Nowoczesna, oparta na wiedzy... Choć „Nowoczesna Polska” pod wodzą p.prof.Leszka Balcerowicza jawiła się jako konkurencja dla KORWiNy, pojawienie się jej witałem z nadzieją – że więcej będzie głosów za wolną gospodarką. Rozczarowałem się całkowicie. Przede wszystkim na TorWarze nie pojawił się p.Balcerowicz, który od wielu już lat głosi poglądy libertariańskie, i ogłoszony przez p.Ryszarda Petru program musiałby wyśmiać. Bo co też w nim czytamy?
Owszem, jest w nim „ przywrócenie wolności gospodarczej” - ale natychmiast potem zapewnienie, że nie będzie to gospodarka wolna, lecz „oparta na wiedzy”. Czyli gospodarką sterować mają wyposażeni w obiektywnie słuszną wiedzę technokraci. W wolnej gospodarce nikt przecież nie pytał Henryka Forda, czy ma wiedzę wystarczającą do skonstruowania samochodu i czy zbadał obiektywne potrzeby rynku... Szkolnictwo nie ma kształtować wedle życzeń rodziców, lecz reżym wprowadzi szkolnictwo „dopasowane do potrzeb nowoczesnego rynku pracy" (to obiecywali kolejno tow.tow.Gomułka i Gierek!). Nie będzie likwidacji demoralizującego systemu „pomocy społecznej” - p.Petru proponuje tylko jego „zmianę”. W jakim kierunku? P.Petru raczy wiedzieć. Tylko On wie również, co oznacza „budżet partycypacyjny na poziomie gmin”. Dla libertarian demokracja to Tyrania Większości; zamiast likwidacji totalitaryzmu parlamentarnego p.Petru proponuje... "wprowadzenie kadencyjności parlamentarzystów"(?? - co by to miało dać?). Propozycja wprowadzenia głosowania przez internet brzmi pięknie, dopóki nie spytamy, kto będzie kontrolował system oddawania głosów (jak znam życie jaki by nie był wynik takiego głosowania, 3/4 Polski wrzaśnie, że reżym sfałszował wyniki – i nie będzie jak tego sprawdzić!!). W sumie z całego programu tylko zakaz finansowania partyj z budżetu godzien jest poparcia. Jedyny sens takiego ugrupowania, to powstanie PO-bis. Konserwatyści z PO uciekają do PiSu, więc liberałowie szukać będą partii liberalnej – ale takiej umiarkowanej, by to urzędnicy tym wszystkim rządzili. Mam nadzieję, że p.prof.Balcerowicz się od tego tworu odetnie. Ktoś chyba zakłada, że ta „Nowoczesna Polska” może urosnąć w sondażach jak „Ruch Kukiza” - z tym, ze „Ruch Kukiza”, jeśli nie ukonkretni formuły, po 6 września (gdy w wyniku dyskusji przed referendum do ludzi dotrze, co oznaczają JOWy...) po prostu przestanie istnieć. I scenę polityczną da się podzielić między nienowoczesne PiS i „Nowoczesną Polskę”. Nie wróżę temu dziełu sukcesu. JKM
2 czerwca 2015 Refleks premier Kopacz
1. Prezydent-elekt Andrzej Duda podczas odbywającej się zeszły piątek uroczystości wręczenia mu uchwały Państwowej Komisji Wyborczej o wyborze na prezydenta RP w Pałacu w Wilanowie, zwrócił się do rządzących z apelem, który natychmiast został określony w przez polityków Platformy i sprzyjające im media jako wychodzący poza Konstytucję RP.Apel Andrzeja Dudy „aby w okresie przejściowym do czasu jego zaprzysiężenia, premier Kopacz, ministrowie jej rządu wreszcie większość parlamentarna Platformy i PSL-u, nie dokonywali poważnych zmian w tym ustrojowych, a także takich, które mogą budzić niepotrzebne emocje, niestety również kreować konflikty”, szef klubu tej partii w Sejmie Rafał Grupiński skomentował już w piątek, że w Konstytucji RP nie ma okresu przejściowego.Dołożył to tego stwierdzenie, że nie wyobraża sobie ,żeby koalicja Platformy i PSL-u, przerwała prace nad projektami ustaw znajdującymi się w Sejmie, choć doskonale wiedział, że akurat nie o te projekty chodziło prezydentowi elektowi.
2. W piątek, w sobotę i w niedzielę apelem prezydenta – elekta zajęły się także media w programach informacyjnych i publicystycznych i z udziałem usłużnych ekspertów, którzy ma wyścigi tłumaczyli jakiej to „zbrodni na Konstytucji” dopuścił się prezydent-elekt, zwracając się do rządzących z taką prośbą.A przecież inspiracją do apelu Andrzeja Dudy była pośpieszna nowelizacja ustawy o Trybunale Konstytucyjnym na ostatnim posiedzeniu Sejmu przez większość koalicyjną Platformy i PSL-u, którą nawet „Gazeta Wyborcza” nazwała – zamachem na niezawisłość Trybunału.
3.W nowelizacji przewidziano bardzo kontrowersyjną możliwość przyjęcia przez Trybunał uchwały o stwierdzeniu niezdolności Prezydenta RP do sprawowania urzędu, obniżono wymogi jakie ma spełniać kandydat na sędziego TK (do tej pory mógł to być doktor habilitowany nauk prawnych albo prawnik mający 10 letnią praktykę prawniczą), teraz kandydat może się wykazać 10-letnią pracą w instytucjach publicznych związanych z tworzeniem lub stosowaniem prawa (daje to możliwość ubiegania się o status sędziego prawnikom, którzy przez 10 lat wykonywali mandat posła lub senatora).Zgodnie z nowelizacją ustawy koalicja Platformy i PSL-u będzie jeszcze w tej kadencji Parlamentu mogła powołać aż 5 sędziów Trybunału Konstytucyjnego i łatwo się domyślać, kto tymi sędziami może zostać.Właśnie ta pośpieszna zmiana ustawy o TK, który przecież rozstrzyga o zgodności uchwalanych przez Parlament ustaw z Konstytucją jest poważną zmianą o charakterze ustrojowym, którą zapewne na następnym posiedzeniu zatwierdzi Senat, a ustępujący prezydent Komorowski, podpisze beż zbędnej zwłoki.Właśnie o takich przedsięwzięciach koalicji Platformy i PSL-u, mówił prezydent-elekt Andrzej Duda, przed takimi posunięciami przestrzegał, zwłaszcza że w kuluarach Sejmu głośne było jeszcze jedno zamierzenie rządzących -powołanie na 6-letnią kadencję nowego prezesa NBP (po wymuszeniu wcześniejszej rezygnacji dotychczasowego Marka Belki).
4. Dopiero w niedzielę przy okazji obchodzenia Dnia Dziecka w ogrodach Kancelarii Premiera, na wystąpienie prezydenta -elekta Andrzeja Dudy, zareagowała premier Ewa Kopacz.Stwierdziła, że „rząd ma swoje obowiązki ale też zobowiązania w stosunku do Polaków” i dalej „w tej chwili jesteśmy powyżej 90% realizacji zapowiedzi z expose ale rząd powinien pracować do końca, za to Polacy mu płacą”.Po pierwsze nie bardzo wiadomo w jakich obszarach rząd Kopacz zrealizował w 90% obietnice z jej expose, skoro kandydat tego ugrupowania przegrał wybory prezydenckie, a notowania sondażowe Platformy lecą na łeb na szyję.Po drugie nie ulega wątpliwości, że premier Kopacz niewiele zrozumiała z apelu prezydenta – elekta Andrzeja Dudy, a mimo tego potrzebowała aż 48 godzin do namysłu aby na ten apel odpowiedzieć. Kuźmiuk
3 czerwca 2015 Kolejny „sukces” Platformy i PSL-u, zwolnienia w Mielcu i Świdniku
1. Wczoraj media poinformowały, że do września tego roku w zakładach PZL Mielec straci pracę około 500 osób pracujących na linii produkcyjnej na której produkowany jest sztandarowy produkt tej firmy helikopter Black Hawk (blisko ¼ załogi). Poinformował o tym szef zakładowej Solidarności Marian Kokoszka, który stwierdził, że związek będzie walczył o to aby w pierwszej kolejności były zwalniane osoby, które w najbliższym czasie mogą przejść na wcześniejsze świadczenia emerytalne. Jednocześnie media poinformowały, że drugi zakład produkujący w Polsce śmigłowce PZL Świdnik i jego właściciel Augusta Westland zwolnią przynajmniej 800 osób zatrudnionych w tej firmie w związku z rozstrzygnięciem przetargu na rzecz francusko-niemieckiego koncernu Airbus Helicopters.
2. Przypomnijmy tylko, że w wyniku przetargu na helikopter dla polskiej armii odrzucone zostały oferty amerykańskiej firmy Sikorsky i należącej do niej PZL Mielec, oferującej śmigłowiec S-70i Black Hawk i jego morską wersję Seahhawk, a także oferta włosko – brytyjskiej grupy Augusta Westland i ich zakładów PZL Świdnik, oferujące helikopter AW149. Śmigłowce amerykańskie znajdują się na wyposażeniu 22 armii świata w tym przede wszystkim armii amerykańskiej i przetestowane zostały w wielu konfliktach wojennych w tym w ostatnich latach w Afganistanie. Z kolei te francuskie zaledwie w kilku krajach (poza Francją tylko w Brazylii, Meksyku, Malezji Indonezji i Tajlandii), natomiast śmigłowiec ze Świdnika wchodzi do produkcji i w związku z tym jak określił go prezes tego zakładu Krzysztof Krystowski jest najnowocześniejszym produktem w tym segmencie uzbrojenia.
3. Ponadto należy podkreślić, że zarówno konsorcjum amerykańskie jak i konsorcjum włosko-brytyjskie mają swoje zakłady w Polsce, ci pierwsi zatrudniają w samym PZL Mielec około 2 tysięcy pracowników (u kooperantów kolejne kilka tysięcy), ci drudzy w PZL Świdnik około 6 tysięcy pracowników. Zwycięzca przetargu nie ma natomiast żadnego zakładu w Polsce, ponoć zobowiązał się tylko, że na podstawie porozumienia z WZL w Łodzi, będzie montował w przyszłości śmigłowce Caracal. Według prezesa Krystowskiego z PZL Świdnik w jego zakładach (i u kooperantów) powstaje aż 60% śmigłowca AW129, podobnie zaangażowanie zakładu w Mielcu, deklarowali Amerykanie przy budowie Black Hawk-ów w naszym kraju.
