Wyrzykowska Izabela WZiD,
gr. L, III rok, V sem.
Zarządzanie
„UKRAŚĆ ZE SZPITALA TO NIE GRZECH”
Artykuł z 17.01.2013 r., zamieszczony w Gazecie Wyborczej, autor: Anna Śmigulec
Kradzieże drobnego mienia, to problem powszechny, przy którym standardowe działania kończą się na „niczym”, z powodu „małej szkodliwości społecznej”. Kwestia kradzieży, która dotyka tych najbardziej poszkodowanych – chore dzieci, dla których podejmuje się działania, aby czas spędzony w szpitalu nie był przygnębiający, wzbudza oburzenie społeczne i skupia się na braku jakiejkolwiek moralności. Sprawę tą przedstawia Anna Śmigulec w „Gazecie Wyborczej”.
Sytuacja autentyczna, którą potwierdza nagranie monitoringu, jednego z grudziąckich szpitali– pusty korytarz, w którym nagle pojawia się przechadzający się w tę i z powrotem dobrze ubrany mężczyzna. W pewnym momencie sięga po dużego bociana i próbuje schować go pod kurtkę. Niestety dla mężczyzny, ze względu na gabaryty zabawki, ów bocian się nie mieści, więc ściągając kurtkę, mężczyzna upycha go w rękaw, poczym sięga po kolejną zabawkę. Sytuacja dzieje się podczas, gdy jego żona i córka znajdują się w gabinecie lekarskim. Gdy obie wyszły, włożył zabawki córce do tornistra.
Kradzieże małego mienia, sytuacja jak ta powyżej, w szpitalach są na porządku dziennym. Wzbudza to olbrzymią frustrację. Dyrektor Regionalnego szpitala Specjalistycznego im. dr. Władysława Biegańskiego w Grudziądzu – Marek Nowak zgłasza tę, i wiele innych podobnych spraw policji. W polskich szpitalach ginie wiele rzeczy, często kreatywność złodziei przekracza wszelkie granice. Giną umywalki, sedesy, baterie łazienkowe, słuchawki od prysznica, dozowniki do mydła i ręczników, papier toaletowy, płyny do mycia rąk, krzesła, łóżka polowe, czajniki bezprzewodowe, regulatory od kaloryferów, piloty od telewizorów, żarówki, klamki, talerze, sztućce, a na oddziałach dziecięcych – zabawki.
Po zgłoszeniu kradzieży, odpowiedzią jest pismo z prokuratury, z zasadniczym pytaniem: jaka jest wartość ukradzionego przedmiotu, bądź przedmiotów (jeżeli wartość przedmiotu nie przekracza 250 złotych, kradzież jest jedynie wykroczeniem, a nie przestępstwem i sprawa zwykle zostaje umorzona ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu). Zazwyczaj zdarza się jednak tak, iż wartość przedmiotu dla prokuratury jest za mała – tak jak w przypadku przedstawionej sytuacji. W odpowiedzi szpitala, zostało przesłane nagranie z monitoringu, które również, nie sprawiło, iż ktoś poważnie zajmie się tą sprawą.
Dyrektor Marek Nowak mówi: „Chciałem upublicznić wizerunek tego człowieka, choć wiem, że to wbrew prawu. Byłem gotów zapłacić nawet 10 tysięcy z mojej kieszeni, bo popsułem złodziejowi wizerunek!” - Ironizuje. „Te zabawki przelały czarę goryczy. Bo ludzie bagatelizują: co tam czajnik, co tam deska sedesowa. A na te skradzione "drobiazgi" wydaliśmy w ciągu ostatnich dwóch lat już 50 tysięcy złotych!”
Czas mija, a kradzieże występują dalej na porządku dziennym. Najbardziej oburzającym i szczególnym przypadkiem są rodzice ciężko chorych dzieci, którzy przebywają wraz ze swoimi pociechami w szpitalach – od kilku dni do kilku tygodni a nawet miesięcy.
Na temat skandaliczności takich sytuacji, wypowiada się prof. Piotr Czauderna, ordynator Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, mówi: „Staramy się, żeby rodzice mieli ludzkie warunki, żeby im ulżyć w chorobie dziecka. Kupujemy sprzęt z pieniędzy Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Chirurgicznie Chorym, bo szpital nie ma środków na takie udogodnienia. A jak tylko kupimy, to kradną i znów musimy uzupełniać straty. A najgorsze, że to nie złodzieje z zewnątrz kradną, tylko rodzice pacjentów. To jest przygnębiające, denerwujące, przykre. To rodzi poczucie bezsilności.”
Dalej mówi tak: „Ja rozumiem, że dziecko przez przypadek wzięło. Ale jak rodzic zauważy, to powinien odnieść. Najlepiej z dzieckiem, żeby to miało walor wychowawczy. Zresztą nawet dałbym tę zabawkę, jeśli dziecko bardzo by się przywiązało. Ale to trzeba przyjść i zapytać. W ogóle, ukraść takie rzeczy ze szpitala to jest świństwo dla dzieci i rodziców, którzy po nich przyjdą!”
Prof. Czauderna szczególnie potępia złodziei zabawek. Jego oddział jest niewielki, 36 łóżek, ale salę zabaw zorganizowali jak w najlepszym przedszkolu. Przestronna, kolorowe ściany z palmą i delfinem, na środku czerwone stoliki i krzesła dla dzieci, dalej wielki płaski telewizor na ścianie i DVD wysoko w szafce (nowe, bo poprzednie ukradziono w kwietniu). I kosze zabawek. Pielęgniarki dobrze widzą, co ginie, bo często same przynoszą zabawki. Ostatnio zginęły: dwie duże ciężarówki, wszystkie małe samochodziki, piłki gumowe i szmaciane, kilka lalek i maskotek.