Rodzinne spotkanie, czyli chlanie u brata Stradlina, pożyczanie Headlong rozwalonych glanów Kota w Glanach oraz pląsanie z Jaggerem
– Cieszysz się, że przyjechałam, prawda, braciszku? – Pass uśmiechnęła się lekko ironicznie do Izzy’iego.
– Cholernie, siostrzyczko, cholernie. – Brunet jak zawsze bez wyrazu zaciągnął się papierosem. – A kiedy dotrze tu reszta zza Oceanu?
– Kot w Glanach najpierw musi dotrzeć do Warszawy, stamtąd polecą z Headlong do Nowego Jorku, skąd razem z Rogerem przylecą tu.
– A Jack to co? – przypomniał się Slash.
C – Jack czeka na ciebie w monopolowym. Przy okazji sprawdź, czy Duff tam już czegoś nie skołował – powiedział Izzy.
– Przecież Duffy grzecznie czeka na wódkę od swojej kobiety. Dobra jest – pokiwał ochoczo głową Slash.
– Moja siostra czy polska wódka? – Steven jak zawsze suszył zęby.
– Popcorn, pilnuj ciastek! – ostrzegła Passion.
– Ach, te cholerne przygotowania do rodzinnych spotkań... – Axl nieco się zirytował.
– Wiemy, że nie możesz się doczekać, by popierdalać po ogródku z Kotem i rzucać glanami – wyszczerzył zęby Slash.
– Pomyśl tylko, czego nie może doczekać się Duff...
– Stevenku, czy ja pytam, co ty robisz z żoną? – McKagan, który właśnie wszedł do domu, zmrużył wzrok, patrząc na drugiego blondyna, który zrobił niewinną minę.
– Ej, chłopaki! Naprawdę proponuję wam tu wszystko ogarnąć. Duff, Steven, Kot i Headlong raczej nie będą za was sprzątać, więc zróbcie dobre wrażenie... – poradziła Pasyjka.
– Ha, ja przynajmniej potrafię w garnki tłuc, piec i gotować, a ty, Dufficzku? – wyszczerzył zęby Adler.
– W garnki tłuc też potrafię – burknął. – I drinki robić. I wszystko sam nagrać, jak cholerny Prince. I dowcipy opowiadać, i... I naleśniki też nauczę się robić!
– I umie włosy farbować – bardzo niespodziewanie z pomocą nadszedł Izzy „Whatever” Stradlin – Kotu się to przyda.
W końcu poddenerwowani Pass z Axlem rozdzielili wszystkim zadania, a dzięki znanemu wszystkim doskonale opanowaniu oraz cierpliwości Rose’a wszystko poszło gładko. Ciasta Stevena kusiły piękny zapachem równie mocno co Jack Daniel’s, przez co Slash prawie doświadczał rozdwojenia jaźni. Na szczęście uratował go w końcu huk otwieranych z glana (a właściwie z glanów) drzwi.
– Been dazed and confused for so long, it’s not true! – zawył Kot w Glanach.
– Wanted a woman, never bargained for you! – dokończyła Headlong.
Blondyni spojrzeli na siebie z przerażeniem w oczach i niepewnością. Czy mieli brać sobie do serca słowa piosenki Zeppelinów, śpiewanej przez ich kobiety?
– Moje Ciastko Rodzynkowe! – Basiście spadł kamień z serca, gdy jego Kot uwiesił mu się na szyi, stając na ulubionych kowbojkach w swoich ciężkich glanach.
– Mmm, mówiłem, że uwielbiam twój ciasteczkowy balsam?... – wymruczał.
Równie czule witali się Adlerowie skacząc w swych objęciach. Potem McKaganowa na chwilę wyrwała Headlong swego brata z objęć, po czym przybyszki powitały wszystkich po kolei: Passion, Axla, Izzy’iego i Slasha.
– A może dowiem się od was, gdzie jest Roger? – spojrzała na nie wyczekująco przyjaciółka.
