PROCES TEMPLARIUSZY CZ.5
Proces Zakonu Rycerzy Świątyni (templariuszy) - aresztowanych we Francji z rozkazu króla Filipa Pięknego - toczy się już trzeci rok. Więzieni i torturowani, przyznali się do potwornych win: odstępstwa od wiary, czczenia diabła, homoseksualizmu. Ich los zdaje się być przypieczętowany. Ale oto wystąpienie kilku z nich przed komisją papieską - tych, których nie udało się złamać - tchnęło w nieszczęśliwych nowego ducha... Świta nowa nadzieja... Paromiesięczna przerwa w posiedzeniach komisji pozwoliła templariuszom odzyskać wiarę we własne siły i gotowość do obrony swego zakonu. Już 5 lutego 15 templariuszy stojących przed komisją oświadczyło, że podejmują się tej obrony. W ich ślady w ciągu tego miesiąca poszło 532 rycerzy, giermków i kapelanów zakonu. (Ich zapału nie zmniejszyło nawet kolejne niefortunne wystąpienie de Molaya przed komisją 2 marca; niewiele też wniosły do sprawy wystąpienia Payrauda i Gonneville?a 13 marca.) Tego samego dnia liczba obrońców zakonu wzrosła do 561, w ostatnim tygodniu marca osiągając liczbę 597. Na zorganizowanym przez komisję 28 marca zgromadzeniu 546 braci w ogrodzie za domem biskupa Paryża w imieniu ich wszystkich wystąpili - wspomniani już - Renaud de Provins, preceptor Orleanu i Piotr z Bolonii, prokurator zakonu przy kurii rzymskiej; obaj byli księżmi i ludźmi wykształconymi. Przede wszystkim przedłożyli oni komisji skargę na warunki życia uwięzionych templariuszy: pozbawienie ich sakramentów, odebranie wszelkich dóbr doczesnych, trzymanie w łańcuchach i nędzne wyżywienie. Następnie zaś zwrócili komisarzom uwagę na trudności związane z wyznaczeniem przez oskarżonych dwóch mających ich reprezentować "prokuratorów", czego domagała się komisja. 31 marca komisarze nakazali notariuszom wspomagającym ich w pracy obejście wszystkich miejsc w Paryżu, gdzie więziono templariuszy, tak by mogli oni uzgodnić wybór żądanych "prokuratorów". Wciągu następnego tygodnia notariusze obeszli około 30 takich miejsc - z templum paryskim na czele - na ogół wszędzie spotykając się z ożywioną gotowością obrony zakonu. Najważniejsze oświadczenie przedłożył wysłannikom komisji sam Piotr z Bolonii, więziony w paryskim templum; było to 31 marca. O oskarżeniach zawartych w bullach papieskich powiedział, że były to... "...rzeczy haniebne, najbardziej nikczemne, nierozsądne i obmierzłe kłamstwa, największe i niegodziwe fałsze, sprokurowane i wymyślone [...] przez świadków, rywali i kłamliwych wrogów. Zakon Świątyni jest czysty i niepokalany, i zawsze był taki..." Templariuszy należy uwolnić, by umożliwić im właściwą obronę. Wszelkie dotychczasowe zeznania były to jawne kłamstwa, o których wiadomo, że... "...zostały wypowiedziane z lęku przed śmiercią i wskutek okrutnych tortur..." Templariusze proszą Boga o litość, aby uczyniono im według sprawiedliwości, ponieważ są dobrymi i wiernymi chrześcijanami. 