DAVID HUME
Co jest źródłem moralności?
Trwa od jakiegoś czasu spór znacznie bardziej wart tego, aby się nim zająć, a dotyczący ogólnych podstaw moralnośct czy mianowicie wywodzi się ona z rozumu, czy z uczucia; czy wiedzę o niej osiąga się przez wnioskowanie i indukcję, czy przez bezpośrednie czucie i jakiś subtelny zmysł wewnętrzny; czy, jak każdy poprawny sąd o tym, co jest prawdą, a co fałszem, powinna ona być jedna i ta sama dla każdej rozumnej, obdarzonej inteligencją istoty, czy też, jak percepcja piękna i brzydoty, związana jest wyłącznie ze swoistą organizacją i konstytucją gatunku ludzkiego.
Filozofowie starożytni twierdzą wprawdzie często* że cnota to tyle co zgodność z rozumem, na ogół jednak zdają się uważać, iż istnienie moralności wynika z upodobania i uczucia. Z drugiej strony, myśliciele współcześni mówią wprawdzie wiele o pięknie cnoty i brzydocie występku, zazwyczaj jednak usiłują objaśniać rozróżnienia moralne odwołując się do metafizycznego rozumowania i dedukcji wychodzących z najbardziej abstrakcyjnych zasad rozumu. W sprawach tych panował taki zamęt, że między różnymi systemami, a nawet różnymi elementami każdego niemal konkretnego systemu zachodzić mogła najjaskrawsza sprzeczność, a mimo to aż do bardzo niedawna nikt nie zdawał sobie z tego sprawy. Wytworny lord Shaftesbury, który pierwszy na rozbieżność tę zwrócił uwagę, podzielał w zasadzie poglądy starożytnych, ale i on nie wyzbył się całkowicie tego pomieszania pojęć.
Trzeba przyznać, że za każdym z tych stanowisk przemawiają poważne argumenty. Można powiedzieć, że rozróżnienia moralne są rzeczą czystego rozumu; w przeciwnym razie skąd brałyby się owe spory, Jakich pełno zarówno w życiu potocznym, jak i w filozofii; skąd długie łańcuchy dowodów, z jakimi raz po raz występuje i jedna, i druga strona, przytaczając przykłady, powołując się na autorytety, operując analogiami, ujawniając błędy przeciwnika, wyciągając wnioski i dopasowując poszczególne konkluzje do własnych poglądów. Dyskusji podlega prawda, ale nie smak. Sprawdzianem sądu jest istniejący stan rzeczy, sprawdzianem uczucia - to, co czuje sam człowiek.
(D. Hume - „Badania dotyczące zasad moralności", tłum. A. Hochfeld, PWN, W-wa 1975,ss. 4-5)
Celem wszelkich rozważań nad moralnością jest pouczyć nas, jakie mamy obowiązki, oraz - przez właściwe zobrazowanie szpetoty występku i piękna cnoty - wyrobić w nas odpowiednie nawyki i skłonić do tego, abyśmy unikali pierwszej, a trzymali się drugiej drogi. Czy można jednak spodziewać się takich skutków po wnioskach i sądach rozumu, które same przez się nie mają na uczucia żadnego wpływu ani nie pobudzają ludzkiej aktywności? Odkrywają prawdę. Ale jeżeli odkrywają prawdę obojętną, która nie wywołuje ani pożądania, ani odrazy - nie są zdolne oddziałać na postępowanie i sposób życia. Prawość, rzetelność, nienaganne obyczaje, szlachetność niewolą serca i sprawiają, że pragniemy zasady te sobie przyswoić i od nich nie odstępować. Jasność myśli, oczywistość, prawdopodobieństwo, prawdziwość wywołują jedynie chłodną akceptację rozumu, a kiedy zaspokoją spekulatywną ciekawość, aktywność intelektu ustaje.
Gdyby usunąć całą sympatię i cały pociąg do cnoty oraz cały wstręt i odrazę do występku; gdyby sprawić, że rozróżnienia moralne stałyby się człowiekowi najzupełniej obojętne - zajmowanie się problemami moralności utraciłoby natychmiast swój sens praktyczny i wyzbyło wszelkiej dążności do tego, aby normować nasze życie i działanie.
