Jak zepsuliśmy własne dzieci

Jak zepsuliśmy własne dzieci

Marta Piątkowska 18.01.2015

- Za to, co teraz dzieje się z osobami urodzonymi po 1990 r., w dużej mierze odpowiadają rodzice. Od pierwszych lat otaczają dzieci przesadną opieką - mówi dr Jan Czarzasty z Zakładu Socjologii Ekonomicznej SGH

Marta Piątkowska: Nie ma pan już dość rozmów na temat młodych? Ciągle tylko to bezrobocie, brak przyszłości, roszczeniowość, wadliwy system oświaty i bezpłatne staże.
Jan Czarzasty: Faktycznie, te dyskusje z czasem przybrały formę rytualną i powierzchowną, chociaż nie wszystko jeszcze zostało powiedziane.
Słucham, czego zabrakło?
- Na przykład tego, że w dużej mierze za to, co teraz dzieje się z osobami urodzonymi po roku 1990, odpowiadają rodzice. Jeżeli rozpatrywalibyśmy to w kategoriach winy, to oni najwięcej dorzucili do tego koszyczka.
W jaki sposób?
- Taki stan rzeczy nie jest zaskakujący, bo na Zachodzie przerobili to już dawno, więc nie ma się co przesadnie buntować czy bić w piersi. To cena dobrobytu i rozwoju społeczeństwa konsumpcyjnego. Dzisiaj posiadanie dziecka to projekt, a w projekt się inwestuje, o projekt się dba i czeka na zwrot.
To niestety w perspektywie znacznie ogranicza samodzielność młodych, bo od pierwszych lat są otoczeni przesadną opieką.
Jeszcze dekadę temu dzieciaki biegały do szkoły z kluczami do mieszkania zawieszonymi na szyi. Dzisiaj nawet 12-latkowie odbierani są przez opiekunów, chociaż mają do przejścia kilometr oświetlonym chodnikiem.
W szkołach nikogo już nie dziwi ochroniarz. Mieszkamy w zamkniętych osiedlach za szlabanami. Jaki to daje komunikat? Że świat to bardzo niebezpieczne miejsce. Ludzie są niebezpieczni. A skoro są niebezpieczni i potencjalnie źli, to w gruncie rzeczy lepiej się od nich separować i trzymać z grupą, do której dołączyliśmy na podstawie sztucznego podziału, jakim jest chociażby ta sama szkoła czy osiedle.
To źle?
- Tak, bo jako społeczeństwo zawsze byliśmy rozbici i jak widać - niespecjalnie staramy się coś w tym obszarze zmieniać. Polacy nie mają poczucia wspólnoty, narodem czujemy się dopiero w sytuacjach kryzysowych, ale na co dzień nie dostrzegamy wspólnych interesów. Niewiele da się zrobić dla ogółu, jeżeli każdy ciągnie w swoją stronę.
I młodzi już tacy są?
- W ich przypadku sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo to bardzo rozwarstwione pokolenie. Wytworzone podziały są silniejsze niż kiedykolwiek.
Mamy z jednej strony młodzież, której rodzice doskonale wykorzystali szanse, jakie niosły ze sobą przemiany gospodarcze w latach 90. To dzieciaki z tzw. dobrych domów, w których wykształceni rodzice od małego budowali ich kapitał kulturowy i społeczny. Oni bywali w muzeach, kinach i teatrach, czytali książki, jeździli za granicę. Mama i tata mają znajomych, którzy mogą ułatwić dostanie pracy czy ciekawego stażu. Ich strach przed światem i poczucie, że sukces to coś mitycznego, jest dużo mniejsze, bo w najbliższym otoczeniu mają osoby, które go odniosły.
Ta młodzież zazwyczaj mieszka w dużych miastach, dostaje się do renomowanych szkół i uczelni. Często na studia dzienne, które stały się ukrytą formą dofinansowania rodzin z klasy średniej, bo są bezpłatne. Podczas studiów mogą sobie pozwolić na wyjazd na Erasmusa albo bezpłatny staż, bo przecież nie muszą zarabiać na rachunki.
A kto jest po drugiej stronie?
- Dzieci z Polski B oraz przeciętnych domów, gdzie żadne z rodziców nie zrobiło kariery ani nie ma wykształcenia wyższego. Tam wciąż pokutuje głód sukcesu, któremu towarzyszy przekonanie, że w Polsce dobrze żyje się tylko tym, którzy mają znajomości.
W tych rodzinach nie ma kapitału finansowego, społecznego, czyli znajomości, albo kulturowego. Kto się obruszy w tym momencie, niech spróbuje sobie przypomnieć, jak wyglądają zbiory książek wśród jego rodziny i znajomych. To wciąż wiele mówi o domu.
W końcu dochodzimy do momentu, w którym okazuje się, że dla tej grupy młodych sukcesem staje się fakt w ogóle posiadania pracy. To, żeby była dobra, staje się wisienką na torcie.

