Polska jest krajem obfitującym w obiekty podziemne i naziemne o przeznaczeniu militarnym. Większość z tych obiektów nie doczekała się kompetentnej identyfikacji. Dokumenty techniczne dotyczące ich budowy i przeznaczenie spoczywają w archiwach wojskowych. Do dnia dzisiejszego są to materiały tajne, a nierzadko plany znajdują się w Rosji. Od lat prowadzone są jednak nieoficjalne próby penetracji tych budowli, mające na celu wydarcie im ich tajemnicy (a czasami i zawartości). Od jakiegoś czasu w prasie eksploracyjnej ukazują się tzw. �tajne listy�, prezentujące wczesne spisy znanych różnym resortom obiektów. W części tej zaprezentowany zostaje spis zaprezentowany w 1995 roku pod nazwą �Wykaz obiektów opuszczonych i niewłaściwie zagospodarowanych� z roku 1953, odnaleziony w archiwach przez Henryka Wcisłę oraz tzw. �lista Rekucia� zawierająca spis podobnych obiektów, a przygotowana przez komórkę gospodarującą lasami państwowymi. Listy te nie zawierają pełnego spisu obiektów pochodzących z okresu II wojny światowej. Część z tych budowli znajduje się w gestii wojska i dlatego stanowią wciąż obiekty tajne. Inne zostały doskonale zamaskowane lub zniszczone przez uciekające wojska niemieckie. Wciąż nie znany pełnego przeznaczenie wielu z nich. Czasami dysponujemy strzępami informacji bez dokładnej lokalizacji i penetracji. Dzięki temu jednak eksploracja odciąż jest pasjonującym hobby.
�Wykaz obiektów opuszczonych i niewłaściwie zagospodarowanych� � 1953 rok
1. Pow. Opole, gm. Krapkowice, nadleśnictwo Strzelczyki, wieś Gwoździec.
Poniemiecka fabryka bomb lotniczych wykonywanych z materiałów sprowadzanych z innych fabryk. Grupa nadziemnych bunkrów amunicyjnych betonowych o bardzo silnej konstrukcji (obsadzonych krzewami). 18 bunkrów jednakowego typu o wymiarach: 15 x 20; 2 bunkry o wymiarach 46 x 22 1 budynek garażowy na 24 wozy, 4 budynki gospodarczo-mieszkalne bez drzwi, okien i podłóg. Bocznica zdewastowana. Dojazd z m Krapkowice 4 km szos asfaltową, wewnętrzne połączenie drogowe bukowane kostką. Obiekt położony na 20 ha w lesie.
2. Pow. Głubczyce, gm. Kietrz, wieś Dzierżysław.
W czasie wojny kopalnia gipsu, przy gotowane na warsztaty mechaniczne (agregaty lotnicze). Obiekt zalany wodą.
3. Pow. kłodzki, gm. Nowa Ruda, wieś Ludwikowice.
Obiekty fabryki materiałów wybuchowych. Ogólna ilość 21, z tego jest wykonanych ok. 200 m3 w wykopach ziemnych. Budynki naziemne o kubaturze 6001000 m3 wykonane z betonu, względnie cegły. Budynki robocze w ilości 20 o kubaturze 20000 m3.
4. Pow. Wałbrzych, gm. Głuszyca, wieś Kolce.
Ogromne schrony podziemne dotąd niezupełnie zbadane. Obiekty te były do roku 1945 w trakcie budowy, z przeznaczeniem do produkcji sprzętu zbrojeniowego.
5. Pow. Środa Śląska, gm. Ciechów, na linii Wrocław - Legnica.
Była Fabryka Kruppa. Ogromne, nie zniszczone hale. Maszyny zdemontowane. Obiekt w 1953 r. Zajęty na magazyn zboża.
6. Pow. Kamienna Góra, Wzgórze Antonin, na linii Jelenia Góra - Wałbrzych.
Była fabryka amunicji. Na obszarze 70 ha, 44 budynki naziemne. Bardzo wiele magazynów podziemnych niezupełnie zbudowanych (częściowo zasypane i zalane wodą. Fabryka zatrudniała 9000 ludzi).
7. Pow. Jelenia Góra, gm. Piechowice.
Fabryka materiałów wybuchowych (dawniej "Dynamit" Aktiengesellscheft Uesuchstation Petersdorf). Obiekt zajmuje 16 budynków fabrycznych i 8 schronów budynki murowane o powierzchni 24669 m2.
8. Pow. Lubań, gm. Miłoszów.
Obiekt podziemny, wykuty w górze na terenie fabryki Jedwab-Galanteryjny nr 10. Fabryka była w czasie wojny wykorzystywana do celów wojskowych przez niemieckie zakłady zbrojeniowe VDM. Obiekt dokładnie nie zbadany, wiadomo, że do wewnątrz przeprowadzone są tory kolejki wąskotorowej.
9. Pow. gm. Lubań.
Obiekt podziemny wykuty wzdłuż całej góry znajdującej się częściowo na terenie fabryki PZIG w Bawarowie. Podobnie jak w Miłoszowie, fabryka była w czasie wojny wykorzystywana do celów wojskowych przez niemieckie zakłady zbrojeniowe VDM. Obiekt dokładnie nie zbadany sądząc po rozstawie wejść znacznie większy jak fabryka w Miłoszowie. Wzdłuż chodników podziemnych przebiegają tory kolei wąskotorowej.
10. Pow. gm. Zgorzelec.
Na terenie Polskich Zakładów Pasów i Artyk. Techn. znajdują się podziemne schrony w ilości ok. 20 są o wymiarach 3 x 5, 4 x 5, 8 x 5 m Oświetlenie było rozwiązane za pomocą ścian fosforyzowanych. Czynne były aparaty do odświeżania powietrza (mechaniczne i elektryczne). Wejście do poszczególnych pomieszczeń zabezpieczały specjalne drzwi.
11. Pow. Lubań, m. Leśna.
Nie dokończona fabryka lotnicza, w skale wykute tunele.
12. Pow. Zgorzelec, gm. Opatówka, wieś Łąki.
Była fabryka podziemna V.II. obiekt o bardzo dużej kubaturze. Budynki nadziemne i hale zdewastowane.
13. Pow. Wałbrzych, gm. Walim, wieś Rzeczka.
Podziemne ganki w skale, nie ukończone (dla jakiegoś dużego obiektu podziemnego).
14. Pow. Wałbrzych, gm. Głuszyca, Wilcza Wieś - j.w.
15. Paw. gm. Strzegom, 4 km od Strzegomia
Podziemna fabryka, wejście podminowane i zawalone.
16. Pow Żary, m. Przewóz.
Podziemna fabryka amunicji o pow. kilku kilometrów.
17. Pow. Żary, gm. Tuplice, m. Barść-Zasieki.
Dawna fabryka niemiecka materiałów wybuchowych. Teren zajęty pod obiekt wynosi kilkadziesiąt ha.
18. Pow. Żary, m. Krzystkowice.
Była fabryka niemiecka materiałów wybuchowych (zdemontowane). Teren zajęty pod obiekt wynosi kilkadziesiąt ha.
19. Pow. Kożuchów, wieś Przemków.
Była fabryka pocisków i bomb. Pozostały piece i formy. Maszyny zdemontowane, obiektem opiekowały się Zakłady Mechaniczne w Nowej Soli.
20. Pow. i m. Nysa.
Stare forty i umocnienia z XVII wieku, budowane z cegły i kamienia (forty nadziemne i podziemne).
21. Pow. Śrem, gm. Kurnik, Leśniczówka przy drodze Kurnik - Poznań.
Hala po byłej fabryce samolotów Focke-Wulf, dł. ok. 150 m., szer. 15-20 m.