– Czekaj, czekaj. Cholera, ale się zmęczyłam... – westchnął Kot. – Oczywiście miałyśmy zajebistego farta i spotkałyśmy w stolicy mojego byłego, pieprzonego pozera w glanach, słuchającego hip-hopu! – ze złością zaczęła rozwiązywać sznurówki. – Miałam rzucić go moimi starymi glanami, ale Headlong stwierdziła, że nie są jeszcze takie rozwalone i czerwone sznurówki są fajne, więc jej je pożyczyłam. I fajnie ten twój Londyn wygląda z góry. A widok nad oceanem... Ho, ho! No i NY! Wiedziałam, że warto kochać to miasto...
– A mój Roger Federer?!
– Tu jestem, moja droga. – Jak na zawołanie tenisista wkroczył do środka, z walizkami Headlong i Kota w Glanach w rękach. Wywołało to piękny uśmiech i lekki rumieniec na twarzy Pasyjki, a do tego podwyższyło walory estetyczne domu, choć nie brakowało w nim przystojniaków – bo wszyscy Gunsi byli zajebiście przystojni i nie trzeba tego tłumaczyć. Była panna Stradlin, obecna pani Federer była tak urzeczona obecnością swego ukochanego, iż postanowiła chwilowo opuścić towarzystwo wraz ze swym partnerem. Na szczęście wbrew pozorom Headlong, a tym bardziej Kot w Glanach nie były aż tak niecierpliwe (czy jakkolwiek to ująć) jak ich przyjaciółka, więc pozwoliły Slashowi szukać wódki w swoich walizkach, a same zaczęły testować wypieki swego jednoczesnego męża i brata.
– Mm, Steven, gdybyś już tego nie zrobiła, poprosiłabym cię, żebyś się ze mną ożenił... – Headlong delektowała się przysmakiem.
– Ej, to moje ukochane ciasto z migdałami! – miauknął Kot.
– A Ciastko Rodzynkowe to co? – Duff zrobił nadąsaną minę.
– Tego ciasteczka aż szkoda mi zjeść – wyszczerzyła prościutkie zęby.
– Ależ to słodkie. Whatever – skomentował inteligentnie Izzy.
– Za dużo cukru? – zmartwił się Popcorn.
– Za dużo rodzynek w tym ciastku – zachichotał Axl.
– Spadaj rudzielcu, rodzynki są super! – Kot przytulił się do basisty.
– Rudzielcu, tak? A na jaki kolor włosy farbujesz?!
– Na czerwony – powiedziała dumna z siebie.
Axl zaklął brzydko.
– Gdyby nie tamten ciul chuj wie skąd, to byłabyś wciąż moja!
– Jasne, wytrzymałaby z twoimi napadami furii i ciężką ręką.
– A ty, basisto, może masz delikatne rączki, co?
– ZNALAZŁEM WÓDKĘ! – Slash radośnie przerwał ich spór.
– Mówiłeś, że nudna.
– Ale ta jest kocio-queenowa!
– To ja polewam! – Pass wróciła ze swym Rogerem, oboje zarumienieni i rozgrzani, chociaż grzańca ani rumu nie mieli.
– Jasne, jasne, a potem nam filmy uszkadzasz tą swoją rakietą tenisową! Dziś ja polewam, na część drogiej koleżanki Olci o adekwatnym nazwisku! – sprzeciwił się Kot, a że był Kotem upartym jak osioł, postawił na swoim.
– I pourywa nam filmy za pomocą swoich glanów...
– Uważaj, te nowe mają po dwadzieścia sześć śrub w podeszwie. Axl, pożyczysz mi jeszcze swoje, prawda? – Zrobiła minę Kota w Butach ze Shreka w stronę wokalisty. Oczywiście była Kotem w Glanach, ale taka kruszyna w ciężkich butach i skórzanej kurtce też robiła dobre wrażenie.
