Magdalena Stanaszek
I rok PPiW SUM
MAŁŻEŃSTWO I RODZINA- WARTOŚĆ NADRZĘDNA CZY RELIKT PRZESZŁOŚCI?
Ewa Nowicka w swojej książce „Świat człowieka, świat kultury”, wiele uwagi poświęca tematowi rodziny i terminologii związanej z tym pojęciem. Dla socjologów i antropologów rodzina stanowi podstawową i zarazem najważniejszą grupę społeczną, na której opiera się całe społeczeństwo. Zainspirowana tą publikacją postanowiłam zastanowić się głębiej nad fenomenem rodziny. Dlaczego fenomenem? Bo w dzisiejszych czasach, kiedy wszyscy, zwłaszcza młodzi ludzie, biorą udział w wyścigu szczurów i preferują mieć nad być- zatracamy prawdziwy sens naszego istnienia. Gubimy się w dzisiejszej wielokulturowości i wielowyznaniowości, nie zastanawiamy się nad tym co ważne i potrzebne „dla mnie”, ale co będzie dobrze widziane w oczach innych. Robimy wszystko w pośpiechu i na pokaz: ubieramy się, zachowujemy, modlimy. Ważna staje się opinia tłumu, ich podziw nad naszym dorobkiem. Sprawy materialne przesłaniają wartości duchowe. Starsi ludzie obserwując zachodzące zmiany, komentują: świat staje na głowie. I ja, mimo jeszcze młodego wieku uważam podobnie. Staram się nie poddawać najnowszym trendom i nie podążać ślepo za wszystkim co modne. Otrzymałam porządne podwaliny, na których staram się budować mocną konstrukcję, opartą na Bogu i Rodzinie. Nie wstydzę się swoich przekonań i poglądów, swojej wiary i przynależności do Kościoła katolickiego. Co za tym idzie, staram się w każdej dziedzinie swojego życia, podejmować decyzje zgodne z wyznawaną doktryną.
Budząc się co dzień u boku mojego męża, dziękuję najpierw Bogu za moich cudownych rodziców, którzy pokazali mi właściwą drogę i nigdy nie pozwolili z niej zboczyć. Dziękuję za rodzeństwo, na które w ciężkich chwilach mogłam i nadal mogę liczyć. Dziękuję moim teściom, za to, że wychowali mojego męża do życia w wierzę, według bożych przykazań i zgodnie z wyznawanymi przeze mnie zasadami. Dziękuję również za wszystkich ludzi, których Bóg postawił na mojej drodze, zwłaszcza tych, którzy pokazali mi jak wiele można w życiu wygrać dzięki kochającej rodzinie i równocześnie jak jest ubogie, kiedy nie mamy z kim dzielić się swoimi małymi sukcesami.
Moja mama wyszła za mąż w wieku osiemnastu lat, nie z pośpiechu, ani nie z przymusu. Nie czuła się również niedojrzała, choć dzisiejsze osiemnastolatki deklarują, że nie są gotowe na stały, poważny związek. Moja mama po prostu zakochała się bez pamięci i pragnęła powiedzieć swemu ukochanemu „tak” w obliczu Boga i w towarzystwie rodziny. To było sensem jej życia, urodzić i wychowywać dzieci, dzielić trudy i znoje ze współmałżonkiem i powierzyć siebie i swoją rodzinę Bożej Opatrzności. Bo wtedy dla młodych ludzi nie liczyły się pieniądze, kariera, studia, kredyty, mieszkania, szybkie samochody, plazmowe telewizory i weekendy w SPA. Największym szczęściem były każde małe szczęścia- nowe buty, które można było ubrać do kościoła, albo w niedzielę zjeść rosół i schabowego. Ludzie modlili się o zdrowie, by mogli pracować i swoimi rękami zarobić na chleb, zapewnić godne życie. Chętniej spędzali wolny czas w towarzystwie rodziny i przyjaciół, dzieci na podwórkach organizowały szalone zabawy. Ludzie mieli świadomość, że w złej chwili mogą liczyć na pomoc. Teraz każdy zamyka się szczelnie w swoim „M” i grubym murem odgradza od reszty świata. Na placach zabaw i w parkach nie ma już dzieci- są w Centrach Handlowych lub w swoich pokojach przed monitorem komputera.
