mloda polska00


MŁODA POLSKA

WSTĘP

CHRONOLOGIA I NAZWA EPOKI: Za daty graniczne Młodej Polski przyjmuje się lata 1891 i 1918. Data końcowa to zakończenie I wojny światowej. W 1891 r. debiutują Kazimierz Przerwa-Tetmajer Andrzej Niemojewski, Franciszek Nowicki - artyści w pełni młodopolscy. Na łamach czasopism rozpoczyna się dyskusja dwu pokoleń: „starych” i „młodych”. Pojawiają się pierwsze artykuły programowe i deklaracje artystyczne.

Na określenie nowych tendencji w sztuce używa się kilku terminów: Modernizm (fr. moderne) - termin najbardziej pojemny, oznaczający sztukę nowoczesną i wszelkie przejawy artystycznego nowatorstwa. Nazwa przyjęła się zwłaszcza w Niemczech. Impresjonizm (fr. l'impression - wrażenie) - nazwa również pretendująca do określenia całości twórczości przełomu wieków. Wskazuje na jej podstawową cechę i cel: subiektywność, przedstawianie ulotnych wrażeń, momentów, prezentacja dynamicznych, pełnych ruchu obrazów. Symbolizm - trzecia z nazw-określeń, funkcjonowała głównie we Francji. Stosowana wobec zjawisk artystycznych, w których kładziono nacisk na przedstawianie sfer tajemniczych, nie odkrytych, niezbadanych, stąd aluzyjność, sugestywność, niejasność tych dzieł. Neoromantyzm - nazwa sugerująca powiązania sztuki modernistów z twórczością romantyków. Dekadentyzm - (fr. décadence - upadek) - nazwa wyraźnie wartościująca, służy określeniu pesymistycznych nastrojów schyłku stulecia, przewartościowania wszelkich wartości, przeczucia nadchodzącej zagłady. Młoda Polska - najbardziej powszechna i popularna nazwa epoki, stworzona na wzór analogicznych określeń innych krajów, np.: Młoda Francja, Młode Włochy, Młoda Belgia. Oddaje charakter twórczości i twórców nowej sztuki. Byli to ludzie młodzi - pokolenie urodzone w latach 60., 70., mający duże poczucie wspólnoty celów i dążeń, a także podobne spojrzenie na otaczającą rzeczywistość.

TŁO SPOŁECZNO-GOSPODARCZE:

Stabilizacja: Ostatnie dekady XIX w. nazywano wówczas la belle époque „piękną epoką”. W Europie nastąpił szybki rozwój przemysłu, dynamicznie przebiegała wymiana przemysłowo-handlowa. Ustalił się polityczny podział świata, a dzięki tworzeniu się potęg kolonialnych nastąpił wzrost inwestycji i szybkie bogacenie się Europejczyków. Równocześnie z rozwojem przemysłu dokonywano fundamentalnych odkryć naukowych w dziedzinie biologii, chemii, fizyki. Wynalazki techniczne znalazły szerokie zastosowanie w codziennym życiu. Zmianie uległy także nastroje społeczne. Hasła tolerancji, demokracji, wolności i równości weszły na stałe do świadomości zbiorowej, a problemy takie jak: prawo do nauki, głosowanie powszechne, równouprawnienie kobiet zyskały powszechną akceptację.

Nowa klasa społeczna: Jednocześnie zaostrzeniu uległy konflikty społeczne. Rozwój przemysłu wiązał się ze wzrostem zapotrzebowania na tanią siłę roboczą. W poszukiwaniu lepszych warunków życia ze wsi do miast napłynęła ogromna ilość ludzi. Powstała nowa warstwa - wielkomiejski proletariat, który niebawem stał się znaczącą siłą polityczno-społeczną.

Uniformizacja życia: Rozwój i mechanizacja przemysłu były powodem uniformizacji życia. Na rynku w dużych ilościach dostępne były szablonowe, identycznie wykonane towary. Zapanowały pospolitość i pretensjonalność, zanikły indywidualizm, oryginalność.

Przełom modernistyczny: W takich realiach społeczno-gospodarczych rozwinęły się nowe tendencje w filozofii, literaturze i sztuce oraz uformowały się nowej postawy wobec rzeczywistości. U schyłku wieku nastąpiło odwrócenie wartości i powrót do metafizyki, transcendencji. Wzrosło zainteresowanie mistyką, świętością. Łączyły się z tym: zwrot ku średniowieczu, fascynacja sztuką, zwłaszcza gotykiem i symboliką średniowieczną. Wyraźnie dała się zauważyć fascynacja „ciemną stroną” średniowiecza - czarną magią, demonizmem, ezoteryzmem (mnożyły się sekty wyznawców Lucyfera, odbywały się tajemnicze obrzędy). Pojawiło się zainteresowanie okultyzmem, parapsychologią (liczne towarzystwa spirytystyczne, powszechne seanse spirytystyczne) oraz wszelkimi „odmiennymi stanami świadomości”, jak: somnambulizm (lunatyzm), schizofrenia, stany narkotyczne itp. Powszechne stało się zainteresowanie religiami Wschodu - hinduizmem, buddyzmem.

Filozofowie epoki i główne idee filozoficzne: Artur Schopenhauer (główne dzieło wydane jeszcze w 1918 r. - Świat jako wola i wyrażenie) - filozofia z gruntu pesymistyczna. Życie człowieka upływa w beznadziejnej szamotaninie między pożądaniem a rozczarowaniem z powodu niemożności jego zaspokojenia. Towarzyszy mu nieustanne poczucie braku, zniechęcenia, rozpaczy. Wyzwoleniem według filozofa mogło być poddanie się cierpieniu, rezygnacja z pragnień, co prowadziło do wyzbycia się woli życia i pogrążenia w niebycie - nirwanie (pojęcie zaczerpnięte z religii Wschodu). Fryderyk Nietzsche - filozofia „buntownicza”. Schopenhauerowskiej rezygnacji Nietzsche przeciwstawił „wolę mocy” i ideał „nadczłowieka” - potężnego, silnego, wolnego, który miał być twórcą, kreatorem i bohaterem. Nietzsche odrzucał wszelkie ograniczenia, jego „nadczłowiek” stał poza wszelkim prawem i zasadami. Głosił kult siły, aktywność, afirmację życia. Henryk Bergson - postrzegał życie jako nieustanny strumień nowości. Uważał, że świat zatopiony jest w ciągłym ruchu, przenika go pęd życia (élan vital). Narzędziem poznania świata są intuicja i instynkt.

KIERUNKI LITERACKIE I ARTYSTYCZNE:

Symbolizm: Kierunek w sztuce, którego zwolennicy, posługując się systemem symboli, starali się sugerować uczucia, stany, emocje niewyrażalne słowem. Za pomocą obrazu, dzieła muzycznego, czy literackiego chciano wywołać u odbiorcy odpowiednie przeżycia, odwoływano się do jego sfery uczuciowej, emocjonalnej, nie rozumowej, intelektualnej. Symboliści często starali się za pomocą symboli opisać takie wartości jak: niebyt, nieskończoność, śmierć, wolność itp. W literaturze symbol upowszechnił belgijski pisarz i dramaturg, Maurycy Maeterlinck. W Polsce wielkim entuzjastą i teoretykiem symbolizmu był Zenon Przesmycki, który w artykule pt. O symbolu i symbolizmie stwierdził, że prawdziwa, żywa, mistyczna poezja nie istnieje bez symbolu. Właściwie wszyscy twórcy młodopolscy posługiwali się symbolami. Mistrzem w tej dziedzinie był niewątpliwie Stanisław Wyspiański, autor wielkiego dramatu symbolicznego Wesele. Polskie malarstwo symboliczne reprezentuje Jacek Malczewski.

Dekadentyzm: Kierunek w poezji będący odzwierciedleniem nastrojów końca wieku. Wiersze dekadenckie to wyraz pesymizmu, apatii, bierności, negatywizmu i rezygnacji. Ich twórcy nie wierzyli w istnienie wyższego bytu, negowali możliwość ewolucji, postępu, rozwoju cywilizacji, uznając świat za obszar, w którym człowiek cierpi, jest nieszczęśliwy, zagubiony. Dekadenci poszukiwali dróg ucieczki: w alkohol, narkotyki, nirwanę, fascynowała ich filozofia Wschodu, egzotyka, wszystko co sztuczne, nienaturalne, wszystko co nie podlega śmierci i rozkładowi. Stąd dekadentyzm to nie tylko kierunek literacki, ale także styl życia i rodzaj światopoglądu. Europejscy dekadenci to: Charles Baudelaire, August Strindberg, Joris Karl Huysmans. W Polsce nastroje dekadenckie odnaleźć można przede wszystkim w poezji Kazimierza Przerwy-Tetmajera, Tadeusza Micińskiego, Leopolda Staffa, Antoniego Langego.

Ekspresjonizm: Kierunek artystyczny, którego twórcy operowali gwałtownymi, kontrastowymi zestawieniami, makabrą, deformacją, przedstawiali formy zwyrodniałe, będące w stanie rozkładu, chore. W poezji ekspresjoniści posługiwali się często poetyką krzyku, ukazywali sytuacje ekstremalne, ostateczne, apokaliptyczne - Jan Kasprowicz Hymny (koniec świata, Sąd Ostateczny). Barwami ekspresjonizmu były: jaskrawa czerwień, purpura, złoto (por. Hymny). Zwolennikiem i teoretykiem ekspresjonizmu polskiego był Stanisław Przybyszewski. W dziedzinie malarstwa warto wspomnieć twórczość Edwarda Muncha (m.in. Krzyk).

Impresjonizm (fr: l'impression - wrażenie, wpływ): Kierunek, którego twórcy starali się oddawać nastroje, wrażenia, to, co ulotne, krótkotrwałe, W malarstwie impresjoniści posługiwali się jasnymi, pastelowymi barwami, plamą, nie kreską. poezji często używali synestezji - środka artystycznego, który polega na łączeniu w opisie różnych wrażeń zmysłowych: smaku, zapachu, dźwięku, kształtu. Dla twórczości impresjonistów charakterystyczne są sformułowania: „srebrzystoturkusowa cisza”, „srebrna noc”, „morze dźwięków”. Echa impresjonizmu można odnaleźć w wierszach większości polskich twórców, m.in. Kazimierza Przerwy-Tetmajera, Jana Kasprowicza. Impresjonizm w malarstwie reprezentują Józef Pankiewicz, Olga Boznańska.

Naturalizm: Kierunek ukształtowany już w okresie pozytywizmu. Jego twórcą był Emil Zola, który określił cechy naturalizmu w Powieści eksperymentalnej. Według Zoli literatura powinna zawierać dokładny, fotograficzny obraz rzeczywistości. Naturalista to przede wszystkim badacz, naukowiec, który stara się opisywać mechanizmy rządzące światem - według Zoli mają one naturę biologiczną, fizjologiczną. Zachowanie człowieka jest zdeterminowane (uzależnione) przez instynkt, cechy dziedziczne, środowisko, w którym żyje, moment historyczny, który towarzyszy jego egzystencji. Dzięki tym założeniom dzieła literackie nabrały charakteru dokumentów społecznych, w których kładziono nacisk na fizjologiczny, biologiczny, zwierzęcy aspekt ludzkiej natury. Dla pisarza-naturalisty nie istniały tematy tabu, zakazane, ujawniał najbardziej wstydliwe, intymne, zwykle ukrywane momenty, zachowania, reakcje, kierował się obiektywizmem, dokładnością, wiernością wobec rzeczywistości. W okresie Młodej Polski naturalizm reprezentowali Jan Kasprowicz (W chałupie), Stefan Żeromski (opowiadania), Gabriela Zapolska (Moralność pani Dulskiej).

SZTUKA OKRESU MŁODEJ POLSKI:

Malarstwo: W tematyce dominowały wątki fantastyczne - legendy, mity. W Anglii powstał nurt prerafaelitów (m.in. Dante Gabriel Rossetti, Edward Burne-Jones, Gustaw Moreau, Arnold Bticklin, Max Klinger) - malarze podejmowali wątki starych greckich czy celtyckich mitów, a także średniowiecznych legend np. z kręgu króla Artura, dlatego malarstwo modernistyczne ma wybitnie literacki charakter, jest przesycone zmysłowością, erotyzmem. Obrazy są często wyrazem melancholijnego smutku, przeczucia śmierci, nastroju opuszczenia, tęsknoty. Pojawiają się na nich tajemnicze, zwiewne, ulotne postacie, często też używane są symbole.

Obok prerafealitów malowali artyści fascynujący się obrazami pełnymi grozy, ekscytującymi wyobraźnię, bulwersującymi a zarazem pociągającymi. W ich malarstwie częste są motywy satanistyczne, uderza nagromadzenie zjawisk patologicznych (np. embriony, potwory, świat mikroorganizmów, wszelkie formy zwyrodniałe, okaleczone), makabryczna brzydota. Tego rodzaju obrazy malowali Edward Munch, Odillon Redon.

Muzyka: Nastąpił powrót do romantycznych wyobrażeń na temat muzyki, która według XIX-wiecznych twórców była najdoskonalszą ze sztuk, wyrazem najbardziej subtelnych stanów i uczuć. Stąd fascynacja operami Wagnera, w których nadrzędnymi problemami są miłość, śmierć, tęsknota - uczucia i stany fundamentalne dla artystów modernistycznych. Młodopolskie dzieła muzyczne są wyrazem poczucia rozdźwięku między światem zmysłów i rzeczywistością metafizyczną, stąd ich silna emocjonalność, ekspresywność. Tego rodzaju dzieła komponowali: Gustaw Mahler, Edward Grieg, Ryszard Strauss, a w Polsce: Mieczysław Karłowicz, Karol Szymanowski.

Secesja: Kierunek w sztuce będący efektem poszukiwań artystycznych, jakie miały miejsce na przełomie wieków, a dotyczących głównie formy. Charakterystyczną cechą twórców secesji był fakt, że zajęli się wszystkimi dziedzinami życia: tkaniny, meble naczynia, ubiory, wystrój wnętrz, architektura, malarstwo. Posługiwali się falistą, niespokojną, dynamiczną linią, barwną plamą (barwy secesji to głównie: pastelowe róże, fiolety, błękity, zielenie), asymetrycznym kształtem; często przedstawiali motywy roślinne, egzotyczne zwierzęta. Do ulubionych motywów secesji należała kobieta, jej kształty, sylwetka.

Ośrodkami secesji były Wiedeń, Berlin, Monachium. Wśród twórców secesji wymienić należy: Gustawa Klimta (Wiedeń), Edwarda Muncha (Berlin), a spośród polskich artystów - Stanisława Wyspiańskiego.

NAJWAŻNIEJSZE POJĘCIA EPOKI:

Dekadentyzm - nastrój i postawa, dla których właściwy jest: skrajny pesymizm, poczucie bezsensu istnienia, przeczucie końca, a w związku z tym uczucia: rozpaczy, smutku, zniechęcenia, znużenia oraz odwrócenie się od świata, zamknięcie w sobie, rozpamiętywanie własnych stanów i przeżyć wewnętrznych.

Filister - uosobienie drobnomieszczańskiej głupoty, ograniczenia intelektualnego, pustki wewnętrznej, braku wyobraźni, co uniemożliwia odczuwanie czystej sztuki. Filister to człowiek ograniczony, małostkowy, którego świat zamyka się w czterech ścianach jego mieszkania i w kręgu nudnych, bezbarwnych, codziennych spraw.

Fin de siècle (franc. koniec wieku) - określenie atmosfery schyłku XIX w. pełnej pesymizmu, przeczucia końca, katastrofy. Nastroje fin de siècle'u ujawniły się w filozofii, literaturze, sztuce, a także w życiu społecznym (przeczucie końca świata, kresu cywilizacji).

Symbol - znak o nieograniczonej ilość znaczeń, umożliwiający opisanie i przekazanie nastrojów, stanów, których istoty nie można wyrazić słowami. Artyści okresu Młodej Polski bardzo chętnie sięgali po symbole. Starali się w swoich dziełach sugerować, a nie nazywać wprost. Manifest symbolizmu autorstwa Gustawa Moreasa został ogłoszony w 1886 r. we francuskim piśmie „Le Figaro”. Najczęstsze symbole młodopolskie to: łabędź, jednorożec - symbole tajemnicy, zagadki, orzeł, albatros itp. - artysta wzgardzony przez tłum sytych mieszczuchów, wzbijający się na skrzydłach natchnienia w sfery niedostępne przeciętnym ludziom, sen - zatopienie w wewnętrznym świecie, samopoznanie.

Nirwana - pojęcie rodem z filozofii indyjskiej, oznacza zanik bytu indywidualnego, roztopienie się w niebycie. W sztuce młodopolskiej pojęcie to oznaczało brak pragnień i pożądania, zapomnienie, odpoczynek, wyzwolenie od wszystkiego, co ziemskie, doczesne, fizyczne.

PROGRAMY MŁODOPOLSKIE:

Stanisław Przybyszewski Confiteor ( 1899 r. krakowskie „Życie”; confiteor z łac. wyznaję) - głosił skrajny indywidualizm, uważał sztukę za najwyższą wartość, absolut - odbicie duszy. Artysta tworzący sztukę tego rodzaju to kapłan, mag. Nic nie jest w stanie go ograniczyć, stoi ponad tłumem, samotny, nie rozumiany, ale wolny, doznaje kontaktu ze światem ponadzmysłowym. Artur Górski Młoda Polska (1898 r. warszawskie „Życie”) określił pokolenie młodych artystów jako wolne, otwarte wobec nowych tendencji, czyste moralnie, a pokolenie starych jako pokolenie zdegenerowane, które wydało Tekę Stańczyka, ideę trójlojalizmu; opowiadał się za swobodą i indywidualizmem w sztuce. Zenon Przesmycki Harmonie i dysonanse (cykl artykułów w „Chimerze”) popierał hasło „sztuka dla sztuki”.

NAJWAŻNIEJSZE CZASOPISMA:

Warszawa: „Chimera” 1901-1907, red. Zenon Przesmycki-Miriam, „Ateneum” 1903-1905, 1908, red. Cezary Jellenta, „Życie” 1887-1891, red. Zenon Przesmycki, Kraków: „Życie” 1897-1900, red. Ludwik Szczepański, później Artur Górski, wreszcie Stanisław Przybyszewski; Lwów: „Tygodnik Literacki i Artystyczny” (dodatek do dziennika „Słowo Polskie”), red. Jan Kasprowicz, „Lamus” 1908-1913 wydawane z inicjatywy rodziny Pawlikowskich, red. Michał Pawlikowski.

STANISŁAW PRZYBYSZEWSKI

BIOGRAFIA

Stanisław Przybyszewski żył w latach 1868-1927. Urodził się w Łojewie nad Gopłem, na Kujawach. Jego ojciec, Józef, był wiejskim nauczycielem, matka - guwernantką. Ogromny wpływ na życie Przybyszewskiego wywarł pobyt w Berlinie, dokąd wyjechał po uzyskaniu matury w roku 1889. W Berlinie zaczął pisać (po niemiecku). W roku 1891 poślubił Dagny Juel, z którą wkrótce wyjechał do jej rodzinnej Norwegii. W Norwegii Przybyszewski przebywał (z przerwami na wyjazdy do Paryża i Hiszpanii) do roku 1898, kiedy to zdecydował się wraz z żoną przyjechać do Krakowa, gdzie objął stanowisko redaktora naczelnego „Życia”. Przyjazd Przybyszewskiego wywołał entuzjazm młodych środowisk artystycznych, które szybko uznały go swoim duchowym przywódcą i przewodnikiem. Tymczasem niechętna artyście „opinia publiczna” oskarżała go o alkoholizm, satanizm i rozwiązłe życie erotyczne (rozbicie małżeństwa Kasprowiczów, rozwody...).

W swoich powieściach, dramatach i manifestach programowych Stanisław Przybyszewski dał się poznać jako najbardziej bojowy i zdecydowany wyznawca skrajnego poglądu na sztukę i rolę artysty w społeczeństwie. Jego postawę określić można mianem modernistycznego estetyzmu, który, najogólniej rzecz biorąc, wyrażał się w haśle „sztuka dla sztuki”.

W latach 1901-1905 Przybyszewski mieszkał w Warszawie, skąd przeniósł się do Monachium, gdzie przebywał przez następnych kilkanaście lat. W roku 1920 na stałe wrócił do Polski. Umarł w 1927 roku, w Jarontach na Kujawach.

Confiteor

W roku 1899, w pierwszym numerze krakowskiego tygodnika „Życie”, Stanisław Przybyszewski ogłasza manifest zatytułowany Confiteor, w którym deklaruje swoje stanowisko ideowe i artystyczne. W manifeście Przybyszewski zdecydowanie przeciwstawia się pozytywizmowi i wskazuje nowe drogi rozwoju sztuki. Tytuł zaczerpnięty jest z łaciny i znaczy: „wyznaję”. Tak zaczyna się jedna z modlitw odmawianych podczas mszy.

Taki tytuł artykułu programowego podkreśla jego „wyznaniowy” charakter i może być odczytany jako „wyznanie wiary literackiej”. Przybyszewski określa tu dokładnie swoje poglądy artystyczne, przedstawia swój punkt widzenia sztuki: „Sztuka nie ma żadnego celu, jest celem sama w sobie, jest absolutem, bo jest odbiciem absolutu - duszy” - pisze o istocie sztuki. Jest to bardzo ważne hasło, motyw sztuki dla sztuki będzie przewijał się odtąd w wielu deklaracjach ideowych młodopolan. Sztuka według Przybyszewskiego nie powinna być traktowana jako niewolnica jakiejkolwiek idei, ani pełnić służebnej roli wobec społeczeństwa czy wobec narodu. Dla sztuki bowiem bardzo niebezpiecznie jest stać się służebnicą idei, wtedy przestaje być godna określania mianem sztuki, staje się co najwyżej "biblią ubogich", czyli, jak pisał Przybyszewski: „biblią pauperum dla ludzi, którzy nie umieją myśleć”. Artyście nie wolno moralizować, bawić, uczyć patriotyzmu, sztuka powinna wyjść poza wszelkie ograniczenia, stać się zjawiskiem uniwersalnym, ponadnarodowym:

Działać na społeczeństwo pouczająco albo moralnie, rozbudzać w nim patriotyzm lub społeczne instynkta za pomocą sztuki, znaczy poniżać ją, spychać z wyżyn absolutu do nędznej przypadkowości życia, a artysta, który to robi, niegodny jest miana artysty”.

Sztuka powinna być „najwyższą religią”, zaś artysta - jej kapłanem. Artysta więc nie może w żaden sposób ulegać chęci przewodzenia czy służenia społeczeństwu, celom narodowym czy ideom moralnym. Artysta jest absolutnie wolny, święty, czysty, niezależny:

Artysta nie jest sługą ani kierownikiem, nie należy ani do narodu, ani do świata, nie służy żadnej idei ani żadnemu społeczeństwu. Artysta stoi ponad życiem, ponad światem, jest Panem Panów, nie kiełznany żadnym prawem, nie ograniczany żadną siłę ludzką”.

Sztuka powinna stać się odbiciem duszy artysty, powinna więc podążać w kierunku metafizyki, mistyki, spirytualizmu, dążyć do poznania tajemnic „nagiej duszy” ludzkiej:

Artysta odtwarza zatem życie duszy ludzkiej we wszystkich jej przejawach (...). Sztuka jest objawieniem duszy we wszystkich jej stanach, śledzi ją na wszystkich drogach, wybiega za nią we wieczność i wszechprzestrzeń (...) ,sięga w tęczowe szczyty”.

Przybyszewski przeciwstawiał się pozytywistycznej idei „pracy u podstaw”, odrzucał hasła sztuki demokratycznej i „sztuki dla ludu”. Przeciwstawiał jej sztukę elitarną, tworzoną przez wybranych dla wybranych, przez wielkich dla wielkich:

Dla ludu chleba potrzeba, nie sztuki, a jak będzie miał chleb, to sam sobie drogę znajdzie”.

Przybyszewski był przez współczesnych mu pisarzy, poetów i malarzy otaczany prawdziwą czcią, a jego wpływ na kształtowanie się postaw estetycznych i artystycznych był ogromny. Od jego nazwiska wzięła się nawet nazwa postawy ideowej przybyszewszczyzna.

CHARLES BAUDELAIRE

BIOGRAFIA

Charles Baudelaire był francuskim poetą, żyjącym w latach 1821-1867. Otoczony przez jednych wielką czcią, przez innych uznany za wroga moralności, tworzył w atmosferze skandalu i sensacji. Artystycznie i ideowo zbliżony był do tak zwanej „grupy Parnasu”. Parnasiści traktowali sztukę jako efekt ciężkiej pracy w tworzywie językowym i porównywali dzieło twórcze poety do pracy rzeźbiarza w marmurze. Głosili też kult piękna bezinteresownego - nie obciążonego obowiązkami moralnymi ani społeczno-politycznymi, oraz bezosobowego - dążyli do tego, by w wypowiedzi poetyckiej zrywać z obnażaniem swojego „ja”.

W roku 1857 ukazał się najważniejszy tom wierszy Baudelaire'a pod tytułem Les fleurs du mal, czyli Kwiaty zła. Zbiór ten wywołał ogromny skandal, poeta został oskarżony o obrazę moralności, wytoczono mu proces, a część wierszy... skonfiskowano. Drugie wydanie Kwiatów zła ukazało się w roku 1861, było zmienione kilka wierszy zniknęło, a w ich miejsce pojawiło się kilka nowych.

Baudelaire uważany jest za prekursora symbolizmu, choć on sam tego pojęcia jeszcze nie używał, wiele jego wierszy stało się drogowskazem artystycznym dla przyszłych pokoleń poetów, przede wszystkim modernistów. Baudelaire był niezwykle popularny wśród poetów młodopolskich, jego wpływ widać w wierszach wielu czołowych poetów tego okresu.

Kwiaty zła (wybór wierszy)

Padlina

Jest to jeden z najważniejszych i najbardziej znanych wierszy Charlesa Baudelaire'a. Padlina nie jest artystyczną deklaracją realistycznego czy też naturalistycznego sposobu obrazowania świata. Wiersz nie może być też traktowany jako wyznacznik całej twórczości Baudelaire'a.

Początek utworu to idylliczne wspomnienie letniej przechadzki. Bardzo szybko jednak sielankowy, pogodny nastrój ulega zmianie. Podmiot liryczny pyta swą kochankę, czy pamięta, że „u zakrętu leżała plugawa padlina”. Wytrącenie z romantycznego nastroju jest gwałtowne i bardzo mocne. W kolejnych strofach następuje: skrajnie turpistyczny opis rozkładającego się, gnijącego ścierwa, kłębiących się wkoło much i psa czyhającego na możliwość wyszarpania ochłapu. Podmiot liryczny zdaje się zachwycać, delektować koszmarnym widowiskiem:

Z nogami zadartymi lubieżnej kobiety,

Parując i siejąc trucizny,

Niedbała i cyniczna otwarła sekrety

Brzucha pełnego zgnilizny (...).

Smród zgnilizny tak mocno uderzał do głowy

Żeś omal nie padła na trawy.

Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra

I z wnętrza larw czarne zastępy

Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta...”.

Ten opis jest jedynie wstępem do rozważań, jakie zaczyna snuć podmiot liryczny. Oto „plugawa padlina” okazała się być pretekstem do rozmyślań nad przemijalnością życia ludzkiego, nad nieuchronnością śmierci. Śmierć jest bowiem wszechwładna, dosięgnie każdego, nawet najpiękniejszą, najświeższą istotę. Podmiot liryczny zwraca się do kochanki:

A jednak upodobnisz się do tego ścierwa ,

Co tchem zaraźliwym zieje (...)

Taką będziesz kiedyś, o wdzięków królowo (...)

Gdy zejdziesz pod ziół żyznych urodę kwietniową,

By gnić wśród kości bratnich”.

Baudelaire zwraca uwagę, że życie każdego człowieka jest już od chwili narodzin naznaczone śmiercią, nosi piętno rozkładu, zmierza ku mogile. Ostatnie słowa wiersza są wyrazem przekonania poety, że śmierci może się oprzeć jedynie poezja, że tylko sztuka jest wieczna, nieprzemijalna, że stanowi „formę i treść boską”.

Albatros

Albatros to wiersz, w którym autor skorzystał z symboli. Istotą symbolu jest dwupłaszczyznowość, możliwość sięgnięcia poza tekst, do znaczeń naddanych. Tytułowy albatros jest symbolem wybitnej jednostki, zaś cały utwór należy interpretować jako analizę sytuacji poety wśród przeciętnych ludzi. Albatros, gdy zostaje schwytany przez załogę statku, staje się obiektem drwin i złośliwych żartów, jest pośmiewiskiem marynarzy. Podobnie jest ze „stąpającym po ziemi”, zderzającym się z prozą życia, poetą. Jest on wtedy śmieszny, nieporadny, niezgrabny. Jednak „w locie”, czyli gdy tworzy: „poeta jest podobny księciu na obłoku, / który brata się z burzą, a szydzi z łucznika”.

Budzi wtedy podziw i zachwyt, podobnie jak albatros w locie. Baudelaire nawiązuje do koncepcji poety nie rozumianego przez ogół, tak zwanego „poety wyklętego”, interesującego się ciemnymi stronami ludzkiej osobowości. Sporo również w Albatrosie nawiązań do poezji romantycznej - kult artysty jako kreatora, motyw wznoszenia się, wzlatywania, wyniesienie wybitnej jednostki ponad stary tłum i w końcu poczucie wyobcowania ze społeczeństwa.

Spleen II

Utwór Spleen II (Kiedy niebo, jak ciężka z ołowiu pokrywa...) jest zapowiedzią dekadentyzmu, prądu charakterystycznego dla schyłku wieku. Wiersz Baudelaire'a zawiera wizję totalnego smutku i przygnębienia, zaniku wszelkiej chęci do życia. Podmiot liryczny znajduje się w stanie pesymistycznej rezygnacji, poczucia bólu istnienia i lęku przed otaczającą go rzeczywistością. Nastrój ten wynika z sytuacji, w jakiej znajduje się cały świat: nadciąga deszcz, ciężkie ciemne chmury zasnuwają niebo, mrok spowija całą ziemię. Wydaje się, że smutek i melancholia dominują nad całym światem, że nigdzie nie ma miejsca wolnego od przygnębienia i troski. Skojarzenia podmiotu lirycznego są głęboko przygnębiające, przez jego umysł przewijają się obrazy nocnego grobu, wilgotnego więzienia, spleśniałego muru, duchów potępieńców i pogrzebu.

Oddźwięki

Oddźwięki to wiersz, który wywarł ogromny wpływ na spadkobierców ideowych i artystycznych Baudelaire'a, na symbolistów. Poszukiwali oni możliwości wydobycia wielu znaczeń ukrytych w jednym przedmiocie, motywie czy obrazie. Poeta me powinien poprzestawać na opisywaniu. tego, co zewnętrzne, konkretne, narzucające się jednoznaczną interpretacją. Symboliści chcieli docierać do znaczeń ukrytych, rozszyfrowywać je, odgadywać. Cały świat, według poety, jest nasycony tajemniczymi sygnałami, które odczytać może tylko ktoś wrażliwy i wyczulony:

Natura jest świątynią, kędy słupy żywe

Niepojęte nam słowa wymawiają czasem.

Człowiek śród nich przechodzi jak symbolów lasem ...”.

Ludzie są otoczeni przez dźwięki, kolory i zapachy, które sobie nawzajem odpowiadają, dopełniając się i pozwalając interpretować. Tak więc aromaty „świeże jak ciała dziecinne” mogą być jednocześnie dźwiękami („Dźwięczne”) i kolorami („niby łąki zielone”). Takie łączenie wrażeń związanych z jednym zmysłem z wrażeniami związanymi z innym zmysłem, charakterystyczne dla symbolizmu, nosi nazwę synestezji. Natura jest wielka, niezgłębiona, sięga miejsc nie zbadanych przez człowieka, „Gdzie duch przenika zmysły i wzajem w nich tonie”.

KAZIMIERZ PRZERWA-TETMAJER

BIOGRAFIA

Kazimierz Przerwa-Tetmaj er urodził się 12 II 1865 r. w Ludźmierzu na Podhalu, zmarł 18 I 1940 r. w Warszawie. Jego ojciec, Adolf, brał udział w powstaniu listopadowym. Po utracie majątku rodzice przenieśli się z Kazlmierzem do Krakowa, Tetmajer studiował na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, później wyjechał do Warszawy, skąd udał się do Heidelbergu, gdzie podjął dalsze studia. Po powrocie do kraju przebywał głównie w Zakopanem i w Krakowie. W 1921 r został obrany prezesem Towarzystwa Literatów i Dziennikarzy, a w 1928 r. został wyróżniony nagrodą literacką miasta Warszawy. Przez ostatnich kilkanaście lat życia choroba umysłowa uniemożliwiła mu pracę pisarską. Pod koniec życia utracił wzrok. Zmarł w Warszawie w tragicznym opuszczeniu i zapomnieniu.

Większa część jego twórczości to dzieła poetyckie. Zaczął pisać wiersze już w czasie swych studiów w Krakowie. Pierwszy tom jego Poezji ukazał się w roku 1891. W utworach zawartych w tym tomie wyraźne odbicie znalazła żywa reakcja poety na krwawo tłumione strajki robotnicze. Kolejne zbiory poezji postawiły Tetmajera w rzędzie najpopularniejszych poetów W zbiorach tych autor poruszał problemy żywo interesujące ludzi tej epoki. Głosił kult filozofii Schopenhauera i wyrażał swój podziw dla Nietzschego, fascynował się filozofią indyjską. W jego twórczości pojawiło się wówczas uwielbienie dla sztuki jako najwyższego osiągnięcia życia jednostkowego i zbiorowego. Z kultem sztuki zespolił się u tego autora kult miłości, czego wyraz odnajdujemy w jego licznych niekonwencjonalnych erotykach. Tetmajer tworzył też utwory o tematyce zaczerpniętej z życia ludu góralskiego, w których opiewał piękno tatrzańskiego krajobrazu. Talent poety przejawiał się głównie w plastycznej wyrazistości wizji artystycznych, bogactwie kolorystycznym, mistrzowskim stosowaniu nastrojów oraz umiejętnością oddziaływania na wyobraźnię niezwykłymi skojarzeniami wrażeń różnych zmysłów. Tworzył także utwory prozą, wśród których wymienić należy cykl nowel Na Skalnym Podhalu (1903-1910), uznanych w późniejszym czasie za arcydzieło, a także pierwsza polska powieść historyczno-chłopska Legenda Tatr. Próbował też swoich sił w dramaturgii, ale jego dramaty nie zdobyły sobie uznania. Do najbardziej znanych jego dzieł zaliczamy: 8 serii Poezji, Listy franusi, elegię Anioł Pański, opowiadanie Ksiądz Piotr, powieści Anioł Śmierci i Panna Mery oraz dramaty Zawisza Czarny, Rewolucja i Judasz.

Dziś

Wiersz Dziś można uznać za programowy manifest dekadentyzmu. Dekadentyzm, jeden z najpopularniejszych prądów w literaturze ostatniego dziesięciolecia X 1 X w., wynikał z przekonania, że wraz ze schyłkiem wieku nadchodzi kryzys wszelkich wartości etycznych, moralnych i kulturowych. Dekadentyzm to również przekonanie, że ludzkość dobiega swego kresu, że nadciąga nieuchronny zmierzch cywilizacji, ostateczna katastrofa. Postawa dekadencka charakteryzowała się totalną apatią wynikającą z przekonania o bezsensie jakiegokolwiek działania i przeciwstawiania się rozkładowi kultury, etyki, cywilizacji. Dekadentów stać było jedynie na bierne przyglądanie się nadchodzącej zagładzie, na pozę pełną cierpienia, gest rozpaczy.

Tak właśnie Kazimierz Przerwa-Tetmajer charakteryzuje postawę swego pokolenia w wierszu Dziś. Szczególnie ważne wydają się być słowa:

„dziś - pierwsze nasze myśli są zwątpieniem,

nudą, szyderstwem, wstrętem i przeczeniem”,

stanowiące doskonały wizerunek prawdziwych dekadentów. Jest to pokolenie ludzi miotających się, wątpiących („zwątpienie”) w świat, w religię, postęp, wszelkie ideały. Jest to pokolenie znudzonych („nuda”), czyli znajdujących się w stanie psychicznego kryzysu, załamania się wszelkich sił witalnych, radości i chęci życia. Dekadenci ogarnięci są również pogardą do otaczającego ich świata („szyderstwo” i „wstręt”), który uważają za świat ludzi małych, przeciętnych, rządzonych przez pieniądz, myślących tylko o konsumpcji i pomnażaniu skrzętnie gromadzonych przez całe swe marne życie dóbr materialnych. Pokolenie dekadentów odrzuca taki sposób życia („przeczenie”), neguje wartości wyznaczające egzystencję filistrów i kołtunów, odrzuca w końcu pozytywny, scjentystyczny sposób pojmowania rzeczywistości. Jednocześnie jest to pokolenie ludzi mających poczucie braku własnej wartości:

My nie tracimy nic, bośmy od razu

nic nie przynieśli - i tylko nam bywa

tak źle, że (...)

serce pęka w nas i we krwi pływa”.

Koniec wieku XIX

Jest to wiersz, w którym podmiot liryczny usiłuje odpowiedzieć na pytanie o sens ludzkiego życia. Na początku każdej zwrotki znajdują się pytania, stanowiące jednocześnie propozycje przyjęcia określonej postawy, określonego stanowiska wobec otaczającej rzeczywistości. Można więc, w końcu XIX wieku, zdecydować się na: przekleństwo, ironię, wzgardę, rozpacz, walkę, rezygnację, byt przyszły lub użycie. Jednak w odpowiedzi na propozycje padaj ą pytania retoryczne, stanowiące jednocześnie negację każdej z wymienionych wyżej postaw. Podmiot liryczny neguje zarówno te postawy, które wynikają z ideałów romantycznych (walkę, uczciwość, emocje), jak i te wynikające z przesłanek pozytywistycznych (aktywizm, rozum, naukę). I tak na przykład aktywizmowi zostaje przeciwstawiona sytuacja mrówki rzuconej na szyny:

Walka?... Ale czyż mrówka rzucona na szyny

może walczyć z pociągiem nadchodzącym w pędzie?

zaś emocjom - przykład skorpiona,

co się zabija, kiedy otoczą go żarem”.

Walka słabego człowieka z otaczającym go wrogim światem jest więc z góry skazana na niepowodzenie. Wyjściem z tej beznadziejnej sytuacji nie może być nawet rezygnacja, poddanie się okrutnej rzeczywistości:

„... Czyż przez to mniej się cierpieć będzie,

gdy się z poddaniem schyli pod nóż gilotyny?”.

Tak więc człowiek żyjący na przełomie wieków XIX i XX jest zagubiony, bezradny, przeczuwa nadchodzącą zagładę, ale nie potrafi w żaden sposób się jej przeciwstawić. Brak umiejętności przyjęcia jakiejkolwiek postawy zostaje dobitnie podkreślony w ostatnim zestawieniu. Na pytanie:

Jakaż jest przeciw włóczni złego twoja tacza,

człowiecze z końca wieku?

jedyną odpowiedzią, na jaką człowiek ten potrafi się zdobyć, jest milczenie, sugerujące brak wszelkich wartości, do których można by się odwołać:

Głowę zwiesił niemy”.

Nie wierzę w nic

Jest to sonet utrzymany w tonie skrajnego pesymizmu posuwającego się aż do granic, do negacji wszystkiego, czyli nihilizmu:

Nie wierzę w nic, nie pragnę niczego na świecie,

Wstręt mam do wszystkich czynów, drwię z wszelkich zapałów...”.

Podmiot liryczny neguje wartość oraz możliwość istnienia życia racjonalnego i uporządkowanego, posiadającego określony cel. Dzieje się tak, ponieważ zniszczeniu uległy wszelkie ideały, marzenia i programy. Życie bez jakichkolwiek perspektyw, bez możliwości urzeczywistnienia swoich dążeń jest życiem bezsensownym. Tragiczne doświadczenia dnia codziennego uczą, że:

konieczność jest wszystkim, wola ludzka niczym”.

Jedynym pragnieniem podmiotu lirycznego jest w tej sytuacji „pragnienie Nirwany”, czyli pogrążenie się „w bezwładności, w omdleniu sennym”, wyrzeczenie się woli życia, popadnięcie w niebyt, nieistnienie.

Hymn do Nirwany

Utwór ten jest utrzymany w tonie błagalnym, modlitewnym - posiada formę litanii stanowiącej wezwanie nirwany, przypominając już pierwszym wersem PSALM CXXIXDe profundis clamavi at Te, Domine” (tu: „Z otchłani klęsk i cierpień podnoszę głos do ciebie, Nirwano!”). Pragnienie nirwany, które wyraża zmęczony zmaganiem z okrutnym życiem podmiot liryczny, jest naturalną konsekwencją przyjęcia przez Tetmajera postawy dekadenckiej. Życie jawi się jako ciąg nie kończących się cierpień, więc podmiot liryczny zwraca się za pomocą epifory (kończenie kolejnych wersów tym samym słowem; w wierszu Tetmajera epifora ma charakter bezpośredniego zwrotu do bóstwa) do nirwany, błagając ją o uwolnienie go od nieznośnego brzemienia ziemskiej egzystencji, o kres cierpień i męczarni. Woła:

O przyjdź i dłonie twoje połóż na me źrenice, Nirwano! (...)

I przyjdź królestwo twoje na ziemi, jak i w niebie, Nirwano!”.

Nirwana to jedno z najważniejszych pojęć filozofii indyjskiej. Oznacza zanik bytu indywidualnego, wtopienie się w duszę wszechświata, uwolnienie od cielesności i wszelkich ziemskich ograniczeń. Właśnie dlatego podmiot liryczny błaga o spokój uosobioną w wierszu nirwanę. Pragnie pozbyć się ciężaru, jakim są dla niego: obrazy krzywd i cierpień ludzkich, poczucie własnej bezsilności wobec cierpienia drugiego człowieka, życie wśród „ludzkiej podłości” oraz brak wpływu na kształt świata. Nirwana jest zbawieniem, religią, najwyższym bóstwem.

Ludzie miotają się, dręczą i cierpią...

Jest to bardzo krótki utwór, w którym pojawiają się tak charakterystyczne dla dekadentyzmu motywy bezsilności człowieka w walce z otaczającym go światem oraz bezradności ludzi wobec losu. Szamotanina i beznadziejna walka ze światem i kaprysami fortuny prowadzą w końcu do wyczerpania fizycznego i psychicznego. Ostatnią konkluzją jest „smutne poznanie”, że przeznaczeniem każdej ludzkiej istoty nie jest zwycięstwo nad losem, ale pokorne znoszenie jego zrządzeń, że ludzie:

nie do zwycięstw nad losem się rodzą

I że losowi poddać się potrzeba”.

Evviva l'arte!

Tematem tego wiersza jest problem miejsca i roli artysty w społeczeństwie. Tytuł utworu Evviva l'arte! (po włosku: „niech żyje sztuka!”) jest jednocześnie wyznaniem zbiorowego podmiotu lirycznego („my, artyści ...”), deklarującego program wynoszenia sztuki na ołtarze i stawiania artysty ponad innymi ludźmi. Tłum, który stoi na drugim biegunie, jakże odległym od wybitnych jednostek, czyli artystów, najwyżej ceni sobie dobra materialne, doczesne. Poeta powinien więc traktować zwykłych śmiertelników jako ludzi kalekich, nieszczęśliwych. Artysta młodopolski ze szczególną pogardą będzie się odnosił do kołtunerii, mieszczaństwa („Niechaj pasie brzuchy nędzny filistrów naród!”). Sztuka nie daje pieniędzy, nie stanowi w oczach przeciętnych mieszczan żadnego powodu do nobilitacji: („my, którym często na chleb braknie suchy”), daje jednak możliwość wyzwolenia się z okowów codziennej przyziemnej egzystencji, zapomnienia o nędzy i głodzie. Talent artystyczny jest znakiem daru Bożego („W piersiach naszych płoną ognie przez Boga samego włożone”), stanowi powód do my. Jest to również powołanie. Powołanie do bycia wolnym, do oddania się sztuce, do poświęcenia jej całego siebie:

zginąć, to zginąć jak pies, a tymczasem,

choć życie nasze splunięcia niewarte:

evviva l'arte!”.

Melodia mgieł nocnych

Artyści młodopolscy próbowali w różny sposób walczyć z nastrojami dekadenckimi, Jedną z możliwości była ucieczka w góry i próba odnalezienia lekarstwa na smutki i niepokoje końca wieku w obcowaniu z przyrodą tatrzańską. Wiersz Melodia mgieł nocnych (Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym) jest wyrazem fascynacji Kazimierza Przerwy-Tetmajera urokiem tatrzańskiego krajobrazu, dowodem na ogromną wrażliwość poety na piękno. Poeta przedstawił górski pejzaż pogrążony w nocnym mroku, złagodzonym jedynie przez światło księżyca. Aby opisać niezapomniane przeżycia, jakie wywołało w nim obcowanie z tatrzańską przyrodą, sięgnął do nowych technik poetyckich, do nowych środków artystycznego wyrazu, przede wszystkim do impresjonizmu. Impresjonizm w poezji polegał na dążeniu do uchwycenia nastroju chwili, momentu, do podporządkowania świata podmiotowi lirycznemu i jego subiektywnym odczuciom. Tematem wiersza są mgły tańczące przy świetle księżyca. Chcąc uzmysłowić czytelnikowi ich lekkość i zwiewność, poeta przywołał obraz mgieł bawiących się „puchem mlecza”, „ćmy błoną przezroczą” i „sów pierzem puszystym”.

Wrażenie ciszy nocnej mają podkreślić powtórzone dwukrotnie wezwania: „Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie” oraz liczne epitety, takie jak: „potoków szmer”, „limb szumy powiewne”, „smrekowy szept boru”, „cichy lot nietoperza” i „uciszony wiatr”. Mgły wydają się być nasycone subtelnym szmerem potoków i szumem lasu, radosne igraszkami w świetle księżyca, lecz również zasmucone śmiercią gwiazdy, co napełnia utwór nutą smutku i melancholii:

Oto gwiazdę, co spada, lećmy chwycić w ramiona,

lećmy, lećmy ją żegnać, zanim spadnie i skona”.

Poeta łączy wrażenia związane z różnymi zmysłami: wzroku (barwa), słuchu (dźwięk), powonienia (zapach) i wrażeń fizycznych (ruch). Jest to tak zwana synestezja, zastosowana już w tytule utworu („melodia mgieł”).

Z Tatr ( Widok ze Świnicy do Doliny Wierchcichej)

Wiersz ten jest przykładem liryki pejzażowej. Jego tematem jest piękno krajobrazu tatrzańskiego, próba oddania spokoju i ukojenia, jakie niesie z sobą obcowanie z górską przyrodą. Poeta sięga do poetyki impresjonizmu, obraz staje się niewyraźny, jakby rozmyty we mgle. Pojawiają się kolejne niezwykle poetyckie obrazy:

mgła przezrocza”,

senna zieleń gór”,

szumiący z dala wśród kamieni potok”,

ciemnozielony smrekowy las drzemiący wśród ciszy”,

pościel bujnych traw...”

Podmiot liryczny przepełniony jest uczuciem niewytłumaczalnego niepokoju, lęku, lirycznej zadumy:

i jakaś dziwna mię pochwyca”

bez brzegu i bez dna tęsknica,

niewysłowiony żal”.

Anioł Pański

Tematem tego wiersza jest sens ludzkiego życia. Anioł Pański jest wynikiem fascynacji Kazimierza Przerwy-Tetmajera impresjonizmem, a także symbolizmem, z których to prądów poeta wiele czerpał. Tytuł sugeruje charakter religijny utworu, jednak tak nie jest. Autor próbuje oddać nastrój i refleksje związane z biciem dzwonów wzywających wiernych do modlitwy o przedwieczornej porze, właśnie na Anioł Pański. Wiersz składa się z czterech kilkunastowersowych części, przedzielanych pięciowersowym refrenem, tworzącym jakby muzyczną oprawę całości, dzięki wykorzystaniu onomatopei (dźwiękonaśladownictwa). Refren można recytować w rytm bicia dzwonów, monotonnie, rytmicznie, zbliżając się do melodyki utworu muzycznego:

Na Anioł Pański biją dzwony,

Niech będzie Maria pozdrowiona,

Niech będzie Chrystus pozdrowiony...

Na Anioł Pański biją dzwony,

W niebiosach kędyś glos ich kona...”.

Jednostajny dźwięk bijących dzwonów zdaje się unosić nad całym utworem, wpływać na jego nastrój, przenikać każdy wers. Świat przedstawiony w wierszu jest światem ponurym, nieprzychylnym człowiekowi. Na krajobraz ukazany w pierwszej części utworu składają się:

„wieczorny mrok”,

„mgła szara”,

„trzęsawiska i rozłogi”,

„zapomniane dawno drogi”,

„pola”,

„wód topiele i rozchwieje”,

„omroczone, śpiące gaje”,

„cmentarz ciemny” i wreszcie

„grób dziewczyny młodej”.

Te obrazy wywołują w czytelniku nastroje melancholii, smutku, przygnębienia. W drugiej części pojawia się motyw rzeki, powoli wijącej się w mroku gdzieś daleko, aż do głębin morza. W części trzeciej poeta ukazuje szare dymy nisko wlokące się nad chatami, polami, wodami. Wreszcie zapada mrok, ogarniający całą ziemię. W tym mroku ledwie można dostrzec, że oto:

Idzie samotna dusza polem,

idzie ze swoim złem i bólem, (...)

wszędy zło swoje, swój ból niesie

I swoją dolę klnie tułaczą,

I swoje losy klnie straszliwe...”.

Wnioski, jakie można wyciągnąć z tego wiersza, są przytłaczające: życie ludzkie jest tylko smutnym, pozbawionym celu przemijaniem, tułaczką po zimnym, nieprzyjaznym świecie, wszelka egzystencja nie ma sensu, jest tylko trudnym do zniesienia cierpieniem.

Ja, kiedy usta ku twym ustom chylę

Jest to jeden z bardziej znanych erotyków Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Poeta ukazuje w nim miłość nie jako uczucie idealne, romantyczne, czyste, lecz jako coś zmysłowego, co daje możliwość ucieczki od otaczającej rzeczywistości. Drugi człowiek jest źródłem pożądania, ale jest to raczej pożądanie chwilowego zapomnienia. Chwilowego, gdyż rozkosz może być tylko momentem, po którym uczucie przygnębienia i pustki powróci ze zdwojoną siłą:

ja chcę, by myśl ma omdlała na chwilę,

chcę czuć najwyższą rozkosz - zapomnienia ...”.

Nad tymi krótkotrwałymi rozkoszami miłosnymi dominuje jednak strach, obawa przed „przesytem”, stanem, w którym okazać się może, że nawet rozpaczliwy hedonistyczny erotyzm przestał już wystarczać, nie jest w stanie zaspokoić żądzy nieistnienia, odpoczynku. Jedynym trwałym stanem, który gwarantuje bezpieczeństwo, jest śmierć. Stąd też ostatnie wersy wiersza przynoszą wyraźnie sformułowaną tęsknotę za śmiercią, za ostatecznym rozwiązaniem ziemskich problemów.

JAN KASPROWICZ

BIOGRAFIA

Jan Kasprowicz urodził się 12 XII 1860 r. w Szymborzu pod Inowrocławiem, zmarł 1 VIII 1926 r. w Poroninie. Był synem chłopa analfabety. Od 1870 r. uczył się w pruskich gimnazjach w Inowrocławiu, Opolu, Raciborzu, a w 1884 r. uzyskał maturę w Poznaniu. Brał w tym czasie udział w konspiracji samokształceniowo-patriotycznej. W 1884 r. przebywał przez kilka miesięcy w Lipsku, gdzie podjął studia. W latach 1884-1888 studiował na Uniwersytecie Wrocławskim. W 1886 r. ożenił się z Teodozją Szymańską, ale związek ten przetrwał zaledwie kilka miesięcy.

W 1887 r. Kasprowicz był dwukrotnie aresztowany i w końcu - za swą działalność socjalistyczną - został skazany na 6 miesięcy więzienia. Na przełomie 1888 i 1889 r. przeniósł się do Lwowa, gdzie wszedł do redakcji „Kuriera Lwowskiego”. Działał społecznie. W 1893 r. ożenił się z Jadwigą Gąsowską. Związek ten rozpadł się po ok. 8 latach. W 1904 r. Kasprowicz zdobył doktorat na Uniwersytecie Lwowskim. W 1911 r ożenił się z Rosjanką, Marią Dunin. W 1920 r. uczestniczył wraz ze S. Żeromskim i W. Kozickim w akcji plebiscytowej na Warmii i Mazurach. Od 1924 r. przebywał stale w swojej willi na Harendzie koło Poronina.

Kasprowicz zaczął pisać już w szkole, ale pierwsze bardziej dojrzałe i oryginalne utwory powstały w czasie studiów. Przez długi czas jego twórczość miała związek z sytuacją kulturalną Niemiec. Z tego okresu pochodzą m.in. poematy Giordano Bruno (1884) oraz Aryman i Oromaz (1884 lub 1885). Wkrótce jednak w utworach Kasprowicza zaczęła dominować tematyka chłopska. Wiersze pochodzące z tego okresu stanowią oryginalną i jedyną w skali europejskiej próbę stworzenia poezji naturalistycznej. Zawierają też wiele nowatorskich rozwiązań w dziedzinie kompozycji, obrazowania i wersyfikacji. Z okresu tego pochodzą m.in. cykle Obrazki natury i Z chałupy, cykl sonetów Z więzienia i dramat Świat się kończy!, pisany gwarą kujawską. W 1891 r. poezja Kasprowicza wkracza w nurt modernistyczny. Z tego okresu pochodzą m.in. trzy poematy Z gór, zbiór Krzak dzikiej róży, zbiory hymnów Ginącemu światu i Salve regina oraz poemat dramatyczny Uczta Herodiady (1905). Po hymnach w twórczości Kasprowicza zarysowuje się nowa tendencja - prymitywizm. Polega on na sięgnięciu do folkloru i obyczajowości wsi, kulcie prostego człowieka i powszedniości. Z tego okresu pochodzą Bajki, klechdy i baśnie (1902). Kasprowicz zajmował się również publicystyką. Ma jednak bardziej znaczący dorobek jako tłumacz z greki, łaciny, języka angielskiego, niemieckiego, francuskiego, włoskiego i norweskiego.

W chałupie

Wiersz ten jest przykładem zastosowania w poezji poetyki naturalistycznej. Naturalizm w literaturze miał służyć ukazywaniu rzeczywistości z fotograficzną dokładnością, z czego wynikała ogromna dbałość o szczegóły, skrajny obiektywizm w przedstawianiu świata, redukcja roli narratora i komentarza odautorskiego do absolutnego minimum. Utwór W chałupie należy do cyklu Obrazki natury. Taki wiersz mógł napisać tylko ktoś, kto doskonale znał wieś, kto z niej pochodził. Tak właśnie było w przypadku Jana Kasprowicza, który urodził się w Szymborzu pod Inowrocławiem w wielodzietnej rodzinie chłopa analfabety, Piotra Kasprowicza. Ubodzy rodzice z wielkim trudem wysłali syna do gimnazjum i zapewnili mu wykształcenie, a w perspektywie awans społeczny. Kasprowicz bardzo często w swoich wierszach wracał do lat dzieciństwa, opisywał polską wieś i trudne warunki egzystencjalne chłopów.

Na wiersz W chałupie składa się bardzo dokładny opis wiejskiej izby, w zasadzie beznamiętny spis znajdujących się w niej przedmiotów i opis dwóch kobiet. Beznamiętny, bo poeta wyraźnie unika wyrażenia swojego stosunku uczuciowego do przedstawionej rzeczywistości (cecha naturalizmu). Już przy czytaniu pierwszych słów wiersza uderza brzydota każdego opisanego szczegółu. Okno, przez które podmiot liryczny zagląda do środka, jest zapowiedzią tego, co znajduje się wewnątrz:

A kropla deszczu za kroplą wsiąka przez szybę stłuczoną,

którą zapchano szmatami. Wszak to ostatki sukmany...”.

Wewnątrz chałupy ubóstwo jest jeszcze bardziej porażające:

Na butwiejącej przyciesi

Łyżnik o barwie brunatnej (...)

Na nim talerze gliniane, Dzbanek i garnki z żelaza,

W połowie sadzą pokryte”,

wiadro „o zardzewiałych obręczach”.

Dopełnieniem tego obrazu nędzy są resztki bardzo skromnego posiłku, na który składały się kartofle i jakaś zgęstniała zupa. W izbie znajdują się dwie kobiety, najprawdopodobniej są to matka i córka. Swoją obecnością podkreślają jedynie brzydotę wnętrza chałupy. Starsza drzemie przy piecu, młodsza „pod strzępem kołdry, na słomie” śni o paniczu z fabryki, co stanowi tylko smutne zaakcentowanie nędzy egzystencji i beznadziejności losu dziewczyny.

Cykl sonetów: Z chałupy

Sonet I

Sonet ten stanowi otwarcie cyklu poświęconego tematyce wiejskiej i jest zarazem rodzajem wprowadzenia w problemy wsi polskiej schyłku XIX wieku. Utwór zawiera typowo naturalistyczny opis nędznej, ale spokojnej wsi, która stanowi dla podmiotu lirycznego „wspomnień skarb bogaty”, gdyż z nią „zrosło się” jego życie będące jakby odbiciem prostoty i szarości chłopskich chat.

Na obraz wsi przywołany z pamięci składają się wiejskie chaty stojące rzędem „na piaszczystych wzgórkach”, walący się płot, zachwaszczone podwórko, chude krowy. Ludzie, którzy tu żyją, są krzepcy, pochłonięci pracą („Tam się zwija dziewek wieniec zdrowy”), wyznaczaną przez rytm przyrody, któremu są całkowicie podporządkowani.

Sonet XV

Poeta ukazuje losy ubogiej wdowy, wieśniaczki, która najpierw traci rolę, później umiera jej mąż, swoje nieletnie córki zmuszona jest oddać „w służbę”, w końcu sama opuszcza dom i chodząc „od wioski do wioski” pracuje, póki starcza jej sił („tu się najmie do żniwa, tam pierze”), na swoje utrzymanie. Gdy nadchodzi starość, kobieta podejmują dalszą wędrówkę po świecie, tym razem już jako zdana na ludzką łaskę żebraczka. Wreszcie jej dola i cierpienia kończą się „na gruncie”, ziemia była dla niej przez całe życie najwyższą wartością - kobieta zamarza gdzieś w polu na śmierć.

