RPA: W Dubanie rozpoczyna się Konferencja Klimatyczna ONZ
(COP 17).
Od 28 listopada do 9 grudnia podczas Szczytu klimatycznego ONZ w Durbanie przedstawiciele 194 krajów z całego świata będą rozmawiać o przyszłych wiążących działaniach na rzecz ochrony klimatu po roku 2012, czyli po wygaśnięciu pierwszego okresu zobowiązań Protokołu z Kioto, który jest jedynym prawnie wiążącym światowym porozumieniem w sprawie obniżenia emisji CO2. Najważniejszą kwestią tradycyjnie będą finanse, szczególnie transfer funduszy na wdrażanie „zielonych” zmian w gospodarkach krajów rozwijających się.
450 organizacji pozarządowych z całego świata przyznało Polsce "Skamielinę" za objęcie przez polską Prezydencję patronatem zorganizowaną przez sektor węglowy konferencję "Europejskie Dni Węglowe" we wtorek w Brukseli. Miało to miejsce już w czasie, gdy w Durbanie przywódcy światowi debatują nad katastrofalnymi skutkami emisji dwutlenku węgla do atmosfery.
To już nie gafa. To głupota – stwierdził dr hab. Zbigniew Karaczun, ekspert Koalicji Klimatycznej - Polska po raz kolejny realizuje interesy lobby węglowego kosztem swojego międzynarodowego wizerunku. Osłabiając wiarygodność Unii Europejskiej, ogranicza możliwość uzyskania w Durbanie porozumienia. Zdaniem Karaczuna, brak tego porozumienia będzie dla Polski najgorszą z możliwych wiadomości. Oznaczać będzie wzrost zagrożenia ekstremami pogodowymi i brak bodźca dla budowy gospodarki opartej na wiedzy.
Według europarlamentarzysty Basa Eickhouta, “takie działania nie pomagają wysiłkom, jakie wkłada cała Unia w negocjacje w Durbanie. Sprawowanie Prezydencji powinno odgrywać kluczową rolę i reprezentować interes unijny, tymczasem dzieje się coś, co w sposób skandaliczny osłabia pozycję UE podczas szczytu [...].”
01-12-2011
Szczyt klimatyczny w Durbanie dopiero się rozpoczął, a już widać, że o konsensus nie będzie łatwo. Kanada zapowiada, że nie podpisze się pod kontynuacją protokołu z Kioto, nie zaprzecza też pogłoskom o wycofaniu się z porozumienia już w przyszłym miesiącu.
Powodzenie negocjacji klimatycznych, które rozpoczęły się 28 listopada w Durbanie, zależy od układu sił pomiędzy Unią Europejską, utworzoną dwa lata temu grupą państw BASIC (Brazylia, RPA, Indie i Chiny) oraz państwami przeciwnymi wiążącym zobowiązaniom na rzecz klimatu (m.in. USA, Rosja, Japonia, Australia, Kanada).
Otwierający konferencję prezydent RPA Jacob Zuma podkreślał, że dla wielu krajów zmiany klimatu to kwestia życia i śmierci. Niemniej jednak, kluczowym negocjatorom przeciwdziałanie tym zmianom kojarzy się głównie z hamowaniem rozwoju gospodarczego i poświęceniami na rzecz mniej zamożnych państw.
Już w kilka godzin po rozpoczęciu szczytu kanadyjski minister środowiska Peter Kent, podczas konferencji prasowej w Ottawie, potwierdził, że Kanada jest przeciwna przedłużeniu protokołu z Kioto o kolejny okres zobowiązań. Jego zdaniem dokument ten opiera się na przedawnionej wizji świata, gdzie kraje mniej zamożne oczekują odszkodowania za zachodzące zmiany klimatu. Nie zgadzamy się z założeniem, że międzynarodowe porozumienie w sprawie klimatu powinno polegać na "odkupieniu win" przez kraje uprzemysłowione, podkreślił minister.
Kanadyjska stacja telewizyjna CTV podała informację, że rząd zamierza oficjalnie wycofać się z protokołu w Kioto w przyszłym miesiącu. Jeśli tak się stanie, Kanada będzie pierwszym krajem, który zerwie uprzednio ratyfikowane porozumienie.
02-12-2011
Chiny jako jedna z gospodarek wschodzących, lecz o znacznym udziale w światowej emisji CO2, nawołuje uczestników szczytu klimatycznego do solidarności i podjęcia zobowiązań adekwatnie do stopnia rozwoju gospodarki. Pekin uważa, że kraje rozwinięte z ich długą historią emisji muszą wziąć na siebie największą odpowiedzialność, z kolei kraje biedne, dopiero rozwijające się, powinny być zwolnione z wiążących umów.
Na tydzień przed rozpoczęciem negocjacji klimatycznych w Durbanie Chiny oświadczyły, że zamierzają wspierać założenia protokołu z Kioto, ale zgodnie z zasadą "zróżnicowanej odpowiedzialności". Negocjator Xie Zhenhua, wiceminister Krajowej Komisji Rozwoju i Reform, dodał, że należy jak najszybciej przygotować plan redukcji emisji dla krajów rozwijających się w ramach drugiego okresu rozliczeniowego protokołu. Pierwszy okres wygasa w przyszłym roku i ma zostać zastąpiony przez globalne porozumienie w 2015, wdrożone do 2020 roku.
Kraje rozwinięte powinny tymczasem wypracować mechanizmy finansowania działań adaptacyjnych dla gospodarek wschodzących.
