Doceniać nie oceniać!

Doceniać nie oceniać! - numer: 1/2010

Witold Paprocki

Konkursy były dobre pięćdziesiąt lat temu, kiedy chodziło bardziej o to, by wskazać, kto gra czysto, równo i bez pomyłek – były to swego rodzaju zawody sportowe, pokazujące kto jest w stanie wystąpić na estradzie.

„Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, gdyż wiedza ma ograniczenia” – ta wypowiedź Alberta Einsteina stała się impulsem dla Dominika Połońskiego do stworzenia przedsięwzięcia nazwanego Kreatywnością Artystyczną Dziecka. Jego organizatorem jest Stowarzyszenie Promocji Kultury im. A. Tansmana kierowane przez Andrzeja Wendlanda. To właśnie on przed dwoma laty zwrócił się do Połońskiego z propozycją stworzenia dziecięcego odpowiednika sztandarowej imprezy stowarzyszenia, jaką jest ceniony w świecie Międzynarodowy Konkurs Indywidualności Muzycznych w Łodzi.

Dominik Połoński to jeden z najwybitniejszych polskich wiolonczelistów, odnoszący liczne sukcesy – niegdyś w prestiżowych konkursach, dziś na estradach koncertowych całego świata. Uczestnicząc w licznych zmaganiach wirtuozowskich doskonale poznał ich istotę, w tym także niebezpieczeństwo, jakie niesie w sobie konieczność poddania indywidualnej osobowości artysty zobiektywizowanej ocenie jury. Jego wątpliwości, co do słuszności takiego kierunku rozwoju artystycznego pogłębiły obserwacje współczesnego życia muzycznego, którego rytm, na poziomie edukacyjnym, wyznaczają niezliczone wręcz konkursy, konfrontacje i przesłuchania. Ów konkursowy świat wsysa młodych muzyków już od początku kształcenia, przyczyniając się do duszenia w nich kreatywności i indywidualizmu. Kiedy więc Andrzej Wendland wystąpił do niego z propozycją zorganizowania „Małego Tansmana”, zgodził się przyjąć funkcję kierowniczą, jednak pod warunkiem, że będzie to impreza zupełnie wyjątkowa – niekonkursowa.

Podpowiedzi Krystiana Zimermana

Rzecz rodziła się w toku długotrwałych przemyśleń i konsultacji, m.in. z Krystianem Zimermanem oraz niemieckim psychologiem, Martinem Bushem, a jej główną ideę można zawrzeć w myśli: doceniać – nie oceniać.

Wiosną 2009 roku do szkół, domów kultury oraz różnego rodzaju kółek artystycznych i zespołów dziecięcych w całym kraju, rozesłano informacje o planowanej imprezie. Do miejsc, w których wykazano zainteresowanie pomysłem, udali się przedstawiciele organizatorów na spotkanie i rozmowy ze wskazanymi dziećmi z grupy wiekowej 6–11 lat. W ich efekcie zaproszono do Łodzi 21 uczestników, którzy mieli za zadanie wykazać się szeroko rozumianą kreatywnością artystyczną. Na dzień przed finałem imprezy odbyły się warsztaty dla dzieci, prowadzone pod okiem Małgorzaty Kosiarek – znanej i cenionej animatorki pracy z najmłodszymi, a dla dorosłych dwa wykłady: prof. Marka Dyżewskiego, który mówił o autokreacji w szkołach muzycznych Yamahy, oraz dr Wigi Bednarkowej, której wystąpienie dotyczyło roli talentu i kreatywności w edukacji muzycznej XXI wieku.

Finał spotkania miał miejsce w Muzeum Historii Miasta Łodzi i przebiegał w niekonwencjonalny sposób. Uczestnicy, wprowadzeni wcześniej w istotę zabawy – gdyż do tego miało się wszystko sprowadzać – mieli za zadanie wyrazić artystycznie siebie za pomocą różnorodnych środków z dowolnej dziedziny sztuki: muzyki, plastyki, ruchu, tańca czy słowa. Inspiracją do twórczych działań miał być występ grającego na skrzypcach Jakuba Jakowicza oraz Bartosza Zajkowskiego, akompaniującego mu na fortepianie. Muzycy wykonali kilka popularnych, zaopatrzonych w obrazowe tytuły, utworów z gatunku miniatury instrumentalnej. Publiczność mogła przyglądać się poczynaniom młodych artystów, ale musiała to robić w taki sposób, by nie rozpraszać ich uwagi. Z tego samego powodu organizatorzy nie pozwolili na zbyt bliską obecność kamery ekipy telewizyjnej, umieszczając ją w bezpiecznej odległości.

