(1959) Twórczość nr 7: "Nowa miłość" - Jerzy Kwiatkowski |
---|
Halina Poświatowska: "Hymn bałwochwalczy". Kraków 1958. Wydawnictwo Literackie; str. 88. Poezja Haliny Poświatowskiej jest ziemska, nie niebieska, jest poddana, nie suwerenna. Żyje ziemskimi pokarmami, sądzę, że nie mogłaby się bez nich obejść. Istnieją poeci, którym można odebrać wszystko. Spróbujcie Poświatowskiej odebrać miłość. Obsesje tworzą poetów. (Jeśli godzi się uczucie tak piękne i powszechne nazywać obsesją.) W "Hymnie bałwochwalczym" proces ów wprost widać. Widać, jak poetka odrzuca słowa i pomysły świadczące przeciwko niej; widać, jak się zmienia, pogłębia, dojrzewa. Jak odrzuca pisarską naiwność i dąży ku pierwszym stopniom poetyckiej dojrzałości. Widać, gdyż ślady tego rozwoju pozostały w tomiku. W słowach o Wenus, co piersi miała takie że tylko stać i wyć z zachwytu do chmur (str. 47) o wietrze, który był szatanem śpiewał o cudzie krążącej krwi (str. 56) o nieszczęsnej Ninie, która taką piękną ma szyję takie nogi jak słowa refrenu je t'aime (str. 10) W słowach o ulicy "pijanej wiatrem", o śmiechu "szalonym", o tle "kolorowo drapieżnym". Na początku nie było zatem słowa, było tylko jego poszukiwanie, szybkie i gorączkowe. Treści, które należało wypowiedzieć, nie chciały bowiem czekać, musiały zostać wypowiedziane natychmiast. Jak, w jaki sposób? Gdzie znaleźć patrona, wzór, nauczyciela? Patron taki od lat kilkunastu istnieje. Patron wszystkich spragnionych formy, łaknących stylu, święty Tadeusz Różewicz. Oto litania do niego: Jestem Julią mam lat 23 dotknęłam kiedyś miłości miała smak gorzki jak filiżanka ciemnej kawy (str. 35) "Mam dwadzieścia cztery lata / ocalałem / / prowadzony na rzeź" (Różewicz). ,,Mam dwadzieścia cztery lata / przeżyłem najokropniejszą z wojen" (Drozdowski)... W ten sposób droga została odnaleziona, szkoła - wybrana, co więcej: warunki przyjęcia - spełnione. Gdyż, podobnie jak Różewicz, i Poświatowska może powiedzieć: tam gdzie trzeba krzyczeć mówię szeptem W tej chwili praca dyplomowa leży przed nami. Że w tej, a nie innej pracowni została napisana - nie trudno stwierdzić. Kto nie chce tu poprzestać na poznaniu intuicyjnym, ten z łatwością skompletuje sobie mały katalog wtórnych chwytów i schematów, takich jak paralelizm retoryczny, nadużywanie paralaksy, introdukcyjna funkcja czasownika (1). Uwzględniwszy melodię wersyfikacyjną i - dominującą tu - postawę behawiorystyczną, nie trudno otrzymać ilość punktów wystarczającą na to, by wykres "Hymnu bałwochwalczego" wiernie upodobnił się do zarysu poezji autora "Niepokoju". Krytyk Poświatowskiej znajduje się jednak w o wiele szczęśliwszym położeniu niż krytyk jej braci i sióstr w Różewiczu. Stwierdzenie szkolnej przynależności nie zamyka tu bowiem opisu lecz otwiera go. Gdyż: w ramy poetyki ustalonej, istniejącej już - dostaje się nowa obsesja, nowy temat. Wydaje się rzeczą jasną, że, wcześniej czy później, ramy te musi przekształcić uregulowany brzeg - wymodelować po swojemu. Tymczasem: mieści się w nich z pożytkiem dla poezji. Erotyka Poświatowskiej przynosi bowiem pewne novum, stanowi - skromne jeszcze, niewątpliwe jednak - poszerzenie granic, jakich temat ten dotychczas w poezji polskiej nie przekraczał. Śmiałość - wydaje się niekiedy cnotą pozaestetyczną. Zapewne. Jeśli jednak cnoty estetyczne nie towarzyszą jej - powstają wtedy wiersze w rodzaju tych, jakie niedawno z uczuciem pewnego przestrachu czytaliśmy w tomie innej poetki. Poświatowska jest taktowną bałwochwalczynią Erosa. Nie waha się pisać o cielesnej istocie miłości, nie lęka się tematu ciała. Kobieta patrząca z zachwytem na swoje odbicie w lustrze, archipelag wiersza "W zmrużeniu powiek", przejrzysta metaforyka "Wiśni i świerku", świadectwo wiedzy o cynizmie ("Wieczorny finał") - śmiałości takiej nie było nawet u Pawlikowskiej. Lecz śmiałość owa nie przekracza nigdy granic taktu: nie ma w niej nic żenującego czy ryzykownego. Efekt ten Poświatowska osiąga w znacznej mierze dzięki różewiczowskiej poetyce, zmuszającej do dyskrecji, do ściszenia głosu. Jednak nie tylko dzięki poetyce. Poezja Poświatowskiej jest ziemska, nie niebieska. Dotyczy spraw, którym żaden człowiek nie jest obcy; mówi o nich w sposób prosty, bezpośredni, komunikatywny. Jej ambicją nie jest odkrywanie nowych światów, nowego widzenia poetyckiego, nowych skojarzeń; jej ambicją jest stworzenie nowej konwencji, nowego językowego kanonu dla erotycznych przeżyć współczesnego człowieka, współczesnej kobiety. W ambicji tej kryje się niemała szansa: ileż ludzi czeka na poezję miłosną, dziś - nie istniejącą niemal, ileż czeka na właściwą formułę własnego wzruszenia. Dokonujące się przemiany obyczajowe wymagają dokonania się przemian poetyckich, stwarzają konkretne zapotrzebowanie na poetycki listownik miłosny pokolenia. A że w wierszach Poświatowskiej zarysowują się możliwości spełnienia tych pragnień - świadczy choćby entuzjastyczna impresja Stanisława Grochowiaka ("Współczesność", 1959, Nr 5), który - będąc przedstawicielem tej samej generacji - stanowi tu tak zwany czynnik miarodajny. O świadectwie tym, choć jednostkowym, warto pamiętać, gdyż odpowiedź Poświatowskiej na ankietę zatytułowaną "Erotyzm młodego pokolenia" nie we wszystkich punktach zgadza się z odpowiedziami, które czytaliśmy dotychczas. Na ich tle "Hymn bałwochwalczy" wyróżnia się czystością tonu, powagą i autentycznością przeżycia. Słowo erotyzm zostało tu bowiem użyte na zasadzie określenia dyskretnego. "Hymn bałwochwalczy" można nazwać poezją sexu czy poezją erotyzmu - oczywiście. W gruncie rzeczy jest to jednak poezja tak zwanej "wielkiej miłości": żarliwej, nie uznającej kompromisów, totalnej. Miłości, która staje się miarą świata, która staje się imperatywem moralnym, narzuca bowiem całości ludzkiej psychiki swoją żarliwość i bezkompromisowość. I dlatego - tak blisko jej do spraw ostatecznych ("Dysonans", "Ona jest z nami") i do ostatecznych rozstrzygnięć ("Przypominam"). Stąd - "ów ideał kalso, k'agatos", zjawiający się w wierszu "Przechodzili koło mnie". Taktem, kulturą erotyki Poświatowskiej jest jej kult miłości. Uczucie to stanowi w tej poezji próbę człowieczeństwa. Nie zna wstydu ciała; nie zna fałszu. Jest znów, jak było u Baczyńskiego, jak jest u Herberta - sprawą wierności. Bez głosu Poświatowskiej literatura młodego pokolenia byłaby niepełna. I - chyba - nieprawdziwa. 1 - Ulubiony chwyt Rózewicza: otwieranie wiersza formą czasownikową, silnie wyeksponowana - utrzymuje się jednak u tego poety w proporcjach umiarkowanych: "Niepokój" - 40:14; "Czerwona rękawiczka" - 34:10. U Poświatowskiej stosunek ten nieco wzrasta: na 68 wierszy tomiku forma czasownikowa otwiera się - 26. Dla porównania: w równocześnie wydanych "Wierszach" Teresy Socha-Lisowskiej ten sam stosunek wyraża się cyframi 44:3. |
