177

KTO RZĄDZI POLSKĄ ?Polska jest w centrum zainteresowania rosyjskiego wywiadu. Jednak Rosjanie nigdy nie przyznają się że szpiegują. [...] Każda szpiegowska siatka wywiadowcza w tym rosyjska składa się z dwóch równoważnych elementów – jeden to klasyczna agentura, drugi agentura wpływu. Podejrzewam, że Polska nie jest tu wyjątkiem” – ostrzegał przed dwoma miesiącami  Siergiej Trietiakow, były zastępca szefa wywiadu w rosyjskiej misji przy ONZ, który w 2000 r. rozpoczął współpracę z CIA. Klasyczna agentura to ludzie pracujący z rosyjskim czy wcześniej sowieckim wywiadem z pełną świadomością tego, co robią, czyli gotowi sprzedawać interesy swego kraju, swojej ojczyzny. Kategoria druga, którą nazwałbym bardziej nowoczesną kategorią rosyjskich kontaktów wywiadowczych to tzw. agenci wpływu, czyli ludzie którzy rozumieją, że mają do czynienie z rosyjskimi agentami – tłumaczył Tretiakow. Szef FBI Michael McConnell jeszcze jesienią 2007 roku oświadczył, że działalność służb specjalnych Rosji i Chin przeciwko Stanom Zjednoczonym zbliża się do poziomu „zimnej wojny”. Również, w ocenie holenderskich służb specjalnych AIVD, największym zagrożeniem dla interesów państwa są agenci Moskwy i Pekinu. W swoim sprawozdaniu AIVD podaje, że Rosja stara się zbierać głównie informacje na temat sektora energetycznego kraju. We wrześniu ubiegłego roku służby czeskiego wywiadu alarmowały, że rosyjscy agenci infiltrują parlament, mają ścisłe powiązania z politykami oraz duże wpływy w przedsiębiorstwach o strategicznym znaczeniu dla gospodarki. Ostrzegano, że pod wpływem rosyjskich tajnych służb są m.in. firmy telekomunikacyjne, systemy informacji i infrastruktura transportowa Czech. Rosjanie docierają też do organizacji obywatelskich, których działacze nawet nie zdają sobie sprawy, iż są manipulowani. „W swojej pracy kontrwywiadowczej, w roku 2008 BIS skoncentrował się przede wszystkim na służbach wywiadowczych Federacji Rosyjskiej, które prowadzą w naszym kraju bardzo ożywioną działalność ” – możemy przeczytać w raporcie czeskiego wywiadu – „Fakt ten potwierdza powrót Rosji do sowieckiej praktyki aktywnego działania służb, jako ważnego instrumentu promowania polityki zagranicznej Rosji.[...] Formy i metody ich działania są w dużej mierze podobne do aktywności w latach 80-tych XX wieku.” O wzmożonej aktywności agentury i służb rosyjskich informowały Gruzja, Łotwa i Słowacja. W listopadzie 2009 roku tygodnik "The Ecoomist" ostrzegał, że w NATO aktywnie działa wywiad Rosji. "Przedstawicielstwo Rosji przy Pakcie Północnoatlantyckim w Brukseli obsadzone jest rosyjskimi szpiegami i we wzajemnych stosunkach uprawiana jest zabawa w kotka i myszkę. Dochodzi do sytuacji zarówno komicznych, jak i poważnych" – informowała gazeta. Wpływom rosyjskich agentów przypisywano rezygnację z rozszerzenia NATO i UE na państwa, które Kreml uważa za przynależne do rosyjskiej strefy wpływów, a jako skutek przewidywano „wyłonienie się nowej równowagi między Europą, Rosją, a USA". W lutym 2009 roku prezydent Rosji Dimitij Miedwiediew ogłosił nową „Doktrynę wojskową Federacji Rosyjskiej”, zgodnie z którą, po raz pierwszy po upadku ZSRR rosyjska armia dostała nieograniczone prawo na prowadzenie działań militarnych poza swoimi granicami. Doktryna, do głównych zewnętrznych zagrożeń wojskowych (na drugim miejscu po NATO) zalicza „próby destabilizacji sytuacji w poszczególnych państwach i regionach oraz podważenia stabilności strategicznej”, co wyraźnie wskazuje, iż Rosja traktuje obszar byłego Bloku Sowieckiego jako strefę własnych wpływów. W czerwcu 2009 roku opublikowano raport Komisji Obrony brytyjskiej Izby Gmin zatytułowany „Russia: a new confrontation?’”. Można w nim przeczytać m.in. iż „Rosja staje się zagrożeniem dla świata i może doprowadzić do nowej zimnej wojny. Choć nadal jest słaba militarnie i gospodarczo, to potrafi zmuszać Zachód, by finansował odbudowę jej imperium”. „Rosja przekroczyła akceptowane przez społeczność międzynarodową zasady suwerenności i odrębności terytorialnej, uznając niepodległość Południowej Osetii i Abchazji’ – przypomina raport. Wyraźnie również wskazano, iż „Reżim Putina wykazuje podobieństwa do systemów byłej carskiej i sowieckiej Rosji.” W każdym kraju, znajdującym się w geopolitycznej bliskości Rosji lub w obszarze jej zainteresowań, tego rodzaju fakty musiałyby prowadzić do wzmożonej czujności służb ochrony państwa oraz mieć wpływ na działania polityczne, podejmowane przez rząd na arenie międzynarodowej i w kontaktach dwustronnych z Rosją. W każdym – z wyjątkiem III RP. Polskie służby ochrony państwa, od kilku lat ani razu nie wskazały na zagrożenia płynące ze strony służb i agentury rosyjskiej. Przeciwnie – zgodnie z przyjętą na wzór putinowskiej Rosji zasadą prowadzenia rygorystycznej polityki informacyjnej, wiodącej do ukrywania wszystkiego, co zdaniem ABW nie powinno trafiać do wiadomości społeczeństwa – nie sporządza się żadnych raportów zagrożeń ze strony obcych wywiadów, tak, jak gdyby to niebezpieczeństwo w ogóle nie dotyczyło obszaru III RP. Takie sygnały nie docierają również ze strony licznych instytucji rządowych, odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa. Z polityką ABW w pełni koresponduje zachowanie rządu Donalda Tuska. Nie ma nawet potrzeby przytaczania szeregu wypowiedzi, wskazujących na doktrynerski, bezkrytyczny stosunek do polityki płk Władymira Putina. Zachowania tego rządu w sprawie kontraktu gazowego oraz wobec rosyjskiej kombinacji operacyjnej, obliczonej na wykorzystanie konfliktów na linii pałac prezydencki – rząd, wskazują, że jest on bardziej bezwolnym narzędziem w skutecznym rozgrywaniu „kwestii polskiej”, niż gwarantem bezpieczeństwa polskich interesów. Najbardziej jednak jaskrawym przykładem, jest bez wątpienia fakt powierzenia Rosji prowadzenia śledztwa w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu i dobrowolnej rezygnacji z samodzielnego dochodzenia przyczyn tragedii z 10 kwietnia. Powoływanie się przy tym na kwestię „zaufania” do Rosji i obawy przed rzekomym „pogorszeniem wzajemnych stosunków”  - nie zasługuje nawet na poważne traktowanie w kategorii argumentu racjonalnego, a tym bardziej, jako uzasadnienie decyzji politycznej o ogromnych konsekwencjach na przyszłość. Z powyższych faktów, obrazujących aktywności służb i agentury rosyjskiej w ostatnim okresie wynika jednoznacznie, że państwo to prowadzi politykę ekspansywną, wrogą wobec państw ościennych, nastawioną na wewnętrzną infiltrację i poszerzanie strefy wpływów. Porównywanie działań służb rosyjskich do okresu lat 80., obecne w publikacjach analityków świadczą, że mamy do czynienia ze strategią wzorowaną na imperialnych dążeniach Rosji Sowieckiej, a doktryna wojskowa FR wprost nawiązuje do koncepcji odzyskania dawnej strefy wpływów, również poprzez akcję militarną. Tylko z tego jednego powodu, powierzenie prowadzenia śledztwa w sprawie śmierci polskiego prezydenta, polskich dowódców wojskowych i szefów ważnych urzędów służbom specjalnym Federacji Rosyjskiej zasługuje na miano kardynalnego błędu i świadczy o  braku odpowiedzialności za bezpieczeństwo państwa. Jakiekolwiek racje polityczne, partyjne bądź osobiste, nie mają najmniejszego znaczenia, jeśli idzie o zapewnienie prawidłowego procesu dotarcia do prawdy o tym zdarzeniu i uniknięcia ingerencji obcych służb. Jakie są zatem przyczyny, dla których rząd Donalda Tuska i podległe mu media insynuują Polakom, jakoby nie istniało ze strony Rosji żadne zagrożenie, a sprzeciw wobec rosyjskiego śledztwa każą postrzegać, jako sprzeczny z polskim interesem? Z czego wynika bezgraniczne zaufanie, jakim politycy tego rządu zaczęli obdarzać Władymira Putina, a służby III RP deklarują doskonałą współpracę z Rosją? Odrzucam z góry wszelką argumentację ideologiczną i demagogiczną, forsowaną przez zabobonne środowiska GW i powielaną przez rzesze pospolitych głupców. Według nich – „nie zadrażnianie” stosunków z Rosją i traktowanie tego państwa na zasadach szczególnych preferencji ma stanowić o istocie polskiej racji stanu. Ponieważ nie ma na to żadnego, racjonalnego dowodu ( a przeciwnie – doświadczenie historyczne i rzetelna wiedza wskazują na szkodliwość takich postaw) nic nie usprawiedliwia podobnej retoryki. Brednie tego rodzaju, trzeba więc odrzucić. Podobnie – nie można traktować poważnie głosów, które z tych samych, demagogicznych racji przeczą w ogóle działaniom agentury lub bagatelizują zagrożenia ze strony służb rosyjskich. Są powielane przez infantylnych osobników, nie posiadających elementarnej wiedzy o współczesnym świecie, pozbawionych wyobraźni i inteligencji. Jednakże, to stanowisko ma w wielu przypadkach głębsze uzasadnienie w koncepcji, która legła u podstaw III RP; gdy na mocy porozumienia funkcjonariuszy megasłużb sowieckich z prowadzoną przez nich agenturą, doprowadzono do obrad „okrągłego stołu” i dokonano tzw. transformacji ustrojowej. Jest zatem oczywiste, że negowanie działań obcych służb i agentury stanowi dla tych środowisk dogmat wynikający z instrukcji operacyjnych komunistycznej służby bezpieczeństwa i jest rodzajem kłamstwa w obronie własnej przeszłości. Aktywność w życiu publicznym III RP wielu tajnych współpracowników bezpieki i funkcjonariuszy tej służby, potwierdza tę ocenę . Istnieją tylko dwa powody, jakimi można wytłumaczyć postawę obecnego rządu. Pierwszy, to skrajna nieudolność służb ochrony państwa, które nie chcą lub nie potrafią zdefiniować i zapobiec rzeczywistym zagrożeniom, utajniają zatem informacje na ten temat, by nie być zmuszonymi do sprawnych działań. W tym samy obszarze można utrzymywać, że ludzie odpowiedzialni za politykę państwa są ignorantami i nieudacznikami, a w ocenie Rosji kierują się irracjonalnymi przesłankami, przyjmując słowa i gesty władz rosyjskich jako oznakę rzeczywistych intencji. Taki rząd prowadziłby politykę „na ślepo”, kierując się doraźnym interesem, względami wizerunkowymi lub na zasadzie ulegania presji politycznej innych państw.  Bagatelizowanie zagrożeń i utrzymywanie polityki wobec Rosji na poziomie nakazu „pojednania” i „przyjaźni” byłoby więc przejawem słabości i politycznego dyletanctwa. Ta wersja, niewątpliwie wiązałaby się z  zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa - jak zawsze, gdy połączenie ignorancji z arogancją może doprowadzić do katastrofalnych skutków. Drugim i znacznie poważniejszym powodem, byłoby celowe i świadomie wprowadzanie w błąd polskiego społeczeństwa, co do zagrożeń wynikających z penetracji służb i agentury rosyjskiej. Rząd Donalda Tuska i podległe mu służby planowo i umyślnie nie informowałyby Polaków o rzeczywistych zamiarach Rosji, utrzymując społeczeństwo w przeświadczeniu, że ma do czynienia z państwem przyjaznym i pokojowo nastawionym. Powierzenie śledztwa służbom rosyjskim nie byłoby wówczas aktem „zaufania”, a znakiem podległości, zaś nawoływanie do „pojednania” stanowiłby w istocie akt kapitulacji i prowadziło do wepchnięcia Polski w strefę wpływów rosyjskich. Wówczas też, należałoby założyć istnienie silnej agentury, umiejscowionej wysoko w strukturach państwa, której wpływ na bieg spraw byłby decydujący. Ta wersja niosłaby dla Polski zagrożenie porównywalne jedynie z rokiem 1945, gdy rzekomo polski rząd, złożony faktycznie z agentów sowieckich doprowadził do stanu wieloletniej okupacji Polski przez państwo sowieckie i uzależnił nas od dyktatu obcego mocarstwa. Zdaję sobie sprawę, że rozważania dotyczące postawy rządu Donalda Tuska wobec Rosji nie zostaną nigdy podjęte przez analityków i publicystów działających w obszarze mediów publicznych. Głownie z powodu lęku, powszechnej autocenzury oraz tzw. poprawności, będącej w istocie zbiorem ideologicznych zabobonów, zabraniających samodzielnego myślenia i aktywności. Jednocześnie – nie przeszkadza ona w wygłaszaniu niedorzecznych sądów bez żadnej podstawy faktycznej. Powód, dla którego warto podjąć takie rozważania jest oczywisty – chodzi o przyszłość Polski, o nasze i następnych pokoleń bezpieczeństwo. Takiej refleksji nie zastąpią żadne deklaracje polityczne, jałowe wywody publicystów i dezinformacyjne zabiegi. A te głownie dominują dziś w przekazie medialnym. O wiele łatwiej też dyskredytować nieprzystające do normy myśli, przy pomocy prostackich metod manipulacji, niż wykazać odwagę i rzetelnie podjąć temat.

CDN... Ścios

Rozne media o katastrofie Sprawa katastrofy w Smoleńsku coraz bardziej się gmatwa. Relacje świadków, na gorąco - zaraz po wypadku, są inne niż ich relacje w kilka godzin później. Oficjalna wersja brzmi - trudne warunki, w tym gęsta mgła oraz upór Prezydenta lub pilota. Tusk się stara i strona rosyjska się tez bardzo stara. Przypatrzmy się jednak drugiej wersji: W tvp.info/informacje czytamy relację montażysty z TVP: "Wiśniewski, telewizyjny montażysta, został w hotelu, gdzie montował materiał. Reszta ekipy poszła już przygotowywać się do relacjonowania uroczystości katyńskich. Budynek znajdował się blisko lotniska. - Miałem akurat chwilę wolnego czasu, szykowałem sobie sprzęt do montowania. Pamiętałem, że tu nie daleko jest podejście do lądowania i tu np. podchodził samolot Tuska czy Putyina. I słyszę głos silnika, tylko ten dźwięk był trochę inny – relacjonował w TVP Info Wiśniewski. - Patrzę w mgle i widzę, że idzie samolot bardzo nisko, lewym skrzydłem prawie w dół. I normalnie przez okno usłyszałem taki straszny huk. Widać było jakby coś było niszczone, tratowane. Dwa błyski ognia, ale nie jakaś wielki wybuch jak zwykle się widzi przy katastrofach lotniczych – dodaje montażysta. - Od razu pomyślałem, rozbił się samolot. Automatycznie złapałem za kamerę, jak to typowy pracownik mediów. I biegiem przeleciałem przez te błoto i patrzę, że to polski samolot. Od razu zauważyłem czarną skrzynkę, rozwalony ogon, zniszczony silnik, kadłub, szczątki – opowiadał pracownik TVP. - Nie było wielkiego ognia. Od razu przyjechała jedna straż, ale miernie im to szło. Ale nawet nie było widać, że ktoś zginął. Więc początkowo myślałem, że to był pusty samolot. Była taka potworna cisza jak po katastrofie – dodał. - To jednak nie był taki widok jak po zwykłym wypadku lotniczym. Byłem świadkiem wydarzeń w Kabatach, to wyglądało inaczej. Tu nie było widać ciał – mówił Wiśniewski. Wiśniewskiego, który był pierwszym przedstawicielem mediów robił zdjęcia tylko przez chwilę. Potem został wyprowadzony przez służby ratownicze. - Próbowałem uciekać przed funkcjonariuszami, ale jak wpadłem w błoto, to już nie mogłem. Złapali mnie i kazali oddać kasetę – mówił Wiśniewski." Gdzie podziały się ciała ? Na filmach też nic nie widać. Jak samolot lecący kilka metrów nad ziemia mógł tak doszczętnie się rozbić ? http://www.globalnaswiadomosc.com/prezydentzginaln...Według Reutersa samolot rozbił się na płycie lotniska. Na pokładzie była również żona prezydenta, Maria Kaczyńska. http://zielonagora.naszemiasto.pl/artykul/374910,k...Szojgu relacjonował dziennikarzom, że samolot TU-154 rozpadł się na dwie części; jedna od drugiej leży w odległości 800 metrów. Dodał, że na miejscu katastrofy jest 97 ciał. http://www.polskieradio.pl/wiadomosci/swiat/artyku... Film z miejsca tragedii : http://www.dziennik.pl/katastrofa-smolensk/article...

Nie widać, żeby ten samolot sie palił. Nie widać śladów osmaleń. Z tego filmu zostało usunięte pytanie - a gdzie są ciała ?

http://www.dziennik.pl/katastrofa-smolensk/article...

Jak ten samolot upadł na ziemie, skoro kola samolotu wiszą w powietrzu na drzewach ??? Mnie kawałek tego filmu urwali! To było dla rosyjskiej telewizji. http://info.wiara.pl/doc/498121.Katastrofa-samolot...

Dlaczego ilość danych osobowych rożni sie w tym samym artykule ? Broń końca czasów : http://archiwumlbc.w.interia.pl/780bron.htm SOCZYWAJCIE W SPOKOJU.

Broń końca czasów Czy można sobie wyobrazić bron, przy której bomba atomowa to dziecinna zabawka? Oręż globalny, którego siła zdolna jest modyfikować pogodę-wywoływać w wybranym miejscu planety, trzęsienia ziemi, huragany i wysokie na kilka pięter powodzie i długotrwale susze, a nawet-gdy zajdzie potrzeba zniszczyć wszelkie życie? czy istnieje uzbrojenie, za pomocą którego unicestwić można każdy system łączności, przesyłania energii, unieszkodliwić lecące samoloty, rakiety lub pojazdy kosmiczne, zaglądać bez pośrednictwa satelity za horyzont lub pod powierzchnie ziemi, powodować samodetonację amunicji lub gazociągu i co-najbardziej niewiarygodne-manipulować na ogromną skale ludzkimi umysłami? W Polsce o ''broni geofizycznej'' prawie się nie mówi, choć jej pojawienie może zmienić świat w stopniu większym niż skonstruwanie broni palnej czy nuklearnej. Nie ma w niej nawet wzmianki w Wielkiej Encyklopedii PWN, choć prace nad jej skonstruowaniem trwały od polowy lat 60.Jedna z nielicznych, przetłumaczonych na język polski, pozycji książkowych poświecona realizowaniu właśnie projektowi w tej dziedzinie- praca Jerego.E.Smitha, HAARP broń ostateczna-jest nieosiągalna w Centralnej Bibliotece Wojska Polskiego..... O informacje na jej temat tez trudno u źródła, czyli w krajach, które prawdopodobnie pracowały nad stworzeniem takiej broni. Naukowcy zaangażowani w prace badawcze przeważnie milczą zasłaniając się Ustawą o Bezpieczeństwie Narodowym, bądź wypowiadają się lakonicznie i uspokajająco. Twierdzą, ze to nad czym pracują, to cywilne projekty badawcze, mogące zostać wykorzystane co najwyżej do konstrukcji urządzeń o czysto defensywnym charakterze. np monitorowania zagrożeń czy doskonalenie łączności. Broni geofizycznej nikt oficjalnie nie ma. Jej posiadanie zabrania ONZ-woska konwencja ENMOD o zakazie militarnego używania technik modyfikacji środowiska naturalnego. Czy jest ona przestrzegana, skoro nie przewidziano w niej możliwości inspekcji?

Rok testów W sierpniu 2000 roku Rosyjska Duma zwróciła się z dramatycznym apelem do ONZ i społeczności międzynarodowej o ustanowienie międzynarodowej kontroli nad prowadzonymi  przez USA doświadczeniami zmierzającymi do zbudowanie broni geofizycznej. W apelu Dumy zawarta, była informacja, że większość testów zaplanowana jest na rok 2003.Rosyjscy parlamentarzyści ostrzegali, ze niektóre z tych eksperymentów mogą mięć nieprzewidywalne konsekwencja dla środowiska naturalnego, gdyż ich przedmiotem są jonosfera i magnosferą ziemi. Działanie broni geofizycznej, opiera się na idei oddziaływania na te środki za pomocą dostatecznie silnych i skumulowanych fal ultrakrótkich. Mogą one podgrzewać fragment jonosfery-podobnie jak kuchenka mikrofalowa podgrzewa mrożonki. Powoduje to odkształcenie tej warstwy atmosfery. Można ją unosić, odginać, a nawet tworzyć z niej cos na kształt gigantycznych soczewek elektromagnetycznych skupiających promienie słoneczne w określonych punktach. Każdy kto bawił się  kiedykolwiek zwykła soczewką i kalką papiery, wie, co oznacza taka możliwość. Siła sygnału emisyjnego jest przez bombardowanie ośrodki wielokrotnie wzmacniania i przekierowana w stronę powierzchni planety jako monstrualnej już mocy wiązka Użycie takiej broni elektromagnetycznej wywołać może różnego rodzaju katastrofy-trudne jest jednak rozpoznania, bo impuls emisyjny trwa bardzo krótko i jest niewidoczny dla oka. Atakowany obiekt nie zdaje sobie z sprawy z dokonywanej agresji. Kataklizmy będące skutkiem  ''magnetycznego strzału'' wydają się efektem zwykłego działania sil natury To, że siły natury mogą  być sztucznie wzburzane i kierowane, nie mieści się jeszcze w wyobraźni wielu ludzi, którym wojna kojarzy się  z konwencjonalnym polem walki-ruchem wojsk, antyleryjską kanonadą i bombami. Tymczasem już wkrótce może wyglądać ona zupełnie inaczej. Wzbudzona  przez emitery potężne impulsy elektromagnetyczne są w stanie nie tylko modyfikować pogodę , ale także powodować awarię wszystkiego, co ma związek z elektrycznością, wywołać sztucznie trzęsienie ziemi (ostatnio w Iranie) o ogromnej sile wzbudzanej w płynnym jądrze ziemi (tzw fal stosujących) niszczyć wybrane cele za pomocą plazmy oraz przesyłać fale bezpośrednio do mózgów (emitery mają możliwość nadawania tych samych fal co mózg) wywołując odmienne stanu emocjonalne.Za pomocą takich nadajników można nawet wypalać w jonosferze dziury, wystawiając  wszystko co pod nimi na zabójcze działanie promieni kosmicznych. Ludzie ostrzegający przed skutkami rozwoju tej broni twierdzą, ze jej zastosowanie może rzucić na kolana cale narody .Jeśli w porę nie ustawimy skuteczniej międzynarodowej  kontroli, to skończy się era demokracji a zapanuje totalitaryzm. Rządzić będzie wąska grupa dysponująca tą nową technologią

Diabelska harfa Wiele poszlak potwierdza obawy Dumy, że oręż geofizyczna nie jest już tylko wymysłem hollywoodzkich scenarzystów i pisarzy science fiction. Istnieje i wszedł właśnie w fazie intensywnych testów. W końcu  ubiegłego roku niedaleko miejscowości Gakona na Alasce zakończony został pierwszy etap realizacji programu HAARP zakładający budowę ogromnego jonosferycznego emitera fal ultrakrótkich, 73000 razy silniejszego od największego obecnie istniejącego nadajnika radiowego i dodatkowo mającego zdolność skupiania sygnału emisji 1 jednym punkcie. Drugi mniejszy emiter istnieje w miejscowości Tromse w Norwegii, a trzeci-najsilniejszy systemu -ma wkrótce powstać na Grenlandii Gdy na początku lat 80.rozpoczynano realizację tego projektu, był on częścią słynnej reagowskiej Inicjatywy Obrony Strategicznej (SDI) nazywanej ''programem Gwiezdnych Wojen''. Obecnie twierdzi się, ze jest to projekt cywilny, mający służyć badaniu głównych warstwowych atmosfery .Ale głównym jego udziałowcem nadal pozostaje Departament Obrony USA Niepokój Rosjan jest w pełni zrozumiały. Rosyjski program badań w tej dziedzinie został wstrzymany w latach 90,labolatoria zamknięte, a wielu naukowców biorących w doświadczeniach lat 80 wyemigrowało do USA. Niektórzy z nich , jak, np.prof.Roland Zinurowicz Sagdiejew, b. dyr. Radzieckiego Instytu Badawczego Przestrzeni Kosmicznej, czy prof. Troicka, kierująca w latach 80, analogicznym programem ''Araks'' , pracują obecnie w Stanach Zjednoczonych przy HAARP. Po ukończeniu projektu (około 2025) w zasięgu działania amerykańskich nadajników znajdzie się w praktyce cała północna półkula do szerokości 45 równoleżnika, a więc cale terytorium  Rosji

Znaki na niebie Nie trzeba być zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, by zwrócić uwagę na szereg dziwnych faktów, które miały miejsce w ostatnich dwóch latach 4 sierpnia ub.r o godzinie 4.14 po południu, w normalny słoneczny dzień miała miejsce największa w historii awaria sieci energetycznych, która na kilkanaście godzin pogrążyła Stanów Zjednoczonych i cześć  Kanady. W chwili awarii nie było żadnego przeciążenia sieci. Pracowało ona na 75% swoich możliwości, kiedy nagle z niewiadomych powodów nastąpił monstrulany wzrost napięcia przaładujacego system Nie było w tym czasie żadnych klasycznych przyczyn takich zdarzeń jak wzmożona aktywność  magnetyczna ziemi. .Zjawiska powstało nagle w klika minut po włączeniu na pełną moc nadajnika w Gakona. Poza pozbawieniem prądu blisko 50 mln ludzi, zdarzenie to nie miało żadnego wpływu na amerykańską obronność czy gospodarkę. Nastąpiło w kilka chwil po zamknięciu giełdy i objęło swym zasięgiem stany bez większego znaczenia ekonomicznego czy militarnego. Departament Obrony miał jednak okazję do dokładania przeanalizowania skutków takiego ''blackoutu'' dla systemu, obrony kraju. W ciągu następnych miesięcy na całej półkuli północnej miała miejsca cala seria Podobnych zdarzeń. Oto ich zestawienie
18.08 Gruzja
23.08.Helsinki
28.08.Londyn
18.09 Honduras
23.09 Szwecja/Dania
28.08 Włochy
7.10 Wiedeń
Nietrudno zauważyć zadziwiającą regularność tych ''awarii. Prawdopodobieństwo  ze jest to czysty zbieg okoliczności, jest równe temu,xe ktoś dwa razy z rzędu trafił szóstkę w Totolotka. Kto więc i dlaczego je spowodował? Podobną serie dziwnych zdarzeń były  w ubiegłym latach światowa zjawiska pogodowe. Od początku roku wielu obserwatorów widziało na niebie bardzo dziwne obłoki o regularnych geometrycznych kształtach. Ich zdjęcia są dostępne na wielu stronach internetowych. Są to ewidentne ślady pozostawione przez potężne emisje elektromagnetyczne w atmosferze. Ilość tzw anomalii pogodowych z ostatnich zdecydowanie przewyższa ich liczbę z ostatnich dekad. Wszyscy pamiętają kuriozalne obrazki przedstawiające Jerozolimę pod śniegiem, czy monstrualne, nie notowane od 100, letnie upały i susze w Europie. W ubiegłym roku te same obszary zostały nawiedzone przez powodzie. Do tego ogromna liczba palących się lasów oraz nagłych niezwykle silnych tajfunów pustoszących np., Chiny czy Koreę Północną .Wielu ludzie wątpi w wytłumaczenie, ze to jedynie emisja gazów cieplarnianych do atmosfery Niektórzy jak np. ukraiński deputowany Jurił Salomotin, przewodniczący komisji do spraw likwidacji skutków awarii w Czarnobylu, otwarcie oskarżają Amerykanów o testowanie możliwości nowej broni geofizycznej HARPP. Jako cywili projekt naukowy HARPP omija wszelkie procedury kontroli zjawisk, jakim podlegają wszelkie systemu broni. A jego potencjalna moc  jest wprost niewyobrażalna. Wystarczy powiedzieć, że tropikalny sztorm może mieć siłę około 10000 jednomegatonowych bomb wodorowych. A kontrolowanie trzęsień ziemi, może w kilka sekund zniszczyć wielomilionowe miasta unicestwić każdą infrastrukturę. Bez prądu, energii i komunikacji nie może funkcjonować żadne państwo. Z drugiej strony światowe katastrofy ekologiczne są argumentem za poddaniem państw kontroli międzynarodowej i stworzeniem jednego tzw światowego rządu czyli tzw .nowego światowego ładu zapowiadanego na rewersie jednodolarówki. Czy topniejące alpejskie lodowce i zaciemniony Nowy Jork są tylko wybrykami kapryśnej natury, czy może już zwiastunem nadchodzącej globalizacji? Adrian Dudkiewicz

Wielka Księga Publicznej Blagi czyli krótki kurs WKPB (1) Tak się jakoś złożyło że w swojej zawodowej przeszłości miałem trwający blisko dekadę epizod polegający na współpracy z jedną z większych na naszym rynku korporacji finansowych. Ta współpraca wymuszała na mnie dosyć częste uczestnictwo w przeróżnych szkoleniach i kursach. Większość z tych szkoleń były to tzw. "szkolenia sprzedażowe", których integralną częścią były przeróżne treningi manipulacji (NLP) mające na celu kierowanie ludzkimi emocjami w takim kierunku aby nakłonić potencjalnego klienta firmy do nabycia jej produktu. To czego się dowiedziałem na tych szkoleniach na zawsze odmieniło moje podejście do takich spraw jak reklama, marketing ale też i np. telewizyjny przekaz medialny. Skoro w jakimś zakresie posiadłem już tą wiedzę i jak sądzę dosyć dobrze sobie radzę z rozpoznaniem kiedy ktoś za pośrednictwem telewizyjnego przekazu stara się ze mnie zrobić posłusznego jego woli jednokomórkowca to postanowiłem się tą moją wiedzą właśnie teraz odrobinę podzielić. Pora jest moim zdaniem odpowiednia bo jak zdążyłem zauważyć, właśnie od dzisiaj stacja TVN rozpoczęła swój kolejny festiwal manipulacji. Oczywiście powód jest wszystkim znany - Jarosław Kaczyński od dzisiaj jest oficjalnym kandydatem PiS na urząd Prezydenta Rzeczpospolitej. Ponieważ nie jestem człowiekiem zbyt poukładanym będę to robił na swoich zasadach czyli... bez żadnych zasad. Po prostu w każdym kolejnym odcinku zainicjowanego cyklu, który będzie miał zawsze ten sam tytuł i kolejny numer, zajmę się jakimś jednym, konkretnym przykładem wziętym z życia (a właściwie z tej jego części, która jest jego medialną rzeczywistością równoległą), który króciutko i w miarę przystępnie postaram się tak opisać, aby potencjalna siła rażenia podobnej manipulacji użytej w przyszłości została jeśli nawet nie skutecznie zneutralizowana to przynajmniej poważnie osłabiona. Na pierwszy ogień pójdzie manipulacja słowna zastosowana przez prowadzącą wczorajsze wydanie "Faktów TVN" Justynę Pochanke. Otóż mający w zasadzie tylko prosty ładunek informacyjny news o tym że kandydatem Prawa i Sprawiedliwości na urząd Prezydenta Polski będzie Jarosław Kaczyński opatrzyła ona na końcu rzuconym jakby od niechcenia niewinnym zdankiem, które brzmiało: Czy Jarosław Kaczyński przekuję kapitał współczucia na wyborczy kredyt? Rozbierzmy to jakoś.
Co my tu mamy? Otóż pierwsza rzecz to forma pytająca. Jeśli takie zdanie jest wypowiedziane w formie pytania to w potencjalnym słuchaczu zostaję uśpiona czujność na manipulację. Ludzie z natury uważają że w pytaniu nie ma manipulacji przypisując taką cechę zawsze zdaniom twierdzącym. Ba, uważają że trzeba zwiększyć czujność jeśli jest to nie tylko zdanie twierdzące, ale też wtedy gdy twierdzenie jest zbyt kategoryczne. W przypadku pytań jesteśmy spokojni jeśli chodzi o intencję, bo ten ktoś kto pytanie zadaję, pytając ustawia się jakby na niższym od nas pułapie. Skoro pyta, to znaczy że nie jest pewny swego. A więc nie jest groźny.Proste? Proste i skuteczne - działa doskonale jeśli się tylko tego wszystkiego nie wie.Kolejna sprawa: słowa. Kluczowe słowa w tym zdaniu to słowo: "współczucie" i słowo: "kredyt". Piękne słowo "współczucie", użyte w tym konkretnym przypadku ma za zadanie wtłoczyć w naszą podświadomość że Jarosław Kaczyński chce na nas dokonać takiego samego gwałtu jakiego dokonuję na nas czasem np. natarczywy obszarpaniec pachnący przetrawionym alkoholem, który próbuje wydębić od nas dwójkę uwięzioną w metalowym koszyku kiedy pakujemy nasze zakupy na parkingu pod marketem do bagażnika naszego samochodu, czyli że chce nas nabrać na lipną litość.

Słowo: "kredyt", użyte umiejętnie w powiązaniu ze słowem "współczucie" ma dwa zadania: Pierwsze to zadanie skorelowania naszego poparcia dla tego konkretnego kandydata z czymś, z czego być może nie będzie mógł lub chciał się wywiązać. Bo kredyty się bierze, ale czasem się nie ma ochoty ich spłacać! A w tym konkretnym przypadku wiadomo kto daję, a kto bierze. Dajemy na kredyt MY, a pożycza od nas JAROSŁAW KACZYŃSKI. Odda? Nie wiadomo, ale skoro wydębił od nas coś na współczucie, to pewnie nie będzie łatwo od niego odebrać co nasze. Prawda? A drugie zadanie? Tu sprawa jest trudniejsza bo i aluzja jest na wyższym poziomie emocji. Chodzi mianowicie o to żeby przedstawić Jarosława Kaczyńskiego jako człowieka zimnego i wyrachowanego, nie posiadającego żadnych ludzkich uczuć. Proszę zauważyć że słowo "współczucie" należy do katalogu słów, że tak się wyrażę "humanistycznych". Kojarzy się z empatią, człowieczeństwem i z czyimś dobrym charakterem. Jarosław Kaczyński czerpie z naszego współczucia i na co je zamienia? Słowo: "kredyt" jest jednoznacznie przypisane do zimnego języka finansów, do pieniędzy, lichwy i generalnie kłopotów. My mu dajemy miłość, emaptię, serce na dłoni, współczujemy mu w jego niedoli, a on to wszystko zupełnie na zimno zamienia na brzęczącą monetę. Judasz jeden! Takie jedno zdanie a tyle ukrytych podtekstów! Czy ja aby tu z kogoś nie robię balona? No cóż, proszę mi zaufać (na kredyt - a jakże!)i zasiąść jutro wygodnie przed telewizorem. Będziemy razem oglądać jak Justyna Pochanke poprowadzi jutrzejsze "Fakty TVN". Ja poszukam sobie tematu na kolejny wykład, a szanowny czytelnik mojego "kursu" sprawdzi czy z tą wiedzą w którą go uzbrajam jest jakoś inaczej niż zwykle. Na zakończenie poruszę jeszcze jedną sprawę, która mogłaby przyjść komuś do głowy: czy to możliwe żeby prezenter prowadzący taki serwis był tak wyszkolony, aby sypać takimi manipulacjami ad hoc, z głowy?
Odpowiedź jest w zasadzie twierdząca, ale jeśli by mnie ktoś zapytał co ja o tym myślę, to bym mu odpowiedział że w przypadku takich programów jak główne wydanie dziennika akurat w tej konkretnej stacji, to raczej nie do uwierzenia. Myślę że jest tam grupa speców od tele-manipulacji, którzy układają dokładny scenariusz każdego wydania i każde takie zdanie jest wycyzelowane do ostatniego przecinka. Dlaczego tak myślę? Bo to zdanie, które dzisiaj omawiałem to majstersztyk. A Pochanke to tylko Pochanke. Nygus

ABW WCIĄŻ ŚCIGA HISTORYKÓW Po skardze ABW prokuratura wróciła do umorzonego w 2009 r. śledztwa ws. ujawnienia tajnych dokumentów w książce "SB a Lech Wałęsa”. Jutro w tej sprawie ma być przesłuchany dr Sławomir Cenckiewicz, współautor publikacji. Nie został on wcześniej przesłuchany ze względu na pobyt w USA i wyczerpujące zeznania dr Piotra Gontarczyka. Wydana przez Instytut Pamięci narodowej książka pt. „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” dr Sławomira Cenckiewicza i dr Piotra Gontarczyka ukazała się w połowie 2008 r. Śledztwo w sprawie publikacji wszczęła z urzędu na początku 2009 r. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku, która sprawę skierowała do Bydgoszczy. Dwa dokumenty, które już nie były objęte klauzulą niejawności, pochodziły z akt śledztwa, prowadzonego w 1993 r. przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku. Odtajniono je kilka miesięcy przez wydaniem książki. W jednym przypadku IPN sam zniósł klauzulę, a w drugim - ABW na wniosek IPN. Trzeci dokument co prawda nie miał zniesionej klauzuli niejawności, ale był wcześniej zamieszczany w innych publikacjach. Śledztwo cały czas było prowadzone w możliwości ujawnienia tajnych dokumentów i nikomu nie postawiono zarzutów. Dr Cenckiewicz i dr Gontarczyk w swojej pracy korzystali z dokumentów SB i MSW oraz pochodzących z lat 90. dokumentów UOP przechowywanych w archiwach ABW. W książce opublikowano m.in. tajne dokumenty UOP związane ze sprawą „wypożyczenia” w 1992 r. przez ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsę akt agenta „Bolka”, które wróciły zdekompletowane), zaginięcia innych akt SB w UOP w Gdańsku, a także przejęcia innych akt SB podczas tajnej akcji UOP w 1993 r. u byłych oficerów SB w Gdańsku. W opublikowanych w książce dokumentach nie zamieszczono chronionych prawem danych oficerów UOP. - Śledztwo umorzono z powodu braku znamion czynu zabronionego. W przypadku dwóch dokumentów informacje w nich zawarte już nie były objęte klauzulą niejawności, a dane zawarte w trzecim dokumencie już wcześniej upubliczniono – mówił w grudniu ubiegłego roku rzecznik bydgoskiej prokuratury Jan Bednarek. Od decyzji prokuratury odwołała się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i teraz w sprawie będą prowadzone kolejne3 czynności. Z rzecznikiem prasowym bydgoskiej prokuratury nie udało nam się skontaktować. (dk, niezalezna.pl)

27 kwietnia 2010 Walcząc z katarem, zakazać kichania.. Mówi się, że każdy  kij ma dwa końce.. Ale socjalizm będzie miał jeden koniec... Jak pisał Michał Bakunin:” Wolność bez socjalizmu to niesprawiedliwy przywilej”(????) Zanim powstanie Europejskie Biuro Prokuratorskie- w ramach budowy  zcentralizowanego państwa o nazwie Unia Europejska- możemy jeszcze sobie pożartować.. I popisać o tym i owym.. Na przykład we Wrocławiu, biurokratyczni  socjaliści rządzący sprzedażą biletów komunikacji miejskiej, wprowadzili tzw. chwilówki, ale tamtejsi  kioskarze chwilówek sprzedawać nie chcą i nie można ich kupić w tamtejszych kioskach. Wydawałoby się, że sprawa jest prosta: są bilety- wystarczy tylko sprzedać i zarobić.. Niestety: urzędnicy rządzący biletami w ramach „ wolnego rynku biletów” ustalili  marżę  przy  ich sprzedaży na poziomie 12 groszy(???). co nie opłaca się właścicielom kiosków.. No i w konsekwencji- biletów  w kioskach nie ma.. Urzędnicy mają pretensje do kioskarzy, a kioskarze do urzędników.. Oczywiście problemem jest- jak zwykle zresztą- że urzędnicy zajmują się sprzedażą biletów i ustanawianiem marż.. Marże w rękach urzędników- to pożar! W ogóle prawie wszystko co znajdzie się w rękach urzędników zaraz przybiera formy karykaturalne.. Zamiast rynku, ręczne sterowanie- i to przez urzędników.. Najlepszym sposobem na  dezorganizację transportu w mieście jest ręczne regulowanie marż biletowych.. Pasażerowie zawsze mogą pojechać co prawda na gapę, ale z tym wiąże się pewne ryzyko.. Tak jak najlepszym sposobem na zniszczenie  wsi, miasteczka i miasta- są podatki.. Nie licząc bombardowania dywanowego.. To tak jak Jaś przychodzi do domu i już od samych drzwi woła: - Mamo, dostałem piątkę. - A z czego?- pyta mama. - Jedynkę z matematyki, jedynkę z polskiego, jedynkę z chemii i dwójkę z muzyki.. A do reform wzywa nas ponadnarodowa Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. .”Reformy” mają dotyczyć głownie systemu emerytalnego, podatków i wydatków w sektorze publicznym”. Ale co mnie w tej proponowanej „reformie” zaciekawiło? Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju totalnie skrytykowała dramatyczny spadek” wydajności pracy administracji publicznej, co wynika z archaicznej struktury i sposobu pracy rządu”(????). Pojęcie wydajności pracy w administracji publicznej to coś dla mnie niezrozumiałego.. Co innego wydajność w sektorze prywatnym. Sektor publiczny należałoby ograniczyć do minimum, co oznacza zmniejszenie jej o ¾ albo i więcej, ale ona systematycznie rośnie i w tych warunkach domaganie się zwiększenia „ wydajności pracy” wśród urzędników jest zwykłym nonsensem.. Chyba, że chodzi o zwiększone kontrole podległych im” obywateli’. Wtedy wydajność ich” pracy” zwiększy dochody do budżetu, czyli więcej urzędników będzie mogło robić kontrole, a tym samym będzie można zwiększyć  liczbę urzędników.. Bo jak zwiększyć” wydajność pracy” na przykład w Kancelarii Prezydenta”??? Można tych sześciuset urzędników  zmusić do chodzenia od pokoju do pokoju, żeby zwiększali wydajność… chodzenia w pracy i przemieszczania się..  Wydajność chodzenia w pracy oczywiście wzrośnie! I nawet jak wzrośnie wydajność w przerzucaniu papierów- to co z tego? Urzędnicy i tak żyją z pracy innych, żeby mogli wziąć wynagrodzenia, my- w sektorze prywatnym- musimy zapłacić podatki i wtedy ONI wezmą wynagrodzenia. Jeśli w sektorze publicznym wzrosłaby tzw, wydajność, czyli zwiększyłaby się liczba papierów, które  dodatkowo wypełniłoby te setki tysięcy urzędników, bo ilość papierów w urzędach może być miarą wydajności „ pracy” urzędnika- to muszą wzrosnąć podatki, z których te dodatkowe papiery muszą być sfinansowane.. I tak papierowy potop przed nami  a do tego  jeszcze Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju domaga się  zwiększenia wydajności bezsensownej pracy w sektorze państwowo-urzędniczym.. Chcą przyspieszyć potop, czy co? Syn do taty: - Tato, chciałbym mieć tyle pieniędzy, żeby kupić sobie jacht.

