Neels総ty Angielka w Amsterdamie Romantyczne podr贸偶e


Betty Neels

Angielka w Amsterdamie

Discovering Daisy

Rozdzia艂 1

Pogoda by艂a sztormowa, niebo zasnute chmurami. Wzburzone morze poszarza艂o i wysokie fale rozbija艂y si臋 na opustosza艂ej pla偶y, gdzie spacerowa艂a samotnie drobna dziewczyna. Rzuca艂a do wody muszle i kamyki, a potem sz艂a dalej przed siebie szybkim krokiem, 偶eby po chwili znowu przystan膮膰. Nie pr贸bowa艂a powstrzyma膰 艂ez sp艂ywaj膮cych po policzkach. Wmawia艂a sobie, 偶e je艣li si臋 wyp艂acze, 艂atwiej przyjmie do wiadomo艣ci fakty i szybciej o wszystkim zapomni. Trzeba si臋 uczy膰 na w艂asnych b艂臋dach, a 艣wiatu pokazywa膰 u艣miechni臋t膮 twarz.

Wkr贸tce zawr贸ci艂a, otar艂a za艂zawione oczy, wydmucha艂a nos, poprawi艂a chustk臋, spod kt贸rej wysun臋艂y si臋 niesforne kosmyki i przybra艂a zn贸w pogodny wyraz twarzy. Mia艂a nadziej臋, 偶e wygl膮da na dziewczyn臋 zadowolon膮 z 偶ycia. Wesz艂a po schodkach prowadz膮cych z pla偶y ku nadmorskiej promenadzie, weso艂o pomacha艂a znajomemu portierowi z Grand Hotelu i ruszy艂a dalej g艂贸wn膮 ulic膮, strom膮 i w膮sk膮. Sezon dobieg艂 ko艅ca i kurort szykowa艂 si臋 do zimowego snu. Bez obaw mo偶na by艂o chodzi膰 艣rodkiem jezdni, a w sklepach znudzeni sprzedawcy ch臋tnie gaw臋dzili z klientami.

Od g艂贸wnej ulicy odchodzi艂o kilka przecznic. Dziewczyna skr臋ci艂a w jedn膮 z nich i min臋艂a kilka zabytkowych domk贸w, gdzie mie艣ci艂y si臋 butiki i knajpki. Mniej wi臋cej w po艂owie ulicy by艂 du偶y sklep. Nad witryn膮 umieszczono tradycyjny szyld: „Thomas Gillard - Antyki". Gdy otworzy艂a drzwi, zadzwoni艂 staromodny dzwonek.

- To ja! - krzykn臋艂a, zdejmuj膮c z g艂owy chustk臋. W艂osy br膮zowe jak skorupka orzecha si臋ga艂y jej do ramion.

By艂a zwyczajn膮 dziewczyn膮: 艣redni wzrost, przyjemnie zaokr膮glona figura wbrew najnowszej modzie, mi艂a, ale niezbyt urodziwa twarz, w kt贸rej uwag臋 przykuwa艂y jedynie wielkie piwne oczy ocienione d艂ugimi rz臋sami. Mia艂a na sobie pikowan膮 kurtk臋 i tweedow膮 sp贸dnic臋 - uniwersalny str贸j, odpowiedni na t臋 por臋 roku. Nikt by si臋 nie domy艣li艂, 偶e niedawno p艂aka艂a. Przemyka艂a zwinnie mi臋dzy starymi meblami. By艂y w艣r贸d nich cenne okazy sprzed kilku wiek贸w i zwyk艂e wiktoria艅skie sprz臋ty. Pod 艣cianami sta艂y komody, szafki i kredensy z kryszta艂owymi szybkami. Na blatach i p贸艂kach umieszczono niezliczone figurki z porcelany, szklane karafki, flakony na pachnid艂a, bibeloty i srebra. O ka偶dym z tych przedmiot贸w mog艂a co艣 powiedzie膰. Uchylone drzwi w g艂臋bi sklepu prowadzi艂y do gabinetu jej ojca, a drugie wychodzi艂y na schody i wiod艂y do mieszkania nad sklepem.

Mijaj膮c biurko cmokn臋艂a ojcowsk膮 艂ysin臋 i posz艂a na g贸r臋. Matka siedzia艂a przy gazowym kominku i hartowa艂a ozdobn膮 pow艂oczk臋. U艣miechn臋艂a si臋, podnosz膮c wzrok znad tamborka.

- Zaraz si膮dziemy do podwieczorku. Nastaw wod臋, a ja doko艅cz臋 haft. Jak spacer?

- Bardzo przyjemny, cho膰 zrobi艂o si臋 ch艂odno. Za to w mie艣cie nie ma ju偶 turyst贸w.

- Wychodzisz z Desmondem, kochanie?

- Nie umawiali艣my si臋 na wiecz贸r, bo ma spotkanie i musi wyjecha膰...

- Daleko?

- Tylko do Plymouth.

- W takim razie powinien szybko wr贸ci膰.

Daisy kiwn臋艂a g艂ow膮 i posz艂a zaparzy膰 herbat臋. By艂a niemal pewna, 偶e Desmond si臋 dzi艣 nie pojawi. Wczoraj poszli na kolacj臋 do najlepszej restauracji w mie艣cie i natkn臋li si臋 tam na kilku jego znajomych. Daisy by艂a zakochana, wi臋c nie dostrzega艂a jego wad, ale do tamtych ludzi mia艂a powa偶ne zastrze偶enia i dlatego nie chcia艂a jecha膰 z nimi do nocnego klubu w Totnes. Desmond by艂 w艣ciek艂y i da艂 jej to odczu膰. Twierdzi艂, 偶e psuje zabaw臋 i jest staro艣wiecka. Z drwi膮cym u艣miechem stwierdzi艂, 偶e powinna wreszcie dorosn膮膰. Milcza艂 uparcie, gdy odwozi艂 j膮 do domu. Ledwie wysiad艂a, bez s艂owa zawr贸ci艂 i pojecha艂 do znajomych. Daisy, kt贸ra po raz pierwszy by艂a zakochana, przep艂aka艂a ca艂膮 noc.

Straci艂a dla niego g艂ow臋, gdy wst膮pi艂 do antykwariatu, szukaj膮c kryszta艂owej czarki. Dwudziestoczteroletnia Daisy - przeci臋tna dziewczyna z sercem pe艂nym romantycznych z艂udze艅 - natychmiast podda艂a si臋 jego czarowi, zachwycona m臋sk膮 urod膮 i nienagannymi manierami. Wobec takich zalet niski wzrost nie stanowi艂 problemu, chocia偶 Desmond by艂 od niej wy偶szy zaledwie o kilka centymetr贸w. Nie brakowa艂o mu tupetu i dlatego bez wahania zaprosi艂 j膮 na kolacj臋. Od tej pory spotykali si臋 regularnie.

Daisy pracowa艂a w sklepie ojca, ale mog艂a swobodnie dysponowa膰 czasem, wi臋c od razu zgodzi艂a si臋 pokaza膰 mu miasto i okolice. Pocz膮tkowo okazywa艂 wiele zapa艂u i ciekawo艣ci; zwiedzili miejskie muzeum, par臋 ko艣cio艂贸w oraz zabytkowe domy nad brzegiem morza, pochylone ze staro艣ci. W ko艅cu znudzi艂 si臋, ale wytrwa艂 do ko艅ca wycieczki, bo jawne uwielbienie Daisy schlebia艂o jego pr贸偶no艣ci. W rewan偶u zaprosi艂 j膮 na podwieczorek, dowcipkowa艂 z u艣miechem, nie dopuszczaj膮c jej do g艂osu. Zas艂uchana, patrzy艂a w niego jak w obraz, gdy opowiada艂 o swoim wysokim stanowisku, 艣mia艂 si臋 z w艂asnych 偶art贸w, podziwia艂 nowy krawat i eleganck膮, sk贸rzan膮 teczk臋, z kt贸r膮 nigdy si臋 nie rozstawa艂, bo stanowi艂a wa偶ny element jego wizerunku.

Nie przejmowa艂a si臋, 偶e ma艂o go obchodz膮 jej sprawy. S膮dzi艂a, 偶e zainteresowa艂 si臋 ni膮, poniewa偶 by艂 znudzony samotno艣ci膮 w ma艂ym miasteczku. Jego codzienne 偶ycie w Londynie z pewno艣ci膮 wygl膮da艂o inaczej. Poderwa艂 j膮, bo nie by艂o na horyzoncie odpowiedniej dziewczyny - urodziwej, bogatej i modnie ubranej. Czasami kpi艂 z niemodnych stroj贸w Daisy.

Daremnie 艂udzi艂a si臋, 偶e mimo wszystko zajrzy do niej wieczorem. Rozczarowana, d艂ugo polerowa艂a stare srebra kupione niedawno przez ojca. U偶ywane przez wiele dziesi臋cioleci, mia艂y dla niej szczeg贸lny urok, poniewa偶 by艂a przekonana, 偶e cudownie jest u偶ywa膰 w czasie posi艂ku takich sztu膰c贸w i nakrycia. Wyczy艣ci艂a ostatni膮 艂y偶k臋, umie艣ci艂a j膮 w wy艣cie艂anym aksamitem pude艂ku, schowa艂a je do kredensu i przekr臋ci艂a kluczyk. Potem zamkn臋艂a sklep, w艂膮czy艂a alarm i posz艂a na g贸r臋, 偶eby zaparzy膰 herbat臋. Gdy by艂a w kuchni, rozleg艂 si臋 dzwonek telefonu. Podnios艂a s艂uchawk臋 i us艂ysza艂a weso艂y glos Desmonda.

- Daisy, mam dla ciebie niespodziank臋. Chodzi o sobotni wiecz贸r. W hotelu Pal膮ce b臋dzie uroczysta kolacja i bal. Dosta艂em zaproszenie, wi臋c szukam partnerki - doda艂 zmys艂owym szeptem. - Kochanie, obiecaj, 偶e p贸jdziesz ze mn膮. To wa偶na impreza. B臋dzie tam kilka os贸b, z kt贸rymi chcia艂bym pogada膰. Musz臋 wykorzysta膰 swoj膮 szans臋. - Daisy milcza艂a, wi臋c m贸wi艂 dalej. - Szykuje si臋 prawdziwe towarzyskie wydarzenie. Musisz by膰 odpowiednio ubrana. Kup wystrza艂ow膮 kreacj臋, 偶eby ludzie si臋 za tob膮 ogl膮dali. Najlepsza by艂aby kr贸tka czerwona sukienka. Zapomnij o uprzedzeniach i zr贸b si臋 na b贸stwo.

- My艣l臋, 偶e czeka nas mity wiecz贸r i chemie p贸jd臋 z tob膮 na to przyj臋cie. Ile mo偶e potrwa膰? - Daisy by艂a ogromnie podekscytowana rozmow膮, ale stara艂a si臋 tego nie okazywa膰.

- Takie imprezy ko艅cz膮 si臋 zwykle oko艂o p贸艂nocy. Rzecz jasna, odwioz臋 ci臋 do domu. Obiecuj臋, 偶e nie zostaniemy d艂ugo - zapewni艂 skwapliwie, a Daisy, kt贸ra zawsze dotrzymywa艂a obietnic, uwierzy艂a mu na s艂owo. Po chwili odezwa艂 si臋 znowu tonem cz艂owieka, kt贸ry ma na g艂owie dziesi膮tki wa偶nych spraw. - Do ko艅ca tygodnia nie znajd臋 wolnej chwili. Jestem strasznie zapracowany, wi臋c zobaczymy si臋 dopiero w sobot臋. B膮d藕 gotowa o 贸smej.

Gdy przerwa艂 po艂膮czenie, uszcz臋艣liwiona Daisy przez moment sta艂a nieruchomo, zastanawiaj膮c si臋, jak膮 sukienk臋 kupi膰 na t臋 okazj臋. Mia艂a sporo pieni臋dzy, bo ojciec p艂aci艂 jej pensj臋, z kt贸rej wi臋kszo艣膰 odk艂ada艂a. Wkr贸tce otrz膮sn臋艂a si臋 z zadumy i posz艂a do matki, 偶eby oznajmi膰 nowin臋.

W miasteczku niewiele by艂o sklep贸w z elegancki} konfekcj膮. Co gorsza, rodzice Daisy nie mieli samochodu, a po zako艅czeniu sezonu autobusy je藕dzi艂y bardzo rzadko, wi臋c nie mog艂a nawet marzy膰 o wyprawie po zakupy do wi臋kszego miasta. Wybra艂a si臋 do butiku przy g艂贸wnej ulicy i szybko znalaz艂a efektown膮 czerwon膮 kreacj臋. Kupi艂a j膮 natychmiast, bo to by艂 ulubiony kolor Desmonda.

Po powrocie do domu raz jeszcze przymierzy艂a nowy nabytek i mina jej zrzed艂a, poniewa偶 sukienka by艂a stanowczo za kr贸tka, a dekolt zbyt g艂臋boki. Zda艂a sobie spraw臋, 偶e ta kreacja do niej nie pasuje. Spodziewa艂a si臋, 偶e matka potwierdzi te obawy, ale pani Gillard szczerze kocha艂a c贸rk臋 i pragn臋艂a jej szcz臋艣cia, wi臋c oznajmi艂a, 偶e na wielki bankiet trzeba si臋 wystroi膰, a zatem pewna swoboda jest w tym wypadku usprawiedliwiona. W g艂臋bi ducha b艂aga艂a niebiosa, 偶eby Desmond, kt贸rego szczerze nie lubi艂a, zosta艂 przez swoj膮 firm臋 odwo艂any z ich miasteczka. Gdyby to od niej zale偶a艂o, dosta艂by intratn膮 posad臋 za granic膮.

Nadesz艂a sobota. Uszcz臋艣liwiona Daisy d艂ugo si臋 przygotowywa艂a, 偶eby tego wieczoru 艂adnie wygl膮da膰. Zrobi艂a staranny makija偶 i upi臋艂a w艂osy w skromny kok pasuj膮cy raczej do kostiumu nauczycielki ni偶 do wyzywaj膮cej czerwonej sukienki. Gdy by艂a gotowa, zesz艂a na d贸艂 i czeka艂a na Desmonda, kt贸ry sp贸藕ni艂 si臋 dziesi臋膰 minut, lecz ani my艣la艂 za to przeprosi膰. Zmierzy艂 j膮 taksuj膮cym spojrzeniem, zwracaj膮c uwag臋 przede wszystkim na str贸j.

- Mo偶e by膰 - rzuci艂 lekcewa偶膮co i zmarszczy艂 brwi. - Okropna fryzura, ale jeste艣my sp贸藕nieni, wi臋c nic si臋 nie do zrobi膰.

Na przyj臋cie w hotelu przyjecha艂o mn贸stwo go艣ci, kt贸rzy niecierpliwie czekali, a偶 zacznie si臋 uroczysta kolacja. Wielu z nich serdecznie wita艂o Desmonda, kiedy do nich podchodzi艂. Zdawkowo kiwali g艂owami, gdy przedstawia艂 im Daisy i wkr贸tce przestawali zwraca膰 na ni膮 uwag臋, ale me mia艂a do nich o to pretensji, bo zamiast rozmawia膰 o niczym wola艂a s艂ucha膰 Desmonda, kt贸ry po mistrzowsku umia艂 podtrzymywa膰 lekk膮 towarzysk膮 konwersacj臋 i czarowa膰 swoich rozm贸wc贸w.

Gdy zasiedli do sto艂u, nie zwraca艂a uwagi na okropnego typa. kt贸rego mia艂a po lewej stronie. By艂a smutna i zawiedziona, poniewa偶 Desmond, zaj臋ty wytwornie ubran膮 s膮siadk膮, przesta艂 si臋 ni膮 interesowa膰. Od czasu do czasu wtr膮ca艂 te偶 swoje trzy grosze do rozmowy go艣ci siedz膮cych naprzeciwko. Daisy mia艂a nadziej臋, 偶e gdy zacznie si臋 bal, w ko艅cu b臋dzie mia艂a ukochanego tylko dla siebie, ale spotka艂o j膮 kolejne rozczarowanie. Zaprosi艂 j膮 wprawdzie do pierwszego ta艅ca i szala艂 na parkiecie jak prawdziwy mistrz, ale potem oznajmi艂:

- Jest tu kilka os贸b, z kt贸rymi musz臋 pogada膰. To nie potrwa d艂ugo. Jestem pewny, 偶e zaraz kto艣 do ciebie podejdzie. Nie藕le ta艅czysz, ale przesta艅 by膰 taka ponura i staraj si臋 dobrze bawi膰. Wiem, 偶e nie przywyk艂a艣 do eleganckich przyj臋膰, ale nadrabiaj min膮. - Pomacha艂 znajomym siedz膮cym na galerii i odszed艂, zostawiaj膮c Daisy mi臋dzy naturalnej wielko艣ci pos膮giem greckiej boginki a postumentem, na kt贸rym sta艂 ogromny wazon z kwiatami. Od razu poczu艂a si臋 samotna i niepotrzebna jak bezpa艅ski psiak.

Szereg marmurowych rze藕b oddziela艂 sal臋 balow膮 od korytarza prowadz膮cego do restauracji. Dwaj m臋偶czy藕ni id膮cy w tamt膮 stron臋 przystan臋li, 偶eby popatrze膰 na ta艅cz膮cych. Po cichu wymienili kr贸tkie uwagi, a potem u艣cisn臋li sobie d艂onie. Starszy z nich odszed艂, a m艂odszy nadal sta艂 mi臋dzy pos膮gami, zerkaj膮c ukradkiem na Daisy i jej czerwon膮 sukienk臋. Odni贸s艂 wra偶enie, 偶e ta dziewczyna czuje si臋 tu obco, a modny str贸j zupe艂nie do niej nie pasuje. Ogarni臋ty wsp贸艂czuciem podszed艂 bli偶ej, bo chcia艂 jej doda膰 otuchy, Przyjrza艂 si臋 jej niepostrze偶enie i stwierdzi艂, 偶e ma 艂adn膮 twarz, lecz daleko jej do prawdziwej pi臋kno艣ci. Chyba czu艂a si臋 zak艂opotana, bo sprawia艂a wra偶enie Kopciuszka dla kaprysu zaproszonego na wielki bal i ca艂kiem zagubionego w艣r贸d ha艂a艣liwych go艣ci. Stan膮! obok niej i zagadn膮艂 przyjaznym g艂osem:

- Czuj臋 si臋 tu obco. Pani chyba te偶, zgad艂em?

Daisy podnios艂a wzrok i zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czemu wcze艣niej nie zwr贸ci艂a uwagi na tego m臋偶czyzn臋 g贸ruj膮cego wzrostem nad wi臋kszo艣ci膮 obecnych tu pan贸w. Mia艂 kr贸tkie jasne w艂osy o popielatym odcieniu, wydamy nos, w膮skie usta i mi艂y u艣miech.

- Owszem - przytakn臋艂a uprzejmie. - Przysz艂am z moim znajomym, kt贸ry odszed艂 na chwil臋, 偶eby porozmawia膰 z przyjaci贸艂mi. Stoi tam, na galerii. Opr贸cz niego nie znam tu nikogo...

Jules der Huizma potrafi! doda膰 innym pewno艣ci siebie. Od razu zacz膮艂 przyjemn膮, niezobowi膮zuj膮c膮 pogaw臋dk臋 i z zadowoleniem stwierdzi艂, 偶e dziewczyna powoli si臋 odpr臋偶a. Uzna艂, 偶e jest bardzo mi艂a. Gdyby inaczej si臋 ubra艂a... Dotrzymywa艂 jej towarzystwa, p贸ki Desmond nie mszy艂 w ich stron臋 i po偶egna艂 si臋, zanim do nich podszed艂.

- Z kim rozmawia艂a艣? - zapyta艂 Desmond.

- Nie mam poj臋cia. To jeden z go艣ci hotelowych, nie przedstawi艂 si臋 - odpar艂a i doda艂a z przek膮sem, zaskakuj膮c sam膮 siebie: - Mi艂o jest z kim艣 pogaw臋dzi膰.

- Kochanie, wybacz mi - rzuci艂 pospiesznie i u艣miechn膮艂 si臋 tak czule, 偶e jej serce od razu zacz臋艂o bi膰 dwa razy szybciej. - Przyrzekam, 偶e ci to wynagrodz臋. Mam pomys艂! Znajomi namawiaj膮 mnie, 偶ebym jecha艂 z nimi do klubu nocnego w Plymouth. To bardzo mili ludzie, wi臋c b臋dzie dobra zabawa Oczywi艣cie, mo偶esz si臋 do nas przy艂膮czy膰. Jedna osoba wi臋cej nie robi 偶adnej r贸偶nicy.

- Przecie偶 dochodzi p贸艂noc! Obieca艂e艣, 偶e o tej porze odwieziesz mnie do domu. Zreszt膮 nie mog臋 jecha膰, bo nie zosta艂am przez nich zaproszona. To by艂 na pewno tw贸j pomys艂.

- Kto by si臋 tym przejmowa艂. Dziewczynom jest wszystko jedno. O rany, przesta艅' si臋 boczy膰, Daisy, i przynajmniej raz... - Umilk艂, bo podesz艂a do nich smuk艂a kobieta w najmodniejszej kreacji i pantoflach na wysokich obcasach. Kr臋ci艂a m艂ynka wieczorow膮 torebk膮 ozdobion膮 cekinami, a bujne w艂osy, zgodnie z najnowszymi trendami, wygl膮da艂y jak uczesane wiatrem.

- Des, nareszcie ci臋 znalaz艂am! Czekamy! - oznajmi艂a niecierpliwie, spogl膮daj膮c na Daisy. Kiedy Desmond szybko dokona艂 prezentacji i wspomnia艂 o swojej propozycji, doda艂a z pob艂a偶liwym u艣miechem: - Dobra, mo偶e z nami jecha膰. Znajdzie si臋 miejsce w jednym z samochod贸w.

- Dzi臋ki za zaproszenie, ale musz臋 by膰 w domu przed p贸艂noc膮.

Dziewczyna otworzy艂a szeroko oczy i wybuchn臋艂a 艣miechem.

- Prosz臋, prosz臋! Mamy tu prawdziwego Kopciuszka! Okropnie wygl膮dasz w tej kiecce. Szara myszka powinna unika膰 czerwieni. - Dziewczyna zwr贸ci艂a si臋 do Desmonda. - Odwie藕 szybko to biedactwo. Poczekamy na ciebie. - Odwr贸ci艂a si臋 i ruszy艂a, stukaj膮c obcasami.

Daisy bez s艂owa czeka艂a, a偶 Desmond si臋 odezwie.

- We藕 sw贸j p艂aszcz, tylko si臋 pospiesz. B臋d臋 przy wyj艣ciu - burkn膮艂 ponuro. - Zepsu艂a艣 mi wiecz贸r.

- Ja tak偶e nie mog臋 powiedzie膰, 偶ebym si臋 dobrze bawi艂a - odpar艂a natychmiast, ale odszed艂 tak szybko, 偶e nie mia艂a pewno艣ci, czyj膮 us艂ysza艂.

Pobieg艂a do holu. Znajomy szatniarz pozwoli艂 jej wej艣膰 mi臋dzy wieszaki i zabra膰 p艂aszcz. Po drugiej stronic przepierzenia odgradzaj膮cego niewielkie pomieszczenie od hotelowego korytarza odezwa艂 si臋 jaki艣 m臋偶czyzna.

- Przepraszam, 偶e musia艂e艣 tak d艂ugo czeka膰, Jules. P贸jdziemy do baru. Mamy jeszcze do om贸wienia wiele spraw. Musz臋 przyzna膰, 偶e bardzo si臋 ciesz臋 z naszego spotkania. Tak dawno si臋 nie widzieli艣my. Szkoda tylko, 偶e mamy tu dzi艣 spore zamieszanie. Wiem, 偶e nie lubisz takich imprez, lecz mo偶e znalaz艂e艣 w艣r贸d go艣ci ciekawego rozm贸wc臋... lub rozm贸wczyni臋?

- Pozna艂em mil膮 dziewczyn臋, kt贸ra czu艂a si臋 chyba nieswojo w艣r贸d miejscowej socjety. - Daisy rozpozna艂a g艂os przystojnego blondyna, kt贸ry odezwa艂 si臋 do niej, gdy obserwowa艂a ta艅cz膮cych. - Taka szara myszka w niemodnej czerwonej sukience.

Nieznajomi odeszli, wi臋c pospieszy艂a do wyj艣cia, gdzie czeka艂 Desmond. Stara艂a si臋 zapomnie膰 o us艂yszanych przed chwil膮 s艂owach. W samochodzie oboje milczeli. Dopiero gdy wysiada艂a, Desmond raczy艂 si臋 wreszcie odezwa膰.

- G艂upio wygl膮dasz w tej kiecce - stwierdzi艂 z艂o艣liwie. To dziwne, ale ta uwaga mniej j膮 zabola艂a ni偶 krytyczna opinia nieznajomego.

Dom by艂 cichy i ciemny. Bezszelestnie zamkn臋艂a za sob膮 drzwi i posz艂a do swego pokoju na pi臋trze, urz膮dzonego antykami ze sklepu ojca. Starannie dobrane sprz臋ty z r贸偶nych epok i styl贸w mimo wszystko tworzy艂y harmonijn膮 ca艂o艣膰. Na pod艂odze le偶a艂 dywan o prostym wzorze i splocie, niewielkie okno zas艂ania艂a g臋sta bia艂a firanka, a ksi膮偶ki ledwie mie艣ci艂y si臋 na p贸艂ce.

Daisy szybko zdj臋艂a ubranie, obiecuj膮c sobie w duchu, 偶e nast臋pnego dnia odda czerwon膮 sukienk臋 do sklepu z u偶ywan膮 odzie偶膮, kt贸ry prowadzi艂y panie z parafialnego towarzystwa dobroczynno艣ci. Po艂o偶y艂a si臋 do 艂贸偶ka, gdy zegar na wie偶y ko艣cielnej wybi艂 pierwsz膮, i d艂ugo le偶a艂a bezsennie, analizuj膮c nieudany wiecz贸r. Mimo wszystko powtarza艂a sobie, 偶e kocha Desmonda. Kto si臋 lubi, ten si臋 czubi, jak m贸wi przys艂owie. K艂贸tnie zakochanych nie powinny nikogo dziwi膰. Podczas balu nie potrafi艂a stan膮膰 na wysoko艣ci zadania i rozczarowa艂a Desmonda, lecz w ko艅cu zda艂a sobie spraw臋, 偶e jej najdro偶szy nie jest bez wad. A jednak, cho膰 powiedzia艂 wiele przykrych s艂贸w, nie w膮tpi艂a, 偶e oka偶e skruch臋.

W innych sprawach przejawia艂a sporo zdrowego rozs膮dku, ale gdy chodzi艂o o Desmonda, nadal by艂a za艣lepiona i nieustannie pr贸bowa艂a go usprawiedliwia膰. Dopiero teraz zda艂a sobie z tego spraw臋. Zamkn臋艂a oczy i stara艂a si臋 zasn膮膰, przekonana, 偶e rano spojrzy na wszystko inaczej.

Niestety, zawiod艂a si臋 w swoich rachubach. Zreszt膮 czego w艂a艣ciwie oczekiwa艂a? Czy偶by 艂udzi艂a si臋, 偶e Desmond rano zadzwoni albo wpadnie na chwil臋? Nie znalaz艂 na to czasu, cho膰 w gruncie rzeczy wcale nie by艂 taki zapracowany.

Przez kilka dni nie da艂 znaku 偶ycia, a gdy dostrzeg艂a go przypadkiem po drugiej stronie ulicy, uda艂, 偶e jej nie zauwa偶y艂, chocia偶 musia艂 j膮 widzie膰. By艂o zupe艂nie pusto, a mimo to przeszed艂 bez s艂owa, jakby sienie znali. Wr贸ci艂a do domu i zaj臋艂a si臋 pakowaniem zabytkowej porcelany kupionej niedawno przez bogatego klienta. Wieczorem zamkn臋艂a wieko ostatniej skrzyni i przysi臋g艂a sobie w duchu, 偶e nigdy wi臋cej nie spojrzy na Desmonda. Mia艂a do艣膰 romantycznych poryw贸w serca. Kto raz si臋 sparzy艂...

Nast臋pny tydzie艅 by艂 dla niej trudn膮 pr贸b膮 charakteru. Przywyk艂a do cz臋stych spotka艅 z Desmondem i lubi艂a jego towarzystwo, a teraz musia艂a czym艣 wype艂ni膰 nud臋 i pustk臋 samotnych wieczor贸w oraz wolnych dni. Chodzi艂a do kina i umawia艂a si臋 w kawiarni z przyjaci贸艂kami, co nie by艂o wcale takie 艂atwe, poniewa偶 wi臋kszo艣膰 z nich mia艂a sympatie lub narzeczonych. Robi艂o jej si臋 przykro na my艣l, 偶e jest sama i nikt jej nie chce. Ze zmartwienia schud艂a i poblad艂a. Coraz wi臋cej czasu sp臋dza艂a w sklepie, cho膰 o tej porze roku nie mia艂a tam wiele do zrobienia. Matka stale j膮 zach臋ca艂a, 偶eby cz臋艣ciej wychodzi艂a z domu.

- Po po艂udniu musisz i艣膰 na spacer, kochanie. Wkr贸tce b臋dzie za zimno, a poza tym coraz wcze艣niej robi si臋 ciemno. Nie zapominaj, 偶e przed gwiazdk膮 przyb臋dzie klient贸w, wi臋c nie znajdziesz czasu na spacery, dlatego p贸ki mo偶esz, oddychaj 艣wie偶ym powietrzem.

Dla 艣wi臋tego spokoju Daisy ubiera艂a si臋 ciep艂o, 偶eby nie przemarzn膮膰 na listopadowym ch艂odzie, pos艂usznie wychodzi艂a z domu i maszerowa艂a po opustosza艂ej pla偶y, gdzie niekiedy widywa艂a znajomych z miasteczka wychodz膮cych z psami. K艂aniali si臋 z daleka i szli dalej. Listopad dobiega艂 ko艅ca, gdy po raz drugi spotka艂a m臋偶czyzn臋, kt贸ry podczas balu twierdzi艂, jakoby nie pasowa艂a do otoczenia.

Jules der Huizma po raz kolejny przyjecha艂 na kilka dni do swoich znajomych, kt贸rzy mieszkali w domu stoj膮cym par臋 kilometr贸w za miastem. Odpoczywa艂 u nich od londy艅skiego zgie艂ku i zam臋tu. Lubi艂 d艂ugie spacery nad morzem, kt贸re przypomina艂o mu holenderskie krajobrazy.

Zobaczy艂 Daisy z daleka i od razu j膮 pozna艂. Dzieli艂o ich kilkadziesi膮t krok贸w. Maszerowa艂a szybko, nie zwracaj膮c uwagi na ostry wiatr, przenikliwy ch艂贸d i m偶awk臋. Przyspieszy艂 i gwizdn膮艂 na psa znajomych, kt贸ry dokazywa艂 na pla偶y. Nie chcia艂 zaskoczy膰 ani przestraszy膰 tej mi艂ej dziewczyny. Mia艂 nadziej臋, 偶e s艂ysz膮c radosne szczekanie, zwolni i odwr贸ci si臋 w ich stron臋. Gdy Cyngiel podbieg艂 do niej, przystan臋艂a, 偶eby pog艂aska膰 siwiej膮cy 艂ebek i obejrza艂a si臋 odruchowo. Pozna艂a m臋偶czyzn臋 i przywita艂a si臋 ch艂odno. Doskonale pami臋ta艂a, co m贸wi艂 o niej podczas balu, ale szybko zapomnia艂a o urazie, gdy powiedzia艂 z u艣miechem:

- Jakie mile spotkanie! Nie s膮dzi艂em, 偶e kto艣 opr贸cz mnie odwa偶y si臋 spacerowa膰 w tak膮 pogod臋.

Dalej poszli razem. Rzadko si臋 odzywali, bo przeciwny wiatr utrudnia艂 rozmow臋. W ko艅cu zgodnie skr臋cili w stron臋 nadmorskiej promenady. Wkr贸tce dotarli do przecznicy, przy kt贸rej sta艂 dom Daisy.

- Mieszkam niedaleko, z rodzicami - powiedzia艂a. - Ojciec prowadzi sklep z antykami, a ja u niego pracuj臋.

- Mam nadziej臋, 偶e b臋d臋 mia艂 kiedy艣 sposobno艣膰, 偶eby pobuszowa膰 troch臋 w jego antykwariacie. - Jules od razu wiedzia艂, 偶e jej s艂owa to znak, 偶eby si臋 po偶egna膰. - Zbieram stare srebra...

- Tata r贸wnie偶 si臋 nimi interesuje i uchodzi za eksperta. Dzi臋ki za miry spacer - doda艂a, podaj膮c mu d艂o艅 w mokrej r臋kawiczce. Przez chwil臋 uwa偶nie przygl膮da艂a si臋 jego pogodnej twarzy. - Nie dos艂ysza艂am pa艅skiego nazwiska...

- Jules der Huizma.

- Cudzoziemiec? Jestem Daisy Gillard.

- Dla mnie r贸wnie偶 to by艂 uroczy spacer. Mam nadziej臋, 偶e kiedy艣 znowu si臋 spotkamy - powiedzia艂 cicho, 艣ciskaj膮c jej r臋k臋.

- Zapewne. Do zobaczenia. - Odesz艂a, nie ogl膮daj膮c si臋, z艂a na siebie, 偶e na po偶egnanie nie zdo艂a艂a wymy艣li膰 偶adnej b艂yskotliwej uwagi. Gdyby powiedzia艂a co艣 oryginalnego, mo偶e nabra艂by ochoty na kolejne spotkanie? Nagle przypomnia艂a sobie o Desmondzie i skarci艂a si臋 surowo za g艂upie my艣li. Jules der Huizma zachowywa艂 si臋, jak nale偶y, ale wiadomo, 偶e ka偶dy m臋偶czyzna to oszust i kr臋tacz.

Przez kilka nast臋pnych dni umy艣lnie chodzi艂a na spacery w przeciwnym kierunku, 偶eby go nie spotka膰, lecz niepotrzebnie zadawa艂a sobie tyle trudu, bo doktor Huizma pojecha艂 do Londynu. Kilka dni p贸藕nej zn贸w odwiedzi艂 znajomych i przy okazji wst膮pi艂 do antykwariatu Gillard贸w, 偶eby kupi膰 prezent dla pi臋tnastoletniej c贸rki chrzestnej. Wybra艂 dziewi臋tnastowieczn膮 bransoletk臋 ze srebra i d艂ugo rozmawia艂 z ojcem Daisy o zabytkowych przedmiotach.

Pod koniec tygodnia do sklepu przyszed艂 Desmond w towarzystwie urodziwej i modnie ubranej pannicy, kt贸ra w czasie balu namawia艂a go, 偶eby wraz z ca艂膮 paczk膮 pojecha艂 do nocnego klubu. Daisy najch臋tniej uciek艂aby na zaplecze, ale szybko wzi臋艂a si臋 w gar艣膰 i uprzejmie odpowiedzia艂a na jego lekcewa偶膮ce powitanie.

- Szukam 艂adnego prezentu na gwiazdk臋. Znajdziesz co艣? - spyta艂.

- Co艣 ze srebra? Mo偶e z艂oto? Je偶eli musisz oszcz臋dza膰, proponuj臋 ma艂e porcelanowe figurki. - Pozwoli艂a sobie na kpi膮c膮 uwag臋, a Desmond od razu spochmurnia艂. Z艂apa艂a si臋 na tym, 偶e pod艣wiadomie marzy, aby popatrzy艂 na ni膮 z uwag膮 i u艣wiadomi艂 sobie, na kim mu naprawd臋 zale偶y. Oczywi艣cie wybra艂by j膮, a nie t臋 wystrojon膮 j臋dz臋. Chocia偶 przesta艂 j膮 interesowa膰, zraniona duma wci膮偶 dawa艂a o sobie zna膰.

Desmond i jego nowa dziewczyna pokr臋cili si臋 jeszcze po sklepie, ale niczego nie kupili. Gdy na odchodnym Desmond powiedzia艂 troch臋 za g艂o艣no, 偶e trzeba jecha膰 do Plymouth, bo tam jest wi臋kszy wyb贸r ni偶 w tej prowincjonalnej dziurze, Daisy ca艂kiem si臋 do niego zrazi艂a. Jak mog艂a sobie wmawia膰, 偶e kocha tego aroganta? By艂a ca艂kiem za艣lepiona!

Rzuci艂a si臋 w wir pracy i ka偶d膮 woln膮 chwil臋 sp臋dza艂a w sklepie. Ojciec dawno (emu zarazi艂 j膮 swoj膮 pasj膮. By艂a zdolna, szybko si臋 uczy艂a, a w szkole mia艂a zawsze same pi膮tki. Z rado艣ci膮 ch艂on臋艂a wiedz臋 o zabytkowych przedmiotach, ch臋tnie przekazywan膮 przez ojca. Rodzice zastanawiali si臋, czy nie pos艂a膰 jej na studia, ale po namy艣le wszyscy troje doszli do wniosku, 偶e przysz艂ej w艂a艣cicielce antykwariatu bardziej ni偶 dyplom uniwersytecki przyda si臋 praktyka, a poza tym gdyby wyjecha艂a na uczelni臋, ojciec musia艂by przyj膮膰 kogo艣 do pomocy. Dochody ze sprzeda偶y cennych przedmiot贸w by艂y do艣膰 wysokie, lecz sp艂ywa艂y nieregularnie, wi臋c uznali, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li Daisy zostanie i b臋dzie si臋 uczy膰 zawodu, pracuj膮c z ojcem i czytaj膮c fachow膮 literatur臋.

Zbli偶a艂o si臋 Bo偶e Narodzenie. Daisy przesta艂a t臋skni膰 za Desmondem, za to coraz cz臋艣ciej w jej dziewcz臋cych marzeniach pojawia艂 si臋 jasnow艂osy Jules der Huizma, ale te mi艂e rojenia nie przeszkadza艂y jej w pracy. Pewnego grudniowego poranka z dum膮 ustawia艂a na wystawie staromodne zabawki. Ch臋tnie przenios艂aby si臋 w czasie, 偶eby jako panienka z dobrego domu bawi膰 si臋 do woli wiktoria艅skimi cude艅kami. Na honorowym miejscu postawi艂a 艣liczny domek dla lalek, kt贸remu sama przywr贸ci艂a dawny blask. Gdy wypatrzy艂a go w sklepie ze starzyzn膮 w Plymouth, by艂 odrapany i brudny, a sprz臋ty i figurki wymaga艂y starannej renowacji. Efekty przesz艂y naj艣mielsze oczekiwania. R贸wnie okazale prezentowa艂 si臋 miniaturowy sklep spo偶ywczy i mydlarnia, umieszczone po obu stronach domku dla lalek. Te zabawki sprowadzone z Niemiec ponad sto lat temu warte by艂y dzi艣* fortun臋. Daisy ch臋tnie kupi艂aby uroczy dom dla lalek, wi臋c z ci臋偶kim sercem wystawi艂a go na sprzeda偶. Amator tego unikatu b臋dzie musia艂 wy艂o偶y膰 spor膮 sum臋.

Jules der Huizma najwyra藕niej mia艂 do艣膰 pieni臋dzy, 偶eby sobie pozwoli膰 na taki wydatek, bo gdy po raz kolejny zaszed艂 do antykwariatu Gillard贸w, najpierw porozmawia艂 chwil臋 z w艂a艣cicielem o unikalnych sztu膰cach ze srebra, a potem stan膮艂 obok Daisy, w milczeniu podziwiaj膮c domek dla lalek.

- 艢liczny, prawda? - odezwa艂a si臋 przyciszonym g艂osem. - Ka偶da dziewczynka marzy o takim prezencie.

- Naprawd臋 tak pani uwa偶a?

- Naturalnie! M膮dre dziecko doceni wyj膮tkowy upominek.

- W takim razie bior臋 ten domek, bo znam dziewczynk臋, kt贸ra powinna go mie膰.

- Naprawd臋? Cena jest wysoka, ale...

- To kochane dziecko i zas艂uguje na wspania艂y prezent.

Daisy ch臋tnie dowiedzia艂aby si臋 czego艣 wi臋cej, lecz zniech臋ci艂 j膮 do tego szczeg贸lny ton jego g艂osu.

- Czy mam zapakowa膰 pa艅ski nabytek? - spyta艂a rzeczowo. - Musz臋 to zrobi膰 wyj膮tkowo starannie, wi臋c obawiam si臋, 偶e trzeba b臋dzie poczeka膰, ale nie ma innego wyj艣cia, skoro ma zosta膰 wys艂any do tej dziewczynki. Trzeba zabezpieczy膰 ka偶dy element.

- Prosz臋 wszystko przygotowa膰 do transportu i wstrzyma膰 si臋 z wysy艂k膮. Przewioz臋 to cudo swoim samochodem. Wr贸c臋 za par臋 dni. Zd膮偶y pani?

- Owszem.

- Zamierzam wywie藕膰* z Anglii ten prezent.

- W takim razie przygotuj臋 r贸wnie偶 dokumenty do odprawy celnej.

- Od razu wida膰, 偶e si臋 pani na tym zna. Ciesz臋 si臋, 偶e kupi艂em ten domek. Trudno jest znale藕膰* odpowiednie prezenty dla ma艂ych dzieci.

- Jest ich kilkoro?

- Mam liczn膮 rodzin臋 - odpar艂 wymijaj膮co i umilk艂, wi臋c musia艂a si臋 zadowoli膰 tym zagadkowym wyja艣nieniem.

Rozdzia艂 2

Pakowanie domku dla lalek zaj臋to Daisy ca艂y dzie艅. Mia艂a sporo czasu, by si臋 zastanawia膰, kim w艂a艣ciwie jest Jules der Huizma. Z pewno艣ci膮 nie brak mu pieni臋dzy, skoro mo偶e sobie pozwoli膰 na tak kosztowny prezent dla ma艂ej dziewczynki. Pewnie nie musi pracowa膰, bo ani razu nie wspomnia艂 o posadzie. Ciekawe, czy mieszka w Anglii, czy tylko przyje偶d偶a tutaj od czasu do czasu. Gdzie ma sw贸j dom?

Doktor Jules der Huizma, nie艣wiadomy, 偶e w ma艂ym miasteczku kto艣 wspomina go z ogromnym zainteresowaniem, szed艂 korytarzem oddzia艂u pediatrycznego londy艅skiej kliniki, nios膮c zap艂akanego ch艂opca szlochaj膮cego tak 偶a艂o艣nie, 偶e serce si臋 kraja艂o. Wiadomo, 偶e jedyny i najlepszy spos贸b, by pocieszy膰 zap艂akanego brzd膮ca, to wzi膮膰 go na r臋ce i przytuli膰, wi臋c doktor der Huizma ruszy艂 na obch贸d z tym s艂odkim ci臋偶arem. Za nim drepta艂a piel臋gniarka w 艣rednim wieku, przedwcze艣nie posiwia艂a i chuda jak tyczka, na co zreszt膮 nie zwraca艂 uwagi, poniewa偶 by艂a 艂agodna i dobra jak anio艂. Mia艂a r贸wnie偶 艣liczne szafirowe oczy.

