Całe kupa Lepperów
Nie ulega kwestii, że Polska potrzebuje nowych wyborów parlamentarnych. Jak najszybciej. Najlepiej jutro. Każde ich odwleczenie to przedłużanie okresu „smuty” i paraliżu. Jeśli ktoś sobie wyobraża (a pewnie nie pomylę się, wskazując takiego ktosia w Belwederze), że w bałaganie i bezhołowiu po upadku Millera można zainstalować u władzy rząd na tyle sensowny, żeby sprawnie nas przeprowadził przez panikę oraz zamęt związane z wejściem do UE oraz umożliwił przeprowadzenie następnych wyborów w spokojnej atmosferze, kiedy emocje akcesji opadną i ustoi się scena polityczna, to bardzo błądzi. Równie dobrze można by sądzić, że pod cieknącą rurę wystarczy podstawić wiadro, a jej wymianę odłożyć do czasu generalnego remontu. Myślenie takie nie uwzględnia faktu, że kiedy rura już zaczęła przeciekać, to będzie ciekła z każdym dniem coraz bardziej i za jakiś czas nie wystarczy ani wiadro, ani nawet wanna, cały dom zostanie zalany, a szkody wskutek tego powstałe przekroczą wielokrotnie koszty wymiany cieknącej rury, gdyby zdecydowano się na to od razu.
Parafrazując to, co śp. Krzysztof Dzierżawski zwykł mawiać o gospodarce: polityka to nie lokomotywa, tylko mrowisko. To, co dzieje się w polityce, nie wynika ze stosowania raz na zawsze ustalonych reguł (choć - oczywiście - znawcy zagadnienia potrafią dostrzec pewne prawidłowości) i nie da się opisać żadnym stuprocentowo pewnym wzorem, ponieważ jest skutkiem i wypadkową wyborów podejmowanych przez wielką liczbę ludzi, z których każdy kieruje się własnymi, nie zawsze logicznymi i nie zawsze przewidywalnymi kryteriami podejmowania decyzji.
W wypadku samych polityków kryteria te można odczytać nieco łatwiej niż w wypadku przeciętnego wyborcy. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że dla zdecydowanej większości parlamentarzystów podstawową sprawą jest załapanie się do parlamentu następnego, a dopiero w drugiej kolejności - jeśli pierwszy cel okaże się nieosiągalny - utrzymanie jak najdłużej mandatu i związanych z nim korzyści materialnych w sejmie następnym. Koncepcja „rządu fachowców” miałaby szansę, gdyby parlamentarzyści partii lewicowych, mających taki rząd powołać, stracili już zupełnie nadzieje na realizację celu pierwszego i całkowicie skupili się na drugim.
Tak jednak nie jest. Hasłem wyjścia z SLD grupy Borowskiego był powrót do „prawdziwej lewicowości”, cokolwiek by to miało znaczyć (w gruncie rzeczy, jak to już pisałem, oznacza po prostu populizm). Każde z trzech ugrupowań lewicowych, które miałyby współtworzyć koalicję popierającą nowy rząd, skazane jest teraz na licytowanie się z dwoma konkurentami, że właśnie ono jest tym prawdziwie lewicowym, podczas gdy pozostałe dwa zdradziły lewicowość na rzecz liberalizmu. Co więcej, w tej licytacji zetrzeć się muszą z PSL, które wprawdzie o palmę pierwszeństwa w lewicowości werbalnie się nie ubiega, ale równie jak SLD, SdPl i UP widzi swą szansę w populizmie. Wszystkie one, oczywiście, licytować się będą z Samoobroną, której w obietnicach przebić nie będą w stanie, ale i tak nie mają innego wyjścia, niż próbować. Co najmniej dwie z partii centroprawicowych, LPR i PiS, również zapowiadają, że „nie można stracić z oczu” niezadowolonego elektoratu, bo go przejmie Lepper - co rozumieć należy jako deklaracje przystąpienia do licytacji. Obiecywać - oczywiście - łatwo, trzeba jednak złożyć jakieś dowody, że się jest „po stronie ludzi”, a takimi dowodami mogą być tylko projekty ustaw, rozdających wszem i wobec to, czego i tak nie ma, oraz grające na frustracjach, na strachu przed UE, terroryzmem itp.
To na poziomie partyjnych kierownictw. Z poziomu zwykłego posła zaś wyglądać to musi tak, że skoro już się zaczęła sejmowa wędrówka ludów, to trzeba załapać się do tej partii, w której będzie się miało szansę wejść do następnego sejmu. Jeśli więc nawet w partyjnych kierownictwach komuś odezwie się w głowie dzwonek alarmowy, to zignoruje go, żeby mu właśni posłowie nie uciekli do bardziej radykalnej konkurencji.
Jaki może być tego skutek? Tylko wzbierający potok głupoty, prawnych absurdów, populistycznego bełkotu, no i rosnąca siła Samoobrony, bo gdy większość polityków zaczyna się wzorować na Lepperze, dla wyborców jest to wyraźnym wskazaniem, że warto wybrać mający coraz więcej podróbek oryginał. Tę saską noc w sejmie, tę szykującą się erupcję populizmu mogą przerwać tylko nowe wybory - jakikolwiek będzie ich skutek, na pewno przyniesie mniej zła niż zwlekanie.
7 kwietnia 2004