Pekin oznajmił, że nie zamierza przyjąć wiążącego zobowiązania wynikającego z przedłużenia protokołu z Kioto. Pomimo że, jak sam przyznał, Chiny są największym emitentem CO2 na świecie. Po 2020 roku będą wprowadzać niskoemisyjną ścieżkę rozwoju, ale zgodnie z własnymi możliwościami. Xie zaznaczył jednak, że pomimo wysiłków nie uda się osiągnąć szczytowego poziomu emisji przed końcem 2020 roku.
Niestety, nie wszystkie państwa dążą do współpracy i wzięcia na siebie adekwatnych zobowiązań. Stany Zjednoczone, jedne z największych emitentów, w ogóle nie przystąpiły do protokołu. Kanada, Japonia i Rosja nie chcą ograniczeń w drugim okresie rozliczeniowym i odmówiły jego podpisania. Japonia i USA domagają się nałożenia zobowiązań również na gospodarki wschodzące.
Takie podejście najbardziej znaczących gospodarek poważnie osłabia wysiłki dążące do zahamowania zmian klimatu. Dalsze działania Europy mają sens jedynie, gdy Chiny i USA zrealizują szerokie cięcia w krajowych emisjach. W przeciwnym razie dalsze istnienie protokołu z Kioto będzie zagrożone.
Xie zganił Kanadę za chęć rezygnacji protokołu, co może działać destrukcyjnie na cały proces negocjacji. Kanada nie tylko nie zamierza dalej współpracować, ale oznajmiła również, że dalej będzie eksploatować swoje piaski roponośne. Z powodu ich wydobycia nie wywiązała się z celu redukcji emisji o 6 proc. do końca 2009 względem 1990 roku, a jeszcze je zwiększyła o 17 proc. Istnieje spora obawa, że Kanada może pociągnąć za sobą USA.
Chiny chcą przełamać impas w negocjacjach i proponują, aby kraje rozwijające się również przedstawiły swoje plany redukcyjne, dzięki czemu udowodnią swoje dobre intencje. Chociaż, jak zaznacza Xie, będą to jedynie plany na miarę ich uwarunkowań. Być może zaangażowanie krajów biednych zmotywuje bogatsze państwa do wzięcia na siebie ograniczeń, a przynajmniej do pozostania przy stole negocjacyjnym.
Aby osiągnąć zadowalające porozumienie, nadal wiele problemów należy rozwiązać. Są to m.in. brak porównania pomiędzy celami biednych i bogatych oraz brak gwarancji, że plany gospodarek rozwijających się będą przeglądane oraz weryfikowane według ustalonych standardów.
Niechęć Pekinu do wiążących umów może zastanawiać, gdyż zgodnie z najnowszym raportem Institute of Global Low-carbon Economy i University of International Business and Economics Chiny w latach 2006-2010 zredukowały emisje najwięcej na świecie – o 1,5 mld ton. Jest to obecnie największy producent zarówno energii odnawialnej, jak i urządzeń wykorzystujących odnawialne źródła energii. Energia odnawialna w 2010 roku pokrywała 8,3 proc. rocznego zapotrzebowania (w 2005 było to 7,5 proc.). W ciągu najbliższych pięciu lat, kraj ten postawił sobie za cel dalsze zmniejszanie energochłonności o 16 proc. i zwiększenia udziału energii niekopalnej do 11,4 proc. rocznego zużycia energii.
Nie ulega wątpliwości, że jeśli USA nie włączą się do drugiego okresu rozliczeniowego, kluczowym warunkiem powodzenia negocjacji będzie decyzja Chin. Państwo Środka jako jedna z największych gospodarek wschodzących, wraz z Brazylią, Indiami i Południową Afryką, odmówiła przyjęcia zobowiązań w 2009 roku w Kopenhadze, przyczyniając się do fiaska szczytu. Gdyby jednak zdecydowały się wziąć udział w dalszym procesie do 2020 roku, można by to uznać za duży przełom w polityce klimatycznej.
„Skamieliny dnia" (Fossil of the Day): pierwsze miejsce dla Brazylii, za sugerowanie, że jej nowe prawo leśne pomoże znacznie zmniejszyć emisję zanieczyszczeń gazowych. Wręcz przeciwnie, jeśli zostanie ono zaakceptowane przez kongres w takiej obecnej formie, będzie oznaczało klęskę lasów amazońskich – ich mieszkańców, bioróżnorodności i w konsekwencji klimatu. Stworzy ono szansę do emisji gazów cieplarnianych wielokrotnie większych niż obecnie wytwarzane w Brazylii.
Na drugim miejscu Nowa Zelandia za propozycję podejrzanie elastycznych mechanizmów pozyskiwania jednostek emisji, bez nadzoru czy międzynarodowej kontroli. Nie byłoby możliwości sprawdzenia, czy jednostki z jednego mechanizmu nie zostały sprzedane dwu- lub trzykrotnie do innego. Zaskutkowałoby to prawdopodobnie uwolnieniem znacznych emisji do atmosfery.
Kolejna nagroda dla Kanady. Minister Peter Kent powiedział 1 grudnia, że wszystkie przyznane Kanadzie w tamtym tygodniu nagrody są wynikiem „niedoinformowania" oraz ideologicznych pobudek. Jury stwierdziło, że to „niedoinformowanie" dotyczy raczej samego ministra oraz że Kanada za ideologię przyjęła stawianie emisji zanieczyszczeń ponad dobro całej planety. Inne kraje potępiły „zwycięzcę" za działania na szczycie w złej wierze.