Sonet XIX

Autor przedstawia tragedię śmiertelnie chorego chłopa, kiedyś najtęższego i najsilniejszego we wsi. Jeszcze nie tak dawno, gdy był zdrowy, mógł podejmować się najcięższych prac, nie bał się żadnego wysiłku:

Machać cepem lub kosą to fraszka,

Fraszka mokre wyrzucać torfisko

Bieda doprowadziła go jednak do stopniowej utraty sił i wycieńczenia organizmu, przyszła choroba, a wraz z nią gwałtownie powiększyła się jego nędza. Wiejskie kobiety próbują mu dopomóc dostępnymi środkami, jednak działanie to jest daremne. W końcu wezwany zostaje do łoża umierającego ksiądz, który „łaje: «Jedźcie po doktora»”, ale spełnienie tego zalecenia jest niemożliwe, gdyż biedni ludzie nie mają na to funduszy, „doktór dla bogaczy”.

Sonet XXXIX

Poeta ukazuje historię biednego wiejskiego chłopca, który - pomimo ciężkich warunków - starał się zdobywać wiedzę i dzięki niej wydobyć z nędzy:

Rano, zima, mróz czy zawierucha,

W surduciku do szkoły o milę...”.

Nie bacząc na drwiące uśmieszki ludzi wyszydzających pastuszka siedzącego na łące z książką w ręku i czytającego dzieła Homera czy Wergiliusza, chłopiec dorastał i w końcu wyruszył do stolicy, aby móc się dalej uczyć:

I tak wyrósł.. I dalej w .stolicę...

Tam to wiedzy głęboka jest rzeka ...”.

Tymczasem rodzice czekali na wsi na powrót syna, przysyłającego im od czasu do czasu wiadomości „bieda... dużo roboty...”. Niestety chłopiec nie wrócił, gdyż umarł na suchoty, nie osiągnąwszy zamierzonego celu. Wiersz ten jest w dużej mierze utworem autobiograficznym, z tą jednak różnicą, że Kasprowiczowi udało się pokonać nędzę, głód i przeciwieństwa losu, przeżyć, a nawet osiągnąć sukces.

Cykl sonetów: Krzak dzikiej róży w Ciemnych Smreczynach

Jest to cykl czterech sonetów, który wszedł do wydanego w roku 1898 we Lwowie zbioru wierszy Jana Kasprowicza Krzak dzikiej róży. Cykl ten jest świadectwem odejścia poety od naturalizmu i dokonującego się w jego twórczości przełomu modernistycznego. Modernizm w wierszach Jana Kasprowicza charakteryzował się przede wszystkim sięgnięciem do symbolizmu i impresjonizmu. Symbolizm w poezji to umiejętność dostrzeżenia w jednym przedmiocie czy motywie wielu ukrytych znaczeń. Zadanie poety nie polegało na opisywaniu tego, co było widoczne na pierwszy rzut oka, lecz na dążeniu do odgadnięcia znaczeń ukrytych, często mających swe odniesienie w dziedzinie metafizyki. Z kolei impresjonizm polegał na podporządkowaniu świata przedstawionego podmiotowi lirycznemu i nastrojowości. Impresjoniści, wychodząc z założenia, że cała przyroda ulega bezustannym zmianom, dążyli do uchwycenia nastroju chwili, przekazywali subiektywny obraz świata. W praktyce oznaczało to zdominowanie poezji przez wrażenia zmysłowe, muzykę, barwy, światło, zapachy, doznania psychiczne. Często poetyki impresjonizmu i symbolizmu uzupełniały się nawzajem, występowały razem w jednym utworze. Tak właśnie jest w przypadku sonetów z cyklu Krzak dzikiej róży w Ciemnych Smreczynach.

Poszczególne sonety połączone są tematycznie motywem krzaku dzikiej róży rosnącego obok powalonej przez burzę limby. Już na pierwszy rzut oka widać tu wpływ symbolizmu. Dowodzi go przede wszystkim obecność dwóch symboli (pierwszym jest „krzak dzikiej róży”, drugim „limba”) oraz łatwo dostrzegalna metaforyka personifikująca różę („krzak dzikiej róży (...) skronie do zimnej tuli ściany”). Poeta ukazuje egzystencjalne lęki róży, która, przytulona do skał, ma za jedynego sąsiada zwaloną przez burzę i próchniejącą limbę. Pień limby przypomina róży o przemijaniu, wskazuje na bliskość i nieuchronność śmierci. Wszystkie cztery sonety oparte są na kontraście: róża stanowi symbol życia, limba zaś - śmierci. obraz róży jest dynamiczny, zmienia się dzięki słońcu i krajobrazowi. Zmienia się również limba - w kolejnych sonetach poeta przedstawia jakby kolejne fazy śmierci, drzewo zaczyna gnić, rozpadać się. Tak więc w warstwie symbolicznej cykl Krzak dzikiej róży w Ciemnych Smreczynach sygnalizuje dostrzeżenie przez poetę problemu wybitnej jednostki i jej lęków oraz obaw egzystencjalnych.

W warstwie opisowej widać sięgnięcie przez poetę do poetyki impresjonistycznej. Sonet pierwszy przedstawia skalisty górski krajobraz przepojony senną szarością świtu. Ukazany tu obraz jest statyczny, pogrążony w bezruchu. Dominują plamy barwne:

pawiookie drzemią stawy,

Krzak dzikiej róży pąs swój krwawy

Na plamy szarych złomów ciska”.

W drugim sonecie pojawia się słońce, światło („światłością stały się granity”, „blaski turnic”), kolory („niebieski”, „bladobłękitny”, „srebrnolity”), zaczyna się ruch i gwar („szumna siklawa mknie po skale”).

Z kolei w trzecim sonecie ruch przybiera na sile, przebiega stado kozic, przelatują ptaki. Poeta usiłuje uchwycić nastrój ulotnej chwili, stosuje onomatopeje (wyrazy dźwiękonaśladowcze): „świstak gdzieś świszcze spod kamienia”. Nastrój wiersza staje się lekki, pogodny, lecz już sonet czwarty przynosi jego zmianę. Nadciąga wieczór, zmienia się światło (błękit przechodzi w seledyn), przyroda zaczyna układać się do snu, jednak są to przygotowania niespokojne, pełne wewnętrznego niepokoju, powodowanego nadciągającą burzą. Dźwięk, który do tej pory powiązany był z przyrodą i z ruchem, zaczyna stawać się autonomicznym elementem świata przedstawionego:

W dali echowe słychać grania:

Jakby nie z tego świata dźwięki

Płyną po rosie”.

Hymny

Dies Irae

Pod koniec XIX wieku Jan Kasprowicz znalazł się pod przemożnym wpływem niemieckiego ekspresjonizmu. Był to prąd literacki, który formułował zadania sztuki w nowy sposób. Artysta mianowicie nie miał odtąd naśladować rzeczywistości, ale przekazywać świat wewnętrzny człowieka. Ekspresjoniści sięgali do tradycyjnej symboliki, stosowali dłuższe formy liryczne (hymny), nie stronili od ostrych środków wyrazu, mieszali poetyzmy z prozaizmami, patos z wulgarnością, styl wzniosły z potocznym. Hymn jest gatunkiem poetyckim cechującym się stylem podniosłym, modlitewnym. Od czasów starożytnych hymn był związany z kultami religijnym, stąd motyw bezpośredniego zwracania się podmiotu lirycznego do bóstwa, Boga, przerastających go potęg.

Dies Irae czyli Dzień gniewu uważa się za najważniejszy i najdoskonalszy hymn Jana Kasprowicza. Tytuł pochodzi od hymnu mszalnego, przypisywanego żyjącemu w XIII wieku Tomaszowi z Celano, odmawianego i śpiewanego podczas mszy w Dzień Zaduszny, mszy pogrzebowej i żałobnej. Tematem hymnu jest koniec świata i Sąd Ostateczny, czyli właśnie „Pańskiego gniewu dzień”. Utwór przesycony jest symboliką biblijną, a szczególnie apokaliptyczną, co ma podkreślić grozę czasów ostatecznych: „Głowa, owinięta cierniową koroną”, „jasnowłosa Ewa, wygnana z raju”, „wąż grzechu”, „Dwujęzyczny smok, Szatan o trzech grzbietach”. Te obrazy zwiastują nadchodzącą katastrofę, kres cywilizacji, koniec ludzkości. Podmiot liryczny występuje tu w imieniu całej ludzkości, usiłuje dociec, czy człowiek może odpowiadać za dzieło, które zostało stworzone, jak wszystko, przez Boga? Bóg jest, według poety, odpowiedzialny za całą nędzę i marność świata. W Dies Irae pojawia się pytanie o winę człowieka, o odpowiedzialność za grzech, który jest nieodłącznym elementem ludzkiej egzystencji. Obrazy końca świata zawarte w hymnie są charakterystyczne dla katastrofizmu, zjawiska wynikającego z przekonania o kryzysie wszelkich wartości, o nadchodzącym zmierzchu cywilizacji. Wszechogarniający kryzys dotyczył również wartości moralnych, etycznych, religijnych, wyrażał się między innymi podważeniem wiary w Boga jako stwórcy świata i buntem przeciw temu Bogu w imię ludzkości.

Święty Boże...

Hymn ten jest wyrazem pesymizmu towarzyszącego pokoleniu żyjącemu na przełomie wieków. Przez cały utwór przewijają się słowa religijnej pieśni Święty Boże..., przeplatane wypowiadanymi w modlitewnym uniesieniu przez udręczony podmiot liryczny błaganiami o zmiłowanie Boże nad biednym, słabym i uciemiężonym przez panujące w świecie zło człowiekiem, z którego pospołu drwią Dola - nieubłagany los, Śmierć oraz Szatan. Życie człowieka na ziemi jest samotną wędrówką, której kres tonie w mrokach beznadziei.

W drugiej części (zaczynającej się od słów: „Jestem ! Jestem i płaczę...”) podmiot liryczny maluje obraz Boga jako nieczułej i obojętnej na los wszelkiego stworzenia istoty, która „na niedostępnym tronie” siedzi „między gwiazdami” i - zajęta „ważnymi” sprawami związanymi z utrzymywaniem odwiecznego porządku na niebieskim firmamencie i w całej naturze - nie ma nawet zamiaru spojrzeć „na padolny smug”, gdzie Szatan

w synu na ojca zapalczywość budzi

(...) bratu na brata wciska krwawy nóż,

(...) mordy narodów wszczyna i pożogę

sieje na miasta i wsi i przekleństwem

znaczy swoją drogę...”.

W końcu podmiot liryczny dochodzi do wniosku, iż Bóg nie jest w stanie - wbrew dotychczasowym ludzkim nadziejom - przeciwstawić się działaniu Złego, więc jedyną szansą na poprawę losu może być próba przebłagania samego Szatana, co też w trzeciej części sam czyni, wyrażając na końcu - poprzez sarkastyczną apostrofę do Boga - swój bunt wobec Wszechmocnego, który okazał się nie być wcale wszechmocny, gdyż - okazując obojętność wobec niedoli i cierpienia ludzi na ziemi - przegrał walkę ze złem.

Moja pieśń wieczorna

Jest to - jak w ostatniej strofie określa sam autor - „wieczorny hymn duszy”. Poeta zwraca się bezpośrednio do Stwórcy, wysławiając Jego wielkość, sprawiedliwość i mądrość, a równocześnie snuje refleksję dotyczącą swego życia i życia wszystkich ludzi. Autor ukazuje tu również zastraszające rozmiary zła wyrządzanego sobie nawzajem przez ludzi i dochodzi do wniosku, że zło jest rezultatem sprzeniewierzenia się człowieka Bogu. Kasprowicz godzi się z faktem istnienia zła, ale zarazem prosi Stwórcę, aby zesłał karę na grzeszników - karę oczyszczającą, a nie wyrok skazujący ich na zagładę i wieczne potępienie.

Hymn św. Franciszka z Asyżu

Jest to hymn pochwalny Miłości, która opiera się na całkowitym i bezinteresownym poświęceniu się bliźnim. Autor wyraża też - przez usta św. Franciszka wiarę w to, iż Bóg dzięki tej Miłości „odwlecze dzień Sądu”. Utwór ten stanowi zarazem chrześcijańską interpretację istoty Boga. Istotą Bożego porządku jest współistnienie cierpienia i radości, zaś w wymiarze „ziemskim” istota Boga objawia się w harmonijnym współżyciu człowieka ze światem przyrody.

LEOPOLD STAFF

BIOGRAFIA

Leopold Staff urodził się 14 XI 1878 r we Lwowie, zmarł 31 V 1957 r. w Skarżysku-Kamiennej. W latach 1897-1901 studiował na Uniwersytecie Lwowskim prawo, a następnie filozofię i romanistykę. Działał w tym okresie w Kółku Literackim i brał udział w wydawaniu w Krakowie pisma akademickiego „Młodość” (1898-1899). Wówczas też zetknął się m.in. z pismami Nietzschego, co miało poważny wpływ na kształtowanie postawy młodego poety. Wielokrotnie wyjeżdżał do Włoch, w latach 1902-1903 przebywał w Paryżu, a w latach 1915-1918 w Charkowie. Od 1918 r. aż do końca powstania warszawskiego, w 1944 r., oraz w łatach 1949-1957 mieszkał w Warszawie. W czasie swej tułaczki popowstaniowej przebywał w Pławowicach i w Krakowie. W latach 1927 i 1951 był laureatem państwowej nagrody literackiej. Oprócz tego był laureatem nagrody miasta Lwowa i miasta Warszawy oraz nagrody Pen-Clubu za twórczość przekładową. W 1939 r. otrzymał tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego, a w 1949 r. takiż tytuł na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego grób znajduje się na warszawskich Powązkach.

Już pierwszym tomem swych poezji (Sny o potędze wydane w 1901 r.) zajął on miejsce wśród najwybitniejszych poetów polskich XX wieku. Również od samego początku twórczości zaczęła się u Staffa kształtować oryginalna filozofia poetycka, w której stałą wartością jest aktywne dążenie człowieka tworzącego siebie do nieosiągalnego szczęścia i prawdy. W swej twórczości lirycznej i dramatycznej poeta ten przejawiał duże zainteresowanie problematyką filozoficzną oraz był konsekwentnym obrońcą mitu zdobywczego człowieka. Staff głosił filozofię ładu i zgody z życiem. Dążył do integracji w swej twórczości różnych nurtów kultury europejskiej, antycznej i chrześcijańskiej. Tworzył na tych podstawach model człowieka pięknego i dobrego, radosnego i zarazem znającego rolę cierpienia. W swych późnych zbiorach poezji (Wiklina z 1954 r. i Dziewięć muz) poeta przełamał tradycyjne systemy metryczne i unowocześnił sposób obrazowania. Do najbardziej znanych jego dzieł należą: zbiory poezji Gałąź kwitnąca, Łabędź i lira, Ucho igielne, Wysokie drzewa, poemat Mistrz Twardowski, dramaty Skarb, Igrzysko i Południca. Jako tłumacz dokonał wielu przekładów utworów poetyckich, filozoficznych i powieści. Między innymi przełożył Myśli Epikura i Demokryta, Kwiatki św. Franciszka z Asyżu, pisma Leonarda da Vinci, Cierpienia młodego Wertera i Elegie rzymskie J. W. Goethego, Z genealogii moralności i Ecce homo F. Nietzschego, nowele T. Manna oraz liczne powieści współczesnych mu pisarzy włoskich, francuskich i skandynawskich.

Kowal

Sonet ten znalazł się w debiutanckim tomiku poezji Leopolda Staffa, wydanym w roku 1901, pod tytułem Sny o potędze. Tytuł zbioru poezji jest bardzo wymowny i sugeruje generalne przesłanie wierszy, które się nań złożyły. Młody Staff proponuje przezwyciężenie modernistycznego dekadentyzmu, sporo czerpiąc przy tym z filozofii Fryderyka Nietzschego. Nietzsche głosił między innymi afirmację życia, pochwałę człowieka mocnego, aktywnego i kształtującego swą siłę duchową. W wierszu Kowal podmiot liryczny dąży do takiej właśnie potęgi ducha, myśli i uczucia głosząc hasło doskonalenia wewnętrznego:

Bo wykonać mi trzeba dzieło wielkie, pilne,

Bo z tych kruszców dla siebie serce wykuć muszę,

Serce hartowne, mężne, serce dumne, silne”.

Wiersz należy odbierać metaforycznie. Celem dążeń człowieka powinno być przekucie „bezkształtnej masy kruszców drogocennych”, jaką każdy nosi w piersi, w dumę, siłę, męstwo i wielkość. U kresu działań ludzkich powinno leżeć osiągnięcie potęgi, ale potęgi duchowej, szlachetności, poczucia wewnętrznego spokoju i porządku. Każdy człowiek powinien znać własną wartość, powinien wiedzieć, na co go stać. Podmiot liryczny zdecydowanie odrzuca słabość i brak pewności:

Lecz gdy ulegniesz, serce, pod młota żelazem,

Gdy pękniesz, przeciw ciosom stali nieodporne:

W pył cię rozbiją pięści mej gromy potworne!

Bo lepiej giń zmiażdżone cyklopowym razem

Niżbyś żyć miało własną słabością przeklęte

Rysą chorej niemocy skażone, pęknięte”.

W brutalnym świecie, jaki nas otacza, lepiej jest nie żyć w ogóle, niż dać się upokorzyć i wegetować w poczuciu własnej słabości i niemocy. Takie życie jest bowiem pozbawione sensu, niegodne człowieka.

Deszcz jesienny

Wiersz ten należy do wydanego w roku 1903 zbioru Dzień duszy. Obok utworów postulujących odrzucenie dekadentyzmu i wzywających do budowania potęgi duchowej, znalazły się w nim wiersze wyciszone, nastrojowe. Takim utworem jest właśnie Deszcz jesienny, wiersz zdominowany przez nastrój smutku i melancholii. Podmiot liryczny maluje tu obraz ponurego deszczowego dnia, wyrażając zarazem swe osobiste uczucia i myśli, stan duchowy oraz przelotne wrażenia, wywołane jesienną szarugą. Dzwoniący monotonnie o szyby deszcz wyraźnie oddziałuje na psychikę podmiotu lirycznego, budzi w nim jednoznacznie ponure skojarzenia ogniskując jego myśli wokół czyjejś śmierci, pogrzebu, cmentarza, grobów. Podmiot liryczny widzi wokół siebie jedynie ludzkie nieszczęścia i tragedie. Nieszczęśliwy jest nawet przechodzący przez ogród szatan, który w końcu zrozpaczony kładzie się na kamieniach i płacze. Utwór wykazuje związki z impresjonizmem - poeta stara się uchwycić i ukazać ulotny nastrój chwili.

Powtarzający się refren daje się czytać w rytm bijącego monotonnie o szyby deszczu, co dowodzi zastosowania onomatopei - inaczej dźwiękonaśladownictwa, poeta tak dobiera wyrazy, aby mogły one swym brzmieniem naśladować brzmienie opisywanego zjawiska lub dźwięków kojarzących się z tym zjawiskiem:

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno ...

Jęk szklany... płacz szklany... i szyby w mgle mokną,

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...”.

Poetyckie widzenie świata łączy się tu z melancholijną zadumą i refleksją nad upływającymi chwilami.

Sonet szalony

Wiersz Leopolda Staffa Sonet szalony to zapowiedź zdecydowanego rozstania poety z nastrojami smutku i melancholii, odrzucenia postawy pesymistycznej. Podmiot liryczny chce wieść życie pełne beztroskiej radości, programowego wręcz „szaleństwa”. Pojawiająca się w utworze przyroda stanowi wesołe, przyjazne człowiekowi otoczenie. Poeta nie jest już wieszczem, nie jest również wzdychającym do śmierci dekadentem, przedstawia się natomiast czytelnikowi jako:

Włóczęga, król gościńców, pijak słońca wieczny,

Zwycięzca słotnych wichrów, burz i niepogody”.

Kończące utwór wezwanie zdaje się zaprzeczać całej powadze, do której przyzwyczailiśmy się czytając wiersze poetów młodopolskich:

Niech będzie przeklęty rozum!”.

Przedśpiew

Wiersz ten stanowi bezpośrednie wyznanie poety przedstawiającego się czytelnikowi jako człowiek, który wiele przeżył i wiele widział w swoim dotychczasowym życiu. W Przedśpiewie ogniskują się wszystkie wątki pierwszego okresu twórczości Staffa: entuzjazm dla sztuki, zachwyt nad pięknem przyrody, echa pesymizmu. Podmiot liryczny pragnie podzielić się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami, swoim doświadczeniem. Wyraźnie widać w tym utworze nawiązanie do poglądów stoików, szczególnie do propozycji, aby wszelkie troski, nieszczęścia przyjmować rozumowo, że dzięki umysłowi można zobojętnieć na zło i tragedie:

I pochwalam tąjń życia w pieśni i w milczeniu,

Pogodny mądrym .Smutkiem i wprawny cierpieniu”.

Myślą przewodnią stają się tu hasła humanistyczne, Staff parafrazuje zresztą słynne powiedzenie Terencjusza: „Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce” pisząc:

Żyłem i z rzeczy ludzkich nic nie jest mi obce”.

Sporo znaleźć można w Przedśpiewie nawiązań do idei franciszkanizmu, przede wszystkim widać to w tych fragmentach wiersza, w których podmiot liryczny głosi swoje przywiązanie do natury, przyrody, miłość do wszystkiego, co żyje i do samego życia.

BOLESŁAW LEŚMIAN

BIOGRAFIA

Bolesław Leśmian (właśc. Lesman), urodził się prawdopodobnie 22 I 1877 r. w Warszawie, zmarł 5 XI 1937 r. tamże. Pochodził ze środowiska spolszczonej inteligencji żydowskiej. Dzieciństwo i wczesną młodość spędził na Ukrainie. W Kijowie uczęszczał do gimnazjum i tam studiował prawo. W latach 1903-1906 i 1912-1914 przebywał we Francji. W czasie wojny mieszkał w Łodzi, gdzie był kierownikiem Teatru Polskiego. Od 1918 r. mieszkał w Hrubieszowie, a od 1922 - w Zamościu. W 1935 r przeniósł się do Warszawy. Został pochowany na cmentarzu Powązkowskim.

Debiutował prawdopodobnie w 1895 r. wierszem Sekstyny, zamieszczonym w tygodniku „Wędrowiec”. W młodości uprawiał też poezję w języku rosyjskim. Od samego początku przełamywał konwencje młodopolskie i manifestował własną postawę poetycką. W jego twórczości można odnaleźć motywy powrotu do natury oraz rozważania filozoficzne i szeroko rozbudowaną symbolikę. W połowie lat trzydziestych poezja Leśmiana przechodzi metamorfozę: znika z niej lekki, rubaszny humor, zaś jego miejsce zajmuje humor ciemny i posępny, pojawiają się motywy nicości i śmierci, zwycięża tragiczny humanizm - podstawowym problemem dla człowieka okazuje się być drugi człowiek. Jedną z cech charakterystycznych w jego poezji było również bogactwo wprowadzanych neologizmów. Twórca ten jest obecnie zaliczany do grona czołowych klasyków poezji polskiej. Wśród najbardziej znanych jego utworów wymienić można: Przygody Sindbada Żeglarza, Klechdy polskie oraz zbiory poezji Łąka, Napój cienisty, i Dziejba leśna.

Zmory wiosenne

Jest to wiersz, który aż kipi radością życia, tętni gorącym, rozgrzanym oddechem wiosny. Utwór pisany jest dystychem, strofą dwuwersową, każda zwrotka zawiera po dwa - trzy zdania wykrzyknikowe lub rozkazujące. Sprawia to, że całość jest niezwykle dynamiczna, zarówno od strony formy, jak i treści:

Biegnie dziewczyna lasem. Zieleni się jej czas...

Oto jej włos rozwiany, a oto - szum i las!”.

W wierszu bezustannie przeplata się marzenie senne z jawą, nierealność z rzeczywistością. Jest maj, cały las aż faluje od gorąca, „Grzmi wiosna! Tętnią żary! Krwawią się gardła róż!”. Jest to również pora budzenia się uczuć, powietrze pełne jest zapowiedzi miłości, kochania, rozkoszy...

Las

Tematem wiersza są rozważania podmiotu lirycznego nad ostatnimi chwilami w życiu człowieka. Podmiot liryczny docieka, co każdy z nas może myśleć, czuć w momencie śmierci. Podstaw filozoficznych tego utworu należy szukać w intuicjonizmie Bergsona. Henryk Bergson, francuski filozof pochodzenia żydowskiego, laureat Nagrody Nobla, głosił kult intuicji jako narzędzia pozwalającego poznać rzeczywistość. Wielką rolę w jego poglądach filozoficznych odgrywała przyroda i związany z nią kult natury oraz witalizm. Silny związek z przyrodą i wynikającym z niej witalizmem, z pędem życiowym („élan vital”) widać w wielu wierszach Leśmiana, w tym również w omawianym Lesie. Leśmian usiłuje dociec, o czym może myśleć człowiek, który umiera:

Pomyśl: gdy będziesz konał - czym się w tej godzinie

Twoja pamięć obarczy, nim szczeźnie a minie

Wszystką ziemię ostatnim całująca tchem?”.

Poeta nawiązuje do przekonania, że w chwili śmierci człowiek przypomina sobie najważniejsze wydarzenia z całego życia, że przeżywa wszystko jeszcze raz w ułamkach sekund. Podmiot liryczny zastanawia się, jakie to mogą być obrazy, czyli, innymi słowy, co w życiu ludzkim mogło okazać się najważniejsze, najcenniejsze? Zwracając się do odbiorcy wiersza podmiot liryczny stawia kilka hipotez. Najistotniejszą chwilą życia, wspominaną w godzinie śmierci, może być „dzień młodości - najdalszy od ciebie”, czyli moment najodleglejszy od chwili śmierci, stojący jakby na drugim jej biegunie, mogą to być „czyjeś twarze”, ludzie, których się kiedyś w życiu spotkało na swej drodze „mimolotem”, może to być tylko jedna, konkretna twarz człowieka, który znaczył dla nas szczególnie dużo, który w jakiś sposób zaważył na naszym życiu. Możliwe jest również, że:

w popłochu tajemnych ze zgonem zapasów

Zmącisz pamięć i zawrzesz na sto rdzawych zasów,

I (...) nie przypomnisz nic...”,

czyli że człowiek w przedśmiertelnej panice może być zbyt przytłoczony świadomością nadchodzącej śmierci, aby móc myśleć o czymkolwiek. Kończąca tę listę wyliczeń ostatnia hipoteza przynosi trzecią konkluzję:

Lub ci może zielonym narzuci się zlotem

Las, widziany przygodnie - niegdyś - mimolotem,

Co go wywiał z pamięci nieprzytomny czas? ...”.

Las urasta w tym kontekście do rangi symbolu spraw ostatecznych, najważniejszych dla całej ludzkiej egzystencji. Las jest wieczny, trwa „od zawsze”. Człowiek, który jest częścią przyrody, jest również częścią lasu. W chwili śmierci powróci do swoich korzeni, do swoich źródeł, do miejsca, skąd wyszedł. Życie ludzkie jest krótkie, człowiek przeminie, ale jego duch pozostanie na zawsze w wiecznym lesie - naturze, wszechświecie.

STANISŁAW WYSPIAŃSKI

BIOGRAFIA

Stanisław Wyspiański urodził się 15 I 1869 r. w Krakowie, zmarł tamże, 28 XI 1907 r. Jego ojciec, Franciszek, był rzeźbiarzem. Stanisław od 1880 r. wychowywał się u krewnych. Uczęszczał do gimnazjum św. Anny. W 1887 r. rozpoczął studia malarskie w Szkole Sztuk Pięknych w Krakowie. W latach 1887-1890 oraz 1896-1897 uczęszczał na Uniwersytet Jagielloński, gdzie słuchał wykładów z historii sztuki, historii i literatury. W 1890 r. odbył podróż wiodącą przez Włochy i Szwajcarię do Francji, a stamtąd do Niemiec i Pragi czeskiej. W latach 18911894 trzykrotnie jeszcze przebywał w Paryżu. W tym okresie dużo malował, a równocześnie coraz więcej uwagi poświęcał teatrowi. W sierpniu 1894 r. powrócił do Krakowa. Nawiązał tu współpracę z Teatrem Miejskim. Początkowo pracował w teatrze jako malarz-dekorator, ale szybko rozwinął swą twórczość dramatyczną. W 1902 r. został docentem Akademii Sztuk Pięknych, a w 1905 r. - radnym miasta Krakowa. Należał do inicjatorów sztuki stosowanej, projektował wnętrza i meble. Około roku 1905 zapadł ciężko na zdrowiu i osiadł w podkrakowskich Węgrzech. Został pochowany na Skałce, w krypcie zasłużonych.

Był jednym z głównych twórców przełomu w sztuce polskiej na pograniczu XIX i XX w. Równocześnie był w swych koncepcjach inscenizacyjnych prawdziwym reformatorem teatru i dramatu polskiego. Jego wczesne utwory dramatyczne powstały pod wpływami obcymi. Jednak prawie od samego początku twórczości dramatycznej Wyspiański dążył do stworzenia dramatu monumentalnego, zachowującego tradycje wielkiej dramaturgii romantycznej. Pisarz sięgał do tematów i problemów zakorzenionych właśnie w epoce romantyzmu, wprowadzał też wprost na scenę postacie wielkich twórców romantycznych. Ukształtowane głównie w okresie niewoli politycznej mity narodowe zjawiają się w dramatach Wyspiańskiego obok wielkich mitów kultury śródziemnomorskiej, głównie antycznej Grecji. W dramatach napisanych w latach późniejszych dochodzi do głosu jego własna interpretacja losu ludzkiego, przyjmująca nieodwracalność przeznaczenia, nieuchronność zła towarzyszącego czynom człowieka, ideał postawy heroicznej jako jedynej koniecznej w zmaganiach z losem. Rozwijał też refleksję historyczną nad dziejami narodu w ich legendarnych początkach (Legenda, Bolesław Śmiały). Do współdziałania w tworzeniu dzieł teatralnych powoływał architekturę, malarstwo, muzykę, słowo i grę aktorską. Jego dramaty mają strukturę wielopłaszczyznową. Wraz z innymi formami twórczości powstawały też wiersze liryczne: melancholijne, refleksyjne, ironiczne, mające charakter osobistych zwierzeń. Do najbardziej znanych jego dzieł należą dramaty: Wesele, Warszawianka, Wyzwolenie, Lelewel, Noc Listopadowa i Powrót Odysa. Poza tym Wyspiański jest twórcą witraży w katedrze wawelskiej oraz w kościele Franciszkanów w Krakowie.

Wesele

CZAS POWSTANIA UTWORU: Stanisław Wyspiański napisał Wesele między końcem listopada 1900 roku a połową marca 1901 roku. Premiera sztuki odbyła się w dniu 16 marca 1901 roku w Krakowie.

OKOLICZNOŚCI POWSTANIA UTWORU: Wyspiański napisał Wesele zainspirowany autentycznymi uroczystościami weselnymi, które odbyły się 20 listopada 1900 roku w podkrakowskich Bronowicach, w domu Włodzimierza Tetmajera, młodopolskiego malarza, od dziesięciu lat mieszkającego na wsi i ożenionego z chłopką, Anną Mikołajczyk. Wtedy to miał miejsce ślub, a później wesele poety Lucjana Rydla z chłopką Jadwigą Mikołajczykówną, siostrą Anny. Na ich wesele przybyła cała ówczesna elita intelektualna i literacko-artystyczna Krakowa.

DWA PLANY W WESELU: Akcję utworu wyznaczają dwa plany. Pierwszy z nich, realistyczny, został zainspirowany postaciami autentycznych uczestników wesela w Bronowicach i jest związany z problematyką wzajemnych antagonizmów między wsią a miastem, między chłopstwem a inteligencją. Drugi plan - fantastyczny stanowi o głębi utworu, o symbolicznym odczytywaniu Wesela.

REALIZM W WESELU: Plan realistyczny, niezwykle istotny dla zrozumienia przesłania dramatu Wyspiańskiego, organizowany jest przede wszystkim przez ukazanie gości weselnych, czyli niezwykle interesującej grupy, na którą złożyli się przedstawiciele krakowskiej elity intelektualnej oraz chłopi z podkrakowskich Bronowic. Główni bohaterowie utworu mają swoje pierwowzory w znajomych i przyjaciołach autora, z których najważniejszymi są:

Gospodarz - Włodzimierz Tetmajer, młodopolski malarz, od dziesięciu lat mieszkający w Bronowicach i ożeniony z chłopką. To właśnie z jego gościny korzystają weselnicy;

Gospodyni - jego żona, Anna z domu Mikołajczyk (siostra Panny Młodej);

Isia - mała Jadwiga, córka Włodzimierza i Anny;

Pan Młody - Lucjan Rydel, młodopolski poeta;

Panna Młoda - Jadwiga Mikołajczykówna, siostra Anny, czyli Gospodyni;

Marysia - Maria Mikołajczykówna - siostra Anny i Jadwigi;

Poeta - Kazimierz Przerwa-Tetmajer, jeden z najbardziej znanych poetów młodopolskich, słynny przede wszystkim z wierszy dekadenckich, przyrodni brat Włodzimierza Tetmajera, czyli Gospodarza;

Dziennikarz - Rudolf Starzewski - redaktor krakowskiego konserwatywnego dziennika „CZAS”;

Czepiec - Błażej Czepiec - pisarz gminny Małych Bronowic;

Radczyni - profesorowa Antonina Domańska, ciotka Lucjana Rydla;

Rachela - Pepa Singer, młoda Żydówka, która była zafascynowana krakowską cyganerią artystyczną, znała większość malarzy i poetów młodopolskich.

FANTASTYKA W WESELU: Plan fantastyczny wyznaczają „Osoby dramatu”, pojawiające się w akcie drugim. Są to postaci z zaświatów; są to spersonifikowane wyrzuty sumienia, myśli, marzenia i sny bohaterów istniejących realnie („co się w duszy komu gra, co kto w swoich widzi snach...”). W Weselu kolejno ukazują się:

Chochoł (Isi) - postać wiążąca świat realistyczny z metafizycznym;

Widmo (Marysi) - jest to widmo zmarłego dwa lata wcześniej malarza Ludwika de Laveaux, narzeczonego Marysi;

Stańczyk (Dziennikarzowi) - symbol mądrości i dalekowzroczności politycznej, postać z obrazów Jana Matejki, mająca swój pierwowzór w nadwornym błaźnie dwóch ostatnich Jagiellonów;

Rycerz - Zawisza Czarny (Poecie) - postać jednego z najwaleczniejszych i najlepszych rycerzy polskich, wsławionego między innymi ogromnym bohaterstwem w bitwie pod Grunwaldem (1410 r.);

Hetman Branicki (Panu Młodemu) - jeden z uczestników konfederacji targowickiej (1792 r.), symbol zdrady narodowej;

Upiór - Jakub Szela (Dziadowi) - przywódca rabacji galicyjskiej (1846 r.), kiedy to nakłonieni przez Austriaków chłopi dokonali rzezi galicyjskiej szlachty i ziemiaństwa;

Wernyhora (Gospodarzowi) - legendarna postać ukraińskiego dziada-lirnika, poety - wieszcza czy też proroka, żyjącego w czasach koliwszczyzny (1768 r.), symbolizującego połączenie Polski z Ukrainą;

Chochoł - w zamykającej trzeci akt scenie zbiorowej.

WESELE JAKO „TEATR OGROMNY”: Dramat, jaki uprawiał Stanisław Wyspiański, to dramat oryginalny, określany często przez niego samego jako „teatr ogromny”. Takim utworem jest na przykład Wesele, spełniające podstawowe założenia gatunku, ponieważ Wyspiański w tym dramacie:

  1. Podejmuje tematykę narodową, stąd też często obok nazwy „teatr ogromny” spotyka się pojęcie „teatru narodowego”. Tematyka narodowa zbliża Wesele do tradycji polskiego dramatu romantycznego, w którym podejmowano ważne problemy dotyczące narodu i państwa w przełomowych momentach dziejowych (wojny, powstania, zabory).

  2. Wszechstronnie korzysta z tradycji teatru europejskiego, od czasów antycznych do najnowszych osiągnięć modernizmu:

  1. związek z dramatem antycznym dostrzegalny jest chociażby poprzez respektowanie w Weselu zasady trzech jedności (miejsca, czasu i akcji);

  2. z dramatu romantycznego „teatr ogromny” przejmuje między innymi problematykę narodową oraz nadnaturalną motywację niektórych zdarzeń;

  3. dramat szekspirowski przypominają wprowadzone na scenę postaci nierealne, zjawy, upiory i ich wpływ na rozwój akcji, a także zerwanie z klasyczną zasadą jedności estetyk, co zaowocowało w Weselu przeplataniem się patosu z komizmem;

  4. wpływ dramatu symbolicznego Maurycego Maeterlincka widać w akcie drugim i częściowo w trzecim Wesela, w tak zwanych scenach symbolicznych;

  5. ważna rola muzyki kojarzy „teatr ogromny” z teatrem muzycznym Wagnera.

  1. Dokonuje syntezy sztuk, łącząc słowo poetyckie z plastyką i muzyką:

  1. słowo poetyckie to oczywiście tekst główny (dialogi) i poboczny (didaskalia);

  2. plastyka, której waga wynika między innymi z licznych nawiązań do znanych obrazów Jana Matejki (między innymi Wernyhory, Racławic, Podniesienia dzwonu Zygmunta czy Stańczyka w czasie balu) i Jacka Malczewskiego (Rycerz u studni). Cały akt II zbudowany jest na zasadzie zestawienia obrazów;

  3. muzyka, to muzyka weselna, przewijająca się przez cały utwór, a także gra Chochoła na skrzypcach i jego śpiew w finałowej scenie utworu.

  1. Indywidualizuje język bohaterów, co polega na tym, że przedstawiciele poszczególnych grup społecznych mówią językiem charakterystycznym dla swojej warstwy - chłopi w Weselu mówią gwarą (Jasiek: „Kajsi mi sie zbyła copka”), a inteligencja językiem literackim.

  2. Dokonuje synkretyzmu poetyk, polegającego na wzajemnym przeplataniu się kilku technik pisarskich.

  1. o wpływie impresjonizmu świadczą didaskalia (tekst poboczny, w tym przypadku opis dekoracji) - autor podkreśla w nich, jak ważną rolę odgrywaj ą w sztuce kolory, światło i dźwięk (muzyka): „Noc listopadowa; w chacie, w świetlicy. Izba wybielona siwo, prawie błękitna, jednym szarawym tonem półbłękitu obejmująca i sprzęty, i ludzi, którzy się przez nią przesuną. Przez drzwi otwarte z boku, ku sieni, słychać huczne weselisko, buczące basy, piskanie skrzypiec, niesforny klarnet, hukania chłopów i bab (...). Na drugiej bocznej ścianie izby: okienko przysłonione białą muślinową firaneczką; nad oknem wieniec dożynkowy z kłosów; - za oknem ciemno, mrok...”;

  2. korzystania z poetyki realistycznej dowodzi głównie akt I, w którym Wyspiański wprowadził na scenę kilka postaci mających swe pierwowzory wśród jego znajomych i przyjaciół (Gospodarz - Włodzimierz Tetmajer, Pan Młody - Lucjan Rydel czy Poeta - Kazimierz Przerwa-Tetmajer);

  3. obecność symbolizmu w Weselu to przede wszystkim akt II, w którym na scenie pojawiają się goście z zaświatów: Stańczyk, Rycerz, Hetman, Szela czyWernyhora.

BOHATEROWIE - CHARAKTERYSTYKA:

Postacie realistyczne:

Gospodarz - Włodzimierz Tetmajer, malarz, mieszkaniec Bronowic, żonaty z chłopką, Anną Mikołajczykówną (siostra Panny Młodej). To właśnie do niego przybywa Wernyhora, aby przekazać „Rozkaz-Słowo” i „pomówić o Przymierzu” (zespoleniu chłopów i inteligencji w walce o niepodległość). Wyspiański przedstawia Gospodarza jako człowieka ogólnie znanego i cieszącego się autorytetem, akcentuje jego prostotę - postać ta nie wyróżnia się spośród chłopów swoim „miejskim” pochodzeniem. Do tych cech dołącza się jednak niezdecydowanie i brak konsekwencji w działaniu. Gospodarz nie nadaje się na przywódcę, sam zapomina o słowach Wernyhory, a do wypełnienia misji zgromadzenia uzbrojonych chłopów wybiera nieodpowiedzialnego Jaśka. Wyspiański podkreśla jeszcze jeden, zabawny, ale nie pasujący do bronowickiego gospodarza, rys charakteru: Gospodarz jest całkowicie podporządkowany Gospodyni. Bez niej czuje się bardzo niepewnie, co wyraźnie widać w trakcie spotkania z Wernyhorą, kiedy bez przerwy wspomina o żonie, która jest „w alkierzu”, a słowa „żona stroi się w alkierzu” powtarzają się w trakcie ich rozmowy jak refren. Bez sprzeciwu akceptuje także wolę Gospodyni, aby ukryć złotą podkowę, którą zgubił Wernyhora. Gospodarz wie, że symbolizuje ona szczęście i że należałoby pokazać ją zgromadzeniu, ale słowa żony: „tego z ręki się nie zbywa, / w tajemnicy się ukrywa, / światom się nie pokazuje” są dla niego wyrocznią, więc nie oponuje, kiedy ta chowa złotą podkowę do skrzyni.

Jednocześnie Gospodarz, dzięki autentycznemu zbliżeniu się do ludu i akceptacji jego praw i moralności, w pełni rozumie wielkość i godność polskiego chłopa. To właśnie on wygłasza apologię (uznanie, zachwyt) tej warstwy społecznej: „A bo chłop i ma coś z Piasta, / coś z tych królów Piastów - wiele!”.

Gospodyni - Anna z Mikołajczyków Tetmajerowa, siostra Panny Młodej. Wzorowa gospodyni, zajmuje się nie tylko domem i gospodarstwem, ale wraz z mężem podejmuje wszystkie ważniejsze decyzje. Rozumuje jak kobieta, dla której najważniejsze jest szczęście rodzinne, dobro męża i dzieci. W pierwszym rzędzie myśli o nich, dlatego skrzętnie ukrywa złotą podkowę i nie zamierza się nią z nikim dzielić. Troskliwie opiekuje się mężem, a w końcu odważnie przeciwstawia się jego walecznym zapędom: „Niech broni Bóg!!! / Cóż wy chcecie, co wy chcecie!? / Cóżeście sie kosów jeni”.

Pan Młody - Lucjan Rydel, poeta; jego wesele z chłopką, Jadwigą Mikołajczykówną, można traktować jako kolejny przykład młodopolskiej ludomanii (chłopomanii). Pan Młody zachwyca się żoną „jak lalką dobytą z pudełek / w Sukiennicach”, żyje poezją, marzeniami, postrzega wieś przez pryzmat własnych o niej wyobrażeń, które daleko odbiegają od rzeczywistości. Nie rozumie praw i obyczajów panujących na wsi. Już Panna Młoda zarzuca mu: „Cięgiem ino rad byś godać, / jakie to kochanie będzie”. Pan Młody popada w sztuczną egzaltację, jego żona obawia się, czy mąż jest szczery w swoim zachwycie wsią. Pustosłowie i afektację zarzuca mu także Radczyni, która jego natchniony monolog o urokach wsi i wyjątkowości weselnego nastroju replikuje krótkim: „Ach, pan gada, gada, gada”. Wyspiański pokazuje naiwność w pojmowaniu istoty wsi i charakteru chłopów, powierzchowność i brak zrozumienia w stosunkach inteligencji z ludem, ujawnia fałszywe tony w wielkiej „akcji” bratania się panów z chłopami. Uosobieniem tych wszystkich wad wydaje się być właśnie postać Pana Młodego, któremu pokazuje się widmo Hetmana (Branickiego) stwierdzające: „Czepiłeś się chamskej dziewki?!”.

Panna Młoda - Jadwiga Mikołajczykówna, młoda, piękna, dostojna i pełna wdzięku w stroju panny młodej, „kolorowa bajecznie”. Jest rezolutna i pełna dystansu do tego, co się dzieje wokół. Zamierza być gospodynią w pełnym tego słowa znaczeniu, jak jej siostra, Anna. Już w trakcie wesela dyryguje mężem, strofuje go za gadatliwość, szybko ucina jego rozmarzone, poetyckie monologi, krótkimi, dosadnymi stwierdzeniami, np.: „Ano chciałeś, masz wesele”, „Mos wesele! - Pódź do tońca!”. Wbrew temu, czego można by się było spodziewać, Panna Młoda nie popada w euforię z powodu ślubu z panem „z miasta”, wie, że jest inny niż mieszkańcy Bronowic, nie rozumie czym mąż się tak zachwyca, ślub, wesele to dla niej ważne wydarzenia, ale przeżywa wszystko mocniej, może głębiej, razi ją powierzchowność męża. Czasem wydaje się zmęczona i zniecierpliwiona nienaturalnym zachwytem Pana Młodego: „Twoja, jak trza, juści twoja, / bo cóż cie to znów tak dumi?”. Jej twarde „Trza być w butach na weselu” w odpowiedzi na radę męża, aby zdjęła ciasne trzewiki, wyraźnie odzwierciedlają różnice między sposobem myślenia i odbierania świata obojga małżonków.

Poeta - Kazimierz Przerwa-Tetmajer, brat Gospodarza, młodopolski poeta, w jego wierszach dominuje dekadentyzm - nastroje pesymistyczne, związane z końcem wieku, poczuciem bezsensu istnienia, przeczuciem nieszczęścia, katastrofy. W trakcie wesela poeta flirtuje z Maryną, ale bardziej interesuje go Rachela - uosobienie poezji, kobieta tajemnicza, mocno odczuwająca obecność pierwiastków. nadnaturalnych w świecie. Poeta traktuje jednak Rachelę jako kolejną zdobycz, swój podbój miłosny. Rachela to czuje, dlatego między nią a Poetą, choć obydwoje są związani z poezją, porozumienie nie jest możliwe.

Podstawową wadą Poety jest jego sztuczność i bierność. Pogrążając się w smutku, starając się doznać tragizmu, który jest według niego podstawowym pierwiastkiem świata, Poeta zatracił szczerość uczuć, prawdziwość, autentyczność przeżyć. On, który miał być wieszczem, przewodnikiem, ukazywać moc narodu, opisywać jego ducha, być „Zwiastunem” (określenie Rycerza, który ukazuje się Poecie), stał się „skrzydlatym ptakiem, / nędzarzem” - bezużytecznym artystą, którego poezja jest martwa i pozbawiona autentycznego znaczenia.

Dziennikarz - Rudolf Starzewski, redaktor konserwatywnego krakowskiego pisma „Czas”. Ma pobłażliwy stosunek do chłopów, nie traktuje ich jako potężnej narodowej siły. Słowa Czepca o zainteresowaniu chłopów polityką i sprawami narodowymi Dziennikarz kwituje krótkim „A po co - ?”, aby za chwilę dosadnie stwierdzić: „Ja myślę, że na waszej parafii / świat dla was aż dosyć szeroki”.

Podobnie drwiący stosunek ma Dziennikarz do kobiet, co ujawnia się w jego rozmowie z Zosią. Traktuje ją jak nieświadome, głupiutkie dziecko, które można obłaskawić kilkoma pięknymi słówkami. Krótka dosadna odpowiedź Zosi: „... my dla siebie nie będziem, / i po cóż tyle śpiewności?” jest wyrazem jej stosunku do wątpliwej wartości adoratora i zakończeniem rozmowy.

Podobnie jak Poeta Dziennikarz udaje, ubrał maskę, która pozwala mu nie ujawniać swego prawdziwego stosunku do rzeczywistości. Wysila się na aktorskie pozy: „wiążą mnie konwenansowe szpangi: (...), a ja gardzę, ja gardzę, ja plwam / na to wszystko”, tymczasem w rzeczywistości Dziennikarz akceptuje sytuację. Uważa się za męczennika, skarży się Stańczykowi, który mu się ukazuje, na beznadziejność sytuacji. Dziennikarz jest bezkrytyczny, dobrowolnie zrzekł się roli sumiennego, obiektywnego świadka wydarzeń, nie potrafi właściwie oceniać. Jest bierny, a jego uczucia rozpaczy, smutku, tragicznego patriotyzmu są sztuczne, udane. Stańczyk powie: „Acan się zalewa łzami, (...) ale znać z Acana mowy, / że jest - tak - przeciętnie zdrowy”. Królewski błazen próbuje obudzić w Dziennikarzu wstyd, poczucie bezwartościowości jego pozy, nazywa go „puszczykiem”, który głosi upadek, nieszczęście, zamiast poszukiwać dróg ratunku. Dziennikarz ma się za poważnego, cieszącego się autorytetem człowieka, a tymczasem jest zwyczajnym błaznem, który „oślep gna we własne próchno” - dąży do samozagłady, samozniszczenia.

Rachela - Pepa (Józefa) Singer, córka Hersza Singera - karczmarza z Bronowic, uosobienie poezji, Poeta powie o niej „Pani poezją przesiąkła”. Rachela jako jedyna z postaci postrzega wesele jako przedmiot poezji i temat literacki (a więc tak, jak Wyspiański). Nie tylko chłonie nastrój zabawy, ale przeczuwa niezwykłe, niespodziewane wypadki, jakie wkrótce będą miały miejsce. Jest nadwrażliwa, jej zmysły z niespotykaną ostrością odbierają rzeczywistość - dźwięki, barwy, zapachy, kształty. Rachela jest artystką przeżywania, sama nie tworzy poezji, ale ją czuje „w powietrzu, którą wicher miata / która co dnia świeża wzlata / z wszystkiego fosforyzuje”. Jest indywidualnością i wyróżnia się wśród gości weselnych już choćby przez sam fakt, że przyszła sama, bez zaproszenia, licząc na gościnne przyjęcie. Znalazła się na weselu z wewnętrznej potrzeby, a nie z powodu towarzyskich powiązań. Rachela to także uosobienie kobiecości w stylu młodopolskim: jest piękna, ubrana i uczesana zgodnie z modą modernizmu: „włosy nosi w półkole, (...) A la Botticelli”, jest spowita w zwiewny szal. Rachela odznacza się typowo młodopolską wrażliwością i sposobem przeżywania, charakterystyczne jest także, iż jest zakochana (o czym sama mówi), w końcu stwierdza, że wypowiada się w imię „Miłości”. Posiadając wszystkie omówione przymioty Rachela uosabia typowo młodopolską postać kobiety - bogdanki, artystki, kochanki; wolnej, niezależnej, wyjątkowej.

Żyd - Hersz Singer, karczmarz z Bronowic. Przychodzi na wesele, choć wie, że nie przez wszystkich jest tam mile widziany - większość mieszkańców wsi to jego dłużnicy. Żyd właściwie ocenia nienaturalne zachowanie Pana Młodego i jego zachwyt ludem: „No, pan się narodowo bałamuci”. Jest rzeczowy, konkretny, zawsze pilnuje własnych interesów. Tym bardziej więc zaskakuje jego stosunek do Racheli - kocha córkę i umie zrozumieć jej wyjątkowość i indywidualizm.

Żyd nie ma złudzeń co do możliwości zbliżenia się inteligencji i chłopów, wie, że spotkanie na weselu ma charakter. okazjonalny i że chłopi ze swoimi obyczajami i mentalnością są uważani przez gości z miasta za postacie niemal egzotyczne, barwne, kolorowe, odmienne, ale dalekie i niezrozumiałe, dlatego Żyd stwierdza: „Taka szopka, / bo to nie kosztuje nie / potańcować sobie raz: / jeden Sas, a drugi w las” w końcu każdy pociągnie w swoją stronę.

Ksiądz - jest partnerem Żyda w interesach, to jemu Żyd płaci czynsz za wynajmowanie karczmy, u niego ma zresztą długi. Właśnie dlatego Ksiądz używa swego autorytetu, aby skłonić Czepca do oddania pieniędzy Żydowi. Ostatecznie obydwaj, Ksiądz i Żyd, są we wsi traktowani jak osoby, które interesują się głównie pieniędzmi, o czym wymownie świadczy głos Czepca: „To któż moich groszy złodzij, / Cy Żyd jucha, cy dobrodzij!?”.

Ksiądz sceptycznie odnosi się do małżeństwa Pana Młodego, obawia się, że jeśli ten nie znajdzie satysfakcji w związku z chłopką, unieszczęśliwi dziewczynę. Ważne jest pochodzenie Księdza - jest synem chłopa, dlatego dobrze rozumie swoich parafian. Jednocześnie ma na uwadze własną karierę, stara się o stanowisko kanonika, wiele uwagi poświęca więc życiu doczesnemu.

Dziad - staruszek pamiętający jeszcze rabację galicyjską z 1846 r. (rzeź szlachty i ziemiaństwa dokonana przez chłopów); nigdy już nie otrząsnął się ze strasznych wspomnień, goście weselni - panowie i chłopi - przypomnieli Dziadowi okrucieństwa przeszłości, rzuca więc ojcu Panny Młodej złowrogie słowa: „będzie pan twój wnuk”. Dziad poważnie się liczy z możliwością powrotu dawnych czasów.

Czepiec - Błażej Czepiec; uosobienie mitu racławickich kos, ma wszystkie cechy idealnego chłopa-kosyniera: interesuje się polityką i wydarzeniami, które się wokół rozgrywają, jest odważny, ale i porywczy, zawzięty, uparty, najpierw działa, później myśli, w każdej chwili gotów jest rozpocząć walkę.

Postacie fantastyczne

Chochoł - słomiana pałuba, którą przykryto różane krzewy rosnące przed domem weselnym. Wraz z krzewem, ukrytym w środku, Chochoł symbolizuje idee odrodzeńcze, możliwość podźwignięcia się z upadku, zmartwychwstania. Chochoł jest osłoną życia, bytu, a więc ma życiodajną moc. Doskonale oddają te właściwości Chochoła słowa Racheli: „nie przeziębi najgorszy mróz, / jeśli kto ma zapach róż; / owiną go w słomę zbóż, / a na wiosnę go odwiążą / i sam odkwitnie”.

Druga warstwa znaczeniowa tego symbolu jest związana z ideą upadku, marazmu, bierności. To Chochoł gra pesymistyczną, hipnotyczną melodię, do której w ostatniej scenie dramatu tańczą goście weselni.

Stańczyk - nadworny błazen Zygmunta Starego, znany z przenikliwości, niepospolitej mądrości politycznej. Ukazuje się Dziennikarzowi, aby wytknąć mu bierność, zakłamanie, fałsz i skrytykować jego działalność dziennikarską polegającą na usypianiu narodu, utwierdzaniu go w poczuciu beznadziejności, odbieraniu mu nadziei, co prowadzi do biernego pogodzenia się z niewolą. Jest symbolem mądrości politycznej.

Rycerz - Zawisza Czarny; symbol potęgi, męstwa nie tylko fizycznego ale także duchowego. Dlatego ukazuje się Poecie - dekadentowi, o rozchwianej psychice, przeświadczonemu o własnej słabości, biernemu. Rycerz chce porwać go do czynu, ożywić jego twórczość ideą walki w imię wolności i niepodległości.

Hetman (Branicki) - symbol szlacheckiej prywaty, kosmopolityzmu, potępia bratanie się szlachty z ludem, nazywa naród „hołotą”.

Wernyhora - legendarny poeta-wieszcz, który przybywa do Gospodarza z „Rozkazem-Słowem” (co oznacza rozkaz rozpoczęcia powstania). Zjawia się jako dostojny starzec, „Pan-Dziad z lirą”, budzi respekt, a zarazem kojarzy się w wyobraźni Gospodarza z walką i wolnością. Wernyhora daje Gospodarzowi wskazówki co do przygotowania powstania, obejmują one także wiele gestów rytualnych, magicznych (gra na złotym rogu).

Upiór - widmo Jakuba Szeli, symbolizuje zbrodnie z czasów rabacji galicyjskiej, które na zawsze rozdzieliły panów i chłopów i o których należy pamiętać chcąc doprowadzić do przymierza między tymi warstwami.

OSOBY:

Gospodarz, Gospodyni, Pan Młody, Panna Młoda, Marysia - siostra Panny Młodej, Wojtek - mąż Marysi i Haneczki, Ojciec, Dziad, Jasiek, Kasper, Poeta - brat Gospodarza, Dziennikarz, Nos, Ksiądz, Maryna, Zosia, Radczyni - ciotka Haneczki, Haneczka, Czepiec - miejscowy wójt, Czepcowa, Klimina, Kasia, Staszek, Kuba, Żyd, Rachela, Muzykant, Isia - córka Gospodyni.

Osoby dramatu:

Chochoł, Widmo, Stańczyk, Hetman, Rycerz Czarny, Upiór, Wernyhora.

STRESZCZENIE:

Rzecz dzieje się w roku tysiąc dziewięćsetnym.

Akt I

Scena 1

Osoby: Czepiec; Dziennikarz

Czepiec okazuje swe zainteresowanie wydarzeniami rozgrywającymi się na świecie, jednak Dziennikarz bagatelizuje jego pytania i dziwi się, że chłopom nie wystarcza ich własny, ograniczony wiejski świat. Czepiec opowiada o gotowości mas chłopskich do działania i krytykuje niezdecydowanie klas wyższych - panów, którzy nawet „nie chcom chcieć”.

Scena 2

Osoby: Dziennikarz, Zosia

Dziennikarz prawi Zosi liczne komplementy, ale dziewczyna stwierdza, że nie są dla siebie przeznaczeni i z tego powodu wszystkie te piękne słowa są zbędne.

Scena 3

Osoby: Radczyni, Haneczka, Zosia

Dziewczęta proszą Radczynię o pozwolenie na włączenie się do zabawy. W końcu udaje im się owo zezwolenie uzyskać.

Scena 4

Osoby: Radczyni, Klimina

Klimina przedstawia się Radczyni i wita się z nią, a później stwierdza, że „coraz więcej potrza ludzi” i że z tego powodu jest ona (Klimina) skora do swatania młodzieży.

Scena 5

Osoby: Zosia, Kasper

Zosia tańczy z Kasprem. W tym czasie jej partner opowiada o swatanej mu dziewczynie - Kaśce.

Scena 6

Osoby: Haneczka, Jasiek Haneczka zaprasza Jaśka do tańca.

