Wolność słowa w Internecie


Wolność słowa w Internecie.

Podejmowane w wielu krajach incjatywy ustawodawcze, mające na celu uregulowanie nurtu tej dzikiej i groźnej rzeki, jaką wydawać się może Internet, niosą ze sobą poważną groźbę ograniczenia wolności słowa.

Użytkownicy Internetu są bardzo przywiązani do swojej swobody wysyłania listów na dowolny temat, uczestniczenia w grupach dyskusyjnych, publikowania w World-Wide Web. Nie tylko będą niezadowoleni z prób ograniczenia ich wolności, ale po prostu nie będą się im biernie przyglądać.

Jednym ze sposobów swobodnej wymiany informacji są grupy Usenet. Tysiące takich grup na całym świecie zajmują się każdym tematem wartym dyskusji, w tym i sprawami zakazanymi w wielu państwach: pornografią, terroryzmem, rasizmem. Ich największa zaleta - powszechna dostępność dla każdego, kto posiada program do odczytywania grup i połączenie z Internetem - jest jednocześnie największą wadą w oczach regulatorów wolności słowa. W grę wchodzą dziesiątki milionów ludzi korzystających z tych grup.

Grupy dyskusyjne Usenet są dziś dostępne i przekazywane przy pomocy Internetu. Istnieją koncepcje zmiany kanału dystrybucji - przekazywania ich przy pomocy radia czy telewizji satelitarnej. Telewizja satelitarna jest tu dobrym medium, bo dostęp do niej jest bardziej ograniczony i nadawcy wiadomości nie muszą obawiać się postawienia przed sądem za rozpowszechnianie niedozwolonych treści. Ale jest to znacznym ograniczeniem swobody wymiany informacji.

Innym sposobem ograniczenia rozpowszechniania niewłaściwych treści, moralnych, religijnych czy politycznych, jest tworzenie moderowanych grup dyskusyjnych. Wiadomości przesyłane do takich grup są przeglądane przez jedną osobę, pełniącą funkcję moderatora; osoba ta decyduje, czy dana wiadomość ma być opublikowana. Jest to bardziej sposób ucywilizowania dyskusji niż ograniczania wolności słowa. W dzisiejszym Usenecie istnieją obok siebie grupy moderowane i niemoderowane, a jego użytkownicy mają swobodny wybór korzystania z jednej lub drugiej formy dyskusji.

Komputer osobisty wraz z drukarką to potencjalna maszyna drukarska, na której można wydrukować ulotki, odezwy czy nawet całe książki w drugim obiegu. Komputer podłączony do Internetu to jakby radio nastawione na stację Radio Wolna Europa i to jeszcze takie, w którym samemu można przekazać coś od siebie. Jest to poważne zagrożenie dla każdego państwa totalitarnego czy nawet w pewnym stopniu ograniczającego dostęp do informacji.

Internet ze swą anarchistyczną naturą jest solą w oku rządów i biurokratów, których nie brakuje nawet w kolebce demokracji , w Stanach Zjednoczonych. Odwieczny wyścig wolności i cenzury jest jak ten pocisku i tarczy - nigdy się nie kończy.

Internet jest stosunkowo nowym medium służącym do komunikowania, wyrażania myśli, przekazywania idei, poglądów oraz wyrażania własnego zdania, a co za tym idzie stwarza możliwość do nadużyć i przekraczania granicy między prawem, a sferą wolności innych osób.

Do niedawna wydawało się, że Internet stanowi całkowicie "dzikie pole", zupełnie nieuregulowane i nieobwarowane jakimikolwiek zasadami. Ten stan rzeczy pomału zmienia się i ustawodawca oraz sądy zaczynają zakreślać reguły postępowania.

Gdy myślimy o wolności słowa, przede wszystkim myślimy o prasie, ale także o wszelkiego rodzaju formach ekspresji artystycznej. Wyrażanie się nie musi mieć miejsca wyłącznie w formie pisemnej. Z ochrony korzysta każdy sposób uzewnętrznienia, również w formie plastycznej, fotograficznej, architektonicznej, muzycznej, scenicznej, audiowizualnej i zakomunikowany w zasadzie w każdy dowolny sposób: słowem, symbolami matematycznymi, znakami graficznymi, symbolami muzycznymi, byleby pochodził od konkretnej osoby.

REKLAMA

Europejska Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, której Polska jest sygnatariuszem od 1993, przyznaje każdemu prawo do wolności wyrażania opinii (art. 10). Obejmuje ono: wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych. Nie jest to jednak prawo bezwzględne, gdyż wolność z niego płynąca podlega pewnym warunkom i obowiązkom. W Konwencji jest dalej mowa o tym, iż korzystanie z wolności słowa może podlegać takim wymogom formalnym, warunkom, ograniczeniom i sankcjom, jakie są przewidziane przez ustawę (prawodawstwo państwowe) i niezbędne w społeczeństwie demokratycznym, w interesie bezpieczeństwa państwowego lub bezpieczeństwa publicznego, ze względu na konieczność zapobieżenia zakłóceniu porządku lub przestępstwu, z uwagi na ochronę zdrowia i moralności, ochronę dobrego imienia i praw innych osób oraz ze względu na zapobieżenie ujawnieniu informacji poufnych.