---|
(1994) Twórczość: "Erotyczna wyobraźnia Haliny Poświatowskiej" - Iwona Misiak |
---|
W świecie Poświatowskiej prawa wyznacza kobieta. Natura jest kobietą. Cień jest kobietą. Odbicie w lustrze przedstawia kobiece ciało kochane przez patrzącą na siebie. W wierszach Poświatowskiej jest więcej miłości niż seksu, naiwności niż namiętności. Kobieta ciągle jest sama i ciągle tęskni do ciała. Do ciepła, które można przytulić. Ta poezja to wyczekiwanie. Nieustanne wyobrażanie sobie spełniającego się pożądania. Lustro powtarza obraz ciała, piersi, brzucha, ud. Patrzenie na swoje nagie odbicie, dotykanie napiętej skóry, samotność przed lustrem to już nie tylko pragnienie seksu, lecz uwielbienie własnego ciała. Możliwość obdarzenia go pieszczotą. Spoglądanie w lustro, kochanie się poprzez patrzenie symbolizuje miłość homoseksualną. Poezja Poświatowskiej jest w kolorze fioletowym. Kolor ten powstaje z połączenia błękitu i czerwieni, duchowości i zmysłowości. Złączenie sugeruje równowagę między niebem a ziemią, dniem i nocą, lecz chociaż w tej poezji przenikają się siły wody i słońca, żeńskości i męskości, to jednak między elementami nie zostaje osiągnięta równowaga. Fiolet należy do nocy, która także jest kobietą. Fiolet to kolor żałoby w Egipcie i kolor szat w chrześcijańskiej liturgii za zmarłych. Kolor ten czasem łączy się z chorobą. Kolor fioletowy jest w końcu jednym z ważnych znaków przynależnych do feministek. W twórczości Poświatowskiej w związku z miłością pojawia się śmierć, śmierć w wyniku choroby i samobójstwo. Za każdym razem jest celebrowana. I choć często kult samobójstwa ma niewiele wspólnego z rzeczywistą śmiercią, to w tym wypadku jest bardzo ważnym tematem - Poświatowska pisze o śmierci w "Opowieści dla przyjaciela". "Będę mówić, przyjacielu. Najchętniej milczałabym, ale milczenie nie jest żadnym rozwiązaniem, milczenie nie wyjaśnia nic. A ja usiłuję wciąż na nowo wyjaśnić sobie i tobie, że to co uczyniłam, nie było zdradą. Nawet wtedy, gdy zapragnęłam umrzeć, nie popełniłam zdrady i nie zawiodłam twojej wiary we mnie". Korespondencja Poświatowskiej z przyjacielem, Ireneuszem Morawskim, na podstawie której powstała powieść, urwała się na skutek zdrady. Poświatowska nie uznaje samobójstwa za zdradę, dlatego pisze, że nie popełniła zdrady, usiłowała popełniać samobójstwa. Ukazała się, jak dotąd jedna jedyna, biografia Haliny Poświatowskiej pióra Małgorzaty Szułczyńskiej pod tytułem "Nie popełniłam zdrady". Szułczyńska mając do wyboru trzy możliwości: być wierną matce i siostrze Poświatowskiej, być wierną sobie, wierną Poświatowskiej, wybiera pierwszą możliwość. Powstała patetyczna i nierzetelna biografia, pełna pustych miejsc i niedopowiedzeń. Napisana w osobliwym stylu. Szułczyńska popada w śmieszności językowe łącząc swoje słowa z urywkami prozy, wierszy i listów Poświatowskiej. Szułczyńska opisuje Nowy Jork w sposób pretensjonalny, lecz nie waha się pisać o mieście, którego w ogóle nie zna. Sama Poświatowska naszkicowana przez autorkę książki wydaje się być osobą niezrównoważoną. Szułczyńska ciągle zaprzecza sama sobie. Wycofuje się z własnych stwierdzeń. Właściwie głównymi bohaterkami tej biografii są pani Mygowa i pani Porębska, matka i siostra Haliny Poświatowskiej. Poświatowska nie pomyliła butelek cardiamidu i jodyny, jak twierdzi Szułczyńska, bo trudno się pomylić. Zwątpienia i samobójstwa nie są gorszą czy bardziej wstydliwą stroną śmierci. "Te chwile pełne wielkiego bólu i wielkiej miłości świadczą za mną. Ten gest, moje ręce sięgające po słoik z lekarstwami, pusty słoik, który potoczył się na podłogę i tam już został, oczekiwanie na ulgę, która nie przyszła... Wszystko należy do życia, także i śmierć". W "Opowieści dla przyjaciela" Poświatowska bardzo dokładnie, w sposób niemal kliniczny opisuje umieranie. Skupia uwagę na śmierci pacjentów szpitala, w którym sama przebywa, codzienne badania, obchody, oczekiwanie na operację, chwile półsnu i zgon. Poprzez te opisy przygląda się własnej chorobie i nadziei. Strach, ironia i samobójstwo przenikają w rytm jej wierszy. Śmierć pojawia się w pobliżu łóżka, w stercie poduszek. Jest w kolorze białym, jak zwykle śmierć. Czas dzielony i odmierzany od jednej śmierci do następnej zapełnia dni. Śmierć jest powolnym znikaniem oddechu. "Obłoczek", jak pisze Poświatowska, rodzący się w głębi płuc, przedostaje się przez arterie szyi. Osiada na wargach. W tym miejscu się rozpływa. Śmierć śpi w żywym, ciepłym ciele, nie może być rozpatrywana inaczej jak w związku z miłością. W wierszu "Julia" triada miłość-czas-śmierć nie ulega rozerwaniu, nic nie rozłącza kochanków, a czas tylko wpływa na przypomnienie miłości tej samej od wieków. We wnętrzu drzewa i kwiatu Poświatowska spostrzega kobietę jako część natury. Ciało kobiece wypełnia rozrastające się w środku drzewo. Ciało zmienia się w ciepły kamień. (Staje się rzeźbą). Ciała młodych dziewczyn są jak kwiaty lotosu. nad brzegiem Gangesu rozkwita kwiat lotosu delikatny z pierza i mięsa moje ostre pragnienie pochyla nad nim ramiona z pierza i z mięsa wiatr rzeźbi hinduskie dziewczyny więc zastygają w uśmiechu kwiat lotosu otwiera pióra ulatuje w północne niebo smugą złota strach nade mną świeci ("... nad brzegiem Gangesu") Lotos: dwa lejkowate liście lekko unoszące się nad powierzchnią płytkiej wody. Kielich otwiera się do słońca, z nastaniem nocy kuli płatki i głęboko zanurza się w wodzie. Indyjskie lilie wodne są czerwone. Kwiat symbolizuje seks kobiety. Lotos to vagina. Moment patrzenia na kwiaty wodne wypełnia się zmysłowością. Wiersz Poświatowskiej jest "ostrym pragnieniem" dotykania i kochania. Pisze o ciele, delikatnie, ale w kruchości liści dostrzega mięso. Wizja kwiatu odlatującego w niebo, w obszar światła, to chęć wyrwania i przywłaszczenia sobie lotosu - kobiety. Latanie wiąże się z przeżywaniem miłości fizycznej. Lot w "północne niebo" kojarzy się z zimnem, ogromnym dystansem nie do przebycia. Lęk objawiający się w zakończeniu wiersza łączy się z nie spełnionym do końca pożądaniem, poczuciem utraty. Może być śladem poczucia winy. Namiętność porównywana jest do drzewa, które rośnie wewnątrz ciała, do rozkwitającego tam kolczastego krzaku głogu. Metaforyka i porównania przywodzą na myśl znoszenie dużego bólu. W środku mnie rozrasta się drzewo gałęzie ciasno przylegają do moich żył korzenie krew moją piją brunatnieją zaschłe usta moje w środku mnie panoszy się głód jak żołnierz pośród zdobytego miasta