- Panie doktorze, ten dzieciak pobrudzi panu garnitur - ostrzega艂a zatroskana. - Co teraz pan zaleci? W og贸le nie wida膰 poprawy.

- W takim razie nie mamy innego wyj艣cia: trzeba operowa膰. - Przytuli艂 ch艂opca, a potem zerkn膮艂 do notatek piel臋gniarki. - Jutro rano? Prosz臋 uprzedzi膰 siostr臋 instrumentariuszk臋, ze zaczniemy wcze艣niej ni偶 zwykle. Zawiadomi pani rodzic贸w? Je艣li chc膮, mog臋 si臋 z nimi spotka膰 dzi艣 po po艂udniu.

Bez po艣piechu kontynuowa艂 obch贸d, starannie badaj膮c ma艂ych pacjent贸w i zagaduj膮c do nich przyja藕nie. Cichym, spokojnym g艂osem dawa艂 zalecenia. Po obchodzie wst膮pi艂 do pokoju piel臋gniarek, 偶eby wypi膰 z nimi kaw臋 i zaplanowa膰 atrakcje, kt贸re mia艂y uprzyjemni膰 chorym dzieciom nadchodz膮c膮 gwiazdk臋. Ustalili, 偶e w salach b臋d膮 choinki, a pod nimi drobne prezenty. Postanowili tak偶e zaprosi膰 rodzic贸w na podwieczorek.

Doktor der Huizma przys艂uchiwa艂 si臋 z uwag膮 rzeczowej rozmowie i uk艂ada艂 w艂asny plan. W pierwszy dzie艅 艣wi膮t zamierza艂 przylecie膰 rano do Londynu, a po po艂udniu wr贸ci膰 do Holandii. Zawsze tak robi艂, odk膮d zosta艂 ordynatorem oddzia艂u dzieci臋cego tej kliniki, i nie uwa偶a艂 tych odwiedzin za szczeg贸lne po艣wi臋cenie. W 艣wi臋ta zagl膮da艂 r贸wnie偶 do swoich ma艂ych pacjent贸w ze szpitala w Amsterdamie, lecz mimo wielu obowi膮zk贸w znajdowa艂 te偶 czas dla rodziny.

Kilka dni przed gwiazdk膮 odebra艂 z antykwariatu starannie zapakowany domek dla lalek. Z pomoc膮 pana Gillarda zani贸s艂 paczk臋 do samochodu i wr贸ci艂 jeszcze na chwil臋, aby z艂o偶y膰 Daisy 偶yczenia i po偶egna膰 si臋 z ni膮. Jego s艂owa zabrzmia艂y tak, jakby to by艂o ich ostatnie spotkanie.

Przez kilka dni poprzedzaj膮cych 艣wi臋ta cz臋sto o nim my艣la艂a. W Wigili臋 do wieczora w sklepie by艂 spory ruch. Bo偶e Narodzenie sp臋dzi艂a z rodzicami. Najpierw tradycyjnie ogl膮dali prezenty, nast臋pnie poszli do ko艣cio艂a, a po po艂udniu zasiedli do obiadu. W drugi dzie艅 艣wi膮t odwiedzi艂a kilkoro przyjaci贸艂, a wieczorem spotka艂a si臋 z nimi w ulubionym pubie. Mimo tylu przyjemno艣ci i atrakcji Jules der Huizma raz po raz stawa艂 jej przed oczyma.

Po 艣wi臋tach klient贸w zdecydowanie uby艂o. Daisy pilnowa艂a interesu, a pan Gillard je藕dzi艂 na aukcje staroci w poszukiwaniu ciekawych przedmiot贸w. Najcenniejsz膮 zdobycz膮 by艂 znaleziony na strychu w艣r贸d zapomnianych rupieci osiemnastowieczny holenderski ekran przed kominek z poz艂acanej i malowanej sk贸ry, pokryty grub膮 warstw膮 brudu i kurzu. Daisy przez wiele dni pracowa艂a w skupieniu, 偶eby oczy艣ci膰 cenny zabytek. Ilekro膰 my艣la艂a, gdzie zosta艂 wykonany, mimo woli wspomina艂a pana der Huizm臋.

Pod koniec stycznia ekran by艂 jak nowy, a w antykwariacie pojawia艂o si臋 wi臋cej klient贸w. Pewnego dnia zjawili si臋 dwaj dystyngowani starsi panowie, bardzo do siebie podobni. Zapytali uprzejmie, czy mog膮 si臋 troch臋 rozejrze膰, a potem d艂ugo chodzili bez celu w艣r贸d wiekowych sprz臋t贸w, p贸艂g艂osem wymieniaj膮c uwagi. Od czasu do czasu przystawali, aby dok艂adniej obejrze膰 jaki艣 przedmiot. Daisy od razu si臋 zorientowa艂a, 偶e mi臋dzy sob膮 rozmawiaj膮 w obcym j臋zyku, a do niej zwracaj膮 si臋 w nienagannej angielszczy藕nie.

Na widok holenderskiego ekranu przed kominek obaj jakby os艂upieli, a potem zacz臋li papla膰 z o偶ywieniem, kt贸re nie pasowa艂o do leciwych, spokojnych d偶entelmen贸w. Okaza艂o si臋, 偶e lepiej od pana Gillarda znaj膮 histori臋 zabytku. Ogl膮dali go centymetr po centymetrze, a potem jeden z nich spyta艂 o cen臋 i bez dyskusji wyci膮gn膮艂 kart臋 kredytow膮.

- Musz臋 wyja艣ni膰, czemu jeste艣my tacy podekscytowani - zwr贸ci艂 si臋 do pana Gillarda. Daisy podesz艂a bli偶ej, 偶eby nie uroni膰 ani s艂owa z jego opowie艣ci. - Kupi艂 pan ten ekran na aukcji w posiad艂o艣ci Kings Poulton, prawda? W osiemnastym wieku jedna z naszych antenatek wysz艂a za 贸wczesnego w艂a艣ciciela maj膮tku. Ten uroczy przedmiot nale偶a艂 do 艣lubnej wyprawy i zosta艂 wykonany specjalnie dla naszej kuzynki. W rogu s膮 nawet jej inicja艂y. Podczas niedawnego pobytu w Anglii szukali艣my go, ale powiedziano nam, 偶e sp艂on膮艂 przed kilku laty. Mo偶e pan sobie wyobrazi膰, jak si臋 ucieszyli艣my, widz膮c, 偶e ocala艂 i jest w doskona艂ym stanie.

- To zas艂uga mojej c贸rki - wyja艣ni艂 pan Gillard. - Kiedy go kupi艂em, spod warstwy kurzu i brudu ledwie by艂o wida膰 malowid艂o.

Pan Gillard i jego klienci spojrzeli na Daisy, kt贸ra u艣miechn臋艂a si臋, zaciekawiona histori膮 pi臋knego zabytku. Chcia艂a, 偶eby trafi艂 w dobre r臋ce.

- To prawdziwe arcydzie艂o - powiedzia艂a. - Zastanawiam si臋, gdzie panowie mieszkaj膮. Chodzi o transport. Trzeba zachowa膰 ostro偶no艣膰, poniewa偶 艂atwo uszkodzi膰...

- Ekran wr贸ci do Holandii, do naszej rodowej siedziby pod Amsterdamem. Zapewniam, m艂oda damo, 偶e zostanie odpowiednio zabezpieczony, nim zdecydujemy si臋 go przewie藕膰...

- Rzecz jasna, furgonetk膮, zapakowany do solidnej, drewnianej skrzyni - wpad艂a mu w s艂owo Daisy.

- Oczywi艣cie - zapewni艂 starszy z m臋偶czyzn - pod opiek膮 kuriera. - Zamilk艂 na chwil臋 i spojrza艂 pytaj膮co na swego towarzysza. - Mo偶e pani zechcia艂aby si臋 zaopiekowa膰 naszym nabytkiem w drodze do Holandii? Kt贸偶 lepiej poradzi sobie z tym zadaniem jak nie urocza konserwatorka, kt贸ra sama go odnowi艂a i zna wszystkie jego tajemnice. Mam nadziej臋, 偶e potem sp臋dzi pani u nas troch臋 czasu, 偶eby si臋 upewni膰, czy w czasie podr贸偶y nie zosta艂 uszkodzony.

- Ch臋tnie bym si臋 tego podj臋艂a - odpar艂a niepewnie Daisy - ale nie jestem ekspertem. Brak mi kwalifikacji...

- Nalegam!

Daisy zerkn臋艂a pytaj膮co na ojca.

- Moim zdaniem, to doskona艂y pomys艂, a ty na pewno sobie poradzisz. Przecie偶 znasz si臋 na rzeczy. Podr贸偶 w t臋 i z powrotem zajmie dwa dni, pobyt w Holandii zapewne tyle samo. Musisz mie膰 czas na sprawdzenie, czy wszystko jest, jak nale偶y.

- W takim razie zgoda. Potrzebuj臋 dw贸ch dni, 偶eby w艂a艣ciwie zapakowa膰 ekran.

Starszy pan wyci膮gn膮艂 do niej r臋k臋.

- Dzi臋kuj臋 bardzo. Czy mo偶emy przyj艣膰 jutro rano, 偶eby om贸wi膰 szczeg贸艂y? Pani pozwoli, 偶e si臋 przedstawi臋. Moje nazwisko der Breek.

- Daisy Gillard. - U艣cisn臋艂a jego d艂o艅. - Ciesz臋 si臋, 偶e znalaz艂 pan u nas rodzinn膮 pami膮tk臋.

Drugi z d偶entelmen贸w tak偶e uj膮艂 jej r臋k臋 i po偶egna艂 si臋 z panem Gillardem. Gdy wyszli, zaniepokojona Daisy zwr贸ci艂a si臋 do niego:

- Tato, jeste艣 pewny, 偶e dam sobie rade? Nic znam niderlandzkiego.

- To proste zlecenie, moja droga. Jeste艣 rozs膮dn膮 dziewczyn膮 i na pewno zrobisz wszystko, jak nale偶y. Skoro b臋dziesz w Amsterdamie, mog艂aby艣 zajrze膰 do sklepu pana Friske. Pami臋tasz? Niedawno dosta艂em od niego list. Wspomnia艂, 偶e ma siedemnastowieczn膮 karafk臋 na wino, kt贸ra mog艂aby nas zainteresowa膰. Pu艂kownik Gibbs poszukuje takiej do kolekcji. Je艣li tamta jest oryginalna i w dobrym stanie, chcia艂bym, 偶eby艣 j膮 kupi艂a i przywioz艂a ze sob膮.

- Gdzie mam si臋 zatrzyma膰? - spyta艂a rzeczowo Daisy.

- W Amsterdamie jest mn贸stwo pensjonat贸w. Z pewno艣ci膮 pan Friske pomo偶e ci znale藕膰 niedrogi pok贸j.

Daisy by艂a zdziwiona, 偶e przygotowania do podr贸偶y przebieg艂y tak szybko. Niespe艂na tydzie艅 p贸藕niej siedzia艂a obok kierowcy w malej furgonetce przewo偶膮cej drewnian膮 skrzyni臋 z zabytkowym ekranem przed kominek. Na tylnym siedzeniu le偶a艂a jej torba podr贸偶na z rzeczami niezb臋dnymi podczas kilkudniowej podr贸偶y za granic臋 oraz teczka z dokumentami koniecznymi do wywiezienia z Anglii zabytkowego przedmiotu. Daisy mia艂a przy sobie pieni膮dze, paszport, map臋 z wyrysowan膮 tras膮, spisane na kartce wskaz贸wki pana van der Breeka oraz jego list. Ustalili, 偶e Daisy przenocuje w rezydencji, a nast臋pnego dnia b臋dzie nadzorowa膰 rozpakowanie ekranu i dopilnuje, 偶eby zosta艂 w艂a艣ciwie ustawiony. Potem czeka艂 j膮 wyjazd do Amsterdamu i wizyta u pana Friske, kt贸ry zarezerwowa艂 ju偶 pok贸j w hoteliku stoj膮cym niedaleko jego sklepu. Trzy dni powinny wystarczy膰' na za艂atwienie wszystkich spraw.

Daisy jak zwykle wydawa艂a si臋 opanowana i spokojna, ale w g艂臋bi ducha bardzo si臋 cieszy艂a na t臋 podr贸偶. Kierowca by艂 sympatyczny i szczerze uradowany, 偶e b臋dzie mia艂 podczas jazdy mi艂e towarzystwo. Ze wsp贸艂czuciem s艂ucha艂a jego zwierze艅, gdy 偶ali艂 si臋, 偶e nie b臋dzie na urodzinach starszej c贸rki, bo musi pracowa膰.

- Kupi臋 jej w Amsterdamie fajny prezent - oznajmi艂. - To dobry kurs, wi臋c nie mog艂em przepu艣ci膰 okazji.

Do Holandii dop艂yn臋li komfortowym promem. W porcie wypili kaw臋 i ruszyli dalej.

- Jedziemy teraz do Loenen aan de Vecht - wyja艣ni艂 kierowca. - Trzeba omin膮膰 Amsterdam i kierowa膰 si臋 w stron臋 Utrechtu. Ju偶 niedaleko, wkr贸tce zjedziemy z autostrady.

Ruszyli dalej boczn膮 drog膮, podziwiaj膮c widoczne w oddali rezydencje otoczone zielonymi trawnikami, cz臋艣ciowo ukryte w艣r贸d ozdobnych krzew贸w i drzew. Min臋li kut膮 w 偶elazie bram臋 jednej z ich i zatrzymali si臋 przed budynkiem o wielkich drzwiach wej艣ciowych, do kt贸rych prowadzi艂o kilka kamiennych stopni. Daisy popatrzy艂a na fasad臋 i szybko oceni艂a wiek budynku. Przebudowano go w siedemnastym wieku, ale z pewno艣ci膮 mury by艂y znacznie starsze.

Otworzy艂 im kamerdyner, kt贸remu Daisy wr臋czy艂a otrzymany w Anglii list pana van der Breeka. Poprosi艂a kierowc臋, 偶eby zosta艂 w samochodzie i pilnowa艂 cennej przesy艂ki, a sama posz艂a za s艂u偶膮cym do gabinetu pana domu. Wkr贸tce rozmawia艂a z nim, siedz膮c wygodnie w sk贸rzanym fotelu.

- Przywioz艂a pani nasz pi臋kny ekran? Znakomicie! Tak si臋 fatalnie z艂o偶y艂o, 偶e m贸j brat troch臋 dzi艣 niedomaga, w przeciwnym razie zjawi艂by si臋 tutaj, 偶eby powita膰 mi艂ego go艣cia.

- Ekran jest w samochodzie - t艂umaczy艂a Daisy. - Je艣li pan sobie 偶yczy, kierowca i ja sami przyniesiemy go. gdzie trzeba.

- Wykluczone, m艂oda damo! M贸j kamerdyner pomo偶e szoferowi, ale b臋d臋 wdzi臋czny, je艣li zechce pani nadzorowa膰 rozpakowywanie. Postanowili艣my z bratem umie艣ci膰 nabytek w salonie. Zaraz tam przyjd臋, 偶eby obejrze膰 to cudo.

Daisy ch臋tnie odpocz臋艂aby troch臋 po podr贸偶y i napi艂a si臋 gor膮cej herbaty, ale musia艂a zebra膰 si艂y i wzi膮膰 si臋 do pracy. Wraz ze s艂u偶膮cym pana van der Breeka wr贸ci艂a do samochodu, a potem uwa偶nie obserwowa艂a m臋偶czyzn nios膮cych drewnian膮 skrzyni臋. Otworzy艂y si臋 przed nimi kolejne masywne drzwi wiod膮ce do ogromnego salonu z w膮skimi, pod艂u偶nymi oknami, kt贸rych ozdob臋 stanowi艂y ci臋偶kie zas艂ony z purpurowego aksamitu. Meble pochodzi艂y z epoki niezbyt lubianej przez Daisy. By艂y ogromne i bardzo ciemne, ale stanowi艂y znakomite t艂o dla zabytkowego ekranu, kt贸ry mia艂 stan膮膰 przed kominkiem.

Sporo czasu min臋艂o, nim zosta艂 wydobyty z drewnianej skrzyni, ale Daisy pomy艣la艂a, 偶e warto by艂o zada膰 sobie tyle trudu, 偶eby us艂ysze膰 entuzjastyczne okrzyki zachwytu z ust pana van der Breeka. Gdy nieco och艂on膮艂 i wr贸ci艂 do rzeczywisto艣ci, zaproponowa艂, 偶eby od艂o偶y膰 na p贸藕niej staranne ogl臋dziny i zasi膮艣膰 do obiadu. Natychmiast wezwa艂 ochmistrzyni臋 i poprosi艂, 偶eby wskaza艂a Daisy pok贸j. Kierowca postanowi艂 zadowoli膰 si臋 ma艂膮 przek膮sk膮 i kaw膮, poniewa偶 chcia艂 jak najszybciej wr贸ci膰 do domu. Daisy po偶egna艂a si臋 z nim, przypomnia艂a, 偶eby jecha艂 ostro偶nie, i ruszy艂a za korpulentn膮 Holenderk膮 w g艂膮b rezydencji.

Po lekkim obiedzie starannie oczy艣ci艂a malowany ekran i sprawdzi艂a, czy stoi dostatecznie daleko od kominka. Zaabsorbowana prac膮 zapomnia艂a o ca艂ym 艣wiecie, wiec by艂a wdzi臋czna ochmistrzyni, kt贸ra przynios艂a jej popo艂udniow膮 herbat臋. Po skromnym podwieczorku Daisy wr贸ci艂a do swego zaj臋cia. Przed si贸dm膮 ochmistrzyni przysz艂a j膮 uprzedzi膰, 偶e o si贸dmej b臋dzie kolacja. Daisy pobieg艂a do swego pokoju i w艂o偶y艂a prost膮 br膮zow膮 sukienk臋, kt贸ra by艂a niezbyt twarzowa, ale mia艂a t臋 zalet臋, 偶e w og贸le si臋 nie gniot艂a.

Tym razem obaj panowie van der Breek usiedli do sto艂u. W czasie posi艂ku zasypywali j膮 pytaniami.

- Mam nadziej臋, 偶e nie b臋dzie si臋 pani spieszy膰 z wyjazdem - powiedzia艂 starszy z nich i zerkn膮艂 na brata, kt贸ry pokiwa艂 g艂ow膮. - Nasz kierowca odwiezie pani膮 do Amsterdamu. Pami臋tam, 偶e ma tam pani za艂atwi膰 kilka spraw dla swego ojca. Domy艣lam si臋, 偶e chcia艂aby pani jak najszybciej si臋 z tym upora膰.

Daisy u艣miechn臋艂a si臋 uprzejmie. Wprawdzie zale偶a艂o jej na szybkim powrocie do domu, ale mia艂a te偶 ochot臋 pozna膰 Holandi臋, skoro ju偶 tu dotar艂a. Postanowi艂a, 偶e zadzwoni do ojca, aby mu powiedzie膰, 偶e przed艂u偶y sw贸j poby艂 o dzie艅 lub dwa. bo chce odwiedzie* najs艂ynniejsze muzea.

Zapada艂 zmierzch, gdy dotar艂a do Amsterdamu. By艂o ju偶 za p贸藕no na odwiedziny w sklepie pana Friske, wiec sp臋dzi艂a wiecz贸r w hotelu. Rozpakowa艂a si臋, a potem z planem miasta i przewodnikiem usiad艂a w fotelu stoj膮cym przy oknie.

Rano wyspana i wypocz臋ta zesz艂a na 艣niadanie, a potem zag艂臋bi艂a si臋 w labirynt amsterdamskich uliczek, szukaj膮c antykwariatu pana Friske. Dwukrotnie zab艂膮dzi艂a, ale wrodzony zdrowy rozs膮dek sprawi艂, 偶e w og贸le si臋 tym nie przej臋艂a i w korku trafi艂a do sklepu, kt贸ry by艂 zagracony, ciasny i zapewne bardzo stary. W oknie wystawowym pi臋trzy艂y si臋 艣liczne drobiazgi. Wn臋trze s艂abo o艣wietla艂y kinkiety, a w g艂臋bi pomieszczenia panowa艂 p贸艂mrok. Wsz臋dzie a偶 roi艂o si臋 od cennych przedmiot贸w. Daisy ostro偶nie sz艂a w stron臋 podstarza艂ego m臋偶czyzny siedz膮cego przy biurku w otoczeniu staroci.

- Dzie艅 dobry - zacz臋艂a, wyci膮gaj膮c r臋k臋. Od razu si臋 domy艣li艂a si臋, 偶e jej rozm贸wca nie nale偶y do 艂udzi trac膮cych czas na pr贸偶n膮 gadanin臋, bo w milczeniu zerkn膮! na ni膮 i ponownie wzi膮艂 si臋 do polerowania cennego dzbanka do kawy wykonanego ?e srebra. U艣miechn臋艂a si臋 i doda艂a: - Jestem Daisy Gillard. Napisa艂 pan do ojca, 偶e jest tu siedemnastowieczna karafka do wina. Czy mog艂abym j膮 obejrze膰?

- My艣li pani o kupnie? Zna si臋 pani na tym? - spyta艂 pan Friske, odzyskuj膮c g艂os.

- Tak uwa偶a m贸j ojciec.

Wsta艂 i ruszy艂 w g艂膮b sklepu, wi臋c posz艂a za nim. Karafka sta艂a na du偶ym stole. Antykwariusz odsun膮艂 si臋 bez s艂owa, 偶eby mog艂a j膮 obejrze膰. By艂a oryginalna i w dobrym stanie.

- Ile? - spyta艂a kr贸tko Daisy.

Cena okaza艂a si臋 wysoka, ale to by艂o do przewidzenia. Targowali si臋 przez p贸艂 godziny, ale po wypiciu paru fili偶anek kawy doszli wreszcie do porozumienia. Daisy zap艂aci艂a kart膮 kredytow膮 i szybko si臋 po偶egna艂a.

Zamierza艂a tego ranka zwiedzi膰 Amsterdam. Gdy po po艂udniu wr贸ci艂a do hotelu, by艂a zm臋czona, ale zadowolona, poniewa偶 wiele godzin sp臋dzi艂a w Rijksmuscum, s艂yn膮cym z kolekcji obraz贸w. Wra偶e艅 mia艂a tyle, 偶e nie mog艂a ich spami臋ta膰. Oczyma wyobra藕ni nada! widzia艂a wielki obraz Rembrandta zatytu艂owany „Stra偶 nocna". K艂臋bi艂 si臋 przed nim t艂um turyst贸w. W skupieniu ogl膮da艂a nastrojowe p艂贸tna Vermeera, a najbardziej podoba艂a jej si臋 - M艂oda kobieta czytaj膮ca list". Tyle ciep艂a i 偶yciowej prawdy by艂o w jej wizerunku. Zwiedzi艂a tak偶e kilka zabytkowych ko艣cio艂贸w, wst膮pi艂a do domu Anny Frank i posta艂a chwil臋 nad kana艂em nazwanym imieniem tej 偶ydowskiej dziewczynki, kt贸ra d艂ugo si臋 ukrywa艂a przed hitlerowcami, pisz膮c s艂ynny dziennik.

Daisy przez ca艂y dzie艅 w艂贸czy艂a si臋 po mie艣cie i raz tylko wst膮pi艂a do baru na kaw臋, wi臋c z apetytem zjad艂a kolacj臋 w hotelowej restauracji, a potem wysz艂a jeszcze na kr贸tki spacer, 偶eby podpatrywa膰 nocne 偶ycic Amsterdamu. Zaciekawiona przygl膮da艂a si臋 go艣ciom siedz膮cym przy kawiarnianych stolikach i turystom wracaj膮cym do hoteli. Bardzo jej si臋 podoba艂 ten rozradowany t艂um. Bez obaw spacerowa艂a ulicami Amsterdamu. W przytulnym lokaliku wypi艂a fili偶ank臋 kawy i postanowi艂a wr贸ci膰 do hotelu, lecz zab艂膮dzi艂a. Odwr贸ci艂a si臋, 偶eby popatrze膰 w g艂膮b ulicy, kt贸r膮 sz艂a, potkn臋艂a si臋... i wpad艂a do kana艂u.

Gdy wynurzy艂a si臋 na powierzchni臋, od razu pomy艣la艂a z ulg膮, 偶e ubranie nie jest kosztowne, wiec nawet gdyby je zniszczy艂a, strata b臋dzie niewielka. W chwil臋 p贸藕niej ogarn臋艂a j膮 panika. Znios艂a dzielnie zimn膮 k膮piel, ale gorszy by艂 paskudny zapach wody... i jej smak. Na pewno 偶y艂y tu szczury!

Zacz臋艂a g艂o艣no wzywa膰 pomocy. Ubranie nasi膮k艂o wod膮, a stromy brzeg kana艂u okaza艂 si臋 bardzo 艣liski, wi臋c nie mog艂a si臋 na niego wdrapa膰. Znowu krzykn臋艂a i nagle mocna d艂o艅 zacisn臋艂a si臋 na jej ramieniu, poderwa艂a j膮 do g贸ry i wyci膮gn臋艂a na brzeg.

- Co艣 pani膮 boli?

- Nie - mrukn臋艂a, zacz臋艂a kaszle膰 i opad艂a bezw艂adnie na kolana.

- Jest pani zupe艂nie przemoczona... no i ten od贸r - us艂ysza艂a znajomy g艂os. Kto艣 pochyli艂 si臋 nad ni膮 i pom贸g艂 wsta膰. - Prosz臋 i艣膰 ze mn膮 - doda艂. - Trzeba si臋 doprowadzi膰 do porz膮dku.

- Pan der Huizma? - Daisy pozna艂a wreszcie jego g艂os.

Ucieszy艂a si臋, 偶e tak szybko wybawi艂 j膮 z opresji, lecz niespodziewanie pomy艣la艂a roz偶alona, 偶e do tej pory by艂a dla niego cich膮, dobrze wychowan膮 dziewczyn膮, kt贸ra zna si臋 na antykach i lubi spacerowa膰 po pla偶y. Teraz z pewno艣ci膮 uznaj膮 za idiotk臋 i niezdar臋.

- Owszem, we w艂asnej osobie. - Wzi膮艂 ja, pod r臋k臋. - Za tym mostem jest szpital, w kt贸rym pracuj臋. Tam b臋dzie si臋 pani mog艂a umy膰 i wysuszy膰. Zgubi艂a pani co艣 podczas tej k膮pieli w kanale?

- Nie, wysz艂am tylko na kr贸tki spacer, wi臋c nie wzi臋艂am torebki. Zgubi艂am drog臋, a gdy odwr贸ci艂am si臋, 偶eby sprawdzi膰, gdzie jestem...

- Rozumiem - przerwa艂 z powag膮 Jules. - Nie musi si臋 pani przede mn膮 t艂umaczy膰. Prosz臋 t臋dy.

Od szpitala dzieli艂o ich zaledwie kilka krok贸w. Doktor der Huizma zaprowadzi艂 mokr膮 i kaszl膮c膮 Daisy do wej艣cia dla personelu. Od razu poprosi艂 ko艣cist膮 siostr臋 oddzia艂ow膮, 偶eby si臋 ni膮 zaopiekowa艂a, i odszed艂, nim Daisy zd膮偶y艂a mu podzi臋kowa膰 za pomoc i 偶yczliwo艣膰. Piel臋gniarki natychmiast pomog艂y jej zdj膮膰 mokre ubranie, zaprowadzi艂y pod prysznic, wytar艂y i wysuszy艂y w艂osy, a potem zrobi艂y zastrzyk, 偶eby nie wywi膮za艂a si臋 infekcja. Jedna z nich m贸wi艂a dobrze po angielsku i wyja艣ni艂a, 偶e szczury 偶yj膮ce w kana艂ach roznosz膮 wiele chor贸b, wi臋c trzeba si臋 mie膰 na baczno艣ci.

Daisy wypi艂a szybko kubek gor膮cej kawy, a potem w艂o偶y艂a szpitaln膮 koszul臋 za du偶膮 o kilka numer贸w. Siostry otuli艂y j膮 grubym kocem i zaprosi艂y do pustej separatki, gdzie mog艂a odpocz膮膰, wygodnie usadowiona w fotelu. Szybko odzyska艂a si艂y, ale martwi艂a si臋, co z ni膮 dalej b臋dzie. Nie mia艂a ubrania, bo jej rzeczy zaniesiono do szpitalnej pralni. Wkr贸tce b臋d膮 czyste, ale mokre, wi臋c i tak nie b臋dzie mog艂a ich w艂o偶y膰. Jak wr贸ci do hotelu? Czu艂a si臋 zagubiona.

Nagle drzwi separatki otworzy艂y si臋 i do 艣rodka wesz艂a siostra oddzia艂owa, a za ni膮 Jules der Huizina. Daisy podnios艂a g艂ow臋 i cia艣niej owin臋艂a si臋 kocem.

- Co z moim ubraniem? Gdy mi je oddacie, chcia艂abym...

- Pan doktor odwiezie pani膮 do hotelu i wyja艣ni, co si臋 sta艂o - przerwa艂a stanowczo piel臋gniarka. - Czy mog艂aby pani jutro rano zwr贸ci膰 fam koszule, pled i kapcie?

- Naturalnie! I przepraszam za k艂opot. Czy mam od razu wzi膮膰 swoje rzeczy?

- Nie, zostan膮 wyprane, zdezynfekowane i wysuszone. Jutro je pani odzyska.

- Bardzo mi przykro, 偶e narobi艂am tyle zamieszania - powiedzia艂a Daisy, unikaj膮c wzroku doktora der Huizmy. - Jestem bardzo wdzi臋czna...

- W Amsterdamie cz臋sto si臋 zdarza, 偶e ludzie i auta wpadaj膮 do kana艂贸w - wpad艂a jej w s艂owo piel臋gniarka. - Na szcz臋艣cie, nie odnios艂a pani 偶adnych powa偶niejszych obra偶e艅", - Panno Gillard, mo偶emy ju偶 i艣膰? - zapyta艂 doktor der Huizma.

Daisy bez s艂owa podrepta艂a za nim, przytrzymuj膮c wielki koc i szuraj膮c zbyt du偶ymi kapciami, po chwili usadowi艂a si臋 wygodnie w ciemnoszarym aucie marki Rolls-Royce zaparkowanym przed drzwiami szpitala. Do hotelu dotarli po kilku minutach, wi臋c Jules der Huizma zd膮偶y艂 tylko wyrazi膰 nadziej臋, 偶e Daisy mimo wszystko b臋dzie dobrze wspomina膰 pobyt w Amsterdamie.

Gdy weszli do holu, doktor natychmiast podszed艂 do recepcjonisty i zacz膮艂 z nim rozmawia膰 po niderlandzku, wi臋c nie rozumia艂a ani s艂owa Z jego wyja艣nie艅. Po chwili odwr贸ci! si臋 do niej i zacz膮艂 m贸wi膰 po angielsku. Wyrazi艂 nadziej臋, 偶e dzisiejsza k膮piel nie b臋dzie mia艂a przykrych konsekwencji. Gdy si臋 偶egna艂, wyci膮gn臋艂a do niego r臋k臋, niezgrabnie podtrzymuj膮c brzegi koca. U艣cisk du偶ej, ch艂odnej d艂oni by艂 mocny i doda艂 jej otuchy.

Nast臋pnego ranka starannie ubrana, z nienagann膮 fryzur膮 i lekkim makija偶em przyjecha艂a taks贸wk膮 do szpitala. Odda艂a po偶yczone rzeczy, zabra艂a swoje ubranie i raz jeszcze podzi臋kowa艂a za opiek臋 siostrze oddzia艂owej, kt贸ra z u艣miechem pokiwa艂a g艂ow膮 i kaza艂a jej uwa偶a膰 w drodze do hotelu.

Niestety, nie spotka艂a doktora der Huizmy, Domy艣li艂a si臋, 偶e jest cenionym specjalist膮, wi臋c nie marnuje czasu, bo pacjenci bardzo go potrzebuj膮. Mimo to troch臋 zwleka艂a z opuszczeniem szpitala, poniewa偶 mia艂a nadziej臋, 偶e jednak go zobaczy.

Gdy dotar艂a do sklepu pana Friske, karafka by艂a ju偶 zapakowana, ale um贸wi艂a si臋, 偶e sw贸j nabytek odbierze wieczorem. Zostawi艂a w antykwariacie torb臋 z ubraniami, w艂o偶y艂a czy艣ciutki p艂aszcz i posz艂a zwiedza膰 Amsterdam. Mia艂a nadziej臋, 偶e czekaj膮 wiele mi艂ych chwil.

Nie zawiod艂a si臋 w swoich rachubach. Biega艂a po muzeach, odwiedza艂a monumentalne ko艣cio艂y i niewielkie kaplice, zagl膮da艂a do sklep贸w z antykami i buszowa艂a po butikach, 偶eby kupie prezenty dla najbli偶szych.

P贸藕nym popo艂udniem wst膮pi艂a do przytulnej kawiarenki, wypi艂a herbat臋 i zjad艂a pyszne ciastko z kremem, a potem ruszy艂a na spotkanie z panem Friske. Sz艂a zamy艣lona, wspominaj膮c spotkanie z Julesem der Huizm膮. Nagle posmutnia艂a, bo mia艂a 艣wiadomo艣膰, 偶e nie grzeszy urod膮, a k膮piel w brudnej wodzie z pewno艣ci膮 nie poprawi艂a jej wygl膮du. Poza tym graby koc i za du偶e kapcie to nie by艂 str贸j robi膮cy wra偶enie na przystojnym m臋偶czy藕nie. Trzeba pozby膰 si臋 z艂udze艅, bo i tak nic z tego nie b臋dzie.

Sz艂a wolno w stron臋 ma艂ego sklepu z antykami, do kt贸rego prowadzi艂a w膮ska, pusta uliczka otoczona wysokimi kamienicami. Wszystkie okna i drzwi by艂y zamkni臋te. Nagle ogarn臋艂o j膮 poczucie zagro偶enia, jakby lada chwila mia艂a si臋 znale藕膰 w ogromnym niebezpiecze艅stwie, ale by艂o ju偶 za p贸藕no. Kto艣 wyrwa艂 jej torebk臋 i mocno uderzy艂 w ty艂 g艂owy. Nieprzytomna upad艂a na chodnik.

Dwaj napastnicy b艂yskawicznie uciekli. Kwadrans p贸藕niej rowerzysta znalaz艂 ich ofiar臋 le偶膮c膮 nieruchomo na trotuarze, a po kolejnych dziesi臋ciu minutach karetka pogotowia odwioz艂a j膮 do pobliskiego szpitala.

Rozdzia艂 3

Jules der Huizma wychodzi艂 do艣膰 wcze艣nie ze szpitala po trudnej operacji jednego z ma艂ych pacjent贸w. W holu spotka艂 siostr臋 prze艂o偶on膮, wi臋c przystan膮艂, 偶eby si臋 z ni膮 przywita膰. Ostatniej nocy w szpitalu by艂 ostry dy偶ur, wiec zapyta艂 od razu, co si臋 dzia艂o.

- Mieli艣my kilka trudnych przypadk贸w. Czy wie pan, 偶e ta m艂oda Angielka zn贸w tu jest?

- Zamierza艂a wieczorem odp艂yn膮膰 promem. Co si臋 sta艂o?

- Zosta艂a napadni臋ta. Przywie藕li j膮 do nas o zmierzchu. Nie mia艂a przy sobie dokument贸w, z艂odzieje wszystko ukradli. By艂a nieprzytomna: wstrz膮s m贸zgu. Dziewcz臋ta z pa艅skiego oddzia艂u od razu j膮 pozna艂y i odnalaz艂y nazwisko w rejestrze pacjent贸w. Na tej podstawie ustalili艣my, w kt贸rym hotelu si臋 zatrzyma艂a, ale w艂a艣ciciel niewiele o niej wie. Podobno zap艂aci艂a rachunek i wieczorem zamierza艂a wyjecha膰 do Anglii.

- Chyba mog臋 wam pom贸c. - Doktor der Huizma westchn膮艂 i zawr贸ci艂. - Trzeba zawiadomi膰 jej ojca.

Poszli razem na oddzia艂, gdzie le偶a艂a Daisy. Dy偶urna piel臋gniarka wsta艂a na widok lekarza, a gdy zapyta艂 o now膮 pacjentk臋, odpar艂a natychmiast:

- Pr贸bowali艣my si臋 skontaktowa膰 z jej rodzin膮, ale nikt nie odbiera. Wci膮偶 jest nieprzytomna. Chce pan j膮 zobaczy膰? Jest tam doktor Brem.

Le偶膮ca w separatce Daisy na pierwszy rzut oka sprawia艂a wra偶enie spokojnej i odpr臋偶onej. W艂osy mia艂a splecione w warkocz, r臋ce u艂o偶one wzd艂u偶 bok贸w na ko艂drze. By艂a blada; od czasu do czasu marszczy艂a brwi.

- S膮 z艂amania? Czy m贸zg zosta艂 uszkodzony?

- Nic na to nie wskazuje, cho膰 uderzenie by艂o mocne. Wszystkie odruchy s膮 prawid艂owe. Rozmawia艂e艣 z siostr膮 prze艂o偶on膮?

- Tak. - Jules pochyli艂 si臋 nad 艂贸偶kiem. - Daisy! Daisy, s艂yszysz mnie? - Uzna艂, 偶e nie ma czasu na zb臋dne ceremonie i postanowi艂 m贸wi膰 jej po imieniu.

Zmarszczy艂a brwi, ale oczy nadal mia艂a zamkni臋te.

- Zostawcie mnie, chc臋 spa膰 - wymamrota艂a. - G艂owa mnie boli.

- Moje biedactwo. - Jules wzi膮艂 j膮 za r臋k臋. - Zaraz co艣 na to poradzimy. Kiedy si臋 obudzisz, b贸l ust膮pi. - Po chwili doda艂 cicho: - Czy ojciec mia艂 po ciebie wyjecha膰?

- Tak, do Harwich. Nie mog臋 przecie偶 sama wie藕膰 kryszta艂owej karafki przez p贸艂 Anglii. Zostaw mnie, wyjd藕 st膮d.

Tym razem us艂ucha艂, poszed艂 do pokoju siostry prze艂o偶onej i si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋.

Ojciec Daisy czeka艂 cierpliwie, a偶 prom wreszcie przybije do brzegu. Zdziwi艂 si臋, gdy us艂ysza艂 z g艂o艣nika swoje nazwisko. Natychmiast pobieg艂 do holu.

- Telefon do pana, z Holandii - wyja艣ni艂a recepcjonistka i zaprowadzi艂a go do ma艂ego biura na zapleczu.

- Daisy?

- M贸wi Jules der Huizma. Daisy mia艂a wypadek. Nic powa偶nego, niewielki wstrz膮s m贸zgu. Przed chwil膮 by艂em u niej, w艂a艣nie odzyskuje przytomno艣膰. Jest pod dobr膮 opiek膮 i mog臋 zapewni膰, 偶e nie ma powod贸w do niepokoju. Kilka dni sp臋dzi w szpitalu, a potem zadbam o to, 偶eby wr贸ci艂a do domu ca艂a i zdrowa.

- Co si臋 sta艂o?

- Zosta艂a napadni臋ta. Z艂odzieje zabrali jej torebk臋, wi臋c b臋dzie musia艂a podj膮膰 pieni膮dze i czeka膰 na nowy paszport. B臋dzie jej potrzebna pomoc i opieka.

- Czy mam przyjecha膰, 偶eby si臋 ni膮 zaj膮膰? Mo偶e lepiej 偶ona...

- Nie ma takiej potrzeby, chyba 偶e pa艅stwu na tym bardzo zale偶y. Daisy potrzebuje spokoju, 偶eby odzyska膰 si艂y, wi臋c przez kilka dni mogliby pa艅stwo wpada膰 do niej zaledwie na kilka minut. Obiecuj臋 dzwoni膰 codziennie i szczeg贸艂owo informowa膰 o jej stanie zdrowia. Aha, jeszcze jedno. Daisy wspomnia艂a o kryszta艂owej karafce.

- Tak, tak, mia艂a j膮 dla mnie kupi膰 w sklepie z antykami pana Friske. Zaraz panu wyja艣ni臋, w czym rzecz.

Doktor der Huizma s艂ucha艂 uwa偶nie, a potem obieca艂:

- Sam dopilnuj臋 wszystkiego. - Po偶egna艂 si臋 uprzejmie i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

W drodze do domu zastanawia艂 si臋, czemu nag艂e zapragn膮艂 pom贸c cz艂owiekowi, kt贸ry na dobr膮 spraw臋 by艂 mu obcy. Mia艂 przecie偶 mn贸stwo zaj臋膰, a jednak bez wahania zobowi膮za艂 si臋 odebra膰 karafk臋 i codziennie dzwoni膰 do Anglii. Otworzy艂 drzwi prowadz膮ce do wysokiej i w膮skiej kamienicy, gdzie mia艂 du偶e mieszkanie. Schody w holu ozdabia艂a balustrada z kutego 偶elaza. Jules wszed艂 od razu na pierwsze pi臋tro, wzi膮艂 prysznic, przebra艂 si臋 i wr贸ci艂 na d贸艂, 偶eby zje艣膰 艣niadanie.

W jadalni czeka艂 na niego starszy m臋偶czyzna o szczup艂ej, lekko przygarbionej sylwetce i surowym wyrazie twarzy. Z uszanowaniem powita艂 chlebodawc臋, wyra藕nie daj膮c mu do zrozumienia, 偶e jego zdaniem nie nale偶y rozpoczyna膰 pracy na d艂ugo przed 艣witem.

- Tak by膰 nie powinno - t艂umaczy艂 karc膮cym tonem. - Zbyt rzadko bywa pan w domu. Trzeba si臋 oszcz臋dza膰.

Doktor der Huizma szybko przejrza艂 poczt臋 i odpar艂 pob艂a偶liwie:

- To moja praca, Joop. Ciesz臋 si臋, 偶e nie brakuje mi zaj臋膰. - U艣miechn膮艂 si臋 do kamerdynera. - Umieram z g艂odu.

Tego dnia pracy mu nie brakowa艂o, wi臋c nie mia艂 czasu na my艣lenie o Daisy, ale wczesnym popo艂udniem zajrza艂 do szpitala, 偶eby si臋 z ni膮 zobaczy膰.

Dy偶urna piel臋gniarka twierdzi艂a, 偶e chora ma ju偶 przeb艂yski 艣wiadomo艣ci, bez szemrania przyjmuje zalecone lekarstwa, a nawet zdarza jej si臋 wypowiedzie膰 sensowne zdanie.

- Martwi si臋 o kryszta艂ow膮 karafk臋 - doda艂a.

- Wiem. Odbior臋 j膮 z antykwariatu, gdy b臋d臋 jecha艂 do domu. Czy mog臋 zajrze膰 do Daisy?