4. Wybór przez MON francusko- niemieckiego śmigłowca Caracal okazuje się w świetle tych faktów co najmniej zastanawiający, zwłaszcza że nagle z niejasnych powodów gwałtownie wzrosła jego cena. Do tej pory bowiem publicznie informowano, że zakup 70 śmigłowców dla polskiej armii będzie kosztował od 8 do 12 mld zł, teraz zakup zmniejszono do 50 śmigłowców, a mają one kosztować aż 13 mld zł, co oznacza, że podrożały przynajmniej o kilkadziesiąt milionów złotych za sztukę wręcz w ostatnich tygodniach. Ponadto jak ujawnili niedawno posłowie Prawa i Sprawiedliwości z sejmowej komisji obrony narodowej 25 śmigłowców Caracal przyleci do Polski z Francji, natomiast pozostałe 25 według zapewnień koncernu Airbus ma być montowane w Polsce. Wszystko więc wskazuje na to, że pieniądze z polskiego budżetu będą podtrzymywały miejsca pracy we francuskim przemyśle zbrojeniowym podczas gdy w obydwu zakładach produkujących śmigłowce w Polsce tzn. w Świdniku i Mielcu zaczęły się przygotowania do znaczących zwolnień pracowników. W ten sposób za ogromne budżetowe pieniądze koalicja Platformy i PSL-u doprowadza do likwidacji setek miejsc pracy w funkcjonujących zakładach lotniczych w Mielcu i Świdniku z jednoczesną złudna nadzieją, że powstaną za kilka lat jakieś dodatkowe miejsca pracy w zakładach PZL w Łodzi. Kuźmiuk
System w Polsce jest coraz bardziej obłąkany Andrzej Duda w rozmowie z Robertem Mazurkiem „Wszyscy chyba wiedzą, jak ważny był dla mnie Smoleńsk, jak przeżyłem tę katastrofę, ale teraz mam być prezydentem, a nie kustoszem nieistniejącego muzeum. „...”Zawsze mówiłem, że pomnik powinien stanąć przy Krakowskim Przedmieściu, tam, gdzie zbierały się tysiące ludzi. To Polacy w ten sposób wybrali dla niego miejsce. „...”nie zgadzam się na małżeństwa jednopłciowe ani nie widzę powodu, by legalizować związki partnerskie. Za to chcę ułatwiać życie wszystkim obywatelom i ich orientacja nie ma tu znaczenia. „...”Myślę, że byłoby możliwe uznanie statusu osoby najbliższej, która mogłaby choćby dowiadywać się w szpitalu o stan zdrowia czy odbierać korespondencję. I to nie dotyczy wyłącznie homoseksualistów. Są przecież osoby starsze, samotne, bez rodziny, za to mające przyjaciół, opiekunów, którzy są dla nich osobami najbliższymi. Im należałoby ułatwić życie. „...”Nie uciekam, mówię o tym, na co jestem skłonny przystać. Jeśli ze statusu osoby najbliższej mieliby skorzystać również geje, to proszę bardzo. Mnie nie interesuje prywatne życie obywateli. „...”Obiecałem, że podniosę kwotę wolną od podatku, i może być pan pewien, że przygotuję taką ustawę. Mówiłem o obniżeniu wieku emerytalnego i też złożę odpowiednią ustawę, tak samo jak tę dającą każdej uboższej rodzinie 500 zł na dziecko. „...(źródło )
Od 1 stycznia 2016 r. ponad 100 tys. osób do 30. roku życia będzie mogło liczyć na dotację do ich pensji. Ma to załatwić im dwa lata pracy w wymarzonej firmie. „...”We wtorek posłowie koalicji PO–PSL złożyli w Sejmie projekt zmian zapowiadany w czasie kampanii wyborczej przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Dzięki wysokim dotacjom dla firm, które zatrudnią osoby do 30. roku życia, rząd liczy, że po zmianach pracę na etatach znajdzie nawet 115 tys. młodych osób, które obecnie zapełniają wyłącznie rejestry bezrobotnych. Dotacja ma być kartą przetargową osoby poszukującej pracy. Pracodawca, który zdecyduje się na jej zatrudnienie, będzie mógł podpisać umowę z powiatowym urzędem pracy, na podstawie której pośredniak dopłaci do pensji takiego pracownika równowartość minimalnego wynagrodzenia razem ze składkami ZUS. W uzasadnieniu do projektu posłowie założyli, że w przyszłym roku minimalne wynagrodzenie wzrośnie do 1,8 tys. zł, tak więc razem ze składkami na ZUS pracodawca będzie mógł dostać z urzędu pracy do 2173,32 zł miesięcznie. Do kieszeni zatr. trafi z tego 1320,80 zł miesięcznie.”...(źródło )
profesor Wojciechowski „”W niezarejestrowanej działalności gospodarczej chodzi, nierzadko bardziej niż w legalnej, o zadowolenie klienta i o zdobycie jego zaufania „..”Jakie są tu plusy? Klient oszczędza, a przedsiębiorcy i pracownicy zyskują utrzymanie, gdyż po odprowadzeniu podatku ich praca stałaby się nieopłacalna. Wiele z tych dóbr legalnie w ogóle by nie powstało. Odpowiada to moralnym celom gospodarki w ogóle, gdyż polega ona na produkowaniu i dostarczaniu ludziom potrzebnych im do życia dóbr materialnych. „.....”Szara strefa to termin potoczny, lepiej ją określać - tak jak statystycy - jako „gospodarkę nierejestrowaną"....”Tymczasem chodzi tu o pożyteczną działalność gospodarczą: produkcję dóbr i usług oraz obrót nimi. Według szacunków GUS dostarcza ona Polsce kilkanaście proc. PKB, a według niektórych ekspertów blisko 30 proc. PKB „...”Mówi się o niej jednak dużo rzadziej niż o części gospodarki nadzorowanej przez urzędy. „....”Czy ktoś jest okradziony? Rząd uważa, że tak, gdyż nie uzyskał podatku. Otóż, po pierwsze, uzyskał podatki pośrednie, wpływy z VAT i akcyzy za zużyte towary. Likwidując siłą szarą strefę, utraciłby te dochody. Po drugie, w sytuacji, gdy podatki są nadmierne, a rządy pozwalają na to, by z powodu bezzasadnych świadczeń, rozrostu administracji, marnotrawstwa i korupcji środki z nich były trwonione, należy przyznać podatnikom moralne prawo do niepłacenia części podatków.„.....”Drugi zarzut to wyzysk pracowników. Jednakże zatrudnienie w szarej strefie odbywa się na podstawie wolnej umowy. Jej rejestracja jest potrzebna ZUS, a nie stronom. „Chcącemu nie dzieje się krzywda" - mówi prawo rzymskie. Jeśli zarobki są zbyt niskie, to z powodu wielkiego bezrobocia, a temu winne są rządy, które przez wysokie podatki i krępujące przepisy blokują przedsiębiorczość, a tym samym utrudniają zatrudnienie. Nieuczciwe jest natomiast pobieranie jednocześnie płacy i zasiłku - do czego jednak kusi polityka socjalna rządów. „.....”Sytuacja taka jest typowa dla wielkiego biznesu. Chroniony przez rządy przed konkurencją może sobie pozwolić na zmowy i dyktat cenowy. Żyje w części z zaopatrywania firm drobniejszych, które produkują konkretne towary i usługi. To je więc wyzyskuje i ich klientów. Rządom cała ta sytuacja dogadza, gdyż może zyski takich firm opodatkować, czyli uzyskać udział w łupach (chyba że na skutek nieudolności lub korupcji pozwala zyski ukryć i wywieźć). „.....”W Polsce ochronę własności intelektualnej w 2011 roku wyceniono w punktach na 6,6, a materialnej na 5,6 (na 10,0). Ten ostatni wynik jest zresztą bardzo słaby, odpowiada 90. miejscu na 129 krajów zbadanych, obok Malawi, Kazachstanu itp.; w Europie gorzej jest tylko w krajach bałkańskich.” ...
http://naszeblogi.pl/51638-kontrkandydat-komorowskiego-zus-do-calkowitej-likwidacji
Adam Heydel” etatyzacja sumień ludzkich. „...” Głos Narodu” 1930 nr 305. Artykuł wchodzi w skład książki „Dzieła zebrane” „..”Etatyzacja życia gospodarczego prowadzi do coraz dalej idącego zacieśniania swobody jednostki w rozporządzaniu się swoim majątkiem. Jest ona podrywaniem podstawy naszej cywilizacji: prawa własności. Coraz lepiej uświadamia sobie społeczeństwo polskie zgubne skutki etatyzmu na tym polu. Prócz kilku zaślepieńców, prócz takich ideologów socjalizmu jak pan Jędrzej Moraczewski, nie ma już chyba w Polsce zwolenników etatyzacji życia ekonomicznego. Dość już ma społeczeństwo podatków, przedsiębiorstw państwowych, zakazów, koncesji i wszelkich innych błogosławieństw tego systemu. „...”Swoboda sumienia jest główną moralną podstawą cywilizacji duchowej, jak prawo własności jest podstawą cywilizacji materialnej. Bez wolności sumienia nie ma poczucia obowiązków obywatelskich, nie ma solidarności, nie ma patriotyzmu. Władza, która by przekreśliła tę zasadę, może się opierać tylko na przemocy fizycznej. Żaden terror wolności sumienia nie złamie. Nie sposób wyaresztować większości społeczeństwa lub zrobić z większości społeczeństwa policjantów. Sumienie zaczyna się łamać dopiero wówczas, gdy do strachu przed przemocą fizyczną, przed więzieniem dołącza się obawa utraty majątku, utraty posady — strach przed nędzą. „...”Rząd, który dzięki etatyzmowi uzależnia od siebie materialnie kilka milionów ludzi jako urzędników, funkcjonariuszy, robotników państwowych, rząd, który dzięki etatyzmowi skupił w swoich rękach kredyt, możności ulg podatkowych, pozwoleń na handel zagraniczny — taki rząd dopiero ma w swoim ręku bijące ze strachu jak u ptaka schwytanego w sidła serca obywateli. „..”Naturalnym następstwem etatyzmu jest albo władza absolutna, albo integralny socjalizm oparty na rządach oligarchicznych — jak w Rosji sowieckiej. Wówczas obywatel pozbawiony jest formalnie wolności sumienia. Połączenie etatyzmu z pozorną demokracją musi prowadzić do tego fałszu moralnego, jakim się staje komedia odwołania się do woli, do sumienia, do przekonania obywateli. Wynika stąd jedno z największych niebezpieczeństw dla państw i narodów współczesnych. Poddany państwa absolutnego nie potrzebuje sumienia. Obywatel państwa europejskiego w wieku XX musi mieć sumienie. Bo sumienie obywateli to główna podstawa spójności i odporności państw. Podstawa to ważniejsza od dobrych praw, mocniejsza i trwalsza od wszelkiej przemocy. Państwo nowożytne, którego obywatelom zdeprawowano, zniszczono sumienie — to państwo dążące do anarchii i upadku.”...(źródło )
Sejm kończy pracę nad ustawą, która zezwoli na nadawanie dzieciom imion niewskazujących na ich płeć — ustalił portal rp.pl. Ma ona obejmować jedynie dzieci uznane za transseksualne. Jak zaznacza portal „Rzeczpospolitej”, obecnie takich imion nadawać nie można. Zgodnie z przepisami dozwolony jest wybór imienia, które nie wskazuje płci dziecka, ale tylko wtedy, gdy „w powszechnym znaczeniu jest przypisane do danej płci”. Teraz dziecko ma być całkowicie „bezpłciowe”. Pomysł ten to element projektu ustawy o uzgadnianiu płci, której pomysłodawcą jest oczywiście Anna Grodzka. W rozmowie z rp.pl mówi, że chodzi o dzieci, które skończyły 13 lat. Nieletni mogliby zmienić imię na „bezpłciowe” na wniosek ich przedstawicieli ustawowych. Aby do tego doszło, potrzebne też ma być orzeczenie lekarza psychiatry bądź seksuologa.”..(źródło )
„George Reisman „ Dlaczego nazizm był socjalizmem , oraz dlaczego socjalizm był totalitaryzmem „ ….”Celem tego wystąpienia są dwie rzeczy. Po pierwsze, chcę pokazać,dlaczego nazistowskie Niemcy były państwem socjalistycznym, a nie kapitalistycznym. Po drugie, chcę pokazać, dlaczego socjalizm — rozumiany jako system gospodarczy opierający się na państwowej własności środków produkcji — pociąga za sobą dyktaturę totalitarną. „....|”Opisanie nazistowskich Niemiec jako państwa socjalistycznego było jednym z wielkichdokonań Ludwiga von Misesa. „...”Podstawą tezy, że nazistowskie Niemcy były państwem kapitalistycznym, był fakt, iż większość przemysłu pozostawała tam rzekomo w rękach prywatnych. Mises wykazał, że prywatna własność środków produkcji istniała jedynie z nazwy pod rządami nazistów. Rzeczywistym właścicielem środków produkcji był niemiecki rząd. Dlatego też to rząd, a nie nominalni właściciele, decydował o tym, co będzie wytwarzane, w jakiej ilości, w jaki sposób i komu będzie sprzedawane. Podobnie też ustalane były ceny oraz zarobki, a także wysokości dywidend, jakie mieli otrzymywać nominalni właściciele. Jak pokazał Mises, pozycja rzekomych właścicieli prywatnych była w zasadzie zredukowana do bycia rządowymi zarządcami.„.....”De facto państwowa własność środków produkcji — jak określał ją Mises — logicznie wynika z fundamentalnej zasady kolektywizmu przejętej przez nazistów. Stanowi ona, że dobro wspólne ma prymat nad dobrem prywatnym, zaś jednostka jest środkiem do osiągania celów państwa. Jeśli więc jednostka jest środkiem do osiągania celów państwa, to oczywiste jest, że jej własność także. Tak jak jednostka jest własnością państwa, tak to, co ona posiada, jest nią również. „.....”Taki był socjalizm zaprowadzony przez nazistów. Mises nazywał go socjalizmem na niemiecką lub nazistowską modłę. Odróżniał się on od bardziej oczywistego socjalizmu Sowietów, który Mises zwał socjalizmem na wzór rosyjski lub bolszewicki. „..(więcej )