- A po co ci jacht? - Jacht nie jest mi potrzebny, tylko te pieniądze.. Normalność nie jest potrzebna, tylko ta urzędnicza wydajność.. Tak jak przy zakupie jajek z trójką- pierwszą cyfrą kodu na skorupce.. Bo takie jajko- z trójką z przodu na kodzie, to jajo „ pozyskane kosztem niewyobrażalnego cierpienia ptaków”-  twierdzi pani Ewa Rudzińska z Ogólnopolskiego Towarzystwa Opieki Zwierząt Animals. Numer 3 oznacza, że jajo pochodzi z ferm, gdzie w jednej klatce siedzi po 5 kur, a z góry sączy się otępiające światło.” Nieszczęście” polega na niskiej cenie takich jajeczek, co podoba się nabywcom- twierdzi pani Ewa Rudzińska. NO właśnie.. Jak można tak trzymać kury w XXI wieku, wieku wielkiego oświecenia i praw zwierząt, których to praw zwierzęta nie miały przez ostatnich dwa tysiące lat.. Jak można się tak nad nimi znęcać.. Więcej komfortu dla kur.. A w ogóle po co je trzymać, tylko dlatego, żeby jeść jajka.. To skandal! Wielki skandal! Ile jeszcze wielkich rzeczy nas czeka w wilku postępu i socjalizmu.. WJR

Jak brać - a nie płacić.. Na szczytach władzy panuje całkowita panika. Z powodu, o którym bębnię od 40 lat: bankrutuje ZUS. ONI prześcigają się więc w pomysłach, co zrobić, by nie wypłacać ludziom obiecanych emerytur. Pomysły to ONI mają różne. Najprostszy - to podnieść wiek emerytalny. Do 65 lat dla kobiet i 70 dla mężczyzn. Jak nie pomoże - to do 75 lat...

Wiadomo: emeryci nie wezmą w ręce kilofów i nie pójdą z petardami pod Urząd Rady Ministrów - więc można ich dowolnie okradać. Tyle że coś do powiedzenia ma jeszcze Trybunał Konstytucyjny - i nie jest pewne, czy nie uzna tego za naruszenie praw nabytych.

To znaczy: to OCZYWIŚCIE JEST naruszenie praw nabytych - pytanie, czy tak to nazwie TK. Najzabawniejsze byłoby, gdyby TK uznał, że podniesienie tego wieku o dwa lata nie narusza - a podniesienie o lat 5 już narusza... To tak, jakby powiedzieć, że stwierdzenie, że 2×2=8, narusza zasady arytmetyki, ale 2×2=5 ich nie narusza... Ale w Polsce liczy się KOMPROMIS. Jedna z najgorszych rzeczy dla poczucia Prawa. Kompromis między Prawdą i Kłamstwem. Tfu! Inny pomysł to euthanazja. Jakby tak połowa emerytów dla dobra ukochanego kraju zgodziła się umrzeć o te parę lat wcześniej... Holendrzy, jak się zdaje, już są o tym przekonani - ale w Polsce, na szczęście, Kościół katolicki natychmiast zakryłby zwolenników "euthanazji" czapkami - więc tylko z cicha pomrukują. Jeszcze inne pomysły to pozbawianie tego prawa poszczególnych grup. Zaczęli od byłych SB-ków - i się udało. Skoro jest precedens - to mogą spróbować poodbierać prawa do emerytury np. b. członkom PZPR. Albo wojskowym. Albo górnikom - to może się udać. Dopóki o tym, kto ma jaką emeryturę, nie decyduje Prawo i Umowa, lecz głosowania w Sejmie - to... Jak mawiają amerykańscy konserwatyści: "Niczyje życie, zdrowie ani mienie nie jest bezpieczne - kiedy obraduje Parlament!". Dlatego trzeba skończyć z tą d***kracją - totalitarnym ustrojem, gdzie Senatowi i Sejmowi wolno zrobić z nami wszystko! Cytat Obiecuję solennie, że postaram się zaciągnąć tych łajdaków przed Trybunał Stanu. Bo "Kto przemocą lub podstępem nakłania inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia się własnym lub cudzym mieniem - podlega karze od 6 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności". Najnowszym pomysłem błysnął p. Waldemar Pawlak: płacić miesięcznie niewielką składkę (120 zł), a potem otrzymywać za to minimalną emeryturę (450 zł). Jak kto chce mieć więcej - niech sobie odkłada lub zawrze prywatne ubezpieczenie. Pomysł ten (idący w słusznym kierunku...) nie ma żadnych szans - bo trzeba by już dziś zmniejszyć składki, a przecież ONI nasze składki już dawno przeputali i dzisiejsze emerytury wypłacają ze składek. Czyli: pobierają je pod przymusem od ludzi, którym na pewno w przyszłości żadnych emerytur nie wypłacą. Obiecuję solennie, że postaram się zaciągnąć tych łajdaków przed Trybunał Stanu. Bo "Kto przemocą lub podstępem nakłania inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia się własnym lub cudzym mieniem - podlega karze od 6 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności". Nie widzę powodu, by ONI nie mieli pójść siedzieć! Kodeks Karny nigdzie nie wspomina: "Nie dotyczy to Senatorów i Posłów...". Powtarzam: na górze trwa panika - bo tu brakuje rocznie nie miliarda-dwóch, tylko około 50 miliardów złotych - czyli po 3 tysiące od każdego dorosłego Polaka. Na razie uciekają się do wypróbowanych sposobów: podnoszą "ceny" benzyny i energii elektrycznej... Ciekawe, że nie podnoszą "ceny" wódki: odkąd p. Leszek Miller poszedł za moją radą i zmniejszył akcyzę od alkoholu - i okazało się, że (tak jak mówiliśmy) dochody do budżetu WZROSŁY - ONI boją się podnieść te "ceny", bo dochody mogą spaść. A benzyny upędzić w bimbrowni się nie daje... Na zakończenie: bardzo proszę, kto już uzbierał podpisy za moim kandydowaniem, niech SZYBKO wysyła! Poczta nie jest "polska", tylko "państwowa" - więc działa, jak działa... JKM

Kłamstwa pierwszych minut Analizowanie katastrofy w Smoleńsku przestało mieć sens z chwilą gdy pełną kontrolę nad informacją o niej przejął Putin. Nie mamy i mieć nigdy nie będziemy pewności, że informacje do nas docierające są prawdziwe. O to zresztą mam największy żal do naszych władz, nie zrobiły nic, żeby dać nam komfort, że kiedyś dowiemy się prawdy. A przynajmniej ze stuprocentową pewnością będziemy w stanie wykluczyć niektóre scenariusze. Tymczasem przy tak prowadzonym śledztwie, żadne jego ustalenia nie będą wiarygodne, tak jak nie są w tej sprawie wiarygodni Rosjanie, a na ręce nikt im przecież nie patrzy. Nie znaczy to jednak, że nie warto śledzić tego co się dzieje, a zwłaszcza jak rozpadają się kolejne oficjalnie podawane wersje, bo to daje obraz tego w jakim kierunku chciano pchać śledztwo, a to dobry punkt wyjścia, żeby się zastanawiać dlaczego. Mnie ta sprawa przerasta, nie mam żadnej własnej hipotezy, ale męczy mnie ta błędna godzina katastrofy. Jeszcze nie rozumiem czemu miało służyć kłamstwo w tej sprawie, ale niewątpliwie było to kłamstwo, do tego dobrze przygotowane i podane oficjalnie, na najwyższym szczeblu. Dzisiaj już wiemy, że TU-154 rozbił się o 8.39 naszego czasu,  czyli o 10:39 czasu lokalnego, można to ustalić ponad wszelką wątpliwość, i można było to ustalić już pierwszego dnia, choćby po godzinie zerwania linii energetycznej. Tymczasem pierwszego dnia odegrany został spektakl, z podziałem na role, który miał nas przekonać do godziny o ponad 10 minut późniejszej. Widać to wyraźnie w stenogramie z narady Putina ze sztabem, transmitowanej pierwszego dnia (mam nadzieję, że sama relacja, którą znalazłam nie jest przekłamana).

Minister Sergei Shoigu: Panie Premierze, o 10:50, samolot TU-154  lecący z Warszawy do Smoleńska zniknął z radarów w czasie podchodzenia do lądowania na Lotnisku Północnym w Smoleńsku. Samolot rozbił się w lesie 300 metrów od pasa startowego. (...) O 10:51 na miejsce katastrofy zostały wysłane 3 brygady straży pożarnej. (...) Premier Władimir Putin: Dziękuję. Ministrze Lewitin, co w tej sprawie robi Ministerstwo Transportu? Minister Transportu Igor Lewitin: (...) Warunki pogodowe były złe - mgła prawie całkowicie ograniczała widoczność, która wynosiła ok. 400 metrów, podczas gdy norma wynosi 1000 metrów

Premier Władimir Putin: Norma wynosi 1000 metrów? Minister Transportu Igor Lewitin: 1000 metrów.
Premier Władimir Putin: A widzialność wynosiła 400 metrów? Minister Transportu Igor Lewitin: Tak, a pilot został uprzedzony o fatalnych warunkach pogodowych. (...) Aleksander Bastrykin: Odnaleźliśmy dwie czarne skrzynki, które potwierdzają charakter rozmów między załogą a wieżą. Ustaliliśmy, że wieża nie rekomendowała próby lądowania. Sugerowała aby pilot zrobił drugie podejście, a potem rozważył lądowanie na innym lotnisku. Ale polski pilot nie posłuchał tych rekomendacji i kontynuował lądowanie.

Premier Władimir Putin: Chciałbym teraz spytać przedstawiciela prezydenta Miedwiediewa. Na polecenie prezydenta Miedwiediewa na lotnisku gości miała witać rosyjska delegacja na czele której stał przedstawiciel prezydenta, Georgy Plotawczenko. Panie Poltawczenko, to oznacza, że byliście świadkami tego wypadku. Co pana zdaniem tam się wydarzyło, co pan widział, także po przybyciu na miejsce katastrofy? Bo rozumiem, że byliście jednymi z pierwszych na miejscy zdarzenia. Przedstawiciel Miedwiediewa Georgy Poltawczenko: Zgadza się, panie premierze. Gubernator Sergei Antufyev, ja i członkowie delegacji czekaliśmy na ten samolot. Kontroler lotów podszedł do nas i powiedział, że warunki pogodowe są bardzo złe, i mogę potwierdzić, że tak było. Moim zdaniem widoczność była nawet mniejsza niż 400 metrów. Było to ok. 10:30. Widoczność wynosiła ok. 100-150 metrów, mgła była bardzo gęsta. Kontroler powiedział nam, że zasugerował polskiej załodze lot na inne lotnisko, były trzy opcje - Mińsk, Witebsk i Moskwa. Kontroler powiedział, że ponieważ mają wystarczająco paliwa, załoga zdecydowała się kontynuować lot do Smoleńska, przyjrzeć się warunkom a potem podjąć decyzję. Kontrolerzy informowali, że załoga była zdecydowana na lądowanie. Prawie nie słyszeliśmy zbliżającego się samolotu, nie słyszeliśmy silników. Potem usłyszeliśmy dziwny dźwięk, który nie brzmiał jak uderzenie. A potem powiedziano nam, że samolot się rozbił. Byliśmy na miejscu katastrofy dosłownie po trzech minutach.

Premier Władimir Putin: Byliście na miejscu katastrofy w ciągu trzech minut? Przedstawiciel Miedwiediewa Georgy Poltawczenko: W ciągu trzech minut. Jeśli prawdziwa jest ostatnio podawana godzina katastrofy, czyli 10:39, to ta transmitowana chyba także w Polsce narada Putina z najważniejszymi osobami w sztabie była zwykłą szopką mającą puścić w świat ewidentne kłamstwo (godzina katastrofy), i narrację jaka ma obowiązywać (mgła, wieża ostrzegająca pilotów, pilot lekceważący rekomendacje wieży i rozbijający się trochę na własne życzenie). Poltawczenko twierdzi, że słyszał odgłos rozbijającego się samolotu i był przy wraku w ciągu 3 minut. Czyli ok. 10:43. Może nawet tak było. Tylko od tej godziny nic już się nie zgadza. Dlaczego alarm został włączony dopiero po kilkunastu minutach, a straż pożarna wysłana do gaszenia samolotu dopiero o 10:51, czyli 8 minut po tym jak do wraku zdążyła już dobiec cała rosyjska delegacja? No i najciekawsze. Jakim cudem samolot znikł z radarów dopiero 10 minut po tym jak leżał rozbity, paląc się na ziemi, od kilku minut w towarzystwie oglądającej to z bliska delegacji rosyjskiej, która była przy wraku już wtedy, gdy kontroler miał jeszcze samolot na radarze? Przesunięcie godziny katastrofy o 10 minut nie mogło być pomyłką, można ją było od razu precyzyjnie ustalić na podstawie wielu przesłanek: godzina zerwania linii energetycznej, czas w którym rosyjska delegacja usłyszała odgłos katastrofy, czas kiedy znalazła się przy wraku, i wreszcie stan wraku po przybyciu straży na miejsce straży pożarnej. Nie znam się, ale czy gdyby faktycznie przybyła na miejsce katastrofy wypełnionego paliwem i palącego się samolotu dopiero po 12 minutach od katastrofy, to z wraku by coś jeszcze zostało? Czy nie zdążyłby się spalić w dużo większym stopniu niż się spalił? Jeśli więc to godzina 10:39 jest prawdziwą godziną katastrofy i na ustalenie tego nie potrzeba było 10 dni, to czemu miało służyć to błyskawicznie wyprodukowane kłamstwo, puszczone w świat live, tak zgrabnie rozpisane na role? I jak w tym wszystkim można wierzyć, że śledztwo, które tak się zaczęło, skończy się prawdziwymi ustaleniami? Nie wierzę, że nikt nie ma wątpliwości bo ich po prostu nie da się nie mieć. Przy tym wszystkim, forsowanie rosyjskiej narracji, i okraszanie jej własnymi insynuacjami pod adresem prezydenta, jest wpisywaniem się w kampanię dezinformacji, którą w tej sprawie strona rosyjska prowadzi od samego początku. A jeśli ktoś uważa, że jest inaczej, niech mi logicznie wytłumaczy, że można się było pomylić o 10 minut z godziną katastrofy, a to wszystko co tu zacytowałam trzyma się kupy. Kataryna

GEN. POLKO: GDZIE JEST TELEFON PREZYDENTA? – Polskie służby powinny zaraz po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem znaleźć się na miejscu, by zabezpieczyć sprzęt elektroniczny należący do prezydenta i dowódców wojskowych – mówił w programie „Minęła Dwudziesta” w TVP Info gen. Roman Polko, były dowódca GROM. Polskie służby powinny od razu znaleźć się na miejscu katastrofy i zabezpieczyć wrażliwe dane – mówi gen. Polko. Polko podkreślał, że prezydencki samolot był statkiem powietrznym należącym do terytorium Polski. – Znajdowały się w nim dokumenty i elektroniczne nośniki należące do pana prezydenta, dowódców wojskowych i innych bardzo ważnych osób w państwie – podkreślał były dowódca GROM, zaznaczając, że w takiej sytuacji powinno się współpracować przy dochodzeniu ze stroną rosyjską, by odzyskać ten sprzęt.– To jest sytuacja szczególna, i nawet jeśli nie ma procedur co do współpracy przy takich śledztwach, to przecież można je stworzyć lub zrobić wyjątek i działać razem. Przede wszystkim po to, by nie dopuścić do żadnych wątpliwości, że coś np. zaginęło – wyjaśniał Polko. Dodał, że zwykle przy takich wizytach służby powinny być wcześniej na miejscu, by być gotowe na nieprzewidziane sytuacje. – Kiedy przygotowywaliśmy wizytę prezydenta USA w Polsce, to amerykańskie służby specjalne były u nas jeszcze przed nią. Takie służby powinny zawsze czekać na lotnisku i w momencie takiego wydarzenia jak katastrofa lotnicza miejsce zabezpieczyć – zaznaczał Polko. Dlatego, według niego, śledczy powinni wyjaśnić, w jaki sposób wizyta była od początku do końca zabezpieczona przez nasze służby oraz w jaki sposób po rozbiciu się samolotu zabezpieczono te czułe dane, które decydują o bezpieczeństwie państwa. – Bo polskie służby powinny się od razu znaleźć na miejscu tego wypadku, by zabezpieczyć dane, także współpracując ze stroną rosyjską. Bo czy znalazł się chociaż jeden telefon, np. aparat pana prezydenta, czy znalazły się komórki dowódców wojskowych? Czy one są w Polsce? Nie ma ich – dodał Polko. – Należy to wyjaśnić, żeby w internecie nie pojawiały się różne spiskowe teorie na ten temat – przekonywał były dowódca GROM. Do katastrofy na lotnisku pod Smoleńskiem doszło 10 kwietnia. Zginęło 96 osób, czyli wszystkie, które były na pokładzie prezydenckiego samolotu, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego żona Maria. (wg, TVP, bibula.com)

Zbrodnia na Polsce Przypomnienie 27 kwietnia kolejnej rocznicy wprowadzenia w Polsce ustawy legalizującej aborcję jest bezwzględnie konieczne, byleby tylko informować o wszystkich istotnych faktach z tym związanych. Niewątpliwe jest, że ta ustawa należy do jednej ze zbrodni na Narodzie Polskim, za które Rosja jako sukcesor ZSRS nie wzięła odpowiedzialności do tej pory. Jak pokazują dokumenty, Sejm "niemy" w Warszawie, 27 kwietnia 1956 r., wprowadzając tę ustawę w trybie ekspresowym, tylko wykonał polecenie z Moskwy. Polską hańbą jest, niestety, zapominanie o tym fakcie lub lekceważenie go. Nawet wielu szczycących się swoimi szczególnymi zasługami w obaleniu PRL nie zauważa akurat tej zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Najwyższy zatem czas, aby w pierwszym szeregu rzeczywistych kombatantów z tamtych lat znalazły się między innymi takie postacie, jak: Jan Dobraczyński, Andrzej Wojtkowski (profesor z KUL), Jan Frankowski, Dominik Horodyński, Konstanty Łubieński. Jako posłowie głosowali w 1956 r. przeciwko narzuceniu nam zbrodniczej ustawy. Jak dotąd, ta ich zasługa dla Narodu nie została zauważona i doceniona. Trwała pamięć historyczna należy się również powodom, z uwagi na które ZSRS w listopadzie 1955 r. wprowadził u siebie powtórnie ustawę zezwalającą na aborcję i za parę miesięcy uczynił to w Polsce. Ta decyzja podjęta została zgodnie z logiką marksistowskiej zbrodniczej ideologii obiecującej uwolnienie ludzkości od ucisku ekonomicznego, a najpierw - jakoby istniejącego ucisku kobiet przez mężczyzn. Dla realizacji tego celu klasycy marksizmu wzywali do "dozbrojenia" słabszych ekonomicznie kobiet instytucją rozwodów i środkami kontroli urodzeń, w tym legalną aborcją. Engels oceniał ją pozytywnie, na co wskazuje już jego teza, iż prawnicy "daremnie biedzili się, by znaleźć racjonalną granicę, od której uśmiercenie dziecka w łonie matki staje się morderstwem". Zagwarantowanie dostępu do aborcji stanowi też warunek konieczny spełnienia obietnicy Engelsa "wyzwolenia miłości płciowej". W realizacji tej miłości ma przeszkadzać kobietom obawa "następstw", która stanowi dzisiaj najistotniejszy powód społeczny - moralny i ekonomiczny - powstrzymujący dziewczynę od bezwzględnego oddania się ukochanemu mężczyźnie. Brak dostępu do aborcji stanowić ma - według Engelsa - zagrożenie wpierw ekonomicznej sytuacji kobiety, ponieważ "jeśli spełnia ona swoje obowiązki w prywatnej służbie rodziny, pozostaje wyłączona z produkcji publicznej, nie może zarobkować. Jeśli zaś kobieta chce wziąć udział w produkcji społecznej i samodzielnie zarobkować, to nie jest w stanie spełniać obowiązków rodzinnych". Stąd też - wyciągając wnioski normatywne z tych przesłanek - "pierwszym warunkiem wyzwolenia kobiety jest wprowadzenie na powrót rodzaju kobiecego do produkcji społecznej". Idąc tym szlakiem myślowym, Lenin postulował uwolnienie kobiety od "rondli i pieluch" - co konkretnie wymaga swobody dokonywania aborcji - aby "zmniejszyć i znieść nierówność, jaka zachodzi między nią a mężczyzną pod względem roli w produkcji społecznej i w życiu społecznym". Już w 1913 r. Lenin przekonywał w "Prawdzie", że prawny zakaz aborcji spełnia rolę narzędzia ekonomicznego upośledzenia klasy robotniczej i jest z tego powodu "wielką obłudą klas panujących". Powołując się na "ochronę praw demokratycznych obywatelek i obywateli", wódz rewolucji październikowej wypowiedział się zatem za bezwarunkowym zniesieniem ustaw zakazujących aborcji. Brzmi to we współczesnych uszach wyjątkowo swojsko, co wskazuje, że oddychamy jeszcze wszędzie zepsutym marksistowskim powietrzem. Dopiero kiedy pozbędziemy się tej ideologii, będziemy w stanie zrozumieć, że aborcja nie jest żadnym wyzwoleniem kobiety, a nasz dwupłciowy świat jest wezwany do miłości, a nie do walki klasowej. Dla jej dopiero rozpętania - czemu znakomicie służy swoboda rozwodów i aborcji - tuż po zakończeniu rewolucji, w 1920 r. zalegalizowano w ZSRS także aborcję, co ulokowało ten kraj na czele listy proaborcyjnych liderów w historii ludzkości, tuż przed nazistowskimi Niemcami (w ramach ustawy z 14 lipca 1933 r. "o zapobieganiu urodzenia dziedzicznie chorego potomstwa", a ściśle: na mocy uzupełniającego ją rozporządzenia z 26 czerwca 1935 r. ustalającego eugeniczne wskazania do "przerwania ciąży"). Szokuje tylko, że nie interesujemy się tym, iż w wikipedii (hasło "aborcja w Polsce") jacyś aborcjoniści bezpodstawnie umieścili Polskę okresu międzywojennego na drugim miejscu (!) proaborcyjnych państw, zaraz po ZSRS. Ponieważ po kilkunastu latach funkcjonowania swobody dokonywania aborcji odnotowano w ZSRS bardzo niekorzystne zmiany demograficzne, Stalin ograniczył w 1936 r. dopuszczalność tegoż procederu, oczywiście nie z szacunku dla życia człowieka przed urodzeniem, ale wyłącznie z militarno-ekonomicznych powodów. Zazwyczaj już się jednak nie interesujemy, dlaczego w listopadzie 1955 r. ZSRS powrócił do swojego pierwotnego rozwiązania dotyczącego aborcji i narzucił je także Polsce. Wyjaśnienie tej sprawy wskazuje na kolejnych odpowiedzialnych za dokonane tą drogą ludobójstwo na Narodzie Polskim. Nie tylko za Katyń odpowiadają także te państwa, które w Jałcie pozostawiły nas samych. Fakty wskazują, że ustawę aborcyjną otrzymaliśmy w 1955 r. także od "wujków z Ameryki". O tym jednak w następnym felietonie. Marek Czachorowski

To nie są wybory prezydenckie To nie są wybory prezydenckie, TO BITWA O POLSKĘ!! Polska stanęła przed być, albo nie być!! Nigdy nie uwierzę w wypadek, wierzę w mord polityczny!

1. Postawa Rosjan. Za bardzo czuła, zaangażowana, fałszywa?
2. Areszt dla kontrolera lotów - nikt go już nie widział. Rekwirowanie dziennikarzom kamer i nagrań
3. Chaos informacyjny (swego czasu główna broń KGB). Najpierw niby 4 kolowania, potem 2 a w koncu jedno. Tak samo z liczba ofiar
4. Brak karetek na miejscu zdarzenia. Od razu wiedzieli, że nie warto?
5. Strzały z pistoletu na jedynym zachowanym, nie zarekwirowanym filmie przez FSB. Kto strzelał do kogo? Nie daj Boże do rannych.
6. Mówiono o 3 osobach, które przetrwały katastrofę. Taka informacja musiała się skąd wziąć?
7. Samolot przechylił się tuż przed lądowaniem w lewo? Atak serca? zdalna blokada steru? Skąd taki nagly ruch i zwrot tuż przed lądowaniem?
8. Szczątki samolotu dziwnie zniszczone. Kadłub cały i kokpit. Ale ciał pilotów nie ma. Środek natomiast wypalony w pył.
9. Samolot gdy upada - wywołuje gigantyczny pożar, jest chmura czarnego dymu, pali się paliwo. Tutaj nic, przy próbie lądowania rozbity w pył i ledwo dwie blachy się tliły
10. W momencie feralnego lądowania w przestrzeni powietrznej niedaleko Smoleńska latały 2 samoloty - Bialoruski i Rosyjski. Co tam robiły? Pilnowaly?
11. Zła pogoda? Lotnisko zapasowe? A samolot poprzednia delegacja 30 minut wczesniej to mial inne niby warunki ?
12. To Rosjanie jako pierwsi puścili w eter informacje o tym, jakoby wine za wypadek ponosili piloci, nieznający rosyjskiego lub prezydent, bo ich zmuszał.
13. Na pokladzie samolotu był szef polskich wojsk, General Gągor. Za kilka miesięcy miał zostać szefem wojsk NATO. Polak na czele wojsk NATO? Czy jest większa zniewaga dla Rosjan?
14. Na pokładzie był też szef wojsk specjalnych. Znający wszystkie tajemnice naszego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Zamach mógłby zrobić z nas chwilowo goły kraj !!
15. I na koniec fakt najczęściej wymieniany przez internautów, że kilka miesiecy temu samolot byl w "remoncie" w Rosji. Jakim prawem prokuratura OD RAZU wykluczyła próbę zamachu? Przecież takie śledztwo robi się od razu po każdym wypadku lotniczym. A tym bardziej prezydenta. I to mi smierdzi najmocniej. W momencie takim jak ten - w czasie destabilizacji - najlepiej sobie używają agenci GRU - wywiad wojskowy Rosji. W Polsce może być zakonspirowanych nawet kilka tys. agentów Federacji Rosyjskiej. Wszedzie. Więc będą próbowali torpedować tego typu tezy. Jarosław Kaczyński oraz Prawo i Sprawiedliwość MUSI tę bitwę wygrać, innej drogi dla Polski nie ma! Grzegorz Michalski

Transakcja na 290 miliardów PLN tłem katastrofy pod Smoleńskiem Jak informuje niemieckojęzyczny dziennik "Polskaweb", przy świeżych jeszcze grobach rząd Platformy Obywatelskiej zawiera bardzo kontrowersyjną transakcję dostaw i transferu gazu do roku 2037 względnie 2045. Transakcja ma wartość ok. 100 miliardów dolarów (288 mld PLN). "Polskaweb" pyta, dlaczego transakcja zawierana jest akurat w chwili obecnej, skoro do roku 2022 zawarto inną umowę pomiędzy Gazpromem i PGNiG pozwalającą importować gaz po uzgodnionych cenach. Jeszcze przed katastrofą w Smoleńsku opozycyjni politycy PiS-u grozili postawieniem Donalda Tuska pod Trybunał Stanu jeśliby zawarł tą w ich opinii szkodzącą finansowo w interes mieszkańców kraju umowę. Na dwa dni przed katastrofą prezydenckiego samolotu światowe media donosiły o odkryciu w Polsce ogromnych zasobów gazu łupkowego. Lech Kaczyński nie podpisał zaś jednej z umów z Rosją dających jej 50 miliardów euro w zamian za rosyjski gaz. Zaś gazowe interesy Putina załatwiane z polskim premierem nad grobami oficerów w Katyniu dziwiły nawet rosyjskich dziennikarzy. Dwie godziny póxniej w jednym ze smoleńskich hoteli miała miejsce konferencja prasowa premiera Putina na temat zaspokojenia polskiego popytu na gaz do roku 2037.Marucha

Krajobraz po pogrzebie, tuż przed dożynkami Schowano chorągwie i feretrony, kropidła i baldachimy, trzymają tylko w gotowości kadzielnice i ciągniki do dział. Zamieciono place, a płaczki medialne regenerują siły trenując fałszywe arie przed następnymi zmaganiami. Tym razem o fotel prezydenta – może od teraz już właściwiej nazywajmy go tronem, lub najwłaściwiej prezydenckim stolcem. Wszystko byłoby proste i łatwe, bowiem polska scena polityczna wygląda już prawie tak samo, jak wszędzie na świecie – gdyby nie owa “zgraja”, z która nie wiadomo co robić, a którą – mądrze radzi minister Sikorski – trzeba po prostu dorżnąć. Co to jest toto, co minister Sikorski nazywa “zgrają”? I dlaczego właściwe rozumienie pojęcia “zgraja” jest takie ważne? Niby nie powinno – ale jest. Otóż, jak wszystko inne w Polsce, określenia mają swoje wieloznaczności i nawet wydawałoby się negatywne nazwy w określonych sytuacjach politycznych są przydatne. Od razu zatem do “zgrajstwa” przyznali się PiSowcy – to MY… to nas chce dorżnąć Sikorski, zdrajca i uciekinier z PiSowskiego matecznika! Ale nie dajmy się nabrać na plewy: robią to tylko dla zmylenia elektoratu. Jak bowiem może czerwonosiny smok Czterogław parchaty sam sobie oderżnąć jeden ze łbów? Właściwą definicję podał bowiem nieodżałowanej pamięci Nieboszczyk, który udowadniając swoją przydatność do walki ze zgrają polska, bijąc czołem przed Fundacja Sorosa powiedzial wyraźnie, że jedynym wrogiem Układu są “wyłączeni i wyłączeni częściowo”. Dzięki też Nieboszczykowi, który przed ową ławą trzęsącą Polska i nią władającą wykładał – wiemy, że ci wyłączeni i wyłączeni częściowo nie mogą się połączyć nad urną… bo właśnie – to jest blady strach dla Układu! Strach tak wielki, że mocny układem i powiązaniami, a jeszcze mocniejszy gębą minister, nie waha się użyć właściwego słowa… dorżnąć! Doskonale rozumiem strach Układu! Przekształcenia własnościowe dojrzewają, zmieniają się nazwy spółek, stare ze śladami rabunku i odciskami palców wyrejestrowuje się systematycznie, a nowe kwitną, jak nie przymierzając szczepione gruszki na dzikiej wierzbie. Diabelski matrix prawno-organizacyjny działa, jak dobrze naoliwiona kruszarka kamieni. Łamiąc kruszy narodowa tkankę Polski zamieniając ją w jewropejski szuter. Wyłączeni dzielą się na tych, którzy wyłączeni zostali na zawsze i na tych, którzy chcą się zaczepić przy “wyłączonych częściowo”. To częściowe wyłączenie polega na tym, że jak się właściwie przyłączy, to i na chwile włączą. Na tyle, na ile owo włączenie potrzebne Układowi. Dziś widzicie, jak na dłoni, że ci tzw. wykluczeni częściowo, za pensyjki, emeryturki i posadki polecą, jak na skrzydłach zawsze tam, gdzie pojawi się ochłapek. A jak znajdzie się ochłapek w waszych rękach – przylecą z powrotem. Co sezon mamy te nasze narodowe gile i tokujące cietrzewie, utytulone i autorytetyzowane, na każdą okazje. Czy zgraja wie, dlaczego jest zgrają? I dlaczego Układ wie, że można i powinno się dorżnąć zgraję? Zgraja to takie stado głodnych wilków, czasami bardzo duże, ale pozbawione przewodnika i organizacji; mimo, że potencjalnie groźne, nie jest szkodliwe! Zgraje poznaje się po wrzasku i zgiełku i po nieskoordynowanych ruchach, zamieszaniu i braku jakiejkolwiek organizacji. Taką zgraje można bezpiecznie rżnąć, orżnąć, a nawet całkowicie dorżnąć… bo prędzej, czy później ta zgraja zamieni się w sprawną, zdyscyplinowana i błyskawicznie się organizującą… sforę! Wie o tym Układ i reprezentujący go minister, że wtedy dla Układu będzie na wszystko za późno! Nie wie tylko o tym prostym fakcie szary, a nawet pretendujący do roli przewodnika stada zgrajownik!

Polacy – nie bądźcie durniami! Łączcie się, najskuteczniej wokół Samoobrony, bo to jedyna na dziś znacząca organizacyjnie część naszej polskiej, przeznaczonej na dorżnięcie zgraji. Roman Kafel

Platformerska Hasbara Czy Schetyna kazał tworzyć dywersyjne oddziały PO w Internecie? Oto sekret ataku Platformy Obywatelskiej w internecie. Stoi za nim tajna instrukcja firmowana nazwiskiem szefa MSWiA Grzegorza Schetyny. Wynika z niej, że wicepremier polecił działaczom młodzieżówki wpisywać na internetowych forach pozytywne komentarze o Platformie. Do instrukcji o tworzeniu przez Młodych Demokratów grup do spraw monitoringu internetu dotarł “Fakt”. Dziennikarze podali się za młodych działaczy partii i zadzwonili do koordynującego akcję Dariusza Słodkowskiego. To zastępca sekretarza generalnego młodzieżówki Platformy. Szczegółowe informacje obiecał wysłać pocztą elektroniczną. I wysłał. “Młodzi Demokraci, sekretarz generalny PO Grzegorz Schetyna zwrócił się do nas z prośbą o utworzenie grupy ds. monitoringu sieci. Nie muszę chyba tłumaczyć jak wiele dla Stowarzyszenia znaczy prośba z tej strony” – czytamy w instrukcji. Dalej padają szczegóły: “Praca grupy miałaby polegać na dodawaniu na kilkunastu największych polskich portalach (WP, Onet, Gazeta, Dziennik, Interia) komentarzy życzliwych PO”. Działacze mieliby na to poświęcić około 30 minut dziennie. A na koniec w instrukcji pada jeszcze prośba o zachowanie najwyższego stopnia dyskrecji. Co na to organizatorzy “dywersyjnej” akcji w internecie? Dariusz Słodkowski, pytany o nią przez dziennikarzy, wił się jak piskorz. “Jest to gruba przesada. Przecież to byłaby propaganda” – mówił o akcji. Gdy dziennikarze przytoczyli mu treść dokumentu, był bardzo zmieszany. “Uczciwie przyznaję, że ten tekst jest podkoloryzowany. My nigdy nie podpieralibyśmy się postacią wicepremiera Schetyny” – przekonywał. Wicepremier Schetyna odcina się od tej akcji. “Nigdy w życiu nie wydawałem takich dyspozycji. Jeśli ktoś użył mojego nazwiska, to wyciągnę wobec niego konsekwencje” – mówi. Jakiś czas temu Polskę obiegła informacja, że posłowie PiS codziennie dostają SMS-y z oceną telewizyjnych materiałów. Tak, by sami nie musieli zastanawiać się, czy pokazano ich w pozytywnym świetle. Potem – za sprawą DZIENNIKA – wyszło na jaw, że parlamentarzyści PO dzień w dzień dostawali propagandowe instrukcje, przygotowane za pieniądze podatników przez Centrum Informacyjne Rządu. Mieli tam napisane czarno na białym, jak mają komentować w imieniu partii bieżące wydarzenia polityczne. Marucha

Dlaczego nas nienawidzą Gdy zapytać wśród elit politycznych o Samoobronę RP, usłyszymy całkiem sporo inwektyw. A że to partia “chamów”, że to ludzie  “niewykształceni”, że tylko “barbarzyńcy” albo, że w ogóle cała Samoobrona to “wstyd”. Jak nietrudno zauważyć wszystkie te argumenty są wyzbyte jakiejkolwiek merytorycznej wartości. Za co więc nas tak nienawidzą? Dlaczego tak bardzo zależy mediom i politykom by w oczach wyborców ośmieszyć Samoobronę? [Uwaga admina: ma to oczywisty związek z opanowaniem głównych mediów przez żydostwo, które od niepamiętnych czasów nienawidzi chłopów i nimi pogardza, a pracę na roli traktuje jako bardziej hańbiącą, niż w burdelu.] Weźmy pierwszy, często powtarzany zarzut, że Samoobrona RP jest partią “chamów”. Swego czasu jeden z opiniotwórczych dzienników tak właśnie nazwał naszych wyborców. Kim są więc te “chamy”? Oczywiście chodzi o tych ludzi, o których Andrzej Lepper wraz z naszą partią, jako jedyni mieli odwagę się upomnieć – ludzi ze wsi, małych miast i miasteczek. Tak właśnie nazywają swoich rodaków elity – chamami! Czy to jest właśnie język, jakim się posługują elity? Ci, którzy tak głośno potrafią krzyczeć o dyskryminacji na salonach, tak samo traktują z pogardą ludzi ze względu na miejsce zamieszkania. Dla części “jaśnie nam panujących” rolnicy to po prostu niewychowani, niezaradni, a pewnie nawet i nie umiejący czytać i pisać ludzie.