Zatem osoby zamieszczające treści w Internecie muszą to czynić z zachowaniem minimum ostrożności, aby nie naruszyć granic wolności słowa, szczególnie w zakresie szeroko rozumianego bezpieczeństwa publicznego, przestępstw, moralności, porządku publicznego, dóbr osobistych innych osób oraz informacji tajnych i poufnych.

W sytuacji, gdy te naruszenia nastąpią, kto i jak będzie za to odpowiadał? Na jakiej zasadzie można przypisać odpowiedzialność twórcom treści ukazujących się w Internecie?

Ważne postanowienie Sądu Najwyższego

Ogłoszenie postanowienia Sądu Najwyższego z 26 lipca 2007 r ( akt IV kodeksu karnego 174/07) wywołało żywe zainteresowanie opinii publicznej, a także niemały niepokój związany z prowadzeniem stron www. Postanowiono w nim bowiem, że każdy, kto na swojej stronie internetowej wydaje dziennik lub czasopismo, podlega obowiązkowi rejestracyjnemu takiego dziennika lub czasopisma. Definicja dziennika i czasopisma jest bliżej określona w prawie prasowym, w ustawie z 1984 r. I tak dziennikiem, w myśl artykułu 7 ust. 2, pkt 2, jest ogólnoinformacyjny druk periodyczny lub przekaz za pomocą dźwięku oraz dźwięku i obrazu, ukazujący się częściej niż raz w tygodniu. Widzimy, że ustawodawca obejmuje tym terminem nie tylko tradycyjne "gazety", ale także np. radiowe i telewizyjne programy informacyjne. Z kolei czasopismem, zdefiniowanym w pkt 3, jest druk periodyczny (lub przekaz za pomocą dźwięku lub dźwięku i obrazu) ukazujący się nie częściej niż raz w tygodniu, a nie rzadziej niż raz w roku. Tak więc różnica między dziennikiem a czasopismem tkwi w częstotliwości ich ukazywania się, natomiast oba pojęcia mieszczą się w zakresie prasy, która (w myśl artykułu 7 ust. 2, pkt 1) oznacza publikacje periodyczne, nie tworzące zamkniętej, jednolitej całości, ukazujące się nie rzadziej niż raz w roku, opatrzone stałym tytułem albo nazwą, numerem bieżącym i datą.

Pojęcie to jest ujęte szeroko i prasą nazywa się m.in.: dzienniki, czasopisma, serwisy agencyjne, stałe przekazy teletekstowe, biuletyny, programy radiowe i telewizyjne oraz kroniki filmowe. Są to także wszelkie istniejące i powstające w wyniku postępu technicznego środki masowego przekazywania, w tym także: rozgłośnie oraz tele- i radiowęzły zakładowe oraz wszelkie istniejące i powstające środki przekazu upowszechniające publikacje periodyczne za pomocą druku, wizji, fonii lub innej techniki rozpowszechniania. Ustawodawca wyraźnie pozostawia pole otwarte dla nowych i powstających środków przekazu i nie ulega wątpliwości, że miejsce to jest zarezerwowane dla Internetu, co zostało potwierdzone w postanowieniu Sądu Najwyższego, a także w komentarzu do Prawa Prasowego autorstwa Jacka Sobczaka, który był sędzią sprawozdawcą we wspomnianym wyroku Sądu Najwyższego. Otóż w wyroku stwierdzono, że czasopisma i dzienniki przez to, że ukazują się w formie przekazu internetowego, nie tracą znamion tytułu prasowego, i to zarówno wówczas, gdy przekaz internetowy towarzyszy przekazowi utrwalonemu na papierze, drukowanemu, stanowiąc inną, elektroniczną jego postać w systemie online, jak i wówczas, gdy przekaz istnieje tylko w formie elektronicznej w Internecie, ale ukazuje się periodycznie, spełniając wymogi, o których mowa w art. 7 ust. 2 prawa prasowego.

Sąd stwierdził, że Internet jest tylko środkiem przekazu - podobnie jak ryza papieru. Papieru jako takiego nie trzeba rejestrować, natomiast rejestracji podlega papier zadrukowany, a w zasadzie nie sam papier, ale działalność polegająca na zadrukowywaniu papieru i wydawaniu do w formie dziennika bądź czasopisma (prasy). Internet jako środek przekazu służy m.in. do wymiany korespondencji, podobnie jak przekazuje się korespondencję w formie pisemnej na papierze. Przekaz korespondencji w Internecie nie podlega rejestracji, natomiast wydawanie w formie elektronicznej prasy dostępnej w Internecie musi być rejestrowane. Obowiązek rejestracyjny ma na celu ochronę odbiorcy, chodzi o to, aby miał pewność, że tytuł prasowy, którego jest odbiorcą, jest tym tytułem, który pragnie nabyć lub z którego treścią pragnie się zapoznać. Ma przeciwdziałać dopuszczania na rynek do obiegu tytułów prasowych, których rejestracja stanowiłaby naruszenie prawa do ochrony nazwy istniejącego już tytułu prasowego. Chodzi więc o ochronę przed nieuczciwą konkurencją, dotyczącą w równym stopniu prasy drukowanej, jak i tej, która rozpowszechniania jest za pomocą Internetu. Rejestracji dokonuje Sąd Okręgowy właściwy dla siedziby wydawcy (może nią być adres zamieszkania osoby prowadzącej serwis internetowy wypełniający znamiona prasy).