dzień jest biały jak rozżarzona krew bez horyzontu na którym mogłabym postawić swoją miłość powiedzieć żyj ("... w środku mnie") Wiersz jest prośbą, a właściwie żądaniem kochania się. To chęć zdobycia siłą miłości i narzucenia jej własnej woli. Drzewo wolno wypełnia wnętrze ciała, żywi się krwią. Wdziera się w najmniejszy zakamarek i zakręty żył. Ciało rozpala się i upodabnia do białego jak słońce dnia na bezkresnej pustyni, do miejsca gdzie wysycha życie i niepowstrzymanie rośnie pragnienie. Tutaj miłość nie ma podstaw, aby istnieć. W innym wierszu, napisanym w formie modlitwy do zieleni, pojawia się znów motyw drzewa. Prośba kierowana jest do korzeni, "żeby tkliwie objęły nagie ramiona". Szkielet zamieszkują zielone żuki, które uosabiają słońce, czyli nieśmiertelność. Drzewo, alegoria kobiety i przemijania, tak naprawdę nie ulega czasowi. Zieleń to niezniszczalność. Drzewa w wyobraźni Poświatowskiej są kobietami. Czuje żal, że nikt nie nazywa ich imionami, "nigdy nie spotkałam drzewa Sybilli, drzewa Judyty, drzewa Salome". Nikt nie pyta o imiona kwiatów. Natura to ośrodek aktywności i tworzenia, podobnie kobieta, bo pomiędzy nią a przyrodą Poświatowska stawia znak równości. Natura i ciało kobiety przenikają się, co przypomina akt seksualny. Mądrość ziemi staje się udziałem kobiety, dzieli je jedno, ograniczoność czasu ludzkiego, wieczność przyrody. Ubywanie z siebie i przechodzenie swoim ciałem w cielesność natury to jednocześnie uznawanie siły ziemi, uległość i zgoda na zniknięcie. Pragnienie erotyczne staje się także mistycznym, jest jakby wznoszeniem się przeciw sile ciążenia, wstępowaniem i rozpływaniem się w polu dużej mocy. Jest to ruch drzewa w górę i ruch korzeni o przeciwnym wektorze, do dołu. witaj na wielkim morzu granatowa przestrzeń uległa tobie szepcze zbielałymi ustami pian witaj ziemio przyszłam się paść przyszłam żeby zgarniać moim ciałem twoją mądrość rozkwitu przyszłam żeby odchodzić ("... mówię jej dzień dobry") Jeden ze swoich utworów Poświatowska rozpoczyna słowami zachwytu "jaki to piękny szkielet" i puentuje uwagą o jego kruchości. Gdyby jednak przycisnąć usta, szkielet odpowiedziałby pocałunkiem, lecz częściej łączy się pod ziemią z korzeniami drzew niż ustami żywych. Poświatowska pisze niewiele o konstrukcjach kości i elastycznych włókien, bo pisze o ciele. Jest dla niej "miękkim, fosforyzującym wnętrzem", "pulsującą ziemią", "skupioną brunatnością", czasem głuchym, spękanym gruntem. Jak trawa w powierzchnię ziemi wplątane są pocałunki. Świat pulsuje w rytmie ciała, ciało wykonuje ruchy ziemi, dwa tętna zlewają się w jedno. Niekiedy wnętrze ciała jest ogrodem albo łąką. Bywa też hesperyjską różą, której wzrost dławi krtań, hamuje oddech. Kolce i ciernie ranią skórę oraz tkankę. Seks kobiety to wnętrze kwiatu, zalążek, nabrzmiały owoc dyni, "kosmaty, rozkrojony owoc nocy". Soczysty i słodki miąższ. Kojarzy się jej z futrem zwierzęcia, mięsistością liści, kwiatów i owoców. Jestem z "pierza i mięsa, gęstej tkanki ziemi", pisze Poświatowska. Kobieta to połączenie wolności, elementu powietrza (ptak, skrzydło) i mięsa, nieobłaskawionej siły biologicznej. Ziemia i woda patrzą oczyma kobiety, uśmiechają się jej ustami, bo kobieta nie jest w świecie Poświatowskiej osamotniona (choć sama), z nią jest i w niej się chowa cała natura. Kiedy Poświatowska szkicuje portret dziewanny, to widzimy zmysłowy rysunek smukłej, giętkiej dziewczyny. W tej poezji ciągle powracają opisy piersi. Dla Poświatowskiej są przedmiotem kultu. Centrum uwagi i podniecenia. Bywają dwiema połowami ziemi, domem. Piersi czekają na dotyk rąk. W jej wierszu o Wenus, pięknej jak zielono żyłkowany alabaster, bogowie podziwiają nie głowę, nie usta, ale nabrzmiałe piersi Wenus. "Piersi - właśnie piersi miała takie, że tylko stać i wyć z zachwytu do chmur, były jak bratnie księżyce odkradzione niebu Saturna, owalne - uniesione w górę". Piersi oczekują pieszczoty, "ale w świecie Poświatowskiej spełnienie pragnienia nie jest możliwe. Pojawia się chęć ucieczki od ciała i przeistoczenia się w manekin. "Manekiny mają puste piersi". Brak pożądania. "Jestem wspaniałym, elastycznym manekinem", kończy ten wiersz Poświatowska. Ciało podzielone Pragnienia nie można oszukać, znika na powrót w ciele, odbijając się w lustrze, spod konwencjonalnego opisu miłości wyłania się wtedy homoerotyzm i ból, dręczenie i kawałkowanie własnego ciała. Kochanie swojego ciała, seksualne marzenia, masturbacja mieszają się z obrazami tortur. W pewnym momencie pojawia się chęć ukarania ciała. W wyobraźni Poświatowskiej miłość nie jest oddzielona od umierania, namiętność od cierpienia. Zjawia się śmierć. Ciało dzielone na części. Miłość porównywana zostaje do głowy topielicy i zwłok Ofelii dryfujących w rzece. W liryce Poświatowskiej seks łączy się z bólem, który zwiększa intensywność doznań. Seks wywołuje poczucie winy, gdyż nie jest wskazany ze względu na chorobę serca. W tej poezji jest tylko jedna osoba, która zadaje oraz przyjmuje ból psychiczny i fizyczny. "Wiedza jest w naszych ramionach, zbawienie jest w słodkim mięsie", czyli wiedzą i łaską, według Poświatowskiej, rozporządza kobieta. Nie powinna się wstydzić bliskości marzeń i rozpusty. Seksualne cierpienie oczyszcza. Ręce, piersi, brzuch wydają się żyć oddzielnym życiem i odmiennie ulegać pragnieniom. W miarę gdy pożądanie rośnie i fantazje przybierają na sile, ciepło przenika od palców do piersi i ud. W tym czasie ciało jest brutalnie dzielone na części. sekuję moje ciało wszystkie wnętrzności wyjmuję i oglądam oddzielnie układam pragnienie tęsknotę ból ("...codziennie sekuję") Z seksualnych marzeń i z tęsknoty do innego ciała wypływa chęć kochania osoby zamienionej w drzewo i w szybę. Wtedy językiem można podrażnić "dzwoniące jestem", a nieruchome drzewo, chłodna szyba nie stawią oporu, poddadzą się jak niewolnicy. Poświatowska zastępuje tęsknotę działaniem, które ma uspokoić zmysły. Kiedy pisze o cierpieniach św. Erazma, o torturowanym ciele męczennika, w którym każde ścięgno podciągnięto do granicy bólu, zaskakująco stwierdza, że właśnie ciało jest najpiękniejszym z narzędzi tortur. Ciało, które siebie rani, zadaje ból, czysty i płaski jak lustro. Można w nim się przeglądnąć i ujrzeć swoją najprawdziwszą twarz. W wyobraźni Poświatowskiej oprócz brutalności i pożądliwości są ogromne pokłady delikatności. Dość często w jej wierszach pojawiają się dwa owady, motyl i pszczoła. Poświatowska napisała dwa utwory, dwie rozmowy. Pierwsza rozpoczyna się spotkaniem motyla, który zamyka w skrzydłach "niebieskookie słońce". Bez niego las byłby ciemniejszy. Symbolikę motyla