22. Pow. Śrem, gm. Kurnik, Leśniczówka Drapłka II przy drodze Borowiec - Koninka.
Dwie hale po byłej fabryce samolotów Focke-Wulfa o wymiarach jak wyżej. Dwie hale na terenie Koninka długości 100 m.
23. Pow. Gorzów, m. Kostrzyn (las).
Podziemna fabryka amunicji względnie samochodów. Brak bliższych danych z uwagi na zaminowany teren.
24. Pow. Międzyrzecz, gm. Kaława, m. Wysoka.
Fabryka silników lotniczych Daimler Benz i pocisków V 2. Fabryka znajduje się na długości 60 m pod powierzchnią ziemi.
Do hal fabrycznych zostały ułożone tory kolejki wąskotorowej. Dwa wejścia w lesie, rozmiary bliżej nie zbadane.
25. Pow. Słubice, m. Górzyca.
Duży obiekt podziemny, murowany, gdzie się kończy - nie ustalono. Zawiera dużą salę, wodociągi, klozety, kotły do gotowania i szereg korytarzy.
26. Pow. Sulęcin, gm. Wielowieś, m. Borysin.
Magazyny podziemne żelbetonowe oraz ganki podziemne o wielorakich i skomplikowanych odgałęzieniach. Wielkości obiektu nie ustalono.
27. Gm. Czerwieńsk.
Była fabryka części metalowych do czołgów różnego typu, o ogólnej kubaturze 4200 m3 składająca się z 4 kompleksów na obszarze około 2 ha. Położona wśród lasów przy szosie Zielona Góra - Czerwieńsk. Zabudowa fabryki zniszczona w 60 %.
28. Gm. Zabór, rejon gromad Milsko, Dąbrowa.
Kompleks schronów podziemnych ogólnej ilości 30 obiektów położonych wzdłuż wału ochronnego nad rzeką Odrą.
29. Poznań, Starołęka, ul. Książęca.
Były fort Nr 1 zbudowany około 1880 r, przekształcony w roku 1944 na potrzeby fabryki samolotów Focke-Wulf, z doprowadzeniem połączenia kolejowego ze stacji Poznan-Starołęka
30. Poznań-Zegrze, przy zbiegu ulicy Serbinowskiej z ulicą Graszewo.
Były fort Nr 2 zbudowany około 1880 r., przekształcony w 1944r na potrzeby fabryki samolotów Focke- Wulf, skanalizowany i zaopatrywany w światło elektryczne. Fort ten miął połączenia kolejowe, jak również osobną bocznicę kolejową.
31. Poznań-Łączny Młyn.
Były fort Nr 3, reszta jak wyżej, nakrycie hal jest bardzo zniszczone - brak drzwi i okien.
32. Poznań-Karoli Północ, koniec ul. Bałtyckiej.
Były fort Nr 4, od 1945 r teren fabryki amunicji.
33. Poznań Wola, Przy ul. Polskiej.
Były fort Nr 7, od 1944 r przekształcony na potrzeby fabryki Telefunken.
34. Poznań-Naramowice.
Były fort Nr 5, przekształcony na potrzeby fabryki DWM.
35. Poznań-Podole.
Były fort Nr 6, prze kształcony na potrzeby DWM.
36. Poznań-Świerszczewo.
Były fort Nr9, przekształcony na potrzeby fabryki DWM.
37. Pow. Sulęcin, Świebodzin, Międzyrzecz.
Podziemne miasto wraz z własnymi fabrykami, halami montażowymi magazynami i wszelkimi urządzeniami mieszkalnymi, połączone podziemnymi tunelami kolejowymi i samochodowymi w kilku kondygnacjach. Dojścia zaminowane lub zawalone. Bliższych danych brak.
38. Pow. Gryfino, gm. Nadleśnictwo Gołaszew.
Pięć pomieszczeń podziemnych, betonowych, każde z nich o wym. ok. 22 x 150 m. Dwa schrony podziemne betonowe, o wymiarach 22 x 22 m, 12 baraków podpiwniczonych murowanych. Obiekt zalany wodą.
39. Gm. Przytor, Nadleśnictwo Świnoujście w Międzyzdrojach.
Fabryka torped, wiele schronów podziemnych, obiekt częściowo uszkodzony.
40. Pow. Drawsk, gm. Złocieniec, m. Budowo.
Schrony podziemne (drugie miasto podziemne), za Niemców szkoła SS-owców.
41. Szczecin.
Podziemne pomieszczenie beton-żeliwne w rejonie portowym Dolnej Odry. Nadbrzeże „Arsenał”. Wg inf. duże pomieszczenie podziemne.
42. Pow. Nowogard; m. Marty (Sobótka).
Podziemna fabryka amunicji, w której Niemcy prowadzili doświadczenia nad bronią atomową (laboratorium doświadczalne).
43. Szczecin, obok fabryki surogatów kawowych.
Olbrzymie podziemia byłej fabryki zbrojeniowej.
44, Pow. Gorzów, gm. Lubniewica, wieś Świerków.
Fabryka uzbrojenia - 4 hale (żelbetonowe), dł. 100 i szer. 15 m.
45. Pow. Chojnice, m. Chojnice.
Tunel kolejowy betonowy szer. 8, wys. 4 i dl. 100 m.
46. Pow. Opoczno, gm. Smarcewice, stacja Jeleń.
118 m od stacji bunkier żelbetowy na pociągi. DL 350 m, szer. 6 m, wys. 5,6 m 27 wnęk bocznych o wymiarach 4 x 6 x 2,1 m.
47. Gdańsk-Sztutowo.
W Sztutowie znajdują się dwa obiekty:
1. Była fabryka broni (budowa nie zakończona), 6 hal o wymiarach: 36 x 11, 32 x 16, 35 x 20, 70 x 50 i 70 x 50. Dwie ostatnie hale o dl. 70 m połączone były hale o dl. 24 x 16, tworząc podkowę.
2. Obiekty w niemieckim obozie koncentracyjnym (Sztutowo). Teren o powierzchni 1,5 km2, poprzecinany drogarni z kostki granitowej. Dwie hale o wymianach 104 x 25 m, inne mniejsze. Łączną powierzchnię hal oszacowano na ok. 7000 m2.
48. Opoczno, stacja kolejowa Spala.
Bunkier na pociągi 370 m dł., szer. 6 m, wys. 5,6 m, 25 wnęk o wymianach 4 x 6 x 2,1 m, 15 szt. bocznych pomieszczeń o wym. 13,1 x 8 m
49. Pow. Rawa Mazowiecka, gm. Inowłódź, m. Konewka.
Schron dla pociągu dł. ok. 500 m szer. 6 m i wys. 5,6 m oraz 4 bunkry żelbetowe.
50. Pow. Krosno Rzeszowskie, gm. Frysztak, wieś Stępina.
Schron główny sztabu wojsk niemieckich. Schron na pociąg dl 300 m, wzdłuż schronu mieszczą się małe salki przeznaczone na stację obsługi telefonicznej, radiowej i podsłuchowej. Schrony podziemne w 3 kondygnacjach, wejście do schronu chroni 5 małych budowli betonowych. Wszystkie obiekty zbudowane są z żelbetonu o grubości 2 m.
51. Pow. Radom, m. Podkanów.
Budowa wielkich zakładów naprawy taboru kolej. (budowa nie dokończona), 6 hal o wymiarach 130x60x9m
52. Pow. Rzeszów.
Podziemny betonowy schron-tunel długości 500 m, znajdujący się w górze zwanej Żarnowska ewent. Grabowa. Połączony z linią kolejową normalnotorową Rzeszów - Jasło rozjazdem biegnącym przez cały tunel, u podnóża góry budynek na elektrownię. Szyny i urządzenia elektrowni zdemontowane.
53. Pow. Łąką m. Dąbrowa.
Była huta szkła przekształcona przez Niemców na zakład elaboracyjny. Powierzchnia terenu 258 ha, powierzchnia zabudowań 2252 m2, 14 budynków produkcyjnych, 12 mieszkalnych i 6 gospodarczych.