Sytuacja wyglądała bardzo nietypowo: występowi skrzypcowo-fortepianowego duetu towarzyszyły najróżniejsze działania przemieszczającej się po całej sali dzieciarni. Większość młodych ludzi oddała się twórczości plastycznej, korzystając z zasobów sześciu pokaźnych pudeł z materiałami, i rozkładając swoje mini-pracownie na podłodze. Były również pląsy małych baletnic, do których chętnie dołączały taneczne amatorki, oraz dźwiękowe dopełnienia i dialogi młodych skrzypków i pianistów z dorosłymi artystami. Zaprezentowany został również stworzony na poczekaniu wiersz. Pomiędzy całą, mniej lub bardziej rozbrykaną gromadką, przechadzali się, podglądający efekty jej pracy, jurorzy: Wiga Bednarkowa (przewodnicząca), Włodzimierz Stelmaszczyk, Marek Dyżewski, Dominik Połoński oraz Jerzy Połoński, który jednocześnie, zastępując anonsowanego w programie Wojciecha Manna, poprowadził całe spotkanie.

Laureaci

Wszyscy uczestnicy finału zostali odpowiednio docenieni, zostając laureatami I spotkania Kreatywności Artystycznej Dziecka. Dzieci otrzymały stosowne dyplomy, nagrody rzeczowe oraz zaproszenie do udziału w warsztatach, podczas których będą mogły dalej rozwijać swe talenty. Czworo spośród laureatów nagrodzono w szczególny sposób dwuletnim mecenatem, pozwalającym na udział w wydarzeniach artystycznych odbywających się w prestiżowych instytucjach kulturalnych Europy, m. in. w Luwrze, Muzeum Prado, Filharmonii Berlińskiej czy Operze Mediolańskiej, a także umożliwiającym spotkania z wybitnymi postaciami ze świata sztuki.

Fot. Janusz Prajs

Nieodwracalne skutki porażki

Zmieniam swoje postrzeganie edukacji muzycznej w Polsce i dochodzę do wniosku,

że idzie ona w złym kierunku.

Wywiad z Dominikiem Połońskim

Analizując ideę spotkań Kreatywność Artystyczna Dziecka i wsłuchując się w pańskie wypowiedzi, związane z tym przedsięwzięciem, można wysnuć wniosek, że będąc zwycięzcą kilku prestiżowych konkursów muzycznych w kraju i za granicą, jest pan ich przeciwnikiem.

Obecnie zmieniam swoje postrzeganie edukacji muzycznej w Polsce i dochodzę do wniosku, że idzie ona w złym kierunku – właśnie ze względu na tę jej część, która jest związana z konkursami. Mój projekt nie jest jednak wyrazem sprzeciwu wobec takich imprez, lecz próbą stworzenia dla nich alternatywy. Ja generalnie nie wysyłam swoich uczniów na konkursy, gdyż uważam, że spłycają one osobowości ich uczestników – na konkursie trzeba zaprezentować się tak, by zadowolić całą komisję. W wyniku tego prezentacja musi być bardzo zunifikowana, uśredniona. Jeżeli mam zdolnego ucznia, który objawia mi swoją głęboką artystyczną osobowość, to ostatnią rzeczą, jaką bym zrobił, byłoby nakłanianie go do grania dla jurorów – tylko po to, by zaspokoić swoje lub jego ambicje. Trzeba także liczyć się z tym, że ewentualna porażka na konkursie może spowodować nieodwracalne skutki w psychice młodego człowieka, np. doprowadzić do tego, że zamknie się w sobie. Dla artysty oznacza to koniec kariery.