03-12-2011
Tysiące demonstrantów żądało "sprawiedliwości klimatycznej" podczas marszu w Durbanie na wschodzie RPA, gdzie trwa od poniedziałku 17. konferencja klimatyczna ONZ.
Marsz, w którym udział wzięli działacze organizacji ochrony środowiska, związków zawodowych, organizacji rolniczych i ugrupowań politycznych, zrzeszeni w ruchu o nazwie Grupa Wsparcia Środowiska (ESG) zgromadził ok. 6,5 tys. ludzi. Pod silną eskortą policji pochód dotarł do centrum konferencyjnego, gdzie odbywa się oenzetowskie spotkanie.
- Jesteśmy tutaj, by wesprzeć głos ludzi w Afryce Południowej i społeczeństwa obywatelskiego z całego świata i powiedzieć ludziom, którzy negocjują w tym centrum, że powinni naprawdę podjąć poważne decyzje w sprawie zmian klimatycznych - powiedziała jedna z rzeczniczek ESG Lubna Nadvi.
Demonstranci domagali się skuteczniejszego ograniczania emisji gazów cieplarnianych. Protestujących niepokoi postawa takich krajów, jak USA czy Kanada, które nie chcą wprowadzać dalszych ograniczeń emisji CO2. Nie chcą także na razie dyskutować o nowym globalnym traktacie w tej sprawie. Zdaniem niektórych polityków ograniczenia emisji przyhamują i tak wątły ostatnio wzrost gospodarczy. Demonstranci twierdzą, że to właśnie emisje CO2 są przyczyną zmian klimatycznych, a więc takich zjawisk jak susze, upały czy powodzie. I dlatego kraje ubogie, a także Unia Europejska opowiadają się za jak najszybszym przyjęciem nowych, wiążących przepisów o zmniejszeniu emsji dwutlenku węgla. Zdaniem obserwatorów niemal wszyscy uczestnicy szczytu zgadzają się, że zmiany klimatyczne są problemem dla ludzkości; nie ma jednak zgody co do tego, jak ten problem rozwiązać.
Turcja chciała pozyskać fundusze oraz nowe technologie w ramach protokołu z Kioto, ale do tej pory nie przedstawiła jakichkolwiek własnych celów redukcyjnych. Od 1990 roku zwiększyła swoje emisje o 98 proc. Środki finansowe nadal przeznacza na budowę elektrowni węglowych, atomowych i transport drogowy, dając zły przykład gospodarkom wschodzącym. Turecki rząd został wezwany do podjęcia działań – rozwoju efektywności energetycznej oraz porzucenia elektrowni węglowych i atomowych na rzecz odnawialnych źródeł energii.
Nie da się zaprzeczyć, że Kanada znacząco prowadzi w wyścigu o „Skamielinę roku". Pozostało jeszcze kilka dni do zakończenia szczytu. Oby zła energia Kanady nie udzieliła się innym państwom Konwencji i pomimo jej ślepego oporu udało się doprowadzić negocjacje do uwieńczonego sukcesem finału.
04-12-2011
Punktem, który mógłby pogrzebać Durban jest Zielony Fundusz Klimatyczny (GCF). Fundusz miałby zasilać do 2020 roku najbiedniejsze gospodarki kwotą 30-100 mld. dolarów rocznie przeznaczonych na inwestycje w zieloną gospodarkę, ochronę lasów, realizację planów przystosowania do zmian klimatu. Jego zręby zostały zarysowane na zeszłorocznej konferencji w Cancun. Wydawało się, że Fundusz zostanie ostatecznie powołany w Durbanie. Wiele państw przedstawia jednak zastrzeżenia do jego projektu. Arabia Saudyjska chce rekompensat za utratę zysków z pól naftowych. USA chcą większy udział sektora prywatnego w Funduszu (a nie subsydiów z budżetu federalnego, w szczególności w roku wyborczym), a kraje ALBA wręcz przeciwnie. Ta ostatnia grupa najgłośniej sprzeciwia się także propozycji, by Funduszem zarządzał Bank Światowy. Ich uprzedzenie do tej instytucji jest tak wielkie, że przesłania wszelkie inne rozmowy na jego temat. Taka postawa może się okazać gwoździem do trumny GCF. Komitet Przejściowy Funduszu przedstawił raport, który negocjatorzy mogą teraz przyjąć lub wnieść zmiany. Jeśli druga opcja (nazywana „rozdrapywaniem funduszu”) okaże się rzeczywistością, przyjęcie Funduszu w Durbanie będzie niemożliwe.
05-12-2011
Szczyt klimatyczny w Durbanie trwa. UE zrezygnowała z ambitnego planu, by protokół z Kioto zastąpić nowym, narzucającym bardziej rygorystyczne limity emisji CO2. Do omówienia pozostaje jeszcze drażliwa kwestia przeniesienia na okres po 2012 roku tzw. przydzielonych jednostek emisji (AAU) zgromadzonych przez niektóre kraje, w tym Polskę, w latach 2008-2012.
Według "Dziennika Gazety Prawnej", Bruksela sprzeciwia się koncepcji, by nadwyżkami wypracowanymi do końca 2012 r. można było handlować także w okresie przedłużenia protokołu z Kioto. Jak dowiedziała się Polska Agencja Prasowa, Unia Europejska planuje, by przenieść jedynie 1/5 nadwyżek.
Unijny plan jest bardzo niekorzystny dla Polski. Zajmujemy bowiem trzecią pozycję pod względem zgromadzonych nadwyżek jednostek emisji, a pieniądze z ich sprzedaży trafiają na projekty dotyczące poprawy efektywności energetycznej.
