Dziecko wobec konfliktu rodziców
KŁÓTNIE RODZICÓW A DZIECKO
Sylwia Kluczyńska
Nikogo chyba nie zdziwi stwierdzenie, że nie ma małżeństwa bez kłótni, konfliktów, rozterek, tzw. kryzysów.
Wiele par jednak zakłada, że kłótnie i awantury nie staną się ich udziałem. I ... już wkrótce z przerażeniem odkrywają, że w wielu sprawach życia codziennego różnią się. A tam, gdzie są rozbieżne stanowiska, interesy, potrzeby - zazwyczaj pojawia się złość, gniew, lęk...
W kłótni można wyróżnić kilka faz. Jest więc faza zwiastunów, pojawiają się drobne złośliwości, zaczepki, uwagi. Atmosfera stopniowo się ochładza. Niby nic się nie dzieje, ale coś wisi w powietrzu. Z czasem pojawia się coraz więcej wzajemnych oskarżeń (...a bo ty to... , a ty to...), raniących negatywnych ocen, pretensji, żalów - wzajemna niechęć nasila się (faza narastania). W końcu wybucha awantura (faza kulminacji), w czasie której chcemy sprawić partnerowi ból, poniżyć go, ośmieszyć. Wyrzucamy z siebie wszystkie nagromadzone pretensje, żale (niech wie, jak cierpię, jaki jest niedobry, a ja dla niego tak się poświęcam). Jak już wyrzucimy te najokropniejsze ze słów, zazwyczaj odczuwamy potrzebę powrotu do równowagi. Chcemy po prostu przejść do merytorycznego uzgadniania, co można zrobić, by rozwiązać sytuację konfliktową (faza pojednania).
Ale nie zawsze kłótnie kończą się zgodą. Może być i tak, że Ona ma już dość, a On nie widzi sensu , Ona zaczyna płakać, a On trzaska drzwiami. I pojawiają się tzw. ciche dni. Gdy zostaje zerwana komunikacja, trudno dojść do porozumienia. Jeśli ludzie się kochają, to nawet po "cichych dniach" potrafią powrócić do równowagi, uwzględnić swoje racje, żale i interesy (nie mówimy tu o rodzinach, gdzie dochodzi do przemocy).
Czy kłócić się przy dzieciach?
Zazwyczaj pada odpowiedź N I E ! Zwykle na czas kłótni i rozstrzygania sporów rodzice odsyłają dzieci do drugiego pokoju, czekają, aż zasną itp. Są przekonani, że gdy dziecko widzi kłócących się rodziców, to jest to dla niego wysoce szkodliwe. Niewątpliwie TAK. Warto jednak się zastanowić, czy zawsze ? Czy są takie spory, w których dziecko może lub powinno uczestniczyć? Łatwiej odpowiedzieć na pytanie, w jakich kłótniach nie powinno brać udziału. Na pewno nie należy w obecności dziecka kłócić się na temat pożycia seksualnego, wychowania dzieci, planów rozwodowych. Nie należy, gdy kłótnie prowadzą do agresji, obrażania się, "cichych dni". Wtedy na pewno warto chronić dzieci przed małżeńskimi kłótniami.
Ale w małżeństwie dochodzi do wielu mniej lub bardziej znaczących sprzeczek (gdzie pojedziemy na urlop, na co oszczędzamy pieniądze, jak spędzimy wolny czas itd.), które nie prowadzą do awantury ani do zerwania komunikacji . Wtedy dzieci mają możliwość uczenia się, w jaki sposób można rozwiązywać spory, by dojść do porozumienia. Ważne jest, by dziecko uczyło się, że konflikty i wrogie uczucia zdarzają się ludziom, którzy się kochają. Można się ze sobą nie zgadzać, sprzeczać, kłócić, nie przestając się kochać i szanować. Dzieci, które nigdy nie były świadkiem kłótni, która zakończyła się porozumieniem, wszelkie przejawy niezadowolenia, złości kierowane pod ich adresem mogą odbierać jako koniec miłości ze strony rodziców, bliskich. Ukrywając przed dziećmi małżeńskie spory, uczymy je, że jest to coś złego, wstydliwego, że różnice zdań należy bezwzględnie tłumić.
Co się dzieje z dziećmi, gdy rodzice walczą?
Jeśli w rodzinie na dobre rozszalała się wojna, a kolejne próby porozumienia kończą się zaciekłą awanturą, to sytuacja dziecka jest nie do pozazdroszczenia. Bezpieczny do tej pory świat zaczyna się walić wraz z kolejną kłótnią rodziców. Brak stabilności, niejasność i nieprzewidywalność tego, co może się zdarzyć, nie pozostaje bez wpływu na rozwój dziecka. Jest przerażone, wystraszone, zagubione w panującym chaosie. Rodzice zajęci swoimi sporami, kłótniami, nie znajdują czasu ani energii, by w sposób uważny zająć się dzieckiem. Traci ono poczucie bezpieczeństwa, zaczyna się zamartwiać o przyszłość swoją i rodziców.
Dziecko zazwyczaj ma tendencje do przypisywania sobie winy za kłótnie domowe. Może myśleć, że to z jego powodu rodzice nie mogą się ze sobą porozumieć. Może dlatego, że było niegrzeczne, a może już go nie chcą? Zaczyna się zastanawiać, czy rodzice nadal go kochają i potrzebują.
Niezaspokojona potrzeba miłości i akceptacji powoduje przygnębienie i smutek. Dziecko źle o sobie myśli : jestem beznadziejny, nic mi się nie udaje, nikt mnie nie kocha itd. Unika kontaktów z rówieśnikami w obawie, że go zdemaskują, wyśmieją, wyszydzą (oni są w porządku, ich rodzice się nie kłócą). Dziecko zamyka się w sobie, przeżywa silne napięcie, ma coraz liczniejsze wątpliwości. Jego sytuacja jeszcze bardziej się pogarsza, gdy rodzice oczekują, by się opowiedziało po czyjej jest stronie, kto ma rację. Dziecko miota się od jednego do drugiego rodzica, próbując ich jakoś pogodzić. Odczuwa silny lęk przed odrzuceniem, przed samotnością. Może on być tak silny, że wywołuje u dziecka objawy nerwicowe, moczenie nocne, nocne koszmary, kłopoty ze snem.
Zdarza się i tak, że na sytuacje konfliktowe dziecko reaguje buntem, złością i agresją. Staje się nieznośne, nie tylko w domu, ale i w szkole. Sprawia tzw. trudności wychowawcze, wszczyna bójki, zaniedbuje naukę, wagaruje. Podejmuje rozpaczliwe próby zwrócenia na siebie uwagi dorosłych. I jeśli w porę rodzice tego nie zrozumieją, poszuka akceptacji, gdzie indziej np. w grupach rówieśniczych. A tam na swój sposób z podobnymi sobie rozbitkami będzie szukać zapomnienia i ulgi w narkotykach czy też w alkoholu ( to czarny scenariusz).
Jak chronić dziecko?
Nawet w najbardziej beznadziejnych sytuacjach warto, by małżonkowie szukali pomocy dla siebie, na przykład w poradni rodzinnej. Może się okazać, że nie wszystko stracone, że istnieje szansa na odbudowanie związku, choć kosztem dużych i długotrwałych wysiłków obojga.
