Niebieska Linia, nr 6 / 2000
Ból i strach we wzajemnych kontaktach między rodzicami i dziećmi
Jerzy Mellibruda
Czy możliwa jest profilaktyka krzywdzenia dzieci?
Wykład wygłoszony na V Ogólnopolskiej Konferencji Powstrzymać przemoc wobec dzieci, Warszawa 6-8.12. 2000 roku
Podstawowym tematem wykładu będzie analiza zjawisk zachodzących w relacjach rodziców i dzieci, związanych z doświadczeniem przez dzieci cierpienia i strachu, oraz konsekwencji ich krzywdzenia. Przedmiotem analizy będą kontakty uważane za normalne (choćby z racji swojej powszechności), a nie skrajne czy patologiczne, jak maltretowanie czy brutalne czyny.
Gdy chcemy rozważyć możliwość profilaktyki krzywdzenia dzieci musimy sięgnąć do nurtu "normalnego życia rodzinnego" do codziennych kontaktów między rodzicami i dziećmi i tu poszukać czynników ryzyka, a więc zjawisk i procesów, które zwiększają prawdopodobieństwo krzywdzenia dzieci.
Nie można przeżyć dzieciństwa bez bólu i strachu lecz nie każdy ból i strach przeżywany przez dziecko należy utożsamiać z jego krzywdą. W którym zatem momencie, czy w jakich okolicznościach doznawanie cierpienia i strachu przekształca się w krzywdę dziecka?
Jakie są konsekwencje doznawania przez dziecko krzywdzącego bólu i strachu, tzn. przekraczania tej granicy, za którą cierpienie i strach przestają być naturalną częścią tego okresu życia, a nabierają niszczących, uszkadzających właściwości? Jakie czynniki w relacjach dzieci - rodzice tworzą szczególne ryzyko krzywdzenia dzieci? Jakie postawy i umiejętności rodzicielskie są szczególnie ważne ze względu na unikanie krzywdzącego bólu i strachu dziecka?
Źródła cierpienia dzieci.
Cierpienie dzieci najczęściej jest związane z dwoma rodzajami zachowań albo sytuacji. Jednym z nich jest atakowanie dziecka czyli intencjonalne działanie dorosłych skierowane przeciwko dziecku lub inwazyjny wpływu okoliczności i sytuacji życiowych, które wtargnąwszy w świat dziecka naruszają granice intymności czy bezpieczeństwa. Źródłem cierpienia może być nie tylko uderzenie, ale także powiedzenie czegoś bolesnego albo odebranie dziecku czegoś dla niego ważnego. Drugie źródło cierpienia to straty. Zarówno straty konkretne, namacalne, jak też zniszczenie jego spokoju albo bezpieczeństwa poprzez radykalne zmiany warunków wychowania czy atmosfery domowej, aż po przypadki straty albo zagrożenia stratą miłości, więzi, akceptacji. Mogą to być nie tylko fakty realne, ale sygnały mówiące, że coś takiego może się stać. Strach jest nie tylko reakcją na realne zagrożenia, ale także reakcją na zapowiedź ataku lub straty.
Cierpienie i strach dziecka może wynikać z różnych okoliczności. Źródła pewnych okoliczności są zewnętrze w stosunku do życia rodzinnego (to, co się może stać w szkole, co pochodzi od rówieśników, czy wydarzeń w skali miasta, regionu). Rodzice mogą i powinni być osobami dającymi oparcie, kojącymi ból, łagodzącymi niepokój i strach. Jeżeli z tego obowiązku się nie wywiązują, to - chociaż sami nie są sprawcami cierpienia i strachu - mogą wywołać w dziecku przeżycia, które będą krzywdą.
Ale rodzice często bywają sami sprawcami bólu czy strachu, a w takiej sytuacji nie mogą wystąpić w roli osób łagodzących cierpienie i dostarczających wsparcia czy opieki. Wtedy strach i poczucie zagrożenia u dzieci są potęgowane.