1 kwietnia przed komisją papieską stanęli: Renaud de Provins, Piotr z Bolonii, dwaj rycerze - Guillaume de Chambonnet i Bertrand de Sartiges, oraz przedstawiciel giermków, Robert Vigier. W ich imieniu przemówił Renaud de Provins. (Całe jego wystąpienie świadczyło o dużej znajomości prawa i praktyki sądowej.) Przede wszystkim oświadczył komisarzom, że ani on, ani jego towarzysze nie są i nie mogą być "prokuratorami" zakonu, ponieważ nie mają na to zgody wielkiego mistrza i kapituły. Aby zaś w. mistrz i kapituła zakonu mogli udzielić takiej zgody, muszą oni... "...znaleźć się pod całkowitą opieką Kościoła, tak by ani lud, ani król nie mogli ingerować w ich sprawy..." Następnie poprosił, by "prokuratorom" i adwokatom zakonu zapewniono zarówno bezpieczeństwo osobiste, jak i odpowiednie wynagrodzenie. A wreszcie - przechodząc do samej istoty rzeczy - stwierdził, że: "...możecie, czcigodni ojcowie, wszcząć przeciwko zakonowi postępowanie de iure na trzy następujące sposoby: wskutek oskarżenia; denuncjacji lub z urzędu..." Jeśli dziać się to będzie wskutek oskarżenia, to powinien się tu pojawić oskarżyciel. Gdyby powodem tego miała być denuncjacja, to składający ją nie powinien zostać wysłuchany... "...ponieważ przed jej przedłożeniem powinien on był ostrzec nas, templariuszy, przed korupcją, czego przecież nie uczynił..." Gdyby zaś postępowanie miało być dokonywane z urzędu - kończył swój wywód Renaud - to... "...zastrzegam dla siebie i moich stronników prawo do przytaczania takich racji i uciekania się do takich środków obrony, jakie przysługują nam w ramach legalnego procesu..." Tak więc wreszcie w obronie templariuszy wystąpił człowiek, który dysponując znajomością prawa i zdolnością logicznej argumentacji, świadomie obnażył arbitralny charakter dotychczasowego postępowania i jego wątpliwą legalność. W ten sposób templariusze po raz pierwszy podjęli próbę wzięcia swego losu we własne ręce. Notariusze komisji odwiedzający więzionych templariuszy zapoznali się tymczasem - w ciągu kolejnego tygodnia - z poglądami 537 braci zakonnych; większość z nich była gotowa pozwolić Provinsowi, Piotrowi z Bolonii, Sartigesowi i Chambonnetowi przemawiać w swoim imieniu, nie wyznaczając ich wszakże jako "prokuratorów" zakonu. W tym też charakterze pojawił się przed komisją 7 kwietnia Renaud de Provins, Piotr z Bolonii oraz grupa trzech rycerzy i czterech giermków zakonu. Przypomniawszy przytoczone poprzednio argumenty, oświadczyli oni, że fałszu zeznań wymuszonych na braciach torturami mogą dowieść, jeśli tylko zostanie im przywrócona całkowita wolność. Zaprotestowali również przeciwko nielegalnej obecności Nogareta i Plaisiansa na sali obrad komisji. Renaud de Provins zwrócił komisarzom uwagę, że: |
---|
"...jest rzeczą dziwną i nader zdumiewającą dla wszystkich to, iż bardziej wierzy się kłamcom, którzy [...] świadczyli (o różnych okropnościach) dla dobra swych ciał, niż tym, którzy - jak chrześcijańscy męczennicy - wskutek tortur zmarli dla prawdy..." "...poza granicami królestwa Francji, w całym świecie, nie znajdzie się żaden templariusz, który głosi lub głosiłby te kłamstwa, jakie [...] głoszą ludzie skorumpowani lękiem, groźbami lub pieniędzmi..." Przypomniawszy zasługi zakonu w walce z niewiernymi i szacunek, jakim się zawsze cieszył, Piotr z Bolonii zaatakował bezpośrednio oskarżycieli zakonu jako... "...fałszywych chrześcijan i heretyków przynoszących ujmę i zwodzących Kościół święty i wszystkich chrześcijan..." Przypominając, że templariuszom grozi się, iż jeśli wycofają swe zeznania, to - zgodnie z regułami postępowania inkwizycji - zostaną posłani na stos, Piotr z Bolonii poprosił komisję, by tym, którzy to zrobią, zapewnić