A jeśli małżonkowie po wielu bojach i próbach pogodzenia uznają, że to już koniec, warto przynajmniej zadbać o spokojny przebieg rozstania. Sposób, w jaki rodzice się rozstają, wpływa na późniejsze życie ich dziecka.
Rodzice przede wszystkim powinni w sposób spokojny i rzeczowy porozmawiać z dziećmi o zaistniałej sytuacji. Dzieci budują swój obraz sytuacji domowej; taka rozmowa może rozwiać część ich wątpliwości i obaw.
Dzieci powinny się dowiedzieć, że rozstanie rodziców jest sprawą między dorosłymi, że one w niczym nie zawiniły, że nadal są kochane przez oboje rodziców. Taka rozmowa nie jest łatwa, wymaga bowiem współpracy obojga dorosłych, a także oddzielenia roli małżeńskiej od roli rodzicielskiej. Warto pamiętać, że to nie z dzieckiem się rozstajemy, ale z partnerem.
S.K.
Ludzie najczęściej nie zastanawiają się nad tym skąd biorą się ich przekonania, że coś jest właściwe lub konieczne. Działając w dobrej wierze nie myślą, że czynią co im czyniono. Nie analizują źródła swojego przekonania, że relacja pomiędzy dzieckiem a rodzicem jest relacją władzy. W uświadomionych motywacjach stosowania wobec dziecka kar fizycznych nieobecne są pogarda dla dziecka, wykluczenie dziecka poza znaczący "wspólny świat", lęk przed dzieckiem, które można wyczytać z przekazów niesionych przez tradycję.
Analiza uzasadnień przyzwolenia na bicie dzieci, którymi posługują się rodzice i uzasadnień własnych doświadczeń jako karcącego fizycznie rodzica pokazuje, że uderzeniu dziecka przypisuje się wiele różnych znaczeń, a bliska rodzicom ideologia rodzicielstwa i praktyka wychowawcza nie zawsze są spójne. Deklaracje rodziców, zazwyczaj pełne sprzeczności, są wyrazem dysonansu - pogodzenie w formułowanych uzasadnieniach miłości do dziecka, dbałości o jego dobro i fizycznego karania kojarzonego z przemocą, gwałtem i upokorzeniem nie jest łatwe.1
Wywiady swobodne przeprowadzone z warszawskimi rodzicami sondowały ich opinie na temat stosowania kar fizycznych wobec dzieci - czy, w jakich sytuacjach i dlaczego rodzic może odwołać się do takiej metody wychowawczej; czy i jak wiek dziecka ogranicza bicie go; kto może karać fizycznie dziecko? Badani opowiadali też o relacjach z własnymi dziećmi i doświadczeniach uderzenia dziecka. 2
To była moja klęska - uzasadnienia negatywne
Wśród badanych rodziców nie było ani jednej osoby, która nigdy nie uderzyła swojego dziecka. Chociaż jedna trzecia badanych przytacza w rozmowie jako swoje argumenty przeciw karaniu fizycznemu dzieci, to tylko jeden ojciec jednoznacznie określa się jako zdecydowany przeciwnik bicia dzieci. Pozostali z tej grupy dopuszczają wyjątki, określają ograniczenia uznawanej zasady czy też, deklarując się jako zdecydowani przeciwnicy kar fizycznych swoiście te kary definiują - 4 "łapki" czy 2 paski to nie jest żadna kara fizyczna(13).
Wśród uzasadnień negatywnych wyróżnić można dwie główne kategorie zaprzeczeń przyzwolenia na stosowanie kar fizycznych wobec dzieci - zaprzeczenia aksjologiczne i zaprzeczenia racjonalne.
Uzasadnienia z pierwszej kategorii obecne są w wypowiedziach jednej czwartej badanych . Dziecko to człowiek, stąd jego prawo do nietykalności i godności. Dziecko to słabszy człowiek, bicie słabszego uwłacza godności agresora.
Mój stosunek do tego wynika generalnie z tego, że człowieka trzeba jakoś tam szanować.(15)
Nie, bo kara fizyczna to jest coś co powoduje, że zadajemy gwałt samym sobie i drugiej istocie... (6)
Po prostu depczemy jego godność. (10)
..dziecko jest słabsze i to nie jest równorzędny partner. (16)
Większość negatywnych opinii na temat kar fizycznych lokuje się w kategorii uzasadnień nazwanych tu racjonalnymi. Nie jest to kategoria jednorodna. Uzasadnienia te odwołują się do oceny skuteczności, konsekwencji i zasadności oddziaływań wychowawczych.
Po pierwsze więc kary fizyczne nie gwarantują realizacji zamierzonych celów wychowawczych - bicie jest przeciwskuteczne lub nieskuteczne.
To absolutnie nic dobrego nie daje, bo rodzi poczucie żalu, niesprawiedliwości, a potem bunt.
"Poczekaj następnym razem to ja ci dopiero zmaluje numer i jeszcze wymyślę coś żebyś nie mógł mnie złapać."(19)
Kara fizyczna nic nie daje. (13)
..to nie wnosi niczego dla osoby karanej, raczej powoduje jej zamkniecie się, w dalszej konsekwencji znerwicowanie i nie daje to rezultatów. Po prostu problem dalej zostaje problemem tylko zostaje zepchnięty i zatuszowany...(10)
Bicie dzieci jest w opinii badanych przeciwskuteczne nie tylko w stosunku do doraźnego ograniczenia niepożądanych zachowań i wymuszenia posłuszeństwa dziecka. Ma też wymiar odległych konsekwencji związanych z rozwojem i kształtowaniem dziecka. Doświadczenie kar fizycznych przez dziecko może zakłócić ten proces, gdyż, jak podpowiada badanym ich wiedza psychologiczna, przemoc rodzi przemoc.
...żeby dziecko nie doświadczało tej przemocy, żeby później nie próbowało na innym wypróbować tej siły. (3)
...w sumie sama kara fizyczna do niczego nie prowadzi, bo uczy dziecko agresji (16)
Trzecia subkategoria negatywnych uzasadnień racjonalnych bazuje na refleksji, iż to nie przemyślany zamiar ukarania dziecka kieruje rodzicem stosującym kary cielesne. Bicie dziecka jest uświadomionym, zazwyczaj ex post przejawem bezsilności rodzica, swoistym catarsis związanym z potrzebą odreagowania stresu i poczucia niemocy. Te wypowiedzi rodziców odnoszą się bardziej do własnych doświadczeń sięgania po kary fizyczne niż do "teoretycznego" stosunku do takiej metody. Zawsze jednak wyczytać w nich można niezgodę na bicie dzieci i przekonanie, że bicie dziecka nie jest działaniem racjonalnym tylko wyrazem bezradności, stresu, efektem frustracji.
Zawsze uważam, że stosowanie siły jest wyrazem bezradności rodzica. (...) wściekłość, wściekłość nieograniczona i niemożność pohamowania się i nie popełnienia takiego błędu jak klaps. (6)
..to było moją niemocą, moją bezsilnością, próbą zrobienia czegoś. Jestem osobą, że tak powiem, nerwową, mało cierpliwą i to była moja klęska. (10)
I potem tylko należy powiedzieć, wstyd mi...o Jezu...no właśnie, bo to jest tylko moje frustracja, mój strach, mój lęk, mój stres moja agresja.(19)
To nie jest przemyślane działanie tylko spontaniczna reakcja, po prostu dochodzi do takiego momentu, że jakby brakuje nam argumentów. (3)
Bodziec przemawiający najlepiej - uzasadnienia pozytywne
Zdecydowana większość rodziców uznaje, że w repertuarze metod wychowawczych kary fizyczne są potrzebne. Powszechność zgody na bicie dzieci w żadnej mierze nie oznacza jednak jednomyślności w tej kwestii. Analiza wypowiedzi uzasadniających takie przyzwolenie pokazuje zróżnicowanie nie tylko ich treści, ale też mocy. Te dwa wymiary uzasadnień wydają się wiązać ze sobą.