Taki sposób myślenia wyśmiał śp. Stanisław Bareja (słynna scena “to pijak i złodziej bo każdy pijak to złodziej”). My jednak uważamy inaczej, to nie wina rolników, że przez 20 lat traktowano ich po macoszemu, to nie wina mieszkańców wsi, że siedzący w rządowych agendach działacze PSL interesują się tylko posadą, a nie pracą na ich rzecz. Wreszcie to nie wina naszych rodaków w małych miastach, że państwo interesuje się jedynie tworzeniem “warunków rozwoju” dla zagranicznego kapitału, a nie losem człowieka pracy. Jeżeli to, że walczymy o godność dla tych ludzi robi z nas “chamów” to owszem, jesteśmy chamami i jesteśmy z tego dumni, bo mieszkańcy mniejszych miejscowości mają takie samo prawo do zabierania głosu jak samozwańczy “panowie” z salonów! Samoobrona RP była, jest i będzie partią otwartą na tych ludzi, jesteśmy wolni od takich uprzedzeń, a człowiek nie jest dla nas maszynką do głosowania, małe społeczności są jedną z ostatnich ostoi Polskości w czasach ślepego kopiowania amerykańsko-zachodnich wzorców! A ludziom “elity” mogę powiedzieć tylko tyle, iż po tym się poznaje człowieka kulturalnego, że ma SZACUNEK dla swoich rodaków bez względu na różnice majątkowe! Następnym powszechnym zarzutem jest nasz rzekomy brak wykształcenia. Możemy to podsumować w dwojaki sposób. Po pierwsze to niejako wynika z naszej historii. Jesteśmy jednym z nielicznych autentycznych w Polsce ruchów społecznych, który zrodziła potrzeba. To zwykli ludzie założyli Samoobronę i to się właśnie niektórym nie podoba! Elity opowiadając bzdury o powstaniu Samoobrony doszły w końcu to absurdu, a Pan Jan Maria Władysław Rokita wykrztusił z siebie na żywo w Radiu Zet, że “Andrzeja Leppera szkolono na Syberii i w Niemczech”. Tu potrzebny jest już psychiatra, a nie argument… [Pochodzenie etniczne Jasia Marysi jest ogólnie znane i jego stosunek do chłopstwa jest dla tego pochodzenia typowy - admin] Wróćmy jednak do kwestii wykształcenia. Nie odmawiamy Polakom członkostwa w Samoobronie bez względu na wykształcenie. Jesteśmy partią, która do zwykłych ludzi wyciąga rękę, bo sama w dużej mierzę się z nich składa. Nie jest dla nas powodem do śmiechu, że ktoś nie ma ukończonych wyższych studiów – tacy ludzie też mają prawo mieć swoją reprezentację, bo na tym polega demokracja! Od 20 lat polskimi finansami rządzą sami ociekający tytułami naukowymi Panowie i jak wygląda polski budżet? Rząd PO posikuje się dziś naszym programem by ratować państwo od bankructwa, bolesne jest jednak to, że robi to nieudolnie, bo nasz program zakłada wykorzystywanie zysku NBP na fundusze rozwojowe, a nie na przepuszczenie, jak to robią Platformersi. Skąd więc Samoobrona ma takie rozwiązanie w swoim programie? To proste, ale niestety przemilczane przez media – program Samoobrony RP tworzony był przez specjalistów z dziedziny ekonomii. Bazuje na badaniach noblisty profesora Josepha Stiglitza, jest nowoczesny i nastawiony na pobudzanie gospodarki narodowej, ale także na to by ludzie pracy mieli z tego realną korzyść. Liberałowie potrafią albo zatrzymać wzrost (co zrobiły rządy AWS-UW a dzisiaj PO) – albo zapewnić z niego dochody jedynie wąskiej garstce bogaczy (co zrobił PiS, a przeciwko czemu protestowała Samoobrona). Nasi specjaliści pokazali już zresztą swoją skuteczność. Proszę szanownych czytelników sprawdzić wskaźniki gospodarcze w resortach, którymi sterowała Samoobrona (rolnictwo, budownictwo, praca i polityka społeczna). Kto to są w takim razie ci “barbarzyńcy” w szeregach Samoobrony? A no to ci, którzy “mieli czelność” wyjść na ulicę i protestować, ci, którzy ryzykowali własne zdrowie i wolność po to by bronić jakości importowanego do nas zboża (które jemy wszyscy!). Typowy człowiek warszawskich salonów uważa bowiem, że “chłop powinien odrabiać pańszczyznę i siedzieć cicho” i nie ma moralnego prawa do protestu. Elitarna pseudointeligencja wywodzi się bowiem z oddalonych od szarej, polskiej rzeczywistości pałaców w których siłą rzeczy nie mogła doświadczyć doli człowieka pracy. Nasz kandydat na Prezydenta RP – Andrzej Lepper – wie, co to znaczy ciężka praca, doświadczył tego przez kilkadziesiąt lat pracy na roli, doświadczył tego wychowując się w licznej rodzinie, wie jak ciężko żyje się przeciętnym Polakom. Naród, który przez swoich rządzących jest pomiatany ma moralne prawo do protestu i z tego prawa korzystać będzie! Jeżeli to powoduje, że jesteśmy “barbarzyńcami” – nazywajcie tak nas! Nie da się jednak ukryć, że atmosfera wytwarzana przez media sugeruje Polakom, że być w Samoobronie – to wstyd. To jest właśnie działanie elit, które ma w zarodku dusić gotowość narodu do protestu. Najśmieszniejsze jest jednak, że ci sami ludzie chwalą aktywnych młodych obywateli, gdy jednak ta aktywność przejawia się w Samoobronie – wybuchają durnym śmiechem. Samoobrony nie uda się jednak zdławić. Samoobrona jest osiągnięciem Narodu Polskiego i takim pozostanie. Samoobronę stworzyły te elity, które tak jej nienawidzą. A nienawidzi się nas za to, że mówimy głośno prawdę. Nienawiść ta prowadzi do obsesji, która objawia się w tzw. seksaferze gdzie stek bzdur stanowi podstawę do wydania wyroku. Obsesja naszych politycznych przeciwników mobilizuje sejm do blokowania wszelkiej drogi dla powrotu Andrzeja Leppera i Samoobrony. Jednakże te mądrale zapędzone w pluciu jadem na nasz ruch, zapomniały, że zmiana ordynacji wcale nie blokuje startu Andrzeja Leppera. Sam jestem w trakcie zbierania podpisów dla naszego kandydata na Prezydenta i mogę powiedzieć, że jest to doświadczenie bardzo ciekawe. O ile część zadufanych w sobie ludzi odmawia nam podpisania listy, o tyle z olbrzymią sympatią spotykam się wśród zwykłych ludzi. Emeryci, renciści, młodzież szkolna, robotnicy, rolnicy nie tylko podpisują, ale również oferują bezinteresowną pomoc. Ci ludzie, chociaż wyzywani od marginesu, rozumieją bardzo dobrze skąd bierze się medialna nienawiść do Samoobrony, dla tych ludzi być może jesteśmy ostatnią szansą na godne życie. Ci ludzie są bowiem we własnym kraju i mają do tego pełne prawo, mam nadzieję jednak, że i salonowcy w końcu się z reflektują i zaczną traktować Samoobronę tak jak normalną partię polityczną. Mam nadzieję, że zaczną z nami normalnie dyskutować, a nie poniżać nas i wyzywać za to, że jesteśmy zwykłymi ludźmi. Drodzy Rodacy! Przepraszamy Was za nasze błędy, które niewątpliwie popełniliśmy, dziękujemy za okazywane nam na ulicach polskich wsi i miast poparcie, prosimy byście razem z nami tworzyli to dzieło, jakim jest Samoobrona RP. Nie przejmujcie się jadem nienawiści i stekiem kłamstw rzucanych pod adresem Waszej partii! Samoobrona Rzeczpospolitej Polskiej była, jest i będzie! Walka o godne życie dla Polaków będzie trwać dopóki nie odniesiemy zwycięstwa! Tomasz Jankowski

Zagrożeń lotów nie było, czyli eksperyment socjotechniczny przy wykorzystaniu chmury wulkanicznej? Daily Mail informuje, że przestrzeń powietrzna Wielkiej Brytanii, była przez kilka dni zamknięta zupełnie bez powodu. Satelitarne zdjęcia ujawniają, że w okresie paniki związanej z chmurą wulkanicznego pyłu, niebo nad Brytanią było czyste, nie stwarzając najmniejszego nawet zagrożenia dla ruchu lotniczego. Ponad 500 tysięcy brytyjskich turystów utknęło z daleka od domu a linie lotnicze poniosły wielomilionowe straty. Teraz okazuje się, że wszczęto fałszywy alarm i niepotrzebnie zamykano przestrzeń powietrzną. Przyznał to już Jim McKenna z Urzędu Lotnictwa Cywilnego: “- To oczywiste, że na początku tego kryzysu nie dysponowaliśmy ostatecznymi danymi”. Teraz zdjęcia satelitarne mogą być wykorzystywane przez linie lotnicze w sądowych bataliach przeciw rządom swych państw, w których stawką będą ogromne odszkodowania za straty poniesione w wyniku 5-dniowego przestoju. Prognozy przesuwania się chmury wulkanicznego pyłu na południe od islandzkiego wulkanu Eyjafjallajokull przygotowała brytyjska służba meteorologiczna – Met Office na podstawie modeli komputerowych, symulujących rozprzestrzenianie się chmury. Nie poparte były one żadnymi realnymi rozpoznaniami. Samolot badawczy BAE 146 jet, stał w tym czasie w hangarze poddawany “niezwykle istotnemu” zabiegowi malowania, który trwał aż do ostatniego dnia obowiązywania zakazu. W świetle tych rewelacji brytyjskiego dziennika, które przecież były i wcześniej dostrzegane i sygnalizowane przez patrzących w niebo prostych ludzi, jeszcze śmieszniej prezentują się ci wszyscy zachodni politycy, którzy jak świętość potraktowali (nie po raz pierwszy już) zalecenia ponadnarodowych gremiów i masowo odwoływali swój przyjazd na uroczystości pogrzebnowe na Wawelu. Na szczęście znalazło się kilku “szaleńców”, którzy udowodnili całemu światu, że przywódca nie oznacza bynajmniej zdalnie sterowanej kukiełki w jakimś pałacyku, ale człowieka zdolnego samodzielnie podejmować trudne decyzje.

Kolejny naukowiec krytykuje decyzję zamknięcia nieba Strach przed chmurą pyłu utworzonego przez wybuch wulkanu na Islandii został przesadnie rozdmuchany – uważą holenderski astronom Rudolf Le Poole z obserwatorium Uniwersytetu w Lejdzie. To kolejny holenderski naukowiec, który krytykuje decyzję zamknięcia nieba nad Holandią. Astronom Rudolf Le Poole uważa, że w ubiegłym tygodniu w piątek nie było zwiększonego ryzyka dla samolotów. “Może to powiedzieć każdy naukowiec badający atmosferę” – powiedział Le Poole. Naukowiec zarzucił ministrowi transportu Holandii, że nie skonsultował decyzji zamknięcia w czwartek wieczór ruchu lotniczego z ekspertami. Jego zdaniem, niebo nad Holandią byłoby wówczas otwarte już w sobotę i nie byłoby miliardowych strat. Wcześniej, decyzję o wstrzymaniu ruchu lotniczego z powodu unoszącego się nad Europą pyłu wulkanicznego ostro skrytykował naukowiec z holenderskiego Instytutu Meteo Consult. Holenderskie lotniska zamknięto w czwartek. Otwarto je wczoraj wieczorem. Polskie Radio za: rr, Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)

Co zeznają ludzie z polskiego BOR Funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu będą ważnymi świadkami prokuratury badającej wypadek pod Smoleńskiem W przyszłym tygodniu Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem, przesłucha funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. Tych, którzy 10 kwietnia mieli na miejscu uroczystości wzmocnić ochronę polskiej delegacji, lecącej Tu-154. Jak dowiedziała się „Rz”, chodzi o kilka osób. Przed godz. 9 czekały na płycie lotniska, więc byli pierwsi na miejscu katastrofy. – Ich zeznania będą niezwykle cenne dla polskiego śledztwa – mówi jeden z prokuratorów. Ci funkcjonariusze BOR pomagali służbom rosyjskim w zabezpieczaniu najważniejszych rzeczy należących do ofiar, przede wszystkim sprzętu elektronicznego, m.in. laptopów i telefonów komórkowych, a także notesów i dokumentów. – Brali też udział w identyfikacji zwłok – dodaje jeden z oficerów Biura. Borowcy pracowali tam ok. 20 godzin. Wyjechali dopiero po opuszczeniu Smoleńska przez premiera Tuska. W Katyniu byli od piątku (przyjechali pociągiem i samochodem). Przygotowywali miejsce uroczystości: sprawdzali okolice, głównie drogi prowadzące z lotniska Siewiernyj. Czy sprawdzali także infrastrukturę lotniska i jej stan? Na forach internetowych pojawiają się zarzuty, że tego nie zrobili, np. nie sprawdzili wieży kontroli lotów i systemów naprowadzania. – To nie należy do naszych kompetencji. Nie mamy ani takiego prawa, ani upoważnień – podkreśla major Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR. – To należy do zadań 36. Pułku Lotnictwa Transportowego. Pułkownik Jerzy Matusik, wiceszef Biura, zapewnia: – Nie mogę mówić o szczegółach tamtego zabezpieczenia, ale zostało ono wykonane w stu procentach. Eksperci, z którymi rozmawiała „Rz”, wskazują, że również w innych krajach służby odpowiadające polskiemu BOR nie zajmują się kontrolą systemów wieży bądź na lotnisku. – Nie znają się na tym i nie należy to do ich zadań. Zarzuty wobec BOR są bezzasadne – ocenia Jerzy Dziewulski, były szef antyterrorystów na warszawskim Okęciu, doradca ds. bezpieczeństwa prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i szef jego osobistej ochrony podczas kampanii w 1995 roku. Dziewulski, który był obecny na Okęciu podczas przylotów wielu głów państw, nie przypomina sobie, by takie służby kontrolowały systemy w wieżach. – Zdarzało się, że przychodzili Amerykanie i chcieli dodatkowo ochraniać wieżę, wskazywali miejsca, gdzie mają być strzelcy wyborowi – mówi „Rz”. Izabela Kacprzak , Piotr Kubiak

Pan Karol pojedna wszystkich Jeszcze nie minęła żałoba narodowa po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, a już razwiedka, na zlecenie strategicznych partnerów poczuwająca się do obowiązku promowania Platformy Obywatelskiej, postanowiła wyhamować wahadło sympatii opinii publicznej, które na skutek katastrofy, towarzyszących jej podejrzeń i trochę zawstydzonego odreagowywania dotychczasowej, czarnej antyprezydenckiej propagandy, zaczęło wychylać się w niepożądaną stronę. Z pomocą przyszedł jej anonimowy dobroczyńca ludzkości, który, zapewne „bez swojej wiedzy i zgody”, objawił inicjatywę pochowania prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żony na Wawelu. Na takie zuchwalstwo zareagowali oburzeniem państwo Wajdowie, cadykowie z „Gazety Wyborczej” i rozmaici „młodzi” obrońcy godności królewskiej nekropolii, którzy na takie interwencje już od pięciu lat „skrzykiwani” są przez oficerów prowadzących SMS-ami. Dźwięk znajomej trąbki wyrwał z otępienia nawet Władysława Bartoszewskiego, ale już następnego dnia ktoś jeszcze starszy i mądrzejszy alarm odwołał. Być może zorientował się, że w obecności Naszej Złotej Pani Anieli i jej strategicznego partnera, prezydenta Dymitra Miedwiediewa, nie tylko nie wypada żadnych hałasów w Krakowie urządzać, ale przede wszystkim – że te hałasy wprowadzają dysonans w procesie pojednania. Wprawdzie chmura wulkanicznego pyłu nad Europą dostarczyła wysoko postawionym europejsom znakomitego alibi do wymigania się od uczestnictwa w sprzecznych z zasadą laickości republiki, religianckich ceremoniach pogrzebowych prezydenta tubylczych Irokezów do tego stopnia, że zapomnieli nawet o istnieniu komunikacji kolejowej i samochodowej, ale aktywiści zostali rozpuszczeni do domów i pogrzeb odbył się już bez zakłóceń. Wśród biskupów towarzyszących prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i jego żonie w ostatniej drodze nie zauważyłem mojego faworyta, co to „bez swojej wiedzy i zgody” został udelektowany zaszczytnym pseudonimem „Filozofa”. Już myślałem, że bawi na jakichś zagranicznych sympozjonach, ale okazało się, że nie, że to tylko ten sam wulkaniczny pył, który również Jego Eminencji Aniołowi kardynałowi Sodano nie pozwolił wsiąść nawet do pociągu. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo nadmiernie liczna obecność żałobników mogłaby doprowadzić do niepożądanych dysonansów. Zresztą i tak nie dało się ich uniknąć. Nie mogąc ocenzurować przemówienia abpa Michalika, wygłoszonego na Placu Piłsudskiego (nawiasem mówiąc, - szkoda, że Jego Ekscelencja tak rzadko pozwala nam na przyjemność słuchania jego wystąpień), cadykowie z „Gazety Wyborczej” ostrymi piórami Jana Turnau i Aleksandry Klich schłostali go, że „dzieli”, „jątrzy” i „agituje”. Tymczasem, skoro już zarządzono żałobę, to ani „jątrzyć”, ani tym bardziej – „agitować” nie wolno. Trzeba robić to, co każe Salon, bo w przeciwnym razie może nie dojść do upragnionego „pojednania polsko-polskiego” z red. Michnikiem. A tu w dodatku padł rozkaz, żeby się „pojednać” z Rosją. Trudno zrozumieć, co w związku z tym konkretnie mamy zrobić. Rosjanie są bardzo miłymi i serdecznymi ludźmi, chyba, że służą swojemu państwu. Wtedy oczywiście bywa różnie. Państwa bowiem – a Rosja nie jest tu żadnym wyjątkiem – mają interesy i jest im przyjemnie, kiedy mogą je zrealizować najtańszym, co najczęściej znaczy – cudzym kosztem. W tym kontekście hasło „pojednania” zaczyna nabierać szalenie dwuznacznego charakteru. Ale co tu rozumieć? Po co rozumieć cokolwiek? Kiedy rozkaz, to rozkaz – i europejsy już poczuły ulgę, że będą mogły pompować się gazem bez żadnych przeszkód, ani niespodzianek. W tej sytuacji wulkaniczna chmura była prawdziwym darem niebios. Zatem – cokolwiek by to nie miało oznaczać, „pojednamy się”, chociaż jeszcze nikt nawet nie zaczął wyjaśniać przyczyn, dla których pilot prezydenckiego samolotu zachowywał się tak, jakby widział pas startowy lotniska gdzie indziej i bliżej. Ale takie dociekania, ćwierkając w duecie z red. Justyną Pochanke, już w poniedziałek 18 kwietnia potępił JE abp Józef Życiński. Widać skądś już wie, że żadnego spisku, nawet ze strony Hamasu, ani Dżihadu nie było. Niczego zatem dociekać nie wolno, bo to zagrozi pojednaniu. „Ufaj” – mawiał swoim wierzycielom feldkurat Otto Katz. Czyżby tu biło źródło tych inspiracji? Ale pojednanie, to jeszcze za mało, bowiem o wszystkim decydują kadry. Wszystko zależy od tego, kto się jedna. Dlatego nawet uduchowiona przedstawiciela Salonu, pani Halina Bortnowska zwróciła uwagę, że żałoba wcale „nie oznacza głosowania na określonego kandydata”. No jasne – żałoba oznacza bowiem konieczność głosowania na kandydata wskazanego. W przeciwnym razie – cały pogrzeb na nic. A który jest wskazany? Z obfitości serca usta mówią, więc wyjaśnił nam to pan Jan Widacki, który ongiś „bez swojej wiedzy i zgody”... no, mniejsza z tym – zauważył, że przed Polską zawisło straszliwe niebezpieczeństwo przejęcia władzy przez Jarosława Kaczyńskiego. I jak tu Polskę przed tym zagrożeniem uchronić? Pan Widacki miał na myśli powierzenie władzy Andrzejowi Olechowskiemu, ale Janusz Szpotański lepiej wszystko przewidział, pisząc: „Ach, w kogóż nieszczęsny ma wpatrzyć się naród, by szukać jasnego idola, w którego umyśle zbawienia tkwi zaród? To jasne, że w Pana Karola!” No dobrze – ale który to właściwie, ten Pan Karol? Kiedy to piszę, jeszcze termin wyborów prezydenckich nie został ogłoszony, a już pojawiają się głosy, by kandydatem PO na prezydenta zrobić jednak pana profesora Jerzego Buzka, który obok pseudonimu „Docent” miał również drugi pseudonim - właśnie „Karol”. Czegóż chcieć więcej? Któż lepiej może patronować nie tylko pojednaniu „polsko-polskiemu” ale i każdemu innemu? SM

Afery PO

0. Czyli od manipulacji wyborami 2007. »Tu. Dalej kolejność przypadkowa.

1. Graś – cieć u Niemca, firma nie istnieje od 20 lat, umowy nie pokazuje. Podejrzewany wcześniej o kontakty z oficerami rozwiązanej WSI, za co sam złożył rezygnacje z funkcji sekretarza stanu. »Tu Żeby się śpieszyli to nie widać »Tu, a miało być szybko i sprawnie (obietnica Tuska) »Tu
2.Likwidacja stoczni polskich – podczas gdy Niemcy dofinansowują swoje upadające »Tu

3.Likwidacja mediów publicznych »Tu

4.Rozbrajanie polskiej armii »Tu, a może jeszcze gorzej »Tu

5.Likwidacja 3 tyś etatów (!) w polskiej policji »Tu

6.Likwidacja 100 placówek sądowych »Tu

7.Afera sprzedaży szpitala im. Babińskiego w Krakowie wpisanego do rejestru zabytków »Tu
7.01 Też o szpitalu Babińskiego, tym razem Wrocław i lody na działce »Tu
7.02A tak PO wałkuje uzdrowiska. Konstancin »Tu

8.Powoływanie na ambasadorów aparatczyków PRL, a może gorzej bo absolwentów Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych »Tu

9.Senator Platformy Obywatelskiej Tomasz Misiak przewodnicząc komisji gospodarki narodowej, która pracowała nad specustawą stoczniową, zgłaszał do niej poprawki. Później – jak napisała “Gazeta Wyborcza” – firma Work Service, której Misiak jest współwłaścicielem, dostała bez przetargu zlecenie przy jej realizacji. »Tu

10.NIK – Kopacz wydała 300 mln na nieprawidłowe dofinansowanie szpitali »Tu

11.Afera przekrętów Karnowskiego w Sopocie »Tu

12.W Sejmie stanęły prace nad tzw. pakietem ustaw Misiaka, które miały zapobiec korupcji i zakazać politykom wszelkiej działalności biznesowej. »Tu

13.Najwyższa Izba Kontroli zarzuca resortowi, że bez potrzeby przekazał 10 milionów złotych klinice kierowanej przez senatora PO. »Tu

14.Uchwalony budżet i jego nowelizacja okazuje się być z kosmosu »Tu Skutki to dno w kasie państwowej. »Tu

15.Internet pod kontrolą – nie tylko serwis opisujący życie miasta, ale i strona WWW. o psach czy kotach będą mogły zostać uznane za publikacje prasowe i podlegać obowiązkowej rejestracji »Tu i »Tu oraz »Tu
15.01Rząd szykuje nam koniec internetowej wolności ! »Tu
15.02Policja będzie śledzić internautów. »Tu To naprawdę koniec wolności w Internecie.

16.Schetyna postanowił pozbyć się resortowego osiedla na warszawskich Kabatach – za bezcen »Tu

17.Afera pożyczkowa Palikota – do Palikota z anonimowych spółek w rajach podatkowych płyną milionowe pożyczki »Tu

18.Afera finansowania kampanii Palikota – po kilkanaście tysięcy wpłacali emeryci i studenci – niektórzy z tych ostatnich teraz się mu wysługują »Tu
18.01Studenci, którzy w 2005 r. sponsorowali jego kampanię, pracują w urzędach kierowanych przez Platformę. »Tu

19.Zniszczenie raportu Pitery o CBA »Tu

20.<- To była (mam nadzieję) głupota, bo jeśli ktoś zrobiłby coś takiego świadomie (np niemiecka firma reklamowa, hmm wtedy odkreślę). Zatem w zamian: Minister Gawłowski (Środowisko) i interesy jego żony »Tu

21.Afera Sulorza i Krzyworzeki z PO w Krakowie- wyprowadzanie pieniędzy z Kraków Business Parku »Tu

22.Wycieczka Tuska do Machu Picchu z całą rodzina za pieniądze podatników »Tu
22.01Tuska niespełnione obietnice o oszczędnościach »Tu

23.Afera Kudryckiej – kontrola na UJ w związku z jedną pracą magisterską. Zapędy totalitarne. Rzecznik Kudryckiej jest doradcą Instytutu Wałęsy. »Tu

24.Afera Atamańczuka – zarzuty posiadania narkotyków, prowadzenia samochodu pod wpływem środków odurzających i próby przekupstwa policjanta »Tu Aktualności »Tu i »Tu

25.Afera Misiaka – Ewa Mandziou – prywatnie narzeczona Misiaka, nie musiała płacić za przelot rządowym samolotem. »Tu

26.Afera kopaczy w piłkę – Donald Tusk, Grzegorz Schetyna i kilku innych posłów PO grali w piłkę, zamiast być w Sejmie i głosować. Premier z kolegami uprawiał sport w czasie, kiedy głosowano nad wetem prezydenta i debatowano o policyjnych emeryturach »Tu

27.Afera Pitery i jej sukces – dorsz za 8.20 zł »Tu

28.Nowy wątek w aferze sopockiej. Według Rz, przestępca z Krakowa po kupieniu atrakcyjnej nieruchomości od miasta Sopot zatrudnił syna szefa tamtejszej Platformy Obywatelskiej. »Tu

29.Afera Czumy – długi w USA i nepotyzm – rzecznikiem resortu przyjaciel córki Czumy »Tu

30.Afera ws. wypowiedzi Gromosława Czempińskiego – oficera SB prowadzącego Olechowskiego – iż brał czynny udział w utworzeniu PO »Tu

31.tajemnicza zmiana w ustawie- szpitale zamienią się w hotele i kluby »Tu

32.Afera Komorowskiego – Komorowski zataił przed prokuraturą informacje o niektórych spotkaniach i ich charakterze z oficerem dawnej WSI w prowokacji służb dot. rozwiązania WSI »Tu

33.Afera KRUS – państwowa kasa zasila liderów PSL »Tu

34.Afera senatora PO Abgarowicza - miał próbować ukryć ponad 700 tys. zł. Według funkcjonariuszy CBA, parlamentarzysta w oświadczeniach majątkowych z lat 2001-2006 wielokrotnie kłamał »Tu
35.Afera Wojnarowskiego-Sawickiej – jest udziałowcem firmy, handlującej szpitalnymi długami »Tu

36.Zwalnianie z więzień przestępców mafii pruszkowskiej – 28 maja 2008 więzienne mury opuściło trzech bossów gangu: Zygmunt R. ps. Bolo, Ryszard Sz. ps. Kajtek oraz Janusz P. ps. Parasol. Poza tym na przełomie ostatnich miesięcy na wolność wyszło 35 innych “pruszkowiaków”, którzy odpowiadają m.in. za napady i handel narkotykami »Tu

37.Głupota? Min Sprawiedliwości – wykreślić z kodeksu karnego przepis, który narzuca sądowi orzekanie najwyższego wymiaru kary za bandytów. »Tu Nie, nieudolność! Na szczęście próba nieudana. Ustawa niezgodna z konstytucją nie przeszła »Tu

38.Afera Fabiszewskiej – zarządza rządowym programem walki z rakiem i prowadzi firmę, która na nim zarabia »Tu

39.Umorzenie śledztwa ws. Kulczyk – Auganow. No cóż. Podobno to Kulczyk (zamieszany w aferę Orlenu) buduje już autostradę – najdroższą w Europie… »Tu

40.Afera spółki J&S – Pawlak skasował jej w grudniu 2007 r. prawie pół miliarda złotych kary, a Jacek Dubois, pełnomocnik prawny Platformy Obywatelskiej, od wielu lat zasiada w radzie nadzorczej J&S Energy »Tu

41.Umorzenie śledztwa ws afery paliwowej »Tu
41.01.Kolejna porażka w pełnym wymiarze (I.2010) »Tu

42.Polscy dyplomaci, powołując się na wytyczne ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, zrywają kontakty z działaczami polonijnymi krytycznymi wobec rządu »Tu
43.Wiceszefem ABW – Zdzisław Skorża – niby kolega Pawlaka z akademika, były oficer SB – w „nocnej zmianie” mówi wyłącznie po rosyjsku! »Tu

44.„Prywatyzacja” PKO BP, Giełdy, LOT, PKP, Poczty Polskiej, złóż naturalnych, …

45.Afera Bondaryka – pobory z Ery 1,5 mln a funkcja szefa służb specjalnych »Tu

46.Afera Marka Bondaryka. brata szefa ABW – przemyt złota z Belgii do Kaliningradu ! »Tu

47.Afera Ćwiąkalskiego – mianował Michalskiego szefem Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie Nowy szef Prokuratury Apelacyjnej w 2002 doprowadził do uwolnienia polonijnego biznesmena podejrzanego o podżeganie do zabójstwa generała Marka Papały »Tu

48.Waltz – finansuje z publicznych pieniędzy najdroższą na świecie oczyszczalnie ścieków w Warszawie »Tu

49.Waltz – ofiarowanie ITI 500 mln publicznych pieniędzy na stadion Legii »Tu
49.01To jedna z przyczyn. Dług wdzięczności. »Tu

50.Czystki w prokuraturze – wracają obrońcy Esbeków »Tu
51.Afera Chlebowskiego – doprowadził swymi rządami w Żarowie do katastrofy finansowej tej gminy »Tu

52.Burmistrz Kraśnika (!) Piotr Czubiński PO podejrzewany o korupcję »Tu

53.Umorzono śledztwo w sprawie defraudacji milionów złotych w słynnym Laboratorium Frakcjonowania Osocza »Tu

54.Uniewinnienie Aleksandry Jakubowskiej, ale również z powodu nie wykrycia sprawców umorzono postępowanie w sprawie tzw. Grupy Trzymającej Władzę »Tu

55.Uwolnienie podejrzanych w aferze w COS »Tu

56.Cofnięcie nakazu zatrzymania Ryszarda Krauze, który po cichu zgłosił się do prokuratury, odmówił złożenia zeznań, z powrotem wrócił zagranicę »Tu

57.Afera Brochwicza – stał się najbardziej wpływową osobą w polskich tajnych służbach. Mimo, że formalnie jest tylko szeregowym członkiem PO, jego ludzie obejmują najważniejsze funkcje w polskich służbach specjalnych. Wpływy Wojciecha Brochwicza, adwokata Janusza Kaczmarka, zaczynają niepokoić nie tylko opozycję. Najpierw audyt w służbach, a potem decyzje personalne – zapowiadał po wygranych wyborach Paweł Graś (PO). Mimo to jeszcze przed audytem nowy rząd przeprowadza w tej sferze radykalne zmiany. Według posłów opozycji, ich głównym autorem jest Wojciech Brochwicz, były wiceszef MSWiA, dziś doradca PO, a wcześniej Andrzeja Barcikowskiego (w czasach rządów SLD szefa ABW) »Tu

58.Afera korupcyjna w ZUS – zatrzymanie prezesa ZUS (forsowanego przez Tuska) Sylwestra R z PO. »Tu

59.Afera boiskowa – tzw. orliki kryte szkodliwą chińską murawą, »Tu przeznaczone w do prywatyzacji. I »Tu

60.Afera stoczniowa – „katar Grada” »Tu
60.01Afera nieuczciwego przetargu w sprawie Stoczni, nieznany nabywca, handlarze bronią »Tu

61.Afera NIK – skok na niezależność Najwyższej Izby Kontroli. (m.in Prywatna firma pośrednio będzie mogła wpływać na proces kontrolny.) »Tu
62.Afera hazardowa Black Jack (Chlebowski i Drzewiecki lobbowali w interesie kolesiów z sieci kasyn gry) »Tu
62.01Zmiany w ustawie które likwidują kontrolę nad hazardem. »Tu
62.02Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów a w 2009 mianowany przez PO prezes ZUS zamieszany w aferę z automatami o niskich wygranych »Tu
62.03Przyjęta ekspresowo tzw. ustawa hazardowa, miała ograniczyć hazard. Biznesmeni z branży kasyn – tacy jak Ryszard „Rysio” Sobiesiak – mogą jednak zacierać ręce, bo na nowych przepisach stracą głównie właściciele restauracji, kawiarni i pubów. »Tu a »Tu krytyka tego działania.
62.04Nowe “lub czasopisma” , tym razem “lub przez Internet” »Tu
62.05Ze stenogramów z podsłuchów CBA wynikało, że biznesmeni od hazardu obawiali się najbardziej dopłat i zależało im na niedopuszczeniu do wideoloterii. Oba postulaty są w projekcie rządowym uwzględnione. Opinia publiczna niewiele jednak może się na ten temat dowiedzieć, bo znaczna część mediów mocno przyhamowała badanie tej afery.
»Tu
62.06Rząd zabraniając nam grania w pokera online a także obstawiania meczów w ten sposób – lobbuje “swoje” sposoby na hazard, czyli głównie pozostawia nam wybór gry w totolotka, albo u naziemnych bukmacherów czy kasyn u których w wyniku ustawy podniesione zostały podatki. »Tu

63.Poddanie się w sprawie Eureko »Tu

64.Poddawanie się w sprawach wytoczonych MON przez żołnierzy WSI bez obrony (dot. Aneksu). Decyzja min.Klicha. »Tu

65.Afera nacisków na prokuratury: Miłoszewski (w sprawie przeciw Ziobrze) odmówił, to prokurator z Łodzi miała powiedzieć, że “teraz ją przeniosą do Gołdapi lub Suwałk”. »Tu

66.Afera w prok.Rzeszowskiej. Odwołano szefową Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie za brak postępów i nie wszczynanie sprawy “łapówkarskiej” przeciwko Kamińskiemu za … wręczenie przez CBA pieniędzy Piotrowi Rybie i Andrzejowi K., którzy za łapówkę obiecywali odrolnienie działki pod Mrągowem. »Tu

67.Afera z 50 krotnym zmniejszeniem podatków od pól golfowych -Drzewiecki dla Wejherta ITI

68.Łukasz Lorentowicz, były asystent posłanki Beaty Sawickiej, twierdzi, że Sawicka, a także Mirosław Drzewiecki, naciskali na niego, by składał korzystne dla Platformy zeznania w sprawie finansowania kampanii prezydenckiej Donalda Tuska w 2005 r. »Tu

69.Afera zw. ze zniknięciem planów inwestycji wokół stadionu. Przeszły w prywatne ręce? (na razie jeszcze cisza)

70.Spółka MGGP żony Grada i kolegi wygrywa rządowe przetargi »Tu i »Tu. Kosztuje to polskich podatników 400mln unijnej kary

71.Afera z przejmowaniem majątku stoczni przez spółki córki. Zakup przez spółkę, po czym regulacja długów wobec niej w pierwszej kolejności. Ustawa stoczniowa. »Tu

72.Afera z bezprawnym oskarżeniem Kamińskiego z naciskami na prokuratorów w tle. »Tu
73.Złamanie prawa przez Tuska przy zwalnianiu Kamińskiego »Tu
73.01A jakie jest nowe CBA? Ano PO-wskie pełną gębą. Niewygodny Piskorski.»Tu

74.Afera Walz-Zubrzycki – Wynajęcie prywatnej firmy ochroniarskiej za pieniądze podatnika do likwidacji KDT. »Tu

75.Obejmowanie Internetu totalną kontrolą. »Tu Przejmowanie NASK przez ABW! »Tu

76.Skandaliczne dofinansowanie OPLA »Tu
77.Awans osoby zamieszanej w sprawę Olewnika na wice-szefa CBA (oczywiście już po odwołaniu Kamińskiego) »Tu
78.Porażka rządu w sporze z J&S. (sprawa Pawlaka, ale czy tylko?) »Tu

79.Likwidacja Instytutu Polskiego w Paryżu »Tu

80.Wykorzystywanie podsłuchów rozmów prywatnych przez wysokich urzędników ABW »Tu

81.MEN – Hall – Czytanie fragmentów, czyli ogłupianie narodu »Tu
81.01Uzgadnianie podręczników historii z Niemcami »Tu i analizy »Tu i »Tu
81.02Z Rosjanami oczywiście też! »Tu
81.03.Za to na wychowanie seksualne pieniądze się znajdą. Wot i edukacja, a kto się sprzeciwi temu proces… »Tu
82.Rozmontowywanie systemu emerytalnego na skutek bieżących potrzeb »Tu i uaktualnienie »Tu

83.Afera z projektem budowy Orlików »Tu

84.Zlikwidowanie polskiej większości w spółce EuRoPol Gaz “Porozumienie z Gazpromem” »Tu i ocena Guzowatego »Tu i »Tu
84.01Uzależnienie na lata od rosyjskiego gazu »Tu
84.02Nieudolność rządu pozwoliły Gazpromowi na obniżki dla innych odbiorców. »Tu

85.“Sukces” w sprawie CO2 »Tu i »Tu

86.Akcja oczerniania przeciwników politycznych. Brudna polityka w Lubinie. »Tu
86.01Podobne akcje w Białogardzie »Tu (Trochę sosu. »Tu)

87.Umorzenie śledztwa w sprawie przeciekowej »Tu i »Tu
87.01CBŚ pracowała dla Kaczmarka. »Tu
87.02Kaczmarek, Kornatowski, Krauze mocniejsi niż prokuratura »Tu

88.Szantaż wyborczy w Białogardzie. Karpiniuk: Wybierzecie kandydata PO będą pieniądze na szpital! Relacja dźwiękowa
89.Afera z brakiem środków w NFZ. 300 ludzi może stracić wzrok »Tu

90.Dyspozycjyjny wobec SB prokurator – prokuratorem krajowym u Czumy. »Tu

91.Wiceminister zdrowia Krzysztof Grzegorek PO, podejrzany o przekupstwo i mataczenie »Tu Poseł znany z wys ”K”okiej kultury »Tu

92.Afera z wykorzystywaniem majątku skarbu państwa przez kolegów PO. Dzierżawa czorsztyńskiego ZEW»Tu
92.01 Sobiesiak i PO. Bliższe kontakty w okolicach Czorsztyna. »Tu
92.02Łup wyborczy ZEW Niedzica. »Tu
92.03Rozwinięcie dotyczące przetargu w Czorsztynie na dzierżawę wyciągu narciarskiego wraz z infrastrukturą zlokalizowanego na Polanie Sosny w Niedzicy »Tu

93.Postać zaproponowanej ustawy hazardowej ma charakter aferalny! Jednymi z głównych beneficjentów tej regulacji będą niedawni negatywni bohaterowie tzw. afery hazardowej. »Tu

94.Szef krakowskiej i członek zarządu Platformy Obywatelskiej oraz starosta krakowski z PO, pracowali w firmie, przez którą wyprowadzono za granicę miliony złotych »Tu

95.Mobbing polityczny w wykonaniu PO. Śmiał się z Platformy stracił pracę. »Tu

96.Firma senatora Tomasza Misiaka zawarła z Pocztą Polską kilkanaście kontraktów na łączną wartość około 12 milionów złotych – podaje Tvp.info. W tym samym czasie Misiak pracował w Senacie nad rozwiązaniami prawnymi dotyczącymi Poczty Polskiej. »Tu

97.Zomowiec z PO szefem KSC »Tu miał zostać a »Tu jest.