Wellings ”W odróżnieniu od czasów tradycyjnego socjalizmu aktualny interwencjonizm państwowy jest ukryty pod zasłoną nominalnej własności prywatnej przedsiębiorstw. Jednakżefirmy nie działają w warunkach wolności, tylko sztywnych ram regulacyjnych kierowanych przez polityków i urzędników. Mało tego, część dużych przedsiębiorstw egzystuje w ramach reguł gospodarczych, które można nazwać korporacyjnym socjalizmem, ponieważ rząd je ratuje, bo podobno są zbyt duże i ważne, by upaść. System ten niszczy konkurencję ze strony mniejszych firm i uczestników rynku. „....”Zasadniczo legislacja UE powoduje duże koszty i działa jako główny hamulcowy wzrostu gospodarczego. Doprowadziła ponadto do kryminalizacji wielu rodzajów działalności gospodarczej, ograniczając wolność. „....”Energia po żywności to kolejna potrzeba, którą zaspokajamy. Efektem jest rosnąca liczba gospodarstw domowych, których dotyka deficyt paliw. Potroiła się od 2003 r. Nazywamy to ubóstwem energetycznym, a oznacza to sytuację, kiedy gospodarstwo domowe wydaje więcej niż 10 proc. dochodu na wytworzenie energii i ciepła w domu „...(więcej )
Państwo lub instytucje Unii mają zatwierdzać szefów prywatnych firm (autentyczne!).”....”„Europa chce socjalizmu, monopolu państwa, sztucznego pełnego zatrudnienia, a w końcu kartek na wszystko „ tak pisze Dr Jarosław Mulewicz, były główny negocjator Układu o Stowarzyszeniu Polski z UE „....(więcej )
Leszek Balcerowicz”Odróżnijmy retorykę antyliberalną i rzeczywistość. Największe problemy gospodarcze mają kraje, gdzie państwo jest rozdęte - w sensie wydatków i regulacji. „...” Sporo jest ludzi, którzy w gruncie rzeczy mają wolnorynkowe poglądy i nie chcą rozdętego państwa, ale są rozproszeni. „...”Mnóstwo empirycznych badań potwierdza, że i w Stanach Zjednoczonych mamy do czynienia z formami państwowego interwencjonizmu. Do kryzysu przyczyniły się przecież na przykład przepisy, które wręcz zmuszały upolitycznione amerykańskie instytucje (popierane i przez republikanów, i przez demokratów), czyli Fannie Mae i Freddie Mac, do udzielania kredytów ludziom bez zdolności kredytowej. De facto - do interwencji socjalnych.”...”Gdyby nie ówczesne przyspieszenie prywatyzacji, bylibyśmy dziś w sytuacji Słowenii, w której 70 proc. banków pozostaje w rękach państwa, co spowodowało krach... A restrukturyzacja górnictwa? Choć kosztowna, była niezwykle ważna; mielibyśmy dziś zapewne 200 tys. górników. „...”A reforma emerytalna, której część, niestety, zlikwidowały wszystkie partie polityczne - na czele z PO i PSL? „...”tu do nagannych mechanizmów zaliczyć wypada dobre dla nepotyzmu, lecz złe dla kraju i społeczeństwa, utrzymywanie państwowej własności. Albo wypieranie przez instytucje polityczno-publiczne prywatnego rynku - i to często tak, że może to liczyć na poklask”....”Obłędne przepisy o ochronie lokatorów powodują, że prywatni deweloperzy nie budują masowo mieszkań na wynajem, bardziej przecież potrzebnych niezamożnym niż te własnościowe. „...”W Polsce mieliśmy za rządów Donalda Tuska, niestety, negatywną konwergencję. Nie twierdzę, że był liderem w typie Orbána, ale to za jego czasów partia, która miała Polskę reformować, de facto zlikwidowała oszczędności emerytalne w postaci OFE. Orbán zrobił to samo. „..”Wielce prawdopodobne, że takich ludzi napędza w dużej mierze emocjonalna niechęć do rynku, który demonizują (czasem dobrze się na tym zarabia). Najgłośniejszy dziś - może i w prawie dosłownym sensie - ekonomista świata, Paul Krugman, popiera populistyczną Syrizę. Ale nie za to dostał Nagrodę Nobla. „..” U nas małe i średnie przedsiębiorstwa często wypiera szara strefa, która żeruje na ławo dostępnym "socjalu". Przykład nieuczciwej konkurencji... Aparat państwa za mało robi, by ten proceder zniwelować. „..(.źródło )
Recepta Balcerowicza jest prosta: to zaciśnięcie pasa… szarym obywatelom! Jak informuje „Fakt”, zbiór reform, który został przygotowany przez Forum Obywatelskiego Rozwoju to jedynie rekomendacja dla rządu by zwiększyć dynamikę wzrostu polskiej gospodarki. Założenia kolejnego planu Balcerowicza nie są tak optymistyczne jak wizja rozwoju Polski, którą kreuje jego autor. Świadczenia przedemerytalne zostaną ograniczone lub zlikwidowane, wiek emerytalny wydłużony (nawet do 70. r.ż.), zniesienie przywilejów emerytalnych dla górników czy sędziów, likwidacja ulg podatkowych oraz podwyższenie składki zdrowotnej”...(źródło )
Podatek dochodowy nie ma ekonomicznego sensu i jedynie tworzy patologie, dlatego powinien zostać zlikwidowany - przekonuje prof. Robert Gwiazdowski „...”Po pierwsze, jest nieefektywny. Po drugie, jest instrumentem wywoływania konfliktu społecznego. „...”Podatek od osób fizycznych, zwłaszcza progresywny, uzasadnia inwigilację podatników, zmniejsza prawa obywateli, a jednocześnie zwiększa prawa służb specjalnych. Jest też czynnik czysto ekonomiczny - pobór podatku dochodowego od emerytur, rent, pensji pielęgniarek, lekarzy, nauczycieli, czy członków administracji państwowej jest kompletnym bezsensem. W ten sposób mamy zaangażowane tysiące osób w pobieranie podatku od podatku! „...”Podatek dochodowy po raz pierwszy pojawił się w Wielkiej Brytanii pod koniec XVIII wieku, na sfinansowanie wojen z Francją. Wkrótce został zlikwidowany, ponieważ w dyskusjach w Izbie Gmin argumentowano, że jest "zbyt obrzydliwy", by mógł taki podatek stosować cywilizowany kraj. Potem przyszła kolejna wojna i przywrócono podatek dochodowy, ale wtedy okazało się, że zachowana została cała dokumentacja podatkowa, nie zniszczono jej – organy podatkowe nie posłuchały parlamentu. Zresztą cała historia podatku dochodowego wskazuje, że ma on charakter bardziej polityczny niż ekonomiczny. „..”Trzeba pamiętać, że system podatkowy to pewna całość, nie można rozpatrywać zmian w PIT w oderwaniu od zmian VAT i odwrotnie. To nie żaden liberał, ale Gunnar Myrdal stworzył teorię okrężnej przyczynowości. Był to ekonomista i polityk szwedzki, który dostał Nobla z ekonomii w 1974 roku, zresztą w tym samym czasie, co liberał Friedrich Hayek. Myrdal mówił, że rzeczy są spięte w koło przyczyn, więc jeśli mamy coś zmieniać, to musimy zmienić wszystkie elementy. „...”Wpływy z tego podatku to około 40 mld zł, ale w znaczniej mierze pochodzą z opodatkowania różnych świadczeń socjalnych i wynagrodzeń sfery budżetowej, czyli jest to wspomniany podatek od podatków. „...”Ministerstwo Finansów niestety nie publikuje takich danych – albo nie wie, albo nie chce powiedzieć. Oceniam, że to co najmniej 30 proc. „...”Głośno jest teraz o odwróconym VAT. Trzeba było nie pozwalać na kwartalne rozliczenia tym, którzy dzisiaj objęci są VAT-em odwróconym. Kwartalne rozliczenia podatków to bardzo fajna rzecz, ale, u diabła, nie przy VAT! A już w szczególności nie przy handlu olejami napędowymi, złomem, stalą i podobnymi rzeczami. Kolejni ministrowie finansów nie mają o tym zielonego pojęcia, bo nigdy nie zajmowali się działalnością gospodarczą albo są kompletnymi idiotami. Możliwe też, że dają się zlobbować grupom przestępczym. Nie ma innej możliwości. „...( źródło )
„Chińczycy tworzą na morzu sztuczne wyspy w takim tempie, ze w pół roku przybyło im pół miliona hektarów terytorium. Tak naprawdę chodzi jednak o zwiększenie zasięgu wód terytorialnych. „...”Amerykanie uważają jednak Morze Południowochińskie za wody międzynarodowe. Przez akwen ten przepływa jedna trzeciego tonażu handlu morskiego. Chińczycy boją się, że blokując to morze łatwo można je chwycić za gardło. Dlatego zaczynają się zbroić - jak mówi Kolonko. „...(źródło )
Od 1 stycznia 2016 r. ponad 100 tys. osób do 30. roku życia będzie mogło liczyć na dotację do ich pensji. Ma to załatwić im dwa lata pracy w wymarzonej firmie. „...”We wtorek posłowie koalicji PO–PSL złożyli w Sejmie projekt zmian zapowiadany w czasie kampanii wyborczej przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Dzięki wysokim dotacjom dla firm, które zatrudnią osoby do 30. roku życia, rząd liczy, że po zmianach pracę na etatach znajdzie nawet 115 tys. młodych osób, które obecnie zapełniają wyłącznie rejestry bezrobotnych. Dotacja ma być kartą przetargową osoby poszukującej pracy. Pracodawca, który zdecyduje się na jej zatrudnienie, będzie mógł podpisać umowę z powiatowym urzędem pracy, na podstawie której pośredniak dopłaci do pensji takiego pracownika równowartość minimalnego wynagrodzenia razem ze składkami ZUS. W uzasadnieniu do projektu posłowie założyli, że w przyszłym roku minimalne wynagrodzenie wzrośnie do 1,8 tys. zł, tak więc razem ze składkami na ZUS pracodawca będzie mógł dostać z urzędu pracy do 2173,32 zł miesięcznie. Do kieszeni zatr. trafi z tego 1320,80 zł miesięcznie.”...(źródło )
Mój komentarz System socjalistyczny w Polsce jest coraz bardziej obłąkany. Mało kto zdaje sobie sprawę, ze żyjemy w społecznym systemie totalitarnym . Państwo reguluje nawet tak trzeciorzędne sprawy jak nadawanie imion, tak jakby ni mogli tego robić rodzice. Chcą nazwać dziecko imieniem Kim to w końcu ich sprawa , a teraz zmusi się na to zgodzić sąd. Żyjemy w socjalistycznym państwie bandytyzmu podatkowego i mało kto sobie z tego zdaje sprawę. System socjalistyczny został podniesiony do rangi religii panującej. Jeśli państwo nie wierzycie jak wielki jest krąg wyznawców to wystarczy zapytać prezydenta Dudę , czy gotów byłby powołać zespól dyskusyjny , który postawiłby sobie za cel teoretyczne rozważania dotyczące likwidacji podatku dochodowego, przymusowych ubezpieczeń społecznych, państwowych przymusowych emeryt , vatu dla firm o obrotach do 5, czy 10 milinów złotych rocznie. A do tego Beata Szydło , prominentny polityk Pis chce opodatkować podatkiem dochodowym rolników
http://naszeblogi.pl/55072-beata-szydlo-chce-opodatkowac-rolnikow-podatkiem-dochodowym
Powtarzam zespołu dyskusyjnego . Nie żadnej Rady do spraw zniesienia tego całego socjalistycznego gówna w Polsce, które zrobiło z Polaków niewolników i tanie bydło robocze dla koncernów. Prezydent Duda nie odważy się tego zrobić, jest wyznawcą prymitywnego, przestarzałego socjalistycznego systemu społecznego. Oczywiście prezydentur katolika , patrioty Dudy i przejęcie władzy prze Kaczyńskiego zatrzyma Polskę i naród polski na krok przed przepaścią do której chce wepchnąć Polaków lichwiarstwo i wysługujące się mu lewactwo z Platformy, palikociarni, czy kazirodców Hartmana . Liczę ,że Kaczyński zmieni tak jak obiecał konstytucje, wprowadzi system prezydencki , wzmocni centralny ośrodek polityczny i zwiąże , tez tak jak obiecał chrześcijaństwo konstytucyjnie z porządkiem prawnym Rzeczpospolitej . Ale dopóki nie zniszczy się totalitarnego , niewolniczego , socjalistycznego porządku społecznego dopóty Polacy pozostaną narodem bydła roboczego . Jeśliby ciężko pracującym Polakom w ramach ulgi na dzieci oddać zryczałtowany vat i podatek dochodowy od ich pensji to dwoje rodziców zarabiąjących na rękę cztery tysiące złotych otrzymaliby na oko prawie półtora tysiąca złotych zwroty . Jeśli doliczyć zwrot ZUS to byłoby to łącznie 3, 5 tysiąca złotych. Ale państwo totalitarne woli , aby okraść pracującego i dać komuś kto nie pracuje 500 złotych na dziecko . Jaka jest w tym logika, jeśli nie związana w z wyznawaniem systemu socjalistycznego . Teraz lewactwo w dodawaniu absurdów przenosi nas na Księżyc, czy na Marsa , bo przy głodowych płacach dla Polaków daje dotacje dla pracodawcy , aby zatrudniał osoby do 30 reku życia . A nie lepiej byłby zwolnić wszystkie małe firmy tak jak w Chinach z płacenia podatku dochodowego, vatu, i przymusowego zys . Wtedy każdy by sobie zakładał firmę i zatrudniał młodych ludzi . Żyjemy w systemie obłąkanym , którego j celem nie jest racjonalny system gospodarczy, podatkowy, czy społeczny , ale zrobienie z ludzi niewolników . I temu celowi tylko i wyłącznie służy , czyli zrobienia z Polaków niewolników lichwiarzy i bydła roboczego dla ich koncernów. Obłąkany, totalitarny system chce sterować reprodukcją Polaków poprzez zasiłki , lub ich brak, dbać o zdrowie roboli lub chorych zabijać eutanazja, zmusić bydło robocze do pracy aż do śmierci . Tak na chłopski rozum ten system totalitarny panujący w Polsce nie ma innego celu i ku niczemu innemu nie zdąża. Oczywiście wyjątkowo perfidną osobą jest Balcerowicz , który pod hasłami liberalizmu chce osłabić całkowicie państwo i cal gospodarkę podporządkować lichwiarstwu i oligarchom ,a z Polaków zrobić chłopstwo pańszczyźniane dla koncernów Marek Mojsiewicz
