział jednak, co się dzieje. Nad ranem okazało się, że piękna Irlandka zmarła w nocy. Wedle zwyczaju, zwłoki przykryto czarno-szafirowym żaglem obrzuconym w białe gwiazdy: „taka plama czerniła na środku pokładu o wschodzie słońca…”
Adam Mickiewicz
Gdy poeta wrócił do Europy, postanowił odwiedzić Adama Mickiewicza. Chciał to zrobić z czystej wdzięczności, słyszał bowiem, ze wieszcz wspominał o nim, gdy ten był w Ameryce.
Wileński twórca mieszkał wtedy w okolicach placu Bastylii, w gmachu Biblioteki Arsenału, gdzie pracował jako bibliotekarz. Spotkanie miało miejsce w niedzielę, co Norwid pamięta dobrze, jako że właśnie wracał ze mszy. Pokój, do którego zaprosił go Mickiewicz, był raczej skromny, przede wszystkim zaś - zimny. Jego ozdobę stanowiły głównie obrazy, zwłaszcza o tematyce religijnej oraz ustawiony na biurku odlew, przedstawiający niedźwiedzie.
Niedługo potem zmarła żona Mickiewicza - Celina Szymanowska i w dwa tygodnie po po-grzebie znajomi znów się spotkali. Gdy Norwid przyszedł do pana Adma, ten akurat wychodził, cofnął się jednak do środka, by w spokoju porozmawiać. Wieszcz opowiadał o śmierci żony. Poeta nie był załamany mówił szczegółowo i pogodnie , ponieważ jak twierdził tylko nieznajomość prawdy sprawia że ludzie boją się śmierci. Później musiał wyjść, bo był z kimś umówiony. Gdy przyszło do rozstania na ulicy, Mickiewicz ścisnął dłoń Norwida, mówiąc „No... adieu!”, co wywarło na nim ogromne wrażenie. Dopiero potem okazało się, że było to ich ostatnie spotkanie.
Paul Delaroche
Ostatnią z opisywanych osób jest malarz Paul Delaroche. Mieszkał przy ulicy Tour des Dames, na samej górze kamienicy czternastowiecznej, stylizowanej na florencką. Artysta zdecydował się pokazać Norwidowi swój najnowszy obraz - była to scenka z Pisma Świętego. Obraz przedstawiał mękę pańską, w której nie ma ukrzyżowanego Chrystusa , a jedynie osoby które na tę scenę patrzą, My natomiast owe zdarzenie widzimy tylko na ich twarzach.
Malarz prosił poetę, by ten otwarcie mówił, co myśli o nowym obrazie. Ten wprost powie-dział, ze dzieło bardzo mu się podoba, jednak wydaje mu się, jakby czegoś w nim brakowało. Radził domalować resztę historii. Delaroche przyznał mu rację i ucieszył się niezmiernie z takich słów krytyki, dodając, że w jego zamiarze jest zrobić trylogię obrazów, bo to dopiero pozwoli na dopełnienie całości.
Był bardzo podekscytowany swoją pracą i obiecał poecie pokazać dalsze efekty, kiedy tylko skończy. Więcej jednak nie zobaczyli się - malarz zmarł krótko potem. Norwid próbował dowiedzieć się o obiecane dwie części, czy może choćby ich początek, ale okazało się, że nigdy takowe nie powstały.
***
Wspomnienia tu opisane twórca nazywa czarnymi kwiatami, napisane są wiernie, szczegółowo. Autor ma nadzieję że kiedyś nikogo nie będą dziwiły takie zapiski, w takiej nie - pamiętnikarskiej , nie spotykanej dotąd formie. Narrator niczym klamrą kompozycyjną zaczyna i kończy te opowieści pytaniem „czy warto?... już?”- - można dodać- pisać to wszystko chociaż i tak Ne zostanie zrozumiany.