sugeruje już jego grecka nazwa - psyche. Motyl jest cząstką jasności. W rozmowie przebija lęk, czy związek motyla i kobiety jest wystarczająco mocny, wokół panuje ciemność, zabłąkany motyl przysiadł w niej tylko na chwilę. Pszczoła, eteryczne, czyste stworzenie, także przedstawia duszę. Poświatowska nazywa ją "tańczącą drobiną pyłu", "wiecznym brzękiem", "cząstką zielonego plastra". W brunatnych plastrach książek słychać brzęczenie słów, ponad którymi pracowicie uwijają się pszczoły, jak poeci. "Miód to jest życie". Poświatowska pragnęła zamieszkać w ciepłym, złotym plastrze miodu, ukryć się tam z obawy przed czasem. Ubywanie ze świata "Czas jest przezroczystą perłą wypełnioną oddechem". Czas jest twardą perłą, skrystalizowaną odrobiną piasku. W dotyku stawia opór, niewielka, wyślizguje się z dłoni. Przechowuje we wnętrzu oddech - stan skupienia czasu ulotny jak powietrze. Jej krągłość przypomina wieczność. Perła jest peryfrazą płaczu, morza i kobiety, powstała z połączenia dwóch żeńskich sił: księżyca i wody. Jest symbolem chwili i w związku z tym naprowadza na inny aspekt w poezji Poświatowskiej, na ubywanie z rzeczywistości, które ma tutaj nieodwołalny charakter i nie jest nieoczekiwane. Trudno wytrzymać nacisk czasu, choroby, pustki, dlatego w jej wierszach pojawia się czas zatrzymany, chwile istniejące niezwykle krótko, ale skrystalizowane, nasycone zmysłowością. Pragnienia, ciała, formy rodzą się i giną. Czas jest oczekiwaniem na miłość i cud. Tekst wchłania okruchy czasu i przedłuża ich trwanie. Słowo staje się mleczną osłoną chroniącą w środku oddech, czyli poezję. Walka z czasem wygląda rozmaicie. Poświatowska wchodzi w śmierć - w wielką, białą przestrzeń bez linii horyzontu - jej skóra nabiera przejrzystości i przypomina strukturę papieru. Stopy nie zostawiają śladu cienia na śniegu. Miłość rośnie do wymiaru czworokąta papieru, podobnie serce piszącej. Jego przyspieszone bicie powiększa kartkę do wielkości drzewa. Słowa zielenią się jak liście. Upływ czasu powoduje rozrost zaborczej zieleni, koloru pamięci, w tej poezji także koloru samotności i wiecznych cyklów natury. Czas przeszły, unieruchomiony w pamięci, pozwala zbliżyć się do kochanych ludzi. W pamięci Poświatowskiej nie ma ostrej granicy pomiędzy wspomnieniem a teraźniejszością. Zegar ciała zacina się. Powracają momenty okrzepłe, chwile dokonane. Ciało i zegar ujawniają cechy drzewa i w jego wnętrzu mieszczą się wszystkie zdarzenia. Czas nie zastyga w ciele, "toczy się poprzez krew". Regularne pulsowanie tętna, szum krwi wyznaczają upływające godziny, co przypomina drzewo, pod korą którego krążą soki. Czas łączy się z dwoma najważniejszymi elementami wyobraźni Poświatowskiej, miłością i życiem. Codzienna egzystencja staje się ważna i wyjątkowa, gdy ciału zagraża choroba. zawsze kiedy chcę żyć krzyczę gdy życie odchodzi ode mnie przywieram do niego mówię - życie nie odchodź jeszcze jego ciepła ręka w mojej ręce moje usta przy jego uchu szepczę życie - jak gdyby życie było kochankiem który chce odejść wieszam mu się na szyi krzyczę umrę jeśli odejdziesz ("... zawsze kiedy chcę żyć") Jedność czasu, miłości, życia stwarzają dość bezpieczną przestrzeń, gdzie można walczyć o następne dni i oddech. To zmaganie jest pełne przeciwstawnych emocji, uległości i dzikości. W związku z tym w świecie Poświatowskiej pojawia się kot, przedstawiony jako drapieżnik i jako udomowione, przyjazne zwierzę. Bast, egipski kot-matka, była opiekuńczą boginią, też jej stronę reprezentuje Hathor Lwica, natomiast mroczną - grecka Sakhmis rozrywająca i pożerająca mężczyzn. Kot, zwierzę lunarne, uosabia miłość i płodność. W poezji Poświatowskiej kot występuje zawsze blisko kobiety, miękkie futro zwierzęcia kojarzy się z seksem kobiety. W ciele jest "kot wygięty pragnieniem, wołający o człowiecze ręce". Chrześcijanie uważali koty i kobiety za zło, katolicy palili czarownice i zwierzęta na stosach. Wedle wierzeń żydowskich Bóg nie stworzył kotów, powstały dzięki prychnięciom lwa, narodziły się na arce Noego z oddechu lwa. Palce zmysłów Ważnym motywem w poezji Poświatowskiej są ręce, bo dzięki nim nawiązuje fizyczny i duchowy kontakt z ludźmi. Podawanie ręki, dotknięcie, obejmowanie - wszystkie te czynności zbliżają do drugiego człowieka. Trzeci tom wierszy Poświatowska zatytułowała "Oda do rąk", tytułowa oda, utrzymana w tonie dziękczynnym, opiewa dłonie. Ręce są wyrazem działania, aktywności, tworzenia. W staroegipskim wyobrażeniu słońca - ośrodka energii i kształtowania życia - zakończenia promieni przybierają kształty dłoni. Dla Poświatowskiej słońce jest głową lwa, "od której koliście odchodzą promienie". W dawnych wierzeniach lew był słońcem, bogiem, ale gdy cofniemy się głębiej w czasie, to zobaczymy, że lwy były boginiami. Czarny, marmurowy posąg egipskiej Sekhet to kobieta z głową lwa, nad którą roztacza się aureola. Zwierzęta przechowują słońce w sobie, zauważa Poświatowska. Ręce są nieodłączną częścią modlitwy, ofiarowania i siły perswazji. "Oda do rąk" jest wierszem o kruchości życia, bezsilności, wierszem, w którym dłonie porównywane są do zwichniętych skrzydeł, do okruchów kości obrysowanych konturem ciała, ledwie widocznego na zdjęciu Roentgena. Wykonują gesty żegnania się. Pamiętają uściski umarłych i żywych. Serdeczny palec jest owdowiały. Opisywane dłonie są zręczne, chwytne i umieją niezwykle pieścić. "W dotyku zatracają przestrzeń dzielącą istnienie od nieistnienia i niebo od ziemi". Ręce i usta służą pożegnaniom. W tej poezji dotyk, pieszczota, pocałunki pojawiają się nieskończoną ilość razy i wiążą się z rozstawaniem, czasem ręce służą gestom, które miałyby odwrócić zły los. Poświatowska kochała świat rozpoznawalny za pomocą pięciu zmysłów, a głównie dotyku. Właśnie zmysł dotyku był jej niezwykłym, rozwiniętym darem. W wierszu "Z okien szpitala" pejzaż wygląda jak wycięty nożem, o ostrych konturach, nieosiągalny. Biały sufit jest tak daleko jak krajobraz za oknem, bo świat jest niekiedy pokojem, z którego Poświatowska nie może albo nie chce wychodzić. stąd widać krajobrazy wycięte nożem w studni serca skrzepłej wody chłód sufit niedosięgły szkło ręce - dziesięć bezwładnych palców opuszczone absolutnie niepotrzebne nikomu ślepe ("Z okien szpitala") Skrzepła woda w kolorze krwi, zimno i opuszczenie świadczą o przechodzeniu do świata umarłych. Chora zatapia się w chłodzie jak w szkle. Zaraz w następnym wierszu Poświatowska przywołuje obok białego szpitala zielony cmentarz, dwa miejsca, gdzie ją można odszukać. Jej poezja jest ubywaniem ze świata, wycofywaniem i odchodzeniem w siebie. Białe, martwe palce pochwytują gołębie i