Przedłożone przez obie strony argumenty (a można by ich przedstawić znacznie więcej) są tak przekonywające, iż każe mi to podejrzewać, że jedne i drugie są jednakowo dobre i słuszne, i że u podłoża wszystkich niemal ocen i sądów moralnych leży zarówno rozum, jak uczucie. Jest prawdopodobne, że ostateczny wyrok, który orzeka, iż pewne cechy i czyny zasługują na miłość i pochwałę, a inne - na odrazę i potępienie; ów wyrok, który takie cechy i czyny naznacza znamieniem czci albo niesławy, aprobaty albo dezaprobaty; który nadaje moralności charakter zasady aktywnej i czyni cnotę szczęściem, a występek nieszczęściem człowieka - otóż jest prawdopodobne, że ten ostateczny wyrok zależy od jakiegoś wewnętrznego zmysłu czy też czucia, które jest przyrodzoną, uniwersalną właściwością całego naszego gatunku. Cóż bowiem innego mogłoby mieć tego rodzaju wpływ? Ażeby jednak takiemu uczuciu utorować drogę i zapewnie mu należytą ocenę przedmiotu, do którego się odnosi, trzeba często, jak się okazuje, wiele przedtem przemyśleć, poczynić staranne dystynkcje, wyciągnąć poprawne wnioski, przeprowadzić porównania zjawisk bardzo od siebie różnych, rozpatrzyć zawiłe relacje, sprecyzować i ustalić fakty ogólne.
(D. Hume - „Badania...", op.cit., ss. 6-7)
Chociaż problem ogólnych zasad moralności jest interesujący i ważny, byłoby w tej chwili zbyteczne poświęcać mu więcej miejsca. Jeżeli bowiem uda nam się w toku niniejszej rozprawy odkryć rzeczywiste źródło moralności - zobaczymy bez trudu, jaki udział we wszystkich ocenach moralnych ma uczucie, a jaki - rozum. Ażeby cel ten osiągnąć, postaramy się zastosować metodę bardzo prostą. Zanalizujemy ów splot cech duchowych tworzących to, co w życiu potocznym nazywamy wartością osobistą. Rozpatrzymy wszystkie atrybuty umysłu, które czynią człowieka przedmiotem bądź szacunku i sympatii, bądź pogardy i nienawiści; wszystkie nawyki, uczucia i dyspozycje, które, jeśli je komuś przypisać, implikują pochwałę albo naganę tej osoby i mogłyby się znaleźć czy to w panegiryku, czy w satyrze na temat Jej charakteru i obyczajów. Silne i tak powszechne wyczulenie ludzi na te sprawy daje filozofowi dostateczną rękojmię, że układając taki katalog nie popełni poważniejszego błędu i uniknie niebezpieczeństwa niewłaściwej klasyfikacji interesujących go zjawisk. Wystarczy mu na chwilę wejrzeć we własne serce i zastanowić się, czy chciałby, czy też nie chciał, żeby przypisano mu tę lub ową cechę; i czy przypisanie takie wyszłoby od wroga, czy od przyjaciela. W urabianiu tego rodzaju sądów sama nawet natura języka jest dla nas niezawodnym niemal przewodnikiem; w każdym języku istnieje grupa słów, do których przywiązane jest znaczenie dodatnie, oraz grupa słów o znaczeniu ujemnym, wystarczy więc powierzchowna choćby znajomość idiomatyki, bez jakiegokolwiek rozumowania, ażeby pokierować dobrem i uporządkowaniem chwalebnych i nagannych cech ludzkich. Jedynym zadaniem rozumowania jest wykryć elementy wspólne cechom każdej z obu grup, dostrzec ów rys swoisty, który łączy wszystkie cechy chwalebne z jednej strony, wszystkie cechy naganne - z drugiej, a stąd dotrzeć do podstaw etyki i znaleźć owe uniwersalne zasady, z których wywodzi się ostatecznie wszelka nagana i aprobata. Ponieważ chodzi o fakty, a nie o wiedzę abstrakcyjną, pomyślnych rezultatów można spodziewać się tylko pod warunkiem, że trzymać się będziemy metody eksperymentalnej i wyprowadzać uogólnienia z porównania przypadków konkretnych. Inna metoda naukowa polegająca na tym, że ustanawia się najpierw abstrakcyjną zasadę ogólną, a następnie rozszczepia ją na mnogość wniosków i konkluzji, jest może sama w sobie doskonalsza, gorzej jednak pasuje do niedoskonałości natury ludzkiej i stanowi pospolite źródło złudzeń i błędów zarówno w omawianej tu kwestii, jak i w innych sprawach. W dziedzinie filozofii naturalnej ludzie wyleczyli się już z upodobania do hipotez i systematów, i posłuch dadzą tym tylko argumentom, które zaczerpnięte są z doświadczenia. Najwyższy czas, żeby spróbowali w podobnym duchu zreformować wszelkie rozstrząsania na tematy moralne, odrzucając każdy najmisterniejszy choćby i najbardziej efektowny system etyki, jeżeli nie opiera się na faktach i obserwacji.
