Cenzor wolności słowa
Nasz Dziennik, 2010-09-24
Był działaczem "opozycji demokratycznej", wpływowym producentem medialnym szermującym hasłem "odpolitycznienia" mediów publicznych. Dziś grozi Radiu Maryja i dziennikarzom ośmielającym się krytykować rząd Donalda Tuska. Czy nowy prezes Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji na zamówienie medialnej koalicji PO - SLD posłusznie wypełnia plan wyciszenia wszelkiej krytyki władzy przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi?
"Domagamy się niezwłocznego wybrania nowego jej [Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji - red.] składu realizującego obietnice WSZYSTKICH partii o odpolitycznieniu mediów. (...) Publiczne media są wspólnym dobrem wszystkich obywateli" - pod takim apelem w 2009 r. podpisał się obecny prezes KRRiT Jan Dworak w reakcji na projekt ustawy medialnej opracowanej przez Platformę Obywatelską. Po objęciu urzędu wykonał gwałtowną woltę i teraz atakuje media ośmielające się krytykować działania rządzącej koalicji. Wielu znawców rynku medialnego uważa, że w ten sposób prezes KRRiT zrzuca maskę, za którą kryje się cenzor działający na zamówienie nowych dysponentów mediów publicznych.
Skok na media
Oficjalnie przewodniczący KRRiT oraz politycy Platformy Obywatelskiej zapewniają, że nowi członkowie rad nadzorczych publicznego radia i telewizji zostaną wkrótce wyłonieni w przejrzystych konkursach.
Jednak eksperci nie wierzą, że politycy PO i SLD oprą się pokusie obsadzenia swoimi ludźmi około 500 intratnych stanowisk w radach nadzorczych i zarządach mediów publicznych, i to na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi. Argumenty koalicji rządzącej nie są przekonywujące. Problem polega na tym, że po pierwsze, to KRRiT ma zatwierdzać skład nowych rad nadzorczych publicznego radia i telewizji, a po drugie, będzie mogła je odwołać praktycznie pod byle pretekstem. A to oznacza, że kontrolę nad mediami publicznymi będą sprawować PO i SLD (po dwóch członków), przy poparciu PSL (jedno miejsce), których przedstawiciele zasiadają w Krajowej Radzie.
- Nowelizacja ustawy medialnej wprowadziła przepisy umożliwiające bezpośrednie wpływanie przez polityków, w tym KRRiT, na zarządy mediów publicznych. Obecnie bowiem to Rada będzie powoływać zarząd np. TP SA - mówi Elżbieta Kruk, była szefowa KRRiT.
W takiej sytuacji zapewnienia szefa KRRiT o "odpolitycznieniu" tego gremium brzmią jak farsa, którą ma uwiarygodniać właśnie przewodniczący, uważany dotąd także przez niektórych polityków prawicowych za w miarę niezależną osobę. - W ostatnich 20 latach w telewizji publicznej było tylko trzech prezesów, którym o coś chodziło, którzy chcieli coś zmienić. Oprócz prezesa Dworaka byli to: Wiesław Walendziak i Bronisław Wildstein - uważa Jarosław Sellin, były członek KRRiT.
Jego zdaniem, Dworak padł ofiarą obecnej koalicji medialnej. - Środowisko polityczne Jana Dworaka, czyli PO, pochopnie zgodziło się na to, żeby w praktyce oddać władzę w KRRiT w ręce lewicy, bo bez ich dwóch członków nic nie można zrobić w Radzie (decyzje muszą być podejmowane większością dwóch trzecich głosów). Dworak stał się zakładnikiem tej sytuacji - uważa Sellin.
Akcja "wybory"?
Jan Dworak zbyt dobrze zna rynek medialny w Polsce, by nie wiedział, jakie zadanie wyznaczyli mu politycy, a przede wszystkim jego bliski kolega, prezydent Bronisław Komorowski, który delegował go na członka KRRiT obok innego swojego zaufanego człowieka - Krzysztofa Lufta. Zdaniem ekspertów, już same te nominacje wskazują, że koalicji PO - PSL i dokooptowanemu SLD chodzi o wyrzucenie z mediów publicznych wszystkich osób kojarzonych z PiS i obsadzenie stanowisk swoimi ludźmi, którzy będą czuwać nad "wizerunkiem medialnym" przed przyszłorocznymi wyborami.