Gdzie tu miejsce na ambicje?
- Są tępione przez poczucie bycia gorszym już na starcie.
Oczywiście, jeżeli spytamy studentów, to nikt nie powie wprost, że czuje się gorszy. Ale ich poczucie braku sprawiedliwości społecznej wyjdzie w drobnych sprawach. Chociażby wspomnianych wcześniej bezpłatnych stażach, które nie są osiągalne dla osób, które nie mogą sobie pozwolić na pracę za darmo albo za kilkaset złotych miesięcznie, bo umrą z głodu. Oni muszą iść do pracy, jakiejkolwiek, często w ogóle niezgodnej z kierunkiem edukacji.
W ten sposób mamy w tej samej grupie wiekowej dwa skrajne scenariusze, które siłą rzeczy wraz z nabywanym doświadczeniem zaczynają pasować do przekonań, jakie wynieśli z domu.
No dobrze, ale mimo wszystko, bez względu na to, w jakiej rodzinie przyszli na świat, idą na studia, bo chcą lepiej żyć.
- I tu też dotyka ich segregacja, bo część dostanie się na renomowane uczelnie państwowe, a pozostali zostaną skazani na wyższe szkoły tego i owego. Niby będą mieli tego magistra, ale niekoniecznie będzie on tyle wart, ile się spodziewali. Efekt jest taki, że inwestycja poniesiona w prywatne kształcenie nie każdemu się zwróci.
Smutne jest to, że część z nich doskonale zdaje sobie z tego sprawę od samego początku.
To po co idą na studia, zamiast nauczyć się zawodu, założyć firmę, godnie zarabiać? Tyle się mówi o zapotrzebowaniu na rzemieślników.
- Bo od małego robimy im pranie mózgu. My, czyli rodzice, społeczeństwo i szkoła. Dzisiejsze dzieciaki wychowywane są w stanie nieustającej konieczności podejmowania wyborów, których nie chcą i - co gorsza - do końca nie rozumieją. Zabawa zaczyna się już w podstawówce, którą do niedawna kończyliśmy, mając lat 14 lub 15. Teraz do gimnazjum idą 12-latkowie. I w tym momencie zaczyna się wyścig i dążenie do specjalizacji, czyli wybór profilowanej klasy. Pal licho, czy dziecko faktycznie lubi informatykę lub matematykę, ważne, że potem będzie miało szansę dostać się do dobrego liceum, potem na studia i do pracy.
Nie zawsze tak było?
- Przypomnijmy sobie własne dzieciństwo, a potem okres liceum i konieczność wybrania dalszej ścieżki edukacji. Niewiele osób ma konkretną wizję tego, co chce robić, w wieku 19 lat, ja sam takiej nie miałem, a życie w konieczności decydowania o tym małymi kroczkami na wczesnych etapach życia jest frustrujące.
Co gorsza, zewsząd docierają informacje, że po studiach nie ma pracy i w sumie nikt nie daje gwarancji, że nawet najlepsze decyzje i ciężka praca nad sobą kiedykolwiek się opłacą.
Mamy więc do czynienia z pokoleniem, które z każdej strony słyszy, że musi się starać i być najlepsze, ale w sumie nikt nie bierze odpowiedzialności za to, co mówi.
To może chociaż państwo ma na nich jakiś pomysł?
- Generalnie państwo na każdym kroku pokazuje im, że jest nieudolne. Młodzi są bardzo krytyczni. Widzą, że nie działa wymiar sprawiedliwości, sami doświadczają absurdów rozwiązań oświaty, czytają o służbie zdrowia czy Pendolino, które kupiliśmy za grube pieniądze, nie mając torów, po których mogłoby jeździć.
A podobno młodzi niczym się nie interesują.
- Swoją wiedzę o Polsce czerpią z internetu. Przebojem była minister Bieńkowska i jej: "Sorry, taki mamy klimat". To jest Polska, jaką znają.
Nic dziwnego, że powoli odcinają się od niej mentalnie. Traktują jak zdarzenie losowe, z którego łatwo się wypisać, bo samoloty do Londynu latają regularnie. Kwestia rozłąki z rodziną przestaje ich ograniczać.
Dodatkowy wątek. W toku socjalizacji Polacy obserwują np. w Wielkiej Brytanii, że wcale nie ma konieczności zajmowania się starymi rodzicami. Przecież, jeżeli dobrze zarabiają, mogą sfinansować im opiekę w domu spokojnej starości, gdzie będą pod stałą opieką i jeszcze wśród rówieśników, czyli nie będą samotni.
Do tej pory wydawało nam się to nie do pomyślenia, bo dla nas główną komórką społeczną jest rodzina. Nie widzimy podziałów klasowych, bo postrzegamy siebie poprzez najbliższe, hermetyczne środowisko.