Rozpromieniona piel臋gniarka zaprowadzi艂a go do separatki. Mia艂a mi臋kkie serce, wi臋c od razu si臋 wzruszy艂a widokiem dziewczyny; Daisy wygl膮da艂a naprawd臋 uroczo: w艂osy skromnie splecione w warkocz, bledziutka twarz bez 艣ladu makija偶u, mi艂a i 艂agodna. Wypisz, wymaluj panienka z dobrego domu! Ciekawe, czy doktor der Huizma jest tego samego zdania. Wprawdzie zar臋czy! si臋 i zamierza艂 wzi膮膰 艣lub. ale w g艂臋bi serca...

Serce pana doktora bilo spokojnie i r贸wno, gdy z zawodow膮 ciekawo艣ci膮 przygl膮da艂 si臋 pacjentce. Uzna艂, 偶e je艣li pole偶y kilka dni, szybko dojdzie do siebie. Gdy unios艂a powieki i spojrza艂a na niego, natychmiast zrozumia艂a, 偶e dla doktora der Huizmy jest teraz wy艂膮cznie interesuj膮cym przypadkiem. Znikn膮艂 gdzie艣 przyjazny i sympatyczny m臋偶czyzna, z kt贸rym spacerowa艂a po angielskiej pla偶y.

- Dzie艅 dobry - powiedzia艂a uprzejmie. - Czuj臋 si臋 dobrze. Prosz臋 mnie wypisa膰...

- Za kilka dni - przerwa艂 jej. - Dzi艣 po po艂udniu spotkam si臋 z panem Friske. Co mu przekaza膰?

- To bardzo uprzejmie z pana strony. Na pewno dziwi si臋, czemu wczoraj nie przysz艂am. Mia艂am odebra膰 siedemnastowieczn膮 karafk臋 i swoje rzeczy zostawione na przechowanie. Czy m贸g艂by pan mu powiedzie膰, 偶e za kilka dni zajrz臋 do sklepu i wszystko za艂atwi臋?

- Kiedy by艂a艣 nieprzytomna, m贸wi艂em ci po imieniu, wi臋c niech tak zostanie. Karafka zosta艂a zapakowana do drewnianego pud艂a. Czy starczy ci si艂, 偶eby je zawie藕膰 do domu?

- Dam sobie rad臋. Dzi臋kuj臋 za pomoc, ale sk膮d pan... sk膮d wiesz o tym wszystkim?

- Od pana Gillarda. Dzwoni艂em do niego, aby uprzedzi膰, 偶e nie ma ci臋 na promie, i wyja艣ni膰, co si臋 sta艂o.

- Dzi臋kuj臋 i przepraszam za k艂opot.

- Drobiazg! Ciesz臋 si臋. 偶e nasza pacjentka tak szybko odzyskuje si艂y. - U艣miechn膮艂 si臋 i doda艂 艂agodnie: - 呕ycz臋 pi臋knych sn贸w. - Odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 w stron臋 drzwi. Nagle przystan膮艂 i rzuci艂 na odchodnym: - Aha, rodzice wiedz膮, gdzie jeste艣. Zapewni艂em ich, 偶e opiekujemy si臋 tob膮, jak nale偶y. Przesy艂aj膮 serdeczno艣ci. Chcieli tu przyjecha膰, ale powiedzia艂em, 偶e nie ma takiej potrzeby, bo wkr贸tce wr贸cisz do domu.

Gdy wyszed艂, Daisy zamkn臋艂a oczy i przeanalizowa艂a zdanie po zdaniu t臋 kr贸tk膮 i do艣膰 b艂ah膮 rozmow臋. Doktor der Huizma by艂 mi艂y i uprzejmy, ale troch臋 zniecierpliwiony. Na pewno jej wi臋cej nie odwiedzi. Ju偶 wcze艣niej by艂a przygn臋biona, ale teraz ogarn臋艂a j膮 czarna rozpacz i dwie wielkie 艂zy sp艂yn臋艂y po bladych policzkach. Nim zd膮偶y艂a je wytrze膰, do pokoju wesz艂a prze艂o偶ona piel臋gniarek, kt贸ra po po艂udniu obchodzi艂a wszystkie sale i separatki.

- Panna Daisy zap艂akana? Czy doktor der Huizma sprawi艂 pani przykro艣膰?

- Ale偶 nie! To wyj膮tkowo mi艂y cz艂owiek. Rozp艂aka艂am si臋, bo troch臋 boli mnie g艂owa.

Gdy dosta艂a tabletk臋 i ciep艂膮 herbat臋, zapewni艂a wszystkich, 偶e czuje si臋 doskonale, i przymkn臋艂a oczy. Nie s膮dzi艂a, 偶e uda jej si臋 zasn膮膰, lecz zacisn臋艂a powieki. Mia艂a nadziej臋, 偶e siostra prze艂o偶ona da si臋 nabra膰 i zapowie dy偶uruj膮cym w nocy kole偶ankom, aby nie przeszkadza艂)' chorej. Wszyscy byli dla niej bardzo serdeczni, ale chcia艂a jak najpr臋dzej wr贸ci膰 do domu. Mo偶e tam szybciej zapomni o... Julesie?

Po mi艂ej rozmowie z panem Friske Jules der Huizma wr贸ci艂 do domu i nagle nieco zirytowany przypomnia艂 sobie, 偶e wieczorem um贸wi艂 si臋 na kolacj臋 ze znajomymi. Powinien zadzwoni膰 do narzeczonej i ustali膰, o kt贸rej musi po ni膮 przyjecha膰. Mia艂 jeszcze sporo do zrobienia; chcia艂 przejrze膰 dzisiejsza poczt臋 i notatki dotycz膮ce pacjent贸w, a tak偶e zadzwoni膰 do kilku os贸b, wi臋c od razu ruszy艂 do gabinetu. Za nim szed艂 Joop, nios膮c na srebrnej tacy fili偶ank臋, domowe ciastka i dzbanek kawy. Jako ostatni drepta艂 ma艂y, niezbyt urodziwy kundel. Jules poczeka艂, a偶 Joop nape艂ni fili偶ank臋, podzi臋kowa艂 mu uprzejmie, pog艂aska艂 艂asz膮cego si臋 psa i usiad艂 przy biurku.

- Przykro mi, Zb贸ju, ale musz臋 wyj艣膰 dzisiaj wieczorem, chocia偶 wcale nie mam na to ochoty - t艂umaczy艂. - Chyba jestem odludkiem. Gdy wr贸c臋, p贸jdziemy na d艂ugi spacer. To nam dobrze zrobi.

Zb贸j cicho zaskomla艂, zjad艂 ciasteczko i po艂o偶y艂 si臋 na pod艂odze. Jules cz臋sto m贸wi艂 znajomym, 偶e to niezwyk艂y pies. By艂 chudy, mia艂 d艂ugi tu艂贸w, kr贸tkie 艂apy, du偶e uszy, urocze piwne 艣lepia i lwic serce. Do swego pana przywi膮za艂 si臋 bezgranicznie. Uszcz臋艣liwiony przymkn膮艂 oczy i zasn膮艂, a Jules otworzy艂 pierwszy list.

Gdy upora艂 si臋 z korespondencj膮, poszed艂 w g艂膮b mieszkania i otworzy艂 Zb贸jowi drzwi prowadz膮ce do w膮skiego ogrodu na ty艂ach kamienicy.

By艂 lekki mr贸z, ale chmury znikn臋艂y i pokaza艂o si臋 czyste niebo. Pies buszowa艂 w艣r贸d krzew贸w, a Jules szed艂 wolno alejk膮 w stron臋 ceglanego muru. wspominaj膮c spacer po angielskiej pla偶y. Lubi艂 towarzystwo Daisy, kt贸ra rzadko si臋 odzywa艂a, a gdy ju偶 co艣 m贸wi艂a, to z sensem. Westchn膮艂, nie wiedzie膰 czemu, gwizdn膮艂 na Zb贸ja i poszed艂 si臋 przebra膰, bo ju偶 wkr贸tce mia艂 jecha膰 na kolacj臋.

Helena van Tromp, kt贸ra zdecydowa艂a si臋 go po艣lubi膰, zajmowa艂a wraz z rodzicami obszerne mieszkanie przy Churchillaan. Nie by艂a ju偶 taka m艂odziutka. Jules mia艂 trzydzie艣ci pi臋膰 lat, a ona tylko rok mniej. W艣r贸d znajomych uchodzi艂a za prawdziw膮 pi臋kno艣膰: mia艂a bardzo jasne w艂osy, wielkie niebieskie oczy, regularne rysy i znakomit膮 figur臋. Tylko najbli偶sze przyjaci贸艂ki wiedzia艂y, ile czasu sp臋dza w si艂owni i salonie pi臋kno艣ci, 偶eby zachowa膰 szczup艂膮 sylwetk臋. By艂a zadbana i 艣wietnie si臋 ubiera艂a.

Gdy Jules po ni膮 przyjecha艂, nadstawi艂a mu policzek do poca艂unku, 偶eby nie zniszczy艂 jej fryzury i makija偶u.

- Sp贸藕ni艂e艣 si臋 - powiedzia艂a. - Mia艂am nadziej臋, 偶e b臋dziemy mogli porozmawia膰 z moimi rodzicami. Tak rzadko ich widujesz. - Obdarzy艂a go czaruj膮cym u艣miechem. - Oczywi艣cie, kiedy si臋 pobierzemy, na pewno b臋dziesz sp臋dza膰 z nami wi臋cej...

- Pracy mi nie ub臋dzie - wtr膮ci艂 z naciskiem, a Helena roze艣mia艂a si臋 pob艂a偶liwie.

- Jules, przes艂a艅 si臋 wyg艂upia膰. Po 艣lubie musisz rzuci膰 t臋 szpitaln膮 har贸wk臋 i rozpocz膮膰 prywatn膮 praktyk臋. Powinni艣my mie膰 czas na 偶ycie towarzyskie.

Wcale mu si臋 to nie u艣miecha艂o. Mia艂 kilku wypr贸bowanych przyjaci贸艂 - powa偶nych m臋偶czyzn, szczerze przywi膮zanych do 偶on i dzieci, pracuj膮cych r贸wnie ci臋偶ko jak on. Nie lubi艂 znajomych Heleny, cho膰 pr贸bowa艂 znale藕膰 w nich jakie艣 zalety. 艁udzi艂 si臋, 偶e po 艣lubie jego praca i 艣rodowisko nareszcie j膮 zainteresuj膮, lecz nagle zda艂 sobie spraw臋, jak naiwne s膮 jego oczekiwania. To nie by艂 odpowiedni moment, 偶eby roztrz膮sa膰 te sprawy, wi臋c po偶egna艂 si臋 uprzejmie z przysz艂ymi te艣ciami. Zaprowadzi! Helen臋 do aula i pojechali na kolacj臋.

Kilka godzin p贸藕niej wr贸ci艂 do domu i zabra艂 na spacer wiernego Zb贸ja.

- Stracony wiecz贸r - stwierdzi艂 p贸艂g艂osem, id膮c w膮sk膮 uliczk膮, kt贸ra przylega艂a do jego kamienicy. Uzna艂, 偶e co艣 z nim jest nie tak, poniewa偶 zdawkowe rozmowy przy suto zastawionym stole nie sprawiaj膮 mu przyjemno艣ci. Znajomi Heleny ch臋tnie plotkowali i dowcipkowali, ale to by艂a czcza gadanina. Chodzi艂o jedynie o to, 偶eby mi艂o sp臋dzi膰 czas i zrobi膰 dobre wra偶enie.

Gdy wr贸ci艂 do domu i szed艂 korytarzem w stron臋 sypialni, zacz膮艂 si臋 nagle zastanawia膰, dlaczego zdecydowa艂 si臋 po艣lubi膰 Helen臋. Czy kiedykolwiek by艂 w niej zakochany? Twardy orzech do zgryzienia, zw艂aszcza gdy cz艂owiek k艂adzie si臋 do 艂贸偶ka. Gdyby nie by艂 taki zm臋czony, wieczorne rozmy艣lania sko艅czy艂yby si臋 bezsenno艣ci膮. To dziwne, ale na chwil臋 przed za艣ni臋ciem oczyma wyobra藕ni ujrza艂 mi艂膮 twarz Daisy.

Dwa dni p贸藕niej doktor Brem uzna艂, 偶e mo偶na j膮 wypisa膰 ze szpitala i odes艂a膰 do domu. Gdy w drzwiach szpitala mija艂 doktora der Huizm臋, wspomnia艂 mu o swojej decyzji.

- Chyba nie wyjedzie od razu.

- Naturalnie. Musi tu za艂atwi膰 kilka spraw, ale to nie potrwa d艂ugo. Ma ju偶 nowy paszport, wczoraj przys艂ano go do szpitala. Podj臋艂a r贸wnie偶 pieni膮dze na podr贸偶. S膮dz臋, 偶e za par臋 dni wyjedzie. Chce pan j膮 zobaczy膰, nim nas opu艣ci?

- Tak, ale nie dzi艣. Jad臋 do Utrechtu, ale wpadn臋 do niej, nim zostanie wypisana.

- Mila dziewczyna - powiedzia艂 doktor Brem. - B臋dzie mi jej brakowa艂o. W og贸le nie sprawia k艂opotu.

Daisy od rana szykowa艂a si臋 do wyjazdu, raz po raz zadaj膮c sobie pytanie, czy doktor der Huizma przyjdzie si臋 z ni膮 po偶egna膰. Gdy pozosta艂o niespe艂na dwadzie艣cia godzin, uzna艂a, 偶e ju偶 go nie zobaczy. Powiedzia艂a siostrze prze艂o偶onej, 偶e ma bilet na wieczorny prom, a zapylana, co zamierza robi膰 przez ca艂y dzie艅, odpar艂a - niezupe艂nie zgodnie z prawd膮 - 偶e jest um贸wiona ze znajomymi ojca.

- Prosz臋 uwa偶a膰 - radzi艂a piel臋gniarka, gdy si臋 偶egna艂y.

Mocno u艣cisn臋艂a jej r臋k臋 i dosz艂a do wniosku, 偶e Daisy jest przecie偶 doros艂a, wi臋c potrafi o siebie zadba膰. Z pewno艣ci膮 wyci膮gn臋艂a wnioski z dwu przykrych wypadk贸w.

Daisy opu艣ci艂a szpital, a dziesi臋膰 minut p贸藕niej doktor der Huizma zaparkowa艂 auto przed g艂贸wnym wej艣ciem. Chcia艂 si臋 z ni膮 zobaczy膰, wi臋c pospiesznie zapyta艂 rejestratork臋, gdzie jej szuka膰.

- Przed godzin膮 zosta艂a wypisana - us艂ysza艂 w odpowiedzi, - Doktor Brem powiedzia艂, 偶e mo偶e jecha膰 do domu, ale radzi艂, 偶eby zosta艂a w mie艣cie jeszcze par臋 dni. Nic pos艂ucha艂a, bo ju偶 wszystko tu za艂atwi艂a. Chce jak najszybciej wr贸ci膰 do Anglii. Ma p艂yn膮膰 wieczornym promem.

- Jest dopiero jedenasta. Co b臋dzie robi艂a przez tyle godzin?

- Podobno um贸wi艂a si臋 z przyjaci贸艂mi ojca.

Jules der Huizma mia艂 wolny dzie艅. Zamierza艂 wreszcie odpocz膮膰 i 偶al mu by艂o zmienia膰 plany, ale przesta艂 si臋 waha膰, gdy pomy艣la艂, 偶e Daisy mo偶e znowu wpa艣膰 w k艂opoty. Postanowi艂 zaopiekowa膰 si臋 ni膮. Wiedzia艂, gdzie jej szuka膰. Gdy wszed艂 do sklepu pana Friske, oboje pochylali si臋 nad spor膮 drewnian膮 skrzynk膮, w kt贸rej le偶a艂a pi臋kna kryszta艂owa karafka. R贸wnocze艣nie odwr贸cili g艂owy i spojrzeli na niego.

- Ach! - mrukn臋艂a Daisy, a pan Friske uparcie milcza艂.

Jules podszed艂 do nich, nie zra偶ony ch艂odnym przyj臋ciem.

- Ciekawe, jak sobie poradzisz z takim baga偶em - zagadn膮艂 przyja藕nie.

Daisy spojrza艂a na niego ch艂odno i oboj臋tnie.

- Wszystko przemy艣la艂am. Jestem gotowa do podr贸偶y.

- Upar艂a si臋, 偶e sama przewiezie skrzynk臋 z karafk膮, wiec jestem bezradny. Nie mam prawa jej zatrzymywa膰 - doda艂 pan Friske.

- Tak si臋 sk艂ada, 偶e jad臋 do Anglii. O p贸艂nocy odp艂ywam promem z Hock - powiedzia艂 bez namys艂u Jules. - Chemie zabior臋 pann臋 Gillard i pomog臋 jej przewie藕膰 cenny nabytek.

- To nie b臋dzie konieczne - odpar艂a pospiesznie Daisy. - Wszystko ju偶 zaplanowa艂am i nie przewiduj臋 偶adnych trudno艣ci.

- Nie w膮tpi臋, ale to nie pow贸d, 偶eby si臋 upiera膰 przy swoim. Mnie jest wszystko jedno, czy ze mn膮 pojedziesz, czy nie, ale wsp贸lna podr贸偶 autem jest znacznie wygodniejsza, nie s膮dzisz?

Daisy daremnie szuka艂a odpowiedzi, a tymczasem Jules skin膮艂 na pana Friske, kt贸ry zamkn膮艂 wieko skrzynki i bez s艂owa wyni贸s艂 j膮 ze sklepu.

- Dok膮d on poszed艂 z moj膮 karafk膮? - zapyta艂a Daisy i mszy艂a za antykwariuszem, lecz Jules zagrodzi艂 jej drog臋.

- Do mojego samochodu. Daisy, b膮d藕 rozs膮dna.

- Jak sobie 偶yczysz. Problem w tym, 偶e nie wiem, dok膮d mamy jecha膰.

- Do mojego domu. B臋dziesz lam najmilszym go艣ciem. Prom wyp艂ywa dopiero za kilkana艣cie godzin. - Jego argumenty zabrzmia艂y bardzo rozs膮dnie, ale Daisy upiera艂a si臋 przy swoim.

- Nie chc臋 si臋 narzuca膰. Co powie na to twoja 偶ona?

- Kie jestem 偶onaty - odpar艂 艂agodnie. - Naprawd臋 chcia艂bym, 偶eby艣 mnie odwiedzi艂a, ale je艣li wolisz robi膰 zakupy albo zwiedza膰 miasto, prosz臋 bardzo. Moim zdaniem, warto by jednak zje艣膰 obiad i zaplanowa膰 wsp贸ln膮 podr贸偶. Najwygodniej b臋dzie zrobi膰 to u mnie. Proponuj臋, 偶eby艣my wyruszyli kwadrans po 贸smej.

Nim Daisy zebra艂a my艣li, wyprowadzi艂 j膮 ze sklepu. Pan Friske wk艂ada艂 ju偶 do baga偶nika skrzynk臋 oraz jej walizki. Po偶egnali si臋 i wkr贸tce siedzia艂a w fotelu pasa偶era obok milcz膮cego Julesa. Nie peszy艂a jej wcale ta cisza; przeciwnie, uspokaja艂a i dodawa艂a pewno艣ci siebie. Po namy艣le przyzna艂a mu racj臋. W sumie dobrze si臋 sta艂o, 偶e przynajmniej cze艣膰 podr贸偶y up艂ynie jej w mi艂ym towarzystwie. Nie warto si臋 upiera膰, to by przeczy艂o zdrowemu rozs膮dkowi.

Wkr贸tce zatrzymali si臋 przed drzwiami kamienicy, kt贸re natychmiast uchyli艂y si臋 przed nimi. Jules zwykle sam je otwiera艂, wi臋c przygryz艂 wargi, 偶eby si臋 nie u艣miechn膮膰, przywita艂 si臋 z Joopem i powiedzia艂 do niego kilka s艂贸w po niderlandzki!.

- Joop jest kamerdynerem, a jego 偶ona Jette prowadzi dom. Oboje znaj膮 angielski, wi臋c gdyby艣 czego艣 potrzebowa艂a, a mnie nie by艂oby w pobli偶u, 艣mia艂o mo偶esz si臋 do nich zwr贸ci膰. Rozgo艣膰 si臋 w salonie, zaraz tam przyjd臋.

Joop zaprowadzi艂 Daisy do obszernego pokoju, gdzie powita艂 j膮 zabawny kundel, wyra藕nie zadowolony, 偶e ma towarzystwo - Podesz艂a, 偶eby go pog艂aska膰.

- Jeste艣 milutki, wiesz?

Stan臋艂a po艣rodku salonu i rozejrza艂a si臋 woko艂o. Urz膮dzono go antykami z osiemnastego i dziewi臋tnastego wieku, kt贸re by艂y doskonale utrzymane, stylowe i funkcjonalne. Postanowi艂a obejrze膰 je z bliska.

- Pi臋kna intarsja - zwr贸ci艂a si臋 do psa. - Osiemnasty wiek, 艣wietnie zachowana. - Wstrzyma艂a oddech, bo nagle us艂ysza艂a glos Julesa:

- Znakomicie! 艁adna rzecz, prawda? - Sta艂 w drzwiach i uwa偶nie si臋 jej przygl膮da艂. - Widz臋, ze Zb贸j ju偶 si臋 z tob膮 zaprzyja藕ni艂. Lubisz psy?

- Tak, bardzo. Przepraszam, nie mysi, 偶e tu myszkuj臋 pod twoj膮 nieobecno艣膰.

- Chyba 偶artujesz! Oho. Joop przyni贸s艂 nam kaw臋. Chod藕 tu i usi膮d藕 wygodnie. Musimy zaplanowa膰 dzie艅.

- Nie idziesz do pracy? - zapyta艂a, siadaj膮c w niewielkim fotelu z barwn膮 tapicerk膮. Zb贸j po艂o偶y艂 si臋 obok jej n贸g.

- Wczoraj by艂em s艂u偶bowo w Utrechcie, wi臋c dzi艣 mam wolne i odpoczywam.

Zach臋cona przez niego si臋gn臋艂a po 艣liczny dzbanek ze srebra. Pocz膮tek osiemnastego wieku, stwierdzi艂a odruchowo. Podnios艂a fili偶ank臋 z cieniutkiej porcelany, ale nie 艣mia艂a zapyta膰 o jej wiek i pochodzenie.

- Dzbanek zosta艂 wykonany w 1625 roku, spodki i fili偶anki nieco p贸藕niej, w pierwszej po艂owie siedemnastego wieku.

- S膮 prze艣liczne! Nie boisz si臋, 偶e kto艣 je st艂ucze?

- U偶ywam ich na co dzie艅, ale Jette sama je myje i nikomu nie pozwala ich dotkn膮膰.

- Inny w艂a艣ciciel trzyma艂by pod kluczem tak cenny skarb.

- By艂yby wtedy bezu偶yteczne, wi臋c r贸wnie dobrze mo偶na by je st艂uc.

Gdy wypili kaw臋 i zjedli domowe ciasteczka. Jules powiedzia艂:

- Musz臋 przejrze膰 poczt臋 i zadzwoni膰 do kilku os贸b. Je艣li nie chcesz jecha膰 do miasta, czuj si臋 jak u siebie w domu. W g艂臋bi holu jest biblioteka. Joop wska偶e ci drzwi prowadz膮ce do ogrodu.

- Masz ogr贸d? Za domem? Ch臋tnie tam p贸jd臋, je艣li to nie k艂opot.

- Przecie偶 m贸wi艂em, 偶e Joop ci臋 zaprowadzi.

W膮ski i d艂ugi skrawek zieleni dzia艂a艂 na wyobra藕ni臋. Mimo ch艂odu Daisy d艂ugo spacerowa艂a z uradowanym Zb贸jem. Patrz膮c na starannie utrzymane krzewy i rabaty, zastanawia艂a si臋, jak wygl膮daj膮 w pe艂ni lata. Pi臋knie urz膮dzony dom, uroczy ogr贸d... Gdy Jules si臋 o偶eni, jego wybranka b臋dzie prawdziw膮 szcz臋艣ciar膮.

- Wyobra藕my sobie, 偶e jest ciep艂y dzie艅 - powiedzia艂a rozmarzona do Zb贸ja. - Niemowl臋 bawi si臋 w kojcu, dwoje albo troje maluch贸w szaleje na trawniku, a ty biegasz za nimi, piesku. Kotka z koci臋tami wyleguje si臋 na s艂o艅cu...

- 艢liczny obrazek - us艂ysza艂a nagle rozbawiony glos Julesa stoj膮cego obok niej na 艣cie偶ce - ale by艂oby tu do艣膰 ciasno, nie s膮dzisz?

- Marzy艂am na jawie - odar艂a speszona, bo poczu艂a si臋 jak idiotka. - Trzeba 膰wiczy膰 wyobra藕ni臋.

- Moja troch臋 za艣niedzia艂a. Powinienem nad ni膮 popracowa膰. Spodoba艂 ci si臋 m贸j ogr贸dek.

- Jest prze艣liczny.

- Mam nawet tajn膮 furtk臋 - doda艂 tajemniczo. Podszed艂 do ceglanego muru i odsun膮艂 g臋ste pn膮cza. - Za ni膮 jest kana艂, po kt贸rym w dzieci艅stwie p艂ywa艂em 艂贸dk膮.

Wr贸cili do domu na obiad, a potem Jules zaprowadzi艂 j膮 do biblioteki. Gdy pili kaw臋, opowiedzia艂 w skr贸cie histori臋 swojej kamienicy, spisan膮 po niderlandzku w opas艂ym tomie, w kt贸rym by艂y tak偶e doskona艂e ilustracje. Kiedy je razem ogl膮dali, drzwi nagle si臋 otworzy艂y.

- Helena? C贸偶 za niespodzianka! - zawo艂a艂 Jules. Wsta艂, 偶eby przywita膰 si臋 z kobiet膮 stoj膮c膮 na progu.

Daisy podnios艂a g艂ow臋 i zobaczy艂a uosobienie swego idea艂u. W drzwiach sta艂a wysoka blondynka, smuk艂a niczym ga艂膮zka. Po chwili dosz艂a do wniosku, 偶e nieznajoma jest przesadnie szczup艂a, wr臋cz ko艣cista. Zapewne Julesowi podobaj膮 si臋 chude kobiety. Ze smutkiem popatrzy艂a na swoje kr膮g艂o艣ci i westchn臋艂a.

- Daisy, chcia艂bym ci przedstawi膰 Helen臋 van Tromp, moj膮 narzeczon膮. Moja droga, to jest Daisy Gillard, kt贸ra przyjecha艂a do Amsterdamu, 偶eby sprzedawa膰 i kupowa膰 antyki. Zapewniam, 偶e naprawd臋 si臋 na tym zna.

Daisy u艣miechn臋艂a si臋 i wyci膮gn臋艂a r臋k臋. Helena unios艂a k膮ciki ust, ale oczy mia艂a zmru偶one.

- Naprawd臋? Interesuj膮 pani膮 te meble? Mam nadziej臋, 偶e tak, bo nie lubi臋 starych grat贸w.

- Co te偶 pani m贸wi! Ten dom to prawdziwy skarbiec. Nic 艣mia艂abym zabra膰 st膮d ani jednego przedmiotu!

- W takim razie, co ona tu robi? - Helena spojrza艂a badawczo na Julesa.

- Obieca艂em, 偶e zawioz臋 j膮 do portu. Odp艂ywa do Anglii nocnym promem.

- Ach tak? - Helena spochmurnia艂a, zacisn臋艂a usta i jakby zbrzyd艂a. - Nie mo偶e pani sama dojecha膰 do przystani? Czemu Jules ma si臋 pani膮 opiekowa膰? Spowodowa艂 wypadek? A mo偶e zemdla艂a pani przed domem?

- Ale偶 sk膮d! - odpar艂a rzeczowo Daisy. - Jestem jego d艂u偶niczk膮. Gdy wpad艂am do kana艂u, wyci膮gn膮艂 mnie z wody i zabra艂 do szpitala. Po raz drugi spotkali艣my si臋 tam, kiedy zosta艂am napadni臋ta. Us艂ysza艂, 偶e mnie wypisano i wracam do Anglii, wi臋c obieca艂 mnie podwie藕膰, bo sam si臋 tam wybiera.

Helena przygl膮da艂a si臋 jej przez moment, a potem uzna艂a, 偶e ma przed sob膮 g艂upi膮 dziewczyn臋 o przeci臋tnej urodzie, na kt贸r膮 nie dzia艂a ani m臋ski urok Julesa, ani jego jawne bogactwo. Dosz艂a do wniosku, 偶e nie ma powodu do obaw, i przesta艂a zwraca膰 na ni膮 uwag臋. Mimo to, gdy Joop poprosi艂 Julesa do telefonu, wykorzysta艂a sposobno艣膰 i na wszelki wypadek zacz臋艂a dzia艂a膰.

- Z pewno艣ci膮 jest pani zm臋czona - powiedzia艂a wsp贸艂czuj膮co. - Prosz臋 teraz odpocz膮膰, bo przecie偶 czeka pani膮 d艂uga podr贸偶. - Wzi臋艂a Daisy pod r臋k臋 i poci膮gn臋艂a do drzwi. - W g艂臋bi korytarza jest rzadko u偶ywany salonik. Niech si臋 pani wyci膮gnie na kanapie i zdrzemnie godzin臋. Powiem Joopowi, 偶eby za jaki艣 czas poda艂 herbat臋.

Daisy wcale nie czul膮 si臋 zm臋czona, ale by艂o jasne, 偶e Helena chce si臋 jej pozby膰, co zreszt膮 uzna艂a za usprawiedliwione i zrozumiale: narzeczona Julesa wola艂a mie膰 go tylko dla siebie.

- Tutaj nikt pani nie b臋dzie przeszkadza膰 - przekonywa艂a Helena, gdy delikatnie, ale stanowczo wepchn臋艂a j膮 do przytulnego pokoiku. Szybko zamkn臋艂a drzwi i odesz艂a.

Daisy nie mia艂a ochoty na drzemk臋, wi臋c z ciekawo艣ci膮 ogl膮da艂a prze艣liczne meble i bibeloty. W ko艅cu usiad艂a na kanapie, niepewna, co ma robi膰. Czy powinna wr贸ci膰 do salonu, czy lepiej poczeka膰, a偶 zostanie poproszona, 偶eby do艂膮czy艂a do pana domu i jego narzeczonej? Problem sam si臋 rozwi膮za艂, gdy Jules stan膮艂 w drzwiach.

- Wybacz mi, 偶e by艂em taki grubosk贸rny. Nie mia艂em poj臋cia, 偶e boli ci臋 g艂owa i czujesz si臋 zm臋czona.

- Nic mi nie dolega i jestem w pe艂ni si艂 - odpar艂a bez zastanowienia. - Helena... Czy mog臋 j膮 tak nazywa膰? Nie masz nic przeciwko temu? To ona uzna艂a, 偶e powinnam odpocz膮膰.

Z niepokojem popatrzy艂a na jego twarz. Mia艂 dziwn膮 min臋, ale gdy si臋 odezwa艂, g艂os zabrzmia艂 艂agodnie i przyja藕nie:

- Napijesz si臋 czego艣, nim Joop i Jette podadz膮 obiad? Helena ju偶 posz艂a, wi臋c zjemy we dwoje.

- Z przyjemno艣ci膮 wypij臋 szklaneczk臋 czego艣 mocniejszego. Jaki 艂adny ten pok贸j!

- Moja matka chemie tu przesiaduje, kiedy mnie odwiedza.

- Naprawd臋? Od razu wiedzia艂am, 偶e ten salon wcale nie jest opuszczony - powiedzia艂a uradowana. - Wyczuwa si臋 czyj膮艣" przyjazn膮 obecno艣膰. Od razu pomy艣la艂am, 偶e kto艣 tu cz臋sto szyde艂kuje, pisze listy albo po prostu siedzi bezczynnie, gdy ma woln膮 chwil臋.

- Trafi艂a艣 w sedno - przytakn膮艂, rzucaj膮c jej badawcze spojrzenie.

Po obiedzie Jette zaprowadzi艂a Daisy do pokoju z 艂azienk膮, 偶eby mog艂a zmieni膰 ubranie, przygotowa膰 si臋 do ca艂onocnej podr贸偶y i troch臋 odpocz膮膰. Na kr贸tko przed 贸sm膮 skrzynka z cenn膮 karafk膮 oraz baga偶e Daisy i Julesa zosta艂y umieszczone w baga偶niku. Wyjechali punktualnie i w czasie podr贸偶y niewiele rozmawiali, ale cisza ich nie m臋czy艂a. Jules od czasu do czasu pyta艂, czyjego pasa偶erce jest wygodnie, a potem z powa偶n膮 min膮 pogr膮偶a艂 si臋 w rozmy艣laniach.

Rozdzia艂 4

Mimo trudno艣ci i przykrych niespodzianek Daisy by艂a zadowolona z wyprawy do Holandii. Ojciec na pewno si臋 ucieszy, gdy otrzyma kryszta艂ow膮 karafk臋. Nie b臋dzie 艂atwo przewie藕膰 j膮 z portu w Harwich do ich rodzinnego miasteczka, ale Daisy by艂a przekonana, 偶e jako艣 sobie poradzi. Chyba zadzwoni臋 do taty i poprosz臋, 偶eby po mnie przyjecha艂, uzna艂a po namy艣le. To najlepsze rozwi膮zanie.

Gdy przyjechali do Hock, Jules poprosi艂, 偶eby poczeka艂a w samochodzie, bo ma co艣 do za艂atwienia. D艂ugo nie wraca艂, wi臋c zacz臋艂a si臋 niepokoi膰. Zastanawia艂a si臋, czy powinna go szuka膰, ale zjawi艂 si臋 w ko艅cu i powiedzia艂 z u艣miechem:

- Mo偶emy wjecha膰 na pok艂ad.

- Czy mam pokaza膰...

- Bilety s膮 u mnie. W Harwich odbierzesz got贸wk臋...

- I oczywi艣cie oddam ci pieni膮dze - przerwa艂a stanowczo, poniewa偶 nie chcia艂a by膰 dla niego ci臋偶arem.

- Jak sobie 偶yczysz - odpar艂.

Gdy byli ju偶 na promie, odprowadzi艂 j膮 do kabiny, ma艂ej, ale wygodnej, i zapowiedzia艂, 偶e za kwadrans spotkaj膮 si臋 w restauracji. Przyg艂adzi艂a w艂osy, poprawi艂a makija偶 i usiad艂a na 艂贸偶ku. Mia艂a dziesi臋膰 minut na podj臋cie decyzji. Pomy艣la艂a buntowniczo, 偶e wcale nie musi i艣膰 do restauracji, je偶eli nie ma na to ochoty. Ale to nie by艂o takie proste; chcia艂a tam p贸j艣膰 - i to z dw贸ch powod贸w: poczu艂a si臋 g艂odna i lubi艂a towarzystwo Julesa. Jego milczenie bywa艂o denerwuj膮ce, ale w gruncie rzeczy wcale jej nie przeszkadza艂o.

Jules czeka艂 na ni膮 w restauracji, spokojny i zadowolony z siebie. Gdy niepewnie przystan臋艂a w drzwiach, natychmiast podszed艂 i zaprowadzi艂 j膮 do stolika. Zjedli lekk膮 kolacj臋 i uznali, 偶e zrobi艂o si臋 p贸藕no, wi臋c pora i艣膰 spa膰.

- Przybijemy do brzegu oko艂o si贸dmej ~ wyja艣ni艂, odprowadzaj膮c j膮 do kabiny. - O sz贸stej trzydzie艣ci steward przyniesie herbat臋 i grzanki. 艢niadanie zjemy p贸藕niej. - Po偶egna艂 si臋 i odszed艂, nim zd膮偶y艂a odpowiedzie膰.

Fala by艂a wysoka i promem mocno ko艂ysa艂o, ale Daisy szybko zasn臋艂a i dzi臋ki temu unikn臋艂a napadu morskiej choroby. Obudzi艂o j膮 rankiem pukanie stewarda, kt贸ry uprzedzi艂, 偶e nied艂ugo wp艂yn膮 do portu.

- Fatalna przeprawa - stwierdzi艂 ponuro, postawi艂 tac臋 na szafce i wyszed艂.

Po chwili Daisy wybieg艂a na pok艂ad i od razu spostrzeg艂a Julesa. Odwr贸cony do niej plecami i oparty o barierk臋 przygl膮da艂 si臋, jak prom przybija do brzegu. Poczu艂 chyba jej uporczywy wzrok, bo odwr贸ci艂 si臋 natychmiast i popatrzy艂 na ni膮 z daleka.

U艣wiadomi艂 sobie, 偶e go zaciekawi艂a. Nie by艂a urodziwa, ale mia艂a pi臋kny u艣miech i 艢liczne oczy, du偶e, pe艂ne blasku i... Przez chwil臋 szuka艂 w艂a艣ciwego okre艣lenia. Tak, 艂agodne, mi艂e, przyjazne. O to w艂a艣nie chodzi艂o. Helena odnosi艂a si臋 do niej lekcewa偶膮co. Uzna艂a, 偶e to nudziara, 藕le ubrana i pe艂na kompleks贸w, lecz on byt innego zdania. Tamta ocena by艂a powierzchowna. Daisy nie nosi艂a markowych stroj贸w, ale ubiera艂a sic gustownie, z wrodzon膮 elegancj膮. Jules ch臋tnie dowiedzia艂by si臋 o niej czego艣" wi臋cej.

- Jak zamierza艂a艣 dotrze膰 do swego miasteczka? - zapyta艂, podchodz膮c bli偶ej.

- Zadzwoni臋 do ojca...

- Nie ma takiej potrzeby. Rozmawia艂em z nim przed wyjazdem i obieca艂em, 偶e ci臋 odwioz臋 na miejsce.

- Przecie偶 to kawa艂 drogi!

- Chc臋 odwiedzi膰 przyjaci贸艂 i przenocowa膰 u nich. Pami臋tasz, zatrzyma艂em si臋 u nich podczas ostatniego pobytu w Anglii. Spacerowali艣my wtedy po pla偶y.

- Dlaczego wcze艣niej nie wspomnia艂e艣 o swoich planach?

- Gdybym zaproponowa艂, 偶eby艣my dalej pojechali razem, na pewno odm贸wi艂aby艣, grzecznie, ale stanowczo.

- Chyba masz racj臋 - przyzna艂a z u艣miechem. - Ciesz臋 si臋, 偶e mnie odwieziesz. Dzi臋ki za pomoc.

- To ja powinienem ci dzi臋kowa膰, bo mam towarzystwo.

- Naprawd臋 tak ci na tym zale偶y? Przecie偶 w og贸le si臋 nie odzywasz. Chwilami wydawa艂o mi si臋, 偶e jeste艣 z艂y, bo nieopatrznie zaproponowa艂e艣 mi wsp贸ln膮 podr贸偶.

- Ale偶 sk膮d! Nie nale偶ysz przecie偶 do dziewcz膮t, kt贸re trzeba nieustannie zabawia膰 lekk膮, 艂atw膮 i przyjemn膮 konwersacj膮, prawda?

- Masz racj臋.

Prom zacumowa艂 przy nabrze偶u, wi臋c zeszli do auta. Szybko wydostali si臋 z miasta na g艂贸wn膮 drog臋 i jechali bez po艣piechu, zatrzymuj膮c si臋 od czasu do czasu na kaw臋 albo lekki posi艂ek. Gdy zbli偶ali si臋 do miasteczka. Daisy przerwa艂a milczenie.

- Mama by艂aby zachwycona, gdyby艣 wst膮pi艂 do nas na herbat臋.

- Dzi臋kuj臋 za zaproszenie, ale chcia艂bym jak najszybciej zobaczy膰 si臋 z przyjaci贸艂mi. Tym razem przyjecha艂em tylko na dwa dni.

Zaczerwieniona Daisy wymy艣la艂a sobie od idiotek. Jules odwi贸z艂 j膮 do domu, poniewa偶 by艂o mu jej 偶al, lecz to wcale nie oznacza, 偶e chce podtrzymywa膰 znajomo艣膰.

- Oczywi艣cie, rozumiem - mrukn臋艂a bez przekonania.

Jules zauwa偶y艂 jej rumieniec i wiedzia艂, co sobie pomy艣la艂a. Nie powinien by膰 taki obcesowy. Szczerze m贸wi膮c, ch臋tnie spotka艂by si臋 ponownie z jej ojcem. By艂 tak偶e ciekawy, jak wygl膮da pani Gillard. Z 偶alem pomy艣la艂, 偶e to chyba jego ostatnie spotkanie z Daisy. I dobrze, przekonywa艂 samego siebie. Ta dziewczyna za bardzo go interesowa艂a.

Zaparkowa艂 na opustosza艂ej ulicy przed antykwariatem. Pan Gillard szybko wyszed艂 ze sklepu, a Jules wysiad艂, otworzy艂 drzwi przed Daisy i czeka艂 cierpliwie, a偶 serdeczne powitanie dobiegnie ko艅ca. Pan Gillard zreflektowa艂 si臋 pierwszy i poda艂 mu r臋k臋.

- Jestem panu bardzo wdzi臋czny - powiedzia艂, gdy Daisy pobieg艂a do matki. - Oboje z 偶on膮 bardzo dzi臋kujemy za pomoc. Prosz臋 wej艣膰, napijemy si臋 herbaty.

Jules nagle zapomnia艂 o skrupu艂ach i poszed艂 za nim. Daisy przerwa艂a w p贸艂 zdania, gdy stan膮艂 w drzwiach salonu, a potem u艣miechn臋艂a si臋 szeroko, uradowana, 偶e jednak skorzysta! z zaproszenia. Gdy zobaczy艂 jej rozpromienion膮 twarz, niespodziewanie ogarn膮艂 go 偶al. Czemu tak wicie ich dzieli? Ch臋tnie by si臋 do niej zbli偶y艂... Przemkn臋艂o mu przez my艣l, 偶e Helena skarci艂aby go surowo za takie marzenia i kaza艂aby mu o nich zapomnie膰.

Gdy pili herbat臋, Daisy rzadko si臋 odzywa艂a, s艂uchaj膮c rozmowy rodzic贸w z go艣ciem. Marzy艂a, 偶eby czas stan膮艂 w miejscu, bo w贸wczas Jules zosta艂by u nich na zawsze, ale to by艂o niemo偶liwe. P贸艂 godziny p贸藕niej wsta艂, podzi臋kowa艂 jej matce za herbat臋 i zaproponowa艂, 偶e przyniesie skrzynk臋 z kryszta艂ow膮 karafk膮. Uprzejmie, ale ch艂odno po偶egna艂 si臋 z Daisy, u艣cisn膮艂 jej r臋k臋 i wyszed艂 z panem Gillardem. Zebra艂a fili偶anki i zanios艂a do kuchni, a jej matka podesz艂a do okna i wyjrza艂a na ulic臋.

- Pi臋kny samoch贸d - powiedzia艂a. - I mi艂y cz艂owiek. Potrafi si臋 odpowiednio zachowa膰. To wa偶ne dla lekarza. - Daisy przytakn臋艂a cicho, a matka rzuci艂a jej badawcze spojrzenie i doda艂a: - Wieczorem musisz nam wszystko opowiedzie膰. Rozpakuj si臋, a ja przygotuj臋 kolacj臋.