Postępowanie dzieci także bywa źródłem cierpienia i strachu ich rodziców. Nie ulega wątpliwości, że bardzo często to, co się dzieje z dziećmi, jest źródłem niepokoju i strachu, czasem lęku rodziców. W tym sensie przeżywanie strachu i cierpienia po obu stronach jest w jakimś sensie symetryczne. Sprawa wzbudzania cierpienia czy bólu przez dzieci u rodziców jest raczej związana ze wzrostem możliwości takich działań przez starsze dzieci. Dziecko dwuletnie czy trzyletnie ma ograniczone możliwości zadania swojemu rodzicowi bólu i cierpienia, lecz już dwunastoletnie czy pietnastostoletnie może sprawić, że rodzice przeżyją nie tylko strach, ale mogą też cierpieć. Warto o tym pamiętać, ponieważ w wielu sytuacjach dokonuje się jakiś rodzaj wymiany cierpienia i strachu. Czasem rodzice robią rzeczy bolesne dla ich dzieci, bo wcześniej doznawali strachu spowodowanego przez dziecko. Jest to jakby wymiana, obdzielanie się nawzajem bólem i strachem. Okoliczności takie często tworzą subiektywne uzasadnienia powodów, dla których rodzice czynią rzeczy bolesne dla dzieci..
Doświadczanie bólu i strachu przez dziecko
Dziecko, niejako ze swojej natury, jest bardziej wrażliwe na przeżywanie uczuć z kręgu cierpienia i strachu: jest bardziej podatne na różne rodzaje ataku i zagrożenia, ma niższy próg samoobrony, granice jego terytorium są słabiej chronione. Poza tym dziecko ma niewiele tych zasobów zaradczych, jakie mają dorośli: odporności na cierpienie, poczucia własnej autonomii czy mocy. Rodzice często nie rozumieją i nie doceniają siły przeżywanego przez dzieci bólu i strachu, bo pamięć o ich własnym dzieciństwie wyblakła. Wiele okoliczności raniących i straszących dzieci jest tworzonych na skutek tego, że dorośli nie rozumieją ich delikatności i wrażliwości.
Istnieją duże różnice indywidualne wrażliwości i zasobów zaradczych dzieci. Po części jest to uwarunkowane biologicznie (temperamentalnie). Już we wczesnym okresie życia można dostrzec różnice np. w podatności czy gotowości na przeżywanie niepokoju i lęku, różną wrażliwość na przeżywanie bólu czy cierpienia. Niektóre dzieci łatwiej przeżywają przykre stany uczuciowe, inne częściej płaczą, częściej jest im smutno, częściej się wycofują w obliczu nowych rzeczy. Te różnice indywidualne mogą odgrywać istotną rolę w powstawaniu cierpienia i przekraczaniu granicy, za która przekształca się ono w krzywdzące cierpienie i strach. Świadomość rodziców dotycząca tych właściwości indywidualnych własnych dzieci, umiejętność dostrzegania i rozumienia różnic między własnymi dziećmi, jak i w ogóle dostrzegania zindywidualizowanej wrażliwości dzieci, jest bardzo często zdumiewająco niska.
Nie każdy rodzaj strachu i niepokoju uszkadza dziecko. Jeśli jego zdolności zaradcze są dostateczne, nie tylko nie pojawia się krzywda, ale nawet mogą wystąpić warunki sprzyjające dynamice działania czy rozwojowi. W związku z tym szczególnie ważna staje się rozpoznawanie, czy nastąpiło przekraczanie tych granic. Sama tylko obserwacja zewnętrzna sytuacji albo zachowania rodzica nie wystarczy, by wskazać moment, w którym stres bólu i strachu przekracza zdolności zaradcze dziecka, ujawniając swoje niszczące właściwości.
Zasoby zaradcze mogą być różnego rodzaju, zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne. Dziecko, które przestraszone może np. przytulić się do babci, ukochanego psa czy pluszowej przytulanki, czerpie z zewnętrznych zasobów. Z zasobów wewnętrznych czerpie dziecko, które przeżywając cierpienie nie czuje się bezsilne w stosunku do okoliczności, które są źródłem cierpienia oraz przeżywany niepokój i lęk nie powoduje uszkadzania spójnego obrazu świata. Każdy człowiek od wczesnego okresu życia ma swój wewnętrzny świat, obraz jakiegoś porządku, stabilności. Czasem jest on budowany na prostych elementach, np. przekonaniu, że ręka matki zawsze będzie ciepła i opiekuńcza, a głos ojca będzie dawał poczucie pewności, że się jest w pobliżu źródła mocy. Krzywda związana z uszkadzaniem dziecka rozpoczyna się, kiedy pojawia się nasycona jakimś rodzajem cierpienia bezsilność i nasycony jakimś rodzajem strachu rozpad tego osobistego świata. Wtedy mamy do czynienia nie tylko z samym przeżywaniem cierpienia i strachu, bo to może zostać przez dziecko zasymilowane, włączone do całokształtu doświadczeń, ale ze zburzeniem konstrukcji, jaką jest obraz świata i dziecka jako jego części.