- Zawiązanie koalicji PO - SLD prowadzi do wyciszenia krytyki ze strony nadawców krytycznych wobec tych formacji - mówi wprost redaktor Jan Maria Jackowski. Politycy opozycji nie mają złudzeń, że celem tych zabiegów jest chęć zapewnienia sobie kontroli nad mediami publicznymi przed wyborami. - Myślę, że próby szybkiego "załatwienia" mediów publicznych nie powiodą się przed wyborami samorządowymi, ale do wyborów parlamentarnych koalicji zapewne uda się doprowadzić do sytuacji, w której będzie mogła ręcznie sterować telewizją publiczną - twierdzi Elżbieta Kruk.
Wyciszanie krytyki
- Z pierwszych zapowiedzi prezesa Dworaka wynika, że realizuje on dworskie zamówienie rządzącej koalicji. Świadczy o tym także jego groźba odebrania koncesji Radiu Maryja - wskazuje posłanka Kruk.
W sierpniu prezes KRRiT zarządził tygodniowy monitoring programu Radia Maryja, a w ubiegłym tygodniu w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" zagroził odebraniem Radiu koncesji. Te nieprzyjazne posunięcia wobec społecznego nadawcy zastanawiają wielu znawców sceny medialnej. - Do stosowania takich procedur kontrolnych wobec Radia Maryja, niestosowanych wobec innych nadawców, dochodziło wcześniej, w drugiej połowie lat 90., za czasów przewodniczącego Bolesława Sulika, gdy kontrolę nad KRRiT przejęła lewica. Tymczasem Rada ma obowiązek wszystkich nadawców traktować jednakowo - zwraca uwagę Marek Jurek, były przewodniczący KRRiT.
Eksperci od rynku mediów podkreślają też, że Krajowa Radia Radiofonii i Telewizji ma obecnie bardzo wiele ważnych problemów do rozwiązania. Pierwszy to prawdziwe odpolitycznienie mediów publicznych, a nie oddawanie ich w ręce polityków. Kolejny - poprawa sytuacji finansowej mediów, które na skutek działań rządu zostały niemal odcięte od wpływów z abonamentu. Wreszcie zaniedbana od lat sprawa cyfryzacji mediów elektronicznych.
- Nie rozumiem, dlaczego nie przeprowadza się w Polsce cyfryzacji telewizji. Jesteśmy jedynym państwem europejskim, które tego procesu nie prowadzi. Zajmowanie się w tej sytuacji "problemem Radia Maryja", którego w ogóle nie widzę, czy wypowiedziami konkretnych dziennikarzy, jak np. Tomasza Sakiewicza, o którym mówił przewodniczący Dworak, świadczą o tym, że nie interesują go problemy rynku medialnego, tylko "problem" wolnego słowa w Polsce - mówi wprost Elżbieta Kruk.
W ogniu krytyki nowego przewodniczącego znalazł się także Wojciech Reszczyński. Powód? W jego autorskim programie w radiowej Trójce zaproszeni goście krytykowali działania PO. W związku z powstałym zamieszaniem nie chce wypowiadać się na ten temat.
Zachowanie Dworaka wywołuje zdziwienie ekspertów. - Widzę pewną nierównomierność w ocenach Dworaka, gdzie jest przesada. Dopatruje się jej w niektórych treściach pojawiających się w mediach o wrażliwości konserwatywnej, a nie dostrzega, że np. są audycje w mediach publicznych, w których notorycznie występują politycy lewicy - dziwi się Jarosław Sellin.
Takie zachowanie szefa KRRiT wskazuje, że przyjmuje on rolę nadwornego cenzora na usługach rządzących. Byli koledzy Jana Dworaka nie mogą w to uwierzyć.
Przecież miał narodowe korzenie...