bezpieczeństwo, tak "by bez lęku mogli powrócić do prawdy". Jednakże żaden z argumentów przedstawionych przez Renauda de Provins, Piotra z Bolonii i ich towarzyszy nie przekonał komisarzy papieskich. Wszelkie decyzje co do losu templariuszy i zakonu - jak stwierdzili w odpowiedzi - pozostają tylko w gestii papieża i Kościoła. A przecież namiętna obrona zakonu, z którą wystąpili ci odważni kapłani, pozwoliła templariuszom otrząsnąć się z bierności, w którą wpędziło ich aresztowanie i brutalne śledztwo, i z nowo obudzoną nadzieją podjąć walkę w obronie własnej Świątyni. Ale i "ludzie króla" nie pozostawali bezczynni. Już 11 kwietnia zaprzysiężono przed komisją 24 świadków z "legistą" królewskim Raulem de Presles, jego giermkiem Mikołajem Szymonem, i jednym z katów templariuszy, Guichardem de Marsillac, na czele. Wśród nich znalazło się też 15 templariuszy należących do grona wybranych przez króla 72 świadków, którzy zeznawali przed papieżem w Poitiers w czerwcu 1308 r. Wszyscy oni całkowicie wypełnili postawione przed nimi zadanie: w całej rozciągłości potwierdzili podstawowe zarzuty stawiane zakonowi i poszczególnym templariuszom (oskarżenie z 1308 r. wyliczało je w 127 punktach). Na kolejnym posiedzeniu komisji - 23 kwietnia - w imieniu obrońców zakonu ponownie wystąpił Piotr z Bolonii. W wystąpieniu doskonałym pod względem retorycznym i prawniczym, raz jeszcze przypomniał męczeństwo templariuszy, napiętnował niesprawiedliwe i nieludzkie metody stosowane wobec nich i zażądał ujawnienia i udostępnienia obrońcom zakonu wszystkich protokołów dotychczasowych przesłuchań. W odpowiedzi przedstawiciele króla, biorący - jak już powiedziałem - nielegalnie udział w pracach komisji papieskiej, przedstawili szczególnego rodzaju ekspertyzę pióra (najprawdopodobniej) Jana de Pouili, prawnika i magistra teologii, znanego ze swej wrogiej wobec templariuszy postawy. Dokument ten zawierał odpowiedzi na cztery pytania postawione mu przez króla Filipa. Na pytanie o winę Jakuba de Molay de Pouili odpowiadał zdecydowanie: "...mistrz tak wielkich bluźnierstw przeciw Chrystusowi, który [...] tylu innych wciągnął do przeklętej sekty, powinien być ukarany jako przykład dla świata..." Na drugie pytanie, czy istota wyznania templariuszy, zawarta w przysiędze zobowiązującej ich do zachowania statutu zakonu i jego tajemnic, powinna być potępiona jako zwodnicza (ponieważ wstępujący do zakonu byli nieświadomi faktu, że przysięgają ukrywać herezję) Jan de Pouili odpowiadał twierdząco. Na pytanie trzecie, dotyczące roli obrońców zakonu, Jan de Pouili odpowiadał, że skoro zeznania templariuszy dowiodły jego winy, przeto jego "obrońcy mogą jedynie bronić błędów". Na pytanie czwarte - co należy zrobić, gdyby znaleziono jakiegoś niewinnego templariusza - Jan de Pouili odpowiadał, że znalezienie takiego jest po prostu niemożliwe. Nic więc dziwnego, że "ekspertyzę" swą kończył wnioskiem: "Stało się jasne, że większość templariuszy zgrzeszyła, co wystarczy do tego, by potępić ich wszystkich [...] Zakon taki (bowiem) nie może istnieć, nie narażając na niebezpieczeństwo i skandal całego Kościoła". "Ekspertyza" Jana de Pouili była tylko jednym ze środków, do których uciekł się Filip Piękny w tej fazie walki z odzyskującym wiarę we własne siły zakonem templariuszy. W maju 