Wielka wojna Zadufków Przed wyborami różni propagandyści PO straszyli, że Komorowski nie może przegrać, bo jeśli przewaga PO raz się zachwieje, to do władzy nieuchronnie powróci PiS. Ot, taka „teoria domina” obliczona na straszenie i mobilizowanie lemingów. Uważałem ją za zwykłą przedwyborczą ściemę. Wiadomo, że prezydent nie ma w Polsce wiele władzy, a to, co ma, to tylko możliwość – a i to do pewnego stopnia - blokowania poczynań większości parlamentarnej. Owszem, spodziewałem się nawet czegoś wręcz przeciwnego. Że kopnięta w siedzenie przez wyborców PO weźmie się w garść i że po ewentualnym sukcesie Dudy będzie jej właśnie łatwiej wygrać Sejm, niż gdyby Komorowski się utrzymał – bo ten drugi wariant utwierdziłby „waadzę” w błogim przekonaniu, że można mieć nawet najbardziej beznadziejnego kandydata i kampanię, olewać ludzi kompletnie i popisywać się wobec nich krańcową arogancją, a potem się raz jeszcze postraszy Kaczyńskim, i spoko. Widzę, że nie doceniłem nadętej głupoty, jaka przez długie lata nie zakłóconej niczym wszechwładzy skumulowała się w szeroko pojętych elitach III RP – nie tylko w samej PO, ale także wspierających ją establishmentach. Jakie wyjaśnienia swojej przegranej potrafią ci ludzie wygenerować? Jedynym w miarę konkretnym jest „słaba kampania”. Tak, kampania była istotnie zła, ale w tym sensie, że postawiła pod ocenę osiem lat rządów PO. Komorowski wygrałby, gdyby – co wydawało się oczywiste – skopiował kampanię Kwaśniewskiego z roku 2000, wizerunkową, odklejającą prezydenta od rządu i problemów życia codziennego. Inna sprawa, że wtedy PO przerżnęłaby na jesieni zapewne jeszcze bardziej, niż się to szykuje.Ale dla kibiców PO „słaba kampania” to sprawa czysto techniczna. Gdyby było więcej bilbordów, gdyby lepsi spindoktorzy, gdyby lepsza organizacja spotkań, gdyby suflerka bardziej dyskretna… Słowem, następnym razem nie popełnimy technicznych błędów i to wystarczy.To naiwne ratowanie dobrego samopoczucia. Wariantem „złej kampanii” jest diagnoza „zawiodła komunikacja”. W sensie: nie poinformowaliśmy społeczeństwa należycie o naszych sukcesach. I tu się już zaczyna zbiorowy odlot w obszary: głupie społeczeństwo nie rozumie, jak dobrą ma władzę. Przecież PKB rośnie, cenią nas na Zachodzie, rosną stadiony i aquaparki z lewej, z prawej będą też – więc czego im może brakować? Tylko wiedzy o tym, jak jest dobrze.Chyba najpełniej wyraził to pewien mędrzec z dzisiejszej „Gazety Wyborczej”: PiS zdołał wmówić młodym Polakom, że nie jest im dobrze. Choć obiektywnie jest im dobrze, to niestety zmasowana propaganda PiS sprawiła, że subiektywnie tego nie doceniają.Jakże ten podły PiS zdołał tak strasznie wyprać Polakom mózgi, skoro poza garstką niedoinwestowanych mediów opozycyjnych wszystkie inne stale trzymały od lat zwarty antykaczystowski front, skoro za PO i sukcesem III RP agitowały chóry autorytetów, skoro Kaczyński i Macierewicz – skądinąd ku radości salonów – od lat przewodzą rankingom polityków najbardziej nielubianych i darzonych najmniejszym zaufaniem? I skoro PiS to zawsze był obciach, wiocha, kruchta i mauzoleum?Na to elity potrafią wydusić tylko jedną odpowiedź: przez internet. Zaniedbaliśmy internet, cholera. A Kaczyński nie zaniedbał i tak długo pomiędzy jednym a drugim piwkiem i porno-klipem klikał, klikał, wymyślając różne memy i nasyłając „płatnych skurwysynów” na twitter – aż wyklikał.I tu się głębia diagnozy wyczerpuje. Pozostaje zaordynować leczenie: sypnąć kasą (i tak przecież podatnicy płacą) na trolli, którzy będą pod dyktando przekazów dnia wpisywać gdzie się tylko da peany na cześć władzy i zachwyty nad wspaniałym życiem w III RP; na pewno nikt nie zauważy, że to najemni wklepywacze. Poza tym zmobilizować autorytety i w nadchodzących miesiącach intensywnie uświadamiać społeczeństwo, że zawiodło swoje elity. Że jego wybór się w zasadzie nie liczy, bo wybrali plastikowy produkt marketingowy, bo uwierzyli w obietnice, które na pewno nie zostaną spełnione (w przeciwieństwie do tych, które od lata składała i teraz zaczęła składać na nowo władza) i w ogóle Komorowski przegrał tylko o półtora procent (powtarzają to kretyni jeden za drugim, czy tam naprawdę nikt zupełnie nie umie liczyć?), czyli tak jakby wcale nie przegrał. I do tego straszyć średniowieczem, państwem wyznaniowym, kamienowaniem kobiet i ingerowaniem PiS-u w życie prywatne obywateli. I Kukizem, że jest dzieckiem Kaczyńskiego - bo antysystemowość tak, ale konstruktywna, taka jaką reprezentuje znany z wyborczych klipów Komorowskiego Petru.A co do spraw taktycznych – to oddać pełnię władzy sprawdzonej w swym przywództwie Ewie Kopacz, wyciąć do reszty z list Schetynowców i w zamian wpuścić tam super-rozgarnięte „psiapsiółki” od „bezgłowych samolotów” oraz Misia. Ten to już na pewno przyciągnie do PO tłumy młodych idealistów, mających dość skorumpowanej i interesownej dotychczasowej klasy politycznej.Słowem – skoro to społeczeństwo zawiodło elity, to społeczeństwo, a nie elity, trzeba zmienić. Redaktorze Lis, redaktorze Sobieniowski, redaktorze Morozowski – baczność, brać ich! Zmieniać! Pouczać i wychowywać! Nie martwcie, się podeślemy wam w sukurs najtęższych autorytetów, z Olbrychskim, Opanią, Kondratem, wzmocnionych Karolakiem z Wojewódzkim jako autorytecką młodzieżówką. Tylko, wiecie, śmielej. Śmielej, towarzysze, wiochę i gówniarzy trzeba zawstydzić, jak im autorytety przygadają do żywego, to zaraz ruki pa szwam. I nie wstydźmy się mówić o naszych niewątpliwych sukcesach! Więcej propagandy sukcesu, więcej antypisowkiego hejtu, więcej Szalonego Stefana i Dziadka Waldemara. I więcej nowych obietnic, a nawet niechby i starych, już zapomnianych, młodzież przecież głupia jest, kupi wszystko. No, to w temacie analizy i recepty – zabezpieczone. Do wykonu.Muszę przyznać, że mając o elitach III RP i o aparatczykach rządzącej partii jak najgorsze zdanie, mimo wszystko znacznie to towarzystwo przeceniałem. RAZ
4 czerwca 2015 Po 8 latach rządzenia Platforma ma się otworzyć na młodych i wieś
1. Wtorkowe posiedzenie klubu parlamentarnego Platformy w Jachrance przyniosło „epokowe odkrycie”, ta partia w kampanii wyborczej do Parlamentu, ma się otworzyć na młodzież i problemy wsi.Rzeczywiście kandydat Platformy na prezydenta Bronisława Komorowski przegrał sromotnie rywalizację z kandydatem zjednoczonej prawicy Andrzej Dudą właśnie wśród ludzi młodych jak i mieszkańców wsi.To masowe głosowanie na Andrzeja Dudę ludzi młodych w wieku od 18-do 29 lat i mieszkańców wsi było jedną z głównych przyczyn jego zwycięstwa w rywalizacji z Bronisławem Komorowskim i jak wynika z przecieków z posiedzenia klubu Platformy, to właśnie te dwie grupy wyborców ma w parlamentarnej kampanii wyborczej „odwojować” ta partia.
2. Diagnoza przyczyn porażki Bronisława Komorowskiego jest oczywiście prawidłowa, tyle tylko że próba otwarcia się Platformy na te dwa środowiska w kampanii parlamentarnej jest skazana na porażkę ponieważ jest absolutnie nieautentyczna.W ciągu 8 lat rządzenia rząd Platformy i PSL-u nie zrobił naprawdę nic dla ludzi młodych wręcz przeciwnie przyjmował rozwiązania, które godziły w interesy tego środowiska (choćby wygaszenie programu mieszkaniowego „Rodzina na swoim”, czy też wprowadzenie odpłatności za drugi kierunek studiów).Stwierdzenia czołowych polityków Platformy, że „emigracja nie jest żadnym nieszczęściem” i że młodzi ludzie wyjeżdżają z Polski „ponieważ chcą poznawać świat”, były tak szokujące, że tradycyjne straszenie PiS-em już nie wystarczyło aby przekonać młodych do głosowania na Bronisława Komorowskiego.W tej sytuacji trudno sobie wręcz wyobrazić jakiego rodzaju nowe propozycje programowe mogłyby przekonać ludzi młodych do zmiany negatywnego postrzegania Platformy.
3. Podobnie jest z próbą odzyskania przez Platformę poparcia na wsi.Wprawdzie za sprawy wsi w koalicji Platformy i PSL-u ponoć odpowiada ta ostatnia partia ale ostentacyjne lekceważenie interesów wsi zarówno przez rząd Donalda Tuska jak i Ewy Kopacz, mieszkańcy obszarów wiejskich poczuli bardzo dotkliwie.Brak wyrównania dopłat bezpośrednich (co koalicja Platformy i PSL-u obiecała rolnikom w kampanii wyborczej 2011 roku ), spadek dochodów rolniczych i o kilkanaście procent w w2014 roku w porównaniu do roku poprzedniego, ogromne trudności ze zbytem wytworzonych płodów rolnych, ostentacyjne tolerowanie przez rządzących wykupu ziemi rolniczej przez cudzoziemców (mimo istnienia ustawowego zakazu), bezwzględne egzekwowanie kar za przekroczenie limitów produkcyjnych mleka, to tylko niektóre z problemów, które w ostatnich miesiącach dotknęły polską wieś i rolników i jednocześnie nie wywołały żadnej reakcji kolejnych rządów koalicji Platformy i PSL-u.Trudno będzie teraz przekonać rolników, że w nadchodzących miesiącach wszystkie te problemy rządzący rozwiązane, w sytuacji kiedy przez 8 lat pełni władzy Platformy i PSL-u, nic w tej sprawie nie udało się zrobić.Szczególnie dotkliwy dla przyszłości polskiej wsi jest problem nierównych dopłat bezpośrednich, który został zaakceptowany przez polskiego ministra rolnictwa, a w konsekwencji także polski rząd, podczas negocjacji nowej perspektywy budżetowej na lata 2014-2020.O ile przez pierwsze 10 lat naszej obecności w UE, nierówne dopłaty, były w swoisty sposób równoważone znacznie niższymi niż Zachodzie kosztami wytwarzania w polskim rolnictwie, to teraz koszty te się wyrównały, a nierówne dopłaty są jawną dyskryminacją naszych rolników.Kolejne rządy Platformy i PSL-u nic w tych sprawach nie zrobiły i trudno sobie wyobrazić, żeby teraz mieszkańcy wsi dali się zwieść obiecankom rządzących.Ogłoszenie więc przez Platformę, że po 8 latach pełni władzy w Polsce, otworzy się na młodych i mieszkańców wsi jest tak nieautentyczne, że wręcz śmieszne.Kuźmiuk
5 czerwca 2015 Rządzący w Polsce dopiero teraz reagują na niemiecką płacę minimalną
1. Minister infrastruktury i rozwoju Maria Wasiak wygłosiła płomienne przemówienie przeciwko niemieckiej płacy minimalnej w tym także w sektorze transportu na konferencji zorganizowanej przez Komisję Europejską w Brukseli.Dopiero teraz polski rząd na unijnym forum decyduje się na bardziej zdecydowaną krytykę poczynań niemieckiego rządu, zarzucając mu łamanie unijnego prawa i pogarszanie warunków konkurencyjności szczególnie w obszarze transportu ciężarowego.Wprawdzie w maju KE rozpoczęła przeciwko Niemcom postępowanie o naruszenie unijnego prawa w związku z wprowadzeniem płacy minimalnej i objęcie nimi także firm transportowych z innych krajów członkowskich i w związku z tym ten kraj zdecydował się zawiesić częściowo te przepisy ale i tak polskie firmy transportowe z tego tytułu poważnie ucierpiały.
2. Przypomnijmy tylko, że rząd Ewy Kopacz na początku 2015 roku, wydawał się bardzo zaskoczony niemiecką decyzją w sprawie płacy minimalnej i jej obowiązywaniem także w odniesieniu do polskiego transportu ciężarowego.Bardzo zaskoczonym i zbulwersowanym ministrem okazał się szczególnie Janusz Piechociński, który w mediach określił jako skandaliczną decyzję Niemiec w sprawie ustanowieniu minimalnego wynagrodzenia za godzinę pracy na poziomie 8,5 euro i objęcia tym wymogiem także kierowców z Polski, którzy tranzytem przewożą towary przez terytorium tego kraju.To zaskoczenie i zbulwersowanie było jednak tym dziwniejsze, że propozycja ustanowienia płacy minimalnej w Niemczech na tym poziomie, znalazła się już w porozumieniu kolacyjnym CDU-CSU-SPD w czasie tworzenia rządu po wyborach parlamentarnych na jesieni 2013 roku (a więc ponad rok temu).Już wtedy bowiem postanowiono, że ten poziom wynagrodzenia będzie obowiązywał generalnie od 1 stycznia 2015 roku przy czym dla niektórych dziedzin gospodarki te przepisy miały wejść w życie od 1 stycznia 2017 roku (wśród tych dziedzin nie było jednak transportu).
3. Ministrowie rządu Ewy Kopacz, nie wyjaśnili do tej pory, co robili urzędnicy ich resortów, a także przedstawiciele polskiego rządu w Brukseli przez ponad rok aby ta niemiecka decyzja nie zaszkodziła konkurencyjności polskiego transportu ciężarowego.Nie pokazali pism w tej sprawie do swoich odpowiedników w Niemczech jakie wysłali w całym 2014 roku i o odpowiedzi na nie, niestety nic nie mówili o swoich interwencjach w Komisji Europejskiej, w sprawie zgodności z prawem europejskim wprowadzonych przez ten kraj rozwiązań.Prawdopodobnie naiwnie zakładali, że Niemcy podejmując polityczną decyzję o minimalnym poziomie płac, nie będą osłaniali tych dziedzin swojej gospodarki, które są wiodące w Europie.Po nerwowych interwencjach polskiego ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza, udało się zawiesić przepisy o płacy minimalnej przy przewozach tranzytowych przez Niemcy do czasu rozstrzygnięcia przez Komisję Europejską skarg na takie rozwiązanie ale jak już wspomniałem dotyczy to tylko tranzytu.
