Maskotka esesmanów

Maskotka esesmanów

Olga Craig/26.06.2007 08:00

 

Przez niemal całe swoje życie Alex Kurzem skrywał tajemnicę

Dzisiaj pan Kurzem ma siwe włosy i jest po siedemdziesiątce. Sądzi, że ma 72 lata, ale nie jest tego pewien. Jego pobrużdżona, naznaczona bólem twarz jest świadectwem strasznej przeszłości.

Urodzony w Kojdanowie w mińskim regionie Białorusi, mając 15 lat wyemigrował do Australii, gdzie w Melbourne założył później rodzinę.

Jego synowie dorastali, słuchając z fascynacją przejmującej opowieści z czasów wojny o tym, jak Alex jako pięcioletni wiejski chłopiec został odłączony od swej rodziny i musiał przez długie miesiące radzić sobie sam w lesie, póki nie znalazła go pewna miła łotewska rodzina, która wzięła go na wychowanie.

Była to w gruncie rzeczy bajka, ale prawda o dzieciństwie Kurzema jest jeszcze bardziej niezwykła i tak wstrząsająca, że musiał wymazać ją ze swej pamięci.

Jako pięcioletnie dziecko był świadkiem masakry, podczas której zginęli jego matka, młodszy brat i siostra. Kurzem uciekł do pobliskiego lasu, gdzie przeżył żywiąc się leśnymi owocami, aż w końcu został odnaleziony i przekazany łotewskiej policji, która "adoptowała" go jako maskotkę.

Kiedy oddział ten przekształcono w jednostkę SS, dla Kurzema uszyto maleńki mundur ze wszelkimi insygniami SS, dostał też czarny skórzany płaszcz i pistolecik. Był pokazywany na filmach i w gazetach jako "najmłodszy nazista Trzeciej Rzeszy" i razem ze swym oddziałem został wysłany na front rosyjski.

Tam widział wiele zbrodni. Był świadkiem gwałtów, mordów i masakrowania Żydów, a pewnego razu zmuszono go, by strzelił do żydowskiego nastolatka schwytanego przez żołnierzy. Innym razem musiał obserwować kaźń 1600 Żydów zamkniętych w synagodze w Słonimie.

Młody Kurzem starał się cały czas ukrywać sekret, którego wyjawienie oznaczałoby dla niego niechybną śmierć: on też był Żydem. Ale musiał oglądać kolejne zbrodnie, nie mogąc okazać najmniejszego współczucia dla swych rodaków.

Jego dowódcą był Karlis Lobe, znany faszysta łotewski, odpowiedzialny za wymordowanie dziesiątek tysięcy Żydów. Kurzem nie jest pewien, ale podejrzewa, że również za śmierć jego rodziny. Jednak kiedy wojna się kończyła, chłopiec nie miał innego wyboru, jak wystawić Lobemu chwalebne świadectwo. Człowiek ten, który sadystycznie zamordował tak wielu jego rodaków, chronił go i zapewnił mu przetrwanie w czasie, gdy wszyscy Żydzi ginęli w masakrach, obozach koncentracyjnych i komorach gazowych.

Dzisiaj pan Kurzem ma siwe włosy i jest po siedemdziesiątce. Sądzi, że ma 72 lata, ale nie jest tego pewien. Jego pobrużdżona, naznaczona bólem twarz jest świadectwem strasznej przeszłości. Swoją tajemnicę skrywał do 1997 roku, kiedy to pewnego wieczora, nie potrafiąc dłużej żyć ze swymi koszmarnymi wspomnieniami, zaczął niepewnie wyjawiać prawdę synowi Markowi.

Złożył zeznania przez Komisją do spraw Holokaustu, ale ku jego przerażeniu zanegowała ona tę opowieść, twierdząc, że nie można odnaleźć śladów masakry w jego rodzinnej wiosce, i posunęła się nawet do sugestii, że był kolaborantem, współwinnym zbrodni wojennych Lobego.

– Byłem załamany – mówi Kurzem. – W tamtych strasznych latach w SS nie mogłem nikomu ufać. Rosjanie pogardzali mną, ponieważ nosiłem faszystowski mundur, a ja bałem się, że faszyści odkryją, iż jestem Żydem. Lobe był potworem, ale uratował mi życie. Musiałem skrywać tak wiele, że zatajanie stało się dla mnie sposobem życia. A kiedy w końcu powiedziałem prawdę, moi rodacy nie uwierzyli mi. To było okropne.

