Podstawa wiary
W kablówce, której używam, pojawiła się telewizja „Trwam”. Tym samym nocne rozmowy Radia Maryja, których od dawna nie słucham, bo jestem w tym czasie zajęty czym innym, mogę sobie oglądać z powtórek, przed południem następnego dnia. Niekiedy bywa to przeżycie traumatyczne.
W jednej z takich rozmów wziął udział pan Grajcarek, przewodniczący sekcji węgla kamiennego NSZZ „Solidarność”. Wydal mi się on chodzącym potwierdzeniem tezy, że wśród działaczy „Solidarności” nastąpiła w ostatnim piętnastoleciu straszliwa inflacja - od kilkunastu lat z posad związkowych łapano się na stołki w rządzie, biznesie i administracji, wskutek czego inteligentnych związkowców stopniowo zastępowali mniej inteligentni, a tych mniej inteligentnych jeszcze mniej... Poprzednik pana Grajcarka przynajmniej potrafił z całym cynizmem oznajmić w telewizji, że guzik go obchodzi los kogokolwiek poza górnikami, bo za myślenie o innych mu nie płacą. Ciekawe, co dziś porabia. Czy należy do tej licznej grupy zawodowych obrońców górników, którzy związku użyli jako trampoliny do posad w zarządach i radach nadzorczych licznie pasożytujących na górnictwie spółek? W wypadku pana Grajcarka, sądząc po jego wypowiedziach we wspomnianym programie, przynajmniej o to możemy być spokojni. Jego wielominutowych filipik na antenie radia i telewizji księdza Rydzyka słuchałem w autentycznym zdumieniu, że ktoś plotący z najgłębszym przekonaniem podobne androny może zajmować tak, było nie było, eksponowane stanowisko - dające mu wpływ nawet na sprawy ustrojowe, które przecież rząd musi z nim, na mocy obowiązującego prawa, uzgadniać.
Mam wielki problem ze streszczeniem tego, co związkowy przywódca w telewizji „Trwam” powiedział, albowiem wypowiadał się on w stylu, którego nie słyszałem od czasów Wałęsy - nie zaczynając ani nie kończąc zdań, bez logicznej składni, wyrzucając z siebie ciąg słownych zbitek naćkanych gęsto zaimkami. I właśnie to, właśnie tego, przez to, w tym, z tego powodu, co mówiłem - bez próby wyjaśniania, o co chodziło w „tym”. Za to ciągle i mocno odwołując się do emocji. Jeśli się zastanowić, to taki sposób wysławiania się ma ogromną zaletę: ci, którzy z jakiegoś powodu mówcę lubią, podłożą sobie pod jego „to” takie akurat stwierdzenia czy hasła, Jałcie im odpowiadają, i zgodzą się z nim bez słów. Kto wie, czy nie na tym właśnie zasadzał się magiczny wpływ, jaki miał swego czasu Wałęsa na wiecową publiczność.
I odwrotnie - kto mówcy nie lubi, temu z jego bełkotliwymi wypowiedziami trudno polemizować. Mimo wszystko jednak dwa konkrety udało mi się z grajcarkowego słowotoku wyłowić. Na początku poświęcił on ładnych kilka minut pochwałom dla polskiej młodzieży, która jego zdaniem jest wspaniała i mimo, iż tak się stało, że jesteśmy w „tej” Unii, to ona sobie poradzi i my na nią stawiając się nie zawiedziemy. Podjęcie tego wątku było wyraźnym ukłonem wobec medium, w którym się pan przewodniczący znajdował. Z jakiegoś powodu zachwyty nad naszą wspaniałą młodzieżą stały się u księdza Rydzyka od niejakiego czasu stałym punktem rozmów, pewnie po to, żeby przełamać dotychczasowy wizerunek radia zgorzkniałych frustratów, uskarżających się na zgnębienie przez panświatowe i absolutnie wszechpotężne spiski.
Parę minut zaś potem rozwinął pan Grajcarek tezę, iż dopłacanie do kopalń nie jest żadnym dopłacaniem do kopalń, i nie można tego tak nazywać, tylko jest to po prostu solidarność. A solidarność taka, zdaniem pana Grajcarka, to obowiązek wynikający z naszej wiary i z tego że jesteśmy narodem. Otóż naród to przecież jak rodzina, i kiedy w narodzie jednym się wiedzie gorzej, inni im pomagają, a nie liczą pieniądze. To nie są żadne dopłaty, to jest nasza wiara, powtarzał górnik - związkowiec, wyraźnie bardzo wrażliwy na tym punkcie, żeby wysysania przez jego branżę pieniędzy z naszych kieszeni nie nazywać po imieniu.
Niestety, słuchacze Radia Maryja nie zadali przewodniczącemu pytania, czy widzi związek pomiędzy tym, co sobie ładnie nazwał podstawą naszej wiary, a faktem, że ta nasza wspaniała młodzież gremialnie chce z Polski wyjeżdżać na stałe. Związek jest oczywiście prosty: młodzi chcą móc pracować na siebie, a nie na rzesze górników, rolników, stoczniowców i zawodowych związkowców. Może pan Grajcarek odpowiedziałby na to, że wyjeżdżać chcą tylko studenci i młodzi menadżerowie, a tych on do wspaniałej młodzieży nie zalicza. Zalicza do niej takich, którzy nic nie potrafią, poza wyciąganiem ręki po zasiłek. A ci zostaną na pewno, bo gdzie mieliby lepiej niż w kraju, w którym nie brak ludzi słuchających takich grajcarków z powagą?
12 maja 2004