(D. Hume - „Badania...", op.cit., ss. 8-10)
Tym, co kształtuje moralność, jest uczucie
Moralność działania polega na jego stosunku do normy; mówi się o nim, że jest dobre lub złe w zależności od tego, czy jest z normą tą zgodne czy niezgodne. Czym jest więc owa norma? Na czym polega? Co ją określa? Mówicie, że czyni to rozum, który bada stosunki moralne działań. Zatem stosunki moralne określa się przez porównanie działań z normą, a normę przez rozpatrzenie stosunków moralnych tychże działań. Czyż to nie prześliczne rozumowanie?
Wszystko to jest metafizyką, zawołacie; to przesądza sprawę i wystarczy, by zasadnie przypuścić fałszywość poglądu. Tak jest, odpowiadam, to jest metafizyka, bez wątpienia; ale w całości po stronie tych, co występują z mgławicową hipotezą, której niepodobna uchwycić rozumem ani dopasować do żadnego konkretnego faktu czy przykładu. Hipoteza, którą ja przyjmuję, jest prosta. Głosi ona, że tym, co określa moralność, jest uczucie. Definiuje cnotę jako wszelkie działanie lub wszelką cechę umysłu., które wzbudzają w obserwatorze przyjemne uczucie aprobaty, występek jako to, co wzbudza przeciwieństwo tego uczucia. Przystępujemy następnie do zbadania samych faktów, to jest do ustalenia, jakie działania uczucia takie wzbudzają; uwzględniamy wszystkie elementy, które są im wspólne; i próbujemy wydobyć stąd jakieś dotyczące owych uczuć obserwacje ogólne. Jeżeli stanowisko to nazywa ktoś metafizyką i dopatruje się w nim jakichś niejasności, powinien wyciągnąć stąd taki jedynie wniosek, że jego sposób myślenia jest w naukach o moralności nieprzydatny.
(D. Hume - „Badania...", op.cit., ss. 144-145)
Otóż skoro cnota jest celem i skoro jest cenna sama przez się, bez względu na remuneracje i nagrody, a jedynie wskutek bezpośredniego zadowolenia, jakie przynosi, to istnieć musi jakieś swoiste uczucie, na które oddziałuje -jakieś wewnętrzne uwrażliwienie czy smak lub jakkolwiek zechce ktoś nazwać to, co rozróżnia dobro moralne od zła i akceptuje jedno, a odrzuca drugie.
A więc swoisty zakres i funkcje rozumu, i smaku dają się ustalić bez trudu. Rozum daje wiedzę o prawdzie i fałszu, smak - poczucie piękna i brzydoty, występku i cnoty. Rozum odsłania rzeczy, jakimi są naprawdę, nic nie dodając ani nie ujmując; smak ma moc twórczą: złocąc lub czerniąc przedmioty naturalne barwami zapożyczonymi z zewnętrznego uczucia, tworzy rzecz jak gdyby na nowo. Chłodny i beznamiętny rozum nie jest motywem działania; kieruje jedynie impulsem, przekazanym przez pragnienie lub skłonność, ukazując mu środki, dzięki którym osiąga się szczęście lub unika nieszczęścia. Smak, ponieważ daje przyjemność lub przykrość konstytuując tym samym szczęście lub nieszczęście, staje się motywem działania i jest podstawową pobudką i podstawowym impulsem pragnień i aktów woli. Wychodząc z okoliczności i stosunków znanych i domniemanych, rozum prowadzi nas do wykrycia tego, co ukryte i nieznane. Kiedy wszystkie okoliczności i stosunki są nam dane, smak sprawia, że całość wzbudza w nas uczucie nowe: naganę lub aprobatę. Probierz rozumu, ugruntowany w naturze rzeczy, jest tym samym wieczysty i nie naruszy go nawet wola Istoty Najwyższej. Probierz smaku, wynikając z wewnętrznej organizacji i konstytucji organizmu, ma swoje ostateczne źródło w Najwyższej Woli, która wyposażyła każdą istotę w swoistą dla niej naturę i ujęła w określony układ poszczególne klasy i kategorie istnienia.
(D. Hume-„Badania...", op.cit., ss. 150-151)