Rodzina staje się kulą u nogi?
- Nie do końca, wciąż jest ważna i czujemy się za nią odpowiedzialni, ale zaczynamy przedkładać swoje dobro ponad konwenanse. Kalkulujemy, że jeżeli zamiast wracać do kraju, zostaniemy na emigracji, to w sumie wszystkim będzie wygodniej. Nam, bo nie będziemy się musieli zastanawiać nad tym, co włożyć do garnka, a rodzicom zapewnimy godne życie, bo dorzucimy im do emerytury.
Tak naprawdę cały czas rozmawiamy o pieniądzach.
- Bo stajemy się społeczeństwem coraz bardziej konsumpcyjnym, które sukces i pozycję określa przez mieć, a nie być. Jednak, co ciekawe, nawet jeżeli osobiście dobrze nam się wiedzie, postrzegamy się jako biedny naród. Wiecznie na dorobku. Przez zawirowania historyczne dopiero od niedawna zaczęliśmy coś dziedziczyć. I to nie wszyscy. To też rodzi poczucie żalu, bo w grupie rówieśników będą tacy, którzy dostaną mieszkanie po babci, i tacy, którzy będą się musieli zadłużyć na 30 lat.
Trawa u sąsiada już zawsze będzie bardziej zielona?
- Wyzbycie się poczucia bycia gorszym już na starcie to długotrwały proces, który będą musiały przechodzić kolejne pokolenia. Szansa na to, że kiedyś będzie lepiej, zależy w głównej mierze od zmniejszenia się nierówności społecznych, a te wciąż mamy na wysokim poziomie, co więcej, wiele wskazuje na to, że będą się jeszcze zwiększać. Jak bardzo, czas pokaże.
Nie brzmi to optymistycznie.
- Chce pani dobrych wiadomości? Proszę bardzo. Cieszy mnie, że młodzi coraz częściej nie patrzą na ludzi u władzy jak na naszych panów, tylko wynajętych przez społeczeństwo usługodawców. To przekonanie ciągle zbyt rzadko przeradza się w akcję, lecz ten nowy stan świadomości będzie oddziaływał coraz silniej, w miarę wchodzenia kolejnych roczników w dorosłość, bo za tym idzie nie tylko głosowanie, ale także czynne angażowanie się w życie publiczne ludzi z pokolenia potransformacyjnego. Ostatnie wybory samorządowe wyniosły do władzy trochę jego przedstawicieli niereprezentujących głównych partii - partyjniacy są na ogół zepsuci przez starszych i nie ma co wiązać z nimi nadmiernych nadziei - przyglądajmy się im uważnie, a nuż ich deklaracje wyborcze się zmaterializują. To byłby mały, ale ważny przełom w naszej kulturze politycznej.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jak chronić własne dziecko przed narkotykami
Jak zrobić własne blachy
poradnik jak sie robi dzieci
Jak mówić żeby dzieci się uczyły recenzja
Jak w przedszkolu zapoznać dzieci z ich prawami i obowiązkami
Doliński Jak sie u nas dzieci ?łość
Jak auditować własnego szefa, Jak auditować własnego szefa
Jak auditować własnego szefa, Jak auditować własnego szefa
Faber A I E Mazlish Jak Mówic Zeby Dzieci Nas Sluchaly
sposób na złość, Jak myśleć o własnej złości, Jak myśleć o własnej złości
Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały Jak słuchać żeby dzieci do nas mówiły recenzja
Jak dobrać buty dzieciom, Użyteczne, rozmiary butów
Jak wychowac gospodarne dzieci Wszystko o tym co powinny wiedziec i jak im to wytlumaczyc jawygo
Jak zabezpieczyć własne strony przed pobieraniem ich programami do ściągania całych witryn, PHP Skry
Jak bocian zachęci dzieci do sprzątania, Scenariusz sytuacji edukacyjnej
Jak zrobić własne lustro do przepowiadania i wróżb, Ezoteryka, Akcesoria i Podstawy
Szkoła dla rodzicó1-Jak mądrze chwalić dzieci, scenariusze, tematy dla rodziców

więcej podobnych podstron