4. Jak wynika bowiem z wyjaśnień Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce, zawieszenie niemieckich przepisów dotyczy tylko 1/3 przewozów realizowanych przez polskich przewoźników, ponieważ przewozy transgraniczne do i z Niemiec, a także przewozy kabotażowe (przewozy wykonywane przez polskich przewoźników na terenie Niemiec), są jednak objęte tymi przepisami.Nawet jeżeli KE nakaże Niemcom wycofanie się narzucania płacy minimalnej firmom spoza tego kraju, które świadczą usługi tranzytowe, to rozwiązanie dotyczy i będzie dotyczyło przewozów transgranicznych i kabotażowych, a więc blisko 2/3 polskich usług transportowych oferowanych na niemieckim rynku.Rządzący w Polsce reagują bardziej zdecydowanie na niemiecką decyzję z początku roku dopiero po upływie blisko pół roku od jej wprowadzenia, a trzeba było to robić wtedy kiedy te przepisy były w tym kraju przygotowywane, a więc przez cały rok 2014.Kuźmiuk
Jak naprawić zegarek? Zakończone niedawno wybory prezydenckie rozbudziły nadzieję na zmiany. No i zmiany następują, a jakże. W ostatnią niedzielę odbyła się w Warszawie konwencja założycielska nowej partii. Jej przywódca, pan Ryszard Petru, też zapowiada wielkie zmiany – ale kiedy przyjrzeć im się bliżej, to od razu widać, że chodzi o takie zmiany, w następstwie których wszystko zostanie po staremu. Przede wszystkim po staremu o wszystkim będą decydowali nasi bezpieczniaccy okupanci za pośrednictwem biurokracji.Tymczasem zmiana powinna polegać przede wszystkim na odblokowaniu narodowego potencjału gospodarczego, zablokowanego przez ustanowiony w roku 1989 przez generała Kiszczaka i grono osób zaufanych wadliwy ekonomiczny model państwa w postaci kapitalizmu kompradorskiego. Polega on na tym, że o dostępie do rynku i możliwości działania na nim, decyduje przynależność do sitwy, której najtwardszym jądrem są tajne służby z komunistycznym rodowodem, czyli nasi okupanci. W rezultacie wszyscy, którzy do sitwy nie należą, muszą być i są wyrzucani poza główny nurt życia gospodarczego gdzieś na margines. Wskutek tego narodowy potencjał ekonomiczny wykorzystywany jest w niewielkim stopniu, ze szkodą dla narodu i państwa. Jeśli zatem chcemy tę złą sytuację odwrócić, to musimy narodowy potencjał ekonomiczny odblokować.Jak to zrobić? Wskazówką może być przypomnienie, w jaki sposób do zablokowania narodowego potencjału ekonomicznego doszło. Otóż w drugiej połowie lat 80-tych, kiedy sławny drugi etap reformy gospodarczej skończył się takim samym fiaskiem, jak pierwszy, doniesiono generałowi Jaruzelskiemu, że jest taki Mieczysław Wilczek, który ma jakiś pomysł na rozruszanie gospodarki. Generał Jaruzelski nie chciał słuchać o żadnych szczegółach tego pomysłu, tylko postawił warunek, żeby nie było tam nic przeciwko socjalizmowi. Tak w każdym razie opowiadał o tym sam Mieczysław Wilczek. Toteż bez użycia słowa „socjalizm” rozmontował on ustrój socjalistyczny w gospodarce. Uczynił to przy pomocy ustawy o działalności gospodarczej, w której najważniejszy zapis głosił, że prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu oraz, że podmiot gospodarczy może dokonywać działań, które nie są zabronione przez prawo. Nietrudno się domyślić, że ta ustawa wychodziła naprzeciw potrzebom uwłaszczonej nomenklaturyZa pierwszej komuny nomenklaturą ciągnęła zyski z tego, że każdą działalność gospodarczą drobiazgowo kontrolowała. Kiedy jednak sama się uwłaszczyła, żadnych kontrolerów nad sobą mieć już nie chciała. Mieczysław Wilczek wykorzystał to, by przywrócić swobodę gospodarczą nie tylko nomenklaturze, ale każdemu i na tym właśnie polegało rozmontowanie socjalizmu bez użycia tego słowa. Koncesje obowiązywały tylko w 11 przypadkach, których wspólnym mianownikiem było albo ryzyko sprowadzenia niebezpieczeństwa powszechnego (produkcja i obrót materiałami wybuchowymi i amunicją, czy wytwarzanie i obrót truciznami), albo bezpieczeństwa państwa (usługi detektywistyczne). W ten sposób odblokowany został narodowy potencjał ekonomiczny, z czego natychmiast skorzystały setki tysięcy, a może nawet miliony ludzi. Polska zmieniła się w jeden wielki bazar – ale bo też handel jest najprostszym sposobem akumulacji kapitału.Jednak nasi okupanci dostrzegli w tym zagrożenie, bo nie byli pewni, czy konkurencja ze strony obywateli uniwersalnie wyćwiczonych przez komunę, nie okaże się dla nich zabójcza. Toteż pod pretekstem „porządkowania rynku” zaczęli ograniczać wolność gospodarczą poprzez przywracanie różnych form reglamentacji. Ustawa Wilczka była nieustannie nowelizowana, z reguły kilka razy do roku i po 10 latach okazało się, że koncesje, licencje, zezwolenia i pozwolenia obowiązują już w 202 obszarach działalności gospodarczej. Korzystali z tego nie tylko nasi okupanci, ale i rozrastająca się biurokracja, gdzie znajdowali żerowisko ludzie tworzący zaplecze polityczne partii parlamentarnych.Jeśli zatem chcemy odblokować narodowy potencjał ekonomiczny, to w tym celu trzeba przywrócić ustawę Mieczysława Wilczka w jej pierwotnym brzmieniu i uchylić wszystkie akty prawne z tamtą wersją sprzeczne. Tylko tyle i aż tyle. Stanisław Michalkiewicz
Platforma Hejterów Partia rządząca, jak poinformował jeden z branżowych portali, wyda na autopromocję przed najbliższymi wyborami co najmniej 50 milionów złotych - sporą część, dla obejścia limitu narzuconego prawem wybor czym, w ramach niekonstytucyjnego referendum konstytucyjnego. Sam fakt, że Partia ma w kasie takie pieniądze, wyciśnięte z podatników, i że może nimi szastać bez jakichkolwiek prawnych ograniczeń, pokazuje skalę patologii, jaką jest III Rzeczpospolita.W zachodnich krajach, w których partie dostają dotacje z budżetu, wolno im przeznaczać je tylko na konkretnie określone cele - np. w Niemczech muszą utrzymywać think-tanki, i to nie jakieś picowne "instytuty obywatelskie", ale zespoły wykazujące się realną działalnością, a we Francji bardzo ograniczona jest polityczna reklama.A przecież poza tym, co może kupić za 50 milionów, dysponuje PO wiernopoddańczym oddaniem mediów, których z partyjnych pieniędzy opłacać nie musi.Nie wiem jak kto, ale ja uważam, że kierownictwo TVP powinno za ostatnie wybory ponieść odpowiedzialność nie tylko polityczną i dyscyplinarną, ale także karną: jeśli w TVP Info w kwietniu o Bronisławie Komorowskim mówiono przez 6,5 godziny, o Jarubasie i Palikocie około 1,5 godziny, o Dudzie 22 minuty, a o Kukizie 18 minut - pomijając już, że o Komorowskim i Jarubasie mówiono wyłącznie pozytywnie, a o Dudzie odwrotnie - to jakich jeszcze trzeba dowodów rażącego łamania ustawy o mediach publicznych?Oczywiście, powie ktoś, że to, co robiła w kampanii TVP, nie różniło się od zachowania TVN czy innych mediów, zupełnie bezwstydnie uprawiających propagandę na rzecz rządzącej koalicji, ale ona nie jest, przynajmniej w teorii, własnością jakichś prywaciarzy, tylko naszą, wspólną.W każdym razie, 50 baniek, które na pranie Polakom mózgów może rzucić PO, to dwa razy więcej niż ma w swych zasobach PiS - inni się w tej konkurencji liczyć nie będą. No, może poza ruchem oburzonych bankierów Petru, który wyraźnie cieszy się, jako Platforma Ratunkowa, gorliwym wsparciem sponsorów i "wajchowych".Gdyby o wyniku wyborów decydowały tylko zasoby finansowe i telewizja, to z góry byłoby po meczu. Na szczęście, każde miliony można roztrwonić bez sensu, a ekipa zarządzająca III RP w swych szeregach ma prawdziwych mistrzów w tym zakresie.Jeśli kto wątpi - pięknym przykładem jest przedwczorajszy news z Jachranki, po którym polski internet zatrząsnął się ze śmiechu. Oto pani premier Kopacz, aby ukoić ból swych działaczy, że przez ten internet przegrali, zapowiedziała, iż celem poprawienia wizerunku w sieci i przeciwstawienia się krytyce opozycji zatrudniła już 50 zawodowych hejterów i zatrudni jeszcze 50 następnych.Żeby było jeszcze śmieszniej, kiedy ktoś te mądrości pani premier wyniósł do gazet, jej rzeczniczka, pani Kidawa Błońska, oznajmiła, że wypowiedź wyrwano z kontekstu, bo tych stu to tylko awangarda, a chodziło o to, że członkowie PO zostaną specjalnie przeszkoleni i będą hejterami wszyscy.Głupota jest tu tak wspaniale spiętrzona, niczym krem na wykwintnej tortoletce, że po prostu nie wiadomo, od czego zacząć. Chyba od tego, że ani pani Kopacz, ani pani Kidawa, nie wiedzą nawet, co znaczy słowo "hejter", i że jest to słowo pejoratywne. Że zapowiedź, iż wszyscy członkowie PO będą hejterami, brzmi jak zapowiedź, że wszyscy będą żulami albo chuliganami.Coś tam najwyraźniej usłyszały o marketingu sieciowym, o internetowych "szeptankach", czyli tak zwanym "buzz marketing", który jest rzeczywiście od lat stosowany w promocji rozmaitych produktów i usług. Fakt, że słyszały o nim niewiele, da się wytłumaczyć, bo ten rodzaj reklamy przypomina działania tzw. nielegałów w wywiadzie. Polega bowiem na podszywaniu się reklamy pod spontaniczną aktywność uczestników forów internetowych - a to, delikatnie mówiąc, rzecz nieładna.Tyle że "buzz marketing", jak każdy rodzaj kłamstwa, jest swego rodzaju sztuką. Zatrudnienie tysiąca wklepywaczy, którzy będą bez polotu i finezji wpisywać, gdzie się tylko da, "korzystajcie z usług biura podróży X", tylko reklamowanej firmie zaszkodzi, bo nachalność i natręctwo będą irytować.Firmy wyspecjalizowane w szeptankach wymyślają przeróżne sztuczki, by przemycić w sieci, pod pozorem informacji o czymś zupełnie innym, zabawnego filmiku czy zgrywy, niby to spontanicznej, pochwałę podróży - nawet nie konkretnego biura, chodzi raczej o sugestię, go ktoś sobie takowego poszukał.Już widzę tych przeszkolonych działaczy PO, jak ze świeżo utworzonych kont z zerem folołersów zasypują sieć jadowitymi uwagami o Dudzie, z którego "szpary oralnej wypływają pokłady chamstwa".Zresztą nie muszę uruchamiać wyobraźni - tak prymitywnie działa w sieci PO już od dłuższego czasu, nie rozumiejąc, że jeśli, na przykład, zielone i czerwone łapki oraz komentarze rozkładają się przez jakiś czas mniej więcej statystycznie, a potem nagle, w ciągu kilku minut, przywala tysiąc głosów na "nie" i kilkadziesiąt podobnie brzmiących nienawistnych komentarzy, po czym znowu ruch sieciowy, widoczny przecież dla każdego użytkownika, wraca do normy - to nie jest to żaden "buzz marketing", tylko prymitywne odwalanie zlecenia, ze skutkiem przeciwnym do zamierzonego. Właśnie w ten sposób, między innymi, nagrabiła sobie władza ze swymi młodzieżówkami w sieci.Jest zasadą, że zeskleroziałe, zasiedziałe reżimy mają skłonność do ulegania swojej własnej propagandzie.Platforma nie rozumiała, dlaczego ludzie na nią głosują, i że bynajmniej nie dlatego, że oceniają dobrze jej zdolności do rządzenia. Tak samo nie może teraz zrozumieć, dlaczego to, co dotąd w niej ludziom nie przeszkadzało, nagle przeszkadzać zaczęło.Władza i jej salony tak długo kłamały, że jest dobrze, i że one są dobre, aż same w to uwierzyły. Bronisław Komorowski był autentycznie przekonany, że wystarczy, by wyszedł na ulicę albo gdzieś pojechał, a naród spontanicznie będzie go wielbił, oddawał hołd i wyrażał wdzięczność. Tak przecież niezbicie wynikało z każdego wydania telewizyjnych wiadomości i gazet. Podobno Gomułka i Gierek też do samej obsuwy żyli w podobnym przeświadczeniu.A skoro w internecie generalny ton drastycznie różni się od tego, co mówią telewizje, to władza przecież nie wyciągnie wniosku, że tam, gdzie ludzie się mogą wypowiadać swobodniej, tam dochodzi do głosu gniew na jej gie warte rządy. Woli sobie powtarzać, że jest świetnie, bo przecież wzrost PKB mamy wspaniały i w ogóle wszyscy mówią, że jest wspaniale, a ten tam internet - no, widocznie PiS usadził tam "płatnych sk...synów", jak to ujął poseł Szejnfeld. Stąd prosty wniosek - nie trzeba nic zmieniać, poza "komunikacją". Czyli wynająć swoich "sk...synów", żeby pluli na PiS i prezydenta elekta.Pytanie - jak to jest, że kiedyś internet PO sprzyjał bez