Scena 7

Osoby: Radczyni, Klimina

Kobiety rozmawiają początkowo o pracach polowych, o których - jak się okazuje - Radczyni nie ma najmniejszego pojęcia. Zmienia więc temat i komplementuje Kliminę, że wygląda jeszcze młodo i że pewnie wyjdzie za mąż. Klimina reaguje z pewnym rozdrażnieniem, nie wykluczającym jednak odpowiedzi twierdzącej:

A cóż się ta tak pytacie?!”.

Scena 8

Osoby: Ksiądz, Panna Młoda, Pan Młody

Ksiądz stwierdza, iż czuje się w tym gronie swobodnie, gdyż sam pochodzi z chłopskiej rodziny. Pan Młody życzy mu, aby otrzymał godność kanonika. Do rozmowy włącza się Panna Młoda, która nie rozumie o co chodzi, ale występuje z ostrą krytyką szlachty. Twierdzi, że aby coś u szlachty wskórać, "”trza by stoć i walić w morde”. Pan Młody jednak uspokaja połowicę i tłumaczy jej treść rozmowy z Księdzem.

Scena 9

Osoby: Pan Młody, Panna Młoda

Pan Młody obdarza małżonkę licznymi pieszczotami, opisuje jej swoją radość i wyznaje miłość. Później oboje puszczają się w tany.

Scena 10

Osoby: Poeta, Maryna

Poeta flirtuje z Maryną, ta jednak - widząc, iż jest to tylko zabawa - prosi o pozostawienie jej w spokoju, ale nie gani zbytnio dziwnego - jej zdaniem - postępowania, usprawiedliwiając je statusem rozmówcy: „Pan poeta, pan poeta”.

Scena 11

Osoby: Ksiądz, Pan Młody, Panna Młoda

Ksiądz ostrzega młodą parę, że miłość małżeńska nie zawsze będzie tak gorąca, jak w tym radosnym momencie, ale młodzi nie przejmują się tym zbytnio.

Scena 12

Osoby: Pan Młody, Panna Młoda

Pan Młody ponownie zwierza się ze swych namiętności i zachwyca się wyglądem żony. Panna Młoda skarży się, że ma „buciki (...) trochę ciasne”, ale na radę, aby tańczyła boso, oburza się: „Trza być w butach na weselu”.

Scena 13

Osoby: Ksiądz, Pan Młody

Ksiądz nieco sceptycznie odnosi się do związku zawartego przez Pana Młodego, jednak ów stwierdza, iż: „Szczęście każdy ma przed nosem, / a jak ma, to trzeba brać”.

Scena 14

Osoby: Radczyni, Maryna

Maryna opisuje nieznane jej dotąd wrażenia, których doznała w czasie, gdy tańczyła z Czepcem.

Scena 15

Osoby: Maryna, Poeta

Poeta nadal zaleca się do Maryny, ta jednak wyraźnie daje mu do zrozumienia, iż jego konkury nie zostają przyjęte oraz stwierdza, że jest on zarozumiały i próżny, a także oświadcza, że są to jedynie „bałamuctwa w wielkim stylu”, które tylko z pozoru są wyjątkowe, gdyż w ten sam sposób postępują wszyscy zalotnicy.

Scena 16

Osoby: Zosia, Haneczka

Dziewczęta wymieniają swe poglądy na temat miłości. Zosia pragnie przeżyć miłość „od pierwszego wejrzenia” nagłą i gwałtowną. Haneczka stwierdza, iż zanim Zosia osiągnie swe szczęście, będzie musiała jeszcze wiele przecierpieć i mówi, że: „trza coś przecierpieć, coś przeboleć, / żeby móc miłość uszanować”. Zosia jednak nie daj e się przekonać.

Scena 17

Osoby: Pan Młody, Żyd

Pan Młody wita Żyda i pyta go o jego córkę - Rachelę. Żyd zapewnia, że Rachela niedługo przybędzie i opowiada o przymiotach córki: jej wykształceniu, wrażliwości, pracowitości i dobrym sercu. Na pytanie, dlaczego żeni się z chłopką, Pan Młody odpowiada, że inteligentne panny wydają mu się zbyt przeciętne.

Scena 18

Osoby: Pan Młody, Żyd, Rachela

Pan Młody wita przybyłą właśnie Rachelę i zapraszają do wzięcia udziału w zabawie.

Scena 19

Osoby: Pan Młody, Rachela

Rachela zachwyca się wspaniałością i radosnym nastrojem wesela, natomiast Pan Młody opisuje jej swoje wrażenia z pobytu na wsi. Cieszy się, że z ciasnoty i szarzyzny miejskiej mógł przenieść się do tętniącego życiem sioła. Zapowiada też, że kiedyś opisze to wszystko w swych utworach.

Scena 20

Osoby: Pan Młody, Rachela, Poeta

Poeta oznajmia Panu Młodemu, że Panna Młoda chciałaby z nim porozmawiać na osobności. Pan Młody odchodzi.

Scena 21

Osoby: Rachela, Poeta

Poeta okazuje Racheli swe zainteresowanie. Zachwyca się jej poetycznymi wypowiedziami. Dziewczyna jednak stwierdza, że nie jest on oryginalny w swych komplementach. Mówi też, iż pragnie szalonej miłości, nawet miłości wolnej - swobodnego i nie skrępowanego przyjętymi normami związku z mężczyzną.

Scena 22

Osoby: Radczyni, Pan Młody

Radczyni stwierdza, że „topi się, kto bierze żonę”, jednak Pan Młody jest odmiennego zdania. Chciałby, aby wesele trwało wiecznie, gdyż nie myśli podczas niego o zawiłościach i bezsensie życia.

Scena 23

Osoby: Pan Młody, Poeta

Mężczyźni wymieniają swe wrażenia dotyczące wesela. Okazuje się, że Poeta czuje się, jakby był panem młodym, natomiast Panu Młodemu zdaje się, iż bierze udział w weselu kogoś całkiem innego. Później rozmowa schodzi na temat poezji.

Scena 24

Osoby: Poeta, Gospodarz

Poeta opisuje obraz zakutego w zbroję rycerza, który uporczywie tkwi w jego świadomości. Snuje następnie swą wizję, która wyraża podział społeczeństwa: ów rycerz mieszka samotnie w zamku, za murami którego mieszka prosty lud. Gospodarz stwierdza, iż w każdym Polaku dochodzi powoli do głosu świadomość przynależności narodowej i pragnienie wolności. Dowodzi, że dzieje się tak z każdym pokoleniem, jednak ten ogień wewnętrzny za każdym razem gaśnie i nie przynosi oczekiwanych skutków. Poeta stwierdza, że to dążenie „do ogromnych, wielkich rzeczy” i duch narodowy są tłumione przez pospolitość grzebiącą pod swą powłoką serca ludzkie. Oświadcza też, że ludzie należący do wyższych klas społecznych trwają w świecie marzeń, w którym: „w oczach (...) chłop urasta / do potęgi króla Piasta!”.

Gospodarz nie zgadza się z tą opinią i mówi, że obserwuj e chłopów od 10 lat, w przeciągu których dostrzegł w tej klasie społecznej rozwagę, godność i pobożność, które to cechy stanowią o autentycznej potędze prostego ludu.

Scena 25

Osoby: Poeta, Gospodarz, Czepiec, Ojciec

Ojciec wita się z obecnymi. Następnie zauważa, że dla gości przybyłych z Krakowa wesele wiejskie jest nową i zadziwiającą rzeczą. Czepiec natomiast stwierdza, że: „ino na wsi jesce dusa, / co się z fantazyją rusa”.

Wyraża gotowość chłopów do walki o niepodległość, byle tylko chciał ich ktoś poprowadzić. Poeta w odpowiedzi doradza: „Pokłońcie się byle komu, / poszukajcie króla Piasta”.

Później Poeta porównuje się do wędrownego ptaka - żurawia. Skarży się też na ból, jaki odczuwa patrząc na sponiewieraną ojczyznę.

Scena 26

Osoby: Ojciec, Dziad

Na stwierdzenie, że w weselu tym widać jedność narodu, Ojciec odpowiada, iż: „pany się nudzą sami, / to sie pieknie bawiom z nami (chłopami)”.

Dziad jednak nie ustępuje i wspomina okres rabacji galicyjskiej z 1846 r. oraz rzezi dokonanej przez chłopów na mieszkańcach folwarków. Później wspomina też epidemie tyfusu i cholery, które spadły na chłopów w latach późniejszych i dopatruje się w tym kary Bożej za uprzednie ich okrucieństwa.

Scena 27

Osoby: Dziad, Żyd

Żyd wygania Dziada twierdząc, że w karczmie czeka na niego robota, a on mitręży czas na weselu. Dziad ripostuje, że Żyd również powinien pilnować interesu, ale ten broni się, twierdząc, że przyszedł właśnie „po interesie”. Uważa, że całe to wesele wprowadza tylko wiele zamieszania we wsi, a nie przynosi żadnych korzyści, gdyż goście z miasta przyjechali tu tylko dla zabawy, a po weselu wyjadą do domów i na tym skończą się ich przyjazne stosunki z chłopami.

Scena 28

Osoby: Żyd, Ksiądz

Rozmawiają o interesach. Ksiądz jest winny Gospodarzowi pieniądze, które ma oddać następnego dnia. Poza tym okazuje się, że Ksiądz prowadzi z Żydem interesy handlowe. Podczas ich rozmowy wśród weselników wybucha bójka, w której swą agresywnością wyróżnia się Czepiec. Jest on również dłużnikiem arendarza.

Scena 29

Osoby: Żyd, Ksiądz, Czepiec

Czepiec podchodzi do Żyda i Księdza. Arendarz przypomina Czepcowi o długu, co wywołuje u dłużnika oburzenie. Ksiądz popiera roszczenia Żyda, ponieważ ten jest z kolei jego dłużnikiem. Wybucha kłótnia, ale po chwili Czepiec uspokaja się i przeprasza Księdza za swą ostrą reakcję.

Scena 30

Osoby: Pan Młody, Gospodarz

Obserwują kłótnię Żyda z Czepcem. Obraz ten przywołuje im na pamięć wspomnienie rabacji galicyjskiej. Snują refleksję o cierpieniach, które wówczas stały się udziałem ich przodków (Pan Młody: „Mego dziadka piłą rżnęli”; Gospodarz: „Mego ojca gdzieś zadźgali”) oraz o zapomnieniu, które odesłało w cień wszystkie te okropności.

Scena 31

Osoby: Gospodarz, Ksiądz

Gospodarz widząc, że Ksiądz zbiera się do odjazdu, proponuje mu jeszcze spełnienie toastu pożegnalnego.

Scena 32

Osoby: Haneczka, Jasiek

Jasiek odprowadza Haneczkę po skończonym tańcu. Dziewczyna obiecuje, że będzie z nim jeszcze tańczyć.

Scena 33

Osoby: Kasper, Jasiek

Kasper uważa, że miejskie panny chciałyby wyjść za nich, ale Jasiek nie zgadza się z nim i oświadcza, „że tak one ino kpiom”. Na to Kasper dochodzi do wniosku, że nie ma czego żałować, ponieważ na pannach z miasta świat się nie kończy.

Scena 34

Osoby: Jasiek

Śpiewa piosenkę „Zdobyłem se pawich piór”.

Scena 35

Osoby: Pan Młody, Radczyni

Pan Młody broni się przed zarzutami Radczyni, która najprawdopodobniej (nie ma jej zarzutów w tekście) krytykuje jego małżeństwo. Nie przekonują jej żadne argumenty wysuwane przez Pana Młodego.

Scena 36

Osoby: Poeta, Rachela

Rozmawiają o poezji. Rachela wyznaje, że wszędzie widzi poezję, ale nie chciała nigdy pisać wierszy. Dziewczyna powoli zbiera się do wyjścia. Rozmowa nabiera bardzo romantycznego charakteru i jest coraz bardziej nasycona poezją. Jej tematem stają się miłość, tęsknota i żal. Rachela obiecuje, że poskarży się chochołowi stojącemu w ogrodzie i namówi go, aby przyszedł na wesele dla potwierdzenia prawdziwości jej słów. Potem żegna się i wychodzi.

Scena 37

Osoby: Poeta, Panna Młoda

Poeta - idąc za radą otrzymaną przed chwilą od Racheli - podpowiada Pannie Młodej, aby zaprosiła na wesele wszystkich:

„tych, którym gdzie złe wciórności dopiekają

- którym źle - których bieda

Piekło dręczy, których duch się strachem męczy,

a do wyzwoleństwa się rwie”.

Panna Młoda jednak nic nie rozumie i stwierdza, że Poeta baje coś „trzy po trzy”.

Scena 38

Osoby: Poeta, Panna Młoda, Pan Młody

Poeta proponuje Panu Młodemu, aby zaprosił na gody chochoła stojącego w sadzie. Pan Młody w radosnym uniesieniu idzie za radą Poety. Do próśb przyłącza się też w końcu Panna Młoda. Pan Młody mówi chochołowi, aby przyprowadził ze sobą innych gości. Państwo młodzi spełniając prośbę Poety, traktują to wszystko jako żart.

Akt II

Scena 1

Osoby: Gospodyni, Isia

Gospodyni chce, aby Isia położyła się już spać, gdyż zbliża się północ. Dziewczynka jednak oponuje. Pragnie zobaczyć obrzęd oczepin i prosi matkę o pozwolenie. Gospodyni ulega prośbom dziecka.

Scena 2

Osoby: Gospodyni, Isia, Klimina

Klimina woła Gospodynię na oczepiny. Obie wychodzą ze świeczkami w rękach , natomiast Isia zostaje w izbie sama. Zegar wybija północ.

Scena 3

Osoby: Isia, Chochoł

Chochoł wchodzi do izby i zapowiada przybycie licznych gości. Isia jednak nie słucha jego słów i wygania go na podwórze.

Scena 4

Osoby: Marysia, Wojtek

Oboje przysiadają na moment zmęczeni tańcem. Po chwili spostrzegają na ścianie jakiś cień. Niedługo potem wychodzą, nie zwracając więcej uwagi na dziwne zjawisko.

Scena 5

Osoby: Marysia, Widmo

Marysia rozpoznaje w postaci Widma swego zaginionego dawno temu narzeczonego. Zjawa opowiada, że za życia błąkała się po różnych miastach i w czasie tych wędrówek dosięgła ją śmierć. Oboje wspominają wspólnie spędzone chwile, a potem Widmo zaprasza Marysię do tańca. Zjawa przytula się do kobiety, ta jednak odczuwa grobowy chłód bijący od Widma i odpycha je. Widmo odchodzi.

Scena 6

Osoby: Marysia, Wojtek

Wojtek spostrzega dziwny niepokój żony i dopytuje się o przyczynę. Marysia jednak nie wspomina nic o dziwnym spotkaniu i tuli się do męża.

Scena 7

Osoby: Stańczyk, Dziennikarz

Dziennikarz skarży się na upadek ducha w narodzie i upadek dążeń jednostek do wartości pozytywnych, rozpacza nad klęskami i cierpieniami, które dotknęły naród polski. Stańczyk jednak na wszystkie skargi odpowiada w sposób ironiczny. Zarzuca przede wszystkim Dziennikarzowi, że spowiada się on z cudzych grzechów i że żale te są tylko wynikiem chwilowego nastroju. Wspominają o dzwonie Zygmunta. Stańczyk opisuje zawieszanie tego dzwonu i jego pierwszy dźwięk. Dziennikarz natomiast stwierdza, iż dzwon ten słychać obecnie jedynie podczas pogrzebów zasłużonych dla narodu ludzi. Na dalsze żale Dziennikarza Stańczyk odpowiada następnymi zarzutami. Dziennikarz atakuje w końcu błazna i zarzuca mu, iż za młodu krew jego została zatruta stańczykowym „jadem gorycznym”. Błazen jednak nadal ironizuje przekazując Dziennikarzowi błazeńską laskę - „kaduceusz polski” - wraz z poleceniem:

Mąć tę narodową kadź,

serce truj, głowę trać!”.

Scena 8

Osoby: Dziennikarz, Poeta

Dziennikarz coraz głębiej pogrąża się w rozpaczy. Poeta widząc to, pyta o przyczynę. Dziennikarz w odpowiedzi opisuje swe wielkie cierpienia wewnętrzne spowodowane widokiem upadku cnót i uczuć: przyjaźni, miłości, litości i szczerości. Jego przygnębienie jest spowodowane tragicznym obrazem, jaki przedstawiają wszelkie pamiątki dawnej świetności Polski, umieszczone na eksponowanych miejscach i manifestacje polskości, urządzane przez zniewolonych, ale zarazem słabych i niezdolnych do walki o swą tożsamość narodową obywateli. Zwraca się do poezji z wyrzutem, że chce ona swym pozornym spokojem zniewolić jego język i nie dopuścić nawet do wypowiedzenia słów skargi. Dziennikarz wychodzi na podwórze, aby odetchnąć świeżym powietrzem.

Scena 9

Osoby: Poeta, Rycerz

Rycerz chwyta Poetę i nakazuje mu:

Na koń, zbudź się,

ty żak, ty lecieć masz jak ptak!”.

Później Rycerz przekazuje Poecie posłannictwo zwiastuna. Wspomina bitwę pod Grunwaldem: „stosy trupów, stosy ciał”, rzekę krwi. Stwierdza, iż nadszedł czas do podjęcia walki o niepodległość:

a ciała wstaną, a zbroje wzejdą

i pochwycą kopije, i przejdą!!!

(...) czas, bym wstał, czas bym wstał”.

Przed swym zniknięciem nakazuje jeszcze Poecie: „Ślubuj duszę, duszę dasz” i podnosi przyłbicę. Poeta patrząc w jego twarz wypowiada słowa: „Śmierć - Noc!

Scena 10

Osoby: Poeta, Pan Młody

Pan Młody spotyka Poetę, który znajduje się jeszcze pod wrażeniem swej wizji. Pan Młody doszukuje się w jego słowach koncepcji nowego poematu, jednak Poeta zaprzecza temu i wypowiada swoiste proroctwo:

Polska to jest wielka rzecz: podłość odrzucić precz,

wypisać świętą sprawę na twarzy, jako ideę, godło,

(...) a już wstanie któryś wielki , już wstanie jakiś polski święty”.

Scena 11

Osoby: Pan Młody, Hetman, Chór

Hetman wykupuje się chórowi diabłów rosyjskim złotem, ale szatani nie zadowalają się tym, rzucają się na niego i „piją krew”, „szarpają (...) pierś, (...) sięgają trzew”. W pewnym momencie Pan Młody wzywa imienia Jezusa i diabły znikają.

Scena 12

Osoby: Pan Młody, Hetman

W zamian za ulgę, którą przyniosła mu pomoc Pana Młodego, Hetman ofiarowuje wybawcy resztę złota, które mu zostało. Pan Młody jednak nie przyjmuje pieniędzy. Stwierdza jedynie z żalem, iż w obecnym czasie nie ocali narodu przed zgubą: „ani król, ani ból, / ani żale, ni płakanie”. Hetman oburza się na to: „Czepiłeś się chamskiej dziewki ?! / Polska to wszystko hołota, tylko im złota”.

Pan Młody w odpowiedzi na ten atak wzywa na powrót sforę szatanów.

Scena 13

Osoby: Pan Młody, Hetman, Chór

Złe duchy rzucają się na Hetmana i szarpią jego ciało. Po chwili znikają razem z nim.

Scena 14

Osoby: Pan Młody, Dziad

Pan Młody wspomina o swym widzeniu zbliżającemu się Dziadowi i odchodzi, pozostawiając go zdziwionego niezrozumiałym zachowaniem.

Scena 15

Osoby: Dziad, Upiór

Upiór prosi o wiadro wody, aby obmyć się z krwi. Dziad wypędza zjawę, jednak ta uparcie trwa w izbie i wprasza się na wesele.

Scena 16

Osoby: Kasper, Kasia, Jasiek

Kasper i Jasiek zalecają się do Kasi. Każdy z zalotników pragnie pozbyć się drugiego, jednak Kasia większe względy okazuje Kasprowi. Wreszcie Jasiek otrzymuje pieniądze na wódkę i biegnie po trunek.

Scena 17

Osoby: Kasper, Kasia Prowadzą miłosny dialog.

Scena 18

Osoby: Kasper, Kasia, Nos

Nos wchodzi do izby trzymając w rękach butelkę i kieliszek. Przepija do Kaspra, a ten z kolei przepija do Kasi. Nos chce pocałować Kasię, ta jednak broni się przed nim. Nos odchodzi.

Scena 19

Osoby: Panna Młoda, Pan Młody

Panna Młoda skarży się na zmęczenie wywołane tańcem, mimo to okazuje chęć do dalszej zabawy. Pan Młody natomiast snuje plany na przyszłość: wybudują sobie modrzewiowy domek, posadzą wokoło niego drzewa i będą sobie siadywać w ich cieniu.

Scena 20

Osoby: Dziennikarz, Zosia

Spotykają się przypadkiem w ciemnej izbie. Zosia zwierza się z cierpienia, które odczuwa widząc „w lichej poniewierce rzeczy górne i piękne, i czułe”.

Stwierdza też, że choć nie nadaje się na żonę dla chłopa, to jednak „w tej wiejskiej komorze” jej „taniec coś znaczy”.

Scena 21

Osoby: Poeta, Rachela

Rachela przyszła ponownie, wiedziona przeczuciem, że w chacie zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Poeta dostrzega brak chochoła w miejscu, w którym stał wcześniej. Rachela stwierdza, że coś się zmieniło wśród weselników: „chata stała się rozkochana w polskości”. Oboje wyczuwają, że tej nocy działają tajemne moce.

Scena 22

Osoby: Gospodarz, Kuba

Kuba powiadamia Gospodarza o przybyciu jakiegoś dziwnego gościa - potężnie zbudowanego starca z lirą. Gospodarz nakazuje zająć się koniem przybysza.

Scena 23

Osoby: Gospodarz, Gospodyni, Kuba

Gospodarz zawiadamia Gospodynię o odwiedzinach i stwierdza, że gość jest prawdopodobnie jakimś znamienitym człowiekiem.

Scena 24

Osoby: Gospodarz, Wernyhora

Wernyhora oznajmia Gospodarzowi, że ma dla niego wiele nowin, dla przekazania których przybył „hen od kresów”. Gospodarz dziwi się, że wielmoża zaszczycił swoją obecnością akurat tę chatę. Starzec odpowiada, że wybrał „dom, gdzie ludzie sercem prości”. Na pytanie o imię Wernyhora wspomina najpierw „krwawe tłumy i jęk dzwonów, i pioruny, i rzeź krwawą”, co jest wyraźną aluzją do buntu chłopów ukraińskich przeciw polskiej szlachcie, który miał miejsce w 1768 r., a następnie przedstawia się. Jego imię elektryzuje Gospodarza, który jest gotowy wysłuchać i wypełnić wszelkie nakazy starca. Wernyhora poleca mu, aby przed świtem rozesłał wici oraz zgromadził „lud przed kościołem”, gdzie wszyscy mają w ciszy nasłuchiwać tętentu „od krakowskiego gościńca”. W końcu przysięgą zobowiązuje Gospodarza do spełnienia nakazów i w jego ręce przekazuje złoty róg, którego dźwięk ma rozpocząć powstanie, gdyż róg ten ma przedziwną moc:

Na jego rycerny głos

spotężni się Duch,

podejmie los”.

Potem przypomina jeszcze raz, że zgromadzeni przed kościołem nie mają o niczym radzić: mają być gotowi i nasłuchiwać. Następnie niezwykły gość wychodzi.

Scena 25

Osoby: Gospodarz, Gospodyni

Gospodarz podekscytowany zaszczytną wizytą i obowiązkami, jakie na niego nałożono, opowiada o wszystkim żonie i czyni przygotowania do przyszłej walki. Gospodyni widząc jego nagły zapał i podniecenie podejrzewa, że mąż jest chory lub pijany. Jednak Gospodarz nie zwraca na to uwagi.

Scena 26

Osoby: Gospodarz, Jasiek

Gospodarz nakazuje Jaśkowi osiodłać konia i wyruszyć po okolicznych wsiach celem zwołania uzbrojonego chłopstwa. Wręcza mu też złoty róg i nakazuje:

wrócisz, to se staniesz tu;

wtedy zadmij tęgo w róg”.

Po tym ostrzega go jeszcze:

Ino nie zgub, bo róg złoty,

bo go zseła Jasny Bóg.

(...) Bez tego złotego rogu

wniwecz pójdzie cały ruch”.

Jasiek ochoczo biegnie, aby spełnić swe zadanie.

Scena 27

Osoby: Gospodarz, Staszek

Staszek opisuje odjazd Wernyhory na niezwykłym, ogniem parskającym koniu. Daje Gospodarzowi złotą podkowę, którą koń ów zgubił przed progiem chaty.

Scena 28

Osoby: Gospodarz, Gospodyni, Staszek

Gospodarz pokazuje żonie złotą podkowę i stwierdza, że należy ten przedmiot pokazać zgromadzeniu.

Scena 29

Osoby: Gospodarz, Gospodyni

Gospodyni na tę propozycję reaguje sprzeciwem:

„(...) Scęście w ręku,

tego z ręki się nie zbywa,

w tajemnicy się ukrywa”.

Gospodarz po chwili przyznaje żonie rację i nakazuje jej wrzucić cenny przedmiot do skrzyni. Później jednak znów zaczyna mówić - jak w transie - o „zaczarowanym świecie”, który właśnie zrzuca swą „podłą maskę” i wyrywa się od powstrzymującej go Gospodyni, aby dotrzymać swej obietnicy i wypełnić powierzone mu zadanie.

Scena 30

Osoba: Gospodarz, Gospodyni, goście z miasta

Odgłosy szamotaniny zwabiają gości, którzy chcą się dowiedzieć, co się dzieje. Gospodarz rzuca im w twarz oskarżenie:

Wy, a wy - co wy jesteście:

wy się wynudzicie w mieście,

to sie wam do wsi zachciało:

tam wam mało, tu wam mało”.

Zarzuca im też, że z dawnej energii i siły Polaków pozostał tylko „farbowany fałsz” i „podle maski”.

Akt III Scena 1

Osoby: Gospodarz

Chodzi po izbie zatrzaskując pootwierane drzwi, a następnie kładzie się na zestawionych krzesłach.

Scena 2

Osoby: Gospodarz, Poeta, Nos, Pan Młody, Gospodyni, Panna Młoda

Obecni próbują uspokoić Nosa, który zbyt wiele wypił. W końcu Nos zasypia na sofie, Gospodarz układa się do snu na fotelu i krzesłach, natomiast pozostali wychodzą.

Scena 3

Osoby: Czepiec, Muzykant

Czepiec - również pijany - awanturuje się i chce, aby Muzykant grał jeszcze specjalnie dla niego. Muzykant jednak stanowczo odmawia i opędza się przed natrętem.

Scena 4

Osoby: Czepiec, Czepcowa

Czepcowa próbuje uspokoić męża, jednak ten jeszcze bardziej zaczyna się awanturować.

Scena 5

Osoby: Czepcowa, Gospodyni

Rozmawiają o weselu, zwracając szczególną uwagę na zachowanie gości z miasta.

Scena 6

Osoby: Rachela, Poeta

W sposób delikatny i w bardzo poetyckiej formie Rachela wyraża uczucia, które rozbudził w niej Poeta. Boi się, że po skończonym weselu Poeta odjedzie i zapomni o niej. Jej rozmówca radzi, aby swą tęsknotę w momentach smutku przelała na papier „w jakiejkolwiek formie”: jako sonet, wiersz lub powieść i zapewnia ją o tym, że „muzyka jej serca” będzie w ten sposób „najwierniej oddana, co do wiersza”.

Scena 7

Osoby: Haneczka, Pan Młody

Haneczka dziękuje Panu Młodemu za wspaniałą zabawę. Opisuje też wrażenia, z tańca i wyznaje, że w tym radosnym uniesieniu chciała nawet pocałować swego partnera - jednego z drużbów. To ostatnie wyznanie oburza nieco Pana Młodego, który karci dziewczynę, ta jednak broni się, przyznając sobie prawo do „wyszumienia się w czułości dla tych Krakusów”.

Scena 8

Osoby: Poeta, Maryna

Maryna mówi, że przysłuchiwała się rozmowom prowadzonym w czasie wesela i usłyszała, jak

mówili o Polsce chłopi

i mówili wcale rozsądnie i szczerze:

że tego, tam tego trza bić,

że się nie trzeba dać,

że trzeba jakoś żyć,

że tak dłużej nie może trwać”.

Oświadcza, że przeczuwa zmianę „w całej polskiej naturze”. Poeta w odpowiedzi nawiązuje do tego stwierdzenia i opisuje swe wrażenia, których dostarcza mu ciągle przeżywanie poezji, dostrzeganej przez niego na każdym kroku. Widząc jego wręcz nieprzytomne uniesienie, Maryna doradza mu spacer po sadzie dla polepszenia samopoczucia, jednak Poeta wzbrania się przed tym twierdząc, że tam wszystkie jego wrażenia jeszcze bardziej się potęgują. Później wyznaje jej cierpienie:

jest Szczęście co się ze mną mija,

i Nieszczęście, które mnie tuli”.

Scena 9

Osoby: Czepiec, Kuba

Kuba opowiada Czepcowi o wizycie Wernyhory i mówi mu, że Czepiec ma pójść razem z Gospodarzem bić Moskali. Czepiec początkowo nie wierzy słowom Kuby, jednak ten przytacza coraz to nowe szczegóły dotyczące tajemniczego gościa. W końcu wójt daje się przekonać i zabiera Kubę, aby pomógł mu w przygotowaniach do wyprawy.

Scena 10

Osoby: Czepiec, Dziad

Dziad pyta Czepca, w jakim celu Jasiek zwoływał chłopów. Czepiec dziwi się, że on nie słyszał nawoływania, na co Dziad wyjaśnia powód jego niewiedzy: „Wyście, panie wójcie, pił”.

Scena 11

Osoby: Czepiec, Gospodyni

Gospodyni opisuje wcześniejsze dziwne i niezrozumiałe dla niej zachowanie oraz słowa męża. Czepiec dopytuje się o szczegóły, jednak Gospodyni nie potrafi mu nic konkretnego na ten temat powiedzieć.

Scena 12

Osoby: Radczyni, Dziennikarz

Radczyni dziwi się, że Dziennikarz pomimo „absorbującej pracy” przybył na wesele. Ten stwierdza, iż jego praca jest głupstwem, w którym nie ma ani cienia prawdy. Mówi też, że znudzony życiem miejskim przyjechał na to wesele i chociaż mu „niejedno wspak”, to jednak czuje się tu dobrze.

Scena 13

Osoby: Radczyni, Panna Młoda

Radczyni pyta Pannę Młodą, jak wyobraża sobie dalsze życie i rozmowy z mężem, który przecież jest bardzo wykształcony. Pani Młoda przyjmuje jednak swój los z prostotą:

Po cóż by, prose pani, godoł,

jakby mi nie mioł nic powiedzieć,

po cóż by sobie gębę psuł?”.

Scena 14

Osoby: Panna Młoda, Marysia

Marysia przepowiada siostrze, że pomimo radości z małżeństwa, będzie z pewnością tęskniła do rodziny i domu, w którym się wychowała. Panna Młoda jednak nie chce się nad tym teraz zastanawiać i cieszy się chwilą obecną, nie martwiąc się o przyszłość.

Scena 15

Osoby: Marysia, Ojciec

Marysia prosi Ojca o pomoc finansową i opowiada o melancholii, jaka opanowała ją w chwili wspomnień utraconego dawno temu pierwszego narzeczonego. Ojciec doradza jej, aby wzięła udział w trwającej wciąż zabawie, co powinno polepszyć jej humor. Marysia jednak nie potrafi w tym momencie cieszyć się razem z innymi i beztrosko się bawić, woli pozostawać na uboczu i tylko przyglądać się tańcom.

Scena 16

Osoby: Poeta, Panna Młoda

Panna Młoda opisuje swój sen, który miała w chwilowym odrętwieniu wywołanym zmęczeniem. Śniło jej się, że wsiadła do złotej karety, którą powoziły diabły. Na pytanie, dokąd ją wiozą, usłyszała odpowiedź: „do Polski”. Panna Młoda zastanawia się, gdzie znajduje się teraz Polska i stawia to pytanie Poecie. Ten każe jej przyłożyć rękę do piersi i stwierdza, że jej serce to właśnie jest Polska.

Scena 17

Osoby: Poeta, Pan Młody

Pan Młody na zwierzenia Poety dotyczące jego przeżyć związanych z poetyckim obrazem świata wyraża swe zniechęcenie do poezji i pragnienie spokojnego życia:

A trafiaj ty orły z proc,

ja wolę gaik spokojny,

sad cichy, woniami upojny:

żeby (...) kręciła się przy mnie żona...”.

Scena 18

Osoby: Pan Młody, Czepiec, Poeta

Czepiec wchodzi do izby uzbrojony w kosę osadzoną na sztorc. Pan Młody i Poeta dziwią się na widok tego rynsztunku. Czepiec próbuje im wyjaśnić, dlaczego nosi przy sobie broń i oświadcza, że musi rozmawiać z Gospodarzem. Poeta nie chce go wpuścić. Wójt dochodzi do wniosku, że nie potrafi się z nimi dogadać.

Scena 19

Osoby: Czepiec, Gospodarz, Poeta, Pan Młody

Czepiec budzi Gospodarza i przypomina mu o jego zobowiązaniach. Gospodarz długo nie może dojść do siebie i nie rozumie, o co wójtowi chodzi. Czepiec przypomina wizytę Wernyhory i oznajmia, że chłopi stoją gotowi do walki i niecierpliwią się, a zbliża się już świt. Wciąż zaspanemu Gospodarzowi oraz zdziwionym Poecie i Panu Młodemu pokazuje przez okno chłopów stojących u stóp wzgórza, na którym stoi chata weselna. Poeta wychodzi, aby lepiej ich zobaczyć.

Scena 20

Osoby: Pan Młody, Czepiec, Gospodarz

Pan Młody usiłuje uspokoić wzburzonego Czepca, ten jednak nie zwraca na to uwagi, natomiast dostrzega tłum ludzi zbliżający się do chaty i informuje o tym Pana Młodego. Ów wybiega, aby dowiedzieć się, co się dzieje.

Scena 21

Osoby: Gospodarz, Czepiec

Gospodarz nadal nie pojmuje przyczyn całego zamieszania. Czepiec przeciwnie: coraz bardziej się niecierpliwi i wzywa Kaspra wraz z drugim parobkiem, aby trzymali wartę przy drzwiach chaty.

Scena 22

Osoby: poprzedni, Parobcy

Czepiec wciąż usiłuje przypomnieć Gospodarzowi nocną wizytę tajemniczego starca, lecz Gospodarz nie może sobie przypomnieć, co doprowadza wójta do pasji.

Scena 23

Osoby: poprzedni, Pan Młody

Pan Młody woła żonę, ale Kasper stwierdza, że „tu sie ważne grajom sprawy” i że z tego powodu w izbie „nie trza żadnych bab”.

Scena 24

Osoby: poprzedni, Panna Młoda

Panna Młoda oburza się słysząc słowa Kaspra i siłą dostaje się do izby.

Scena 25

Osoby: poprzedni, Poeta

Poeta wbiega podekscytowany i wskazuje Gospodarzowi na dziwne zjawiska widoczne na rozjaśniającym się już niebie.

Scena 26

Osoby: poprzedni, Gospodyni

Gospodyni wchodzi oznajmiając, iż „jakieś wojsko w ogniu stoi”. Poeta wybiega wraz z nią, aby to zobaczyć.

Scena 27

Osoby: Gospodarz, Czepiec, Parobcy, Pan Młody, Panna Młoda

Panna Młoda wraz z Panem Młodym również wybiegają, aby popatrzeć na owo dziwne wojsko.

Scena 28

Osoby: Gospodarz, Czepiec, Parobcy, Poeta

Poeta szybko wraca i opisuje dziwne zjawiska, jakie mają miejsce na polu.

Scena 29

Osoby: poprzedni, Pan Młody

Pan Młody wbiega i rozprawia o nowych dziwach ukazujących się na niebie nad Krakowem.

Scena 30

Osoby: poprzedni, Panna Młoda

Przybiega mówiąc, że na ganku usiadł przed chwilą ogromny kruk, ale zaraz potem odleciał.

Scena 31

Osoby: poprzedni, Gospodyni

Gospodyni wbiega przerażona wielką liczbą chłopów uzbrojonych w kosy i pyta o cel tego zbrojnego wystąpienia.

Scena 32

Osoby: poprzedni, wielu chłopów z kosami i różną bronią, poubieranych jak ' do drogi.

Gospodarz usiłuje sobie przypomnieć wypadki z ubiegłej nocy, ale kojarzy tylko niektóre słowa, wypowiadane przez Poetę oraz zjawiska opisywane przez obecnych. Nie może jednak ciągle dojść do sedna sprawy i treści przyjętego posłania.

Scena 33

Osoby: poprzedni, Haneczka, Zosia, Staszek, Kuba

Haneczka i Zosia są wielce zdziwione niezwykłymi zjawiskami widocznymi na niebie. Gospodarz w tym czasie zbliża się do rozwiązania zagadki. Kuba ze Staszkiem opisują mu wygląd tajemniczego starca. W końcu Gospodarz przypomina sobie Wernyhorę i przekazuje jego polecenia zebranym. Na zewnątrz gromadzi się natomiast coraz większy tłum kosynierów. Wszyscy nasłuchują. Wreszcie daje się słyszeć narastający tętent. Gospodarz nakazuje wszystkim uklęknąć i oczekiwać przybycia Wernyhory, który ma się pojawić wraz z Archaniołem. Tętent zbliża się coraz bardziej, aż nagle się urywa. Wszyscy zebrani są zasłuchani i trwają w bezruchu.

Scena 34

Osoby: poprzedni, Jasiek

Wbiega Jasiek i dostrzega dziwny stan, w jakim znajdują się zebrani. Jego próby zwrócenia na siebie czyjejkolwiek uwagi spełzają na niczym. Przypomina sobie wreszcie złoty róg, którego dźwięk ma wyrwać zebranych z odrętwienia, jednak okazuje się, że róg zginął mu gdzieś po drodze.

Scena 35

Osoby: poprzedni, Chochoł

Chochoł przypomina Jaśkowi, że zgubił róg w momencie, gdy schylał się po swą czapkę ozdobioną pawimi piórami. Jasiek chce wrócić na rozstaje dróg i poszukać rogu. Wybiega z izby, jednak po chwili powraca. Chochoł również opuszcza chatę.

Scena 36

Osoby: poprzedni, Jasiek

Jasiek patrzy na pogrążonych w odrętwieniu zebranych i zastanawia się, jak on sobie sam poradzi z pracami gospodarskimi.

Scena 37

Osoby: poprzedni, Chochoł

Ponownie pojawia się Chochoł i siada na malowanej skrzyni. Jasiek dostrzega na twarzach zgromadzonych ludzi oznaki cierpienia i zastanawia się, jak może im ulżyć. Chochoł podpowiada mu, co ma uczynić i prosi o podanie skrzypiec. Jasiek wypełnia polecenia Chochoła, który zaczyna grać. Wszyscy tańczą w takt muzyki wydobywającej się ze skrzypiec, Jasiek zaś cieszy się, że zostali uwolnieni od czaru. Chochoł jednak wyprowadza go z błędu i mówi, że panuje nad nimi „drugi CZAR”. W pewnym momencie słychać pianie koguta. Jasiek przytomnieje i usiłuje zbudzić tańczących, jednak oni nie zwracają uwagi na jego okrzyki. Zaczarowany taniec trwa, a Chochoł nie przestaje przygrywać na skrzypcach i przyśpiewywać: „Miałeś, chamie, złoty róg...”.

PODSUMOWANIE: Wesele powstało pomiędzy końcem listopada 1900 r. a połową marca 1901 r. Premiera dramatu odbyła się dnia 16 marca 1901 r. w Krakowie. Realnym podłożem sztuki było wesele poety Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną, które odbyło się 20 listopada 1900 r. w domu Włodzimierza Tetmajera, malarza i poety, mieszkającego w Bronowicach - ówczesnej podkrakowskiej wsi. Dramat ten jednak nie jest tylko opisem autentycznego wesela. Mamy tu do czynienia z dwoma planami: w pierwszym - realistycznym - poeta ukazuje postacie uczestników wesela - przedstawicieli wsi i miasta, drugi natomiast jest planem fantastycznym. Plan realistyczny rozwija się w akcie pierwszym. W akcie drugim dochodzi do głosu element fantastyczny, który w ciągu tego aktu poszerza się i pogłębia, występując naprzemiennie z planem realistycznym. Oba plany przenikają się wzajemnie i coraz wyraźniej się ze sobą wiążą, aż do momentu ich zespolenia (które następuje w momencie rozmowy Gospodarza z Wernyhorą i pozostawienia przez Wernyhorę postać nierealną - materialnych śladów jego wizyty: złotego rogu i - zgubionej przez jego konia - złotej podkowy) w trudną do określenia całość, na którą składają się pospołu elementy realistyczne z elementami fantastycznymi, zawartymi jednak w obrębie planu realistycznego.

Osoby należące do planu realistycznego są - z małymi tylko odchyleniami - wiernym odbiciem autentycznych uczestników wesela w Bronowicach. Pierwowzorem Gospodarza był Włodzimierz Tetmajer, Gospodyni - to jego żona Anna, starsza siostra Jadwigi, Pan Młody to Lucjan Rydel, Poeta to Kazimierz Tetmajer, przyrodni brat Włodzimierza, Dziennikarz to Rudolf Starzewski, redaktor dziennika krakowskiego „Czas”', Radczyni zaś to profesorowa Antonina Domańska, ciotka Lucjana Rydla.

Postacie fantastyczne - w większości przypadków - są symbolami historycznymi. Takimi właśnie są: Rycerz - utożsamiany z Zawiszą Czarnym; Stańczyk - postać z obrazów Matejki, sugerująca między innymi wspomnienie zmarnowanych przez późniejsze pokolenia osiągnięć złotych czasów zygmuntowskich; Hetman - Ksawery Branicki, jeden z przywódców konfederacji targowickiej, zdrajca narodu; Upiór Jakub Szela, przywódca rabacji chłopskiej w 1846 r.; Wernyhora - postać będąca swoistą kontynuacją dziada-lirnika, ukraińskiego proroka, występującego w utworach Słowackiego. Pozostałymi postaciami fantastycznymi są Widmo i Chochoł. Widmo jest obrazem zmarłego narzeczonego Marysi, przywołanym i „zmaterializowanym” przez jej umysł, Chochoł natomiast jest - obok Wernyhory - kluczową postacią wiążącą w Weselu plan realistyczny z planem fantastycznym.

Jednym z zasadniczych problemów ukazanych w dramacie jest obraz różnic istniejących pomiędzy modelami życia i tendencjami panującymi w społeczeństwie polskim, podzielonym na chłopów i mieszczan. Chłopi mają świadomość swej przynależności narodowej i są gotowi podjąć walkę dla uzyskania niepodległości. Brak im jedynie odpowiedniego przywódcy. Natomiast inteligencja ma bardzo sielankowy i nieprawdziwy obraz polskości, wyrażanej w - często pustych i pozbawionych autentycznej treści - symbolach i gestach.

Wyspiański odmalował w tym dramacie mistrzowskie studium poszczególnych postaci oraz dokonał świetnej ich kompozycji, co - wraz z głęboką treścią wyrażoną w dwuplanowej konstrukcji - postawiło jego dzieło w szeregu najwybitniejszych polskich utworów dramatycznych.

GABRIELA ZAPOLSKA

BIOGRAFIA

Gabriela Zapolska - właśc. Maria G. Janowska z Korwin-Piotrowskich (inne pseudonimy: Józef Maskoff, Walery Tomicki), urodziła się 30 III 1857 r. w Podhajcach pod Łuckiem, zmarła 21 XII 1921 r. we Lwowie. Pochodziła z zamożnej rodziny ziemiańskiej. Wydana nieszczęśliwie za mąż, zerwała w 1881 r. z mężem i rodziną. Została współpracowniczką „Gazety Krakowskiej”, a od 1882 r. aktorką. Występowała w Krakowie, Lwowie i Poznaniu. Niepowodzenia sceniczne skłoniły ją do wyjazdu do Paryża, gdzie miała nadzieję zrobić karierę.

Grała tam jednak tylko drobne role w podrzędnych teatrzykach. Po powrocie do kraju nadal trzymała się sceny i występowała nawet w teatrze krakowskim i teatrze lwowskim, ale z powodu zatargów z dyrektorami musiała z aktorstwa zrezygnować. W 1902 r. prowadziła w Krakowie szkołę dramatyczną. Od 1904 r. zamieszkała we Lwowie, gdzie - ze swoim drugim mężem, S. Janowskim - zorganizowała wędrowny zespół aktorski. W latach 1912-1913 była kierownikiem literackim Teatru Premier.

W dziedzinie literatury debiutowała opowiadaniem Jeden dzień z życia Róży, wydrukowanym w „Gazecie Krakowskiej” w 1881 r. W początkowym okresie tworzyła liczne nowele i powieści, które od 1883 r. ogłaszała w prasie lwowskiej i krakowskiej. Zapolska traktowała naturalizm jako kierunek, który ukazując „nagą prawdę życia” we wszystkich jego najbardziej drażliwych i ponurych przejawach, służy przede wszystkim celom społecznym. Koncepcja ta charakteryzowała prawie całą jej dalszą twórczość literacką i publicystyczną. W swych utworach poruszała często problematykę społeczno-obyczajową. Próbowała też swoich sił w tworzeniu powieści psychologicznych. Jednak jej najwybitniejszym osiągnięciem były satyryczne komedie obyczajowe (np. Żabusia i Ich czworo), w których demaskowała obłudę moralną mieszczaństwa. W komediach tych autorka ujawniła swą wybitną zdolność obserwacji oraz wyczulenie na wady i śmieszności ludzkie. Wbrew ostrym atakom krytyki tamtego okresu walka Zapolskiej z moralnością mieszczańską odgrywała ówcześnie dużą rolę, a jej dorobek dramatopisarski zajął istotne miejsce w rozwoju polskiej komedii obyczajowej i polskiego dramatu. Do najwybitniejszych jej utworów należą m.in.: powieści: Przedpiekle, Sezonowa miłość, Kobieta bez skazy oraz komedie obyczajowe: Moralność pani Dul.skiej, Panna Maliczewska i Skiz.

Moralność pani Dulskiej

CZAS POWSTANIA UTWORU: Moralność pani Dulskiej (Tragifarsa kołtuńska), komedia Gabrieli Zapolskiej, napisana w 1906 roku, w ciągu kilkunastu dni, wystawiona została po raz pierwszy w Krakowie w roku 1906, natomiast wydana drukiem w roku następnym w Warszawie. Sztuka odniosła niebywały sukces, doczekała się około 150 (!) inscenizacji w teatrach zawodowych.

CZAS I MIEJSCE AKCJI: Akcja utworu rozgrywa się na początku XX wieku we Lwowie, choć utwór był również wystawiany (i wydawany) ze zmienionymi na krakowskie realiami.

NATURALIZM JAKO KIERUNEK LITERACKI: Moralność pani Dulskiej określana jest mianem dramatu naturalistycznego. Pojęcie naturalizmu jako kierunku literackiego ukształtowało się we Francji w drugiej połowie XIX wieku. Za twórcę naturalizmu uważany jest francuski pisarz Emil Zola, który w napisanej w roku 1880 Powieści eksperymentalnej (Le roman experimental) wyjaśniał założenia artystyczne i programowe kierunku. Punktem wyjścia naturalizmu było przekonanie, że człowiek, zdominowany przez instynkty, nie różni się w swym zachowaniu od zwierząt. Należy więc poddać go ścisłej obserwacji, kierując się w swych badaniach metodami charakterystycznymi dla nauk przyrodniczych. Przyjęto postawę scjentystyczną (opierającą się na zaufaniu do nauki), nawiązując między innymi do teorii ewolucji Darwina i determinizmu Hipolita Taine'a. W praktyce zaowocowało to skrajnym obiektywizmem: zredukowano do absolutnego minimum uprawnienia narratora, wyeliminowano moralistykę i komentarz autorski oraz ograniczono fikcję literacką na korzyść dokumentu społecznego.

MORALNOŚĆ... JAKO DRAMAT NATURALISTYCZNY: Gabriela Zapolska wyszła z typowych dla naturalizmu założeń, że człowiek jako część świata przyrody podlega prawom natury, zaś prawa społeczne rządzące życiem człowieka są odbiciem praw natury. Dramatopisarkę interesowała w związku z tym biologiczna motywacja działań człowieka, a szczególnie rządzące ludzkim życiem prawa natury. Moralność pani Dulskiej jest dowodem na to, że wszelkie poczynania ludzkie są zależne od następujących czynników i praw natury:

  1. Teorii dziedziczności, polegającej na zdolności do przekazywania potomstwu cech fizycznych lub psychicznych zarówno wrodzonych, jak i nabytych. Między Dulską i Hesią istnieje ogromne podobieństwo, sprawiające, że Hesia zachowuje się tak, jak jej matka. Dziewczynka odziedziczyła po pani Dulskiej najgorsze cechy charakteru: złośliwość, skąpstwo, bezczelność, pogardę dla innych.

  2. Determinizmu, którego zwolennicy głosili całkowitą zależność człowieka od warunków życia. Życie każdego człowieka, jego losy, są z góry przesądzone, czyli właśnie zdeterminowane przez czynniki absolutnie od niego niezależne: rasę, pochodzenie społeczne, środowisko, moment historyczny. Przykładem bohatera zdeterminowanego biologicznie jest Zbyszko, który choć zdaje sobie sprawę z zakłamania i fałszu swoich rodziców, wic jednocześnie, że sam w przyszłości będzie takim samym kołtunem, jak oni: „Bom się urodził po kołtuńsku (...)! Bo w łonie matki już nim byłem, bo żebym skórę zdarł z siebie, mam tam pod spodem, w duszy, całą warstwę kołtunerii, której nic wyplenić nie zdoła”.

  3. Prawa doboru naturalnego, czyli procesu prowadzącego do utrzymywania się przy życiu osobników silniejszych, lepiej przystosowanych do otaczających je warunków, przy jednoczesnym eliminowaniu jednostek gorzej przystosowanych, słabszych. Prawo doboru naturalnego jest szczególnie wyraźnie widoczne w zakończeniu romansu Zbyszka z Hanką. Hanka jest słabsza od Dulskiej i o wiele gorzej od niej przystosowana do życia w bezwzględnym świecie, musi więc przegrać i odejść bez Zbyszka. Zbyszko z kolei jest zależny od matki, musi również jej ulec i zrezygnować z planów poślubienia Hanki; to jednostka najsilniejsza decyduje, kto w świecie przyrody przeżyje, a kto zginie. W Moralności pani Dulskiej prawo silniejszego stanowi o losach bohaterów. Dulska, jako najsilniejsza, może sobie pozwolić na terroryzowanie wszystkich domowników, robienie z nimi „co chce”. Mężowi wydziela więc cygara i kieszonkowe na kawę, a nieszczęśliwą lokatorkę, niedoszłą samobójczynię, wyrzuca na bruk w obawie przed skandalem. Nagannie prowadząca się „kokota” może sobie dalej spokojnie mieszkać, ma bowiem dużo pieniędzy i może kupić za nie przychylność Dulskiej.

DULSZCZYZNA: Gabriela Zapolska dokonuje w swojej sztuce prawdziwej rozprawy z drobnomieszczańską kołtunerią, której symbolem staje się bohaterka tytułowa, pani Dulska. Od jej nazwiska utworzono nawet pojęcie, będące nazwą określonej postawy, synonimem wszystkich negatywnych cech filistra i kołtuna. Dulszczyzna, pojęcie utworzone od zachowania Dulskiej, jest zespołem cech i postaw charakteryzującym się przede wszystkim podwójną moralnością, inną dla siebie i swoich najbliższych, inną dla pozostałych ludzi oraz dbałością o pozory. Dulska myśli tylko o tym co o niej powiedzą inni ludzie. Mówi: „na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział”. Swoje postępowanie uzasadnia filisterską pseudomoralnością i kieruje się w życiu zasadami drobnomieszczańskimi, ośmieszonymi i wyśmianymi przez Zapolską w jej „tragifarsie kołtuńskiej”.

BOHATEROWIE - CHARAKTERYSTYKA:

Aniela Dulska - żona Felicjana, matka Hesi, Meli i Zbyszka. Jest właścicielką jednej z lwowskich kamienic. Zapolska zgromadziła w tej postaci wszystkie cechy, które zwykło się później określać słowem dulszczyzna. Dulska jest karykaturą żony, matki, pani domu, wreszcie kobiety. Ma fatalny gust, jest zaniedbana, niechlujna. Wszystko to ma związek z jej chorobliwą oszczędnością - oszczędza na wszystkim od sprzętów w mieszkaniu i wydatków na prasę, cygara i kawę dla Felicjana po bilety tramwajowe dla córek. Jest bezkrytyczna wobec siebie, uważa się za kobietę nieskazitelnie uczciwą, wzór wszelkich cnót. Pieniądz jest dla Dulskiej wszechwładną siłą, która daje władzę i prawo stanowienia o innych. Jest on także podstawą do oceniania ludzi - Dulska wynajmuje pokój kobiecie lekkich obyczajów, która regularnie uiszcza należność za komorne, jednocześnie bohaterka nakazuje wyprowadzić się z kamienicy lokatorce - niedoszłej samobójczyni, która zdecydowała się na ten krok z powodu zdrady męża. Dulska uważa ją za skandalistkę i osobę niemoralną.

Następną ważna cechą Dulskiej jest obłuda. Dulska jest kobietą, która wszystko ocenia na podstawie własnych korzyści. Jest mistrzynią udawania. Sądzi, że można bezkarnie wykorzystywać innych dla własnych celów - właśnie tak postępuje z Hanką. Przyjmuje ją pod swój dach po to, by ją stręczyć własnemu synowi. W ten sposób „kochająca” matka zamierza zatrzymać syna w domu. Dulska jest istotą całkowicie amoralną. Udaje, że nic nie wie o stosunkach jakie łączą Zbyszka i Hankę, pobłażliwie traktuje karygodne prowadzenie się syna.

Jako matka Dulska zdecydowanie faworyzuje Zbyszka, utwierdzając go w przekonaniu o własnej wyjątkowości i wartości. Córki traktuje jak niepotrzebny balast, stara się jak najdłużej traktować je jak dzieci, a tymczasem Hesia i Mela to już dorastające panny. Dulska nie respektuje ich niezależności i ludzkiej godności. Chce je sobie absolutnie podporządkować. W efekcie i córki i Zbyszko bez oporów dają sobą manipulować, ale nie szanują matki. Dulska czuje swoją przewagę i bez skrupułów terroryzuje otoczenie.

Jako żona Dulska całkowicie ignoruje męża, już dawno go sobie podporządkowała, Felicjan żyje pod jej dyktando. Małżonkowie w ogóle nie rozmawiają, ponieważ to Dulska podejmuje wszystkie decyzje. Jest osobą zdecydowanie dominującą.

Ogólnie mówiąc Dulska to bezwzględna, pewna siebie, chłodno kalkulująca własne korzyści i straty kobieta. W swoim tandetnie urządzonym domu, gdzie pokrzykuje i dyryguje wszystkimi, Dulska czuje się wspaniale. Dlatego rzadko wychodzi na ulicę (także w ramach oszczędności), gdzie natychmiast widać niechlujstwo jej stroju, pretensjonalność zachowania, wreszcie głupotę i brak wykształcenia. Jest niepospolicie silna, energiczna, dominuje i podporządkowuje sobie otoczenie.

Zapolska przedstawia swoją bohaterkę jako kobietę, której nic i nikt już nie zmieni - nawet po historii z Hanką „będzie można zacząć po bożemu”, bilans zysków i strat wyrównał się, wszystko pozostanie w tajemnicy, skandal obyczajowy, jaki miał miejsce w domu Dulskich, nie wyjdzie na jaw, a więc członkowie rodziny zachowają miano uczciwych mieszczan.

Felicjan Dulski - mąż Dulskiej, urzędnik, zupełnie nie pasuje do roli ojca rodziny. Jest cichy, prowadzi egzystencję człowieka samotnego, nie rozumianego przez władczą, krzykliwą, obojętną wobec niego żonę. Właściwie nie spełnia ani roli ojca, ani męża. Jako słabszy jest całkowicie uległy. Wobec tragedii, jaka rozegrała się w jego domu, Dulski ma do powiedzenia jedynie: „A niech was wszyscy diabli!”. Jest postacią niemal groteskową - zwłaszcza w scenie, kiedy maszerując dookoła stołu odbywa spacer dla poprawienia zdrowia, a potem odbiera od Dulskiej kilka groszy na codzienną kawę w pobliskiej kawiarni. Jego postawę dobitnie określa Zbyszko: „... ojciec wybrał dogodniejszą drogę. Mama za niego łokciami się przez świat przepycha, a on za nią”. W świetle tych słów Dulski jawi się jako człowiek, który wybrał wygodną, prostą drogę przez życie.

Zbyszko - dwudziestokilkuletni młodzieniec, pracujący jako niższy urzędnik jakiegoś biura, kobieciarz i cynik, nie pozbawiony jednak pewnej dozy zdrowego rozsądku, syn Dulskich, młody, rozpieszczony przez matkę kawaler, dla którego nie liczy się uczciwość, moralność, honor. Wychowany przez Dulską jest jej wierną repliką. Bez skrupułów uwodzi Hankę, ponieważ sprawia mu to przyjemność. Wydaje pieniądze na nocne hulanki nie interesując się domem i siostrami. Zbyszko nie reprezentuje żadnych pozytywnych wartości. Wobec życia umie tylko przybierać sztuczne pozy: przykładnego syna, młodopolskiego dekadenta, uwodziciela, adoratora (wobec ciotki). Zbyszko ma świadomość w jakim środowisku żyje - orientuje się w stosunkach społecznych, ogólnym rozluźnieniu obyczajów, ale biernie się temu poddaje. Jest wykształcony i inteligentny, ale demaskując obłudę matki odkrywa także fałsz we własnym zachowaniu. Mimo to jego bunt wobec własnego kołtuństwa jest żałosny, powierzchowny i nie przynosi żadnych efektów. Dzieje się tak nie dlatego, że, jak mówi bohater: „ma ... w duszy całą warstwę kołtunerii, której nic wyplenić nie zdoła”, ale dlatego, że on sam jest słaby, nieodpowiedzialny, niesamodzielny i nie potrafi zachować się jak mężczyzna. Zapolska przedstawia Zbyszka jako człowieka, który stworzył sobie teorię na temat fatalizmu kołtuństwa, co nie pozwala mu skutecznie walczyć, buntować się. Głęboko wierzy w słuszność swoich przemyśleń, jest przy tym śmieszny i sztuczny. Stać go jedynie na dramatyzowanie, teatralną rozpacz. Ostatecznie i on daje się przekonać i wybiera dotychczasowe życie pod kuratelą matki, odrzucając odpowiedzialność i wspólną drogę przez życie z Hanką.