Gdy po zmierzchu usiedli w saloniku, Daisy d艂ugo m贸wi艂a o Amsterdamie i jego urokach. Opowiedzia艂a tak偶e o panu Friske i jego sklepie, ale niech臋tnie wspomina艂a Julesa.

Tymczasem on prosto z domu Gillard贸w pojecha艂 do mieszkaj膮cych w pobli偶u znajomych, kt贸rzy wcale si臋 go nie spodziewali.

- Mam nadziej臋, 偶e nie macie mi za z艂e tych niespodziewanych odwiedzin. Musia艂em pom贸c Daisy. - Opowiedzia艂, co si臋 sta艂o i czemu postanowi艂 si臋 ni膮 zaopiekowa膰.

- Biedactwo, tyle wycierpia艂a. - Pani domu by艂a ogromnie przej臋ta. - To mila i rozs膮dna dziewczyna. Jest tu lubiana, ale nie ma ch艂opaka. C贸偶, m臋偶czy藕ni wol膮 zwykle g艂upiutkie 艣licznotki...

Nast臋pnego dnia przy 艣niadaniu znajomi wypytywali Julesa, kiedy zaprosi ich na wesele.

- Helena nie spieszy si臋 do o艂tarza. Jest bardzo towarzyska, ma wielu znajomych. Wkr贸tce jedzie do Szwajcarii na narty, przyj臋艂a te偶 zaproszenie przyjaci贸艂 do Kalifornii.

- Szkoda, 偶e nie planujecie 艣lubu, bo Gillard ma klejnot, kt贸ry by艂by idealnym prezentem dla twojej pi臋knej narzeczonej - odezwa艂 si臋 pan domu. - Nasz antykwariusz jest skromny i nie lubi si臋 chwali膰, wi臋c pewnie ci nie wspomnia艂, 偶e kupi艂 okazyjnie pi臋kn膮 diamentow膮 brosz臋. Courtneyowie wyprzedaj膮 ostatnio rodzinny maj膮tek i teraz przysz艂a kolej na rodow膮 bi偶uteri臋. - M臋偶czyzna zachichota艂 i doda艂, mrugaj膮c porozumiewawczo do 偶ony: - Chcia艂em zaci膮gn膮膰 kredyt hipoteczny i kupi膰 t臋 brosze dla mojej Grace, ale mi to wyperswadowa艂a.

- Pojad臋 jutro do Gillarda, 偶eby obejrze膰 to cudo. - Zamy艣lony Jules pokiwa艂 g艂ow膮. Broszka wysadzana diamentami to rzeczywi艣cie dobry prezent dla Heleny.

Mia艂 nadziej臋, 偶e Daisy b臋dzie jutro w sklepie ojca, i u艣miechn膮艂 si臋 na my艣l o kolejnym spotkaniu.

Daisy, zaj臋ta umieszczaniem metek na porcelanowych figurkach, us艂ysza艂a dzwonek i odwr贸ci艂a si臋. 偶eby przywita膰 klienta. Jej ojciec siedzia艂 w biurze na zapleczu. Przywyk艂a na nowo do sklepowej rutyny, a pobyt w Amsterdamie wspomina艂a jak senne marzenie, kt贸re niespodziewanie nabra艂o realno艣ci, gdy ujrza艂a Julesa. Odstawi艂a figurk臋 i poczu艂a, 偶e dr偶膮 jej d艂onie, ale gdy si臋 z nim wita艂a, jej g艂os brzmia艂 spokojnie i pewnie.

- Dzie艅 dobry, mi艂o ci臋 widzie膰, Daisy - przywita艂 si臋 serdecznie. - Od razu wzi臋艂a艣 si臋 do pracy, co? Moim zdaniem, powinna艣 wi臋cej odpoczywa膰.

- Nie zapominaj, 偶e wr贸ci艂am niedawno z Holandii - odpar艂a pogodnie. - Mo偶na traktowa膰 ten wyjazd jako kr贸tkie wakacje. Chcesz si臋 zobaczy膰 z ojcem?

- Podobno zdoby艂 pi臋kn膮 diamentow膮 brosz臋. Chcia艂bym j膮 obejrze膰.

Zaprowadzi艂a go do biura i zamkn臋艂a drzwi. Panowie d艂ugo nie wychodzili, wi臋c zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, o czym rozmawiaj膮. Pewnie ojciec upiera si臋, 偶e musi zap艂aci膰 za posi艂ki, kt贸re jad艂a w czasie podr贸偶y, i zwr贸ci膰 po艂ow臋 nale偶no艣ci za benzyn臋. A mo偶e targuj膮 si臋 o brosz臋? Zamy艣lona wzdrygn臋艂a si臋 lekko, gdy w drzwiach stan膮艂 ojciec.

- Daisy, czy mo偶esz tu przyj艣膰?

Podesz艂a do jego biurka, na kt贸rym le偶a艂 wysadzany diamentami klejnot, l艣ni膮cy t臋czowo na tle granatowego aksamitu etui.

- Pi臋kna rzecz! - zawo艂a艂a odruchowo.

- Masz racj臋. Niestety, jest bardzo zabrudzona, wiec zaproponowa艂em, aby艣 nad ni膮 troch臋 popracowa艂a. - Niemal czule musn膮艂 brosz臋 jednym palcem i zerkn膮艂 na Julesa. - Nie mog臋 panu teraz odda膰 tego klejnotu. Najpierw trzeba go starannie oczy艣ci膰. Kiedy chce pan odebra膰 sw贸j nabytek?

- To 艣lubny prezent dla mojej przysz艂ej 偶ony. Pobierzemy si臋 dopiero latem, wiec sam pan widzi, 偶e nie ma po艣piechu. - Nagle przysz艂a mu do g艂owy ciekawa my艣l, wiec postanowi! ku膰 偶elazo, p贸ki gor膮ce. - Dzi艣 po po艂udniu wracam do domu. a taka konserwacja jest zapewne czasoch艂onna. Chcia艂bym zostawi膰 u pana t臋 broszk臋. Prosz臋 jej przywr贸ci膰 dawny blask. Nic s膮dz臋, 偶ebym w najbli偶szym czasie m贸g艂 przyjecha膰 do Anglii. Czy Daisy mog艂aby przywie藕膰 brosz臋, gdy j膮 oczy艣ci? - U艣miechn膮艂 si臋 szeroko. - Obaj wiemy, 偶e okaza艂a si臋 idealnym kurierem podczas transportu kryszta艂owej karafki oraz ekranu przed kominek, wi臋c przewiezienie drobnej bi偶uterii nie b臋dzie dla niej problemem.

- Moim zdaniem, mog艂aby si臋 tego podj膮膰. Czeka j膮 d艂uga i 偶mudna praca, kt贸ra zajmie jej zapewne par臋 tygodni, ale pa艅ska broszka b臋dzie nieskazitelna. Kochanie, zawieziesz j膮 do Holandii?

Obaj spojrzeli wyczekuj膮co na Daisy: na twarzy jej ojca malowa艂a si臋 duma i zadowolenie, a Jules pytaj膮co uni贸s艂 brwi.

- Zgoda, przyjmuj臋 zlecenie - powiedzia艂a rzeczowo Daisy.

Jules postanowi艂 sobie w duchu, 偶e nie dopu艣ci, aby samotnie wioz艂a cenny klejnot. Nigdy by sobie nie wybaczy艂, gdyby co艣 jej si臋 sta艂o. Wypadki chodz膮 po ludziach... Raz ju偶 zosta艂a okradziona. Zacz膮艂 ju偶 uk艂ada膰 pewien plan...

Po powrocie do Amsterdamu rzuci艂 si臋 w wir pracy i dlatego min臋艂o kilka dni, nim odwiedzi艂 Helen臋.

- Jak dobrze, 偶e jeste艣 - powiedzia艂a z u艣miechem. - Musisz wreszcie zrezygnowa膰 z cz臋艣ci obowi膮zk贸w. Czemu harujesz w kilku szpitalach? Oczywi艣cie rozumiem, 偶e chcesz pozosta膰 konsultantem renomowanych klinik pediatrycznych, ale powiniene艣 tak偶e rozwija膰 prywatn膮 praktyk臋. Inne zaj臋cia mog膮 przej膮膰 mniej znani lekarze.

Tego popo艂udnia wygl膮da艂a prze艣licznie. Ze szczeg贸ln膮 staranno艣ci膮 wybra艂a str贸j i bi偶uteri臋, poniewa偶 chcia艂a ol艣ni膰 Julesa. Zdawa艂 sobie z tego spraw臋, ale odkry艂, 偶e jej urok ju偶 na niego nie dzia艂a. Rzeczywi艣cie, dniami i nocami przesiadywa艂 przy 艂贸偶kach ma艂ych pacjent贸w, lecz Helena wiedzia艂a, na co si臋 decyduje, gdy postanowi艂a go po艣lubi膰. Niestety, mia艂 bolesn膮 艣wiadomo艣膰, 偶e jego praca w og贸le jej nie interesuje. Irytowa艂a si臋, ilekro膰 odwo艂ywa艂 randki, bo musia艂 nagle jecha膰 do szpitala albo p臋dzi膰 na wa偶ne konsylium. Ciekawe, jak ona sobie wyobra偶a ich wsp贸lne 偶ycie...

Najwyra藕niej liczy艂a na to, 偶e po 艣lubie oboje b臋d膮 uczestniczy膰 w towarzyskich rozrywkach, kt贸re stanowi艂y tre艣膰 jej 偶ycia. Jules uwa偶a艂 je za strat臋 czasu. Z w艂asnej nieprzymuszonej woli zar臋czy艂 si臋 z Helen膮 i obieca艂, 偶e j膮 po艣lubi, wi臋c musia艂 dotrzyma膰 s艂owa; tak nakazywa艂a uczciwo艣膰. O艣wiadczy艂 si臋, bo s膮dzi艂, 偶e j膮 kocha. Chyba naprawd臋 by艂 w niej zakochany, ale ta mi艂o艣膰 nie przetrwa艂a pr贸by czasu.

- Heleno, medycyna jest moj膮 pasj膮. Bardzo mi zale偶y na tym, aby leczy膰 dzieciaki i przywraca膰 im zdrowie.

Podesz艂a bli偶ej i usiad艂a obok niego na kanapie.

- Doskonale to rozumiem. Problem w tym - 偶e za du偶o pracujesz i dlatego ci膮gle jeste艣 zm臋czony. Medycyna to twoje powo艂anie, ale niepotrzebnie si臋 tak zaharowujesz. Czas p艂ynie szybko, trzeba korzysta膰 z urok贸w 偶ycia. Van Hoffmanowie zaprosili mnie na tydzie艅 do Cannes i powiedzieli, 偶e b臋dziesz u nich mile widziany. Nale偶y ci si臋 urlop, wi臋c le膰 ze mn膮.

- Teraz nie mog臋 sobie pozwoli膰 na odpoczynek - powiedzia艂 cicho Jules, a Helena zmarszczy艂a brwi.

- Bzdura! M贸wisz tak, 偶eby mnie zirytowa膰!

- Ale偶 sk膮d - odpar艂 znu偶onym g艂osem*.

U艣wiadomi艂a sobie, 偶e posun臋艂a si臋 za daleko. Nie kocha艂a go, ale by艂 idealnym kandydatem na m臋偶a, Mia艂 spory maj膮tek, pochodzi艂 Z dobrej rodziny, by艂 specjalist膮 cenionym w ca艂ej Europie; kr贸tko m贸wi膮c, dobra partia. Nie mo偶e pozwoli膰, 偶eby jej si臋 wymkn膮艂.

- Tylko spokojnie, m贸j drogi. - Czu艂ym gestem po艂o偶y艂a d艂o艅 na jego ramieniu. - Wiem, 偶e praca wiele dla ciebie znaczy, ale trzeba r贸wnie偶 odpoczywa膰. Od czasu do czasu powiniene艣 si臋 rozerwa膰.

Jules przytakn膮艂 bez przekonania, zmieni艂 temat i wkr贸tce si臋 po偶egna艂. Ody wr贸ci艂 do domu, od razu poszed艂 do gabinetu i siedzia艂 tam do p贸藕nej nocy, a wierny Zb贸j dotrzymywa艂 mu towarzystwa. Tego wieczoru nabra艂 pewno艣ci. 呕e je艣li o偶eni si臋 z Helen膮, oboje b臋d膮 nieszcz臋艣liwi. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e w jej sercu nie ma mi艂o艣ci. Nigdy go nie kocha艂a, ale dawniej mu to nie przeszkadza艂o. Wydawa艂a si臋 idealn膮 kandydatk膮 na 偶on臋.

- Jestem g艂upcem - posiedzia艂 do Zb贸ja, kt贸ry pomacha艂 ogonem i zaskomla艂 na znak wsp贸艂czucia.

By艂o ju偶 dobrze po p贸艂nocy, kiedy Jules po艂o偶y艂 si臋 do 艂贸偶ka. 艢mia艂y plan, kt贸ry zaczaj uk艂ada膰, nim opu艣ci艂 sklep Gillarda, stawa艂 si臋 coraz bardziej wyrazisty. Nazajutrz trzeba odwiedzie pana Friske...

Przyjecha艂 do niego dopiero pod wiecz贸r. Tego dnia mia艂 wielu ma艂ych pacjent贸w; stan kilku z nich bardzo go niepokoi艂. Czu艂 si臋 zm臋czony, ale postanowi艂 wprowadzi膰 w czyn swoje zamys艂y.

Mimo p贸藕nej pory sklep by艂 otwarty. Pan Friske od razu wyszed艂 zza biurka i powita艂 go serdecznie.

- Wiem, wiem, Gillard ma ju偶 swoj膮 kryszta艂ow膮 karafk臋! Jak to milo. 偶e zabra艂 pan Daisy. C贸偶 za szcz臋艣liwy zbieg okoliczno艣ci!

- Ch臋tnie jej pomog艂em, cho膰 i beze mnie na pewno da艂aby sobie rad臋. To bardzo rozs膮dna dziewczyna.

- Zgadzam si臋 z panem. Musz臋 przyzna膰, 偶e sporo ju偶 umie. Ma smyka艂k臋 do handlu antykami i nie藕le si臋 na nich zna. Moim zdaniem, ju偶 dzi艣 ka偶dy z wielkich londy艅skich dom贸w aukcyjnych ch臋tnie by j膮 zatrudni艂.

Jules tylko czeka艂 na tak膮 uwag臋. Nie m贸g艂 zmarnowa膰 sposobno艣ci i dlatego od razu przyst膮pi! do rzeczy.

- Daisy bardzo si臋 interesuje holenderskimi antykami. Nic wspomina艂a panu o tym? To pech, 偶e nie znalaz艂a tu nikogo, kto przyj膮艂by j膮 na praktyk臋.

- Czemu nie zwr贸ci艂a si臋 do mnie? - Pan Friske by艂 oburzony. - Ch臋tnie zatrudni臋 j膮 na par臋 miesi臋cy. Nied艂ugo zacznie* si臋 sezon turystyczny, wi臋c potrzebny mi kto艣 do pomocy.

Jules podszed艂 do kredensu, 偶eby obejrze膰 z bliska prze艣liczn膮 zielon膮 szkatu艂k臋 malowan膮 w r贸偶e. Kupi艂 j膮, ale nie wspomnia艂 ju偶 ani s艂owem o Daisy. Wr贸ci艂 do domu, niepewny, czy co艣 wyniknie z dzisiejszej rozmowy, ale mia艂 nadziej臋, 偶e pan Friske we藕mie sprawy w swoje r臋ce.

Nie zawi贸d艂 si臋. Antykwariusz rozwa偶y艂 pomys艂 i lizn膮艂, 偶e trzeba napisa膰 do pana Gillarda. Kilka dni p贸藕niej list dotar艂 do adresata, kt贸ry przeczyta艂 go dwukrotnie i poda艂 c贸rce.

- Daisy, rzu膰 na to okiem. Moim zdaniem, oferta pana Friske powinna ci臋 zainteresowa膰. Chcia艂by, 偶eby艣 si臋 u niego zatrudni艂a na pewien czas. Uwa偶a, 偶e sporo ju偶 umiesz, wi臋c s膮dzi, 偶e je艣li par臋 miesi臋cy popracujesz w jego sklepie, szybko uzupe艂nisz wiedz臋 i nabierzesz do艣wiadczenia. - Zdj膮艂 okulary i popatrzy艂 na c贸rk臋. - Post膮pisz, jak zechcesz, ale my艣l臋, 偶e to dobry pomys艂. Musisz si臋 wiele nauczy膰, nim przejmiesz interes.

- Jeszcze do tego daleko - odpar艂a Daisy - ale rozumiem, co masz na my艣li.

Wyobrazi艂a sobie, jak b臋dzie wygl膮da膰 jako pani w 艣rednim wieku: skromnie ubrana, blada, zaabsorbowana prac膮. C贸偶 jej pozostanie, skoro nie b臋dzie mie膰 m臋偶a, dzieci, ps贸w. kot贸w... Ju偶 si臋 pogodzi艂a z tym, 偶e nie znajdzie m臋偶czyzny gotowego j膮 po艣lubi膰, i straci艂a nadziej臋, 偶e kiedykolwiek za艂o偶y szcz臋艣liw膮 rodzin臋.

Otrz膮sn臋艂a si臋 z zadumy i wr贸ci艂a do rzeczywisto艣ci. Chcia艂a pojecha膰 do Amsterdamu nie tylko z powod贸w, o kt贸rych wspomnia艂 ojciec. W g艂臋bi ducha mia艂a nadziej臋, 偶e spotka zn贸w Julesa. To ca艂kiem prawdopodobne, skoro przez kilka miesi臋cy b臋d膮 przebywa膰 w tym samym mie艣cie. Ch臋tnie sp臋dzi艂aby z nim troch臋 czasu.

- Doskona艂y pomys艂, tato. Pojad臋 na praktyk臋 do pana Friske. Kiedy mam zacz膮膰?

- Nic poda艂 terminu. Pisze tylko, 偶e czeka na twoj膮 decyzj臋, a gdy j膮 podejmiesz, b臋dzie czas, 偶eby pomy艣le膰 o szczeg贸艂ach. Moim zdaniem, zale偶y mu, 偶eby艣 przyjecha艂a jak najszybciej, bo wiosn膮, gdy kwitn膮 pola tulipan贸w, do Holandii przyje偶d偶a sporo turyst贸w, a w贸wczas i w naszej bran偶y nast臋puje spore o偶ywienie.

- Jest pewna trudno艣膰: nie znam niderlandzkiego - odpar艂a Daisy.

- Holendrzy m贸wi膮 po angielsku, a poza tym wi臋kszo艣膰 klient贸w pana Friske to Anglicy i Amerykanie, wi臋c twoja obecno艣膰 mo偶e stanowi膰 dodatkowy atut jego sklepu. Oczywi艣cie, wiele spraw wymaga jeszcze ustale艅. Trzeba zapyta膰, czy b臋dziesz dostawa艂a pensj臋. Musisz przecie偶 mie膰 pieni膮dze na 偶ycie. Trzeba si臋 zastanowi膰, gdzie zamieszkasz.

- Wystarczy jeden Ust, 偶eby艣cie to sobie wyja艣nili - wtr膮ci艂a pani Gillard i zwr贸ci艂a si臋 do c贸rki: - B臋d膮 ci potrzebne nowe ubrania, kochanie.

Sprawi臋 sobie kilka eleganckich ciuszk贸w, pomy艣la艂a uradowana Daisy. Mam nadziej臋, 偶e Jules zauwa偶y zmian臋 w moim wygl膮dzie... o ile si臋 w og贸le spotkaj膮.

Pan Friske ucieszy艂 si臋, 偶e b臋dzie mia艂 praktykantk臋. Wkr贸tce przyszed艂 od niego kolejny list. z kt贸rego wynika艂o, 偶e zamierza wyp艂aca膰 Daisy skromn膮 pensj臋, a tak偶e prowizj臋 od ka偶dego sprzedanego przez ni膮 przedmiotu. Obieca艂 jej wolne niedziele i poniedzia艂ki, ale uprzedzi艂, 偶e w pozosta艂e dni sklep jest otwarty od rana do wieczora - bez przerwy obiadowej w po艂owie dnia. Pa艅stwo Friske zaproponowali, 偶eby u nich zamieszka艂a. Mog艂a zacz膮膰 praktyk臋 ju偶 w przysz艂ym tygodniu.

Daisy nie odk艂ada艂a zakup贸w na ostatni膮 chwil臋 i dzie艅 p贸藕niej wyruszy艂a do Plymouth. By艂o jeszcze ch艂odno, ale w powietrzu czu艂o si臋 ju偶 wiosn臋. Kupi艂a 偶akiet i sp贸dnic臋 z br膮zowego tweedu w ciep艂ym odcieniu, dwa cienkie we艂niane sweterki oraz prost膮 szar膮 sukienk臋 jako str贸j do pracy. Ojciec sypn膮艂 groszem, wi臋c mog艂a sobie pozwoli膰 na trzycz臋艣ciowy kostium w kolorze ciemnej zieleni, odpowiedni na uroczyste okazje. Do domu wr贸ci艂a zm臋czona, ale zadowolona. Niecierpliwie liczy艂a dni do wyjazdu.

Jules dopiero po dziesi臋ciu dniach zajrza艂 ponownie do sklepu pana Friske. Tym razem kupi艂 wysadzan膮 koralem dziewi臋tnastowieczn膮 grzechotk臋 ze srebra. Uzna艂, 偶e to idealny prezent z okazji chrzcin. Nie w膮tpi艂, 偶e jacy艣 krewni lub znajomi zaprosz膮 go wkr贸tce na tak膮 uroczysto艣膰. Pan Friske by艂 tego dnia wyj膮tkowo o偶ywiony i sam wspomnia艂 o przyje藕dzie Daisy.

- To by艂 艣wietny pomys艂 i pan mi go podsun膮艂! Zgodzi艂a si臋 od razu. Ch臋tnie j膮 naucz臋 wszystkiego, co sam umiem. Praktyka to podstawa, a Daisy powinna my艣le膰 o przysz艂o艣ci, bo z czasem przejmie interes ojca. Mi艂a dziewczyna, ale brak jej urody, wi臋c nie s膮dz臋, 偶eby wysz艂a za m膮偶.

- Kiedy zaczyna? - spyta艂 Jules.

- Im szybciej, tym lepiej, ale ma jeszcze w Anglii kilka spraw do za艂atwienia...

- W przysz艂ym tygodniu si臋 tam wybieram - odpar艂 Jules z pozoru oboj臋tnie. - M贸g艂bym j膮 przywie藕膰.

- Naprawd臋? Mam nadziej臋, 偶e to nie b臋dzie dla pana du偶y k艂opot - Sk膮d偶e! Prosz臋 j膮 zawiadomi膰, 偶e przyjad臋 do Anglii w sobot臋 i od razu do niej zadzwoni臋. W niedziel臋 wieczorem chcia艂bym wr贸ci膰 do kraju.

Po powrocie do domu Jules u艂o偶y艂 plan dzia艂ania, a nast臋pnie podni贸s艂 s艂uchawk臋, 偶eby si臋 rozm贸wi膰 z panem Gillardem, kt贸ry by艂 uradowany, 偶e Daisy nie b臋dzie musia艂a podr贸偶owa膰 samotnie. Mia艂a przecie偶 zabra膰 do Holandii diamentow膮 broszk臋.

- Powiem c贸rce, 偶eby by艂a gotowa w niedziel臋 o 贸smej rano. Serdecznie dzi臋kuj臋 za pomoc.

Daisy rozpromieni艂a si臋, s艂ysz膮c nowin臋. Pojedzie do Holandii z Julesem der Huizm膮! Nie spotka艂a dot膮d r贸wnie mi艂ego m臋偶czyzny. Bardzo go polubi艂a, ale nie mog艂a robi膰 sobie 偶adnych nadziei, poniewa偶 by艂 zar臋czony z Helen膮 i szykowa艂 si臋 do 艣lubu. Mimo wszystko cieszy艂a si臋, 偶e znowu go zobaczy. W czasie podr贸偶y zamieni膮 pewnie tylko par臋 s艂贸w, ale to nie szkodzi; najwa偶niejsze, 偶e sp臋dz膮 razem troch臋 czasu.

W sobotni wiecz贸r spakowa艂a si臋 i na艂o偶y艂a maseczk臋 nawil偶aj膮c膮, 偶eby 艣licznie wygl膮da膰. Umy艂a w艂osy i starannie je wymodelowa艂a. Gdy zmy艂a z twarzy zielonkaw膮 ma偶", nie dostrzeg艂a radykalnej zmiany w swoim wygl膮dzie, ale poczu艂a si臋 pewniej i dlatego zacz臋艂a nawet eksperymentowa膰 z now膮 szmink膮, kt贸ra podobno mia艂a sprawi膰, 偶e jej usta stan膮 si臋 pe艂ne, wilgotne i kusz膮ce.

Ustali艂a z panem Friske, 偶e zostanie u niego co najmniej dwa miesi膮ce - z mo偶liwo艣ci膮 przed艂u偶enia umowy. Liczy艂a si臋 z tym. 偶e nie przypadnie do serca jego 偶onie albo w czasie praktyki zawiedzie oczekiwania pracodawcy. Jednak mia艂a nadziej臋, 偶e wszystko p贸jdzie g艂adko. Tak wiele chcia艂a si臋 dowiedzie膰 i zobaczy膰.

Rozmarzy艂a si臋, wspominaj膮c cudowne muzea i w膮skie uliczki Amsterdamu. Postanowi艂a, 偶e tym razem odwiedzi licz膮ce si臋 galerie sztuki oraz sklepy z antykami. Zamierza艂a r贸wnie偶 obejrze膰 wszystkie przedmioty wystawione na sprzeda偶 u pana Friske i jak najwi臋cej si臋 o nich nauczy膰.

W niedziel臋 zjad艂a 艣niadanie wcze艣niej ni偶 zwykle i czeka艂a, s艂uchaj膮c ostatnich wskaz贸wek ojca i rzeczowych rad matki. Jules zjawi艂 si臋 punktualnie, obejrza艂 wyczyszczon膮 broszk臋, wypi艂 kaw臋 i oznajmi艂, 偶e na nich ju偶 pora.

- Wygodnie ci? - upewni艂 si臋, gdy po kr贸tkim, ale serdecznym po偶egnaniu Daisy usiad艂a obok niego w samochodzie.

Jego cichy spokojny g艂os dzia艂a艂 na ni膮 koj膮co.

- Tak, dzi臋kuj臋. Jestem ci bardzo wdzi臋czna, 偶e zaproponowa艂e艣 wsp贸ln膮 podr贸偶.

- Za艂atwi艂em swoje sprawy, a przy okazji mog艂em zabra膰 i broszk臋, i ciebie. To si臋 nazywa ekonomia wysi艂ku. Ciesz臋 si臋, 偶e pan Friske zaproponowa艂, aby艣 przyjecha艂a do niego na praktyk臋.

Zamilk艂 i odezwa艂 si臋 dopiero, gdy uzna艂, 偶e trzeba zje艣膰 drugie 艣niadanie. Oko艂o po艂udnia byli w Harwich.

- Mamy sporo czasu. Prom odbija dopiero po po艂udniu - stwierdzi艂a Daisy.

- Dzi艣 p艂yniemy katamaranem. Jest wygodniejszy i szybszy, wi臋c za trzy i p贸艂 godziny dotrzemy do Holandii.

Gdy pokaza艂 jej katamaran, nie chcia艂a wierzy膰, 偶e czeka ich bezpieczna podr贸偶. Zmieni艂a zdanie, ledwie wjechali na pok艂ad i przeszli do cieplej, obszernej sali dla pasa偶er贸w. Zobaczy艂a wygodne fotele i uspokojona natychmiast zwin臋艂a si臋 w k艂臋bek, 偶eby uci膮膰 sobie drzemk臋. Jules uzna艂 po raz kolejny, 偶e jest wymarzon膮 towarzyszk膮 podr贸偶y.

Obudzi艂a si臋, gdy prom cumowa艂 przy holenderskim nabrze偶u. W艂osy mia艂a potargane, a policzki zar贸偶owione od snu. Pomkn臋艂a do toalety, 偶eby poprawi膰 makija偶, , a po kilku minutach wsiedli do auta i ruszyli w dalsz膮 drog臋. Zapada艂 zmrok, gdy ujrzeli z daleka 艣wiat艂a Hagi. Jules skr臋ci艂 w boczn膮 drog臋.

- Pora na kolacj臋 - oznajmi艂. - Gdy przyjedziesz do pana Friske, b臋dziesz zbyt zm臋czona, 偶eby je艣膰.

Daisy mocno zg艂odnia艂a, wi臋c z apetytem spa艂aszowa艂a pieczon膮 sol臋, warzywa i deser. Cieszy艂a si臋 ka偶d膮 chwil膮 sp臋dzon膮 w towarzystwie Julesa, ale nie przeci膮ga艂a wsp贸lnego posi艂ku, bo wcze艣niej zapowiedzia艂, 偶e chce wieczorem by膰 w domu.

Gdy zaparkowa艂 przed sklepem pana Friske. pomy艣la艂a, 偶e tym razem po偶egnaj膮 si臋 na dobre. Odebra艂 broszk臋, wi臋c nie by艂o powodu do kolejnego spotkania.

Rozdzia艂 5

Jules poprosi艂 Daisy, 偶eby zosta艂a w samochodzie, a sam wysiad艂 i nacisn膮艂 dzwonek u drzwi znajduj膮cych si臋 obok wej艣cia do sklepu. Znu偶ona Daisy nagle po偶a艂owa艂a swojej decyzji. Najch臋tniej wr贸ci艂aby do domu, do swoich codziennych obowi膮zk贸w. Po co jej to by艂o? Spojrza艂a na wysok膮 posta膰 Julesa i od razu powesela艂a. By艂 taki przystojny! Zawsze z przyjemno艣ci膮 mu si臋 przygl膮da艂a.

W uchylonych drzwiach stan膮艂 pan Friske, a Jules wr贸ci艂 do auta i otworzy艂 drzwi przed Daisy. Wszyscy troje weszli po schodach do mieszkania nad sklepem. Pan Friske pom贸g艂 Julesowi wnie艣膰 baga偶e. Gdy znale藕li si臋 w przytulnym salonie, pani Friske zaprosi艂a wszystkich na kaw臋, lecz Jules odm贸wi艂 i zacz膮艂 si臋 偶egna膰. Uj膮艂 d艂o艅 Daisy.

- To by艂a wyj膮tkowo mi艂a podr贸偶 - powiedzia艂a bardzo oficjalnie. Dlaczego nie potrafi艂a si臋 zdoby膰 na przyja藕niejszy ton? - Dzi臋kuj臋, 偶e mnie tu przywioz艂e艣.

- Mia艂em w tym sw贸j interes, zale偶a艂o mi przecie偶 na odebraniu broszki. Jecha艂em sam, wi臋c to chyba oczywiste, 偶e wpad艂em na pomys艂, aby przy okazji zabra膰 ci臋 do Holandii. - Nadal trzyma艂 jej r臋k臋. - Mam nadziej臋, 偶e tw贸j pobyt w Amsterdamie b臋dzie udany. Baw si臋 dobrze i pozdr贸w ode mnie rodzic贸w, gdy b臋dziesz do nich pisa艂a. Nie musisz dzwoni膰 do nich dzi艣 wieczorem, ja to zrobi臋, gdy wr贸c臋 do domu. - Po chwili ju偶 go nie by艂o.

Gdy wypili s艂ab膮 kaw臋, pani Friske zaprowadzi艂a Daisy na drugie pi臋tro, do jej sypialni. By艂 to 艣liczny pokoik, urz膮dzony prosto i gustownie. 艁贸偶ko przykrywa艂a narzuta z barwnych skrawk贸w tkanin, a w oknach wisia艂y suto upi臋te zas艂ony z grubego materia艂u chroni膮cego przed ch艂odem, wciskaj膮cym si臋 do 艣rodka. Pani Friske upewni艂a si臋, czy Daisy nie obawia si臋 mieszka膰 ca艂kiem sama na drugim pi臋trze. Uspokojona, pomog艂a jej zdj膮膰 偶akiet, a potem wr贸ci艂y do salonu.

Daisy mia艂a zacz膮膰 praktyk臋 dopiero od wtorku. Pani Friske zd膮偶y艂a jej powiedzie膰, 偶e 艣niadanie jadaj膮 p贸艂 do 贸smej, a sklep jest otwarty od 贸smej trzydzie艣ci do sz贸stej po po艂udniu, czasem d艂u偶ej, je艣li w ostatniej chwili zjawi si臋 klient. Pan Friske uzna艂 wspania艂omy艣lnie, 偶e jego praktykantce nale偶y si臋 kr贸tka przerwa obiadowa; p贸艂 godziny wystarczy na ma艂膮 przek膮sk臋. Od razu zapowiedzia艂, 偶e wieczorem po zamkni臋ciu sklepu b臋dzie u nich jada艂a gor膮c膮 kolacj臋. Nazajutrz by艂 poniedzia艂ek, wiec oboje mieli wolne. Daisy mog艂a si臋 zaaklimatyzowa膰.

- Wkr贸tce poczujesz si臋 u nas jak u siebie w domu - oznajmi艂 pan Friske poprawn膮 angielszczyzn膮. - Dopij kaw臋 i pocz臋stuj si臋 ciastkami z serem. Moim zdaniem, powinna艣 si臋 od razu po艂o偶y膰 do 艂贸偶ka, 偶eby odpocz膮膰 po podr贸偶y.

Wkr贸tce Daisy le偶a艂a pod ciep艂膮 ko艂dr膮 i my艣la艂a o Julesie. Na pewno od razu pojecha艂 do Heleny, 偶eby wr臋czy膰 jej diamentow膮 broszk臋. Ze z艂o艣liw膮 satysfakcj膮 pomy艣la艂a, 偶e ta j臋dza jest p艂aska jak deska. Ciekawe, gdzie przypnie diamentowe cudo, 偶eby je wyeksponowa膰. Westchn臋艂a, bo dosz艂a do wniosku, 偶e Jules tak si臋 spieszy艂, bo chcia艂 spotka膰 si臋 dzi艣 z Helen膮, aby zaplanowa膰 艣lub i wesele. Z pewno艣ci膮 b臋dzie to wielkie towarzyskie wydarzenie: t艂umy krewnych i znajomych... Helena na pewno ma ich setki. A Jules? Kto wie... By艂 bardzo skryty i niech臋tnie opowiada艂 o najbli偶szych. Ciekawe, czy w og贸le ma rodzin臋.

Daisy bardzo si臋 myli艂a: Jules wcale nie pojecha艂 do narzeczonej. Tego wieczoru siedzia艂 w fotelu przy ogromnym kominku, w kt贸rym weso艂o buzowa艂 ogie艅. Zb贸j le偶a艂 u jego st贸p. Wst膮pi艂 po niego, jad膮c od pana Friske i od razu ruszy艂 do Hilversum.

Lubi艂 to przedmie艣cie, gdzie ju偶 w dziewi臋tnastym wieku ch臋tnie osiedlali si臋 bogaci amsterdamczycy. Gdy mija艂 pi臋kne wille, z u艣miechem my艣la艂, 偶e nadal wyczuwa si臋 tu aur臋 zamo偶no艣ci. Boczna droga prowadzi艂a do wiejskiej rezydencji otoczonej pi臋knie utrzymanym ogrodem. Jules wygrzewa艂 si臋 przy kominku, spogl膮daj膮c czule na siedz膮c膮 po drugiej stronie nisk膮, pulchn膮 kobiet臋 w podesz艂ym wieku, starannie uczesan膮 i ubran膮 skromnie, lecz wyj膮tkowo gustownie. Porusza艂a lekko palcami; miga艂o srebrzyste szyde艂ko.

- Powiedz mi wreszcie, czemu tak nagle wyjecha艂e艣 do Anglii. Jak min臋艂a podr贸偶? Przez telefon rozmawiali艣my tak kr贸tko...

- Jak zwykle, kochanie. Na szcz臋艣cie nie jestem gadu艂膮, bo przy moim trybie 偶ycia i nawale pracy nie odk艂ada艂bym s艂uchawki, gdybym z ka偶dym rozmawia艂 lak d艂ugo, jak sobie tego 偶yczy. Tyle mam na g艂owie... Powinienem by膰 teraz w domu i uzupe艂nia膰 zapisy w kartach pacjent贸w, kt贸re b臋d膮 mi jutro potrzebne, ale u艣wiadomi艂em sobie, 偶e bardzo dawno si臋 nie widzieli艣my.

- Ca艂y miesi膮c - odpar艂a z wyrzutem jego matka. - Mia艂e艣 wpa艣膰 do mnie przed tygodniem, ale Helena pewnie znowu co艣 wymy艣li艂a.

- Owszem. Bardzo mi przykro z tego powodu. Wkr贸tce jedzie do Kalifornii, wi臋c b臋dzie sposobno艣膰, 偶ebym ci to wynagrodzi艂.

- Wybacz, synku, nie powinnam marudzi膰 - odpar艂a z u艣miechem. - Wiem, 偶e jeste艣 bardzo zaj臋ty. Jak min臋艂a podr贸偶? Tak nagle zdecydowa艂e艣 si臋 na ten wyjazd.

Jules opowiedzia艂 matce o swojej ostatniej podr贸偶y i doda艂:

- Warto by艂o jecha膰. Ta broszka to prawdziwe arcydzie艂o, wkr贸tce ci j膮 poka偶臋. Mia艂em j膮 odebra膰, wiec przy okazji zabra艂em te偶 Daisy.

- Kogo?

- Zaraz ci wyja艣ni臋... - Nic zag艂臋biaj膮c si臋 w szczeg贸艂y, opowiedzia艂 o m艂odej Angielce. - Moim zdaniem, na pewno by艣 j膮 polubi艂a.

- Czy jest 艂adna?

- Nie, ale ma 艣liczne oczy i u艣miech. Lubi臋 s艂ucha膰 jej g艂osu; jest taki melodyjny.

- Wygl膮da na to, 偶e pozna艂e艣 bardzo mi艂膮 dziewczyn臋. - Matka Julesa nie odrywa艂a wzroku od swojej rob贸tki. - Wspomnia艂e艣, 偶e zna si臋 na antykach.

- I to dobrze.

- M贸wisz, 偶e spacerowa艂a w deszczu?

- Kilometrami!

- W takim razie w Holandii powinna czu膰 si臋 jak u siebie w domu. - Pani der Huizma zerkn臋艂a na syna i zobaczy艂a u艣miech na jego twarzy. Oboje wybuchn臋li 艣miechem. - Kiedy zobaczysz si臋 z Helen膮? Pewnie chcesz jak najszybciej wr臋czy膰 jej broszk臋. Z pewno艣ci膮 b臋dzie zachwycona tym klejnotem. A mo偶e wolisz, 偶eby to byt prezent 艣lubny?

- Owszem. Na razie schowam go do szuflady. Do 艣lubu jeszcze daleko. Nic ustalili艣my nawet daty.

Pani der Huizma mrukn臋艂a co艣 p贸艂g艂osem. W g艂臋bi ducha mia艂a nadziej臋, 偶e Helena nie wyjdzie za Julesa. Traktowa艂a j膮 jak przysz艂膮 synow膮, bo nie chcia艂a robi膰 mu przykro艣ci, ale mimo stara艅 nie potrafi艂a jej polubi膰.

Helena zachwyca艂a klasyczn膮 urod膮 i potrafi艂a by膰 czaruj膮ca, je艣li mia艂a na to ochot臋, ale wobec przysz艂ej te艣ciowej zachowywa艂a si臋 do艣膰 arogancko. Nie ukrywa艂a, 偶e nudzi si臋 w staro艣wieckiej rezydencji, ale pilnowa艂a, 偶eby Jules tego nie zauwa偶y艂. Natomiast z jego matk膮 w og贸le si臋 nie liczy艂a. Starsza pani posmutnia艂a na my艣l, 偶e Heleny w og贸le nie obchodzi praca jej syna. Najch臋tniej zmusi艂aby go, 偶eby zapomnia艂 o swoim lekarskim powo艂aniu i nieustannie chodzi艂 z ni膮 na przyj臋cia.

Milczenie si臋 przeci膮ga艂o. Jules wsta艂 z fotela, uca艂owa艂 matk臋 na po偶egnanie i obieca艂, 偶e wkr贸tce zn贸w j膮 odwiedzi.

- Czekam niecierpliwie. Skoro Helena wyje偶d偶a, mo偶emy sp臋dzi膰 razem ca艂膮 niedziel臋.

W drodze powrotnej Zb贸j drzema艂 na przednim siedzeniu. Jules pomy艣la艂 nagle, 偶e cieszy艂by si臋, gdyby siedzia艂a tam Daisy.

Pierwszy dzie艅 w sklepie by艂 naprawd臋 udany. Daisy ogl膮da艂a zgromadzone przez pana Friske antyki. W czasie przerwy obiadowej kupi艂a du偶膮 kanapk臋 i zjad艂a j膮, spaceruj膮c s膮siednimi uliczkami. Odkry艂a dobrze zaopatrzony sklep spo偶ywczy, drogeri臋, poczt臋 i piekarni臋. Wr贸ci艂a do pracy bardzo zadowolona ze wst臋pnego rekonesansu.

Przez ca艂e popo艂udnie z uwag膮 przygl膮da艂a si臋 klientom, s艂ucha艂a rozm贸w, obserwowa艂a twarze. Gdy do sklepu przysz艂a starsza kobieta, kt贸ra chcia艂a sprzeda膰 b艂臋kitny porcelanowy talerz z Delft, pan Friske poleci艂, 偶eby Daisy go wyceni艂a. Po starannych ogl臋dzinach wymieni艂a proponowan膮 sum臋, a szef natychmiast si臋 rozpromieni艂. Uradowana, gratulowa艂a sobie w duchu, 偶e w domu godzinami wertowa艂a katalogi dom贸w aukcyjnych oferuj膮cych star膮 porcelan臋.

- Dobra wycena - powiedzia艂 pan Friske po wyj艣ciu klientki. - Kiedy zamkniemy sklep, poka偶臋 ci, jak膮 mamy tu porcelan臋. Zebra艂em sporo ciekawych okaz贸w. Sporo si臋 mo偶esz nauczy膰.

Po d艂ugim i pracowitym dniu zasypia艂a zm臋czona, ale bardzo zadowolona. Balansuj膮c na granicy jawy i snu, pomy艣la艂a, 偶e szpital, w kt贸rym pracuje Jules, jest niedaleko, wi臋c mo偶e spotkaj膮 si臋 przypadkiem. Amsterdam nie jest przecie偶 taki wielki...

Pierwszy tydzie艅 min膮艂 bardzo szybko. W pi膮tek sklep odwiedzi艂o kilku Amerykan贸w, zadowolonych, 偶e mog膮 bez przeszk贸d dogada膰 si臋 po angielsku. Kupili jako pami膮tki kilka holenderskich drobiazg贸w ze srebra. Utarg nie by艂 wysoki, ale pan Friske stwierdzi艂, 偶e wizy la cudzoziemc贸w to dobry znak. Wkr贸tce mia艂 si臋 zacz膮膰 sezon turystyczny.

