Kiedy nie wierzę w Boga...
Niedobrze jest być niewierzącą. To dziwne. To nienaturalne. Ze mną musi być coś nie tak! A co ludzie powiedzą...?
Nie tak dawno temu dowiedziałam się dobitnie CO ludzie powiedzą. Oczywiście nie wszyscy. Wśród osób wierzących można wyróżnić grupę fantayków - osoby, które ślepo i bezkrytycznie wierzą w to co mówi ksiądz w kościele, a przejawem ich fanatyzmu jest nietolerancja osób o oddmiennych poglądach religijnych. Intrygującym wydaje się fakt, że dopóki wątek religiny w dyskusji nie zostanie poruszony, dopóty ten fanatyzm w ogóle nie jest widoczny.
Przypadkowo nacisnęłam na odcisk jednemu z nich... Rozgorzała gorąca dyskusja, w której ja starałam się zachować logikę, rozsądek oraz kulturę osobistą, natomiast mój partner pluł jadem, wyzwiskami, mało tego, przerywał mi i krzyczał. Żeby było dziwniej, to właśnie on był tym, który to piekło rozpętał.
"Czy pani chodzi do kościoła?"
Myślałam, że są rzeczy, o które nie wypada pytać, a do nich zwykłam zaliczać partię, na którą głosowałam, wiek (kobiety, zwłaszcza te nie pierwszej młodości...), wysokość zarobków oraz Boga, do którego się modlę. Jak widać nie dla wszystkich jest to takie oczywiste. Pytanie mojego rozmówcy świadczy o tym, iż ma on bardzo prosty sposób klasyfikowania bliźnich: wierzący/niewierzący. Ciekawa jestem, czy dla niego ci niewierzący to wciąż bliźni...?
W dlaszej części rozmowy okazałam się hipokrytką, bo chcę wziąć ślub kościelny. I tutaj nie wypada mi się z przemiłym panem nie zgodzić. Moją hipokryzję pogłębia fakt, że mam świadectwo bierzmowania.
"Po co pani w ogóle przyjmowała bierzmowanie, skoro pani w Boga nie wierzy? Nie powinna pani była!"
Cofając się wstecz jeszcze trochę mogłabym zapytać dlaczego moi rodzice ochrzcili mnie bez mojej zgody, wiedzy i świadomości, narzucając mi konkretnego Boga i konkretną wiarę.
A potem to już poszło. Komunia, bierzmowanie, potem ślub kościelny... Która z pań nie chciałaby mieć przepięknej białej sukni i ceremonii kościelnej? W Japonii (gdzie dominującą religią jest shintoizm!) biorą śluby w kościołach, w garniturach i białych sukniach, nie dlatego, że wierzą w naszego Boga, tylko dlatego, że to ładnie wygląda.
Uważam, że większą hipokryzją jest ksiądz pedofil czy ciężarna panna młoda w białej sukni. Sama osobiście byłam świadkiem, jak ksiądz nazwyzywał Cygankę i jej dwie córki od złodziei, brudasów i kocmołuchów. A Cygan też bliźni!
"No i co z tego! Przecież będzie się musiał wyspowiadać!"
Ksiądz jest powiernikiem spowiedzi, dzięki niemu dostajemy rozgrzeszenie, dzięki niemu mamy kontakt z Bogiem. On reprezentuje DOM BOŻY. Moim zdaniem to wystarczająco, żeby reprezentować sobą cokolwiek więcej niż niecierpliwego penisa pod sutanną czy wiązkę przekleństw dla "odmieńców".
Mój rozmówca zaprezentował bardzo interesujące podejście do spowiedzi. Wypowiada się taki ksiądz, dostanie 3 zdrowaśki i będzie miał z głowy!
Skoro Bóg jest wszechmogący i jest w sercu każdego, kto w Niego wierzy, to dlaczego potrzebujemy księży jako pośredników, którzy są takimi samymi ludźmi, grzesznikami zupełnie jak my?
"Pani nie ma religijnych hamulców!"
Bardzo długo próbowałam wytłumaczyć, że istnieje coś takiego jak "sumienie", filozofia i etyka, ale dla niego sumienie jest równoznaczne z Bogiem, religią, księdzem, spowiedzią...
Na koniec naszej dyskusji mój rozmówca wyraził współczucie i ubolewanie, że nie znalazłam drogi do Boga, zupełnie jakby fakt, że jestem niewierząca uwłaczał mi w jakiś sposób, sprawiał, że znaczę mniej od osoby wierzącej!
Nie ma potrzeby współczuć osobom niewierzącym. Nie tylko dlatego, że na pewno nie zachęci nas to do pójścia do kościoła, ale zwyczajnie dlatego, że nie jest nam to potrzebne.
Kilka dni po tym burzliwym dialogu i skłonił do głębszych przemyśleń, wreszcie doszłam do jednego, ale konstruktywnego wniosku. Najbardziej doknęła mnie jego ignorancja na moje logiczne argumenty, których tak naprawdę wcale nie chciał słuchać i próbowałam dociec DLACZEGO.
Religia opiera się na wierze. Nie opiera się na logice argumentów, na dowodach czy zdrowym rozsądku. Wiara albo jest albo jej nie ma. Wiary nie można podważać logiką, nie ma to najmniejszego sensu, bo jak podważyć logicznie coś co jest oparte na zwyczajnym ludzkim przekonaniu? Dodajmy, na bardzo głębokim przekonaniu natury bardzo głębokiej. Mój wniosek dla wielu wyda się banalny, ale ja aż do tej pamiętnej dyskusji nie rozumiałam dlaczego wiele osób po prostu nie rozumie (i nie chce rozumieć) tego, że ktoś może mieć inne ... przekonania co do wiary. Przykre jest to, że ludzie wierzący uważają, że im wolno wierzyć w ich Boga, oraz że inni powinni to szanować, ale nie uważają, że szacunek powinien iść także w drugą stronę.
Chyba jednak będę się trzymać wersji "jestem wierząca, ale niepraktykująca" - to znacznie ułatwi moją egzystencję...