Czy jednak konkursy nie pomagają nam wyłuskać spośród tysięcy młodych artystów tych najzdolniejszych, najwartościowszych?

Konkursy były dobre pięćdziesiąt lat temu, kiedy chodziło bardziej o to, by wskazać, kto gra czysto, równo i bez pomyłek – były to swego rodzaju zawody sportowe, pokazujące kto jest w stanie wystąpić na estradzie. I tak rozumiany konkurs jestem w stanie zaakceptować. Dziś jednak mamy już tak wysoki poziom wykonawczy, że jurorzy zmuszeni są udzielać odpowiedzi na pytania w rodzaju: czy drzewo jest lepsze na obrazie Rembrandta czy Dalego? A na takie pytanie nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Gdy trzeba rozstrzygnąć wątpliwość, czy lepiej coś zagrać forte czy piano, komisja wybiera zwykle odpowiedź: mezzoforte. Jestem przeciwnikiem mezzoforte – uważam, że w prawdziwej sztuce ten stopień natężenia dynamiki dźwięku nie występuje. Talent młodych muzyków można wspierać w inny sposób, bez narażania ich na konkursowy stres i bez zmuszania ich do odrzucania indywidualnej wizji artystycznej.

Stąd też zapewne pomysł na zorganizowanie takiej imprezy, jaką jest Kreatywność Artystyczna Dziecka. Jak Pan ocenia pierwszą edycję tej inicjatywy jako jej pomysłodawca i główny realizator?

Uważam, że jest to najlepsza rzecz, jaką zrobiłem w życiu. Przypominam sobie twarze tych dzieci i myślę, że być może po raz pierwszy czuły się one w pełni dowartościowane i szczęśliwe. Ich mamy dzwoniły do mnie wzruszone trzy dni potem z informacją, że ich pociechy się zmieniły – częściej się do nich przytulają, są bardziej otwarte, chętniej się bawią i z dumą wpatrują w powieszone na ścianach dyplomy. Osiągnąłem więc to, czego pragnąłem – usatysfakcjonowane dzieci wróciły do swoich domów, są pełne energii i pragną dalej rozwijać swą kreatywność.

Czy formuła spotkań pana satysfakcjonuje, czy też będzie ona podlegać jakimś przeobrażeniom?

Generalnie satysfakcjonuje, tym bardziej, że były pewne trudne kwestie, które trzeba było sprawnie rozwiązać i wydaje mi się, że się to udało. Pierwszą, i zarazem największą trudnością, było dla mnie to, że spośród laureatów musi zostać wyłoniona grupa dzieci objętych szczególnym mecenatem. Trzeba to było zrobić tak, aby pozostałe z nich nie czuły się przegrane. Dlatego podczas finału nie honorowaliśmy wybranej czwórki w jakiś szczególny sposób, poprzestając na krótkiej informacji, która nie wzbudziła żadnych emocji wśród uczestników. Zdaję sobie sprawę, że niemożliwe jest całkowite odejście od formuły konkursu, ale chciałem, by dla uczestników była ona jak najmniej odczuwalna i zauważalna. Stwierdziliśmy natomiast, ja wespół z panem Dyżewskim, że impreza, również w jej finałowej odsłonie, powinna rozwijać się znacznie bardziej w stronę spotkań multidyscyplinarnych – tak, aby dzieci, które są mniej wrażliwe muzycznie, także mogły odnaleźć bliskie im źródło inspiracji.

A czy nie obawia się pan, że na etapie wstępnego wyboru dzieci dokonuje się jednak ich selekcja i dzielenie – tak, jak w konkursach – na wygranych i przegranych?