Płacz dziecka
Niewątpliwie płacz jest ważną wskazówką. Ale płacz dziecka nie jest jednoznacznym zjawiskiem, bowiem od niepamiętnych czasów spełnia dwie różne funkcje. Często płacz jest sygnałem cierpienia, strachu, bezsilności. Ale jest też pierwotną, podstawową, a przez pewien okres czasu jedyną formą wywierania przez dziecko wpływu na otoczenie, domagania się zaspokajania potrzeb, przede wszystkim przyciągania uwagi rodziców w celu podtrzymania i umocnienia więzi. Do jakiegoś momentu działania te nie są intencjonalne, a ich powszechność i uniwersalność wskazują, że są gdzieś wpisane w naturę człowieka.
U rodziców, przede wszystkim u matek, często uruchamiana jest (chyba z poziomu instynktowego), podstawowa opiekuńcza reakcja na płacz dziecka. Dlatego dzieci, zanim jeszcze nauczą się języka i myślenia, potrafią używać płaczu dla dbania o swoje własne potrzeby. Znaczna część dzieci dużo płacze we wczesnym okresie życia. Na świecie w ciągu ostatnich dziesieciu lat prowadzonych jest wiele badań na temat płaczu jako zjawiska międzyludzkiego, w tym także płaczu dzieci. Niemowlę przed końcem drugiego roku życia średnio ma za sobą ponad 4 tys. sesji płaczu, co oznacza, że matka dwuletniego dziecka doświadczyła kilku tysięcy sytuacji, w których neutralizowała siłę płaczu jako komunikatu mówiącego, nie tylko o bólu i strachu, ale i o jakichś pragnieniach czy dążeniach dziecka.
Dorośli, którzy blisko żyją z dziećmi - jeżeli nie uruchamia się w nich reakcja awersyjna albo jeżeli płacz nie przekracza ich wytrzymałości - traktują to jako w pewnym sensie normalne zachowanie. Prawdopodobnie w związku z tym, że płacz dziecka spełnia te dwie funkcje, w części przypadków odbieranie płaczu jako pierwszego sygnału, zwłaszcza gdy cierpienie i strach spowodowane są przez samych rodziców, może być utrudnione.
W XX w. radykalnie zmieniały się koncepcje, które były podstawą pedagogiki rodzinnej. Były okresy, gdy podręczniki wychowywania zdecydowanie odradzały rodzicom reagowania na płacz, co miało zapobiec psuciu dzieci, i całe generacje były wychowywane pod wpływem tych mitów. Ale w połowie XX w. nastąpiła zmiana. Na skutek m.in. publikacji dr Spooke’a, które na co najmniej dwie dekady stały się dominującą wykładnią, nastąpił odwrót od tezy o nie poddawaniu się tyranii płaczu dziecka. Pojawiło się przekonanie, aktualnie dość powszechne, że nie psuje się dziecka reagując na jego płacz. Oczywiście oprócz oficjalnych wykładni są jeszcze w tej kwestii różnice między rodzicami.