98.Afera z konkursami w Ratuszu. Hanna Gronkiewicz-Waltz ustawiała konkursy pod z góry ustalonych kandydatów. »Tu

99.Pieniądze na działalność instytutu, którym kieruje żona ministra, przekazywały spółki skarbu państwa i koncerny działające na rynku zbrojeniowym »Tu Inna afera z żoną Klicha »Tu

100.01Nepotyzm, kolesiostwo i podział Polski między swoich »Tu i »Tu i
100.02»Tu obsadzili agencje wojskowe
100.03Koledzy Nowaka »Tu
100.04KGHM »Tu
100.05Radomski PKS »Tu
100.06Inne spółki na Mazowszu »Tu
100.07Lasy państwowe »Tu
100.08Komorowski zaangażował autorytet marszałka Sejmu w obronę starego znajomego, uwikłanego w podejrzany obrót ziemią. »Tu
100.09Kolejny wygrany przetarg. Tym razem poseł PO Halicki »Tu
100.10Nepotyzm nie obcy PO »Tu
100.11Z nominacji wojewody 12 spółek dla swoich »Tu a szczegóły »Tu
100.12Posady przy rozdzielaniu funduszy unijnych »Tu
100.13Doradcy, ministerstwo, prywatne interesy w MZ»Tu
100.14Kryzys nie dotyczy “naszych” »Tu
100.15Praca dla znajomej szefa NFZ bez kwalifikacji i ze skutkiem w milionach strat dla NFZ na Pomorzu. »Tu wcześniej »Tu i z TVP »Tu oraz »Tu
100.16Tu w nadzorze ochrony środowiska »Tu
100.17Afera w spółce zależnej od Skarbu Państwa. Weronika Marczuk – Pazura. Ktoś ją tam umieścił »Tu
100.18A jednocześnie jakie oszczędności !!! »Tu
100p.19No i oczywiście jest winny! Kto? Prezydent! »Tu)))
100.20W Skarbówce zaufani ministra Andrzeja Parafianowicza »Tu
100.21Wsparcie dla klubu kolegi z PO. Stal Kraśnik, Czubiński PO »Tu
100.22Uprzywilejowana firma (ciągle Kraśnik) »Tu i z lokalnej prasy, Pitera nie zainteresowana? »Tu
100.23Koledzy w Gryfinie wspomogą biednego senatora Olecha »Tu

100.24Nepotyzm w kancelarii premiera. »Tu
100.25Lech Adamczyk, zasiadający z rekomendacji PO w Trybunale Stanu, na początku lat dziewięćdziesiątych był członkiem rady nadzorczej spółki z branży hazardowej Golden Play związanej z Ryszardem Sobiesiakiem.»Tu
100.26Awanse w resorcie Finansów min. Kapicy. Ścieżka specjalna? »Tu]
100.27Rząd się wyżywi. Nagrody i premie (2009) w rządzie, a miało być oszczędnie. »Tu
100.28Tusk gra w piłkę, a dowożą go trzy rządowe limuzyny »Tu
100.29A to już najbardziej znana aferka z posadkami dla tracących pracę w instytucjach finansowych koleżków Tuska. Bielecki »Tu

101.Sekretarz warszawskiej PO z prokuratorskimi zarzutami. »Tu

102.Manipulacja sondażem unijnym na stronie PO Do obejrzenia

103.Nieudacznik z PO po narażeniu Ursynowa na gigantyczne straty dostał posadę w strategicznej firmie »Tu

104.Znowu bez przetargów. Promowanie agencji która obsługiwała kampanię PO »Tu

105.Partyjna propaganda za pieniądze rządu. »Tu

106.Afera z ustawą o SKOKach. Likwidacja niezależności tych instytucji, jedynych banków niezależnych od nomenklatury. »Tu
106.01Irlandzkie banki nie udzielają kredytów. Irlandczycy mówią: Dzięki Bogu za spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe! U nas również rośnie społeczna rola SKOK-ów, ale ustawa koalicji PO-PSL może te pożyteczne instytucje zniszczyć.»Tu

107.Publiczne pieniądze na noclegi syna Grasia »Tu

108.Aferalne orzechy ministra PO Macieja Trzeciaka, fikcyjne meldunki, fikcyjne dzierżawy i jednocześnie z ministerialną wiedzą pewny start w przetargu! »Tu i kupił 206 ha, by zarobić krocie na unijnych dopłatach »Tu

109.Wyciszona sprawa samobójstwa funkcjonariuszki ABW. Wielokrotnie miała być przesłuchiwana przez nowe kierownictwo służb, szukające dowodów na bezprawne działania szefów ABW w czasach rządów PiS »Tu

110.Pozbawienie opieki 80 tys. obłożnie chorych. Oszczędności. Eutanazja? Wyrok! »Tu i źródło

111.Brak polityki energetycznej w szczególności dalsze uzależnianie nas od Rosji »Tu
111.01Prawdopodobne odstąpienie od współpracy z grupą państw bałtyckich przy el. jądrowej na Litwie »Tu warto przypomnieć wizytę Tuska w Paryżu »Tu

112.Afera z komisji “przyjazne państwo”: propozycja ustawy przewidującej więzienie za handel szczypiorkiem. Na szczęście “za” – tylko PO. »Tu

113.Przeciek z polskich urzędów do białoruskiego KGB »Tu Kto odpowiada za dane finansowe w Polsce?

114.Wykorzystywanie służb w celu kompromitacji niewygodnych osób. Zbieranie haków na generała który skrytykował MON a potem odszedł ze służby »Tu

115.Afera w MZ. Doradcą Kopacz, Jan Gołąb opłacany przez koncerny farmaceutyczne. »Tu
115.01Poprzedni doradca też niezły, czy może współpracował nie z tymi co trzeba? »Tu

116.Afery z samobójstwami w MS. Samobójstwo podczas głodówki. »Tu
116.01“Samobójstwa” w sprawie Olewnika. Trzech morderców »Tu i strażnika więziennego (za dużo wiedział?) »Tu
116.02“Samobójstwo” w sprawie Papały. Mazur jest silny. »Tu

117.Afera “Lidia Staroń”. Dwie wersje. I. Posłanka Platformy Obywatelskiej, zarobiła kilkaset tysięcy złotych, korzystając na skonstruowanej przez siebie nowelizacji prawa spółdzielczego. »Tu
118.II. Usiłowała sprzeciwić się lokalnej klice PO i została zniszczona »Tu

119. Norbert Wojnarowski PO, który zgłosił w Sejmie projekt ustawy o ZOZ-ach (ustawa umożliwia wierzycielom przejmowanie szpitali za długi) jest prywatnie udziałowcem firmy handlującej długami szpitali i wspólnie z żoną ma 48% udziałów w firmie Progres. »Tu

120.Ups, to poprzednia kadencja. Pałac Potockich za łapówkę. Sprawa Mirosława B. z PO »Tu Najnowsze wieści. 3 lata więzienia. »Tu

121.Afera Rosoła. Powinien mieć zarzuty, ale awansował. Musi ma plecy (zna Sobiesiaka »Tu. W 2006 zarzucano mu wyprowadzanie pieniędzy z Platformy Obywatelskiej. Potem z rekomendacji Platformy Obywatelskiej dostał miejsce w zarządzie Agencji Rozwoju Mazowsza a w końcu został doradcą ministra Drzewieckiego »Tu

122.Afera posła Sycza, olsztyńska PO, z dotacją 40 mln. przydzieloną przez żonę na wiatę na działce Syczów. »Tu
122&117 Kłótnia w PO »Tu

123.Afera Ludwiczuka. Senator PO nie zamieścił w oświadczeniu majątkowym wszystkich informacji i dzięki temu zarobił 138,4 tys.zł »Tu

124.Waldy Dzikowski (wtedy poseł dziś senator), były wiceprzewodniczący klubu i (były?) wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej z zarzutami korupcji ale schowany za immunitetem »Tu Sprawę umorzono w wyniku nieuchylenia immunitetu i nie było okazji by ją wznowić »Tu

125.Afera geotermiczna. Cofnięcie zgody na dofinansowanie geotermii przez UE (bo o. Rydzyk?) »Tu

126.Afera z dodacjami UE do nauki. Kudrycka odebrała dotacje UE 30 uczelniom by usprawiedliwić odebranie ich WSKSiM (Rydzyka) »Tu

127.Kolejna afera z Ministrem Środowiska. Minister środowiska chciał przeforsować ustawę, która pomogłaby jego fundacji »Tu

128.Stocznia Marynarki Wojennej. Kolejna Afera ARP »Tu

129.Naciski Szefa Komisji Nacisków (Karpiniuka) na prokuraturę »Tu

130.Afera z NFZ. Katastrofa. »Tu

131.Dla koalicjanta jednak, kasa się znajdzie zawsze ! Firma założona przez żonę Marka Sawickiego, ministra rolnictwa z PSL, może otrzymać z funduszy unijnych nawet 4,5 mln zł. »Tu To a propos 125 i 126.

132.Afera z ZUS. Państwo ma kłopoty z pieniędzmi na bieżącą wypłatę emerytur, rent i zasiłków »Tu

133.Radny PO. Kolejny, powiązany z gangsterami, przestępca z tej partii »Tu
134.“Dziwne” umarzanie afer w Szczecińskim Urzędzie Marszałkowskim kierowanym przez PO. »Tu a o szczegółach »Tu i »Tu oraz »Tu
135.
Afera z unijnymi funduszami. Po raz pierwszy dopłacamy do Unii Europejskiej. »Tu

136.Ten punkt będzie się niestety rozwijał. Afera ze świńską grypą. Rząd w przeciwieństwie do większości państw Europejskich i USA nie zakupił szczepionek. Nie przygotował się do epidemii o której wiadomo że wybuchnie było w lipcu! »Tu. Czy to tylko zaniedbanie? Już mamy epidemię, »Tu a dalej nie mamy szczepionek! (stan na 18.XI)
136.01Głupota rządu generuje koszty »Tu
136.02Nie do wiary. Epidemia A/H1N1 a rząd kupi szczepionki na grypę zwykłą! »Tu
136.03Unia wykazuje rządowi oszustwo »Tu
136.04Co robi lobbysta Jakub Gołąb w rządowych ławach podczas debaty o szczepionkach? »Tu
136.05Lawinowy wzrost chorych. 4 XII. Kolejne ofiary śmiertelne »Tu
136.06Nie miał szans. W normalnym kraju mogłoby się szczepić. Byłby w grupie I. »Tu
136.07To poważna pandemia. Szczepionki jak nie ma tak nie ma 7.XII »Tu

137.Aferalne Fundusze Soleckie. Może bardziej pasuje oszukańczy. Państwo pobiera w podatkach więcej niż zwraca w “prezentach”. To normalne. Ale ten fundusz ma pokazać jak PO dba o ludzi. Oczywiście na ich koszt. »Tu i więcej na specjalnej stronie »Tu

138.Prokuratorów ściga się za krytykę przełożonych i “ruszanie” PO »Tu

139.Kraśnik burmistrza Czubińskiego PO. Ma związek z Palikotem »Tu
139.01Sfera usług koleżeńskich »Tu i np »Tu
139.02Komputery, gdzie one są? »Tu
139.03Osowiała prokuratura, nie będzie się spieszyć »Tu

140.Za to posłowie SLD tracili immunitet. Posłanka PO głosowała za Chlebowskiego w sprawie ustawy hazardowej (nomen omen) »Tu Usłyszałem dziś (20.XI) : w Sejmie RP panuje taki burdel że mogła to być pomyłka kancelarii. Tak, ale w Sejmie rządzi Marszałek. Punkt zostawiam.

141.Prezydent Szczecina Krzystek PO, który w związku z aferalnym postępowaniem – wyrok sądowy zmusił go do oddania 170-metrowego mieszkania komunalnego, które w 2000 r. bezprawnie otrzymał, a potem za grosze wykupił na własność – został przez internautów ostro skrytykowany, teraz tych internautów ściga za pomocą prokuratury. Wolność w Internecie zagrożona! »Tu

142.Druga afera hazardowa. Priarowiec PO twórcą nowej ustawy hazardowej. tym razem korzystnej dla Casinos Poland »Tu

143.Utrata kontroli nad złotym. »Tu

144.Tanie państwo?!? To państwo aferalnie rozrzutne! »Tu Urzędniczy raj. Wojaże, samochody, komóry… »Tu

145.Praktyczna likwidacja komisji ds. afery hazardowej »Tu Mimo, że posłowie wrócili to ta próba pozostaje aferą PO, tym bardziej, że praktycznie nie mają szans na przygotowanie się do pracy ze względu na utrudnienia w dostępie do materiałów.

146.Dopisywanie fikcyjnych dusz do partii PO. »Tu

147.Afera z usuwaniem przydrożnych krzyży przez miasto W-wa (Gronkiewicz Walc) »Tu (Może nie dla wszystkich. Dla mnie tak)

148.Czy łamanie obietnicy wyborczej “Obniżymy podatki” Jest aferą? Ukrywanie nowych podatków »Tu
148.01Ale również wprowadza się nowe bez owijania w bawełnę »Tu

149.Abdul Rahman El Assir i jego zyski w Bumarze (60-13=47) to “sukcesy” negocjacyjne Grada »Tu

150.PO (z PSL) w składzie EPP przeciw debacie o krzyżach, jednym słowem za zakazem wieszania krzyży w szkołach (w uproszczeniu).»Tu

151.Niewygodne zgony w Afganistanie. Rodziny same prowadzą śledztwa »Tu i tu

152.Afera lekowa. Rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie listy leków dopuszczonych do sprzedaży w ich placówkach jest pełne wad, które świadczą albo o niekompetencji urzędników, albo zbyt silnych wpływach konkurencyjnego lobby aptekarzy. »Tu

153.Niejasne sprawki przewodniczącego komisji hazardowej. Dzięki podpisowi Sekuły dwóch biznesmenów zrobiło interes życia na podupadającej Hucie Zabrze: kupili ją za 750 tys. złotych, po czym sprzedali należące do niej kamienice, budynki i działki pod budowę stacji benzynowych oraz supermarketu, zarabiając kilkaset razy więcej. »Tu

154.Nieudolna minister musi przegrywać z dyrektorami szpitali. Pierwszy z dyrektorów szpitali psychiatrycznych pozwał ministerstwo do sądu, który zobowiązał je do zwrotu szpitalowi kosztów leczenia nieubezpieczonych pacjentów.»Tu

155.Ustawa likwidująca biblioteki szkolne i pedagogiczne jeszcze nie funkcjonuje. Po minister Hall po ograniczeniu czytania lektur do fragmentów Minister Kultury likwiduje praktycznie dostęp do książki dla młodych »Tu Apelują ludzie kultury »Tu
Polacy mają być sługami w europie, wiedza im nie potrzebna. Ważniejszy budżet »Tu

156.Pieniądze stowarzyszenia nadają się do ratowania własnej spółki. Tak uważa prominentny europoseł z PO Krzysztof Lisek »Tu Krzysztof Lisek to prominentny polityk PO i jeden z bliskich współpracowników premiera Donalda Tuska. Jest on członkiem Rady Krajowej oraz wiceprzewodniczącym Regionu Pomorskiego Platformy Obywatelskiej. Pierwszy polski europoseł pozbawiany immunitetu, czy może drugi po pośle samoobrony.

157.Przy okazji ustawy hazardowej nie tylko Internet ale i komórki w nasłuchu!. Rząd forsuje projekt blokowania stron internetowych. Chce większych uprawnień policji w sieci. I ma zakusy, by śledzić, gdzie dokładnie każdy z nas i kiedy rozmawia przez komórkę »Tu

158.Praktyczna likwidacja punktów aptecznych. “Dbałość” o biednych w wykonaniu min. Kopacz. Chcecie się leczyć to do dużych aptek dojedźcie! »Tu

159.Paweł Gzyl PO (przyjaciel Nitrasa) – i jego zaniżona deklaracja majątkowa »Tu

160.Afera Nitrasa. W sprawie firmy E-PLUS należącej do żony posła Nitrasa, doniesienie złożył były poseł PO Zaremba. W doniesieniu napisał o “niejasnych związkach, które mają miejsce na styku biznesu prywatnego i wielkich zamówień infrastrukturalnych, które są finansowane ze środków publicznych”. Pytał o to, kto czerpie korzyści z pośrednictwa i dostaw żwiru dla kluczowych inwestycji w Zachodniopomorskim, o rolę firm związanych z bliższą i dalszą rodziną posła. »Tu

161.Afera boiskowa. Król Orlików – Konrad Sobecki (51 zleceń na budowę) – podejrzany o łapówkarstwo. Odbiorcą oczywiście osoby rozstrzygające przetargi. »Tu

162.Odgórnie sterowana demokracja wewnątrzpartyjna. Jest tylko jedno PO. To właściwie reprezentowane. »Tu

163.Platforma by zatrudnić swoich, zwalnia fachowców. Tym razem czyszczenie Poczty Polskiej »Tu

164.Afera w ministerstwie finansów. Minister stwierdza że rafineria nie musiała płacić podatków. Zyskują na tym dawni prezesi rafinerii zamieszani w aferę paliwową którzy mogliby odpowiadać za uszczuplenie przychodów Skarbu Państwa. »Tu

165.Narodowy Fundusz Zdrowia zakazał leczenia chemioterapia niestandardową tym szpitalom, w których nie pracują wojewódzcy konsultanci ds. onkologii. Przerwa w tym leczeniu, oznacza tylko jedno, progresję a wypadku progresji odmowę NFZ na kontynuację leczenia. Więc los tych chorych jest przesądzony – profesor Cezary Szczylik. Innymi słowy ktoś (Kopacz i Tusk za nadzór) powinien odpowiadać za usiłowanie morderstwa. »Tu
165.01Uzupełnienie. Mamy do czynienia z serią podjętych (nadal podejmowanych?) po kryjomu decyzji oszczędnościowych, a gdy którakolwiek z nich wychodzi na jaw (niestandardowa chemioterapia, dializy, mammografia, stomatologia), to najpierw próbuje się nam wmówić, że nie rozumiemy tego, co czytamy w zarządzeniach NFZ, a potem cofa się owe zarządzenia i przywraca dawne procedury, czyli – w istocie – wycofuje z zamierzonych wcześniej oszczędności. »Tu więcej w mediach elektronicznych.

166.Dyskryminacja prywatnej służby zdrowia. (PO to partia liberalna – żart) . Tylko czemu wielu pacjentów musi stać w kilkumiesięcznych kolejkach, a w prywatnych szpitalach, dobrze wyposażonych, drogie maszyny stoją niewykorzystane. »Tu

167.Wyciągi Sobiesiaka w Zieleńcu. Pomogli : Schetyna i wdzięczność Mariana Pigana (dyr. Lasów Państwowych dzięki PO). »Tu i »Tu

168.Sprawa Piesiewicza. Służby, służby, służby. »Tu

169.Szykuje się kolejna afera hazardowa. Tym razem hazardowa ustawa może nas kosztować grube miliony. »Tu

170.PO szantażem (jednym? nie!) wobec radnych zdobywa urząd burmistrza w Miliczu »Tu
171.Dobre stosunki z Rosją. Bardzo dobre. Polska umorzy rosyjskiemu Gazpromowi 1,2 miliarda złotych. »Tu

172. Brat ministra, Dariusz Drzewiecki, mógł załatwić wszystko. Stadiony, autostrady … »Tu

173.Bomba emerytalna zaczyna tykać, ale ekipa Tuska nie będzie musiała się z nią zmagać. Dlatego beztrosko proponuje przesunięcie środków z OFE do ZUS, by zarobić przed nadchodzącymi wyborami w sondażach hasłami rychłego wprowadzenia euro. »Tu

174.Przestępstwo drogowe posła Palikota (ucieczka z miejsca kolizji). Winien uderzający w inne samochód (przynajmniej wg. mediów). »Tu (Niesforny samochód wśród innych pojazdów), »Tu (to samo tylko winne “auto”), i »Tu – prawie bójka “aut”.

175.
Totalna inwigilacja obywateli przez państwo PO. Wielka baza danych łamiąca porządek prawny RP. „Zgodnie z przepisem art. 51 ust. 2 Konstytucji RP władze publiczne nie mogą pozyskiwać, gromadzić i udostępniać innych informacji o obywatelach niż niezbędne w demokratycznym państwie prawnym” – pisał rzecznik do ówczesnego szefa MSWiA Grzegorza Schetyny.»Tu Patrz też punkty 178,182,183.

176.Minister w rządzie PO, kierując się prywatą opóźnił o miesiące Szwedzką inwestycję zwiększającą zatrudnienie na Podlasiu. »Tu

177.Doktor G. autorytet PO i podstawa ataków na ministra z PIS, operował, pacjent zmarł. Zapłaci szpital czyli podatnicy. »Tu

178.Cenzura w Internecie. Rząd chce byśmy osiągnęli status Chin. Ustawa jest już gotowa. Internauci walczą. »Tu Nawet unia już odpuściła, a prezydent Niemiec podobną ustawę zawetował. Więcej na stronie stopcenzurze.wikidot.com Patrz też punkty 175,182,183.
179.PO utrudniło życie przyszłym matkom. Zmiany w prawie (rozporządzenie MZ) pozbawiają wiele nieświadomych matek becikowego. Nie wszystkie matki wiedzą że są w ciąży do 10 tygodnia! Nie dość tego, tu prawo działa wstecz! Platforma nieudaczników. »Tu

180.Zemsta PO na funkcjonariuszach CBA »Tu i »Tu

181.Stracili pracę bo wykryli nieprawidłowości w Ministerstwie Sprawiedliwości – Ćwiąkalski »Tu

182.Podczas, gdy wszyscy byli skupieni na świętowaniu Nowego Roku rząd nie próżnował. Ministerstwo Infrastruktury bez większego rozgłosu w mediach wprowadziło rozporządzenie dzięki, któremu każdy z obywateli Państwa jest inwigilowany. »Tu Patrz też punkty 175,178,183

183.“Intelligent information system supporting observation, searching and detection for security of citizens in urban environment”
Celem projektu jest automatyczne wykrywanie zagrożeń. Osoby, które widziały film “Raport mniejszości” mogą kojarzyć sceny, w których system komputerowy znajduje osoby podejrzane o chęć popełnienia przestępstwa i wysyła do nich funkcjonariuszy odpowiednich służb. INDECT w założeniach ma rozpoznawać twarze, wykrywać nienaturalne zachowania (nie wiadomo jeszcze jakie), analizować dane z kamer, mikrofonów, a nawet zdjęć lotniczych i satelitarnych. Ponadto INDECT w założeniach ma także śledzić Internet czyli fora dyskusyjne, serwery plików jak i indywidualne systemy komputerowe. Najbardziej przerażające (poza samą wizją pomysłu na taki system) jest to, iż nikt jeszcze nie potrafi sprecyzować, które zachowania będą podejrzane, a które nie. Natomiast pilotażowe wdrożenia planowane są już za 2 lata podczas Euro 2012. »Tu Patrz też punkty 175,178,182 oraz ich podsumowanie wykonane przez Artura Zarzyckiego na stronie krosnooodrz.pl
184.Hojni dla swoich wbrew prawu? Kancelaria Sejmu wypłaciła Chlebowskiemu dwie pensje (25 tys.zł) mimo iż usprawiedliwienie za czas nieobecności napisał sobie sam. »Tu

185.Szefowa Terminalu Promowego Świnoujście płaciła za nigdy niezrealizowane usługi. Wśród kontrahentów są osoby związane z Platformą i PSL. Jego (Terminalu Promowego) bezpośrednim właścicielem jest spółka Polskie Terminale, którą kieruje Bartłomiej Pachis, szef polickiej PO. Z kolei Polskie Terminale należą do Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście (prezesem jest działacz PO Jarosław Siergiej), w którym skarb państwa ma 86 proc. udziałów. »Tu

186.Buzek więcej niż Polak. Europejczyk. Szwedzi za pieniądze europejskich podatników wyprodukowali film z polskimi “kłusownikami” na Bałtyku w roli głównej “For Cod’s Sake!”, czyli “Dla dobra dorsza” – to tytuł filmu wyemitowanego w brukselskiej siedzibie Parlamentu Europejskiego. Niczego nieświadomy widz, zwłaszcza z Polski, zwabiony chęcią poznania zwyczajów tej bałtyckiej ryby, w trakcie seansu przeżyje jednak prawdziwy szok. Otóż bohaterami filmiku, i to negatywnymi, są… polscy rybacy ukazani jako prymitywni kłusownicy. Produkcję zrealizowano za pieniądze podatników, również polskich. Odpowiedź Buzka to skandal i afera »Tu

187.Upokarzający Polaków pomnik wdzięczności dla sowietów w Legnicy zostaje na swoim miejscu dzięki wojewodzie z PO. »Tu i więcej o sprawie »Tu
188.Dalszy ciąg antypolskich działań Ministerstwa Oświaty (min.Hall i Krystyna Szumilas). Likwidacja olimpiad przedmiotowych. »Tu ale cały temat na stronie KGOF. List otwarty o którym mowa na stronie GW zaczyna się od słów: Oskarżam panią minister Edukacji Narodowej, Katarzynę Hall oraz wiceminister Krystynę Szumilas o niszczenie z premedytacją olimpiad przedmiotowych, o lekceważenie tysięcy najzdolniejszych uczniów, o jawną pogardę okazywaną nauczycielom i pracownikom uczelni wyższych, którym chce się pracować po godzinach pracy i którzy wspierają uczniów.[...] Prof. zw. dr hab. Wiesław Fałtynowicz

189.Nowe przepisy liberalnej? Nie! Socjalistycznej PO. Prawo jazdy z ograniczonym terminem ważności i kontrole. »Tu
190.Eureko wywozi miliardy a pracownicy PZU idą na bruk. Wszystko na skutek poddania się w sprawie sporu przez rząd PO.»Tu
191.Samobójcza śmierć Dyrektora Generalnego Kancelarii Premiera Pana Grzegorza Michniewicza (śmierć nastąpiła 23.12.2009 roku). »Tu. DRAMATYCZNE ALE I OCZYWISTE PYTANIA!* Czy ta śmierć miała związek z aferą hazardową. Jeśli w mediach cisza i nikt nie chce się tym zająć to … ? »Tu Punkt ten usunę jeśli znajdę przesłanki, że śmierć ta nie jest związana z rządem i działaniami politycznymi PO.

192.Na naszych oczach, przy biernej postawie polityków, mediów, służb specjalnych, dzieje się ostatni akt utraty suwerenności naszego kraju. Afera hazardowa „warta” być może 0,5 mld PLN skutecznie przesłania megaaferę, w której Polska straciła jakieś 1500 mld PLN. Megaafera nie zostaje zauważona, być może dlatego, że ma rozmiar niewiarygodny, choć tak łatwo sprawdzalny. W czasie, kiedy kolejne rządy szukają dywersyfikujących rozwiązań dostawy paliw, po cichu rozdawane są polskie zasoby ropy i gazu obcym firmom. Oficjalna wersja Głównego Geologa Kraju jest taka: „Przekazujemy zasoby w celu ich rozpoznania, nie posiadamy środków na ten cel i nowoczesnych technologii”. »Tu lub »Tu (ten drugi link nie działał)

193.Od ponad roku ubiegający się o wcześniejszą emeryturę z KRUS nie mogą doliczyć do stażu ubezpieczeniowego lat opłacania składek do ZUS. Pomimo mojego krytycznego stosunku do obu instytucji, ten przepis to jawne łamanie konstytucji. »Tu

194.Niebezpieczna bezczynność w sprawach niemieckich orzeczeń. Dotyczy gazoportu i Nord-Streamu. Niemiecki Federalny Urząd Żeglugi i Hydrografii (BSH) wydał zezwolenie na położenie gazociągu, natomiast zakwestionował budowę polskiego Gazoportu. »Tu

195.Rząd promuje rozpad rodzin i odbieranie dzieci. Tak źle nie było nawet za komuny! »Tu
195.01.Na to się zapowiadało albowiem: Sidorowicz, Piechota z PO już wcześniej działali “na rzecz rodziny i dobra dzieci”. “W zyciu tak już jest, że nie raz planujemy różne rzeczy, a potem natrafiamy na trudności. Dzieciom to nie zaszkodzi (zabranie z domu) nauczy je odporności na podobne problemy w przyszłości” »Tu i więcej o sprawie »Tu

196.Nowe CBA jest wyjątkowo uprzejme dla swoich. CBA ostrzegło Rosoła, że złoży mu wizytę »Tu
197.Szczeciński Radny Leszek N. z PO łapówkarzem bandytów.»Tu Ten przynajmniej posiedzi.

198.Ludzie ustawy piszą a PO je uchwala. Komisja Przyjazne Państwo Janusza Palikota w błyskawicznym tempie i bez żadnej dyskusji przyjęła projekt nowelizacji ustawy o odpadach medycznych. Napisał ją przedsiębiorca Arkadiusz Tułecki, właściciel firmy, która może na zmianie ustawy dużo zarobić. »Tu
199.Pełnomocnik prawny Platformy Obywatelskiej, Jacek Dubois, od lat zasiada w radzie nadzorczej J&S Energy (to właśnie tej spółce wicepremier Waldemar Pawlak skasował prawie pół miliarda złotych kary). Mecenas Dubois został też `obrońcą społecznym’ byłej posłanki Platformy Obywatelskiej oskarżonej o korupcję, Beaty Sawickiej; nie dość, że za jej obronę nie wziął grosza, to na dodatek pożyczył Sawickiej 300 tysięcy zł na kaucję. Kilka miesięcy później kancelaria mecenasa Dubois dostała od rządu Platformy Obywatelskiej, w trybie bez przetargowym, kontrakt wart 600 tysięcy na obsługę prawną budowy stadionu narodowego.»Tu

200.Dlaczego umorzono aferę paliwową (pkt.41) Może nazwiska Schetyna lub Grad wyjaśnią Państwu sprawę. »Tu usprawiedliwia Gazeta, ale bardziej wiarygodny będzie fragment dot. zeznań do znalezienia np. »Tu . No i w końcu naiwność Dorna »Tu

201.MEN manipuluje za nasze pieniądze opinią publiczną! »Tu Trzy sprawy w jednym artykule podsumowującym.
202.Gigantyczny przekręt na ok. 110 mln. dla “swoich mediów” czyli kasa dla TV4 Solorza za promowanie matematyki . Szczegóły »Tu i »tu

203.Grom sprowadzony do zera. Dobrze już tylko, grają w piłkę z Tuskiem. »Tu

204.Jak lekko można kłamać by dopiec Prezydentowi Kaczyńskiemu. W sprawie Sikorski – NATO, Sikorski i Tusk »Tu wideo

205.Rząd płacił Gazecie Wyborczej za artykuły. Minister Środowiska Maciej Nowicki »Tu

206.Sikorski – Minister Spraw własnych. Przedkłada wyborcze show nad ważne spotkanie ministrów spraw zagranicznych »Tu i uzupełnienie »tu
206.01A tu mamy już skutki takich działań (olewania spraw polskich). Szykuje się porażka Polski w UE, straciliśmy “strefę wpływu” »Tu

207.Bezczynność rządu PO powoduje zagrożenie dla emerytów. »Tu
208.Rosół, “podejrzany” pisał pytania do Kamińskiego dla członków komisji hazardowej z PO!? Chyba przesadzili. »tu

209.Senator PO, wcześniej hojny samorządowiec we Wrocławiu. Lokal za 320 zł? »Tu i »tu

210.PARP. Oszuści w państwowej agencji. Nie zmienia się reguł w trakcie gry. »Tu

211.Paranoja. Komunikat Komisji Nadzoru Finansowego z dnia 9 marca 2010 r.: “O emeryturę trzeba zadbać samemu – ile odłożymy, tyle będziemy mieli „na starość”.”Prosi się : “Odwalcie się w takim razie od moich zarobków, dajcie mi decydować” oraz “gdzie są moje składki za ostatnie 30 lat?“.»Tu
212.Na szybki Internet UE przekazała nam setki milionów. Wykorzystano (PO) kilka. Reszta przepadnie. Dlaczego? »Tu
213.Nominacje przed nominacją. Pośpiech min. Kwiatkowskiego w zw. z nominacją Seremeta. »Tu

214.Transport niemieckich win. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz (PO) wydał 1 mln zł. na upamiętnienie niemieckich transportów niemieckich dzieci pochodzenia żydowskiego do Anglii, łamiąc prawo bo bez opinii Rady Ochrony Pamięci. Jednocześnie brakuje w Gdańsku pieniędzy na tablice w innych językach na pomnikach upamiętniających ofiary polskie.»Tu audio

215.Mamy zieloną wyspę (przyrost PKB)? Co z tego jeśli za rządów PO, coraz większe miliardy wyciekają poza granice Polski? »Tu a poszerzona analiza »tu
216.Nowe kłamstwo Tuska w starej sprawie. Tusk i Boni złożyli obietnice że nie będzie blokowania stron internetowych. A jednak będzie! »Tu
217.Komorowski chciał inwigilować posłów. Za sprzeciw wobec takich działań szefowa kancelarii sejmu straciła pracę. »Tu

218.
Agenci CBA zatrzymali w poniedziałek kierownika szprotawskiego biura Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa Mirosława K., jednocześnie szefa PO w powiecie żagańskim. Jak się dowiedzieliśmy wczoraj, chodzi o łapówki.»Tu
218a.Wniosek o tymczasowy areszt dla Mirosława K. – zatrzymanego przez CBA szefa PO w powiecie żagańskim – Szprotawa.
Podejrzani w sprawie ponadto: wiceprzewodnicząca PO w powiecie żagańskim – Jadwiga Z. oraz jej krewni – syna i synową.
Łapówkarstwo »Tu

219.Około 10 tysięcy złotych miesięcznie bocheńskie starostwo płaciło agencji reklamowej “Wenecja” za poprawianie wizerunku urzędu. W sumie w ciągu kilku miesięcy za tego typu usługi agencja skasowała ponad 50 tysięcy złotych. Oby się lepiej żyło wszystkim z PO. “Wenecja”, której prezesem jest żona Andrzeja Wyrobca, obecnego skarbnika Platformy Obywatelskiej (z tym ugrupowaniem związany jest starosta Jacek Pająk), »Tu
220.Druga afera piłkarska w rządzie i parlamencie. (Patrz afera 26, też w sprawie emerytów) Zamiast głosować w piłkę grali m.in. Premier i Przewodniczący klubu PO (Tusk – Schetyna) »Tu W głosowaniu nad ustawą o dodatku dla najbiedniejszych emerytów i rencistów PO i PSL górą. Dodatku nie będzie. »Tu

221.Czym skorupka… . Demokratyczne młodzieżówki PO po raz kolejny udowadniają że nie tylko nie rozumieją zasad demokracji ale i że z demokracją nie mają wiele wspólnego. Po kolejnym tego typu incydencie, obok przejmowania przez młodzieżówki PO Internetu, nasuwa się mimowolnie myśl – oszuści – którzy są w stanie posunąć się do manipulacji opinią publiczną. Okazuje się iż organizując zbieranie podpisów pod protestem przeciwko przyznaniu prezydentowi Kaczyńskiemu honorowego obywatelstwa miasta Krakowa, uznano iż nie ma obowiązku informowania podpisujących protest iż jego organizatorami są młodzieżówki PO.»Tu

222.Poddanie się w sprawach pozycji Polski w dyplomacji Europejskiej. Oto opinia proeuropejczyków. »Tu

223.Sytemowe ustawianie swoich, pośredniak PO. Członkowie partii rządzącej krajem, województwem i jego stolicą są na bieżąco z ofertami pracy w lokalnej administracji. Ogłoszenia w tej sprawie rozsyła im biuro zarządu ugrupowania »Tu
224.Rząd ulega koncernom farmaceutycznym? Sklepy zielarskie czeka likwidacja po tym jak rząd wydał “właściwe” rozporządzenie. »Tu

225.Obietnice Tuska. O “ograniczaniu administracji” pamięta chyba każdy. Niestety. Jest wręcz przeciwnie < a href="http://finanse.wp.pl/kat,58434,title,Juz-wiadomo-ile-wydajemy-na-urzednikow-kwota-jest-ogromna,wid,12158143,wiadomosc.html">»Tu
226.Polskie władze oddały prawa do wydobycia gazu łupkowego amerykańskim koncernom i to znacznie poniżej cen obowiązujących na świecie. Tymczasem rosyjski Gazprom z ogromnymi obawami przygląda się planom eksploatacji tych złóż nad Wisłą.Już sam fakt, że licencje na wydobycie gazu łupkowego polski rząd odstąpił zagranicznym firmom, zakrawa na kuriozum w skali światowej. »Tu
226.01.Trafne podsumowanie. Jak informuje niemieckojęzyczny dziennik “Polskaweb”, przy świeżych jeszcze grobach rząd Platformy Obywatelskiej zawiera bardzo kontrowersyjną transakcję dostaw i transferu gazu do roku 2037 względnie 2045. Transakcja ma wartość ok. 100 miliardów dolarów (288 mld PLN). »Tu
227.W 2006 r. polski rząd szacował potrzeby polskich firm na dużo więcej i chciał pomiędzy nie rozdzielić 284,6 mln ton CO2 rocznie. Gdy w 2007 r. KE się na to nie zgodziła, skierował sprawę do sądu UE w Luksemburgu i wygrał. Tymczasem rząd PO rezygnuje z tego zwycięstwa i zgadza się na mniejsze limity (208,5). »Tu Stało się i rząd PO się cieszy »Tu »List gen. Petelickiego do premiera Tuska. List gen. Petelickiego odkrywa kilka afer związanych z Ministrem Klichem: Ponad rok temu w obecności byłego wiceprezesa Narodowego Banku Polskiego, profesora Krzysztofa Rybińskiego, przekazałem ministrowi Michałowi Boniemu notatkę na temat karygodnych zaniedbań w Ministerstwie Obrony Narodowej. Zdecydowałem się na to, gdyż Bogdan Klich wysłuchiwał moich rad popartych ekspertyzami specjalistów polskich i amerykańskich, a następnie postępował wbrew logice! Potwierdzenie w »Tym artykule.

228.2009 – wodował uroczyście kadłub Korwety Gawron (który kosztował ponad miliard sto milionów złotych), komunikując zdumionym uczestnikom uroczystości, że na tym kończy się program budowy tak potrzebnego Marynarce Wojennej okrętu, gdyż nie ma środków na jego dokończenie.
229.W ubiegłym roku Bogdan Klich mówił, że robi coś, co nikomu dotąd się nie udało – leasinguje od LOT-u nowoczesne samoloty dla VIP, w miejsce awaryjnego sprzętu z poprzedniej epoki. Teraz twierdzi, że to się nie udało, bo przeszkadzali posłowie.
Gdy Bogdan Klich leciał dwukrotnie do Afganistanu, w niepotrzebną PR-owską podróż, wyleasingował dla siebie Boeinga Rumuńskich Linii Lotniczych za 150 tys. zł. Dodać należy, że za boeingiem leciał wojskowy samolot CASA, który dla Ministra Klicha była za mało wygodny.

