"Do Rzeczy": Święty gniew
Ksiądz Jacek Międlar
Maciej Pieczyński: Co było pierwsze w księdza życiu - idea narodowa czy świadomość powołania do kapłaństwa?
Ks. Jacek Międlar: Myślę, że najpierw było powołanie do kapłaństwa. Tak jak w przypadku proroka Jeremiasza - Pan Bóg powołał mnie do kapłaństwa, by pójść za Chrystusem i głosić Ewangelię, już w momencie, gdy ukształtował mnie w łonie mojej matki. Natomiast idei narodowej nauczyłem się w dialogu z drugim człowiekiem. Otrzymałem ją od tych, którzy mnie otaczali, zwłaszcza od mojego dziadka, który był endekiem, za co mu serdecznie dziękuję, i wychował mnie do tego, by kochać całym sercem polski naród i ojczyznę. A przy tym Kościół, ponieważ idea narodowa jest koherentna z ideą Kościoła rzymskokatolickiego.
Nie myślał ksiądz o polityce? Tam nie trzeba się kryć z poglądami. Z tym temperamentem i charyzmą pewnie dałby ksiądz radę. Tym bardziej że w Ruchu Narodowym jest kryzys przywództwa.
- (śmiech) Tak, wiele osób zachęcało mnie do tego, bym porzucił kapłaństwo i zajął się polityką ze względu na moją charyzmę. Natomiast ja nie chcę i nie mogę zaprzeć się Chrystusa, zaprzeć się powołania, które otrzymałem, gdyż moją pasją jest głosić Ewangelię.
W ciągu pół roku księdza posługi w parafii wiele osób przyjeżdżało z daleka, by się wyspowiadać, przygotować do Pierwszej Komunii Świętej, bierzmowania, a nawet ochrzcić. Były spektakularne nawrócenia kiboli, ludzi z marginesu, których ksiądz zachęcił do Ewangelii?
- Trudno mi mówić ze szczegółami, bo te historie często wiążą się z sakramentem pokuty i pojednania, natomiast przyznaję, że po moich kazaniach czy wystąpieniach często ludzie przychodzą do mnie, dziękują, komentują. Nieraz słyszałem wyznania typu: „Od 30, 40 lat nie byłem u spowiedzi świętej, ale posługa ks. Jacka mnie tutaj przywołała”. I ta osoba to mówiła, nie wiedząc, że to właśnie ja siedzę za kratkami konfesjonału. Bardzo poważnie podchodzę do tajemnicy spowiedzi świętej i zwierzeń, ale mogę powiedzieć, że z różnych miejsc Wrocławia czy Dolnego Śląska przyjeżdżali do mnie ludzie: i młodzi, i starsi, w średnim wieku, którzy nie spowiadali się od dziesiątków lat, a w moich słowach dopatrzyli się jakiegoś świeżego powiewu. Spodobało im się, że kapłan potrafi wyjść do środowisk deprecjonowanych przez opinię publiczną, na peryferie wiary, i odważnie wygłosić kerygmat. Tego im brakowało.
Poproszę o konkretne przykłady ludzi ze środowisk kibolskich czy narodowych, których ksiądz przyciągnął.
- Takich przykładów jest mnóstwo. Była pewna osoba - imienia i nazwiska nie podaję - która poznała mnie w środowisku narodowo-kibicowskim. Zajmowała się dilerką narkotykową, łamała prawo, a teraz regularnie chodzi do kościoła. Te wszystkie świadectwa upewniały mnie w tym, że moja droga jest drogą słuszną. Trudna młodzież potrzebuje też, by w jakiś sposób podzielać jej poglądy, ale oczywiście te, które są zgodne z Ewangelią. Większość z tych osób miała tak naprawdę Ewangelię głęboko w sercu, ale potrzebowały impulsu do nawrócenia.
No dobrze, ale wielu z nich przyciąga głównie ostra retoryka księdza. Czy jednak robią dla Kościoła i bliźnich coś więcej niż wykrzykiwanie haseł antyislamskich?