Najsłabszą zgodę na bicie dziecka, obwarowaną licznymi ograniczeniami (jeśli zachodzi sytuacja zagrożenia zdrowia i życia dziecka; tylko w pupę; najwyżej mały klaps) wyrażają ci rodzice, którzy w pozytywnych uzasadnieniach konieczności stosowania kar fizycznych przywołują niemożność innej formy komunikowania się z małym dzieckiem w sytuacjach dla niego niebezpiecznych. Uderzenie dziecka to negatywne warunkowanie, działa jak "gorący piec".
Kiedy dziecku nie będzie na przykład można wytłumaczyć, że nie wolno mu czegoś robić, bo to grozi niebezpieczeństwem, a dziecko nie jest w stanie zrozumieć perswazji, bo na przykład jest za małe, nie zna znaczenia słów, nie potrafi jeszcze myśleć abstrakcyjnie, no i ono tego nie pojmuje, i wtedy czasami jedynym momentem, który ono zapamięta, no bo to się łączy z bólem i ze stresem będzie klap.(19)
..wobec małego dziecka, ale już takiego poruszającego się, klaps, który ma ostrzec przed zagrożeniem czy niebezpieczeństwem, to tak. (16)
Najczęściej przytaczane przez rodziców argumenty na rzecz kar fizycznych mieszczą się w kategorii uzasadnień pedagogicznych. Bicie jest akceptowanym instrumentem oddziaływań pedagogicznych, pozwala dziecku odróżnić dobro od zła, wyznacza granice tego co dozwolone i zakazane.
Bo wtedy dziecko wie, że źle zrobiło. Czasami słowa po prostu nie przemawiają do takiego młodego człowieka. (7)
..czasami takie lanie (...) takie przywołujące do porządku jest potrzebne i czasami jeśli ojciec zastosuje je w porę w ogóle ratuje dziecko przed jakimś tam zejściem na zupełnie złą drogę. (14)
W ramach uzasadnień pedagogicznych wyróżniają się dwie subkategorie specyficznych uwarunkowań przywołania kary fizycznej przez rodzica. Pierwsza z nich to bicie jako ostatnia szansa powodzenia zabiegów wychowawczych. Kary fizyczne są drastyczne więc nie są włączane do podstawowego repertuaru oddziaływań wychowawczych. Są jednak skuteczne więc w ostateczności gwarantują sukces tych oddziaływań. Co charakterystyczne, badani na ogół nie eksponują tu własnej bezradności w relacji z dzieckiem.
W przypadkach kiedy już żadne inne metody nie skutkują tylko ta metoda klapsa. Jest po prostu takim bodźcem przemawiającym najlepiej. (22)
..kiedy już wszystkie inne sposoby oddziaływania na dziecko zawiodą. No na przykład kiedy już nie ma innego sposobu żeby przywołać je do porządku.(21)
..jak już żadne inne metody nie pomogą, ale nie jakieś tam bicie straszne, tylko po prostu jakiś klaps na pupę, dla otrzeźwienia. (2)
Duża część uzasadnień zawiera interpretację motywów niepożądanego zachowania dziecka. Centralną cechą zachowań, które prowokują fizyczne karanie jest złośliwość. W uzasadnieniach bicia dziecka prowokacyjnie nieposłusznego pojawia się nowa nuta. Jest nią pewnego rodzaju próba sił w sytuacji, gdy negatywne zachowanie dziecka jest postrzegane jest jako złośliwe, z premedytacją podejmowane przeciwko rodzicielskim nakazom.
Małe dziecko po prostu patrzy na ile może sobie pozwolić. Jeśli widać, że dziecko robi to złośliwie i specjalnie to wtedy, moim zdaniem, klaps jest jak najbardziej uzasadniony. (8)
Kiedy dziecko, znając reguły gry, wiedząc, że nie powinno tego robić robi coś świadomie, złośliwie jak gdyby. (18)
Motyw próby sił pojawia się też w w czystej formie w uzasadnieniach, w których fizyczne karanie dziecka jest instrumentem zapewnienia władzy rodzica. Zasadą regulującą relacje rodzice - dziecko jest hierarchia i posłuszeństwo. Demonstracja przewagi fizycznej ma dziecku unaocznić te zasadę.
..to wyznacza jakąś pozycję dziecka w hierarchii rodziny i on wie co mu wolno a czego nie, jaki jest jego status w tej rodzinie, że nie on jest tu przywódcą, tylko, że jest dzieckiem (2)
..to jest przypomnienie jakiegoś mojego autorytetu w tym momencie (...) zaznaczenie mojej nadrzędności. (21)
Musi czuć jakiś szacunek i respekt i musi wiedzieć, ż nie może sobie na wszystko pozwolić. I dlatego mogę zachowywać się tak a nie inaczej. (11)
Kto może stosować kary fizyczne wobec dziecka? Większość badanych uważa, że tylko rodzice mogą uderzyć swoje dziecko. Co nie bez znaczenia, jedna czwarta badanych ustosunkowując się do tej kwestii używa słowa przywilej podkreślając specyficzne uprawnienia rodziców.
To jest jakby nasz przywilej jako rodziców i bardzo pilnujemy tego, by nawet moi rodzice czy tez teściowie, żeby nie bili Ani. (21)
Wyjątkowo przywilej ten bywa rozszerzany przez badanych na osoby upoważnione przez rodziców lub opiekujące się dzieckiem w mierze równej opiece rodzicielskiej. Jedynie pojedynczy rodzice dostrzegają brak spójności pomiędzy uzasadnieniami z kategorii "gorący piec" a odmówieniem innym osobom karania chroniącego dziecko w sytuacjach zagrożenia.
No żeby być konsekwentna to musiałabym dopuścić kogoś obcego, ale nie bardzo mi się to podoba. (16)
Znacząca kategoria badanych kobiet deklaruje, że ich mężowie nie biją dzieci, a "przywilej" przypisany jest w rodzinie do roli matki.
Nigdy nie uderzył żadnego dziecka. Zawsze na mnie to spadało. (8)
Wiek dziecka jest znaczącą zmienną warunkującą zgodę na stosowanie wobec niego kar fizycznych. Badani są na ogół zgodni że niemowląt się nie bije (chociaż uzasadnieniem takiej opinii bywało i stwierdzenie, iż przez pampersa nie poczuje). Dolna granica wieku dziecka, które może być uderzone to 1-4 lata. Nie należy bić także starszych dzieci. Ten etap dzieciństwa, którego początek wyznacza górną granicę wieku zagrożenia laniem, nie jest lokalizowany jednomyślnie. Wskazywania mieszczą się w przedziale 5-15 lat. Starszych dzieci nie należy bić, bo to głupio, bo uczy agresji i wywołuje bunt, bo mogą oddać (po prostu z w tej chwili on jest za silny (4), bo rodzic się kompromituje. Najczęściej formułowane są uzasadnienia mówiące o szerszym repertuarze oddziaływań wychowawczych w przypadku starszych dzieci. Kary fizyczne przestają być potrzebne, gdy można z dzieckiem porozmawiać czy odczuwalnie ukarać je w inny sposób.