ponoszenia na ten cel wielkich wydatków, a teraz nie sprzyja, co się stało? - przerasta intelektualne możliwości Niesiołowskich czy Szejnfeldów.Cóż, trzeba pewnej minimalnej dozy inteligencji, żeby zrozumieć, że jak się na przykład urządza wściekłą nagonkę na "kiboli", to można na chama ich rozdeptać w kontrolowanych przez władzę mediach, ale się w ten sposób z punktu zyskuje sto albo i dwieście tysięcy zdecydowanych wrogów, dobrze zorganizowanych, aktywnych w mediach społecznościowych i, w przeciwieństwie do młodzieżówek Partii, rozumiejących ich działanie, bo będących w nich u siebie.A "kibole" to tylko jeden z wielu klocków, z których buduje się na jesień wyborcza szubienica nie tylko dla PO, ale dla całej cwaniackiej koalicji i całej liżącej jej wiadomo co "elity opiniotwórczej".Całe to towarzystwo nie pojmuje rzeczy podstawowej - tego, czym jest ów straszny, groźny internet, który odarł je z powagi i autorytetu. Im się wydaje, że to też coś takiego jak "Gazeta Wyborcza" czy TNV-24, tylko na tablecie albo smartfonie. I że wystarczy tam narzucić odpowiednio błagonadiożnyj kontent, a użytkownikom sieci wygładzi się zwoje mózgowe równie łatwo jak telewidzom.Otóż, nic właśnie. Specyfiką internetu, tym, co sprawia, że en masse odrzucił on w ostatnich latach oficjalną propagandę, i że nieudolnej i załganej władzy nie pomoże tu nie tylko 50, ale i sto milionów, jest - też mi sensacja - INTERAKTYWNOŚĆ.Postaram się to wyłożyć najprościej, tak, by nawet pani Kidawa Błońska mogła zrozumieć (choć jestem spokojny, że nie skorzysta z okazji).Otóż, kiedy człowiek ogląda telewizję, waszą telewizję, to jest skazany na to, co mu pani Pochanke czy Tadla powie i pokaże. Może ją wyłączyć, ale nie może jej dopytać. Powiedzmy, mówi mu pani Tadla czy Pochanke, że Bronisław Komorowski był dziś w Lublinie, że lublinianie przyjęli go z radością i wyrazami poparcia, i choć na wiecu obecni byli bojówkarze nasłani przez PiS i próbowali prezydenta obrażać, ten im się celnie odciął, aż w pięty poszło. Kilka zmontowanych ujęć, komentarz narzucający jednoznaczną wersję wydarzeń i koniec...Otóż internauta, inaczej niż telewidz, nie musi "drogiej pani z telewizji" wierzyć - kliknie sobie w filmik przedstawiający niezmontowane zajście i już widzi, że w kilku jej zdaniach aż roi się od kłamstw. Że, po pierwsze, w polu widzenia kamer nie ma żadnego zwolennika Komorowskiego, po drugie, sam prezydent zachowuje się jakby zarzucił jakieś prochy i bredzi zupełnie się kompromitując, po trzecie ludzie, którzy mu dogadują, nie są żadną zorganizowaną bojówką, a już na pewno nie PiS-u, bo mają emblematy Korwina i Ruchu Narodowego, i nawet niektórzy skandują "PiS, PO, jedno zło". Może sobie zresztą sprawdzić, jak się ci ludzie skrzykiwali na lokalnych forach, gdy mu uparcie Nałęcz, Grupiński i sam Komorowski będą dzień po dniu wmawiać te "pisowskie bojówki".Człowiek może sobie kliknąć w inny filmik i zobaczyć "budowę obwodnicy" pod Inowrocławiem, i samemu się przekonać po numerach rejestracyjnych, że za plecami prezydenta podjeżdżają pod załadunek w kółko te same ciężarówki, najwyraźniej wywalające cały urobek nie dalej niż sto metrów poza kadrem.Może też sobie kliknąć na strony renomowanych międzynarodowych organizacji i samemu sobie przeczytać, jak NAPRAWDĘ ma się polska służba zdrowia, wydajność pracy, innowacyjność, informatyzacja etc. do innych umieszczanych w rankingach krajów. I z punktu przestaje wierzyć w "złotą erę", "zieloną wyspę sukcesu" i inne takie. Zwłaszcza że znajomi podsyłają mu kolejne odkłamujące propagandę oficjalnych mediów linki, a z czasem i on zaczyna je posyłać dalej.Słowem, dla wszechwładzy PO jest internet tym samym, czym dla wszechwładzy PZPR była "Wolna Europa" - w tym sensie, że skutecznie dziurawi balon propagandy dmuchany przez Lisów i Michników. Tyle że słuchacze "Wolniuchy" nie mieli ze sobą nawzajem kontaktu i nie redagowali jej sami. To sprawa, że internet jeszcze trudniej zagłuszyć.Mógł to zrobić reżim taki jak w Chinach, ale on nie bawił się w hejtowanie, tylko stworzył gigantyczny system firewalli i cenzury, zresztą dzięki gorliwemu wsparciu koncernów z miłującego wolność, ale znacznie bardziej miłującego kasę Zachodu. Kiedy człowiek raz sobie zda sprawę, że jest przez władzę traktowany jak głupi gnojek i manipulowany na każdym kroku w sposób urągający jego godności i inteligencji, to chce tę władzę ukarać i pogonić. I jeśli mu jakiś płatny troll zacznie sto razy dziennie wklepywać na tajmlajn "Kopacz jest mądra, Duda plastikowy, bój się Kaczora", to bynajmniej nie odzyska dla Partii wkurzonego serduszka, tylko je jeszcze bardziej wkurzy.Lepiej, jeśli mogę rządzącym i ich medialnym lokajom coś radzić, weźcie te pięćdziesiąt milionów przepijcie i przeżryjcie, póki możecie. Bo czas się kończy.
PS Zupełnie poza tym, rad byłbym poznać opinię prawników w następującej sprawie. Otóż prawo nasze - bzdura lex, sed lex - traktuje każdy wpis w internecie jak publikację prasową. Jeśli dobrze rozumiem więc, anonsowani przez panią premier "płatni hejterzy" mają prawny obowiązek sygnować swe produkcje każdorazowo informacją "sfinansowano ze środków komitetu wyborczego PO"? A w przeciwnym razie i oni, i najmująca ich partia, podpadają pod paragraf? Rafał Ziemkiewicz
Kolejny spisek? Duda i Szydło chcą usunąć Kaczyńskiego ? Prezydent elekt odpowiadał także na pytanie, kogo najchętniej widziałby w fotelu premiera. Nie chciał wybierać między Jarosławem Kaczyńskim a Beatą Szydło. Podkreślał jedynie, że szefowa jego sztabu wyborczego na pewno sprawdziłaby się w tej funkcji.- Współpracowałem z panią Szydło. Czy byłaby dobrym premierem w czasach, gdy Polacy oczekują dobrej zmiany? Wydaje mi się, że (…) nadawałaby się do tej roli doskonale. Beata Szydło pokazała ogromny talent zarządczy. Poza tym jestem przekonany, że zawsze bylibyśmy w stanie usiąść przy stole, by negocjować dobre rozwiązania. A z mojego punktu widzenia byłoby to dobre, bym mógł spokojnie realizować swój program – mówił Duda.”...(źródło )
Jarosław Kaczyński „"premierem będzie ten, kogo wskaże Andrzej Duda". - To on ma legitymację do zmiany w Polsce. Ja wcale nie muszę być premierem „...” Nie wiem czy będę premierem. Jednak ktokolwiek nim będzie powinien złożyć Prezydentowi Andrzejowi Dudzie podpisaną dymisję bez daty.- A jeśli Pan będzie premier to czy złoży Pan taką dymisję? - zapytała Katarzyna Gósjka-Hejke. - Oczywiście. To czego dokonał ( Andrzej Duda - red.), to niezwykłe poparcie społeczne, daje mu legitymację, której nie ma nikt inny - odpowiedział polityk. „ „...(więcej )
Słowa szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego, że nowy premier "powinien złożyć u prezydenta dymisję bez daty" nie mają umocowania w konstytucji - oceniają konstytucjonaliści. Gdyby jednak traktować je jako zapowiedź - mówią - to zmiany ustrojowe szłyby w kierunku systemu prezydenckiego. „...”Również prof. Marek Chmaj ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej ocenił, że wypowiedź Kaczyńskiego należy rozumieć "w kategoriach politycznych, bo to nie jest wypowiedź ustrojowa". "Prezes PiS podkreślił, że przyszły premier ma być zakładnikiem w rękach prezydenta. To jest pozaprawne i nieprzewidywane przez konstytucję" - dodał. „...”Prezes PiS Jarosław Kaczyński w czwartek w wywiadzie cytowanym na stronie TV Republika powiedział, że w lipcu partia zaprezentuje ekipę, która - jeśli PiS wygra wybory - pokieruje poszczególnymi dziedzinami życia. Zapytany o to, kto tą ekipą pokieruje, odpowiedział: "Ekipą będzie kierował ten, którego wskaże najważniejszy człowiek w polskim życiu publicznym, czyli Andrzej Duda". „..”"Partia desygnuje tego, kogo wskaże. Andrzej Duda jest człowiekiem, który już dokonał w Polsce zmiany i jest człowiekiem, który ma przeprowadzić Polskę ku lepszym czasom, dlatego musi mieć prawo do podejmowania decyzji. Nie wiem, kto będzie premierem, ale powinien on od razu złożyć u prezydenta dymisję, tyle że bez daty. Uważam, że to, czego dokonał, daje mu taką legitymację, której nikt nie ma" – mówił Kaczyński. „...”Według eksperta, można by też odczytywać słowa J. Kaczyńskiego, jako zapowiedź próby przebudowy ustroju państwa w kierunku systemu prezydenckiego. Trzeba jednak pamiętać - dodał - że nie da się zmienić konstytucji nie mając większości 2/3 w Sejmie. "Jeśliby potwierdziłyby się sondaże mówiące o tym, że potencjalna koalicja PiS i ruchu Pawła Kukiza miałaby taką większość, to oczywiście można takie wrażenie mieć. Tym bardziej, że przecież PiS opowiadał się zawsze za wzmocnieniem pozycji prezydenta" - zaznaczył Uziębło.Jak mówił, dwa podstawowe modele ustroju prezydenckiego to model amerykański bądź francuski. Według eksperta na model amerykański, w którym prezydent nie odpowiada przed parlamentem, w Polsce szanse są niewielkie. "Możemy natomiast wzmocnić prezydenta na wzór francuski, na przykład poprzez wprowadzenie podwójnej odpowiedzialności rządu, zarówno przed parlamentem, jak i przed prezydentem, czyli dążenie w kierunku systemu prezydencko-parlamentarnego" - powiedział konstytucjonalista. „..(więcej )
kwiecień 2015 Profesor Andrzej Nowak „Główna partia opozycyjna, z którą ja i wielu z nas wiążę nadzieje na przełom w nadchodzącym roku, mam wrażenie jest znużona i w pewnym stopniu przyzwyczajona do funkcjonowania w ramach wiecznej opozycji. Niestety odnoszę wrażenie, że wielu z członków PiS zostało wytresowanych przez ten system, w którym wolno pozostawać opozycji w swoim bezpiecznym getcie, w którym poza okresem wyborczym, kiedy ataki partii rządzącej są zaciekłe, jest wystarczający spokój aby te diety poselskie pobierać „...”Mamy powody nie tyle co do optymizmu, lecz do tego aby nie załamywać rąk. Powstaje silny nurt antyszkoły oficjalnej narracji mającej oduczyć Polaków bycia obywatelami.Mamy do czynienia z różnymi działaniami i inicjatywami, które starają się naszą wspólnotowość ratować. ….(więcej )
kwiecień 2015 Rafał Chwedoruk, politolog. „..”"Plus Minus": Jest jesień, tydzień po wyborach, w których lekko zwyciężył PiS.To prawdopodobne.Załóżmy, że to od Leszka Millera zależy, kto zostanie premierem.Jeśli będzie się kierował długofalowym interesem lewicy, to powinien wejść w koalicję z Prawem i Sprawiedliwością.”...”Platforma sprawuje władzę niemal na wszystkich szczeblach, i to od wielu lat. To buduje nie tylko zasoby ludzkie czy materialne, ale też daje prestiż. W dodatku PO to partia elit nie tylko biznesowych, ale również opiniotwórczych, elit kultury, co widać szczególnie mocno w komitetach honorowych. „...”Ale Platforma nie jest tylko partią ludzi zamożnych – jako taka w biednym kraju szybko by zniknęła. To partia elit społecznych. „...”Te zasoby Platformy to stanowiska, jakie może rozdać, zaprzyjaźnione media...I możliwość nagłaśniania poglądów, które są jej bliskie. To wszystko pokazuje skalę strategicznej przewagi Platformy nad PiS i lewicą.”...”Otóż zwycięstwo Bronisława Komorowskiego, zwłaszcza wyraźne, wzmocni jego stronników w PO, przez co zyskają oni wpływ na obsadzanie list wyborczych. I po wyborach parlamentarnych przystąpią do przebudowy sceny politycznej. „...”Sytuacja nadzwyczajna: niebezpieczeństwo na Wschodzie i kryzys gospodarczy na Zachodzie, upoważni ich do sformułowania oferty pod adresem polityków PiS. „...”Mogłaby to być jakaś forma wciągnięcia ich do rządzenia albo zostawienia im roli konstruktywnej opozycji. A konstruktywną opozycją nie jest się za darmo, opłaciłoby im się. Cena? Pociąg do Sulejówka dla Jarosława Kaczyńskiego. „...”Przypominam, że byłby to PiS konstruktywny, elastyczny, taki PiS po transformacji, partia mainstreamowa... „...”I grupą pragmatycznych polityków w kierownictwie. „...”To się nie może udać. Komorowski budzi w wyborcach PiS fatalne emocje.Przecież tego typu oferty nie musi formułować sam prezydent! Do meblowania sceny politycznej mogliby się wziąć jego stronnicy.Ale czym byliby kuszeni politycy PiS?Kto wie, może pojawi się oferta jednomandatowych okręgów wyborczych i utrwalenia systemu dwupartyjnego? To naprawdę kusząca perspektywa, bo dawałaby gwarancję funkcjonowania w polityce przez wiele lat.”