- Przede wszystkim interesuje ich bezkompromisowa Ewangelia, a nie hasła antyislamskie. Ta młodzież narodowa pragnie przede wszystkim katolicyzmu bez światłocieni, zgodnie z zasadą: „Niech mowa wasza będzie: tak, tak, nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”. Nie ma miejsca na kłamstwo, nie ma miejsca na nieautentyczność, nie ma miejsca na konformizm, nie chcą stawiać „świętego spokoju” na pierwszym miejscu. Oni oczekują od pasterza, że im pokaże prawdziwą walkę z ideologiami, które godzą w godność osoby ludzkiej.
Jednak bezkompromisowość nie jest jedyną wartością chrześcijańską.
- Najistotniejszą rzeczą dla mnie jest, by tę siłę, energię, którą oni mają w sobie, transponować na swoistą złość i święty gniew, czyli walkę mieczem Ewangelii, słowa Bożego, mieczem nienawiści wobec antychrześcijańskich ideologii, a miłości wobec drugiego człowieka. W każdym człowieku trzeba dostrzec pierwiastek dobra. I to się udaje, tylko trzeba im to pokazać. Tę siłę, którą mają w sobie, tę siłę, którą podczas meczów na stadionowych młynach i podczas manifestacji potrafią z siebie wykrzesać, tę siłę również potrafią wykorzystać w duchu ewangelicznym dla dobra innych. Uważam, że wbrew pozorom mogą służyć jako przykład. Mogą bowiem dać świadectwo młodemu pokoleniu, jak można żyć Ewangelią bezkompromisowo.
To jak pomagają innym?
- Środowiska narodowe i kibicowskie są bardzo zaangażowane w działalność charytatywną. W grudniu 2015 r. Brygada Dolnośląska Obozu Narodowo- Radykalnego, a ja wraz z nią, zorganizowaliśmy zbiórkę dla dzieci z chorobą nowotworową z kliniki Przylądek Dobrej Nadziei we Wrocławiu. Uzbieraliśmy dla nich ogromną liczbę prezentów. Chcieliśmy dać im choć trochę uśmiechu na święta Bożego Narodzenia, ale wraz z ONR modliliśmy się w intencji tych dzieci. Poza tym pomagamy kombatantom w zwykłych codziennych sprawach, podwozimy ich do szpitala, do kościoła, wspieramy też finansowo Kresowiaków.
Ksiądz chętnie naśladuje tego Chrystusa, który wyrzucił kupców ze świątyni. A zdarza się księdzu nadstawiać drugi policzek?
- Oczywiście, że tak. Zwłaszcza ostatnio, gdy byłem szykanowany za swoją bezkompromisowość. Nie jestem zawsze taki, jak mnie przedstawia "Gazeta Wyborcza" - to znaczy agresywny trybun ludowy z gniewną miną. Wielokrotnie dostaję cięgi albo jestem krytykowany. Staram się krytyki spokojnie i uważnie wysłuchać, prowadząc dialog z drugą osobą.
Na przykład?
- Takich konfrontacji z adwersarzami było wiele, gdy po moich kazaniach podchodzili do mnie wierni, żeby porozmawiać o tym, co głoszę. Jedni - i tych była większość – podchodzili do mnie z gratulacjami, inni natomiast byli oburzeni, w sposób bezpardonowy atakowali mnie, nie wysuwając żadnych argumentów. Na przykład kiedy mówiłem o tematyce „ordo caritatis” w oparciu o naukę kard. Stefana Wyszyńskiego, pewna pani przyszła do zakrystii i powiedziała, że to było kazanie iście faszystowskie. Zapytałem więc tę panią, dlaczego tak uważa. W odpowiedzi usłyszałem tylko falę inwektyw. Po co więc było wojować? Pani wybiegła i trzasnęła drzwiami od zakrystii.
Wyszedł ksiądz za nią?