Bardziej upokorzona i zbita niż dziecko - samoocena agresora
Brak spójności w poglądach badanych na stosowanie kar fizycznych najwyraźniej dochodzi do głosu, gdy oceniają oni własne postępowanie wobec dzieci. Mimo, iż wszyscy badani karali fizycznie swoje dzieci a blisko dwie trzecie z nich jednoznacznie (chociaż formułując pewne ograniczenia) akceptuje bicie dzieci, to wszyscy wspominają odległe bądź ciągle obecne doświadczenia z biciem własnych dzieci jako traumatyczne dla nich samych. Tylko dwie osoby w swoich deklaracjach wydają się być pogodzone z agresją wobec własnego dziecka. Chociaż dużo ich to kosztowało, ale nie było innego wyjścia
Myślałam, że mi serce pęknie na tysiąc kawałków, ale nie mogłam go przytulić w tym momencie (...) on płakał a ja płakałam w drugim kącie (2)
Pozostali rodzice bardzo krytycznie oceniają swoje zachowanie. Analizując własne emocje towarzyszące biciu dzieci mówią o przykrości, wstydzie, poczuciu winy, niesmaku, wściekłości na siebie. Rodzice starszych dzieci zdają się do dziś rozpamiętywać karanie ich we wczesnym dzieciństwie.
...gryzie mnie to. Ile razy sobie przypomnę dzisiaj każde danie mu w dupę, każdą taką karę cielesną, to po prostu straszliwie się wstydzę, po prostu nigdy nie chciałbym tego zrobić w stosunku do żadnego dziecka. (4)
A później..., do dzisiaj czuję niesmak i żal, że dopuściłam do takiej sytuacji. (16)
Również ci, którzy przyznają, że obecnie sprawiają dzieciom lanie nie szukają usprawiedliwień i mówią o głębokiej traumie związanej z wymierzaniem kar.
...wydaje mi się, że jestem bardziej upokorzona i zbita niż dziecko (9)
Bicie dzieci przez rodziców to zadziwiający społeczny fenomen - cierpią ofiary i agresorzy; znacząca część jednych i drugich uważa, że to czego doświadczają jest normalne.
1. Gough B., Reavey P. (1997) Parental Accounts Regarding the Physical Punishment of Children: Discourses of Disempoverment. Child Abuse and Neglect vol.21, nr 5, s.417-430
2. Sajkowska M. (2000) Dlaczego bijemy dzieci?, Raport z badań jakościowych. Maszynopis.
Wywiady przeprowadzono z 23 osobami. Wszystkie miały wyższe wykształcenie; wszystkie miały co najmniej jedno dziecko (10 - jedno, 10 - dwoje, 1 - troje, 2 - czworo); 14 osób miało dzieci młodsze (do 18 roku życia), 9 osób dzieci dorosłe; wśród badanych było 20 kobiet i 3 mężczyzn.
M.S.
W drodze do domu skup się na tym, co wydarzyło się w ciągu dnia.
Jesteśmy w niedoczasie.
Określenie to zdarzyło mi się usłyszeć u lekarza zajmującego się leczeniem kręgosłupa. Przekaz zdrowotny zawierał się w znanej skądinąd prawdzie, iż kręgosłup nie znosi stresów. Kręgosłup w stresie niedoczasu to kręgosłup coraz bardziej chory.
Niedoczas to coś z Leśmiana i Einsteina jednocześnie. Z Leśmiana odwaga i i uroda słowotwórcza, z Einsteina zaś aspekt względności, mówiący o tym, iż biorąc pod uwagę fakt, że prędkość światła jest stała, czas i przestrzeń muszą być względne.
Chociaż psychologiczne aspekty percepcji czasu to sprawa dość zawiła, wszyscy intuicyjnie rozumiemy pojęcie niedoczasu. Wszyscy znamy poczucie, że nie starczy nam czasu przynajmniej na dwie sprawy z dzisiaj i jedną z wczorajszego niedoczasu. Szczęśliwi, którzy potrafią utrzymać swoje gospodarstwo czasowe w ryzach, albo może trafniej: falować w zgodzie z rytmem czasu.
Kultura Zachodu, ceniąca sobie wartości materialne, wytworzyła ideę mówiącą, że czas to pieniądz. Ponieważ jest to idea totalnie niezgodna z rytmem spokojnej harmonii wszechświata, ludzie kultury zachodniej płacą za ten rozbrat wielką cenę - między innymi chorobami kręgosłupa.
To, co wiemy o niedoczasie, związane jest z pośpiechem. Pośpiech znów jest dzieckiem nienasycenia. Prawie wszystko w naszych czasach służy rozbudzeniu nienasycenia ludzkiej duszy.
Jak wiadomo, jednym z ważnych źródeł uczenia się człowieka są wzorce społeczne, więc człowiek potrzebuje przyglądać się życiu i działaniu innych ludzi. Na zapotrzebowanie to odpowiada między innymi literatura, no i oczywiści telewizja, której wzorce wytwarzają nienasycenie. Pięć obrazów emitowanych w jednej reklamowej sekundzie w pospieszny sposób przekazuje ci konieczność pospiesznego zamienienia tego, co masz, na coś nowego, lub zdobycia czegoś, czego nie masz. Do głowy by ci nie przyszło, że tego potrzebujesz, gdyby nie reklama lub bohaterowie seriali.
Telewizor z pilotem uszkadza coś niezmiernie istotnego w życiu człowieka szczęśliwego: uwagę. Uwaga jest potrzebna do szczęścia podwójnie. Po pierwsze po to, byśmy mogli koncentrować się na tu i teraz. Po drugie po to, byśmy całym sobą mogli oddawać się naszym działaniom. Obie te zdolności tworzą spójnię, bo oddawanie się z uwagą swoim działaniom oznacza zawsze koncentrację na tu i teraz.
Oddawanie się swoim działaniom oznacza pasję, bycie dla, doświadczenie oderwania się od własnego ego w radości, jaką daje łączność z ludźmi i ze światem. Małe dziecko z wysuniętym językiem oddaje się rysowaniu. Oddaje się zabawie, zapominając o porze dnia. "Rozmawiają" strony i biznesmeni. Zakochani "toną w rozmowie" i "oddają się rozmowie". Są lekarze, którzy oddają się leczeniu, i można ich odróżnić od tych, którzy po prostu leczą. Pragnę przez ten opis wyrazić pochwałę doświadczenia "bycia częścią" sprawy, której człowiek się oddaje. Tonięcie w rozmowie, oddanie się pasji czy działaniu, jest rodzajem medytowania w "tu i teraz", o wiele bardziej w zgodzie z rytmem wszechświata niż nieszczęsne życie w niedoczasie.
Jesteśmy jednak dziećmi naszej kultury, która każe żyć w świecie czasu uporządkowanego. Strukturalizacja czasu uważana jest przez niektórych badaczy natury ludzkiej za coś, co wyróżnia człowieka z gromady wszystkich istot żywych. I chociaż z jednej strony można powiedzieć, że z czasu ustrukturalizowanego w porządku: wczoraj, dziś i jutro, żyjemy tylko w dzisiaj (bo wczoraj już nie ma, a jutra jeszcze nie ma), to z drugiej strony wiadomo, że "dzisiaj" żywe są w nas ślady "wczoraj" i że w jakiś sposób "dzisiaj" potrzebujemy zadbać o "jutro". To ostatnie odbywa się przez planowanie. Beztroskie "życie w dzisiaj" może sprawić, że nie będziemy mogli piętnastego zapłacić za światło i gaz, a przecież nie o to chodzi.