unoszą do nieba, więc znika siła życia i poezji skupiająca się w dłoniach. Żywe ręce są miękkie oraz gładkie "jak wnętrza kwiatów" i przebywają w świecie zapachów. Poświatowska porównuje je do pszczół gromadzących miód. Martwe ręce to suchy i pusty kwiat, zwijają się. Odchodzą w głąb siebie. W zręczności i wrażliwości palców kryje się dusza, umiejętność pieszczoty, miłość. Fiolet dotyku Ten epitet kolorystyczny określający tkliwość zwraca uwagę także na związek fioletu z destrukcją, ciałem i pamięcią. Fiolet pojawia się, kiedy Poświatowska pisze o Egipcie. Po śmierci Antoniusza Kleopatra owinęła się w fioletowe szaty na znak żałoby. Później popełniła samobójstwo. Kleopatra była jak Izis królową i matką Egiptu. Izis to przeznaczenie, bogini życia i śmierci zarazem. Podobna jest symbolika drzewa zakorzenionego w głębokościach otchłani, rosnącego w czasie. W wierszu "Protest" destrukcyjna siła natury łączy się z agresją człowieka, bo między przyrodą a ludźmi nie ma zasadniczych różnic. Wiersz opowiada o zagładzie miast, uprawnych pól, zatonięciach statków. Katastrofy wywołują wybuch wulkanu ("ziemia ziewnęła zniknęło miasto"), śnieżna lawina, osuwająca się na senną wioskę i sztorm pochłaniający okręty. "W błękitnych zaułkach ciała śpiewa czerwona krew". Gdy wsłuchamy się we wnętrze ciała, usłyszymy hymn okrucieństwa i przemocy tak bardzo przypominający złowieszczy śpiew natury. Okrucieństwo ma czerwony kolor i wiąże się z zabijaniem, fiolet pojawia się, kiedy ściemnieje krew. Rozkład wytłacza na skórze fioletowe wzory. W pierwszym tomiku, w "Hymnie bałwochwalczym" znajdujemy utwór o dziewczynie, która powiesiła się na strychu, a jej śmierć zyskuje określenia: fioletowa, złota. W poezji Poświatowskiej pamięć nabiera nowych znaczeń, pojawiają się ciekawe epitety. Pamięć jest jak wybuch i zniszczenie. Rozsadza szczęście i ciało. Fiolet kojarzy się z niespokojną pamięcią. Kolor fioletowy, połączenie błękitu i czerwieni, nasuwa przypuszczenie o równowadze, jednak w świecie Poświatowskiej oba składniki występują częściej w rozszczepieniu bądź w pozbawionym harmonii połączeniu. Dzieje się tak, ponieważ w centrum poezji jest śmierć. Miłość ma kolor czerwony, bo zabija, doprowadza chore serce do szalonego pląsu. Ważniejszy niż kolor jest zmysł dotyku, patrząc na samotne palce Poświatowska może wysnuć pięć poematów. Tęskni rękoma, poznaje dotykiem. Skoro tekst jest interpretacją życia autorki, to wynika z tego, że jej poezja i życie są jak wizerunek w lustrze powtarzający w nieskończoność prośbę o kochanie się. Żądanie powraca do patrzącej, nie znajdując celu. Pragnienie zwielokrotnia się i cel ostatecznie znajduje we własnym odbiciu. Poświatowska odbywa podróż w stronę homoerotyzmu i bólu, uwielbienia i dręczenia swojego ciała. Używa siły i jej ulega, prowadzi sadomasochistyczną grę. W ciele odszukuje pewność, która pozwala walczyć z niespełnionymi pragnieniami. Ciało skupia zachwyt i niechęć, nienawiść i miłość. Przeciwstawne uczucia zamknięte w jego obrębie, eksplodują we krwi, ich echem są wiersze wyprowadzone z samego epicentrum pożądania i udręki. mam ręce stopy usta i całą tę resztę balast który przez chwilę trzyma mnie w okolicy życia poza tym jest nieskończoność którą potrafię tylko nazwać ("...mam ręce stopy") Poświatowska wielbi swoje ciało i jednocześnie nazywa je zwierzęciem pociągowym, degradując w ten sposób tekst poetycki i ciało. Ani wiersz ani ręce nie sięgają poza wytyczoną granicę i zakreśloną przestrzeń. Takie ciało i taki tekst nie budzą w niej czułości. Poświatowska pisze z takim samym ciepłym uczuciem o kobietach, jak i o mężczyznach. Jej pierwszą miłością był Adolf Poświatowski, bardzo szybko wyszła za niego za mąż. Bez zastanowienia. Oboje byli chorzy na serce. Nagle ciało Poświatowskiej stało się ważne i użyteczne. "W miarę jak poznawałam ciepło jego zaklęśnięć, wrażliwość naskórka, podziwiałam je i lubiłam coraz bardziej. W ten sam sposób patrzyłam i na jego ciało, trochę inne niż moje, ale przecież takie samo we wszystkich odruchach i odczuciach. Prędko przywykłam zasypiać z głową wtuloną w jego ramię, z plecami mocno przywartymi do jego piersi. Odwracając się w nocy na bok, czułam, jak jego ręce przygarniają mnie przez sen. W dzień też starałam się być blisko niego", napisała w "Opowieści dla przyjaciela". Śmierć męża nastąpiła szybciej niż przypuszczała i "ta śmierć dotyczyła mnie bardziej, to ciało tak mi znajome, że nieledwie zdawało się być kawałkiem mojego ciała, miała teraz przysypać ziemia". Poświatowska rozpaczała nad utratą, szczególnie boleśnie przeżywa odejście i zniknięcie ciała. Przeznaczeniem martwego ciała jest zniknąć, lecz czasami dzieje się tak, że wspomnienie o nim rozpoczyna jego drugą egzystencję. Obecność męża w jej poezji ogranicza się do zapamiętanego ciepła, zapachu, i w którymś momencie ta iluzja ciała już jej nie wystarcza. Przed wyjazdem na operację serca do Ameryki, Poświatowska spędza pewien czas w sanatorium, poznaje mężczyznę, kocha go, ale ich miłość to pocałunki i wyznania. Trudno snuć przypuszczenia, bo Poświatowska mówi niewiele. Podczas kursów przygotowawczych na Uniwersytecie Columbia (przed rozpoczęciem nauki w Smith College) poznaje innego, także żonatego mężczyznę. Krótkie, intensywne uczucie kończy się wyjazdem profesora do rodziny w Cincinnati. Obie te przyjaźnie nie były spełnione w wymiarze seksualnym. Miłością bardziej spokojną i wytrwałą darzy Poświatowska swojego przyjaciela Ireneusza Morawskiego. Przetrwała ich korespondencja. Prawdopodobnie nie będzie nigdy opublikowana. Autor listów odmawia zgody. Cząstkę tego uczucia poznajemy dzięki "Opowieści dla przyjaciela". Ta książka brzmi jak przeprosiny ze strony Poświatowskiej. Była to miłość platoniczna, uczucie intelektualne. Poświatowska nie może mieć więcej i pewnie nawet nie chce. Przyjaciel jest jej duchowym uzupełnieniem. W opowieści dla niego odczytujemy nakładające się na siebie warstwy, osobiste doświadczenia, wrażenia zmysłowe, portrety i opinie o ludziach. Z notatek wyłania się autoportret Haliny Poświatowskiej. Głos przyjaciela jest ukryty, ale wyraźnie przebija spoza linijek prozy, i Poświatowska prowadzi z nim bardzo długą rozmowę. Ich dusze, inaczej niż ciała, nie dokonały rozróżnienia. W związkach Poświatowskiej istnieją różne stopnie odległości. Zmienia podmioty swojego przywiązania, ponieważ naprawdę utożsamia się z własną poezją (nierozerwalny związek słowo-serce) i odbiciem. Własne "ja" rozszerza też na całą naturę. Niezwykle ważne są jej przyjaźnie z kobietami. Pisze o nich z miłością. Ciało kobiety jest piękne i godne pożądania, a przyjaciel, któremu