Karpie w zbiornikach zaporowych 23-10-2009
Łowienie w zbiorniku zaporowym rozpoczynałem jeszcze jako dziecko. Właściwie od samego początku, kiedy zaczynałem moją przygodę z karpiami, nie miałem możliwości łowienia na innej wodzie karpiowej. Zbiornik zaporowy Słup znajdował się zaledwie 3 km od mojego miejsca zamieszkania i każdą wolną chwilę spędzałem nad jego brzegami, doskonaląc techniki połowu oraz poznając nowe miejsca.
Duże zbiorniki zaporowe należą do bardzo trudnych i wymagających łowisk. Często spotyka się w nich dużo zaczepów w postaci zalanych budowli czy pniaków po ściętych drzewach. Żadną sensacją nie będzie ogromna populacja racicznicy, która niezwykle skutecznie niszczy nawet najbardziej odporne na ścieranie materiały przyponowe. Silne wiatry potrafią zmienić naszą zasiadkę w prawdziwy koszmar, porywając namiot lub inny sprzęt karpiowy. Dodatkowo, mając kilkaset hektarów wody do dyspozycji, najczęściej nie jesteśmy w stanie szybko odnaleźć odpowiedniego miejsca, w którym akurat będą karpie. Można powiedzieć, że wielka woda to wielkie możliwości nie tylko dla karpiarzy, ale również dla ryb, które w dużych zaporówkach mają znaczną różnorodność pokarmową, co zresztą wpływa korzystnie na szybki ich wzrost. Wystarczy sprawdzić tabele połowów, aby móc stwierdzić, że w zaporówkach łowi się dość dużo karpi, a pewna ich część to wielkie okazy.
Wybór miejsca
Najważniejszą czynnością, jaką musimy wykonać przed łowieniem w dużej wodzie, jest prawidłowy wybór miejsca, bo – jak już zaznaczyłem – znalezienie karpi w kilkusethektarowej wodzie nie będzie łatwe. Przed połowem radzę poświęcić jak najwięcej czasu na wytypowanie łowiska i znalezienie karpi, co na pewno się opłaci. Jeśli znamy wodę i żerowiska karpiowe, to właściwie najważniejsze i najtrudniejsze mamy za sobą. Jeśli jednak dopiero chcemy znaleźć właściwe miejscówki, to czeka nas dużo pracy. Na początek radzę zacząć od wywiadu środowiskowego, a więc wypytać miejscowych wędkarzy, gdzie i na co łowi się karpie.
Kiedy już uda nam się ustalić rejony, w których najczęściej są łowione wąsacze, trzeba zwrócić uwagę na wiatr, a konkretnie na jego najczęstsze kierunki. Wiatr na zaporówkach ma bardzo duże znaczenie i to głównie od niego zależy, gdzie będą przebywały karpie i jak bardzo będą aktywne. Dlatego polecam stronę nawietrzną. Na pewno warto przez kilka dni poobserwować taflę wody i sprawdzić, w jakich miejscach karpie najczęściej się spławiają lub wykazują inną aktywność, np. o żerowaniu świadczą wydobywające się z dna pęcherzyki powietrza.
Następnym krokiem będzie wysondowanie dna za pomocą pontonu, stukadełka i echosondy. Możemy to również zrobić bez echosondy (jeśli jej nie mamy), ale wówczas czas poszukiwań z pewnością się wydłuży. W przypadku gdy znajdziemy się nad wodą, gdzie nie wolno używać środków pływających, pozostanie nam zbadanie dna za pomocą markera, co jednak bardzo ograniczy nasze możliwości połowu. Warto poszukać urozmaiconego ukształtowania dna, a więc jakichś wypłyceń w okolicach znacznych spadków dna, a także wszelkich zatopionych konarów drzew, gdzie karpie znajdują schronienie i pokarm, np. w postaci przyczepionych do drzew racicznic. Godne uwagi będą również okolice gruzowisk po zalanych budynkach, gdzie z pewnością znajdzie się pokarm w postaci raków czy małży.
Dobrze będzie, jeśli uda nam się znaleźć stare koryto rzeki, albo jakąś zatopioną drogę, gdzie też możemy się spodziewać karpi. Jeśli natomiast nie natrafimy na takie charakterystyczne miejsca, to warto spróbować na płaskich połaciach dna, gdzie występuje naturalny pokarm w postaci racicznic, raków czy ochotki. Kiedy już znajdziemy interesujące nas miejsce, wówczas stawiamy bojkę do zaznaczenia łowiska i obstukujemy dno za pomocą stukadełka (duży ciężarek przywiązany na żyłce) w celu określenia jego charakteru i sprawdzenia położenia ewentualnych zaczepów czy spadów.