- Podobnych sytuacji było wiele. Za jedną z pań rzeczywiście wybiegłem z zakrystii, próbowałem ją uspokoić, zaprosić na kawę, ale wylała tylko na mnie werbalne wiadro pomyj. Zauważyłem, że moi adwersarze zazwyczaj nie mają żadnych argumentów, nie są otwarci. Jeden z parafian powiedział mi podczas kolędy, że mnie nie wpuści do domu, bo w jego rozumieniu jestem faszystą. Odpowiedziałem, że to nieprawda, bo staram się rozmawiać, dojść do jakiegoś konsensusu, ale nawet nie zdążyłem dokończyć, bo odpowiedziało mi trzaśnięcie drzwiami. To środowisko jest zamknięte na prawdę, zakażone gangreną relatywizmu ewangelicznego. Ja jeszcze nigdy przed nikim nie zamknąłem swoich drzwi. Zaproszę na kawę, ciasto, tak jak i zaprosiłem oponenta, pana redaktora Błażeja Strzelczyka. Dyskutowaliśmy, mimo że jego poglądy są absolutnie sprzeczne z moimi.
Podczas pożegnalnej mszy świętej mówił ksiądz o żydowskich ekstremistach. Łatwo teraz atakować księdza za antysemityzm.
- To czysty fakt, ponieważ w grudniu 2015 r., jak podaje stowarzyszenie Kirche in Nott - Pomoc Kościołowi w Potrzebie, żydowscy ekstremiści zaatakowali jerozolimską świątynię. To fakty, nie antysemityzm.
Gdzie powinna być ustalona granica wolności słowa?
- Tam, gdzie naruszona zostaje godność człowieka, jego prawo do życia, miłości, wolności wyznania oraz prawo do mówienia prawdy o nim.
Na manifestacji „Stop islamizacji” pojawiły się hasła typu „Je...ć Araba”, a w stosunku do Ewy Kopacz: „Zawiśniesz na sznurze, ty k…o stara”. Czy to nie było przekroczenie granicy? Interweniował ksiądz?
- Wrzesień 2015 r. to był dopiero początek mojej drogi kapłańskiej z narodowcami, jeszcze nie miałem większego wpływu na środowisko. Zresztą nie widziałem tego transparentu, dowiedziałem się o nim dopiero po fakcie. Natomiast w czasie kolejnych wydarzeń organizowanych przez ONR, w których uczestniczyłem, nic podobnego nie miało miejsca. Ja oczywiście odcinam się od tego typu haseł. Uważam, że są one niestosowne. Jednak trzeba też wziąć pod uwagę, że grupa kibiców czy grupa narodowców trzyma się pewnej niewyszukanej formy. Radykalne potępienie nie zmieni ich myślenia. Trzeba powoli dążyć do zmiany języka, tłumaczyć, że to samo można powiedzieć w zupełnie innym stylu. Jednak żeby to było skuteczne, potrzeba czasu.
Czyli ksiądz będzie w przyszłości tonował nastroje podczas marszów narodowców?
- Będę prosił, żeby takich transparentów nie było. Natomiast trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że nie wszyscy uczestnicy manifestacji z tego typu transparentami się utożsamiają. Jeżeli ktoś wejdzie do świątyni podczas mszy świętej z obrażającym jakiegoś księdza hasłem na ustach, to nie oznacza to od razu, że wszyscy wierni się z tym utożsamiają.
Co jest największym problemem Kościoła obecnie?
- Nie mnie to oceniać. Moim zadaniem jest budowanie Kościoła, co staram się czynić najlepiej, jak potrafię.
Jaki powód zakazu publicznych wystąpień ksiądz usłyszał?
- Proszę wybaczyć, ale na tematy wewnętrzne nie chcę się wypowiadać. To sprawa między mną a księdzem prowincjałem.
Czyli ksiądz nie powie, dlaczego został przeniesiony do innej parafii?
- Powiem tylko tyle, że ta decyzja została podjęta na drodze dialogu między konkretnymi organami. Wierzę, że nad tą decyzją czuwa ręka Bożej Opatrzności.
Do Rzeczy