Płacz wywołuje dwa rodzaje reakcji. Jedną jest czułość i troska, uznawana za bardziej naturalną, konstruktywną, świadczącą o pozytywnym wymiarze miłości rodzicielskiej. Druga to znieczulenie czy nawet irytacja, wynikająca z różnych źródeł, do ważniejszych czynników należy tu brak czasu oraz energii na pielęgnację i opiekę. Można przypuszczać, że u części osób jest to wynik trwałej, uogólnionej postawy dystansu w stosunku do dziecka. Badania psychologiczne pokazują, że część rodziców po prostu swoich dzieci nie lubi, chociaż je kocha. Irytacja na płacz należy do tej grupy czynników, które podwyższają ryzyko niedostrzegania treści komunikatu o cierpieniu i sprawiają, że rodzic może przyczyniać się do zwiększania cierpienia, aż do przekroczenia granic, o których mowa była wcześniej. Irytacja jest jednym z najwyższych czynników ryzyka w relacji między dzieckiem a rodzicami, i może prowadzić do powstania błędnego koła, gdy dziecko zranione przez rodziców płacze, czym wzbudza reakcję irytacji, która się staje kolejnym powodem do zastraszania czy ranienia dziecka, co nasila jego płacz itd.
Sprawowanie władzy rodzicielskiej i karanie dzieci
Każda władza opiera się na możliwości wywierania wpływu i kontrolowania tego, nad kim ma się władzę. Powodowanie cierpienia i wzbudzanie strachu jest jednym z podstawowych i uniwersalnych sposobów wywierania wpływu przez rodziców, a ze szczególnym uwzględnieniem karania, zarówno jako formy wywierania wpływu bezpośredniego na to, co dziecko robi, czuje i myśli, jak też jako formy umacniania władzy i systemu kontroli.
Sprawa władzy i systemu karania odgrywa kluczową rolę w przekraczaniu granicy bólu i strachu, za którą zaczyna się niszczenie czegoś cennego w dzieciach. Są różne formy i koncepcje karania. Profilaktyka przemocy wobec dzieci musi skupić się na zagadnieniu karania, tzn. rozpoznawania przez rodziców stylu karania, form karania, okoliczności karania i wreszcie efektów tego karania, a właściwie uświadomienia sobie tych efektów. Karanie często jest kamuflażem agresywności wynikającej z pobudek czysto emocjonalnych, gdy wybuchom złości i rozdrażnienia nadaje się post factum, formy karania, co sankcjonuje zachowanie.
Ale nie tylko bezpośrednie manipulowanie bólem i wzbudzanie strachu należy do uszkadzających zachowań. Wzbudzanie poczucia winy, choć nie jest zaliczane do ostrych form atakujących, z całą pewnością jest głęboko penetrującą formą wywierania wpływu. Wzbudzanie poczucia winy odwołuje się do kary, zagrożenia czy straty, która nie jest do końca dopowiedziana. Taką nie nazywaną po imieniu, antycypowaną karą jest zagrożenie utraty miłości. Są takie okoliczności, w których konieczne jest uświadomienie dziecku, że zrobiło coś złego. Ale wzbudzanie poczucia winy jest zadaniem potężnego ciosu. Szeroko stosowane są przy tym różne formy racjonalnego uzasadniania tych zachowań rodzica, które powodują ból i strach dziecka. Zdarza się jednak, że rodzice nazywają po imieniu powody, które nimi kierowały, kiedy zrobili coś bolesnego albo karzącego w swoim zniecierpliwieniu. Dzieci długo, czasem na całe życie, pamiętają jako coś niesłychanie cennego te momenty, w których rodzic powiedział "przepraszam" albo przyznał się do błędu. Te rzadkie przypadki pokazują, jak są one ważne. W filozofii wpływu rodzicielskiego czy w dominujących filozofiach wychowawczych jest na ogół mało miejsca na takie zachowania, co jest związane z ryzykowną, czy nawet w pewnym sensie destrukcyjną wizją priorytetu rodziców nieugiętych, o niepodważalnym autorytecie, gdzie przyznanie się do błędu oznacza zburzenie a nie wzmocnienie autorytetu.
To, co wiemy o procesie rozwoju człowieka, o źródłach jego postępowania wskazuje, że na postawy rodzicielskie, na sposoby reagowania, mają wpływ własne doświadczenia z dzieciństwa rodziców. Mamy tu do czynienia z pozornym paradoksem: trudne jest zwiększenie zdolności rodzica do dostrzeżenia, że zadaje niepotrzebny ból swoim własnym dzieciom, jeżeli wcześniej nie będzie miał okazji spotkać się ze swoją krzywdą doznaną w dzieciństwie, czyli uświadomić sobie własne urazy i cierpienia z dzieciństwa związane z postępowaniem jego rodziców. W wielu przypadkach rola własnych doświadczeń z dzieciństwa jest kluczowa. Ludzie, krzywdzeni przez własnych rodziców, dorobili do tego uzasadnienie, które nie tylko zablokowała im świadomość, że sami są sprawcami bólu i strachu własnych dzieci, ale w dodatku spowodowało negatywne nastawienie do wszelkich działań na rzecz zaprzestania krzywdzenia dzieci.
