Źródło do filmiku: http://www.youtube.com/watch?v=6ybqL9Uuw5Y&feature=related
Źródło do tekstu: http://media.wp.pl/kat,1022943,wid,12204758,wiadomosc.html
Im dłużej trwa śledztwo w sprawie katastrofy prezydenckiego tupolewa, tym więcej pojawia się hipotez dotyczących jej przyczyn. W internecie aż huczy od nieprawdopodobnych teorii. Ale oliwy do ognia dolewa nawet polska prokuratura, która np. ogłosiła, że bada umieszczony w internecie film nagrany tuż po katastrofie, na którym słychać strzały. Wczoraj zaś przyznała, że samolot mógł rozbić się 10 minut wcześniej, niż dotąd podawano. A owe słynne strzały mogą być po prostu eksplodującą w ogniu amunicją, którą przecież miał przy sobie każdy z oficerów BOR.
Rewelacje o innej godzinie katastrofy podał w piątek „Dziennik Gazeta Prawna”. Według ustaleń gazety, do zderzenia z ziemią mogło dojść ok. godz. 8:46, a nie – jak do tej pory podawano – o 8:56. Gazeta twierdzi, że o godz. 8:49 korespondent Polsatu Wiktor Bater dostał od informatora telefon z informacją, że rozbił się samolot z Lechem Kaczyńskim (†61 l.). Sześć minut później potwierdzenie od Rosjan otrzymała korespondentka agencji Reuters.
Skąd więc godzina 8:56? – To moment, w którym zawyły syreny alarmowe na lotnisku Siewiernyj, ale samolot rozbił się nawet 10 minut wcześniej – mówi gazecie ekspert pracujący przy badaniu czarnych skrzynek. – Około godziny 8:39 samolot zerwał linię energetyczną przed lotniskiem. Najważniejsze jest teraz sprawdzenie, czy i o której godzinie to wydarzenie zostało zarejestrowane przez elektrownię – dodaje kolejny argument rozmówca „Dziennika”.
Polska prokuratura nie wyklucza, że tak mogło być, ale czeka na oficjalne zapisy z czarnych skrzynek. Rejestratory z pewnością zapisały moment uderzenia o ziemię co do sekundy. Dane te trafią jednak do Polski dopiero za 2 tygodnie.
Błąd niedoświadczonego pilota.
Rosyjskie media zarzuciły polskiemu pilotowi, że był młody, niedoświadczony, nie znał języka rosyjskiego ani specyfiki tupolewa, dlatego źle zrozumiał komunikaty wieży kontrolnej i mimo mgły zdecydował się lądować. To prawda, że Arkadiusz Protasiuk miał 36 lat, ale na TU-154 przelatał aż 2937 godzin. W Smoleńsku lądował już kilka razy, więc lotnisko znał dobrze, rosyjski także, a awaryjne prowadzenie tupolewa wiele razy ćwiczył w Moskwie. To łatwa do obalenia hipoteza.
Prezydent kazał lądować mimo mgły.
W 2008 r. Lech Kaczyński (†61 l.) namawiał pilota tupolewa do lądowania w Tbilisi, mimo ogromnego ryzyka. Trwała rosyjska ofensywa w Gruzji. Podobnie miało być teraz. Ze wstępnych odczytów rozmów w kokpicie wynika jednak, że nie było nacisków na pilotów. Ale pilot mógł o tym rozmawiać z kimś z pasażerów w cztery oczy, poza zasięgiem mikrofonów czarnych skrzynek. Czy do takiej rozmowy doszło, nie dowiemy się już raczej nigdy.
Błędne informacje kontrolerów.
Wieża kontrolna podawała pilotom wysokość według innej skali, niż obowiązuje w Europie. Załoga, lecąc we mgle, myślała, że samolot jest o 100 metrów wyżej niż w rzeczywistości. Prawdą jest, że Rosjanie podają dane w innej skali, ale polski pilot dobrze znał przecież te lotnisko i tutejsze standardy, szczęśliwie sadzał tu tupolewa wielokrotnie, dlaczego akurat teraz miał popełnić błąd? O tym jak było, świadczyć będą zapisy rozmów z wieżą.
Brak systemu naprowadzania.
Lotnisko było nieoświetlone, a Rosjanie zdemontowali system naprowadzania, który był, gdy lądował tu kilka dnia wcześniej premier Władimir Putin (58 l.). Prokuratorzy teraz sprawdzają, po co funkcjonariusze zmieniali w lampach wokół lotniska żarówki tuż po katastrofie (takie zdjęcia pojawiły się w internecie). Prawdą jest, że lotnisko nie ma systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów, ale o tym Polacy wiedzieli. Moskwa nie potwierdza zaś instalacji specjalnego systemu tylko dla Putina.
Zakłócenia elektroniczne.
Prezydencki tupolew był wyposażony w satelitarne urządzenie TAWS, które z wielką dokładnością informuje pilotów o ukształtowaniu terenu wokół lotnisk. Piloci widzą trójwymiarową grafikę, dlatego nawet lecąc w gęstej mgle, mogą czuć się bezpiecznie. Pojawiła się hipoteza, że system mógł zostać zakłócony przez nieznany sygnał elektroniczny i wyświetlił błędny obraz. Eksperci podkreślają jednak, że lotniska w Smoleńsku TAWS nie obsługuje, dlatego nasi piloci nawet nie mogli z tego urządzenia tam korzystać.