230.Przekonywałem (Klicha przyp.MarkD), że nowoczesne samoloty pasażerskie są niezbędne nie tylko do przewozu VIP, ale dla ratowania Obywateli Polskich, gdy znajdą się na zagrożonych terenach. Teraz Minister Obrony twierdzi, że nie było pieniędzy na te samoloty, a jednocześnie wydawał dużo więcej na sprzęt, który okazał się nieprzydatny, że wspomnę tylko bezzałogowe Orbitery za 110 mln USD.

231.W maju 2009 roku Sejm RP powołał podkomisję do zbadania zaniedbań w Lotnictwie Wojskowym RP. Jej ekspert, znakomity pilot Major Arkadiusz Szczęsny napisał: „ Świadome narażanie przez MON naszych Żołnierzy na niebezpieczeństwo utraty życia jest niedopuszczalnym łamaniem prawa”! Gdy Major Szczęsny poprosił podkomisję o przekazanie sprawy Prokuraturze, został odwołany z funkcji eksperta. Kilka innych wniosków nasuwa się w związku z tym listem. Polecam lekturę : »List gen. Petelickiego do premiera Tuska

232.Pijani ludzie Komorowskiego nad grobem Anny Walentynowicz. »Tu A zdjęcie »Tu

233.Rząd chce oddać za bezcen akcje PZU. To giga przekręt! Zyskają “akcjonariusze” którzy zapewne na pierwszej sesji po zakupie zyskają 130% »Tu

234.Z polecenia Komorowskiego, ABW w dzień katastrofy weszła bez zgody rodzin do domów i pokoi poległych w katastrofie m.in. Szczygły, Wassermanna, Kurtyki. Mieli pobrać DNA (skąd wiedzieli że będzie potrzeba?) ze szczoteczek, pobrali laptopy, dokumenty…? »Tu Zastanawiałem się czy tragedia pod Smoleńskiem – różne zw. z nią aspekty choroby polskiego państwa – powinny być tematem tego zbioru. Po tym co niżej uznałem że tak. Niech wstępem do punktu 235 będzie post kataryny »Tu

235. Polska petentem Rosji. Skandaliczne zachowanie min. Klicha. Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich mówi o “zmuszaniu go do współpracy z prokuratorami”, “braku jakiekolwiek pomocy ze strony rządu” i “chaosie panującym w Rosji” »Tu
236. PO angażuje swą młodzież do poprawiania swego image – “komentarze życzliwe PO”. Mózgiem akcji jest Dariusz Słodkowski, który dostał poruczenie od samego Grzecha S. Jak się zupa wylała GS idzie w zaparte – on? nigdy! Przytoczone na »Tu za »tym portalem

Żądza władzy ich upodliła - rozmowa z prof. Zdzisławem Krasnodębskim Trzeba w końcu zacząć budować państwo. Mam nadzieję, że ludzie zrozumieli wreszcie, jak ważna jest funkcja prezydenta. Nie sądzę, by ktokolwiek odważył się teraz publicznie powiedzieć, że to tylko „żyrandol i zaszczyty” – z prof. Zdzisławem Krasnodębskim, socjologiem i filozofem społecznym, rozmawia Rafał Kotomski Kilka dni po tragedii smoleńskiej wykrzyczał pan niejako swój ból, zwracając się słowami „gardzę wami” do tych wszystkich, którzy obrażali i poniżali Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Oczywiście pojawiły się od razu zarzuty, że to koniec żałoby, polityczna wojna itd. Tymczasem perspektywa, z której pisał pan swój tekst, była zupełnie inna, prawda? To była perspektywa człowieka, który znał Prezydenta i wiele osób lecących tym samolotem. Napisałem te słowa również z pozycji kogoś, kto był uważnym obserwatorem tego, co się działo. Uważam, że w Polsce następował proces niespotykany w żadnym cywilizowanym kraju. A moim obowiązkiem wobec Prezydenta było powiedzenie tego głośno i publicznie. Nie chciałem czekać miesiąc czy dwa, aż zmieni się nastrój. Zupełnie świadomie usiłowałem opisać na żywo moje odczucia. Nie odnosiłem się zresztą wyłącznie do polityków, ale także dziennikarzy i części obywateli. Racje polityczne mogą być wyrażane nawet w ostry sposób, który ujawnia oczywiste podziały. Ale tu nie mieliśmy do czynienia z polityką, lecz z tzw. postpolityką, a tak naprawdę politycznym chuligaństwem.

Polityk nie mógłby chyba pozwolić sobie na szczere i mocne słowa pogardy wobec tych, którzy ją uprawiali. Pewnie tak, bo myśli o koalicjach i kompromisach. Nie wspominając już o tym, że wielu polityków dało się wciągnąć w tzw. kicz pojednania. Ale ja na szczęście nie jestem politykiem.

Wciąż zastanawiam się, jak mogło do tego wszystkiego dojść? Jak mogliśmy dopuścić do takiego traktowania Prezydenta? Potężnym siłom społecznym było to na rękę. Zaczęło się od mediów, które w Polsce są bardzo uwikłane politycznie.

W dodatku te najbardziej uwikłane politycznie uchodzą za niezależne i apolityczne… No właśnie, a stoi za nimi nie tylko polityka partyjna, ale również potężne interesy. Na obrażanie Prezydenta istniało przyzwolenie. Sytuacja była niesłychanie dziwna. Mamy premiera rządu, który wcześniej przegrał wybory prezydenckie, mimo że był faworytem. Swoją porażkę przyjął niezwykle ambicjonalnie, a po wygranych w 2007 r. wyborach parlamentarnych nawet czołowi politycy PO mówili, że nic się nie będzie działo, a wszystko zostanie podporządkowane zdobyciu prezydentury. Pan premier pełnił swoją funkcję w sposób połowiczny, tylko tam, gdzie musiał. Potem w nagłym zwrocie wycofał się z ubiegania o prezydenturę. Ale nie odłożył na bok narzędzia politycznego, którego używano. Myślę o Palikocie i wszystkim, co on symbolizuje. Do tego doszła cała popkultura i wyjałowienie życia intelektualnego i duchowego. Pseudoeuropeizacja polegająca na epatowaniu kulturowymi odpadami. Wreszcie kolejna potężna siła to tzw. autorytety – np. znani aktorzy czy reżyserzy, którzy albo milczeli, albo dokładali swoje.

Nakręciła się cała machina z udziałem polityków, dziennikarzy, aktorów. Było w dobrym tonie i trendy wyśmiewać się z Lecha Kaczyńskiego. I dowodzić, jak bardzo jest „obciachowy” razem ze swoim bratem Jarosławem. Działo się to zupełnie bez świadomości, jak bardzo uderza to w wielu Polaków i ich rani. Warto uzmysłowić sobie, że w tym procesie ważny udział miały potężne interesy zagraniczne. W Polsce to jest często lekceważone i niezauważane. A moim zdaniem kształtuje coraz bardziej polską rzeczywistość.

Sądzi pan, że więcej w tym premedytacji i agentury czy nieświadomego działania? I jedno, i drugie. Kształtuje się pewien obraz, a w przypadku polityków niewygodnych przyczernia się go. Tu zachodzi sprzężenie zwrotne. Dziennikarze zagraniczni, którzy nie znają sytuacji w Polsce, ale nie lubią jakichś naszych cech dają temu wyraz i piszą niechętne teksty pod wpływem swoich polskich znajomych i mediów polskich. Potem wracają one do kraju w formie cytatów w opiniotwórczych mediach i obieg się zamyka. Jak istotne są to siły, widać dzisiaj nawet po pytaniach zachodnich dziennikarzy, w których główną obawą jest, czy Bronisław Komorowski wygra wybory prezydenckie. Przyznam, że nie rozumiem jednej rzeczy. Potrafimy racjonalnie patrzeć np. na sytuację Ukrainy. Postrzegamy ją jako kraj rozdarty między Wschodem i Zachodem. A nie jesteśmy w stanie zrozumieć, że Polska stabilna i zachodnia to jest tylko miraż. Rzeczywistość w moim przekonaniu jest taka, że Polska jest bardziej podobna do Ukrainy niż Francji.
A wielu polityków, patrząc choćby na ich zachowania po tragedii smoleńskiej, nie traktuje Polski jak kraju prawdziwie niepodległego i łatwo ulega obcym wpływom. Oczywiście to jest miękki wpływ, a nie działania gwałtowne czy bezpośednia ingerencja.

Panie profesorze, czy obrażanie i szydzenie z Prezydenta Lecha Kaczyńskiego przy otwartej kurtynie nie raniło czasem tylko tych Polaków, którzy stali w niekończących się kolejkach na Krakowskim Przedmieściu i jechali wiele godzin na pogrzeb w Krakowie? Musimy sobie zdawać sprawę, że te tłumy to jednak nie była większość Polaków. A motywacje były bardzo różne. Sądzę, że przeważali jednak ci, którzy czuli się zranieni i zrozpaczeni. Byli też tacy, którzy coś zrozumieli i wstydzili się za to, co mówili wcześniej. Dowodem są kartki z przeprosinami, które pojawiły się przy zapalonych zniczach. Dla wielu Polaków to była też lekcja, jak działają media. Obraz przecież zmienił się o 180 stopni! Nagle okazało się, że nawet te same zdjęcia pary prezydenckiej można zupełnie inaczej zinterpretować, a pewne cechy przedstawić jako pozytywne. Każdy, kto myśli, musiał to zauważyć.

I zrzucić łuskę z oczu, którą wcześniej nałożyli mu niektórzy dziennikarze. Przyznam, że dla mojego pokolenia, wychowanego w komunizmie, obecna wiara w media, gotowość poddania się ich dyktatowi jest zupełnie niezrozumiała! Bardzo często rozmawiam z ludźmi, którzy nie uczestniczyli w tej nagonce i nawet gotowi byli głosować na prawicę, ale jednocześnie znajdowali się pod wpływem tych fałszywych medialnych obrazów. I bez skutku starałem się ich przekonać, że to nie jest rzeczywistość, lecz coś wyselekcjonowanego, skonstruowanego na użytek widzów.

Myśli pan, że teraz ci ludzie znajdą się pod wpływem obrazów przywracających poczucie rzeczywistości? Wierzę, że tak będzie w przypadku ludzi, którzy dokonali refleksji i nie chcą być już więcej manipulowani. Podobnie będzie z tymi, którzy się dzisiaj trochę wstydzą. Myślę, że śmierć Prezydenta jakoś pasuje do Jego życia. Nadaje mu cechę heroizmu. Bo zginął właśnie tam i za takie, a nie inne wartości. Ludzie to czują i potrafią to bardzo dobrze wyrazić. Choćby w wypowiedziach, które przed Pałacem Prezydenckim zbierał Jan Pospieszalski. Ale oczywiście są też inni, którzy w tej chwili jakby ignorowali pewną część rzeczywistości. To tak, jakbyśmy dostrzegli inną stronę księżyca, a oni widzieli tylko jedną. Ktoś mi opowiadał o ludziach z jakiejś firmy międzynarodowej. Taka warstwa średnia; tenis, narty, wyjazdy zagraniczne.

Polska middle class. Taka jak w Ameryce, ale z tą różnicą, że nie jest patriotyczna. Amerykańska middle class pracuje w swoich firmach, a nasza w amerykańskich. Co więcej, u nas nawet wyższa klasa, upper class, wybitni finansiści czy doradcy, pracują w firmach zagranicznych i mają skłonność do oceny polskiej rzeczywistości z tego punktu widzenia. Ale wracając do opowieści. Jeden ze znanych „antykaczystów”, idąc Krakowskim Przedmieściem w towarzystwie ludzi z międzynarodowej korporacji, pozwolił sobie na złośliwe uwagi. W odpowiedzi usłyszał: jak to, czy nie widzisz tych tłumów? Przecież ci ludzie stoją dobrowolnie po kilkanaście godzin, nikt im nie kazał. Ten człowiek tego nawet nie zauważał. Ktoś musiał mu to dopiero palcem pokazać, żeby dostrzegł, co się dzieje na jego oczach.

Jak pan się czuje w warunkach kiczu pojednania, używając określenia Pawła Lisickiego? Medialne twarze, które kiedyś wykręcał grymas szyderstwa, dziś są zbolałe, zatroskane. Odgrywają ten spektakl publicznie, bez żadnego wstydu. Myślę, że dla tych ludzi to było psychologicznie jedyne wyjście. Takie polityczno-zawodowe. Współczucie ma ich rozgrzeszyć ze wszystkiego, co było wcześniej. Jest jeszcze ogromny nacisk, by nie mówić wszystkiego. Żeby, broń Boże, nie dociekać przyczyn tego wypadku, nawet w formie znaków zapytania. Wszystko to odbieram jako wyraz paniki. A tak naprawdę, powiedzmy sobie szczerze, ci dziennikarze zupełnie stracili wiarygodność.

Powinni stracić, ale obawiam się, że to nie takie oczywiste. Może dlatego, że się przedzierzgnęli i zrobią to kolejny raz w razie potrzeby. Nadając teraz czasami przesłodzone wspomnienia osób, które kiedyś atakowały Prezydenta, niszczą nadal etos dziennikarski. Są jak naukowiec, który popełnił plagiat, pisząc podręcznik akademicki, albo jak lekarz, który amputował nie tę nogę. Mówimy o ludziach, którzy wcześniej zapraszali do studia polityka wygłaszającego obelgi wobec Prezydenta. Pozwalali mu na to, by następnie cały wieczór powtarzać te obelgi w serwisach informacyjnych.
Nawet nie mam ochoty wymieniać nazwiska tego polityka. Dzisiaj jakby zapadł się pod ziemię i zapewne czeka, aż wszystko przyschnie i „wróci do normy”. Zgodzi się pan profesor, że ten człowiek to absolutna kreacja jednej ze stacji telewizyjnych. Gdyby nie nachalne upublicznianie chamskich obelg, jego głos w dyskusji publicznej nie byłby w ogóle zauważony. Byłem wstrząśnięty tym, kto w pierwszych chwilach po tragedii komentował te wydarzenia w większości stacji telewizyjnych. To byli albo wrogowie Prezydenta, albo osoby niechętne lub skompromitowane. Ludzie, którzy brali udział w nagonce na Prezydenta.

Wicemarszałek Sejmu z PO niemal płakał przez telefon. Ten sam, który wcześniej twierdził, że Prezydent powinien „zniknąć z polityki”. Politycy SLD są zupełnie nie z mojej bajki, muszę jednak przyznać, że oprócz posłanki Senyszyn i – czasami – posła Wenderlicha oni nie posuwali się do tego typu metod walki propagandowej jak Niesiołowski, Komorowski i Tusk. Dość przypomnieć słowa: „jaka wizyta, taki zamach”, „wyginiecie jak dinozaury” czy „sezon na kaczki”. Takich wypowiedzi są setki. Stosowano je z pełną świadomością. Było to nakręcane i wszyscy się cieszyli, że jest skuteczne. Zastanawiam się, jaka musi być żądza władzy, żeby się tak bardzo upodlić.

Czy dostrzegają to wyborcy? Politycy mogą udawać, że nie widzą hipokryzji, ale wyborcy nie powinni. Byłem na uroczystościach warszawskich na placu Piłsudskiego i w Krakowie na pogrzebie pary prezydenckiej. W obu przypadkach po jednych wystąpieniach zapadała głucha cisza, a po innych były burzliwe oklaski. One szły – jak by to powiedzieć – od ludu. Dopiero potem przyłączały się tzw. VIP-y. Myślę, że to charakterystyczna reakcja wyborców. Inną było przyjście pod Pałac Prezydencki i oddanie hołdu zmarłym. Ale ważna się jeszcze jedna refleksja. Ta katastrofa nie powinna się wydarzyć. Takie tragedie nie zdarzają się innym, rozwiniętym państwom. Tak nie powinno się latać i nie jest w żadnym razie zarzut wobec tych, którzy tego feralnego dnia do Katynia polecieli. Nie tak dba się o bezpieczeństwo. Nie powinniśmy pozwolić dać się tak rozegrać Rosjanom i doprowadzić do tego, że były dwie uroczystości. Trzeba wreszcie zacząć budować państwo. Mam nadzieję, że ludzie zrozumieli wreszcie, jak ważna jest funkcja prezydenta. Nie sądzę, by ktokolwiek odważył się teraz publicznie powiedzieć, że to tylko „żyrandol i zaszczyty”.

Ta straszna tragedia może stać się paradoksalnie jakimś dobrym początkiem, zaczynem innej Polski? To zależy od naszej wytrwałości. Niestety jest tak, że Polacy się unoszą emocjami, oburzają albo wzruszają. A potem, gdy to minie, wraca bylejakość. Interesuję się stosunkami polsko-niemieckimi. Pamiętam, gdy pojawiła się kwestia Centrum przeciw Wypędzeniom, wszyscy byli oburzeni. Od prawa do lewa. Potem minęło trochę czasu, zapomnieliśmy, a tymczasem druga strona konsekwentnie realizuje ten projekt. I tego powinniśmy się uczyć. Wiele osób, które zginęły pod Smoleńskiem, myślało o państwie jako czymś, co trzeba dopiero zbudować wspólnym systematycznym wysiłkiem wielu instytucji i osób. Przyznam, że jest dla mnie niepojęte, gdy czytam o zostających bez środków do życia rodzinach ofiar, wybitnych Polaków, którzy często byli przez kilka kadencji w Sejmie. To jakiś koszmar. To dotyczy wybitnych osób, które zginęły wraz z Prezydentem, ale to także rzeczywistość dla wielu Polaków. Codziennie widzimy w telewizji jakieś zbiórki, a to na protezę dla dziecka, a to na operację dla chorej osoby itd. A wszystko to są rzeczy, które powinny być normalnym obowiązkiem państwa. Słabość naszego państwa ujawnia się w każdym calu!

Niestety, dyskusję o słabości i bylejakości państwa zastępuje się kiczem pojednania i pustymi sloganami w rodzaju „bądźmy razem”. Przecież to nie hasła powinny zbudować wspólnotę Polaków, prawda? Sądzę, że nie ma możliwości budowania sztucznej wspólnoty. Ta śmierć jeszcze bardziej oddaliła pewne obozy polityczne. Trudno mi teraz wyobrazić sobie koalicję PO–PiS, to jest emocjonalnie niemożliwe. I nie chodzi tylko o politykę, o rozwiązania konkretnych problemów podatkowych czy zdrowotnych. Powiedziałbym, że o wiele większy podział dotyczy nastawienia do życia – co jest w nim naprawdę ważne. I to na bardzo osobistej płaszczyźnie. Czy gotowi jesteśmy dla jakichś wartości zapłacić cenę, nawet cenę życia, czy też ważne jest, cytując jednego z polityków, by „płynąć z głównym nurtem”? Otóż ludzie, którzy zginęli pod Smoleńskiem, niezależnie od różnic, mieli tę cechę, że zależało im na Polsce. Na państwie odgrywającym aktywną rolę w świecie, państwie wolnym, które samo może wybrać tradycje, które zamierza pielęgnować, w którym sami Polacy mogą decydować, co kochać, a czego nienawidzić. Jest też inny rodzaj ludzi życia publicznego – co ciekawe, to też ludzie z dawnej opozycji solidarnościowej. Są oni pragmatyczni aż do bólu, nastawieni na karierę. Konformistyczni, płynący z głównym nurtem, niebędący w stanie pozwolić sobie na sprzeciw wobec obiegowych opinii i rytuałów, na żaden oryginalny pomysł czy przekonanie. Nie przypadkiem, bo jak mówił Tocqueville, w demokracji bardzo trudno oprzeć się woli większości. I tak samo pojmują oni politykę – jako drogę do indywidualnego sukcesu. I to jest zasadnicza różnica między nimi a ludźmi takimi jak Prezydent Lech Kaczyński. Nie widzę możliwości, by teraz te podziały zostały zatarte. Bo one dotyczą nie tylko polityków, ale i całego społeczeństwa.

A przesłanie Lecha Kaczyńskiego o silnym, dumnym ze swojej tradycji państwie ma szansę przetrwać? Czy skuteczniejsze okażą się zabiegi medialnych hipokrytów, którzy na siłę starają się wmówić ludziom podział: dobry, łagodny człowiek i nieudolny, nieskuteczny polityk? Myślę, że wiele osób poczuło, iż były świadomie pobudzane do nienawiści wobec Lecha Kaczyńskiego. Inni są zdezorientowani, nie wiedzą teraz, co myśleć. Przecież wmówiono im nawet, że profesor Lech Kaczyński nie jest inteligentem. Był nim bardziej niż Tusk, który myli Hegla z Kantem. Albo Sikorski mylący Władysława IV z Zygmuntem Augustem. Ale na szczęście Polska, która przyszła do Lecha Kaczyńskiego w Krakowie i w Warszawie, to nie tłum ciemnych, niewykształconych ludzi. Zdecydowanie nie były to tzw. mohery, żadni fanatycy nieznający Europy. Wielu młodych ludzi, wielu w pełni świadomych, czym jest Polska, i wielu prostych, porządnych Polaków. A przyszli nie tylko dać wyraz swojemu rozżaleniu, ale też dlatego, że szargano istotne dla nich wartości. A Lech Kaczyński uosabiał ciągłość tradycji, upominanie się o Katyń, Powstanie Warszawskie, o polską pozycję w Europie, ten tradycyjny Polski etos, który chcemy ocalić w nowoczesności i którego ocalenie jest warunkiem tego, by Polska była nowoczesna. I uosabiał jedność Rzeczypospolitej, w której nie ma specjalnych przywilejów dla ludzi władzy i pieniądza, w której prawo jest takie samo dla wszystkich i w której obowiązuje podstawowa solidarność obywateli. W pamiętnym przemówieniu w Tbilisi Lech Kaczyński powiedział do tłumu Gruzinów: „Jestem tu, żeby walczyć”. Jako prezydent walczył też o Polskę i dlatego tłumy Polaków przyszły złożyć mu hołd po tragicznej śmierci.

Prokuratura o przyczynach katastrofy samolotu Badane są wszystkie możliwe wersje przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku, w tym prawidłowość postępowania osób odpowiedzialnych za kierowanie ruchem lotniczym - głosi wspólny komunikat Prokuratury Generalnej i Naczelnej Prokuratury Wojskowej. "Dotychczas żadna z założonych wersji śledczych nie została w sposób procesowy zweryfikowana negatywnie; żadna też nie zyskała statusu wersji dominującej" - podali w tym komunikacie rzecznicy Prokuratury Generalnej - Mateusz Martyniuk oraz Naczelnej Prokuratury Wojskowej - płk Zbigniew Rzepa. Nie ujawnili jednak, jakie to wersje.

Czas katastrofy Według nich obecnie nie można jeszcze podać oficjalnie godziny zderzenia samolotu z ziemią, gdyż nadal trwa odczytywanie rejestratorów samolotu. Podkreślono, że by ustalić dokładny czas katastrofy Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi czynności: przesłuchania świadków i analizy dokumentów związanych z lotem. Tymczasem media podają, że samolot rozbił się nieco wcześniej niż dotychczas podawano - za moment katastrofy przyjęto godz. 8.56 czasu polskiego. Według "Gazety Wyborczej" tzw. czwarty rejestrator rozmów MARS zatrzymał się o godz. 8.41. "Dziennik Gazeta Prawna" podał zaś, że o godz. 8.39 została zerwana linia energetyczna w pobliżu lotniska w Smoleńsku; miał to uczynić właśnie nisko lecący Tu-154. Zdaniem "DGP" 8.56 to godzina, w której zawyły syreny alarmowe na tym lotnisku.

Mgła W komunikacie ujawniono, że prokuratura wojskowa dysponuje filmem obrazującym "zmiany warunków meteorologicznych w bezpośredniej bliskości lotniska Siewiernyj w Smoleńsku z kierunku i w czasie planowanego podejścia do lądowania samolotu". "Z ponadgodzinnego nagrania filmowego wynika wyraźnie, że warunki pogodowe pogarszają się z minuty na minutę, widać też wyraźnie pogłębiającą się mgłę. Na powyższe okoliczności przesłuchano w charakterze świadka autora filmu" - głosi komunikat.

Paliwo Podano w nim też m.in., że na potrzeby śledztwa zabezpieczono próbki paliwa, którym zatankowano samolot na lotnisku w Warszawie i zasięgnięto opinii biegłego dla sprawdzenia, czy paliwo spełniało wymagane parametry. "Z uzyskanej opinii wynika, iż paliwo zbadane w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych spełniało wymagania określone w normie dla paliwa lotniczego JET A-1 stosowanego w lotnictwie wojskowym oraz w dokumencie AFQRJOS dla paliwa stosowanego w lotnictwie cywilnym" - poinformowano.

Analiza filmu Ponadto rzecznicy podali, że do prokuratury wpłynęła już opinia biura badań kryminalistycznych ABW filmu z miejsca katastrofy, opublikowanego w internecie. Z opinii wynika, że w filmie są "krótkie wypowiedzi mężczyzn i kobiety w języku rosyjskim oraz wypowiedzi mężczyzn w języku polskim. Niektórych słów nie zdołano odtworzyć ze względu na dużą ilość zakłóceń oraz mały odstęp sygnału od szumu". "W trakcie badań nie znaleziono dowodów na dokonywanie ingerencji w ciągłość zapisu, stwierdzono jednak fakt modyfikacji formatu nagrania i powtórny zapis do pliku" - poinformowano. Zdaniem biegłych nie można wykluczyć, że zapisy "były wielokrotnie poddawane kompresji, co mogłoby spowodować zatarcie nawet bardzo widocznych śladów ingerencji w ich ciągłość".

Strzały? "Odnośnie ewentualnych odgłosów wystrzałów, biegli stwierdzili, że z uwagi na występowanie silnych zakłóceń, w tym pochodzących prawdopodobnie od podmuchów powietrza, małym stosunkiem sygnału do szumu, podejrzeniem modyfikacji formatu nagrania, nie była możliwa jakakolwiek pomiarowa analiza odgłosów przypominających wystrzał. Kwestia ta będzie przedmiotem dalszych czynności procesowych" - podaje komunikat.

Śledztwa Śledztwo w sprawie "nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym", w której śmierć ponieśli wszyscy pasażerowie samolotu Tu-154 101 Sił Powietrznych, w tym prezydent RP Lech Kaczyński oraz członkowie załogi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła w dniu tragedii. Dotychczas przesłuchała ona 60 świadków na okoliczność przygotowania i organizacji lotu, w tym funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, pilotów 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego i inne osoby. Planowane są dalsze przesłuchania. Trwa też analiza dokumentacji lotu. Wtorkowy komunikat podkreśla, że "niezależnie od tego postępowania, Prokuratura Federacji Rosyjskiej, zgodnie z zasadą terytorialności, wszczęła własne śledztwo w sprawie tej katastrofy. W aktualnym stanie prawnym nie jest możliwe prowadzenie przez polskich prokuratorów śledztwa na terenie innego państwa".

Wnioski o pomoc Podkreślono, że podstawą obecności polskich prokuratorów przy wykonywaniu czynności realizowanych przez Prokuraturę Federacji Rosyjskiej jest Europejska Konwencja o pomocy prawnej w sprawach karnych z 1959 r. Na podstawie tego aktu prawnego polska prokuratura skierowała do prokuratury rosyjskiej trzy wnioski o pomoc prawną. "Zawarta w 1996 r. między Rzeczpospolitą Polską a Federacją Rosyjską umowa o pomocy prawnej i stosunkach prawnych w sprawach cywilnych i karnych będzie miała zastosowanie tylko wówczas jeżeli będzie regulowała daną instytucję prawną nieuregulowaną we wspomnianej Konwencji" - podano w komunikacie. Podkreślono w nim, że polskie śledztwo jest niezależne od badań wykonywanych przez komisje badań wypadków lotniczych. "Polska prokuratura nie będzie związana raportami tych komisji. Raporty przedstawione przez komisje zostaną włączone do akt śledztwa jako dowód w sprawie, podlegający następnie swobodnej ocenie przez prowadzącego sprawę prokuratora" - głosi komunikat. Samolot wiozący delegację na rocznicę zbrodni katyńskiej rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. W katastrofie zginęło 96 osób - wśród nich prezydent Lech Kaczyński z małżonką, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni i przedstawiciele rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu.

Tajemnice smoleńskiego lasku To nie jest "zwykła" katastrofa. I to nie jest "zwykłe" śledztwo. Tragedia w której ginie prezydent, całe dowództwo armii i kilkadziesiąt kluczowych dla państwa osób wymaga - również w sferze informowania o tym, co się wydarzyło i co się dzieje - ponadstandardowego podejścia. A nie zwykłych dla prokuratorów formułek o tym że "dobro śledztwa wymaga utrzymywania jego ustaleń w tajemnicy". Mija 17. dzień od wydarzenia, które na wieki zapisze się w polskich dziejach. Katastrofa 10 kwietnia, choć nie była największą polską katastrofą lotniczą, bez wątpienia, będzie katastrofą najbardziej pamiętną i najczęściej wspominaną. To, że do dziś nie wiemy oficjalnie nawet tego, o której godzinie doszło do wypadku, jaka jest najpoważniejsza hipoteza śledcza, co zawierają czarne skrzynki i czy dotychczasowe ustalenia dowodzą, że ktoś popełnił błąd czy raczej zawiódł sprzęt, nie mieści mi się po prostu w głowie. Od pierwszych godzin i dni po wypadku, jedyną stroną, która nadaje ton i przekazuje informacje jest strona rosyjska. Rosyjski kontroler lotu już w niedzielę opowiadał o tym, że załoga miała kłopoty z językiem rosyjskim i nie reagowała na to, co mówi. To Rosjanie oświadczyli, że samolot był sprawny, że obsługa lotniska namawiała pilotów, by polecieli na inne lotnisko, to Rosjanie puścili przeciek o tym, ze prezydent "nakazał lądowanie"... A od polskich prokuratorów usłyszeliśmy wyłącznie, że "przez trzy do pięciu sekund załoga miała świadomość, iż samolot się rozbije". Jak na ustalenia 17-dniowego śledztwa wydaje się to naprawdę nieimponującym osiągnięciem. Nie chciałbym popadać w przesadę i zostać źle zrozumianym. Oczywiście, że najważniejsze jest, by śledztwo doprowadziło do rzetelnego wyjaśnienia tego, co się stało w Smoleńsku i oczywiście wiem, że musi to potrwać. Nie widzę jednak powodu, by polscy prokuratorzy nie dzielili się z dziennikarzami cząstkową wiedzą, o tym, co już ustalili.

Cytat: Milczenie prowadzi do pojawiania się kolejnych, coraz bardziej fantastycznych hipotez, od których huczy w internecie i ludzkich rozmowach. "Były strzały", "dobijali rannych", "piloci żyją", "Rosjanie wywołali mgłę", "sparaliżowano urządzenia pokładowe", "oszukano pilotów, mówiąc, że są nad pasem", i tak dalej, i tak dalej... Pojęcia "dobra śledztwa" i "tajemnicy śledztwa" mają sens wtedy, gdy prokuratorskie ustalenia oparte są na zeznaniach, a ujawnianie ich treści może skłonić świadków i podejrzanych do zmiany zdania albo mataczenia. Tu śledztwo opiera się na twardych dowodach i zapisach czarnych skrzynek. Cóż takiego by się stało, gdyby prokuratorzy co kilka dni powiedzieli "z całą pewnością wiemy już, że..."? Nadzwyczajna sytuacja obliguje, również prokuraturę, do niezwyczajnych zachowań. A milczenie prowadzi do pojawiania się kolejnych, coraz bardziej fantastycznych hipotez, od których huczy w internecie i ludzkich rozmowach. "Były strzały", "dobijali rannych", "piloci żyją", "Rosjanie wywołali mgłę", "sparaliżowano urządzenia pokładowe", "oszukano pilotów, mówiąc, że są nad pasem", i tak dalej, i tak dalej... Przy okazji śledztwa smoleńskiego, mamy do czynienia z pierwszym testem działania prokuratury, pozbawionej politycznego zwierzchnictwa. I niestety, ten test nie wypada dobrze. Dziwna opieszałość, nieporadność, uzależnienie od rozdających karty Rosjan dowodzą, że prokuratorzy pozbawieni z jednej strony - politycznego wsparcia, a drugiej - politycznego dopingu, nie spełniają swej roli tak, jak wymagałyby tego okoliczności. Jeśli śledczy szybko się nie zreflektują, jeśli nie zaczną nadrabiać straconego czasu, to dowiodą tego, że ci, którzy ostrzegali przed prokuraturą pozostawioną samą sobie i wetowali nowe rozwiązania, mieli rację. Konrad Piasecki

Urządzenia ostrzegawcze Tu-154 działały, piloci mieli 30 sekund Urządzenia ostrzegawcze Tu-154, który rozbił się pod Smoleńskiem, działały. Piloci mieli 30 sekund – tyle trwał sygnał ostrzegawczy przed gwałtownym zbliżaniem się do ziemi - dowiedziała się nieoficjalnie telewizja TVN24. Dźwięk ostrzegawczy jest słyszalny na rejestratorze umieszczonym na jednej z czarnych skrzynek. Jeśli to prawda, to piloci popełnili ogromny błąd - informuje telewizja TVN24. Chodzi o system EGPWS (Enhanced Ground Proximity Warning System). To urządzenie ostrzega przed zbliżaniem do ziemi. Najpierw jest sygnał "terrain" (ziemia), gdy maszyna zbliża się do ziemi. Później urządzenie wręcz "krzyczy": "pull up, pull up" (podciągnij maszynę). To urządzenie sugeruje, że jest jeszcze czas na poderwanie maszyny do góry.Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, która prowadzi dochodzenie wspólnie z Prokuraturą Generalną, płk Zbigniew Rzepa powiedział, że nie będzie komentował wiadomości podanej przez TVN24.- Zadaniem tego systemu jest ostrzeganie, że lot o danym kursie i prędkości grozi zderzeniem z ziemią. Lądowanie jest dotknięciem ziemi, dlatego kiedy samolot jest w konfiguracji do lądowania - wysunięte podwozie i klapy - sygnał ostrzegawczy z zasady się wyłącza - powiedział specjalizujący się w tematyce lotniczej Piotr Abraszek z miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa". Dodał, że teoretycznie jest możliwe, że piloci, mimo podejścia do lądowania nie zdezaktywowali systemu, stąd emisja sygnału ostrzegawczego. Zastrzegł zarazem, że nie sposób powiedzieć, jak było, dopóki nie będzie jakichkolwiek oficjalnych informacji. Abraszek zaznaczył, że to, czy system był włączony, nie ma wielkiego znaczenia w sytuacji, gdy EGPWS nie miał kompletnych danych o terenie, na którym leży lotnisko. - System pracuje na podstawie informacji o prędkości samolotu, danych z radiowysokościomierza i cyfrowej mapy terenu. Lotnisko w Smoleńsku, jako rosyjskie zapasowe lotnisko wojskowe, nie jest uwzględnione na mapach cyfrowych wspierających system, który w tych warunkach był zubożony - pracował na podstawie częściowych danych. W tej sytuacji to, czy system był aktywny, ma drugorzędne znaczenie - powiedział. We wtorek obie prokuratury we wspólnym komunikacie oświadczyły, że badają wszystkie możliwe wersje przyczyn katastrofy samolotu w Smoleńsku, a dotychczas żadna z założonych wersji śledczych nie została w odrzucona, żadna też "nie zyskała statusu wersji dominującej". Śledztwo jest niezależne od działań komisji badań wypadków lotniczych. Ponieważ do katastrofy doszło w Rosji, odrębne dochodzenie prowadzi też Prokuratura Federacji Rosyjskiej. Samolot Tu-154 wiozący delegację na rocznicę zbrodni katyńskiej rozbił się 10 kwietnia w Smoleńsku przy próbie lądowania w bardzo trudnych warunkach pogodowych. W katastrofie zginęło 96 osób - prezydent Lech Kaczyński z małżonką, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni, przedstawiciele rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu, osoby towarzyszące delegacji i załoga samolotu.