...”ego wiara w okręgi jednomandatowe jest trochę metafizyczna. Z wielką uwagą słucham Pawła Kukiza, ponieważ nie ma takiej orientacji politycznej, chyba poza PSL, której by w ciągu ostatnich 25 lat nie poparł. Słucham go z tym większą uwagą, że nie każdy z niezależnych i antysystemowych kandydatów prywatnie spotykał się z najważniejszymi politykami Platformy Obywatelskiej i nie każdy z antysystemowych polityków ma poglądy takie same jak Platforma Obywatelska. „...”Ale jest w Kukizie coś, co na ludzi działa. Odkąd odcięto od telewizji Korwin-Mikkego, znalazło się miejsce dla niego...Właśnie! Przecież to stary mechanizm. Kiedy PiS utrwalił swoje istnienie, to nagle pojawiły się PJN i Solidarna Polska, a na rubieżach Ruch Narodowy. Gdy zaś Napieralski dostał 14 proc. głosów, a SLD umocnił swoją pozycję w samorządach, to deus ex machina znalazł się jako polityk lewicowy Janusz Palikot. Teraz mamy to samo – reaktywacja Janusza Korwin-Mikkego została dostrzeżona i zjawił się Paweł Kukiz.”...”Myśli pan, że Kukiz powstał jak Palikot – wypuszczony przez Platformę, by kłusował?Nie wiem, jak powstał, widzę, jakie są skutki.Kukiz stworzy partię i wejdzie do Sejmu?Jeśli przekroczy 5 proc. w tych wyborach, to pewnie powstanie pod jego szyldem prawicowa wersja Ruchu Palikota.”...”To o co właściwie walczy Duda?Głównie o pozycję PiS w wyborach parlamentarnych, ale pamiętajmy też o konstelacjach personalnych. Jeśli Duda w drugiej turze uzyska powyżej 40 proc., to stanie się naturalnym sukcesorem Kaczyńskiego. Gra idzie więc o całkiem wysoką stawkę.—rozmawiał Robert Mazurek”. „...(więcej )
Paweł Chojecki „ Pierwszym wariantem jest droga wytyczona przez Aleksandra Smolara:
„Od razu po głosowaniu nad związkami partnerskimi pomyślałem, że Jarosław Gowin może być przyszłym przywódcą zmodernizowanego PiS-u. Jeżeli nastąpiłoby odejście, wymuszone czy dobrowolne, Kaczyńskiego. PiS-u poszerzonego o konserwatywną część Platformy.”„Wprost”, 25.02.Co ciekawe, Smolar nawet nie próbuje ukryć faktu, że Gowin jest w tej rozgrywce typowym figurantem:„Nigdy nie myślałem o Gowinie jako o poważnym polityku, raczej był typem „gadułki”, ideologa, nie polityka. Jednak w pewnym momencie zaczął on używać języka, powiedziałbym, „pisowskiego”, twardego. I to mnie zastanowiło. Powiedział: „Nie dbam o literę prawa”. To było szokujące, że mówi tak minister sprawiedliwości, bo to znaczy: „Nie dbam o prawo”. Wtedy zaczął się posługiwać językiem konfrontacyjnym, językiem dla mnie „pisowskim”. Dla mnie to było odkrycie nowego, politycznego Gowina.” j.w. „.....”„…zauważalna przez Polaków zmiana w rządzie to byłby powrót do rządu Grzegorza Schetyny”. RMF FM, 18.05.2013 „......”Dla Tuska Gowin „prorokuje” z kolei karierę zagraniczną:„Donald Tusk cieszy się wyjątkowo dużym autorytetem za granicą, co jest jego ogromnym osiągnięciem. To jest też atut dla Polski. To musi być decyzja pana premiera, czy chce ten atut wykorzystać, na przykład startując do PE i następnie będąc jednym z naturalnych kandydatów do najwyższych funkcji w instytucjach unijnych (…).„...(więcej )
Rokita o Kukizie: on może wkrótce rządzić w Polsce”..” kim pójdzie Kukiz – z PiS czy PO? To jest dziś zasadnicze pytanie dotyczące polskiej polityki. Dynamika działa dziś w pierwszym rzędzie na rzecz Pawła Kukiza, a następnie na rzecz PiS. PO jest partią schodzącą i tego się już nie zatrzyma – przekonywał w "Faktach po Faktach" w TVN24 Jan Rokita. Były poseł dodał, że po najbliższych wyborach to właśnie Paweł Kukiz może objąć ster władzy w Polsce. „..”Czy obóz postplatformerski, ta grupa partii, która najprawdopodobniej będzie w Sejmie, pójdzie z PiS-em i będzie chciał powstrzymać radykalne reformy Kukiza, czy raczej przyłączy się właśnie do tego obozu? Wtedy to Paweł Kukiz może rządzić w Polsce – podkreślił były polityk, a dziś publicysta. „...”Paweł Kukiz – występujący po raz pierwszy w badaniu CBOS – jest liderem rankingu zaufania polityków; ufa mu 58 proc. Polaków. Kolejne miejsce zajmują ex aequo prezydent Bronisław Komorowski i prezydent elekt Andrzej Duda – obaj z 54 proc. poparcia. „...(źródło )
Profesor Andrzej Nowak List na Konwencję Andrzeja Dudy „...”Wysoki i bardzo przeze mnie szanowany przedstawiciel Prawa i Sprawiedliwości zaprosił mnie we wtorek na sobotnią konwencję, która ma zainaugurować oficjalnie kampanię prezydencką dr. Andrzeja Dudy. W czwartek zadzwonił do mnie jeszcze wyższy (może nie wzrostem, ale znaczeniem) i równie przeze mnie szanowany przedstawiciel PiS i ponowił zaproszenie, prosząc o powiedzenie na konwencji kilku zdań. Ponieważ musiałem odmówić ze względu na chorobę, chciałem tutaj tych „kilka zdań” przedstawić, z nadzieją, że dotrą być może do części chociaż zgromadzonych na konwencji osób i tych także, którzy będą ją oglądali za pośrednictwem mediów.Tegoroczne wybory to jest walka na śmierć i życie. Nie dla Polski, bo Polska przetrwa, choć z ogromnymi, niepotrzebnymi stratami, jakie przynosi każdy dzień rządów najgorszej na pewno władzy w historii III RP. To jest walka na śmierć i życie dla Prawa i Sprawiedliwości. Partia, z którą politycznie sympatyzuję od jej początku i z którą, jak miliony innych wyborców łączyły mnie i łączą nadzieje na odnowienie Rzeczpospolitej, jest od ośmiu lat największą siłą opozycji. Gdyby teraz okazała się nie zdolna do odebrania władzy tym, którzy Rzeczpospolitą niszczą, to znaczyłoby, że przestała być dobrym narzędziem w służbie Polsce. Polacy będą musieli poszukać innego, a raczej stworzyć inne. Bo tych rządów, które wygnały miliony młodych ludzi z kraju w poszukiwaniu pracy, miliony innych skazują na brak jakichkolwiek perspektyw godnego życia, rządów, które zlikwidowały całe, ostatnie gałęzie przemysłu, zdewastowały polską naukę, pielęgnują zapaść polskiego szkolnictwa i kultury, a całą swoją skuteczność wyborczą opierają na straszeniu jednej połowy obywateli drugą – tych rządów nie możemy dłużej znosić. Ale, być może, będziemy musieli, jeśli Prawo i Sprawiedliwość nie zmobilizuje się w takim stopniu, by wygrać wybory, zarówno prezydenckie jak i parlamentarne, razem, jedne i drugie, dla Polski.Nie będzie żadnym sukcesem „druga tura”, nie będzie żadnym sukcesem potem zdobycie kilkunastu czy kilkudziesięciu mandatów więcej w wyborach parlamentarnych. Nie sukcesem Prawa i Sprawiedliwości, ale po prostu elementarnym obowiązkiem głównej siły opozycyjnej wobec obywateli, wobec Rzeczpospolitej, jest wygrać te wybory, przywrócić nadzieję na skuteczność demokracji. Po doświadczeniu ostatnich wyborów samorządowych będzie to na pewno trudne. Jeśli i w tych, prezydenckich i parlamentarnych, nie uda się dopilnować ich uczciwego przebiegu, a wcześniej przekonać Polaków, że warto dać jeszcze jedną szansę procesowi wyborczemu i oddać głos na dobry program, na mądrych, uczciwych, godnych kandydatów – wtedy odwrócimy się nie od PiS tylko, ale zapewne także od demokracji.To jest, naprawdę, ostatnia szansa. 10 lat temu Prawo i Sprawiedliwość pokazało, że może wygrać wybory. Jak dzisiaj tego dokonać? Oczywiście nie jestem „fachowcem” od wygrywania wyborów. Tacy skupiają się dzisiaj wokół pani premier Ewy Kopacz i pana prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ale jako obywatel, poproszony o zabranie głosu na konwencji wyborczej kandydata opozycji, pozwalam sobie jednak na kilka uwag.Po pierwsze, raz jeszcze podkreślę, trzeba wybory prezydenckie i parlamentarne traktować jako jedną, nierozdzielną sprawę. Pan dr Andrzej Duda może wykorzystać wszystkie swoje atuty człowieka młodego i doświadczonego jednocześnie w pracy politycznej, znakomicie wykształconego i skromnego zarazem, atuty najlepszego niewątpliwie w tych wyborach kandydata na urząd Prezydenta RP – i może te wybory przegrać. Dlaczego? Jak cień będzie szła za nim w propagandzie obozu strachu teza, że okaże się tylko marionetką w rękach „straszliwego demiurga”, który wróci na scenę w wyborach parlamentarnych w całej swej grozie. Jakkolwiek prezes Jarosław Kaczyński będzie się chował teraz, w czasie tej kampanii, to będzie nieuchronnie pojawiało się to pytanie: co dalej, jesienią? Prezydent Duda ma utorować drogę premierowi Kaczyńskiemu, powrotowi do „straszliwej IV RP”… Powrotu nie ma.Trzeba przekonać wyborców, że prezydent Duda symbolizuje szansę na nową wiosnę dla Polski. Obok niego warto już teraz, ośmielę się powiedzieć, wskazać nowego kandydata do roli premiera. Nie zostawionego tak haniebnie nad „odstrzał:”, jak to zrobiono ze znakomitą, merytoryczną kandydaturą profesora Piotra Glińskiego, i nie wybranego z tak fatalnym skutkiem przypadkowego „zastępcy”, jak to miało miejsce w przypadku pana Kazimierza Marcinkiewicza 10 lat temu. Nie, chodzi o wskazanie drugiej młodej twarzy wykształconego Polaka, który rozumie doskonale potrzeby swojej Ojczyzny i czuje się jednocześnie swobodnie w Europie, gotów ją także zmieniać na lepsze. Chodzi o przekonanie wyborców, że opozycja ma realną propozycję zmiany, nie powrotu. Wiem, śmieszne jest fetyszyzowanie zmiany, jakie osiągnęło apogeum myślowej pustki w kampanii amerykańskiego prezydenta przed kilku laty. Zmiana jest jednak naprawdę bardzo potrzebna i jest na pewno nośnym hasłem po ośmiu latach pogrążania się w bagnie pod dyktando tych samych wciąż, wytartych już do ostatecznego obrzydzenia twarzy PO-PSL-TVN. Opozycja musi pokazać nową twarz. Nie samego kandydata na prezydenta. Także kandydata na premiera. Jeśli chcemy wygrać te wybory dla Polski, wydaje mi się, że powinniśmy poważnie i szybko zarazem rozważyć taką potrzebę.Wiem, prezes Jarosław Kaczyński, wyrastający swoimi kwalifikacjami, przede wszystkim swoją polityczną mądrością o głowę ponad ogromną większość dzisiejszych polityków w Polsce, deklarował kilkakrotnie wolę dokończenia tej misji rządowej, którą przerwały przedterminowe, fatalne wybory 2007 roku. Ale dziś mamy rok 2015. Kiedy zacznie funkcjonować nowy rząd po wyborach parlamentarnych, na progu roku 2016, proszę wybaczyć tę uwagę, prezes Jarosław Kaczyński będzie miał 67 lat. Tyle ile miał Marszałek Piłsudski w chwili śmierci. Roman Dmowski był w tym wieku już od kilku lat faktycznym emerytem politycznym. Pamiętam, z rozmów, jaki kilkukrotnie miałem zaszczyt prowadzić z premierem Kaczyńskim, że przywołuje on wspaniałe przykłady prezydenta Charlesa de Gaulle’a, premierów brytyjskich Winstona Churchilla i Harolda MacMillana, którzy swoje kariery polityczne wieńczyli sprawowaniem najwyższych urzędów w dojrzałym bardzo wieku. I z pewnością prezes Kaczyński ma te siły, które pozwolą mu kierować jeszcze długie lata Prawem i Sprawiedliwością. Zapewnić zwycięstwo tej sile, którą zbudował, a raczej – powtórzmy – za pomocą tej siły zapewnić zwycięstwo Polsce: to jest, to powinien być cel najambitniejszy wielkiego polityka. W imię tego celu warto zastanowić się co do niego prowadzi, a co może przeszkodzić w jego osiągnięciu Nad tym powinien zastanowić się każdy z posłów i senatorów, każdy z radnych Prawa i Sprawiedliwości, każdy kto sprawuje urząd zaufania publicznego z wyboru, przez głos oddany za zmianą obecnego układu władzy. Celem nie może być własna reelekcja. Celem nie może być własna autopromocja, a już zwłaszcza w roli „maskotki” programów redaktor Olejnik. Celem musi być zdecydowane zwycięstwo całej formacji, porwanie wyborców do tego zwycięstwa. Trzeba ich, to jest nas przekonać, że główna siła opozycyjna ma dość znakomicie przygotowanych, kompetentnych osób, by przejąć odpowiedzialność za państwo, by je naprawić, wyprowadzić z kryzysu, w każdej dziedzinie. Nie wiem, czy obecny skład PiS do tego wystarczy. Wydaje mi się oczywista