Obie opcje, a więc opcja życia tu i teraz oraz opcja czasu ustrukturalizowanego potrzebują harmonii. Zdaje się, że harmonia ta obejmuje dwie sfery doświadczenia. Pierwszą z nich można nazwać Doświadczeniem Drogi. Drugą z nich nazwałabym Doświadczeniem Królestwa.
Doświadczenie Drogi rozumiem jako taki rodzaj kontaktu z zadaniami i celami życiowymi, które bynajmniej nie prowadzą do żadnej mety, wskazują zaś wyłącznie kierunek. Rozwijając tę myśl, można powiedzieć, że są dwie możliwości obcowania z celami i zadaniami życiowymi. Jedna z tych możliwości to nastawienie na "metę" lub "poprzeczkę życiową". Meta określa punkt dojścia, poprzeczka zaś rodzaj wymiernego osiągnięcia, do którego aspiruje się w życiu. Ukończyć szkołę, osiągnąć stanowisko kierownicze, mieć duży dom, dwoje dzieci. Wykształcić dzieci. Zlikwidować bezrobocie, sprawić, by nikt nie był głodny. Są to cele wymierne. Osiągając je wiemy, że właśnie została osiągnięta meta, że właśnie została pokonana poprzeczka.
Doświadczenie kierunku oznacza umowę na działanie, a nie na efekt końcowy. Pomagać ludziom, oliwić skrzypiące drzwi, pracować nad sobą. Istnieje przy tym ciche założenie, że zawsze będą jacyś ludzie, którzy potrzebować będą pomocy, zawsze będą jakieś drzwi do naoliwienia i nie ma żadnej mety, gdy chodzi o pracę nad sobą. Nastawienie na metę lub poprzeczkę nie służy zbyt dobrze zadaniom, których podmiotem jest człowiek. To ono właśnie powoduje stres niedoczasu. Dlatego w osobistych planach rozwoju, jak i w pracy z ludźmi, warto uwzględnić raczej kierunek niż metę.
Doświadczenie Królestwa oznacza sytuację panowania na własnym terytorium. Panowanie nad myślami, uczuciami i swoim ciałem jako pierwotnym terytorium osobistym każdego z nas. Następnie nad tym, co moje - moje gospodarstwo, moja praca, moje plany, kierunki, pragnienia i ich realizacja. Król (królowa) to istota, która wie, co będzie robić w ciągu najbliższej minuty, najbliższej godziny i do końca dnia.
Zachowaniu właściwego kierunku i panowania w królestwie swojej pracy służy skupienie na tym, co wydarzyło się dzisiaj. Sprzyja przygotowaniu kolejnych kilku kroków związanych z kierunkiem naszych działań. Pozwala na korektę azymutu.
W.S.
Stres towarzyszy nam niemal codziennie, dlatego coraz więcej badaczy próbuje zgłębić jego psychologiczne mechanizmy, szukając jednocześnie sposobów radzenia sobie z nim.
Problem stresu oraz procesów radzenia sobie z nim i jego skutkami jest stale aktualny. Do tej pory przeprowadzono wiele badań nad stresem w różnych jego aspektach. Analizując te prace, można zauważyć liczne, często odmienne, definicje stresu i radzenia sobie z nim.
Termin "stres" pochodzi z fizyki i odnosi się do różnego typu napięć, nacisków lub sił, które działają na system. Pojęcie to w 1926 roku po raz pierwszy wprowadził do nauk o zdrowiu H. Selye. Stres według niego to "nieswoista reakcja organizmu na wszelkie stawiane mu żądanie", którą nazwał zespołem ogólnego przystosowania (GAS - General Adaptation Syndrome) lub zespołem stresu biologicznego. W zespole tym wyróżnia trzy stadia:
stadium reakcji alarmowej - organizm mobilizuje swoje wszelkie dostępne siły (np. następuje wzrost ciśnienia krwi, podwyższenie temperatury ciała);
stadium odporności - adaptacji, człowiek względnie dobrze znosi czynniki stresujące, ale słabiej toleruje inne dodatkowe bodźce, które uprzednio były nieszkodliwe;
stadium wyczerpania - pojawia się wtedy, gdy czynniki stresujące działają zbyt intensywnie lub zbyt długo. Człowiek zaczyna tracić zdolności obronne, co powoduje rozregulowanie funkcji fizjologicznych. W ostatnim stadium może dojść do trwałych zmian patologicznych, które mogą doprowadzić nawet do śmierci.
Selye odróżnia stres konstruktywny od destrukcyjnego. Podkreśla, że nie każdy stres jest szkodliwy. Uważa, że stres może spełniać pozytywną funkcję, gdyż w pewnych sytuacjach mobilizuje człowieka do efektywniejszego działania. Taki pozytywny stres określa mianem eustresu, a nadmierny stres, powodujący szkody, nazywa dystresem.
Analizując poszczególne teorie stresu, można wyciągnąć następujące wnioski:
Stres jest stanem całego organizmu.
Jest stanem bardziej ekstremalnym niż stan zwykłego napięcia nerwowego.
Stres zakłada interakcję organizmu i otoczenia.
Stres wymaga obecności zagrożenia, które jest spostrzegane i oceniane poznawczo.
Odpowiedzią na stres jest uruchomienie regulacyjnych funkcji psychiki.
Z punktu widzenia psychologii można wyróżnić trzy nurty w określaniu stresu:
stres jako bodziec (stresor) czy wydarzenie o określonych właściwościach;
stres jako reakcja, zwłaszcza emocjonalna;
stres rozpatrywany w kategoriach relacji między czynnikami zewnętrznymi a ich odbiorem przez podmiot.
Ten ostatni nurt - "relacyjny" - pojawił się najpóźniej, do niego należy teoria stresu psychologicznego R.S. Lazarusa i S. Folkman, która zyskała duże uznanie i jest najczęściej cytowana w literaturze przedmiotu.
Teoria stresu psychologicznego prezentowana przez tych badaczy ma charakter transakcyjny. Według nich stres to "określona relacja między osobą a otoczeniem, która oceniana jest przez osobę jako obciążająca lub przekraczająca jej zasoby i zagrażająca jej dobrostanowi". Lazarus i Folkman twierdzą, że stres psychologiczny nie jest "umiejscowiony" ani w samej sytuacji, ani w osobie, pomimo że jest uwarunkowany przez cechy środowiska i przez właściwości człowieka znajdującego się w określonej sytuacji. W sytuacji stresu następuje konfrontacja posiadanych przez człowieka przekonań, wartości i umiejętności z wymaganiami, ograniczeniami i zasobami, jakie wnosi sytuacja. Relacja ta określona jest mianem transakcji, ponieważ nie tylko otoczenie wpływa na osobę, ale również osoba wpływa na otoczenie (relacja przebiega w obu kierunkach).
Między stresem a bezpośrednimi oraz odległymi jego skutkami zachodzą dwa rodzaje procesów pośredniczących: ocena poznawcza i radzenie sobie, czyli zmaganie się lub też zwalczanie stresu. Ocena poznawcza dzieli się na pierwotną i wtórną. Ocena pierwotna obejmuje percepcję i interpretację sytuacji, w jakiej znajduje się człowiek, czy jest ona zagrażająca i w jakim stopniu. Jest to więc proces, w którym osoba ocenia, jakie znaczenie ma dla niej dana sytuacja, czy jest bez znaczenia, sprzyjająco-pozytywna czy też stresująca.