Komunikat Prokuratury Generalnej i Naczelnej Prokuratury Wojskowej Śledztwo w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M 101 zostało wszczęte przez Wojskową Prokuraturę Okręgowa w Warszawie w dniu 10 kwietnia 2010 roku w sprawie zaistniałego tego dnia około godz. 9.00 czasu polskiego, w pobliżu lotniska wojskowego w Smoleńsku na terenie Federacji Rosyjskiej, nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym, w wyniku której śmierć ponieśli wszyscy pasażerowie samolotu Tu-154 nr boczny 101 Sił Powietrznych, w tym Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński oraz członkowie załogi wskazanego statku powietrznego, tj. o czyn określony w art. 173 § 2 i § 4 kk. Niezależnie od tego postępowania Prokuratura Federacji Rosyjskiej, zgodnie z zasadą terytorialności, wszczęła własne śledztwo w sprawie tej katastrofy. W aktualnym stanie prawnym nie jest możliwe prowadzenie przez polskich prokuratorów śledztwa na terenie innego państwa. Podstawą obecności polskich prokuratorów przy wykonywaniu czynności realizowanych w ramach śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Federacji Rosyjskiej jest Europejska Konwencja o pomocy prawnej w sprawach karnych z 1959 r. Na podstawie tego aktu prawnego polska prokuratura skierowała do prokuratury rosyjskiej trzy wnioski o pomoc prawną. Zawarta w 1996 roku między Rzeczpospolitą Polską a Federacją Rosyjską umowa o pomocy prawnej i stosunkach prawnych w sprawach cywilnych i karnych będzie miała zastosowanie tylko wówczas jeżeli będzie regulowała daną instytucję prawną nie uregulowaną we wspomnianej Konwencji. Ponadto, należy zaznaczyć, że prowadzone przez polską prokuraturę śledztwo jest niezależne od badań wykonywanych przez komisje badań wypadków lotniczych. Polska prokuratura nie będzie związana raportami tych komisji. Raporty przedstawione przez komisje zostaną włączone do akt śledztwa jako dowód w sprawie, podlegający następnie swobodnej ocenie przez prowadzącego sprawę prokuratora. W toku postępowania badane są wszystkie możliwe wersje przyczyn i okoliczności zaistnienia katastrofy, w tym prawidłowość postępowania osób odpowiedzialnych za kierowanie ruchem lotniczym. Dotychczas żadna z założonych wersji śledczych nie została w sposób procesowy zweryfikowana negatywnie. Żadna też nie zyskała statusu wersji dominującej. Do chwili obecnej w toku postępowania przesłuchano 60 świadków na okoliczność przygotowania i organizacji lotu z dnia 10 kwietnia 2010 roku, w tym funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, pilotów 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego i innych osób. Planowane są dalsze przesłuchania. Ponadto trwa analiza zabezpieczonej dokumentacji dotyczącej lotu z dnia 10 kwietnia 2010 roku. Na potrzeby śledztwa prowadzonego przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie zabezpieczono próbki paliwa, którym zatankowano samolot Tu-154M 101 na lotnisku w Warszawie i zasięgnięto opinii biegłego celem sprawdzenia, czy paliwo spełniało wymagane parametry. Z uzyskanej opinii wynika, iż paliwo zbadane w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych spełniało wymagania określone w normie dla paliwa lotniczego JET A-1 stosowanego w lotnictwie wojskowym oraz w dokumencie AFQRJOS dla paliwa stosowanego w lotnictwie cywilnym. Do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie wpłynęła również opinia Biura Badań Kryminalistycznych ABW dotycząca nagrania filmowego miejsca katastrofy z dnia 10 kwietnia 2010 roku opublikowanego w Internecie. Z opinii wynika, że w nagraniach znajdują się krótkie wypowiedzi mężczyzn i kobiety w języku rosyjskim oraz wypowiedzi mężczyzn w języku polskim. Niektórych słów nie zdołano odtworzyć ze względu na dużą ilość zakłóceń oraz mały odstęp sygnału od szumu. W trakcie badań nie znaleziono dowodów na dokonywanie ingerencji w ciągłość zapisu, stwierdzono jednak fakt modyfikacji formatu nagrania i powtórny zapis do pliku. Należy zauważyć, iż materiał przekazany do badań stanowiły nagrania niskiej jakości. Zdaniem biegłych nie można wykluczyć, że nadesłane zapisy były wielokrotnie poddawane kompresji, co mogłoby spowodować zatarcie nawet bardzo widocznych śladów ingerencji w ich ciągłość. Odnośnie ewentualnych odgłosów wystrzałów, biegli stwierdzili, że z uwagi na występowanie silnych zakłóceń, w tym pochodzących prawdopodobnie od podmuchów powietrza, małym stosunkiem sygnału do szumu, podejrzeniem modyfikacji formatu nagrania, nie była możliwa jakakolwiek pomiarowa analiza odgłosów przypominających wystrzał. Kwestia ta będzie przedmiotem dalszych czynności procesowych. Co do czasu katastrofy, w chwili obecnej nie można jeszcze podać oficjalnie godziny, w której nastąpiło zderzenie samolotu z ziemią, gdyż nadal trwają prace przy odczytywaniu rejestratorów samolotu Tu-154M 101. Niezależnie od tego informujemy, iż Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi czynności - przesłuchania świadków, analiza dokumentów związanych z lotem - w celu ustalenia dokładnego czasu zaistnienia katastrofy z dnia 10 kwietnia 2010 roku. Ponadto Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie dysponuje nagraniem filmowym obrazującym zmiany warunków meteorologicznych w bezpośredniej bliskości lotniska „Siewiernyj” w Smoleńsku z kierunku i w czasie planowanego podejścia do lądowania samolotu Tu-154M. Z ponadgodzinnego nagrania filmowego wynika wyraźnie, że warunki pogodowe pogarszają się z minuty na minutę, widać też wyraźnie pogłębiającą się mgłę. Na powyższe okoliczności przesłuchano w charakterze świadka autora filmu. Mateusz Martyniuk Rzecznik Prasowy Prokuratury Generalnej płk Zbigniew Rzepa Rzecznik Prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej

TAWS OSTRZEGAŁ 30 SEKUND PRZED KATASTROFĄ! Urządzenia ostrzegawcze na pokładzie prezydenckiego samolotu Tu-154 tuż przed katastrofą zadziałały. Jak nieoficjalnie dowiedziała się TVN24, alarm systemu TAWS rozległ się w kabinie na 30 sekund przed katastrofą. Dlaczego doszło więc do katastrofy? Urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System) zawiera skomputeryzowane mapy świata i ostrzega pilotów za każdym razem, gdy za bardzo zbliżą się do szczytu, wieży radiowej lub innej przeszkody - a także w przypadku zbyt małej odległości do ziemi. Od 2005 r. urządzenia TAWS są obowiązkowo montowane we wszystkich nowo wyprodukowanych samolotach linii komercyjnych. Jeśli samolot jest na zbyt małej wysokości, TAWS reaguje głośnym sygnałem dźwiękowym. Dzięki temu doprowadzono do całkowitego wyeliminowania katastrof lotniczych przy lądowaniu. Wystarczy powiedzieć, że od końca lat 90., gdy zaczęto montować TAWS w starych i nowych maszynach, ŻADEN samolot z tym systemem nie uległ katastrofie. Żaden - do 10 kwietnia 2010 r. Jak dowiedziała się nieoficjalnie TVN - wycie alarmu TAWS rozległo się już 30 sekund przed katastrofą. Pół minuty przed prognozowaną kolizją włączyło się więc ostrzeżenie: "terrain terrain - pull up, pull up" i lampka ostrzegawcza "PULL UP". Dlaczego piloci zignorowali to ostrzeżenie i mimo to lądowali? Co takiego wydarzyło się na pokładzie samolotu, że załoga nie chciała lub nie mogła zmienić toru lotu maszyny, nieuchronnie zmierzającej ku katastrofie? Naczelna Prokuratura Wojskowa, prowadząca śledztwo w sprawie tragedii pod Smoleńskiem, nie chciała komentować informacji TVN24.

CO ZABIŁO POLSKĄ DELEGACJĘ Prezydencki Tu-154 nie mógł ulec tak poważnym zniszczeniom, jeśli jego ostatnie chwile wyglądały tak, jak to przedstawiają Rosjanie – mówi nam znawca dynamiki lotu i mechaniki płatowców. – Powinien, „ślizgając się” po zagajniku, uderzyć kadłubem o podłoże. Nie zdążyłby się przewrócić. Niemożliwe, by roztrzaskał się na drobne kawałki – dodaje. Jeśli to prawda, co spowodowało rozbicie Tu-154? Niemal wszystko wokół tej katastrofy jest niejasne, a w całej sprawie więcej jest pytań niż odpowiedzi. Jednak z relacji świadków i informacji ze śledztwa, w tym dotyczących odczytu czarnych skrzynek oraz z opinii specjalistów, wyłaniają się najbardziej prawdopodobne hipotezy. Śledczy badający przyczynę katastrofy samolotu prezydenckiego będą brali pod uwagę m.in. jako jedną z wersji ewentualny zamach – przyznał to w końcu na konferencji prasowej prokurator generalny Andrzej Seremet.

Niewytłumaczalna skala zniszczeń Doświadczeni piloci nie kryją oburzenia: – Podchodzenie do lądowania nie w osi pasa, wysokość samolotu kilka metrów nad ziemią na kilometr przed pasem… Co tam się działo, na Boga? – dziwi się emerytowany pilot Tupolewów i Antonowów. Naoczni świadkowie, pracownicy bazy i mieszkańcy potwierdzają, że samolot skręcał na bardzo niskiej wysokości, zahaczając niemalże o samochody jadące lokalną drogą. Kierowcy i przechodnie widzieli upadek oraz wybuch i pożar. Niektórzy, według doniesień, twierdzą, że wybuch nastąpił, zanim maszyna rozbiła się o ziemię. Tupolew 154 jest masywnej konstrukcji. Znane są przypadki awaryjnych lądowań „tutka” na polach. Nie brak opinii, że miał wystarczające zabezpieczenia, aby wylądować awaryjnie nawet na małym lesie (bardzo mocna konstrukcja kadłubowa i wielokołowe podwozie). Skąd więc taka skala zniszczeń samolotu? W relacjach filmowych widać kilka poszczególnych części samolotu, 10–15 proc. kadłuba. Gdzie się podziała reszta szczątków tej potężnej maszyny? Jest to 80-tonowy samolot, zabierający ponad 100 pasażerów. Skoro maszyna rozbiła się na ziemi, dlaczego części zostały rozrzucone na obszarze 700–800 m? Niewykluczone, że Tu-154 rozleciał się już w powietrzu, a na ziemię spadały pojedyncze szczątki. Przypomnijmy, że prezydencki Tupolew zahaczał o drzewa, po ścięciu gałęzi na wysokości najwyżej 5–6 m wzbił się na chwilę w górę, a pilot stracił kontrolę prawdopodobnie dopiero po zetknięciu z większym drzewem, najwyżej 6–8 m nad ziemią. Impet uderzenia pochodził więc głównie od ruchu w poziomie, przy minimalnej prędkości. Rzadki zagajnik – jak widać na zdjęciach, w którym leżą szczątki – nie powinien, według niektórych specjalistów, spowodować tak strasznych skutków przy lądowaniu. Najbardziej zagadkową sprawą jest właśnie stan samolotu. Trudno wyobrazić sobie, by 80-tonowa maszyna lecąca z minimalną prędkością (ok. 280 km/h) na wysokości kilku metrów nad ziemią roztrzaskała się na drobne kawałki. – Raczej powinien osiąść, ślizgając się po małym zagajniku, jaki tam rośnie. Samolot od razu przechodzi w takiej sytuacji, jak mówią piloci, na obniżanie – więc po prostu powinien uderzyć kadłubem o podłoże. Nawet nie zdążyłby się przewrócić. Naturalne wydaje się właśnie takie zachowanie masywnego Tupolewa. Nie jest według mnie możliwe, żeby roztrzaskał się na drobne kawałki, które widać na zdjęciach. Rozmiar zniszczeń wydaje się nieproporcjonalny do sytuacji – mówi nam fachowiec od mechaniki i dynamiki lotu, zarazem zawodowy pilot, który wielokrotnie siedział za sterami Tu-154 (nazwisko i imię do wiadomości redakcji). – To oczywiście muszą potwierdzić badania aerodynamiczne. Nie są one skomplikowane. To, jak prezydencki Tu-154 powinien zachować się przed rozbiciem o ziemię, można obliczyć, wykorzystując odpowiednie wzory i zasady mechaniki i dynamiki lotów, tj. w jakim miejscu samolot o takiej masie i konkretnej w tamtej chwili prędkości, po ścięciu drzew o znanej średnicy, mógł uderzyć w ziemię i w jaki sposób (skrzydłem, podwoziem etc.), jakie było w chwili wypadku przeciążenie i jak powinien zachować się kadłub o konkretnej wytrzymałości po takim uderzeniu. To można obliczyć po uwzględnieniu wszystkich danych – dodaje. Przeanalizowaliśmy zdjęcia i artykuły na temat innych, wcześniejszych katastrof z udziałem Tu-154. Wniosek jest jeden: wygląd wraku prezydenckiego samolotu przypomina szczątki Tupolewów, które ulegały zniszczeniu, opadając z wysokości kilkuset metrów.

15 grudnia 1997 r. w Zjednoczonych Emiratach Arabskich – 13 km od lotniska – rozbił się Tu-154 należący do linii lotniczych z Tadżykistanu. Piloci tej maszyny, podobnie jak załoga polskiego samolotu, zbyt późno zorientowali się, że są za nisko, tyle że panowanie nad tupolewem stracili całkowicie w wyniku turbulencji, aż 210 m nad ziemią. Po uderzeniu w ziemię samolot rozpadł się – podobnie jak Tu-154 z Lechem Kaczyńskim – na kawałki (zdjęcie po prawej stronie), ale jedna z 87 osób znajdujących się na pokładzie przeżyła.

4 lipca 2001 r. pod Irkuckiem z wysokości 853 m w ciągu kilkunastu sekund runął Tu-154 będący własnością rosyjskiej Vladivostokavii (nikt nie przeżył). Maszyna spadała bezwładnie przez kilkanaście sekund, mimo to jej szczątki – rozrzucone na obszarze 100 na 60 m – były w niewiele gorszym stanie niż wrak polskiego samolotu.

Pięć lat później – w sierpniu 2006 r. – na terenie wschodniej Ukrainy rozbił się inny rosyjski Tupolew 154 (fotografia na dole). Choć spadał z bardzo dużej wysokości (bezradni piloci wysyłali SOS, gdy maszyna była na 1100 i 900 m), szczątki konstrukcji i ciał rozrzucone były na długości 400 m, a zniszczenia samolotu porównywalne ze skutkami katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. (zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jeszcze w powietrzu w rosyjskiej maszynie wybuchł pożar, a po upadku nastąpiła olbrzymia eksplozja, utrwalona na filmie przez świadków).

W lutym 2009 r. trochę lżejszy i mniejszy od Tupolewa 154 boeing 737 tureckich linii lotniczych – w wyniku usterki wysokościomierza i błędu pilotów – uderzył o ziemię z prędkością 175 km/h paręset metrów od lotniska w Amsterdamie. Wcześniej, kilkadziesiąt metrów nad ziemią, w maszynie przestały pracować silniki (wyłączył je autopilot, wprowadzony w błąd działaniem wysokościomierza). Po upadku na błotniste pole samolot przełamał się na trzy części i stracił ogon, ale nie rozpadł się na kawałki (fotografia na dole strony); zginęło jedynie 9 ze 135 osób na pokładzie.

Tymczasem w podobnej – jeśli chodzi o tor lotu maszyny – katastrofie pod Smoleńskiem (jedyna zasadnicza różnica to obrót polskiego Tu-154 przed upadkiem o 180 stopni) zginęli wszyscy pasażerowie i cała załoga. Z samolotu zostało tylko kilka większych części, reszta konstrukcji została rozrzucona (jak już wspominaliśmy) na obszarze 700–800 m. Tylko 24 z 96 ciał udało się zidentyfikować bezpośrednio przez rodziny ofiar, jak powiedziała minister zdrowia Ewa Kopacz. W wypadku innych ciał najczęściej potrzebne były testy DNA. Dlaczego część osób znajdujących się w samolocie została – jak stwierdził Sergiej Szojgu, minister obrony cywilnej Rosji – spalona? Silniki Tu-154 są na ogonie i – według zdjęć – brak jest śladów wybuchu silników. Samolot przy lądowaniu ma mało paliwa. Zdjęcia tuż po tragedii pokazują, że nie było dużego pożaru, co potwierdził rosyjski wicepremier Siergiej Iwanow podczas spotkania polskich i rosyjskich przedstawicieli rządu („Nie było pożaru ani wybuchu”).

Nie wiedział, ile jest metrów nad ziemią Przyczyną tragedii pod Smoleńskiem była zbyt mała wysokość lotu prezydenckiego samolotu Tu-154M w ostatniej fazie lotu – krótko przed posadzeniem maszyny na płycie lotniska. A więc kluczowym pytaniem jest, dlaczego 2 km od początku pasa lotniska samolot znajdował się na dramatycznie niskiej wysokości? Pilot obniżył pułap do 2,5 m nad ziemią, co przy jego doświadczeniu jest wręcz nieprawdopodobne. Piloci nie rozpoczęliby podejścia do lądowania, gdyby wiedzieli, że znajdowali się na niebezpiecznej wysokości. Ślady katastrofy – szczątki samolotu wskazują, że samolot w ostatniej chwili zmienił prawidłowy kurs, a nie – jak sugerowano zaraz po wypadku – próbował trafić w pas startowy. Przy widoczności 500 m pilot musiał dostrzec zabudowania. Po co miałby więc skręcać w lewo? Żeby odczytywać prawidłową wysokość lotu, piloci powinni ustawić na barometrze wielkość ciśnienia obowiązującą w tym czasie na ziemi podawaną załodze przez kontrolera z wieży. – Jeśli Rosjanie mówią: „dawlienije” (ciśnienie), to znaczy, że podają QFE (ciśnienie lotniska startu). Mogło nastąpić tragiczne nieporozumienie – kontroler podał wartości ciśnienia np. w jednostkach QFE, a piloci przyjęli je w jednostkach QNH, jak się przyjmuje w systemie zachodnim. Różnica między QNH i QFE w przeliczeniu na wysokość to 255 m. Bo to lotnisko jest 255 m nad poziomem morza. QNH daje po wylądowaniu wysokość elewacji (lotniska), czyli na wysokościomierzu będzie 255 m. Jeżeli będzie podane QFE, to po wylądowaniu na lotnisku będzie 0 m – tłumaczy doświadczony pilot samolotów pasażerskich. Według jednej z opinii pilot prezydenckiego Tu-154 zbliżał się do lotniska w Smoleńsku w gęstej mgle, dlatego nie widział, że leci nad głębokim wąwozem. Czy myśląc, że znajduje się znacznie wyżej, niż był w rzeczywistości, zaczął zniżać kurs? Przy zbliżaniu się do pasa startowego od wschodu samoloty przelatują nad jarem o głębokości 60 m. Około 1700 m od skraju pasa prezydencki Tu-154, akurat nad najgłębszym miejscem wąwozu, zaczął skręcać w lewo, choć nalatywał dokładnie na pas startowy, gwałtownie zaczął też tracić wysokość, choć przedtem szedł kursem właściwym. Jeśli to wersja prawdziwa, dlaczego inne systemy, przede wszystkim amerykański TAWS (o którym szerzej piszemy w dalszej części artykułu), nie ostrzegły pilota przed bliskością ziemi? Gen. dyw. pilot dr Antoni Czaban, szef Szkolenia Sił Powietrznych, powiedział w TVN24, że nie wie, dlaczego samolot schodził tak szybko do lądowania, ponad normę dla tego samolotu. Podkreślił, że w samolocie są trzy niezależne i na różnych zasadach działające wysokościomierze, które alarmują od 200 m nad ziemią niezależnie od mgły o zbliżaniu się do ziemi. Jego zdaniem pilot nie ma prawa zejść poniżej 200 m we mgle, bo działają alarmy i zabezpieczenia. Tu-154M ma trzy niezwykle precyzyjne wysokościomierze ciśnieniowe i jeden radiowysokościomierz, działający dokładnie tak samo jak barometr. Takie wysokościomierze mają dokładność do 1 stopy (ok. 30 cm). Bezpieczeństwo lądowania na lotniskach określa się w trzystopniowej skali: 1. Można lądować bezpiecznie; 2. Uważaj; 3. Nie wolno lądować. Jeżeli warunki stwarzają ryzyko bezpiecznego wylądowania, obsługa wieży powinna zamknąć lotnisko. Jeśli tego nie zrobi, oznacza to, że lądować można, ale z zachowaniem większej ostrożności. – Obsługa wieży na lotnisku w Smoleńsku powinna przed lądowaniem prezydenckiego samolotu zamknąć lotnisko. Przed tragiczną próbą wylądowania polskiego Tu-154 próbował wylądować Ił-76. O mało się nie rozbił, w ostatniej chwili poderwał maszynę. To były wystarczające sygnały, by zamknąć ruch na lotnisku – mówi „GP” pilot samolotów pasażerskich. – Warunki do lądowania nie były jednak skrajnie złe. Minimalne warunki do lądowania w czasie mgły na tym lotnisku to 100-metrowa podstawa i kilometr widoczności. W Smoleńsku 10 kwietnia przed godz. 9 widoczność wynosiła 500 m. Na Okęciu dla Tupolewów przyjmuje się minimum 550 m, przy systemie naprowadzania ILS. W Smoleńsku nie ma ILS, ale można było tak zgrać informacje z wieży i przyrządów pokładowych, by wylądować – dodaje. Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski

Sojusz z Ukrainą W latach 1918-1919 Polska toczyła krwawe walki z Ukraińcami o Galicję Wschodnią. Jednak w tym czasie istniały dwa państwa ukraińskie – Zachodnioukraińska Republika Ludowa w Galicji Wschodniej oraz Ukraińska Republika Ludowa ze stolicą w Kijowie. I to politycy tego drugiego państwa ukraińskiego zawarli z Polską sojusz w kwietniu 1920 roku.

W marcu 1917 roku powstała w Kijowie Ukraińska Centralna Rada, która w czerwcu proklamowała autonomie terytorialną Ukrainy w ramach państwa rosyjskiego, a lipcu powołała Sekretariat Generalny, złożony z ośmiu sekretariatów stanowiących odpowiedniki ministerstw. Na czele Sekretariatu Spraw Wojskowych stanął Symon Petlura, konsekwentnie dążący do utworzenia samodzielnych ukraińskich sił zbrojnych.

20 listopada 1917 roku Centralna Rada proklamowała powstanie Ukraińskiej Republiki Ludowej jako części Federacyjnej Republiki Rosyjskiej. Wojska URL stłumiły w grudniu 1917 roku powstanie bolszewickie w Kijowie, jednak w styczniu 1918 roku bolszewicy rozpoczęli ofensywę, w skutek której na początku lutego wkroczyli do stolicy Ukrainy. W tej sytuacji Ukraińcy zwrócili się o pomoc wojskową do Niemiec, które w połowie lutego rozpoczęły operacje na Ukrainie, doprowadzając do usunięcia bolszewików. Po opanowaniu Ukrainy Niemcy powierzyli władzę hetmanowi Skoropadskiemu, który na mocy ustawy konstytucyjnej z maja 1918 roku otrzymał uprawnienia dyktatorskie.

W grudniu 1918 roku udane powstanie obaliło w Kijowie rządy proniemieckiego hetmana Pawło Skoropadskiego i doprowadziło  do restytucji Ukraińskiej Republiki Ludowej z Dyrektoriatem na czele. Armia URL toczyła na wschodzie walki z bolszewikami, na zachodzie zaś wspierała natarcie wojsk Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej przeciw wojskom polskim w kierunku Bugu i Sanu.

W lutym 1919 roku bolszewicy wkroczyli do Kijowa, a seria porażek ściągnęła na Petlurę, jako głównodowodzącego, falę krytyki, w wyniku której ograniczono jego rolę do prowadzenia rozmów z przedstawicielami Ententy w Odessie.

W lipcu 1919 roku, po przegranej wojnie z Polską o Galicję Wschodnią władze ZURL zadecydowały o ewakuacji armii za Zbrucz i połączeniu jej z siłami Dyrektoriatu. Jednak podpisanie umowy scaleniowej nie położyło kresu wzajemnemu brakowi zaufania i podejrzliwości obu stron.

W drugiej połowie lipca wzmocniona i zreorganizowana armia ukraińska rozpoczęła ofensywę, której celem było odzyskanie Kijowa. W końcu sierpnia bolszewicy wycofali się ukraińskiej stolicy. Wobec jednoczesnego zbliżania się do Kijowa korpusu gen. Bredowa z Armii Ochotniczej, Petlura wydał rozporządzenie zakazujące oddziałom ukraińskim podejmowania wrogich działań wobec oddziałów rosyjskich. Wobec tego, iż oddziały rosyjskie,  w trakcie pochodu na zachód,  zaczęły atakować jednostki ukraińskie, Petlura w końcu września wypowiedział wojnę Armii Ochotniczej. Sytuacji Ukraińców stawała się krytyczna, gdyż w tym samym czasie bolszewicy rozpoczęli kontratak

Pod koniec października 1919 roku armia ukraińska znalazła się w beznadziejnym położeniu. Dodatkowo żołnierze wywodzący się z Galicji przeszli na stronę Denikina, a rząd Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej z Petruszewyczem na czele opuścił Kamienic Podolski i przez Rumunię udał się do Wiednia, by w stolicach europejskich prowadzić dalej akcję dyplomatyczną. W wyniku tej decyzji doszło do ostatecznego upadku idei zjednoczenia obu państw ukraińskich. Resztki armii ukraińskiej wycofywały się bezładnie, a w połowie listopada 1919 roku Dyrektoriat podjął decyzję o ewakuacji Kamieńca. Sztab Naczelnego Atamana zaprosił wojsko polskie do zajęcia Kamieńca Podolskiego, pod warunkiem pozostawienia w terenie cywilnej administracji ukraińskiej. 16 listopada 1919 roku wojska polskie wkroczyły do miasta, nie potwierdzając ani nie odrzucając warunków strony ukraińskiej.

W końcu listopada 1919 roku na wniosek Pelury rząd URL opowiedział się za kontynuowaniem walki z bolszewikami i Armią Ochotniczą opierając się na sojuszu z Polską. Sam Naczelny Ataman na początku grudnia wyjechał do Warszawy na bezpośrednie rozmowy z Józefem Piłsudskim.

Już w styczniu 1919 roku Petlura wysłał delegację na rozmowy sondażowe z Piłsudskim, w wyniku której obie strony wysłał swoich przedstawicieli. W maju 1919 ukraiński wysłannik Borys Kurdynowski podpisał w Warszawie deklarację, na mocy której Ukraińcy zrzekali się sowich praw do Galicji Wschodniej oraz zachodniego Wołynia po Styr. W zamian Polacy mieli udzielić wsparcia URL w walce z bolszewikami. Jednak powstały wkrótce nowy rząd URL z Borysem Martosem na czele opowiedział się za porozumieniem z Rosją bolszewicką.

W czerwcu 1919 roku polskie wojska wypadły Ukraińców  z Galicji, a Rada Ministrów Spraw Zagranicznych Ententy przyjęła rezolucję, na mocy której upoważniała wojska polskie do zajęcia Galicji Wschodniej po Zbrucz, pod warunkiem ustanowienia zarządu cywilnego, który miał zagwarantować autonomię terytorialną oraz swobody mieszkańcom. W tej sytuacji 1 września 1919 roku podpisano zawieszenie broni na froncie galicyjsko-wołyńskim.

2 grudnia 1919 roku obie strony podpisały deklarację, w wyniku której Ukraińcy zrzekli się praw do Galicji Wschodniej oraz części Wołynia, oraz deklarowali gotowość ponownego rozpatrzenia sprawy polskiej własności ziemskiej na Ukrainie. Równocześnie Polska zobowiązywała się do podpisania z Ukrainą konwencji wojskowej i handlowej. Deklaracja powyższa miała być podstawą przyszłego porozumienia polsko-ukraińskiego, jednak zamiast kontynuowania rokowań doszło jedynie do kilku nieformalnych spotkań Piłsudskiego z Petlurą. W ich wyniku rozpoczęto tworzenie ukraińskich jednostek wojskowych w Polsce. Proces ten postępował jednak powoli, z uwagi na sytuację międzynarodową – Londyn i Paryż oficjalnie wpierał gen. Denikina i Warszawa musiała  czekać na ostateczną klęskę Armii Ochotniczej. Po okresie bezczynności w lutym 1920 roku do rokowań zasiedli wojskowi, których efektem była poprawa warunków bytu żołnierzy ukraińskich przebywających w obozach internowania. Ostatecznie do kwietnia udało się częściowo zorganizować dwie ukraińskie dywizje oraz dwie brygady zapasowe. W sumie było to niespełna 5 tysięcy żołnierzy, co odpowiadało słabej brygadzie polskiej. Liczono jednak na uzupełnienie braków kadrowych po zajęciu Ukrainy.

Dopiero 3 kwietnia 1920 roku strona polska wręczyła Ukraińcom projekt umowy politycznej, w której żądano włączenia do Polski 7 z 12 powiatów Wołynia oraz przesunięcia na wschód północnej granicy Ukrainy, którą wcześniej miała stanowić rzeka Prypeć. W wyniku dalszych rokowań Ukraińcom udało się jedynie doprowadzić do wycofania zobowiązania władz URL zwołania w ciągu pół roku Konstytuanty oraz rezygnacji z utajnienia uznania rządu URL przez Polskę. Wobec groźby zerwania negocjacji, 21 kwietnia doszło do nieoficjalnych rozmów Piłsudskiego z Petlurą oraz mjr. Sławka z Liwyckim. Strona polska zgodziła się na ukraińskie propozycje wytyczenia granicy na Prypeci. W tej sytuacji 22 kwietnia w nocy Liwycki oraz wiceminister spraw zagranicznych Jan Dąbski złożyli podpisy pod polsko-ukraińska umową  polityczną, która przeszła do historii jako pakt Piłsudski-Petlura. Najistotniejszym jej postanowieniem było uznanie przez Polskę niepodległości państwa ukraińskiego i Dyrektoriatu z Petlurą na czele.

Podpisanie konwencji wojskowej było potrzebą chwili, gdyż oddziały polskie zajmowały już pozycje wyjściowe do ofensywy na Ukrainie. 24 kwietnia 1920 roku gen. Wołodymyr Winkler i ppłk Maksym Diakowski ze strony ukraińskiej oraz mjr Walery Sławek i kpt. Wacław Jędrzejewicz ze strony polskiej podpisali polsko-ukrainską konwencję wojskową. Przewidywała ona wspólną akcję wojsk obu stron przeciw bolszewikom, przy czym ogólne kierownictwo nad operacją miało należeć do Polaków. Strona polska zobowiązała się do pomocy w organizacji oddziałów ukraińskich oraz miała dostarczyć ekwipunek dla trzech dywizji piechoty. Zdobycz wojenna, z wyjątkiem ruchomej wziętej w boju, miała przypaść stronie ukraińskiej. Ukraińcy ze swej strony zobowiązali się do pełnego zaprowiantowania wojsk polskich na terenie Ukrainy.

Ofensywa kijowska ruszyła 25 kwietnia 1920 roku. Początkowo tempo działań Polaków na Ukrainie było bardzo duże, gdyż oddziały bolszewickie nie podejmowały walki  wycofując się na wschód. 7 maja Polacy wkroczyli do opuszczonego przez bolszewików Kijowa, osiągając linię Dniepru. W walkach o Kijów uczestniczyli żołnierze z ukraińskiej 6 Dywizji Strzelców (płk Bezruczko) , którzy 9 maja wzięli w uroczystej defiladzie w ukraińskiej stolicy. Jednostki ukraińskiej 2 Dywizji Strzelców (gen. Udowyczenko) wzięły z kolei udział w walkach o Mohylów. Polska ofensywa na Ukrainie zaktywizowała antybolszewickie oddziały partyzanckie, dezorganizując zaplecze bolszewickie i napadając na wycofujące się oddziały sowieckie. Szybkie zwycięstwo sprawiło, iż Polacy i Ukraińcy zapomnieli o bieżących zadaniach, czyli szybkiej budowie administracji oraz rozbudowie armii URL. Strona polska domagała się od sojuszników zorganizowania armii złożonej z sześciu dywizji piechoty, jednak Ukraińcy powitali wojska polskie bez specjalnego entuzjazmu i do wojska zgłosiło się zaledwie 800 ochotników. W tej sytuacji w połowie maja ogłoszono mobilizację roczników 1896-1898, która z uwagi na czerwcowy odwrót wojsk polskich również nie przyniosła dużych efektów. Ponadto Polacy liczyli, że większość obiecanego Ukraińcom uzbrojenia i wyposażenia będzie pochodziła ze zdobyczy wojennej uzyskanej podczas ofensywy. Szybko okazało się jednak, iż ilość zdobytego uzbrojenia jest dużo mniejsza niż przewidywano. Jednostki ukraińskie uczestniczyły w walkach z bolszewikami podczas odwrotu wojsk polskich, a od połowy sierpnia 1920 roku w trakcie ofensywy znad Wieprza, a potem w obronie Zamościa oraz zdobyciu Tarnopola i Kamieńca Podolskiego. W trakcie pertraktacji pokojowych w Rydze, początkowo strona polska zwróciła się z notą do bolszewików o wyrażenie zgody na udział ministra Andrija Liwyckiego w charakterze delegata URL. W odpowiedzi bolszewicki komisarz spraw zagranicznych Cziczerin wskazał na fikcyjność URL oraz stwierdzał, ze istnieje tylko bolszewicka republika ukraińska, pozostająca w sojuszu z Rosja bolszewicką. Liwycki domagał się, by Warszawa odpowiedziała na notę Cziczerina, jednak strona polska odmówiła spełnienia jego naleganiom. Nota polska do Moskwy była więc jedynie usprawiedliwieniem Warszawy wobec rządu URL i Pelury, z których popierania rząd polski miał zamiar wycofać się w Rydze. Naczelnym żądaniem strony ukraińskiej było nie uznawanie przez Polskę w czasie rokowań w Rydze tzw. rządu USRS. Ukraińcy nie wiedzieli jednak, iż rząd polski upoważnił swych negocjatorów do prowadzenie rozmów z obiema republikami. Równocześnie uspokajano Ukraińców, ze polska delegacja będzie się domagać od Sowietów deklaracji uznania suwerenności Ukrainy.  Gdy Ukraińcy dowiedzieli się o faktycznym przebiegu negocjacji, zarzucili Warszawie, że w ten sposób legitymowała władzę bolszewicka na Ukrainie, zdradzając swego ukraińskiego sojusznika. Jednocześnie Ukraińcy oświadczyli, że Ukraina nadal będzie kontynuowała walkę z bolszewikami i dlatego wszelkie deklaracje, decyzje czy postanowienia konferencji pokojowej podjęte bez konsultacji ze stroną ukraińską, rząd URL będzie uważał za niezobowiązujące.

12 października 1920 roku Polska i Rosja bolszewicka podpisały w Rydze preliminaria pokojowe oraz układ o zawieszeniu broni, który miał wejść w życie 18 października. Natychmiast po ich ratyfikacji wojska polskie miały wycofać się na linię rzecz Zbrucz i Horyń, które miały stanowić przyszłą granicę polsko-sowiecką. Na mocy układu Polska uznawała niepodległość sowieckich republik Białorusi i Ukrainy. Zawieszenie broni nie dotyczyło wojsk ukraińskich, ale dowództwo Armii URL zamierzało również wstrzymać działania ofensywne i czas ten wykorzystać na wzmocnienie liczebności armii i uzupełnienie jej wyposażenia. W celu zapewnienia Ukraińcom spokoju potrzebnego do reorganizacji, gen. Stanisław Haller rozkazał wydzielić 8 batalionów polskiej piechoty, które miały zostać umieszczone na froncie pomiędzy jednostkami ukraińskimi. Na tych pozycjach oddziały polskie miały pozostać do 2 listopada 1920 roku. Wówczas miały wycofać się na ostateczna linie rozejmową, jednak Polacy pozostali do połowy listopada, co wywołało protesty strony sowieckiej. Poza pomocą bezpośrednią na froncie, także polscy politycy zapewniali Ukraińców o swym poparciu – czynili to m.in. minister spraw wojskowych – gen. Kazimierz Sosnkowski oraz ministrem spraw zagranicznych – Eustachy Sapieha. 1 listopada doszło także do spotkania Piłsudskiego z Petlurą. Wcześniej, 18 października, naczelny Wódz w specjalnym rozkazie pożegnał wojska URL: „Wspólnie przelana krew i braterskie mogiły położyły kamień węgielny wzajemnego porozumienia i pomyślności obu narodów. Obecnie, po dwóch latach ciężkich walk z barbarzyńskim najeźdźcą, żegnam wspaniałe wojska URL i stwierdzam, że w najcięższych chwilach wśród nierównych walk niosły one wysoko swój sztandar, na którym wypisano hasło: <Za naszą i waszą wolność>”. Po dotarciu do Zbrucza, mając perspektywę prowadzenia dalszej ofensywy już na własnym terytorium, dowództwo Armii URL rozpoczęło mobilizację. Wyznaczono także cele przyszłej ofensywy – Armia URL miała dotrzeć do linii Beretowo nad Dniestrem – Nowa Uszyca- Lataczów. Opanowanie tak rozległego terenu miało umożliwić Ukraińcom pobór dużej liczby rekruta. Równocześnie gen. Sosnkowski obiecał dostarczyć Ukraińcom znaczne dostawy broni i amunicji, uznając, że prowadzenie przez Ukraińców operacji przeciwko bolszewikom jest korzystne dla Polski, zarówno ze względów politycznych, jak i wojskowych. Równocześnie Ukraińcy nawiązali kontakt z działającym w Warszawie rosyjskim Komitetem Politycznym oraz jego liderem Borisem Sawinkowem, który podporządkował się gen. Wranglowi. Józef Piłsudski namawiał Rosjan do współpracy z Petlurą.  Początkowo rozmowy nie przyniosły efektów, dopiero gdy rząd w Sewastopolu zgodził się, na by o przyszłym losie Ukrainy zadecydowała demokratycznie wybrana Konstytuanta, doszło do przełomu. W jego wyniku 13 października 1920 roku obie strony podpisały w Warszawie porozumienie, zgodnie z którym rosyjski Korpus gen. Borisa Pieriemykina miał operować u boku wojsk ukraińskich jako korpus posiłkowy pod naczelnym dowództwem gen. Omelianowyca-Pawlenki. Natomiast po przekroczeniu Dniepru jednostki gen. Pieriemykina miały przejść pod bezpośrednie dowództwo gen. Wrangla. Na początku listopada wojska gen. Wrangla poniosły klęskę, a 15 listopada padł Sewastopol. Armia Południa Rosji zostałam rozbita, a jej resztki schroniły się w Turcji. Upadek Krymu i likwidacja wojsk gen. Wrangla radykalnie zmieniły sytuację. Na mocy nowej konwencji rosyjsko-ukraińskiej z 18 listopada 1920 roku Rosjanie uznali istnienie niezależnej URL oraz jej rządu z Głównym Atamanem Petlurą na czele. Równocześnie Ukraińcy zakończyli przygotowania wojskowe, w wyniku których skoncentrowano około 40 tysięcy żołnierzy ukraińskich, których wspierał 10-tysięczny korpus gen. Pieriemykina. Ukraiński plan przewidywał atak na Bracław, Winnicę oraz Żmerynkę. Bolszewicy dowiedzieli się jednak o tych planach i 10 listopada ruszyło wyprzedzające natarcie, które doprowadziło do znacznego zamieszania w szeregach ukraińskich. 14 listopada rozpoczęła się ofensywa rosyjsko-ukraińska, jednak bolszewikom udało się ją powstrzymać. W tej sytuacji jednostki URL rozpoczęły ewakuację na stronę polską. Po przekroczeniu Zbrucza jednostki URL  rozbrojono i skierowano do obozów internowania w Szczypiornie,  Kaliszu i Strzałkowie. W Tarnowie znaleźli się członkowie rządu z Głównym Atamanem oraz Rada Republiki.

Na jesieni 1921 roku na Ukrainę wyruszyły dwie (liczące w sumie prawie 1500 żołnierzy) grupy, których zadaniem było wywołanie antybolszewickiego powstania. W czasie pobytu na Ukrainie grupy te stoczyły wiele zwycięskich potyczek z oddziałami bolszewickimi, jednak w połowie listopada bolszewicy rozbili grupę gen. Tiutiunnyka. Resztki oddziałów ukraińskich wycofały się na polskie terytorium. Nie powiodła się również akcja powstańcza podjęta przez sztab w Kiszyniowie.