Miłość i więź emocjonalna z dziećmi
Czy wszyscy rodzice kochają swoje dzieci? Gotowi jesteśmy zakładać, że tak, poza przypadkami zwyrodnienia, które są jednak marginesem problemu. Ale miłość rodzicielska może mieć różne oblicza, a z faktu, że się jest rodzicem, nic jeszcze nie wynika dla określenia stanu emocji, które przeżywa rodzic w stosunku do własnego dziecka. Nie można zapisać równania "rodzic = miłość do dziecka". Wszelako w każdym przypadku można mówić, że jednym z wymiarów miłości jest więź emocjonalna, zbudowana zarówno na uczuciach pozytywnych, jak i ambiwalentnych. Mamy do czynienia z więzią, i to z więzią po obu stronach, chociaż nie ulega wątpliwości, że do pewnego momentu osobą głębiej zaangażowaną jest dziecko. Po prostu rodzice są mu niezbędni do tego, by zaspakajać pewne podstawowe potrzeby: bezpieczeństwa, miłości, opieki, a atak czy deficyty w tym zakresie mogą być źródłem cierpienia albo strachu. W tworzeniu doświadczeń bolesnych, nasyconych niepokojem i strachem u dzieci, istotną rolę odgrywa sprawa oczekiwań emocjonalnych rodziców. Na podstawowy emocjonalny stosunek rodziców ogromny wpływ mają, konkretne lub bardzo uogólnione, oczekiwania w stosunku do dzieci, dotyczące różnych rzeczy: wyglądu, temperamentu, zachowań, uczenia się, postaw itd.
Badania amerykańskie pokazują, że kluczową rolę dla jakości życia emocjonalnego i zdrowia psychicznego rozwijającego się dziecka odegrało nie to, z jakim cechami temperamentu dzieci przychodzą na świat i jakie są w okresie wczesnego dzieciństwa, ale to, jaka była jakość dopasowania psychicznego miedzy nimi a rodzicami. Przede wszystkim ważne okazało się, czy psychiczne i fizyczne cechy dziecka, z którymi pojawiło się ono na świecie, były, i w jakim stopniu, akceptowane przez rodziców, na ile ich zdaniem dziecko było takie, jakie miało być.
Oczekiwania rodziców w stosunku do dzieci często wpływają na poziom sympatii rodziców, ich życzliwości i akceptacji, co wyjaśnia np. dlaczego dwójka dzieci w tej samej rodzinie wychowuje się w różnych warunkach. Osobisty klimat, w którym się wyrasta w rodzinie, w dużym stopniu zależy od tego, jak wygląda to dopasowanie, interakcja konkretnego dziecka w stosunku do konkretnego rodzica. Dzieci, które "nie pasują" swoim rodzicom, są bardziej narażane na doświadczenia zawierające jakiś rodzaj bólu, strachu. Drobne, ale dotkliwe przejawy dezaprobaty, rozdrażnienia i niezadowolenia częściej spotykają dzieci nieakceptowane. Nie można tego traktować jako błędu czy złego czynu rodziców, bo nie robią tego z premedytacją. Warto natomiast rozważyć, jak pomóc rodzicom lepiej rozpoznawać indywidualność dziecka, rozpoznawać swoje podstawowe reakcje.
Empatia rodziców i ich sposób rozumienia dzieci
Empatia jest kluczową sprawą z punktu widzenia profilaktyki krzywdzenia dzieci. To zdolność do tworzenia sobie względnie trafnych, adekwatnych wyobrażeń na temat tego, co się dzieje we wnętrzu dziecka. Empatia ma dwa aspekty: jednym jest postrzeganie, rozumienie, budowanie adekwatnego obrazu subiektywności dziecka czy w ogóle drugiego człowieka, drugim aspektem empatii jest więź emocjonalna i wyrażane poczucie bliskości.