Sytuacja stresująca obejmuje trzy podtypy:
krzywda/strata odnosi się do powstałej już szkody (np. śmierć bliskiej osoby, utrata poczucia sensu życia itp.);
zagrożenie (threat) dotyczy szkód, które przewidujemy, że mogą się pojawić;
wyzwanie (challange) wskazuje na własną ocenę swoich możliwości opanowania sytuacji.
Ocena pierwotna dotyczy znaczenia danej sytuacji lub zdarzenia dla jednostki. Jeżeli zostanie ona oceniona jako stresująca, wówczas zostaje uruchomiony proces adaptacyjny - radzenie sobie. Przebieg procesu radzenia sobie ze stresem zależy od wtórnej oceny poznawczej, która odnosi się do tego, jakimi możliwościami poradzenia sobie z sytuacją dysponuje jednostka.
Ocenę wtórną współtworzą następujące czynniki: stopień zagrożenia, istnienie alternatywnych sposobów radzenia sobie z zagrożeniem, zmienne sytuacyjne (np. lokalizacja źródła zagrożenia, ograniczenia sytuacyjne, czynniki osobowościowe), hierarchia potrzeb człowieka, cenione wartości, system przekonań, dyspozycja do określonych sposobów reagowania.
Tak więc ocena pierwotna dotyczy tego, z jaką sytuacją mamy do czynienia, natomiast ocena wtórna dotyczy własnych lub środowiskowych możliwości i dostępnych sposobów radzenia sobie ze stresem.
Stres powoduje zmiany w funkcjonowaniu organizmu w trzech płaszczyznach:
wskaźników fizjologicznych: przyśpieszony puls, rozszerzenie źrenic, wzmożona potliwość, kołatanie serca, napięcie mięśni rąk i nóg, sztywność karku, suchość w jamie ustnej, ucisk w gardle, pobudzenie psychoruchowe, naprzemienne uczucie gorąca i zimna, gonitwa myśli;
wskaźników psychologicznych: rozdrażnienie, podejrzliwość, wrogość, odczuwanie nieokreślonego lęku, ataki złości, apatia, przygnębienie, poczucie osamotnienia, trudności z podejmowaniem decyzji, zachwiane poczucie własnej wartości;
wskaźników behawioralnych (zmiany w zachowaniu): zwiększona pobudliwość, tiki nerwowe, impulsywność działania, utrata apetytu lub uczucie ciągłego głodu, zaburzenia snu (bezsenność lub wzmożona senność), nagłe wybuchy gniewu lub płaczu, podatność na wypadki, nadużywanie alkoholu, nadmierne palenie, konfliktowość, brak satysfakcji z wykonywanej pracy, obniżona wydajność.
Obecnie radzenie sobie ze stresem rozpatrywane jest jako główny element ogólnego procesu stresu. Z badań można wnioskować, że sposób radzenia sobie ze stresem może pomniejszyć wpływ stresu oraz łagodzić jego negatywne konsekwencje.
Lazarus i Folkman określają radzenie sobie ze stresem jako stale zmieniające się poznawcze i behawioralne wysiłki, mające na celu opanowanie określonych zewnętrznych i wewnętrznych wymagań, ocenianych przez osobę jako obciążające lub przekraczające jej zasoby. W tym ujęciu radzenie sobie jest celowym wysiłkiem podjętym w wyniku oceny sytuacji jako stresującej. Lazarus w swoich rozważaniach uwzględnia dwie podstawowe funkcje radzenia sobie ze stresem:
funkcję instrumentalną - zorientowaną na problem oraz
funkcję odnoszącą się do regulacji przykrych emocji.
Ta pierwsza polega najczęściej na zmianie sytuacji na lepsze albo przez zmianę własnego destrukcyjnego działania (koncentracja na "ja"), albo przez zmianę zagrażającego środowiska. Druga zaś na obniżaniu przykrego napięcia i innych negatywnych stanów emocjonalnych. Obie funkcje mogą czasem wchodzić z sobą w konflikt, często jednak wzajemnie się wspomagają.
Próby systematyzacji sposobów radzenia sobie ze stresem nie doprowadziły do jednoznacznych rozstrzygnięć. Lazarus i Folkman wyróżnili następujące sposoby radzenia sobie ze stresem: o konfrontacja - obrona własnego st anowiska, walka z trudnościami, by zaspokoić swoje potrzeby; o planowanie rozwiązania problemu - zaplanowane działanie wobec sytuacji stresowej; o dystansowanie się - podejmowanie wysiłków mających na celu odsunięcie od siebie problemu, unikanie myślenia o nim;
unikanie/ucieczka - fantazjowanie, przeczekiwanie, myślenie życzeniowe;
samoobwinianie się - samokrytyka, autoagresja;
samokontrola - powstrzymywanie negatywnych emocji;
poszukiwanie wsparcia - szukanie pomocy lub współczucia ze strony innych ludzi lub instytucji;
pozytywne przewartościowanie? szukanie i podkreślanie dobrych stron sytuacji stresowej, aby zmniejszyć poczucie straty lub porażki.
Każdy z wymienionych sposobów radzenia sobie ze stresem spełnia zarówno funkcję rozwiązywania problemów, jak i regulacji emocji. Każdy z nich może być ukierunkowany na "ja" bądź na otoczenie i każdy może odnosić się albo do przeszłości i teraźniejszości (szkoda - strata), albo do przyszłości (zagrożenie lub wyzwanie).
Z badań wynika, że sposoby radzenia sobie ze stresem zależą od płci, wieku oraz osobowości, w tym m.in. od cech intro-ekstrawersji, niepokoju, lokalizacji kontroli, a także od rodzaju stresora. Szczególne znaczenie w procesie radzenia sobie ze stresem ma wsparcie społeczne, które wpływa na zwiększenie zdolności do wytrwałej i skutecznej z nim walki.
Chroniczny stres, czyli stres doświadczany permanentnie lub często, może przyczyniać się do powstawania wielu chorób. Do najczęstszych należą: wrzody żołądka i dwunastnicy, nadciśnienie, choroby serca, cukrzyca, migreny, artretyzm, astma, zaburzenia snu, anoreksja nerwowa, bulimia, schorzenia skóry (np. pokrzywka, opryszczka, egzema, łuszczyca), zaburzenia popędu płciowego u mężczyzn, zaburzenia menstruacyjne u kobiet.
Codzienne życie pokazuje, że nie jesteśmy w stanie uniknąć stresu. To, w jaki sposób będziemy radzić sobie z nim, zależy w dużej mierze od nas samych. Warto uzmysłowić sobie, że to nie sam stres, lecz nasza reakcja na niego, jest tym, co może nam zaszkodzić.
Lazarus R.S.: Paradygmat stresu i radzenia sobie. "Nowiny Psychologiczne", 3-4, 2-39, 1986.
Selye H.: Stres życia. PZWL, Warszawa 1963.
Selye H.: Stres okiełznany. PIW, Warszawa 1977.
Terelak J.: Psychologia stresu. Wydawnictwo Branta, Warszawa 1995.
S.K.