Zestawienie obiektów podziemnych i schronów, uzyskane z czterech centralnych zarządów podległych Ministerstwu Leśnictwa - 6.03.1950 rok.
1. woj. Wrocław, pow. Kamienna Góra, gm. Pisarowice, leśniczówka Różanka.
Podziemna fabryka amunicji. Od czasu ustąpienia okupanta aż do dnia 10.06.1949 r. Była w wykorzystaniu Armii Radzieckiej, obecnie nikt się nie opiekuje.
2. woj. Wrocław, pow. Wałbrzych, nadl. Głuszyca, leśnictwo Girzcze Dolne
Podziemne schrony pobudowane pod skalami na przestrzeni kilkunastu kilometrów prawdopodobnie w celu rozmieszczenia fabryk wzgl. Dowództwa wojskowego.
3. woj. Wrocław, pow. Bystrzyca, nadl. Międzylesie, leśniczówka Międzylesie Zachód
Korytarz wykonany w skale w nieczynnym obecnie wapienniku. Ściany korytarza częściowo murowane wymiary: 40x2, 5x2 metry.
4. woj. Wrocław, pow. Środa Śląska, gm. Lotynia, leśnictwo Mrozów
6 magazynów żelbetonowych pobudowanych na powierzchni 8 podobnych magazynów zburzonych. 7 budynków murowanych z cegły typu koszarowego. Wymiary magazynów: 20x11x2,5 m. Wymiary budowli: 45x13x3 m.
5. woj. Wrocław, pow. Milicz, nadl. Milicz
Budynek naziemny prawdopodobnie użytkowany był jako magazyn na amunicję, betonowy obłożony ziemią o wymiarach: 8x4x2,5 m, położony przy byłej poniemieckiej strzelnicy.
6. woj. Wrocław, pow. Trzebnica, gm. Trzebnica, leśniczówka Gruszeczka
13 nieczynnych schronów na amunicję. 11 schronów obetonowanych o rozm. 10x5x2 m, 1 schron betonowy o rozm. 18x9 m i 1 schron betonowy o rozm. 5x4x5 m. W każdym schronie jedno pomieszczenie.
7. woj. Wrocław, pow. Trzebnica, gm. Wisznia, leśniczówka Łąka
Dwa baraki-magazyny żelbetowe o podłodze betonowej, kryte papą każdy o wym. 37x10x3,7 m.
8. woj. Wrocław, pow. Trzebnica, gm. Trzebnica, leśniczówka Bukówka
Dwa baraki magazyny, barak wartownika. Budowle żelbetowe o podłodze betonowej, kryte papą, każdy o wym. 8,40x6x2,40 m. Wartownia żelbetowa o podłodze betonowej, kryta papą o wym. 6x4x2,75 m.
9. woj. Wrocław, pow. Jelenia Góra, pow. Piechowice, leśniczówka Michałowice.
Dwa schrony wykute w skałach (prawdopodobnie na amunicję) o wymiarach 1) wym. 70x2x2 m o dwóch wylotach, 2) wym. 12x2x2 m
10. woj. Wrocław, pow. Oława, gm. Bystrzyca, leśniczówka Nowy Dwór.
Schron betonowy, 3 pomieszczenia o wym. 12x7x8,3 m.
11. woj. Wrocław, pow. Milicz, gm. Cieszków, leśniczówka Zwierzyniec.
Mielarz dla produkcji węgla drzewnego budowany z cegły z szerokim gankiem do 5 m w około właściwego pieca z wylotami kominowymi ponad ziemią 30 m, 3-4 m pod ziemią w około pieca bardzo obszerne ganki z dużą pojemnością magazynową.
12. woj. Wrocław, pow. Kłodzko, gm. Ludwikowice Kłodzkie, leśniczówka Zdrojowisko.
6 magazynów betonowych poamunicyjnych, nadziemnych. Z tych 3 każdy o wym. Wew. 9x4,4x2,3 m o zamaskowanym darnią dachu. Następne 3 o wym. 12x6x2,3 m zupełnie zamaskowane, porosłe lasem.
13. woj. Śląsko-Dąbrowskie, pow. Kluczbork, leśniczówka Kluczbork.
Betonowe schrony przeciwlotnicze położone przy ulicy prowadzącej z dworca kolejowego do miasta przypuszczalnie mogą pomieścić 200-250 ludzi.
14. woj. Śląsko-Dąbrowskie, pow. Kluczbork, leśniczówka Wołczyn.
Schron obrony przeciwlotniczej położony przy urzędzie pocztowo-telekomunikacyjnym przy ul. Dworcowej 9, mogący pomieścić 100-150 ludzi.
15. woj. Szczecin, pow. Kamień Pomorski, gm. Golczewo, leśniczówka Sosnowice.
Magazyny amunicyjne. Budynki podziemne � 16 sztuk.
16. woj. Szczecin, pow. Wolin, gm. Warnowo, leśniczówka Międzyzdroje.
Koszary.
17. woj. Szczecin, pow. Gryfina, gm. Rozdoły, leśniczówka Radziszewo.
Schrony betonowe, naziemne, 11 sztuk.
18. woj. Szczecin, pow. Strzelce Krajeńskie.
Bunkier betonowy.
19. woj. Szczecin, pow. Łobez, leśniczówka Orłowo.
Schrony betonowe na byłym lotnisku.
20. woj. Poznan, pow. Sulęcin, gm. Słońsk.
Fabryka amunicji, artyk. o napędzie elektrycznym. 30 budynków barakowych, 3 podziemne.
21. woj. Łódź, pow. Rawa Mazowiecka, leśniczówka Konewka.
Schron żelbetowy dla pociągów o wym. 470x15 m, schron żelbetowy i elektrownia o wym. 30x25 m, schron żelbetowy do tłoczenia powietrza o wym. 20x25 m.
22. woj. Białystok, pow. Kolneński, gm. Czerwone-Kozioł.
Dwa bunkry betonowe, prawdopodobnie schrony przeciwlotniczo-gazowe, w każdym z nich można pomieścić do 20 osób.
23. woj. Warszawskie, pow. Grójecki, gm. Czersk.
Pod kościołem silny schron betonowy na dwa stanowiska ckm i działo. Może pomieścić do 30 osób. Oprócz tego pod kościołem istnieją głębokie schrony mogące pomieścić do 150 osób.
24. woj. Gdańskie, pow. Morski, gm. Kosakowo, leśniczówka Dębogórze.
Trzy budynki wybudowane przez okupanta na zbrojownie torped. Budowa z żelbetonu głęboko podpiwniczona, dach żelbetowy. Dwa budynki stanowią hale fabryczne, trzeci natomiast na parterze magazyny, piętro � lokal biurowy. Wymiary: hala 49,5x13x7,5 m, hala 27x13x7,5 m, blok mieszkalny 40,5x10,5x7 m.
25. woj. Łódź, pow. Opoczno, nadl. Smardzewice.
Schron na pociąg oraz budynki fabryczne o nieznanych zadaniach (prawdopodobnie fabryka chemiczna). Budynki zbudowane na powierzchni ziemi składają się ze schronu na 40 wagonowy pociąg. Budowla zamaskowana w lesie, żelazo-beton oraz 4 obiekty nadziemne też żelazo-beton. Przypuszczalnie są również pomieszczenia podziemne, do których dostęp niemożliwy z powodu wydobywających się gazów.
26. woj. Olsztyn, pow. Kętrzyn, nadl. Kętrzyn.
Schrony i bunkry nadziemne i podziemne kwatery głównej Hitlera.
27. woj. Olsztyn, pow. Pisz.
Kwatera Goeringa. Schrony i bunkry nadziemne i podziemne.