Ta kwestia jest często podejmowana w rozmowach ze mną. Chcę wyjaśnić, że nie ma żadnej konkursowej selekcji pomiędzy dziećmi – to byłoby całkowicie sprzeczne z ideą spotkań. Nasza metoda wyłaniania finalistów jest następująca: dyskretnie obserwujemy dzieci podczas zajęć w różnego rodzaju kółkach, odbywających się w domach kultury, szkołach czy innych instytucjach, i żadne z nich, poza tym jednym konkretnym, które wzbudza nasze zainteresowanie, nie wie, że taka obserwacja miała miejsce. Zaproszenie do wybranego dziecka i jego opiekunów kierowane jest więc poza zajęciami, w których uczestniczyliśmy. Oczywiście, aby móc dotrzeć do jak największej liczby miejsc w całym kraju, potrzebna jest duża grupa ludzi – w przyszłości będę więc szukał wolontariuszy, którzy, akceptując ideę przedsięwzięcia, włączą się w ten sposób w jego przygotowanie. Będziemy wykorzystywać ogólnie dostępne informacje oraz osobiste kontakty wszystkich ludzi zaangażowanych w projekt. Roześlemy także ponownie informacje do znanych nam miejsc, w których pracuje się z dziećmi, oczekując na odzew z ich strony. Jednakże, niestety, w wielu z takich miejsc nasza oferta przepada gdzieś w stosach zewsząd napływających papierów.

Pierwsza edycja spotkań nie zakończyła się podczas październikowego finału. Co dalej czeka laureatów?

Wszystkie dzieci będą zapraszane na warsztaty – najbliższe odbędą się w Łodzi, kolejne także w innych miastach. Laureaci wraz z opiekunami spędzą tam dwa dni. My pokryjemy wszystkie koszty związane z ich przyjazdem i pobytem. Chciałbym, aby łódzkie warsztaty poprowadziła Małgorzata Kosiarek, która jest w tej dziedzinie wybitnym specjalistą. Planujemy również spotkanie dzieci z artystą, który będzie z nimi rozmawiał pod kątem realizacji ich poszukiwań twórczych. Na koniec zamierzamy wspólnie wybrać się na koncert filharmoniczny. W miarę możliwości będziemy się także starać, aby cała grupa dzieci objętych mecenatem, każde z opiekunem, mogła wyjechać wraz ze mną, czy inną osobą ze stowarzyszenia do zagranicznego teatru, filharmonii czy muzeum. To niełatwe zadanie, gdyż oprócz biletów wstępu musimy im zapewnić środki pieniężne na podróż i opłacić ich pobyt na miejscu.

Większości z nas, dorosłych, niezwykle trudno będzie zmienić stereotypowy sposób myślenia o konkursach i zastąpić tą chęć wszechobecnego oceniania wszystkiego i wszystkich w kategoriach dobry-zły, akceptacją i zrozumieniem indywidualnego charakteru twórczości każdego człowieka. Tak długo, jak będę pełnił funkcję dyrektora artystycznego spotkań z Kreatywnością Artystyczną Dziecka, postaram się, by dzieci, zwłaszcza te najmłodsze, biorące udział w spotkaniach, zostały ocalone przed atmosferą konkursomanii. Będę zabiegał o to, by zaprzestano zmuszania dzieci do uczestnictwa w konkursach (tak, zmuszania, ponieważ dzieci nienawidzą konkursów i z własnej woli rzadko przystępują do współzawodnictwa), by nie pokazywano im drogi do sukcesu poprzez udział w wyścigu szczurów. Postaram się, by talenty i kreatywność początkujących artystów rozwijały się w poczuciu pełnej akceptacji, przy bezcennym wsparciu naszego mecenatu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nie oceniaj kobiety WIERSZ
Nie oceniaj mnie po wyglądzie
Jedenaste przykazanie nie oceniaj
Nie oceniaj
Biomchanika, nie wiem, Możliwości dynamiczne układu ruchu człowieka mogą być oceniane przez rozpatry
09. Ocenianie - nie opracowane, Pedagogika, podstawy prawne i organizacyjne oswiaty
za co powinniśmy być wdzięczni choć czasem tego nie doceniamy
ocenianie
1 Nie będziesz miał cudzych bogów przede Mną
CHCESZ SIĘ ODCHUDZIĆ TO NIE OGLĄDAJ TEGO !!!!!!!!!!
Choćby figi nie zakwitły
pieniadze nie sa wszystkim
higiena to nie tylko czystośc ciała
konsekwencje nie uchwalenia planu
OCENIANIE I SPOSTRZEGANIE LUDZI

więcej podobnych podstron