W przypadku gdy nie jesteśmy w stanie poświęcić tak dużej ilości czasu na łowienie i nęcenie w zaporówkach, proponuję wybrać miejsce, w którym rzeka, wpadając do zbiornika, tworzy kanał lub stopniowo się rozszerza. W takich miejscach niemal zawsze możemy się spodziewać niezłych brań. Łowienie na takich przewężeniach znacznie się różni od łowienia na otwartej dużej wodzie i z pewnością jest o wiele łatwiejsze. Kiedy już znaleźliśmy odpowiednie miejsce, to czas się zabrać do nęcenia.
Nęcenie
Nęcenie w dużej wodzie będzie od nas wymagać sporej ilości czasu, a także zanęty. Olbrzymia woda wymusza dłuższe nęcenie, co ma na celu przede wszystkim przyzwyczajenie karpi do danego miejsca. Najważniejszy będzie początek nęcenia, podczas którego musimy użyć dużych jej ilości. Proponuję wsypanie większej ilości zanęty na obszar o powierzchni ok. 20 m2, a z reszty utworzenie ścieżek zanętowych przynajmniej w dwóch kierunkach. Ścieżki nie mogą być przypadkowe, lecz powinny wychodzić z pasa głównego obszaru nęcenia w kierunku miejsc, z których spodziewamy się karpi. Długość ścieżek, które mają doprowadzić karpie w nasze łowisko, zależy wyłącznie od tego, czy karpie podczas swych wędrówek będą przepływały w okolicach łowiska, czy też musimy je ściągać z odległych miejsc. Takie ścieżki mogą czasem dochodzić do 100 m oraz pochłaniać ogromną ilość zanęty i oczywiście czasu na jej rozsypanie. Ale nie zawsze muszą być tak długie, często wystarcza kilkadziesiąt metrów. W moim łowisku najczęściej wystarczają dwa pasy długości 50 m. Dobrze jest takie pasy zaznaczyć bojkami, żeby wiedzieć, gdzie sypać zanętę, i aby nasze ścieżki nie zmieniały kierunków. Szerokość pasa powinna wynosić ok. 2 m, ale nie musi to być regułą. Oczywiście jeśli jesteśmy pewni, że nasze łowisko jest na drodze wędrówek karpi, to możemy ze ścieżek zanętowych zrezygnować. Ścieżki sypiemy dopóty, dopóki karpie nie znajdą naszego łowiska, a gdy już zaczną się regularnie w nim pojawiać, to z sypania rezygnujemy.
Ilość zanęty nie może być ani za mała, ani za duża. Choć proponuję, żeby to raczej było za dużo, bo jak zauważyłem, przy tak dużej populacji innych gatunków ryb (leszcze, płocie) nie jesteśmy w stanie przenęcić łowiska, nawet jeśli nie odwiedzą go karpie. Myślę, że na początek 20 kg ziaren i 5 kg kulek zupełnie wystarczy. Ważne jest, abyśmy byli w stanie sprawdzać, czy nasza zanęta jest wyjadana w całości, czy też coś zostaje. Najlepszy sposób to nurkowanie w łowisku, chyba że mamy to szczęście i dno łowiska widać z pontonu. Początkowo może zostawać większa ilość zanęty, ale po jakimś czasie powinna zostać całkowicie zjedzona. W zależności od tego, jak dużo zanęty znika z dna, powinniśmy albo zwiększyć dawkę, albo ją zmniejszyć. Rodzaj zanęty uzależniony jest od przyzwyczajeń ryb, czyli w zasadzie powinna to być zanęta, jaką najczęściej nęcą miejscowi (choć nie jest to regułą, bo przy dłuższym nęceniu jesteśmy w stanie zmienić upodobania ryb). Na pewno warto nęcić kukurydzą, bo jak wiemy, jest ona bardzo popularna i tania, dlatego dobrze ją znają wszelkie gatunki ryb. Dobre będą również groch, łubin i konopie. Oczywiście bez kulek się nie obejdzie, ale polecam ich większe rozmiary 22–24 mm, a niekiedy nawet jeszcze większe.