28. woj. Gdańskie, gm. Sztutowo.
Schrony przeciwlotnicze, betonowe dł. 200 m. Pomieścić może do 500 osób.
29. woj. Gdańskie, gm. Sztutowo.
Pompa rozdzielcza, kanalizacja murowana - betonowa, wzmocniona 3 m nasypem.
30. woj. Łódź, pow. Tomaszów, tartak Konewka.
Schron nadziemny dla pomieszczenia pociągu, żelazo-beton dł. 400 m., szer. 6m., wys. 7m.
31. woj. Łódź, pow. Tomaszów, tartak konewka.
Schrony nadziemne pomocnicze do schronu pociągów, żelazo-beton, 2 pomieszczenia 16x27x6 m., 1 pomieszczenia o wym. 16x18x6m.
32. woj. Łódź, pow. Tomaszów, tartak Konewka.
Schrony, elektrownia żelazo-beton, 1 pomieszczenie o wym. 14x14x6 m.
33. woj. Poznań, pow. Poznań.
Fort o charakterze wojskowym. Posiada 8 pomieszczeń o łącznej kubaturze na 800 m. Mury jego są wysokie 5 m. Dach pokryty warstwą ziemi około 2,5 m. wysokości.
34. woj. Poznań, pow. Poznań.
Fort o charakterze wojskowym. Posiada 5 pomieszczeń o łącznej kubaturze 250 m3. Dach pokryty warstwą ziemi około 2,5 m. wysokości.
35. woj. Poznań, pow. Poznań.
Fort o charakterze wojskowym. Posiada jedno pomieszczenie. Prawdopodobnie jest to punkt wyjściowy z tunelu, który łączy te trzy forty.
36. woj. Poznań, pow. Poznań.
Fort o charakterze wojskowym. Posiada 9 pomieszczeń o łącznej kubaturze 684 m3, 3 pomieszczenia o kubaturze 228 m3. Zostały zburzone przez WP przy wysadzaniu amunicji. Wysokość ścian pod ziemią wynosi 5 m.
37. woj. Wrocław, pow. Legnica.
Bliższych objaśnień brak.
38. woj. Poznań, pow. Zielona Góra, gm. Świdnica.
Budowa żelbetonowa, nadziemna i podziemna zamaskowana posadzonym lasem na płaskim dachu. Dwie kondygnacje podziemne i trzy kondygnacje nadziemne. Na każdej kondygnacji jedna kolista sala. Budowla znajduje się w lesie administrowanym przez nadleśnictwo. Do budowli specjalna droga bita ze wsi Świdnica i wybudowana jest dalej w kierunku Nowej Soli.
39. woj. Poznań, pow. Zielona Góra, gm. Świdnica.
Budowla żelbetonowa, jak w punkcie 38, jedynie dach jest w kształcie stożka kryty słomą. Budowla niewykończona znajduje się na terenie gromady, przy tej samej drodze.
40. woj. Wrocław, pow. Żary, gm. Przewóz.
Poniemiecka fabryka amunicji i innych przedmiotów mających znaczenie wojskowe. Fabryka znajduje się pod ziemią z dojazdem pociągu ze stacji kolejowej Przewóz i z większą ilością budynków nad fabryką dla robotników. Fabryka znajduje się w lasach nadleśnictwa Przewóz, zajmuje 360 ha.
41. woj. Wrocław, pow. Łubin, nadl. Chocianów.
Kompleks obiektów mieszczących się w lasach nadleśnictwa Chocianów na powierzchni 700 ha, zajęty od 1945 roku przez jednostkę wojskową Armii Radzieckiej.
42. woj. Wrocław, pow. Żary, gm. Zabłocie.
Poniemiecka fabryka materiałów wybuchowych, demontowana przez fabrykę �Rokita� w Krzystkowicach pow. Żary.
Tajna Broń Hitlera
wszystkie informacje zawarte w tym artykule są prawdziwe...
Informacje przedstawione w tym tekście pochodzą z tajnego archiwum Hitlera odnalezionego kilka lat po wojnie w Wiedniu. Nie wszystkie dokumenty z tego archiwum zostały udostępnione, ale nawet to, co opublikowano, zawiera takie rewelacje, że aż strach pomyśleć, co znajduje się w utajnionej części. Nie wiadomo, czy te nie znane obecnie informacje kiedykolwiek ujrzą światło dzienne. Adolf Hitler był człowiekiem bardzo przesądnym i głęboko wierzył w zjawiska nadprzyrodzone. To na jego rozkaz niemieccy żołnierze pod okiem poważnych naukowców prowadzili poszukiwania Świętego Graala (i domniemanego grobu Chrystusa) w Langwedocji, to on wysłał ekipę badaczy w niedostępne góry Tybetu, by zgłębili tajemnicę reinkarnacji, podróży astralnych i przechodzenia w inne wymiary. Czy ekspedycje te przyniosły rezultaty? Wydaje się, że tak. Odnalezione w Wiedniu dokumenty zdają się potwierdzać, że dzięki zdobytym na Wschodzie informacjom, niemieckim naukowcom udało się skonstruować pojazdy, które można by określić mianem UFO, a więc takie, o jakich mówimy "niezidentyfikowane obiekty latające" (które niekoniecznie muszą być wytworem obcych cywilizacji).
Już 14 grudnia 1944 r "New York Times" podawał, że z terytorium Rzeszy startują okrągłe, pozbawione skrzydeł pojazdy: "Pojawiają się pojedynczo lub w formacjach. Niektóre są metaliczne, inne wydają się przezroczyste". Sposób poruszania się tych pojazdów sugerował, że Niemcom udało się odkryć i ujarzmić antygrawitację. W jaki sposób? Tego chyba nikt nie wie. Wywiad angielski zlokalizował miejsca, z których startowały tajemnicze obiekty. I choć alianci panicznie bali się nowej, niemieckiej broni, to miejsc tych nigdy nie zbombardowano. Dlaczego? No cóż, to chyba jasne - do dziś są to pilnie strzeżone bazy wojskowe, objęte klauzulą najwyższej tajności. Z wiedeńskiego archiwum wynika, że podczas wojny udało się Niemcom wyprodukować, oprócz ogólnie znanych V-1 i V-2, również V-4 i V-7. Prawdziwą rewelacją okazał się Vril-1. Być może właśnie ten pojazd (lub bardzo do niego podobny) zauważył i sfotografował na Księżycu amerykański kosmonauta Edwin Aldrin. Nadal wielu ludzi pragnie się dowiedzieć, co oznaczały słowa pierwszego człowieka na księżycu, Armstronga, który przekazał na Ziemię bulwersujące zdanie: "Nie jesteśmy tu sami". Co takiego zobaczył Armstrong i dlaczego nie poinformowano o tym opinii publicznej? Wiadomo, że Hitler marzył o podboju kosmosu. Czyżby mu się to częściowo udało? Niemiecki wynalazca Victor Schauberger, skonstruował podobno pojazdy latające o napędzie elektrograwitacyjnym Vril -1, Vril-2. Vril-1 przeszedł ponoć pomyślnie próby lotu.