Gdyby nadwyżki zostały przeniesione do drugiego okresu obowiązywania protokołu, moglibyśmy je dalej sprzedawać tym, które mają ich niedobór. Tymczasem KE uważa, że byłoby to szkodliwe dla środowiska, bo wówczas krajom mogłoby się bardziej opłacać kupować emisje CO2 niż je ograniczać.
Jak szacuje "Dziennik Gazeta Prawna" na zmniejszeniu ilości nadwyżek o 4/5 Polska straciłaby 6 miliardów euro.
Negocjacje w Durbanie nie mają końca i coraz mniej wskazuje na zakończenie ich sukcesem. Państwa rozwinięte i rozwijające się dyskutują o udziale w wielkości światowej emisji i odpowiedzialności, jaką powinny z tego powodu ponieść. Każdy szuka winnych poza granicami swojego kraju. Jeśli szybko nie zostanie wypracowany konsensus w tej sprawie, COP 17 okaże się fiaskiem na miarę Kopenhagi.
Pierwszy okres rozliczeniowy protokołu z Kioto wygasa za rok i musimy już teraz zdecydować, co dalej. Jest to do tej pory jedyny prawnie wiążący traktat w sprawie klimatu – bez niego unijnemu pakietowi klimatyczno-energetycznemu zabraknie podstaw legislacyjnych.
"Szanse na to, że w Durbanie uda się cokolwiek ustalić są skrajnie małe. Nie widzę woli porozumienia, każdy ciągnie w swoją stronę. Mimo tylu lat wysiłków nie udało się wypracować globalnego myślenia. Biedne kraje oczekują pomocy od bogatych, a bogate nie mogą się dogadać między sobą" – mówi z rezygnacją Nick Nuttall, rzecznik Programu Środowiskowego ONZ.
Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ żaden z dużych emitentów (oprócz Unii Europejskiej) nie chce zgodzić się na porozumienie, które nakładałoby na niego obowiązek systematycznych cięć w krajowej emisji CO2.
Gospodarki wschodzące, jak Chiny Indie czy Brazylia, apelują o przedłużenie protokołu, ale bez nakładania na nie zobowiązań redukcyjnych. Powołują się przy tym na historyczne emisje w krajach rozwiniętych, które są tam znacznie wyższe, więc to bogaty Zachód powinien wziąć na siebie odpowiedzialność. Problem jednak w tym, że Chiny są obecnie największym emitentem CO2 na świecie.
Kraje uprzemysłowione nie chcą nawet słyszeć o wzięciu całej odpowiedzialności na siebie. Stany Zjednoczone, które nigdy nie ratyfikowały protokołu z Kioto otwarcie zapowiadają, że nie przystąpią do porozumienia, jeżeli nie podpiszą go również gospodarki rozwijające się. Stanowisko USA podziela Japonia, Kanada i Rosja. Kanada oświadczyła, że jeszcze w styczniu anuluje swoje poparcie dla tego traktatu i przestanie realizować jego założenia.
"Unia Europejska gotowa jest na globalny traktat, ale niestety inne gospodarki, jak USA i Chiny, nie są. Drugi okres rozliczeniowy protokołu jedynie wewnątrz Unii, odpowiedzialnej za 11 proc. światowej emisji CO2, jest dla klimatu niewystarczający i nie zagwarantuje sukcesu w Durbanie. Pytanie brzmi: kiedy inni dołączą?" – mówi Connie Hedegaard, unijna komisarz ds. klimatu.
Wciąż nie rozstrzygnięta jest również kwestia finansowania Zielonego Funduszu Klimatycznego (Green Climate Fund – GCF). Został on ustanowiony przez Konwencję Klimatyczną w Cancún w 2010 roku jako mechanizm wspierania działań, polityk i programów dotyczących ochrony lasów, adaptacji, a także rozwoju i transferu czystych technologii w krajach rozwijających się. Uznaje się go jako jeden z kluczowych warunków osiągnięcia porozumienia w negocjacjach.
Pod koniec okresu 2010-2012 wsparcie ma wynosić 30 mld dol. Rocznie. Potem ma jeszcze systematycznie wzrastać, aby do końca 2020 roku osiągnąć 100 mld dol. Pieniądze mają pochodzić zarówno z publicznych, jak i prywatnych źródeł. W kwietniu tego roku ustanowiono Komitet Przejściowy (Transitional Committee), którego zadaniem jest decydowanie o wydatkowaniu funduszu. Skupia 15 członków z rozwiniętych państw i 25 z rozwijających się. Komitet przedstawił w Durbanie raport dotyczący funduszu – negocjatorzy muszą teraz podjąć decyzję, czy przyjąć go w całości, czy ponownie poddać analizie.
Niestety, w czasach kryzysu finansowego ekologia schodzi na drugi plan. Stany Zjednoczone odmówiły niedawno finansowania GCF. Do postawy USA, choć o tym głośno się nie mówi, mogły przyczynić się względy polityczne – niektórzy uważają, że Obama zanegował fundusz, aby zyskać poparcie w zbliżających się wyborach. Zapewne nie chciał też dawać Republikanom, którzy wszystkie wydatki na klimat uważają za trwonienie budżetu, powodów do ataku. Istnieje obawa, że tłumacząc się kryzysem także i inne państwa przemyślą wysokość swojego wkładu.
Problemem jest nie tylko wysokość składek, ale też wybór organu zarządzającego funduszem, państwa bogatsze widzą w tej roli Bank Światowy. Z kolei gospodarki wschodzące nie widzą tej instytucji w roli organu kontrolującego fundusz – jako powód podają one działania BŚ w przeszłości, który w zamian za dostęp do finansowania nakładał na kraje rozwijające się kontrowersyjne reformy. W tej roli widziałyby raczej struktury ONZ.