opowiada o Claire, jest rozdrażniony i zazdrosny, "przypominała mnie samą, jaką mogłabym być, gdyby... proszę, nie śmiej się, czasem bywa tak, że spotykasz swój sen i w pierwszych słowach powitania, w geście wyciągniętej ręki, rozpoznajesz kogoś, kto już od dawna był ci znajomy i bliski. Musiałam ją widzieć kiedyś lub myśleć o niej, inaczej zapewne nie przylgnęłabym do niej tak mocno, nie chodziłabym za nią krok w krok". Inna amerykańska przyjaciółka to Caroline. "Jaka jest smukła i czysta - czysta w rysunku - kiedy wchodzi długim, płynnym krokiem do pokoju... Jej drobne, wąskie dłonie, oparte lekko o blat stołu, kryją w sobie bezmiar delikatności. Stare papierzyska muzealne czują się zapewne bezpiecznie w tych rękach, Caroline dotyka papieru tak, jak gdyby był wyposażony w niesłychanie wrażliwą tkankę nerwową. W ten sam sposób obchodzi się z innymi przedmiotami i... z ludźmi". Ręce są dla Poświatowskiej substytutem kochanka lub kochanki. Podobnie odbicie w lustrze. Gdzie indziej czytamy: "Stoję przed lustrem i patrzę. Tak pobrzękuje próżność, słyszysz jak brzęczy?... Jak bransoletki na cienkich przegubach Hindusek, jak złote kolczyki w czarnych uszach Glowine. Taka jestem najprawdziwiej, gdy stoję przed tym lustrem przez następne pół godziny. Gdy po kolei oglądam swoje palce, każdy osobno zginam. One są żywe, wiesz, i takie ciepłe. I pewnie umieją coś i myślą". "Piękno fizyczne przyciąga mnie na dystans", wyjawia Poświatowska w liście do matki. Z trzema jeszcze kobietami, matką, siostrą i wieloletnią przyjaciółką Anną Orłowską łączyła ją ścisła przyjaźń. Przed śmiercią Poświatowska zniszczyła część korespondencji, zatarła ślady chcąc bronić intymność. Poezja Poświatowskiej jest krucha, pisana w obronie kruchości życia, lecz spod delikatnej osłony wierszy, spod naiwności i dziewczęcości wyłania się niespokojna wrażliwość. Gdy przyjrzeć się uważnie utworom ze wszystkich możliwych stron, to widać, jakie są ostre i bezkompromisowe. Tną swoją osłonę i kaleczą. W opisywaniu miłości i seksu Poświatowska dopuszcza do głosu wyobraźnię i jednocześnie kocha to, co ma przed sobą w całej nagości. Widzi i czuje obecność innych, jednak ich ciała nie są osiągalne. Nie ma przymusu, aby uwierzyła w istnienie czegokolwiek wokół siebie jak tylko własnego ciała i lustrzanego odbicia. Środkiem, który może jej zapewnić związek z istnieniem jest miłość. Obiekt seksualnych pragnień znajduje w sobie. Pożąda siebie. Czasem wychodzi poza własne ciało, i drugie "ja" zastępuje kobieta, mężczyzna, natura. Kochając, Poświatowska nadaje konkretność i celowość swojemu życiu, nieustannie je sobie uprzytamnia. Szuka drugiej osoby, aby w jej obecności zachwycać się sobą i żeby dla niej istnieć. Pragnienia nie płyną z duszy i nie są platoniczne, rodzą się w wyobraźni i żądają rzeczywistej obecności ciała. Wyobraźnia Poświatowskiej jest biseksualna. Poświatowska ma zdolność kochania mocno kobiet i mężczyzn. Jej seksualność nie mogła się spełnić, dlatego życie Poświatowskiej było bardzo intensywne, tak samo jak i erotyczna strona jej wyobraźni. luty 1993 |
---|
(1996) Polonistyka: "Na przekór stereotypom. O poezji Haliny Poświatowskiej" - Izolda Kiec |
---|
Halina Poświatowska debiutowała w grudniu 1956 roku na łamach "Gazety Częstochowskiej" dwoma utworami: "Człowiek z Annapury" i "Szczęście". W 1957 roku jej wiersze ukazywały się w tejże "Gazecie Częstochowskiej", w "Zebrze", "Kierunkach", "Lewarach" i "Wektorze". Rok następny to już debiut książkowy. Nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazał się "Hymn bałwochwalczy", tomik przyjęty entuzjastycznie zarówno przez środowisko twórców, jak i krytyków literackich. Stanisław Grochowiak poświęcił debiutantce obszerny esej pt. "Ciało", zamieszczony w 5. numerze "Współczesności" z 1959 roku, Jerzy Kwiatkowski zaś recenzję zatytułowaną "Nowa miłość", która opublikowana została w 7. numerze "Twórczości" z tego samego roku. Obaj autorzy kreowali Poświatowską na reprezentantkę generacji "pięknych dwudziestoletnich", jej poezja stanowić miała istotny głos pokolenia. Stanisław Grochowiak: "Wydaje mi się, ze powszechna dzisiaj fascynacja erotyzmem - poza tysiącznymi uwarunkowaniami socjologicznymi - ma pewien aspekt psychologiczny. Jest nim właśnie duże, ogólniejsze niż kiedykolwiek w przeszłości, poczucie zagrożenia. Z jednej strony wielka niestabilność światowej sytuacji politycznej, z drugiej zaś doskonałość techniczna nowoczesnych środków zabijania sprawiają, iż nie tylko neurasteniczne jednostki w rodzaju Józefa K., ale te całe rzesze ludzi przeżyły lub przeżywają tragiczny moment "aresztowania". Rodzina Kalkowskich "oskarżonych" powiększyła się znakomicie." Pojawiając się właśnie w takim momencie tomik Haliny Poświatowskiej traci wagę subiektywnego pamiętnika lirycznego poetki, która wymknęła się śmierci, a obrasta w znaczenia ogólniejsze: staje się głosem pokolenia. Jerzy Kwiatkowski: "Dokonujące się przemiany obyczajowe wymagają dokonania się przemian poetyckich, stwarzają konkretne zapotrzebowanie na poetycki listownik miłosny pokolenia. (...) Taktem, kulturą erotyki Poświatowskiej jest jej kult miłości. Uczucie to stanowi w tej poezji próbę człowieczeństwa. Nie zna wstydu ciała; nie zna fałszu. Jest znów, jak było u Baczyńskiego, jak jest u Herberta - sprawą wierności. Bez głosu Poświatowskiej literatura młodego pokolenia byłaby niepełna. I - chyba nieprawdziwa." Badacze literatury nie przywołują tych opinii, czyniących z autorki "Hymnu bałwochwalczego" przedstawicielkę pokolenia '56. Z dzisiejszej bowiem perspektywy nie postrzega się liryki Poświatowskiej w kategoriach październikowego przełomu. Bo też te wiersze nikogo i niczego nie chcą reji reprezentować, nic nie głoszą i nie postulują, nie wpisują się w żaden z popaździernikowych nurtów poetyckich. Kontekst historycznoliteracki w odbiorze twórczości Poświatowskiej przesłania kontekst biograficzny - eksponowany zwłaszcza od momentu ukazania się autobiografii poetki zatytułowanej "Opowieść dla przyjaciela" (1966) i po rychłej śmierci autorki w roku 1967. Poświatowska - ze względu na jej tragiczny los, przetransponowany w literacką legendę umieszcza się w gronie outsiderów, "kaskaderów" literatury, ze względu zaś na dominujący w tej liryce erotyzm - wpisuje się w nurt tzw. poezji kobiecej, który utrwala typowo kobiece przeżycia i wzruszenia, który odwieczne poetyckie tematy i motywy, takie jak: miłość, samotność, śmierć, macierzyństwo, dom, kształtuje z perspektywy odmiennej od męskiej psychiki i mentalności. Dwa te wątki - autobiografizm i erotyzm - preferowane w procesie odbioru poezji