W pi膮tek wieczorem pa艅stwo Friske zaprosili Daisy na kaw臋 i zach臋cali, 偶eby w niedziel臋 wybra艂a si臋 na d艂ugi spacer po mie艣cie. Dosta艂a w艂asny klucz, a pani domu wymusi艂a na niej obietnic臋, 偶e je艣li nikogo nie zastanie, sama ugotuje sobie obiad.

Pierwszy wolny dzie艅 sp臋dzi艂a w Muzeum van Gogha. By艂a tam przed otwarciem kas, lecz mimo to musia艂a sta膰 w d艂ugiej kolejce, w kt贸rej przewa偶ali Amerykanie i Japo艅czycy. Troch臋 znudzona czekaniem przygl膮da艂a si臋 ukradkiem drobnej ciemnow艂osej kobietce o sko艣nych oczach, kt贸ra w skupieniu przegl膮da艂a gruby katalog. Gdy Daisy stan臋艂a za ni膮, na moment podnios艂a wzrok, z nie艣mia艂ym u艣miechem uk艂oni艂a si臋 lekko i ponownie zaton臋艂a w lekturze. Takiej kruszynie 艂atwo mo偶na zagl膮da膰 przez rami臋, wi臋c Daisy skwapliwie skorzysta艂a z tej sposobno艣ci. Tekst pisany japo艅skimi znakami by艂 wielk膮 niewiadomi), ale reprodukcje okaza艂y si臋 znakomite. Ogl膮da艂a je, uradowana, 偶e w ten spos贸b mo偶e si臋 przygotowa膰 do zwiedzania s艂ynnego muzeum.

Obrazy pochodz膮ce z pierwszego okresu tw贸rczo艣ci van Gogha budzi艂y niepok贸j. Ciemn膮 tonacj臋 . Jedz膮cych kartofle" roz艣wietla艂 tylko migotliwy 艣wiat艂ocie艅. Typowa dla artysty powaga emanowa艂a z reprodukcji „Widoku Pary偶a". Z czasem narasta艂o u malarza zainteresowanie kolorem, na przyk艂ad wszelkimi odcieniami 偶贸艂tego. Powsta艂y w贸wczas obrazy takie jak „呕贸艂ty dom", a potem seria „S艂onecznik贸w". Daisy posmutnia艂a na widok reprodukcji „Kruk贸w nad polem pszenicy", bo wiedzia艂a, 偶e kilka tygodni po namalowaniu tego obrazu van Gogh odebra艂 sobie 偶ycie. Niecierpliwie czeka艂a, a偶 podejdzie do kasy, poniewa偶 chcia艂a jak najszybciej zobaczy膰 s艂ynne obrazy. D艂ugo kr膮偶y艂a po muzealnych salach, kilkakrotnie wracaj膮c do obraz贸w, kt贸re zrobi艂y na niej najwi臋ksze wra偶enie. Po kilku godzinach wysz艂a przej臋ta i zachwycona.

Potem spacerowa艂a po mie艣cie. Trafi艂a przypadkiem do dzielnicy Czerwonych 艢wiate艂, ale nie interesowa艂y jej kobiety uprawiaj膮ce najstarszy zaw贸d 艣wiata. Z przewodnikiem w r臋ku posz艂a do Starego Ko艣cio艂a. Cisza i spok贸j panuj膮ce w gotyckiej budowli wzniesionej w czternastym wieku sprawi艂y, 偶e odzyska艂a duchow膮 r贸wnowag臋. Ogromne wra偶enie zrobi艂o na niej ascetyczne wn臋trze odarte ze wszelkich ozd贸b w czasie reformacji. Zap艂aci艂a guldena i wesz艂a na wie偶臋, aby z g贸ry popatrze膰 na Amsterdam.

Wracaj膮c do domu, rozgl膮da艂a si臋 pilnie. Mo偶e spotka przypadkiem Julesa? P贸藕ne popo艂udnie to dobra pora na spacer, a on tak lubi wychodzi膰 ze Zb贸jem... Niestety, tym razem szcz臋艣cie jej nie dopisa艂o.

Wiecz贸r sp臋dzi艂a z pa艅stwem Friske. Ogl膮da艂a z nimi holendersk膮 telewizj臋, wy艂apuj膮c znane s艂贸wka. Postanowi艂a nauczy膰 si臋 niderlandzkiego, 偶eby czyta膰 literatur臋 fachow膮 i bez przeszk贸d rozmawia膰 z klientami.

Nast臋pny tydzie艅 min膮艂 r贸wnie szybko jak pierwszy. Daisy czyta艂a przewodniki i z zapa艂em podr贸偶owa艂a palcem po mapie. Na niedziel臋 zaplanowa艂a wycieczk臋 do Delft albo Hagi. wi臋c przezornie sprawdzi艂a rozk艂ad jazdy poci膮g贸w i autobus贸w.

W sobot臋 wieczorem mieli z panem Friske pow贸d do rado艣ci, bo ostatni klient kupi艂 cenne srebra i zap艂aci艂 got贸wki!. Nim zamkn臋li sklep, zadzwoni艂 telefon.

- Do ciebie, Daisy.

Zaniepokojona, chwyci艂a s艂uchawk臋. Matka telefonowa艂a w 艣rod臋, wi臋c na pewno mia艂a wa偶ny pow贸d, 偶eby si臋 odezwa膰 tak szybko.

- M贸wi Jules der Huizma. Mam jutro wolny dzie艅, wi臋c proponuj臋 wsp贸ln膮 wycieczk臋 po Holandii. Co ty na to?

- Och, cudownie! Wspania艂y pomys艂! - odpar艂a bez tchu.

- Dobrze. Przyjad臋 po ciebie o dziesi膮tej.

- B臋d臋 gotowa. - Po chwili doda艂a, tkni臋ta nag艂膮 my艣l膮: - Nie wola艂by艣 sp臋dzi膰 niedzieli z Helen膮? A mo偶e pojedziemy we tr贸jk臋? Czy ona...

- Helena jest w Kalifornii - wyja艣ni! rozbawiony. - Z pewno艣ci膮 nie b臋dzie mia艂a mi za z艂e, 偶e postanowi艂em zosta膰 twoim przewodnikiem.

- Skoro tak uwa偶asz...

- Jestem pewny - odpar艂 stanowczo i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Pochyli艂 si臋, 偶eby pog艂aska膰 Zb贸ja i mrukn膮艂: - Wiesz, piesku, czeka nas jutro bardzo przyjemny dzie艅. Zamierzam cieszy膰 si臋 ka偶d膮 chwil膮.

Od dw贸ch tygodni ci膮gle my艣la艂 o Daisy i dlatego postanowi艂 zn贸w si臋 z ni膮 spotka膰. Za jaki艣 czas dziewczyna wr贸ci do Anglii i wtedy definitywnie przestan膮 si臋 widywa膰. A mo偶e jutrzejsza wycieczka to b艂膮d? Powinien zapomnie膰 o Daisy, ale nie potrafi艂, chocia偶 bardzo si臋 stara艂. Nie powinien m膮ci膰 jej w g艂owie, skoro zamierza艂 po艣lubi膰 Helen臋. Ale na razie nie by艂 jeszcze 偶onaty...

Daisy wsta艂a rano, spojrza艂a do lustra i skrzywi艂a si臋 na widok swej niezbyt urodziwej twarzy i potarganych w艂os贸w. Machn臋艂a r臋k膮 i zerkn臋艂a na termometr umieszczony za oknem.

By艂o do艣膰 ch艂odno, wi臋c w艂o偶y艂a ciep艂y 偶akiet i w膮sk膮 tweedow膮 sp贸dnic臋 oraz wygodne buty. Gdy kto艣 si臋 wybiera na krajoznawcz膮 wypraw臋, dobre obuwie to podstawa. Zabra艂a te偶 jedwabny szal otrzymany w prezencie od matki. Znakomicie chroni艂 przed wiatrami, kt贸re w Holandii bardzo dawa艂y si臋 we znaki. Pobieg艂a do jadalni i usiad艂a do 艣niadania z pa艅stwem Friske. Zarumieni艂a si臋 z rado艣ci, gdy punktualnie o dziesi膮tej rozleg艂 si臋 dzwonek u drzwi.

Jules wszed艂 na g贸r臋, zdecydowanym gestem uj膮艂 r臋k臋 Daisy i zaprowadzi艂 j膮 do auta, gdzie czeka艂 uradowany Zb贸j. Gdy usiad艂a na przednim fotelu, wcisn膮艂 si臋 mi臋dzy ni膮 i swego pana.

- Nie b臋dzie ci przeszkadza艂? Mo偶e wolisz, 偶eby jecha艂 z ty艂u?

- Czu艂by si臋 samotny. - Daisy czule pog艂aska艂a aksamitny 艂ebek. - Bardzo go polubi艂am. Dok膮d jedziemy?

- Zobaczysz - odpar艂 z tajemnicz膮 min膮.

Gdy wyjechali z Amsterdamu, przez kilka minut p臋dzi艂 obwodnic膮, ale na pierwszym skrzy偶owaniu zawr贸ci艂 i ruszy艂 w stron臋 miasta. Wkr贸tce zaparkowa艂 na poboczu. Daisy popatrzy艂a na niego ze zdumieniem, ale milcza艂a. Nagle otworzy艂a szeroko oczy, bo po jednym z gigantycznych wiadukt贸w sun膮艂 powoli wielki odrzutowiec.

- Awaryjne 艂adowanie? S艂ysza艂e艣 o tym w dzienniku radiowym i postanowi艂e艣 zobaczy膰 to na w艂asne oczy, zgad艂am?

- Nie, wszystko w porz膮dku. Nie ma powodu do obaw. W ten spos贸b samoloty ko艂uj膮 w Amsterdamie na pas startowy. Ziemia w Holandii jest bardzo cenna, wi臋c ka偶dy skrawek jest. na wag臋 z艂ota. Zawioz臋 ci臋 na powstaj膮cy dopiero polder, wtedy zobaczysz, ile si臋 trzeba nam臋czy膰, 偶eby zyska膰 kolejny metr gruntu. Ka偶dy kawa艂ek ziemi jest u nas maksymalnie wykorzystany. Kto powiedzia艂, 偶e samoloty nie mog膮 je藕dzi膰 po wiaduktach i estakadach? Nasi in偶ynierowie szybko si臋 uporali z tym problemem.

Daisy wpatrywa艂a si臋 w ogromn膮 maszyn臋, kt贸ra toczy艂a si臋 w艂a艣nie nad jezdni膮. W okr膮g艂ych okienkach widzia艂a twarze pasa偶er贸w. Niekt贸rzy byli r贸wnie zaskoczeni jak ona, natomiast wi臋kszo艣膰 kierowc贸w w og贸le nie zwraca艂a uwagi na samolot. Daisy zwr贸ci艂a g艂ow臋 ku Julesowi i pytaj膮co unios艂a brwi.

- Nawet do takiego widoku mo偶na si臋 przyzwyczai膰 - odpar艂 pob艂a偶liwie i zrobi艂 do niej oko.

Zarumieniona odprowadzi艂a spojrzeniem jad膮cy ku pasom startowym samolot.

- Dok膮d mnie zawieziesz? - spyta艂a, gdy ruszyli.

- Nad morze - odpar艂, zawracaj膮c, - Po drodze wst膮pimy do Lejdy. Poka偶臋 ci uniwersytet, w kt贸rym studiowa艂em medycyn臋. Istnieje od szesnastego wieku. Ufundowa艂 go Wilhelm I Ora艅ski. To by艂a swego rodzaju nagroda dla miasta, kt贸re przetrzyma艂o roczne hiszpa艅skie obl臋偶enie. Nasz Ora艅czyk pokona艂 Hiszpan贸w 3 pa藕dziernika 1574 roku. Na pami膮tk臋 tego zwyci臋stwa co roku odbywa si臋 w Lejdzie wielki jarmark. Gdyby艣 zosta艂a do pa藕dziernika, mogliby艣my przyjecha膰 na pokaz ogni sztucznych. W Anglii na pewno takich nie zobaczysz - doda艂 che艂pliwie. By艂 dzi艣 wyj膮tkowo rozmowny. - Podczas tego 艣wi臋ta jada si臋 w Lejdzie 艣ledzie i bia艂y chleb. Podobno flota Wilhelma przywioz艂a te specja艂y do miasta. Jest tak偶e inna tradycyjna potrawa: duszone mi臋so z warzywami. Mam nadziej臋, 偶e b臋dziemy mogli spr贸bowa膰 tego przysmaku. Moim ulubionym miejscem jest w Lejdzie Hortus Botanicus czyli ogr贸d botaniczny istniej膮cy od 1587 roku, jeden z najstarszych w Europie. Wchodzi si臋 do niego przez uniwersytecki dziedziniec. Nie masz poj臋cia, jakie tam s膮 szklarnie i palmiarnie! M贸wi臋 ci, istna d偶ungla! A jak pi臋knie utrzymane! Chcia艂bym mie膰 taki ogr贸d.

D艂ugo spacerowali po Lejdzie. Daisy 膰wiczy艂a niderlandzki, czytaj膮c napisy, kt贸rymi pokryte by艂y niezbyt interesuj膮ce, ale wiekowe mury warowni znajduj膮cej si臋 w samym 艣rodku miasta. Zwiedzili uniwersytet, wypili kaw臋 w przytulnym barku na jego terenie i pojechali do Delft.

Zaparkowali ko艂o Grot臋 Markt. Na rym wielkim placu roi艂o si臋 od ha艂a艣liwej m艂odzie偶y.

- Nic jest tak 藕le - mrukn膮艂 z u艣miechem Jules, gdy usiedli w restauracji przy oknie wychodz膮cym na Nieuwe Kerk - Nowy Ko艣ci贸艂, wzniesiony w roku 1381, sto lat po Starym Ko艣ciele. Nieuwe Kerk sp艂on膮艂 w szesnastym wieku i zosta艂 pieczo艂owicie odbudowany, a wiek p贸藕niej bardzo ucierpia艂 na skutek wybuchu magazyn贸w z prochem.

Daisy podziwia艂a smuk艂膮 stumetrow膮 wie偶臋.

- Dobudowano j膮 w 1872 roku - wyja艣ni艂 Jules. - Ciesz si臋, 偶e nie przywioz艂em ci臋 tutaj we czwartek. Wtedy na rynku odbywa si臋 wielki jarmark, a zgie艂k jest nie do zniesienia.

Po obiedzie boczn膮 drog膮 pojechali z Delft nad morze, lecz by艂o zbyt ch艂odno i wietrznie, 偶eby spacerowa膰 po pla偶y. Nawet Zb贸j kuli艂 si臋 i t臋sknic patrzy艂 na samoch贸d, wi臋c dali za wygran膮 i ruszyli z powrotem do Amsterdamu.

P贸藕nym popo艂udniem Jules ponownie zboczy艂 z g艂贸wnej drogi. Mijali w艂a艣nie Hilversum.

- Jeste艣 pewien, 偶e to w艂a艣ciwy skr臋t? - spyta艂a Daisy. - Na skrzy偶owaniu widzia艂am tablic臋. Do Amsterdamu trzeba jecha膰 w lewo.

- Czas na podwieczorek - odpar艂 wymijaj膮co.

Daisy lekko wzruszy艂a ramionami i ju偶 o nic nie pyta艂a.

Krajobraz by艂 uroczy. Powietrze wpadaj膮ce przez uchylone okno pachnia艂o ju偶 wiosn膮. Wzd艂u偶 drogi ci膮gn臋艂y si臋 m艂ode lasy, a zza drzew tu i 贸wdzie widzia艂o si臋 obszerne domy i rezydencje, do kt贸rych prowadzi艂y w膮skie drogi. Wkr贸tce las si臋 przerzedzi艂 i Daisy zobaczy艂a w oddali spory kwadratowy budynek otoczony drzewami. 艢ciany by艂y 艣nie偶nobia艂e, okiennice zielone, dach spiczasty.

- Popatrz, jaki 艂adny dom! - zawo艂a艂a Daisy. - Mo偶na by pomy艣le膰, 偶e zawsze tu sta艂. Idealnie wtapia si臋 w krajobraz. Okna s膮 o艣wietlone, wi臋c kto艣 tam mieszka. To idealne miejsce dla du偶ej rodziny z gromadk膮 dzieci, kot贸w i ps贸w.

- Dawniej rzeczywi艣cie by艂o tam ciasno. Teraz jest spokojniej, ale kio wic... To m贸j rodzinny dom. Mieszka w nim tylko moja matka. Jedziemy do niej na podwieczorek.

- Ale偶 ona mnie nie zna! Nie by艂am zaproszona!

- Spokojnie! Przedstawi臋 was i sprawa za艂atwiona - odpar艂 Jules, parkuj膮c przed wej艣ciem.

Daisy nadal by艂a zak艂opotana.

- Przesta艅 si臋 denerwowa膰. Podobno Anglicy w ka偶dej sytuacji zachowuj膮 zimn膮 krew - kpi艂 z niej dobrodusznie, a potem doda艂 przymilnie: - Jestem pewny, 偶e marzysz o fili偶ance gor膮cej herbaty, wi臋c zapomnij o skrupu艂ach.

Drzwi otworzy艂a im starsza kobieta w ciemnej sukni.

- To jest Katje, nasza gospodyni. Nie m贸wi po angielsku, ale troch臋 rozumie - wyja艣ni! Jules, a Daisy z uprzejmym u艣miechem poda艂a jej r臋k臋. Po chwili wszyscy troje poszli na g贸r臋. Jules doda艂 p贸艂g艂osem: - Daj Katje sw贸j 偶akiet. Powiesi go w garderobie i wska偶e ci 艂azienk臋, 偶eby艣 mog艂a si臋 od艣wie偶y膰. Potem zapraszam do salonu. Poczekam na ciebie, 偶eby艣 nie zab艂膮dzi艂a. To bardzo du偶y dom.

Jules sta艂 cierpliwie w korytarzu, p贸ki nie wysz艂a z 艂azienki. Wkr贸tce stan臋li razem przed podw贸jnymi drzwiami. Obj膮艂 j膮 ramieniem i otworzy! jedno skrzyd艂o. Jego matka, jak zwykle, siedzia艂a przy kominku i szyde艂kowa艂a. Gdy ruszyli w jej stron臋, podnios艂a si臋 z fotela.

- Jak mi艂o ci臋 widzie膰, synku. I c贸偶 za punktualno艣膰! - Nadstawi艂a policzek do poca艂unku i z u艣miechem odwr贸ci艂a si臋 do Daisy.

- Mamo, przedstawiam ci Daisy Gillard. Przyjecha艂a na praktyk臋 do Amsterdamu, 偶eby poznawa膰 nasze antyki - powiedzia艂 Jules, cho膰 wspomnia艂 ju偶 o tym w czasie poprzedniej wizyty. - Daisy, to moja mama. - Przygl膮da艂 si臋 im uwa偶nie, gdy 艣ciska艂y sobie d艂onie, i po chwili odetchn膮艂 z ulg膮, poniewa偶 najwyra藕niej od razu si臋 polubi艂y.

Gdy Katje poda艂a podwieczorek, Daisy westchn臋艂a z zadowoleniem. Obawia艂a si臋, 偶e dostanie fili偶ank臋 s艂abej herbaty i kilka ciasteczek, ale czeka艂o j膮 przyjemne rozczarowanie. Z wielkim zapa艂em pa艂aszowa艂a znakomite kanapki, placuszki z m膮ki owsianej i ciasto z owocami. Gdy zaspokoi艂a apetyt, usadowi艂a si臋 w fotelu stoj膮cym przy kominku i gaw臋dzi艂a mi艂o z pani膮 der Huizma, kt贸ra nie pr贸bowa艂a jej wypytywa膰, ale z ciekawo艣ci膮 s艂ucha艂a opowie艣ci o rodzicach oraz pracy u ojca i pana Friske.

Gdy zegar 艣cienny wybi艂 sz贸st膮, Daisy wsta艂a z oci膮ganiem.

- Obieca艂am pa艅stwu Friske, 偶e zjem z nimi kolacj臋 - powiedzia艂a.

Pani der Huizma po偶egna艂a si臋 z ni膮 serdecznie i odprowadzi艂a ich do samochodu. Zb贸j biega艂 po trawniku i w臋szy艂, korzystaj膮c z chwili swobody.

Wkr贸tce byli z powrotem w Amsterdamie. Jules zaparkowa艂 przed drzwiami prowadz膮cymi do mieszkania na pi臋trze, a Daisy natychmiast wyg艂osi艂a kr贸tk膮 m贸wk臋, kt贸r膮 u艂o偶y艂a sobie, gdy jechali w milczeniu. Podzi臋kowa艂a za wsp贸ln膮 wypraw臋 i zapewni艂a, 偶e jest mu ogromnie wdzi臋czna.

- Przesta艅, Daisy! - przerwa艂 jej. - Wiem, 偶e starannie dobiera艂a艣 s艂owa, aby mi podzi臋kowa膰, ale czemu jeste艣 taka oficjalna. Mniejsza z tym... Teraz moja kolej. Sp臋dzi艂em z tob膮 uroczy dzie艅. Ju偶 m贸wi艂em, 偶e jeste艣 dla mnie najmilszym kompanem, bo odzywasz si臋 jedynie w贸wczas, gdy masz co艣 do powiedzenia, i wcale nie uwa偶asz, 偶e cisza jest m臋cz膮ca.

Daisy u艣miechn臋艂a si臋 niepewnie, poniewa偶 nie mia艂a poj臋cia, czy Jules m贸wi powa偶nie, czy troch臋 z niej kpi. Pom贸g艂 jej wysi膮艣膰 z auta i odprowadzi艂 do drzwi. Gdy si臋gn臋艂a po klucz, wyj膮艂 go z jej d艂oni, wsun膮艂 do zamka i przekr臋ci艂.

- Je艣li b臋d臋 wolny w przysz艂膮 niedziel臋, zn贸w si臋 gdzie艣 wybierzemy.

Podnios艂a g艂ow臋 i rzuci艂a mu pytaj膮ce spojrzenie. Niewiele my艣l膮c, poca艂owa艂 j膮 w policzek, delikatnie popchn膮艂 do 艣rodka, odda艂 klucz i zamkn膮艂 drzwi, nim zd膮偶y艂a powiedzie膰 mu dobranoc. Mo偶e to i lepiej, poniewa偶 by艂a tak zdumiona, 偶e przez chwil臋 nie mog艂a wykrztusi膰 s艂owa.

Wolno sz艂a po schodach, 偶eby troch臋 och艂on膮膰. Pa艅stwo Friske uznali, 偶e rumie艅ce na jej policzkach to oznaka zm臋czenia ca艂odniow膮 wycieczk膮. Wkr贸tce siedzia艂a z nimi przy stole, jedz膮c pyszn膮 zup臋 i w臋dzone kie艂baski. Na deser dosta艂a lody.

Wcze艣nie po艂o偶y艂a si臋 do 艂贸偶ka, ale d艂ugo nie mog艂a zasn膮膰, analizuj膮c s艂owa i gesty Julesa. I c贸偶 z tego, 偶e j膮 poca艂owa艂 na po偶egnanie? Tak si臋 obecnie przyj臋艂o. Z drugiej strony jednak, to nie by艂o zdawkowe cmokni臋cie, tylko ulotna pieszczota, pe艂na serdeczno艣ci i czu艂o艣ci. Mimo wszystko powinna o tym zapomnie膰... ale to nie by艂o 艂atwe.

Gdy zadzwoni艂 w niedziel臋 rano, w pierwszej chwili ogarn臋艂o j膮 zak艂opotanie, a polem ogromna rado艣膰. Dzie艅 by艂 chmurny i d偶d偶ysty, ale nie czu艂o si臋 tego w ciep艂ym wn臋trzu klimatyzowanego samochodu. Zb贸j rado艣nie macha艂 ogonem, gdy sadowi艂a si臋 na przednim fotelu.

- Dzi艣 poka偶臋 ci stare wiatraki i nowy polder - oznajmi! i d艂ugo milcza艂, a potem zapyta艂, czym si臋 zajmowa艂a przez ostatni tydzie艅.

O艣mielona, tak pokierowa艂a rozmow膮, 偶e zacz膮艂 jej opowiada膰 o swojej pracy. Ogarn臋艂a go rado艣膰 i zdumienie. Helena nigdy go nie pyta艂a, ile chorych dzieci ma na oddziale, kogo operowa艂 i czy zabieg si臋 uda艂, jak przebiega dalsze leczenie, kiedy pacjent zostaje wypisany do domu i jakie s膮 sposoby, 偶eby uspokoi膰 wystraszone maluchy.

Daisy by艂a naprawd臋 zaciekawiona i zadawa艂a mn贸stwo pyta艅. Jules m贸wi艂 du偶o i chemie, poniewa偶 czu艂, 偶e jej zainteresowanie jest szczere i nie wynika jedynie z uprzejmo艣ci.

Gdy wjechali na szerok膮 grobl臋, gdzie sta艂o kilkadziesi膮t ogromnych wiatrak贸w, zachwycona Daisy wstrzyma艂a oddech. Podziwia艂a okr膮g艂e budowle z ciemnego drewna i olbrzymie ramiona, szybko obracaj膮ce si臋 na wietrze. Troch臋 si臋 rozpogodzi艂o i s艂o艅ce wyjrza艂o zza chmur, wi臋c na艂o偶yli ciep艂e kurtki i poszli na spacer szerok膮 drog膮 wzd艂u偶 kana艂u.

Przy brzegu ros艂a zielona trzcina. Zajrzeli do jednego z wiatrak贸w, w kt贸rym by艂o niewielkie muzeum, i podziwiali stare drewniane sprz臋ty, 艂adne, prosie i funkcjonalne. Daisy dowiedzia艂a si臋 od Julesa, 偶e wi臋kszo艣膰 miejscowych wiatrak贸w dawno wykupili mieszka艅cy Amsterdamu, 偶eby je przerobi膰 na domy letniskowe.

Troch臋 zmarzni臋ci, ale zadowoleni wsiedli do auta i ruszyli w stron臋 morza. Znikn臋艂y p艂askie, zielone 艂膮ki, na kt贸rych tu i 贸wdzie pas艂y si臋 krowy. Jechali teraz prowizoryczn膮 drog膮 u艂o偶on膮 z betonowych p艂yt. Otacza艂 ich ksi臋偶ycowy krajobraz: ha艂dy szarej ziemi i' bia艂ego piasku, walce i koparki jad膮ce prosto w szare niebo - jakby bez celu.

- To nowy polder - oznajmi! z dum膮 Jules. - Przed dwoma laty by艂o tu morze. Wydarli艣my mu spory kawa艂 ziemi. Terytorium Holandii stale si臋 powi臋ksza. Za kilka lat b臋d膮 tu 艂膮ki i pola uprawne.

Brn臋li w piasku, a偶 znale藕li si臋 nad morzem. Daisy z u艣miechem dosz艂a do wniosku, 偶e krajobraz jest odrobin臋 monotonny, a jednak dzia艂a na wyobra藕ni臋.

W drodze powrotnej zn贸w wst膮pili na podwieczorek do pani der Huizma i sp臋dzili tam uroczy wiecz贸r. Jules gaw臋dzi艂 z matk膮, kt贸ra nie odk艂ada艂a rob贸tki. Na p艂askim zag艂贸wku jej fotela le偶a艂 wielki rudy kot - tym razem postanowi艂 dotrzyma膰 im towarzystwa. Zb贸j 偶ebra艂 o ciasteczka i w og贸le nie zwraca艂 na niego uwagi.

Rozmarzona Daisy stwierdzi艂a, 偶e ogromny salon jest wyj膮tkowo przytulny. Poczu艂a si臋 nagle bardzo szcz臋艣liwa, lecz oko艂o si贸dmej dosz艂a do wniosku, 偶e nie powinna nadu偶ywa膰 go艣cinno艣ci matki Julesa. Staruszka wyra藕nie posmutnia艂a, kiedy si臋 偶egnali. Serdecznie poca艂owa艂a j膮 w policzek i oznajmi艂a:

- Mam nadziej臋, 偶e wkr贸tce znowu si臋 zobaczymy.

Daisy chcia艂a wierzy膰, 偶e to szczere zaproszenie, a nie przejaw zdawkowej uprzejmo艣ci.

Jules odwi贸z艂 j膮 pod sam dom i odprowadzi艂 do drzwi, ale nie wspomnia艂 o kolejnej wycieczce. Daremnie 艂udzi艂a si臋, 偶e po偶egna j膮 poca艂unkiem. U艣cisn膮艂 tylko jej r臋k臋 i 偶artobliwie ostrzeg艂, 偶e nie powinna si臋 przepracowywa膰.

Pewnie go ju偶 nie zobacz臋, pomy艣la艂a. Wkr贸tce wr贸ci Helena, dostanie od niego broszk臋 i wezm膮 艣lub. Na kr贸tko przed za艣ni臋ciem dosz艂a do wniosku, 偶e ci dwoje nie b臋d膮 razem szcz臋艣liwi.

Przez ca艂y nast臋pny tydzie艅 w sklepie panowa艂 spory ruch. Daisy zna艂a ju偶 troch臋 niderlandzki i potrafi艂a si臋 dogada膰 z klientami. Zar贸wno Holendrzy, jak i tury艣ci ch臋tnie zwracali si臋 do niej z pro艣b膮 o rad臋 i pomoc.

W niedzielny poranek kr膮偶y艂a po Amsterdamie, odkrywaj膮c niezliczone zau艂ki i w膮skie uliczki. Wczesnym po艂udniem wybra艂a si臋 do Rijksmuseum, 偶eby bez po艣piechu obejrze膰 p艂贸tna, kt贸re poprzednim razem podziwia艂a tylko przez chwil臋.

Zajrza艂a r贸wnie偶 do sali po艣wi臋conej historii Holandii. D艂ugo ogl膮da艂a wspania艂e modele dawnych statk贸w i z ciekawo艣ci膮 patrzy艂a na obrazy nawi膮zuj膮ce do kolonialnej przesz艂o艣ci Holandii, kt贸ra mia艂a dawniej ogromne posiad艂o艣ci na Dalekim Wschodzie. Warto艣膰 artystyczna tych malowide艂 by艂a niewielka, lecz sporo m贸wi艂y o pragnieniach i t臋sknotach dawnych Holendr贸w. Prawdziwe arcydzie艂a znalaz艂a natomiast w dziale sztuki azjatyckiej. Wysz艂a zachwycona urokliw膮 ceramik膮, wyrobami z laki oraz prze艣liczn膮 bi偶uteri膮.

Jules do niej nie zadzwoni艂. To znak, 偶e Helena wr贸ci艂a do Amsterdamu. Daisy powtarza艂a sobie raz po raz, 偶e trzeba o nim zapomnie膰. Robi艂a, co w jej mocy, 偶eby wyrzuci膰 go z pami臋ci, ale los zrz膮dzi艂 inaczej.

W pi膮tek rano czy艣ci艂a srebra, gdy z ulicy dobieg艂 nagle pisk hamulc贸w i g艂o艣ny trzask. Wybieg艂a przed sklep i zobaczy艂a siwow艂os膮 kobiet臋 siedz膮c膮 na kraw臋偶niku i trzymaj膮c膮 w Obj臋ciach czarnego kota. Obok sta艂 krzywo zaparkowany samoch贸d. Kierowca wyskocz)'! i podbieg艂 do staruszki.

- Czy pani m贸wi po angielsku? Nie przekroczy艂em dozwolonej szybko艣ci. Kot niespodziewanie wybieg艂 na jezdni臋, a ta staruszka za nim.

- Jestem Angielk膮 - wtr膮ci艂a pospiesznie Daisy. 艁amanym niderlandzkim zwr贸ci艂a si臋 do starszej pani, kt贸ra odpar艂a, 偶e ko艣ci ma chyba ca艂e i nie czuje b贸lu. Daisy poklepa艂a j膮 po ramieniu, pog艂aska艂a kota i doda艂a: - Musimy pojecha膰 do szpitala, 偶eby si臋 upewni膰. To niedaleko, ch臋tnie wska偶臋 drog臋. Musz臋 tylko zapyta膰 szefa, czy zwolni mnie na godzin臋.

Pan Friske w艂a艣nie sko艅czy艂 obs艂ugiwa膰 klienta i wybieg艂 na ulic臋. Nie mia艂 nic przeciwko temu, 偶eby Daisy pojecha艂a do szpitala i pomog艂a za艂atwi膰 wszystkie formalno艣ci. Przej臋ty kierowca pom贸g艂 staruszce z kotem wsi膮艣膰 do auta i raz po raz dzi臋kowa艂 Daisy, 偶e zgodzi艂a si臋 mu pom贸c. Poszkodowana trafi艂a od razu na izb臋 przyj臋膰, a Daisy zosta艂a w poczekalni z wystraszonym kotem. Badanie si臋 przed艂u偶a艂o, wi臋c po godzinie posz艂a do recepcji, gdzie spotka艂a znajom膮 rejestratork臋.

- Prosz臋 wyja艣ni膰 lej mi艂ej staruszce, 偶e nie mog臋 d艂u偶ej czeka膰, wi臋c zabieram jej kola do pana Friske, - Poda艂a adres sklepu. - Niech jej pani powie, 偶e nie ma powodu do obaw. Zaopiekuj臋 si臋 nim, jak nale偶y. - Zerkn臋艂a na pechowego kierowc臋, kt贸ry rozmawia艂 z lekarzem i doda艂a: - Wr贸c臋 taks贸wk膮. Prosz臋 powiedzie膰 tamtemu panu, gdzie mnie szuka膰. - Ruszy艂a do wyj艣cia i przy drzwiach omal nie zderzy艂a si臋 z Julesem.

Rozdzia艂 6

Nawet gdyby chcia艂a, nie mog艂a unikn膮膰 tego spotkania. Zreszt膮 Jules nie pozwoli艂 jej na to, poniewa偶 odezwa艂 si臋 pierwszy.

- Daisy! - zawo艂a艂 uradowany i ze zdziwieniem popatrzy艂 na kota trzymanego przez ni膮 w obj臋ciach. - Wychodzisz? Ja tak偶e. Ch臋tnie ci臋 podwioz臋.

Kto艣 inny na jego miejscu zasypa艂by j膮 pytaniami, ale on czeka艂 cierpliwie, a偶 sama wyja艣ni, co si臋 wydarzy艂o. Gdy sko艅czy艂a opowie艣膰, mia艂 ju偶 gotowy plan.

- Musimy wzi膮膰 klucz od tej pani i zawie藕膰 kota do domu. Nale偶y mu si臋 odpoczynek. Do艣膰 mia艂 wra偶e艅, jak na jeden dzie艅. W dobrze znanym otoczeniu poczuje si臋 bezpieczny. Damy mu je艣膰, zostawimy miseczk臋 z wod膮 i pojedziemy do pana Friske. Zdaj si臋 na mnie. Wszystkiego dopilnuj臋. Nie pozwol臋, 偶eby艣 sama w艂贸czy艂a si臋 po Amsterdamie z wystraszonym kotem na r臋ku.

W mgnieniu oka zadba艂 o wszystko. Po chwili Daisy i uspokojony kocurek siedzieli w jego aucie, a p贸艂 godziny p贸藕niej zaparkowa艂 przed sklepow膮 witryn膮. Uprzejmie, ale do艣膰 ch艂odno po偶egna艂 si臋 z Daisy. Los zakpi艂 sobie z niego. Jeszcze niedawno by艂 przekonany, 偶e rozstali si臋 definitywnie!

Wr贸ci艂 do szpitala, 偶eby sprawdzi膰, jak si臋 czuje poszkodowana staruszka. Na szczepcie, poza kilkoma siniakami nie odnios艂a 偶adnych obra偶e艅. Siedzia艂a w poczekalni, pocieszaj膮c angielskiego kierowc臋, kt贸ry przejmowa艂 si臋 drobnym wypadkiem znacznie bardziej ni偶 ona. Wolno i wyra藕nie powtarza艂a niderlandzkie s艂owa, jakby s膮dzi艂a, 偶e dzi臋ki temu 艂atwiej j膮 zrozumie.

Jules podszed艂 do nich, skin膮艂 na siostr臋 i p贸艂g艂osem poleci艂, 偶eby da艂a zszokowanemu Anglikowi zastrzyk uspokajaj膮cy i na kilka godzin umie艣ci艂a go w separatce. Powinien doj艣膰 do siebie, nim zn贸w si膮dzie za kierownic膮. Starsza pani wr贸ci艂a do domu eleganckim autem Julesa. Gdy si臋 偶egnali, dzi臋kowa艂a mu wylewnie i prosi艂a raz po raz, 偶eby pozdrowi艂 Daisy.

A jednak musz臋 si臋 z ni膮 spotka膰, pomy艣la艂 uradowany.

Wr贸ci艂 do domu i otworzy艂 kalendarz. Czasu by艂o niewiele, poniewa偶 szykowa艂 si臋 do wyjazdu. Z ramienia ONZ mia艂 wsp贸艂organizowa膰 szpital dzieci臋cy oraz centrum do偶ywiania w jednym z pa艅stw Afryki dotkni臋tych kl臋sk膮 g艂odu. Helena nie b臋dzie zadowolona z jego decyzji... Mniejsza z tym. Trzeba znale藕膰 woln膮 godzin臋 i um贸wi膰 si臋 z Daisy.

Praca w szpitalu i przygotowania do wyjazdu zajmowa艂y mu tyle czasu, 偶e nie mia艂 kiedy zawiadomi膰 Heleny o swoich planach. W ko艅cu sama do niego zadzwoni艂a.

- Na placu Rembrandta otwarto now膮 restauracj臋 - oznajmi艂a bez 偶adnych wst臋p贸w. - Musimy tam p贸j艣膰. Zarezerwuj stolik. - Nim zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, przerwa艂a po艂膮czenie.

Zrobi艂, jak sobie 偶yczy艂a, ale to nie by艂a udana randka. Gdy sko艅czyli je艣膰, Helena spyta艂a ironicznie, jak d艂ugo jeszcze b臋dzie taki zabiegany.

- Twoje 偶ycie jest tak monotonne: tylko praca i praca - doda艂a z kpi膮cym u艣miechem. - Musisz si臋 troch臋 rozerwa膰, nawi膮za膰 nowe przyja藕nie, bo...

- Wkr贸tce wyje偶d偶am - przerwa艂 stanowczo i przyciszonym g艂osem wyja艣ni艂, jakie ma plany.

- To okropne! - zawo艂a艂a Helena. - Ci膮gle si臋 m贸wi o tych okropnych chorobach. A je艣li si臋 zarazisz? Tylu jest m艂odych lekarzy, niech oni haruj膮 w tropikach za marne grosze. Zreszt膮 dla nich taki kontrakt to wielka szansa. Jules, nie zgadzam si臋 na ten wyjazd.

- Obawiam si臋, 偶e nie masz tu nic do powiedzenia, Heleno. Praca stanowi tre艣膰 mojego 偶ycia. S膮dzi艂em, 偶e rozumiesz...

- Ach tak! Przyjmij do wiadomo艣ci, 偶e nie b臋d臋 kur膮 domow膮, kt贸ra znosi bez szemrania fakt, 偶e zapracowany m膮偶 nie ma dla niej czasu, bo po艣wi臋ca si臋 dla innych! Ci膮gle odwo艂ujesz spotkania, a przecie偶 to ja powinnam by膰 dla ciebie najwa偶niejsza!

- Heleno, je艣li nie czujesz si臋 szcz臋艣liwa, przemy艣l swoj膮 decyzj臋. Czy jeste艣 pewna, 偶e ze mn膮...

Od razu poj臋艂a, 偶e posun臋艂a si臋 za daleko.

- 殴le mnie zrozumia艂e艣, kochanie. Wiem. 偶e musisz 偶y膰 zgodnie ze swymi zasadami. Zrozum, 偶e boj臋 si臋 o ciebie. - U艣miechn臋艂a si臋 przepraszaj膮co. - Wybaczysz mi?

- Oczywi艣cie, ale nie zmieni臋 postanowienia.

- Rozumiem - odpar艂a skwapliwie. - Powiedz mi tylko, jak d艂ugo ci臋 nie b臋dzie.

Gdy si臋 偶egnali, poca艂owa艂a go czule, ale to nie zrobi艂o na nim 偶adnego wra偶enia, poniewa偶 zdawa艂 sobie spraw臋, ze w jej sercu nie ma mi艂o艣ci. Nigdy go nie kocha艂a; by艂 po prostu doskona艂膮 parti膮 i m贸g艂 jej da膰 wszystko, czego pragn臋艂a: wysok膮 pozycj臋, spory maj膮tek i du偶o swobody. Irytowa艂 j膮 czasami, ale nic nie wskazywa艂o, 偶eby chcia艂a zerwa膰 zar臋czyny. Przywyk艂 do my艣li, 偶e z czasem j膮 po艣lubi i by艂 z tego zadowolony - p贸ki nie spotka艂 Daisy.

Trzeba o niej zapomnie膰... p贸藕niej, kiedy ju偶 wr贸ci do Anglii. Posmutnia艂, gdy u艣wiadomi艂 sobie, 偶e ani razu nie da艂a mu do zrozumienia, 偶e co艣 do niego czuje. A to pech! Chyba zakocha艂 si臋 w dziewczynie, kt贸rej na nim nie zale偶y. Zreszt膮 nie warto si臋 nad tym zastanawia膰, skoro Helena raz po raz dawa艂a mu do zrozumienia, 偶e za jaki艣 czas wezm膮 艣lub. Najwyra藕niej zamierza艂a go zmusi膰, aby dotrzyma艂 danego s艂owa.

Daisy wsta艂a bardzo wcze艣nie. Nie mia艂a poj臋cia, 偶e tego dnia Jules leci do Afryki. Przesta艂 do niej dzwoni膰 i d艂ugo si臋 nie pokazywa艂. 艁udzi艂a si臋, 偶e dzi臋ki temu szybciej o nim zapomni. Daremne nadzieje! Ci膮g艂e o nim my艣la艂a, chocia偶 obieca艂a sobie, 偶e nie b臋dzie ulega膰 lei pokusie.

Zjad艂a lekkie 艣niadanie i posz艂a do sklepu, 偶eby zapakowa膰 porcelan臋, kt贸ra jeden z klient贸w mia艂 odebra膰 w drodze na lotnisko. W艂a艣nie zamkn臋艂a za sob膮 tylne drzwi, gdy us艂ysza艂a przenikliwy d藕wi臋k staromodnego dzwonka - Nabywca porcelany zjawi艂 si臋 wcze艣niej, ni偶 zapowiada艂. Trudno, b臋dzie musia艂 troch臋 poczeka膰.

Otworzy艂a drzwi od frontu i, zaskoczona, zamruga艂a powiekami. Na progu sta艂 Jules. Gdy cofn臋艂a si臋 bez s艂owa, wszed艂 za ni膮 do 艣rodka.

- Sklep jest zamkni臋ty - stwierdzi艂a rzeczowo, a potem zreflektowa艂a si臋 i doda艂a uprzejmie: - Dzie艅 dobry.

Nie odpowiedzia艂 na jej powitanie, tylko od razu przeszed艂 do sedna sprawy.

- Nie b臋dzie mnie przez miesi膮c, mo偶e troch臋 d艂u偶ej. - Popatrzy艂 jej w oczy. - Nie mog艂em wyjecha膰 bez po偶egnania. Lec臋 do Afryki.