Tajemnica utrzymywana za wszelką cenę
W utajnianiu wszelkich wiadomości o UFO biorą udział praktycznie wszystkie rządy świata, nawet nasz. Poczynają sobie przy tym wyjątkowo perfidnie. W 1968 r dwóch zaprzyjaźnionych kalifornijskich przemysłowców było świadkami lądowania UFO. Oznajmili potem zgodnie, że ubrani w skafandry pasażerowie dziwnego pojazdu porozumiewali się ze sobą najczystszą niemczyzną... Reakcja rządu była natychmiastowa. Obydwaj mężczyźni zostali zatrzymani i chociaż badania lekarskie potwierdzały, że ich zdrowie psychiczne nie budzi żadnych zastrzeżeń, zostali na wiele lat umieszczeni w szpitalu psychiatrycznym o zaostrzonym rygorze. Kiedy stamtąd wyszli, byli już tylko wrakami ludzi. Jeszcze bardziej tajemnicza jest powzięta przez Niemców w 1938 r. wyprawa na Antarktydę pod dowództwem kapitana Ritshera. Do dziś wiadomo jedynie, że misja miała charakter militarny. Ale nie tylko. Czego Niemcy szukali na tych niedostępnych terenach? Tuż przed zakończeniem wojny admirał Donitz wysłał lakoniczny rozkaz do stacjonujących u wybrzeży Antarktydy okrętów podwodnych: "Zostać i kontynuować misję". Rozkaz nie był zaszyfrowany, a jednak do dziś nie wiadomo, o jaką misję chodziło. A co ciekawsze, wszystko wskazuje na to, że ta tajemnicza misja nigdy nie została zakończona i że trwa nadal.
Baza na Antarktydzie
W 1947 r. wysłano w ten rejon kilka okrętów Marynarki Wojennej USA. Czytając dziennik pokładowy admirała Byrda, można odnieść wrażenie, że począwszy od zapisków opatrzonych datą przybycia na miejsce, dziennik zaczyna przypominać powieść science-fiction. Przede wszystkim, Amerykanie zauważyli kilka jednostek podwodnych, z którymi nie zdołano nawiązać żadnego kontaktu radiowego. Podczas prób zbliżenia znikały w niewytłumaczalny sposób. Wysłane na ich poszukiwania małe łodzie podwodne nigdy nie powróciły. Grupa żołnierzy mających za zadanie spenetrowanie odcinka lądu, gdzie zauważono startujące UFO, także przepadła jak kamień w wodę. Odebrano tylko urwany w pół słowa meldunek o dziwnych tunelach w lodzie i zapadła cisza. Admirał Byrd stracił około 100 żołnierzy i ku jego zdziwieniu dowództwo w Stanach nakazało mu przerwać misję i natychmiast opuścić niebezpieczny teren. Los zaginionych w wodzie i na lądzie marynarzy do dzisiaj nie jest znany. Pytanie, czy Niemcy mają tajemniczą bazę na Antarktydzie i czy podczas II wojny światowej wysłali rakietę (z załogą?) na Księżyc, pozostaje bez odpowiedzi. Jedno wiadomo na pewno. To nie Niemcy wymyślili i zbudowali pierwsze UFO. Wzmianki o dziwnych obiektach latających można znaleźć już w Biblii. Zagadka niezidentyfikowanych obiektów latających i tajemniczej bazy w lodach Antarktydy ciągle czeka na rozwiązanie Pierwsze prace nad latającym talerzem rozpoczęto na początku lat dwudziestych w Augsburgu (Niemcy). W 1934 roku powstał statek o średnicy 5 metrów. Jego cechą było to, że podczas lotu jego powierzchnia emitowała poświatę podobną do obserwowanych pojazdów UFO. Rozpoczęto również pracę nad bojowymi wersjami tego statku, który został uzbrojony w działka 30mm i karabiny maszynowe. Odlot statku odbył się zimą 1942r. Kluczowym urządzeniem, stanowiącym serceniezwykłego pojazdu był "dzwon" ("die glocke"), który wchodził w skład zespołu napędowego. Z materiałów wynika, że miał on być drobną, choć bardzo ważną częścią większego systemu napędowego. Główną część "dzwonu" stanowił umieszczony w obudowie wirnik, składający się z wału i dwóch dysków wypełnionych rtęcią, która w trakcie pracy była schładzana poniżej temperatury krzepnięcia. Dzwon był to cylinder umieszczony w trakcie pracy pionowo, górna część posiadała zaokrąglenie w kształcie kopuły, zaś dolna stanowiła okrągłą podstawę. Obudowa wykonana była z materiału dielektrycznego. Wysokość 2-2,5 metra. średnica 1,5 - 1,8 metra. Przeciw bieżnie wirujące masy. Główną część ,,dzwonu" stanowił umieszczony w obudowie wirnik (współosiowo) składający się z wału, dwóch dysków wypełnionych rtęcią, która w trakcie pracy schładzana była poniżej temperatury krzepnięcia. Dyski wirowały przeciw bieżnie z bardzo dużą prędkością. "dzwon" był zasilany energią elektryczną dużej mocy i charakteryzował się pracą ciągłą. W trakcie pracy "dzwon" emitował silne promieniowanie, które miało negatywny wpływ na organizmy żywe, powodowało odbarwianie materiałów, koagulacje próbek krwi. Po pewnym czasie utajnionym (rzędu jednego tygodnia) w czasie którego badane organizmy żyły, następował gwałtowny rozkład do postaci mazistej bez zapachu typowego dla gnicia. Przed każdą próbą uruchomienia "dzwonu" w jego wnętrzu umieszczano coś w rodzaju podłużnego, ceramicznego pojemnika o ściankach osłoniętych warstwą ołowiu o grubości 3cm. Pojemnik wypełniony był dziwną, złocistą substancją o odcieniu fioletowym. Co to było nie mogą ustalić historycy do dziś, wiadomo jednak że substancja ta miała konsystencję lekko ściętej galarety. Tajemnicza substancj nosiła kryptonim IRR XERUM 525 lub IRR SERUM 525. W jaki sposób hitlerowscy naukowcy zdobyli tak zaskakującą technologię? Na to pytanie niestety, nie znaleziono odpowiedzi.
Z czasem budową latających talerzy z niesamowitym napędem zajęła się wojskowa placówka SS "Entwicklungsstelle IV". W lecie 1939r rozpoczęto test pierwszego obiektu , o średnicy ok. 25 metrów któremu nadano kryptonim "Haunebu I". Testy wypadły pomyślnie i natychmiast przystąpiono do badań nad modelem "Haunebu II". Pojazd unosił się swobodnie w powietrzu i mógł rozwinąć prędkość do ok. 6000 km/h. Podczas ostatnich miesięcy wojny powstał tylko jeden prototyp "Haunebu", który wykonał 19 lotów próbnych. Mieścił na swym pokładzie 32 ludzi. Głównymi konstruktorami "latających dysków Fuehrera", był zespół konstruktorów: Habermohl, Schriver, Mithe i Bellonzo. Mithe swoje laboratorium miał we Wrocławiu. Skonstruował tam dysk o średnicy 42 metrów z dyszami na obwodzie. Pisał również o próbnym locie dysku, który miał miejsce nad Bałtykiem. Schriver i Hambermohl, pracujący w Pradze, skonstruowali podobny obiekt, który odbył lot 14 lutego 1945r i osiągną w ciągu 3 minut pułap 12400 metrów. Według danych amerykańskich Włoch Bellonzo skonstruował natomiast dwie wersje latających spodków o średnicy 38m i 68m. 19 lutego 1945r Bellonzo wykonał lot eksperymentalny. Osiągnął pułap 15000 metrów przy prędkości 2200 km/h. Przy nabieraniu dużej prędkości ulegał zmianie kształt kabiny. Innym konstruktorem dysków był Viktor Schauberger. Jego napęd opierał się na bezdymnym, bezpłomiennym silniku wybuchowym. Silnik dla swego działania potrzebował jedynie wody. W zamian dawał ciepło, światło i ruch. Dysk na obwodzie posiadał 12 silników odrzutowych, które chłodziły główny silnik lewitacyjny. Po wojnie Schauberger przedostał się do USA. Amerykańscy wojskowi zaproponowali mu 3 mln. dolarów w zamian za zdradzenie tajemnicy silnika wybuchowego, lecz oferta została odrzucona. Po wkroczeniu wojsk radzieckich w ścisłej tajemnicy zdemontowano niezwykłe niemieckie urządzenia i wywieziono je na Syberię. Podobno Rosjanom udało wznowić budowę dysków. Mieli do dyspozycji nie tylko prototypy urządzeń, ale i naukowców Schriver, Mithe i Habermohla. Po kilku latach udało im się uciec i przedostać się do USA. Tam jednak również nie dane im było ujawnienie swoich badań. Stali się bowiem najlepiej strzeżonymi przez CIA (ang. Central Inteligence Agensy, pol. Centralna Agencja Wywiadowcza) osobami, a wszystkie ich zeznania objęto ścisłą tajemnicą. Mimo dokumentów potwierdzających prace nad latającymi dyskami, do dziś nie udało się rozwiązać kluczowej zadatki - skąd hitlerowcy znali technologię pozwalającą na budowę tego typu statków powietrznych? Dlaczego miały one kształt dysku, skąd pomysły na zaskakujące silniki. Współcześnie niemieccy ufolodzy twierdzą, że przed II wojną światową hitlerowcom udało się nawiązać kontakt z wysoko rozwiniętą cywilizacją z Układu Aldebarana. Według różnych źródeł, do takiego kontaktu miało dojść w Sudetach.