1310 r. Filip de Marigny, arcybiskup Sens - brat ministra królewskiego Euguerranda de Marigny, w tym czasie dystansującego Nogareta w łaskach króla - zwołuje do Paryża archidiecezjalną radę w celu sądzenia indywidualnych templariuszy z terenu prowincji Sens, zwłaszcza tych, którzy podjęli się obrony zakonu. W tej sytuacji Piotr z Bolonii zwrócił się z apelem do przewodniczącego komisji papieskiej, arcybiskupa Gilesa Aicelina, by powstrzymał akcję Filipa de Marigny i wziął pod swą opiekę obrońców zakonu. Ale arcybiskup Aicelin, były królewski strażnik pieczęci, w gruncie rzeczy niechętny templariuszom, nie widział żadnego powodu, by wbrew królowi stawać w ich obronie. Wycofawszy się pod błahym pretekstem z prac komisji, decyzję co do dalszych postanowień zostawił jej członkom. Jednakże czterej jej członkowie - już tylu tylko faktycznie brało w niej udział - nie potrafili podjąć żadnej decyzji. W dwa dni potem, 12 maja, komisję powiadomiono, że tego dnia - z wyroku arcybiskupa Sens - ma zostać spalonych na stosie 54 templariuszy spośród tych, którzy podjęli się obrony zakonu. Interwencja komisji nie przyniosła żadnego skutku. Pisząc o ich śmierci - spalono ich na jednym z pól pod Paryżem - kontynuator kroniki Guillaume?a de Nangie stwierdził: "...żaden z nich nie przyznał się do zbrodni im zarzucanych, lecz przeciwnie, wszyscy nieustannie im zaprzeczali, wołając, że skazano ich na śmierć bez powodu i niesprawiedliwie; było przy tym wielu ludzi, którzy przypatrywali się im nie bez wielkiego podziwu i ogromnego zdumienia..." W kilka dni potem spalono pod Paryżem jeszcze 4 templariuszy, a nieco później w Senlis - 9 dalszych. Wrażenie, jakie na zeznających templariuszy wywarła ta egzekucja, było ogromne. Pierwszy świadek, który następnego dnia pojawił się przed komisją, brat Aimery de Villiers-de-Duc z diecezji Langres, "blady i przerażony", powiedział: "Przysięgam na zbawienie mojej duszy - i jeśli kłamię, to niech spotka mnie nagła śmierć, a piekło pochłonie mnie z ciałem i duszą - ..." ...bił się przy tym w pierś, a upadłszy na kolana, wzniósł ręce ku ołtarzowi... "...że wszystkie błędy przypisywane zakonowi są całkowicie fałszywe..." Widząc swych współbraci wiezionych na spalenie, poczuł, iż gdyby go zapytano, to lęk przed śmiercią kazałby mu wyznać, że: "wszystkie błędy przypisywane zakonowi są prawdziwe i że to ja zabiłem Pana naszego, Chrystusa..." 18 maja komisarze zebrani pod przewodnictwem arcybiskupa Narbony, Gilesa Aicelina, dowiedzieli się, że jeden z głównych obrońców zakonu, ksiądz Renaud de Provins, został postawiony przed radą prowincji Sens, by odpowiadać przed nią jako indywidualny templariusz. Na interwencję komisarzy uwolniono go wprawdzie, ale oto okazało się, że zniknął drugi obrońca zakonu Piotr z Bolonii. A bez niego pozostali obrońcy czuli się zupełnie bezradni. Na domiar wszystkiego w kilka dni potem przed komisją stanęło 44 braci, którzy oświadczyli, że choć podjęli się byli obrony zakonu, to jednak teraz zgłaszają swą rezygnację. W tej sytuacji komisarze na posiedzeniu z 30 maja odroczyli prace swej komisji do 3 listopada. Na posiedzeniu komisji 3 listopada 1310 r. stawiło się tylko trzech jej członków: Guillaume Durant, Jan z Mantui i Maciej z Neapolu. Na kolejnym posiedzeniu, 17 grudnia, kiedy pojawili