Docelowo GCF ma być regulowany przez nowy zarząd, wspierany przez niezależny sekretariat. Póki co, pieniądze leżą w Banku Światowym, który ma nimi tymczasowo zarządzać jeszcze trzy lata po uruchomieniu funduszu. Jednak dyskusja na temat kontroli GCF tak pochłania kraje rozwinięte, że pomija się temat jego uruchomienia.
Na początku listopada, sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon wezwał rządy bogatych krajów do współpracy w trudnych gospodarczo czasach i zwiększenia dotacji do funduszu, który bez wkładu gospodarek rozwiniętych będzie bezużyteczną „pustą skorupą".
Chiny uważają, że pieniądze teraz, choćby nawet mniejsze niż zakładano, są bardzo potrzebne. Xie Zhenhua, chiński wiceminister Krajowej Komisji Rozwoju i Reform mówi, że problemy finansowe z czasem miną, za to walka ze zmianami klimatycznymi to długotrwały proces.
Unia Europejska zdaje sobie sprawę ze wszystkich implikacji i coraz najbardziej wątpi w powodzenie rozmów. Wie, że przedłużenie protokołu będzie miało sens jedynie wtedy, gdy i inni więksi emitenci się przyłączą. Tu najważniejszymi graczami są Chiny i USA – razem są odpowiedzialne za 40 proc. globalnej emisji dwutlenku węgla.
A Unia chce przedłużenia Kioto do 2015 roku, aby w tym czasie wypracować zupełnie nowe porozumienie, które wejdzie w życie do końca 2020. Jest to jednak wątpliwy scenariusz. Wygląda na to, że trwające negocjacje po raz kolejny ukażą samotność Unii w walce o zdrowszy klimat. Można jedynie mieć nadzieję, że drugi tydzień rozmów przyniesie przełom w trwającym impasie.
06-12-2011
Podsumowanie pierwszego tygodnia szczytu klimatycznego w Durbanie.
Durban był w ten poniedziałek bardzo wietrznym miastem. Wśród obserwatorów wybierających się na sesje można było usłyszeć komentarz "Może ten wiatr przewietrzy głowy delegatów". Większość osób pytanych o postępy w negocjacjach odpowiada, że jest źle, że utknęliśmy w martwym punkcie. To typowe. W pierwszym tygodniu rozmów, wielu negocjatorów zajmuje się uzupełnianiem tekstów, zapisami, które interesują dane kraje, w tym także takich, z których mogą potem zrezygnować na rzecz innego zapisu. To wszystko jest częścią skomplikowanych, dyplomatycznych manewrów.
Teraz, gdy na miejscu pojawiają się osoby z szerszymi uprawnieniami do podejmowania decyzji i negocjowania stanowisk, większość zaczyna walczyć o to, by rozmowy nie zakończyły się fiaskiem. Connie Hedegaard, komisarz ds. działań w dziedzinie klimatu w Komisji Europejskiej powiedziała dziś na konferencji prasowej, że przedstawiciele niektórych krajów grupy G8 twierdzą, iż nie musimy podejmować decyzji teraz, że musimy to przemyśleć, a ich podjęcie może zaczekać do roku 2015. Ale Unia jest przekonana, że mieliśmy dość czasu na myślenie. Teraz potrzebujemy działań.
Marcin Korolec, polski minister środowiska, w imieniu prezydencji UE na pytanie, czy Unia jest w stanie działać wspólnie, kiedy poszczególne kraje mają różne stanowiska, odpowiedział, że Unia jest zjednoczona. Mamy oficjalne, przyjęte przez Radę 10. października br., stanowisko, które jest podstawą naszych rozmów w Durbanie. Podkreślił też, że naszym głównym celem jest wyjazd z Durbanu z "mapą drogową" do nowego porozumienia.
Problem polega na tym, że na Bali też przyjmowano "mapę drogową". Podobnie, jak w Poznaniu i w Kopenhadze, na Bali rozmawiano również o porozumieniu w roku 2013 – które zastąpiłoby lub uzupełniło Protokół z Kioto. Po Kopenhadze istniało duże ryzyko, że rozmowy zostaną zerwane i będzie trzeba znaleźć inne forum dla rozmów na temat ograniczania tempa zmian klimatu i dostosowywania się do zmian, które już teraz są nieuniknione. To zagrożenie zostało zażegnane w Cancun i mogłoby się wydawać, że negocjacje wracają na właściwe tory. Jednak zbyt wiele głosów mówi o nowym porozumieniu po roku 2020 (!).
Delegaci cierpią na chroniczny brak zaufania do siebie nawzajem i grają kartą "ja zgodzę się na to, co ty chcesz , jeśli ty zgodzisz się na to, co ja chcę". – Tak jest z powiązaniem losów drugiego okresu rozliczeniowego protokołu z Kioto z treścią mandatu do pracy nad nowym prawnie wiążącym porozumieniem. Ta sama sytuacja dotyczy ambicji poszczególnych krajów, jeśli chodzi o zobowiązania do redukcji emisji. Większość delegatów kieruje się sytuacją polityczną w swoim kraju. Chwilami wydaje się, że z tej pułapki "dźwigni przetargowej" nie ma wyjścia.