Ludzie różnią się w zakresie zdolności do empatycznego rozumienia innych. Zdolność do empatii wydaje się być zdeterminowana biologicznie, ale istnieje wiele czynników, które wywierają wpływ na to, co się z nią stanie, na ile empatia będzie się rozwijać. Wiele badań okazuje, że procesy związane z kształtowaniem empatii są ważnym elementem pewnych cyklów, przechodzących z pokolenia na pokolenie, co oznacza, że jeżeli człowiek w dzieciństwie był źle traktowany przez bliskie osoby, ma niższy poziom empatii od rówieśników, którzy mieli inne przeżycia. Dzieci, które częściej przeżywały cierpienie czy strach w związku z rodzicami, miały niższy poziom empatii niż rówieśnicy, którzy byli troskliwie i czule wychowywani. To trwa przez resztę życia. Poziom empatii rośnie, kiedy metodą (czasochłonną) wywierania wpływu jest tłumaczenie konsekwencji. Karanie i straszenie, chociaż może skutecznie blokować pewne zachowania, obniża empatię. Czy zatem zwiększenie empatii rodziców całkowicie zapobiegnie krzywdzeniu dzieci? Nie, bo sprawa empatii nie rozwiązuje problemu konstruktywnego rodzicielstwa. Nie wystarczy tylko empatyczne rozumienie, trzeba także z dzieckiem odpowiednio się komunikować, konstruktywnie wywierać wpływ i dostarczać wsparcia.
Czy można zmniejszać rozmiary bólu i strachu u dzieci?
Największym wyzwaniem jest sprawienie, by rodzice w ogóle zadawali sobie takie pytanie: czy krzywdzą dzieci, kiedy i w jakich okolicznościach, dlaczego powodują cierpienie u swojego dziecka, strach, lęk, niepokój, czy mogą tego uniknąć, czy cel, dla którego zadają ból mogą osiągnąć w inny sposób? Na pewno interesujące, ale prawie niemożliwe jest uzyskanie odpowiedzi, czy rozwój naszego gatunku przyczynia się samorzutnie do tego, że rodzice w XX wieku są bardziej opiekuńczy, rozumiejący i mniej raniący dzieci niż np. w XV wieku. Są podstawy, by sądzić, że tak, że coś, co się zmienia poza naszym zorganizowanym wysiłkiem, zmierza w dobrą stronę. Ale zmierza bardzo wolno. Trzeba więc zastanowić się, co możemy zrobić, żeby rodzice częściej uważali na te momenty, w których z ich postępowania wynika ból i strach. Jedną z możliwości jest propozycja, żeby rodzicielstwo traktować jak ...profesję! Żyjemy w świecie profesjonalizmu, stąd rodzi się idea rodzicielstwa jako pewnego zawodu, który posiada określone standardy. Wykonawców tego zawodu możnaby monitorować oraz uczyć nowych kompetencji, profilaktycznie trenować ich samokontrolę w kontaktach z dzieckiem... Oczywiście reakcją większości może się stać oburzenie na ingerencję w święta prawa rodzicielskie. Ale można i należy proponować monitorowanie własnego postępowania wobec dzieci jako formę wewnętrznej samokontroli nad zachowaniami sprawiającymi ból i wywołującymi strach. Dlatego warto powtarzać pytanie -JAK CZĘSTO JESTEŚ SPRAWCĄ CIERPEINIA WŁASNEGO DZIECKA? oraz następne pytania "jak często i kiedy jesteś sprawcą przyjemności, radości i poczucia bezpieczeństwa własnego dziecka?"
Naszej cywilizacji potrzebna jest szeroka akceptacja ideologii promującej uczenie się konstruktywnego rodzicielstwa i rozszerzania repertuaru sposobów wywierania wpływu: przez nagradzane i wzmacniane, przez racjonalne uzasadnienie, przez dawanie siebie jako nagrody i jako jednocześnie motywacji, przez szacunek i przez życzliwość. Choć te ostatnie słowa brzmią jak pobożne życzenie, jest to jednak jedyna droga do znaczącego zmniejszenia dziecięcej krzywdy .