Jednak portale i strony internetowe nie są zwykłymi dziennikami czy czasopismami. Pod tym względem istnieje pewna nieścisłość terminologiczna oraz luka ustawodawcza, gdyż dla przekazów internetowych, w odróżnieniu od prasy drukowanej, nie jest konieczne wskazanie miejsca wydania, oraz otrzymanie międzynarodowego znaku informacyjnego (International Standard Serial Number - ISSN), który wydaje Biblioteka Narodowa, gdyż dotyczy on jedynie wydawnictw wydawanych drukiem. Ponadto, z funkcjonowaniem dziennika lub czasopisma związane są takie atrybuty prasy wymienione w prawie prasowym, jak: redakcja, redaktor naczelny, adres redakcji, wydawca, siedziba i adres wydawcy, miejsce wydania i wspomniane wyżej impressum, czyli znak informacyjny. Wydaje się, że nie wszystkie z nich nadają się do odniesienia wprost do przekazów online, gdyż razi to sztucznością i nie zawsze jest możliwe. Mówi o tym wprost artykuł 27 prawa prasowego, dotyczący oznaczania druków prasowych, i wskazuje, co musi być podane na każdym egzemplarzu druków periodycznych. Wprawdzie ustęp 2 tego artykułu nakazuje stosować ów przepis odpowiednio do nagrań radiowych, telewizyjnych i kronik filmowych, ale wyliczenie to jest enumeratywne i nie zawiera Internetu. Zatem tylko niektóre tytuły prasowe podlegają wymienionym obowiązkom, inne, w tym strony internetowe, nie - w prawie odnoszącym się do tych kwestii nigdzie nie jest to wyraźnie powiedziane.

Jeżeli jednak strona internetowa zostanie już prawnie zakwalifikowana jako prasa, wypływają z tego rożne konsekwencje, w tym przywileje. W sytuacji, gdy witryna www jest dziennikiem lub czasopismem, stosuje się do niej przepisy prasa prasowego, w związku z tym, osoby umieszczające tam informacje będą miały status dziennikarza i będą korzystać z przywileju tajemnicy dziennikarskiej (art. 15 prawa prasowego) oraz prawa do szerszego dostępu do informacji. Aby jednak z tego prawa korzystać, osoba taka powinna wykazać, iż jest dziennikarzem. Dlatego redakcje są zobowiązane wyposażać dziennikarzy w odpowiednie legitymacje prasowe. Aby jednak osoba pisząca w Internecie była zaklasyfikowana jako dziennikarz, musi zachować określone obowiązki wymienione w art. 12 prawa prasowego, tak jak: szczególna staranność i rzetelność przy zbieraniu i wykorzystywaniu materiałów prasowych (zwłaszcza ich zgodność z prawdą oraz podanie ich źródła), ochrona dóbr osobistych oraz interesów informatorów, dbanie o poprawność języka i unikanie wulgaryzmów, a także zakaz prowadzenia ukrytej działalności reklamowej. Inną osobą związaną z istnieniem dziennika lub czasopisma jest redaktor, czyli dziennikarz decydujący lub współdecydujący o publikacji materiałów prasowych. Jest to osoba, która ma rzeczywisty wpływ na zawartość merytoryczną dziennika lub czasopisma. Kryterium "współdecydowania" jest brane pod uwagę przy ustalaniu odpowiedzialności za opublikowanie treści materiałów prasowych. Z kolei redaktorem naczelnym jest osoba posiadająca uprawnienia do decydowania o całokształcie działalności redakcji. Redaktor naczelny nie musi być dziennikarzem, wystarczy, że ma uprawnienia do decydowania o całokształcie działalności redakcji. Jego funkcja wiąże się z większym zakresem odpowiedzialności, bowiem to on odpowiada za treść publikacji, terminowe przygotowanie kolejnych edycji publikacji, sprawy finansowe redakcji, zamieszcza sprostowania i odpowiedzi, reprezentuje na zewnątrz redakcję, oraz odpowiada za jej właściwe warunki pracy. Pod tym względem redaktor naczelny pełni szczególnie doniosłą rolę społeczną, gdyż jego działalność decyduje o treści prasy, więc wiąże się to z szczególnymi wymaganiami etycznymi i zawodowymi. To na redaktorze naczelnym spoczywa ostateczna odpowiedzialność za poprawność języka materiałów prasowych i przeciwdziałanie jego wulgaryzacji.

