Gdyby mnie kochał, pozwoliłby mi zobaczyć
moje dziecko. Gdyby mnie kochał, to czy zabierałby
mi syna? Nie chciałam do tego wracać. Ale sam rozu
miesz, że coś takiego niełatwo wybaczyć.
Ależ On musiał go zabrać! Po pierwsze, dla jego
dobra...
Jestem pewna, że uczyniłam wszystko, żeby tyl
ko mój syn był szczęśliwy. Poświęciłam całe moje ży
cie...
Ludzie nie potrafią dać innym prawdziwego
szczęścia, przynajmniej nie na długo. Po drugie, zro
bił to dla twojego dobra. Chciał, żeby twoja miłość
podyktowana instynktem macierzyńskim (taką mi
łość mają nawet tygrysice) zmieniła się w coś lep
szego. Chciał, żebyś pokochała Michaela tak, jak On
sam rozumie miłość. Nie można kochać w pełni Inne
go stworzenia, dopóki nie pokocha się Boga. Czasem
przemiana ta dokonuje się bez potrzeby pozbawienia
miłości instynktownej przedmiotu jej zaspokojenia.
Ale zdaje się, że w twoim przypadku nie było takiej
nadziei: instynkt okazał się zbyt silny i nieokiełznany,
stał się twoją manią. (Zapytaj swoją córkę, albo męża.
Zapytaj własną matkę — o niej jakoś nigdy nie po
myślałaś.) Jedynym ratunkiem było zabranie tego, na
kim skupiło się twoje maniakalne uczucie; ten zabieg
okazał się konieczny. Istniała nadzieja, że po usunię
ciu pierwszego rodzaju miłości, w samotności i ciszy
rozwinie się na jej miejscu coś zupełnie nowego.
To wszystko bzdury! To okrutne i nieludzkie!
Jakim prawem mówisz takie rzeczy o miłości macie
rzyńskiej? To najczystsze, najświętsze ze wszystkich
ludzkich uczuć!
Ależ Pam, żadne ludzkie uczucia nie są same
w sobie czyste lub nieczyste, święte lub pozbawione
świętości. Są święte, tylko ręka Boga trzyma je na wo-
84
- Ale jeżeli pozostawi się je same sobie, zwyrodnieją i przemienia się w fałszywych bogów. ~~ — Moja miłość do Michaela nie zwyrodniałaby nigdy, nawet gdybyśmy żyli razem miliony lat.
Mylisz się. Musisz to wiedzieć, Pam. Czy nie
spotkałaś tam, na dole, matek, które mają ze sobą
w Piekle swoich synów? Czy i c h miłość może ko
goś uszczęśliwić?
Jeżeli masz na myśli takie baby jak ta Gurthie
i jej obrzydliwy Bobby, to pewnie, że nie. Nie chcesz
chyba powiedzieć... Gdybym ja miała ze sobą Mi
chaela, byłabym absolutnie szczęśliwa, nawet w tam
tym mieście. Nie opowiadałabym o nim bez przerwy,
tak że nikt nie mógłby już znieść dźwięku jego imie
nia, tak, jak opowiada Winifred Gurthie o swoim bę
karcie. Nie kłóciłabym się z ludźmi dlatego, że nie
poświęcają mu dość uwagi, i nie byłabym wściekle
zazdrosna, kiedy w końcu go zauważą. Nie skarżyła
bym się i nie jęczała wszystkim wokoło, że mój syn
nie był dla mnie dość miły. Bo on oczywiście byłby
miły. Jak śmiesz sugerować, że Michael mógłby być
podobny do tego małego Gurthiego? Nie zniosę takiej
bezczelności.
Obserwując tamtych ludzi, miałaś okazję zoba
czyć, do czego prowadzi w końcu ludzkie uczucie,
o ile nie zostanie przemienione.
To kłamstwo! Nieludzkie, okrutne kłamstwo!
Kto mógłby kochać swoje dziecko bardziej niż ja?
Czy nie żyłam przez wszystkie te lata wspomnienia
mi o nim?
To był twój błąd, Pam. W głębi serca zdajesz so
bie z tego sprawę.
Jaki znów błąd?
Te dziesięć lat zmienionych w żałobny rytuał.
To, że jego pokój musiał wyglądać dokładnie tak, jak
85