Hesia - kilkunastoletnia panienka, wiernie naśladująca matkę, przeciw której pewnie za kilka lat otwarcie się zbuntuje. Jest żywiołowa, impulsywna, krzykliwa, potrafi zaabsorbować sobą całe otoczenie. Doskonale się orientuje w sytuacji domowej, nie szanuje Hanki, bo ta jest tylko służącą. Niedościgłym ideałem jest dla niej brat - cynik, kobieciarz, spędzający większość życia w kawiarniach. Hesia ma duży tupet, umie być bezczelna, potrafi iść przez życie przepychając się łokciami - wszystkie te cechy odziedziczyła po matce, kiedyś prawdopodobnie będzie miała podobny dom.

Mela - całkowite przeciwieństwo siostry, najwyraźniej wdała się w ojca. Domownicy wyczuwają jej „inność”, która polega jedynie na zwykłej dziewczęcej wrażliwości, delikatności, subtelności. Melę szanuje nawet Zbyszko, który właśnie z nią szczerze rozmawia. Mówi o niej: „Ty jeszcze z całej familii jesteś najmożliwsza ... jest w tobie coś milszego, coś innego”. Ona sama głęboko odczuwa smutek i przeżywa coś złego. To ona jest postacią prawdziwie tragiczną w dramacie. Cierpi, czuje się samotna, stłamszona, niszczona, zwierza się Zbyszkowi: „... mnie się zdaje, że mi się dzieje jakaś krzywda - że mnie ktoś więzi, że mi ściśnięto gardło...”. Mela odczuwa głębiej, wyraźniej, potrafi przeczuwać, jest taktowna, szczerze współczuje Hance, choć nie do końca się orientuje, co tak naprawdę zaszło. Atmosfera domowa, pełna krzyków, rywalizacji, działa rujnująco na zdrowie psychiczne dziewczyny. Cicha, spokojna, zapewne nie będzie umiała odnaleźć własnego miejsca w świecie pozbawionym zasad moralnych.

Juliasiewiczowa - krewna Dulskich, dojrzała kobieta, która wiedzie swobodne, pełne przygód życie. Mąż gwarantuje jej stabilną sytuację finansową, co nie zobowiązuje jej do przestrzegania zasad wierności małżeńskiej. Jest dumna ze swej „niezależności”, potępia Dulską, ale sama wcale nie jest od niej lepsza. Jest natomiast z pewnością bardziej inteligentna. Uważa się za samodzielną, nowoczesną, niezależną. Jej sposób na życie to czerpanie z niego przyjemności, korzystanie z radości, rozrywek. Juliasiewiczowa właściwie nie ma zasad moralnych. To właśnie ona pozbawia Zbyszka ostatnich skrupułów. Rzeczowo, konkretnie przedstawia mu problemy, jakie niesie decyzja ślubu z Hanką i korzyści wypływające z rezygnacji z tego związku a więc z własnego honoru.

Hanka - młodziutka dziewczyna, służąca Dulskich, miasto i dom mieszczański są dla niej, mieszkającej dotąd na wsi, czymś zupełnie nowym. Hanka jest początkowo pełna szacunku wobec swojej pani i młodego panicza. Wkrótce jej dobroć, naiwność, łatwowierność i poczciwość zostają niecnie wykorzystane. Uwiedziona przez Zbyszka Hanka traci złudzenia co do uczciwości, prawości i moralności panujących w „wyższych sferach”. Budzi się w niej kobieta i świadoma swoich praw matka, która jest gotowa egzekwować je w imię dobra własnego, jeszcze nie narodzonego, dziecka. Siła psychiczna, konsekwencja, upór i godność Hanki są wręcz imponujące. Potrafi zachować szlachetność, nie prosi o jałmużnę, ale o to, co jej się słusznie należy. Hanka zachowuje się jak osoba świadoma swoich praw społecznych, to już nie ciemna, wzbudzająca litość, skrzywdzona istota, ale pełnoprawna jednostka, której prawo gwarantuje godność, niezależność. Hanka otwarcie grozi Dulskiej sprawą sądową, zna także wartość pieniądza i wie, ile może zażądać, aby zapewnić sobie i dziecku godziwy byt. Ona także potrafi wywalczyć swoje miejsce w hierarchii społecznej, ale umie przy tym zachować ludzką godność.

Inne postacie to:

lokatorka; Tadraehowa - matka chrzestna Hanki, praczka, kobieta prosta, ale bystra, rozsądna i doświadczona.

STRESZCZENIE: Akcja toczy się w mieszkaniu Dulskich, które jest częścią lwowskiej (lub krakowskiej) kamienicy należącej do Dulskich.

Akt I

O godzinie szóstej rano pani Dulska wstaje i jak co dzień podrywa ze snu cały dom, zapędza służbę do pracy, sama osobiście nadzoruje całą krzątaninę, nie szczędząc gromkich okrzyków, którymi skutecznie unicestwia objawy jakiejkolwiek opieszałości zarówno służby, jak i członków rodziny. Po pewnym czasie pojawia się Zbyszko, który właśnie powraca z całonocnej hulanki. Usiłuje się przemknąć niepostrzeżenie do swego pokoju, jednak Dulska zatrzymuje go i robi mu wymówki. Młodzieniec zbywa wszystkie słowa matki cynicznymi uwagami. Będąc przez chwilę sam na sam z Hanką, z którą za cichym przyzwoleniem Dulskiej od dłuższego już czasu romansuje, Zbyszko usiłuje objąć służącą, co spostrzega przypadkiem wchodząca do pokoju Mela. Epizod ten utwierdza dziewczynkę w przekonaniu, że Zbyszko i Hanka kochają się. Nieco później Hesia i Mela wychodzą do szkoły. Do Dulskiej przychodzi Lokatorka. Kobieta ta przed kilkoma dniami usiłowała popełnić samobójstwo z powodu zdrady męża, co stało się przyczyną skandalu. Dulska, która nie mogła znieść świadomości, że skandal ten miał miejsce w jej kamienicy, wymówiła Lokatorce mieszkanie. Nieszczęśliwa kobieta, która dopiero co opuściła szpital, przyszła właśnie prosić właścicielkę kamienicy o cofnięcie tej decyzji, motywując swą prośbę złym stanem zdrowia i, ze względu na zimową porę, niemożliwością znalezienia innego mieszkania. Pomiędzy obiema kobietami dochodzi do ostrej sprzeczki. Dulska wypowiada między innymi kilka zdań, które po części charakteryzują jej poglądy na moralność: „dobrze, że samobójców chowają osobno, niech się nie pchają między porządnych ludzi” oraz „na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o niech nie wiedział. Rozwłóczyć je po .świecie to ani moralne, ani uczciwe. Ja zawsze tak żyłam, aby nikt nie mógł powiedzieć, że byłam powodem skandalu”.

Rozgoryczona i zdenerwowana Lokatorka opuszcza mieszkanie Dulskiej. W drzwiach mija się z Juliasiewiczową. Do rozmowy Juliasiewiczowej z Dulską przyłącza się Zbyszko, który między innymi stwierdza, że „być Dulskim to katastrofa”. Nieco później, pod nieobecność matki, Zbyszko przypuszcza ostry atak na kołtunerię i kołtuństwo. Mówi m.in.: „mam tam pod spodem w duszy całą warstwę kołtunerii, której nie wyplenić nie zdoła”. Po pewnym czasie młodzieniec wychodzi do biura. Dulska zaś je z Juliasiewiczową drugie śniadanie. Podczas rozmowy Juliasiewiczowa sugeruje, aby pani domu odprawiła Hankę ze względu na Zbyszka. Dulska w sposób aluzyjny przyznaje się, że wie o romansie syna, ale twierdzi, iż młodzieniec musi się „wyszumieć”, a niech się to dzieje „lepiej w domu”, pod okiem matki, niż poza domem.

Akt II

Jest późne popołudnie. Dulski dostaje od małżonki swoje dwadzieścia centów i wychodzi do kawiarni. Hesia i Mela wybierają się wraz z matką na lekcję tańca. Z powodu bólu głowy Mela zostaje w domu. Pod nieobecność Dulskiej Mela nawiązuje ze Zbyszkiem rozmowę. Zwierza się ze swoich osobistych przeżyć i spostrzeżeń dotyczących związku brata ze służącą. Dziewczynka wierzy, że Zbyszko będzie chciał poślubić Hankę i ofiaruje im swoją pomoc. Początkowo młodzieniec oburza się na siostrę, ale po chwili uspokaja się i prosi tylko dziewczynkę, aby nie zajmowała się tą sprawą. W czasie, gdy Mela znajduje się w swoim pokoju, Hanka powraca z miasta, gdzie została uprzednio wysłana przez Zbyszka w tajemnicy przed panią Dulską. Z rozmowy panicza i służącej wynika (choć nie zostaje to wypowiedziane wprost), że Hanka spodziewa się dziecka. Zbyszko jest wzburzony tą wiadomością, ale niepokój ten bardziej jest wywołany mogącymi spaść na głowę młodzieńca kłopotami niż zainteresowaniem losem Hanki, która znalazła się teraz w bardzo trudnej sytuacji. Po wyjściu Zbyszka z salonu wchodzi tu Mela, próbując uspokoić i pocieszyć Hankę. W tej sytuacji zastaje je Juliasiewiczowa. Hanka ucieka z salonu, Mela zaś prosi krewną o pomoc w wyjściu z trudnej sytuacji. Juliasiewiczowa z relacji dziewczynki po części dowiaduje się, a po części domyśla, jak się sprawy mają i uspokaja Melę, nakazując jej jednocześnie dyskrecję. Niezwykle rozdrażniony Zbyszko wychodzi z domu.

Wkrótce potem powracają Dulska z Hesią i Dulski. Podczas podwieczorku, w którym uczestniczy również Juliasiewiczowa, dochodzi między nią a Dulską do sprzeczki. Juliasiewiczowa sprowokowana przytykami do swego sposobu bycia stwierdza, że do sumienia pani Dulskiej „lepiej w biały dzień nie zaglądać”, bo „dopatrzyć by się tu można niejednego”. Gospodyni wyprasza męża i dzieci z salonu, aby wysłuchać zarzutów stawianych jej przez krewną. Jest pewna, że nie ma zarzutu, którego nie mogłaby odeprzeć. Dowiedziawszy się prawdy o Zbyszku i Hance początkowo nie chce wierzyć, a następnie - słysząc z ust służącej potwierdzenie zarzutu - wpada w gniew. W domu rozpętuje się awantura. Dulska decyduje się natychmiast wymówić Hance pracę. Juliasiewiczowa korzystając z okazji odpłaca za wszystkie przytyki, wymówki i obelgi, które zostały wypowiedziane pod jej adresem i oznajmia Zbyszkowi, że j ego matka od samego początku wiedziała o j ego romansie, a nawet celowo przyjęła Hankę, aby zatrzymać syna w domu. Młodzieniec słysząc to wpada w pasję i oznajmia, że ożeni się z Hanką. Słowa te doprowadzają Dulską do wściekłości.

Akt III

Jest ranek następnego dnia. Mela budzi Hankę, która jeszcze nie doszła do siebie po minionych wydarzeniach. Panienka pociesza nieszczęśliwą dziewczynę i obiecuje jej swoją pomoc oraz, że poświęci się całkowicie dla niej i wychowania jej dziecka. Prawie zrozpaczona pani Dulska prosi Juliasiewiczową o pomoc w wybrnięciu z trudnego położenia. Dulska posyła też po Tadrachową. Juliasiewiczowa bierze na siebie ciężar przeprowadzenia rozmowy z matką chrzestną Hanki i z początku nic nie wspomina o zamiarach Zbyszka, a próbuje tylko delikatnie ową kobietę wybadać i dowiedzieć się czegoś więcej o Hance. Ich rozmowę przerywa Zbyszko, który zasięgał w mieście informacji dotyczących formalności, jakie należy załatwić w związku ze ślubem. Oznajmia, że ma zamiar ożenić się z Hanką i wychodzi do swego pokoju. Słysząc jego słowa Tadrachowa od razu zmienia front i twierdzi, że wiedziała już dawno co się święci, stwierdzając zarazem, iż całym posagiem Hanki była uczciwość, a w tej sytuacji jeszcze tylko „pieniądzami ludziom oczy mydlić można”. Juliasiewiczowa radzi Dulskiej, aby wyłożyć pewną sumę dla zażegnania wiszącego w powietrzu skandalu, do jakiego może doprowadzić Hanka. Dulska nalega, aby Juliasiewiczowa spróbowała jeszcze odwieść Zbyszka od spełnienia jego zamiarów, co zdaniem gospodyni może spowodować, że „wszystko się ułoży” bez straty choćby jednego grosza. Juliasiewiczowa zgadza się i w poufnej rozmowie ze Zbyszkiem sprytnie przedstawia mu w jak najciemniejszych kolorach jego przyszłe małżeństwo z Hanką. Wykorzystuje przy tym całą swoją przebiegłość i umiejętnie gra na uczuciach młodego Dulskiego. Wreszcie Zbyszko daje się przekonać, poprzestając na zapewnieniu swej krewnej, że Hanka nie zostanie pokrzywdzona. W momencie, gdy przeprasza matkę, wpada jednak we wściekłość i wybiega. Juliasiewiczowa kwituje to stwierdzeniem, że należy młodzieńcowi pozwolić się „wyburczyć”. Obie panie wzywają ponownie Tadrachową, a Juliasiewiczowa oznajmia jej, że Zbyszko zmienił swe zamiary, zaś „pani gospodyni (...) może tam coś niecoś da Hance jako odszkodowanie”. Tadrachowa jest nieco zdziwiona, ale przystaje na taki układ. Chce jednak najpierw porozmawiać z Hanką. Na osobności oznajmia dziewczynie, że panicz nie chce się żenić, a zamiast tego otrzyma ona „coś na rękę”. Hanka godzi się z losem, ale nie chce też pieniędzy. Znajduje się w stanie wewnętrznego rozbicia i głębokiego przygnębienia. Po powrocie Dulskiej i Juliasiewiczowej Tadrachowa ostro stawia sprawę nie chcąc, aby jej chrześnica odeszła z pustymi rękami. Na propozycję kwoty kilkudziesięciu koron do rozmowy włącza się nieoczekiwanie Hanka i z niespotykaną u niej do tej pory zuchwałością stawia warunek: otrzyma tysiąc koron, albo będzie dochodzić swego przez sądy. Nie chcąc dopuścić do skandalu Dulska ustępuje. Niedługo potem Tadrachowa z Hanką opuszczają kamienicę, Dulska zaś stwierdza: „teraz muszę odbić to, co mi wydarli”. Chwilę później, po wyjściu Juliasiewiczowej, życie rodziny Dulskich powraca „do normy” według słów gospodyni: „będzie znów można zacząć żyć po bożemu”.

PODSUMOWANIE: Jest to trzyaktowa satyryczna komedia obyczajowa, napisana w roku 1906, a wydana w r. 1907 w Warszawie. Akcja utworu toczy się we Lwowie (choć sztuka była też wystawiana i wydawana z realiami krakowskimi) na początku XX w. Dramat ten charakteryzuje się doskonałą budową. Określić go można mianem komedii naturalistycznej. Autorka ukazała tutaj, iż w świecie ludzkim podobnie jak w całej naturze - toczy się nieustanna biologiczna walka o byt. Przedstawiony tu świat jest odtworzony w sposób krytyczno-satyryczny. W zakończeniu triumfuje obłuda Dulskiej. Pisarka ośmieszyła zakłamaną moralność i odsłoniła jej ponurą trwałość. Poprzez określenie „kołtuńska” Zapolska wyraziła swój krytyczny i wrogi stosunek do obłudy i wstecznictwa, czyli kołtunerii. Autorka utrwaliła w języku polskim pojęcie dulszczyzny, które jest synonimem obłudy moralno-obyczajowej.

Akcja utworu skupia się wokół sprawy Hanki, ale na pierwszy plan wysuwa się tu bezsprzecznie postać Dulskiej. Zapolska skoncentrowała się na psychologicznej analizie tej postaci i ukazała jej egoizm, chciwość oraz bezwzględność. Dowiodła też iż wszystko, co tylko istniało w świecie Dulskiej, było kłamstwem. Tytułowej bohaterce chodzi tylko o zachowanie pozorów. Zapolska powróciła jeszcze w swej późniejszej twórczości do tematu Dulskich w opowiadaniach: Pani Dulska przed sądem i Śmierć Felicjana Dulskiego.

WŁADYSŁAW STANISŁAW REYMONT

BIOGRAFIA

Władysław Stanisław Reymont (właśc. Rejment), urodził się 7 V 1867 r. we wsi Kobiele Wielkie pod Radomskiem, zmarł 5 XII 1925 r. w Warszawie. Był synem wiejskiego organisty. Wczesne dzieciństwo spędził w Tuszynie. Był uczniem krawieckim. W 1883 roku uzyskał świadectwo z III klasy Warszawskiej Szkoły Niedzielno-Rzemieślniczej. W 1884 r. został wyzwolony na czeladnika. Później do roku 1887 występował w wędrownych trupach aktorskich (pod ps. Urbański). Od 1888 r. pracował na kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. W grudniu 1893 r. przeniósł się do Warszawy i zajął się wyłącznie twórczością literacką. W 1895 r. wyjechał do Włoch. Wiele podróżował. Odwiedził Berlin, Brukselę, Londyn i Paryż. W 1900 r. w katastrofie kolejowej pod Warszawą uległ poważnej kontuzji. W 1902 r. poślubił Aurelię z Szacsznajderów Szabłowską i wyjechał do Francji. Podczas rewolucji 1905 r. oraz I wojny światowej przebywał głównie w Warszawie. W 1917 r. otrzymał za Chłopów nagrodę Polskiej Akademii Umiejętności. W 1919 i 1920 r. odwiedzał skupiska Polonii w Stanach Zjednoczonych. W 1920 r. zakupił folwark Kołaczkowo w pobliżu Wrześni (obecnie znajduje się tam muzeum Reymontowskie). Interesował się bardzo filmem i był jednym ze współtwórców pierwszej polskiej spółdzielni kinematograficznej. W 1924 r. otrzymał Nagrodę Nobla za Chłopów. Został pochowany na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Jego serce wmurowano w filar kościoła Św. Krzyża w Warszawie.

Pisarz zadebiutował w grudniu 1892 r. jednocześnie jako publicysta (korespondent terenowy warszawskiego „Głosu”) i nowelista w krakowskiej „Myśli” (nowelą Wigilia Bożego Narodzenia). Jego pierwsze nowele i opowiadania opisywały „chłopskie bytowanie” oraz życie środowiska miejskiego, szlacheckiego, aktorskiego i kolejarskiego. Zgodnie z wyznawaną przez siebie filozofią przyrody i natury w utworach tego okresu wyrażał też przekonanie, że życie naturalne jest autentyczne, a więc pozytywne, zaś życie miejskie jest nienaturalne, czyli nieautentyczne, a więc negatywne. Reymont ukazywał też samotność człowieka wśród ludzi w mieście. Od r. 1900 w jego twórczości znalazły się utwory o tematyce związanej z rewolucją oraz utwory zawierające elementy psychologiczne i parapsychologiczne. W okresie I wojny światowej Reymont stworzył kilka opowiadań, w których przedstawił przeżycia ofiar i uczestników wojny na wsi polskiej. Do najbardziej znanych dzieł tego pisarza należą: powieści - Chłopi, Komediantka, Fermenty, reportaż - Pielgrzymka do Jasnej Góry, Ziemia obiecana oraz opowiadania - Sąd, Ave Patria, Burza i Tęsknota.

Chłopi

CZAS POWSTANIA POWIEŚCI I JEJ DRUK: Władysław Reymont pracował nad Chłopami przez około dziesięć lat; zaczął w roku 1899, skończył pisać w roku 1908. Po raz pierwszy powieść drukowano w odcinkach w „Tygodniku Ilustrowanym”: tom I w 1902 r., tom II w 1903 r., tom III w latach 1905-1906, tom I V w 1908 r. Wydanie osobne powieści miało miejsce w Warszawie: tomy I i II w roku 1904, tom III w 1906 r., tom IV w 1909 r.

W roku 1924 za Chłopów Władysław Stanisław Reymont otrzymał literacką Nagrodę Nobla.

BUDOWA UTWORU: Chłopi są tetralogią, to znaczy składają się z czterech tomów. Tom I nosi tytuł Jesień, II - Zima, III - Wiosna, IV - Lato.

CZAS I MIEJSCE AKCJI: Akcja powieści rozgrywa się w autentycznej wsi Lipce którą zlokalizowano na południu dawnego Księstwa Łowickiego, w zaborze rosyjskim. Czas powieści obejmuje okres dziesięciu miesięcy ostatniego dziesięciolecia XIX w.: od wczesnej jesieni (wykopki) do późnego lata (po żniwach) następnego roku.

TREŚĆ UTWORU: Na fabułę Chłopów składają się trzy główne ciągi zdarzeń i problemów, które przeplatają się ze sobą, uzupełniają się i budują pełny obraz wsi polskiej końca XIX wieku. Pierwszym ciągiem jest obraz gromady lipeckiej, drugi koncentruje się na przedstawieniu obyczajów i obrzędów wyznaczających życie chłopów, natomiast trzeci, nadrzędny, służy określeniu i analizie wpływu rytmu przyrody na rytm życia człowieka.

CIĄG PIERWSZY - SPOŁECZNOŚĆ LIPECKA: Reymont koncentruje się tu na ukazaniu możliwie najszerszego i najprecyzyjniejszego obrazu życia gromady lipeckiej. Pisarza interesuje wszystko: praca, dzień powszedni, święta, czas wolny, rozrywki i zabawy mieszkańców Lipiec. Okazuje się, że społeczność ta jest bardzo wyraźnie zhierarchizowana, tworzy pewnego rodzaju piramidę, na wierzchołku której znajdują się najbogatsi i najbardziej wpływowi członkowie gromady, zaś na jej dole - pozbawiona wpływu na losy społeczności biedota. Autor ukazuje wszystkich, którzy w jakiś sposób związani są z Lipcami, a więc, począwszy od najważniejszych: dziedzica (choć nie jest chłopem, to jednak żyje z pracy chłopów i ma wielki wpływ na ich życie), księdza, organistę, sołtysa, młynarza, bogatych gospodarzy (przede wszystkim Macieja Borynę), arendarza, średnio zamożnych chłopów, biedniaków, parobków, komorników i w końcu żebraków. W powieści pojawia się również tajemniczy wędrowny prorok i nauczyciel ludowy - Rocho, który, choć pozornie pozostawiony jest nieco na uboczu wydarzeń, jawi się jako opiekun lipczan i ich przewodnik.

CIĄG DRUGI - OBYCZAJE I OBRZĘDY: Całe życie na wsi podlega specyficznemu kalendarzowi, który określić można mianem kalendarza obyczajowo-obrzędowo-liturgicznego. Różni się on od roku kalendarzowego, a składają się na niego przede wszystkim wielkie święta religijne, odpusty, chrzciny, śluby wraz z weselami, pogrzeby, zwyczaje ludowe, wspólne spędzanie wolnego czasu, zabawy, wspólna praca, wróżby, zabobony...

Wszelkie święta i uroczystości o charakterze religijnym, kultowym, nie wywodzą się jedynie z tradycji katolickiej czy nawet chrześcijańskiej, mają swoje korzenie o wiele głębiej, bo jeszcze w wierzeniach pogańskich. Wiara chrześcijańska przeplata się tu z wierzeniami przodków, tworząc przedziwną całość, pełną wzajemnie dopełniających się, różnych tradycji. Przykładem mogą być chrzciny, które rozpoczynają się uroczystością w kościele, a kończą rytualnym obchodzeniem czterech kątów domu i odpędzaniem „złego” od nowo narodzonego dziecka. Takie wzajemne przenikanie się różnych tradycji doskonale widoczne jest również w uroczystościach związanych z Dniem Zadusznym. Po mszy za dusze zmarłych Kuba wychodzi z kościoła, idzie na cmentarz i na starych grobach rozrzuca okruchy chleba dla dusz czyśćcowych. Jest to pozostałość po opisanym, między innymi w II części Dziadów Adama Mickiewicza, pogańskim obrzędzie, zwanym „ucztą kozła”.

Opisując przebieg obchodzonych przez społeczność wiejską świąt, Reymont przedstawia bardzo szczegółowo wszystkie przygotowania do uroczystości, gotowanie potraw, porządki, wróżby... Szczególnie dokładnie widać to przy okazji małżeństwa Jagny z Boryną: posyłanie z wódką, zmówiny, zaręczyny, zapowiedzi, ślub, wesele, oczepiny, przenosiny, to wszystko zostaje w Chłopach bardzo drobiazgowo przedstawione, dowodzi niezwykłej, etnograficznej orientacji Reymonta w najdrobniejszych szczegółach wiejskich zwyczajów. Do obyczajów zaliczają się również wspólne prace, na przykład wieczorne spotkania przy obieraniu kapusty lub darciu pierza, którym towarzyszą rozmowy, śpiewy ludowych piosenek, wzajemne żarty i docinki.

Obrzędy, obyczaje oraz święta wyznaczają rytm życia każdego bez wyjątku członka społeczności lipeckiej, od dnia urodzin aż do śmierci, towarzysząc mu we wszystkich najważniejszych chwilach. Rok obyczajowo-obrzędowo-liturgiczny decyduje o życiu każdej jednostki, która należy do gromady i musi przestrzegać jej zwyczajów. Kto spróbuje się wyłamać i wystąpi przeciw tym obyczajom, obrzędom czy prawom, wystąpi tym samym przeciwko gromadzie i zostanie z niej usunięty, jak na przykład Jagna.

CIĄG TRZECI - RYTM PRZYRODY: Życie społeczności lipeckiej jest organizowane przez obyczaje, obrzędy i wierzenia, które z kolei podlegają rytmowi pór roku. Reymont usiłuje w Chłopach określić i przeanalizować wpływ rytmu pór roku na rytm życia mieszkańców. Życie na wsi toczy się w rytmie zgodnym z przemiennością pór roku, w odwiecznie ustalonym porządku. Zawsze po zimie nastąpi wiosna, a po wiośnie lato. Społeczność lipecka musi się takiemu rytmowi podporządkować, uzależnić od niego rozkład swoich prac, a także czasu wolnego. Śluby i wesela będą się najczęściej odbywać późną jesienią czy w zimie, nigdy w lecie, kiedy jest mnóstwo pracy w polu. Zmieniające się pory roku określają czas zasiewów i czas zbierania plonów dla wszystkich mieszkańców wsi, nikt nie jest wyjątkiem, nikomu nie wolno zaburzyć tego porządku.

Czasu nie określa się według mijania kolejnych godzin, dni, tygodni czy miesięcy, nie jest to bowiem czas linearny, ale cykliczny, wyznaczany przez naturę i stale powtarzające się pory roku: wiosnę, lato, jesień i zimę.

Chłop jest związany z pracą i swą ziemią od momentu urodzin do chwili śmierci. Rodzi się na niej i umiera, jak choćby Boryna, którego śmierć jest symbolem przynależności człowieka do świata natury, do ziemi.

BOHATEROWIE - CHARAKTERYSTYKA:

Maeiej Boryna - 58-letni mężczyzna, najbogatszy gospodarz w Lipcach, cieszy się w gromadzie wielkim autorytetem, wraz z wójtem i księdzem często podejmuje ważne dla wsi decyzje. Wciąż wiedzie prym w gospodarstwie, choć ma dorosłego syna, Antka, i dorastającą córkę, Józkę. Czuje się jeszcze młodo, dlatego zamierza się ożenić, w końcu wybiera Jagnę - najpiękniejszą dziewczynę w Lipcach. Jest pewny siebie, uparty, sam podejmuje wszystkie decyzje dotyczące gospodarstwa i rodziny. Podobnie jak dla innych chłopów, tak i dla Boryny największą wartość ma ziemia ona daje mu pozycję w Lipcach, żywi całą rodzinę. Boryna darzy ziemię uwielbieniem, niemal fizyczną miłością, wyrazem tych uczuć jest scena jego śmierci. Boryna umiera wiosną, kiedy ziemia budzi się do życia. Przed śmiercią podnosi się z łóżka, idzie na pole i dokonuje symbolicznego siewu. Słyszy wołanie przyrody, która chce go zatrzymać przy sobie.

Dla Boryny podstawą oceny człowieka jest jego pracowitość. Właśnie dlatego tak radykalnie zmienia swój stosunek do Hanki, kiedy ta przyjmuje na siebie obowiązki wzorowej gospodyni, natomiast źle traktuje syna, Antka, który nie troszczy się o gospodarstwo.

Boryna to mądry, doświadczony, znający życie człowiek. Jest odważny, konsekwentny, uparty, bywa porywczy. Dba o swój majątek, nie interesuje go własność sąsiadów. Boryna nie jest nieomylny. Zapisuje Jagnie dużą część pola, nie licząc się z własnymi dziećmi. Ujawnia się przy tym silny biologizm tej postaci - Boryna patrzy na Jagnę nie jak na kobietę godną uwielbienia, delikatną, ale jak na potencjalną matkę, podziwia jej siłę, krzepkość, urodę, uważa, że będzie z niej dobra gospodyni.

Antek Boryna - syn Macieja, mężczyzna w sile wieku, ojciec rodziny, nie jest dobrym mężem ani ojcem. Traktuje Hankę jak jeszcze jedną osobę do pracy w polu, nie szanuje jej tym bardziej, że pochodzi ona z ubogiej rodziny i nie wniosła posagu w postaci pola.

Również w życiu tej postaci nadrzędną rolę odgrywa natura, biologia. Nie kocha, raczej pożąda Jagny. Chociaż stać go i na rycerskie gesty wobec niej - wdaje się w bójkę z Mateuszem, ponieważ ten źle się o Jagnie wyraża. Nawet kiedy zostaje ona żoną Macieja, Antek nie rezygnuje. Jest wytrwały i uparty. Spodziewa się zająć po ojcu miejsce najbogatszego gospodarza we wsi. Traktuje Macieja jak rywala nie tylko w związku z Jagną, ale także jako przywódcę gromady. Antek również chce decydować, potrafi być rozważny i opanowany. Nie cieszy się jednak we wsi takim autorytetem jak ojciec, a po historii z Jagną bywa otwarcie potępiany. Antek niewątpliwie kocha ojca, łączą go z nim więzy krwi, które w ekstremalnych sytuacjach, np.: walka o las, dają o sobie znać. Wówczas Antek jest gotów ryzykować życiem, aby uratować ojca.

W trakcie trwania akcji powieści bohater zmienia swój stosunek do żony. Na skutek jego niewierności Hanka przejmuje rolę głowy rodziny, budzi się w niej zupełnie inna kobieta. Antek jest początkowo zdziwiony, później uznaje jej wartość, imponuje mu mądrość i pracowitość Hanki.

Antek jest bardzo mocno związany z gromadą. Okazuje się, że nawet związek z Jagną jest mniej ważny niż akceptacja mieszkańców Lipiec, dlatego ostatecznie nawet Antek potępia Jagnę, a jego słowa „Z gromadą żyję, to i z gromadą trzymam” można traktować jako wyrzeczenie się własnych, indywidualnych pragnień w imię woli większości.

Jagna - córka Dominikowej, postać wyróżniająca się na tle społeczności, dziwna i zagadkowa. Jest niepospolicie wrażliwa, absolutnie podporządkowana naturze, żyje w zgodzie z rytmem przyrody. Siłą nadrzędną w jej życiu jest popęd płciowy. Natura hojnie ją obdarzyła urodą, jest bardzo kobieca, wzbudza pożądanie we wszystkich mężczyznach mieszkających w Lipcach. Jagna nie jest w stanie oprzeć się sile własnej biologii i fizjologii. Cieszy się złą sławą i jest główną bohaterką plotek. Jest jednocześnie ambitna i pewna siebie, nie zwraca uwagi na ludzkie oceny, kiedy trzeba, potrafi ostro i dosadnie odpowiedzieć. Dobrze sobie radzi w kontaktach z mężczyznami, których ocenia jako potencjalnych partnerów. Trzeba jednak przyznać, że przynajmniej większość jej związków wynika nie tylko z fascynacji fizycznej, ale i zaangażowania emocjonalnego. Tak jest w wypadku Antka, a także Jasia, syna organisty.

Jagna jest artystką, jej zdolności ujawniają się zwłaszcza podczas świąt, kiedy wykonuje oryginalne ozdoby. Cechuje ją także typowo młodopolski sposób patrzenia na świat, przyrodę, głęboko odczuwa nastrój, zmiany w naturze, natychmiast wpływają one na psychikę Jagny.

Bohaterka żyje we własnym świecie, samotna i nie rozumiana, tęskni za czymś dalekim, niewiadomym, nie znajduje swojego miejsca w społeczności, odrzuca życie w gromadzie - w tym sensie jest bohaterką młodopolską.

Jagna jest absolutnie podporządkowana matce. Zostawia jej wolną rękę podczas podejmowania decyzji, nawet tak ważnych, jak małżeństwo. Bohaterka jest zupełnie bezwolna, pozwala sobą manipulować. Bierze ślub z Maciejem, choć pociąga ją jego syn, Antek. To staje się powodem głębokich rozterek wewnętrznych i cierpienia. Jagna ma swoją własną moralność, zgodnie z którą wiąże się z tym mężczyzną, do którego czuje naturalną skłonność (zgodnie z młodopolskim przekonaniem na temat związków międzyludzkich). Cierpi nie z powodu tego, że zdradza męża, ale dlatego, że nie może żyć z Antkiem. Głęboko odczuwa ograniczenia społeczne, towarzyskie. Reymont kilkakrotnie opisuje jej samotne wędrówki po Lipcach, w których bohaterka czuje się jak w więzieniu. Oto, co czuje: „Żarło ją cosik, czego by i wypowiedzieć nie sposób, ni to był żal, ni to tęsknica, ni to kochanie, a oczy miała pełne suchego żaru i w sercu wzbierał wrzący, straszny szloch”.

W końcu Jagna, nieszczęśliwa i upokorzona, zostaje usunięta ze wsi. Trudno przewidzieć jak potoczą się jej dalsze: losy.

Dominikowa (Marcjanna Paczesiowa) - matka Jagny, Szymka i Jędrzycha. Jako matka faworyzuje córkę, która jest bardzo do niej podobna (na temat prowadzenia się Dominikowej w młodości krążą złe plotki). Synami rozporządza jak wynajętymi parobkami, wykonują pracę gospodarza i gospodyni. Dominikowa natomiast pełni w gromadzie rolę znachorki, zielarki, uzdrowicielki, niektórzy ufają w jej nadprzyrodzone umiejętności, wierzą, że może odegnać złe moce, lub rzucić urok. Ona bierze udział we wszystkich domowych uroczystościach: chrzciny, ślub, pogrzeb, na których wykonuje wszystkie rytualne czynności. Nie jest we wsi lubiana, ale poważa się ją w obawie, że może zaszkodzić.

Dominikowa jest zamożną kobietą, ale uważa, że warto dla powiększenia gospodarstwa wydać Jagnę za mąż za Macieja Borynę. Interesuje ją przede wszystkim jego zapis dla młodej, pięknej żony. Doskonale wie o tym, jak prowadzi się Jagna - uważa, że dopóki nie doszło do publicznego skandalu, nie należy się niczym przejmować. Po ślubie stara się dowodzić uczciwości córki, ostatecznie (kiedy Maciej znajduje ją z Antkiem, a potem kobiety zbierające chrust spostrzegają Jagnę z wójtem) uznaje winę córki. Do końca jednak broni Jagnę przed rozgniewanym tłumem lipczan.

W stosunku do synów Dominikowa jest uparta i zawzięta. Ostatecznie doprowadza do tragedii - bójki z synami, w wyniku której zostaje kaleką - ślepnie. Trudno z pewnością stwierdzić dlaczego jako matka nie potrafi okazać synom odrobiny uczucia. Z jej stosunku do innych mężczyzn, m.in. do Boryny, wynika, że traktuje ich jak osoby niezbyt mądre, mniej sprytne i przebiegłe, którymi można manipulować. Dlatego nie może się pogodzić z dążeniem synów do samodzielności i niezależności.

Hanka - żona Antka, matka kilkorga dzieci. Zna swoje miejsce w małżeństwie i w gromadzie, ale okaże się, że będzie musiała je zmienić, i z roli matki i żony absolutnie podległej mężowi stać się samodzielną gospodynią, ciężko pracującą dla dobra całej rodziny. Hanka przechodzi wielką przemianę z zahukanej, cichej, pokornej, często pochlipującej po kątach staje się odważną, silną, świadomą swoich praw kobietą. Instynkt macierzyński każe jej zadbać o własne dzieci, instynkt zdradzanej żony podpowiada jej nienawiść do Jagny i potrzebę otwartej walki z mężem. Dlatego po wielkiej kłótni małżonków, kiedy Antek próbuje przeszkodzić Hance w przyjęciu zboża i chleba od Boryny, ta wykrzykuje wszystkie swoje żale i pretensje do męża. Odtąd już sama będzie podejmować decyzje.

Nie znaczy to, że Hanka nie kocha Antka. Darzy go szczerym, głębokim, a co najważniejsze stałym uczuciem. Próbuje zrozumieć męża, przebaczyć mu. Wydaje się także, że właśnie Hanka najlepiej rozumie Jagnę, obie bardzo cierpią i prawdopodobnie to je do siebie zbliża. Hanka nie ufa Jagnie, ale bardzo jej współczuje.

Jak wielką przemianę przeszła bohaterka może świadczyć fakt, że to właśnie jej Boryna przekazuje wiadomość o ukrytych oszczędnościach. Widać, że ufa jej bezgranicznie. Natomiast przybyły z więzienia Antek z podziwem patrzy na dokonania Hanki w gospodarstwie, docenia pracę, umiejętności i mądrość żony, zaczyna ją traktować jak równorzędną partnerkę, a nie podległą sobie istotę.

Agata - staruszka, krewna Kłębów, jesień i zimę spędza żebrząc pod kościołami, na wiosnę wraca do Lipiec, aby pomóc krewnym w gospodarstwie. Skromna, nieśmiała, lękliwa, bardzo pobożna. Marzy o gospodarskim pogrzebie. Nie chcąc robić nikomu kłopotu swoją osobą Agata żmudnie gromadzi pieniądze, choć nigdy nie zapomina, aby przynieść z miasta podarunki dla krewnych i ich dzieci. Jest wzruszająco dobra, cicha i pokorna. Akceptuje wolę krewnych. W końcu Agata godnie umiera, wcześniej, co ważne i właściwe dla człowieka żyjącego zgodnie z naturą, przeczuwa dokładnie czas swego zgonu. Przy jej zwłokach gromadzi się cała wieś.

Jagustynka - starsza kobieta wydziedziczona przez własne dzieci, a przez to zmuszona chodzić do obcych „na wyrobek”, złośliwa, wygadana, dobrze poinformowana o wszystkim, co się dzieje we wsi, lubiąca podjudzać do kłótni i podtrzymywać trwające swary, „zawsze temu przytwierdzała, kto z nią radził”.

Ksiądz - miejscowy proboszcz cieszący się u parafian opinią człowieka wielce świątobliwego i dbałego o dobro swych owieczek, nie jest on jednak pozbawiony wad, gdyż jest chciwy i trzyma przeważnie stronę dworu lub co bogatszych gospodarzy.

Ambroży - „dziad może stuletni, prosty jak świeca, choć o drewnianej nodze i kiju”, kościelny.

Kuba - (Jakub Socha) parobek u Boryny, niemłody już, kulejący na jedną nogę i wyśmiewany z tego powodu przez innych parobków, bardzo pracowity, poczciwy, prosty i pobożny.

Witek - młody chłopak, sierota, pastuch u Boryny, zręczny, lubiący majsterkować, kochający zwierzęta, jednak często zaniedbujący swe obowiązki ze względu na zamiłowania.

Wójt - (Piotr) młody jeszcze mężczyzna, nie stroniący od alkoholu, dbający więcej o interesy własne niż o interesy miejscowych chłopów.

Kowal - (Michał) zięć Boryny, chciwy, przebiegły.

Magda - córka Boryny, żona kowala.

Jankiel - Żyd, właściciel miejscowej karczmy.

Jasiek - syn organistów, pobiera nauki w mieście, ma zostać księdzem.

Mateusz - (przezywany Gołębiem) ponad trzydziestoletni kawaler, silny, pracowity, zręczny, rozrzutny, uganiający się za dziewczętami.

Rocho - żebrak przybywający od czasu do czasu do Lipiec, człowiek pochodzący prawdopodobnie z wyższego niż chłopski stanu, wykształcony, posługujący się jednak gwarą, czuły na nędzę i niedolę, pomagający w miarę swych możliwości wszystkim potrzebującym. Prawdopodobnie zajmuje się również działalnością polityczną. Jest gorącym patriotą, budzi patriotyzm i świadomość narodową w chłopach, dba także o ich moralność, pociesza, podnosi na duchu, opowiada im, że „nadejdzie ów dzień święty, dzień zmartwychwstania, dzień prawdy i sprawiedliwości la całego narodu...”. Orientuje się w prawie, daje Hance wskazówki, jak pomóc Antkowi, kiedy ten jest w więzieniu, przynosi jej wiadomość o uwolnieniu męża.

Lipczanie traktują go jak „rodzonego ojca”. Jest dla nich autorytetem moralnym, słuchają go, ufają mu. Antek nie waha się narazić własnej rodziny, aby go ukryć i uratować przed żandarmami, którzy przyszli go aresztować. Nawet Jagna słucha jego napomnień. Rocho wie, że Jagna ma wyjątkową, niespokojną naturę. W trakcie pożegnania poważnie obawia się o jej przyszłość.

Bylica - ojciec Hanki, jeden z najstarszych ludzi we wsi, ubogi gospodarz.

Pan Jacek - stryj dziedzica, były powstaniec, człowiek czuły na dolę ubogich wieśniaków, łagodny, życzliwy dla chłopów, choć uważany przez nich, ze względu na swe zachowanie, za człowieka dość oryginalnego.

Tomasz Kłąb - „człowiek ludzki, mądry i zgodę ze wszystkimi trzymający”, ojciec czterech dorosłych już prawie synów.

STRESZCZENIE:

Tom I. Jesień

I

Pewnego ciepłego wrześniowego dnia, późnym popołudniem, ksiądz, który dogląda właśnie swego parobka orzącego pole, spotyka starą Agatę. Kobieta udaje się właśnie „we świat, po proszonem”, ponieważ na zimę krewni jej nie mają dla niej pracy ani noclegu. Staruszka jednak nie uskarża się na swój los, a nawet stara się usprawiedliwić przed księdzem swych krewniaków. Drogą, przy której stoi duchowny, przechodzi jeszcze wiele różnych osób, z których każda zatrzymuje się przy duszpasterzu, ów zaś dla każdego znajduje życzliwy uśmiech i dobre słowo. Po pewnym czasie ksiądz decyduje, że pora kończyć pracę i powraca wraz z parobkiem na plebanię. Po drodze mija grupę mężczyzn i kobiet, którzy zbierają ziemniaki z pola należącego do Boryny. Po odejściu kapłana wśród pracujących kobiet rozpoczyna się rozmowa, której tematem są poszczególni mieszkańcy wsi, prym zaś w tej rozmowie wiedzie Jagustynka. Kobiety chwalą postępowanie księdza, oburzają się zaś na Kłębów, którzy późną jesienią wypędzili starą Agatę z domu. Niewiasty posądzają też Dominikową o uprawianie czarów, również niepochlebne opinie wyrażają o Jagnie. Rozmowę przerywa na pewien czas przybycie Józki, która przynosi Hance wieść, że właśnie zdycha jedna z krów. Hanka spiesznie powraca do domu. O zmroku praca zostaje przerwana i wszyscy pozostali powracają do wsi.

II

Hanka zastaje na podwórzu dogorywającą krowę. Posyła Józkę po Ambrożego, ale ten nie jest w stanie pomóc zwierzęciu. Powraca Boryna z Antkiem. Stary gospodarz decyduje, aby krowę dobić. Wieczorem Maciej składa wizytę wójtowi. Dowiaduje się, że następnego dnia ma się stawić w sądzie, ponieważ został zaskarżony przez Jewkę - dziewczynę, którą uprzedniej zimy przyjął na służbę. Wójt radzi mu też, aby się ponownie ożenił, gdyż jego poprzednia małżonka zmarła już pół roku temu, dom zaś i zagroda potrzebują gospodyni. Pada propozycja, aby jego żoną została Jagna, co przypada Borynie do gustu. W drodze powrotnej dochodzi do wniosku, że ponowny ożenek będzie korzystnym i rozsądnym krokiem.

III

Następnego dnia przed świtem Kuba rozpoczyna pracę w zagrodzie Boryny. Gospodarz, który wstał nieco później, dopada Witka i wymierza mu siarczyste lanie, które jest dla chłopaka karą za poniesioną poprzedniego dnia przez Macieja stratę. Wkrótce po wschodzie słońca Boryna jedzie do Tymowa, aby stawić się w sądzie. Rozpatrywanych jest tu wiele spraw i Maciej długo oczekuje na swoją kolej. Jewka oskarża go o nieuczciwą zapłatę za wykonywane przez nią prace oraz o gwałt. Zarzuty te, zresztą niesłuszne, oraz wygląd i zachowanie skarżącej wywołują jedynie u zebranych gapiów śmiech i kpiny. Boryna zostaje uniewinniony. W sądzie znajduje się też Dominikowa, której sprawa była rozpatrywana tuż przed sprawą Boryny. Oboje razem wychodzą i wracają do domu, delikatnie badając wzajemnie swe nastroje i poglądy, co ma stanowić wstęp do oficjalnego starania się Macieja o rękę Jagny.

IV

W niedzielę przed sumą Kuba zanosi na plebanię kilka upolowanych przez siebie kuropatw. Ksiądz nagradza go za prezent dobrym słowem i - w pojęciu Kuby sutą zapłatą. Parobek jest wprost urzeczony pochwałami, które usłyszał i tak wierzy we własną godność, że w kościele zajmuje miejsce w pierwszych ławkach obok bogatszych gospodarzy. Nie zważa na docinki i pogardliwe słowa skierowane do niego i wprost rozpływa się w błogim uniesieniu, a na księdza patrzy jak na świętego. Po nabożeństwie Boryna powraca z rodziną do domu. Podczas obiadu dochodzi między nim a Antkiem do poważnej sprzeczki. Antek jest rozgoryczony, że musi wciąż pracować dla ojca, a nie słyszy za to nawet dobrego słowa. Po południu Kuba idzie do karczmy. Jankiel mami go tu obietnicami dobrej zapłaty za dostarczone mu nielegalnie upolowanych zajęcy, kuropatw i saren. Obiecuje też dać Kubie strzelbę. Parobek zamroczony nieco alkoholem oraz wizją łatwego i dużego zarobku zgadza się. W karczmie trwa zabawa, która kończy się późnym wieczorem.

V

Lipieccy chłopi przygotowują się do ostatniego w tym roku wielkiego jarmarku, w czasie którego każdy, w zależności od potrzeb, może się zaopatrzyć we wszystkie towary potrzebne na zimę lub uzyskać ze sprzedaży płodów rolnych i żywego inwentarza pieniądze konieczne do uregulowania starych rachunków i długów. Przygotowania takie trwają też w domu Boryny. W przeddzień jarmarku wieczorem widząc, że Kuba jest niezwykle pracowity i uczciwy oraz ma duże doświadczenie w pracach gospodarskich, Boryna rozmawia z nim, gdyż pragnie go zatrzymać u siebie na dłużej. Kuba zgadza się, ale wysoko się ceni i prosi o dość dużą „podwyżkę”. Po długich targach gospodarz i parobek dochodzą do porozumienia. Następnego dnia przed świtem chłopi wyruszają do Tymowa. Boryna idzie pieszo, a po drodze dosiada się do organistów, których wóz prowadzi ich syn. W trakcie rozmowy organiścina chwali się między innymi tym, że Jaś skończy niedługo szkołę i wstąpi do seminarium. W mieście Boryna zsiada z wozu i wciska się w hałaśliwy, kolorowy tłum. Szybko odnajduje Hankę, Józię i Antka. Kobiety sprzedają świnie, Antek zaś zboże. Maciej udziela dzieciom wskazówek i udaje się do pisarza, aby złożyć skargę na dwór, gdyż pragnie drogą sądową otrzymać odszkodowanie za swoją krowę. Po wyjściu od pisarza spotyka Jagnę. Towarzyszy jej przez dłuższy czas, a na koniec podarowuje piękną chustę i wstążkę, sugerując jednocześnie, że będzie się starał o rękę dziewczyny. Nieco później spotyka kowala. Zięć prośbą i groźbą usiłuje nakłonić Macieja, aby dał wreszcie córce należny jej posag, ale Boryna nieugięcie trwa przy swoim zdaniu. Obaj udają się do karczmy, gdzie spotykają Ambrożego, a niedługo potem rozstają się w pozornej zgodzie. Borynowie sprzedali na jarmarku wszystkie swe towary i zakupiwszy wiele różnych przedmiotów powracają późnym popołudniem do domu zadowoleni i weseli, jako że na jarmarku nie brakowało im także różnych rozrywek.

VI

Po jarmarku do Lipiec zawitała deszczowa i ponura jesień. Chłopi zbierają z pól kapustę. Pewnego dnia o zmroku Jagna wraca z Szymkiem z pola, prowadząc wóz wypełniony głowami kapusty. Po drodze spotyka Antka, u którego wzbudza nieokiełznaną wprost namiętność. Chwila rozmowy z owym mężczyzną rozpala w dziewczynie żądze do tego stopnia, że choć Antek już dawno odszedł, nie zdaje sobie ona sprawy z tego, gdzie się znajduje i co robi. Po długim czasie dochodzi dopiero do siebie. Tuż przed wieczerzą chatę Dominikowej nawiedza Ambroży. Okazuje się, że przychodzi on w imieniu Boryny, aby wybadać czy gospodarz ten będzie miał jakieś szanse, jeśli poprosi o rękę Jagny. Dziewczyna pozostawia decyzję matce, ta zaś słysząc między innymi obietnicę dużego zapisu na korzyść jej córki - oznajmia, iż godzi się na te zaręczyny.

VII

Następnego dnia od samego rana Jagna nie może sobie znaleźć miejsca i niecierpliwie wyczekuje wieczoru, kiedy to ma pójść do Boryny pomóc w obieraniu kapusty. Głównym powodem tej niecierpliwości jest nadzieja, że spotka się tam z Antkiem. Znienacka w chacie Dominikowej pojawia się Mateusz, który powrócił właśnie do wsi po półrocznej nieobecności. Przybysz dość śmiało poczyna sobie z Jagną, która nie ma siły bronić się przed jego natarczywością, ale ich igraszki przerywa przybycie Szymka. Niebawem powraca też Dommikowa, która jest do Mateusza wrogo nastawiona i wypędza go z chaty. Jagna idzie do Borynów. Tutaj gromadzą się licznie inne dziewczyny z bogatszych gospodarstw oraz kilka starszych kobiet i wielu parobków. Wszyscy biorą się do pracy. Po pewnym czasie przybywa Boryna i zaprasza zebranych do suto zastawionego stołu. Niedługo po wieczerzy do chaty wchodzi Rocho. Zebrani początkowo żywo rozmawiają lub słuchają dźwięku skrzypiec, na których gra jeden z chłopaków, a następnie wysłuchują z uwagą legendy opowiadanej przez Rocha. Późnym wieczorem wszyscy rozchodzą się do domów. W ślad za Jagną chyłkiem wymyka się Antek i odprowadza ją do domu.

VIII

Nazajutrz rano wśród chłopów rozchodzi się wieść, że Boryna ma zamiar zaręczyć się z Jagną. Wielu widzi w tym zapowiedź. przyszłych kłótni i swarów, mających nastąpić pomiędzy córką Dominikowej a dziećmi Macieja. Boryna przez cały dzień chodzi niespokojny. Po południu wójt wraz z Szymonem udają się do chaty Dominikowej, aby prosić w imieniu Macieja o rękę dziewczyny. Kobiety przyjmują ofertę i razem z dziewosłębami (swatami) oraz z Szymkiem i Jędrzychem udają się do karczmy, gdzie niecierpliwie wyczekujący ich Boryna wyprawia huczne zaręczyny. Po pewnym czasie Dominikowa z dziećmi powraca do domu, do karczmy zaś przybywa młynarz z wieścią, że dziedzic sprzedał las, który prawnie należy po części do wsi. Wieść ta wywołuje oburzenie chłopów, którzy długo radzą, jak dochodzić swych praw.

IX

W sobotę Boryna był w mieście i zapisał Jagnie sześć mórg ziemi. W niedzielę wyszły w kościele pierwsze zapowiedzi. Maciej przez kilka kolejnych dni przesiadywał bez przerwy w chacie Dominikowej. Dzieci Boryny są wstrząśnięte wiadomością o zamiarach ojca. W poniedziałek, w Dzień Zaduszny, wszyscy mieszkańcy Lipiec wybierają się do kościoła i na cmentarz, aby pomodlić się za zmarłych. Kuba poprzedniej nocy był na polowaniu i udało mu się ustrzelić sarnę, tego dnia zaś od rana przebywa razem z Witkiem, który nie opuszcza go na krok. Razem również wybierają się rano na cmentarz. Po południu, jak wielu innych, udają się tam ponownie. Docierają do starych, zapomnianych grobów, w których, jak wynika to ze wspomnień Kuby, spoczywają jego dawni panowie (rodzice obecnego dziedzica) oraz jego matka, Magdalena. Wspomina też powstanie styczniowe, w którym brał udział u boku młodego dziedzica. W tym to okresie Kuba został postrzelony w kolano, jego matka zaś zginęła wraz z resztą dworskiej służby i dziedzicami. Wieczorem do izby Antka schodzi się kilkoro gości. Czas upływa zebranym na słuchaniu legend opowiadanych przez Rocha.

X

Oburzony wciąż na ojca Antek udaje się do proboszcza z prośbą o radę. Ksiądz zabiera go ze sobą na poszukiwanie swej zaginionej klaczy, a jedyną radą, której udziela, jest zalecenie trwania w pokorze i cierpliwości. Młody Boryna nie jest bynajmniej zadowolony z tych słów i udaje się do kowala. Tu jednak również nie znajduje pociechy ani pomocy. Dochodzi do kłótni, podczas której po stronie kowala opowiada się też wójt. Antek powraca do domu coraz bardziej wzburzony. Tutaj odnajduje go kowal, który wiedziony widokiem płynących z tego dla siebie korzyści radzi, aby Antek wprost powiedział ojcu, o co chodzi i poprosił o podział pozostałych gruntów pomiędzy siebie i swą siostrę, żonę kowala. Młody Boryna słysząc to wypędza kowala ze swego domu, ale po pewnym czasie dochodzi do wniosku, że rada ta była dobra. Wieczorem zjawia się Maciej, na którego już od dłuższego czasu czekają Magda, Hanka i Antek. Dzieci najpierw proszą, ale oburzone uporem i obojętnością ojca szybko przechodzą do gróźb. Pomiędzy Antkiem i Maciejem dochodzi do zaciekłej bójki. Rankiem następnego dnia ojciec wyrzuca Antka i Hankę z domu. Zawzięci w gniewie nie proszą o łaskę i przenoszą się ze swym dobytkiem do ojca Hanki, który mieszka na drugim końcu wsi. W sercu Boryny pozostają jednak ostre drzazgi: słowa, które usłyszał od Antka na temat złego prowadzenia się Jagny. Tej nocy Kuba znów był na polowaniu, ale został zraniony w nogę przez leśniczego. Jednak o jego wypadku nie dowiaduje się nikt oprócz Witka.

XI

W dzień wesela w domu Dominikowej trwają ostatnie przygotowania. Dominikowa pełna jest troski i niepokoju o przyszłość córki, Jagna nie cieszy się na myśl o ślubie, jest jej raczej obojętny. Jej głowę zaprzątają myśli dotyczące Antka. Na wesele zostali zaproszeni wszyscy bogatsi gospodarze. Gorączkowe przygotowania do tego wydarzenia sprawiły, że mało kto pojawił się na sumie. Po południu orszak, do którego przyłączają się wciąż nowi weselnicy, udaje się do chaty Boryny, a następnie wraz z panem młodym po Jagnę i do kościoła. Po krótkim ślubie wszyscy udają się do chaty Dominikowej, gdzie zrazu rozpoczynają się tańce. Później goście podejmowani są sutą wieczerzą, obficie zakrapianą wódką. Następnie odbywają się różne zabawy, aż wreszcie późną nocą ponownie rozpoczyna się zabawa taneczna. Zarówno goście, jak i gospodarze zapominają na jakiś czas o troskach i kłopotach i rzucają się w wir zabawy

XII

O świcie Witek wychodzi z domu weselnego, wraca do domu i kładzie się spać. Budzą go jęki Kuby, który coraz bardziej cierpi, gdyż jego nogę toczy gangrena. Ranny wysyła chłopca po Ambrożego lub Jagustynkę. Dziad jednak jest już zbyt pijany, a Jagustynka dobrze się bawi i odpędza chłopaka. Ta ostatnia przybywa do Kuby dopiero w długi czas po śniadaniu, ale dochodzi do wniosku, że ona tu już nic nie wskóra i radzi, aby posłać po księdza. Kuba oburza się na nią twierdząc, iż ani jego osoba nie jest godna wizyty kapłana, ani miejsce nie jest odpowiednie dla tej tak świątobliwej osobistości (ranny leży w stajni). Kobieta odchodzi, a Kuba zostaje sam. Jedynym jego towarzyszem jest Łapa, stary i wierny pies Borynów. Do rannego dochodzą z zewnątrz różne odgłosy, z których rozpoznaje, co się dzieje we wsi i w ten sposób upływają mu długie godziny. Pod wieczór przybywa Ambroży. Ogląda ranę i próbuje ją opatrzyć, ale stwierdza, że jedynym ratunkiem może być wysłanie Kuby do szpitala, gdzie obetną mu nogę. Po odejściu Ambrożego ranny zachowuje w głowie tylko jedną myśl: po odcięciu nogi zniknie ból i niemoc. Tymczasem we wsi odbywają się uroczyste przenosiny panny młodej do domu jej męża. W domu Boryny następuje dalszy ciąg weseliska. Początkowo ludzie są nieco ociężali, ale po pewnym czasie zaczynają się wesoło zabawiać. Wieczorem Rocho wyciąga Ambrożego z sali. Okazuje się, że Kuba odciął sobie sam nogę i prawie całkowicie się wykrwawił. Rocho konno jedzie po księdza, ale jest już za późno. Kuba powoli, ale już bez cierpień, oddaje duszę Bogu, podczas gdy obok, w chacie, wszyscy beztrosko się bawią.