Jak redaktor

Pojawiały się swego czasu postulaty, aby osoba prowadząca stronę internetową odpowiadała jak redaktor za zamieszczane na niej treści. Zagadnienie to miało być przedmiotem nowelizacji prawa prasowego, tak, aby akt ten określił charakter stron www. W końcu postulowano całkowitą rezygnację z jakiejkolwiek rejestracji stron internetowych. Było to przed wydaniem uzasadnienia do postanowienia Sądu Najwyższego z 26 lipca 2007 (art. IV kodeksu karnego 174/07 ). Ostatecznie jednak nie każdy twórca strony www jest redaktorem naczelnym i odpowiada w taki sposób. Chodzi jednak o rozwiązanie sytuacji, gdy ktoś narusza prawo, np. pomawiając inną osobę na swojej stronie internetowej przez przypisanie jej takich właściwości lub postępowania, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania publicznego potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności . Stosuje się wtedy przepisy ogólne, czyli art. 212 § 2 kodeksu karnego (zniesławienie za pomocą środków masowego komunikowania), lub art. 54b prawa prasowego. Należy zastosować przepisy o odpowiedzialności i postępowaniu odpowiednio do naruszeń prawa związanych z przekazywaniem myśli ludzkiej za pomocą innych niż prasa środków przeznaczonych do rozpowszechniania, niezależnie od techniki przekazu, w szczególności publikacji nieperiodycznych oraz innych wytworów druku, wizji i fonii. W praktyce oznacza to, że osoba, której prawa naruszono, może domagać się sprostowania, czyli bezpłatnej publikacji na rzecz zainteresowanej osoby, odnoszące się do faktów poprawienie wiadomości nieprawdziwej lub nieścisłej oraz rzeczowej odpowiedzi na stwierdzenie zagrażające dobrom osobistym. Jeżeli autor wiadomości odmówi zamieszczenia sprostowania, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności. Od prowadzącego serwis można też domagać się odszkodowania za opublikowanie nieprawdziwych informacji.

Problem komentarzy

Sprawa wydaje się prosta, gdy chodzi o statyczną stronę internetową, która jest zmieniana tylko raz na jakiś czas i prowadzący ją ma możliwość na bieżąco śledzić, co jest na niej umieszczane. Co zrobić jednak, gdy serwis posiada funkcję dodawania komentarzy przez internautów? Czy właściciel strony lub twórca serwisu również odpowiada za wszystko, co zostanie napisane przez internautów dotyczące treści na serwisie? Na niektórych forach internetowych pojawia się nawet kilkadziesiąt tysięcy wpisów dziennie. Właściciel strony często nie ma nawet możliwości ich śledzenia. Czy miały odpowiadać również na naruszenia prawa dokonywane w zasadzie bez jego wiedzy? Żaden podmiot raczej nie zgadzałby się na przypisanie sobie z góry takiej odpowiedzialności.

W tej sytuacji wskazuje się m.in. na artykuł 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, który wyłącza odpowiedzialność za przechowywane dane tego, kto, udostępniając zasoby systemu teleinformatycznego, nie wie o bezprawnym charakterze tych danych. W ustawie jest mowa także o odpowiedzialności dostawcy usług internetowych. Wyłączenie odpowiedzialności dotyczy tych dostawców, którzy dokonują transmisji i przechowywania danych pochodzących od osób trzecich. Nie obejmuje ono tzw. content providerów, czyli dostawców własnych treści do sieci. Określenie "własnych" nie musi się jednak łączyć w tym przypadku tylko z treściami stworzonymi przez te osoby, ale dotyczy szerzej treści, które są przez nie wprowadzane do sieci, choćby stanowiły przedmiot własności osób trzecich. Do świadczenia usług, które są przez ustawę wyłączone z odpowiedzialności, odnosi się zasada mówiąca, że świadczący je podmiot nie ma obowiązku sprawdzania przekazywanych mu do przechowania, transmisji czy wprowadzonych do części udostępnionego przez niego komputera informacji. Oznacza to w skrócie, iż nie ma on obowiązku cenzurowania tych informacji pod kątem ich ewentualnej bezprawności (art. 15). Pewnym rozwiązaniem mogłoby być także potraktowanie service providera jako wydawcy, o którego odpowiedzialności stanowi art. 38 prawa prasowego, nie zawiera jednak szczegółowej definicji wydawcy. Z treści art. 8 ust. 1 prawa prasowego wynika jedynie, że może nim być dowolny podmiot, powinien jednak mieć przynajmniej minimalny wpływ na treść publikacji, tak jak powołanie redaktora naczelnego (art. 25 ust. 5 prawa prasowego) - jednak takich możliwości dostawca darmowych usług internetowych nie posiada.

Działania objęte zakresem art. 14 zbiorczo można nazwać usługami hostingu. Wyróżnia się dwie podstawowe formy hostingu: utrzymywanie materiałów dostarczanych przez konkretnego usługodawcę (np. utrzymywanie witryny danej firmy), oraz hosting polegający na utrzymywaniu materiałów dostarczanych przez wiele podmiotów. Przesłanką pozwalającą usługodawcy na wyłączenie odpowiedzialności jest brak wiedzy o bezprawności przechowywanych informacji. Z drugiej strony podmiot świadczący hosting ma obowiązek uniemożliwienia dostępu do przechowywanych danych w przypadku otrzymania urzędowego zawiadomienia lub wiarygodnej wiadomości o ich bezprawnym charakterze.