W latach trzydziestych wielu tamtejszych mieszkańców widziało na niebie kule ogniste i światła. W latach 1936 - 1944 miejsce to należało do Ewy Braun, kochanki Hitlera. Czy jednak rzeczywiście udało im się nawiązać kontakt z obcą cywilizacją i przejąć część wiedzy? Czy też może niemieccy konstruktorzy okazali się na tyle zdolni, że błyskawicznie wymyśli kilkanaście nowych rozwiązań technologicznych i opracowali plany latającego dysku? Obie hipotezy brzmią równie fantastycznie. Niemcy dysponowały pod koniec II wojny światowej wieloma zaawansowanymi technicznie broniami: mieli prototyp "inteligentnej" bomby sterowanej za pomocą obrazów telewizyjnych, testowali też niewykrywalne przez radary myśliwce typu "latające skrzydło". Ale plany, dokumenty i relacje naocznych świadków, które wciąż jeszcze wychodzą na jaw, mówią o tym, że poza znanymi dzisiaj wszystkim V1 i V2, Niemcy ukrywali coś jeszcze. Coś wyjątkowego, co wykracza także poza dzisiejszą technikę. Mieli samoloty typu V7, czyli... latające talerze ! Były major armii niemieckiej, Rudolf Lusar, napisał w latach 50. książkę, w której mówi o co najmniej dwóch konstrukcjach latających dysków. Według niego, prototyp jednego z nich osiagał prędkość 2000 km/h, a napęd stanowiły turbiny gazowe. Jednak takie rozwiązanie jest niczym, jeśli porównamy go z napędem antygrawitacyjnym ( wykorzystującym własne pole siłowe, działające przeciwnie niż przyciąganie ziemskie ). A kto zaczął o takim napędzie mówić ?
Kapitan Edward J. Ruppelt, kierujący oficjalnym amerykańskim projektem BŁĘKITNA KSIĘGA, napisał w swoim raporcie, że Niemcy dysponowały w czasie wojny maszynami o możliwościach, które można by porównać tylko do osiągów UFO. Dokumenty, do których miał dostęp, dzisiaj są już szeroko znane. Na niemieckich planach z czasów wojny widać dyskokształtne obiekty przedstawiające "latające talerze" w przekroju. Część z nich ma napęd konwencjonalny, ale na niektórych widnieją iście rewolucyjne schematy napędów antygrawitacyjnych ! Jedne z nich opierają się na zasadzie dwóch wirujących przeciwnie dysków, działanie innych nawet dzisiaj nie jest dla inżynierów i uczonych jasne. Kryptonim V7 pojawia się w raporcie Richarda Miethego, naukowca, związanego z pracami nad pojazdem. Miethe wspomina o próbnym locie dysku w pobliżu Władysławowa. Jednak niemieckie "latające talerze" związane są silniej z drugim końcem Polski. Wiele świadectw wskazuje na niedostępny dziś, podziemny kompleks w pobliżu Książa w Górach Sowich. Miejsce prac ukryte było przed rozpoznaniem lotniczym, otoczone trzema szczelnymi pierścieniami żołnierzy SS. Z ujawnionych w ostatnim czasie planów niemieckich wynika, że baza obiektów V-7 miała zostać zbudowana głęboko pod ziemią w górach, a kompleks "Riese" był pod tym względem wyjątkowy chociaż by dlatego, że występowały tam pokłady uranu, które mogły być wykorzystywane do produkcji paliwa jądrowego dla latających dysków! Do budowy kompleksu "Riese" wykorzystano siłę roboczą z obozu Gross-Rosen. Niemcy testowali V-7 na różnych poligonach tj. W Karkonoszach (w rejonie Przełęczy Karkonoskiej), w Górach Kaczawskich (rejon Mniszkowa koło Jeleniej Góry). Badania dr. Milosa Jesensky`ego wskazują jeszcze na rejon Pragi, Hodonina, Chebu, Hontiansych, na terenie Niemiec i terenie byłej Czechosłowacji. Istniały poligony morskie V-7 w okolicach Ustki, Królewca i Władysławowa, można przytoczyć zdarzenie z NOL-em 14 lipca 1943 roku w rejonie Gdyni-Babich Dołów: Być może nie tylko opracowywano tam plany V7, ale przygotowywano również produkcję obiektów. Turyści chętnie odwiedzają podziemia znajdujące się pod zamkiem. Jednak to nie one miały służyć w czasie wojny tajnym broniom niemieckim. O znaczeniu innych podziemnych kompleksów Książa świadczą dzisiaj kilometry dróg i kabli elektrycznych. Żyją jeszcze ludzie, którzy są w stanie wskazać wejścia do tajnych hal, które po wojnie, w 1947 roku Polacy wysadzili w powietrze. Na pewno jednak zasypane pomieszczenia nie ukrywają latających spodków. Są tylko świadectwem, że tam właśnie mogły być konstruowane dyski - owa "cudowna broń Hitlera". Ale co stało się z nimi potem, po wojnie ? Obiekty o kształtach identycznych z tymi, które były na planach niemieckich, obserwowano później po wojnie w USA, Anglii i przede wszystkim w Argentynie. Powojenne przypadki z Ameryki Południowej najwyraźniej miały jeszcze napęd konwencjonalny, który okazał się niewypałem. Spodki dymiły jak smoki, a przy tym robiły mnóstwo hałasu. Ale wkrótce pojawiły się też doniesienia o bezszelestnych dyskach, zachowujących się jak "rasowe UFO", których załogę stanowili wysocy blondyni... Takie przypadki notowane są nadal. Ufolodzy wyodrębniają nawet oddzielny typ "ludzkich" załogantów latających spodków, zwany NORDYKAMI. Dla kogo pracują Nordycy, jakie państwa przejęły latającą spuściznę hitlerowskich Niemiec ? Można snuć na ten temat jedynie domysły. Organizowano ekspedycje naukowe w rejony Bliskiego Wschodu, Tybetu, Ameryki Południowej. Nie można wykluczyć, że ekspedycje naukowe dotarły do zawartych w sanskryckich pismach opisów maszyn latających. Inna z hipotez mówi o katastrofie w 1937 lub 1938 roku koło Czernicy. Miał to być obiekt typu kulistego który po przelocie nad Czernicą spadł na teren pobliskiego majątku krewnych Ewy Braun. Wkrótce z garnizonu jeleniogórskiego sciągnięto oddziały SS, które otoczyły teren katastrofy i zabezpieczyły przewiezienie obiektu do Jelenie Góry. świadkowie mieli zostać zmuszeni do milczenia.