Haliny Poświatowskiej, tworzą wyjątkowy fenomen popularności tej autorki, jednocześnie wszakże - rodzą schematy lekturowe, każą powielać obiegowe opinie. Czy da się ów stereotyp przełamać? I - czy warto?... "Spróbujcie Poświatowskiej odebrać miłość..." "Ciało", "Nowa miłość" - już same tytuły pierwszych artykułów dotyczących debiutu Poświatowskiej zwracają uwagę na zmysłowość tej poezji, na jej nowatorstwo w przekazywaniu miłosnych uczuć i doznań. Stanisław Grochowiak: "Straciłem już nadzieję na podobny fenomen w polskiej kobiecej poezji. Na fenomen autentycznego erotyzmu. Wszystkie polskie pisarki erotyków (tu bluźnierstwo, bo nie wyłączam z tej plejady nawet Jasnorzewskiej) nosiły na sobie mundurki z pensji imienia Emilii Plater. (...) Poświatowska - pierwsza u nas chyba - wyzbyta jest zupełnie z elementów wstydu, wstydząc się co najwyżej kokieterii. Cała jej poezja to czujne, aż bolesne w swojej intensywności skupienie uwagi na fenomenie własnego ciała. Prawie każdy kolejny wiersz wyraża inny aspekt tej analizy - od zachwytu (w "Lustrze") po pełną goryczy dezaprobatę (w "Manekinach")." Jerzy Kwiatkowski: "Poezja Poświatowskiej jest ziemska, nie niebieska, jest poddana, nie suwerenna. Żyje ziemskimi pokarmami, sądzę, że nie mogłaby się bez nich obejść. Istnieją poeci, którym można odebrać wszystko. Spróbujcie Poświatowskiej odebrać miłość. (...) Tak Grochowiak, jak Kwiatkowski, przyznając liryce Poświatowskiej rangę nowatorstwa w ujęciu odwiecznego poetyckiego tematu, podkreślając odwagę autorki w mówieniu o sprawach związanych z ciałem, z fizyczną miłością, nie poddają analizie zastosowanych tu środków stylistycznych, poetyckich chwytów i konstrukcji wierszotwórczych (poza konstatacją Jerzego Kwiatkowskiego, który włączył omawianą poezję w nurt tzw. "szkoły Różewiczowskiej" i stwierdził: "w ramy poetyki ustalonej, istniejącej już - dostaje się nowa obsesja, nowy temat", nie szukają źródeł obrazowania i symboliki. A przecież - tak przez samą autorkę określony - "zamknięty czworokątny świat" tej liryki to świat ukształtowany według utrwalonych w kulturze układów przestrzennych i czasowych, świat pełen tradycyjnych literackich atrybutów, motywów i kolorów, świat powielający odwieczny - funkcjonujący w obszarze śródziemnomorskim - wizerunek słabej, uległej kobiety, którą "ceni się za urodę", i silnego, władczego mężczyzny, składającego hołdy kobiecemu ideałowi piękna ("zamilkli / a przecież / byłam tylko piękna / mówiła Si-szy / pieszcząc gałązkę bzu", "była piękna jak kamień /(...) pół setki bogów / na obłoku / klaskało w ręce / gdy szła / chwiejąc się w biodrach"). Miłosny akt spełnia się w górnych rejonach świata (czy wszechświata), oddalonych od ziemi ("krążymy od gwiazdy do gwiazdy", "świecisz / na moim chłodnym niebie"). Kolorem miłości jest złoty ("złoto /opadam na twe powieki", "czuję - złotą namiętność twego ciała", "znikłam / w tym złotym pocałunku" ), złotym blaskiem wypełniają ów świat stałe "miłosne" atrybuty, będące tłem lirycznych wyznań: słońce, gwiazdy oraz księżyc. Przestrzeń tej poezji zyskuje typowy symetryczny układ, gdy - zgodnie z literacką tradycją - obok miłości pojawia się śmierć: ona jest z nami nasłuchuje brzęku osy bawi się moimi włosami w twoje palce wplątana (...) ona przeczy naszym ruchom przygina nas do ziemi zapachem ciepłem zatrzymuje wiecznie na chropawej powierzchni ziemi bezwładnych miłością - śmierć (1) Śmierć oznacza zejście do samej ziemi, do korzeni drzew, a wśród ciemnych barw - dominację żałobnego fioletu ("Król właśnie umarł więc w fiolet owinęła ciało", "zmierzch zarzucił / fioletową chustkę / na dzień bez ciebie"). Nawet "biała zakonna siostra" jakby na znak, iż zmysłowa miłość umarła dla niej, "fioletem powleka usta". Tradycyjna opozycja góra-dół stanowi zatem odzwierciedlenie tradycyjnej relacji miłość-śmierć. Relacji eksponowanej przez Poświatowską m. in. w często stosowanym frazeologizmie "umierać (płonąć) z miłości" ("ile razy można umrzeć z miłości", "spłonęłam w ogniu miłości"), który nierzadko stanowi językową zasadę konstrukcyjną poetyckiego wywodu ("a uroda to po co / żeby świecić /światło / żeby pożar niecić / a pożar / żeby spopielać serca"). Przeciwstawienie góra-dół, miłość-śmierć uzupełnia kolejną odwieczną opozycję: natura-kultura. Poświatowska bowiem w pierwszym rzędzie szuka pokrewieństw i wzorów do naśladowania dla swej bohaterki w świecie natury: kobieta zafascynowana własnym ciałem pragnie być łasicą, wilczycą, zwinnym delfinem, kotem. W momencie zaś zagrożenia śmiercią zwraca się w stronę kultury, poszukując identyfikacji wśród kobiet, o których można powiedzieć: "a umarła po prostu / z miłości", tak jak Ofelia, Saskia, Izolda, Julia, Heloiza, Nefretete... Kruchemu, śmiertelnemu ciału, krótkiej chwili miłosnego aktu i przemijalnym uczuciom ocalenie zapewnia jedynie kultura. Wśród eksponatów Metropolitan Museum podziwiać można "kamień / uśmiechający się ustami / kobiety którą pochłonął piasek". Naprzeciw rzeźby utrwalającej wizerunek Kleopatry sprzed tysięcy lat stoi istota wyposażona jedynie w delikatne, śmiertelne ciało: (...) bo w końcu mam tylko ciało i moje ciało jest miękkie i włosy są miękkie i usta bo mieszka we mnie chwiejny chronometr serca (...) (s. 278-279) Niebawem Poświatowską napisze: "nie mam dawnej czułości dla mojego ciała", "moje ciało jest jak bezpański pies / jeśli skradnie kość pieszczoty to chyba słońcu", "mam ręce stopy usta i całą tę resztę / balast który przez chwilę trzyma mnie w okolicy życia". Jakże inaczej brzmiały strofy wywołujące entuzjazm recenzentów debiutu poetki: mój cień jest kobietą odkryłam to na ścianie on się uśmiechał falistością linii i ptak bioder o zwiniętych skrzydłach na gałęzi uśmiechu śpiewał (...) (s.251) I Stanisław Grochowiak, i Jerzy Kwiatkowski powoływali się w swych opiniach na wiersz "Lustro", mający jakoby wyrażać zachwyt bohaterki nad własnym ciałem. Czy rzeczywiście jest to jedynie wyraz samouwielbienia, rzec można - manifest egotyzmu? jestem zaczadzona pięknem mojego ciała patrzyłam dzisiaj na siebie twoimi oczyma odkryłam miękki zagięcie ramion znużoną okrągłość piersi które chcą spać i powoli na przekór sobie staczają się w dół. nogi moje rozchylające się oddające bezmiernie aż po krańce których nie ma to co jest mną i poza mną pulsuje w każdym liściu w każdej kropli deszczu. widziałam się jak gdyby poprzez szkło w twoich oczach patrzących na mnie czułam twoje ręce na ciepłej napiętej skórze moich ud i posłuszna twojemu rozkazowi stałam naga naprzeciw wielkiego lustra. a potem zasłoniłam oczy twoje żeby nie widzieć i nie czuć samotności mojego rozkwitłego