Większość serwisów i portali internetowych wychodzi z tej sytuacji przyjmując zasadę reagowania na zgłaszanie nieprawidłowości. Monitorowanie wszystkich wpisów na forach i wszystkich komentarzy wymagałoby zatrudnienia całych zespołów pracowników. Dlatego portale zazwyczaj poprzestają na wyrywkowej kontroli wpisów oraz reagują, gdy ktoś wskaże im informację niegodną z prawem lub dobrymi obyczajami. I tak np. w regulaminie forów Wirtualnej Polski można przeczytać, że firma zastrzega sobie, że nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Dalej regulamin stanowi, iż "osoba zamieszczająca opinie zawierające treści zabronione przez prawo, wulgarne, obraźliwie, naruszające prawa Wirtualnej Polski S.A. lub innych osób albo naruszające zasady współżycia społecznego, może ponieść za ich treść odpowiedzialność karną lub cywilną. Wirtualna Polska SA zastrzega sobie prawo do nie zamieszczania wszystkich opinii jakie zostaną dodane."

Przykładowe sposoby zwalczania nieprawidłowości w Internecie są wymienione w art. 11 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, do pozaprawnych środków tego typu można zaliczyć: ustanawianie wymienionych wyżej kodeksów deontologicznych (codes of conduct), tzw. rating i filtering systems, czyli stosowanie oprogramowania, którego zadaniem jest filtrowanie treści rozpowszechnianych w sieci, stosowanie systemów weryfikacji wieku osób korzystających z sieci, czy prowadzenie tzw. hotlines, na które można zgłaszać usługodawcom zauważone w sieci nieprawidłowości, tak, aby dane te mogły być usunięte. Z kolei np. Gazeta.pl wymaga rejestracji. Zdarza się, że przy niektórych tekstach, np. Adama Michnika nie ma możliwości komentowania. Funkcji tej były pozbawione ostatnio też niektóre teksty o Günetrze Grassie i o ks. Michale Czajkowskim.

Ustawowe wyłączenie odpowiedzialności dotyczy trzech grup usług: tzw. mere conduit - art. 12, caching - art. 13 i hosting - art. 14. Mere conduit jest to usługa polegająca na zapewnieniu zwykłego przesyłu informacji. Odnosi się zazwyczaj do przedsiębiorstw telekomunikacyjnych dysponujących infrastrukturą zapewniającą przesyłanie danych w sieci, przy czym ich rola ogranicza się do pasywnego uczestniczenia w transmisji danych. Z kolei caching jest to automatyczne i krótkotrwałe pośrednie przechowywanie danych w celu przyspieszenia ponownego dostępu do nich, czyli buforowanie danych. Lokalnymi serwerami, na których zapisywane są dane są tzw. serwery proxy. Mogą przechowywać w swojej pamięci często przeglądane dokumenty przez użytkowników danej sieci wewnętrznej, dzięki czemu dokumenty te są dużo szybciej udostępniane, niż gdyby były „ściągane” z często odległych serwerów www (remote server). Nie mieszczą się jednak w zakresie tego pojęcia, i w związku z tym nie są objęte wyłączeniem od odpowiedzialności, usługi tzw. mirror chachingu, polegające na długotrwałym przechowywaniu całych witryn internetowych na tzw. „lustrzanych serwerach”. W przypadku wszystkich tych usług warunkiem wyłączenia odpowiedzialności jest po pierwsze, aby podmiot świadczący te usługi nie był inicjatorem transmisji, co oznacza, że nie podejmuje on decyzji o jej rozpoczęciu. Początkuje on wprawdzie automatycznie transmisję, jednakże następuje to w wyniku wcześniejszego zamówienia złożonego przez odbiorcę usługi. Po drugie, podmiot ten nie może decydować o wyborze odbiorców transmisji ani modyfikować lub wybierać transmitowanych informacji. W praktyce możliwa jest sytuacja, w której podmiot transmitujący dokonuje wyboru adresata transmisji, ale tylko wówczas nie będzie odpowiadał za jej treść, gdy jego wybór następuje automatycznie.

Administrator serwisu Moja-ostroleka.pl był oskarżony o znieważanie i pomówienie za pomocą środków masowego komunikowania ówczesnego prezydenta miasta Ostrołęka. Chodziło o komentarz umieszczony przez anonimowego internautę krytykujący prezydenta miasta za decyzje w sprawie otwarcia dla ruchu kołowego jednej z ulic. Prezydent miasta zażądał usunięcia komentarzy, przeprosin ze strony założyciela strony i przekazania 20 tys. zł na cele społeczne. Właściciel strony komentarze usunął, ale nie przeprosił i nie wypłacił pieniędzy. Sąd uznał jednak ostatecznie, że osoba zarządzająca stroną nie może odpowiadać karnie za zamieszczone przez kogoś innego informacje.

Prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Krystyna M. domagała się od Wirtualnej Polski przeprosin oraz 15 tys. zł na cel społeczny. Wirtualna Polska zamieściła pozwalające na identyfikację, obrażające prezes SDP anonse towarzyskie. Powódka twierdziła, że portal, zamieszczając ogłoszenia, których nie była autorem, a zawierające obsceniczne opisy, jej nazwisko i numer służbowego telefonu komórkowego, naruszył jej dobra osobiste, godność, cześć i dobre imię. Mogło to jej zdaniem narazić na utratę zaufania potrzebnego do piastowania stanowiska prezesa SDP. Pozew w tej sprawie trafił do sądu w Gdańsku. W innej sprawie 21-letni student z GorzowaWielkopolskiego został ukarany przez Sąd Rejonowy grzywną w wysokości 500 zł. Decyzja sądu miała miejsce w styczniu 2004 roku. Wcześniej na stronach internetowych Urzędu Miasta student znieważył policjanta z Ł. Umieścił tam komentarz zwracając się do jednego z funkcjonariuszy policji po nazwisku oraz pisząc do niego w obraźliwy sposób. Bartłomiej Ciszewski, w książce "Granice wolności w internecie", pisze, że fora dyskusyjne mają taki charakter prawny, jak tzw. listy do redakcji a za ich treść odpowiada redaktor naczelny.

W grę może wchodzić również odpowiedzialność na podstawie art. 49a prawa prasowego, który przewiduje grzywnę lub karę ograniczenia wolność redaktora, który nieumyślnie dopuści do opublikowania materiału prasowego zawierającego znamiona przestępstwa. Właśnie o to był oskarżony redaktor serwisu GazetaBytowska.pl. Sąd umorzył postępowanie, ale zwrócił uwagę, że redaktor był winien tego, że nie usunął komentarza dotyczącego miejscowego komornika, w którym to komentarzu jeden z internautów nawoływał do linczu.

Tyle, jeśli chodzi o odpowiedzialność prowadzących strony www, redaktorów, ewentualnie podmiotów przechowujących dane (w niektórych przypadkach). Nie ulega jednak żadnej wątpliwości, że za wpis karnie odpowiadał będzie jego autor. Często ustalenie jego tożsamości może nastręczać wielu problemów, gdy jest anonimowy lub korzysta z dynamicznego numeru IP. Ponadto pomówienie jest ścigane z prywatnego aktu oskarżenia, a nie z urzędu, w związku z tym bez udziału prokuratora sprawca jest anonimowy. Może to prowadzić do poczucia bezkarności w sieci globalnej, gdyż ludzie nabierają przeświadczenia, że mogą wszystko "wpisywać" na forach pod dowolnym pseudonimem. Przykładem to ilustrującym jest sprawa wiceprezydenta Inowrocławia Jacka Olecha. W listopadzie 2005 r. na lokalnym portalu pojawiły się wpisy sugerujące, że wymuszał on haracze. Według ich autorów pokrzywdzony "jeździł po firmach transportowych i zbierał pieniądze". Policja przeszukała dwa mieszkania prywatne, a także siedzibę jednej z lokalnych rozgłośni radiowych i zabezpieczyła komputery, z których wysłano pomówienia w celu zbadania ich przez biegłego. Z kolei pewien czytelnik "Rzeczpospolitej" skarżył się, iż na jednym z forów studenckich ktoś napisał, że za pieniądze można u niego zdać egzamin. Zgłosił popełnienie przestępstwa, ale prokuratura odmówiła zajęcia się sprawą, ponieważ czyn jest ścigany z oskarżenia prywatnego.

Inny mężczyzna spotkał się z podobną sytuacją, gdy poczuł się urażony komentarzami internautów zamieszczonymi na forum kieleckiego wydania "Gazety Wyborczej". Gdy prokuratura umorzyła jego sprawę, próbował złożyć w sądzie prywatny akt oskarżenia. Sąd uznał go jednak za bezskuteczny, ponieważ zamiast danych oskarżonych, widniały w nim tylko sieciowe pseudonimy internautów, a minimum stawiane prywatnemu aktowi oskarżenia jest takie, aby zawierał on wskazanie osoby oskarżonego za pomocą co najmniej imienia i nazwiska oraz dowodów, na których opiera się oskarżenie. Pomówiony mężczyzna domagał się jeszcze, aby administrator serwisu udostępnił mu adresy IP komputerów, z których korzystały szkalujące go osoby. Nie otrzymał ich. Sąd administracyjny uznał, że administrator nie miał prawa przekazywać tych danych (prawdopodobnie w związku z tajemnicą telekomunikacyjną). W takiej sytuacji pokrzywdzony powinien złożyć wniosek o objęcie ściganiem z urzędu (na podstawie art. 60 § 1 kodeksu postępowania karnego prokuratura może wówczas objąć ściganiem sprawę o przestępstwo prywatnoskargowe), a nie samo zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa - mówi prokurator Julita Sobczyk, rzecznik Prokuratury Krajowej. Aby prokuratura zajęła się sprawą, powinien za tym przemawiać ważny interes społeczny lub prywatny. Prokurator Sobczyk zwraca uwagę, że organy ścigania mogą poprzestać na ustaleniu sprawcy i odstąpić od sprawy. A wówczas pokrzywdzony, który ma dostęp do akt, może poznać dane podejrzanego i skierować prywatny akt oskarżenia - mówi.