Na mocy podpisanego 18 marca 1921 polsko-bolszewickiego traktatu pokojowego w Rydze, obie strony zobowiązały się do nie popierania organizacji wojskowych i rządów emigracyjnych, których działalność byłaby wymierzona w suwerenność drugiej strony. Wkrótce bolszewicy zaczęli domagać się od Warszawy podjęcia działań w celu zapobieżenia wszelkim akcjom antysowieckim prowadzonym na terenie Polski, w tym rządu URL. W wyniku porozumienia z Moskwą, Warszawa zobowiązała się do 20 października 1921 roku wydalić przywódców URL  Ostatecznie z Polski wyjechali generałowie Omelianowycz-Pawlenko oraz Zieliński. Pozostał jednak Główny Ataman Petlura, dzięki wsparciu Henryka Józewskiego oraz Stanisława Stempowskiego. Jednak i on opuścił Polskę w końcu 1923 roku. Wyjechał do Paryża, gdzie został w maju 1926 roku zamordowany przez bolszewickiego agenta Szlomę Szwartzbarda. Godziemba

PAWLAK NA EMERYTURZE Miło jednak być prorokiem we własnym kraju… Pan Wicepremier Waldemar Pawlak „kupił” pomysł ograniczenia składek na ZUS i przejścia na „kanadyjski” system minimalnej gwarantowanej emerytury państwowej. Pan Premier Pawlak chce, żeby wszyscy płacili jednakową, niewielką składkę (120 zł). W zamian na starość każdy dostałby emeryturę wystarczającą na przeżycie bez pomocy opieki społecznej (w wysokości ok. 1200 zł). Jeżeli ktoś chciałby na starość żyć na wyższym poziomie, sam musiałby odkładać pieniądze w banku czy w funduszach. Proponuje w tej sprawie referendum! Eksperci są przeciw. Zwłaszcza „twórcy reformy emerytalnej”. Przeciw wydają się też być niektórzy dziennikarze. W GW artykuł pod tytułem: „Mącenie w emeryturach”. (Mącenie w emeryturach. Pawlak ma pomysł na ZUS za 120 zł Chcesz płacić do ZUS tylko 120 zł? Jeżeli się zgodzisz, będziesz miał niską emeryturę, ale będziesz więcej zarabiał. Takie pytanie w referendum chce zadać Polakom wicepremier Waldemar Pawlak. - Obywateli trzeba zapytać, czy mamy mieć prosty system emerytalny, czy pozostać przy obecnym - kosztownym, z dużymi składkami do ZUS i otwartych funduszy emerytalnych i nie wiadomo jaką emeryturą na starość - mówi "Gazecie" wicepremier. Zgodnie z reformą z 1999 r. każdy Polak odkłada składki na indywidualnych kontach w ZUS i OFE. Im więcej odłoży, tym więcej na starość dostanie. Na emeryturę oddajemy w sumie 19,5 proc. pensji. Kowalski zarabiający 3400 zł co miesiąc przekazuje 663 zł. Osoby z minimalną pensją - ok. 250 zł. Pawlak chce, żeby wszyscy płacili jednakową, niewielką składkę, i to tylko do ZUS. - W zamian na starość każdy dostałby emeryturę wystarczającą na przeżycie bez pomocy opieki społecznej. Ta emerytura dla wszystkich byłaby jednakowa - mówi wicepremier. Ile mogłaby wynosić? - Powinna pozwolić godnie żyć. Na dzisiejsze warunki mogłoby to być 1200 zł. Według wyliczeń Pawlaka, żeby dostać taką emeryturę, wystarczyłoby dziś płacić co miesiąc 120 zł. Jeżeli ktoś chciałby na starość żyć na wyższym poziomie, sam musiałby odkładać pieniądze w banku czy w funduszach. 120-złotowa składka miałaby być co roku waloryzowana o wskaźnik inflacji i ewentualnie jeszcze jakiś dodatkowy procent. Jaki? Nie wiadomo. Pawlak chce o referendum rozmawiać z innymi członkami rządu. Emerytury to teraz wśród członków gabinetu jeden z najgorętszych tematów. Co roku państwo dopłaca do nich ponad 40 mld zł. Na dłuższą metę budżet tego nie wytrzyma. Między ministrami iskrzy. Szefowa resortu pracy Jolanta Fedak (PSL) chce np. obniżyć składkę do OFE z 7,3 do 3 proc. Jej pomysł popiera Ministerstwo Finansów. Ostro sprzeciwia się mu Michał Boni, minister w kancelarii premiera. Pomysł Pawlaka eksperci nazywają radykalnym. - To nieodpowiedzialne słowa, głupota - mówi Jeremi Mordasewicz, członek rady nadzorczej ZUS. - Nikt nie robi referendów w sprawie wysokości podatków, składek, opłat. Każdy powie, że mają być jak najmniejsze. Ultraliberał Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha nie jest przeciwny referendum. - Ale pytałbym tylko młodych Polaków, tych, których nowy system by objął - zapewnia. Centrum na zlecenie rządu przygotowało raport, z którego wynika, że każdy powinien mieć szansę odkładania na emeryturę w taki sposób, jaki mu odpowiada. Państwo powinno gwarantować tylko minimalne świadczenie. Sadowski zapewnia, że podobny system sprawdza się w Kanadzie. Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z PKPP Lewiatan, członkini Rady Gospodarczej przy premierze, uważa, że system kanadyjski nie ma u nas szans. Bo rodacy nie umieją inwestować i nie mają nawyku odkładania pieniędzy na przyszłość. Wiktor Wojciechowski, ekonomista fundacji FOR, mówi, że gdyby obniżono składkę emerytalną do 100 zł miesięcznie dla mężczyzny zarabiającego średnią krajową, to po 40 latach pracy zgromadzone składki wystarczyłyby na wypłatę 265 zł brutto emerytury! To ponad 400 zł mniej, niż wynosi obecnie gwarantowana ustawowo emerytura minimalna (706 zł). - Aby dostawać 1200 zł, mężczyzna musiałby pracować przez 60-70 lat. A kto będzie tyle pracował? - pyta Mordasewicz. - To wprowadzanie opinii publicznej w błąd, często politycy mówią o czymś, na czym się nie znają. Co o referendum myśli premier? Kancelaria premiera nie odpowiedziała nam przez tydzień. - Myśli pan, że wiedza Polaków pozwoliłaby im świadomie odpowiedzieć na pytanie w referendum? - pytamy Waldemara Pawlaka. - Wierzę w mądrość Polaków. Wiktor Wojciechowski, fundacja FOR: Pomysł ten zwiększyłby deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, z którego ZUS wypłaca emerytury, o 73 mld zł, do 118 mld. Minister finansów musiałby go pokryć gigantyczną podwyżką podatków. Leszek Kostrzewski; Piotr Miączyński). Opinie ekspertów można pogrupować następująco:

1. Obecny system jest generalnie świetny i nie należy go zmieniać. Jest on tak świetny, iż należy nim jeszcze objąć, po pierwsze, rolników, którzy nie korzystają dotychczas z jego dobrodziejstwa, a po drugie wszystkich obywateli Unii.

2. Obywateli trzeba zmusić do odkładania na emeryturę, bo „nie umieją inwestować i nie mają nawyku odkładania pieniędzy na przyszłość”.  

3. Pomysł Premiera Pawlaka zwiększyłby deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, z którego ZUS wypłaca emerytury, o 73 mld zł. – ergo Minister Finansów musiałby go pokryć „gigantyczną” podwyżką podatków.

4. Referendum nie można przeprowadzać w sprawach podatkowych, bo wiadomo, że każdy będzie chciał niższych podatków dziś, a na starość nie będzie miał z czego „godnie” żyć! Jest jeszcze pogląd piąty: Pomysł Premiera Pawlaka ma sens. Nie wiem co prawda, skąd mu się wzięły liczby (składka 120 złotych miesięcznie, emerytura 1200 złotych miesięcznie), ale co do zasady to byłby to powrót do korzeni niemieckich socjaldemokratów, którzy w drugiej połowie XIX wieku zgłosili pomysł, a który wcielił w życie konserwatysta Bismarck. Bo tak to już w historii bywało, że konserwatystom, kierującym się racją stanu, potrafiło się przytrafić wprowadzenie w życie pomysłów politycznych przeciwników, a socjaliści nawet dobre pomysłu konserwatystów „kilowali” jako „obce ideowo”, nawet jak funkcjonowały całkiem dobrze. Ci, którzy głoszą, że pomysł Pana Premiera Pawlaka ma sens, zostali nazwani „ultra liberałami”. Spotkało to mojego kolegę z CAS – Andrzeja Sadowskiego. Przy okazji zacytowano jedynie jego pogląd, że referendum zaproponowane przez Pana Premiera Pawlaka mogłoby być przeprowadzone tylko pośród tych młodych osób, które miałyby w przyszłości zostać objęte nowym systemem. Na zacytowanie jego/naszego poglądu na temat kosztów pracy, miejsce się nie znalazło.  Ciekawe, że żadnych przymiotników nie było przy nazwiskach ekspertów którzy wypowiadali odmienne zdanie? Może oni to „liberałowie” skoro Sadowski to „ultras”? Albo konserwatyści? Albo socjaliści? Albo może „ultra socjaliści”? Więc po kolei.

1.Czy obecnie „pozapłacowe koszty pracy” nie są zbyt wysokie? Bardzo prosiłbym, któregoś z przeciwników pomysłu Pana Premiera Pawlaka, o taką deklarację: „pozapłacowe koszty pracy w Polsce nie są za wysokie, w niczym nie przeszkadzają rozwojowi gospodarczemu i tworzeniu nowych miejsc pracy”. Znajdzie się ktoś, kto tak napisze? Bo nie sztuką jest na konferencjach albo w publikacjach o „barierach wzrostu” mówić/pisać o kosztach pracy, a na konferencjach albo w publikacjach wspierających OFE krzyczeć o „Mąceniu w emeryturach” jak ktoś pomysł obniżenia kosztów pracy przedstawia.  

2. Jeśli Polacy to generalnie „durnie” (do tego się sprowadzają poprawne politycznie stwierdzenia, że  „nie mają nawyku odkładania”)  to jakim cudem, przy takim poziomie opodatkowania, aktywa TFI wynoszą 95 mld zł., a depozyty bieżące i lokaty terminowe prawie 385 mld zł.? Polacy „nawyk” odkładania to by mieli. Ale nie mają z czego odłożyć. Bo jak znajdą pracę, za którą pracodawca jest gotów zapłacić 3.600 zł., to sami dostaną tylko 2.000 zł. 1.600 bierze sobie rząd. W takich warunkach kwoty wpłacone do TFI i ulokowane w bankach to prawdziwy cud. To raczej kolejne rządy prowadzą hulaszczy tryb życia, a nie obywatele.

3. Pomysł Pana Premiera Pawlaka zwiększyłby deficyt FUS. Ale niektórzy wiedzą jak zwiększyć inne wpływy podatkowe.

W 2008 roku mieliśmy 312.356 osób prawnych składających deklaracje CIT. W tym:

a) przedsiębiorstw – 308.479 (98,76%)

b) banków i pozostałych instytucji finansowych – 3.877 (1,24%)

Ich łączny przychód wyniósł 4.966.701.088 tys. zł. Koszty uzyskania przychodu: 4.780.828.638 tys. zł. Dochód brutto: 212.878.742 tys. zł. Dochody wolne od podatku wyniosły 32.915.345 tys. zł. Dochody zwolnione od podatku („zwolnione” to inne niż „wolne”) wyniosły 5.803.089 tys. zł. W efekcie kwota podatku należnego wyniosła 31.197.708 tys. zł. Zapłaciło go 123.396 podatników (przypomnijmy: z 312.356). Ergo prawie 60% podatników CIT w ogóle nie zapłaciła tego podatku.

http://mf.gov.pl/_files_/podatki/statystyki/za_2008/informacja_roczna_cit_2008.pdf

Podatek CIT w wysokości 1% przychodu przyniósłby budżetowi 49.667.010 tys. zł – 18,5 mld zł więcej od obecnego, zmniejszając istotnie koszty ponoszone przez podatników na księgowość i doradców podatkowych (jako adwokat i doradca podatkowy – co mi „wytykał” w jednym z komentarzy jakiś mój ewidentny „fan” – wiem co piszę) oraz koszty kontroli i ściągania – więc efektywne zyski dla gospodarki i budżetu byłyby wyższe. Tym wszystkim, którzy mówią, że są firmy mające rentowność poniżej 1% odpowiem, że takie firmy to niepotrzebnie emitują Co2. Ich „rentowność” obliczana jest bowiem z uwzględnieniem kosztów, którymi manipulują. Acha: ja się im wale nie dziwię, że manipulują kosztami i nawet ich w tym wspieram. Ostatecznie to ustawodawca ustala reguły gry.

W naszym projekcie z 2003 roku proponowaliśmy jeszcze podatek w wysokości 0,2% miesięcznie (2,4% rocznie) od kapitałów własnych spółek. Trochę więcej musiałby zapłacić banki. Ale: przeciętny przychód w sektorze przedsiębiorstw wyniósł w 2008 roku 8.086 tys. zł., a w bankach i pozostałych instytucjach finansowych – 716.397 tys. zł. W bankach był więc średnio prawie 90 razy (!) wyższy.

A teraz proszę mi odpowiedzieć na czy zarabia bank? Bank normalnie zarabia na wykonaniu usługi finansowej polegającej na udzieleniu kredytu. Jako że wbrew twierdzeniu rozpowszechnianemu przez „rynki finansowe” same pieniądze „nie rodzą” pieniędzy, potrzebny jest ktoś, kto je wykorzysta w realnej gospodarce. Zainwestuje „100” pożyczone od banku, zarobi na tym „120”i odda bankowi kapitał „100” plus, na przykład, połowę tego co zarobił – czyli „10”. Ale podatek należny do zapłacenia przez przedsiębiorstwa wyniósł w 2008 roku 24.683.622 tys. zł., a przez banki i instytucje finansowe  6.514.086 tys. zł. Na jedno przedsiębiorstwo płacące podatek wyniósł on 203 tys. zł, a na jeden bank i instytucję finansową 3.375 tys. zł. Podatek płacony przez statystyczny bank był więc 16 razy wyższy niż płacony przez statystyczne przedsiębiorstwo (przy przychodach 90 razy wyższych). Mamy jeszcze obniżone stawki podatku VAT na żywność, zgodnie z teorią, że „biedni ludzie poniżej progu ubóstw” nie mogą za żywność więcej płacić. Efektywniej byłoby, gdyby biednym ludziom, których nie stać na jedzenie, pomagały gminne ośrodki pomocy społecznej poprzez system zasiłków, a nie państwo poprzez system podatkowy. Bo efekt jest taki, że w zdecydowanej większości gospodarstw domowych żywność ląduje na śmietniku. O takich szczegółach jak rezygnacja przez rząd z opodatkowania hazardu poprzez zakazanie uprawiania hazardu, to już nawet nie warto wspominać.

4. Swoiste referendum w sprawie podatków przeprowadzili Amerykanie w roku 1776 pod hasłem „no taxation without representation”. Autorzy artykułu w GW pytają Pana Premiera Pawlaka: „Myśli pan, że wiedza Polaków pozwoliłaby im świadomie odpowiedzieć na pytanie w referendum?” To ja mam pytanie: czy myślicie Panowie, że „wiedza Polaków pozwoli im świadomie odpowiedzieć 20 czerwca na pytanie kto ma zostać prezydentem”? Gwiazdowski

Jane Burgermeister w tarapatach Jeden z gości gajówki zwrócił mi uwagę na tekst zamieszczony pod adresem:
http://nowyporzadekswiata.blogspot.com/2010/04/pomoc-dla-jane-burgermeister.html Pani Jane Burgermeister, odważna dziennikarka, może potrzebować naszej pomocy. Jesteśmy jej to winni. Jeśli zabraknie na świecie ludzi jej pokroju, będą nami poniewierać jak bydłem bez żadnych już przeszkód.
Moi drodzy, Kobieta, która poświęciła swoją karierę dla sprawy rzetelnego informowania opinii publicznej w.s. zakażonych szczepionek na tzw. “świńską grypę” potrzebuje dzisiaj naszej pomocy. Zaraz po katastrofie polskiego samolotu w Smoleńsku podawała na swojej stronie http://www.theflucase.com szokujące informacje, jak te o ostatnich decyzjach prezesa Narodowego Banku Polskiego, Sławomira Skrzypka. Obecnie, jedną z hipotez że przyczyną katastrofy mógł być m.in. zamach na S. Skrzypka zajmuje się wiele niezależnych badaczy nie tylko w Polsce. Zaraz po umieszczeniu tej informacji na jej stronie domena theflucase.com zniknęła (!) z sieci. Firma hostingowa GoDaddy poinformowała webmastera, który prowadzi stronę Jane, że ruch na stronie “zablokował inne domeny” i dlatego musieli ją zamknąć – co jest śmiesznym argumentem, zważywszy, że strona Jane zawiera tylko artykuły tekstowe, zero grafiki czy multimediów – a to te obciążają serwer. Strona nie działa do dnia dzisiejszego, Jane uruchomiła więc ponownie swój blog http://www.birdflu666.wordpress.com by nadal nas informować o przebiegu wydarzeń. 17 kwietnia za ostatnie pieniądze przyjechała do Polski by prowadzić na żywo transmisje wideo – z moja pomocą. Transmisje nie udały nam się gdyż łączność Wi-Fi była ograniczona i “transmisje” obcinało po niecałych 2 minutach. Postawiliśmy więc na zrobienie reportaży, które umieściliśmy kilka godzin po nagraniu materiału. Reportaże zrobiły furorę, szczególnie jeden:
http://www.youtube.com/watch?v=LoUkobHYAlk W wersji polskiej zamieścił to redmuluc:
http://www.youtube..com/watch?v=zbNYhzGdwjs

Jane uważa, że jej życie było i jest zagrożone. Bank, w którym ma pewne fundusze, nagle zablokował ich wypłacanie; nie znam dokładnie przyczyn, ale faktem jest, że Jane przyjechała do Polski głodna i wyczerpana. Podczas naszej pracy w Krakowie zasłabła. Doszła do siebie, ale teraz otrzymuję od niej alarmujące emaile, że “nie ma nawet na jedzenie”. Niestety, Austriacy są zupełnie inni od Polaków, nie pomogą nawet sąsiadowi. Poza tym jej zdecydowany opór wobec hipokryzji w mediach spowodował, że środowisko dziennikarskie się od niej odwróciło. Okazuje się, że największych przyjaciół ma wśród nas, Polaków. Także Niemcy dużo jej zawdzięczają. Tam jednak nikt nie opublikuje tego, co ja teraz czynię. Proszę was – jeśli możecie, wyślijcie jej 10-20 Euro, najlepiej przez Western Union. Jeśli nie możecie, to poproście swoich znajomych by pomogli. Absolutnie nieprawdą jest że Jane robi to wszystko za pieniądze. Owszem, miała za co żyć, dopóki żył jej ojciec, lecz kilka miesięcy temu w dość dziwnych okolicznościach zachorował i zmarł. Marucha

Kabarecik pani Ashton i wyzwanie dla pana Sikorskiego Ministrowie spraw zagranicznych i obrony państw członkowskich UE spotkali się wczoraj (26 kwietnia) w Luksemburgu na posiedzeniu Rady ds. Zagranicznych i Rady ds. Ogólnych. Przedmiotem obrad tej drugiej była tzw. Europejska Służba Działań Zewnętrznych (ang. EEAS), co w przełożeniu na nasze ma oznaczać unijny korpus dyplomatyczny, na którego czele stoi baronessa Catherine Ashton – Wysoki Przedstawiciel ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa. Pani Ashton zapewniła, że parytet geograficzny w doborze kadr będzie zachowany. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski wyraził publicznie radość i zaufanie. [Przypominamy, iż baronessa Ashton, nikomu z niczego nieznana, została na swoje stanowisko wybrana przez nie wiadomo kogo i nie wiadomo w czyim imieniu. A nawet nie wiadomo, po co. - admin] Korpus dyplomatyczny EEAS tworzyć mają stosownie dobrani urzędnicy Komisji, Rady i ci, którzy zostaną wysłani przez państwa członkowskie. Strategia nasza polegać ma teraz na jak najlepszym uplasowaniu wiceministra Mikołaja Dowgielewicza, odpowiedzialnego w MSZ za zagadnienia europejskie, po likwidacji z dniem 31 grudnia ub. roku Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Usytuowanie M. Dowgielewicza w „otoczeniu” pani C. Ashton nie jest złym pomysłem zważywszy, że sam wiceminister robi raczej dobre wrażenie, zaś „otoczenie” owo, czyli – jak należy domniemywać – „gabinet”, może mieć o wiele większy wpływ na podejmowane przez Ashton decyzje, niż poszczególne piony EEAS. Tak przynajmniej mówią ludzie dobrze poinformowani, powołując się na praktykę zaobserwowaną w Komisji Europejskiej, gdzie gabinet Manuela Barroso zdominował poszczególne dyrekcje generalne, forsując system kanclerski. Ale nie w tym rzecz. EEAS nie jest częścią KE, ani Rady, ani Parlamentu UE. Ma osobny, na pierwszy rzut oka wysoki status wynikający z Traktatu Lizbońskiego. Nie jest przy tym istotne, czy siedzibę ma w Justus Lipsius (Rada), gdzie pani Ashton jest, czy też nie jest bojkotowana. Sedno sprawy tkwi gdzie indziej. Traktat Lizboński zafundował światu performans europejskiego bizantynizmu. Trzech prezydentów i wysoki przedstawiciel  – to już nie do zniesienia, ani dla Stanów ani dla Rosji, ani dla kogokolwiek. W sytuacji gdy Niemcy, jako jedyne zagwarantowały sobie wyższość prawa własnego nad unijnym, cały ten zgiełk wokół EEAS jest tylko zasłoną dymną potrzebną dla schlebiania próżności parweniuszy. Oczywiście, niezła fucha za kilka – kilkanaście tysięcy euro nie jest do pogardzenia, ale realna polityka zagraniczna to Nord-Stream, strzaskany Nabucco, francuskie „Mistrale” dla Rosji i coraz lepsze kontakty Moskwy z Waszyngtonem, który – pardon – „olewa” Brukselę z góry na dół. Właściwie nie mam nic przeciwko, choćby to była i ściema. Zawsze można się czymś takim pochwalić w ramach tzw. promocji wtrącając coś bardzo błyskotliwego podczas gościnnego wykładu w American Enterprise Institute. Co najwyżej, dobrze wychowani neocons  z politowaniem się uśmiechną, a potem poklepią po plecach przy wykwintnym trunku. Czy jednak – wziąwszy pod uwagę ów „background” -  nie mamy prawa oczekiwać jakiegoś planu „B” po wychowanku tak znakomitej, trzęsącej światem przez ostatnią dekadę, szkoły? Marek Bednarz

Zaczął się wyścig Zabrzmiały tarabany. Pożegnaliśmy żałobę, rozpoczęliśmy kampanię. Zaczęły się harce przed wielką bitwą.

Zgodnie z przewidywaniami kandydatem Prawa i Sprawiedliwości został Jarosław Kaczyński. Niespodzianki nie było, bo być nie mogło. Partia do boju wystawiła swojego najlepszego fightera, najbardziej odpornego, doświadczonego i przebiegłego. Zbolałego i okrutnie przez życie obitego, ale w tej chwili jedynego, który gwarantuje PiS-owi polityczną egzystencję i daje – jak mniema wielu – przepustkę do nowego życia, którego zwieńczeniem będą wygrane wybory parlamentarne w 2011 roku. W oświadczeniu, a propos swojego kandydowania, prezes PiS Jarosław Kaczyński, tak sprawę ujął: (…) Tragicznie przerwane życie Prezydenta RP, śmierć elity patriotycznej Polski, oznacza dla nas jedno: musimy dokończyć Ich misję. Jesteśmy Im to winni, jesteśmy to winni naszej Ojczyźnie. Choć pogrążeni w bólu i żałobie, związani wieczną pamięcią o stracie, mamy obowiązek wypełnić Ich testament. (…) Wszystkich, którzy chcą kontynuować dzieło ofiar smoleńskiej tragedii, którzy chcą by prawa Polska i prawi Polacy – jak pięknie powiedział przewodniczący „Solidarności” Janusz Śniadek – na zawsze podnieśli głowy, wzywam do współpracy. Bądźmy razem. Dla Polski. Polska jest najważniejsza. Dziwne to oświadczenie. Nie ze względu na retorykę, bo ta nie zaskakuje, inna być nie mogła (testament, wieczna pamięć, kontynuowanie dzieła, bądźmy razem, Polska jest najważniejsza, prawi Polacy, Polska to wielkie zobowiązanie, wzywam do współpracy, itp.), ale na formę i chaotyczność oraz jakąś taką niezborność, która dotychczas była obca Jarosławowi Kaczyńskiemu. Jak na pierwsze tak ważne wystąpienie po smoleńskiej tragedii, można było oczekiwać czegoś bardziej porywającego, a zarazem… ludzkiego. Odnoszę wrażenie, że oświadczenie pisane było naprędce, tak żeby zdążyć na czas, żeby pomieścić w nim akcenty, które w trakcie kampanii będą rozwijane. Nie była to z pewnością narracja męża stanu, którego w Jarosławie Kaczyńskim dostrzega jego otoczenie. Najbardziej jednak zadziwił mnie enfant terrible Prawa i Sprawiedliwości europoseł Marek Migalski, który uderzył w groteskowe i infantylne w sumie tony, obwieszczając na swoim blogu: Jarosław Kaczyński zdecydował się kontynuować dzieło brata. Bo któż inny mógłby to zrobić lepiej? Jeśli w boju ginie król, to kto inny, jeśli nie jego brat powinien dalej nieść sztandar? Kto inny lepiej nadaje się do tego, by walczyć o te idee i sprawy, za które poprzednik oddał życie? Kto mocniej i godniej trzymać będzie drzewiec [chyba drzewce - admin] z proporcem zmarłego? Dlatego stańmy przy królu wszyscy, którym bliskie były ideały jego zmarłego brata!

Nawet gdyby przyjąć, że to celowa licentia poetica Migalskiego, to i tak pozostaje pewien niesmak, bo krzewienie tego typu retoryki, delikatnie rzecz ujmując, abstrahuje od układu odniesienia. Zwraca uwagę dziwna logika wywodu sugerująca, że Lech Kaczyński oddał życie za ważne dla niego idee i sprawy, kiedy w rzeczywistości tak nie było. Pan Prezydent nie zginął za idee i sprawy, ale dlatego, że ktoś coś zaniedbał, powodując katastrofę samolotu z 96 osobami na pokładzie. Ginąć dla sprawy można na polu chwały, z wyroku oprawców czy świadomie oddając życie w imię wyznawanych wartości. Tutaj mieliśmy do czynienia jedynie z tragicznym zbiegiem okoliczności, a nie świadomą ofiarą. Nie umniejsza to w żaden sposób żalu i smutku po śmierci pasażerów feralnego lotu TU 154. Rozpoczęta właśnie kampania nie będzie kampanią jedności Polaków. Będzie kontynuacją wojny PiS i PO [Dodajmy: wojny, która będzie dla Polski przegraną, bez względu na zwycięzcę - admin]. Będzie obłudna do granic możliwości. Będzie eksploatować i grać na uczuciach ludzkich w sposób daleko bardziej perfidny niż dotychczas. Żadna świętość nie zostanie uszanowana, a trumny – już nie Dmowskiego i Piłsudskiego – na nowo podzielą Polaków. Ciosy polityczne zadawane będą nie toporami i kłonicami, jak dotychczas, ale za pomocą wyrafinowanej kroplówki, wbijanej przeciwnikowi w powadze i dostojeństwie żałobnego klimatu. Szybko okaże się, że na wszystkim da się zrobić pijar i polityczny interes. Prawa polityki, podobnie jak prawa dżungli, są nieubłagane. Tu i tam trwa walka o przetrwanie. Bez litości, w imię instynktu, tu władzy, a tam przetrwania. Kto sądzi inaczej, polityki po prostu nie rozumie. Maciej Eckardt

Tym razem nie było "Jak zwykle..."; proszę zajrzeć... Gdy ze strony PKW zniknęło potwierdzenie zgłoszenia mojego Komitetu Wyborczego, wśród zbierającej braci wybuchła mała panika. Chyba trzy godziny trwało, zanim ustaliliśmy przyczynę.... i już u Państwu ze zmęczenia zapomniałem. Przepraszam. Gdy ONET.pl podał, że zgłosiło się 13 kandydatów na prezydenta, niejaki {Midas250} napisał: „To o 12 za dużo :); po co startują Ci o których normalnie nikt nie słyszał i nie mają szans na wygraną? Dla rozgłosu? Zaspokojenia własnych ambicji? Po co?” Ja akurat nie należę do tych, o których nikt nie słyszał – ale chcę się za nimi ująć. Ustalenie, że startować mają tylko ci, o których „się słyszało” oznaczałoby oddanie pełnej władzy mediom. Jak kogoś nie pokażą w TV – to gość jest skończony. A może ludzie maja inne gusta niż dziennikarze? Jest jasne, że powinien być tylko jeden król – ale skoro bawimy się w tę idiotyczną d***krację, to trzeba być konsekwentnym! W rzeczywistości zgłosiło się 23 kandydatów na kandydatów, z czego sześciu nie zdobyło nawet tysiąca podpisów, a czterech (pp. Andrzej Olechowski, Bogdan Szpryngiel, Ludwik Wasiak i Franciszek Wójcik) muszą tylko to i owo uzupełnić – co zapewne zrobią. Ale czy zauważyli Państwo, że wśród całej 23.ki, która zamarzyła o prezydenturze, nie ma ani jednej kobiety? W końcu zebranie tysiąca podpisów nie jest chyba dla organizatorek rozmaitych femi-manif jakąś specjalną trudnością? Czyżby oceniły, że idea prezydentki nie znajdzie poparcia nawet u 100.000 ludzi? A może chodzi po prostu o to, że kandydatka na prezydenta musi mieć w ramach równouprawnienia ukończone 35 lat – a ogromna większość kobiet kończąc lat 25 postanawia, że już ani jednego więcej? ilka słów z Albionu. Jestem w Londynie. Za tydzień (6 maj) wybory. Czytam „The London Evening Standard”. I co? Na drugiej stronie niewielki tekścik („Ekonomiści wykrywają czarne dziury w programach wszystkich partyj politycznych” - co specjalna rewelacją nie jest). I na stronach 8,9,10,i 11 o kilku sprawach wyborczych – w tonie spokojnym, bez faworyzowania żadnej partii.. Na 56 stron... W głowie się Polakowi nie mieści...Po wpisie: „Socjalista i marxista” obawiałem się, że polecą na mnie gromy za obnażanie poglądów śp. Lecha Kaczyńskiego – co jest pośrednio atakiem na Jego brata, Jarosława. Tymczasem {liwiusz78} napisał: „Czuję szykowanie gruntu pod poparcie dla J. Kaczyńskiego w II turze”. Hmmmm... JKM

WSZYSCY LUDZIE BRONISŁAWA K.

Płk. Aleksander Lichocki –  ostatni szef Zarządu I Szefostwa WSW, absolwent moskiewskich kursów GRU. Po zlikwidowaniu WSW, za zgodą Bronisława Komorowskiego przeniesiony do rezerwy kadrowej nowo powstałych Wojskowych Służb Informacyjnych. W 1991 r. w randze pułkownika i już na etacie generalskim odszedł z wojska. Powodem było rozpoczęcie prac tzw. komisji Okrzesika - sejmowej podkomisji ds. zbadania działalności byłej WSW, której raport wykazał nieprawidłowości i przestępstwa, mające miejsce w WSW. W latach 80. zajmował się prześladowaniem opozycji niepodległościowej i Kościoła. Na początku lat 90. brał udział w inwigilacji prawicy. Przyjaciel Edwarda Mazura,  oskarżonego o zlecenie zabójstwa gen. Marka Papały. Wieloletni znajomy Bronisława Komorowskiego. Do 2005 r. Lichocki pracował w Agencji Mienia Wojskowego. Gdy w roku 2004 syn Komorowskiego został potrącony przez samochód jednego z najbogatszych Polaków, jadący w obstawie dwóch lancii BOR z pokazu Ferrari w hotelu Victoria, o fakcie tym poinformował dziennikarza Superexpresu Leszka Misiaka właśnie Aleksander Lichocki, przedstawiając się jako rzecznik i znajomy marszałka. Syn Komorowskiego został wówczas ciężko ranny. Według Lichockiego śledztwo tuszowano, a nagranie z monitoringu skrzyżowania ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej, gdzie doszło do wypadku urywa się tuż przed zdarzeniem. Sprawa nigdy nie znalazła finału w sądzie. Pułkownik Aleksander Lichocki, przedstawiający się jako lobbysta, był człowiekiem znanym w sejmie III i IV kadencji. Oskarżony w związku z  aferą marszałkową.

Płk Lucjan Jaworski – były szef Zarządu WSW WOPK awansowany przez Komorowskiego w roku 1991 na  stanowisko szefa Kontrwywiadu Wojskowego. W latach 80. płk. Jaworski, odznaczał się szczególną gorliwością w zwalczaniu opozycji, niszczył prasę podziemną, rozpracowując m.in. „Wiadomości”, ”Głos Wolny”, ˝Tygodnik Wojenny˝, „Nową” czy „Robotnika”. Ścigał współpracujących z opozycją filmowców, rozpracowywał Ryszarda Bugaja, tropił „obce pochodzenie” członków opozycji, zakładał podsłuchy, werbował agenturę. To na skutek jego działań w więzieniu znalazła się min. Hanna Rozwadowska, kierująca logistyką „Wiadomości”. Po nominacji na szefa KW, Jaworski w latach 1991-93 prowadził działania operacyjne, skierowane przeciwko środowiskom opozycji niepodległościowej oraz przeciwko rządowi Jana Olszewskiego. Nadzorował również SOR „Szpak” – dotyczącą rozpracowania Radosława Sikorskiego.

Płk Leszek Tobiasz –  przyjęty przez wiceministra ON Komorowskiego do kontrwywiadu WSI . Przyjaciel płk Lucjana Jaworskiego. W latach 80. zajmował się prześladowaniem opozycji niepodległościowej, po roku 1990 penetrowaniem środowiska dziennikarskiego i Kościóła. Z teczki Nadzoru Szczególnego Kryptonim "Anioł", dotyczącej przygotowania i pozyskania materiałów mających na celu skompromitowanie abp. Juliusza Paetza wynika, że oficerem odpowiedzialnym za tę robotę był Leszek Tobiasz. Teczkę założono 28 lutego 2002 roku. Nielegalną działalnością Tobiasza zajmowała się Komisja Weryfikacyjna WSI, badał ją też Wojciech Sumliński. Główny bohater afery marszałkowej.

Gen. Józef Buczyński – jeden z najbliższych współpracowników Komorowskiego, mianowany szefem kadr MON. Przez wiele lat gen.Buczyński był attache wojskowym przy Ambasadzie RP w Chinach, a następnie Komendantem Akademii Obrony Narodowej. O Buczyńskim pisano w roku 2001, że dzięki protekcji Komorowskiego nabył 140-metrowe mieszkanie przy ulicy Nowolipki w Warszawie należące do wojska, płacąc jedynie 5 proc jego wartości (rynkowa wartość wynosiła ok. 210 000 dolarów). Jak wynika z zeznań Komorowskiego, złożonych przed prokuratorem w dniu 24 lipca 2008 roku, to gen. Buczyński wprowadził do niego płk Lichockiego, po ustaleniu, co ma być tematem rozmowy z Komorowskim. Według niektórych mediów gen. Józef Buczyński, działając w imieniu Bronisława Komorowskiego spotykał się z byłymi oficerami WSI sprawie uzyskania wglądu do aneksu.

Gen. Adam Tylus – były wiceszef Inspektoratu Techniki Sił Zbrojnych, doradca w gabinecie politycznym ministra MON Komorowskiego. Na początku lat 90. Departament Wychowania MON, podległy wiceministrowi Komorowskiemu wynajął część budynku przy Krakowskim Przedmieściu  w Warszawie na salon sprzedaży mercedesów Sobiesławowi Zasadzie. Po tym fakcie , MON zakupiło mercedesy do armii. Transakcję dotyczącą dostaw mercedesów nadzorował w MON gen. Adam Tylus.  Po otrzymaniu szlifów generalskich Tylus odszedł z wojska i został dyrektorem biura obsługi zamówień publicznych i specjalnych w firmie Sobiesław Zasada Centrum S.A.. Firma ta która współpracowała z Fundacją Pro Civili. W dokumentach informacyjnych Fundacji „Pro Civili” z 1998 roku, podpisanych przez Krzysztofa Werelicha wymienia się wśród dostawców różnych towarów firmy Sobiesław Zasada Centrum SA., Volvo Poland i Pati Soft sp. z o.o., a  wśród „odbiorców strategicznych” Ministerstwo Obrony Narodowej.  Następnie Tylus został zastępcą prezesa firmy Ster-Projekt i Ster-Projekt Technologie C4I, zajmującej się projektowaniem i wdrażaniem systemów dowodzenia i kierowania, przeznaczonych dla wojska. Jednocześnie był stałym doradcą sejmowej Komisji Obrony Narodowej, której przewodniczył Bronisław Komorowski. Jak informowała prasa „zdaniem Bronisława Komorowskiego, przewodniczącego komisji, regulamin Sejmu nie zabrania być doradcą osobie, która zasiada w zarządzie firmy, oferującej wojsku sprzęt i usługi.”

Gen. Bogusław Smólski – radca w gabinecie ministra ON Komorowskiego. W latach 90. Smólski został zdymisjonowany z MON, z powodu raportu NIK, w którym negatywnie oceniono rolę generała  w czasach gdy był dyrektorem departamentu rozwoju i wdrożeń MON. Zarzuty dotyczyły realizacji programu HUZAR i zakupu rakiety NDT. Wkrótce potem minister ON Onyszkiewicz awansował go na stanowisko radcy ministra. Od 2003 r. do 2007 r Smólski był rektorem WAT. Sporządzony w 2007 roku Raport NIK – „Informacja o wynikach kontroli organizacji i funkcjonowania akademii wojskowych i wyższych szkół oficerskich ze szczególnym uwzględnieniem gospodarki finansowej i mienia uczelni oraz struktury zatrudnienia w latach 2005 – 2007” wymienia generała jako osobę odpowiedzialną za liczne nieprawidłowości w funkcjonowaniu uczelni. M.in. „NIK negatywnie oceniła gospodarowanie przez WAT gruntami, niezwiązanymi z przedmiotem jej działalności statutowej. Zwłoka w uregulowaniu zasad użytkowania tego obszaru gruntu o łącznej powierzchni 10,54 ha (ogródki działkowe, grunty pod garaże), stanowi realne zagrożenie utraty przez Uczelnię majątku o wartości blisko 58 mln zł”. W lutym 2007 r. Smólski pełnomocnikiem ministra ON ds. reformy szkolnictwa wojskowego. Od lipca 2007 r. gen. Smólski jest dyrektorem Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.

Krzysztof Bucholski -  były wiceprezes Agencji Mienia Wojskowego, aresztowany w lutym 2007 roku pod zarzutem korupcji. W sprawie zatrzymano 17 osób: urzędników AMW, w tym Bucholskiego, oraz przedsiębiorców. Wszyscy otrzymali zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, a Bucholski ponadto o jej kierowanie. Bucholski przez wiele lat był członkiem PO, a wcześniej Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Współpracował blisko z Bronisławem Komorowskim. Nie tylko politycznie. Komorowski jest prezesem Ligi Rzecznej i Morskiej. Bucholski był też członkiem Ligi. W roku 2001 Bucholski był szefem kampanii parlamentarnej Komorowskiego. Karierę młodego działacza przerwała sprawa sprzedaży gruntów Wojskowego Instytutu Medycznego. O aferze, związanej z wyprowadzeniem przez byłych ministrów MON Onyszkiewicza i Komorowskiego, atrakcyjnego gruntu z terenu Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, do firmy Lilianny Wejchert (byłej żony współwłaściciela ITI) obszernie informowała prasa. W 2007 roku „Gazeta Polska” pisała: „w wyprowadzeniu gruntu do Euro-Medicalu brał udział jego[Komorowskiego] zaufany człowiek, wieloletni pracownik Agencji Mienia Wojskowego Krzysztof B. – szef kampanii Komorowskiego do parlamentu w 2001. Według dokumentów, do których dotarła „GP”, B. przejmował w imieniu AMW działkę przy ul. Szaserów w Warszawie od Stołecznego Zarządu Infrastruktury MON. Kilkanaście dni temu B. został aresztowany przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego pod zarzutem korupcji oraz działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Zarzucanych czynów miał się dopuścić właśnie podczas pracy w Agencji Mienia Wojskowego, gdzie pełnił funkcję szefa oddziału warszawskiego AMW, a potem wiceprezesa agencji.”

Płk Henryk Demiańczuk – były logistyk w 3. Warszawskiej Brygadzie Rakietowej. W 2002 r., po 26 latach służby, Demiańczuk odszedł z wojska oskarżony przez prokuraturę wojskową o korupcję, jaka miała miejsce w jednostce wojskowej na Bemowie. Z poręczenia posła Komorowskiego został dyrektorem terenowego oddziału Agencji Mienia Wojskowego w Warszawie. W lutym 2008 roku „Rzeczpospolita” informowała, iż dotarła do pisma, jakie w styczniu 2007 roku ówczesny szef Kancelarii Prezydenta Aleksander Szczygło wysłał do Radosława Sikorskiego, szefa MON. Powodem korespondencji był anonim sugerujący przestępczą działalność płk. Henryka D., szefa warszawskiego oddziału AMW, który kilka tygodni później stał się jednym z podejrzanych. W piśmie pojawia się też informacja, że Henryk D. znalazł pracę – „z poręczenia pana posła Komorowskiego z PO, pan Bucholski też z PO”. Sikorski nie zdążył odpisać, bo kilka dni później jego miejsce zajął Szczygło, a dwa tygodnie później Bucholski został aresztowany.