- Ale wr贸cisz? - spyta艂a, jakby trudno jej by艂o zrozumie膰, co do niej m贸wi.

- Oczywi艣cie! Zastan臋 ci臋 tutaj po przyje藕dzie?

- Nie wiem. Pan Friske jeszcze ze mn膮 o tym nie rozmawia艂. Po co lecisz do Afryki?

- B臋d臋 organizowa膰 szpital i centrum pomocy dla dzieci w rejonie dotkni臋tym kl臋sk膮 g艂odu.

- Lekarz taki jak ty bardzo si臋 tam przyda. Gdybym by艂a piel臋gniark膮, na pewno pojecha艂abym z tob膮. - Umilk艂a na chwil臋 i doda艂a ciszej: - Helenie jest przykro, 偶e j膮 opuszczasz. , prawda?

S艂uszna uwaga, pomy艣la艂, lecz problem w tym, 偶e ma do mnie pretensje z innych powod贸w.

- Prowadzi lak bogate 偶ycie towarzyskie, 偶e nawet nie zauwa偶y mojej nieobecno艣ci - odpar艂 cicho. - B臋dziesz za mn膮 t臋skni膰?

Przez chwil臋 przygl膮da艂a si臋 uwa偶nie jego spokojnej twarzy.

- Oczywi艣cie. Nie lubi臋 si臋 rozstawa膰 z przyjaci贸艂mi, a my chyba jeste艣my zaprzyja藕nieni, cho膰 widujemy si臋 rzadko i raczej przypadkowo. - Westchn臋艂a bezradnie. - Tak, b臋d臋 za tob膮 t臋skni艂a. Mam nadziej臋, 偶e podczas tego wyjazdu wszystko u艂o偶y si臋 po twojej my艣li. Nie sied藕 za d艂ugo w tej Afryce. - Poda艂a mu r臋k臋, chc膮c si臋 jak najszybciej po偶egna膰, bo czu艂a, 偶e 艂ada chwila wybuchnie p艂aczem. - Do widzenia.

Uj膮艂 podan膮 d艂o艅 i 艣cisn膮艂 delikatnie, jakby si臋 ba艂, 偶e swoj膮 wielk膮 r臋k膮 po艂amie jej palce. Nagle przytuli艂 j膮 mocno i poca艂owa艂. Od razu wiedzia艂a, 偶e nie zapomni nigdy tej chwili. Do tej pory s膮dzi艂a, 偶e takich uczu膰 doznaj膮 tylko bohaterki romans贸w.

- Potrzebne mi pi臋kne wspomnienie - powiedzia艂 zd艂awionym g艂osem i wypu艣ci艂 j膮 z obj臋膰 tak niespodziewanie, 偶e omal nie upad艂a.

- W艂a艣ciwie... - zacz臋艂a, lecz Jules wybieg艂 ju偶 ze sklepu i wsiad艂 do samochodu prowadzonego przez Joopa, kt贸ry natychmiast uruchomi艂 silnik i odjecha艂.

Daisy najch臋tniej by si臋 rozp艂aka艂a, ale nie mog艂a sobie na to pozwoli膰. Wstrzyma艂a oddech jak ma艂a dziewczynka, kt贸r膮 nagle co艣 zabola艂o, a potem zabra艂a si臋 do pakowania porcelany.

Ledwie sko艅czy艂a, pani Friske zawo艂a艂a j膮 na kaw臋 i drugie 艣niadanie. Wym贸wi艂a si臋 b贸lem g艂owy, bo i tak nie mog艂aby nie prze艂kn膮膰. Przez ca艂y dzie艅 by艂a okropnie roztargniona, a noc膮 艣ni艂 jej si臋 Jules i jego poca艂unek - niespodziewany, czu艂y, zaborczy.

W sobot臋 rano dosta艂a list. Koperta by艂a wytworna, z czerpanego papieru, adres starannie wykaligrafowany. Serce zabi艂o jej mocno, gdy pomy艣la艂a, 偶e to list od Julesa, ale szybko si臋 zreflektowa艂a. Czemu mia艂by do niej pisa膰? Niecierpliwie rozerwa艂a kopert臋 i wyj臋艂a pachn膮cy arkusik. Nadawc膮 by艂a pani der Huizma, kt贸ra pyta艂a, czy mog膮 w niedziel臋 zje艣膰 razem obiad. Mia艂a nadziej臋, 偶e Daisy sp臋dzi u niej ca艂e popo艂udnie, Joop mia艂 po ni膮 przyjecha膰, a potem odwie藕膰 do domu.

Dwukrotnie przeczyta艂a zaproszenie i d艂ugo zastanawia艂a si臋, czy je przyj膮膰. Lubi艂a matk臋 Julesa i chemie by si臋 z ni膮 spotka艂a, ale czy odmowa nie b臋dzie lepszym rozwi膮zaniem? Kolejna wizyta w jego rodzinnym domu sprawi, 偶e trudniej b臋dzie o nim zapomnie膰. I tak zbyt cz臋sto go wspomina艂a. Po co dodatkowo pogarsza膰 sytuacj臋? Jednak tym razem go nie b臋dzie...

Podj臋艂a decyzj臋 i posz艂a do salonu pa艅stwa Friske, 偶eby ich uprzedzi膰, dok膮d si臋 wybiera, oraz telefonicznie potwierdzi膰, 偶e przyjmuje zaproszenie.

Joop przyjecha艂 po ni膮 w niedziel臋 po jedenastej. Ucieszy艂 si臋, gdy usiad艂a obok niego. Tego ranka ubra艂a si臋 elegancko; mia艂a na sobie nowy zielony kostium i jasn膮 bluzk臋 z jedwabiu. W czasie podr贸偶y starym, ale 艣wietnie utrzymanym mercedesem rozmawiali po niderlandzku. Daisy z trudem dobiera艂a s艂owa, a Joop cierpliwie poprawia艂 jej b艂臋dy.

Drzwi otworzy艂a Katje i od razu zaprowadzi艂a j膮 do salonu, gdzie pani der Huizma siedzia艂a w swoim ulubionym fotelu. Zb贸j le偶a艂 obok niej na pod艂odze. Na widok go艣cia u艣miechn臋艂a si臋 szeroko.

- Rozgo艣膰 si臋, Daisy. Katje zaraz przyniesie nam kaw臋. To bardzo mi艂o z twojej strony, 偶e postanowi艂a艣 mi dotrzyma膰 towarzystwa. Chcesz obejrze膰 dom? Mam tu wiele ciekawych przedmiot贸w. S膮 w艣r贸d nich cenne antyki. Ch臋tnie je poka偶臋, ale teraz nale偶y ci si臋 chwila oddechu, wi臋c poplotkujemy troch臋, dobrze?

Wypi艂y kaw臋 i ruszy艂y g艂贸wnym korytarzem prowadz膮cym w g艂膮b rezydencji. Daisy z uwag膮 przygl膮da艂a si臋 rodzinnym portretom i dosz艂a do wniosku, 偶e Jules ma rysy swoich przodk贸w.

- To moja ulubiona kryj贸wka - oznajmi艂a z tajemniczym u艣miechem pani der Huizma, gdy wesz艂y do przytulnego pokoiku. Na 艣cianach by艂a tapeta w paski, a wok贸艂 stolika przysuni臋tego do okna sta艂y wygodne krzes艂a. - Lubi臋 tu szyde艂kowa膰, pisa膰 listy i szy膰. Moje wnuki m贸wi膮, 偶e to norka babuni.

- Wnuki? Ile ich jest?

- Pi臋cioro. To dzieci moich dwu c贸rek. Mam nadziej臋, 偶e po 艣lubie Julesa ta gromadka szybko si臋 powi臋kszy.

- Na pewno - odpar艂a spokojnie Daisy. - Dzieci s膮 kochane, a ten dom jest wprost dla nich stworzony... Nie chodzi mi o jego wielko艣膰. Mam na my艣li mi艂膮 atmosfer臋 i rodzinne ciep艂o.

Pani der Huizma rzuci艂a jej badawcze spojrzenie, z powag膮 kiwn臋艂a g艂ow膮 i stwierdzi艂a w duchu, 偶e Daisy podbita jej serce. Zapewne Jules r贸wnie偶 uleg艂 jej czarowi. Westchn臋艂a ukradkiem i ruszy艂a w stron臋 biblioteki oraz gabinetu. Nast臋pnie przesz艂y do przeszklonego ogrodu zimowego, kt贸ry znajdowa艂 si臋 na ty艂ach domu.

Troch臋 zm臋czone w臋dr贸wk膮 po rezydencji, ale bardzo zadowolone ze swego towarzystwa, dotar艂y w ko艅cu do jadalni i usiad艂y przy stole.

- Musisz odwiedzi膰 mnie znowu i przyjrze膰 si臋 uwa偶niej naszym antykom. Wszystkie zosta艂y opisane w osobnym katalogu, wi臋c b臋dziesz mia艂a u艂atwione zadanie.

- Z przyjemno艣ci膮. Problem w tym, 偶e nie jestem pewna, jak d艂ugo jeszcze b臋d臋 pracowa膰 u pana Friske. Wspomnia艂 ostatnio...

Umilk艂a, bo Katje poda艂a obiad. Na przystawk臋 by艂 melon, potem homar i sa艂atka, a na deser budy艅 z odrobin膮 sherry oraz pyszny krem.

- W tym tygodniu dosta艂am kr贸tki list od Julesa - oznajmi艂a pani der Huizma, gdy wr贸ci艂y do salonu, 偶eby wypi膰 kaw臋. - Przywioz艂a go piel臋gniarka, kt贸ra niedawno przyjecha艂a na urlop do kraju. Maj膮 tam mn贸stwo pracy, wi臋c Jules jest w swoim 偶ywiole. Wiem, 偶e bardzo go potrzebuj膮, ale chcia艂abym, 偶eby ju偶 tu by艂. - Pog艂aska艂a Zb贸ja, kt贸ry tuli艂 si臋 do jej n贸g - Zawsze przywozi mi swego psiaka, gdy wyje偶d偶a na d艂u偶ej. Lubi臋 z nim spacerowa膰, a on troch臋 mniej t臋skni za swoim panem. Joop przyje偶d偶a na ka偶de wezwanie, je艣li potrzebujemy pomocy.

Po kawie zwiedzi艂y pierwsze pi臋tro, gdzie by艂y du偶e sypialnie, a w nich staromodne 艂贸偶ka z kolumienkami.

- Mamy jeszcze strych - powiedzia艂a tajemniczo pani der Huizma. - Przechowujemy tam rozmaite starocie. Mo偶e chcesz rzuci膰 na nie... - Przerwa艂 jej st艂umiony odg艂os dzwonka. - Kt贸偶 to mo偶e by膰? Nic oczekuj臋 ju偶 go艣ci.

By艂a kompletnie zaskoczona, gdy wraz z Daisy zesz艂a na d贸艂 i ujrza艂a Helen臋, kt贸ra zr臋cznie omin臋艂a Joopa i z promiennym u艣miechem ruszy艂a ku schodom, wyci膮gaj膮c ramiona, jakby zamierza艂a u艣ciska膰 pani膮 domu.

- Prosz臋 mi wybaczy膰, 偶e przyjecha艂am bez zaproszenia. ale po prostu musia艂am tu wpa艣膰 na pogaw臋dk臋. Zapewne po wyje藕dzie Julesa czuje si臋 pani bardzo samotna, a poza tym tyle mamy do om贸wienia.

Pani der Huizma wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i u艣cisn臋艂a jej d艂o艅.

- C贸偶 za niespodzianka! Mia艂a艣 wiadomo艣ci od mego syna?

- Dosta艂am tylko kr贸tki list, w kt贸rym pisze, 偶e dotar艂 na miejsce. Nic s膮dz臋, 偶eby cz臋sto pisa艂, bo jak zwykle 偶yje prac膮, a te sprawy ma艂o mnie obchodz膮, wi臋c nie chce mnie zanudza膰.

- Zapewne - odpar艂a pani der Huizma. - Znasz Daisy, prawda? Spotka艂a艣 j膮 u Julesa.

- Czy偶by? - Helena wzruszy艂a ramionami. - Ach tak! Dziewczyna zatrudniona w sklepie z antykami... Szuka u pani mebli na sprzeda偶? - zapyta艂a lekcewa偶膮co, ale Daisy pu艣ci艂a mimo uszu aroganck膮 uwag臋.

- Daisy jest dzi艣 moim go艣ciem - odezwa艂a si臋 pani der Huizma i doda艂a z naciskiem: - Wcze艣niej bywa艂a tu z Julesem, ilekro膰 wybierali si臋 razem na wycieczki.

- Aha! - Niebieskie oczy Heleny przypomina艂y kawa艂ki lodu. Wygl膮da na to, 偶e podczas jej wyprawy do Kalifornii ta szara mysz wkrad艂a si臋 w 艂aski Julesa i jego matki. Ciekawe, co on w niej widzi. Trzeba powstrzyma膰 t臋 ma艂膮 intrygantk臋.

- Doskonale pani trafi艂a! Jules to wspania艂y przewodnik - powiedzia艂a, u艣miechaj膮c si臋 do Daisy, - Jak d艂ugo zostanie pani w Holandii?

- Sama nie wiem, lecz najdalej za dwa miesi膮ce chcia艂abym wr贸ci膰 do domu. Wszystko zale偶y od pana Friske, on zdecyduje, kiedy mam sko艅czy膰 praktyk臋.

Gdy przesz艂y do salonu, Helena usadowi艂a si臋 wygodnie na kanapie, jakby chcia艂a podkre艣li膰, 偶e w lej rezydencji czuje sic jak u siebie w domu. Zb贸j podszed艂, 偶eby si臋 przywita膰, ale odepchn臋艂a go zgrabn膮 stopk膮 i wybuchn臋艂a 艣miechem.

- Paskudny kundel! Ci膮gle powtarzam Julesowi, 偶e powinien go trzyma膰 w kuchni. Odda艂 go pani? - spyta艂a przysz艂膮 te艣ciow膮.

- Tylko na czas wyjazdu. Wzi臋艂am Zb贸ja do siebie, 偶eby nie czu艂 si臋 samotny. Jest wspania艂ym kompanem.

- Kiedy si臋 pobierzemy, nam贸wi臋 Julesa, 偶eby go pani zostawi艂. Tyle z nim k艂opotu!

Pani der Huizma szybko zmieni艂a temat.

- Zjesz z nami podwieczorek, Heleno? Zamierza艂y艣my w艂a艣nie co艣 przek膮si膰.

- Wypij臋 tylko fili偶ank臋 herbaty, o przek膮skach nie ma mowy. Musz臋 sporo schudn膮膰, bo okropnie uty艂am, wi臋c te 艣liczne rzeczy kupione w Kalifornii nie b臋d膮 na mnie pasowa艂y. Nic mog臋 si臋 przejada膰. - Wybuchn臋艂a 艣miechem i z zadowoleniem popatrzy艂a na sukni臋 podkre艣laj膮c膮 jej szczup艂膮 sylwetk臋.

P艂aska jak deska, pomy艣la艂a Daisy, nie kryj膮c z艂o艣liwej satysfakcji. Ta kiecka lepiej by wygl膮da艂a na kiju od miot艂y. Utwierdzi艂a si臋 w przekonaniu, 偶e Helena to pod艂a j臋dza. Czemu Jules upar艂 si臋, 偶eby j膮 po艣lubi膰? Na my艣l o nim u艣miechn臋艂a si臋 tajemniczo.

Helena, kt贸ra obserwowa艂a j膮 ukradkiem, by艂a zaniepokojona. Czemu ta smarkula ma taki rozmarzony wyraz twarzy, zastanawia艂a si臋 podejrzliwie.

- Jules pisa艂 do pani? - spyta艂a, zwracaj膮c si臋 do Daisy.

- Do mnie? Czemu mia艂by to robi膰? Na pewno jest tak zapracowany, 偶e list贸w od niego mog膮 oczekiwa膰 jedynie bliscy.

- Moim zdaniem, nie powinien tak harowa膰.

- Jest znakomitym lekarzem, a pacjenci s膮 dla niego najwa偶niejsi.

- Z pewno艣ci膮 po 艣lubie wiele zmieni臋 w jego 偶yciu. Oboje uwa偶amy, 偶e nie warto si臋 spieszy膰 do o艂tarza, ale przez ca艂y czas przygotowuj臋 si臋 do roli idealnej pani domu.

Daisy mia艂a w tej kwestii sporo w膮tpliwo艣ci. Ciekawe, czy Helena zdaje sobie spraw臋, co to znaczy by膰 dobr膮 偶on膮. Biedny Jules skaza艂 si臋 dobrowolnie na ma艂偶e艅stwo z kapry艣n膮 egoistk膮, kt贸ra nie jest w stanic go pokocha膰. Nie zwa偶a艂 na to, poniewa偶 by! w niej zakochany.

Helena wypi艂a herbat臋, lecz nic nie wskazywa艂o na to. 偶e wkr贸tce si臋 po偶egna. Daisy zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czy nie powinna wyj艣膰 pod pretekstem, 偶e ma jeszcze co艣 do zrobienia w sklepie pana Friske, ale nim wymy艣li艂a wiarygodne usprawiedliwienie, pani der Huizma powiedzia艂a:

- Daisy i ja zajmujemy si臋 dzisiaj histori膮 t臋go domu. Na strychu jest mn贸stwo starych ksi膮偶ek, pami臋tnik贸w i list贸w. Przechowuj臋 r贸wnie偶 stare rachunki. Nie masz poj臋cia, Heleno, jaka to pasjonuj膮ca lektura. Chcemy je dzisiaj przejrze膰. Naprawd臋 warto, cho膰 s膮 zakurzone, a na strychu jest zimno. Przy艂膮czysz si臋 do nas? - spyta艂a z przymilnym u艣miechem.

- Nie... Dzi臋kuj臋, mo偶e innym razem. Jestem um贸wiona z przyjaci贸艂mi na kolacj臋, wi臋c musz臋 jecha膰. Mog臋 podwie藕膰 Daisy do miasta.

- Zadzwo艅 do mnie, je艣li b臋dziesz mia艂a wiadomo艣ci od Julesa - poprosi艂a pani der Huizma, gdy si臋 偶egna艂y.

- Nie s膮dz臋, 偶eby do mnie napisa艂. Jest lak zapracowany, 偶e nie mam pewno艣ci, czy znajdzie czas na czytanie moich list贸w.

Popatrzy艂a na Daisy, ale uda艂a, 偶e nie widzi jej r臋ki wyci膮gni臋tej na po偶egnanie. Gdy zamkn臋艂a za sob膮 drzwi, pani der Huizma powiedzia艂a wsp贸艂czuj膮co do Daisy:

- Bardzo mi przykro, 偶e by艂a taka arogancka. Chod藕my na strych. Mam nadziej臋, 偶e znajdziesz tam starocie, kt贸re ci臋 zainteresuj膮.

- Chyba si臋 troch臋 zasiedzia艂am, powinnam ju偶 wraca膰...

- Jeste艣 dzisiaj potrzebna panu Friske? Mia艂am nadziej臋, 偶e zjesz ze mn膮 kolacj臋.

- Z przyjemno艣ci膮! S膮dzi艂am, 偶e wspomnia艂a pani o strychu, 偶eby... - Daisy umilk艂a zak艂opotana, a pani der Huizma wybuchn臋艂a 艣miechem.

- 呕eby si臋 pozby膰 Heleny? S艂uszna uwaga, ale przysi臋gam z r臋k膮 na sercu, 偶e i tak bym poprosi艂a, 偶eby艣 zosta艂a d艂u偶ej, kochanie. Po kolacji Joop odwiezie ci臋 do domu.

Ponad godzin臋 przegl膮da艂y stare ksi膮偶ki i grzeba艂y w po偶贸艂k艂ych papierach. Bawi艂y si臋 doskonale.

- Teraz rzadko przychodz臋 na strych - westchn臋艂a pani der Huizma - ale gdy 偶y艂 m贸j m膮偶. przesiadywali艣my tu godzinami.

- Niesamowite! - zawo艂a艂a Daisy. - Tu jest rachunek z pocz膮tku wieku na serwis obiadowy sk艂adaj膮cy si臋 ze stu element贸w. Wyobra偶am sobie te przyj臋cia!

- Taki rozmach robi wra偶enie, co? Musisz znowu do mnie przyjecha膰 i przejrze膰 te nasze papierzyska, bo widz臋, 偶e to dla ciebie prawdziwa kopalnia ciekawostek. Ale dosy膰* na dzisiaj! Jest pora kolacji, wi臋c chod藕my do jadalni. - Pani der Huizma otrzepa艂a z kurzu we艂nian膮 sukienk臋, wzi臋艂a Daisy pod r臋k臋 i poci膮gn臋艂a ku schodom.

Po kolacji odprowadzi艂a j膮 do wyj艣cia i poca艂owa艂a w policzek.

- Czekam niecierpliwie na twoj膮 kolejn膮 wizyt臋.

Gdy Daisy wsiad艂a do samochodu i Joop odjecha艂, pani der Huizma posz艂a do swojej „norki babuni", 偶eby napisa膰 do Julesa. Zb贸j po艂o偶y艂 si臋 u jej st贸p, a rudy kot spa艂 na kolanach. Zastanawia艂a si臋, czy Helena znajdzie czas, 偶eby odpowiedzie膰 na jego kr贸tki Ust. Po namy艣le uzna艂a, 偶e to ma艂o prawdopodobne.

Bardzo si臋 myli艂a. Wprawdzie przed wizyt膮 u przysz艂ej te艣ciowej Helena rzeczywi艣cie nie widzia艂a powodu, 偶eby odpisa膰 Julesowi, bo jego praca nie mia艂a dla niej 偶adnego znaczenia, a on z kolei nie interesowa艂 si臋 wytwornym towarzystwem. Akceptowa艂 jej styl 偶ycia, lecz pewnie zak艂ada艂, 偶e po 艣lubie b臋dzie musia艂a wiele zmieni膰. Daremne nadzieje!

Wizyta w rodzinnym domu Julesa da艂a Helenie do my艣lenia i powa偶nie j膮 zaniepokoi艂a. Ta g艂upia Daisy ju偶 przekona艂a do siebie matk臋, a potem spr贸buje oczarowa膰 syna. 艢miechu warte, lecz ostro偶no艣ci nigdy za wiele! Szybki 艣lub nie wchodzi艂 w gr臋, bo panie艅ska swoboda ma wiele zalet, ale trzeba pilnowa膰 stanu posiadania.

Dlatego napisa艂a d艂ugi list, w kt贸rym rzadko wspomina艂a o swoich rozrywkach, natomiast wiele stron po艣wi臋ci艂a wizycie u jego maiki, odpowiednio ubarwiaj膮c opowie艣膰. Wspomnia艂a o Daisy, nie t艂umacz膮c, przez kogo zosta艂a zaproszona. Doceni艂a jej wiedz臋 o antykach, napomkn臋艂a o rych艂ym powrocie do Anglii i planach ma艂偶e艅skich, kt贸re mia艂y si臋 rzekomo skonkretyzowa膰 jeszcze w tym roku. Po tej wzmiance Jules zapomni wreszcie o angielskiej szarej myszce.

Teraz trzeba si臋 z ni膮 spotka膰 i ostro偶nie wybada膰, jakie ma plany na przysz艂o艣膰.

Rozdzia艂 7

W po艂owie tygodnia Helena ca艂kiem zaskoczy艂a Daisy, dzwoni膮c do niej z propozycj膮 wsp贸lnej wycieczki nad morze. Zapowiedzia艂a, 偶e przyjedzie po ni膮 w niedziel臋 przed po艂udniem.

- Zjemy razem obiad, a potem zapraszam na podwieczorek. Wiem, 偶e wkr贸tce zamierza pani wr贸ci膰 do Anglii, wi臋c trzeba jak najwi臋cej zwiedzi膰, a w Holandii jest wiele miejscowo艣ci wartych odwiedzenia.

Daisy w pierwszej chwili zamierza艂a odm贸wi膰, bo nie mia艂a ochoty sp臋dza膰 niedzieli w towarzystwie Heleny. Wymy艣li艂a na poczekaniu kilka wym贸wek, ale szybko dosz艂a do wniosku, 偶e nie s膮 wiarygodne, i dlatego zgodzi艂a si臋 na wsp贸ln膮 wypraw臋, 偶eby nie pope艂ni膰 nietaktu.

- Jaka mila niespodzianka - odpar艂a bez przekonania. - Ch臋tnie pojad臋...

- W takim razie wpadn臋 po pani膮 o jedenastej - przerwa艂a jej Helena. - Prosz臋 nie przejmowa膰 si臋 strojem. W tym wypadku chodzi raczej o wygod臋 ni偶 o elegancj臋.

Ogarni臋ta w膮tpliwo艣ciami Daisy dosz艂a do wniosku, 偶e chyba 藕le oceni艂a Helen臋, kt贸ra z pewno艣ci膮 mia艂a ciekawsze zaj臋cia ni偶 pokazywanie urok贸w Holandii znajomej Julesa. Oto dow贸d, 偶e nie nale偶y uprzedza膰 si臋 do ludzi i ocenia膰 ich powierzchownie.

Kilka minut po jedenastej Helena przyjecha艂a nowiutkim sportowym autem, kt贸re l艣ni艂o czerwonym lakierem. Mia艂a na sobie bia艂膮 sk贸rzan膮 kurtk臋 i czerwony garnitur. Wygl膮da艂a prze艣licznie. Daisy przesta艂a si臋 dziwi膰, 偶e Jules si臋 w niej zakocha艂. Wsiad艂a do auta, a Helena ruszy艂a z piskiem opon,

- Czy Jules by艂 z pani膮 w Scheveningcn? To modny kurort nad Morzem P贸艂nocnym. Nie lubi臋 staroci, ale musz臋 przyzna膰, 偶e hotel Kurhaus robi wra偶enie. Powsta艂 w dziewi臋tnastym wieku. Jest ogromny, a ostatnio zosta艂 odnowiony, wi臋c sprawia wra偶enie, jakby zbudowano go wczoraj. G艂贸wny hol jest uroczy. Ciekawe, czy spodobaj膮 si臋 pani freski przedstawiaj膮ce syreny i rozbawione p贸艂nagie dziewcz臋ta. Jest, rzecz jasna, troch臋 staromodny, ale ma sw贸j urok. Szkoda, 偶e nie mo偶e pani zosta膰 do czerwca. W Scheveningen odbywa si臋 wtedy festiwal latawc贸w. Co roku je偶d偶臋 tam z przyjaci贸艂mi.

- Czyta艂am, 偶e nazwa kurortu jest dla cudzoziemc贸w tak trudna do wym贸wienia, 偶e w czasie drugiej wojny holenderski nich oporu pos艂ugiwa艂 si臋 ni膮, 偶eby wykry膰 niemieckich szpieg贸w dzia艂aj膮cych w jego szeregach.

- Naprawd臋? Zabawna ciekawostka - odpar艂a lekcewa偶膮co Helena i doda艂a: - Proponuj臋, 偶eby艣my napi艂y si臋 kawy w jakiej艣 przytulnej kafejce.

Wkr贸tce skr臋ci艂a w boczn膮 drog臋 i zaparkowa艂a przed stylowym zajazdem. Gdy usiad艂a przy stoliku, z u艣miechem opowiada艂a o sobie i przyja藕nie wypytywa艂a Daisy, jakby naprawd臋 by艂a zainteresowana jej wra偶eniami z pobytu w Holandii.

- To szcz臋艣cie w nieszcz臋艣ciu, 偶e Jules wyci膮gn膮艂 pani膮 z kana艂u. Jak cz臋sto widywali艣cie si臋 w Anglii?

Daisy zapomnia艂a o uprzedzeniach i opowiedzia艂a o spotkaniu na pustej pla偶y.

- To zabawne - doda艂a i zachichota艂a cichutko. - Widujemy si臋 g艂贸wnie dzi臋ki szcz臋艣liwym zbiegom okoliczno艣ci.

Helena zach臋ca艂a j膮 do zwierze艅, wtr膮caj膮c od czasu do czasu kr贸tk膮 uwag臋 albo pytanie. Dosz艂a do wniosku, 偶e Daisy jest zakochana w Julesie, a jemu zapewne pochlebia to jej uwielbienie. Nim wr贸ci do Holandii, trzeba zdusi膰 w zarodku to zauroczenie.

Gdy dojecha艂y do Scheveningen, posz艂y na spacer. Daisy by艂a zachwycona bezkresn膮 pla偶膮 i stalowym kolorem nieba. Ciemne chmury wisia艂y nisko ponad wzburzonym morzem. Po kwadransie Helena zaproponowa艂a, 偶eby wr贸ci艂y do auta i pojecha艂y na obiad, a Daisy, chc膮c nie chc膮c, przysta艂a na jej sugesti臋.

Gdy zaparkowa艂y przed eleganck膮 restauracj膮, Helena od razu si臋 o偶ywi艂a, za to Daisy poczu艂a si臋 niepewnie, bo jej tweedowa sp贸dnica i gruby, we艂niany 偶akiet nie pasowa艂y do wytwornego otoczenia. Zastanawia艂a si臋, czemu Helena wybra艂a w艂a艣nie taki lokal i dlaczego poprosi艂a o stolik na samym 艣rodku sali, gdzie by艂y wystawione na ciekawskie spojrzenia innych go艣ci.

- Nazwy potraw w menu s膮 po francusku - oznajmi艂a troch臋 za g艂o艣no. - Czy mam je dla pani przet艂umaczy膰?

Daisy, kt贸ra dobrze zna艂a ten j臋zyk, nagle poczu艂a, 偶e ogarniaj膮 irytacja. Nagle sta艂o si臋 dla niej jasne, 偶e Helena tylko udaje 偶yczliwo艣膰.

- Chyba sobie poradz臋 - odparta i doda艂a po francusku z bardzo dobrym akcentem: - W szkole mia艂am j臋zyki obce na bardzo wysokim poziomie. Szczerze m贸wi膮c, t艂umaczenie menu na francuski wydaje mi si臋 do艣膰 pretensjonalne.

- Zapewne chodzi o to, 偶eby zniech臋ci膰 takich go艣ci, kt贸rym brak elementarnej og艂ady i wiedzy - odparowa艂a Helena.

Daisy wmawia艂a sobie, 偶e jej ton nie by艂 arogancki. Mimo wszystko z apetytem jad艂a pyszny obiad, nie zwracaj膮c uwagi na u艣mieszki wytwornych go艣ci.

Gdy znowu wsiad艂y do auta, Helena oznajmi艂a z radosnym o偶ywieniem:

- Jedziemy do Vollendam! To prze艣liczna rybacka wioska. Jej mieszka艅cy kultywuj膮 dawne zwyczaje, chodz膮 w tradycyjnych strojach, Kiedy tam jestem, mam wra偶enie, 偶e widz臋 uroczy obrazek w dzieci臋cej ksi膮偶eczce: rybacy w workowatych spodniach przesiaduj膮 na murku okalaj膮cym port, muzykanci graj膮 na kobzach, a kobiety nosz膮 koronkowe czepki. Tb zabawne, ale niekt贸rzy cudzoziemcy s膮dz膮, 偶e Holendrzy na co dzie艅 nosz膮 saboty!

Gdy przyjecha艂y do wioski, zaparkowa艂a na rynku i czeka艂a w samochodzie na Daisy, kt贸ra posz艂a si臋 rozejrze膰 i kupi膰 poczt贸wki, 偶eby je wys艂a膰 do rodzic贸w i znajomych.

- B臋dzie mia艂a pani co opowiada膰 po powrocie do domu - zagadn臋艂a Helena, gdy mszy艂y do Amsterdamu. - Kiedy wybiera si臋 pani do Anglii?

To samo pytanie zada艂a przed kilkoma dniami podczas odwiedzin u matki Julesa.

- Nie mam poj臋cia. Chyba za miesi膮c.

Helena zmieni艂a lemat i kacz臋ta opowiada膰 o wyje藕dzie do Kalifornii oraz tamtejszych rozrywkach. Gdy dotar艂y do Amsterdamu, min臋艂a centrum i skr臋ci艂a w stron臋 dzielnicy willowej.

- Czy to jaki艣 skr贸t? - zapyta艂a Daisy, kt贸ra sadzi艂a, 偶e zmierzaj膮 w stron臋 domu pa艅stwa Friske.

- O nie! Zapraszam pani膮 do siebie. Jest dosy膰 wcze艣nie, a poza tym na pewno ma pani ochot臋 napi膰 si臋 herbaty.

- Z przyjemno艣ci膮. - Daisy by艂a ciekawa, jak wygl膮da mieszkanie Heleny.

Helena zaparkowa艂a przed nowoczesnym budynkiem przy Churchillaan.

- Jeste艣my na miejscu - oznajmi艂a. Min臋艂y stanowisko portiera i ruszy艂y w stron臋 wind. - Jedziemy na pierwsze pi臋tro.

Gdy wysiad艂y, Daisy zobaczy艂a szeroki korytarz wy艂o偶ony czerwonym dywanem. Helena wyj臋艂a klucz i otworzy艂a ostatnie drzwi. Wystr贸j wn臋trza by艂 ca艂kiem inny ni偶 w przytulnym domu Julesa. Wielki pusty salon umeblowany by艂 nowoczesnymi sprz臋tami, a u okien wisia艂y kolorowe zas艂ony z geometrycznym wzorem. 呕adnych antyk贸w...

Na kanapie siedzia艂 starszy m臋偶czyzna, a obok niego nieco m艂odsza kobieta. Helena powiedzia艂a kilka zda艅 po niderlandzku i doda艂a, przechodz膮c na angielski:

- To jest Daisy. Jules zaprzyja藕ni艂 si臋 z ni膮 w czasie pobytu w Anglii. - Spojrza艂a na dziewczyn臋 i oznajmi艂a: - Przedstawiam ci moich rodzic贸w.

呕adne nie wsta艂o z kanapy, 偶eby si臋 przywita膰. Daisy zrobi艂a krok w ich stron臋 i wyci膮gn臋艂a r臋k臋, ale zaraz j膮 opu艣ci艂a, bo dosz艂a o wniosku, 偶e u艣cisk d艂oni nie wchodzi w gr臋.

- Mi艂o mi pa艅stwa pozna膰 - rzuci艂a uprzejmie i czeka艂a, a偶 si臋 do niej odezw膮.

- C贸偶, prosz臋 usi膮艣膰 - odpar艂a pani van Tromp. - Zapewne chcia艂aby pani napi膰 si臋 herbaty. Zadzwo艅 na s艂u偶b臋, Heleno, - Z wystudiowan膮 oboj臋tno艣ci膮 przygl膮da艂a si臋 Daisy. - Przyjecha艂a pani do Holandii na wakacje?

- Nie, pracuj臋 w sklepie z antykami nale偶膮cym do pana Friske.

- Ach tak... Czemu zdecydowa艂a si臋 pani na prac臋 w Amsterdamie?

- 呕eby nabra膰 do艣wiadczenia.

Helena wysz艂a na chwil臋 i wr贸ci艂a bez sk贸rzanej kurtki, w samym garniturze.

- Zdejmij okrycie. Daisy - poradzi艂a. - Pora ju偶 zmieni膰 ubrania na l偶ejsze, bo robi si臋 ciep艂o. Domy艣lam si臋, 偶e twoja garderoba jest raczej skromna. Cz臋sto wychodzisz po pracy?

- Nie. Przez ca艂y dzie艅 pracuj臋 w sklepie, a wieczorami czytam literatur臋 fachow膮, 偶eby si臋 jak najwi臋cej nauczy膰 o holenderskich meblach i porcelanie - odpar艂a spokojnie Daisy, sk艂adaj膮c 偶akiet.

- Jest paru zatrudniona w sklepie? - spyta艂a pogardliwie pani van Tromp.

- Owszem. M贸j ojciec handluje antykami.

- Doprawdy?

Zapad艂a cisza, bo s艂u偶膮ca w艂a艣nie poda艂a kruche ciasteczka i herbat臋. Napar by艂 s艂aby; bez mleka, cytryny i cukru. Daisy 偶u艂a herbatnik, ciekawa, czy pan van Tromp raczy si臋 do niej odezwa膰, czy le偶 rozmowa ze sprzedawczyni膮 jest poni偶ej jego godno艣ci.

- Widuje si臋 pani z Julesem? - Pani van Tromp upita tyk herbaty.

- Od czasu do czasu. Spotkali艣my si臋 kilkakrotnie tutaj i w Anglii - odparta wymijaj膮co Daisy.

Najch臋tniej znalaz艂aby si臋 teraz daleko st膮d. Rodzice Heleny to istne potwory! Czy偶by Jules naprawd臋 chcia艂 zosta膰 ich zi臋ciem? Mieszkanie van Tramp贸w tak偶e byto okropne. Ta pretensjonalno艣膰, niemal taka jak u nowobogackich. Z drugiej strony, mi艂o艣膰 jest 艣lepa, a zakochany m臋偶czyzna nie dostrzega wad swojej wybranki.

Odm贸wi艂a, gdy pani domu zaproponowa艂a jej drug膮 fili偶ank臋 herbaty i powiedzia艂a z u艣miechem do Heleny:

- Dzi臋kuj臋 za przemi艂y dzie艅 i bardzo interesuj膮c膮 wycieczk臋. Czy zechce mnie pani teraz odwie藕膰 do pana Friske? W sobot臋 wieczorem zwykle grywamy w bryd偶a. Przychodzi s膮siad i mamy czw贸rk臋.

- Pani grywa w bryd偶a? - zdziwi艂a si臋 niepomiernie matka Heleny. Z jej tonu mo偶na si臋 by艂o domy艣li膰, 偶e znajomo艣膰 zasad tej gry przekracza mo偶liwo艣ci intelektualne zwyk艂ej sprzedawczyni.

Daisy z trudem panowa艂a nad sob膮. Jeszcze chwila i wybuchnie! Podzi臋kowa艂a niech臋tnym gospodarzom za herbat臋, szybko si臋 po偶egna艂a i wysz艂a. Pan van Tromp nie odezwa艂 si臋, wi臋c skin臋艂a mu tylko g艂ow膮.

Helena odprowadzi艂a j膮 do wyj艣cia.

- Na pewno jest pani speszona?

- Dlaczego?

- Tyle nas dzieli... 呕yjemy w innych 艣wiatach.

- Nie s膮dz臋. - Daisy ch臋tnie doda艂aby k膮艣liw膮 uwag臋, ale uzna艂a, 偶e nie warto. - Zdaj臋 sobie spraw臋 z pewnych r贸偶nic, ale nie wiem, dlaczego mia艂abym si臋 czu膰 speszona.

- Jules nie kryje obaw, 偶e w naszym 艣wiecie mo偶e si臋 pani czu膰 zagubiona. - Przerwa艂a na moment ale nim Daisy zd膮偶y艂a odpowiedzie膰, doda艂a: - Wkr贸tce si臋 pobierzemy, to kwestia miesi膮ca czy dwu. Chcia艂am pani膮 zaprosi膰 na nasz 艣lub, lecz Jules uzna艂, 偶e trzeba to przemy艣le膰. Musia艂aby pani kupi膰 odpowiedni膮 kreacj臋, a jaki艣 tani ciuszek jest oczywi艣cie nie do przyj臋cia. Dodajmy do tego koszt biletu na prom i noclegu. W Amsterdamie nawet w ma艂ych hotelach pokoje s膮 drogie. - Wsiad艂y do windy i zjecha艂y na parter. - Pewnie uwa偶a mnie pani za potwora, skoro bez skr臋powania m贸wi臋 o tych sprawach. - Mo偶na by pomy艣le膰, 偶e Helena m贸wi szczerze. - Zapewniam jednak, 偶e oboje z Julesem chcemy oszcz臋dzi膰 pani przykro艣ci.

Gdy wysz艂y na ulic臋. Daisy przystan臋艂a na chodniku i powiedzia艂a stanowczo:

- Wr贸c臋 do domu piechot膮.

- To przecie偶 kawa艂 drogi!

- Nic szkodzi. Lubi臋 spacery. - Wyci膮gn臋艂a r臋k臋. - Dzi臋kuj臋 za dzisiejsz膮 wypraw臋. To niezwykle pouczaj膮ce do艣wiadczenie - stwierdzi艂a oboj臋tnym tonem, chocia偶 targa艂y ni膮 sprzeczne uczucia.

- Tak, ale... - Zaskoczona Helena u艣cisn臋艂a jej d艂o艅 i chcia艂a co艣 doda膰, lecz Daisy odwr贸ci艂a si臋 i odesz艂a.

Troch臋 b艂膮dzi艂a, wkr贸tce jednak zorientowa艂a si臋, gdzie jest. D艂ugo musia艂a i艣膰, nim dotar艂a do domu pa艅stwa Friske.

Zebra艂o si臋 u nich sporo go艣ci: siostra pani domu z m臋偶em oraz ich trzy doros艂e c贸rki. Wszystkie by艂y przemi艂e, najstarsza z nich, Mel, interesowa艂a si臋 antykami. Sp臋dzili bardzo mi艂y wiecz贸r, graj膮c w bryd偶a i chmpiqe pyszne ciasteczka.

Nast臋pnego dnia podczas kolacji zak艂opotany pan Friske oznajmi艂, ze m艂oda kuzynka chcia艂aby jak najszybciej zatrudni膰 si臋 na sta艂e w jego sklepie, wi臋c praktyki Daisy musz膮 zosta膰 skr贸cone, a jej miejsce zajmie Mel. Ustalono, 偶e Daisy wyjedzie na pocz膮tku przysz艂ego tygodnia. W czasie przerwy obiadowej kupi艂a rodzicom prezenty: dla ojca markowe cygara, a dla matki jedwabny szal. Wieczorem napisa艂a list do matki Julesa. Podzi臋kowa艂a jej za go艣cinne przyj臋cie i przekaza艂a pozdrowienia dla syna. Nie zapomnia艂a te偶 o Zb贸ju.

Tym razem lecia艂a do Anglii samolotem. Ojciec mia艂 j膮 odebra膰 z lotniska i przywie藕膰 samochodem do domu. Po偶egnanie z pa艅stwem Friske by艂o ogromnie serdeczne. 艢wietnie si臋 czu艂a w Amsterdamie, ale dobrze si臋 sta艂o, 偶e musia艂a st膮d wyjecha膰. Najwy偶szy czas wybi膰 sobie z g艂owy Julesa i naiwne marzenia o szcz臋艣liwej przysz艂o艣ci u jego boku. Co z oczu, to z serca, powtarza艂a uparcie, trzymaj膮c kurczowo szkatu艂k臋 z urocz膮 porcelanow膮 figurk膮, kt贸r膮 na chwil臋 przed odjazdem taks贸wki wcisn臋艂a jej do r膮k pani Friske.

Gdy wesz艂a z baga偶em do sali przylot贸w, najpierw rozejrza艂a si臋 uwa偶nie, sprawdzaj膮c, dok膮d powinna i艣膰. Postawi艂a walizk臋 na pod艂odze i wyj臋艂a bilet. Ju偶 mia艂a wzi膮膰 baga偶 i mszy膰 dalej, gdy niespodziewanie zobaczy艂a Julesa id膮cego w jej stron臋. Powinna uda膰, 偶e go nie widzi, i znikn膮膰 w t艂umie, lecz zamiast tego sta艂a nieruchomo, z wyrazem uprzejmego zaskoczenia na twarzy, czekaj膮c, a偶 si臋 do niej zbli偶y.