Na co dzień nie zastanawiamy się, w jaki sposób komunikujemy się między sobą. Wydaje się nam, że jest to sprawa oczywista.
Każdy z nas codziennie porozumiewa się z wieloma ludźmi. Jesteśmy przekonani, że wszystko co mówimy, dociera do naszego rozmówcy i jest rozumiane tak, jak sobie tego życzymy. Rozmowy z innymi wydają się nam czymś oczywistym. Dopiero, gdy pojawiają się trudności, konflikty, zastanawiamy się, co takiego się dzieje, że jesteśmy niewłaściwie rozumiani. I wtedy okazuje się, że porozumiewanie się z drugim człowiekiem jest trudną i żmudną sztuką!
Komunikacja interpersonalna stała się przedmiotem zainteresowania psychologów, zwłaszcza humanistycznych, w latach sześćdziesiątych. Zwrócili oni uwagę na związek między procesem porozumiewania się ludzi a możliwością zaspakajania ważnych dla nich potrzeb (bliskości, przynależności, bezpieczeństwa itd.). Uznali komunikowanie się za ważną umiejętność społeczną, którą należy rozwijać i doskonalić.
Komunikowanie się (z łaciny communicatio - rozmowa, wymiana, łączność) definiuje się jako proces, podczas którego ludzie dążą do dzielenia się znaczeniami za pośrednictwem symbolicznych (dźwięki, litery, słowa) informacji (komunikatów). Najprostszy model komunikowania się polega na przekazywaniu przez nadawcę komunikatu (werbalnego lub niewerbalnego) i odebraniu go przez odbiorcę. Porozumiewanie się może być jednokierunkowe - nadawca przekazuje informacje bez oczekiwania ich potwierdzenia przez odbiorcę, lub dwukierunkowe - nadawca uzyskuje potwierdzenie przekazanej informacji np. w formie pytań zadawanych przez odbiorcę.
Skuteczna komunikacja zachodzi wtedy, gdy odbiorca rozumie przekaz tak, jak zamierzał go przekazać nadawca. W skutecznej komunikacji informacja nadawcy oddaje jego intencję, a interpretacja odbiorcy zbiega się z zamiarami nadawcy. Na komunikację wpływają nasze potrzeby, oczekiwania, postawy, ale również reakcje wywoływane przez nas u naszego rozmówcy.
NADAWCA - to osoba, która wysyła informację, czyli komunikat, przekaz; inicjuje proces komunikacji. W tym celu musi ona określić "język" przekazu i kanał transmisji komunikatu (telefon, rozmowa bezpośrednia itp.), przygotować (zakodować, czyli wyrazić intencje i idee w symbolach - piśmie, mowie ciała, przekazie werbalnym) i nadać komunikat oraz upewnić się, że dotarł i został właściwie zrozumiany.
ODBIORCA - jest adresatem przekazu; jego rola polega na odczytaniu komunikatu (dekodowaniu, czyli właściwym zrozumieniu symboli) na podstawie wspólnego dla nadawcy i odbiorcy zbioru znaczeń i przekazaniu nadawcy informacji zwrotnej potwierdzającej odbiór i zrozumienie komunikatu. Końcowym elementem procesu komunikowania się jest interpretacja intencji nadawcy przez odbiorcę. Między nadawcą a odbiorcą istnieje sprzężenie zwrotne. Oznacza to, że każdy z nich ma możliwość uzyskania informacji, jak jest rozumiany przez drugiego. O skutecznej komunikacji, czyli porozumieniu możemy mówić wtedy, gdy istnieje zgodność intencji nadawcy i intencji przypisanych mu przez odbiorcę.
Komunikujemy się z ludźmi, aby:
wyrazić swoje myśli, przekonania, pragnienia, uczucia,
wymienić informacje,
uzyskać pomoc, akceptację, wsparcie,
zaspokoić potrzeby swoje i partnera (np. potrzebę afiliacji, dominacji, osiągnięć itd.),
wydać polecenia, wykonać wspólne zadania np. ustalić z partnerem podział obowiązków, wynegocjować korzystne warunki umowy itp.,
określić własną pozycję, wyrazić swój stosunek wobec partnera,
kształtować i wyrażać swoją osobę itd.
Niektóre sposoby formułowania wypowiedzi powodują trudności w porozumiewaniu się, przynoszą szkodę dla obopólnych relacji, wywołują negatywne uczucia. Na komunikację negatywnie mogą wpływać tzw. bariery komunikacyjne. Mogą spowodować, że rozmówca wycofa się z rozmowy, będzie się czuł osamotniony, przyjmie postawę obronną, będzie bierny lub agresywny. Bariery komunikacyjne sprawiają, że druga osoba nie chce wyrażać swoich myśli, potrzeb albo robi to w sposób nieudolny. Warto jednak pamiętać, że nie zawsze powodują one szkody, choć zwiększają prawdopodobieństwo pojawienia się trudności w porozumiewaniu się.
Twierdzi się, że ludzie mają naturalną skłonność do oceniania, osądzania - do akceptowania bądź odrzucania tego, co mówią lub robią inni. Mamy prawo wyrażać własną opinię, mieć swoje zdanie i dzielić się nim z innymi, pamiętając równocześnie, że nie mamy monopolu na prawdę o drugim człowieku. Nieumiejętne krytykowanie pogarsza nasze relacje z innymi. Dzieje się tak, gdy krytykując, atakujemy i obrażamy naszego rozmówcę (bo jesteś głupi i leniwy...), uogólniamy pojedyncze fakty (bo ty zawsze..., bo ty nigdy...) czy też stawiamy własne diagnozy (widać, że to cię nudzi). Wyrażanie negatywnych ocen o drugiej osobie i jej działaniach nie jest łatwym zadaniem. Konstruktywna krytyka może poprawić komunikację i przynieść zadowolenie z tego, że potrafimy rozmawiać o trudnych dla nas sprawach. Powinna być spokojna i rzeczowa, sformułowana w kategoriach własnych odczuć, a nie prawdy obiektywnej, dotyczyć zachowania, a nie samej osoby.
Czy pochwała może być barierą komunikacyjną? Spontaniczna odpowiedź brzmi - nie. Sądzi się, że pochwała generalnie polepsza stosunki między ludźmi, rodzi atmosferę zaufania i bezpieczeństwa. Czy zawsze? Pochwała zazwyczaj wprawia nas w zakłopotanie, zwłaszcza gdy jest połączona z oceną. Mówiąc komuś: jesteś wspaniałym człowiekiem, dobrze to zrobiłeś, często wywołujemy reakcję: wcale nie! Trudno zaakceptować nam pochwałę, która nas ocenia. Obawiamy się, że osoba, która nas chwali, może mieć jakieś ukryte intencje, chce nas "rozmiękczyć", a potem wykorzystać do swoich pokrętnych celów. Dlatego też zaczynamy uświadamiać naszego rozmówcę: to nie była moja zasługa, to wcale nie jest takie dobre, inni robią to lepiej. Chwalący nie rozumie, dlaczego jego komplementy są podważane i odrzucane. Aby pochwała nie krępowała, warto udzielać jej w formie swoich osobistych opinii, z którymi nasz rozmówca może, ale nie musi się zgodzić.