Optymalna długość nęcenia to moim zdaniem minimum 3 dni, choć czasem może się to okazać zbyt krótko. Najlepiej nęcić ok. 7–10 dni i dopiero po tym czasie rozpocząć zasiadkę. Przez pierwszy tydzień nęcimy codziennie, a później możemy nęcić co drugi dzień, wsypując ilość jak na dwa dni. Jeśli jednak zanęta nie będzie wyjadana przez 3–4 dni, radzę zmienić łowisko lub przeczekać zły okres, ponieważ zdarzają się sytuacje, kiedy karpie w ogóle nie interesują się zanętą, choć spławiają się w łowisku. Dzień przed łowieniem w ogóle nie nęcimy, a podczas zasiadki wsypujemy tylko niewielką porcję zanęty – ok. 3 kg ziaren i 0,5 kg kulek. Jeśli zaczną się brania, to donęcamy łowisko samymi kulkami, kilkadziesiąt sztuk po każdym odjeździe.
Miejsce położenia zestawu również nie może być przypadkowe, lecz dokładnie przemyślane. Sam umieszczam jeden zestaw w środku obszaru nęcenia, drugi zaś na jego skraju lub nawet kilka metrów za łowiskiem. To z pewnością pozwoli sprawdzić, z których miejsc są częstsze brania, i później ewentualnie można tam umieścić dwa zestawy.
Moimi przynętami w zbiornikach zaporowych są duże kulki, często na jeden zestaw zakładam kulkę o średnicy 30 mm, a na drugi jakiegoś wielkiego bałwana. Karpie są przyzwyczajone do tak dużych kęsów, gdyż ich naturalnym pożywieniem są racicznice i raki.
Na koniec pozostaje nam wybrać odpowiedni sprzęt i dobrze się przygotować do zasiadki.
Sprzęt
Wybór odpowiedniego sprzętu jest bardzo ważny, jeśli nie chcemy się narazić na przykre niespodzianki. Nasze przygotowanie zależy od wielu czynników, np. od tego, na jakiej odległości będziemy łowić, blisko na rzut wędką czy bardzo daleko, wywożąc zestawy łódką lub pontonem. Choć z góry zakładam że będziemy wywozili zestawy, bo jest to o wiele lepsze rozwiązanie, zwłaszcza że potrzebne jest zanęcanie dużymi ilościami ziaren. Dlatego jeśli nęcimy z pontonu, to możemy też wywozić zestawy. Przede wszystkim potrzebne nam będą kołowrotki z bardzo dużą pojemnością szpuli. Dobrze by było, gdybyśmy mieli na kołowrotku minimum 200 m plecionki, choć jest to uzależnione od odległości, na jakiej będziemy łowić. Jeśli będziemy łowili o wiele dalej, np. na 300 m, to nawijamy odpowiednio więcej plecionki. Sam jestem zdania, że powinniśmy mieć przynajmniej 50 m plecionki w zapasie, to takie minimum. Dlaczego cały czas piszę o plecionce? Dlatego, że radzę zrezygnować z żyłki jeśli zamierzamy łowić dalej niż 100 m. Oczywiście rozumiem, że zakup kilkuset metrów plecionki będzie dość kosztowny, ale ona wystarczy nam na 3 sezony lub na dłużej i z pewnością w tym czasie na żyłkę wydalibyśmy znacznie więcej. Ale nie to jest najważniejsze. Stosujemy plecionkę dlatego, że w przeciwieństwie do żyłki jest nierozciągliwa i od razu wskazuje nam nawet najdelikatniejsze brania z dużej odległości.
Ważne jest też odpowiednie ustawienie wędek. Wędki ustawiamy pod jak największym kątem do góry, czasem będą prawie stały w pionie. Po prostu im dalej, tym wyżej. Ma to na celu zmniejszenie długości styku plecionki z dnem. Im krótszy odcinek naszej plecionki będzie dotykał dna, tym lepiej dla nas. Plecionka jest bowiem narażona na zaczepienie o ostre skorupy małż zalegające dno czy inne zaczepy, których w zbiornikach zaporowych nie brakuje. A nie ma nic gorszego niż stracenie ryby przez jakiś zaczep.
Końcowy odcinek zestawu możemy dodatkowo wzmocnić przyponem strzałowym o bardzo dużej odporności na ścieranie. Godne polecenia są leadcory, bo dodatkowo dociążają końcowy odcinek zestawu, który dobrze będzie przylegał do dna. Można też zastosować limpit, a także fluorokarbon. Jeśli natomiast mamy całkowite zaufanie do naszej plecionki głównej, to możemy zrezygnować ze stosowania przyponu strzałowego.