Nie przywita艂 si臋, nie wspomnia艂 o kolejnym przypadkowym spotkaniu, tylko zapyta艂 prosto z mostu:

- Co ty tutaj robisz? Czemu d藕wigasz t臋 walizk臋?

- Zaraz mam samolot - odpar艂a, zaskoczona i bardzo uradowana jego widokiem. Wydawa艂 si臋 jeszcze wy偶szy i szerszy w ramionach. Jak zwykle by艂 elegancki, ale twarz mia艂 zm臋czon膮 i jakby si臋 postarza艂. - W Afryce by艂o okropnie, prawda? Zdo艂a艂e艣" jako艣 pom贸c tym ludziom?

- Na oba pytania mog臋 odpowiedzie膰 twierdz膮co. - U艣miechn膮艂 si臋 do niej. - Dok膮d si臋 wybierasz, Daisy?

- Wracam do domu - odpar艂a. - Musz臋 zaraz nada膰 baga偶 i przej艣膰 odpraw臋 paszportow膮, bo sp贸藕ni臋 si臋 na samolot.

- Czemu tak szybko wyje偶d偶asz? - nie dawa艂 za wygran膮.

Zarumieni艂a si臋, ale 艣mia艂o popatrzy艂a mu w oczy.

- Wiele si臋 nauczy艂am w ci膮gu ostatnich tygodni. B臋d臋 mi艂o wspomina膰 pobyt w Holandii. Moja praktyka zosta艂a skr贸cona, bo kuzynka pa艅stwa Friske chce si臋 u nich zatrudni膰 na sta艂e...

- To jedyny pow贸d? Czy by艂a艣 u mojej matki?

- Owszem, sp臋dzi艂y艣my razem przemi艂y dzie艅. A w ostatni膮 niedziel臋 Helena zabra艂a mnie na wycieczk臋. Pouczaj膮ce do艣wiadczenie... Mi艂o z jej strony, 偶e o tym pomy艣la艂a. - Jules s艂ucha艂 z kamienn膮 twarz膮, ale Daisy mia艂a wra偶enie, 偶e jest w艣ciek艂y. - Musz臋 ju偶 i艣膰. Ojciec wyjedzie po mnie na lotnisko.

Poda艂a mu r臋k臋, ale nie zwa偶aj膮c na jej wyci膮gni臋t膮 d艂o艅, obj膮艂 j膮 nagle i poca艂owa艂. Dla Daisy amsterdamskie lotnisko w jednej chwili sta艂o si臋 rajem na ziemi, a st臋skniony ojciec, karta pok艂adowa i samolot posz艂y nagle w zapomnienie. Jules niech臋tnie wypu艣ci艂 j膮 z obj臋膰, a potem wzi膮艂 pod r臋k臋 i podni贸s艂 jej walizk臋.

- Tam jest twoje stanowisko - powiedzia艂 rzeczowo i spokojnie, jakby nic si臋 nie sta艂o. Mo偶e 艣ni艂a na jawie, 偶e j膮 poca艂owa艂?

Stan臋艂a na ko艅cu kolejki i wyj臋艂a paszport. Jules postawi艂 walizk臋 na pod艂odze.

- Dalej nie mog臋 ci臋 odprowadzi膰.

- Naturalnie. Dzi臋kuj臋 i do zobaczenia.

- Szcz臋艣liwej podr贸偶y - odpar艂, dotykaj膮c czule jej policzka, i odszed艂.

Nada艂a baga偶 i przesz艂a do nast臋pnej kolejki. Wkr贸tce by艂a ju偶 na pok艂adzie samolotu. Widzia艂a z g贸ry Holandi臋 i Morze P贸艂nocne, a potem angielskie wybrze偶e. Powitanie z ojcem by艂o ogromnie serdeczne, chocia偶 pan Gillard nie nale偶a艂 do ludzi wylewnych. Gdy po powrocie do domu opowiada艂a rodzicom o pobycie w Holandii, ani razu nie wymieni艂a imienia Julesa.

Nast臋pnego dnia wr贸ci艂a do pracy w sklepie ojca, szukaj膮c zapomnienia.

- Zbyt d艂ugo przesiadujesz w magazynie, c贸reczko - stwierdzi艂 pewnego dnia zatroskany, gdy po obiedzie wstali od sto艂u. - Prawie stamt膮d nie wychodzisz. Ten komplet orzechowych mebli, kt贸re ostatnio czy艣cisz, coraz lepiej si臋 prezentuje, ale ty poblad艂a艣 i zmizernia艂a艣, kochanie. Powinna艣 wi臋cej odpoczywa膰. Zacznij znowu chodzi膰 na poranne spacery, albo popo艂udniowe... jak wolisz.

- B臋d臋 chodzi膰 nad morze po 艣niadaniu - odpar艂a z wymuszonym u艣miechem.

Od spotkania z Julesem min臋艂y trzy tygodnie. Nie mog艂a o nim zapomnie膰. Czemu j膮 wtedy poca艂owa艂? Gdyby nie to, na pewno by艂oby jej 艂atwiej wyrzuci膰 go z pami臋ci...

Jules przyjecha艂 do domu z lotniska i natychmiast zadzwoni艂 do matki.

- Synku, wr贸ci艂e艣! Tak si臋 ciesz臋! Na pewno b臋dziesz teraz strasznie zaj臋ty, ale znajdziesz chyba godzink臋, 偶eby do mnie wpa艣膰. Jak tam by艂o? Bardzo ci臋偶ko?

Odpowiedzia艂 kr贸tko na jej pytania i doda艂:

- Nie wiem, kiedy do ciebie przyjad臋, ale na pewno nie b臋dziesz d艂ugo czeka膰 na moje odwiedziny. - Zamilk艂 na chwil臋, a potem doda艂 pod wp艂ywem nag艂ego impulsu: - Na lotnisku spotka艂em Daisy. Wraca艂a do domu.

- Wiem, synku. Dosta艂am od niej list z wiadomo艣ci膮, 偶e opuszcza Holandi臋. Wspomnia艂a og贸lnikowo, 偶e ma wa偶ne powody. Mia艂e艣 czas, 偶eby z ni膮 porozmawia膰?

- Zaledwie kilka minut. Powiedz mi, jak si臋 czujesz?

Pani der Huizma od razu si臋 domy艣li艂a, 偶e Jules nie chce teraz rozmawia膰 o Daisy.

- Doskonale. Nic mi nie dolega. Ch臋tnie bym z tob膮 poplotkowa艂a, ale czeka na ciebie tysi膮c spraw, wi臋c odk艂adam s艂uchawk臋.

Jules zjad艂 obiad i poszed艂 na spacer ze Zb贸jem, kilka dni wcze艣niej przywiezionym do domu przez Joopa. Potem zamkn膮艂 si臋 w gabinecie, ale zamiast pracowa膰, rozmy艣la艂 o przysz艂o艣ci, kt贸r膮 widzia艂 w czarnych barwach. Najch臋tniej pojecha艂by teraz do Anglii, 偶eby spotka膰 si臋 z Daisy. Nie potrafi! o niej zapomnie膰. By艂 ni膮 oczarowany i zakochany jak uczniak; marzy艂, 偶eby j膮 po艣lubi膰. Gdyby mia艂 chocia偶 cie艅 nadziei, 偶e zyska艂 jej wzajemno艣膰, poprosi艂by Helen臋, 偶eby zwr贸ci艂a mu s艂owo...

Ca艂kiem zapomnia艂 o Helenie! Zrobi艂o si臋 p贸藕no, wi臋c nie m贸g艂 od razu do niej pojecha膰. Przed po艂udniem mia艂 dy偶ur w szpitalu, ale po po艂udniu m贸g艂 bez po艣piechu om贸wi膰 z ni膮 wszystkie trudne sprawy. Ostatnio niewiele rozmawiali; trudno o skupienie i szczero艣膰 w czasie przyj臋cia, balu albo g艂o艣nej premiery.

Uzna艂, 偶e ma to z g艂owy, a nast臋pnego dnia zapomnia艂 telefonicznie uprzedzi膰 Helen臋 o swoich odwiedzinach. Zlekcewa偶y艂 te formalno艣ci i prosto ze szpitala pojecha艂 do mieszkania Tromp贸w. Otworzy艂a mu pokoj贸wka, kt贸ra oznajmi艂a, 偶e panienka jest w salonie.

- Prosz臋 mnie nie anonsowa膰. Trafi臋 bez problemu - powiedzia艂.

Helena siedzia艂a na kanapie i rozmawia艂a z m臋偶czyzn膮, kt贸rego Jules widzia艂 po raz pierwszy w 偶yciu. Na jego widok zarumieniona natychmiast zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi.

- O rany! - wykrzykn臋艂a, udaj膮c wielk膮 rado艣膰. - Wr贸ci艂e艣! Jaka mi艂a...

- Przylecia艂em wczoraj. Jak si臋 masz, Heleno? - Zerkn膮艂 na nieznajomego.

- To jest Hank Cutler. Poznali艣my si臋 w Kalifornii. Hank, oto Jules der Huizma, m贸j narzeczony.

- Cze艣膰, stary! - Hank tak偶e wsta艂. - Szkoda, 偶e musz臋 ju偶 i艣膰. Podobno by艂e艣 w Afryce. Fajna sprawa...

- Jasne, o ile kto艣 jest w stanie patrze膰, jak dzieciaki umieraj膮 z g艂odu - odpar艂 cicho Jules, a Hank natychmiast si臋 po偶egna艂 i wyszed艂.

Zirytowana Helena dosta艂a rumie艅c贸w. W gniewie by艂a jeszcze 艂adniejsza.

- Czemu jeste艣 takim ponurakiem?! Po co ten g贸rnolotny ton?!

- Mam zachowywa膰 swoje opinie dla siebie?

- Ot贸偶 to! - rzuci艂a oschle. - Nie wolno ci zra偶a膰 i zasmuca膰 moich przyjaci贸艂! Chc臋 wyda膰 przyj臋cie powitalne z okazji twego powrotu, ale obawiam si臋, 偶e teraz Hank nie przyjmie zaproszenia...

- Obawiam si臋, 偶e i ja nie b臋d臋 m贸g艂 przyj艣膰 - wpad艂 jej w s艂owo.

Zaniepokojona Helena pomin臋艂a milczeniem jego uwag臋 i zacz臋艂a rozkosznie szczebiota膰, opowiadaj膮c o wizycie u jego matki i spotkaniu z Daisy.

- Dlaczego zaprosi艂a艣 j膮 na wycieczk臋?

- Chcia艂am jej zrobi膰 przyjemno艣膰. Bardzo si臋 polubi艂y艣my. Opowiedzia艂a mi nawet o swoim wspania艂ym ch艂opcu, kt贸ry poprosi艂, 偶eby za niego wysz艂a. - Ukradkiem obserwowa艂a Julesa. Najwyra藕niej nie spodoba艂a mu si臋 ta nowina.

Helena czu艂a, 偶e zn贸w ogarnia j膮 w艣ciek艂o艣膰. Co on widzi w tej nudnej Angielce? Ma przed sob膮 kobiet臋 ze wszech miar godn膮 podziwu: 艣liczn膮, gustownie ubran膮, dowcipn膮, taktown膮...

- Jules, musisz o niej zapomnie膰 - stwierdzi艂a z irytacj膮. - To spryciara, kt贸ra chce si臋 wybi膰 za wszelk膮 cen臋.

- Nie masz racji. Daisy to wyj膮tkowa dziewczyna: mila, szczera i serdeczna. Rzadko si臋 takie spotyka. Uroda przemija, a te zalety pozostaj膮.

Helena poczu艂a si臋 zagro偶ona. Podbieg艂a do Julesa i zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋.

- Ca艂kowicie si臋 z tob膮 zgadzam. Na pewno b臋dzie szcz臋艣liwa ze swoim ukochanym. Musisz odpocz膮膰, kochanie. Musimy uczci膰 tw贸j powr贸t. Dok膮d si臋 wybierzemy? Tak bardzo si臋 o ciebie martwi艂am. Nie mo偶esz mnie za to wini膰. Je艣li bardzo chcesz, wkr贸tce si臋 pobierzemy. Wiem, 偶e bardzo ci na tym zale偶y.

Popatrzy艂 badawczo na jej 艣liczn膮 twarz.

- Na razie mam bardzo du偶o pracy, wi臋c nie chc臋 robi膰 偶adnych plan贸w - odpar艂 wymijaj膮co, a Helena musia艂a si臋 zadowoli膰 t膮 odpowiedzi膮.

Po chwili zastanowienia uzna艂a, 偶e co z oczu, to Z serca, i przesta艂a my艣le膰 o Daisy. Wystarczy艂o jedno spojrzenie w lustro, 偶eby utwierdzi艂a si臋 w tym przekonaniu i nabra艂a pewno艣ci, 偶e wszystko u艂o偶y si臋 po jej my艣li.

Jules po偶egna艂 si臋 i wr贸ci艂 do domu. D艂ugo siedzia艂 w gabinecie. Odrobi艂 zaleg艂o艣ci i z zadowoleniem stwierdzi艂, 偶e przez kilka najbli偶szych dni mo偶e zwolni膰 tempo. Uspokojony, zacz膮艂 szuka膰 pretekstu, 偶eby pojecha膰 do Anglii i zobaczy膰 si臋 z Daisy.

Rozdzia艂 8

W niedziel臋 wieczorem Jules pojecha艂 do matki. W szpitalu zd膮偶y艂 si臋 ju偶 upora膰 z najpilniejszymi zadaniami, wi臋c ch臋tnie wskoczy艂 do auta, 偶eby odwiedzi膰 rodzinny dom. Nadal czu艂 si臋 zm臋czony i cho膰 przywita艂 si臋 jak zawsze bardzo serdecznie, min臋 mia艂 ponur膮. Pani der Huizma s膮dzi艂a, 偶e jej syn oczyma wyobra藕ni wci膮偶 widzi obraz afryka艅skiej n臋dzy, ale nie pr贸bowa艂a sk艂oni膰 go do zwierze艅. Czeka艂a, a偶 usi膮dzie w fotelu i, popijaj膮c herbat臋, sam jej wszystko opowie.

- Dobrze jest wyrzuci膰 z siebie to wszystko - oznajmi艂, gdy sko艅czy艂 d艂ug膮 relacj臋.

Podczas kolacji rozmawiali o sprawach rodzinnych i pracy Julesa.

- Domy艣lam si臋, 偶e w przysz艂ym tygodniu tak偶e b臋dziesz ogromnie zapracowany.

- Zapewne, ale mam nadziej臋, 偶e zdo艂am wyrwa膰 si臋 na dwa wolne dni i pojecha膰 do Anglii. - Zerkn膮艂 na matk臋. - Chcia艂bym zobaczy膰 si臋 z Daisy.

Pani der Huizma od razu wiedzia艂a, czemu Jules jest taki ponury.

- Dobry pomys艂, synku. Niedawno sp臋dzi艂a u mnie ca艂y dzie艅. Buszowa艂y艣my w艣r贸d staroci przechowywanych na strychu i bawi艂y艣my si臋 doskonale. Niestety, Helena wpad艂a do mnie bez uprzedzenia i dlatego nie zd膮偶y艂y艣my przejrze膰 starych ksi膮偶ek. Mia艂am nadziej臋, 偶e Daisy zn贸w tu przyjedzie, lecz nagle postanowi艂a wyjecha膰.

- Wspomnia艂a, sk膮d ten po艣piech?

- Podobno siostrzenica panna Friske interesuje si臋 antykami i chce u niego pracowa膰, a z czasem zosta膰 jego wsp贸lniczk膮. List Daisy by艂 do艣膰 kr贸tki, wi臋c zadzwoni艂am do pana Friske, 偶eby go wypyta膰 o szczeg贸艂y. Moim zdaniem, szczerze 偶a艂owa艂, 偶e Daisy wr贸ci艂a do Anglii, ale cieszy艂 si臋, 偶e sporo zwiedzi艂a. Wiesz, 偶e Helena zabra艂a j膮 nad morze? Pojecha艂y razem na ca艂odniow膮 wycieczk臋.

- Wspomnia艂a mi o tym. M贸wi艂a r贸wnie偶, 偶e Daisy szykuje si臋 do 艢lubu.

- A ty? Zamierzasz si臋 wkr贸tce o偶eni膰? - spyta艂a z namys艂em pani der Huizma.

- Nic, ale wiem, 偶e Helena wmawia艂a Daisy, 偶e nied艂ugo si臋 pobierzemy, chocia偶 wcale jej si臋 nie spieszy do 艣lubu. Ciekawe, jaki ma pow贸d, 偶eby tak zmy艣la膰.

Pani der Huizma odetchn臋艂a z ulg膮. Mia艂a nadziej臋, 偶e Helena niepr臋dko zostanie jej synow膮, A mo偶e uda si臋 unikn膮膰 najgorszego?

- Czeka ci臋 kilka gor膮cych tygodni. Po tej afryka艅skiej eskapadzie musisz na nowo zorganizowa膰 sobie prac臋, wi臋c i tak nie mia艂by艣 czasu na 艣lubne przygotowania.

- Czy Daisy by艂a zadowolona, kiedy ci臋 odwiedzi艂a? Mi艂o sp臋dzi艂a czas w naszym domu? - spyta艂 nagle Jules.

- Naturalnie. Jest przemi艂a, bystra, zr贸wnowa偶ona i skromna. To staromodne okre艣lenie, ale bardzo do niej pasuje.

Jules po偶egna艂 si臋 wkr贸tce i przyrzek艂 matce, 偶e zadzwoni do niej przed wyjazdem do Anglii.

Gdy pani der Huizma zosta艂a sama. d艂ugo siedzia艂a w fotelu, rozmy艣laj膮c o synu. Mia艂 swoje lata i umia艂 w艂a艣ciwie pokierowa膰 w艂asnym 偶yciem. By艂 cz艂owiekiem sukcesu, ale czy potrafi zadba膰 o swoje szcz臋艣cie? Istnia艂a niewielka szansa, 偶e Helena zgodzi si臋 na zerwanie zar臋czyn, lecz pani der Huizma by艂a w tej kwestii pesymistk膮.

I mia艂a racj臋. Helena szybko si臋 zorientowa艂a, 偶e Jules zoboj臋tnia艂 na jej niew膮tpliwy urok. i postanowi艂a odzyska膰 jego mi艂o艣膰. Zna艂a tylko jeden spos贸b, 偶eby postawi膰 na swoim: wydzwania艂a codziennie, prosz膮c, 偶eby poszed艂 z ni膮 na kolacj臋 do znajomych, proponuj膮c wsp贸ln膮 wypraw臋 poza miasto i obiad w modnym zaje藕dzie albo wypad na popularny festyn.

艢mia艂a si臋, gdy m贸wi艂, 偶e jest zaj臋ty, wi臋c od czasu do czasu umawia艂 si臋 z ni膮 wieczorem i robi艂 dobr膮 min臋 do z艂ej gry, cierpliwie s艂uchaj膮c jej rozkosznego szczebiotania i podziwiaj膮c wspania艂e kreacje. Uspokoi艂a si臋, poniewa偶 to jej wystarcza艂o. Sama rzadko okazywa艂a uczucia i nie wymaga艂a tego od innych, wi臋c szybko nabra艂a pewno艣ci, 偶e wszystko u艂o偶y si臋 po jej my艣li. Dlatego prze偶y艂a szok, gdy pewnego wieczoru Jules oznajmi艂, 偶e wybiera si臋 do Anglii na kilka dni.

- Chcesz odwiedzi膰 szpitale, z kt贸rymi wcze艣niej wsp贸艂pracowa艂e艣?

- Owszem. Zamierzam r贸wnie偶 spotka膰 si臋 z Daisy.

Helena s艂ucha艂a go w milczeniu, chocia偶 nie艂atwo jej by艂o zachowa膰 spok贸j.

- Pozdr贸w j膮 ode mnie. Z pewno艣ci膮 jest zaj臋ta przygotowaniami do 艣lubu. Znajdziesz troch臋 czasu, 偶eby jej kupi膰 prezent od nas obojga?

- Nie s膮dz臋 - odpar艂 i zmieni艂 temat.

Lato w艂a艣nie si臋 zaczyna艂o. Daisy chodzi艂a na bardzo d艂ugie spacery, bo starcza艂o jej na to czasu. Jeszcze tydzie艅 albo dwa i b臋dzie ojcu stale potrzebna w sklepie, bo w nadmorskich kurortach w艂a艣nie zaczyna艂 si臋 sezon. Wtedy nie b臋dzie si臋 mog艂a wyrwa膰 ani na chwil臋.

Opali艂a si臋, z czym by艂o jej do twarzy, lecz jednocze艣nie schud艂a, a pod oczami mia艂a cienie. Mimo wszystko zachowa艂a pogod臋 ducha i nie zwierza艂a si臋 nikomu, 偶e t臋skni za Julesem. By艂a realistk膮 i nie wi膮za艂a z nim 偶adnych nadziei, cho膰 w Holandii nie szcz臋dzi艂 jej dowod贸w sympatii. W og贸le o nim nie m贸wi艂a, ale pani Gillard zwr贸ci艂a na to uwag臋 i domy艣li艂a si臋, 偶e co艣 jej le偶y na sercu. By艂a z tego powodu bardzo zaniepokojona.

Wypogodzi艂o si臋, wi臋c Daisy jak co dzie艅 w艂o偶y艂a sweter i posz艂a na spacer. Tego dnia postanowi艂a dotrze膰 a偶 do skalistego wybrze偶a, wspi膮膰 si臋 na nie i popatrze膰 z g贸ry na okolic臋.

W po艂owie drogi dostrzeg艂a w oddali innego spacerowicza. Obok niego bieg艂 pies - ten sam, z kt贸rym przechadza艂 si臋 Jules, gdy si臋 poznali. Od razu j膮 pozna艂 i podbieg艂 z radosnym ujadaniem. Stan臋艂a nieruchomo i patrzy艂a prosto przed siebie. Ch臋tnie uciek艂aby co si艂 w nogach, ale nie by艂a w stanic zrobi膰 kroku. Serce wali艂o jej jak oszala艂e, gdy ujrza艂a znajom膮 sylwetk臋 postawnego m臋偶czyzny id膮cego szybko w jej stron臋. Nie mia艂a si臋 gdzie ukry膰.

Gdy podszed艂, nadal nie mog艂a otrz膮sn膮膰 si臋 ze zdumienia.

- Jaki pi臋kny dzie艅 - powiedzia艂a niezbyt przytomnie.

- O tak! - przytakn膮艂 z promiennym u艣miechem. - Najpi臋kniejszy w moim 偶yciu.

- To ciekawe, 偶e zn贸w spotkali艣my si臋 przypadkiem na tej pla偶y. - Daisy pochyli艂a si臋 i pog艂aska艂a dokazuj膮cego psa. By艂a zak艂opotana, bo mia艂a pustk臋 w g艂owie i nie wiedzia艂a, co powiedzie膰. Chrz膮ka艂a nerwowo, ale Jules nie zwraca艂 na to uwagi.

- Pogoda jest wspania艂a. Idealny dzie艅 na d艂ugi spacer, prawda? Idziesz w stron臋 tamtych ska艂? - Bez s艂owa skin臋艂a g艂ow膮. - W takim razie chemie si臋 do ciebie przy艂膮cz臋. Mam par臋 dni wolnego mi臋dzy dy偶urami w szpitalach, wi臋c postanowi艂em troch臋 odpocz膮膰, Co u ciebie s艂ycha膰 po powrocie z zagranicy? Jak ci si臋 teraz 偶yje?

By艂 przyjacielski i serdeczny jak dobry znajomy. Daisy sz艂a obok niego, targana sprzecznymi uczuciami: cieszy艂a si臋 z tego spotkania, a zarazem by艂a rozczarowana, bo na jej widok Jules nie okaza艂 wielkiej rado艣ci. Z drugiej strony czemu mia艂by popada膰 w eufori臋? Przyzna艂a w duchu, 偶e nie ma powodu, 偶eby widz膮c j膮 podskakiwa艂 z rado艣ci, skoro ma Helen臋... Ta my艣l od razu j膮 otrze藕wi艂a. Nale偶a艂o znale藕膰 szybko odpowiedni temat do rozmowy, wiec zapyta艂a o wyjazd do Afryki oraz jego rezultaty.

Jules ch臋tnie opowiada艂 o swojej misji, poniewa偶 wiedzia艂, 偶e Daisy naprawd臋 interesuje si臋 jego prac膮 i s艂ucha uwa偶nie relacji. Od czasu do czasu wtr膮ca艂a m膮dre uwagi, kt贸re dawa艂y mu do my艣lenia. Po chwili spyta艂 z oci膮ganiem:

- A co u ciebie, Daisy? Jakie masz plany na przysz艂o艣膰?

- Czemu pytasz? W艂a艣nie dzi艣 zastanawiali艣my si臋, co mam dalej robi膰. Od dawna wiele si臋 m贸wi艂o na ten temat, ale decyzja jest tak wa偶na, 偶e nie wolno jej podejmowa膰 zbyt pochopnie. - Odpowied藕 by艂a og贸lnikowa, ale Daisy nie chcia艂a powiedzie膰 nic wi臋cej. Dla Julesa to bez znaczenia, czy zdecyduje si臋 w ko艅cu podj膮膰 prac臋 w jednym ze s艂ynnych dom贸w aukcyjnych, 偶eby zdoby膰 nowe do艣wiadczenia, czy te偶 zostanie wsp贸lniczk膮 ojca. Po chwili doda艂a pospiesznie: - Dla ojca to bardzo wa偶na sprawa, poniewa偶 na moje miejsce b臋dzie musia艂 kogo艣 zatrudni膰.

Jules by艂 zmieszany. Nie dowiedzia艂 si臋, czy Helena m贸wi艂a prawd臋. Postanowi艂 by膰 cierpliwy; mia艂 przecie偶 kilka dni na wyja艣nienie sprawy. Zmieni艂 temat i ruszy艂 w stron臋 ska艂, a Daisy i pies znajomych poszli za nim.

Gdy dotarli do urwistego wybrze偶a, Daisy mia艂a ochot臋 wspi膮膰 si臋 na sam膮 g贸r臋, ale u艣wiadomi艂a sobie, 偶e zrobi艂o si臋 p贸藕no, wi臋c powinna wr贸ci膰 do sklepu.

- Musz臋 ju偶 i艣膰 - powiedzia艂a niech臋tnie.

- W mi艂ym towarzystwie czas mija szybko - odpar艂.

Zawr贸cili jednocze艣nie i ruszyli w stron臋 miasteczka. Oboje zamilkli na dobre. Po偶egnali si臋 u wylotu g艂贸wnej ulicy i ka偶de posz艂o w swoj膮 stron臋. Daisy marzy艂a o kolejnym spotkaniu, ale nie zdoby艂a si臋 na to, 偶eby zapyta膰 Julesa, na jak d艂ugo przyjecha艂 do przyjaci贸艂. Pomacha艂a mu na po偶egnanie i, nie ogl膮daj膮c si臋 ani razu. pobieg艂a do sklepu.

Ruch by艂 jeszcze niewielki, wi臋c posz艂a na g贸r臋 i pomog艂a matce nakry膰 do sto艂u, bo zbli偶a艂a si臋 pora obiadu. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e kolejne przypadkowe spotkanie nie wr贸偶y dobrze na przysz艂o艣膰. By艂oby lepiej, gdyby nieub艂agany czas zatar艂 wspomnienia. Przez ten dzisiejszy spacer Jules zn贸w zaw艂adn膮艂 jej my艣lami i wyobra藕nia..

- Doktor der Huizma by艂 w sklepie i pyta艂 o ciebie, wi臋c powiedzia艂am, 偶e spacerujesz nad morzem. Spotka艂a艣 go na pla偶y? - zapyla艂 ojciec, gdy jedli obiad.

Zaskoczona Daisy zarumieni艂a si臋, ale odpar艂a spokojnie:

- Owszem, tato, bardzo si臋 ucieszy艂am z tego spotkania. Przyjecha艂 na kilka dni do znajomych.

- Okazywa艂 ci wiele serdeczno艣ci, gdy by艂a艣 w Holandii - doda艂a pani Gillard.

Daisy westchn臋艂a ukradkiem. To mi艂e, 偶e jest wobec niej taki 偶yczliwy, ale pragn臋艂a, 偶eby si臋 w niej zakocha艂.

Gdy nast臋pnego ranka wysz艂a na spacer, Jules czeka艂 na ni膮 przy schodach prowadz膮cych z szerokiej promenady nad morze. Pies znajomych dokazywa艂 przy brzegu. Jules zaproponowa艂, 偶eby wspi臋li si臋 na urwiste ska艂y, czego z braku czasu nie zrobili poprzedniego dnia.

Popatrzy艂a w zadumie na chmury zbieraj膮ce si臋 nad morzem, cho膰 od strony l膮du niebo by艂o jeszcze pogodne.

- Pogoda si臋 psuje - mrukn臋艂a niepewnie.

- Obawiam si臋, 偶e masz racj臋 禄 odpar艂. - Chcesz wr贸ci膰 do domu?

- Nie. Lubi臋 spacerowa膰 w deszczu. Jest ciep艂o, wi臋c nawet je艣li zmokniemy, przezi臋bienie nam nie grozi. Przywyk艂am do kaprys贸w pogody, a zreszt膮... jeste艣 lekarzem. Gdyby艣my przemarzli, na pewno znajdziesz jaki艣 spos贸b, 偶eby艣my unikn臋li choroby - doda艂a pogodnie.

- Ruszajmy, skoro nie boisz si臋 ulewy - powiedzia艂 Jules, spogl膮daj膮c na drobn膮 twarzyczk臋, zar贸偶owion膮 od wiatru. Po namy艣le uzna艂, 偶e Daisy jest 艣liczna.

Poszli w stron臋 urwistego wybrze偶a uradowani, 偶e zn贸w sp臋dz膮 razem troch臋 czasu. Szli do艣膰 szybko, od czasu do czasu zerkaj膮c na chmury wisz膮ce nisko nad morzem. Oboje milczeli. Jules mia艂 tylko jeden dzie艅 na przeprowadzenie decyduj膮cej rozmowy, ale nie chcia艂 niczego przyspiesza膰. Na razie gra艂 rol臋 serdecznego przyjaciela, lecz ju偶 postanowi艂, 偶e nast臋pnego ranka zapytaj膮 o narzeczonego. Wedle s艂贸w Heleny mia艂a rzekomo szykowa膰 si臋 do 艣lubu, ale na palcu nie nosi艂a zar臋czynowego pier艣cionka.

Gdy dotarli do ska艂, zerwa艂 si臋 wiatr i chmury zasnu艂y niebo. Jules zmru偶y艂 oczy i z niepokojem popatrzy艂 w g贸r臋.

- Obawiam si臋, 偶e zaraz spadnie deszcz. Trzeba go przeczeka膰 w艣r贸d ska艂. - Gwizdn膮艂 na psa i wzi膮艂 Daisy za r臋k臋.

Dobrze zna艂 to urwisko, bo ch臋tnie tu spacerowa艂. Pami臋ta艂 doskonale p艂ytk膮 grot臋, gdzie mogli si臋 schroni膰. Gdy weszli do 艣rodka i usiedli pod skaln膮 艣cian膮, bez namys艂u obj膮艂 Daisy ramieniem.

Gdy niespodziewanie zagrzmia艂o, skuli艂a si臋, zacisn臋艂a powieki, 偶eby nie widzie膰 b艂yskawic, i przylgn臋艂a do niego.

- Przepraszam... Okropnie boj臋 si臋 burzy - szepn臋艂a przepraszaj膮co i bardzo si臋 zdziwi艂a, s艂ysz膮c, g艂o艣ny 艣miech Julesa.

- Nie ma powodu do obaw. Ta burza zaraz si臋 sko艅czy, a wiatr szybko rozgoni chmury. Jeste艣my tu ca艂kiem bezpieczni.

Uzna艂a, 偶e ma racj臋, i bez s艂owa po艂o偶y艂a g艂ow臋 na jego ramieniu. Pies tuli艂 si臋 umie do jej n贸g. Zapomnia艂a o strachu i pomy艣la艂a, 偶e teraz jest naprawd臋 szcz臋艣liwa. Wystarczy艂o, 偶e Jules obj膮艂 j膮 ramieniem i mocno przytuli艂, 偶eby zapomnia艂a o wszystkich swoich rozterkach. Czu艂a ci臋 przy nim zupe艂nie bezpieczna. By艂 przecie偶 taki wysoki, silny, m臋ski i opieku艅czy. Wiedzia艂a, 偶e t臋 cudown膮 chwil臋 zapami臋ta na ca艂e 偶ycie.

Grzmia艂o i b艂yska艂o przez kwadrans. Jules odczeka艂 jeszcze chwil臋, a potem cofn膮艂 rami臋, wsta艂 i wyjrza艂 z jaskini. Kropi艂 deszcz, ale nad morzem niebo by艂o ju偶 czyste. Wiatr szybko rozp臋dzi艂 chmury. Doszli do wniosku, 偶e nie warto czeka膰, a偶 przestanie pada膰, i postanowili wr贸ci膰 do miasteczka. Ostro偶nie zeszli z urwiska i ruszyli pla偶膮.

Jules modli艂 si臋 o cud. Nie chcia艂 艂ama膰 danego s艂owa, ale musia艂 znale藕膰 spos贸b, 偶eby sk艂oni膰 Helen臋 do zerwania zar臋czyn.

- Wracam do Holandii jutro wieczorem - powiedzia艂, gdy wchodzili po schodach prowadz膮cych ku nadmorskiej promenadzie. - Znajdziesz dla mnie troch臋 czasu? Mogliby艣my pojecha膰 na wycieczk臋 i zje艣膰 razem kolacj臋.

- Popo艂udnia i wieczory mam zaj臋te, bo w sklepie jest wtedy najwi臋kszy ruch. Jestem wolna tylko przed po艂udniem.

- W takim razie przyjad臋 po ciebie o dziesi膮tej rano.

- Zgoda, ale musz臋 tu wr贸ci膰 na drug膮.

- W takim razie jeste艣my um贸wieni.

Odprowadzi艂 j膮 do skrzy偶owania g艂贸wnej alei z przecznic膮, przy kt贸rej mieszka艂a, i czeka艂, a偶 wejdzie do sklepu. Patrzy艂 za ni膮, lecz ani razu si臋 nie obejrza艂a.

Ten dzie艅 d艂u偶y艂 jej si臋 w niesko艅czono艣膰. Umy艂a w艂osy, zrobi艂a manicure i z zadowoleniem stwierdzi艂a, 偶e ma 艂adne r臋ce. Wcze艣nie po艂o偶y艂a si臋 do 艂贸偶ka, bo przecie偶 wiadomo, 偶e sen to najlepszy kosmetyk, a chcia艂a nazajutrz 艂adnie wygl膮da膰. Nie zasn臋艂a od razu, poniewa偶 analizowa艂a w niesko艅czono艣膰 ka偶de s艂owo Julesa, a oczyma wyobra藕ni nadal widzia艂a jego u艣miechni臋t膮 twarz.

Nast臋pnego ranka zaraz po przebudzeniu mia艂a pow贸d do rado艣ci, bo pogoda by艂a pi臋kna, niebo bezchmurne, a temperatura do艣膰 wysoka, wi臋c mog艂a w艂o偶y膰 wiosenn膮 sukienk臋 z cienkiego d偶erseju. By艂a gotowa do wyj艣cia na d艂ugo przed wybiciem godziny dziesi膮tej, ale czeka艂a W swoim pokoju, a偶 zawo艂aj膮 matka.

Wyjrza艂a przez okno i zobaczy艂a samoch贸d zaparkowany przed sklepem. Jules czeka艂 w salonie. Rozmawia艂 z jej rodzicami o pogodzie i czul si臋 jak u siebie w domu. Przywita艂 si臋 z ni膮 serdecznie, ale pani Gillard bardzo si臋 rozczarowa艂a, bo nic nie wskazywa艂o, 偶e jej c贸rka wpad艂a mu w oko.

- Dok膮d pojedziemy? - zapyta艂a Daisy, gdy wsiedli do auta.

- Zarezerwowa艂em stolik w uroczym wiejskim zaje藕dzie. W pobli偶u s膮 ruiny rzymskiej willi. Zwiedzimy je. a oko艂o p贸艂 do pierwszej zjemy obiad. Na pewno zd膮偶ymy wr贸ci膰 tu na drug膮 - zapewni艂.

Po drodze zwiedzili par臋 kamiennych norma艅skich ko艣cio艂贸w i przyjrzeli si臋 fasadom wiejskich dom贸w obro艣ni臋tych bluszczem. W rzymskiej willi przewodnik pokaza艂 im hypokausium, czyli antyczne centralne ogrzewanie umieszczone pod mozaikow膮 pod艂og膮. W atrium znale藕li woskowe tabliczki, na kt贸rych pisali do siebie zabawne listy. Kwadrans po dwunastej byli ju偶 w zaje藕dzie. Gdy kelner wskaza艂 im stolik i poda艂 menu. Daisy wstrzyma艂a oddech, widz膮c ceny, kt贸re wyda艂y jej si臋 zawrotne. Jules u艣miechn膮艂 si臋 pob艂a偶liwie i zapyta艂:

- Powiesz, na co masz ochot臋, czy wolisz, 偶ebym sam dokona艂 wyboru?

- Zdam si臋 na ciebie - odpar艂a i zachichota艂a jak ma艂a dziewczynka. - Szczerze m贸wi膮c, okropnie zg艂odnia艂am.

- W takim razie proponuj臋 na przystawk臋 nale艣niki ze szpinakiem, potem duszon膮 baranin臋 z warzywami, a na deser krem czekoladowy. Zadowolona?

Daisy u艣miechn臋艂a si臋 i energicznie pokiwa艂a g艂ow膮. Gdy sko艅czyli je艣膰, westchn臋艂a z rozkosz膮, bo jedzenie by艂o wyj膮tkowo smaczne. Kelner przyni贸s艂 dzbanek kawy i nape艂ni艂 fili偶anki.

- Dzi臋kuj臋. To by艂a cudowna wyprawa - powiedzia艂a rozmarzona Daisy.

Jules popatrzy艂 jej w oczy i powiedzia艂 nagle:

- Kocham ci臋, Daisy. My艣l臋, 偶e zdajesz sobie z tego spraw臋.

Powoli odstawi艂a fili偶ank臋. Na policzkach mia艂a ciemne rumie艅ce.

- Nic mia艂am pewno艣ci, ale chwilami bra艂am pod uwag臋 tak膮 mo偶liwo艣膰 - powiedzia艂a ostro偶nie. - Przyrzek艂e艣 Helenie, 偶e sicz ni膮 o偶enisz, wi臋c jeste艣my w bardzo trudnej sytuacji...

- Podobno i ty szykujesz si臋 do 艣lubu - przerwa! jej.

- Sk膮d偶e! Nie mam narzeczonego! Nikt mnie nie prosi! o r臋k臋 - odpar艂a zak艂opotana i popatrzy艂a ze zdziwieniem na Julesa. kt贸ry natychmiast si臋 rozpromieni艂.

- S艂ysza艂em o m艂odym cz艂owieku, kt贸ry podobno czeka艂 cierpliwie, a偶 wr贸cisz Z Holandii, bo chcia艂 si臋 z tob膮 o偶eni膰.

- W ubieg艂ym roku spotyka艂am si臋 z Desmondem, ale to by艂a pomy艂ka - odpar艂a szczerze. Popatrzy艂a na Julesa, kt贸ry nagle odm艂odnia艂 o dziesi臋膰 lat.

- Tyle chcia艂bym ci powiedzie膰, ale trzeba z tym poczeka膰. Musisz zdoby膰 si臋 na cierpliwo艣膰. Zapewniam, 偶e wszystko b臋dzie dobrze. Znajd臋 wyj艣cie... z trudnej sytuacji. Dzi臋ki za rozmow臋, Daisy. Wiele dzi艣 zrozumia艂em, a teraz musz臋 to wszystko przemy艣le膰. Gdy wr贸c臋 do Amsterdamu, czeka mnie wa偶na rozmowa, od kt贸rej sporo zale偶y - doda艂 tajemniczo i zmieni艂 temat. Nikt by si臋 nie domy艣li艂, 偶e przed chwil膮 wyzna艂 jej mi艂o艣膰.

Do sklepu przywi贸z艂 j膮 punktualnie. Wst膮pi艂 na kr贸tk膮 pogaw臋dk臋 z pa艅stwem Gillard i wkr贸tce si臋 po偶egna艂. Daisy uzna艂a, 偶e dobre wychowanie nakazuje, 偶eby odprowadzi艂a go do samochodu.

- Mam nadziej臋, 偶e bezpiecznie wr贸cisz do Holandii - powiedzia艂a na po偶egnanie. - Pozdr贸w ode mnie swoj膮 matk臋 i Helen臋. Dzi臋kuj臋 za urocze przedpo艂udnie. - Umilk艂a na chwil臋 i doda艂a przyciszonym g艂osem: - Och, Jules...

Na to w艂a艣nie czeka艂! Wypowiedzia艂a jego imi臋 z czu艂o艣ci膮 i t臋sknot膮. Przyjacielska 偶yczliwo艣膰 okaza艂a si臋 jedynie zas艂on膮. Bez s艂owa wzi膮艂 j膮 w ramiona i mocno poca艂owa艂. Nie chcia艂 d艂u偶ej ukrywa膰, 偶e j膮 kocha. Polem w milczeniu wsiad艂 do aula i odjecha艂.

Daisy nie wiedzia艂a, co o tym wszystkim my艣le膰. By艂a lak oszo艂omiona, 偶e zamiast wr贸ci膰 do sklepu i pomaga膰 ojcu, schroni艂a si臋 w swoim pokoju i d艂ugo p艂aka艂a. Gdy zabrak艂o jej 艂ez, umy艂a twarz, przypudrowa艂a nos i chocia偶 oczy wci膮偶 mia艂a czerwone, wr贸ci艂a do swoich obowi膮zk贸w.

W sklepie drzwi si臋 nie zamyka艂y. W ci膮gu godziny sprzeda艂a fajansowy dzban na ciep艂膮 wod臋, szkatu艂k臋 z orzechowego drewna i mosi臋偶n膮 szkaneczk臋. Ojciec spogl膮da艂 na ni膮 z niedowierzaniem, bo pracowa艂a z wyj膮tkowym zapa艂em. Po namy艣le uzna艂, 偶e to rado艣膰 z powrotu do domu tak j膮 uskrzydli艂a, lecz matka okaza艂a si臋 bardziej przenikliwa.

- Czy doktor der Huizma jeszcze nas odwiedzi? - zapyta艂a od niechcenia kilka dni p贸藕niej. - Moim zdaniem, powinien ci przys艂a膰 zaproszenie na 艣lub. Przecie偶 jego narzeczona jest twoj膮 dobr膮 znajom膮.