Jak diametralnie zmieniły się priorytety, obserwuję z trwogą i niedowierzaniem. Przerażający jest fakt, że nie tylko można o tym przeczytać w gazecie, czy obejrzeć w telewizji. Rozpad rodziny i nadrzędnych wartości dokonuje się na naszych oczach, na naszym podwórku. Za taką sytuację można obwiniać władze, media, ustawy, los- nie spowoduje to jednak poprawy. Jeśli za postępowaniem każdego człowieka, nie stoją wiarygodne, trwałe zasady i wartości, którym jest wierny i które szczerze pielęgnuje i wytrwale wciela w życie- nie można oczekiwać nagłego uzdrowienia podstawowej grupy społecznej i całego społeczeństwa. Zgodnie z zasadami Kościoła katolickiego, uznaję definicję rodziny, którą Katechizm Kościoła Katolickiego określa jako: „Małżeństwo kobiety i mężczyzny, posiadające dzieci”. I jeśli inne formuły, stworzone dla potrzeb różnych dyscyplin naukowych, są skonstruowane w sposób na tyle plastyczny, że można je „naginać” na użytek każdej nowej filozofii- to ta definicja jest klarowna i czytelna, nie pozwala na dopatrywanie się w niej nieścisłości czy podtekstów. Małżeństwo kobiety i mężczyzny bowiem, oznacza właśnie małżeństwo kobiety i mężczyzny i żadna inna forma nie jest dopuszczalna. Tak jak nie jest i nigdy nie będzie uznane przez Kościół małżeństwo homoseksualne. Mocno wierzę w to, że za tym nie stoją tylko władze kościelne na czele z Papieżem, ale są to prawa ustanowione przez Boga, które wcielają w życie. Katolicy respektowali te zasady do czasu, gdy ktoś nie zasiał w nich ziarna niepewności. Wrogowie Kościoła używają wszelkich możliwych sposobów, by zbuntować, zwłaszcza młodych ludzi i odsunąć ich od wspólnoty. Współczesne, modne gazety młodzieżowe, programy telewizyjne czy strony internetowe, próbują za wszelką cenę przekonać młodych ludzi o prymitywności i śmieszności kościelnego Credo. Według badań CBOS z listopada 2011, 95% polaków uważa się za katolików a 92% za katolików wierzących. Niestety te liczby nie idą w parze z rzeczywistymi decyzjami i zachowaniami naszych obywateli. Świat ciągle się zmienia i wciąż dokonują się rewolucje w dziedzinach nauki i techniki. Ludzie prześcigają się w wymyślaniu udogodnień i nowych sposobów ulepszania, uatrakcyjniania i ułatwiania życia. Stajemy się hedonistami, żądnymi nieskomplikowanego i wolnego od cierpienia bytowania. Unikamy ciężkiej pracy, poświęceń, współczucia, ofiarności, bezinteresowności i empatii. To całkowite zaprzeczenie nauki Chrystusa, ale zgodne z wizją współczesnego świata i jednocześnie szalenie pociągające. W natłoku codziennych zajęć nie wystarcza nam czasu na studiowanie Pisma Świętego i pogłębianie wiary. Na niedzielnych kazaniach, nasze myśli wędrują ku popołudniowemu odpoczynkowi i obowiązkom jakie czekają nas w następnym tygodniu. Tym samym nie słuchamy rad księży, którzy starają się odpowiedzialnie spełniać swoją posługę i wskazywać błądzącym właściwą ścieżkę. Popełniamy coraz więcej błędów i zbaczamy z kursu. Zagubić się jest niezwykle łatwo- odnaleźć drogę, wymaga od nas wielkiego wysiłku i przede wszystkim chęci.
W obliczu ostatnich wyborów parlamentarnych, zastanawiałam się, czym kierują się ludzie, wybierając przyszłych włodarzy państwa. W miarę możliwości próbowałam wysondować wśród najbliższych sąsiadów i znajomych, jakimi pobudkami się kierują. No i wyszła na jaw smutna prawda, która podejrzewam dotyczy nie tylko mieszkańców mojej małej wioski. Okazało się, że wszelkie dokonywane przez nich wybory, opierają się nie, na rzetelnej wiedzy zaczerpniętej z fachowej literatury, dostępnych folderów informacyjnych, poparte wyznawanymi poglądami. Większość moich rozmówców głosowała na określonego polityka kierując się najczęściej jego wyglądem zewnętrznym, zupełnie nie interesując się przy tym, z jakiego kręgu politycznego się wywodzi i jak wygląda jego program wyborczy. Z czasem przyszło rozczarowanie i refleksja nad podjętymi pochopnie decyzjami, niestety za późno.
Jeśli, odwołując się jeszcze raz do badań, tak wysoki odsetek Polaków deklaruje przynależność do kościoła, a tym samym wierność jego zasadom- dlaczego wybieramy polityków broniących związki homoseksualne, aborcję i eutanazję. Dlaczego pozwalamy wmówić sobie, że homoseksualizm nie jest chorobą i trzeba nauczyć się tolerancji wobec tej mniejszości, żeby inne społeczeństwa nie wytykały nas palcami i nie nazywały homofonami. Dlaczego nie patrzymy z obrzydzeniem i nie wytykamy palcami transseksualistów i transwestytów, ale pozwalamy by nas wytykano, jako nietolerancyjnych? Dlaczego młode małżeństwa w obliczu pierwszych poważniejszych problemów nie starają się walczyć o swoją miłość a wybierają rozwód i rozstanie- idą na łatwiznę i poddają się. Dlaczego popełniamy kardynalne grzechy przeciwko rodzinie, która stanowi największą świętość i powinna być chroniona na wszelkie możliwe sposoby?
Życie we współczesnym świecie wymaga od nas dużego wysiłku. Trzeba nam walczyć w obronie wartości, które trwają w naszym Narodzie od wieków i nie powinny zatracić się pod wpływem negatywnych przemian nadchodzących z Zachodu. Wierność Bogu, tradycji i rodzinie jest moją osobistą chlubą i nigdy się tego nie wyrzeknę. Rodzina rozumiana jako związek kobiety i mężczyzny zawsze będzie dla mnie najwyższą wartością, której będę bronić i nie pozwolę by media wypaczyły jej wizerunek w oczach moich najbliższych. Wychowywanie dzieci w tak trudnych czasach napawa mnie trwogą. Wierzę jednak, że podołam temu życiowemu zadaniu, kierując się zasadą „Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu- wszystko jest na swoim miejscu”.