Tom II. Zima

I

W pierwszej dekadzie grudnia na wioskę spadła to nasilająca, się, to słabnąca wichura, która pewnej nocy w swym szczytowym nasileniu wyrządziła wiele szkód. Dopiero na początku drugiej dekady wichry osłabły i zaczął padać śnieg. Antek z żoną i dziećmi cierpią biedę, ale nie chce on brać się do żadnej pracy i nie zważa na ciągłe narzekania i płacz Hanki, na której spoczywa teraz obowiązek wyżywienia dzieci. Mijają trzy tygodnie od opuszczenia przez nich chaty ojca. Od Antka odwrócili się wszyscy sąsiedzi, on zaś coraz bardziej pała żądzą zemsty za wyrządzone krzywdy. Sprzedaje Żydom krowę, a sam wziąwszy nieco pieniędzy udaje się „w świat” w poszukiwaniu pracy. W drodze mija go Boryna z Jagną, jadący saniami do sądu. Antek na widok Jagny zatrzymuje się i po refleksji zawraca do wsi, do karczmy. Tutaj spędza przy butelce całą resztę dnia.

II

Hanka pozostaje w chacie z dziećmi i starym ojcem. Idzie do wsi i spłaca długi. Wstępuje do organistów. Organiścina właśnie wypędza z domu służącą, Magdę, która „dorobiła się” gdzieś dziecka. Hanka otrzymuje od organistów wełnę, którą ma dla nich uprząść. Po wyjściu wypytuje ludzi o pracę dla Antka, ale niesporo jej to idzie.

Pewna jest tylko jednego: że nie ma zamiaru opuszczać rodzinnej wsi i tułać się po świecie. Już nocą trafia do młynarza, gdzie również spłaca długi i prosi o pracę dla męża. Młynarz proponuje pracę w tartaku, ale przy okazji informuje ją o tym, o czym mówi już cała wieś: Antek ugania się za Jagną. Słowa te ranią boleśnie serce wiernej i kochającej żony, ale stara się opanować i powraca do domu. Tutaj zastaje już worki z wełną, w których znajduje również nieco żywności. Następnego rana otrząsa się z wszelkich trosk i zabiera się do pracy, aby jakoś podołać obowiązkom, które na nią spadły. Wieczorem powraca Antek. Również tego wieczoru pojawia się w ich chacie pierwszy od długiego czasu gość - stary Kłąb. Po długiej pogawędce deklaruje pomoc na wypadek jakiejś potrzeby.

III

Następnego dnia z rana Antek zaczyna pracę w tartaku. Praca jest ciężka, ale Antkowi to nie przeszkadza, natomiast ością w gardle stoi mu kierownictwo Mateusza, który jest tu majstrem i nad wszystkim sprawuje nadzór. Obaj mężczyźni są na siebie coraz bardziej zawzięci. U źródeł tej niezgody leży namiętność do Jagny. Antek jednak dusi w sobie wszelkie objawy buntu, choć dokładnie zapamiętuje każde słowo skierowane przeciwko niemu. Unika natomiast ludzi. Pewnego wieczoru po pracy idzie do młyna. Tutaj słyszy, jak Mateusz przechwala się swą zażyłością z Jagną oraz jak poniża i wykpiwa Antka przed słuchaczami. Powoduje to u młodego Boryny niepohamowany wybuch wściekłości, w czasie którego chwyta swego adwersarza, podnosi lekko do góry, wynosi z młyna i wrzuca do rzeki. Rzecz rozgrywa się tak szybko, ze zgromadzeni nie mają nawet czasu zareagować. Po ochłonięciu szybko wyławiają Mateusza, który ledwie uniknął śmierci. Antek zaś powraca spokojnie do domu. Rankiem nie idzie do pracy myśląc, że zostanie odprawiony, ale młynarz przychodzi po niego osobiście i ponieważ Mateusz z powodu połamanych żeber nie może pracować, oferuje mu stanowisko majstra w tartaku oraz podwyżkę.

IV

W Wigilię Bożego Narodzenia w całej wsi trwają gorączkowe przygotowania do świąt. Podobnie jest i u Borynów. Jagna bierze czynny udział w przygotowaniach, ale w pewnym momencie jej wewnętrzna równowaga zostaje zachwiana, gdyż Jasiek, syn organisty, który roznosi opłatek, wspomina o Antku. Postać Antka staje od tej chwili przed oczyma Jagny, a natrętne myśli i wspomnienia już jej nic opuszczają i nie jest w stanie w żaden sposób się od nich uwolnić. Ukazanie się na niebie pierwszej gwiazdy to znak rozpoczęcia tradycyjnej wigilijnej wieczerzy, do której oprócz Boryny zasiadają: Dominikowa z synami, Jagna, Rocho, Witek, Józia i Pietrek - parobek, który po pięciu latach nieobecności powrócił właśnie z wojska. W trakcie wieczerzy do okna stuka Jagustynka, która nie doczekała się zaproszenia od własnych dzieci. Zostaje gościnnie przyjęta do wspólnego stołu. Po wieczerzy Rocho odczytuje opowieść o narodzeniu Chrystusa. W jakiś czas później przybywają kowal z żoną i dziećmi. Wszyscy wspólnie słuchają gawęd Rocha i oczekują pasterki. W kościele Jagna po raz pierwszy od długiego czasu spotyka się z Antkiem, który klęka tuż obok niej, owo spotkanie zaś, choć nie wymieniają oni prawie ani jednego słowa, napełnia oboje wielką radością. Antek obiecuje, że będzie co wieczór czekał na swoją ukochaną „za brogiem” i chyłkiem wychodzi ze świątyni.

V

Borynowie o świcie powracają do domu i udają się na spoczynek. Jagna jednak wciąż myśli o Antku. W jej duszy toczy się walka pomiędzy dwoma żywiołami: miłością i pożądaniem z jednej strony, a obawą przed popełnieniem ciężkiego grzechu, jakim byłaby zdrada męża, z drugiej. Początkowo lęk przed grzechem jest silniejszy i Jagna poszukuje dla siebie zajęcia, aby zapomnieć o trawiącej ją namiętności. Od Jagustynki Borynowie dowiadują się, że Magda - dawna służąca organistów - urodziła dziecko w przedsionku kościoła. Dziecko jednak zamarzło, natomiast nieszczęsna matka ledwie została odratowana. Dowiadują się też o pobiciu Mateusza. Na Jagnę wiadomość ta działa elektryzująco, tym bardziej, że Antek występował w jej obronie. W duszy młodej mężatki dokonuje się przemiana: nabiera odrazy do swego starego męża i odrzuca wszelkie skrupuły, jeśli chodzi o uczucia i namiętności skierowane w stronę Antka. Wieczorem do Boryny przychodzi kilku starszych i bardziej we wsi poważanych gospodarzy. Oznajmiają, że następnego dnia mają się zebrać wszyscy chłopi, aby uradzić, co należy robić, aby nie dopuścić do wyrębu lasu. Goście pragną, aby Boryna jako mądry i obdarzony zaufaniem mieszkańców wsi gospodarz był obecny na zgromadzeniu i doradził jak należy postąpić. Boryna usprawiedliwia z góry nieobecność na zebraniu z powodu wyjazdu, ale w rzeczywistości nie ma zamiaru okazywać dworowi swej niechęci, gdyż według jego kalkulacji w tym momencie taka postawa bardziej sprzyja jego interesom. Następnego dnia rano faktycznie wyjeżdża, a ponieważ Jagna nie chce zostać w domu, zabiera ją ze sobą.

VI

Pewnego popołudnia Boryna oczekuje przybycia dziedzica, który ma się spotkać z kilkoma bogatszymi gospodarzami. Na wieść, iż dziedzic przyjechał i zatrzymał się we młynie, Maciej wychodzi. Pod jego nieobecność do chaty przychodzi starszy mężczyzna. Poszukując Jakuba Sochy trafił do Borynów, gdyż dowiedział się, że ów parobek służył tym właśnie gospodarzom i niedawno zmarł. Po słowach tych gospodyni domyśla się, że jest to brat dziedzica. Witek prowadzi go na grób Kuby, gdzie pozostawia gościa w samotności. Wracając spotyka Antka i przez chwilę z nim rozmawia. Antek po odejściu Witka przekrada się pod chatę Borynów. Jagna dowiedziawszy się, że Witek spotkał się z Antkiem, nie potrafi się opanować i szuka okazji, aby wyrwać się na chwilę z domu. Wychodzi do obory, aby wydoić krowy. Tu zastaje ją Antek i namawia, aby wyszła do niego. Jagna po skończonym udoju prawie nieprzytomna powraca do domu, a następnie wychodzi znów i wpada w objęcia swego kochanka. Płoszy ich głos Boryny, który wrócił właśnie ze wsi i poszukuje swej żony. Jagna w panice powraca do chaty, ale choć usiłuje stwarzać pozory spokoju, jednak Boryna nabiera podejrzeń. Jest też wściekły, gdyż okazało się, iż młynarz, wójt i kowal rozmawiali z dziedzicem, ale jego (Boryny) nie poprosili o przybycie. Do Macieja przychodzi Rocho i nakłania go, aby wstawił się u dziedzica, który do wyrębu lasu nie chce najmować ludzi z Lipiec, a wielu tutejszych biednych wyrobników czeka na jakiś zarobek, który pozwoli im przetrwać zimę. Boryna jednak odmawia twierdząc, że gdyby on potrzebował pomocy, to nikt by się za nim nie ujął.

VII

W święto Trzech Króli (poniedziałek) wieczorem mieszkańcy Lipiec licznie gromadzą się w karczmie. Chłopi tańczą lub też dyskutują ze sobą. Głównym tematem rozmów jest decyzja dziedzica o niezatrudnianiu miejscowych przy wyrębie lasu. Ubodzy wyrobnicy wysłali tego dnia do księdza delegację z prośbą o wstawiennictwo lub radę. Wysłannicy ci oczekiwani są teraz w karczmie. Pojawia się Mateusz, który wciąż jeszcze ledwie chodzi. Dostrzega Antka, który wszedł niedługo po nim i zaprasza go do swego stołu. Antek widząc, że jego były przeciwnik okazuje wyraźnie przyjazne zamiary odrzuca uprzedzenia, przysiada się do poszkodowanego i nawiązuje z nim przyjacielską rozmowę, podczas której - ciągnięty nieco przez Mateusza za język - nie ukrywa przed nim swych uczuć do Jagny. Wokół nich gromadzi się coraz większa liczba młodych gospodarzy i parobków, którzy również z wolna odważają się nawiązać z Antkiem rozmowę. Po pewnym czasie dyskusja ożywia się, młodzież coraz śmielej wyraża swe niezadowolenie z rządów starszych i z ich nieudolnego postępowania w sporze z dziedzicem. Buntują się przeciw temu, że ich ojcowie utrzymują ziemię w swych rękach i nie dają jej dzieciom. Antek rzuca propozycję, aby siłą przeciwstawić się wyrębowi lasu. Wszyscy zebrani ochoczo temu przyklaskują i z miejsca obierają Antka swym przywódcą na wypadek, gdyby nie zechciał ich poprowadzić stary Boryna. Dyskusję przerywa przybycie Macieja z Jagną i Józką. Borynę prawie natychmiast zaprasza do osobnej izby właściciel karczmy, Jagna zaś pozostaje w sali. Antek nie traci okazji, aby spotkać się z ukochaną i już wkrótce oboje pełni radości i energii tańczą w takt muzyki, wiodąc za sobą cały szereg innych par. Uszczęśliwieni nie zauważają złośliwych spojrzeń i nie słyszą takichże uwag wypowiadanych przez niektórych spośród obecnych. Rozochocony Antek w przerwach na odpoczynek funduje zebranym wódkę i piwo. Zabawę przerywa nagle Boryna, który powiadomiony o wszystkim przez zgorszone kobiety wpada do sali i siłą zabiera Jagnę do domu nie zważając na protesty syna. Niedługo po tym wydarzeniu wszyscy rozchodzą się do domów. Antek otrząsa się wreszcie z nieprzytomnego miłosnego szału, za to niepowstrzymaną falą wzbiera w nim gorycz.

VIII

Po pamiętnej zabawie w karczmie Boryna zapada z powodu „tajonych w sobie złości” na jakąś chorobę. Przez tydzień leży w łóżku. Zmienia też całkowicie swój stosunek do Jagny: nie odzywa się do niej ani słowem, nie reaguje na płacze i wzdychania, a po opuszczeniu łoża ciągle przebywa w domu i pilnuje, aby żona nie mogła ani na chwilę opuścić chaty. Nie pomagają nawet prośby i nalegania Dominikowej - Maciej trwa nieugięcie w swej zawziętości. Po kilku tygodniach Jagna, która do tej pory znosiła wszystko w milczeniu, za namową Jagustynki również zmienia swój sposób postępowania i zaczyna robić wszystko wbrew woli Macieja i na złość jemu. Tuż po święcie Matki Boskiej Gromnicznej ksiądz obchodząc wieś „po kolędzie”, odwiedza Borynów. Próbuje przemówić zwaśnionym małżonkom do rozsądku i sprawić, aby się pogodzili. Wstawia się też za Antkiem. Jednak Maciej jest uparty i nie chce słyszeć ani jednego słowa dotyczącego syna. Po wizycie proboszcza pomiędzy małżonkami powraca pozorna zgoda, ale Maciej - choć wyzbył się już prawie podejrzeń w stosunku do Jagny - z przyzwyczajenia pilnuje swej małżonki, Jagna zaś pragnie się zemścić za wszystkie przykrości, które ją spotkały. Udaje się jej przy pomocy Jagustynki spotykać po kryjomu z Antkiem. Boryna usłyszawszy od Jagustynki, że Antek ma zamiar podpalić jego chatę, bacznie obserwuje otoczenie zagrody, a znajdując na śniegu zatarte ślady utwierdza się w przekonaniu, że jego syn rzeczywiście czeka tylko na sposobność, aby spełnić swe zamiary. Pewnego wieczoru, pod koniec lutego, wójt przynosi Borynie zawiadomienie o mającej się odbyć następnego dnia rozprawie dotyczącej sporu Macieja z dworem. Wójt namawia gospodarza, aby przyłączył się do młynarza, kowala i wójta, i aby wraz z nimi zajął się w zimie zwózką drzewa. Maciej długo się zastanawia, ale w końcu znęcony możliwością niezłego zarobku zgadza się, choć nie zamierza się wcale godzić z dworem i postanawia w odpowiednim momencie upomnieć się o swoje prawa do części lasu. Urzędnik odchodzi w przekonaniu, że pozyskał Macieja dla planów dziedzica. Boryna oznajmia Jagnie, że następnego dnia powróci dopiero późnym wieczorem i proponuje jej, aby pozostała w domu.

IX

Następnego dnia około południa Hanka, nie bacząc na śnieżną zawieję, wraz ze swym ojcem i kilkoma najuboższymi we wsi kobietami udaje się do lasu po chrust. W lesie grupa rozdziela się i z powodu wichury i zamieci nie może się ponownie zebrać. O zmroku Hanka przedziera się z ojcem do drogi i zmierza w kierunku wsi. Starzec zostaje daleko w tyle. Hankę spotyka na drodze powracający z powiatu Boryna i zabiera ją na wóz. Wypytuje ją o zdrowie i lituje się nad nędzą, w jakiej zmuszona jest żyć ze swymi dziećmi. Chce jej pomóc i zachęca Hankę, aby odwiedziła go w najbliższym czasie. Maciej zdziwiony jest przemianą, która zaszła w zachowaniu tej kobiety: niegdyś była wylękniona, zapłakana, skłonna do lamentów z powodu najmniejszych nawet spotykających ją przykrości, obecnie jest spokojna, opanowana, zawzięta, i nie wypowiada ani jednego słowa skargi na los czy ludzi. Po powrocie do domu Hanka zastanawia się nad słowami Boryny i opowiada o wszystkim ojcu, który powraca niedługo po niej, a wysłuchując jego rady, aby nie ociągała się ze złożeniem wizyty teściowi, dochodzi powoli do wniosku, że właściwie głównym sprawcą nieszczęść ją spotykających jest Antek, który nie zwracając uwagi na żonę i dzieci uganiał się i nadal ugania za Jagną. Około północy, zanim Hanka zdążyła się ułożyć do snu, we wsi wybucha wrzawa i zamieszanie. Okazuje się, że gdzieś wybuchł pożar. Kobieta wybiega z chaty i spotyka Antka, który biegnie od strony wsi i siłą zawraca ją do domu.

X

Tegoż dnia wieczorem zbierają się u Kłębów starsze kobiety i młode dziewczęta, ale nie brak też parobków. Są tu również Jagna z Józką, Roch i Mateusz. Kobiety przędą, gawędząc między sobą, śmiejąc się i żartując, w żartach i docinkach zaś dzielnie sekundują im parobcy. Po pewnym czasie do chaty przybywają przebierańcy, a po ich odejściu Rocho rozpoczyna swą gawędę. Wszyscy są bez reszty zasłuchani w pobożne, legendarne i historyczne opowieści. Jagna jest zasłuchana nie mniej od innych i nie dostrzega nawet Antka, który chyłkiem zajął miejsce obok niej. Po chwili zadumy nad sensem opowieści Rocha w chacie powoli powraca radosna atmosfera. Ktoś rzucił wiadomość, że Boryna powrócił już z powiatu i znajduje się ze swymi towarzyszami w karczmie. Nikt nie zwraca uwagi na to, że Jagna chyłkiem wymyka się z izby, za nią zaś - również ukradkiem - wychodzi Antek. Zabawa toczy się nadal i trwa aż do późnej nocy.

XI

Antek z Jagną, zapatrzeni w siebie, zapominają o całym świecie i wędrują po polach, okryci mrokami nocy, a co chwilę zatrzymują się i rozpaleni gorącym uczuciem i piekącym pożądaniem pogrążają się w upajającej grze miłosnej. Docierają w końcu pod chatę Boryny. Tutaj, w pewnej odległości od domu, zagrzebują się w brogu (zadaszonej stercie siana). Ich igraszki przerywa jednak Maciej, który od dłuższej chwili śledził ich poczynania i rozwścieczony podpala stóg, sam zaś czatuje obok z widłami, których zębów cudem unika Antek wyskakujący z płonącego siana. Jagna również błyskawicznie ucieka. Zbiegają się natomiast zaalarmowani krzykami i blaskiem ognia mieszkańcy wsi.

XII

Następnego ranka na pogorzelisku zbierają się chłopi. Wszyscy wiedzą, że Boryna przyłapał Jagnę z Antkiem, jednak o podpalenie posądzają tego ostatniego. Przeciw parze grzeszników, a szczególnie przeciw Antkowi, podnoszą się coraz śmielsze głosy oburzenia, jako że w mniemaniu mieszkańców wsi przez podpalenie brogu omal nie stał się on sprawcą pożaru całego sioła. Najwięcej zamieszania robi kowal podburzający chłopów, a pomagają mu w tym ci wszyscy, którzy kiedykolwiek zostali przez młodego Borynę pobici. Tylko Mateusz i kilku innych usiłują bronić rzekomego podpalacza. W południe na miejsce pożaru przybywa pisarz ze strażnikami i próbuje dojść przyczyny wypadku. Wszyscy są przekonani, że Antek pójdzie do więzienia. Okazuje się jednak, iż strażnicy odjeżdżają wieczorem bez więźnia. Głosy przeciwko Antkowi przycichają, ale ludzie natychmiast kierują swą niechęć ku Jagnie, a przy okazji i ku Dominikowej. Z czasem jednak wszystko cichnie, gdyż ani Jagna, ani Antek z Maciejem nie pokazują się ludziom na oczy. W marcu, tuż przed środą popielcową, cała wieś hucznie żegna kończący się karnawał. Zabawa w karczmie trwa aż do północy. Tylko u Dominikowej światło świeci się prawie do rana, gdyż wójt i sołtysem próbują doprowadzić do zgody pomiędzy Jagną i Boryną. Hanka, która niedawno dowiedziała się, co się stało owej pamiętnej nocy, przechodzi wewnętrzną metamorfozę: wydaje jej się, iż zamiera w niej bez reszty miłość, którą żywiła do Antka, a rozrasta się „jakaś dziwna, nie odczuwana dawniej moc, nieustępliwa siła życia i walki”. Dochodzi do wniosku, że jej obecny stan nie różni się właściwie od wdowieństwa, gdyż sama musi zająć się domem i utrzymaniem dzieci. W Popielec idzie do kościoła, po nabożeństwie zaś udaje się do Boryny, który serdecznie ją przyjmuje. Po długiej rozmowie Hanka hojnie przez teścia obdarowana powraca do domu. Antek wpada we wściekłość, ale jego żona tym razem nie daje za wygraną i wypomina mu wszystkie swe krzywdy. Nie znajdując odpowiedzi Antek wybiega z domu. Od czasu pożaru u Macieja młody Boryna przestał pracować i zbratał się z kilkoma ludźmi o wątpliwej reputacji. Wspólnie z nimi pił i urządzał awantury, nie zwracając uwagi na napomnienia pochodzące od jego nielicznych już przyjaciół. Mieszkańcy wsi odwrócili się od niego i oburzają się na jego postępowanie. Jagna nadal, choć już nie całkiem dobrowolnie, spotyka się z nim potajemnie. Jednak pewnego dnia Antek dowiaduje się, iż pomiędzy zwaśnionymi małżonkami nastała zgoda i Jagna powróciła do domu Boryny. Antek przez kilka następnych dni próbuje spotkać się ze swą kochanką, jednak mu się to nie udaje. Natomiast pewnej niedzieli, kiedy wszedł do kościoła w nadziei, że spotka tam Jagnę, ksiądz oskarża go z ambony przed wszystkimi zgromadzonymi w świątyni wiernymi i przestrzega ich przed grzesznikiem. Po wyjściu z kościoła Antek pojmuje ogrom swej winy, ale wciąż żywi nienawiść do ojca, którego uznaje za głównego sprawcę swych nieszczęść.

XIII

Przedwiośnie jest tego roku długie i deszczowe. Chłopi cierpią na brak zajęcia, niektórzy z nich zaś przymierają nawet głodem. Nuda sprzyja powstawaniu licznych kłótni i waśni. Pewnego dnia po wsi rozchodzi się wieść, że dziedzic przystąpił do wyrębu lasu. Boryna przyjął Jagnę z powrotem do siebie, ale zmienił całkowicie swe postępowanie względem niej: gnał ją do pracy, nie darzył zbytnim szacunkiem i nawet jej już nie pilnował. Przestał ją kochać, w jego sercu zaś pozostały tylko wstyd i żal. Jedyną osobą, której ufał i nieraz się zwierzał, była Hanka. Jagna cierpiała, ale nie docierało do niej, że sama jest sobie winna. Częścią winy za istniejący stan rzeczy obarczała Antka, z którym od czasu do czasu nadal się spotykała. Tego wieczoru również spotyka się z kochankiem, ale czują, że oddalają się od siebie. Antek wyczuwając zniecierpliwienie Jagny i jej chęć powrotu do domu, wybucha gniewem i wyrzuca jej, że to przez nią właśnie stoczył się na samo dno nędzy i poniżenia. Siłą odpycha ją od siebie i odchodzi. Jagna czuje się bardzo pokrzywdzona i długo nie może dojść do siebie. Powracając słyszy wieść, że dziedzic rzeczywiście wyrąbuje las. We wsi rośnie oburzenie. Chłopi gromadzą się u Kłęba, aby się naradzić. Przedłużająca się narada, w której biorą udział starsi gospodarze, wywołuje zniecierpliwienie u oczekujących na jej wynik ludzi. Mateusz wzywa wszystkich na radę do karczmy. Tutaj jako pierwszy przemawia Antek, a choć nie wszyscy chcą go słuchać, to jednak jego słowa wywołują istną burzę. Po pewnym czasie zawziętość ludzi przygasa i późną nocą rozchodzą się do domów, nic nie uradziwszy. Tylko Mateusz z Kobusem i Antkiem idą jeszcze do Kłęba i długo tam nad czymś dyskutują. Następnego rana Antek zaczyna bić w dzwon kościelny, Mateusz i Kobus zaś biegają po wsi wzywając ludzi do przypuszczenia zbiorowego ataku na robotników pracujących w lesie. Chłopi zbierają się przed karczmą, gdzie czekają na Borynę, który ma ich poprowadzić. W tym czasie kowal, Rocho i ksiądz próbują powstrzymać rozwścieczony lud, ale nie mogą nic wskórać. Boryna prowadzi za sobą wszystkich prawie mieszkańców wsi. Jedynie dwóch ludzi odłącza się od grupy: kowal, który chyłkiem dosiada konia i jedzie do dworu oraz Antek, który wziąwszy od Żyda fuzję, pognał do boru na przełaj przez pola. W lesie pracuje ponad 40 robotników, którzy na widok uzbrojonej w kosy, cepy i kije masy rozwścieczonego chłopstwa zaprzestają wyrębu i ustępują. Jednak niedługo potem pojawia się konny oddział dworskich parobków, na których czele jedzie rządca. Dochodzi do zaciekłej bójki, w której początkowo przewagę mają lipczanie, ale później, gdy do walki włączają się drwale prowadzeni przez borowego, szala zwycięstwa przechyla się na stronę sług dworskich. Borowy zwala na ziemię wielu napastników i sczepia się z Boryną. Po dłuższej szamotaninie Boryna pada z rozbitą głową. Na ten widok Antek, który jeszcze przed chwilą celował do własnego ojca i gotów był pociągnąć za cyngiel, nagle wpada w szaloną wściekłość i najpierw ciężko turbuje borowego, a następnie z takim zacietrzewieniem rzuca się na ludzi z dworu, iż walka wkrótce potem kończy się zwycięstwem lipczaków. Antek zaś powraca do wsi krocząc obok wozu, na którym wieziony jest nieprzytomny Boryna.

Tom III. Wiosna

I

Pewnego kwietniowego poranka stara Agata powraca do Lipiec ze swej żebraczej tułaczki. Z radością wita znajome kąty, dziwi się jednak, że w polu i wiosce nie może pomimo pięknej pogody dostrzec ani jednego mężczyzny. Czując też zbliżającą się śmierć zastanawia się, kogo w tych ostatnich już chyba tygodniach swego życia poprosić o schronienie i łyżkę strawy. Wreszcie kieruje się w stronę chaty Kłębów. Po drodze spotyka Jagustynkę, która oznajmia, że Tomasz Kłąb został wraz z innymi mężczyznami uwięziony. Agata jest wstrząśnięta, ale po chwili rusza dalej i dociera w końcu do zagrody swych krewnych. Kłębowa wita ją z radością, ale widząc, iż staruszka jest już bardzo słaba, martwi się, „że nie tylko wyręki z niej mieć nie będzie, ale gotów się jeszcze kłopot nawiązać”. Agata wyczuwa to nastawienie i pragnie pójść dalej, aby nie sprawiać kłopotów, ale zostaje powstrzymana. Podczas rozmowy dowiaduje się, że przed trzema tygodniami przybyli do wioski strażnicy i grupa urzędników. Odbył się sąd, po którym zabrano prawie wszystkich chłopów, oprócz wójta, kowala i kilku starych gospodarzy. Okazuje się też, że borowy nie przeżył starcia z Antkiem, Boryna zaś do tej pory leży nieprzytomny. Na koniec Kłębowa oznajmia, że Jagna znów łamie małżeńską przysięgę, tym razem uganiając się za wójtem. Wieczorem Agata rozpakowuje swe tłumoczki i obdarowuje wszystkich domowników różnymi drobiazgami, które sprawiają im wielką radość. Około północy wdrapuje się na poddasze, ale dowiaduje się, że jej pierzyna (którą staruszka sama sobie na ostatnie dni życia zrobiła ze zbieranego po łąkach pierza) służy Kłębom. Biedna kobieta nie wypowiada ani słowa skargi, ale jej serce wypełnia nieprzebrana żałość.

II

W Niedzielę Palmową Hanka - mieszkająca obecnie w chacie Boryny - wstaje jeszcze przed wschodem słońca i zabiera się do oporządzenia żywego inwentarza. Budzi śpiących jeszcze domowników. Wspomina wydarzenia, które miały miejsce przed trzema tygodniami.

Ponieważ spodziewała się dziecka, nie poszła do lasu z innymi i długo oczekiwała z wielkim niepokojem na wieści z „pola bitwy”. Wreszcie doczekała się powrotu męża i teścia. Idąc zaś za radą swego ojca przeniosła się szybko z dziećmi do chaty Boryny i tu już pozostała, opiekując się rannym i pilnując gospodarstwa. Po zaaresztowaniu Antka i innych chłopów pozostała tu sama, ale z dnia na dzień umacniała swą pozycję i przejmowała obowiązki pani domu i gospodyni, rugując zarazem z tego poczesnego miejsca Jagnę. Hanka była zmuszona pilnować dobytku przede wszystkim przed kowalem, który tylko patrzył, jak by coś uszczknąć dla siebie. Wiadomo już było, że Maciej nie wyżyje i zarówno kowal, jak i Dominikowa zabiegali, aby po śmierci gospodarza uzyskać jak największą część jego gruntów.

Jagnie w tym czasie sprzykrzył się już ten dom. Dopiero teraz pojęła, że wraz ze śmiercią Boryny zabraknie jej opiekuna i straci swą wysoką pozycję we wsi. W głębi duszy nie chodzi jej o ziemię i majątek, raczej nie może się pogodzić z tym, że musi ustępować przed Hanką. Coraz mniej czasu przebywa w domu, a coraz częściej w towarzystwie wójta, który patrzy na nią pożądliwym okiem. Tęskni jednak za Antkiem, choć z drugiej strony nie może mu zapomnieć doznanych krzywd i zniewag.

Jagna, Józka, Witek i Pietrek wybierają się po śniadaniu do kościoła. Przybywa Rocho z wieścią o Antku i innych chłopach. Po południu Boryna odzyskuje na moment przytomność, ale chce rozmawiać wyłącznie z Hanką. Kowalowie, którzy również znajdują się w izbie, nie chcą jej opuścić. Jednak mimo słabości Maciej nie znosi sprzeciwu i są oni zmuszeni wyjść. Boryna resztą sił przekazuje informację o pieniądzach ukrytych w zbożu przechowywanym w komorze oraz przykazuje za wszelką cenę bronić Antka przed więzieniem. Hanka staje się w tym momencie pełnoprawną gospodynią tego domu. Maciej ponownie pada bez zmysłów, żona Antka zaś musi znosić przez jakiś czas nagabywania i złorzeczenia kowala, który chce znać treść rozmowy Hanki z Boryną. Kobieta nie ustępuje i nie lęka się gróźb, jednak aż do następnego rana nie może nic robić ani spokojnie spać w obawie, aby jej ktoś nie ubiegł w poszukiwaniu pieniędzy.

III

W Wielki Poniedziałek Ambroży i Jagustynka pomagają Hance zabić i wyporządzić świniaka. Wydarzenie to jest traktowane - jak zresztą w każdej zagrodzie - jako swoiste święto i nie trzeba długo czekać na sąsiadów, którzy przychodzą pooglądać i pochwalić wygląd utuczonego zwierzaka, ale też napić się wódki i chwilę porozmawiać. Ćwiartowanie świni odbywa się w izbie Boryny. W pewnym momencie zjawia się Jagna, ale widząc, co się dzieje, biegnie do kowala. Ten pojawia się po niedługim czasie i robi Hance awanturę o to, że sama dysponuje inwentarzem, który rzekomo jest wspólną własnością krewnych Macieja. Kobieta jednak nie daje się zastraszyć. Kowal próbuje wyciągnąć z niej informację dotyczącą miejsca, w którym schowane są pieniądze, jednak i w tym przypadku jego wysiłki idą na marne. Po pewnym czasie pojawia się Dominikowa, która wraz z Jagną pomaga w dzieleniu świniaka, ale potem podstępnie większą część mięsa chowa do komory, przylegającej do izby Boryny i pieczę nad zdobyczą powierza córce. Wieczorem Jagustynka wychodzi na chwilę, aby dowiedzieć się do kogóż to jechał ksiądz z Najświętszym Sakramentem, ale powraca dopiero następnego rana. Z jej relacji wynika, że stara Agata dogorywa w chacie Kozłowej, która przyjęła staruszkę i zgodziła się za odpowiednią opłatą opiekować się nią do śmierci. Okazuje się też, iż Jagustynka była wzywana jeszcze do kilku biedniejszych chat i napatrzyła się tam wystarczająco na ludzką nędzę. Stara kobieta nie potrafi już dłużej bronić się swą „złością na cały świat” przed ludzką miłością i wybucha płaczem na wspomnienie oglądanych ubiegłego wieczoru widoków. Nieco później Hanka przyłapuje kowala w trakcie przeszukiwania w jednej i beczek zawierających ziarno. Wybucha głośna awantura, kowal musi się wycofać i powrócić do swojego domu.

IV

Rocho zasmucony niezgodą, która rozpanoszyła się w Lipcach, chodzi po wsi, „przycisza kłótnie, spory łagodzi, a gdzie potrzeba, i w robocie, choćby najcięższej, pomaga”, widząc zaś, że „kąjś zbytnio smucą i wyrzekają - żarty stroi ucieszne”, słowem - pomaga wszystkim, którzy tej pomocy potrzebują, pracuje ponad swe siły, byle tylko ulżyć przeciążonym w tym czasie gospodyniom. Mimo to jego wysiłki nie są w stanie zaspokoić nawet w małym stopniu ludzkich potrzeb. Nocą spada na wieś straszliwa nawałnica, która niszczy między innymi dom Weronki, siostry Hanki. Na szczęście nie ucierpieli ani ludzie, ani zwierzęta. Rankiem wiele sąsiadek oferuje swą pomoc. Jedna z nich bierze do siebie Weronkę z dziećmi, inne zaś znoszą jedzenie. W Wielki Czwartek z rana Józka jedzie do miasteczka na zakupy, we wsi zaś rozpoczynają się gorączkowe przygotowania do zbliżającej się Wielkanocy. Przygotowania trwają aż do Wielkiej Soboty. W chacie Boryny, podobnie jak w chatach innych bogatszych gospodarzy, zbierają się biedniejsi mieszkańcy i czekają na księdza, który ma dokonać tradycyjnego poświęcenia pokarmów. Poświęcenie to odbywa się tuż przed zmrokiem. Później wszyscy przygotowują się do wyjścia na rezurekcję, która ma się odbyć o godzinie dziesiątej wieczorem. Hanka ociąga się nieco, a kiedy Jagna i kowalowie są już daleko od chaty wchodzi do komory, gdzie pozostaje przez dobre pół godziny.

V

W kościele zbierają się również ludzie z okolicznych wsi. Pomimo radosnego charakteru nabożeństwa kobiety lipieckie są strapione losem swych mężów i synów. Hanka jest dodatkowo roztargniona z powodu mieszka z pieniędzmi, który odnalazła w Maciejowej komorze. Jednak podniosły nastrój nabożeństwa oraz płomienne kazanie wygłoszone przez proboszcza sprawiają, iż wszyscy rozchody się po mszy i procesji podniesieni na duchu i uspokojeni. Następnego rana wieś budzi się później niż zwykle, a po spożyciu uroczystego, obfitego i smacznego śniadania prawie wszystkie wiejskie kobiety pakują do tobołków „święcone” i wyruszają z odwiedzinami do więzienia. Powracają dopiero pod wieczór. Młode panny schodzą się o zmierzchu do Józki i urządzają wspólną zabawę, która kończy się w nocy. Również w nocy powraca Hanka. Jest ona jednak bardzo smutna, gdyż do Antka szła „z tym sercem wiernym i kochającym, utęskniona wielce łask jego”, a on „jej nawet nie przyhołubił, nie pocałował, nie zatroskał się o jej zdrowie”, słowem - przyjął ją jak obcą sobie osobę. Następnego rana grupa starszych chłopców urządza śmigus-dyngus, początkowo polując tylko na młode dziewczęta, ale później nie przepuszczając już nikomu z napotkanych. Hanka nie czuje się najlepiej i jest zmuszona się położyć. W jakiś czas po śniadaniu Jagustynka zauważa brak psów, które zwykle kręcą się po obejściu. Niedługo po tym Józka odnajduje jednego z nich, leżącego pod ścianą domu z roztrzaskaną czaszką. Dziewczyna alarmuje domowników. Okazuje się, iż nocą ktoś podkopał się do komory i dobrał do beczek z ziarnem. Zbiegają się inni mieszkańcy wioski. Wszyscy snują różne domysły, jedynie Hanka zachowuje spokój. Jest ona pewna, że to sprawka kowala. Do chaty przybywają też wójt z sołtysem, jako że sprawa ta podlega im niejako z urzędu. Po obiedzie chłopcy na wzór bożonarodzeniowych kolędników obchodzą zagrody „po dyngusie”, czyniąc wiele uciesznych sztuczek i hałasu. Tylko Jagna w tym dniu chodzi smutna, gdyż rozpiera ją tęsknota za mężczyzną. Późnym popołudniem w takim właśnie nastroju chodzi bez celu po wsi i spotyka na drodze Jasia organistów, który wydaje jej się być nadzwyczaj urodziwy. Po długiej rozmowie Jasio powraca do domu, Jagnę zaś, zauroczoną jeszcze tym spotkaniem, dopada wójt i prawie siłą zabiera ze sobą do karczmy. Dobrze już po zmierzchu wieś powoli się uspokaja i ucisza, a jedynie w niektórych chatach i karczmie liczniej zgromadzeni wieśniacy zabawiają się tocząc długie rozmowy i gawędy. Ciszę nocy przerywa jednak w pewnej chwili okrzyk: „Podlesie się pali!”. Wszyscy wybiegają przed chaty i spoglądają w stronę oddalonych o kilka kilometrów zabudowań dworskich, od których bije łuna pożaru. Nikt jednak nie rusza na pomoc, gdyż we wszystkich sercach krzewią się „przytajone radości, że to za lipeckie krzywdy Pan Bóg dziedzica ogniem pokarał”.

VI

Hanka urodziła niedawno dziecko i jest jeszcze zbyt osłabiona, aby wstać z łóżka. Tego dnia odbywają się chrzciny małego Rocha. Do chaty Boryny schodzą się na tradycyjny poczęstunek liczni goście. W pewnym momencie przybiega sołtys i wzywa wójta, aby stawił się u pisarza, który właśnie przybył do wsi, aby dowiedzieć się czegoś na temat pożaru we dworze. Po pewnym czasie wraca sołtys i wzywa wszystkich, aby stawili się przed pisarzem. Gospodynie jednak dochodzą do wniosku, że usłuchać tego wezwania byłoby dla nich poniżeniem i rozchodzą się na pola do pracy. Pisarz zmuszony jest osobiście poszukiwać każdej z nich, ale pomimo to nie dowiaduje się niczego. Przychodzi też do Hanki, aby zebrać informacje o kradzieży, ale już na początku wizyty wręcz wyklina starego Bylicę. Ojciec Hanki jest oburzony takim zachowaniem i wszczyna kłótnię. Urzędnicy w rewanżu za ich wybryk zostają nawet bez poczęstunku odprawieni i są zmuszeni zatrzymać się w karczmie. Przez następne dni na lipieckich polach trwają wzmożone prace, ale nie widać zbytniego efektu tych wysiłków, gdyż same kobiety nie mogą sobie ze wszystkim poradzić. Wieś sprawia momentami wrażenie wyludnionej. Pewnego dnia we wsi pojawiają się Cyganie. Ponieważ naród ten ma opinię na wskroś złodziejskiego, ludzie mają się na baczności i odpędzają Cyganki plączące się pomiędzy chatami. Przed zmierzchem intruzi wynoszą się z sioła i stają obozem w pobliskim lesie, dziewczęta zaś, które zbierają się wieczorem u Józki, mają temat do rozmów i fantastycznych rozważań. Późną nocą Jagna powraca do domu całkiem pijana. Cała wieś ma się na baczności, a jednak rankiem okazuje się, że nieznani złodzieje ukradli konia i wóz. Poszukiwania i tropienie śladów nic nie pomagają. Mieszkańcy wsi dowiadują się tylko, że w okolicy zdarzyło się wiele różnych kradzieży. Troskę tę szybko rozprasza wieść, że chłopi z okolicznych wsi przyjadą pomóc gospodyniom w pracach polowych. Tak też się dzieje i po dwóch dniach lipieckie pola wręcz roją się od robotników. Nawet proboszcz pojawia się przy pracujących i sprawuje nad nimi nadzór. Następnego dnia - we wspomnienie św. Marka - miała się odbyć procesja, jednak ksiądz przesuwa ją na następny tydzień, aby prace polowe mogły zostać zakończone. Po dwóch dniach wytężonego wysiłku lipeccy sąsiedzi rozjeżdżają się do domów żegnani przez wdzięczne za okazaną życzliwość i pomoc gospodynie oraz parobków i dziewczęta.

VII

Rankiem po wsi rozchodzi się wiadomość, że tego dnia mają powrócić z więzienia gospodarze i parobcy. Wójt potwierdza tę wieść. Rozpoczynają się gorączkowe przygotowania i niecierpliwe wyczekiwanie. Przed południem mało kto wychodzi w pole, choć pracy tam nadal nie brak. Nie pilnowane dzieci robią wiele zamieszania i hałasu. Po południu odbywa się procesja, która obchodzi dookoła pola, zatrzymując się przy przydrożnych krzyżach. Biorą w niej udział prawie wszyscy mieszkańcy wsi. W momencie, gdy procesja dochodzi do ostatniego krzyża na skraju pobliskiego lasu ukazują się powracający chłopi. Ksiądz z trudem powstrzymuje rozbiegających się ludzi, a przy krzyżu robi dłuższą przerwę, witając razem z kobietami powracających. Następnie procesja powraca do wsi, po jej zakończeniu wszyscy się rozchodzą. Całe sioło rozbrzmiewa do późnej nocy gwarem ożywionej radości, gdyż prawie wszystkie kobiety i dziewczęta witają swych ojców, mężów, braci czy też chłopców. Tylko Hanka i Jagna nie biorą udziału w tej ogólnej radości, gdyż Antek nie powrócił razem z innymi.

VIII

Życie w Lipcach powoli wraca do normy. W tydzień później mieszkańcy wsi gromadnie zdążają do Tymowa na jarmark. Tereska przezywana żołnierką (ze względu na to, iż jej mąż służy w wojsku) otrzymuje list, z którego dowiaduje się o rychłym powrocie małżonka. Kobieta ta ostatnimi czasy związała się z Mateuszem i prawie jawnie z nim żyła, dlatego powrót męża stanowi dla niej raczej powód do niepokoju i strachu niż do radości. Mateusz, któremu Tereska już się sprzykrzyła, przyjmuje tę wiadomość bez zażenowania, a nawet z pewnym zadowoleniem. Dochodzi do bójki między wójtem i jego żoną a Kozłami. Cała czwórka wychodzi ze starcia mocno poturbowana. Oba małżeństwa jadą złożyć wzajemnie na siebie skargę. Ludzie uważają, że wójt - jak już wiele razy do tej pory - i tym razem uniknie odpowiedzialności. Boryna wciąż nie odzyskuje świadomości. Żyje też w takim zapomnieniu, że gdyby nie dobre serce Witka, dawno już umarłby z głodu i pragnienia. We wsi wzmaga się zamieszanie. Wójt i Bartek Kozioł poszukują świadków, którzy pomogliby im w sądzie. Urzędnik zyskuje przewagę, gdyż z różnych powodów opowiadają się za nim wszyscy prawie bogatsi gospodarze, jednak słychać już nieśmiałe głosy opowiadające się za zmianą wójta. Pewnego dnia pojawiają się w miejscowej karczmie Niemcy, którzy zamierzają kupić od zadłużonego „po uszy” dziedzica jego majątek. Chłopi są do nich nastawieni wrogo i patrzą na nich z zazdrością, gdyż we wsi jest już ciasno, nikt zaś nie ma tyle pieniędzy, aby przebić cenę oferowaną przez intruzów. Synowie Dominikowej wymawiają jej posłuszeństwo i zaczynają prowadzić i matką wojnę. Kowal podpowiada Hance, aby wpłaciła za Antka kaucję i wyprawiła się z nim do Ameryki, gdyż w przeciwnym razie mąż jej z pewnością otrzyma na rozprawie wysoki wyrok.

IX

W przeddzień uroczystości Bożego Ciała, po dłuższej nieobecności, pojawia się ponownie Rocho. Stach, szwagier Hanki, otrzymuje od pana Jacka - ku wielkiemu zdziwieniu chłopów - drewno na budowę nowego domu. Hanka, idąc za radą Rocha postanawia zapłacić za Antka kaucję. Młodzi chłopcy spotykają w lesie wójta i Jagnę, którzy całkiem pijani śpią razem w gęstych zaroślach. Wieść o tym roznosi się po wsi. Kobiety są oburzone bezwstydem Jagny, ale tym razem gniew ludzi skupia się na osobie wójta - niektórzy gospodarze jawnie występują z propozycją, aby zrzucić go z urzędu. Następnego dnia odbywa się procesja do czterech ołtarzy, z których jeden zbudowany jest przy chacie Borynów. Wieczorem młodzież gromadzi się w karczmie, gdzie trwa huczna zabawa. Mateusz, Grzela (brat wójta) i czterech innych gospodarskich synów zastanawiają się, w jaki sposób postąpić, aby nie dopuścić do osiedlenia się na Podlesiu Niemców. Początkowo chcą iść na ugodę z dziedzicem, aby oddał im po cztery morgi ziemi w zamian za jedną morgę, przynależnego im jeszcze od czasu uwłaszczenia, lasu, później zaś coraz bardziej się zapalają do bójki i chcą siłą powstrzymać nowych osadników. Są zdziwieni i wielce zaskoczeni słowami Jankiela: „ja wolę trzymać ze swoimi, biedy się użyje, jak i wszystkie, ale jakoś z pomocą boską żyć można... Ale gdzie przychodzą Niemcy to już tam nie tylko biedny żydek ,się nie pożywi, tam pies nie ma co jeść”.

X

W ciągu następnych dni Grzela, Mateusz i ich kamraci chcąc wprowadzić w życie swój plan, chodzą po wsi i tłumaczą ludziom w czym rzecz, podburzając równocześnie naród przeciw Niemcom. Jednak dopiero pomoc Rocha, który namawia proboszcza, aby poparł on ze swej strony to przedsięwzięcie (szczególnie przed kobietami, które najbardziej się sprzeciwiają), odnosi pozytywne efekty. W międzyczasie na ustach wszystkich jest skandaliczne prowadzenie się Jagny i wszyscy prawie opowiadają się za tym, aby wyrzucić ją ze wsi. Tylko Hanka, Rocho i Mateusz nie odwracają się od niej i próbują jej bronić. Hanka otrzymuje zawiadomienie z sądu, że za kaucją wynoszącą 500 rubli lub poręczeniem Antek może zostać zwolniony z więzienia. Wieść ta napełnia wierną małżonkę wielką radością. W niedzielę przed południem dochodzi między Dominikową a Szymkiem do kłótni, która kończy się bójką. Oboje nie panują nad swoją zapalczywością i Szymek wychodzi ze starcia mocno poturbowany, Dominikowa zaś, która wpadła na rozpalony piec, jest bardzo poparzona i częściowo oślepiona. Po sumie w grupie oczekujących na Rocha mężczyzn toczy się dyskusja na temat szkoły, która z nakazu władz miałaby zostać otwarta w Lipcach. Chłopi nie chcą się zgodzić na jej otwarcie z dwóch przyczyn: spowodowałoby to nałożenie nowych podatków, a dzieciom nie przyniosłoby żadnego pożytku - jak z doświadczenia innych wsi wiadomo. Po przybyciu Rocha zebrani wyruszają w stronę Podlesia. Spotykają tu Niemców, którzy już prawie czują się właścicielami ziem dziedzica. Obie strony są wrogo do siebie nastawione, spotkanie kończy się jednak dzięki zabiegom Rocha jedynie wymianą pogróżek i obelg.

XI

Okazało się, że Antek został odwieziony „do guberni”, jednak Roch pojechał i pieniędzmi za nim i Hanka jest pewna, że za trzy dni jej mąż powróci do domu. Rozpoczynają się sianokosy, które pozwalają zarówno gospodarzom, jak i wyrobnikom zapomnieć na pewien czas o nękających ich problemach i strapieniach. Pewnego dnia Boryna odzyskuje częściowo świadomość: rozpoznaje odwiedzających go ludzi, ale w wypowiadanych przez niego słowach często nie można się doszukać sensu. Ksiądz uważa, że są to ostatnie godziny życia Macieja. Trzy dni później, nocą, Boryna wstaje z łoża i wychodzi z pogrążonego w głębokim śnie domostwa. W jego umyśle kłębią się rozmaite myśli i wspomnienia, ale tylko jedna z myśli wciąż powraca i nie traci swej wyrazistości: „pora siać”. Jakoż obchodzi on jeszcze gospodarstwo, a następnie wychodzi w pole, nabiera ziemi - jakby to było ziarno - w połę koszuli i kroczy przed siebie rozsiewając ową ziemię dookoła. Nad ranem pada na ziemię i oddaje duszę Bogu.

Tom IV. Lato

I

Następnego poranka Józka odnajduje zmarłego ojca. We wsi panuje ogólna żałoba i smutek. Wszyscy odwiedzają po raz ostatni zmarłego i wspominają z szacunkiem jego imię oraz zasługi. Pan Jacek wyraża się o nim następująco: „Dobry to był człowiek i prawy Polak. Był z nami w powstaniu, przystał do partii dobrowolnie i gnatów nie żałował”.

Tylko kowal od razu zaczyna węszyć, czy zmarły nie pozostawił jeszcze jakich pieniędzy. Po dwóch dniach cała wieś odprowadza ciało zmarłego na cmentarz. Na pogrzebie zjawia się nawet dziedzic, który później odwiedza też pogrążoną w smutku rodzinę. Jednak jego obecność na cmentarzu i w wiejskiej chacie wzbudza w mieszkańcach wsi podejrzliwość. Wszyscy wiedzą, iż w tej chwili to właśnie dziedzicowi przede wszystkim zależy na zgodzie z chłopami i tym tłumaczą sobie obecność obszarnika we wsi.

II

W święto Piotra i Pawła odbywa się w Lipcach uroczysty odpust, na który ściągają tłumnie miejscowi i okoliczni chłopi. Przybywa również dziedzic ze swoją rodziną i kręci się pomiędzy chłopami, przyjaźnie zagadując niektórych bardziej mu znanych. Niemcy wynoszą się z Podlesia i przejeżdżają przez wieś odprowadzani obelgami. Krąży pogłoska, że wójt pożycza od ludzi pieniądz, aby uzupełnić braki w gromadzkiej kasie, gdyż spodziewa się kontroli. Hanka dostrzega między żebrakami swego ojca. Jest tym bardzo zaskoczona i próbuje go stamtąd wyciągnąć, jednak starzec wyrywa się jej i znika w tłumie. Jej siostra słysząc o tym zdarzeniu nie okazuje zdziwienia, a nawet wyraża swe zadowolenie, że to przecież jeden kłopot z głowy, ponieważ u niej w chacie panuje prawie głód. Jagna wciąż chodzi smutna i zagubiona, ożywia się jedynie na widok Jasia, który już w sutannie przyjechał na odpust. Gospodarze zbierają się w karczmie, aby radzić nad ugodą z dziedzicem, który nagle zgodził się na stawiane uprzednio przez chłopów warunki. Niektórzy gospodarze wietrzą w tym jakiś podstęp i nie bardzo chcą wierzyć zapewnieniom dziedzica. Po długich przekomarzaniach i kłótniach rada kończy się pijatyką.

III

W osiem dni po śmierci Boryny do Hanki przychodzą kowalowie oraz Jagna z matką. Zbierają się oni, aby podzielić między siebie gospodarkę, jednak dochodzą do wspólnego wniosku, że trzeba z podziałem zaczekać do powrotu Antka. Wójtowa przynosi Hance urzędowe pismo, ale kobiety nie potrafią go przeczytać. Przybyła korzysta zaś z okazji, aby naubliżać Jagnie, co doprowadza młodą wdowę do takiej pasji, iż nie bacząc na nic i nikogo wyklina najpierw wójtową, a później również Hankę. Ta ostatnia początkowo znosi cierpliwie raniące ją do głębi słowa, ale po namyśle postanawia wypędzić Jagnę z chaty, co też niezwłocznie czyni. Po rozejściu się wiadomości o tym incydencie wieś dzieli się na dwa obozy: kobiety, zwłaszcza starsze, opowiadają się po stronie Hanki, zaś wielu mężczyzn występuje w obronie Jagny. Hanka idzie z otrzymanym pismem do młynarza i dowiaduje się o śmierci Grzeli, drugiego syna Boryny, przebywającego dotychczas w wojsku. O zmroku wójt przywozi wiadomość, iż najdalej następnego dnia Antek powróci do domu.

IV

Nazajutrz rano powraca Antek wraz z towarzyszącym mu Rochem. Następuje radosne powitanie z domownikami, którym młody gospodarz przywiózł całą masę różnych prezentów. Po południu dokonuje przeglądu całego gospodarstwa i nie może wyjść z podziwu, że Hanka sama poradziła sobie ze wszystkim. Rozmyśla nad swym dotychczasowym życiem i postanawia zerwać z przeszłością. Wieczorem odwiedzają go przyjaciele, którzy widzą w nim następcę Boryny na miejscu przewodzącego całej wsi i deklarują mu swe szczere poparcie.

V

Życie u Borynów powraca do normy, a Antek zabiera się do prac w polu. Odwiedza też pewnego razu kowala, który wciąż straszy go procesem i wysokimi wyrokami oraz podsuwa myśl, aby młody Boryna nie czekał na rozprawę, tylko czym prędzej uciekał „do Hameryki”. Antek jednak nie chce nawet myśleć o takim rozwiązaniu. Spotyka też Jagnę i dając się ponieść pożądaniu obiecuje, że będzie na nią czekał tej nocy. Po jej odejściu reflektuje się i obiecuje sobie, że będzie to jego ostatnie spotkanie z kochanką. Wieczorem odwiedza Mateusza i dowiaduje się, iż Szymek, który dał już na zapowiedzi z Nastką, siostrą Mateusza, ma zostać przez Dominikową wydziedziczony. Obaj mężczyźni dochodzą do wniosku, że trzeba będzie kupić od dziedzica grunt i pomóc Szymkowi w jego zagospodarowaniu. Następnie Antek po krótkiej walce z samym sobą udaje się do „księżego sadu”, gdzie ma się spotkać z Jagną. Z ukrycia dostrzega, jak proboszcz spaceruje opodal z brewiarzem w ręku pilnując swych koni pasących się w koniczynie Kłęba. Antek decyduje się poprosić kapłana o radę, gdyż wciąż jest strapiony zbliżającą się rozprawą. Ksiądz dostrzegłszy młodego gospodarza stwarza pozory, iż konie przez przypadek znalazły się na cudzym pastwisku, wypędza zwierzęta z koniczyny, a następnie cierpliwie go wysłuchuje. Nie widzi jednak możliwości udzielenia Antkowi pomocy. Młody Boryna odprowadza proboszcza na plebanię, a następnie powraca do oczekującej go już Jagny. Jeszcze raz ulegają swym namiętnościom, jednak później dochodzi między nimi do sprzeczki i rozstają się w gniewie. Antek postanawia skończyć definitywnie z tym romansem i powraca do domu. Przez jakiś czas chodzi coraz bardziej smutny i przygnębiony. Pewnego razu do jego chaty przybywa oddział rosyjskich żołnierzy. Poszukują Rocha, ale niczego się nie dowiedziawszy odjeżdżają. Młody gospodarz zwierza się Hance ze swych trosk i proponuje, aby razem uciekli do Ameryki, jednak roztropna kobieta ostro się temu przeciwstawia i obiecuje, że nawet gdyby jej małżonek miał być więziony dziesięć lat, to ona będzie z pomocą Bożą prowadzić gospodarkę i nie pozwoli jej podupaść. Antek jest przekonany o słuszności takiego postępowania i również zdaje się na wolę Bożą, decydując się cierpliwie znieść to co mu los przyniesie.

VI

Pewnego poranka, a właściwie nocy, Szymek po raz pierwszy idzie pracować na swojej ziemi: zachwaszczonej, zasypanej kamieniami i nierównej. Jednak dumą napełnia go sam fakt posiadania tych sześciu mórg i do nocy ciężko pracuje przy porządkowaniu, pracach polowych i budowie własnej chałupy. Wszyscy dziwią się jego zawziętości, a on pracuje tak dzień za dniem. Po pewnym czasie do pomocy w budowie chaty przychodzą pan Jacek i Mateusz. Praca ich dość szybko przynosi widoczne efekty. Pewnej niedzieli odbywa się ślub Szymka z Nastusią, po którym młodzi przenoszą się „na swoje”. Panna młoda nie może powstrzymać łez na widok pustki jaką świeci nowe gospodarstwo, ale jej żale wkrótce rozpraszają lipieckie gospodynie, które co jakiś czas odwiedzają młodą parę znosząc różne podarunki i żywy inwentarz.

VII

Józka zapada na ospę i długo leży w łóżku. Pielęgnuje ją Jagustynka, Witek zaś prawie cały swój czas spędza przy niej, przynosi różne zwierzęta i wciąż myśli, jak rozweselić i umilić dziewczynie czas. Trwa susza. Ludzie modlą się o deszcz. Pewnego dnia na wieś spada znienacka gwałtowna burza, która jednak nikomu oprócz wójta, któremu piorun zapala stodołę, nie wyrządza żadnej szkody. Szymek z Nastuaią otrzymują anonimowy prezent - krowę, która jak się okazuje jest kolejnym darem pana Jacka. Jagna wciąż powraca myślą do Jasia, który wydaje jej się być wręcz bóstwem.