Tymczasem, rzeczywistość poza centrum konferencyjnym z dnia na dzień wygląda coraz gorzej. Nowy raport Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu pokazuje, że mamy już znacznie większą pewność co do tego, że gwałtowne zjawiska pogodowe – ich intensywność i częstotliwość – są powiązane ze zmianami klimatu.
W swoim ostatnim raporcie IPCC wskazywała na powiązanie możliwości utrzymania wzrostu średniej temperatury globalnej poniżej 2°C z momentem, w którym osiągniemy maksimum emisji i zaczniemy je zmniejszać. Żeby nasze działania były skuteczne, powinno się to zdarzyć przed rokiem 2015.
Możemy sądzić, że w Polsce jesteśmy bezpieczni, bo nam te zmiany zagrażają w mniejszym stopniu. To prawda. Nawet gdybyśmy nie mieli częstszych gwałtownych ulew, powodzi, silnych wiatrów, a nawet tornad, które kiedyś były u nad rzadkością, jesteśmy silnie powiązani z resztą świata. Problemy z uprawami zbóż w Rosji czy Pakistanie albo z uprawami ryżu w Chinach, słabsze zbiory kawy i kakao zmienią ceny w naszych sklepach. Niepokoje społeczne i walki w innych krajach wpływają także na nasze bezpieczeństwo.
W sierpniu tego roku australijski naukowiec, Julian Cribb z Uniwersytetu Technologicznego w Sidney napisał list do magazynu Nature, w którym zadał fundamentalne pytanie: "Czy mamy prawo nadal nazywać się homo sapiens (czyli człowiek myślący), jeżeli nasze działania na to nie wskazują? Jeżeli nie potrafimy zapanować nad katastrofami, które beztrosko powodujemy? Zwierzę, które zagraża sobie samemu, a przy okazji większości innych form życia na planecie, nie zasługuje nawet na przydomek "myślący".
Czy światowi przywódcy, którzy decydują o ratowaniu klimatu – a tak naprawdę o ratowaniu ludzi, którzy już teraz cierpią i umierają z powodu suszy, powodzi, czy braku wody pitnej spowodowanej podnoszeniem się poziomu słonej wody (w krajach wyspiarskich jak Kiribati lub Tuwalu) – zasługują na to "sapiens", dowiemy się pod koniec tygodnia.
07-12-2011
Interesy Unii Europejskiej na 17. konferencji klimatycznej w Durbanie (COP17) są reprezentowane przez polską prezydencję i Komisję Europejską. Polski minister środowiska Marcin Korolec pozytywnie ocenia efekty dotychczasowej pracy ekspertów. "Polska prezydencja prezentuje stanowisko Unii według mandatu uzgodnionego w październiku i przekonuje do poparcia dla globalnego porozumienia obejmującego wszystkie główne gospodarki świata" – czytamy na stronie internetowej polskiej prezydencji.
Mimo zadowolenia z poziomu negocjacji minister zaznacza, że jest jeszcze za wcześnie, by mówić o namacalnych rezultatach obrad. Aby efekt konferencji w Durbanie był zadowalajacy konieczne jest podjęcie "wysiłku negocjacyjnego" przez pozostałych globalnych graczy. Na razie żadna z dwóch kluczowych, według mandatu UE, kwestii nie została rozwiązana. Chodzi o stworzenie wspólnego planu dojścia do globalnego porozumienia klimatycznego (tzw. "mapy drogowej") oraz rozpatrzenia możliwości przedłużenia protokołu z Kioto (na razie poza krajami UE, gotowość do zaakceptowania nowego okresu rozliczeniowego deklaruje jedynie 5-6 państw).
Bieżący tydzień będzie kluczowy dla wyniku 17. konferencji klimatycznej.
Chiny od kilku lat prowadzą intensywne działania w kierunku rozwoju niskoemisyjnej gospodarki – w latach 2006-2010 ich redukcja emisji wyniosła najwięcej na świecie, są największym producentem urządzeń wytwarzających energię odnawialną. Jednakże nadal pozostają największym emitentem CO2 na świecie, ponadto ich emisje ciągle rosną, a rząd nie chce przyjąć żadnych zobowiązań redukcyjnych do końca tej dekady.
Państwo Środka należy do gospodarek rozwijających się i jest kluczowym elementem porozumienia dotyczącego zmian klimatu. Państwa uprzemysłowione, np. Stany Zjednoczone i Kanada, jako warunek przystąpienia do porozumienia podały zaangażowanie również krajów wschodzących.
Przedstawiciele Pekinu biorą aktywny udział w panelach dyskusyjnych, udzielają wywiadów, wygłaszają mowy. Po raz pierwszy w historii negocjacji Chiny otworzyły własny pawilon, promujący ich punkt widzenia. Widać, że odważyły się w końcu wykorzystać doświadczenie nabyte podczas poprzednich rund negocjacyjnych.
Poniedziałkowe oświadczenie Zhenhuy wywołało lawinę komentarzy. Pomimo pozytywnego odbioru było ono nadal dalekie od ideału – Pekin zgodził się na rozważenia przyjęcia wiążącego traktatu po 2020 roku, ale na ściśle określonych warunkach. Niektóre z nich wydają się niemożliwe do spełnienia, jak np. obłożenie krajów rozwiniętych jeszcze większymi niż dotychczas zobowiązaniami wobec Kioto. Dla wielu krajów spoza Europy taki układ nie przedstawia żadnych korzyści.