W celu zbadania wraku sprowadzono w krótkim czasie trzech fizyków jądrowych. Jednym z najbardziej tajnych projektów III Rzeszy były latające talerze określone symbolem V-7 które Hitler nazwał prawdopodobnie "cudowną bronią". Pierwsze prace nad latającym talerzem rozpoczęto na początku lat dwudziestych w Augsburgu (Niemcy). Był to statek oznaczony symbolem Vril-1. W 1934 roku powstał statek o średnicy 5 metrów, który uniósł się w powietrze i nazywał się Vril-2. Cechą charakterystyczną było to, że podczas lotu jego powierzchnia emitowała poświatę podobną do obserwowanych pojazdów UFO. Rozpoczęto również pracę nad wersjami bojowymi statku Vril - 1, który był uzbrojony w działka 30 mm i karabiny maszynowe. Oblot tego statku odbył się w zimie 1942 roku.. Z czasem badaniami i budową latających talerzy zajęła się wojskowa placówka SS - Entwicklungsstelle -IV. W lecie 1939 roku rozpoczęto testy pierwszego obiektu Haunebu - I o średnicy ok. 25 metrów. Haunebu - II był modelem bardziej udoskonalonym o średnicy ok. 30 metrów, posiadał cztery generatory elektro-grawitacyjne - jeden duży umieszczony centralnie, a trzy mniejsze stabilizujące i mógł rozwinąć prędkość dochodzącą do 6000 km/h. Plan jednej z wersji statku ,,Haunebu" Rekonstrukcja na podstawie zachowanych planów statku Haunebu 3. Podczas ostatnich miesięcy wojny powstał tylko jeden jego prototyp, który wykonał 19 lotów próbnych. Mieścił 32 ludzi na swym pokładzie, rozwijał prędkość ok. 10 Macha. Napęd tego statku składał się prawdopodobnie według naszych przypuszczeń z generatorów elektrograwitacyjnych. V-7 "Haunebu" wersje 1 do 9. Były to latające dyski z dużym payloadem, prędkością i manewrowością, w dodatku niewidzialne dla radarów - czyli, można powiedzieć: UFO w służbie Hitlera. Zrekonstruowany rysunek przez autorów tej strony na podstawie oryginalnego planu technicznego tego obiektu. Prawdopodobnie jest to dysk V-8 bardzo rozwiniętej konstrukcji z lepszymi właściwościami. Czyżby prawdziwym było domniemanie, że Niemcy zbudowali różne typy tych dyskoplanów, w tym typy przystosowane do lotów kosmicznych - jak twierdzą niektóre źródła? Urządzeniem zasilającym dla wszystkich statków Haunebu był zestaw połączonych silnych elektromagnesów generatora Van de Graafa i rodzaj sferycznego dynama Marconiego zawierającego kulę wirującej rtęci. Urządzenie wytwarzało pole elektro-grawitacyjne i zostało nazwane "Tachyonatorem Thule". Nad wynalazkiem tym pracował Hans Coler oraz von Franz Haid z zakładów Siemens - Schucker oraz labolatorium AEG Telefunken. W dawnych zakładach Zeppelina prowadzono prace nad budową cygarowatej stacji kosmicznej ,,Andromeda" o dł. 105 metrów, którą rzekomo zbudowano w roku 1943r. Do dziś zachował się jeden z takich planów. Plan obiektu napędzanego przez dwa przeciwbieżnie obracające się dyski. Dyski zawieszone były w polu magnetycznym, na dole znajdował się dzwon a u góry kabina dla dwóch pilotów. Obiekt z dyskami o różnej średnicy, dzwonem umieszczonym centralnie i trzema generatorami stabilizującymi na dolnej części. Przez środek obiektu przechodzi centralny rdzeń, którego celem było przenikanie grawitacyjne i ukierunkowanie pola generowanego przez dzwon i dyski
Ziemskie projekty UFO
Ziemscy konstruktorzy statków powietrznych od zawsze myśleli o zbudowaniu talerzopo-dobnego samolotu, fachowo zwanego samolotem z płatem talerzowym. Próby te datować można już od projektów maszyn latających Leoanardo da Vinci. Trudno jest przecenić zalety takiego samolotu. Konstrukcja jego w stosunku do samolotów z płatami klasycznymi jest bardziej zwarta i prosta, dzięki czemu w poważnym stopniu zmniejsza możliwość awarii. Okrągły kształt płatu zapewnia możliwie najbardziej ekonomiczne wykorzystanie jego powierzchni. Budowa takiego samolotu nie preferuje już w samej konstrukcji żadnej strony samolotu (przy centralnej budowie kabiny pilota i rozmieszczeniu w płacie lub pod płatem odśrodkowo biegnących dysz, samolot taki może pionowo startować i lądować, w powietrzu zaś lecieć równie dobrze w przód, w tył lub bokiem). Taki sposób budowy i latania wyklucza potrzebę sterów i stateczników co z jednej strony zmniejsza jego masę, z drugiej zaś- także awaryjność. W locie postępowym cała powierzchnia samolotu wykorzystuje siłę nośną, co w dużym stopniu zwiększa stosunek udźwigu lub też zasięgu do ciężaru własnego samolotu. Wreszcie samolot taki, z reguły pionowo startujący i lądujący - nie potrzebuje ani skomplikowanego podwozia, ani lotnisk z pasami startowymi. Dzięki tym wszystkim zaletom samolot taki stał się trudnym do realizacji ideałem. Pierwsze próby budowy takiego zamolotu podjęto już w r. 1909 W 1955 r. pojawił się francuski jednomiejscowy latający spodek RC zbudowany przez R. Couzieneta. Miał wymiary identyczne jak spodek kanadyjski. Unosił się ku górze dzięki dwu tarczom z 48 metalowymi skrzydełkami wirującymi na obwodzie dysku w przeciwnych kierunkach. Po osiągnięciu odpowiedniej wysokości włączany był znajdujący się pod kadłubem silnik turboodrzutowy, któy umożiwiał ruch poziomy. W r. 1958, przy współpracy Wielkiej Brytanii i RFN powstaje latający model "Omega" o średnicy 2 m. i wysokości 44 cm. Napęd oparty był na przykładzie francuskiego RC. W r. 1960 pojawiają się już równoległe dwie konstrukcje dyskoidalne: brytyjski jednomiejscowy statek załogowy do powrotu z orbity okołoziemskiej, zaprojektowany w zakładach Armstrong-Whitworth i stąd noszący nazwę AW i amerykański, również jednomiejscowy, poduszkowiec X-3B "Flying Saucer". Projekt brytyjski został zawieszony z powodu niepowodzeń w realizacji własnego programu kosmicznego. X-3B zbudowany na Uniwersytecie Princeton (zgodnie z założeniem) osiągał maksymalną wysokość 1,22 metra. Od tego czasu prototypy dyskoidalnych pojazdów latających powstają jak grzyby po deszczu.Oto ważniejsze z nich: W 1968 r. powstają dwa dyskoidalne poduszkowce produkcji radzieckiej o nazwach CHAI oraz UAI "Skat" ("Płaszczka"). W 1972 r. opatentowany został w Australii samolot dyskoidalny o bardzo oryginalnym rozwiązaniu konstrukcyjnym- - wirujący nad dyskiem pierścień szczelinowy wytwarza sferę z obniżonym ciśnieniem, która w pewnym sensie "wsysa" samolot ku górze). W r. 1980 opatentowany został przez konstruktora włoskiego Alfredo Bizarriego z Florencji, zaopatrzony w typowy dla samolotów statecznik latający dysk (unoszący się w powietrze dzięki całej serii silników zasysających powietrze sponad dysku i tłoczących je pod dysk). Od tego czasu jest dosyć cicho w sprawie dyskoidalnych pojazdów latających.
Ustka. Tajna broń Adolfa Hitlera
2006-01-13, Aktualizacja: 2006-01-13 08:56
Marcin Prusak
Mimo, że to wydarzyło się tuż po zakończeniu II wojny światowej historia o znalezieniu przez Armię Czerwoną latających talerzy wybudowanych przez hitlerowców zdobywa coraz więcej zwolenników.