VIII

Chłopi z Lipiec i okolicznych wsi zbierają się przed domem pisarza i oczekują na przybycie naczelnika powiatu, który narzuca mieszkańcom wsi budowę szkoły. Zebrani dzielą się na kilka grup. Jedni uważają, że budowa szkoły oznacza tylko nowe podatki i z tego powodu chcą się sprzeciwić. Drudzy - dla świętego spokoju - nie chcą się sprzeciwiać naczelnikowi, twierdzą, że sprzeciw odbije się na samych chłopach i nie ma na to żadnej rady. Jeszcze inni zgadzają się na budowę, ale chcą postawić warunek aby w szkole uczono po polsku. Większość jest jednak zgodna co do jednego: nieufności do wyższych klas polskiego społeczeństwa. Jeden z chłopów wypowiada się w sposób następujący: „a ja wam rzeknę, jak bywało pod te roki, kiej się to panowie buntowaly; dobrze baczę, jak nas tumaniły a przysięgały, że jak Polska będzie, to i wolę nam dadzą, i grontu z lasami, i wszystko! Obiecywały, mówiły, a kto drugi dal, co tera mamy i jeszcze musiał ich pokarać, co nie chciały w niczym ulżyć narodowi! (...) wiem ja, co znaczy ta ich Polska: że to ino bat na nasze plecy, pańszczyzna i uciemiężenie! (...) A tera (...) ja taki sam pan jak inni, prawo swoje mam i nikt mnie palcem tknąć nie śmie! Tam mi Polska, kaj mi dobrze...”.

Chłop ten nie wyraża poglądu ogółu wieśniaków na sprawę ojczyzny, ale są też tacy, którzy go popierają. Dyskusje te ucina przybycie naczelnika. Początkowo chłopi głosują przeciw budowie, ale naczelnik usuwa ze zgromadzenia Antka, który jest najbardziej oporny, i zarządza głosowanie imienne. W tej sytuacji większość chłopów traci głowę ze strachu i wynik głosowania jest zgodny z wolą naczelnika.

IX

Antek, wypędzony z zebrania, idzie przez wieś, za nim zaś podąża dwóch żandarmów wysłanych przez naczelnika. Chłop ma się jednak na baczności i nie daje się im zaskoczyć. Później spotyka dziedzica, a następnie jakiegoś Żyda, od którego dowiaduje się, że naczelnik już zimą podpisał kontrakt na budowę szkoły w Lipcach. Antek dziwi się tej wiadomości, która sugeruje, że żadne prawo dla chłopów właściwie nie istnieje, naczelnik powiatu zaś jest na swoim terenie prawdziwym panem. Jaś przyjeżdża do domu na wakacje. Jagna wykorzystuje każdą okazję, aby się z nim spotkać, lub choćby go zobaczyć. Zaczyna też codziennie przychodzić do kościoła, gdzie na widok swego wymarzonego chłopca wpada wprost w ekstazę. Jest w nim bez pamięci zakochana, jednak Jaś niczego w swej naiwności nie podejrzewa. Podziwia natomiast jej pobożność. Jagusia zaś żyje jakby we śnie, nie dostrzegając już wkoło siebie ludzi i nie słysząc skierowanych pod swoim adresem docinków i złośliwych uwag.

X

Pewnego dnia do wsi przybywa oddział żandarmów, którzy kierują się najpierw do Antka, a następnie przetrząsają całą wieś w poszukiwaniu Rocha, jednak wieśniacy ani myślą wydawać swego dobroczyńcy w ręce ciemięzcy i po całodniowych bezowocnych poszukiwaniach Rosjanie opuszczają wieś. Antek wraz z Mateuszem i Grzelą pomagają Rochowi opuścić Lipce niepostrzeżenie pod osłoną nocy i wyjechać gdzieś daleko. Podczas łzawego pożegnania uciekinier wypowiada do nich następujące prorocze słowa: „kruszynam tylko, jedno źdźbło z bujnego pola, wezmą mię i zagubią, to i cóż, kiedy takich zostanie jeszcze wiela i każden tak samo gotów dać żywot dla sprawy... A przyjdzie pora, że zjawi się ich tysiące, przyjdą z miast, przyjdą z chałup, przyjdą ze dworów i tym ciągiem nieprzerwanym położą głowy swoje, dadzą krew swoją i padną jeden za drugim, srożąc się jak te kamienie, aż póki się z nich nie wyniesie ów święty, utęskniony Kościół... A mówię wam, że stanie i trwał będzie po wiek wieków, i już go żadna zła moc nie przezwycięży, bo wyrośnie z ochwiarnej krwie i miłowania...”.

XI

Rozpoczynają się żniwa. Powraca z wojska Jasiek, mąż Tereski. Dowiaduje się o jej związku z Mateuszem, ale wbrew przewidywaniom ludzi nie czyni jej żadnej krzywdy, obciążając całą odpowiedzialnością jej uwodziciela. Mateusz wstydzi się swego postępku. Ma zamiar też wreszcie się ożenić. Kocha się już od dawna w Jagnie i to ona ma właśnie być jego wybranką. Mateusz radzi się Antka. Ten jednak - częściowo kierując się własnymi, nieugaszonymi jeszcze, namiętnościami i zazdrością, a częściowo trzeźwo oceniając naturę młodej wdowy, która ugania się przecież właśnie za Jasiem - odradza przyjacielowi ten związek. Pewnego razu Jaś nudzi się w domu i zachodzi przypadkiem do Kłębów. Leży tu w osamotnieniu stara Agata, która powróciła do swych krewnych, aby dokonać u nich żywota. Staruszka jest bardzo osłabiona i przepowiada, że następnego dnia odejdzie z tego świata. Jaś wraz z Kłębami czuwa przy niej aż do wieczora. Nazajutrz z rana staruszka zostaje przybrana w wyżebrane przez siebie w ciągu ostatnich lat odświętne rzeczy i po wizycie księdza cierpliwie i spokojnie oczekuje na śmierć. O zmierzchu umiera „kieby najpierwsza we wsi” gospodyni. Jaś jest tak wstrząśnięty, że ucieka do domu i zalewa się łzami. Jagna biegnie za nim i próbuje go pocieszyć i uspokoić, ale pojawia się tu po chwili organiścina, która odpędza dziewczynę jak psa.

XII

Jaś, który nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że Jagna zajęła miejsce w jego niewinnym dotychczas sercu, ujmuje się za nią. Organiścina podejrzewa go u świadomy romans z młodą wdową, jednak słysząc jego szczere wyznania trochę uspokaja się i opowiada mu wszystkie autentyczne fakty i plotki dotyczące złego prowadzenia się dziewczyny. Nie chce on w to wszystko wierzyć i długo go to męczy. Słysząc przypadkiem rozmowę dotyczącą siebie w powiązaniu z Jagną trzeźwieje, ale po kilku dniach od pogrzebu Agaty spotyka ponownie młodą wdowę i prosi ją o wyznanie prawdy. Nie wiedząc nawet zbytnio, co mówi, Jagna zaprzecza plotkom zaś jej piękne, „modre jak niebo i jak niebo niezgłębione oczy” zmuszają Jasia do uwierzenia w jej słowa. Jagusia wyznaje mu swą miłość. On nie potrafi odejść, ani jej odepchnąć, choć zdaje sobie sprawę, że powinien tak postąpić. Spotkanie to przegrywa organiścina, która pojawia się nagle i zabiera syna do domu. Następnego dnia wyrusza ze wsi pielgrzymka na Jasną Górę. Idą w niej: Hanka, Tereska z mężem oraz około stu ludzi z Lipiec i okolicznych siół. Jaś zostaje zmuszony przez rodziców do wzięcia udziału w pielgrzymce, choć oficjalnie organiścina twierdzi, że sam koniecznie chciał pójść. Jego serce jednak rwie się do Jagny, która pozostaje we wsi pogrążona w nieutulonym smutku.

XIII

Dominikowa usłyszawszy najświeższe plotki napomina córkę. Ta jednak nie zwraca na to uwagi. Wójt zostaje uwięziony za nadużycia, jakich się dopuścił. Wszyscy głowią się, w jaki sposób ten urzędnik sam zdołał stracić pięć tysięcy złotych, co jest olbrzymią sumą. Rozmyślającym nad tym przychodzi z pomocą organiścina rozpowiadając, że wójt kupował Jagnie złote pierścienie i inne kosztowne prezenty oraz dawał jej pieniądze. Większość gospodyń nie posiada się z oburzenia. Organiścina zaś wraz z wójtową czynią coraz większe zamieszanie i buntują ludzi przeciw Jagnie. Wreszcie większość mieszkańców wsi zbiera się wieczorem w karczmie. Zapada postanowienie, aby wypędzić winowajczynię ze wsi. Ściągnięty również na ową naradę Antek z ciężkim sercem stwierdza: „W gromadzie żyję, to i z gromadą trzymam. Chceta ją wypędzić, wypędźta; a chceta se ją posadzić na ołtarzu, posadźta! Zarówno mi jedno!”.

Następnego dnia ksiądz przezornie wyjeżdża ze wsi, a pod jego nieobecność większość chłopów (gdyż co rozważniejsi nie chcą brać udziału w egzekucji) wpada do domu Dominikowej i nie zważając na jej opór oraz sprzeciwy Jędrzycha i Mateusza, wywlekają Jagnę, krępują sznurem i złorzecząc, a także nie szczędząc jej razów - wywożą ją na wozie pełnym świńskiego nawozu za wieś, gdzie ją pozostawiają. Na drugi dzień życie we wsi powraca do normalnego rytmu. Jagna zaś leży bez przytomności w chacie Szymków, pielęgnowana troskliwie przez Dominikową i Mateusza.

PODSUMUWANIE: Powieść ta powstała w latach 1899-1908, po raz pierwszy zaś ukazała się drukiem w „Tygodniku Ilustrowanym” w latach 1902-1906 i 1908. Akcja rozgrywa się w przeniesionej z rzeczywistości wsi Lipce, położonej na południu dawnego Księstwa Łowickiego. W utworze zamknięty jest dziesięciomiesięczny okres: od wczesnej jesieni do późnego lata następnego roku. Dialogi pisane są gwarą, zaś w pozostałych partiach tekstu autor skorzystał z różnych odmian literackiej polszczyzny.

Możemy tu wyróżnić dwa rodzaje bohaterów: indywidualnych, takich jak Maciej Boryna, Antek, Jagna czy Dominikowa oraz zbiorowego, którym jest cała społeczność wiejska. Losy bohaterów indywidualnych są wręcz zdeterminowane, a z pewnością mocno uzależnione od podwójnego cyklu przeplatających się wzajemnie, uschematyzowanych okresów: cyklu prac polowych uzależnionych od pory roku i warunków pogodowych oraz sekwencji roku obyczajowo-obrzędowo-liturgicznego. Los bohaterów indywidualnych jest też uzależniony od losów i form zachowania przyjętych w autonomicznym organizmie, jakim jest mieszkająca na danym terenie gromada chłopska.

Powieść ta jest wprost niezgłębioną skarbnicą wiedzy dotyczącej ludowych obrzędów, tradycji i zwyczajów rozpowszechnionych na polskiej wsi z końca XIX wieku. W Chłopach zostały opisane przede wszystkim stosunki oraz nastroje panujące w pouwłaszczeniowej wsi polskiej, znajdującej się na terenie zaboru rosyjskiego. Znajduje się tu też wiele ciekawych i bardzo rozbudowanych studiów psychiki ludzkiej (Jagna, Antek, Jaś) i stanów psychicznych związanych z najróżniejszymi uczuciami. Studia te są co prawda tylko odbiciem procesów zachodzących w prostych i nie kształconych umysłach chłopskich, jednak przedstawione tu mechanizmy posiadają wiele cech wspólnych z analogicznymi procesami zachodzącymi w umysłach szczycących się wysokim ilorazem inteligencji i gruntownym wykształceniem ludzi współczesnych. Znajduje się tu również wiele pięknych opisów przyrody polskiej.

Dzieło to doczekało się licznych przekładów oraz trzech ekranizacji. Zagraniczna krytyka potraktowała Chłopów jako pełną prawdy epopeję z życia chłopskiego.

STEFAN ŻEROMSKI

BIOGRAFIA

Stefan Żeromski (pseudonimy: Maurycy Zych, Józef Katerla), urodził się 14 X 1864 r. w Strawczynie (Kieleckie), zmarł 20 XI 1925 r. w Warszawie. Pochodził ze zubożałej rodziny szlacheckiej o żywych tradycjach patriotycznych. Dzieciństwo spędził w Ciekotach u stóp Gór Świętokrzyskich. W 1874 r. został uczniem Kieleckiego Miejskiego Gimnazjum. Wcześnie stracił rodziców. W starszych klasach utrzymywał się z korepetycji. Z powodu częstych chorób, trudnej sytuacji materialnej i ambicji pisarskich nie uzyskał matury i - jesienią 1886 r. - wyjechał do Warszawy, gdzie wstąpił do Szkoły Weterynaryjnej. Jednak z powodu braku środków finansowych przerwał studia w 1888 r. Później pracował jako guwerner w różnych dworach szlacheckich. W 1890 roku został korepetytorem w Nałęczowie. W 1892 r. odbył pierwsze krótkie podróże zagraniczne. Jesienią tego samego roku poślubił wdowę, Oktawię z Radziwiłłowiczów Rodkiewiczową i wyjechał z nią do Szwajcarii, gdzie objął posadę zastępcy bibliotekarza w Muzeum Narodu Polskiego w Raperswilu. Po powrocie do kraju, w latach 1897-1903, pracował w Bibliotece Ordynacji Zamoyskich w Warszawie. W 1904 r. Żeromscy zamieszkali wraz z synem, Adamem, w Zakopanem. W 1905 r. pisarz powrócił do Nałęczowa, gdzie prowadził działalność społeczno-patriotyczną. W 1908 r. pod naciskiem władz policyjnych opuścił Królestwo. Przez rok przebywał w Krakowie i Zakopanem. W końcu 1909 r. wyjechał i rodziną do Paryża. Po trzech latach powrócił do Zakopanego. W 1913 r. wyjechał do Florencji i ożenił się z malarką, Anną Zawadzką. Od 30 X do 16 XI 1913 r. stał na czele „Rzeczypospolitej Zakopiańskiej” jako prezydent. Jesienią 1919 r. osiedlił się w Warszawie. Uczestniczył czynnie w życiu literackim odrodzonej Polski. W 1924 r. utrzymał za Wiatr od morza pierwszą polską państwową nagrodę literacką. Został pochowany na cmentarzu ewangelicko-reformowanym w Warszawie.

Pierwszymi publikowanymi utworami Żeromskiego były jego wiersze z czasów szkolnych, wydane w 1882 r. Pierwszy zbiór jego Opowiadań (1895) nosi na sobie piętno żywego odczucia krzywdy społecznej, ukazanej na przykładzie życia wsi polskiej: dworu ziemiańskiego oraz niezawinionej ciemnoty i niedoli biedoty wiejskiej. Innym motywem opowiadań Żeromskiego jest problem obowiązku społecznego, wyrażony w postaciach bohaterów, którzy - wyrzekając się osobistego szczęścia - podejmują walkę ze złem. W okresie późniejszym tworzył on dzieła dotyczące zarówno teraźniejszości, jak i przeszłości. W całej jego twórczości problemem dominującym stał się problem losu narodu oraz jednostek, które siłą poświęcenia mają przynieść narodowi niepodległość, a klasom uciemiężonyrn życie godne człowieka. Do najbardziej znanych dzieł Żeromskiego należą: powieści Syzyfowe prace, Ludzie bezdomni, Dzieje grzechu, Uroda życia, Przedwiośnie, Wierna rzeka, powieść historyczna Popioły, dramat Róża, opowiadanie Wiatr od morza, oraz poemat prozą Puszcza jodłowa. Poza tym Żeromski napisał wiele nowel, opowiadań i utworów publicystycznych.

Wybór opowiadań

Rozdziobią nas kruki, wrony...

GŁÓWNY BOHATER:

Andrzej Borycki - noszący przybrane nazwisko Szymon Winrych, szlachcic, człowiek inteligentny i wykształcony, powstaniec.

STRESZCZENIE I OMÓWIENIE:

Jest już jesień. Powstanie dogorywa. Borycki jednak pomimo licznych niewygód i trudności wciąż trwa na swym posterunku: jednej z nielicznych grup zmęczonych, zziębniętych i głodnych powstańców dostarcza z okolic Mławy broń, przewożąc ją ukrytą na drabiniastym wozie. Oprócz pomocy materialnej podtrzymuje na duchu i zagrzewa do walki tych polskich patriotów, tropionych przez carskie oddziały.

Pewnego razu przemoknięty i zziębnięty konspirator dostrzega w oddali rosyjski oddział. Natychmiast zawraca wóz i próbuje dotrzeć do lasu, aby tam się ukryć. Zostaje jednak szybko zauważony i w krótkim czasie otoczony przez ośmiu carskich ułanów, którzy w czasie rewizji znajdują ukrytą na wozie broń. Po chwili bezbronny Andrzej osuwa się na ziemię skłuty wrogimi lancami, żołdacy zaś - wezwani do powrotu - odjeżdżają i dołączają do swego oddziału. Ciężko ranny powstaniec na moment odzyskuje przytomność i umiera. Następnego dnia, kiedy nad ciałem Boryckiego i trupem jednego z koni, ugodzonego przypadkiem rosyjską kulą, zgromadziły się już wrony, do wozu podkrada się ubogi chłop pochodzący z pobliskiej wsi. Człowiek ów najpierw odmawia modlitwę nad ciałem powstańca, a następnie odziera go z łachmanów, zabiera część broni i powraca do wsi. Po południu przybywa ponownie z dwójką koni, ściąga skórę z zabitego konia, zrzuca zwłoki powstańca i trupa konia do jednego z „kartoflanych dołów”, przykrywa z wierzchu gliną i gałęziami, następnie zaprzęga konie do wozu i odjeżdża w stronę swej wsi, dziękując Bogu za hojny dar: „tyle żelastwa i rzemienia”. Nad zdychającą powoli drugą ranną szkapą, należącą niegdyś do powstańca, zbierają się gromady wron...

Opowiadanie to stało się utworem tytułowym pierwszego zbioru opowiadań Żeromskiego, który został po raz pierwszy wydrukowany w „Słowie Polskim” w roku 1894. Żeromski powraca tu myślą do powstania styczniowego i dokonuje analizy przyczyn klęski poniesionej wówczas przez powstańców. Pisarz twierdzi, że główną przyczyną klęski było osłabienie ducha w narodzie, który nie wytrzymał ciężkiej próby i szybko się załamał. Na przykładzie ubogiego chłopa, który zabiera wszystko, co należało uprzednio do powstańca, autor ukazuje obojętność ludu wiejskiego wobec powstania, sugerując równocześnie, że taki stan rzeczy spowodowany został wielowiekowym wyzyskiem pańszczyźnianym i ciemnotą, której winni byli posiadacze ziemscy. Oskarżeniem skierowanym przeciw wyższym klasom polskiego społeczeństwa jest również metaforyczny obraz stada wron, którego działania są przedstawione za pomocą określeń przypominających słownictwo zaczerpnięte z debat i polemik ówczesnego polskiego obozu ugodowego.

Siłaczka

BOHATEROWIE - CHARAKTERYSTYKA:

Stanisława Bozowska, Siłaczka - młoda, gruntownie wykształcona kobieta emancypantka, „darwinistka”, zwolenniczka pozytywistycznych idei: ewolucjonizmu, pracy organicznej, pracy u podstaw. Samodzielna i niezależna, głęboko przekonana o słuszności i wartości swego posłannictwa. Marzenia o studiach w Paryżu lub Zurychu porzuciła na rzecz pracy wśród wiejskich dzieci, gdzie z powodu biedy i ciężkiej choroby zmarła. Do końca nie porzuciła wiary w ideę oświecenia ludu - pisała Fizykę dla ludu oraz dziennik, w którym opisywała swoją pracę. Była lubiana i szai mwana, potra~ ła żyć wśród chłopów i skutecznie dzielić się z nimi swoją wiedzą i doświadczeniem. Konsekwentna w działaniu, wytrwała i uparta nie osiągnęła sukcesu. Jednym z powodów był fakt, że działała w pojedynkę. Odrzuciła miłość Obareckiego, nawet jego przyjaźń, a więc wszystko, w czym mogłaby znaleźć kiedyś oparcie. Nie chciała pomocy, przeceniła własne siły. Jej obojętność być może była również przyczyną ostatecznej rezygnacji Obareckiego ze szczytnych idei pracy u podstaw. Prawdopodobnie gdyby działali razem, jako przyjaciele lub małżeństwo - mogliby osiągnąć konkretne efekty.

Paweł Obarecki - były student, pasjonat pozytywizmu i nowych idei, spoglądający na społeczeństwo jak na wielki organizm. Jako lekarz zamierzał leczyć choroby tego organizmu, a w pierwszym rzędzie zająć się warstwami najbardziej upośledzonymi społecznie, najuboższymi. Zabrakło mu równie oddanego sprawie towarzysza lub towarzyszki (mogła nią być Bozowska). Samotny, borykający się z ciągłymi kłopotami, nie lubiany w Obrzydłówku w końcu uległ presji „elity” miasteczka i upodobnił się do jego mieszkańców. Szczytne idee porzucił dla sytego, wygodnego życia. Łatwo się zniechęcił, zabrakło mu wytrwałości, przewidywał natychmiastowe efekty swej pracy i jej docenienie, tymczasem chłopi odnosili się do niego nieufnie, a mieszkańcy miasta, zwłaszcza miejscowy felczer i aptekarz, wręcz wrogo. W takiej sytuacji Obarecki poddał się, zobojętniał wobec nieuczciwości, krzywdy, wyzysku, zła, przestał z nimi walczyć, co równa się przyzwoleniu. Spotkanie ze Stasią i jej śmierć poruszyły go tylko na krótko. Autor ironicznie się wyraża o jego krótkotrwałej rezygnacji ze starych zwyczajów - po pewnym czasie Obarecki przyjmuje styl życia ludzi, którymi gardził w czasach młodości.

STRESZCZENIE I OMÓWIENIE:

Doktor Paweł Obarecki po ośmiogodzinnej grze w wista z księdzem, aptekarzem, poczciarzem i sędzią, powrócił do domu w nie najlepszym nastroju. Zamknął się w swoim gabinecie i zaczął rozmyślać. Popadł w depresję.

Znalazłszy się w Obrzydłówku uległ małomiasteczkowym zwyczajom: przestał czytać, całymi godzinami spacerował po gabinecie lub leżał na szezlongu oczekując na coś, co jego zdaniem powinno się wydarzyć. Gwizdanie i rozmowy z gospodynią na temat różnych sposobów przyrządzania potraw stanowiły jego jedyną rozrywkę. Opanowały go smutek i lenistwo. Niekiedy budził się z odświeżonym umysłem i energicznie zabierał do codziennych zajęć, lecz wnet powracały myśli, które stanowiły jego udrękę.

Przybył do Obrzydłówka przed sześcioma laty, zaraz po ukończeniu studiów. Był wówczas młody, energiczny, szlachetny i pełen wspaniałych ideałów. Wkrótce popadł w konflikt z aptekarzem i felczerami, którzy leczyli ludzi różnymi miksturami wyprodukowanymi przez siebie, zbijając na tym niezłe fortuny. Żadne perswazje doktora nie pomagały. Kupił więc podręczną apteczkę i jeździł z nią do chorych na wieś. Sam też przygotowywał lekarstwa, które bardzo tanio sprzedawał, uczył higieny, pracował z uporem nawet kosztem snu i odpoczynku. Kiedy wieść o tym rozeszła się po Obrzydłówku, wybito mu wszystkie szyby i wyprawiano obok jego mieszkania „kocie muzyki”. Rozeszły się plotki, że doktor ma kontakty z siłami nieczystymi, że jest nieukiem, odciągano chorych zmierzających do niego. Doktor żył nadzieją, iż ekscesy te wkrótce się skończą, jednak mylił się. Stopniowo tracił energię. Zorientował się, że jego prośby i namowy dotyczące higienicznego trybu życia nie były przez mieszkańców miasteczka i okolicznych wsi przyjmowane. Przestał się temu dziwić, gdy poznał ich straszliwe wręcz warunki życia. Wreszcie zaczął obojętnieć. Zamknął do szafy podręczną apteczkę i sam tylko z niej korzystał. Przeżywał męczarnie z powodu swej porażki w tej „cichej wojnie” z aptekarzem i felczerami. Wkrótce swoje zainteresowania skierował na sprawy związane z jedzeniem. Rozmowy z księdzem i sędzią szybko go znudziły, pozostała jedynie samotność.

Po pewnym czasie z inicjatywy księdza doszło do zgody z aptekarzem. Rozpoczęły się wspólne gry w wista. Doktor zapomniał o młodzieńczych ideałach, rutyna opanowała jego metody leczenia. Na imieninach u księdza proboszcza znów popadł w zły nastrój. Zorientował się, iż aptekarz próbuje wciągnąć go do swoich praktyk. Chodziło o to, by Obarecki wypisywał stosy recept, aptekarz będzie produkował te leki i obydwaj z tego procederu będą mieli duże profity. Miała to być czysto wekslowa spółka.

Pewnego wieczora przybył po doktora chłop przysłany przez sołtysa z poleceniem sprowadzenia lekarza do chorej nauczycielki. Obareckiemu podobała się jazda saniami. Wkrótce jednak rozszalała się burza. Kłęby śniegu przesłaniały widok. Zawieja uniemożliwiała dalszą jazdę. Chłop skręcił w pole, żeby szybciej dojechać do lasu, gdzie warunki były nieco znośniejsze. Po chwili ujrzeli chaty wiejskie zasypane śniegiem. Weszli do jednej z nich. Stara kobiecina z przerażeniem patrzyła na doktora. Zapytał, czy w chacie jest samowar i czy może mu zrobić herbaty. Kiedy się nieco ogrzał, wszedł do pokoju „panienki”. Słabe światło nie pozwoliło mu początkowo rozpoznać rysów chorej. Pogrążona była we śnie. Na twarzy miała wysypkę. Kiedy zbliżył się do niej, przeraził się. Po chwili wyszeptał jej imię. Chora otworzyła na moment oczy i boleśnie jęknęła. Doktor rozglądnął się po izbie i zobaczył między innymi stosy leżących wszędzie książek. Zaczął badać dziewczynę, zmierzył jej temperaturę i stwierdził, że jest chora na tyfus. Wiedział, że nie może jej pomóc. Usiadł bezwładnie na stołku i wpatrywał się w płomień lampy. Był bezsilny. Posłał służącą po sołtysa, a gdy ten przybył, zapytał, czy nie znalazłby się człowiek, który by natychmiast pojechał do Obrzydłówka po odpowiednie leki. Zgłosił się młody parobek, który miał za to otrzymać dwadzieścia pięć, a nawet trzydzieści rubli. Doktor napisał do aptekarza list z prośbą, aby ten sprowadził z miasta powiatowego tamtejszego lekarza. Prosił też o przysłanie chininy. Chłopca natomiast upomniał, aby jechał szybko. Obarecki zapytał starą służącą, jak długo nauczycielka jest we wsi, okazało się, że trzy zimy. Doktor zaczął chodzić po izbie i mówić do chorej, że była niemądra, że tak nie warto żyć. Powróciło uczucie, jego serce przeszył ból. Mieszkała obok niego trzy lata, a dowiedział się o tym w chwili, gdy ona umiera. Przed nieznośną rzeczywistością uciekał we wspomnienia. Zapragnął być sam. Wyszedł z pokoju nauczycielki i usiadł w pogrążonej w ciemności dużej izbie zastawionej ławkami i stolikami. Przypomniał sobie czasy studenckie.

Był bardzo biedny. Dziury w podeszwach miał pozatykane tekturą. Kiedy pewnego razu biegł z ulicy Długiej, by zdążyć na zajęcia, spotkał panienkę z długim, jasnopopielatym warkoczem. Przez następne dni też spotykał ją idącą na Krakowskie Przedmieście. Wsiadała w tramwaj i jechała na Pragę. Miała siedemnaście lat, jednak wyglądała w swoim niedbałym, skromnym stroju wręcz staro. Pod pachą nosiła książki, zeszyty, mapy. Kiedyś wsiadł do tego samego przedziału, co ona, lecz spotkawszy się z jej zimnym, pełnym pogardy wzrokiem, wyskoczył z tramwaju. Stale o niej myślał.

Jeden z kolegów, wielki społecznik, ożenił się z ubogą emancypantką. Udzielali korepetycji, ale mimo to bieda doskwierała im porządnie. W ich mieszkaniu często gromadzili się studenci i prowadzili między sobą długie rozmowy. Gospodyni częstowała ich bułkami i serdelkami kupionymi za składkowe pieniądze.

Pewnego wieczora Obarecki zobaczył wśród innych swoją ukochaną panienkę. Rozmawiał z nią, a powracając do domu marzył o niej: miał stale przed oczyma jej obraz. Gospodarz przedstawiając ją Pawłowi powiedział: „Panna Stanisława Bozowska, nasza «darwinistka»”.

Ukończyła gimnazjum, dawała korepetycje, zamierzała jechać do Zurychu lub Paryża na studia medyczne.

Pewnego razu Obarecki odprowadzając Stasię do domu oświadczył się jej. Roześmiała się tylko i na pożegnanie uścisnęła jego rękę. Wkrótce wyjechała na Podole, by podjąć pracę nauczycielki w jakimś bogatym domu. Teraz spotyka ją w zapadłej wsi opuszczoną i zapomnianą. Powrócił do łóżka chorej, chwilę się jej przyglądał, po czym zaczął szlochać i szeptać, że już mu nie ucieknie, że teraz będą razem.

Minęło sześć godzin od wyjazdu posłańca. Była czwarta nad ranem. Doktor nasłuchiwał i zrywał się za każdym szelestem. Kiedy po raz szósty mierzył jej temperaturę, otwarła na chwilę oczy i zapytała: „Kto to?”, jednak z powrotem utraciła przytomność. Obarecki odnalazł chatę sołtysa i kazał zaprzęgać konie. Pojechał do Obrzydłówka. O dwunastej w południe wrócił ze swoją apteczką i zapasem żywności. Zajechał przed szkołę, ale nie wysiadł z sani. Zobaczył otwarte okna chaty i gromadę dzieci. Ogarnęła go rozpacz. W izbie szkolnej na ławce leżał nagi trup nauczycielki. Dwie stare kobiety myły go. Doktor polecił stolarzowi, który brał miarę na trumnę, aby zbił ją z czterech nie heblowanych desek, pod głowę zaś nasypał wiór. Kiedy przeglądał rzeczy Stasi, natrafił na początek listu do koleżanki Helenki. Nauczycielka zawiadamiała ją, że czuje się źle i że w razie śmierci przekazuje jej swoje książki. Prosiła też, aby przygotowała do druku Fizykę dla ludu. Niestety w liście nie było adresu.

W pewnej chwili doktor zobaczył chłopca, który pojechał po lekarstwo. Okazało się, że zabłądził w polu, koń mu ustał i z tego powodu był zmuszony powrócić nad ranem piechotą. Teraz przyniósł książki, które nauczycielka mu niegdyś pożyczyła. Obarecki pochylił się jeszcze raz nad trupem Stasi, wyszeptał jej najpiękniejsze słowa hołdu, rozsunął gromadę chłopów i wskoczył na sanie. Tu padł na twarz i zaczął spazmatycznie płakać.

Śmierć Stasi wywarła duży wpływ na osobowość doktora. Zaczął nawet czytać Boską Komedię Dantego, nie grywał już w wista i odprawił swą dwudziestoczteroletnią gospodynię. Po jakimś czasie jednak powrócił do starych zwyczajów. Utył, nazbierał worek pieniędzy i przeprowadził wśród miejscowych agitację, aby palili papierosy w nie sklejanych gilzach, są one bowiem mniej szkodliwe...

Opowiadanie to po raz pierwszy ukazało się drukiem w „Głosie”, w 1891 r. Pozorne wyakcentowanie postaci doktora Obareckiego jest tu mistrzowskim posunięciem, dzięki któremu autor uzyskał oparte na zasadzie kontrastu porównanie dwóch postaw moralnych: egoizmu i swoistego lenistwa doktora z krańcowym poświęceniem ludziom i idei młodej nauczycielki.

Obarecki jest postacią o chwiejnej woli i słabej psychice, dlatego w końcu zostaje pokonany i przyłącza się do zła, z którym początkowo walczył. Panna Stanisława zaś - w myśl idei „pracy u podstaw” - do samego końca trwa na swym posterunku walcząc z ciemnotą chłopstwa i nieustraszenie przezwyciężając mnożące się na jej drodze przeszkody, czym też zyskuje sobie miłość tych, którym poświęciła swe życie. Stąd też pochodzi określenie „siłaczka” wykorzystane jako tytuł, a będące również w pewnym okresie synonimem określonej postawy ideowej. Utwór został przełożony na język angielski, niemiecki i rosyjski.

Doktor Piotr

BOHATEROWIE - CHARAKTERYSTYKA:

Piotr Cedzyna - młody, niespotykanie uzdolniony w kierunku matematyki i chemii student, który kończy studia za granicą i zamierza wrócić i pracować dla kraju. Niestety jego listowne oferty zostały odrzucone przez właścicieli około trzydziestu zakładów, mimo że Piotr prosił o śmiesznie niskie wynagrodzenie. Tymczasem otrzymał ofertę asystentury u znanego angielskiego chemika.

Jedynym kłopotem staje się teraz kochający Piotra ojciec, Dominik, który z niecierpliwością oczekuje powrotu syna do kraju. Piotr kocha ojca, ale nie potrafi zaakceptować faktu, że ten oszukiwał podległych mu robotników, aby zdobyć pieniądze na studia dla syna. Młody człowiek nie waha się opuścić ojca i wyjechać do Anglii, aby zwrócić dług. Jest bezwzględny i okrutny, łamie ojcu serce. Jedzie podjąć ciekawą, wygodną, satysfakcjonującą i bardzo dobrze płatną pracę, zostawiwszy za sobą złamanego, niedołężnego, samotnego i zmęczonego życiem i ciężką pracą ojca, dla którego był największym skarbem. Jego postępek można oceniać jako dowód szlachetności i uczciwości, ale obraz ojca idącego z płaczem po śladach syna skłania raczej do odmiennych refleksji.

Dominik Cedzyna - ojciec Piotra, wywodzący się ze szlachty, pracę u człowieka z niższego stanu (Teodora Bijakowskiego) uważa za upokorzenie dla siebie, ale znosi ją, ponieważ odkłada pieniądze dla syna. Piotr wypełnia wszystkie jego myśli. Dominik z utęsknieniem czeka na jego powrót, marzy o tym, że znajdzie synowi pracę i piękną żonę, potem osiądą gdzieś razem, a on będzie bawił wnuki i przyglądał się rodzinnemu szczęściu. Nadzoruje pracę robotników, płaci im mniej (po uprzednim uzgodnieniu tego z nimi), w zamian gwarantuje pewną posadę. Cedzyna nie uważa, że postępuje źle, tym bardziej, że cały czas liczy na powrót syna i jego pracę w kraju. Jest wobec Piotra szczery i otwarty, nie okłamuje go. Jednocześnie każdy gest Dominika jest pełen ojcowskiej miłości i dumy. Wyjazd syna całkowicie go załamuje.

Teodor Bijakowski (właśc. Bijak) - pracodawca Dominika Cedzyny, syn warszawskiego szynkarza, który dzięki bogatej protektorce - społeczniczce, uzyskał wykształcenie, ukończył Instytut Komunikacji i natychmiast zaczął gromadzić własny majątek. Na jego przykładzie Żeromski demaskuje mechanizmy dobroczynności, które zamiast prowadzić do wykształcenia mądrych, świadomych obywateli, którzy będą pomagać innym, powiększa rzesze dorobkiewiczów, starających się zapomnieć o swoim pochodzeniu i odciąć od własnych korzeni. Tak jest z Bijakiem, który zmienia nazwisko na Bijakowski i pozuje na panicza z wysokiego rodu. Pomaga rodzinie, ale nie utrzymuje z nią bliskich kontaktów. Mieszka w pięknej, bogatej willi, prowadzi interesy. Cedzynę traktuje z góry i lekceważąco.

Juliusz Polichnowicz - zniszczony hulaszczym życiem właściciel zrujnowanego majątku Zapłocie. Przykład nieroba, utracjusza, dla którego takie wartości jak praca, kraj, ojczyzna nie istnieją. Bez wahania sprzedaje Zapłocie Bijakowskiemu, chce jedynie zdobyć jak najwięcej pieniędzy.

STRESZCZENIE:

Pewnej nocy pan Dominik Cedzyna nie mógł zasnąć. Oparty o poduszki rozmyślał. Ciszę zakłócały tylko świerszcze i tykający zegar. Od czasu do czasu zapalał świecę z nadzieją, że światło go uspokoi. Dostrzegał wówczas list syna, który był źródłem jego męki. Postanowił go jeszcze raz przeczytać.

Piotr pisał o swoich niezwykłych zdolnościach do matematyki i o kłopotach, jakie z tego faktu wyniknęły. Poprosił go do siebie profesor i dał do przeczytania list Jonatana Mundsley'a, chemika, byłego profesora jednego z uniwersytetów angielskich. Tenże Mundsley, porzuciwszy katedrę, urządził sobie prywatne laboratorium i prosił o wskazanie mu najzdolniejszego spomiędzy asystentów politechniki, ponieważ chce powierzyć mu kierownictwo zakładu. W zamian obiecywał dwieście franków miesięcznie, mieszkanie, wszystko, co potrzebne jest do życia i prawie całkowitą swobodę w pracy. Profesor zdecydował, że pojedzie tam Piotr. Polecił mu wziąć ciepłe rzeczy i jechać do Hull, angielskiego miasta położonego nad morzem. Zaproponował mu nawet pożyczkę na ten cel.

Młody Cedzyna zastanawiał się, dlaczego właśnie jego spotkał tak szczęśliwy los, że nie będzie się musiał o nic martwić i będzie mógł zarazem urzeczywistnić swe pomysły z zakresu chemii. Pociągała go też Anglia i jej prawdziwie wielki przemysł. Rozmyślając nad tą propozycją udał się nad Jezioro Zurychskie. Niepotrzebnie wysłał wcześniej szereg listów do Łodzi, Zgierza i Pabianic prosząc o posadę z płacą czterdziestu, trzydziestu, a nawet dwudziestu rubli miesięcznie. W ośrodkach tych nie było jednak dla niego pracy. Planował zabrać ojca do siebie i zapewnić mu znośny byt. Niestety, marzenia rozwiały się. Przypomniał sobie Kozików, ich rodzinny majątek i zabawy chłopięce w ciepłe wiosenne dni. Wyznał, że jest sam na świecie i posiada tylko ojca, który stanowi niejako jego drugą połowę.

Pan Dominik odrzucił list ze złością. Zastanawiał się, dlaczego syn nie powraca. Znalazłby dla niego pracę, a także posażną pannę. Oskarżał siebie o to, że był niedołężny w pracy i jego syn musi cierpieć za nie popełnione winy, ponieważ nieszczęście przekazuje się z krwią. Piotr jako osiemnastoletni młodzieniec wyjechał za granicę, bez grosza. Wyrósł tam na nowoczesnego człowieka. Odkąd zniknął obyczaj szlachecki, synowie odchodzą w świat i tam szukają nowej prawdy. Szlachta zwyrodniała i znikła. On, Dominik Cedzyna, podjął pracę u parweniusza, syna jakiegoś przekupnia, który za pomocą protekcji osiągnął dyplom inżyniera i zgarniał pieniądze na budowach torów kolejowych. Pan Dominik ubolewał nad tym, że Piotruś jedzie do Anglii, a przez to - w razie śmierci ojca - przyjedzie najwcześniej następnego dnia po pogrzebie. Przeklinał też chemię, jako naukę, która zabiera mu syna.

Pracodawca pana Cedzyny Teodor Bijakowski (vel Bijak) ukończył Instytut Komunikacji. Otworzyły się przed nim duże możliwości zdobycia majątku. Postanowił się też bogato ożenić. Z tego powodu bywał w domu zamożnego powroźnika i zalecał się do jego córki.

Urodził się w Warszawie, prawdopodobnie na ulicy Krochmalnej. Jego ojciec utrzymywał skromny szynk. W dzieciństwie bawił się w rynsztoku z takimi jak on urwisami. Wybijali szyby Żydom. Pewnego dnia właścicielka kamienicy ugodzona została kamieniem wyrzuconym z procy. Utkwił on w koku podstarzałej panny, co przyprawiło ją o kilka dni płaczu. Poleciła potem przywołać Teosia i wypowiedziała zdanie zapożyczone z utworu Marii Konopnickiej Przed sądem: „Pójdź dziecię, ja cię uczyć każę”. Chłopiec był niezwykle zdolny i przechodził z klasy do klasy z nagrodami. Opiekunce pisał na imieniny laurki, całował kolana i ręce. Zdał do Szkoły Głównej na wydział matematyczny, a później dostał się do Instytutu. Zbudował wiele mostów i dworców, dorobił się znacznego majątku. Pamiętał o swojej rodzinie, każdemu starał się w jakiś sposób pomóc. Miał wytworną willę, w której królowała jego małżonka.

Rozpoczęto budowę drogi żelaznej. Nadzór robót objął pan Teodor. Przybył do niego pewnego razu zrujnowany obywatel ziemski. Początkowo pełnił obowiązki dozorcy, później wykorzystywano go też do innych celów. Był to elegancki starzec, starannie ubrany, z miną pana. Bijakowski odnosił się do niego lekceważąco. Twarz Cedzyny nie objawiała obrazy ani zdziwienia. Myślał on tylko: „Ja i tak pan, a tyś i tak cham!...”. Żył nadzieją, że pewnego dnia przyjedzie jego ukochany Piotruś. Często chodził wzdłuż nasypu kolejowego do sąsiedniego miasteczka, pukał tam do okna poczmistrza i pytał, czy nie ma do niego listu. Jeżeli był, czytał go dopiero w swojej izbie. Wyciągał z niego kilka słów lub zdanie i dopiero później składał całość.

W pobliżu nasypu znajdowało się wapienne wzgórze porośnięte jałowcem. Góra należała do folwarku Zapłocie, a folwark był własnością Juliusza Polichnowicza. Bijakowski zorientował się, że wzgórze zawiera dużą ilość węglanu wapnia i pokład wartościowej gliny. Pojechał więc z panem Cedzyną do majątku Polichnowicza. Wszystko znajdowało się tu w opłakanym stanie. Zauważyli, że ludzie wynoszą różne rzeczy. Trudno było znaleźć właściciela. W końcu jednak wyszedł z mroku. Był to trzydziestoletni człowiek o zniszczonej twarzy. Bijakowski powiedział mu, że chce kupić górę i prawo do wybierania gliny. Polichnowicz podał cenę ośmiuset rubli. Rozpoczęły się targi. Padła ostateczna suma stu rubli. Spisano kontrakt i przedsiębiorcy opuścili folwark. Po kilku dniach u podnóża góry pracowała już maszyna do wyrabiania cegły. Inżynier zaś osobiście doglądał robót.

Był koniec sierpnia, czas orki. U Polichnowicza nikt nie pracował w polu. Ugory sprawiały smutne wrażenie. Bijakowski powiedział, że folwark oglądany z góry podobny jest do trupa. Były właściciel tłumaczył się, że wziął po ojcu majątek źle prowadzony. Musiał w nim zastosować płodozmian.

Kiedy pierwsze lokomotywy zaczęły jeździć po torach, Juliusz Polichnowicz wyjeżdżał z Zapłocia. Folwark z ugorami, pustymi stodołami i długami stał się własnością Bijakowskiego. Chciał przyjeżdżać tu z żoną na lato.

Nabycie przez inżyniera folwarku obudziło w panu Cedzynie nadzieję na otrzymanie posady rządcy i powrotu na wieś. Oczekiwania te nie spełniły się jednak. Bijakowski rozprzedał majątek zostawiając sobie jedynie zabudowania, skalistą górę i skrawek ornego gruntu.

Z nadejściem wiosny u podnóża góry pojawiła się cegielnia. Biedacy z okolicznych wiosek przyszli do inżyniera i prosili o pracę. Zbudowano dla nich drewniane baraki, a zwierzchnictwo nad całą produkcją przejął pan Dominik. Zamieszkał w dwu izbach dworu. Inżynier wyjechał, a przed wyjazdem nauczył szlachcica, jak ma się zapatrywać na sprawy społeczne, gdzie zakładać kopalnie gliny, jak zsypywać do pieca bryły kamienia i formować z nich sklepienie, jak poznawać po świetle wapna, że kwas węglowy wydobył się z brył. Cedzyna pracował od świtu do nocy. Za pomocą drąga i oskarda zepchnięto całe skały. Nawisłe złomy często spadały niespodziewanie zabijając i kalecząc pracujących tam ludzi.

Pan Dominik miał nad ranem sen, że Piotruś się topi. Ojciec zanurzył ręce w lodowatej wodzie, ale nie mógł mu pomóc. Poczuł w sercu okropny chłód. Zapragnął umrzeć.

Rozległo się pukanie w szybę. Przeważnie jeden z robotników dawał w ten sposób znać nadzorcy, że idzie palić w piecu. Pukanie powtórzyło się i ktoś nie znanym głosem zapytał, czy pan Cedzyna jest w domu. Okazało się, że przyjechał Piotr. Radości nie było końca. Ojciec chciał napalić w piecu. Syn marzył o spaniu. Zasnął też wkrótce. Po przebudzeniu, kiedy zobaczył łzy na twarzy staruszka, postanowił, że nie pojedzie do Anglii.

Pewnego dnia pan Cedzyna o pierwszej w południe powrócił z powiatowego miasteczka. Jazda saniami sprawiała mu ogromną przyjemność. W domu czekał syn, pan doktor Piotr. Ojciec zamierzał zatroszczyć się o to, by miał co jeść, by Jagna podała barszcz. To, co usłyszał, zburzyło jego radość. Piotr oznajmił, że nie będzie mógł jeść, ponieważ się spieszy. Postanowił jechać do Hull. Ojciec usiadł w futrze na stoliku. Zrobiło mu się duszno. Syn porządkował książki rachunkowe, wziął do ręki notes i pokazał ojcu strony, na których wyczytał, że ciąży na nim dług, który musi spłacić. Wytłumaczył mu dlaczego podjął decyzję wyjazdu. Przed czterema laty otrzymał w ratach dwieście rubli. W następnym roku również dostał taką sumę. Potem dwieście pięćdziesiąt i w ubiegłym roku znowu dwieście. Razem osiemset pięćdziesiąt rubli. Pensja ojca zaś wynosi trzysta rubli na rok. Pan Dominik tłumaczył synowi, że nie przywłaszczył sobie ani jednej kopiejki Bijakowskiego. Dostał upoważnienie do pobierania oryginalnego procentu od czystego dochodu: „Produkuj pan taniej (...), a co na tym osiągniesz, to twoje” - powiedział pracodawca.

Ludziom dawał początkowo trzydzieści kopiejek, a potem dwadzieścia. Zgodzili się, bo nigdzie więcej by nie zarobili, a tu zarobek był pewny. W ten sposób uzbierało się trochę grosza.

Piotr obliczył, że musi oddać osiemset pięćdziesiąt rubli. Ojciec zapytał, komu je będzie oddawał, bo on nie przyjmie. Starał się tylko wywiązać ze swego obowiązku. Ich spór, a właściwie kłótnia, ciągnęła się aż do wieczora.

Piotr zaczął się pakować. Ojciec zapytał czy nie mógłby odrobić tego długu tutaj. Niestety, decyzja była nieodwołalna. Poprosił jeszcze, by ojciec sumiennie wypłacił ludziom należne im pieniądze. Próbował się pożegnać i padł staruszkowi do nóg, jednak ten odepchnął go, usunął się w kąt pokoju i odwrócił plecami. Piotr wyszedł. Pan Dominik po kilkunastu minutach wyjrzał przez okno. Na podwórku nie było nikogo. Patrzył długo na zarysowane na szybach gałązki mrozu. Przypomniały mu się lata chłopięce spędzone w pięknym dworku obok ukochanej matki. Nagle usłyszał gwizd lokomotywy. Dźwięk ten sprawił mu ogromny ból. Wyszedł z pokoju. Szedł ku dworcowi. W połowie drogi spotkał człowieka. Przez chwilę myślał, że to powraca Piotr. Jednak pomylił się. Był to młody robotnik z cegielni. Cedzyna zapytał, dokąd chodził. Ten odpowiedział, że zaniósł za młodym panem zawiniątko na stację. Na pytanie, czy Piotr naprawdę odjechał, odpowiedział, że sam odniósł mu tobół do pociągu. Pan Dominik wracał do domu. Jego twarz zmieniła się pod wpływem cierpienia. Rozpoznawał ślady stóp syna odciśnięte w śniegu. Każdy ślad macał laską. Z jego piersi wydobywał się nieprzerwany jęk.

PODSUMOWANIE: Wczesne opowiadania Stefana Żeromskiego można podzielić na dwie zasadnicze grupy problemowe. Do pierwszej zalicza się utwory, w których dominuje problematyka społeczna i moralna, natomiast w drugiej grupie znajdują się opowiadania poświęcone zagadnieniom związanym z walką narodu o niepodległość.

Do grupy pierwszej należy, opublikowane w roku 1891, opowiadanie Siłaczka, które stanowi próbę rozliczenia się z ideałami pozytywistycznymi, szczególnie z programem pracy u podstaw. Tytuł noweli stał się określeniem postawy życiowej charakteryzującej się idealistycznym stosunkiem do życia, poświęceniem dla innych, pracą niejednokrotnie przekraczającą możliwości człowieka.

Do tej samej grupy należy opowiadanie Doktor Piotr, które przynosi zagadnienie konsekwencji dokonania wyboru między nakazem moralnym a poczuciem więzi rodzinnych. Przed wyborem staje tytułowy bohater, widzący, jak jego ojciec okrada robotników, by zapewnić mu dobre wykształcenie.

Motyw nieludzkiego wyzysku jednych ludzi przez drugich pojawia się w noweli Zmierzch, ukazującej parę ubogich wieśniaków zmuszonych do ciężkiej pracy przy wywózce torfu. Gibałowie, aby zarobić na swą nędzną egzystencję, muszą pracować na marne pieniądze od świtu do zmroku. Utwór ukazuje cierpienia psychiczne matki, która zmuszona do całodziennej pracy nie może zająć się zostawionym w chałupie dzieckiem.

W drugiej grupie znajdują się opowiadania podejmujące problematykę narodowowyzwoleńczą, a w szczególności powstania styczniowego (1863/64 r.).

Takim opowiadaniem jest na przykład utwór Rozdziobią nas kruki, wrony..., którego akcja rozgrywa się pod koniec powstania styczniowego. Autor krytykuje tu środowiska niechętne powstaniu i ugodowe względem zaborców, podkreśla fatalne skutki braku zainteresowania powstaniem chłopów, próbuje również dokonać analizy przyczyn klęski powstańców. Chłopi są ciemni i prymitywni, pełni zabobonów, nie mają wpojonych żadnych zasad moralnych, ale ta sytuacja nie wynika z ich świadomego działania, jest raczej wynikiem wielowiekowego zaniedbania, za które odpowiedzialność ponoszą oświecone warstwy społeczeństwa polskiego.

Wspomnienie powstania styczniowego przynosi również opowiadanie Echa leśne. Pierwsza część stanowi prezentację bohaterów zebranych przy ognisku w lasach Gór Świętokrzyskich. Każdy z nich był w jakiś sposób związany z powstaniem, każdy słyszał o bohaterskim kapitanie Janie Rymwidzie, który odszedł z armii carskiej, walczył przeciwko swym byłym dowódcom, w końcu, ujęty, został rozstrzelany. Wyrok śmierci wydał generał Rozłucki, stryj Jana, również obecny przy ognisku. Jego postać budzi wśród obecnych pogardę, gdyż nie dość, że skazał na śmierć własnego bratanka, to jeszcze nie uszanował jego ostatniej woli i nie wychował syna Jana w duchu patriotyzmu, na Polaka.

Twórczość Stefana Żeromskiego wynika z funkcjonowania pisarza na pograniczu dwóch wielkich kierunków filozoficznych i literackich: pozytywizmu (stąd realizm w jego utworach) oraz romantyzmu, którego pisarz jest niewątpliwym spadkobiercą.

Ludzie bezdomni

POWSTANIE POWIEŚCI: Ludzie bezdomni to powieść Stefana Żeromskiego, która ukazała się w roku 1899, z datą 1900. Była to piąta z kolei książka tego pisarza, jej wydanie krytycy i czytelnicy uznali za wielkie wydarzenie o wymiarze nie tylko artystycznym, ale także społeczno-politycznym. Książka od razu zdobyła ogromną popularność, już w trzy miesiące od momentu ukazania się na rynku pierwszych egzemplarzy zaszła potrzeba podpisania z autorem umowy na drugie wydanie powieści. Stefan Żeromski przygotowywał się do pisania Ludzi bezdomnych niezwykle starannie, gromadził między innymi materiały o domu noclegowym „Château Rouge” czy o topografii Nałęczowa (w powieści - Cisy).

LUDZIE BEZDOMNI JAKO POWIEŚĆ NOWEGO TYPU: Ludzie bezdomni stanowią zapowiedź nowej powieści, odmiennej od realistycznej prozy epoki pozytywizmu. Kompozycja powieści realistycznej charakteryzowała się dobrze skonstruowaną fabułą i zwartą akcją; której ośrodkiem był główny bohater. Żeromski odchodzi od tego schematu tworząc powieść nowego typu, charakteryzującą się między innymi:

  1. tak zwanym albumowym charakterem scen. Polega on na tym, że między dwoma rozdziałami nie zachodzi związek przyczynowo-skutkowy, kolejne rozdziały stanowią wybrane epizody z życia bohatera. Na przykład drugi rozdział, którego akcja rozgrywa się w Warszawie, dzieli od pierwszego rok. Autor nie informuje czytelnika, co się w tym czasie działo z Judymem, w jakich okolicznościach wyjechał z Paryża. Albumowy charakter scen sprzyja rozluźnieniu kompozycyjnemu utworu, poszczególne rozdziały mogą funkcjonować jako osobne opowiadania (na przykład historyjka o swawolnym Dyziu);

  2. synkretyzmem poetyk, czyli stosowaniem w jednym utworze technik pisarskich charakterystycznych dla różnych epok i prądów: symbolizmu, naturalizmu a także impresjonizmu.

  1. indywidualizacją języka postaci, co w praktyce oznacza, że każdy bohater mówi językiem charakterystycznym dla swego pochodzenia i wykształcenia. Na przykład w rozmowie Wiktora z Tomaszem ten pierwszy posługuje się językiem potocznym, z silnymi naleciałościami gwarowymi („Mogię na mieście ...”, „Wzienem, zrugałem raz i drugi...”). Z kolei Joasia w swoim pamiętniku używa języka literackiego: „Pod wpływem szyderstw tego frazesowicza S. przestałam pisać, a teraz niewymownie żałuję”;

  2. wielogłosem narracyjnym. Główny narrator jest trzecioosobowy, ale Żeromaki wprowadza również narrację personalną i pierwszoosobową (pamiętnik Joasi, nawiązujący do tradycji romantycznej);

  3. zakończeniem otwartym, czytelnik nie zna końca losów bohatera, nie wie, jakie skutki wywołało podjęcie takiej, a nie innej, decyzji.

PROBLEM BEZDOMNOŚCI W POWIEŚCI: Ludzie bezdomni, to ludzie, którzy nie mają własnego domu, nie mają gdzie mieszkać. Są to na przykład nędzarze paryscy z domu noclegowego czy warszawski proletariat, klasa robotnicza wegetująca w tragicznych warunkach mieszkaniowych, praktycznie bez dachu nad głową. Jedoak Stefan Żeromski, oprócz bezdomności w dosłownym tego słowa znaczeniu, ukazuje w swej powieści także bezdomnych innego rodzaju, sięgając do warstwy metaforyczno-symbolicznej tekstu:

BOHATEROWIE - CHARAKTERYSTYKA:

Doktor Tomasz Judym - młody chirurg, syn ubogiego, uzależnionego od alkoholu warszawskiego szewca, idealista, człowiek posiadający niezłomną wolę i silny charakter, stawiający na pierwszym miejscu dobro ludzi najuboższych, zawsze w pełni świadomy swego statusu społecznego, który pomimo wykształcenia uzależniony jest od pochodzenia. Mimo szlachetnych idei, Judym nie jest postacią w pełni pozytywną. Działa z powodu swego kompleksu niższości, kompleksu człowieka ubogiego, który widzi możliwość zerwania z własną sferą tylko poprzez jej całkowitą likwidację. To dlatego Judym chce za wszelką cenę poprawić los ludzi żyjących w skrajnej nędzy. Kieruje się emocjami, a nie rozsądkiem - dla fachowców-lekarzy nie jest partnerem w dyskusji, ale rozhisteryzowanym fanatykiem idei poprawy losu biedoty. W rozmowie z kolegami-lekarzami w jednym z warszawskich salonów Judym nie używa racjonalnych, konkretnych argumentów, nie umie być rzeczowy, zbyt się angażuje osobiście, ujawnia swoją psychiczną słabość i dlatego nie jest traktowany poważnie.

Mimo że pochodzi z warstwy ubogich rzemieślników, bardzo się od nich oddalił. Z rodziną brata nie łączą go właściwie żadne więzi uczuciowe. Chce działać sam, bez udziału samych zainteresowanych w poprawie swego losu. Nie docenia siły, która tkwi w ludziach ubogich, pragnących wyrwać się z nędzy.

Judym nie umie właściwie ocenić ani własnych atutów i możliwości, ani ograniczeń. Zdobył za granicą cenne wykształcenie i doświadczenie, którego nie potrafi wykorzystać w pracy w kraju. Załamują go już pierwsze niepowodzenia, ucieka z Cisów właśnie wtedy, kiedy byłby tam najbardziej potrzebny. Nie walczy do końca. A wcześniej - przed walką - nie stara się pozyskać sojuszników w ludziach, którzy mają możliwość podejmowania ważnych decyzji (tak jest w przypadku jego stosunków z Węglichowskim i Krzywosądem).