Dość istotne jest zabezpieczenie sprzętu przed silnymi wiatrami, z którymi często będziemy mieć do czynienia. Radzę dobrze wbić śledzie od naszego namiotu i wzmocnić to wszystkimi odciągami, bo nawet lekki wiaterek może w krótkim czasie zmienić się w potężną wichurę. Dobrze jest również mieć w sygnalizatorach funkcję czułości, gdyż plecionka jest bardzo czuła na wiatr i nawet słabe jego podmuchy będą powodowały uciążliwe popiskiwania sygnalizatora.
Wiatr jednak, mimo wymienionych wcześniej minusów, będzie również naszym sprzymierzeńcem. To właśnie od niego w dużym stopniu zależy aktywność naszych ulubieńców, wiatr bowiem, tworząc duże fale, dobrze natlenia wodę i wypłukuje z dna smakowite kąski. W takich sytuacjach karpie intensywnie żerują i są mniej ostrożne.
Jedną z najważniejszych rzeczy będzie z pewnością posiadanie solidnego pontonu czy łódki, tak byśmy mogli pływać podczas dużych fal bez narażenia na nieoczekiwaną kąpiel. Musimy też mieć długie buty gumowe, np. wodery, a najlepiej spodnio buty, które nie pozwolą nam zmoknąć podczas wywożenia zestawów na dużej fali, a także swobodnie będziemy mogli wejść do pontonu. Wodery przydadzą się również podczas podbierania ryb, gdyż zaporówki znane są z rozległych przybrzeżnych płycizn.
Jeśli będziemy wywozić zestawy na bardzo duże odległości, musimy pamiętać o właściwym oznaczeniu łowiska, tak aby bez problemów do niego dotrzeć zarówno w dzień, jak i w nocy. W dzień wystarczy nam coś większego, np. bojka zrobiona z dużego kawałka styropianu lub jakiejś pianki w jaskrawym kolorze. Na noc dobrze jest umieścić na bojce świetlik, który doprowadzi nas do łowiska bez niepotrzebnego błądzenia.
Bardzo istotnym elementem zestawu podczas dalekiej wywózki będzie odpowiedni ciężarek. Jednak będzie się liczyć nie tylko jego masa, ale także kształt. Wydawałoby się, że im dalej łowimy, tym większy zakładamy ciężarek. Jest to słuszne, ale wszystko zależy od łowiska – czy łowimy na twardym, czy mulistym dnie, czy łowimy na górce, czy też nie. Jeśli chcemy łowić na górce, to proponuję umieścić zestaw tuż za nią na zaczynającym się spadzie, wówczas wystarczy nam niewielki ciężarek ok. 100 g. Kiedy jednak będziemy chcieli mieć zestaw bezpośrednio na górce, zwłaszcza z twardym dnem, będziemy potrzebowali ciężarka przynajmniej 200-gramowego obustronnie spłaszczonego, gdyż takie ciężarki dobrze się trzymają podłoża. Oczywiście jeśli to konieczne, to w pewnych miejscach stosujemy ciężarki o wadze nawet ponad 300 g. W przypadku dna o niewielkim mule sprawdzą się ciężarki ok. 150 g, gdyż ciężarek delikatnie się zagłębi w takim osadzie i na pewno będzie w stanie utrzymać zestaw w jednym miejscu. Kiedy natomiast na drodze naszego ściąganego zestawu występują zaczepy, to dobrze zaopatrzyć się w ciężarki tzw. risery, które po energicznym zwijaniu szybko wychodzą do powierzchni. Sam jestem zdania, że lepiej założyć większy ciężarek niż za mały, bo karpiom to wcale nie przeszkadza, a tylko pomaga w samozacięciu.
Podczas połowu na dużych odległościach ważnym elementem zestawu będzie także haczyk, który powinien być raczej większych rozmiarów, zwłaszcza jeśli przynęty będą dość duże. Poza tym większe haki lepiej się trzymają wielkiego pyska karpia i są znacznie mocniejsze.
Jeśli chodzi o wybór przyponu, to wszystko jest uzależnione od rodzaju dna i od konstrukcji naszego zestawu – także tę kwestię pozostawiam do indywidualnego wyboru.
Zbiorniki zaporowe są naprawdę bardzo trudnymi łowiskami, ale także wielkim wyzwaniem dla prawdziwego łowcy. Pływające w nich okazy, które znajdą się na naszej macie karpiowej, z pewnością wynagrodzą nam cały włożony trud.