Mimo, że to wydarzyło się tuż po zakończeniu II wojny światowej historia o znalezieniu przez Armię Czerwoną latających talerzy wybudowanych przez hitlerowców zdobywa coraz więcej zwolenników.
- Tak było! - zaklinają się tropiciele śladów tajnych broni III Rzeszy.
- To tylko poszlaki. Nie mamy na nic dowodów - uspokajają historycy wojskowości i badacze działań służb specjalnych.
Latające talerze
W połowie 2001 roku w Internecie pojawia się opowieść, która zapoczątkowała burzę. Anonimowy autor opublikował wspomnienia swojego dziadka z czasów służby w Ustce w drugiej połowie 1945
roku. Dziadek, tak bardzo bał się zdradzać to co się tam wówczas zdarzyło, że wyjawił swą tajemnicę dopiero na łożu śmierci.
A miało być tak. Dziadek autora został powołany do batalionu obrony przeciwlotniczej stacjonującego w okolicach Ustki. Jego oddział rozlokowany był w pobliżu poligonu. Pewnej czerwcowej nocy, całą bazę poderwał na nogi alarm. W odległości kilkudziesięciu kilometrów od brzegu radar wykrył szybko poruszający się obiekt. Kilkakrotne wezwania przez radio po polsku i rosyjsku nie dały rezultatu. Lecz największe zdziwienie budziło nie to, że obiekt nie odpowiadał, lecz jego prędkość, wynosząca - zawrotną, jak na owe czasy - kilka tysięcy kilometrów na godzinę. Wreszcie oczom żołnierzy ukazał się obiekt przypominający odwróconą miednicę. Otworzono do niego ogień lecz serie z działek przeciwlotniczych mijały o kilkadziesiąt metrów pojazd mknący z prędkością kilkakrotnie przekraczającą prędkość dźwięku.
Wkrótce ze sztabu wojsk radzieckich nadeszły rozkazy by nie zajmować się więcej tą sprawą i zniszczyć wszystkie materiały na ten temat. A zamiast dotychczasowego radzieckiego doradcy przybył nowy, w stopniu podpułkownika lotnictwa, wraz z kompanią żołnierzy z gwardyjskiego pułku spadochronowego.
Blondyni w UFO
Tak miało wyglądać pierwsze spotkanie służących w Ustce żołnierzy z dziwnymi „samolotami”. Następne wypadło w połowie lipca, gdy jeden z takich obiektów rozbił się na zabagnionych łąkach pod Wytownem. Gdy miejsce katastrofy znaleźli wojskowi grunt był wyschnięty, jak gdyby pod działaniem bardzo wysokiej temperatury. Później odkryto że wybuch nastąpił kilka metrów nad ziemią. Pojazd był rozerwany na kilka części leżących w odległości kilkunastu metrów od siebie. Na jednej z nich widniała namalowana swastyka. W środku, w czymś co miało być kabiną leżeli dwaj mężczyżni ubrani w czarne kombinezony ściśle przylegające do ciała. Z przyczepionymi nazistowskimi emblematami. Na twarzach mieli maski tlenowe. Byli strasznie poparzeni lecz jeden z nich, wysoki blondyn, dawał oznaki życia. Sowieci przewieźli go do słupskiego szpitala, który był obstawiony przez szczelny kordon wojska przez kilka dni, dopóki pilot nie umarł. Niewątpliwie przyspieszyły to przesłuchania jakim go poddawali radzieccy enkawudziści. Szczątki pojazdu przewieziono tymczasowo do usteckiego garnizonu i umieszczono - pod osłoną nocy - w izolowanym baraku strzeżonym przez radzieckich spadochroniarzy.
Kosmiczna technika
Z relacji dziadka autora znaleziony wehikuł przed zniszczeniem miał około 15 metrów średnicy i 5 metrów wysokości. W centralnej części górnego spodka była umieszczona równie okrągła kabina pilotów, oszklona ze wszystkich stron i nakryta od góry metalową osłoną. Urządzenie napędowe mieściło się pod nią, we wnętrzu pojazdu. Otoczone koncentrycznie przez zbiorniki, mieszczące zapewne paliwo. Lecz nie można było tego sprawdzić od razu, gdyż były wykonane w tak solidny sposób że żaden z nich nie uległ zniszczeniu w czasie wybuchu. A zawory łączące je z silnikiem uległy jakiemuś automatycznemu zaryglowaniu, tak że bez pomocy specjalnych narzędzi nie można ich było otworzyć. Sam silnik był prawie kompletnie zniszczony, niewątpliwie przez wybuch znajdującego się bezpośrednio w nim paliwa. Ale na pewno nie był to napęd rakietowy ani tym bardziej odrzutowy. Tak samo zniszczyła się większość dolnej części kadłuba, tak że nie można było określić miejsca gdzie znajdowały się wyloty napędowe. Kabina pilotów uległa małym zniszczeniom, dzięki chronieniu od dołu przez dwie grube stalowe osłony, pomiędzy którymi znajdowała się jakaś nieznana galaretowata substancja. Przy próbie zdemontowania zbiorników nastąpił wybuch, który zniszczył doszczętnie pojazd.
Sprawa miała zostać wyciszona, a świadkowie, którzy przeżyli wybuch, zastraszani, aby nikomu nie pisnęli słowa.
Wierzyć, czy nie?
Zwolennikiem prawdziwości sprawozdania jest pisarz, tłumacz i publicysta
inż. kpt. rezerwy Robert Konstanty Leśniakiewicz.
- Powszechnie uważa się, że badania nad rakietami nad Bałtykiem hitlerowcy prowadzili jedynie w Peenemünde na wyspie Uznam, a tymczasem poligony rakietowe, lub pojazdów dyskokształtnych V-7 były także w okolicach Kołobrzegu, Łeby, Władysławowa i właśnie Ustki - dowodzi w swoich publikacjach.
Zdaniem badacza poligon pod Ustką posłużył Rosjanom do atakowania Skandynawii przy pomocy odrzutowych pocisków Fi-103/A-2/V-1 oraz rakiet A-4/V-2, a także najprawdopodobniej podwodnych wyrzutni rakietowych V-9/10 Urzel, które stanowiły kombinację tych dwóch rodzajów pocisków.
Emerytowany wojskowy stawia jedynie pod znakiem zapytania podaną przez autora datę wydarzenia jako rok 1945. - Wydaje się, że relacja dotyczy wydarzeń nie z 1945 roku, ale znacznie późniejszych - z przełomu lat 40. i 50., bowiem wątpliwe jest to, że w 1945 roku Polacy i Rosjanie mieli tak dobre radary, by mogły one namierzać obiekty poruszające się ze znacznymi prędkościami - dowodzi Leśniakiewicz.
Bardziej krytycznie nastawieni są do tych rewelacji nastawieni historycy. - Powinniśmy zapomnieć o latających talerzach i zejść na poziom dostępnych nam informacji o technice z czasów II wojny światowej - mówi dr Adam Nogaj, historyk wojskowości. - Nie ulega wątpliwości, że Rosjanie mieli specjalne jednostki NKWD, które przejmowały niemieckie wojskowe ośrodki badawcze. - Gdy Peeenemūnde zostało zbombardowane przez Aliantów to badania nad rakietami V zostały przeniesione w inne miejsca. Możemy przypuszczać, że również na podustecki poligon, bo ma on duży obszar i był w słabo zaludnionym terenie. Czy tak było naprawdę moglibyśmy dowiedzieć się z radzieckich akt wojskowych, bo to Armia Czerwona zajmowała poligon w latach 1945-47. Niestety rosyjskie archiwa są dla nas zamknięte i prawdopodobnie zamknięte zostaną na zawsze.