- Nie przesadzaj, mamo. Jestem niemal pewna, 偶e moja znajomo艣膰 z Helen膮 i Julesem nie przetrwa pr贸by czasu. Maj膮 wielu przyjaci贸艂, a odmienny styl 偶ycia i spora odleg艂o艣膰 nie s艂u偶y podtrzymywaniu kontakt贸w. - Daisy si臋gn臋艂a po jab艂ko i zatopi艂a w nim z臋by. Chcia艂a zyska膰 na czasie i wymy艣li膰 temat, kt贸ry odwr贸ci艂by uwag臋 matki, bo nie mia艂a ochoty odpowiada膰 na jej pytania.

Pani Gillard zamilk艂a taktownie. Zdawa艂a sobie spraw臋, ze Daisy ostatnio posmutnia艂a, a powodem jej przygn臋bienia jest doktor Jules der Huizma. Szkoda, 偶e wr贸ci艂 do Amsterdamu.

Daisy stara艂a si臋 robi膰 dobr膮 min臋 do zlej gry, bo nie chcia艂a przysparza膰 zmartwie艅 najbli偶szym. Czasami spogl膮da艂a na swoje odbicie w lustrze i zastanawia艂a si臋, czemu w og贸le po niej nie wida膰, 偶e ma z艂amane serce.

Zaraz po przyje藕dzie do Amsterdamu Jules zadzwoni艂 do matki, natomiast Helena nie mia艂a od niego 偶adnych wiadomo艣ci. Rzuci艂 si臋 w wir pracy, a 偶e na oddziale pediatrycznym pacjent贸w wci膮偶 przybywa艂o, nie chcia艂 marnowa膰 czasu, wysiaduj膮c w restauracjach i s艂uchaj膮c nowinek ojej znajomych. Min臋艂o dziesi臋膰 dni. Zaniepokojony Joop liczy艂 je, kr臋c膮c g艂ow膮, i cz臋sto zagl膮da艂 do kuchni, aby zwierzy膰 si臋 Jette ze swoich domys艂贸w.

Po dw贸ch tygodniach Helena zadzwoni艂a do Julesa, ale go nie zasta艂a, wi臋c zostawi艂a mu wiadomo艣膰. Dowiedzia艂a si臋, 偶e ju偶 wr贸ci艂, i bardzo si臋 dziwi艂a 偶e jej nie odwiedzi艂. Powinien przynajmniej zadzwoni膰. Jules s艂ysza艂 irytacj臋 w jej g艂osie i uzna艂, 偶e ma prawo robi膰 mu wyrzuty. Chowanie g艂owy w piasek to nie jest w艂a艣ciwa taktyka Powinien stawi膰 czo艂o sytuacji. Podni贸s艂 s艂uchawk臋 i od razu wystuka艂 numer. Helena skarci艂a go, poniewa偶 do niej od razu nie zatelefonowa艂, a potem za偶膮da艂a, aby poszed艂 z ni膮 wieczorem na kolacj臋 do przyjaci贸艂. Odm贸wi艂 zdecydowanie.

- W takim razie wpadnij do mnie przed dziewi膮t膮. W przysz艂ym tygodniu b臋dzie kilka mi艂ych imprez. Obieca艂am, 偶e przyjdziemy we dwoje. Kiedy mnie odwiedzisz, podam ci daty, 偶eby艣 wszystko zanotowa艂. Dzi艣 powinnam i艣膰 spa膰 wcze艣niej ni偶 zwykle, bo jutro zamierzam jecha膰 na kilka dni do znajomych mieszkaj膮cych nad morzem, wi臋c musz臋 si臋* wyspa膰 przed podr贸偶膮.

Jules od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i westchn膮艂. Jette przygotowa艂a doskona艂膮 kolacj臋, wi臋c odzyska艂 dobry humor. Po spacerze ze Zb贸jem wsiad艂 do auta i pojecha艂 na Churchillaan.

Helena czeka艂a na niego w ozdobnym saloniku.

- Nareszcie! Czemu nikt mnie nie zawiadomi艂 o twoim powrocie? - Nadstawi艂a policzek do poca艂unku.

- Gdyby艣 znalaz艂a czas, 偶eby zadzwoni膰 do szpitala albo do mego domu, na pewno us艂ysza艂aby艣 t臋 nowin臋 - odpar艂 rzeczowo.

- Jules, nie mo偶esz oczekiwa膰, 偶e b臋d臋 po ca艂ych dniach wysiadywa膰 przy telefonie. Wiesz, 偶e jestem bardzo zaj臋ta.

- Ja r贸wnie偶 - odpar艂, siadaj膮c w fotelu naprzeciwko niej.

艢wiadoma w艂asnej urody przybra艂a wdzi臋czni) poz臋.

- Przesta艅 by膰 taki ponury. Zaraz ci opowiem, jakie czekaj膮 nas atrakcje. Wspomnia艂am o przyj臋ciach...

- Gdy by艂em w Anglii, spotka艂em si臋 z Daisy. Czemu twierdzi艂a艣, 偶e postanowi艂a wyj艣膰 za m膮偶? To by艂 偶art?

- Oczywi艣cie. Dziewczyna taka jak ona na pewno nie znajdzie m臋偶a. Ani urody, ani gustu... Fatalnie si臋 ubiera i ca艂ymi dniami przesiaduje w艣r贸d staroci. - Helena rzuci艂a mu badawcze spojrzenie. - Tak czy inaczej, wr贸ci艂a na swoje podw贸rko, wi臋c mo偶esz o niej zapomnie膰.

Popatrzy艂 na ni膮 z roztargnieniem. Niespodziewanie poczu艂a, 偶e ogarniaj膮 strach. Czy偶by kto艣 mu doni贸s艂, 偶e ostatnio spotyka艂a si臋 cz臋sto z Hankiem Cutlerem? Na wszelki wypadek doda艂a pojednawczym tonem:

- Mo偶e nie mam racji. To bardzo mi艂a dziewczyna, na pewno kto艣 j膮 w ko艅cu po艣lubi. A teraz m贸w, nad czym pracujesz. Mia艂e艣 wiadomo艣ci ze szpitala, kt贸ry zorganizowa艂e艣 w Afryce? - Helena potrafi艂a by膰 czaruj膮ca, o ile mia艂a na to ochot臋. - Ka偶臋 poda膰 kaw臋 i porozmawiamy o imprezach, na kt贸re jeste艣my zaproszeni. - Jules zmarszczy艂 brwi, wi臋c doda艂a przymilnie: - Rzecz jasna, zrobisz, jak zechcesz, ale by艂abym taka szcz臋艣liwa, gdyby艣 mi towarzyszy艂.

Jules by艂 艣wiadomy, 偶e zapyta艂a o prac臋 i afryka艅ski szpital, 偶eby go udobrucha膰, lecz wcale nie by艂a ciekawa odpowiedzi.

- Nie s膮dz臋, 偶ebym w najbli偶szym czasie znalaz艂 czas na towarzyskie rozrywki.

- Chyba nie my艣lisz o wyje藕dzie do Afryki?! Przecie偶 dopiero wr贸ci艂e艣! Musisz cz臋艣ciej mnie odwiedza膰, chodzi膰 ze mn膮 do znajomych albo na kolacj臋 do modnych lokali. Powiniene艣 lepiej pozna膰 moich przyjaci贸艂.

- Kiedy postanowili艣my si臋 zar臋czy膰, by艂a艣 chyba 艣wiadoma, 偶e lekarz w ka偶dej chwili mo偶e zosta膰 wezwany do trudnego przypadku - odpar艂, mierz膮c j膮 zimnym spojrzeniem. - Cz臋sto bywa, 偶e pogorszenie nast臋puje ca艂kiem niespodziewanie, a w贸wczas liczy si臋 przede wszystkim dobro pacjenta.

Z pozoru m贸wi艂 spokojnie, ale wiedzia艂a, 偶e jest na ni膮 w艣ciek艂y. Uzna艂a, 偶e wym贸wki na nic si臋 nie zdadz膮. Przeciwnie! Jak tak dalej p贸jdzie, jej urok przestanie na niego dzia艂a膰.

- Wybacz mi! Bywam czasami taka bezmy艣lna! To oczywiste, 偶e praca jest dla ciebie najwa偶niejsza. Obiecuj臋, 偶e jako twoja 偶ona zrobi臋 wszystko, aby艣 urzeczywistni艂 swoje marzenia. B臋d臋 wzorow膮 pani膮 domu. a gdy zaczniemy do siebie zaprasza膰 wp艂ywowe osobisto艣ci, stan臋 u twego boku. We dwoje do wszystkiego ich przekonamy. Jestem z ciebie dumna i chc臋. 偶eby艣" zyska艂 s艂aw臋 nie tylko w Europie, ale i na ca艂ym 艣wiecie. Mo偶esz liczy膰 na moj膮 pomoc.

Jules z roztargnieniem s艂ucha艂 tego monologu i nie widzia艂 Heleny, bo przed oczyma mia艂 drobn膮 twarz Daisy, jej 艣liczne oczy i gestii czuprynk臋.

Uzna艂, 偶e jeszcze nie czas na powa偶n膮 rozmow臋 z Helen膮. Trzeba poczeka膰 na odpowiedni nastr贸j. Dzi艣 us艂yszy od niej tylko banalne og贸lniki i plotki. Gdy wsta艂, nie podnios艂a si臋 z kanapy, 偶eby nadal m贸g艂 cieszy膰 oczy 艣licznym widokiem. Poda艂a mu r臋k臋.

- Jestem taka zm臋czona! Brak mi si艂. wi臋c musisz mi wybaczy膰, 偶e nie wstan臋. - U艣miechn臋艂a si臋 uroczo. - Zadzwo艅 do mnie, gdy b臋dziesz mia艂 wolny wiecz贸r. Mogliby艣my zje艣膰 kolacj臋 tylko we dwoje. Wracam do Amsterdamu w poniedzia艂ek rano.

- Baw si臋 dobrze, Heleno.

- By艂oby przyjemniej, gdyby艣 ze mn膮 pojecha艂, Jules wr贸ci艂 do domu, poszed艂 na spacer ze Zb贸jem, a potem zamkn膮艂 si臋 w gabinecie. Nic uda艂o mu si臋 na razie przeprowadzi膰 z Helena powa偶nej rozmowy. Unika艂a jej. karmi膮c go bana艂ami.

Ciekawe, czy chocia偶 raz zastanowi艂a si臋 na serio, jak ma wygl膮da膰 ich ewentualne ma艂偶e艅stwo. Trzeba jej u艣wiadomi膰, 偶e z pewno艣ci膮 nie b臋dzie polega艂o na ci膮g艂ym bywaniu u przyjaci贸艂 oraz podobnych rozrywkach. Helena najwyra藕niej nie by艂a w stanie poj膮膰, 偶e s膮 ludzie, dla kt贸rych 偶ycic towarzyskie nie jest najwa偶niejsze. Je艣li to zrozumie, mo偶e sama dojdzie do wniosku, 偶e Jules nie jest dla niej odpowiednim kandydatem na m臋偶a. Pokrzepiony na duchu tymi rozmy艣laniami, przysun膮艂 bli偶ej plik szpitalnych kart i zacz膮艂 je przegl膮da膰. Nast臋pnego dnia mia艂 wielu pacjent贸w.

W niedziel臋 pojecha艂 do matki i d艂ugo rozmawia艂 z ni膮 o Daisy. a w po艂owic tygodnia mia艂 wolny wiecz贸r, wi臋c zadzwoni艂 do Heleny, 偶eby si臋 z ni膮 um贸wi膰 na decyduj膮c膮 rozmow臋.. Niestety, spotka艂o go rozczarowanie, poniewa偶 nie mog艂a si臋 z nim zobaczy膰. Obieca艂a znajomym, 偶e przyjedzie na bal dobroczynny do domu zdrojowego w nadmorskim Scheveningen.

- Sam rozumiesz, 偶e nie mog臋 ich zawie艣膰. Szykuje si臋 wielka feta. W艣r贸d go艣ci honorowych b臋dzie dwu ksi膮偶膮t krwi. Musz臋 tam by膰 i ju偶. Zadzwo艅 do mnie pod koniec tygodnia. Mo偶emy si臋 spotka膰 w niedziel臋?

Jules po偶egna艂 si臋, od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i zajrza艂 do notesu. W pi膮tek mia艂 wolne popo艂udnie, wi臋c pojedzie do Heleny, 偶eby si臋 z ni膮 rozm贸wi膰. Wspomnia艂a mimochodem, 偶e wiecz贸r sp臋dzi w teatrze, wi臋c na pewno wcze艣niej wr贸ci do domu, 偶eby odpocz膮膰 i zrobi膰 si臋 na b贸stwo.

Zawi贸d艂 si臋 w swych rachubach, bo gdy zapuka艂 do drzwi kwadrans po trzeciej, pokoj贸wka oznajmi艂a, 偶e panienki nie ma w domu, ale powinna nied艂ugo wr贸ci膰. Jules postanowi艂 zaczeka膰. Poszed艂 do salonu i usiad艂 w fotelu stoj膮cym przodem do okna. Podzi臋kowa艂 za kaw臋 i herbat臋, usadowi艂 si臋 wygodnie, przymkn膮艂 oczy i marzy艂 o Daisy. Na pewno jest teraz w sklepie. W szarej sukieneczce wygl膮da skromnie i niepozornie. W艂osy ma nienagannie u艂o偶one. Sprzedaje klientowi jaki艣 uroczy drobiazg albo starannie czy艣ci ma艂e arcydzie艂a kupione przez ojca na aukcji.

P贸艂 godziny p贸藕niej Helena wr贸ci艂a do domu w towarzystwie Hanka. Ledwie wesz艂a, ostrym tonem skarci艂a pokoj贸wk臋, a ta natychmiast znalaz艂a spos贸b, 偶eby si臋 jej odp艂aci膰 pi臋knym za nadobne, wi臋c nie wspomnia艂a o Julesie, kt贸ry cierpliwie czeka艂 w salonie.

Z korytarza dobieg艂 glos Heleny i 艣miech Hanka.

- Kochanie, oczywi艣cie, 偶e za niego wyjd臋. Ma wszystko, czego mi potrzeba: du偶e pieni膮dze, dobre pochodzenie, zawodow膮 s艂aw臋. Jest tak zaabsorbowany prac膮, 偶e nie starczy mu czasu, 偶eby mnie kontrolowa膰. B臋d臋 mog艂a robi膰 wszystko, na co mi przyjdzie ochota. Nic przestaniemy si臋 widywa膰. Dostan臋 wszystko, co najlepsze w starym i nowym wiecie.

Jules wsta艂 z fotela. By艂 imponuj膮cej postury, a teraz wydawa艂 si臋 pot臋偶niejszy ni偶 zwykle.

- Musz臋 ci臋 rozczarowa膰, Heleno - zaczaj przyciszonym g艂osem. - Obawiam si臋, 偶e to niemo偶liwe. Spe艂ni si臋 jedynie cz臋艣膰 twoich oczekiwa艅. Stary 艣wiat nie ma ci ju偶 nic do zaoferowania, Helena zblad艂a, lecz pr贸bowa艂a ratowa膰 sytuacj臋.

- Jules! Czemu nik艂 mi nie powiedzia艂, 偶e tu jeste艣? Ja tylko 偶artowa艂am, prawda, Hank?

- Zwykle przyznaj臋 damom racj臋, ale nie mog臋 k艂ama膰, bo, moim zdaniem, m贸wi艂a艣 serio. Jules m贸g艂by udawa膰, 偶e nic nie s艂ysza艂, ale to raczej nie wchodzi w gr臋. Dodam tylko, 偶e nie mog臋 si臋 pochwali膰 znakomitymi antenatami, ale mam w Kalifornii pi臋kny dom, kt贸ry ju偶 widzia艂a艣. Pieni臋dzy mi te偶 nie brakuje.

- Wygl膮da na to, 偶e wszyscy b臋d膮 zadowoleni - powiedzia艂 Jules. - Domy艣lam si臋, Heleno, 偶e chcesz zerwa膰* zar臋czyny. Rozumiem i 偶ycz臋 ci szcz臋艣cia. - Na odchodnym doda艂: - Zaraz wy艣l臋 zawiadomienie do gazet. K艂aniaj si臋 ode mnie rodzicom.

S艂u偶膮ca, kt贸ra otwiera艂a mu frontowe drzwi, ze zdziwieniem dostrzeg艂a rozmarzony u艣miech na jego twarzy. Mi艂y cz艂owiek, pomy艣la艂a, zas艂uguje na lepsz膮 偶on臋 ni偶 nasza panienka.

Jules uk艂oni艂 jej si臋 uprzejmie, wsiad艂 do auta i odjecha艂. W domu czeka艂 na niego wspania艂y podwieczorek. Wieczorem d艂ugo spacerowa艂 ze Zb贸jem, a potem usiad艂 przy biurku i tak zmieni艂 harmonogram nast臋pnego tygodnia, 偶eby jak najszybciej wyjecha膰 do Anglii.

Rozdzia艂 9

Daisy pojecha艂a do Exeter na rozmow臋 z dyrektorem znanego domu aukcyjnego. Wcze艣niej naradzi艂a si臋 z ojcem i uzna艂a, 偶e musi si臋 jeszcze wiele nauczy膰, a praktyka w takiej firmie wiele by jej da艂a. Co wi臋cej, gdyby otrzyma艂a stamt膮d odpowiedni certyfikat i zawiesi艂a go nad biurkiem ojca, ich sklep zyska艂by w oczach klient贸w dodatkowy atut. Nic spieszy艂a si臋 z decyzj膮, bo chcia艂a najpierw odwiedzi膰 kilka przedstawicielstw znanych dom贸w aukcyjnych. Dopiero wtedy b臋dzie mog艂a zdecydowa膰, gdzie warto si臋 zatrudni膰 na kilka miesi臋cy.

Do spotkania z przedstawicielem firmy mia艂a jeszcze troch臋 czasu, wi臋c posz艂a na d艂ugi spacer g艂贸wn膮 ulic膮 Exeter. Zaciekawiona, ogl膮da艂a wystawy sklep贸w z ubraniami, ale zrezygnowa艂a z zakup贸w, chocia偶 ceny by艂y przyst臋pne. Nie mia艂a powodu, 偶eby si臋 stroi膰, a gdy na co dzie艅 czy艣ci艂a ukochane starocie albo obs艂ugiwa艂a klient贸w, z powodzeniem wystarczy艂y jej proste sukienki, bluzki i sp贸dnice w neutralnych kolorach. Gdyby sprawi艂a sobie nowy ciuch, rzadko wyjmowa艂aby go z szafy. Po roku by艂by ju偶 niemodny, wi臋c po co wydawa膰 pieni膮dze?

Szkoda, 偶e gdy Jules j膮 odwiedzi艂, mia艂a na sobie star膮 sp贸dnic臋 i bawe艂nian膮 bluzk臋. Na szcz臋艣cie podczas wycieczki mog艂a w艂o偶y膰 艣liczn膮 d偶ersejow膮 sukienk臋 - idealn膮 na lak膮 wypraw臋. Niestety, kr贸j i kolor by艂y dosy膰 staro艣wieckie.

Daisy postanowi艂a zrobi膰 sobie drobny prezent dla poprawienia humoru, wi臋c kupi艂a now膮 szmink臋, wybran膮 pod czujnym okiem 偶yczliwej ekspedientki. Potem szuka艂a w perfumeriach lawendowych myde艂ek, kt贸re bard/o lubi艂a jej matka. Pakowano je w urokliwe pude艂eczka ozdobione kokardami.

Gdy zm臋czy艂a j膮 w臋dr贸wka ulicami miasta, wesz艂a do przytulnego baru, zjad艂a kanapk臋 i wypi艂a doskona艂膮 kaw臋. Potem zwiedzi艂a zabytkow膮 katedr臋. O pi膮tej po po艂udniu wsiad艂a do autobusu i pojecha艂a do domu. Nie mia艂a dla ojca pomy艣lnych nowin. Dom aukcyjny w Exeter nie zrobi艂 na niej dobrego wra偶enia. Pracownikom brakowa艂o 偶yczliwo艣ci i wiedzy. Postanowi艂a, 偶e w przysz艂ym tygodniu odwiedzi kolejn膮 firm臋. By艂a zdecydowana odby膰 praktyk臋, ale umia艂a si臋 ceni膰, wi臋c podczas rozmowy nie da艂a po sobie pozna膰 Jak bardzo jej zale偶y na posadzie.

Gdy przyjecha艂a do domu, w skrzynce czeka艂 na ni膮 list. Najpierw zda艂a ojcu relacj臋 ze spotkania w domu aukcyjnym i da艂a mu do zrozumienia, 偶e nie zamierza tam pracowa膰. Gdy wszystko ju偶 om贸wili, wyj臋艂a z kieszeni list i otworzy艂a kopert臋. Przeczyta艂a napisan膮 w po艣piechu rozpaczliw膮 pro艣b臋.

- Janet pisze... - zacz臋艂a i raz jeszcze przebieg艂a wzrokiem list. Janet by艂a jej jedyn膮 stryjeczn膮 siostr膮, szcz臋艣liw膮 m臋偶atk膮 i mam膮 dw贸jki uroczych maluch贸w. - Pyta. czy mog臋 do niej przyjecha膰 na ca艂y tydzie艅. Jack wyjecha艂 w delegacj臋 i jest za granic膮, dzieciaki maj膮 osp臋 wietrzna, a na domiar z艂ego ona fatalnie si臋 czuje. - Popatrzy艂a na matk臋, kt贸ra nieznacznie skin臋艂a g艂ow膮.

- Oczywi艣cie musisz do niej pojecha膰, kochanie. Biedna Janet... Tata jako艣 sobie poradzi, chocia偶 to nie b臋dzie 艂atwe. - Zerkn臋艂a na m臋偶a, kt贸ry przytakn膮艂 z ci臋偶kim westchnieniem. - Poprosz臋 pani膮 Coffin, 偶eby mu pomog艂a. Wprawdzie nie radzi sobie z klientami, ale pod innymi wzgl臋dami jest niezast膮piona. - Pani Gillard popatrzy艂a surowo na c贸rk臋. - Janet znalaz艂a si臋 w trudnej sytuacji, ale pami臋taj, 偶eby艣 nie da艂a si臋 wykorzystywa膰. Mo偶esz u niej zosta膰 najwy偶ej dwa tygodnie. Je艣li nie b臋dzie innego wyj艣cia, Jack musi wr贸ci膰 do kraju.

Daisy spakowa艂a si臋 i sprawdzi艂a, o kt贸rej ma autobus do Totnes. Wkr贸tce sz艂a ju偶 strom膮 ulic膮 w stron臋 domu kuzynki. Min臋艂a zabytkowy 艂uk. zesz艂a po 艂agodnym zboczu i stan臋艂a przed 艂adn膮 kamieniczk膮. Wszystkie domy przy cichej ulicy zosta艂y zbudowane w dziewi臋tnastym wieku. By艂y ciep艂e i solidne - w sam raz dla sporej rodziny. Od frontu brakowa艂o zieleni, za to na ty艂ach budynk贸w znajdowa艂y si臋 艂adne ogrody przylegaj膮ce do 艂膮k i p贸l.

Daisy zastuka艂a ko艂atk膮 i nacisn臋艂a klamk臋. Drzwi by艂y otwarte, wi臋c wesz艂a do 艣rodka.

- To ja! - zawo艂a艂a.

Uradowana Janet zbieg艂a po w膮skich schodach. Wygl膮da艂a okropnie.

- Och, Daisy jeste艣 anio艂em. Wybacz, 偶e ci si臋 naprzykrza艂am, ale nie mam si臋 do kogo zwr贸ci膰. Tak si臋 sk艂ada, 偶e dzieci moich przyjaci贸艂ek jeszcze nie przechodzi艂y wietrznej ospy, wi臋c za tydzie艅 lub dwa i u nich by艂by istny szpital dzieci臋cy. - Nagle zreflektowa艂a si臋 i zapyta艂a z obaw膮: - Chorowa艂a艣 na osp臋?

- Tak, wicie lat temu - uspokoi艂a j膮 Daisy. - Gdzie maluchy? Le偶膮 w 艂贸偶kach? Ty r贸wnie偶 powinna艣" si臋 po艂o偶y膰. - Postawi艂a torb臋 na pod艂odze i zdj臋艂a 偶akiet. - Najpierw zrobimy list臋 zakup贸w, potem musisz mi powiedzie膰, co jest do zrobienia. Zapakuj臋 ci臋 do 艂贸偶ka i sama si臋 wszystkim zajm臋. Dzwoni艂a艣 do lekarza?

- Tak, przyjdzie do nas po po艂udniu. Jedzenia starczy na dzisiaj.

- Dobre nowiny. Po艂贸偶 si臋 teraz, a ja zajrz臋 do dzieci. Przynios臋 ci do 艂贸偶ka kubek dobrej herbaty.

Po godzinie sytuacja zosta艂a opanowana. Gor膮czkuj膮ce dzieci zasn臋艂y, s艂uchaj膮c ko艂ysanek 艣piewanych przez ukochan膮 cioci臋, a Janet wypi艂a gor膮cy napar i drzema艂a uspokojona. Daisy rozpakowa艂a si臋, zmieni艂a ubranie i zesz艂a do kuchni, 偶eby przygotowa膰 obiad.

Gdy nakarmi艂a cale towarzystwo, zjawi艂 si臋 lekarz. Oznajmi艂, 偶e u dzieci kryzys ju偶 min膮艂, wi臋c pojutrze b臋d膮 mog艂y biega膰 po domu. Janet mia艂a lekk膮 gryp臋, zapisa艂 jej wi臋c aspiryn臋 i witaminy, poleci艂 r贸wnie偶 du偶o pi膰 i przez kilka dni le偶e膰 w 艂贸偶ku. Odetchn膮艂 z ulg膮, gdy us艂ysza艂, 偶e Daisy przyjecha艂a na ca艂y tydzie艅 i zapowiedzia艂, 偶e gdyby potrzebowa艂y rady albo moralnego wsparcia, mog膮 do niego dzwoni膰 o ka偶dej porze dnia i nocy.

Dni mija艂y bardzo szybko. Daisy mia艂a pe艂ne r臋ce roboty: karmi艂a chorych i podawa艂a im lekarstwa, robi艂a zakupy i. gotowa艂a. By艂a tak zaj臋ta, 偶e nie mia艂a czasu my艣le膰 o Julesie, ale przed za艣ni臋ciem wspomina艂a jego poca艂unek. Nic mog艂a sobie darowa膰, 偶e kiedy si臋 偶egnali, nie dala mu do zrozumienia, jak wiele dla niej znaczy. Z drugiej strony jednak, czemu mia艂by si臋 tym interesowa膰? Wi臋cej si臋 nie zobacz膮... Ciekawe, co on teraz robi? Chyba jest z Helena. Na pewno poszli razem do teatru. Ona ma na sobie prze艣liczn膮 sukni臋, do kt贸rej przypi臋ta jest diamentowa broszka...

Jej barwne wyobra偶enia nie mia艂y jednak nic wsp贸lnego z rzeczywisto艣ci膮. Jules by艂 w drodze do Anglii i w艂a艣nie zamierza艂 wjecha膰 na prom.

Nast臋pnego dnia wczesnym popo艂udniem Daisy siedzia艂a przy stole. James dokazywa艂 na wysokim krzese艂ku, a Lucy hu艣ta艂a si臋 na jej kolanie. Przed nimi sta艂 talerz pe艂en jajecznicy, kt贸r膮 wszyscy troje jedli na obiad. Dzieci okropnie marudzi艂y, poniewa偶 by艂y zm臋czone. Zbli偶a艂a si臋 pora ich drzemki. Daisy z t臋sknot膮 my艣la艂a o 艣wie偶o zaparzonej herbacie i grzankach.

Zmarszczy艂a brwi, gdy us艂ysza艂a pukanie. Mleczarz przyszed艂 rano, potem by艂 tak偶e listonosz. To pewnie inkasent, kt贸ry chce zanotowa膰 stan licznika, albo natr臋tny akwizytor... Postanowi艂a go zlekcewa偶y膰 i dalej karmi艂a dzieci jajecznic膮, ale nieproszony go艣膰 zapuka艂 raz jeszcze. Trzeba otworzy膰 i pozby膰 si臋 go jak najszybciej.

Wzi臋艂a Lucy na r臋ce i pomacha艂a Jamesowi, obiecuj膮c, 偶e wr贸ci za par臋 minut. Gdy otworzy艂a drzwi, jej oczom ukaza艂 si臋 zab贸jczo przystojny i szeroko u艣miechni臋ty Jules der Huizma.

Popatrzy艂 na ni膮 uwa偶nie i doszed艂 do wniosku, 偶e to nie jest odpowiednia pora na wa偶n膮 rozmow臋 o wsp贸lnej przysz艂o艣ci. Trzeba poczeka膰 z o艣wiadczynami.

- Cze艣膰, Daisy - powiedzia艂. Z jego tonu wywnioskowa艂a, 偶e od razu domy艣li艂 si臋, w czym rzecz, i gol贸w jest zrobi膰 wszystko, 偶eby jej pom贸c. Wyci膮gn膮艂 r臋ce i bez s艂owa wzi膮艂 od niej Lucy. - Mog臋 wej艣膰?

- Jemy obiad... zrobi艂am jajecznic臋 - wyj膮ka艂a niepewnie Daisy. - Je艣li masz ochot臋...

Odsun臋艂a si臋, 偶eby go wpu艣ci膰. Poszed艂 za ni膮 do kuchni, usiad艂 przy stole i najspokojniej w 艣wiecie zacz膮艂 karmi膰 maluchy, kt贸re potulnie otwiera艂y usta i przetyka艂y jak na komend臋.

- Ojej! - Daisy nie wierzy艂a w艂asnym oczom.

- Chyba zapomnia艂a艣, 偶e jestem pediatr膮 - odpar艂 che艂pliwie. - Jak widzisz, mam podej艣cie do dzieci.

Z g贸ry dobieg艂 g艂os zaniepokojonej Janet, kt贸ra dopytywa艂a si臋, kto przyszed艂.

- To moja siostra cioteczna. Ma gryp臋, a jej m膮偶 wr贸ci z zagranicy dopiero pojutrze. P贸jd臋 do niej i wyt艂umacz臋, co tutaj si臋 dzieje.

- Aha, macic tu sytuacj臋 kryzysow膮. Tak bywa w rodzinie. Jad艂a艣 ju偶 obiad?

- Ja? - Daisy si臋 zrumieni艂a. - Nic. P贸藕niej co艣 sobie przygotuj臋. Jeste艣 g艂odny? Mog臋 usma偶y膰 ci jajecznic臋. Chcesz kawy? Bardzo przepraszam, b臋dziesz musia艂 troch臋 poczeka膰, bo mam tyle roboty, 偶e sama nie wiem. od czego zacz膮膰. Najpierw musz臋 po艂o偶y膰 spa膰 te maluchy. To pora ich poobiedniej drzemki.

- Najpierw powinna艣 uspokoi膰 kuzynk臋. Potem u艣pisz dzieci, a ja p贸jd臋 do miasteczka. Na pewno jest tu jaka艣 restauracja sprzedaj膮ca dania na wynos. Zjemy obiad, a potem ustalimy plan dzia艂ania. Chc臋 ci pom贸c. - Ju偶 mia艂a co艣 odpowiedzie膰, ale nie dopu艣ci艂 jej do s艂owa. - R贸b, co m贸wi臋, skarbie, i nie wa偶 si臋 ze mn膮 k艂贸ci膰.

Daisy chemie by go skarci艂a za ten protekcjonalny ton, ale po namy艣le wzruszy艂a tylko ramionami i pobieg艂a na g贸r臋. Janet wys艂ucha艂a uwa偶nie relacji i wyci膮gn臋艂a z niej daleko id膮ce wnioski, ale postanowi艂a zachowa膰 je dla siebie.

- Doskonale! - oznajmi艂a z u艣miechem. - Mi艂y ten tw贸j doktorek. Zjawi艂 si臋 w sam膮 por臋, bo pomoc na pewno ci si臋 przyda. Je艣li zostanie do podwieczorku. , mo偶e zwlek臋 si臋 z 艂贸偶ka i wypij臋 z wami herbat臋.

Daisy zesz艂a do kuchni, u艣miechn臋艂a si臋 do Julesa i zabra艂a maluchy do pokoju dzieci臋cego. Gdy je usypia艂a. Jules cichutko wyszed艂, 偶eby kupi膰 jedzenie. Wr贸ci艂 z torb膮 pe艂n膮 smako艂yk贸w i butelk膮 wina.

Gdy tylko dzieci zasn臋艂y, Daisy zesz艂a na d贸艂.

- Usi膮d藕 przy stole i opowiedz mi wszystko - poprosi艂 Jules. - Mam nadziej臋, 偶e twoja kuzynka nie ma mi za z艂e tego naj艣cia.

- Ale偶 sk膮d! - Daisy zajrza艂a do torby z jedzeniem i westchn臋艂a uradowana. - Obieca艂a, 偶e je艣li poczuje si臋 lepiej, po po艂udniu zejdzie na herbat臋. Bardzo chce ci臋 pozna膰.

- 艢wietnie. Mo偶e teraz co艣 przek膮simy? To nie jest wystawny obiad, ale skoro jeste艣 g艂odna...

- Jak wilk! - odpar艂a Daisy i nape艂ni艂a talerz po brzegi.

Jules najch臋tniej wzi膮艂by j膮 na r臋ce i zabra艂 w ustronne miejsce, gdzie m贸g艂by bez 艣wiadk贸w, w ciszy i spokoju, wyzna膰 jej mi艂o艣膰, ale gdy popatrzy艂 na jej wymizerowan膮 twarz, doszed艂 do wniosku, 偶e najpierw powinna zaspokoi艂 - g艂贸d. Moja najdro偶sza Daisy. pomy艣la艂 wzruszony, i si臋gn膮艂 po 艂y偶k臋. Jego ukochanej nale偶a艂a si臋 dok艂adka.

Otworzy艂 butelk臋 wina. znalaz艂 kieliszki i nape艂ni艂 je z艂ocistym trunkiem.

- Wypij 艂yczek. Jest wytrawne i bardzo lekkie, doskona艂e do obiadu.

Gdy sko艅czyli je艣膰, pom贸g艂 jej sprz膮tn膮膰 ze sto艂u i pozmywa膰, a nast臋pnie kaza艂 jej zrobi膰 list臋 zakup贸w. Uzna艂, 偶e Daisy powinna si臋 zdrzemn膮膰, u on w tym czasie kupi wszystko, co jest potrzebne na kilka najbli偶szych dni.

Dobr膮 godzin臋 kr膮偶y艂 po okolicznych sklepach i wr贸ci艂 z pe艂nym baga偶nikiem. Po powrocie zasta艂 w kuchni Janet, kt贸ra poczu艂a si臋 lepiej, a poza tym koniecznie chcia艂a go pozna膰. D艂ugo krz膮tali si臋 we tr贸jk臋 w kuchni, upychaj膮c kupione rzeczy w szafkach i lod贸wce. Z poczuciem dobrze spe艂nionego obowi膮zku usiedli wreszcie do podwieczorku.

Jules wkr贸tce si臋 po偶egna艂. Na odchodnym poleci艂 Daisy, 偶eby wcze艣nie po艂o偶y艂a si臋 do 艂贸偶ka, i zapowiedzia艂, 偶e nast臋pnego dnia przyjedzie o sz贸stej po po艂udniu, 偶eby odwie藕膰 j膮 do domu.

- Ale...

- Nic masz tu nic do powiedzenia - przerwa艂 z u艣miechem, kt贸ry sprawi艂, 偶e zachwycona na moment wstrzyma艂a oddech. - Janet i ja wszystko ju偶 om贸wili艣my. Sytuacja zosta艂a opanowana, Jack wraca jutro rano, wi臋c nie ma powodu do obaw.

Nast臋pnego dnia Jules zjawi艂 si臋 punktualnie, a gdy dotarli do domu Daisy, wst膮pi艂 do pa艅stwa Gillard na kr贸tk膮 pogaw臋dk臋. Daisy odprowadzi艂a go do aula. Mia艂a nadziej臋, 偶e poca艂uje j膮 na po偶egnanie, ale spotka艂 j膮 przykry zaw贸d, bo wymienili tylko przyjacielski u艣cisk d艂oni. Nic um贸wi艂 si臋 z ni膮 na kolejne spotkanie.

Posmutnia艂a i z pochylon膮 g艂ow膮 wr贸ci艂a do domu. Matka pomog艂a jej zanie艣膰' torb臋 do sypialni. Gdy Daisy otworzy艂a drzwi, znieruchomia艂a, widz膮c ogromny bukiet purpurowych tulipan贸w w prostym szklanym wazonie.

- Doktor der Huizma przywi贸z艂 je dla ciebie. Opowiada艂 cuda o holenderskich polach, kt贸re rozkwitaj膮 na wiosn臋 wszystkimi kolorami t臋czy. 呕a艂owa艂 bardzo, 偶e wyjecha艂a艣 tak niespodziewanie, bo mia艂 nadziej臋, 偶e ci je poka偶e podczas kolejnej wycieczki. Nic straconego... - Umilk艂a nagle i doda艂a z u艣miechem: - Zawsze mo偶esz wybra膰 si臋 na kilka dni do Holandii. Masz tam dobrych znajomych.

- Oczywi艣cie - powiedzia艂a z roztargnieniem Daisy, nie odrywaj膮c wzroku od purpurowych kwiat贸w.

Nast臋pnego ranka wzi臋艂a koszyk i posz艂a do sklepu pana Pati, 偶eby zrobi膰 zakupy, poniewa偶 lod贸wka 艣mieci艂a pustkami. O tej porze klient贸w by艂o niewielu, wi臋c chwil臋 pogaw臋dzi艂a z w艂a艣cicielem i zapyta艂a o zdrowie jego 偶ony, kt贸ra od lat cierpia艂a na astm臋. Na szcz臋艣cie ostatnio czu艂a si臋 lepiej.

Sz艂a wolno wzd艂u偶 p贸艂ek wype艂nionych towarami. Gdy dosz艂a do rega艂u z herbat膮, wspi臋艂a si臋 na palce, si臋gaj膮c po metalow膮 puszk臋. Nagle zobaczy艂a m臋skie rami臋 i d艂o艅 wyci膮gni臋t膮 w tym samym kierunku.

- Jedna czy dwie? - us艂ysza艂a znajomy g艂os. Odwr贸ci艂a si臋.

Tego ju偶 za wicie! Czemu tak j膮 dr臋czy艂? Dlaczego nie wyjecha艂? Niewiele my艣l膮c, powiedzia艂a to na g艂os.

- Jestem okropnie zapracowany, ale przyjecha艂em do Anglii, bo musz臋 z tob膮 porozmawia膰, Daisy. W Totnes nie by艂o czasu, wiec pomy艣la艂em, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li p贸jd臋 za tob膮 do supermarketu i przy okazji wy艂o偶臋, o co mi chodzi - stwierdzi艂 偶artobliwie.

Zak艂opotana Daisy w艂o偶y艂a do w贸zka dwie puszki w艂oskich pomidor贸w w zalewie i odpar艂a przyciszonym g艂osem:

- Nie mo偶emy tutaj rozmawia膰!

- Wr臋cz przeciwnie! Trzeba korzysta膰 z okazji. Sceneria nie jest wprawdzie zbyt romantyczna, ale jakie to ma dla nas znaczenie! - Umilk艂 i si臋gn膮艂 po dwa s艂oiki szparag贸w oraz torebk臋 piero偶k贸w z mi臋sem.

Daisy dorzuci艂a paczk臋 kawy. Zaprotestowa艂a, gdy umie艣ci艂 w w贸zku trzy puszki z kocim jedzeniem.

- Nie mamy kota!

- To dla Jette. Niech jej kotka i koci臋ta spr贸buj膮 angielskich smako艂yk贸w. Zawieziemy te puszki do Holandii.

Daisy us艂ysza艂a magiczne s艂贸wko „my", ale milcza艂a jak zakl臋ta. Gdy zbli偶ali si臋 do kasy, Jules odsun膮艂 w贸zek i uj膮艂 jej d艂onie.

- Najmilsza moja, czy mo偶esz si臋 na chwil臋 zatrzyma膰? Tak p臋dzisz, 偶e nie mam szans, aby powiedzie膰, jak bardzo ci臋 kocham. Po to w艂a艣nie przyjecha艂em do Anglii.

- A co z Helen膮? - spyta艂a ponuro.

- Zerwa艂a zar臋czyny. Zapewne wyjedzie do Kalifornii z niejakim Hankiem.

- Kocha艂e艣 j膮?

- Nie. Bardzo mi si臋 podoba艂a. Tylko na pocz膮tku by艂em ni膮 zauroczony, ale gdy spotka艂em ciebie, zrozumia艂em, 偶e moje zar臋czyny to wielki 偶yciowy b艂膮d. Podczas tamtego spaceru w deszczu skrad艂a艣 mi serce i od tamtej pory jest tylko twoje. S膮dzi艂em, 偶e nic do mnie nie czujesz, ale gdy poprzednio wyje偶d偶a艂em z Anglii, by艂a艣 taka smutna w czasie naszego po偶egnania... Uzna艂em, 偶e jest cie艅 szansy i postanowi艂em wszystko postawi膰 na jedn膮 kart臋. Daisy, wyjdziesz za mnie? Zapewniam, 偶e kocham ci臋 nad 偶ycie. Mam nadziej臋, 偶e z czasem odwzajemnisz moje uczucie.

- Oczywi艣cie, 偶e za ciebie wyjd臋! Od dawna jestem w tobie zakochana!

Przytuli艂 j膮 mocno i poca艂owa艂 nami臋tnie.

Tymczasem wzruszony i troch臋 zirytowany pan Pati zdecydowanym ruchem przyci膮gn膮艂 w贸zek i zacz膮艂 stuka膰 w klawisze kasy fiskalnej. Uwa偶a艂 si臋 za romantyka i lubi艂 Daisy, ale przecie偶 interesy nie mog膮 na tym ucierpie膰. Nied艂ugo w sklepie b臋dzie mn贸stwo klient贸w. Dobrze si臋 zacz膮艂 ten dzie艅.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Neels?tty Angielka w Amsterdamie
Romantyczne podr贸偶e 17 Power Elizabeth Bermudzki czworokat
013 Daveson Mons Romantyczne podr贸偶e W艂adca pustyni
Romantyczne podr贸偶e 19 Wood Sara Czarodziej ze zlotego miasta
009 Romantyczne podr贸偶e Zee van der Karen Jawa, wyspa milosci
Wood Sara Romantyczne podr贸偶e 10 Wenecki ksi膮偶臋
025 Devine Angela Romantyczne Podr贸偶e 25 Wesele na Tahiti
040 Romantyczne podr贸偶e Field Sandra W krainie fiord贸w
Neels Betty Angielka w Amsterdamie
016 Romantyczne podr贸偶e Wilson Patricia S艂o艅ce Andaluzji
Betty Neels Angielka w Amsterdamie
006 Romantyczne podr贸偶e Wood Sara Wenecki ksi膮偶e
Harlequin Romant podr贸偶e
Refleksje romantycznego podr贸偶nika w wierszu Adama Mickiewicza

wi臋cej podobnych podstron