Judym wyraźnie przecenia swe siły, kilkakrotnie udowadniając słabość i brak konsekwencji działania. Opuszcza Warszawę, ponieważ nie potrafi pozyskać pacjentów - został odrzucony przez środowisko lekarskie, a nie potrafił wiedzą i umiejętnościami udowodnić swej wartości. Ucieka z Cisów, bo tu również jego działalność nie cieszyła się powodzeniem, mimo że przecież przynosiła konkretne efekty (bardzo potrzebny szpital dla ubogich). W ostatniej scenie Judym wygląda na człowieka zmęczonego i załamanego.

Bohater nie potrafi docenić nawet tak wielkiego szczęścia, jakim jest szczere uczucie Joasi. Niszczy je, mając świadomość, że przyczynia się tym samym do tragedii dziewczyny, która utraci nadzieję na dom i szczęśliwą rodzinę.

Prawdopodobnie powyższe cechy sprawiają, że przynajmniej w trakcie trwania akcji powieści Judym nie odnosi sukcesów. Symbolem jego wnętrza w ostatniej scenie powieści jest rozdarta sosna. Nie wiadomo, jaką drogę doktor wybierze i czy wyciągnie naukę z dotychczasowych doświadczeń.

Joasia Podborska - „panna dwudziestokilkuletnia, ciemna brunetka z niebieskimi oczami, prześliczna i zgrabna”, przyjaciółka Niewadzkiej, guwernantka panien Orszeńskich, szczera, wrażliwa, bezpośrednia. Nie jest szczęśliwa. Wcześnie straciła rodziców i dom rodzinny. Znała Stasię Bozowską (bohaterkę Siłaczki Żeromskiego), więc prawdopodobnie jest zwolenniczką pozytywistycznych idei pracy organicznej i pracy u podstaw. Jest samodzielna, podczas pobytu w Warszawie uczy córkę państwa Predygierów, co pozwala jej pomagać bratu Henrykowi. Jej drugi brat, Wacław, umiera na wygnaniu (prawdopodobnie brał udział w powstaniu). W Warszawie czuje się samotna i zagubiona. Nikt jej nie rozumie, nikt nie otacza cieplejszym uczuciem, sama o sobie pisze w dzienniku: „Już sama nie wiem, czego chcę. Tęsknię, a raczej usycham z tęsknoty. Chciałabym pójść, uciec ...”.

Joasia Podborska jest wrażliwa, delikatna, bardzo kobieca. Przy tym to osoba wykształcona, odznaczająca się smakiem artystycznym. W kontaktach z mężczyznami jest trochę nieśmiała, choć to emancypantka i potrafi być dla mężczyzny partnerem w dyskusji (co ujawnia w salonie panny Heleny). Obdarza Judyma szczerą, gorącą miłością, jest spragniona czułości, opieki. Czuje się bezdomna, brak jej własnego miejsca w świecie. Chociaż odwiedza rodzinne strony, nie potrafi odnaleźć tam swoich korzeni. Z Judymem łączy marzenia o szczęśliwej przyszłości wypełnionej wspólną pracą, wzajemnym zrozumieniem i miłością. Nie potrafi zrozumieć jego decyzji, ale się nie przeciwstawia. Po ostatniej rozmowie z ukochanym odchodzi zupełnie zdruzgotana, załamana. Być może już nigdy nie zdoła ułożyć sobie życia.

Korzecki - inżynier, trzydziestokilkuletni mężczyzna, znajomy Judyma z Paryża, wspólnie podróżowali po Szwajcarii. Człowiek o zaburzonej psychice, chory nerwowo, nadwrażliwy, bardzo przenikliwy. Pracuje w Zagłębiu, gdzie zaprasza Judyma, po opuszczeniu przez doktora Cisów. Korzecki to dekadent, pesymista, nie widzi sensu i celu życia. Jest typowym młodopolskim dandysem - elegantem, estetą, o niespokojnej naturze, mówi o sobie „wlokę w sobie zarazę”. W końcu Korzecki popełnia samobójstwo.

Niewadzka - majętna wdowa, „dama niemałej wagi, wiekowa, z siwymi włosami i dużą a jeszcze piękną twarzą”, nieco surowa w zachowaniu. Natalia Orszeńska - wnuczka Niewadzkiej, sierota, panienka siedemnastoletnia , osóbka bardzo niezależna i cyniczna, choć nie pozbawiona pozytywnych odruchów.

Wanda Orszeńska - młodsza siostra Natalii, żywa i śmiała.

Wiktor Judym - brat Tomasza, ubogi robotnik, działacz rewolucyjny. Węglichowski - lekarz, zasłużony dyrektor zakładu w Cisach, „człowiek lat pięćdziesięciu, niski, (...) chudy, kościsty”, jego oczy „znamionowały rozum, a raczej spryt, niepospolity”.

Jan Bogusław Krzywosąd Chobrzański - długoletni administrator zakładu w Cisach, „stary kawaler przystojny, wysokiego wzrostu i pięknej figury”, posiadający burzliwą przeszłość, „przeszedł Europę wzdłuż i w poprzek”, potrafił rozmawiać o wszystkich chyba dziedzinach sztuki i rzemiosła, pracowity, jego głównym zajęciem było „odnawianie” antyków i dzieł sztuki oraz „fabrykowanie” takichże antyków z różnych historycznych i niehistorycznych szczątków, „wśród najcięższych kolei losu dążył zawsze do sławy, wyniesienia, do znaczenia, do wpływu i rozgłosu wśród swoich”.

Leszczykowski - syn „ubogiego szlachcica spod Cisów”, uczęszczał niegdyś do „sławnej szkoły wojewódzkiej kieleckiej”, gdzie przyjaźnił się z Niewadzkim, Węglichowskim i Krzywosądem, mieszkał w Bosforze, pracowity i twardy kupiec, posiadający nieugiętą wolę, trzeźwy, chytry, jego jedyną pasją było wydawanie pieniędzy na wspomaganie młodych i utalentowanych Polaków oraz na „ucywilizowanie jak najwyżej” swego rodzinnego Zagórza.

Obyty w świecie. Bywał w różnych krajach i imał się różnych zawodów: „Bywał tragarzem okrętowym, zamiataczem ulic, roznosicielem dzienników europejskich, ajentem w pewnym sklepie francuskim, subiektem, komiwojażerem, a wreszcie właścicielem ogromnych magazynów, handlarzem dywanów, przemysłowcem itd.”. Wytrwały, uparty, w głębi duszy „marzyciel i asceta”, chętnie pomagał wszelkiego rodzaju fantastom, wynalazcom, wszystkim, którzy zamierzali poprawiać świat i przyczyniać się do wspólnego dobra i postępu. Marzył, że kiedyś uzdrowisko w Cisach będzie kurortem na światowym poziomie.

STRESZCZENIE:

Tom I

Wenus z Milo

Doktor Judym, przebywający od piętnastu miesięcy na praktyce lekarskiej w Paryżu, spaceruj e właśnie ulicami tego pięknego miasta i usiłuj e zabić gnębiącą go nudę. Przypadkiem trafia do galerii sztuki w Luwrze, gdzie uwagę jego przykuwa początkowo postać panny Natalii, a później osoba panny Podborskiej. Tomasz nawiązuje znajomość z trójką niewiast i umawia się z nimi na następny dzień na wspólną wycieczkę do Wersalu. Zarówno w Luwrze, jak i w Wersalu Judym obserwuje bacznie Joasię oraz jej przyjaciółkę i podopieczne. Niewadzka początkowo odnosi się do niego z pewną rezerwą, a nawet oziębłością, Natalia wręcz go kokietuje, Wanda zaś momentami wyraźnie z niego kpi. Każda z dam ma też odmienny stosunek do sztuki: starsza dama ogląda dzieła sztuki z nudy i jakby z musu, panna Podborska delektuje się ich pięknem i przeżywa bardzo każde z nich, Wanda jest nimi znudzona. Po powrocie z Luwru Judym rozstaje się ze swymi nowymi znajomymi, dowiadując się równocześnie, iż następnego dnia wyjeżdżają z Paryża i mają zamiar odwiedzić Anglię.

W pocie czoła

Rok później, pod koniec czerwca, Judym powraca do Warszawy. Pierwsze kroki kieruj e do swego rodzinnego domu, aby spotkać się z bratem. Po drodze obserwuj e wynędzniałe postacie żyjącej w tej okolicy biedoty. Dociera do obskurnej kamienicy i wchodzi na ponure i zawilgocone poddasze. Nie zastaje nikogo z krewnych. Na podwórzu spotyka się z ciotką Pelagią, osobą wielce zgryźliwą. Dowiaduje się od niej, że jego bratowa pracuje obecnie w fabryce cygar, brat zaś przeniósł się do stalowni. Judym idzie wpierw odwiedzić bratową. Ma tu okazję przyjrzeć się pracy i ciężkim warunkom, w jakich wykonują ją stłoczeni do granic możliwości robotnicy i robotnice. Wraz z krewną powraca do rodzinnej kamienicy, a stąd udaje się do Ogrodu Saskiego, gdzie pogrąża się w rozpamiętywaniu swych częściowo już przykurzonych ideałów i zainteresowań młodości, które były dla niego motorem, a zarazem środkiem pomocnym w pracy zmierzającej do ulżenia doli ubogich mieszkańców uprzemysłowionych miast. Następnego dnia wczesnym rankiem odwiedza brata i odprowadza go do fabryki. W drodze, w odpowiedzi na stawiane zarzuty, że jego wykształcenie jest jakby prezentem otrzymanym od bogatej ciotki, opisuj e swą młodość. Kiedy był małym chłopcem zabrała go z domu ciotka, która faktycznie była przez pewien czas osobą zamożną, jednak do swego majątku doszła za młodu prowadząc rozwiązły tryb życia. Kiedy mieszkał u niej mały Tomasz zarzuciła poprzedni sposób prowadzenia się, ale w jej domu nadal spotykali się przy kartach różni jej znajomi. Tomasz był bity i poniewierany, pełnił funkcje sprzątaczki, pomywacza i chłopca na posyłki. Jedynym jego przywilejem była możliwość uczęszczania do szkoły. Jego „dzieciństwo, cała pierwsza młodość upłynęły w nieopisanym przestrachu, w głuchej nędzy”, którą w pełni pojął dopiero po latach.

Judym ogląda hutę i przypatruje się ciężkiej pracy hutników, kowali i innych robotników. Pracują oni w nieludzkich warunkach.

Mrzonki

Pewnego razu Tomasz zostaje zaproszony do doktora Czernisa z napisanym przez siebie referatem opartym na doświadczeniu i praktyce zdobytej w Paryżu oraz na obserwacjach warunków, w jakich żyje paryska i warszawska biedota. U lekarza tego, znanego szeroko wśród warszawskiej inteligencji, zbierają się co dwa tygodnie warszawscy medycy dzieląc się swymi obserwacjami i doświadczeniami z pracy zawodowej. Myślą przewodnią wystąpienia Judyma jest sugestia, iż lekarze nie tylko swym działaniem, ale również interwencjami u odpowiedzialnych za to osób są w stanic; zmienić opłakany stan higieny w zakładach pracy i siedliskach biedoty. Zebrani żywo oburzają się na tego typu wypowiedzi i w najlepszym razie uznają Judyma za „unoszącego się w obłokach” marzyciela i młodego idealistę. Ogólnie jednak odnoszą się do niego prawie z wrogością i puszczają mimo uszu wszystkie jego apele i nawoływania. Późnym wieczorem rozgoryczony Tomasz powraca do domu świadom poniesionej porażki.

Smutek

Piątego października Judym spacerując Alejami Ujazdowskimi, snuje refleksje nad swym życiem i dążeniami. Czuje, iż powoli zamierają w nim dawniejsze ideały, w jego duszy zaś zaczyna dominować smutek. Tok tych niewesołych myśli przerywa pojawienie się na mgnienie oka powozu, w którym jadą znajome z Paryża - panna Joanna i panienki Niewadzkie. One również rozpoznają doktora, ale powóz szybko unosi je dalej.

Praktyka Jeszcze we wrześniu Tomasz pracując równocześnie w jednym ze szpitali wynajął lokal i otworzył własny gabinet. Przez pięć miesięcy w gabinecie tym nie pojawia się żaden pacjent. Judym zdaje sobie sprawę z tego, iż jest to przede wszystkim zasługa „jego pamiętnego odczytu. Pod koniec marca dowiaduje się od bratowej o ciężkim wypadku, któremu uległ Wiktor. Tego samego dnia spotyka doktora Chmielnickiego - lekarza, którego poznał u doktora Czernisza. Chmielnicki proponuje mu posadę asystenta doktora Węglichowskiego w Cisach. Judym po długim namyśle decyduje się na rozmowę z Węglichowskim z dwóch powodów: braku możliwości jakiejkolwiek praktyki w stolicy oraz moralnego obowiązku udzielenia pomocy swej bratowej . Następnego dnia dyrektor zakładu w Cisach odwiedza Tomasza i przedstawia mu proponowane warunki. Między innymi młody lekarz dowiaduje się ze zdziwieniem i radością, iż zakład tamtejszy leży na terenach należących do pani Niewadzkiej.

Swawolny Dyzio

W końcu kwietnia Tomasz kończy „wszelkie rachunki z miastem Warszawą” i wyjeżdża do Cisów. Większą część drogi odbywa koleją. W jakiś czas po odjeździe pociągu do przedziału zajmowanego między innymi przez Judyma wchodzi starsza niewiasta ze swym dziesięcioletnim synkiem, Dyziem. Chłopak od samego początku wyczynia najróżniejsze, bardzo dokuczliwe dla pasażerów figle, nie reagując na prośby i zaklinania matki oraz protesty pasażerów. Po pewnym czasie doktor przenosi się do innego przedziału, ale wkrótce i tu pojawia się uprzykrzony Dyzio ze swą matką. Ostatnie pięć mil Judym ma przebyć oczekującą przy stacji furmanką, lecz ze zgrozą stwierdza, że starsza dama ze swą pociechą usadowiła się już w oczekującym pojeździe. Podczas jazdy malec tak daje się we znaki doktorowi, że traci on panowanie nad sobą, wysiada z powozu, spuszcza lanie winowajcy, a następnie odprawia woźnicę wraz ze współpasażerami, a sam podąża pieszo, dźwigając ciężką walizkę. Dociera do jakiejś wsi, gdzie po długich poszukiwaniach znajduje gospodarza, który zgadza się go odwieźć do Cisów. W drodze dochodzi do wywrotki. Woźnica i pasażer lądują w błocie, wóz zaś nie nadaje się do dalszej jazdy. Cały oblepiony błotem Judym pomimo swego niewesołego położenia odzyskuj e dobry humor i pieszo wędruje dalej. Na drodze wyprzedzaj ą go panny Orszeńskie, jadące konno z dwoma towarzyszami. Tomasz dociera w końcu do miasteczka.

Cisy

Kolejne dni upływają Judymowi na zapoznawaniu się z historią zakładu i jego funkcjonowaniem.

Założycielem uzdrowiska był - nieżyjący już - pan Niewadzki, który wciągnął do spółki swych bogatych przyjaciół, wśród których znalazł się też po pewnym czasie pan Leszczykowski. Pierwszy dyrektor starał się to miejsce przekształcić w europejski kurort, lecz w krótkim czasie inwestycja stała się deficytowa i zarząd spółki powołał na stanowisko dyrektora doktora Węglichowskiego. Ten utworzył na owych terenach autentyczne uzdrowisko, osobiście projektując i zabiegając o wprowadzenie wielu nowych urządzeń. W tym samym czasie przyjechał z zagranicy Krzywosąd i otrzymał stanowisko administratora. W trudnym okresie Leszczykowski wydatnie wspomagał dźwigającą się z upadku instytucję.

Pewnego dnia Tomasz otrzymuje adresowane do niego pismo od Leszczykowskiego. Niedługo potem składa pierwszą wizytę Krzywosądowi, który przyjmuje go dość życzliwie. Doktor dowiaduje się, iż miejscowy kasjer, pan Listwa, jest nieszczęsnym mężem apodyktycznej (władczej) względem niego matki Dyzia i ojczymem rozpuszczonego dzieciaka.

Kwiat tuberozy

Pewnego razu Judym wybiera się do „szpitala”, który wznosi się obok nowo wybudowanego kościoła. Wpierw jednak wchodzi do świątyni. Trwa tam właśnie msza, w czasie której doktor dostrzega siedzące w „ławkach kolatorskich” (przeznaczonych dla znakomitszych dobrodziejów parafii) trzy znajome z Paryża. Po mszy wychodzą w towarzystwie wesołego kapłana. Ksiądz zaprasza panny i doktora do siebie na śniadanie. Po posiłku na plebanię przybywa pewien młodzieniec. Od księdza Tomasz dowiaduje się, że człowiek ten przepuścił w ciągu dwóch lat majątek odziedziczony po ojcu, jest lekkoduchem i namiętnym, a nawet „zawodowym”, graczem w karty. Doktor zauważa z zazdrością, że Karbowski darzy pannę Natalię odwzajemnioną miłością. Ksiądz i panna Joanna nie są zadowoleni z wizyty owego młodzieńca. Trzy panny szybko opuszczają plebanię, pozostawiając tam rozmarzonego amanta i pogrążonego w zazdrości Tomasza.

Przyjdź

Pewnego dnia, po burzy, Judym siedzi przy otwartym oknie, pogrążony w marzeniach. Jego duszę wypełnia głęboka radość i uniesienie. Oczekuje na „coś niesłychanego (...), na przyjście czyjeś...”.

Zwierzenia

(Jest to obszerny fragment pamiętnika Joanny Podborskiej, który jest zbiorem wspomnień przemieszanych z refleksjami dotyczącymi życia człowieka).

17 października minęło właśnie sześć lat od momentu, gdy siedemnastoletnia wówczas Joasia opuściła mieszkającą w Kielcach ubogą ciotkę, swych dwóch braci Henryka i Wacława - i wyjechała do Warszawy, aby objąć u państwa Predygierów posadę guwernantki. Jej podopieczną i uczennicą została panna Wanda. Przez rok przebywała u swych pierwszych pracodawców. Miała tam przede wszystkim możliwość korzystania z bardzo zasobnej biblioteki pana Predygiera oraz uczęszczania do teatrów i na różne odczyty oraz spotkania „kilku literatów”, którzy - jak się okazało - oprócz talentu przeważnie nie mogli się wykazać żadnymi innymi pozytywnymi cechami. Negatywne wrażenie wywarło na Joasi również „środowisko czujące bez afektacji” - grono zamożnych mieszkańców stolicy uważających się za „wielkich”, pełnych zaś jedynie pychy i sztuczności.

Rozważając losy swoich braci („Henryk, który został wyrzucony z szóstej klasy siedzi w Zurychu, chodzi sobie nafilozofięi ma się dobrze, a Wacek, który opuścił gimnazjum ze srebrnym medalem, świetnie pracował [...], był przez wszystkich poważany - tak bezużytecznie skończył”) Podborska doszła do wniosku, „że ludzie mają jakieś ukryte podobieństwo ze zwierzętami: osobniki wyróżniające się prześladują jednomyślnie, a bez porozumienia między sobą, jakimś odruchem stadowym”.

Czas upływał jej przede wszystkim na prowadzeniu lekcji z coraz to nowymi uczniami, wolne zaś chwile poświęcała na zgłębianie uroków światowej literatury pięknej. Wciąż też była zatroskana o losy swoich braci, od których od czasu do czasu otrzymywała jakieś wiadomości. Henryk zamiast studiować prowadził sobie „kawalerskie życie” nie stroniąc od pijatyk i bijatyk, Wacław zaś przebywał na zesłaniu. Joasia starała się jak najwięcej zarobić, aby obu braciom co pewien czas materialnie dopomóc. Stykając się z nowymi ludźmi wciąż poznawała tajniki ludzkiej natury i nabierała doświadczenia w obcowaniu z bliźnimi. W miarę upływu czasu coraz bardziej zgłębiała pokłady zła zalegające dusze większości stykających się z nią osób oraz ich pustotę. Na początku nowego roku dowiedziała się o śmierci Wacława. Wiadomość ta wstrząsnęła nią bardzo i sprawiła, iż Joasia długo nie mogła uwolnić się od głęboko przed ludźmi tajonego bólu. Czując nieprzepartą, choć bliżej nieokreśloną tęsknotę oraz pragnąc wyrwać się z ciążącego jej osamotnienia na początku czerwca wyrwała się z Warszawy i pojechała do ukochanych Kielc, a po krótkim pobycie w tym mieście wyjechała do Mękarzyc, gdzie zatrzymała się w folwarku należącym do jej wujostwa. Następnie odwiedziła stary cmentarz w Krawczyskach, gdzie znajdował się grób jej rodziców, a po kilku dniach powróciła do Kielc, zatrzymując się po drodze na krótki czas przy rodzinnym dworku w Głogach, zamieszkałym w tym czasie przez jakąś żydowską rodzinę. Widok domu, w którym spędziła dzieciństwo, wzruszył ją do łez.

Tom II

Poczciwe prowincjonalne idee

W czasie sezonu Judym ma pełne ręce roboty: do południa zajmuje się licznie korzystającymi z usług zakładu kuracjuszami oraz pracuje w swoim szpitalu, po południu zaś zaangażowany jest bardziej w życie towarzyskie. W szpitalu musi właściwie na nowo skompletować wyposażenie i wkłada wiele pracy w doprowadzenie go do należytego stanu. Po niedługim czasie uzyskuje tu też właściwie całkowitą niezależność w działaniu. Jego wysiłki są w pełni potajemnie popierane i wspierane finansowo przez Leszczykowskiego. W szpitalu znajdują opiekę i pomoc biedni mieszkańcy okolicznych wsi. Wśród nich doktor odkrywa liczne przypadki malarii której źródłem są - jak to wynika z obserwacji - stawy urządzone i zagospodarowane przez Krzywosąda. Judym dzieli się tym spostrzeżeniem z rządcą, a później z dyrektorem, jednak pierwszy z nich nie odpowiada właściwie na zarzuty, Węglichowski zaś doradza doktorowi, aby zachował w tej sprawie milczenie.

We wrześniu, gdy izby szpitalne pełne były głównie chorych na malarię dzieci, Judym zostaje zaproszony do pani Niewadzkiej, która postanowiła z okazji zbliżających się urodzin Joasi zrobić przyjaciółce niespodziankę i - co było gorącym pragnieniem guwernantki - oddać pod jej opiekę przynajmniej część chorych dzieci, umieszczonych w specjalnie do tego celu wyremontowanym i przygotowanym pomieszczeniu. Doktor nie sprzeciwia się, choć nie jest zbyt zachwycony tym pomysłem, mimo że chciałby rozładować nieco zatłoczone sale szpitalne.

Starcy

Po zakończeniu sezonu co dzień prawie u państwa Węglichowskich gromadzi się stała grupa osób. Należą do niej: Listwa, Krzywosąd, plenipotent Worszewicz (rządca dworski), ksiądz, Judym oraz kilku kuracjuszy. Węglichowscy wraz z trzema pierwszymi osobami z tej listy tworzą ściśle zamknięty krąg przyjaciół, w którym zarówno proboszcz, jak i doktor Tomasz mają prawo przebywać i są traktowani grzecznie, ale nie są w stanie wejść w „ścisłe pobratymstwo” z jego członkami. Judym widząc, że tylko w taki sposób będzie mógł w Cisach dokonać czegoś dla dobra kuracjuszy i okolicznej ludności, przez różnorakie prace, w których coraz więcej wyręcza admio i stratora, wkrada się w j ego łaski, a zarazem próbuj e uzyskać wpływ na bieg ważo iej szych dla zakładu spraw. Grono konserwatystów, jakkolwiek odnosi się do jego zapału i entuzjazmu życzliwie, ani na chwilę nie dopuszcza go do głosu w sprawach poważniejszych, czy też toczących się ustalonym tradycyjnie torem. Jedynym sprzymierzeńcem doktora w jego wysiłkach jest Leszczykowski, który w obszernych relacjach młodego lekarza dostrzega, między innymi, podobny do własnego idealizm i praktyczne spełnienie własnych marzeń. Dlatego nie szczędzi funduszy na inwestycje podejmowane przez doktora. Kością w gardle stoją Tomaszowi stawy, których osuszenie faktycznie jest pierwszym warunkiem uzdrowienia miejscowego malarycznego klimatu.

W lutym - tradycyjnie już - przybywa do Cisów komisja złożona z trzech udziałowców spółki, mająca skontrolować stan zakładu i jego prowadzenie. Jest to właściwie tylko formalność. Doktor jednak podnosi w obecności komisji sprawę osuszenia stawów, ale w wyniku zastosowania przez dyrektora zręcznych wybiegów nie zyskuje zbytniego zainteresowania dla swoich pomysłów, po wyjeździe komisji zaś czterej „starcy” zaczynają zwalczać młodego idealistę, którego nienawidzą.

Ta łza, co z oczu twoich spływa...”

Pewnego dnia Wiktor, któremu otrzymane od brata kilkaset rubli umożliwiły wyjazd za granicę, nie zważając na perswazje rodziny i jej lamentacje, wyrusza dorożką do stacji kolei żelaznej, znajdującej się poza Warszawą. W jakiejś miejscowości zatrzymuje się na krótki postój, a następnie pieszo udaje się do stacji, odprowadzany przez rozżaloną i niepewną przyszłości małżonkę oraz dwoje swych dzieci. O świcie

Pewnego kwietniowego poranka doktor wybiera się na „rewizję swoich zdechlaków we wsiach okolicznych”. W lesie spotyka powracającą bryczką 7 Woli Zameckiej Joasię. Dowiaduje się od niej, iż panna Natalia uciekła potajemnie z Karbowskim i wzięła z nim w Woli ślub, po czym oboje udali się za granicę. Joasia jako nauczycielka i prawie powiernica uciekinierki obciąża się winą za ten incydent, który był niezmiernie bolesny przede wszystkim dla pani Niewadzkiej. Po krótkiej rozmowie odjeżdża w stronę dworu, Judym zaś powoli zmierza w kierunku jednej ze wsi. Jego duszę wypełnia cała gama uczuć oraz pewność, że młoda guwernantka jest osobą niezmiernie mu bliską i jakby w sam raz stworzoną, aby zostać jego małżonką.

W drodze

Na początku czerwca Judymowa otrzymuje list od męża ze Szwajcarii i wyjeżdża z dziećmi za granicę. W Wiedniu nie rozumiejącą ani słowa po niemiecku niewiastą zajmuje się przyjaciel Wiktora, Kincel. Wysyła ją dalej. Kobieta jednak przesypia stację Amstetten, gdzie miała się przesiąść do innego pociągu i dojeżdża do jakiejś innej stacji. Jest wystraszona i bezradna, ale na szczęście spotyka przypadkiem Natalię Karbowską z mężem. Dama słysząc, że zagubiona kobieta jest krewną doktora Judyma wysyła Judymową i jej dzieci do ich miejsca przeznaczenia - szwajcarskiego Winterturu. Uboga niewiasta spotyka tu wreszcie małżonka. W jego mieszkaniu układa się na spoczynek, zaś nie pilnowane dzieci niszczą w tym czasie winny krzew należący do właściciela kamienicy. Poszkodowany wymawia mieszkanie Wiktorowi, ten zaś decyduje się na wyjazd do Ameryki, gdzie będzie miał jeszcze lepsze zarobki i będzie też mieć może więcej swobody, niż w tym kraju, gdzie „o godzinie dziesiątej wieczorem już nie wolno we własnym mieszkaniu tupnąć obcasem w podłogę, bo się cały dom zleci”.

O zmierzchu

Po pamiętnym spotkaniu z Joasią, doktor nie potrafi już przestać o niej myśleć, myśli o dziewczynie rozświetlają wciąż j ego duszę i „dodają mu skrzydeł” w codziennej pracy. „Pewnego dnia w drugiej połowie czerwca” doktor podąża leśnymi i polnymi ścieżkami do jednej z wiosek. W pewnym momencie spotyka swą ukochaną, która po raz pierwszy sama przyszła w to miejsce, aby się z nim spotkać. Dalszą drogę odbywają razem, jednak przed wsią panna zatrzymuje się obiecując zaczekać w tym miejscu na doktora. Tomasz biegnie jak uskrzydlony do swych pacjentów, jednak tego dnia jest ich tylu, iż przebywa on w wiosce do zmierzchu. Powracając spostrzega z radością, iż Joasia wciąż na niego czeka. W drodze powrotnej prosi ją o rękę, a oświadczyny nie zostają odrzucone.

Szewska pasja

Wcześniejszy niż zwykle napływ kuracjuszy uniemożliwił tego roku oczyszczenie stawu z zalegającego go szlamu, dlatego też Krzywosąd wpadł na „świetny” pomysł zrzucania do rzeki owego szlamu specjalnie przygotowanym korytem. Pewnego razu Judym wybiera się na spacer wzdłuż rzeki, aby sprawdzić, w jakim stopniu to działanie prowadzi do zanieczyszczenia wody, z której korzystają przecież mieszkańcy okolicznych wsi. Widok brudnej, wręcz błotnistej wody powoduje, iż Judym, spotkanym nad brzegiem stawu, dyrektorowi oraz administratorowi prosto w oczy „rąbie” całą prawdę o ich postępowaniu i bez skrępowania krytykuje ich działalność i zakłamanie. Wywołuje to u obu „starców” wielkie oburzenie. Krzywosąd traci panowanie nad sobą w momencie, gdy doprowadzony do „szewskiej pasji” młody lekarz nazywa go „starym osłem”. Wówczas rzuca się na Tomasza, ten jednak jest szybszy: popycha administratora, który wpada do zalegającego dno cuchnącego błota. Judym odchodzi przepełniony wściekłością, nie zważając już ani na osobę dyrektora, ani na jego tonącego w błocie pupila, wyciąganego przez robotników.

Gdzie oczy poniosą

Tego wieczoru Judym dostaje wymówienie. Zdawał sobie sprawę z tego, iż ten incydent musiał się tak zakończyć, jednak nie potrafi przyjąć wymówienia ze spokojem. Największy ból sprawia mu konieczność nagłego rozstania z Joasią, która jest już prawie jego żoną. Całą noc trawi na najrozmaitszych rozmyślaniach. Następnego dnia wyjeżdża z zamiarem dotarcia do Warszawy. Jednak w poczekalni jednej z większych stacji spotyka starego znajomego, inżyniera Korzeckiego, który proponuje mu podróż do Zagłębia Dąbrowskiego. Inżynier kupuje nawet Judymowi bilet do Sosnowmi i obaj jadą na Śląsk. W Sosnowcu przesiadają się do dorożki i jadą do mieszkania inżyniera, zatrzymując się na chwilę w kopalni „Sykstus”. Tomasz wciąż jest przygnębiony, a jego świadomość jest przyćmiona cierpieniem i różnymi wspomnieniami. Już w domu inżyniera gospodarz proponuje doktorowi objęcie posady przy kopalni „Sykstus”. W czasie rozmowy zwierza się Judymowi ze swoich przeżyć oraz prowadzonej przez siebie „walki ze śmiercią” i strachem przed śmiercią. Pragnie „znać życie i śmierć tak z bliska, aby mógł obojętnie spoglądać na jedno i drugie”.

Glikauf I

(Niem.: Glück auf - życzenie szczęścia i powodzenia w pracy, odpowiednik polskiego: „Szczęść Boże”)

Następnego rana doktor udaje się do kopalni i w towarzystwie inżyniera zwiedza ją dość dokładnie, przyglądając się ciężkiej i niebezpiecznej pracy górników.

Pielgrzym

Pewnego dnia Korzecki zabiera Judyma do inżyniera Kalinowicza - człowieka niezwykle bogatego i wpływowego. W urządzonym z dużym przepychem domu gospodarz i jego dwaj goście długo dyskutują na różne tematy. Do dyskusji włącza się też po pewnym czasie córka bogacza, Helena, oraz jej brat. Rozmowa obraca się wokół takich tematów, jak wolność człowieka i jego swoboda w dokonywaniu wyboru między dobrem a złem. Judym dowiaduje się, że młody Kalinowicz skończył właśnie politechnikę w Charlottenburgu pod Berlinem i pała niechęcią do Zagłębia. Zebrani rozmawiają też na temat warunków, jakie panują w hutach, kopalniach i innych zakładach przemysłowych. W pewnym momencie Korzecki zostaje wywołany do posłańca, który przybył do niego z jakąś przesyłką. Niewiele później, nocą, obaj z Judymem żegnają miłych gospodarzy i powracają dorożką do domu nadkładając drogi, aby odwieźć do krawca - jak twierdzi Korzecki - paczkę z materiałem na ubranie.

Asperges me...

Pewnego dnia Judym zastaje w mieszkaniu, które dzieli z nim Korzecki, młodego gimnazjalistę. Okazuje się, że chłopak przyjechał prosić doktora o przybycie do dworku Daszkowskich - ubogiej rodziny szlacheckiej, przyjaciół inżyniera. Tomasz jedzie z młodym Daszkowskim do Zabrzezia i tu, w podupadłym dworku, odnajduje wyniszczoną chorobą kobietę. Doktor szybko stwierdza, że to ostatnie stadium suchot i z tego powodu nie jest w stanie chorej dopomóc. Nie mówi jednak całej prawdy kobiecie, starając się ją pocieszyć, a wkrótce potem odjeżdża. Wizyta ta wywarła na nim wstrząsające wrażenie.

Dajmonion

(Dajmonion [gr.] - według Sokratesa, filozofa greckiego, głos wewnętrzny pochodzenia boskiego, powstrzymujący człowieka przed niewłaściwymi czynami).

Tomasz otrzymał posadę fabrycznego lekarza i zamieszkał w pobliżu kopalni. Od czasu do czasu spotykał się z Korzeckim i długo z nim rozmawiał.

Pewnego sierpniowego popołudnia Judym otrzymuje krótki, skreślony ręką inżyniera, dziwny list. Sądząc, iż jest to po prostu dziwaczne w formie zaproszenie, doktor wyrusza powozem do domu przyjaciela. W drodze jednak dostrzega szybko zmierzający w swoją stronę inny powóz. Okazuje się, że woźnica pędzi właśnie po niego. Niezwłocznie przesiada się i bardzo szybko dociera do mieszkania Korzeckiego. Zastaje tu ciało przyjaciela z roztrzaskaną głową. Korzecki popełnił samobójstwo.

Rozdarta sosna

Na początku września Judym otrzymał od Joasi kartkę z zawiadomieniem o jej przyjeździe. Następnego dnia udaje się na stację i spotyka z ukochaną. Oprowadza ją po hucie. Później wychodzą razem za miasto. Tu Joasia zwierza się ze swego pragnienia pozostania z Tomaszem do końca życia i wspomagania go w jego pracy dla dobra ubogich robotników. Judym nawiązując do strasznego obrazu mijanych uprzednio wynędzniałych i pozbawionych prawie życia postaci robotników z huty cynku i ich rodzin odrzuca tę propozycję: „Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podle zmory. Muszę się wyrzec szczęścia. Muszę być sam jeden. Żeby obok mnie nikt nie był, nikt mię nie trzymał!”. Joasia pogrążona w głębokim smutku żegna Judyma i odchodzi. Tomasz pozostaje sam na sam ze swym cierpieniem spowodowanym nie spełnioną miłością oraz nieubłaganym przeznaczeniem, które oddzieliło go od ukochanej kobiety. Długo błądzi po bezdrożach, aż w końcu rzuca się na ziemię u stóp rozdartej na dwoje, przez osunięcie gruntu, sosny.

PODSUMOWANIE: Głównym bohaterem wydanej w roku 1899 powieści Stefana Żeromskiego Ludzie bezdomni jest doktor Tomasz Judym. Jest to człowiek, który w swoim życiu przyjmuje postawę skrajną, nie uznaje żadnych kompromisów. Judym pochodzi z biednej rodziny robotniczej, jest synem szewca-alkoholika i tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i własnej ciężkiej pracy udaje mu się zdobyć wykształcenie i uciec od nędzy. Wyjazd do Paryża, studia medyczne, potem powrót do Warszawy stanowią zapowiedź kariery. Jako młody i pełen ideałów lekarz, Judym próbuje zmienić otaczającą go rzeczywistość działając w myśl pozytywistycznego hasła pomocy najuboższym. Jednak jego droga życiowa jest kroczeniem od jednej klęski do drugiej: nie udaje mu się przekonać do swego programu, niesienia pomocy najuboższym, środowiska lekarzy warszawskich, niepowodzeniem kończy się również próba założenia własnej praktyki, zaś podczas swego pobytu w Cisach entuzjazm Judyma rozbija się o mur niechęci współpracowników i pracodawców. W końcu rezygnuje z walki, wyjeżdża do Zagłębia, gdzie zostaje lekarzem kopalnianym dla najuboższych. W tym czasie Judym przeżywa ogromne rozdarcie wewnętrzne. Ma możliwość znalezienia szczęścia rodzinnego i założenia własnego domu, jednak odrzuca miłość kochającej go Joasi, gdyż założenie rodziny mogłoby odciągnąć go od służby idei niesienia pomocy ludziom. Jest to decyzja tragiczna, a podjęcie jej stawia Judyma na równi z takimi bohaterami romantycznymi, jak Konrad z III części Dziadów, Kordian, Konrad Wallenrod.

Postawa Judyma jest niewątpliwie postawą piękną i szlachetną, nastawioną na dawanie z siebie wszystkiego co najwartościowsze, bez oglądania się na zapłatę, na nagrodę. Oczywiście, oceniając postępowanie Judyma w kategoriach zdrowego rozsądku, można zwrócić uwagę na wiele minusów takiej postawy: Judym przecież przegrywa swoje życie (traci możliwość zrobienia kariery, odrzuca miłość Joasi, rezygnuje i możliwości osiągnięcia stabilizacji życiowej), a do tego rujnuje życie ukochanej kobiety. Jednak do końca pozostaje czysty i wierny swoim przekonaniom.

JOSEPH CONRAD

BIOGRAFIA

Żyjący w latach 1857-1924 Joseph Conrad (Teodor Józef Konrad Korzeniowski), angielski pisarz polskiego pochodzenia, był synem Apollona Korzeniowskiego, poety i tłumacza. W dzieciństwie razem z rodzicami udał się na wygnanie w głąb Rosji (1862-1867). W wieku 17 lat zdecydował się na wyjazd do Francji, gdzie został marynarzem. Od roku 1878 pływał już w angielskiej marynarce handlowej, dochodząc do stopnia kapitana. W roku 1894 przestał pływać, osiadł w Anglii i rozpoczął karierę pisarza. Wykorzystywał własne doświadczenia zdobyte w ciągu dwudziestu lat, jakie spędził na morzu. Napisał między innymi: Lorda Jima (1901), Jądro ciemności (1902), Tajfun (1903), Smugę cienia (1914).

Lord Jim

OKOLICZNOŚCI POWSTANIA UTWORU: Powieść powstawała między wrześniem 1899 a lipcem 1900 roku, jej pierwsze wydanie miało miejsce w roku 1901. Początkowo miała to być jedynie licząca kilka stron nowela o statku przewożącym pielgrzymów. Jednak temat zaabsorbował Conrada i sprowokował do napisania całej powieści. Sam pisarz uzasadniał to w następujący sposób: „Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że epizod ze statkiem wiozącym pielgrzymów jest dobrym punktem wyjścia dla swobodnej, rozległej opowieści; że przy tym wypadek tego rodzaju mógłby z całym prawdopodobieństwem na całe życie zaważyć na «samopoczuciu» prostego i głęboko czującego człowieka”.

PROBLEMATYKA POWIEŚCI: W powieści Lord Jim na plan pierwszy wysuwa się problematyka psychologiczno-moralna, połączona z pogłębioną analizą psychologiczną. Conrad konfrontuje bohatera z żywiołem morskim, wychodząc z założenia, że morze jest najlepszym sprawdzianem dla człowieka, że to właśnie na wodzie, w sytuacjach ekstremalnie trudnych, okazuje się, jacy ludzie są naprawdę. Powieść, miejscami zbliżająca się do konwencji gawędy, łączy elementy charakterystyczne dla romantyzmu ideowego, symbolizmu oraz realizmu typowego dla realistycznej prozy francuskiej.

NOWATORSTWO CONRADA: Joseph Conrad, poprzez połączenie tematyki morskiej z tradycją powieści psychologicznej, stworzył nowy typ powieści, dla której charakterystyczne są:

  1. poszerzona analiza psychologiczna bohaterów postawionych w sytuacji wyboru, zmuszonych do podejmowania ważnych, decydujących o ich życiu decyzji;

  2. zerwanie z chronologią akcji, zakłócenie jej linearnego rozwoju poprzez częste wracanie do opisywanych już epizodów, ukazywanie wydarzeń z kilku punktów widzenia, liczne retrospekcje;

  3. wielogłos narracyjny i narracja subiektywna. Główny, nadrzędny narrator jest w zasadzie zepchnięty na drugi plan, na plan pierwszy wysuwa się Marlow. Oprócz niego, w poszczególnych epizodach, narratorami są różni uczestnicy wydarzeń, na przykład Stein, Lord Jim, kapitan Brierly;

  4. relatywizacja postaci tytułowego bohatera. Jim jest ukazany z kilku punktów widzenia, co sprawia, że jego postępowanie wymyka się jednoznacznej ocenie.

BOHATEROWIE - CHARAKTERYSTYKA:

Jim - wysoki, „potężnie zbudowany” mężczyzna, „głos miał głęboki, donośny; z zachowania jego przebijała jakby uparta pewność siebie, w której nie było nic agresywnego”, „był marynarzem wygnanym z morza”, od dzieciństwa chłonął opowieści o przygodach i romantycznych ideałach, co wpłynęło później znacząco na jego życie. Ojciec, pastor, wychował syna w przekonaniu, że powinno się mieć ideały i dążyć do ich realizacji, wpoił mu wierność sobie, stałość w przekonaniach, utwierdził w tym, że honor, stałość, prawość to największe zalety. Jim zawsze uważał, że jest przeznaczony na bohatera, oczekiwał na okazję, aby dowieść swego męstwa, odwagi, wykazać się. Tymczasem, kiedy znalazł się w sytuacji ekstremalnej (katastrofa „Patny”), Jim nie potrafił przełamać wewnętrznego oporu, instynktownie uchylił się od ryzyka, miał na uwadze swoje życie, które tak bardzo pragnął poświęcić jakiejś honorowej sprawie. Rzeczywistość przerosła bohatera powieści. Świat okazał się zupełnie inny, niż to sobie wyobrażał. On, który miał być przeznaczony na bohatera, został osądzony jako tchórz, co stało się powodem wielkiego kryzysu moralnego Jima. Stracił orientację w świecie zasad moralnych, zagubił umiejętność oceniania innych i samego siebie.

Imponuje jego siła, umiejętność przezwyciężania własnej słabości, odwaga i upór w odbudowaniu systemu wartości, w które Jim wierzył. W Patusanie bohater rozpoczyna nowe życie. Jest mądry, odważny, rozsądny, cieszy się poważaniem i ufnością tubylców. Potrafi być czułym, kochającym mężem. Niestety zbyt wierzy w uczciwość i mych ludzi. Nie ma w nim cienia podejrzliwości, dystansu wobec siebie i innych. Angażuje się w obronę Patusanu, ryzykuje życiem, aby następnie uwolnić Browna, który najechał i złupił wyspę. Jest niepoprawnie łatwowierny, patrzy na świat przez pryzmat własnych, czystych zasad moralnych. Nie potrafi zrozumieć, że istnieją ludzie źli, pozbawieni skrupułów, bezwzględni. W imię własnych przekonań Jim w końcu ginie. Trudno ocenić, czy jest to śmierć bohatera. W każdym razie Jim to postać dużego formatu, idealista, który za wszelką cenę starał się sprostać swoim ideałom i realizować je w życiu.

Marlow - kapitan marynarki handlowej, świadek losu Jima, starszy od Jima o dwadzieścia lat, główny narrator całej opowieści.

Montague Brierly - kapitan parowca „Ossa”, jednego z najlepszych statków pływających na wschodnich liniach, człowiek niezwykle dumny i traktujący innych i pewną pogardą, szybko zrobił karierę, gdyż „Ossa” dostała się pod jego dowództwo, gdy miał zaledwie 32 lata, jeden z sędziów wydających wyrok w sprawie „Patny”.

Chester - „zachodni Australijczyk” trudniący się „poławianiem pereł, przewożeniem ładunków z rozbitych statków, handlem, polowaniem na wieloryby” i wszelkimi morskimi zajęciami, które mogły mu przynieść dochód.

Denver - przyjaciel Marlowa, „kawaler w więcej niż średnim wieku, cynik o reputacji dziwaka”, odludek, właściciel łuszczarni ryżu, przez pewien czas zatrudniał u siebie Jima, którego Marlow bardzo mu polecał.

Egstróm - „wychudły, ociężały Skandynaw o olbrzymich jasnych bokobrodach, wiecznie czymś zajęty”, jeden z współwłaścicieli magazynu zaopatrującego wchodzące do portu statki, gdzie Jim pracował przez jakiś czas jako akwizytor.

Blake - „mały człowieczek o gładkich włosach, czarnych jak dżet, i smutnych, okrągłych oczach”, kłótliwy współwłaściciel firmy „Egström i Blake”.

Stein - Bawarczyk z pochodzenia, ok. 60-letni; handlowiec i przyrodnik, człowiek o burzliwej przeszłości, ale „o naturze prawej, pełnej wyrozumiałości, o duchu nieustraszonym i fizycznej odwadze”, bogaty, jego „dom handlowy prowadził na wielką skalę interesy na wyspach”. W wieku dwudziestu lat brał udział w Wiośnie ludów w 1848 r., potem zaś szukał szczęścia po świecie, wędrując przez Triest i Trypolis, aż trafił na Celebes. Tam usynowiony przez pewnego starego Szkota, jedynego białego na tej wyspie, został jego spadkobiercą, ożenił się z córką starej królowej i był przyjacielem jednego z książąt, Mohammeda Bonso. Po śmierci królowej brał u jego boku udział w wojnie pomiędzy spadkobiercami, zajmując się równocześnie gromadzeniem swego bogatego zbioru owadów. Po śmierci żony i córki, które zmarły na „jakąś zakaźną gorączkę”, opuścił swój dom i wędrował po różnych wyspach, aż w końcu osiadł na stałe.

Cornelius - Portugalczyk, przedstawiciel handlowy Steina w Patusanie, człowiek chciwy i nikczemny, ojczym żony Jima.

STRESZCZENIE:

Rozdział pierwszy

Jim pracował jako „akwizytor dostawcy okrętowego”. Kiedy w porcie pojawiał się jakiś statek, akwizytor musiał dotrzeć do jego kapitana przed innymi i skutecznie zareklamować mu magazyn swego pracodawcy, u którego można było zaopatrzyć okręt w żywność i wszystkie niezbędne podczas żeglugi przedmioty. Jim był bardzo sumienny i miał talent, dzięki czemu wywiązywał się ze swych obowiązków bardzo dobrze, jednak - mimo, iż pracodawcy byli z niego zadowoleni i dobrze mu płacili - często przenosił się z miejsca na miejsce. Wiodąc taki tryb życia stał się znany w takich wschodnich portach, jak Bombaj, Kalkuta, Rangun, Penang i Batawia. Później przeniósł się do malajskiej dżungli, gdzie tubylcy nadali mu przydomek „Tuan” - znaczący mniej więcej tyle, co „lord”. Urodzony „na plebani”, jako jeden z pięciu synów, szybko ujawnił swą tęsknotę do życia na morzu i został posłany „na statek szkolny dla oficerów marynarki handlowej”. Był bardzo zręczny, silny i odważny, ale okazywał też wiele innych zdolności przydatnych w zawodzie marynarza. Pewnego razu, podczas sztormu, w pobliżu stojącego w porcie okrętu szkolnego zderzyły się dwa statki. Młodzi marynarze rzucili się na ratunek. Jim jednak zbyt późno usłyszał wezwanie i nie zdążył się przyłączyć. Przez pewien czas był z siebie z tego powodu niezadowolony, ale górę wzięło w nim przekonanie, że poradziłby sobie w o wiele trudniejszych sytuacjach.

Rozdział drugi

Po dwóch latach nauki wypłynął w morze. Jako chłopiec wiele marzył o morskich przygodach, jednak rzeczywiste, monotonne życie okrętowe okazało się całkiem wyjałowione z jakichkolwiek przygód. Mimo rozczarowania sumiennie wypełniał swe obowiązki i dosłużył się szybko stopnia pierwszego oficera „na pięknym statku”. Nie miał jednak szczęścia, gdyż podczas jednego ze sztormów został przygnieciony przez spadającą belkę. Dopiero po wielu dniach mógł się podnieść z łóżka, ale ciągle kulał i w jednym ze wschodnich portów musiał pójść do szpitala. Okręt odpłynął bez niego. Kiedy mógł już chodzić bez laski, długi czas bezskutecznie poszukiwał okazji, aby powrócić do ojczyzny. W tym okresie przebywał głównie w wielobarwnym towarzystwie marynarzy, którzy poszukiwali w większości jak najbardziej dogodnych dla siebie warunków i z tego powodu nie darzyli sympatią ciężkiej i wymagającej pracy na statkach europejskich. Jim uległ ich swoistemu urokowi i zaciągnął się na przerdzewiały parowiec „Patna”, gdzie otrzymał stanowisko pierwszego oficera. Statek ten zabrał na pokład 800 pielgrzymów - mężczyzn, kobiet i dzieci. „Patna” wyruszyła w kierunku Morza Czerwonego.

Rozdział trzeci

Pewnej nocy statek płynął wytyczonym kursem do Perimu. Morze było spokojne, zaś pielgrzymi pogrążeni w głębokim śnie. Kończący swą wachtę Jim wpatrywał się w niebo i wodę, urzeczony ciszą i poczuciem pełnego bezpieczeństwa. Zadumę przerwało przybycie kapitana - opasłego, ordynarnego Niemca, do którego chwilę później dołączył drugi mechanik, który pod wpływem alkoholu stał się nagle bardzo rozmowny i śmiały. Zaczął narzekać na swoją ciężką pracę, a także na skąpstwo kapitana i starszego mechanika. Starszy mechanik był dobrym kamratem kapitana. Dwadzieścia lat wcześniej został wyrzucony ze statku, na którym pływał, za jakieś przewinienie, o którym nigdy nie mówił, ale ponieważ na wschodnich morzach brakowało ludzi znających się na obsłudze okrętowych maszyn parowych, znalazł pracę i zaprzyjaźnił się ze swym obecnym przełożonym. Pogwarki i zuchwałe przemowy drugiego mechanika przerwał niespodziewany wstrząs. Mechanik przewrócił się, jednak nic więcej nie zwiastowało katastrofy.

Rozdział czwarty

W miesiąc później Jim zeznaje przed sądem i próbuje rzeczowo odpowiadać na pytania, dotyczące wydarzeń tamtej nocy. Otrzymał wówczas od kapitana polecenie sprawdzenia na dziobie czy statek nie jest uszkodzony. Pod pokładem, w dziobowym skrajniku, spostrzegł gromadzącą się szybko wodę. Kiedy powrócił, zobaczył jak drugi mechanik ze złamaną ręką biegnie na oślep przed siebie. Wpadł on w panikę, przewidując szybkie zatonięcie okrętu, ale kapitan obalił go na pokład i nakazał zatrzymać maszyny. Sam kapitan zachował spokój i mruczał do siebie coś - tyle tylko Jim usłyszał - o parze.

W napełnionej krajowcami i Europejczykami sali sądowej był jeden człowiek, na którego Jim zwrócił uwagę. Był to biały, który siedział samotnie na uboczu i wpatrywał się w zeznającego takim wzrokiem, jakby rozumiał uczucia nurtujące dręczonego pytaniami o suche fakty mężczyzny. Człowiekiem tym był Marlow.

Rozdział piąty

Marlow zaczyna po sutym obiedzie snuć swoją opowieść „o paniczu Jimie”. Z początku jednak skarży się na swego złośliwego „diabla”, który skłania różnych ludzi do zwierzeń w obecności Marlowa.

Tajemnicza sprawa „Patny” i związane z nią śledztwo cieszyły się wtedy wielkim zainteresowaniem wszystkich, którzy byli związani z morzem. Marlow, który przebywał wówczas w tym wschodnim porcie, stykał się na każdym kroku z różnymi opowieściami i spekulacjami na ten temat. Pewnego razu zaś zobaczył przed sobą czterech ludzi, którzy - jak od razu odgadł - byli z tą głośną sprawą bezpośrednio związani. Na czele kroczył szybko niechlujnie ubrany, opasły olbrzym, który zmierzał wprost do kapitanatu portu. Elliot, szef kapitanatu, starszy mężczyzna szykujący się już do przejścia na emeryturę, natychmiast przyjął kapitana „Patny”. Z biura słychać było przez pewien czas odgłosy zaciekłej awantury. Kiedy zwalisty Niemiec wyszedł, ciskał przekleństwami na urzędnika, który odebrał mu „certyfikat”. Marlow, wiedziony ciekawością, stał ciągle w pobliżu i przyglądał się pozostałej trójce. Jego uwagę przykuł młodzieniec, który swą wyniosłą i obojętną postawą odcinał się od pozostałych dwóch. Marlow - mający w tych sprawach duże doświadczenie, gdyż przez długi czas szkolił młodych ludzi na oficerów brytyjskiej marynarki handlowej - doszedł do wniosku, że ten opanowany, dobrze zapowiadający się młodzieniec, jest typem oficera, któremu bez wahania można powierzyć okręt.

Kapitan „Patny”, ciągle złorzecząc, pozostawił swoich trzech towarzyszy na łasce losu i odjechał. Od tej pory Marlow więcej o nim nie usłyszał. Starszy mechanik również szybko się ulotnił. Odnalazł on Marianiego - mającego wobec niego jakieś dawne zobowiązania właściciela szynku - i u niego, w jednym z pokojów, ukrył się korzystając z nagromadzonych w gospodzie trunków. Trzeciego wieczora uciekł „przed legionami stonóg” i jak nieprzytomny wypadł na ulicę. Trafił potem do szpitala, gdzie przebywał już drugi mechanik, który kurował tu swą złamaną rękę. Odwiedzając jednego ze swych marynarzy Marlow spostrzegł pierwszego mechanika i zapytał go o „Patnę”. Usłyszał jednak tylko tyle, że statek pełny „różowych ropuch” zatonął. W rozmowie z lekarzem Marlow dowiedział się, że chory cierpi na delirium tremens, wywołane trzydniowym pijaństwem. Lekarz twierdził też, że chory jest rzadkim przypadkiem, gdyż dręczą go wizje ropuch, a nie - jak to zwykle bywa - węży.

Rozdział szósty

Jim był jedynym przesłuchiwanym w sprawie uszkodzenia „Patny”. Jednym z dwóch ławników był Montague Brierly. Podczas przesłuchań zachowywał obojętny spokój, ale w niecały tydzień później popełnił samobójstwo. Wydarzenie to opisywał dwa lata później w swej rozmowie z Marlowem Jones, pierwszy oficer Brierly'ego.

Jones zasadniczo odnosił się grzecznie do innych ludzi, jednak nie potrafił zachować spokoju podczas kontaktów z kapitanem Brierly, gdyż czuł się poniżony w obcowaniu z tym człowiekiem, który - jak to można było odczuć stykając się z nim - uważał się za doskonałego w postawie i działaniu. Pewnej nocy Brierly po zakończeniu swej wachty poszedł na rufę i zniknął. Według wszelkiego prawdopodobieństwa wyskoczył - znaleziono jego złoty zegarek starannie przywiązany do relingu. Z całą pewnością utonął, gdyż zdarzenie to miało miejsce na pełnym morzu. Jones był jednak wstrząśnięty z innego powodu. Kapitan zostawił dwa listy: jeden w którym żegnał swego pierwszego oficera jak ojciec syna i dawał do zrozumienia, że dowództwo tego statku należy się Jonesowi, oraz drugi - do armatora statku z rekomendacją Jonesa i prośbą o przekazanie „Ossy” pod jego dowództwo. Brierly pozostawił też pierwszemu oficerowi swego ulubieńca - pięknego psa wabiącego się Korsarz. Jones nie otrzymał jednak dowództwa. Na miejsce Brierly'ego przyszedł kapitan „Pelionu”. Nowy kapitan uważał, że niechęć pierwszego oficera do nowego przełożonego jest spowodowana tym, że dowództwo „Ossy” przeszło Jonesowi koło nosa. Jednak prawda była inna. Pierwszy oficer nie mógł zapomnieć tego, że Brierly za cenę swego życia chciał mu utorować drogę do długo oczekiwanego awansu. Jones - po kłótni z nowym kapitanem porzucił „Ossę”, zaś w dwa lata później otrzymał dowództwo innego statku - „Królowej Ognia”. Wówczas też Jones opowiedział całą tę historię Marlowowi.

Marlow powraca do osoby samego Briely'ego, który - po jednym z przesłuchań - zaproponował, aby Marlow nakłonił Jima do niezwłocznego opuszczenia tego portu. Twierdził, że sytuacja, w której znalazł się pierwszy oficer „Patny” jest co najmniej niesmaczna i dlatego powinien się z niej spróbować wyplątać nie przebierając w środkach. Brierly ofiarował też pieniądze, które Marlow miałby przekazać Jimowi. Pierwszy oficer „Patny” - wychodząc po przesłuchaniu tuż za dwoma kapitanami - słyszał tę rozmowę, ale wydawało mu się, że to Marlow wysunął tę hańbiącą w oczach młodzieńca propozycję. Młody oficer zaczepił go więc, ale Marlow - początkowo rozdrażniony gwałtowną napaścią, później jednak raczej współczujący młodzieńcowi - wytłumaczył, że zaszła pomyłka, a następnie, już całkiem uspokojony, zaprosił do hotelu „Malabar” na obiad.