tobą ciała. (s.67) Przestrzeń wiersza, ograniczona zasięgiem wzroku bohaterki, zawęża się do głębi lustra. Liryczna opozycja góra-dół (miłość-śmierć) ulega odwróceniu: z wertykalnej w horyzontalną na linii "ja" mówiące - "ja" odbite w lustrze. Osoba adresata stanowi jedynie pretekst umożliwiający samopoznanie "ja". Samopoznanie poprzez zmysły: wzroku ("widziałam się jak gdyby poprzez szkło w twoich oczach"), dotyku ("czułam twoje ręce") i słuchu ("posłuszna twojemu rozkazowi"). Wspomnienie sytuacji z przeszłości dwukrotnie ulega rozszerzeniu do teraźniejszości: "Jestem zaczadzona pięknem mojego ciała" - mówi bohaterka, a więc określa stan, który się nie zmienia, który trwa. Lecz "zaczadzona" to więcej niż "zachwycona", "zauroczona". "Zaczadzenie" sugeruje niebezpieczeństwo śmierci, której przedsionek stanowi samotność. Ciało rozkwitające w samotności staje się owej śmierci symbolem. A trwanie, niezmienność oznacza jej nieuchronność. Także do rangi symbolu urasta druga metafora, sygnalizowana użyciem czasu teraźniejszego: "moje nogi rozchylające się oddające bezmiernie aż po / krańce których nie ma to co jest mną i poza mną / pulsuje w każdym liściu w każdej kropli deszczu". "Krańce których nie ma" to nieskończoność, symbol życia nieustannie odradzającego się poprzez naturę, której częścią staje się także bohaterka. Poczucie jedności z przyrodą, świadomość wszechobecności życia nie uwalniają jednak od samotności. Manifest egotyzmu nabiera wymowy tragicznej. Egotyzm bowiem nie pozwala na "rozpłynięcie się" w naturze. Lecz jednocześnie tak charakterystyczne dla liryki Poświatowskiej biologiczne ujęcie miłości, zachwyt nad pięknem ciała, stanowiącym symbol wyzwolenia, synonim życia w ogóle, wykluczają samotność. Zmysłowa miłość okazuje się więc filozofią życia. Filozofią przetrwania. "...chciałam rozwiązać zagadkę bytu..." Wątki, symbole i schematy kultury sankcjonują fascynację Poświatowskiej cielesnością, erotyzmem, fizyczną miłością. Dzięki nim unika autorka wulgarności, choć niekiedy powielając odwieczne wzory - popada w banał lub sentymentalizm. Z drugiej strony - co istotniejsze i co poniekąd wyjaśnia szerokie zainteresowanie poezją Poświatowskiej i fenomen jej popularności - erotyzm ów pozwala na ujęcie tradycji w kategoriach teraźniejszości. Łącząc spuściznę kultury z odważnym biologizmem autorka udowadnia, że tradycja nie stanowi jedynie znaku przeszłości, lecz że określa najistotniejsze rejony życia współczesnego człowieka. Zakorzenienie w tradycji pozwala też na ewolucję pojęcia miłości - od cielesności i egotyzmu po dojrzałe, humanistyczne rozumienie idei wszechogarniającej, wiecznej miłości, będącej zasadą organizującą świat i świadectwem człowieczeństwa: jeszcze nie wspominałam o miłości miłość tak - ona jedna nie podlega upływowi czasu trwa - jeśli jest - jest wieczna a jeśli jej niema klepsydry oceanów toczą ziarna piasku księżyc nieustannie odmienia złotą twarz pociemniałym światem ciągnie ogromny wiatr nie ma zmiłowania nie ma odkupienia me ma nas nie ma nie ma (s. 306) Poświatowską rozszerza swe zainteresowanie cielesnością na problematykę bytu, ludzkiego istnienia w świecie. Obok kultury także filozofia staje się dla niej obszarem poszukiwań. Autorka przywołuje w swych wierszach nazwiska i poglądy Sokratesa, Heraklita, Zenona z Elei, Kanta i Platona. Konstruuje utwory według reguł określonych systemów filozoficznych ("ludzie są śmiertelni / Sokrates jest człowiekiem / a więc Sokrates musi umrzeć / wyrok wykonany / Sokrates umarł // w żółtym wazonie opadają / na rynku kupione kwiaty // odwiedzam to miejsce codziennie / nie liczę na ułaskawienie") lub zgodnie z ogólnymi zasadami, które służą dowodzeniu naukowych poglądów i tez. Niekiedy łączy specyficzną naukową terminologię z metaforycznym językiem swej poezji, a porządek naukowego wywodu wpisuje w strukturę wiersza wolnego: z połączenia pierwiastków powstaje drobina białka z drobin białka powstaje żywy organizm kwiat drzewo małpka człowiek (...) ("Rzecz najmniejsza", s. 221) Poetycka twórczość umożliwia Poświatowskiej tak penetrację dawnej tradycji, jak tworzenie nowych wątków kulturowych i filozoficznych. To literatura wszakże z jednej strony posiada ocalającą moc, z drugiej zaś proponuje własne odpowiedzi na pytania zadawane przez filozofów. Liryka Haliny Poświatowskiej, nawet wówczas, gdy utrwala jednostkowe przeżycia i ulotne wrażenia, odwołuje się do gatunków i form uświęconych literacką tradycją, co zaznaczone jest już w tytułach utworów (w dwóch pierwszych przypadkach stanowiących także tytuły zbiorów wierszy): "Hymn bałwochwalczy", "Oda do rąk", "Wielkopostna legenda", "Madrygał", "Przypowieść", "Stance dla Małgosi", "Ballada". Wątki autotematyczne pojawiają się w tej poezji niezwykle często ("oswajanie słów / jest trudniejsze / niż oswajanie tygrysów", "myślę że jest trudno pisać wiersze", "w moim barbarzyńskim języku / kwiaty nazywają się kwiaty", "Lubię pisać wiersze", "słowami skarżę się ze swych udręczeń"), obok nich - pytania o zagadki bytu: ("kto potrafi / pomiędzy miłość i śmierć / wpleść anegdotę o istnieniu", "mamy pewność czy nie mamy pewności? / czym jest to co mamy", "czy wszystkie dni są stracone dla umarłych / (...) czy wszyscy tracimy wszystko / żyjąc?", "czy świat umrze trochę / kiedy ja umrę", "z jakich nitek jest uplatane ciało / zachwyt i ból zachwyt i ból", "odchodzący mają oczy niewesołe / pozostali mają smutne oczy / gdzie jest mądrość?"). Poetka miłości staje się poetką kultury i filozofii. Ekstatyczne erotyki przybierają formę filozoficznego traktatu na temat ludzkiego bytu, miłości, śmierci i możliwości przetrwania. Tragicznego wymiaru nabiera ta liryka wówczas, gdy autorka przyznaje się do ponoszonych klęsk: (...) wąska nić świtu coraz częściej bieleje w moich dwudziestu ośmiu latach ostatnie cztery spędziłam nad filozofią chciałam rozwiązać zagadkę bytu lecz to co mi pokazano to nie było drzewo ani ciało to były słowa słowa słowa (...) ("Wizyta", s. 177-178) Miłość, sztuka, literatura, filozofia - nic nie zapewni trwałości życiu: "Obrysowując palcem kontur własnego ciała uwzględniamy pelargonię posadzoną nisko i klepsydrę zatkniętą u wezgłowia. Szept pochylonej brzozy, splot jej chłonnych korzeni, soczystą zieleń liści. I całując na dobranoc twoje czoło nad lewą brwią myślę o niedużej kaplicy z drewnianym krzyżem w poprzek. Pachnie ziemia..." . Ta świadomość rodzi uspokojenie i zgodę na przemijanie, na samotność. Na zwykły ludzki los. 1 - H. Poświatowska: "Wiersze wybrane". Wstęp i wybór: J. Zych. Wyd. V. Kraków 1992, s. 49; Następne cytaty pochodzą z tego tomu. |
---|