– Jasne, o ile Stradliny ich nie zakopały w ogródku w strachu przed nami.
– Axl, moja najmilsza różyczko, ja się teraz nazywam FEDERER! – skorygowała go słodko Pass.
– Dobrze, nie krzycz, bo widzę, że faceta całkiem masz pod pantoflem. Czy tam obcasem. A nie, teraz to adidasem.
– Ej, rudy ogarnia nieźle! Poleję mu! Roger, pij, nie pierdol! – Kot wypełnił kieliszek do whisky po brzegi wódką i wepchnął Federerowi w dłoń. Towarzystwo wyczekująco na niego patrzyło, więc biedaczek pod presją jednym haustem opróżnił szkło.
– Whatever – skomentował dobitnie jego szwagier. I chuj, Izzy był obdarzony wrodzoną zajebistością, więc wiedział, co zrobić oraz błyskotliwie powiedzieć.
Po paru kolejkach Duff został gitarzystą, Izzy perkusistą, Axl basistą, Roger wokalistą, a Slash i Steven kelnerkami, co spotkało się z gorącą aprobatą pań. Właściwie mulat miał być striptizerką, ale blondyni zdecydowanie się temu sprzeciwili. Mimo tego wspaniale podrygiwał do piosenek, które grała reszta. Pan Federer zadziwił towarzystwo, grając na harmonijce w Cryin’ niczym sam Steven Tyler. Może tenisista nie miał tak fantastycznych ust jak wokalista Aerosmith, lecz liczył się gest. Poza tym nawet gdyby ktoś chciał powiedzieć na niego złe słowo, nie odważyłby się pod oczywistą groźbą dostania rakietą tenisową od jego małżonki.
Impreza trwała w najlepsze przez długi czas, ale Kot w Glanach jak to Kot w Glanach tudzież potencjalna pseudo-samobójczyni, tudzież potencjalny przyszły psycholog musiał się wyłamać i z zajebaną po kryjomu butelką Night Traina oraz słuchawkami w uszach z piosenką Bush Glycerine siąść na dachu i obijać go glanami. Oczywiście Kot w Glanach miał wyższe cele, jak na przykład przemyślanie pewnych spraw w ciszy. W końcu był Kotem w Glanach i aspołeczną mendą jak Izzy „whatever” Stradlin. Poza tym Kota cechowała lekka złośliwość, a czasem niewiara w siebie, na szczęście rzadziej niż Pasyjkę oraz Headlong, i myślał sobie, że nikt go nie będzie szukał i lubił się chować. Siedział więc tak sobie, machał nogami, jakby znów był małym, brzydkim kociątkiem, mającym w głowie zupełnie co innego. Cieszył się, że wszystko było jak było, lepiej niż w opisywanych przed niego historiach.
Po jakimś czasie Kot wrócił do salonu, gdzie zabawa trwała w najlepsze. Izzy cierpliwie próbował uczyć siostrę gry na perkusji, Headlong bazgrała wiecznym piórem dedykacje na muffinkach Stevena, Axl zachwycał się Chińską Demokracją przywiezioną ze Szwajcarii przed Rogera, z kolei Duff, Slash i... Mick Jagger (?!) pląsali radośnie do Moves Like Jagger. Popcorn oraz Roger trzymali się pod łokieć, kręcąc młynka jak w pogo. Kot w Glanach z błogim uśmiechem usiadł na pianinie Axla, wypełnił kieliszek do szampana winem i pijąc zdrowie swej najlepszej na świecie, pokręconej rodzinki, przyglądał się im wszystkim z rozrzewnieniem, dopóki Duff nie wziął jej na barana i nie zaczęli się ścigać z Adlerami oraz Federerami, potykając się o kamienie w ogródku, porozrzucane przez Rose’a w napadzie agresji. Wtedy wszyscy wiedzieli, że nie mogli trafić lepiej, niż na resztę tej cudacznej bandy.