W trudnych sytuacjach często chcąc pomóc swoim bliskim, podsuwamy im nasze sprawdzone sposoby na rozwiązanie ich kłopotów. Doradzamy (najlepiej byłoby, gdybyś...), straszymy (jeśli tego nie zrobisz, to zobaczysz, że...), rozkazujemy (teraz zrobisz tak, jak ci powiem) czy też zarzucamy naszego rozmówcę pytaniami (Gdzie byłeś? Co robiłeś? Kto był z tobą? Dlaczego to zrobiłeś?), a to zamiast pomóc stwarza nowe problemy.
Osoba, której chcemy w taki sposób pomóc, raczej z tego nie skorzysta. Może zacząć myśleć o sobie, że nic nie potrafi i jest beznadziejna, skoro rozwiązanie jej problemu jest dla kogoś tak oczywiste.
Czasami wydaje nam się, że najlepiej pomożemy, gdy odwrócimy uwagę naszego rozmówcy od jego kłopotów. Może też się zdarzyć, że to my chcemy uciec od cudzych problemów, bo sami się ich obawiamy. I gdy ktoś podejmuje próby opowiedzenia nam o swoich kłopotach, zmieniamy temat rozmowy (nie wracaj już do tego, porozmawiajmy o czymś milszym) albo zaczynamy go pocieszać (wszystko będzie dobrze). Nasz rozmówca może pomyśleć, że jego problemy nie są dla nas ważne i będzie unikał z nami kontaktu.
Na naszą komunikację negatywnie mogą wpłynąć również inne czynniki:
brak zainteresowania (np. niedostatecznie uważne słuchanie, niedopuszczanie innych do głosu, przerywanie itp.),
brak "wspólnego języka" (np. rozmówca używa naukowego żargonu) czy też brak uzgodnienia znaczeń poszczególnych pojęć (zwłaszcza abstrakcyjnych),
negatywny stosunek do rozmówcy,
niewłaściwe miejsce lub/i czas rozmowy,
przekazywanie sprzecznych komunikatów (nasze ciało nie odzwierciedla tego, co mówimy).
Za bariery komunikacyjne, jak i satysfakcjonujące porozumienie odpowiedzialne są dwie strony. Aby uniknąć niepotrzebnych nieporozumień, warto pamiętać o następujących zasadach, które pozwalają lepiej i skuteczniej porozumiewać się ze sobą:
nie oceniaj, nie uogólniaj, nie interpretuj, nie dawaj "dobrych rad";
dbaj o prostotę i przejrzystość języka, używaj podobnego, zrozumiałego języka dla rozmówcy;
unikaj "gadulstwa", stosuj zasadę: minimum słów - maksimum treści;
unikaj wszystkiego, co mogłoby rozmówcę zniechęcić lub wywołać w nim poczucie zagrożenia (np. słuchanie w milczeniu z "kamienną twarzą", unikanie kontaktu wzrokowego, zadawanie pytań zamkniętych, korzystaj z informacji zwrotnych, sprawdzaj, czy jesteś dobrze rozumiany);
dostosuj tempo mówienia i ton głosu do sposobu mówienia partnera;
uważnie słuchaj drugiej strony i potwierdzaj, że to robisz (możesz używać: aha, hm itp.);
nie wyciągaj na siłę informacji.
W sztuce porozumiewania się dużą rolę odgrywa umiejętność słuchania. Słuchając uważnie, dajemy w pełni wypowiedzieć się rozmówcy, co sprawia, że lepiej możemy go poznać i zrozumieć. Parafraza to podstawowa metoda aktywnego słuchania. Polega ona na powtórzeniu własnymi słowami najistotniejszych treści wypowiedzi partnera z jednoczesnym sprawdzeniem, czy dobrze zrozumieliśmy intencje i treść jego wypowiedzi. Stosowanie parafrazy gwarantuje koncentrację uwagi na wypowiedzi partnera i sygnalizuje gotowość do współpracy. Parafraza zaczyna się najczęściej zwrotami typu: czy dobrze rozumiem, że ty..., z tego co mówisz, zrozumiałem, że..., o ile cię dobrze zrozumiałem, sądzisz, że....
Czasami zdarza się, że rozmówca zalewa nas wieloma chaotycznymi wypowiedziami. W takich sytuacjach, by nie zgubić wątku rozmowy, warto prosić o powrót do tematu oraz systematycznie stosować parafrazę. Z kolei nieśmiałego rozmówcę można ośmielić, dzieląc się z nim swoimi doświadczeniami, pomocne mogą okazać się też otwarte pytania.
Dużą rolę w porozumiewaniu się odgrywa komunikacja niewerbalna czyli "język ciała". Odnosi się ona do sposobu, w jaki się wypowiadamy. Błędna interpretacja mowy ciała może być źródłem nieporozumień między ludźmi. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, co mówimy własnym ciałem i nieświadomie wprowadzamy w błąd naszego rozmówcę. Aby tego uniknąć, warto zwracać uwagę nie tylko na to, co mówimy, ale i jak mówimy.
W czasie rozmowy należy podtrzymywać kontakt wzrokowy. Jest to sygnał dla rozmówcy, że podążamy za tym, co mówi i zachęcamy go do kontynuowania rozmowy. Nadużywanie kontaktu wzrokowego może przeszkadzać, tak samo jak zaniedbywanie go.
Wyraz twarzy powinien być zgodny z tym, co się mówi. Jeśli ktoś odruchowo krzywi się lub marszczy brwi, rozmówca może to mylnie zinterpretować, jako wyraz braku akceptacji. Ton głosu pomaga w porozumiewaniu się, gdy jest pewny, ciepły i odprężony, gdy mówimy wyraźnie, nie mamrocząc, nie krzycząc ani nie szepcząc. Kiwnięcie głową jest łatwym i skutecznym zachowaniem niewerbalnym, dającym rozmówcy znać, że go słuchamy i podążamy za treścią rozmowy. Odpowiednio użyta gestykulacja rąk może być dobrym sposobem na wzmocnienie przekazu słownego. Jednakże zbyt intensywna, może rozpraszać rozmówcę lub koncentrować go na ruchach rąk, zamiast na temacie rozmowy.
W czasie rozmowy należy zachowywać odpowiednią odległość. Każdy człowiek ma swoją "osobistą przestrzeń". Jeśli zostanie ona naruszona, rozmówca może odczuwać niepokój i zamiast koncentrować się na rozmowie, będzie starał się odsunąć. Właściwa odległość to co najmniej 60 cm - po 30 centymetrów dla każdej ze stron.
Ważnym aspektem komunikacji niewerbalnej jest jej spójność. Kontakt wzrokowy, gestykulacja, ton głosu powinny być do siebie dopasowane. Brak takiego dopasowania utrudnia komunikację.
Każdy z nas może doskonalić swoje umiejętności w zakresie porozumiewania się. Warto zatem przyjrzeć się, w jaki sposób komunikujemy się z innymi, jakie bariery najczęściej stosujemy i co jesteśmy w stanie zrobić, aby je usunąć.
Argyle M.: Psychologia stosunków międzyludzkich. PWN, Warszawa 1991.
Grzesiuk L., Trzebińska E.: Jak ludzie porozumiewają się? Nasza Księgarnia, Warszawa 1978.
Gut J., Haman W.: Docenić konflikt. Wydawnictwo Kontrakt, Warszawa 1993.
Stanisławiak E.(red.): Szkice z psychologii społecznej. Wydawnictwo Wyższej Szkoły Pedagogicznej, Warszawa 1999.
Stewart J.(red.): Mosty zamiast murów. O komunikowaniu się między ludźmi. PWN, Warszawa 2000.
S.K.
na górę rę