Ale syn Kurzema był zdecydowany ujawnić prawdę. Przez dziesięć ostatnich lat badał przeszłość ojca. W końcu, będąc w stanie zweryfikować wszystko na podstawie dokumentów i zdjęć, Komisja do spraw Holokaustu zmieniła swoją decyzję, a Mark napisał wstrząsającą książkę "Maskotka", opowiadającą o niezwykłej i przerażającej historii jego ojca.

Kurzem nie jest oczywiście prawdziwym nazwiskiem Aleksa: nadali mu je żołnierze. Wie, że urodził się jako Ilia Galperin, a jego pierwsze wyraźne wspomnienie pochodzi z 21 października 1941 roku. Dzień wcześniej jego ojciec i inni mężczyźni z wioski zostali rozstrzelani. Tego wieczora do ich domu wpadło dwóch żołnierzy i pobiło jego matkę. Kiedy wyszli, zostawiając ją zakrwawioną, powiedziała swemu najstarszemu synowi: "Jutro wszyscy umrzemy". Wiedziała, że następnego ranka zginą żydowskie kobiety i dzieci.
Powiedziała mu, że musi być dzielny i pomóc jej zająć się bratem i siostrą. W nocy chłopiec obudził się i pomyślał: "Nie chcę umierać". W nocnej koszuli uciekł do pobliskiego lasu, przedzierając się przez doły z ciałami Żydów pomordowanych poprzedniego dnia. Rano obudziły go krzyki. Z drzewa, na którym się schował, widział przerażone kobiety i dzieci zgromadzone przed świeżo wykopanymi dołami.

– Żałuję, że to widziałem – mówi cicho. Ale tak się stało. Pośród oczekujących na rozstrzelanie dostrzegł swoją matkę i rodzeństwo. – Widziałem jak żołnierze gnają ludzi, popychając ich bagnetami. Potem zobaczyłem moją rodzinę. Chciałem krzyczeć i podbiec do nich, ale nie mogłem. Żołnierze zastrzelili moją matkę, a brata i siostrę zakłuli bagnetami. Musiałem gryźć ręce, żeby nie krzyczeć.

Kiedy Kurzem wspomina śmierć swych bliskich, twarz mu blednie i trzęsą się ręce. – Ludzie pytają mnie, dlaczego uciekając nie zabrałem ze sobą rodzeństwa, ale ja nie miałem pojęcia, dokąd biegnę. Sam byłem małym dzieckiem. Nie chciałem też patrzeć na ich śmierć, ale nie potrafiłem się odwrócić. Czułem, że jestem to winny matce. Jeśli ona mogła to znieść, to i ja powinienem zdołać na to patrzeć i być z nią myślami.

Kurzem przebywał w lesie przez około dziewięć miesięcy. Jadł owoce leśne, a za okrycie służył mu wielki płaszcz ściągnięty z ciała jakiegoś zabitego żołnierza. – Najbardziej pamiętam straszne zimno i ciągły głód. I to, że byłem tak bardzo samotny – wspomina.

12 lipca 1942 roku znalazł go ktoś miejscowy i przekazał łotewskim żołnierzom. Ustawiony wraz z innymi do rozstrzelania, wiedział, że musi szukać dla siebie jakiejś szansy. Podbiegł do żołnierzy i przykląkł, prosząc o chleb. Jego zachowanie rozbawiło ich, jeden z nich, sierżant Kulis zlitował się nad nim i wyciągnął go z szeregu. Postanowił umyć brudnego dzieciaka. Kiedy zobaczył Kurzema nagiego, dostrzegł, że chłopiec jest obrzezany i zdał sobie sprawę, że mimo jasnych włosów i "aryjskiego" wyglądu jest on Żydem.

– Nigdy się nie dowiem, dlaczego mnie uratował – mówi Kurzem. – Ale tak było. Powiedział, że nikt nie może się o tym dowiedzieć, bo w przeciwnym razie zginiemy obaj.

Prawie sześcioletni już chłopak stał się niebawem maskotką łotewskiej SS. W swoim mundurze był prezentowany führerowi, filmowany, jak dowodzi niemieckimi dziećmi (– Ja, Żyd. Gdyby tylko wiedzieli – kręci głową z niedowierzaniem) i w końcu trafił na front rosyjski.