„Nie dopatrzyliśmy się żadnych szczegółów, a jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach" – skomentował propozycję Chin Guy Saint-Jacques, główny negocjator Kanady. Taka wypowiedź może stanowić część taktyki odwrócenia od siebie uwagi, w świetle ostatnich poczynań na szczycie kanadyjskiego ministra środowiska, Petera Kenta. Jego często obraźliwe wypowiedzi skierowane do krajów biednych oraz deklaracje Ottawy hamujące proces negocjacyjny sprawiają, że Kanada hurtowo zbiera kolejne wyróżnienia „Skamieliny dnia".
Peter Kent często podkreśla, że powodem tak nieprzychylnego podejścia Kanady do Kioto jest postawa Chin. Jednak argument ten zaczyna tracić na znaczeniu, gdyż nawet po poniedziałkowej obietnicy Pekinu o przyjęciu bardziej elastycznego stanowiska, Ottawa nadal odgraża się całkowitym opuszczeniem Kioto.
Elliot Diringer, wiceprezes amerykańskiego Centre for Climate and Energy Solutions uważa, że nadzieja na porozumienie pomiędzy Chinami a USA jest znikoma. Według niego jedyne, co da się jeszcze osiągnąć w Durbanie, to niejasne deklaracje zmierzania w stronę wypracowania długoterminowego traktatu i dalszych negocjacji.
Szef przedstawicielstwa USA, Todd Stern powiedział, że prawnie wiążące porozumienie musi nakładać na każdego sygnatariusza takie same zobowiązania, inaczej będzie to jedynie pusta umowa pełna luk prawnych. Dopóki traktat klimatyczny nie będzie polegał na zasadzie równości i dopóki gospodarki wschodzące nie będą gotowe takich warunków przyjąć, Stany nie widzą dużych szans na przyjęcie porozumienia w najbliższej przyszłości – dodaje Stern.
Co przygnębiające, wypowiedź Xie stanowi do tej pory najjaśniejszy punkt zdających się zmierzać donikąd negocjacji.
Pierwsze miejsce zajęły Stany Zjednoczone za kontynuację blokowania rozmów na temat nowego prawnie wiążącego porozumienia klimatycznego oraz podtrzymywanie odległego terminu zakończenia rozmów (9 lat). Każdy rok zwłoki jest na wagę złota, a co dopiero dekada.
Drugie miejsce to jeszcze raz Stany Zjednoczone, które postulowały okrojenie tekstu dotyczącego finansowania Fast Start. Świadczy to o niepoważnym podejściu do przyjętych wcześniej zobowiązań i obniża wiarygodność USA jako partnera w negocjacjach.
Działania Polski skrytykował Lord Prescott, obecny w Durbanie zastępca premiera Wielkiej Brytanii, który przewodniczył negocjacjom w 1997 w Kioto.
Lord Prescott wyjaśnił dziennikarzowi Financial Times, że gdyby na miejscu Polski znalazła się Wielka Brytania, "staralibyśmy się zrobić wszystko, aby osiągnąć porozumienie." Przekazał również opinię innego z unijnych negocjatorów obecnych w Durbanie, że minister Korolec "powinien działać w interesie Europy, a nie Polski". Polski minister środowiska miał odpowiedzieć, że gdy Francja sprawowała Prezydencję, działała w ten sam sposób.
Minister Korolec odpiera jednak zarzuty Brytyjczyka twierdząc, że wszyscy unijni ministrowie wspólnie dążą do tego, by osiągnąć trwałe i wiążące porozumienie. "Swoją pracę opieram na mandacie udzielonym mi przez unijnych ministrów środowiska. Wspólnie staramy się przeforsować nasze stanowisko".
Inny obecny w Durbanie polityk Wielkiej Brytanii powiedział, że negocjacje szłyby znacznie sprawniej, gdyby Polska nie odgrywała w nich tak istotnej roli. Rzecznik komisarz Connie Hedegaard odmówił w tej sprawie komentarza.
"Sądzimy, że Polska nie wypełnia swojej roli w sprawowaniu prezydencji. Uważamy za przejaw złej woli to, że Polska dąży do zatwierdzenia własnych propozycji rozwiązania kwestii AAUs i nie stara się osiągnąć kompromisu. W ten sposób nie reprezentuje wszystkich krajów UE" – stwierdził jeden z obecnych na konferencji obserwatorów, koordynator duńskiej organizacji The Danish 92 Group, Troels Dam Christensen.
Negocjacje dotyczące drugiego okresu rozliczeniowego protokołu z Kioto są bardzo trudne. Trzech oryginalnych sygnatariuszy – Japonia, Rosja i Kanada już zapowiedziało swoje wycofanie się z niego. UE powinna walczyć z całej siły o "utrzymanie Kioto przy życiu i w dobrej formie". Jednak dla delegatów z pozostałych krajów UE jest jasne, że uzależniona od węgla Polska nie ma ochoty realizować ani wspierać takiej polityki, jaką realizują np. Wielka Brytania czy Dania.
Działania Polski są istotne nie tylko z punktu negocjacji podczas szczytu klimatycznego, ale także w kontekście Prezydencji, po której rząd polski będzie krytykowany i obwiniany za osłabienie wizerunku Unii na arenie międzynarodowej.
Stany Zjednoczone wciąż nie oddają pierwszego miejsca dzięki zdolności do „całkowitego zaprzeczenia“. Stany biją rekordy wśród emitentów gazów cieplarnianych, odmówiły ratyfikowania Protokołu z Kioto, odmówiły podjęcia postanowień Protokołu w drugim okresie, a teraz odmawiają utrzymania wzrostu temperatury globalnej na poziomie 2 st. C. Oto słowa Todda Sterna. Znajomość z wyprzedzeniem faktów o przekroczeniu bezpiecznych limitów ocieplenia, które IPCC podaje jako punkt, w którym zmiany klimatu staną się niemożliwe do kontrolowania, nie owocuje jak dotąd koniecznością przyjęcia zobowiązania do zmiany działania, niezależnie czy jest się w Stanach Zjednoczonych, Europie, Chinach czy gdziekolwiek. Taka wypowiedź nadaje się na skamielinę 21. wieku.