Istnieje jeszcze jeden środek prawny, z którego może skorzystać ofiara pomówień internetowych: art. 488 § 1 k.p.k., czyli skarga kierowana do policji. Zgodnie z powołanym przepisem policja na żądanie pokrzywdzonego przyjmuje ustną lub pisemną skargę i w razie potrzeby zabezpiecza dowody, po czym przesyła skargę do właściwego sądu. Skarga taka jest środkiem mającym podobne znaczenie procesowe jak zawiadomienie o przestępstwie i może odnosić się także do anonimowego sprawcy, którego ustalenie może nastąpić przez policję. Policja jest wówczas uprawniona do ustalenia adresu IP komputera, z którego została wysłana zniesławiająca wiadomość, może także w toku dalszych czynności służących zabezpieczeniu dowodów próbować ustalić, kto w danym czasie korzystał z tego komputera. Może zwracać się do dostawców usług internetowych i kawiarenek internetowych, wyręczając w tym zakresie pokrzywdzonego. Na łamach serwisu Info.bydgoszcz.pl można przeczytać: Prokuratura Rejonowa w Inowrocławiu zdecydowała wczoraj o przeszukaniu mieszkań dwóch mieszkańców Inowrocławia, podejrzewanych o wpisywanie się na forum. Zarekwirowano im komputery. Jedna z tych osób - jak udało nam się dowiedzieć nieoficjalnie - jest powiązana z inowrocławskimi mediami. - Najściślejsza tajemnica była potrzebna po to, by nic dziwnego nie przytrafiło się wpisom zachowanym na twardych dyskach komputerów - mówi Zdzisław Fejt, szef Komendy Powiatowej Policji w Inowrocławiu.

Odpowiedzialność za zamieszczaną treść dotyczy nie tylko profesjonalnych wydawców, ale także autorów blogów. W 2005 r. w USA głośna była sprawa Aarona Walla, który na swoim blogu SEOBook.com dopuszczał anonimowe komentarze. Został pozwany przez firmę Traffic-Power.com, właściciela wyszukiwarki, za to, że na forum pojawiły się poufne informacje dotyczące działania jej produktu. Chociaż Wall usunął feralne posty, jednak nadal był odpowiedzialny za ich treść.

Blogów nie da się zasadniczo zaliczyć do kategorii dzienników, ani czasopism, gdyż przesłanki, które muszą być spełnione dla kategorii prasy muszą występować kumulatywnie, a blogi często nie są opatrywane albo datą, albo numerem bieżącym lub są aktualizowane nieregularnie, co nie pozwala przypisać im cechy periodyczności. W związku z tym nie można mówić o odpowiedzialności redaktora, ani wolności dziennikarskiej.

W założeniach do projektu nowelizacji ustawy prawa prasowego z 1984 r. Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, znalazło się m. in. "rozszerzenie definicji prasy na publikacje prasowe ukazujące się w formie elektronicznej", "wprowadzenie obowiązku rejestracji tytułów prasowych ukazujących się w formie elektronicznej", oraz "wprowadzenie do ustawy rozszerzonej instytucji prawa do sprostowania".

8 mają 2006 Trybunał Konstytucyjny rozpoznał połączone pytania prawne II Wydziału Karnego Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe w Gdańsku dotyczące wolności prasy. Sprawa dotyczyła m.in. kolizji dóbr chronionych prawnie. Czy któreś zasługuje na pierwszeństwo? Trybunał uznał, że w pewnych warunkach - tak. Zdaniem Trybunału Konstytucyjnego wolności i prawa obywatelskie takie jak np. cześć, dobre imię i prywatność w pewnych warunkach mogą zasługiwać na pierwszeństwo w kolizji z wolnością słowa oraz wolnością prasy, a w konsekwencji prowadzić do ich ograniczenia. Samo uznanie przez ustawodawcę jakiegoś czynu za przestępstwo, które z jednej strony stanowi przejaw korzystania z wolności słowa, z drugiej zaś narusza dobre imię osób trzecich, nie stanowi rozwiązania prawnego niedopuszczalnego z punktu widzenia Konstytucji.

Prawa autorskie

Należy jeszcze wspomnieć, że umieszczanie treści w Internecie może naruszyć prawa autorskie twórcy. Prof. Jan Błeszyński uważa, że do rozwiązania problemu polegającego na łatwości niekontrolowanego wprowadzania do Internetu utworów, które następnie są dostępne w sieci, niezbędne są rozwiązania globalne, wykraczające poza ustawodawstwo krajowe. Miałyby dotyczyć przede wszystkim odpowiedzialności dostawców treści. Z kolei kwestią wymagającą uregulowania na gruncie prawa krajowego jest licencjonowanie i dochodzenie ochrony korzystania internetowego z twórczości, aby przeciwdziałać lawinowej, bezprawnej eksploatacji utworów, oraz rozszerzenie pojęcia dozwolonego użytku osobistego. Również opłaty obciążające urządzenia kopiujące i nośniki służące kopiowaniu utworów, kompensujące twórcom i producentom skutki kopiowania nagrań audio, fonograficznych i kopiowania reprograficznego - powinny być dostosowane z uwzględnieniem pełnego spektrum eksploatacji cyfrowej. Być może opłaty te powinny dotyczyć także urządzeń umożliwiających dostęp do Internetu. Jeśli chodzi o technologię p2p i web. 2.0, prof. Błeszyński uważa, że w zasadzie mieści się to w zakresie użytku osobistego. Jeżeli do wymiany dochodzi pomiędzy osobami pozostającymi w osobistym związku (rodzinnym lub towarzyskim), jest to dozwolone.