Major Jerzy Smoliński – do 2001 r. major Smoliński pełnił obowiązki rzecznika prasowego komendanta Wyższej Szkoły Oficerskiej w Poznaniu, skąd został powołany na zastępcę dyrektora Biura Prasy i Informacji MON i stał się rzecznikiem ówczesnego ministra Komorowskiego. Po odejściu Komorowskiego z MON, Smoliński pracował na stanowisku zastępcy dyrektora ds programowych ośrodka TVP 3 w Poznaniu, by tuż po wygranych przez PO wyborach 2007 roku powrócić na stanowisko rzecznika prasowego marszałka Komorowskiego. Major Smoliński udziela się też społecznie i działa np. w Stowarzyszeniu Współpracy Polska-Wschód, jako przedstawiciel Klubu Absolwentów Uczelni Zagranicznych.To stowarzyszenie, w którego władzach zasiada m.in. Longin Pastusiak, służy : „Budowaniu i rozwijaniu dobrosąsiedzkich stosunków, przyjaźni i współpracy między społeczeństwami polski i państwami za wschodnią granicą.” i zajmuje się takimi inicjatywami jak organizowaniem spotkań z „ konsulem Handlowym Ambasady Socjalistycznej Republiki Wietnamu – Nguyen Van Thiem oraz Prezesem firmy ASG-P - dr Hoang Manh Hue.”lub organizowaniem seminarium „Nowe możliwości białorusko-polskiej współpracy gospodarczej”. Smoliński dał się ostatnio poznać, gdy wspólnie z Waldemarem Strzałkowskim składał wieniec na grobie Anny Walentynowicz, w imieniu Komorowskiego.  Jak informował portalpomorza.pl „Panowie musieli uważać, aby nie stracić równowagi i nie wpaść. Jeden z nich był wyraźnie "zmęczony". Natychmiast zameldowali komórką marszałkowi, że zadanie wykonane i wieniec jest na miejscu. Jeden z nich mówił bełkotliwym głosem i cuchnęło od niego alkoholem”.

Płk. Zdzisław Kurzyński - były pracownik Departamentu Stosunków Społecznych MON – współpracownik sejmowy marszałka Komorowskiego.

Gen. Paweł Nowak – W roku 2001, po zdymisjonowaniu Romualda Szeremietiewa, posadę stracił płk Janusz Zwoliński, dyrektor Departamentu Zaopatrywania Sił Zbrojnych MON, któremu bezpośrednio podlegała kontrola nad przetargami. Zastąpił go protegowany Komorowskiego, wówczas płk Paweł Nowak. Choć wcześniej Komorowski nie chciał wyrazić zgody na podjęcie procedury przetargowej, zrobił to natychmiast po odwołaniu Szeremietiewa. Przetarg na KTO był kontynuowany. W październiku 2001 roku ministrem obrony w rządzie SLD został Jerzy Szmajdziński. Mimo zmiany rządu i szefa MON, na stanowiskach pozostali ludzie Komorowskiego, związani z przetargiem. To płk. Paweł Nowak dokonał wyboru i zakupu transportera kołowego Patria i rakiety przeciwpancernej.

Decydujący wpływ na wybór Patrii miała Komisja Przetargowa MON, powołana jeszcze w sierpniu 2001 r. decyzją min. Komorowskiego. Przewodniczącym komisji był płk Paweł Nowak, zastępcą gen. Krzysztof Karboński. Obserwatorami - Bronisław Komorowski i Zbigniew Zaborowski z sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Już jako generał Nowak został szefem departamentu zamówień MON. W 2004 r. oskarżono Nowaka (już po jego odejściu z departamentu) i jego podwładnych o spowodowanie niemal 10 mln zł szkody, w związku z tzw. „aferą bakszyszową”. Sąd Okręgowy uniewinnił wszystkich podsądnych, nie dopatrując się w ich działaniach przestępstwa. W roku 2007 Sąd Najwyższy uchylił wyrok uniewinniający Nowaka z zarzutów w sprawie nieprawidłowości przy realizacji umowy na pociski przeciwpancerne dla polskiej armii. Gen. Nowak ma też zarzuty w śledztwie w sprawie nieprawidłowości przy zakupie kołowego transportera opancerzonego. Wojskowa prokuratura zarzuciła mu niedopełnienie obowiązków lub przekroczenie uprawnień, za co grozi do 10 lat więzienia. Ścios

Fenomen wścieklizny Psychologowie społeczni i socjologowie, gdy nastaną już w Polsce normalne czasy, tj. takie, w których naukowcy nie będą przedstawicielami agentury, powinni zbadać to szczególne zjawisko, jakim jest jednoczenie się ludzi we wściekliźnie. Zwykle wścieklizna powoduje, że dany osobnik kąsa i rzuca się z kłami na wszystko dookoła, a tymczasem tu mamy do czynienia z formowaniem się całego stada rozwścieczonych, stada, którego członkowie wcale na siebie nie skaczą z agresją, za to dokładnie wiedzą, kogo i kiedy zgodnie gryźć. Z pewnością to musi być jakaś wyższa forma wścieklizny lub też, co bardziej prawdopodobne w tych ponurych czasach neokomunizmu (mam nadzieję, że po tragedii smoleńskiej wiele osób już ma świadomość, iż neokomunizm to nie są żarty), dowód na to, iż osobniki chore na wściekliznę można wytresować. Niewykluczone, iż sama wścieklizna społeczna nie jest zwykłą formą choroby psychicznej, lecz czymś, do czego można kogoś wyuczyć. Warto zresztą pamiętać, że pierwsze formy wścieklizny społecznej wypracowano za czasów Lenina i Stalina (w ramach walki klas), a twórczo podjęto także (w ramach walki ras) w czasach Hitlera. Wściekliznę rozpoznaje się po tym, iż dany osobnik reaguje ujadaniem i kąsaniem nawet na zupełnie niewinne, spokojne, pokojowe gesty. Człowiek chce pogłaskać takiego osobnika, a ten by rękę odgryzł. Człowiek przemawia łagodnie do takiego wściekłego, a tamtego to jeszcze bardziej rozsierdza i nawet do gardła by z zębami człowiekowi skoczył. Człowiek się z litością uśmiecha do wściekłego, pochylając się nad jego stanem chorobowym, zaś wściekły by nogę udarł człowiekowi w odpowiedzi. Z takimi wściekłymi reakcjami stada mamy do czynienia od paru dni, odkąd J. Kaczyński ośmielił się jednak kandydować na prezydenta, a przecież cała polska zjednoczona partia wykształciuchów miała już swojego najlepszego kandydata, „by żyło się lepiej”, kandydata, który zresztą już 10 kwietnia oznajmił nam z powagą, że nie ma już ani lewicy, ani prawicy, bo „jesteśmy razem”. Wnet jednak okazało się, że może lewicy ani prawicy nie ma, ale jak najbardziej jest wścieklica, której symptomy widzieliśmy na Franciszkańskiej i w mediach w czasie tygodnia żałoby, a której pełny obraz widzimy obecnie, gdy maski już całkiem opadły. Wprawdzie gdyby Kaczyński nie kandydował, to stado też by wściekle ujadało, twierdząc, że stchórzył, że osłabł, że żegna się z polityką, że się skończył, że jego partia tego nie przetrzyma itd., ale na pewno skala ujadania i kąsania byłaby mniejsza, ponieważ stado nie czułoby zagrożenia i urządzałoby spektakl na zasadzie „tryumfalnego finału” czy „ostatniego akordu”. Kaczyński zresztą – poza paroma wystąpieniami na pogrzebach osób poległych pod Smoleńskiem – wcale nie występuje publicznie, nie udziela wywiadów, nie wspomina o żadnej „IV RP”, ale to w niczym stadu nie przeszkadza, które w ramach akcji „bądźmy razem” zwiera szeregi rozwścieczonych do nieprzytomności. Drugi powód tej wielkiej wścieklizny to słynny film Pospieszalskiego i Stankiewicz, wspaniałe wprost, niezapomniane i bardzo cenne świadectwo budzącej się na nowo polskości i wspólnoty polskiej. Mówiący zwykłym językiem, pokazujący zwykłe, emocjonalne i uczuciowe reakcje na smoleńską tragedię, wzruszeni i wzburzeni, ale po prostu normalni Polacy, ci, co na co dzień ciężko pracują i płacą podatki, by między innymi klasa próżniacza mogła się rozbijać drogimi autami, udając, że polskim państwem rządzi i je chroni - no więc ci właśnie „szarzy Polacy” bezprawnie zabrali głos w debacie publicznej, a na domiar złego, upubliczniła ten głos telewizja. Dopóki bowiem „ludzie gadają” na mieście czy na ulicach, to dla stada wściekłych jest wszystko OK - „mogą se gadać” - gdy jednak czyni się z tego „gadania” przekaz medialny, o, to już koniec świata. Wiemy jednak, że stadu wcale nie chodzi o sam film, lecz o to, by zdusić ogień, który zapłonął – ogień sprzeciwu wobec takiej Polski, którą właśnie owo stado symbolizuje. Polski wścieklizny, którą treserzy wywołują jednym świstem bata w powietrzu, gdy tylko Polacy zaczynają się jednoczyć. Widzieliśmy i słyszeliśmy zresztą te pełne ślepej furii reakcje stada na hołdy składane Parze Prezydenckiej, na zbiorowe palenie zniczy, a nawet na machanie polskimi flagami na rynku krakowskim – tak więc to nie film „Solidarni 2010” jest dla stada problemem, lecz sami Solidarni 2010. Stado bowiem nie chce nowej Polski, chce by był wciąż i wciąż neopeerel. FYM

Dekonspiracja prostactwa Dziennikarz TVN drwi z ofiar katastrofy pod Katyniem Chodzi o słowa prezentera Marcina Prokopa: "Jeśli ktoś chce być orłem, nie może latać z kaczkami", wypowiedziane przez niego na firmowej imprezie w jednym z warszawskich hoteli. Uczestnicy byli zszokowani. Prokop nie wziął nawet pod uwagę faktu, że pod Katyniem zginął mąż jego koleżanki z pracy Joanny Racewicz - kpt. Paweł Janeczek, szef ochrony prezydenta. "W niedzielę w jednym z warszawskich hoteli miała miejsce pewna firmowa konferencja, którą prowadziła Kasia Cichopek i Marcin Prokop. Prezenterowi TVN ponoć trudno było zachować powagę. Całości przewodniczyła pani Kasia Cichopek. Jako gość specjalny zaproszony został Marcin Prokop, który wypowiadał się na tematy motywujące: sukces, kariera itp. Należy zaznaczyć, że podczas imprezy kilkukrotnie wspominane było, aby zachować powagę sytuacji w związku z ostatnią tragedią. Pan Prokop w trakcie występu popełnił kilka karygodnych błędów. Zarząd firmy określił słowem 'cieniasy' (co zostało mu wypomniane w przemowie dyrektora krajowego), a na koniec swojej wypowiedzi stwierdził, że 'jeśli ktoś chce być orłem, nie może latać z kaczkami', co wzbudziło ogólną konsternację" - relacjonuje jeden z jej uczestników. - TVN nie zamierza komentować tej sprawy, ponieważ cytowana wypowiedź pana Marcina Prokopa nie miała żadnego związku z tragedią z 10 kwietnia. Jednocześnie internauta, który rzekomo był naocznym świadkiem wystąpienia red. Prokopa, umieścił jego wypowiedź w całkowicie fałszywym kontekście - poinformował "Nasz Dzienniki" Karol Smoląg, rzecznik prasowy Grupy TVN. Nie odpowiedział jednak na pytanie, kiedy i w jakim dokładnie miejscu słowa te padły. Jak donosi portal internetowy Trendz.pl, słowa te znany skądinąd prezenter stacji wypowiedzieć miał w jednym z warszawskich hoteli podczas odbywającego się tam szkolenia "pewnej dużej firmy". Prokop miał tam poruszać tematy "motywujące"; opowiadał o sukcesie i robieniu kariery. Kompromitujące słowa miały paść pod koniec wystąpienia. Prezenter miał też wypowiedzieć się krytycznie o zarządzie firmy, który nazwał "cieniasami". Warto przy tym dodać, że w katastrofie z 10 kwietnia zginął Paweł Janeczek, oficer BOR, mąż koleżanki Prokopa z pracy, dziennikarki TVN - Joanny Racewicz. Dziennikarz próbuje tłumaczyć się z wypowiedzi. "To jest ohydna, ubecka kalumnia. Sprawa najprawdopodobniej znajdzie swój finał w sądzie. Sugestia, że obraziłem uczucia Polaków, kpiąc z Lecha Kaczyńskiego, kpiąc z pogrzebu. Trzeba być naprawdę idiotą, aby w ten sposób to potraktować. To zdanie padło w zupełnie innym kontekście. Moją wypowiedź spuentowałem znanym, mam nadzieję wszystkim, przysłowiem. Jeżeli komuś moja wypowiedź skojarzyła się z tragedią pod Smoleńskiem, to albo naprawdę ma złe intencje, albo ma źle poukładane w głowie" - stwierdził Prokop. - Być może rzeczywiście nie należy tu szukać żadnych skojarzeń z poważnymi politykami, jakimi byli i są bracia Kaczyńscy. Jednak na miejscu pana Jarosława Kaczyńskiego nie chciałbym, by takie skojarzenia powstawały. Czyżby intencją pana Prokopa było zdyskredytowanie zasług tych polityków, którzy zginęli pod Smoleńskiem? - pyta Marek Czachorowski z Katedry Etyki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. - Poza tym chciałbym podkreślić, że poległy prezydent latał jak orzeł i panu Prokopowi należy tylko życzyć, by na takich wysokościach latał. Jak widać, prezenterowi TVN trudno było zachować stosowną powagę nawet w czasie żałoby - mówi Czachorowski. Zdaniem dr Joanny Taczkowskiej-Olszewskiej, medioznawcy z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, wystąpienie prezentera TVN świadczy o zaostrzaniu przez dziennikarzy stacji kojarzonej ze stacją rządową atmosfery kampanii wyborczej. - W moim przekonaniu, niektóre osoby, które mienią się dziennikarzami, w ogóle nie dorastają do tego, by taki zawód uprawiać. Przypuszczam, że z takimi wypowiedziami będziemy się spotykali częściej - ocenia Taczkowska-Olszewska. - Rolą dziennikarza jest informowanie, a nie doprowadzanie do konfliktów czy wymierzanie sprawiedliwości. W czasie żałoby narodowej niektórzy z dziennikarzy ukazujący wcześniej postać prezydenta Lecha Kaczyńskiego wyłącznie w negatywnym świetle przebrali się w szaty osób, które przeszły nagłe przeobrażenie. Jak widać, była to jednak tylko gra pozorów i hipokryzji. Zachowanie to nie wynikało z przemiany, ale z czystej kalkulacji zysków i strat. Otóż media nie mogły zachować się inaczej, musiały stwarzać pozory przyzwoitości. Ale jak widać, pojawiły się osoby, których nie było stać nawet na to, by takie pozory zachowywać - ocenia Taczkowska-Olszewska. - Trudno komentować tak prymitywne wypowiedzi. Dziwię się, że TVN takich ludzi zatrudnia. Trzeba taką głupotę dekonspirować. Widać tu wyraźnie, że niektórzy dziennikarze żadnej żałoby narodowej nie przeżywali. Oni tylko na moment zamilkli i teraz to sobie odbiją - komentuje Wojciech Reszczyński, były szef Informacyjnej Agencji Radiowej. Anna Ambroziak

Sytuacja Polski jest niezwykle groźna Kocham Polskę i Polaków, a jednocześnie mam wielki żal do głupoty i krótkowzroczności moich rodaków. Mam żal także do siebie, że nie udało mi się zrobić więcej, by w 2007 roku wygrał PiS. Czułem, że wtedy ważą się nasze losy, ale po przegranej nie straciłem nadziei, a już na pewno nie przewidywałem, że sprawy zajdą tak daleko jak dziś. Polska dziś stacza się już po równi pochyłej do utraty suwerenności. A co my na to? Nie chcę teraz pisać o ludziach zaczadzonych kulturą Wojewódzkiego czy też o tych, którzy ciężko pracując na byt swoich rodzin, nie mieli czasu i możliwości rozejrzeć się wokół siebie. Chodzi mi o prawicę. Kibicowaliśmy PiS z mniejszym czy większym zaangażowaniem, nierzadko z ironicznym dystansem, mierząc tę partię według własnego ideału prawicy. Nawet taka sprawa jak próba uratowania przed zniszczeniem jednego z naszych nielicznych skarbów narodowych, jakim jest TVP z jej archiwami, u wielu z nas budziła odrazę. Bo złe metody, bo obciach, bo gdzieś tam nastąpiło potknięcie. A teraz nagle okazało się, że emocjonowaliśmy się sprawami trzeciorzędnymi. Daliśmy się całkowicie rozpracować i zmanipulować przez zamknięcie się w wygodnych dla przeciwników ramach debaty: że chodzi tylko o afery korupcyjne, o walkę o stołki, a najbardziej to chodzi o wizerunek. Wielu powtarzało uczenie, zgodnie z naukowym marketingiem, że gdyby Jarosław Kaczyński ustąpił miejsca w partii młodszym i ładniejszym, to PiS miałby lepszy wizerunek i dałby radę gładkiemu PO, a wszelkie problemy by się skończyły. Dziś widać wyraźnie, że byliśmy całkowicie ślepi na to, że gra cały czas toczyła się o suwerenność Polski. Co więcej, okazało się, że nie jest to abstrakcyjna gra, która w regionie, w którym od dziesiątek lat nie było wojen, będzie trwać i trwać. Że możemy spokojnie oddać się - zależnie od preferencji - konsumpcji, niespiesznemu demontowaniu bazy politycznej układu pookrągłostołowego lub kłótniom, która prawica jest najlepsza: Kaczyńskich, Korwina-Mikke, Jurka czy może Dorna albo Gowina (ostatni przykład razi naiwnością, ale wielu nadal chętnie podtrzymuje mit "prawego skrzydła PO"). Narastające napięcie było, co prawda, wyczuwalne, ale nikt nie spodziewał się, że pobudka będzie tak szokująca. Zmiana koniunktury dla Polski nastąpiła jednak wcześniej, tylko że uśpiony naród tego nie zauważył, a polskojęzyczne media starannie to ukrywały lub wręcz sabotowały próby utrwalenia naszej chwiejnej suwerenności. Przypomnijmy nasze wieloletnie próby zbliżenia się do USA i reakcję polskojęzycznych mediów. Krytyka zaangażowania w Iraku i w Afganistanie. Krytyka kontraktu na F-16. Wreszcie ostre zwalczanie MD (tarczy antyrakietowej). Ta ostatnia inicjatywa mogła rzutem na taśmę uratować naszą suwerenność, a Kaczyńscy za samo to dokonanie mogliby znaleźć się w panteonie mężów opatrznościowych naszego kraju. Negocjacje z administracją Busha były właściwie zakończone. Przypomnijmy, że po zwycięstwie PO w 2007, to właśnie PO zaczęło usilnie szukać dziury w całym i sabotować zakończone już negocjacje, uzasadniając to przed opinią publiczną argumentem zupełnie idiotycznym wobec powagi sytuacji: że chcemy uzyskać od USA baterię rakiet PAC-3 (Patriot). Jedną baterię. W rzeczywistości chodziło o uzyskanie odpowiedniej zwłoki. Nawet po podpisaniu umowy strona Polska zwlekała z ratyfikacją aż do zmiany administracji w USA. Przy spodziewanym zwycięstwie Obamy można było przewidzieć, że nowa administracja straci zainteresowanie dla projektu i tak też się stało. Gdyby jednak Tusk nie był polskim zdrajcą, to zdołałby przeprowadzić projekt do fazy realizacji jeszcze za czasów administracji Busha. A wtedy USA już nie wycofałoby się z tego projektu i dzisiejsza sytuacja geopolityczna Polski byłaby diametralnie inna. Przypomnijmy w tym miejscu złowróżbne spotkanie przywódców 1 września 2009 na Westerplatte. To tam Putin przy milczącej akceptacji Tuska ogłosił początek budowy w Europie rosyjsko-niemieckiej struktury bezpieczeństwa. Krótko po tym w bardzo znamiennym dniu - 17 września - USA ogłosiło rezygnację z projektu MD. Czechy mogą znowu uznać Polskę za zdrajcę, bowiem to nie Czechy zwlekały z ratyfikacją, by ułatwić naszym wrogom utrącenie tego projektu. Nic dziwnego, że premierowi Czech tę informację przekazał telefonicznie sam prezydent Obama, natomiast Tuskowi - sekretarz stanu Clinton. Właściwie chciała przekazać, bo Tusk wolał zamknąć oczy na swój upadek i nawet nie odebrał telefonu. Obok doniosłych oficjalnych zdarzeń mają miejsce rozgrywki zakulisowe, walka służb specjalnych. Jaka szkoda, że nie możemy bliżej zapoznać się z tą - z pewnością niezwykle ciekawą - sferą. W 2008 roku pojawiła się niezbyt mocno nagłaśniana, ale wyraźnie słyszalna informacja o zaginionym oficerze służb specjalnych, był to szyfrant Stefan Zielonka. Bardzo mnie to zainteresowało. Po raz setny a może tysięczny skonstatowałem, że to co za rządów PiS-u spowodowałoby medialną burzę i żądanie natychmiastowego ustąpienia "nieudolnego" rządu, za rządów PO przeszło bez większego echa. Tymczasem wiadomość ta wydawała się bardzo groźna. Czy to nie zastanawiające, że ta sprawa odżyła tuż po katastrofie w Smoleńsku? Jak wiązać te fakty? Moim zdaniem dla nas, skromnych obserwatorów polityki, może być znaczący nie tyle sam fakt zniknięcia owego Zielonki, co czas i sposób nagłośnienia tej informacji przez media. Tajemnicze zniknięcia, niezrozumiałe dla postronnych akcje, to zapewne nie jest żadna nowość w świecie służb specjalnych. Tyle że te sprawy dzieją się całkowicie poza wiedzą społeczeństwa. Pełne agentów polskojęzyczne media doskonale wiedzą, co im wolno mówić. Nawet gdyby jakieś niezależne medium, takie jak "Gazeta Polska" i jej znakomici dziennikarze śledczy, jakoś dotarło do śladów sprawy Zielonki, to mainstreamowe media mogłyby - jak to czyniły wiele razy - całkowicie sprawę przemilczeć, ewentualnie dziennikarzy wyzwać od oszołomów. A przy okazji rząd wysłałby na nich ABW i prokuraturę. W takim razie, co oznacza oficjalne medialne nagłaśnianie sprawy zbiegłego lub zabitego Zielonki? Moja teza jest taka, że jest to jeden z całego zbioru starannie przygotowanych sygnałów skierowanych do naszych sojuszników z NATO. Sygnały te mają na celu pokazanie im, że Polska przestała być liczącym się, wiarygodnym sojusznikiem i jako taka nie zasługuje na to, by nieść jej pomoc. W tym miejscu nie ma najmniejszego sensu wymądrzanie się na temat artykułu piątego. Wiemy doskonale, że Rosja potrafi tak realizować swoje zamiary, by leniwym sojusznikom podać na tacy preteksty do stwierdzenia, że ten artykuł w danej sytuacji nie ma zastosowania. A oni z każdego takiego pretekstu skorzystają z ulgą (Niemcy nawet dogadają z Rosją wszystkie szczegóły jeszcze przed ewentualną akcją). Polska miała przez kilka chwil szansę na zaistnienie w NATO jako prawdziwie wiarygodny sojusznik. Dwa główne czynniki, które dałyby nam taki status, to rozwiązanie WSI i bliska współpraca z USA w dziedzinie obronności. Obie sprawy były na doskonałej drodze do realizacji za rządów PiS. Po likwidacji WSI, czyli gniazda rosyjskich szpiegów w samym sercu państwa, nasza wiarygodność w NATO wzrosła skokowo. Należało jeszcze kontynuować zakupy uzbrojenia w USA oraz współpracować w dziedzinie MD bez stawiania idiotycznych warunków. Obronność to nie tylko eskadra F-16 czy bateria PAC-3. Wymaga ona niezwykle skomplikowanych rozwiązań systemowych i taką właśnie systemową współpracę w perspektywie wielu lat oferowała nam administracja Busha w przypadku przystąpienia do MD (było to podane wprost w wypowiedziach wysokich urzędników USA). Niestety po objęciu władzy przez zdrajcę Tuska w 2007 oferta ta została w istocie arogancko odrzucona przez stronę polską. Przywrócenie do łask agentów WSI oraz odrzucenie bliskiej współpracy z USA było pierwszym radykalnym posunięciem zdrajcy Tuska, które było dla NATO czytelnym sygnałem, że Polska przestaje być wiarygodnym sojusznikiem. W tym właśnie kontekście patrzę na medialne perypetie Stefana Zielonki, osoby która zna polskie a zatem i natowskie szyfry i tajemnice, i która po roku od tajemniczego zniknięcia okazuje się prawdopodobnie współpracować z Chinami. Jeśli do tego dołączymy śmierć w katastrofie w Smoleńsku generałów szczególnie zaangażowanych w naszą współpracę w ramach NATO, a przy okazji trudne do oszacowania kolejne straty natowskich tajemnic na rzecz Rosjan, to efekt jest opłakany. Polska może ma jakieś zasługi dla Zachodu, a może nie - to rzecz względna i słabo wymierna. Ale z punktu widzenia wojskowego dla NATO w zasadzie moglibyśmy już chyba nie istnieć. O NATO można powiedzieć wiele złego, ale nadal jest to jedyna - lepsza czy gorsza, ale jedyna - przeciwwaga w Europie dla potęgi militarnej Rosji. Europa w dużej mierze kocha Rosję swoją ślepą dekadencką miłością, ale również boi się jej. Dlatego nieco powściąga swoje antyamerykańskie kompleksy i chętnie zgadza się na stacjonowanie armii i rakiet USA na swoim terytorium. Jak widać Europa jest jednak o te przywileje zazdrosna i z ulgą pozostawia Polskę i inne mniejsze państwa własnemu losowi. Przykłady Estonii, Gruzji, Ukrainy są tu całkowicie jednoznaczne. Sprzedając nas (który to już raz?) Rosji, Europa realizuje swoją perwersyjną miłość do tego kraju i - naturalnie - liczy na pełne zabezpieczenie własnych interesów. Katastrofa w Smoleńsku nie była przypadkiem. Mówienie o tym jest dla Zachodu skrajnie niewygodne, ale w analizach na potrzeby własnej polityki poszczególne państwa przyjmują to jako pewny fakt. Naiwność jest zarezerwowana dla opinii publicznej. W świetle podanego wyżej zarysu sytuacji ten krok Putina wydaje się konsekwentny, ale jest też czymś tak niezwykłym i ważkim, że nastąpiła znacząca zmiana sytuacji. Nastąpiło coś w rodzaju wyłożenia kart w szemranej partii pokera. Gracze zastygli w napięciu, a pod stołem ręce spoczęły na rewolwerach. Symbolicznie katastrofę w Smoleńsku należy interpretować przede wszystkim jako rzucenie Polski na kolana. W wersji złagodzonej na użytek mediów jest oddanie się słabego pod opiekę silnego, co bardzo jasno pokazał teatralny gest Tuska wchodzącego w objęcia Putina. W sferze symbolicznej niezwykle znacząca była też nieobecność na pogrzebie pary prezydenckiej przywódców krajów Europy Zachodniej a szczególnie prezydenta USA przy jednoczesnej obecności prezydenta Rosji, który wbrew bajkom o pyłowych chmurach ostentacyjnie przyleciał i odleciał wielkim odrzutowcem. Oznacza to pełną zgodę na ten nowy układ sił. Widać wyraźnie, że akcja w Polsce jest tylko jednym z szeregu kroków podjętych przez Rosję na rzecz odbudowy imperium. Los Gruzji wydaje się przesądzony, dziś już nikt nie stanie w jej obronie. Pytanie jest tylko, czy faktyczna aneksja nastąpi przed wyborami w Polsce, czy po. Wczorajsze wydarzenia na Ukrainie, protesty przeciwko de facto oddaniu Krymu, pokazują wyraźnie, że i temu krajowi, choć dużo silniej opanowanemu przez rosyjskie służby, nie jest łatwo pogodzić się z nową kolonizacją. W przypadku krajów bałtyckich i Polski Moskwie prawdopodobnie na jakiś czas wystarczy finlandyzacja. Procesy społeczne nie są bynajmniej bagatelizowane przez ośrodki decyzyjne. Pamiętajmy, że carowi i jego sługom nie zależy na chaosie, zamieszkach, gorących konfliktach, choć w razie potrzeby ręka im nie drgnie, by je rozpętać. Jednak znacznie bardziej praktyczne jest powiększanie strefy wpływów na zimno. Reakcja polaków na tzw. katastrofę w Smoleńsku raczej nie była wkalkulowana. Drugim potknięciem służb Putina był brak na pokładzie obu braci Kaczyńskich. Zwróćmy uwagę, że po katastrofie oczy wszystkich Polaków zwróciły się na Jarosława Kaczyńskiego jako na naturalnego lidera stronnictwa niepodległościowego. Było to oczywiste i dla zwolenników suwerenności, i dla tych, którzy chętnie by ją sprzedali. Dziś mimo pewnego przebudzenia polskiego narodu, którego zakres i głębokość jest zresztą cały czas dyskutowany, nasza sytuacja jest niezwykle groźna. Można stwierdzić, że nasze państwo szybko osuwa się do statusu czegoś w rodzaju nowoczesnej kolonii na styku interesów Niemiec i Rosji, czyli do roli, w którą historycznie w różnych formach kraje te usiłują nam narzucić od setek lat. Proces tego osuwania się został radykalnie przyspieszony w chwili katastrofy w Smoleńsku. Należy zadać sobie pytanie, dlaczego Putin zdecydował się właśnie teraz na tak radykalny krok i jakie scenariusze ma rozpisane dalej, bo to że nie zamierza teraz się poddać, jest całkowicie pewne. Moim zdaniem, konsekwentna polityka Kaczyńskich od wielu lat, spowodowała systematyczny wzrost w społeczeństwie nastrojów patriotycznych i niepodległościowych. Dynamika była może nie do końca dostrzegalna dla nas, ale eksperci widocznie przewidywali, że prawdopodobnym scenariuszem jest zwycięstwo wyborcze Lecha Kaczyńskiego a następnie PiS. A to umożliwiłoby Polsce przetrwanie negatywnej koniunktury geopolitycznej do prawdopodobnej kolejnej zmiany administracji w USA na republikańską. To zaś stworzyłoby szansę na ponowienie zabiegów o bliski sojusz Polski z USA oraz o podmiotowość naszego kraju na arenie międzynarodowej. Putin musiał ten trend powstrzymać. Podobnie wyglądają zabiegi Rosji w innych krajach należących do byłego imperium sowieckiego. Wszędzie tam Rosja właśnie teraz maksymalizuje wysiłki dla utrwalenia swoich wpływów, dopóki USA pod rządami Obamy pozostaje w uśpieniu. Gotowość do użycia w tym celu brutalnej siły Rosja pokazała w Gruzji w 2008 roku jeszcze za czasów administracji Busha. Posunięcie się do tak radykalnego kroku jak likwidacja pary prezydenckiej i kilkudziesięciu prominentnych polityków innego państwa w czasie formalnego pokoju jest dziś kolejnym bardzo czytelnym sygnałem dla świata od Putina. Pokazuje to pełną determinację tego kraju w dążeniu do swoich celów. Rosja - jak to ma w zwyczaju - nie cofnie się przed niczym. Ta ostatnia konstatacja oznacza, że katastrofa w Smoleńsku jest smutnym memento dla Polski. Przebudzenie patriotyczne naszego narodu napawa nas dumą i sprawia, że rosną serca, ale przecież wiemy, że potężny wróg nie po to pokazał swoją miażdżącą siłę i żelazną wolę, by teraz, ot tak, pozwolić nam na samostanowienie. Ze swojej strony proszę wobec powyższego wszystkich przyjaciół, którym suwerenność naszego kraju leży na sercu, o pełną determinację w walce o zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. Musimy być jednak gotowi na wściekłą walkę polskich popleczników Rosji oraz na najbardziej podstępne ciosy i prowokacje. Nastąpi powrót do niszczenia wizerunku obu braci Kaczyńskich, szczególnie przez propagandowe lansowanie zupełnie nieprawdopodobnej teorii o tym, że do katastrofy przyczynił się sam prezydent. Mogą szykować do tego celu rozmaite sfałszowane zapisy oraz całą serię wymyślnych sfałszowanych sondaży. Nie możemy też być pewni, czy na Smoleńsku zakończy się na jakiś czas fizyczna likwidacja polskich patriotów. Dla Rosji w każdym razie nie stanowi to najmniejszego problemu, liczy się tylko rachunek zysków i strat. Zwycięstwo w tych wyborach, właśnie dlatego że tak trudne, będzie miało wielką wagę, nie tylko dla Polski. Nie zakończy się jednak na nim ciężka walka. Będzie to dopiero początek drogi przebudzonego wielkiego narodu do uzyskania należnego mu miejsca wśród suwerennych państw.

filozof grecki

Troska komuchów o „krwiożerczy naród” Cimoszewicz martwi się: Kaczyński może podpalić Polskę. Liczy jednak, że do tego nie dojdzie. Oj, żeby Cimoszewicz wiedział, na co liczą Polacy, nie gadałby głupot. Bo tak myślę sobie, że rodacy przede wszystkim liczą na to, by jemu podobni nie liczyli, że można w nieskończoność grać zgraną płytą. A zdrowy rozsądek podpowiada mi, że jak ktoś nie chce podpalenia Polski, to powinien przede wszystkim martwić się o to, co może być przyczyną pożaru. Może przypomnieć temu panu jak to było? Stoję przy kuchence gazowej, której nie wyprodukowała polska firma, widać zagraniczni robią to lepiej, a że polskimi rękoma i za bezcen, to już inna sprawa. Garnek też nie polski. Niestety nie znam producenta, bo go dorwali na granicy, zabrali garnki, a ja kupiłam je w tzw. sklepie bezcłowym. No, ale łyżka jeszcze z radzieckiej stali; nie gniotsia i nie łamiotsa. To jeszcze prezent ślubny z czasów, kiedy stal produkowano na potrzeby tankistów wielkiego brata, a z odpadów robiono konserwy i czasem łyżki. Może wcale tak nie było, ale tak się wtedy mówiło, bo konserwę trudno było otworzyć taka gruba była stal, a sztućce najłatwiej było dostać od Ruskich (tak się też wtedy mówiło). Teraz po nie chodzi się głównie na bazar, bo te ze sklepów bezcłowych wyginają się niczym plastelina. Oka tym na złość babci nie wydłubiesz. A przecież znowu nadszedł czas, kiedy trzeba dzielić i szczuć, bo inaczej podobno się nie da i na złość sobie i innym nie tylko oczy, ale i uszy niszczyć, o głowach nie warto nawet już wspominać. Na tym przecież polega walka o władzę w demokracji. Stoję więc nad garnkiem z zupą szczawiową, mieszam i dumam. Jak to było? Jak do tego doszło? Kiedy już zwątpiliśmy i prawie daliśmy za wygraną, a każdy, jak umiał, radził sobie w peerelowskiej rzeczywistości, nagle zaświtała nadzieja. Wybory. Miały być kontraktowe, a wyszło tak, że o mało komuny nie przewróciliśmy. Na szczęście Wałęsa z kolesiami czuwał, a pierwszy premier zadbał, by Polska po 20 latach od tamtych wyborów była, jak się sam wyraził, jedynie prawie normalna. Kiedy z takim trudem premierowi i wszystkim oddanym sprawie politykom udało się naprawić błędy i wypaczenia, uczynić partyjną nomenklaturę, TW i agentów WSI urzędnikami, ministrami, bankierami, i kapitalistami, ochronić ich ubeckie i esbeckie emerytury, raz po raz głupim moherom i nieudacznikom śmie marzyć się wolność. A to Olszewskiego i Macierewicza wypuszczają przed szereg, a to prawa i sprawiedliwości zachciało się. I co? Sprawna akcja „zabierz babci dowód” zmobilizowała tych na angielskim zmywaku i zadanie wykonali. Wkrótce przekonali się boleśnie, że cud gospodarczy i druga Irlandia miałaby się ewentualnie ziścić tylko wtedy, gdy oni na tych zmywakach pozostaną. Co do Irlandii wszystko gra; ta sama stopa bezrobocia jest i u nas. Przejrzeli na oczy? Widać tak, skoro publicznie i z oddaniem celebrowali na angielskim bruku żałobę narodową po prezydencie, którego jeszcze tak niedawno w pubach kaczorem nazywali. (Tylko czemu za głupotę lemingów płaci cały naród?) Już, już miało PO rządzić 7 lat, już dogadał się z Putinem, niczym Janukowycz, wicepremier w sprawie gazu, a car w nagrodę postanowił wesprzeć piar polskiego premiera nad katyńskimi grobami, kiedy Polakom pod stopami usunęła się ziemia. W swoim przerażeniu i bólu zapragnęli być razem. Mało tego, znowu urosły im skrzydła i bez strachu, prosto w oczy kamery powiedzieli, co myślą o III RP. Zrobiło się dziwnie niebezpiecznie i portki nomenklaturze się zatrzęsły? I tak ma być! Nie tylko portki mają się trząść i nic tu po biadoleniu, że Jarosław Kaczyński podpala Polskę. Bo to nie on ją podpala, ani „krwiożerczy naród”. Gdyby takim był, dziś żadni „Cimoszewicze, Kwaśniewscy czy Kalisze” nie śmieliby głosu zabierać. Dziękowaliby dniem i nocą na kolanach, że Polska w tamtych czerwcowych dniach 1989 r. nie była Rumunią. Za to polskie miękkie serce dziś mieszamy zupę w nie polskim garnku. Prezydent, jego ministrowie, marszałkowie, dowódcy WP, strażnicy pamięci narodowej w jednej chwili zginęli na tej samej ziemi, co ich ojcowie. A każdy, kto dopomina się ujawnienia przyczyn katastrofy, ukarania winnych, jest spiskowcem i oszołomem. I po tym wszystkim Cimoszewicz straszy podpaleniem Polski?! Jeśli ktoś tu bawi się ogniem, to na pewno nie naród spod Pałacu Prezydenta. To kolesie, ci sami, którzy wydawali rozkazy strzelania do robotników w 1956, 1970, 1976 i 1981, to siostry i bracia tych, co wydawali wyroki na Siedzikównę, Fieldorfa, Pileckiego i tysiące innych zamordowanych tak samo jak w Katyniu; strzałem w tył głowy, katowanych w ubeckich więzieniach, ćwiczonych na „ścieżkach zdrowia” przez ZOMO, wciąż podpalają Polskę. Może już dość tego podpalania, może pora na sprawiedliwe wyroki i odzyskanie Polski? Ten „krwiożerczy naród” niczego innego nie chce jak tylko czuć się gospodarzem we własnym domu. Cieszyć się życiem, pracować, sprawiedliwie być wynagradzanym, nie okradanym i okłamywanym. Chce czuć majestat tysiącletniej historii Polski, ufać swoim przedstawicielom, być dumnym z ich wiedzy, kultury i patriotyzmu. Marzy mu się, by żaden „Cimoszewicz” nie pouczał, jak ma żyć, bo ten naród z pokolenia Piastów i Jagiellonów nie zasłużył, by na urząd prezydenta Najjaśniejszej pchał się byle kto. Ten Urząd to coś więcej niż partyjny stołek i nie każdy swoim dupskiem może go zaśmiecać. A już na pewno żaden postkomunista nie będzie mu dyktował, kto jest godny tego Urzędu. Katarzyna


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
176 177
177 - Ramka na stronę, PIĘKNE RAMECZKI NA PULPIT
177
LMG Package OFR 01 177
170 177
177
177 (14)
kk, ART 177 KK, III KK 270/04 - wyrok z dnia 10 maja 2005 r
177 pytan bhp z odpowiedziamiid517
177
Mazowieckie Studia Humanistyczne r1997 t3 n2 s174 177
21 Nano Lett 8 173 177 2008id 29096
177 711502 ciesla szalunkowy
177
Chmaj, Żmigrodzki Wprowadzenie do teorii polityki str 111 133, 172 177(1)
metodologia 174 177
6B5706FB Zakres akredytacji laboratorium badawczego Nr AB 177 Wydanie Nr 4 z 15 lipca 2005r
kpk, ART 553 KPK, III KK 177/05 - wyrok z dnia 7 listopada 2005 r
plik (177)

więcej podobnych podstron