- Pochodził z endeckiej rodziny - mówi Marian Piłka, który zna Dworaka jeszcze z czasów opozycji antykomunistycznej. W latach 70. Dworak był sekretarzem redakcji "Opinii", organu Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Piłka współpracował z obecnym szefem KRRiT w niezależnym wydawnictwie Biblioteka Historyczna i Literacka. Jak wielu opozycjonistów, w latach 80. Dworak znalazł azyl w Kościele - był sekretarzem redakcji pisma "Powściągliwość i Praca", wydawanego przez Ojców Michalitów.
- Nasze drogi polityczne rozeszły się w 1990 r. - wspomina Marian Piłka. Rok wcześniej Dworak pełnił funkcję zastępcy sekretarza Komitetu Organizacyjnego przy Lechu Wałęsie ds. Okrągłego Stołu. Uczestniczył w obradach w podzespole ds. środków masowego przekazu. W latach 1989-1991, w czasie rządów Tadeusza Mazowieckiego i Jana Krzysztofa Bieleckiego, był wiceprezesem Komitetu ds. Radia i Telewizji. Jego szefem był Andrzej Drawicz (były współpracownik SB). Szybko związał się ze środowiskiem Unii Demokratycznej, a potem Unii Wolności i Stronnictwem Konserwatywno-Ludowym, po 2000 r. zaś - z Platformą Obywatelską. Zasiadał w komitecie honorowym poparcia Bronisława Komorowskiego przed wyborami prezydenckimi.
Niemal równolegle z karierą polityczną Dworak zaczął realizować karierę producenta telewizyjnego. Był współwłaścicielem firmy Prasa i Film (znana z produkcji serialu "Kasia i Tomek"), a także Studia A (m.in. program "Wieczór z Alicją" z udziałem Alicji Resich-Modlińskiej). Był także prezesem Stowarzyszenia Niezależnych Producentów Filmowych i Telewizyjnych, a później członkiem prezydium zarządu Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych.
Konflikt interesów?
Wiele programów i filmów wyprodukowanych przez firmy, które zakładał Jan Dworak, kupiła telewizja publiczna. Od 1998 do 2002 roku był szefem Rady Programowej tej telewizji oraz jej prezesem w latach 2004-2006. Co prawda, przewodniczący KRRiT zapewnia, że przechodząc do tej instytucji, zrezygnował z zasiadania w zarządzie spółki Prasa i Film, której był właścicielem. Jednak jako szef KRRiT ma wpływ na obsadę władz mediów publicznych, które zapewne będą kupowały produkcje z firm z nim związanych. Także obecnie w TVP emitowane są produkcje firm, w których miał udziały Jan Dworak ("Ranczo", "Weekendowy magazyn filmowy"). Czy to jest zdrowa sytuacja?
- Fakt, że tak wysoki urzędnik państwowy jest związany ze środowiskiem producenckim, naraża go na zarzut, że prowadzi działalność lobbystyczną - uważa Jan Maria Jackowski.
Niewątpliwie przewodniczący Dworak wróci do pracy producenckiej, gdy zakończy swoją kadencję w KRRiT. Pytanie tylko, co zostanie wtedy z mediów publicznych. Niektórzy uważają, że paradoksalnie taka działalność m.in. Jana Dworaka tak naprawdę może uderzyć także w samą... Platformę Obywatelską.
A wygra i tak lewica?
Eksperci zwracają uwagę, że wszystkie zabiegi zmierzające do przejęcia kontroli nad mediami publicznymi mogą w konsekwencji obrócić się przeciwko samej PO. Dlaczego? Bo już obecnie partia ta stała się zakładnikiem SLD, bez którego nie można podjąć żadnej decyzji w KRRiT. Tak silna rola lewicy i przyznanie jej tak dużego wpływu na media publiczne może poprawić notowania SLD. W efekcie, nawet jeśli PO wygra wybory parlamentarne, może być po nich równie zależna od lewicy jak teraz w KRRiT.
W ten sposób PO "wyczyści" przestrzeń medialną z resztek wpływów PiS, aby oddać ją, a być może także więcej władzy, w ręce SLD. Czy wyborcy Platformy wyciągną z tego konsekwencje...
Mariusz Bober