Inne kwestie powiązane z publikowaniem treści w Internecie

Na koniec należy zwrócić uwagę na prawo cytatu (art. 29 prawa autorskiego). Fragmenty cudzych artykułów, fotografie, urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości wolno przytaczać w innych miejscach, np. na swoim blogu bez zgody ich autora, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości. Muszą być jednak podpisane imieniem i nazwiskiem twórcy wraz z podaniem ich źródła, a ponadto, na przykładowym blogu, wykorzystane treści muszą się wyraźnie odznaczać we wpisie. Ponadto dozwolona krytyka, zwłaszcza dziennikarska, nie jest nieograniczona i zawsze musi mieścić się w granicach prawa oraz być zgodna z zasadami współżycia społecznego, oraz nie powinna przekraczać granic potrzebnych do osiągnięcia społecznego celu krytyki.

Utworem rozpowszechnionym jest zgodnie z art. 6 pkt 3 prawa autorskiego utwór, który za pozwoleniem twórcy w jakikolwiek sposób został udostępniony publicznie. Opublikowaniem utworu będzie również umieszczenie go w Internecie, pod warunkiem, że nastąpi to za zgodą twórcy. Brak zgody powoduje, iż publikacja ma charakter nielegalny. W doktrynie podkreśla się, że publikacją jest wydanie utworu drukiem, rozpowszechnianie go w postaci fonogramów, płyt CD, skopiowanie programu komputerowego, np. na płytach CD-R i wprowadzanie ich do obrotu. Zdaniem prof. Moniki Czajkowskiej-Dąbrowskiej nie jest natomiast publikacją publiczne wykonanie dzieła muzycznego, emisja radiowa i telewizyjna, publiczna recytacja, publiczne wyświetlenie filmu czy publiczne wystawienie dzieła plastycznego. Prof. Czajkowska-Dąbrowska uważa, że uznanie rozpowszechnienia dzieł w Internecie za formę ich publikacji nie jest trafne, gdyż kopie elektroniczne utworu nie są jego egzemplarzami. Z kolei dr Sybilla Stanisławska-Kloc uważa, iż mianem publikacji elektronicznej można określić dokonywany za zgodą autora proces przetwarzania tradycyjnie zapisanych utworów przez ich digitalizację do formy zapisu cyfrowego i udostępnienie ich przy wykorzystaniu nowych technologii przekazu, szczególnie systemu on-demand, a także np. przy wykorzystaniu nośnika, jakim jest CD-ROM.

Możliwe byłyby zatem dwie zasadnicze formy publikacji elektronicznej: publikacje on-demand, do których zaliczałyby się publikacje internetowe, i publikacje na CD-ROM-ach. Z kolei akt paryski Konwencji Berneńskiej z 1886 r. o ochronie dzieł literackich i artystycznych stwierdza w art. 3 ust. 3, że przez dzieła opublikowane należy rozumieć dzieła wydane za zgodą ich autorów, bez względu na sposób wytworzenia egzemplarzy, byle tylko forma udostępnienia tych ostatnich czyniła zadość racjonalnym potrzebom odbiorców, biorąc pod uwagę charakter dzieła. Art. 4 ust. 4 Konwencji mówi o tym, że przez utwory ogłoszone należy rozumieć utwory wydane. Natomiast Powszechna Konwencja o Prawie Autorskim z 1971 (Paryska) w art. VI jako opublikowanie definiuje odtworzenie w formie materialnej i oddanie do dyspozycji publiczności egzemplarzy dzieła, które umożliwiają jego przeczytanie lub inne wizualne zapoznanie się z nim.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gómez Rivas Wolność słowa i państwo prawa
Czwarta władza w Ameryce (prasa) Pionierzy wolności słowa -, NAUKA, DZIENNIKARSTWO, Dziennikarstwo
zasada wolności słowa i pisma radcy prawnego
WOLNOŚĆ SŁOWA (2)
Czy istnieja granice wolności slowa opracowanie
Protest przeciwko ograniczaniu wolnosci slowa
Konstytucja-orzeczenia TK, Wolnosc slowa
Cenzor wolnosci slowa
Art Izrae chce zakazu wolności słowa
Wolność słowa
wolność słowa- DP, I rok Politologia, Dziennikarstwo prasowe
WOLNOŚĆ SŁOWA 2
WOLNOŚĆ SŁOWA
Gómez Rivas Wolność słowa i państwo prawa
Czwarta władza w Ameryce (prasa) Pionierzy wolności słowa -, NAUKA, DZIENNIKARSTWO, Dziennikarstwo
Płuciennik, Jarosław Dialogowość, literatura, wolność słowa (2008)
Jan Jacek Szymona Wolność i własność w Internecie
O wolności słowa słów kilka (październik 2007)
rzecz o wolnosci slowa

więcej podobnych podstron