Na drugim miejscu wyłania się Japonia, Rosja i, nie kto inny, tylko Kanada za regularne odrzucanie drugiego okresu Protokołu z Kioto. Można spytać, po co więc przybyli do Durbanu? Opuszczanie jedynej wiążącej umowy, która ustala zasadę redukcji emisji, nie jest krokiem naprzód i w niczym nie pomaga. Jest to nieodpowiedzialne.
Na trzecie miejsce bumerangiem powraca Nowa Zelandia z powodu zaostrzenia stanowiska w kwestii Protokołu. Dotychczasowe stanowisko „weźmiemy to pod uwagę pod pewnymi warunkami“, zmieniło się na czysty opór.
Grupa państw afrykańskich otrzymała tego dnia pozytywne wyróżnienie Ray of the day. Doceniono bardzo aktywną pracę grupy i wpływ na postęp rozmów.
09-12-2011
Skamielinę dnia otrzymała Nowa Zelandia. Prócz tego przyznano Colossal Fossil – skamieliny za ogół działań podczas dwóch tygodni na szczycie – dla Kanady oraz Stanów Zjednoczonych.
Nowa Zelandia zasłużyła sobie prezentując bardzo niejasne stanowisko w sprawie Protokołu z Kioto przez cały tydzień. Przyczyniły się do tego też ostatnie słowa delegatów twierdzące, że Protokół stanowi zniewagę dla Nowej Zelandii.
Konferencja klimatyczna została przedłużona i jej koniec planowany jest na 11 grudnia.
11-12-2011
Nad ranem zakończyły się trwające ponad dwa tygodnie negocjacje klimatyczne COP17 w Durbanie. Podpisane zostało porozumienie wyznaczające mapę drogową dla ograniczenia emisji po 2020 roku, Zdecydowano też, że wiążące decyzje, dotyczące drugiego okresu zobowiązań, tj. w latach 2013-2020 zostaną podjęte w przyszłym roku, w trakcie kolejnego szczytu klimatycznego w Katarze.
Osiągnięcie porozumienia możliwe było dzięki aktywnym działaniom Unii Europejskiej, która współpracując z krajami wyspiarskimi (tzw. grupa AOSIS) i najsłabiej rozwiniętymi (tzw. grupa LDCs), dla których skutki zmian klimatu są najbardziej odczuwalne, potrafiła przekonać Chiny, Indie i Brazylię do zobowiązania, że po 2020 roku one także zdecydują się na redukcję emisji gazów cieplarnianych. Ma to kluczowe znaczenie nie tylko dla skutecznej ochrony klimatu, ale także dla przystąpienia Stanów Zjednoczonych do przyszłego porozumienia.
DECYZJE COP17
Protokół z Kioto
Ustalono, że drugi okres obowiązywania postanowień Protokołu z Kioto rozpocznie się 1 stycznia 2013 roku. Zaś zakończy 31 grudnia 2017 lub 2020 – dowiemy się w przyszłym roku. Cele redukcyjne państw muszą zostać przedstawione w postaci ilościowych limitów emisji lub wysokości redukcji i mają być zweryfikowane przed 1 maja 2012 roku. Zadaniem Protokołu jest redukować emisje państw rozwiniętych, jednak Stany Zjednoczone nadal odmawiają podjęcia zobowiązania, a Kanada, Rosja i Japonia zrezygnowały z jego przedłużenia.
Nowe prawnie wiążące porozumienie światowe
Negocjatorzy zobowiązali się wypracować tekst nowego prawnie wiążącego porozumienia, obejmującego 100% globalnych emisji, najpóźniej w 2015 i wprowadzić je w życie do 2020 roku. Ma ono być sprawiedliwą umową wszystkich państw, a nie tylko części, jak robi to Protokół z Kioto. Znacząca debata toczyła się w kwestii natury przyszłego porozumienia - ostatecznie zapisano, że ma to być „uzgodniony rezultat z mocą prawną“.
Zielony Fundusz Klimatyczny
Fundusz ma być gotowy do działania w przyszłym roku. Strony konwencji już zaczęły składać zobowiązania finansowe na pierwsze kroki funduszu. Do 31 marca 2012 strony mają podać nominacje na członków Rady funduszu, których ma być 24. Kadencja będzie trwać 3 lata. Pierwsze zebranie Rady ma się odbyć przed 30 kwietnia przyszłego roku w Szwajcarii, zaś drugie w Korei Południowej. Do 15 kwietnia mogą zgłaszać się państwa chętne do przyjęcia siedziby funduszu na swoim terytorium. Niemcy już wyraziły taką wolę. Postępy zostały uczynione także w zakresie implementacji pozostałych postanowień z COP Cancun takich, jak Komisja Adaptacyjna i Mechanizm Technologii.
COP 18
18. Konferencja Stron Ramowej Konwencji ONZ ds. Zmian Klimatu odbędzie się między 26 listopada a 7 grudnia 2012 roku w Katarze.
Z innych postanowień można wymienić ustalenia dotyczące zasad i procedur uznawania metody przechwytywania i składowania emisji (CCS) za część mechanizmu czystego rozwoju.
Aleksandra Bachanek
OŚ 1