– Nie mogłem znieść brutalności żołnierzy i ich okrucieństwa, ale nie przeczę, że jako mały chłopiec lubiłem być w centrum uwagi. Robiłem to, żeby przeżyć. Żeby ich zadowolić. Ale cały czas bałem się, że odkryją kim jestem, i zostanę zastrzelony.

Na froncie był świadkiem masakry w Słonimie, gdzie spalono żywcem 1600 Żydów. – Żołnierze spędzili ludzi do synagogi, a potem zabili drzwi i okna deskami. Następnie przytknęli zapalone wiechcie do budynku, który w mgnieniu oka stanął w płomieniach. Ogień rozchodził się bardzo szybko i ze środka zaczęły dobiegać potworne jęki. Po jakimś czasie wybiegły stamtąd kobiety i dzieci ogarnięte płomieniami. Nikt im nie pomógł i spłonęły tam, gdzie upadły.

Innym razem żołnierze posłużyli się chłopcem, by zwabić okoliczne dziewczyny do swego obozowiska, gdzie je okrutnie pobili i zgwałcili. A kiedy oddział ten ładował Żydów do bydlęcych wagonów jadących do obozów śmierci, Kurzem w swoim wspaniałym uniformie otrzymał zadanie zwabiania ich do środka czekoladowymi batonikami. – Uśmiechali się, myśląc, że to miły gest. Nie miałem pojęcia, dokąd jadą te pociągi, ale z rozmów żołnierzy wiedziałem, że ich pasażerów czeka zagłada.

W 1944 roku, kiedy losy wojny zaczęły zwracać się przeciwko nazistom, Lobe oddał Kurzema pod opiekę pewnej łotewskiej rodziny, która zmusiła chłopca, by złożył oświadczenie pochlebne dla Lobego. Wkrótce dostał anonimowy list z pogróżkami od Żydów, którzy znali prawdę o tym zbrodniarzu.

Przerażony, zaciągnął się w 1949 roku na płynący do Australii statek "Nelly". – Chciałem po prostu zacząć nowe życie, z dala od wszystkich wspomnień, jakie pragnąłem wymazać. Miał ze sobą jedynie sfatygowaną brązową walizeczkę, w której przechowywał zdjęcia i dokumenty ze swego dawnego życia. Imał się najprzeróżniejszych zajęć, między innymi pracował w cyrku. W końcu założył własną firmę stolarską i zaczął asymilować się w nowym kraju. Jak mówił znajomym, nie chciał wracać do Europy Wschodniej. Ani żonie Patricii, ani dzieciom nie wyjawił prawdy o swojej przeszłości.

Aż do tamtego wieczora w 1997 roku. Od tego czasu on i Mark wielokrotnie odwiedzili jego rodzinną wioskę. W swoim dawnym domu znalazł pod szafą zdjęcie rodziców, a kiedy zebrał się na odwagę, stanął przy drzewie, z którego widział śmierć swojej matki i rodzeństwa. – Wreszcie po tak długim czasie mogłem położyć różę na grobie matki – mówi, uśmiechając się na to wspomnienie. – Ale kiedy stanąłem w miejscu, z którego widziałem jej śmierć, znów musiałem wepchać sobie do ust pięść, żeby nie krzyczeć.

Kurzem milknie, a jego oczy wilgotnieją. – Czy powinienem stać tam z nią, trzymając za rękę ją i te maluchy? Ciągle zadręczam się tą myślą. Ale jedno wiem na pewno: moja matka umierała, mając nadzieję, że ja przeżyję.

« 1/1 »

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Maskotka nazistów
Światowy Dzień Pluszowego Misia ustanowiono dokładnie w setną rocznicę powstania maskotkix
maskotka
Maskotka, Harcerstwo, Majsterka
maskotka
Bohater, maskotka, niewidzialne dziecko
19 lalki Krew i maskotki popsurrealizm
Koprowski Jan Jerzy Maskotka
Maciuś i jego maskotka 2
Bohater, maskotka, niewidzialne dziecko
kobieta maskotka,64
syriusz maskotka UE
101 Maskotka
maskotka 2
12 OPISUJĘ MASKOTKĘ
Szlendak Tomasz Leniwe maskotki, rekiny na smyczy

więcej podobnych podstron