Pora i czas ćwiczeń |
---|
Motto: Czuwajcie więc, bo nie Jezus |
---|
Niemal wszyscy nauczyciele uważają, że można praktykować medytację o każdej porze dnia, niemniej jednak najlepszą porą jest wczesny ranek lub wieczór, tuż przed snem. Co za tym przemawia ? Rankiem na ulicach jest bardzo mały ruch, a więc brak zewnętrznych czynników zakłócających medytację. Jest to szczególnie istotne dla tych, którzy mieszkają w mieście. Współmieszkańcy mieszkania czy domu również jeszcze nie przeszkadzają swoim krzątaniem się. Bardzo ważnym argumentem jest pusty żołądek. Organizm jest wtedy spokojniejszy i sprawia mniej kłopotów (dlatego też niewskazane jest aby medytować zaraz po posiłku; warto odczekać 2-3 godziny). Najistotniejszym jednak argumentem przemawiającym za brzaskiem jest fakt, że wschodzące słońce, szczególnie w momencie przecinania linii horyzontu, niesie ze sobą najwięcej energii, co sprzyja medytacji.
Wieczorem również medytuje się w ciszy i spokoju. Poza tym można płynnie przejść ze stanu medytacji do snu i niejako kontynuować ten pierwszy stan. Minusem wieczornych praktyk jest zmęczenie po całym dniu, które sprzyja ospałości i może powodować zasypianie.
Wielu nauczycieli poleca medytację zarówno rano jak i wieczorem. Niektóre medytacje można praktykować przez całą niemal dobę. Ignacy Loyola polecał nawet sesje o północy.
Najważniejszym jest, aby ćwiczenia odbywały się bardzo regularnie, najlepiej codziennie, i wytrwale. Wskazane jest żeby zachować stałą porę, zawsze o tej samej godzinie.
Początkujący narzekają często na brak czasu, który mogliby poświęcić praktyce medytacji. Wszyscy oni po prostu nie doświadczyli jeszcze jej stron dodatnich i stąd ich osąd. Gdy tylko zorientują się w korzyściach z tego płynących, zauważą, że czas poświęcony na medytację szybko się zwraca, np. skracając sen, sprawniej wykonując codzienne prace domowe itd. Od tego momentu nie będzie już problemu czasu, a jedynie chęci.
Rozpoczynamy praktykę od 5 minut i powoli zwiększamy czas aż do 30 minut. Nie dokonujemy tego zwyczajnie, taktycznie. Następuje to raczej samoczynnie. Początkowo więc wystarczy kilka minut, ale z czasem wewnętrznie zauważymy potrzebę przedłużenia czasu o kolejne minuty. I tak coraz bardziej.
Przyjmuje się, że 30 minut jest najoptymalniejszym czasem praktyki, gdyż nie stanowi dla ćwiczącego nadmiernego obciążenia, a zarazem wystarcza do zrealizowania tematu. Ale nie jest to sztywna granica. Jeżeli w trakcie medytacji czujemy chęć kontynuowania jej ponad ten czas, powinniśmy to zrobić. Nasze wewnętrzne pragnienie jest ważniejsze od jakichkolwiek ograniczeń. Zauważymy w pewnym momencie, że pragnienie to pojawia się coraz częściej. Oznacza to, że się zmieniamy i rozwijamy duchowo, a to jest widoczny i korzystny tego objaw. Im więcej medytujemy z naturalnej potrzeby, a nie z narzuconej sobie dyscypliny, tym lepiej.
Niektórzy polecają, aby niezależnie od codziennej praktyki, medytować raz w tygodniu przez czas dłuższy, np. 3 godziny.
Czy należy zakładać z góry czas trwania ćwiczenia? Myślę, że byłoby to bardzo sztuczne. Najlepiej zdać się na intuicję, na swojego opiekuna duchowego. Trwamy po prostu w medytacji i spontanicznie ją przerywamy. Są jednak wyjątki, np. gdy mamy ograniczony czas do dyspozycji (wówczas określamy, np. 10 minut) albo realizujemy w medytacji konkretny temat (praktykujemy go aż do zakończenia tematu). Podobnie w przypadku medytacji zbiorowej.
Medytacja, najogólniej rzecz ujmując, jest nawiązaniem trwałego kontaktu z Rzeczywistością. Czy wobec tego praktyka przez 30 minut każdego dnia jest celowa i wystarczająca? Jak najbardziej tak, ale po pewnym czasie zauważa się, że stan w jakim trwamy w ćwiczeniu, spokój w nim uzyskany, więź z Najwyższym, przenosimy do życia codziennego. Należy wówczas tak kierować swą normalną egzystencją, aby się wzajemnie uzupełniły z medytacją i pomagały sobie. Dlatego też wszędzie i zawsze należy szukać Boga, znajdować go w sobie i otoczeniu, w swoich myślach i uczuciach. Pomaga to w dostrojeniu się do wyższych wibracji świata duchowego, a to z kolei ułatwia codzienną praktykę medytacyjną. Zauważymy wtedy powolne zmiany w życiu. Zauważymy, że wszystko to co przenieśliśmy z medytacji trwa chwilę, kilka razy na dobę, z czasem pojawia się na coraz częściej i na coraz dłużej, by w końcu być nieodłącznym elementem dnia codziennego. Wówczas okazuje się, że medytacja nie kończy się wraz z otwarciem oczu, ale trwa dalej. W końcu będziemy w stanie medytacji przez cały czas, "24 godziny na dobę przez 365 dni każdego roku", jak to trafnie określił R.S.Mishra.
[... cięcie - reszta w oryginale ...]
Czy wtedy praktyka poranna, na siedząco przestaje być potrzebna ? Oczywiście, że nie, ale wtedy nabiera ona zupełnie innych wartości niż na początku. I jest nadal nieodzowna, ba, wręcz nie można sobie wyobrazić bez niej dnia.