Rozdział siódmy

Sala restauracyjna hotelu była wypełniona rozgadanymi podróżnymi, gdyż właśnie przybył „parowiec płynący na Wschód”. Byli to w większości bogaci turyści, kiedy wyprawili się w tę podróż dla rozrywki. Wśród gwaru Jim rozmawiał z Marlowem o przesłuchaniu i wypadkach, które miały miejsce na „Patnie”. Przyznał się, że śledztwo jest dla niego wielką psychiczną męczarnią, jednakże nie może haniebnie uciec, jak to zrobili pozostali trzej członkowie załogi. Rozważał swą sytuację, która nie przedstawiała się zachęcająco. Rozgłos, jaki miała sprawa „Patny”, zamykał mu właściwie drogę dalszej kariery na morzu. Nie mógł też wracać do ojczyzny, gdyż nie mógłby spojrzeć w oczy swemu ukochanemu ojcu, który tak wielką nadzieję pokładał w swym synu - marynarzu. Jim próbował nie usprawiedliwiać się, ale wytłumaczyć - może rozmówcy, a może sobie samemu - dlaczego tak, a nie inaczej postępował w obliczu katastrofy statku. Kiedy zobaczył tej pamiętnej nocy przerdzewiałą gródź, która była wygięta w kierunku dziobowego międzypokładu napełnionego śpiącymi pielgrzymami, został sparaliżowany przez myśl o nieuchronnej śmierci oczekującej wszystkich pasażerów i załogę, gdyż wydawało się, że: nie ma czasu na spuszczenie na wodę łodzi, które i tak mogły pomieścić najwyżej połowę ludzi. Sytuacja przerosła tego młodzieńca, który przez cały czas żył w swym wyimaginowanym świecie bohaterskich czynów. Jim nie mógł sobie tego wybaczyć. W tamtym zaś - zdawałoby się - ostatnim momencie życia chciał uchronić siebie i innych od atmosfery panicznego popłochu, która towarzyszyłaby umieraniu ludzi zbudzonych w takim momencie.

Rozdział ósmy

Stojąc nad lukiem Jim doszedł do wniosku, że mógłby uwolnić łodzie ratunkowe, które miałyby szanse pozostać na powierzchni po zatonięciu okrętu. Pobiegł zatem w kierunku śródokręcia, gdzie łodzie miały swe miejsce. Po drodze zaczepił go jakiś krajowiec prosząc w swoim języku o wodę. Jim z początku nie zrozumiał go i odepchnął, dopiero później, gdy nie mógł się pozbyć natręta, pojął o co chodzi i spełnił prośbę pielgrzyma. Chwilę później natknął się na kapitana i jego trzech kamratów, którzy - w tajemnicy przed pasażerami - usiłowali uwolnić jedną z łodzi.

Marlow na moment przerywa opowiadanie i stwierdza, że w momencie, kiedy słuchał tego rachunku sumienia młodego oficera, dostrzegał w Jimie człowieka, jak zawsze zresztą w podobnych przypadkach, nie zwracając uwagi na rozmaite odwracające uwagę pozory w rodzaju stroju czy też wyuczonego zachowania.

Powracając do przerwanego wątku Marlow wspomina, jak Jim podkreślał, iż trzymał się na uboczu od trzech mocujących się z łodzią typów, którzy, w założeniu, mieli stanowić załogę troszczącą się o bezpieczeństwo pasażerów, a w rzeczywistości zastanawiali się tylko, jak ocalić własną skórę. Scenie tej przypatrywali się też bez żadnej reakcji dwaj Malaje - sternicy, stojący przy kole sterowym. Podczas przesłuchań znaleźli się oni w gronie świadków i okazało się, że jeden nie zastanawiał się nad celem działania Europejczyków, drugi zaś był w pełni przekonany, że działają oni dla dobra pasażerów i okrętu. W pewnym momencie pierwszy mechanik poprosił Jima, aby pomógł im opuścić łódź na wodę. Kiedy jednak prośby nie pomagały nazwał Jima tchórzem i zaczął mu wymyślać, co wywołało gwałtowną reakcję młodego oficera, który jeszcze podczas swego opowiadania głęboko przeżywał ten moment.

Rozdział dziewiąty

Jim zapragnął, aby „Patna” zatonęła wreszcie przerywając tę piekielną komedię, której był świadkiem. Jakby w odpowiedzi na to na horyzoncie pojawiła się czarna chmura zwiastująca nadciągającą burzę. W tych warunkach najmniejsza fala oznaczała dla okrętu śmierć. Kapitan i jego towarzysze wpadli prawie w panikę, Jim zaś przypomniał sobie o swym zamiarze i poodcinał liny wiążące pozostałe łodzie. Powrócił na poprzednie miejsce i ponownie spoglądał z obrzydzeniem na mocujących się z łodzią Europejczyków. W tym czasie pod okrętem przepłynęła pierwsza „martwa fala” oznajmiająca nadejście burzy. Chwilę później palacz, zastępujący trzeciego mechanika, człowiek najprawdopodobniej chory na serce, upadł i skonał. Wówczas jednak Jim jeszcze tego nie wiedział. Okrzyki zaś kapitana i dwóch mechaników obudziły kilku pielgrzymów, jednak Europejczycy nie zwracali na nich uwagi, gdyż właśnie udało im się opuścić łódź na wodę. Kiedy już znaleźli się w łodzi, zaczęli nawoływać zasłabłego przed chwilą towarzysza, który leżał już bez życia na podkładzie. Okręt zaczął się powoli zanurzać, zaś Jim, nie wiedząc sam, co robi - skoczył do łodzi.

Rozdział dziesiąty

Światła statku zniknęły w ciemnościach i uciekinierzy byli przekonani, że okręt zatonął. Jim uświadomił sobie, w jaką otchłań bezpowrotnie się stoczył, i zapragnął skoczyć do morza, dopłynąć na miejsce katastrofy i tam utonąć. Jednak nie wyskoczył. Po pewnym czasie jego towarzysze, przekonani, że mają do czynienia z palaczem, zaczęli mu wyrzucać, że tak długo zwlekał ze skokiem. Kiedy jednak przekonali się o swej pomyłce zaczęli obrzucać Jima najstraszliwszymi obelgami i grozić, że wyrzucą go za burtę. Jednak na pogróżkach się skończyło. Młody oficer był w tym momencie gotowy na wszystko od śmiertelnej bójki do wyskoczenia za burtę. Oczekiwał nawet, że rzucą się na niego, co być może kosztowałoby go śmierć, ale uwolniło od strasznej świadomości wynikającej z tak dokładnego poznania siebie w tych ekstremalnych warunkach. Sześć godzin spędził czuwając na dziobie z ciężkim kawałkiem drewna w ręku. O świcie trzej pozostali rozbitkowie zaczęli się do niego, jako towarzysza niedoli, odnosić bardziej ugodowo. Jim zgodził się pełnić wachtę, i podczas gdy reszta spała w cieniu żagla on sam czuwał i zadawał sobie ciężką pokutę, wystawiając się przez cały dzień na palące promienie podzwrotnikowego słońca.

Rozdział jedenasty

W łodzi miał wiele czasu na rozmyślanie i doszedł do wniosku, że jeśli już wydarzyło się coś takiego i okazał się tchórzem, jako dżentelmen nie ma prawa uciekać od życia i od konsekwencji swego postępowania. W ten właśnie sposób wyjaśnił Marlowowi sens nieugiętego trwania podczas dręczących przesłuchań i unikanie nawet myśli o ucieczce przed konsekwencjami prawnymi na wzór trzech pozostałych członków załogi.

Rozdział dwunasty

Czterej marynarze zostali wyłowieni przez statek „Avondale”. Kapitan i dwaj mechanicy opowiedzieli załodze swoją wersję wydarzeń: po lekkim zderzeniu zatrzymano „Patnę” i zaczęto spuszczać na wodę łodzie ratunkowe. Jednak kiedy opuszczono pierwszą, burza zatopiła okręt. Jim jako jedyny z całej czwórki milczał nie potakując ani nie zaprzeczając. Załoga „Avondale” niezbyt wierzyła rozbitkom. Po przybyciu do najbliższego portu okazało się, że „Patna” utrzymała się jednak na wodzie i została doholowana do brzegu przez francuską kanonierkę. Jakiś czas po wysłuchaniu owych zwierzeń Jima, Marlow spotkał przypadkowo Francuza, który był oficerem na tej kanonierce i brał udział w akcji ratowniczej. Stojący w bezruchu, lekko przechylony w stronę dziobu okręt, zaintrygował przepływających Francuzów. Na pokład „Patny” wysłano dwóch oficerów, którzy jednak, nie znając zbyt dobrze angielskiego, nie mogli się zorientować, co się właściwie stało. Francuz rozmawiający z Marlowem był jednym z tych oficerów. Okręt wiozący pielgrzymów przymocowany zatem linami do kanonierki i - rufą do przodu, gdyż ster nie nadawał się i tak do użytku, zmniejszono zaś w ten sposób napór wody na niebezpiecznie nadwerężoną gródź - holowano go do brzegu. Jednak przy linach czuwało przez 30 godzin dwóch marynarzy, którzy mieli odciąć wrak w przypadku jego zatonięcia, aby nie pociągnął za sobą francuskiej jednostki. Oba okręty dotarły szczęśliwie do portu.

Rozdział trzynasty

Marlow kontynuuje relację ze spotkania z francuskim oficerem, który wypytywał następnie swego rozmówcę o inne fakty związane z wypadkiem „Patny”. Postępowanie Jima ściągnęło rozmowę na temat strachu i jego nieprzepartej władzy nad każdym człowiekiem. Francuz twierdził, że „człowiek urodził się tchórzem” i tylko lęk przed ośmieszeniem w oczach innych wywołuje odruchy i postawy, które nazywa się bohaterstwem.

Marlow powraca następnie do pamiętnej rozmowy z Jimem. Przedstawił wówczas młodemu oficerowi propozycję „pożyczki”, która mogłaby umożliwić Jimowi ucieczkę, jednak młodzieniec odmówił, trwając uparcie przy swym przekonaniu, iż od może postąpić w tak haniebny sposób, jak uczynili to kapitan „Patny” i obaj mechanicy, którzy uciekając przed śledztwem chcieli uniknąć moralnej odpowiedzialności za swoje tchórzostwo. Niedługo później Jim pożegnał się i odszedł, a właściwie pobiegł, jakby uciekając, choć właściwie nie miał dokąd się udać, gdyż jak sam pośrednio stwierdził, sprawa ta miała na nim odtąd ciążyć już na zawsze. A miał wówczas dopiero 24 lata.

Rozdział czternasty

Następnego dnia Marlow udał się do sądu, aby wysłuchać ostatecznego wyroku. Kapitana „Patny” oraz Jima uznano winnymi lekceważenia obowiązków i opuszczenia pasażerów w chwili niebezpieczeństwa. Karą za przewinienie było odebranie obydwu skazanym dyplomów oficerskich, co zamykało im dalszą możliwość pracy na jakichkolwiek odpowiedzialnych stanowiskach na okrętach. Po odczytaniu wyroku sala opustoszała. Marlow spoglądał w ślad za odchodzącym Jimem. Pewien marynarz nazwiskiem Chester, słabo znany Marlowowi, wyraził wówczas swą dezaprobatę dla młodzieńca, który wziął sobie wyrok do serca. Jako pozytywny przykład odmiennego postępowania, Chester podał swojego wspólnika, kapitana Robinsona, starego marynarza, który niegdyś trudnił się piractwem i był postrachem okolicznych mórz. Robinson, kiedy został pojmany i stracił swój statek, nie załamał się i nie przejmował złośliwymi i nieżyczliwymi uwagami sypiącymi się z ust prawie wszystkich którzy go otaczali, tylko natychmiast zaczął poszukiwać nowego zajęcia i tak natrafił na Chestera, który nie odrzucił jego współpracy. Chester poszukiwał właśnie w tym czasie parowca, który mógłby kupić, aby wybrać się na jedną z wysp koralowych celem przywiezienia stamtąd zalegających wybrzeże zwałów guana, które - jak uważał - mogło się okazać towarem poszukiwanym przez miejscowych plantatorów trzciny cukrowej. Chester doszedł do wniosku, że Jim mógłby u niego pracować jako nadzorca pracujących przy załadunku guana kulisów. Marlow nie chciał nawet słyszeć o pośredniczeniu w tej sprawie. Chester był bardzo niezadowolony z tego powodu, gdyż zamierzał skorzystać z nadarzającej się sposobności pozyskania człowieka, którego zapewne można by w prosty sposób od siebie uzależnić i odszedł, dając wyraz swemu niezadowoleniu.

Rozdział piętnasty

Marlow, po załatwieniu interesów u swego agenta, udał się na poszukiwanie Jima. Kiedy go znalazł, młodzieniec bez większego oporu poszedł bezwolnie za nim. Marlow zaprowadził go do swego pokoju hotelowego, sam zaś zajął się korespondencją, dając tym samym Jimowi możliwość nieskrępowanego zagłębienia się we własne myśli i zmagania ze swym wnętrzem, którym nie przyglądałby się nikt z zewnątrz. Tych kilka godzin samotności i bezpieczeństwa wolnych od wzroku natrętnych gapiów, było „pierwszą pomocą” udzieloną załamanemu i obojętnemu na wszystko oraz, zdawałoby się, pozbawionemu perspektyw na przyszłość młodzieńcowi.

Rozdział szesnasty

Po zapadnięciu zmroku Jim podziękował za tę chwilę samotności, która pozwoliła mu nieco dojść do siebie i pewne rzeczy przemyśleć i zamierzał się oddalić, mimo szalejącej na zewnątrz budynku burzy. Jednak Marlow, który przez ten czas doszedł do wniosku, że jest jednak w jakimś stopniu odpowiedzialny za przyszły los tego młodzieńca i miał świadomość, że jeśli Jim odejdzie w tym momencie, jego życie stanie się jednym wielkim staczaniem się w otchłań, próbował mu ten pomysł wyperswadować.

Rozdział siedemnasty

Jim, być może powstrzymywany przez gwałtowną ulewę, jako że nie miał właściwie dokąd się udać, pozostał. Marlow zaczął go namawiać na przyjęcie pomocy. Młodzieniec kategorycznie się temu sprzeciwiał, jednak kiedy usłyszał, że jego dobroczyńca napisał dla niego list polecający, w którym ręczył za niego własnym honorem, dokonała się w nim odmiana. Uwierzył, że może zacząć życie niejako od nowa i dostrzegł w tym swą wielką szansę. Nie mogąc znaleźć odpowiednich słów podziękowania za zaufanie, pożegnał się i odszedł uradowany.

Rozdział osiemnasty

Pół roku później Marlow otrzymał list od Denvera, który zawiadamiał, iż Jim, który przebywa w jego domu od około sześciu tygodni, przypadł mu do serca. Denver wyrażał się też jak najlepiej o zaletach młodzieńca. Kiedy jednak minęło następne pół roku, Marlow otrzymał kolejną wiadomość: Jim - ku wielkiemu zdziwieniu i zarazem oburzeniu swego pracodawcy - nagle opuścił dom Denvera i zniknął. Wśród oczekujących na kapitana listów, znalazło się też pismo, w którym Jim zawiadamiał swego dobroczyńcę o tym, iż musiał opuścić swego poprzedniego pracodawcę, gdyż w łuszczarni dostał pracę drugi mechanik z „Patny”. Jim informował też, że otrzymał zajęcie w firmie dostawców okrętowych „Egström i Blake”. Marlow wysłał do nich pismo z rekomendacjami młodzieńca, ale kiedy przebywał w tym porcie, nie omieszkał spotkać się z nim i zapytać o przyczyny takiego postępowania. Okazało się, iż Jim nie mógł znieść poufałości, z jaką traktował go drugi mechanik „Patny”. Żałował też, że opuścił Denvera, którego darzył odwzajemnioną sympatią, ale nie widział dla siebie innej drogi rozwiązania swego problemu. Kolejne pół roku i nowa niespodzianka. Kiedy przebywając w tym samym porcie Marlow wstąpił do magazynu „Egströma i Blake'a”, dowiedział się, że młodzieniec porzucił swą pracę i odszedł bez słowa wyjaśnienia. Egström, który bardzo chwalił sobie fachowe usługi młodzieńca, nie mógł zrozumieć jego postępowania. Marlow pytaniem, czy przypadkiem nie rozmawiano przy nim o „Patnie”, przypomniał dostawcy, że rzeczywiście tego dnia, kiedy Jim odszedł miała miejsce rozmowa, w której padały bardzo niepochlebne opinie na temat załogi tego parowca.

Rozdział dziewiętnasty

Jim porzucał w ten sposób pracę dość często i zmieniał miejsce swego pobytu, bezskutecznie próbując uciec przed dręczącą go marą sumienia i ciągnącą się za nim historią „Patny”. Przez taki tryb życia stał się sławny, co bynajmniej nie ułatwiało mu życia. Kiedyś otrzymał pracę u braci Yuckerów w Bangkoku. Stołował się wówczas w restauracji Schomberga, który był wielkim plotkarzem. Po krótkim czasie wszyscy jego goście znali sprawę „Patny”, oraz związek Jima z tym zdarzeniem. Pewnego razu jeden z marynarzy, duński oficer, który nie miał akurat szczęścia przy stole bilardowym, rzucił Jimowi jakąś obelżywą uwagę związaną z tą sprawą. Nadwrażliwy młodzieniec wyrzucił go przez okno do morza. Wielu świadków było bardzo oburzonych takim zachowaniem Jima, zaś Marlow, który akurat przebywał w tym porcie, zabrał go na pokład swego statku. Podczas podróży młodzieniec był zamknięty w sobie, co sprawiało kapitanowi przykrość. Marlow pomógł mu znaleźć zatrudnienie u De Jongha, ale podczas kolejnych odwiedzin stało się dla niego jasne, że nie ma właściwie sposobu, aby Jimowi pomóc, zaś kolejne miejsca pracy pozwalają mu tylko zarobić na chleb, nie dając żadnej ulgi. Marlow zrozumiał też jednak, że sam zainteresowany nie szuka takiej pociechy godząc się na rolę cierpiętnika. Kapitan postanowił zatem porozmawiać w tej sprawie ze Steinem, który wydawał się być człowiekiem mogącym udzielić odpowiedniej rady.

Rozdział dwudziesty

Marlow udał się do Steina. Został przyjęty przez niego w gabinecie zastawionym gablotami pełnymi rozmaitych owadów. Przyrodnik opisywał właśnie pewnego wspaniałego motyla. Rozmowa rozpoczęła się od opowiadania, w jakich okolicznościach Stein złowił tego motyla.

Było to podczas jego pobytu na Celebes. Wywabiony podstępnie ze swego domu-twierdzy, został napadnięty przez siedmiu nasłanych zbirów. W momencie, kiedy zbliżyli się do niego myśląc, że nie żyje, zabił trzech z nich strzałami ze swego rewolweru. Pozostali uciekli. On jednak w tym momencie zauważył przepiękny okaz motyla, którego poszukiwał już od bardzo długiego czasu i dopiero ten widok, oraz udane łowy na owada spowodowały, że stracił zimną krew i dał się ponieść wzruszeniu.

Gospodarz wysłuchał następnie opowieści Marlowa, ocenił Jima zwięzłym i trafnym określeniem - romantyk. Jeszcze chwilę obaj mężczyźni rozmawiali, ale podjęcie jakiejś decyzji dotyczącej konkretnych kroków, mających pomóc młodzieńcowi w uwolnieniu się od przypadłości, która przysparzała mu tak wiele problemów, Stein pozostawił do następnego ranka. Odprowadził gościa do jego sypialni, sam zaś powrócił jeszcze do porządkowania swej kolekcji.

Rozdział dwudziesty pierwszy

Stein doszedł następnego dnia do wniosku, że najlepiej będzie wysłać Jima do Patusanu, dalekiego okręgu „państwa rządzonego przez krajowców”. Tam, w dużej odległości od Europejczyków i wszystkich, którzy mogliby znać jego historię, miał on zapewniony względny spokój. Miał zająć miejsce Portugalczyka o nazwisku Cornelius, który był dotychczas dyrektorem tamtejszej stacji handlowej, należącej do firmy Steina. Marlow przystał chętnie na takie rozwiązanie, gdyż właśnie wybierał się do ojczyzny, zaś pragnął uniknąć podobnych jak dotychczas komplikacji losu Jima i zapewnić mu jakieś względnie stałe miejsce, w którym mógł on przynajmniej częściowo oderwać się od swej przeszłości. Marlow dostrzegał tę potrzebę także z tego powodu, iż widział, że Jim, który właśnie z Anglii powrócił, nie mógł w ojczyźnie znaleźć sobie miejsca, co nie było dziwne ze względu na jego przekonania i ciążące mu poczucie winy.

Rozdział dwudziesty drugi

Patusan był krainą znaną już od XVII wieku, kiedy to zapuszczali się tam kupcy i awanturnicy poszukujący tak cenionego wówczas pieprzu. Jednak w tym czasie, kiedy przebywał tam Jim, była to już niewiele znacząca, zagubiona w dżungli prowincja. Z opowieści Steina wynikało, że państewko rządzone jest przez mało błyskotliwego młodego sułtana, który był jedynie narzędziem w rękach swych wujów, grabiących i uciskających miejscową malajską ludność. Najgorszym z ciemiężycieli był radża Allang, który udzielił audiencji Jimowi oraz towarzyszącemu mu w tej drodze Marlowowi. Młodzieniec jeszcze przed wyjazdem okazywał swemu dobroczyńcy wielką wdzięczność, jednak Marlow zbył to wszystko krótkim tłumaczeniem, że jedynym, któremu ta wdzięczność by się należała jest zmarły dawno dobroczyńca Steina - Szkot Aleksander M'Neil - dzięki któremu przyrodnik w swoim życiu wyświadczył wiele przysług i dopomógł wielu przybyszom z Anglii, spłacając w ten sposób zaciągnięty w młodości dług.

Rozdział dwudziesty trzeci

Kiedy tylko Jim usłyszał o planach Steina względem niego, pobiegł wyrazić swą wdzięczność i wrócił - w większym jeszcze uniesieniu - dopiero następnego ranka. Od Steina otrzymał wytarty srebrny pierścień, który miał pomóc młodzieńcowi w nawiązaniu kontaktu ze starym przyjacielem Steina - Doraminem, który był w Patusanie dość znaczącą osobistością. Jim długo rozwodził się nad dobroczynnością i szlachetnym sercem przyrodnika oraz snuł już wielkie plany związane z pobytem w Patusanie. Jego zapału nie mogły ostudzić nawet wiadomości, że kraj ten jest bardzo niespokojny i łatwo tam stracić życie. Wreszcie Jim spostrzegł się, że statek, którym miał popłynąć, niedługo odbija i szybko wybiegł po swoje rzeczy, zapominając naboi do rewolweru podarowanego mu przez Marlowa z okazji tej wyprawy. Kapitan udał się więc za nim, ale nie dogonił go już przed wejściem na pokład okrętu, który miał dowieźć Jima „do ujścia rzeki w Batu King”, około 30 km od miejscowości Patusan. Marlow przed pożegnaniem z młodzieńcem rozmawiał przez chwilę z kapitanem tego statku, ale nie dowiedział się niczego pocieszającego, gdyż dowodzący jednostką mieszaniec twierdził dziwną angielszczyzną, że wybierający się do tego nieprzyjaznego obcym kraju „młody pan jest już ma podobieństwo trupa”.

Rozdział dwudziesty czwarty

Dwa lata później Marlow trafił do Patusanu osobiście. Przyjechał z wieścią od Steina, który ofiarował Jimowi za jego pracę dom oraz, na dogodnych warunkach, towary, które młody agent handlowy mógł sprzedać. Kapitan spotkał Jima, który powiedział mu o swoim pierwszym zetknięciu z tą krainą. Przybył on do pewnej wioski rybackiej, której mieszkańcy bardzo dawno nie oglądali białego człowieka i traktowali jego pojawienie się jako zapowiedź kłopotów. Długo też naradzali się, czy mają spełnić jego życzenie, aby zawieźć go w górę rzeki. W końcu trzej wioślarze poprowadzili łódź w górę rzeki, ale korzystając z chwili słabości czy nieuwagi Jima, uciekli w jednej z miejscowości, wydając go w ten sposób w ręce miejscowego radży. Przed podróżą Jim z jakiegoś powodu nie nabił swego rewolweru i być może to uratowało mu życie, gdyż w pierwszym momencie, kiedy został otoczony przez niezbyt przyjaźnie nastawionych krajowców, nie użył broni.

Rozdział dwudziesty piąty

Jim opowiada półgłosem - podczas wizyty w siedzibie radży Tunku Allanga przyjmującego obydwóch białych z szacunkiem, choć równocześnie z pewnym lękiem przygody, które spotkały go zaraz po przybyciu. Młodzieniec został uwięziony przez tchórzliwego radżę, który przez trzy dni zastanawiał się razem ze swymi doradcami, co uczynić z przybyszem. Trzeciego dnia Jim, zmęczony nieco niezbyt dobrym traktowaniem i skąpymi posiłkami, przeskoczył przez palisadę i uciekł. Ostatkiem sił dotarł wówczas do Doramina, gdzie natychmiast zaopiekowano się nim troskliwie za sprawą małżonki tego człowieka. Doramin był naczelnikiem Bugisów, liczącej 60 rodzin grupy przybyszów z Celebes i jako taki cieszył się w okolicy wielkim szacunkiem. Szacunek ten zwiększał fakt, że nie pozwolił on miejscowemu radży - zgodnie z jego zwyczajami - grabić swych ludzi. Wywiązała się rywalizacja, często przypominająca wojnę domową. Konflikty podsycała też obecność pewnego Araba - Szarifa Alego - który wzniecił bunt plemion wewnątrz kraju skierowany przeciwko radży.

Rozdział dwudziesty szósty

Pierwszą osobą, która okazała w domu Doramina życzliwość Jimowi, była żona naczelnika. Szybko też zaczęła ona traktować młodego Europejczyka z prawie matczyną miłością. Jim szybko zorientował się w miejscowej sytuacji i podjął odpowiednie decyzje, które miały zapewnić spokój gnębionym przez radżę Allanga i pustoszącego wsie Araba. Przede wszystkim stworzył plan działania, do którego musiał wpierw przekonać zarówno Bugisów, jak i pozostałych Malajów. Osiągnął to przy dużej pomocy syna naczelnika, dzielnego Daina Warrisa, z którym szybko się zaprzyjaźnił, przede wszystkim zmagając się ze wzajemnymi niechęciami mieszkańców okolicznych wsi. Później zaś zabrał się za przeprowadzenie batalii przeciwko Szarifowi i jego oddziałom, do której wykorzystał dwa stare działa oraz mnóstwo mniejszych, mosiężnych armatek znajdujących się w skarbcu Doramina. Armatki te były wśród miejscowych uważane przede wszystkim za oznakę zamożności, ale nadawały się również do użycia jako broń, z czego Jim nie omieszkał skorzystać. Podstawą ataku na położony na wzgórzu i rzekomo niezdobyty obóz Araba miała być właśnie owa „artyleria”, którą pod osłoną nocy podciągnięto pod szczyt wzgórza, korzystając m.in. ze skonstruowanych przez Jima wyciągów.

Rozdział dwudziesty siódmy

Podczas rozmowy, w której brał udział Sura, miejscowy czarownik, oraz Dain Warris, Marlow dowiedział się o wielkiej sławie i czci, jaką Jim cieszył się wśród tubylców. Sława ta sięgała daleko. Pewnego razu przybył do niego z odległej o wiele mil wioski starszy Malaj, który prosił o radę, czy ma się rozwieść z żoną. Jim, który z przydługich i mętnych wywodów, które należały do miejscowego zwyczaju nie mógł dojść, o co właściwie poszło obiecał, że osobiście zbada sprawę na miejscu i udał się do owej wsi. Tam spędził cały dzień na wysłuchiwaniu podobnie zagmatwanych opowieści różnych osób, aż w końcu rozwiązał sprawę. Nie był to przypadek odosobniony. Jego magiczne - w wyobraźni i plotkach tubylców - zdolności i wielka wiedza dawały mu w kraju bardzo znaczącą pozycję i jego zdanie w każdej sprawie, a zwracano się do niego bardzo często ze wszystkimi możliwymi problemami, było uważane za święte. Ciążyła też na nim z tego powodu wielka odpowiedzialność, z której zdawał sobie sprawę i którą często przeklinał, ale uważał ją za ciężar związany ze swą misją wśród tych ludów, dlatego starał się jak mógł, aby nie zawieść pokładanego w nim zaufania.

Osobiście prowadził pamiętny szturm na obóz Szarifa. Jako pierwszy też przedarł się przez palisadę broniącą wrogów przed atakiem. Ludzie Araba byli zbyt zaskoczeni, aby skutecznie się bronić, co jednak nie przeszkodziło jednemu z nich zaatakować w groźny sposób Jima. Europejczyka uratował od śmierci posuwający się tuż obok Dain Warris. Walecznością wykazał się wówczas również Tamb' Itam, „Malaj z północy”, przygarnięty w obcym sobie kraju przez Jima. Tamb' Itam został służącym młodego Europejczyka i nie odstępował go na krok. W oczach tubylców zaś uchodził za bardzo wpływową osobistość. Po odniesionym zwycięstwie Jim szybko zyskał w kraju wielką sławę i zaczęto mu przypisywać nadludzką siłę oraz nadludzkie umiejętności. Wszystko to napełniało go dumą, ale nie dumą „egoistyczną”, a raczej tą odmianą dumy, która wynika z wiary we własne siły i przydatność innym ludziom.

Rozdział dwudziesty ósmy

Szarif uciekł z kraju, zaś radża Allang na wieść o zwycięstwie Jima przeraził się, następnym wygnanym z państwa będzie on. Jim pozostawił radżę w spokoju, jednak za każdym razem, kiedy dowiedział się o jakichś nadużyciach z jego strony, dawał mu napomnienia, które stawały się dla radży i jego ludzi obowiązującymi prawami i były bez szemrania wypełniane. Radża nie pokochał za to Jima, ale również nie był w stanie przedsięwziąć przeciw niemu żadnych kroków. Młodzieniec stał się rzeczywistym władcą państewka.

Stary Doramin był z kolei przekonany, że młody Europejczyk, jak to zwykle czynili biali, opuści po pewnym czasie kraj, zaś po jego wyjeździe - jeśli nie zostanie umocniona jego władza i wyznaczony odpowiedni następca - zapanuje ponownie bezprawie. Naczelnik miał też nadzieję, że władzę obejmie jego ukochany syn, Dain Warris: Kiedy jednak usłyszał od Marlowa, że Jim nie zamierza nigdzie wyjeżdżać, ucieszył się, ale równocześnie spytał o przyczyny takiego stanu rzeczy. Kapitan jednak nie umiał dać wystarczającej, a zarazem odpowiedniej do warunków odpowiedzi.

Podczas pobytu u Jima Marlow dowiedział się jeszcze, że - młodzieniec znalazł godną siebie towarzyszkę życia, kobietę piękną i nieprzeciętną, podobną do jej matki, żony Corneliusa. Matka jej jednak nie znalazła szczęścia w małżeństwie, gdyż Portugalczyk był człowiekiem pysznym i egoistycznie nastawionym do całego otoczenia. Sytuacja doprowadziła do rozwodu, po którym owa kobieta mieszkała w odosobnieniu wraz ze swą córeczką. Jim dotarł do Patusanu i pojął dziewczynę za żonę już w czasie, kiedy jej matka nie żyła. Jednak nie przeszkodziło mu to otaczać szacunkiem tej udręczonej istoty, która dała życie jego małżonce. Żonę swą zaś Jim zwał Klejnotem, co zapewne leżało u podstaw roznoszących się bardzo daleko plotek. W drodze do Patusanu Marlow zatrzymał się w pewnej odległej miejscowości, gdzie jeden z mających o sobie wysokie mniemanie urzędników, dowiedziawszy się, że kapitan zdąża do Patusanu, starał się nakłonić podróżnika do przekonania żyjącego w tym odległym kraju białego człowieka (Jima), który rzekomo jest w posiadaniu szlachetnego kamienia niezwykłej wartości, aby ów kamień sprzedał. Pozorna prośba wietrzącego w tym dobry interes urzędnika była poparta szantażem, jednak Marlow niewiele zwracał na to wszystko uwagi. W tej samej miejscowości usłyszał jeszcze opowieści prostych mieszkańców o przepięknym szmaragdzie, który znajduje się w posiadaniu jakiegoś potężnego białego człowieka, który w wielce tajemniczych okolicznościach przybył do Patusanu i tam się osiedlił.

Rozdział dwudziesty dziewiąty

Podczas gościny u Jima Marlow miał okazję podziwiać uroczą małżonkę swego przyjaciela, która upodobniła się do niego w sposobie mówienia i ruchach. Otaczała też ojca swego dziecka wielką czułością i troskliwością. Jednak nie tylko ona „opiekowała się” Jimem. Czynił to również Tamb' Itam, którego czujna obecność koło domu nie była natrętna, ale dawała się czasem zauważyć. Jedną z osób, której Tamb' Itam nie znosił, był Cornelius, obrzydliwy typ, który jakby przypomniał sobie o „ojcowskich” prawach do swej pasierbicy i krążył nieraz wokół domu. Jednak oprócz trzymającego wartę służącego nikt na niego nie zwracał uwagi.

Jim opowiedział przyjacielowi o pierwszych dniach, które spędził u Corneliusa na samym początku pobytu w Patusanie, po swym pobycie u Doramina. Cornelius potrafił okazywać przybyszowi swą wielką „przyjaźń” i życzliwość, a zarazem prawie głodzić swego gościa i następcę, opowiadając jednocześnie wiele o pieniądzach, które jakoby należały mu się od Steina oraz obciążając winą za swoje problemy zmarłą małżonkę.

Rozdział trzydziesty

Próbując w jakiś sposób dojść, co stało się z towarami przez długi czas dostarczanymi do Patusanu przez Steina oraz wyegzekwować od Corneliusa rachunki i sprawozdania z jego „handlowej” działalności w Patusanie, Jim często był świadkiem, jak nikczemny Portugalczyk znęcał się psychicznie nad swoją pasierbicą, chcąc by nazywała go ojcem i spełniała jego wolę. Po pewnym czasie Jim doszedł do wniosku, że jest w jakiś sposób odpowiedzialny za los dziewczyny i że nie może jej opuścić w takim momencie. Nadal więc próbował wymóc od nierzetelnego handlowca rozliczenia, choć wiedział, że jest to działanie bezcelowe. Jednak obecność Jima i jego nalegania doprowadzały nikczemnika do szału. W tym czasie Jim zaczął otrzymywać - zarówno od Doramina, jak i nie znanych sobie ludzi - ostrzeżenia, iż radża szykuje na niego skrytobójczy zamach. Pewnej nocy sam Cornelius odegrał też przed młodzieńcem komedię oferując mu - w zamian za 100 lub nawet 80 dolarów możliwość bezpiecznego opuszczenia Patusanu. Jim odrzucił tę propozycję. Kilka dni później, dręczony rozmaitymi myślami, nie mógł zasnąć. Przyszedł mu nagle do głowy pomysł uwolnienia kraju od Szarifa - wciągnięcie armat na szczyt wzgórza. Kiedy wyszedł na chwilę na werandę, natknął się tam na dziewczynę, która czuwała pod jego drzwiami. Podzielił się z nią swoim pomysłem, gdyż już wcześniej stała się jego powiernicą i wiele razy dawała mu skuteczne rady związane z miejscowymi obyczajami i sytuacją. Podczas tej nocnej rozmowy zjawił się znienacka Cornelius wraz z grupą tubylców, którzy - jak twierdził - przyszli handlować rybami. Portugalczyk był zaskoczony, że Jim nie śpi. Młodzieniec zaś po jakimś czasie spostrzegł, że Cornelius nadal czai się w pobliżu. Na pół rozdrażniony tą sytuacją, obrzucił handlarza gwałtownymi obelgami, dając upust gromadzącej się w nim od długiego czasu agresji. Tchórzliwy Portugalczyk uciekł, zaś Jim pod opieką dziewczyny zapadł w głęboki sen.

Rozdział trzydziesty pierwszy

Następnego ranka Jim udał się do Doramina i odbył naradę z najznaczniejszymi Bugisami. Swą wymową i argumentami udało mu się nakłonić ich do podjęcia zdecydowanych działań przeciwko arabskiemu rabusiowi. Wieczorem powrócił do domu Portugalczyka w świetnym nastroju. Jednak w nocy wyrwała go ze snu dziewczyna , która dała mu do ręki nabity rewolwer i poprowadziła do stojącej opodal szopy, gdzie, jej zdaniem, miało się ukrywać czterech skrytobójców wysłanych przez Szarifa. Po drodze Jim dowiedział się, że dziewczyna każdej nocy czuwa nad jego spokojnym snem. Kiedy dotarło to do niego, zrozumiał, że winien jej wielką wdzięczność za poświęcenie, którego do tej pory nie dostrzegał. Wprowadziła go do szopy, w której początkowo nie mógł nic dostrzec, jednak po chwili ze sterty szmat wyskoczył na niego człowiek uzbrojony w „kris”, odmianę włóczni. W tym momencie znalazły swe ujście cała niepewność, napięcie oraz wściekłość na nieuchwytnego od kilku tygodni wroga, które gromadziły się w psychice Jima. Całkiem opanowany zastrzelił napastnika. Trzej pozostali, przerażeni, poddali się.

Rozdział trzydziesty drugi

Jim odprowadził trzech bandytów do rzeki i kazał im skakać, puszczając ich wolno z wieścią przeznaczoną dla ich wodza Szarifa.

Tak zakończyła się opowieść Jima, który następnie zwierzył się Marlowowi ze swej wielkiej miłości do małżonki, która podczas tych niebezpiecznych wydarzeń odważnie trwała u boku młodzieńca, później zaś darzyła go przez cały czas tak wielkim przywiązaniem i miłością.

Kiedy Marlow znalazł się sam w wieczornej ciszy i mroku, obok niego pojawiła się Klejnot. Kobieta ta przez cały czas, kiedy kapitan rozmawiał z jej mężem, była nękana wpojonym jej jeszcze przez matkę lękiem przed niespodziewanym odejściem ukochanego mężczyzny w nieznane i odległe krainy.

Rozdział trzydziesty trzeci

Żona Jima tamtej nocy, po rozprawie z bandytami, usłyszała od młodzieńca przysięgę, że jej nie opuści. Marlow ze swej strony również zapewnił ją, że jest to prawda. Ona zaś wyznała mu przyczynę swego lęku: nie chciała umierać płacząc, tak jak jej matka, opuszczona niegdyś przez męża. Klejnot wyznała też, że wie o jakiejś marze, dręczącej Jima, ale nie wie, czym owa mara jest, i obawia się, że te złe myśli mogą stać się przyczyną rozstania. Marlow próbował uspokoić kobietę, ale jego zapewnienia, jak wyczuł, nie na wiele się zdały. Nic więcej jednak nie mógł uczynić poza obietnicą, że sam nigdy już nie powróci w to miejsce, aby nie stać się, nawet przypadkowo, przyczyną wyjazdu Jima z Patusanu, a zarazem jego rozłączenia z kochającą go nad życie małżonką.

Rozdział trzydziesty czwarty

Rozmowę przerwało im nadejście Jima. Marlow wycofał się niepostrzeżenie w mrok nocy i oddalił się, aby przez chwilę pogrążyć się w zadumie i pojąć, że jego próby uspokojenia Klejnotu, dręczonej przejmującym niepokojem, nie powiodły się. Z zadumy wyrwało go pojawienie się Corneliusa, który w zawiłych słowach próbował przekonać Marlowa, aby ten wstawił się u Jima i wyjednał Portugalczykowi jakąś „nagrodę” za jego wieloletnią opiekę nad Klejnotem oraz oferował w zamian dalszą opiekę, kiedy Jim opuści Patusan. Kapitan był zaskoczony bezczelnością tego żądania i oznajmił, że Jim nigdy stąd nie wyjedzie. Wiadomość ta pozbawiła Corneliusa pozorów uniżoności i zaczął on obrzucać obelgami Jima, który - według przekonania nikczemnika - okradł go ze wszystkiego, co posiadał i zajął jego pozycję. Marlow jednak z obrzydzeniem oddalił się.

Rozdział trzydziesty piąty

Podczas pierwszego etapu drogi powrotnej Jim towarzyszył Marlowowi. Wspólnie dotarli do wioski rybackiej leżącej u ujścia rzeki. Tutaj kapitan wsiadł na oczekujący na niego szkuner. Jim słysząc, że Marlow wybiera się za jakiś rok do Anglii zapragnął coś przekazać swym krewnym, jednak po chwili zrezygnował ze swego zamiaru i długo patrzył w ślad za oddalającym się statkiem.

Rozdział trzydziesty szósty

Marlow kończy swe opowiadanie. Słuchacze rozchodzą się w milczeniu. W dwa lata później jeden z nich, który „mieszkał na najwyższym piętrze wyniosłego gmachu” w pewnym angielskim mieście, otrzymuje kopertę zawierającą kilka listów. Przesyłka pochodzi od samego Marlowa, który chce przedstawić, opierając się na dołączonych listach, ostatnie wypadki związane z osobą Jima. Jeden z listów został napisany przez starego proboszcza, ojca Jima. Młodzieniec otrzymał to pismo tuż przed wejściem na pokład „Patny” i przechowywał je przez wiele lat. Drugi z listów został napisany przez samego Jima już z fortu, który wybudował w Patusanie, wznosząc w ten sposób bezpieczne schronienie dla wszystkich uciekających przed niesprawiedliwością i uciskiem.

Rozdział trzydziesty siódmy

W liście Marlowa znalazł się jeszcze opis jego wizyty w Semarangu u Steina. Kapitan ze zdziwieniem zauważył tam między innymi Tamb' Itama. U gospodarza jednak nie zastał Jima, ale jego małżonkę, od której dowiedział się, że Jim ją porzucił, uciekając przed dręczącą go marą. Kobieta była pogrążona w rozpaczy przemieszanej z uczuciem zbliżonym do nienawiści, wywołanym odrzuceniem. Nie mogła wybaczyć mężowi, że nie pozwolił jej sobie towarzyszyć, choć była mu tak długo wierna i była gotowa razem z nim umrzeć. Żadne tłumaczenia Marlowa i Steina do niej nie przemawiały.

Rozdział trzydziesty ósmy

Zaczyna się pisemna relacja Marlowa z dalszych wydarzeń: W osiem miesięcy później kapitan natknął się w jednym z portów na szubrawca nazwiskiem Brown, który umierał na astmę radując się zarazem zemstą, którą udało mu się wywrzeć na Jimie za jakieś domniemane krzywdy. Człowiek ten był aroganckim i bezwzględnym korsarzem, który zabijał część swych ofiar powodowany jakąś nieodgadnioną nienawiścią do ludzi. Pewnego razu zawładnął podstępnie hiszpańską łodzią rządową. Obawiając się zawinąć ukradzionym statkiem do któregoś z portów próbował przedostać się na Madagaskar, gdzie miał nadzieję sprzedać łódź lub zdobyć dla niej sfałszowane dokumenty. Droga jednak była daleka, piraci zaś nie dysponowali zapasami wody i żywności. Napadali więc po drodze na pomniejsze jednostki, zdobywając nieco pożywienia, aż wreszcie skierowali się do Patusanu, gdzie Brown spodziewał się zastraszyć i obrabować bezbronnych i lękliwych tubylców. Pozostawił statek z częścią załogi niedaleko rybackiej wioski, leżącej na wybrzeżu, sam natomiast - wraz z trzynastoma towarzyszami - poprowadził szalupę w górę rzeki. Kiedy jednak dopłynął do miejscowości Patusan, został znienacka zaatakowany przez mieszkańców osady. Siła ognia i liczebność napastników spowodowały, że Brown skierował łódź do jednej z zatok, a następnie ufortyfikował się na jednym ze wzgórz. Tutaj piraci oczekiwali na atak.

Rozdział trzydziesty dziewiąty

Pierwszy atak był połączonym dziełem Daina Warrisa oraz ludzi radży. Kiedy jednak piraci okopywali się na wzgórzu, zwołano naradę wojenną, aby zastanowić się, co dalej należy czynić. Podjęcie decyzji bezpośredniego ataku było utrudnione, gdyż Jim przebywał w tym czasie w głębi kraju. Mimo gorącej przemowy Klejnotu oraz zapału Daina Warrisa, postanowiono chwilowo zabezpieczyć osadę przed nagłą napaścią oraz uniemożliwić piratom powrót do łodzi i ucieczkę. Dowodzenie objął stary Doramin. W naradzie brał jednak udział jeden z ludzi radży, Kassim, który wietrząc okazję do umocnienia znaczenia radży, powziął własne kroki. Powracając zabrał ze sobą Corneliusa, który następnie jako tłumacz i wysłannik opisał Brownowi stosunki panujące w tym kraju. Następnie Kassim przesłał piratom nieco żywnoyści. Planował, że pod nieobecność Jima przy pomocy rozbójników rozgromi znienawidzonych Bugisów. Był przekonany, że u ujścia rzeki czeka większy statek pełny ludzi i uzbrojenia, który przypłynie na odsiecz piratom. Brown zorientował się, na co liczy Kassim. Tymczasem Cornelius radził „jak przyjaciel”, aby piraci przede wszystkim zabili Jima, gdy tylko się pojawi, nie wchodząc z nim w żadne układy. Portugalczyk obiecywał też, że po śmierci Jima Brown zostanie królem Patusanu.

Rozdział czterdziesty

Brown tymczasem zastanawiał się nad możliwością sprzymierzenia się z Jimem i podzielenia z nim władzy w kraju. Aby to osiągnąć planował posłużyć się Corneliusem w celu zawładnięcia fortem, a następnie stawiać warunki, podjąć współpracę i oczekiwać pierwszej awantury, która zakończyłaby się pewną śmiercią sprzymierzeńca. Równocześnie jednak targała nim żądza spustoszenia osady, której mieszkańcy ośmielili się przywitać pewnych siebie piratów ogniem strzelb i dział. W pewnym momencie wezwał swego zastępcę - draba, który był świetnym strzelcem i nakazał mu zastrzelić idącego w dość dużej odległości człowieka. Bandyta spełnił rozkaz, co wywołało w Brownie wielką radość - udowodnił w ten sposób, że nie obawia się przewagi liczebnej oraz był przekonany, że napędził strachu tubylcom. Tymczasem Kassim wysłał Daina Warrisa z częścią jego ludzi w dół rzeki, aby tam oczekiwali przybycia okrętu nieprzyjaciół. W ten sposób oddziały Bugisów zostały podzielone i przez to osłabione, co sprzyjało planom Kassima. W samej osadzie wrzało, gdyż uboższa ludność zaczęła uciekać i kryć się w dżungli, zaś dostojnicy zapragnęli zapewnić sobie w tym niepewnym czasie łaskę i życzliwość radży Tunku Allanga. Jedynie Doramin i jego ludzie cały czas realizowali konsekwentnie i niewzruszenie własny plan obrony.

Po zapadnięciu zmroku jeden z piratów udał się chyłkiem do łodzi, gdyż przypomniał sobie, że został tam tytoń. Kiedy jednak wracał nieopatrznie wystawił się na strzał ukrytego z drugiej strony rzeki Bugisa - Si-Lapy, który był krewnym człowieka zastrzelonego po południu. Postrzelony w brzuch pirat powoli umierał pozostawiony sobie, gdyż nikt z jego kamratów nie odważył się wyjść ze stosunkowo bezpiecznego obozowiska.

O świcie od strony osady dobiegła bandytów wielka wrzawa. Cornelius wytłumaczył, że mieszkańcy witają swego obrońcę i bohatera, Jima. Portugalczyk przepowiedział też, że Jim, naiwny jak dziecko, przyjdzie osobiście do obozu piratów, aby z nimi rozmawiać. Cornelius cieszył się z tego powodu, gdyż był pewny, że przy tej okazji Brown zabije nie koronowanego króla Malajczyków.

Rozdział czterdziesty pierwszy

Jim rzeczywiście udał się w pobliże obozu piratów i stanął na jednym brzegu rzeki podczas gdy Brown stanął na drugim. Pirat od pierwszego wejrzenia zaczął nienawidzić swego przeciwnika, gdyż zorientował się, że nie będzie mógł nakłonić go do współpracy czy jakiegokolwiek kompromisu. Chcąc się przedrzeć przez pancerz wyniosłości i szlachetności, który otaczał Jima, zaczął z niego szydzić oraz domagać się otwartej walki, która była jedyną szansą piratów, gdyż nie mogli uciekać ani wejść do osady, nie narażając się na pewną śmierć bez możliwości obrony przed nią.

Rozdział czterdziesty drugi

Brown zaczął bezczelnie przekonywać Jima, że przybył do osady prosić jedynie o żywność, ale został napadnięty przez Malajów. Mówił też, że przygnał go tu głód i zaczął mówić o ratowaniu życia ludzkiego. Ten ostatni cios był celny, gdyż - przez bolesne skojarzenia - pozbawił Jima jego psychicznej osłony. Pirat dostrzegł to i korzystał z okazji idąc za ciosem. Doprowadził do tego, że Jim zażądał, aby piraci oddali swą broń, a odejdą wolni. Brown zaprotestował twierdząc, że broń jest jego jedynym majątkiem, a poza tym stanowi zabezpieczenie na wypadek podstępnej napaści ze strony tubylców. Jim zatem powrócił do osady obiecując dać niedługo Brownowi ostateczną odpowiedź. Następnie udał się do Doramina, z którym rozmawiał w cztery oczy. Potem zwołał naradę w obrębie fortu. Nigdy dotychczas mu się nie sprzeciwiano, ale tym razem wyczuł opór i musiał położyć na szalę cały swój autorytet opowiadając się za wypuszczeniem wolno złoczyńców, którzy „zbłądzili w życiu” i którym należy się z tego powodu raczej litość niż nienawiść.

Rozdział czterdziesty trzeci

Starszyzna z Doraminem na czele, słysząc przemowę Jima, przyznała mu rację. Natychmiast po naradzie, choć zapadała noc i nie zdążył jeszcze wypocząć po podróży, Jim udał się do osady, aby dopilnować rozstawiania straży. Na samym końcu obsadził własnymi ludźmi siedzibę radży, który uciekł ze swymi kobietami i ukrył się w bezpiecznym miejscu.

Jeszcze wieczorem Jim wysłał Corneliusa do obozu piratów z wieścią, że mogą spokojnie odpłynąć. Poinformował ich też, że wzdłuż rzeki rozstawione są straże, na wypadek, gdyby bandytom wpadł do głowy jakiś niedorzeczny pomysł. Portugalczyk pozostał u Browna i zręcznie usiłował rozbudzić w nim wściekłość na niedostępnego Jima. Twierdził też, że gdyby wydarzyło się coś, co podważyłoby w osadzie zaufanie do młodego przywódcy, byłby on skończony. Cornelius dodał jeszcze wiadomość, że w dole rzeki wystawiona jest ostatnia straż malajska dowodzona przez Daina Warrisa oraz że zna odnogę, która niepostrzeżenie doprowadzi piratów na tyły tego oddziału. Piraci odpłynęli jeszcze przed świtem pod osłoną gęstej mgły. Towarzyszył im Cornelius.

Rozdział czterdziesty czwarty

O świcie Tamb' Itam dotarł do obozu Daina Warrisa i poinformował go o decyzjach rady. Nie spodziewający się podstępu oddział został zaskoczony i rozproszony kilkoma salwami. Od jednej z nich poległ Dain Warris. Piraci nie tracili czasu i szybko odpłynęli. Na brzegu pozostał samotnie Cornelius. Tamb' Itam szybko zrozumiał, co się stało. Zabił zatem nikczemnego Portugalczyka i szybko powrócił do osady, aby poinformować o zajściu przed powrotem uciekających w panice wojowników. W jakiś miesiąc później jeden z parowców wziął na pokład trzech wygłodzonych i wycieńczonych do granic wytrzymałości ludzi. Jednym z nich - jedynym, który pozostał przy życiu - był Brown.

Rozdział czterdziesty piąty

Tamb' Itam po swoim powrocie skierował się najpierw do fortu, gdzie poinformował o wszystkim Jirna i jego żonę. Jim zrozumiał, wpierw chciał poprowadzić pościg, jednak szybko z tego zrezygnował, mając świadomość, że w tym momencie on sam stał się wrogiem tego ludu. Zrozumiał też, iż po raz drugi i ostatni zawiódł pokładane w nim zaufanie.

W tym samym czasie wieść o napaści rozeszła się po całej osadzie, zaś Malajowie z lękiem spoglądali na rzekę, którą według ich przekonania w każdej chwili mogli przybyć piraci, tym razem w większej liczbie i lepiej uzbrojeni niż poprzednio. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Przed wieczorem przywieziono Doraminowi ciało jego jedynego syna. Cały szczep brał udział w żałobie.

Żona usiłowała nakłonić Jima do walki z mścicielami, którzy mogli w każdej chwili nadejść, lub do ucieczki. Jednak Jim nie chciał już walczyć o życie. Nie słuchał też jej błagań. Po jakimś czasie zaś ruszył w stronę łodzi. Żona chciała go zatrzymać, jednak oswobodził się z jej ramion i odszedł. Przepłynął następnie rzekę i udał się do siedziby Doramina. Kiedy stanął śmiało przed nim wszyscy zrozumieli, że bierze na siebie całą odpowiedzialność za to nieszczęście. Obłąkany z bólu naczelnik zastrzelił go.

Żona Jima zamieszkała po jego śmierci w domu Steina, gdzie zamknęła się w bolesnej samotności, nie mogąc zrozumieć ani przebaczyć mężowi jego zdrady.

PODSUMOWANIE: Wydany w roku 1901 Lord Jim jest najpopularniejszą powieścią Josepha Conrada (Teodora Józefa Konrada Korzeniowskiego). Problematyka psychologiczno-moralna, jaka dominuje w utworze, wynika z przekonania, że każdy człowiek musi bezwzględnie przestrzegać zasady nadrzędnego kodeksu etyczno-moralnego. Pojawia się tu kwestia winy i kary. Za swoje czyny ludzie ponoszą całkowitą odpowiedzialność, każde złamanie zasad etycznych czy prawnych musi zrodzić poważne konsekwencje, odbić się na życiu człowieka. Spowodować może konsekwencje, przede wszystkim w wymiarze moralnym. Tak dzieje się z tytułowym bohaterem powieści, Jimem, który jest przykładem determinacji życia człowieka przez poczucie winy i dążenie do odkupienia swych błędów. Jim każdą niemalże wypowiedź widzi jako aluzję do swojej osoby, do wydarzeń związanych z tragedią „Patny”, o której bezustannie pamięta, która prześladuje go przez całe życie, idzie za nim krok w krok. Lord Jim staje się przez swą pamięć nadwrażliwy, nie umie zapanować nad swoimi emocjami, nie potrafi żyć w zgodzie z samym sobą. Jest na pewno człowiekiem uczciwym, szlachetnym, lecz ma jednocześnie słaby charakter, nie potrafi podjąć natychmiastowej, jednoznacznej decyzji; gubi się w ekstremalnie trudnych sytuacjach. Brak mu również umiejętności właściwej oceny innych ludzi, co świadczy o jego niedojrzałości i staje się przyczyną wielu tragedii. Mimo ukazania Jima z perspektywy kilku osób, Joseph Conrad do końca nie odsłania przed czytelnikami wnętrza swego bohatera, czyniąc go postacią zrelatywizowaną, wymykającą się jednoznacznej ocenie.

Lord Jim jest powieścią uniwersalną, aktualną i cenną dla każdego, gdyż jej autor mówi o sprawach zawsze aktualnych; o ważnych decyzjach, jakie każdy człowiek musi podjąć i o konsekwencjach wyborów dokonywanych w różnych sytuacjach. Powieść dowodzi, że każda decyzja, którą podejmuje się czasem w ułamku sekundy, może zaważyć na całym życiu.

SPIS TREŚCI

Młoda Polska - wstęp

Stanisław Przybyszewski - biografia

Confiteor

Charles Baudelaire - biografia

Kwiaty zła (wybór wierszy)

Padlina

Albatros, Spleen II

Oddźwięki

Kazimierz Przerwa-Tetmajer - biografia

Dziś

Koniec wieku XIX

Nie wierzę w nic, Hymn do Nirwany

Ludzie miotają się, dręczą i cierpią...

Evviva l'arte! Melodia mgieł nocnych

Z Tatr( Widok ze Świnicy do Doliny Wierchcichej)

Anioł Pański

Ja, kiedy usta ku twym ustom chylę

Jan Kasprowicz - biografia

W chałupie

Cykl sonetów: Z chałupy

Sonet I, Sonet XV

Sonet XIX, Sonet XXXIX

Cykl sonetów: Krzak dzikiej róży w Ciemnych Smreczynach

Hymny

Dies Irae, Święty Boże...

Moja pieśń wieczorna, Hymn św. Franciszka z Asyżu

Leopold Staff - biografia

Kowal, Deszcz jesienny

Sonet szalony, Przedśpiew

Stanisław Leśmian - biografia

Zmory wiosenne, Las

Stanisław Wyspiański - biografia

Wesele

Wprowadzenie

Bohaterowie - charakterystyka

Streszczenie

Podsumowanie

Gabriela Zapolska - biografia

Moralność pani Dulskiej

Wprowadzenie

Bohaterowie - charakterystyka

Streszczenie

Podsumowanie

Władysław Stanisław Reymont - biografia

Chłopi

Wprowadzenie

Bohaterowie - charakterystyka

Streszczenie

Podsumowanie

Stefan Żeromski - biografia

Wybór opowiadań

Rozdziobią nas kruki, wrony...

Główny bohater

Streszczenie i omówienie

Siłaczka

Bohaterowie - charakterystyka

Streszczenie i omówienie

Doktor Piotr

Bohaterowie - charakterystyka

Streszczenie

Podsumowanie

Ludzie bezdomni

Wprowadzenie

Bohaterowie - charakterystyka

Streszczenie

Podsumowanie

Joseph Conrad - biografia

Lord Jim

Wprowadzenie

Bohaterowie - charakterystyka

Streszczenie

Podsumowanie



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
zagadnienie 25, LEKTURY, ZAGADNIENIA Młoda Polska
MICIŃSKI NIETOTA, ♠Filologia Polska♠, MŁODA POLSKA
Pozytywizm i Młoda POLska zagadnienia dla maturzystów, Matura, Polski, ZAgadnienia z epok
Młoda Polska, Materiały do sprawdzianów
staff, Polonistyka, II rok, HLP, 2. Pozytywizm i Młoda Polska
MŁODA POLSKA, J.polski
liryka młodopolska, Młoda Polska I Pozytywizm
Młoda Polska WYKŁAD (04 06 2014)
pytania młoda polska i pozytywizm
Młoda Polska WYKŁAD (02 04 2014)
MŁODA POLSKA
Młoda Polska 2
cz 9 mloda polska id 127541 Nieznany
Przybyszewski — Złote runo, ♣Filologia Polska (polecam studentom UKSW), Młoda Polska, Modernizm
naturalizm, ♠Filologia Polska♠, MŁODA POLSKA
parnasizm, ♠Filologia Polska♠, MŁODA POLSKA

więcej podobnych podstron