się przed nią dwaj pozostali z głównej czwórki obrońców zakonu, rycerze de Chambonnet i de Sartiges, z ust Duranta usłyszeli, że zarówno Renaud de Provins, jak Piotr z Bolonii... "...uroczyście i przez nikogo nie przymuszani zrezygnowali z obrony zakonu oraz powrócili do pierwszych swych zeznań..." ...drugi z nich zaś rzekomo uciekł z więzienia. (Nigdy go nie odnaleziono. Domyślamy się jednak, co się z nim stało.) W tej sytuacji obaj rycerze - powołując się na swą niepiśmienność - również zrezygnowali z dalszej obrony swego bractwa. Komisja papieska pracowała jeszcze przeszło pół roku: do czerwca 1311 r. Przesłuchała w tym czasie 212 templariuszy spośród których jednakże tylko 87 gotowych było bronić swego zakonu. Pozostali już to odwoływali swą gotowość, już to wracali do swych poprzednich zeznań obciążających zakon, a nawet - wbrew protokołom - twierdzili, że nigdy nie chcieli być jego obrońcami. (Wielu z nich ubarwiało swe dawne, powtarzane teraz zeznania nowymi szczegółami: do nich należał Hugo de Narsac, który opowiedział komisji historię pokojowca Jakuba de Molaya, Jerzego, którego "w. mistrz bardzo kochał", kiedy paź ten utonął, sądzono, że była to boska zemsta za grzech sodomii). Jeden z zeznających, preceptor Lagny-le-Sec i Sommereux, Raul de Gizy, potwierdził oskarżenie zakonu, jakoby przywódcy - nie będący przecież kapłanami - udzielali templariuszom odpuszczenia nie wyznanych grzechów. Po zebraniu kapituły prowadzący ją miał - wprzód odmówiwszy przepisane modlitwy - stać przed klęczącymi braćmi i zwracać się do nich w następujących słowach: "Dobrzy panowie bracia, wszystko, co pominęliście w waszej spowiedzi ze względu na wstyd, jaki odczuliście, czy ze względu na sprawiedliwość tego domu, wybaczam wam z dobroci serca i woli. I Bóg, który wybaczył Marii Magdalenie jej grzechy, wybaczy i wam; i proszę was, byście prosili Boga, by wybaczył mi moje grzechy..." Jeśli znajdował się wśród obecnych kapłan, udzielał wszystkim rozgrzeszenia. Jeśli jednak go nie było, to prowadzący kapitułę stwierdzał, że: "Gdyby był tu kapłan, to udzieliłby wam absolucji..." ...tym samym zaś bezprawnie udzielał jej sam. Tenże Raul de Gizy miał - jak twierdził - należeć do tych templariuszy, którzy od dawna już (na długo przed ich aresztowaniem) interweniowali u różnych dygnitarzy zakonu w sprawie usunięcia z jego praktyk heretyckiej ceremonii przyjęcia nowych członków. |
Mimo załamania się zorganizowanej obrony zakonu, niekiedy jeszcze stawali przed komisją odważni templariusze podtrzymujący tezę o jego niewinności; do nich należało 14 rycerzy, którzy pojawili się przed komisarzami papieskimi 8 marca 1311 r. Jednakże strażnicy i siepacze królewscy zareagowali szybko. Spośród 5 innych templariuszy, którzy usiłowali bronić swego zakonu 22 marca, 3 pojawiło się w dwa dni później i odwołało swe zeznania, zarazem przyznając się do wszystkich zarzucanych zakonowi zbrodni. Zastraszenie, być może nawet tortury, spełniły swe zadanie. Profesor Jerzy Prokopiuk (ur.1931), filozof, religioznawca, gnostyk. Redaktor naczelny Gnosis. W roku 1999 ukazał się pierwszy tom jego esejów Labirynty herezji, w 2000 zaś - drugi: Ścieżki wtajemniczenia. Gnosis aeterna (jako pierwszy tom Biblioteki Gnosis). W 2001 roku trzeci tom: Nieba i piekła. |
Jerzy Prokopiuk |