potrzeba otwarcia, już w tej pierwszej, prezydenckiej kampanii, na nowych ludzi, fachowców z naszych znakomitych kadr inżynierskich, reprezentantów polskiej przedsiębiorczości, przedstawicieli środowisk akademickich (dlaczego tak mało wykorzystuje się potencjał, jakiego przykładem może być choćby tak prężny Akademicki Komitet Obywatelski im. Profesora Lecha Kaczyńskiego?). Nie trzeba ich odpychać, w poczuciu zagrożenia własnego miejsca w strukturach i hierarchiach opozycji, trzeba szukać takich, jak najlepszych ludzi, którzy będą mogli, będą musieli wziąć na swe barki ciężar pokierowania sprawami państwa w tak licznych jego przejawach i departamentach. „Kadrówka” nie wygrała niepodległości dla Polski. Stała się skutecznym narzędziem walki o tę niepodległość, w decydującym momencie, 11 listopada 1918 roku, kiedy urosła do dziesiątków tysięcy ludzi POW, działaczy Komitetów Narodowych wszystkich szczebli, tysięcy ochotników polskości, różnych zresztą orientacji i przekonań politycznych. Teraz, 10 maja, a potem w wyborach parlamentarnych, gdzieś pewnie w listopadzie, 97 lat po tamtym, wspaniałym Listopadzie, potrzebować będziemy dziesiątków tysięcy tych, którzy dopilnują rzetelności wyborów, setek, a nawet tysięcy tych, którzy potrafili by przekonać nas, że będą dobrymi gospodarzami polskiego przemysłu, szkolnictwa, kultury, drogowej i kolejowej infrastruktury, służby zdrowia, polskich Sił Zbrojnych, a także, a może przede wszystkim, będą mądrymi prawodawcami, ograniczającymi liczbę absurdów prawnych, które hamują nasz rozwój.Kampania – a raczej obie kampanie razem połączone w spójnym programie działania – powinna być w pierwszej swej fazie czasem przyspieszonego, to prawda – czasu nie ma, opracowania nowego, konsultowanego teraz, w roku 2015 z wyborcami, programu naprawy Polski. Tylko przez włączenie nowych ludzi i środowisk do tworzenia takiego OBYWATELSKIEGO programu będzie można uzyskać efekt zainteresowania, także mediów (a inaczej niż w 2005 roku mamy już przecież, choć słabe, świadomie marginalizowane, media, które nie ograniczają się tylko do ogłupiającej propagandy) sprawami ważnymi dla Polski, dla przeciętnego Nowaka czy Kowalskiego.Konwencje w amerykańskim stylu, objazd wszystkich powiatów przez kandydata – to nie wystarczy, to tylko narzędzia, może zresztą nie najskuteczniejsze. Potrzebne jest, powtarzam, zdobywanie nowych ludzi, tysięcy współpracowników, a ostatecznie milionów nowych wyborców. Zdobywanie nie przez (spóźnione na ogół) reakcje na medialne pułapki zastawiane przez propagandystów obozu władzy, ale przez narzucanie własnej agendy pytań, problemów, wydarzeń, które odbić się mogą echem w całym kraju. Zdobywanie przez przykład odnowy także we własnych szeregach.Słyszy się tyle, na pewno słusznie, o dramatycznym problemie ograniczenia dotacji dla partii, co skutkuje umacnianiem obozu władzy, wspieranego przez pieniądze uzależnionego od niej biznesu. Pieniądze są na pewno potrzebne w kampanii, ale największe nawet pieniądze nie zastąpią zaufania. Może warto zastanowić się, czy drogą do odzyskania takiego zaufania po straszliwych stratach, jakie spowodowały ostentacyjnie nowobogackie zachowania niektórych posłów PiS, nie byłoby swoiste opodatkowanie na czas kampanii – od marca do listopada „dziesięcina” z poselskich, europoselskich, senatorskich, czy nawet radcowskich pensji i diet – na rzecz funduszu wyborczego? Nie wiem. Wiem na pewno, że trzeba o to zaufanie walczyć, że trzeba walczyć o porwanie wyobraźni, umysłów i emocji programem odnowienia wspólnego polskiego domu. Jeśli Prawo i Sprawiedliwość nie wygra tej walki w tegorocznych wyborach, rozegra się ona inaczej, już bez tej partii i może bez wyborów.Trzeba wygrać. Koniecznie. Cofać się nie ma dokąd. Przetrwać bez zwycięstwa nie można. „...(więcej )
„Zasiłki wypłacane osobom ubiegającym się o azyl powinny wystarczać na wynajęcie mieszkania i zapewnienie godnego poziomu życia. Taki wyrok zapadł właśnie w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Może się okazać, że Polska łamie unijną dyrektywę. „...”Polska może mieć problem ze zbyt niskimi zasiłkami wypłacanymi osobom ubiegającym się o azyl. W Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej zapadł właśnie wyrok w sprawie wysokości ustalanych zasiłków. Wynika z niego, że oferowane osobom ubiegającym się status uchodźcy kwoty powinny wystarczać na wynajęcie mieszkania i zapewnienie im godnego poziomu życia. W Polsce, jak twierdzą uchodźcy, nie wystarczają. „...(źródło )
Ważne Prezydent elekt odpowiadał także na pytanie, kogo najchętniej widziałby w fotelu premiera. Nie chciał wybierać między Jarosławem Kaczyńskim a Beatą Szydło. Podkreślał jedynie, że szefowa jego sztabu wyborczego na pewno sprawdziłaby się w tej funkcji.- Współpracowałem z panią Szydło. Czy byłaby dobrym premierem w czasach, gdy Polacy oczekują dobrej zmiany? Wydaje mi się, że (…) nadawałaby się do tej roli doskonale. Beata Szydło pokazała ogromny talent zarządczy. Poza tym jestem przekonany, że zawsze bylibyśmy w stanie usiąść przy stole, by negocjować dobre rozwiązania. A z mojego punktu widzenia byłoby to dobre, bym mógł spokojnie realizować swój program – mówił Duda.”...(źródło )
Rymkiewicz „ Uważam ,że Kaczyński jest największym polskim politykiem od czasów Józefa Piłsudskiego. Tak jak Piłsudski był największym polskim politykiem od czasów kanclerza Zamojskiego . Siła duchowa Jarosława Kaczyńskiego jest tak wielka „...(więcej)
Mój komentarz Jak widzimy rozpoczęła się kolejna próba usunięcia Kaczyńskiego . Tym razem będą to próbowali zrobić Duda i Szydło . Duda dał jasny sygnał że bardziej woli na urzędzie premiera Szydło niż Kaczyńskiego , z która by mi się lepiej współpracowało. Mam nadzieję ,że jednak Duda będzie lojalny wobec Kaczyńskiego i że woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. PiS poszedł w swoim programie gospodarczym i społecznym za bardzo na lewo i skoncentrował się na socjalistycznym lumpen elektoracie, Emerytach, rencistach , bezrobotnych , urzędnikach , budżetówce a za mało na przedsiębiorcach na ludziach młodych , bez przyszłości, na młodych biednych rodzinach. To skutkuje stabilnym , ale nie rosnącym elektoratem Ci ostatni , opuszczeni przez program gospodarczy Dudy poparli Kukiza . To czym będzie partia Kukiza, jacy ludzie w niej się ostatecznie znajda nie wiemy . Nie wiemy też jaki będzie ostateczny program tej partii. Ale jest szansa ,że będzie to program szybkiej modernizacji Polski . Rozbicie PiS zdekonfigurowałoby korzystny dla takiej modernizacji układ polityczny. Rozpoczęcie kolejnej walki z Kaczyńskim i pojawienie się po wyborach kolejnego rozłamu w PiS zaprzepaściłoby szanse na zmianę konstytucji i modernizacji ustrojowa Polski . Dla zbyt wielu osób na prawicy usunięcie Kaczyńskiego byłoby na rękę. Dla Dudy, który mógłby zostać przywódca obozu prawicy i ja kontrolować .Dla Gowina , który mógłby tak jak Duda powalczyć o przywództwo nad całym PiS, co spełniłoby marzenie Smolara . Po takich słowach Dudy łeb podniesie cała ta hołota w PiS , ci wszyscy , którym Kaczyński przeszkadza, którzy tylko czekają na moment aż Kaczyński osłabnie, aby rzucić się mu do gardła , uaktywni się agentura. A Polska teraz potrzebuje absolutnej lojalności Dudy wobec Kaczyńskiego, a nie walki pomiędzy tymi dwoma politykami Marek Mojsiewicz
W Muzeum Szpiegów Dokąd pójść w Waszyngtonie? Można oczywiście skierować się do Muzeum Holokaustu, ale – po pierwsze – już byłem, a po drugie – taka wizyta nikomu nie wychodzi na zdrowie, o czym przekonał się szef FBI, który niemal natychmiast po opuszczeniu tego Muzeum zaczął opowiadać jakieś smalone duby. Czyżby unosiły się tam jakieś niewidzialne miazmaty, atakujące nawet najzacniejsze głowy? Tego, ma się rozumieć, wykluczyć nie można, toteż Muzeum Holokaustu stanowczo odpada. Ale nie jest to przecież jedyny interesujący obiekt w Waszyngtonie, a poza tym starożytni Rzymianie w takiej sytuacji radzili rozejrzeć się wokoło. Rozglądając się tedy wokoło natrafiamy na ulicę F numer 800, gdzie znajduje się Międzynarodowe Muzeum Szpiegów! Czyż może być coś lepszego dla wyznawcy teorii spiskowej? Nic lepszego być, rzecz prosta, nie może, toteż po załatwieniu drobnych formalności można zanurzyć się i pławić do woli w szpiegowskiej atmosferze. Wprowadza w nią atletyczny Murzyn informując, że Waszyngton jest najbardziej zaszpiegowanym miastem na świecie, do tego stopnia, że co drugi mieszkaniec, to szpieg. Ładny interes! Akurat jest nas dwóch, to znaczy – pan Jacek i ja, więc zaczynamy spoglądać na siebie podejrzliwie – który to z nas? Po chwili jednak przypominam sobie, że ja w Waszyngtonie jestem tylko przejazdem, więc i pan Jacek pozostaje w związku z tym poza wszelkim podejrzeniem. Uspokojeni koncentrujemy się tedy na ekspozycji, gdzie prezentowane są między innymi najnowsze osiągnięcia techniki szpiegowskiej sprzed 40, a nawet 30 lat. Czegóż tam nie ma! Miniaturowe aparaty fotograficzne, które w latach 70-tych SB-cy ukrywali w tak zwanych „pederastkach”, w jakie ludowa ojczyzna ich ekwipowała, by jakoś rozpoznawali się w tłumie obywateli. Kto wie, czy obecna ofensywa sodomitów w naszym nieszczęśliwym kraju nie tkwi korzeniami w tamtych czasach i w tamtej przyczynie? Starożytni Rzymianie powiadali, że consuetudo est altera natura, toteż przyzwyczajenie do noszenia pederastek mogło doprowadzić młodych ubowniczków również do zmiany seksualnych upodobań, a ponieważ w naszym nieszczęśliwym kraju mamy do czynienia z dziedziczeniem pozycji społecznej, w ramach której dzieci piosenkarzy zostają piosenkarzami, dzieci aktorów – aktorami, dzieci celebrytów – celebrytami, dzieci konfidentów – konfidentami, a dzieci sodomitów – sodomitami, to wszystko staje się bardziej zrozumiałe. Ta ostatnia okoliczność rzuca bowiem pewne światło na presję w kierunku objęcia publicznym finansowaniem zapładniania w szklance. Sodomici, jak wiadomo, wskutek coitusowania contra naturam dzieci mieć nie mogą, chyba, że właśnie w szklance. Nie jest zatem wykluczone, że zmobilizowali swoją agenturę zarówno w mediach, przemyśle rozrywkowym, jak i w Salonie, gdzie dama, która zapładniałaby się w tradycyjny sposób, nie ma co pokazywać się na oczy. To wyjaśnienie nie tłumaczy niestety przyczyn zaangażowania w propagowanie zapładniania w szklance ze strony żydowskiej gazety dla Polaków. Snop światła na tę kwestię rzuca fałszywa pogłoska, według której Żydzi, forsując tę metodę zapładniania, próbują kukułczą metodą rozpowszechnić własne geny wśród głupich gojów, niekoniecznie nawet gejów. Kto tam wie, kto w ogóle może zagwarantować, że plemnik pochodzi akurat od Rodryga Podkowy z pierwszej wyprawy krzyżowej, a nie od jakiegoś jurnego handełesa? Takie rzeczy okazują się dopiero po urodzeniu, kiedy noworodek charakteryzuje się melancholijnym wejrzeniem ciemnych oczu, a gdy już zacznie mówić, wita swoich opiekunów charakterystycznym: „nu?” Oczywiście w tych fałszywych pogłoskach nie musi być ani słowa prawdy, ale w takim razie, jak wytłumaczyć zaangażowanie w tę sprawę „Gazety Wyborczej” - co najmniej takie samo, jak w obronę demokracji przed ruchem narodowym? Wróćmy jednak do szpiegowskiego muzeum, gdzie wśród emblematów bezpieczniackich watah z całego świata zauważamy również i nasze, graficznie na tle innych niestety po prostu fatalne. Amatorszczyzna i dziadostwo, aż bije w oczy! Jeśli taki sam profesjonalizm charakteryzuje ABW i Agencję Wywiadu w działaniu, co w grafice, to lepiej by było obydwie te watahy rozpędzić na cztery wiatry – bo lepiej, a także również taniej jest wiedzieć, że nic nie wiemy, niż myśleć, że coś wiemy, podczas gdy są to wiadomości jedna w drugą od początku do końca fałszywe. W tej sytuacji reputację Polaków w środowisku szpiegowskim ratuje jedynie Feliks Dzierżyński, który w waszyngtońskim muzeum ma prawie własny – bo dzielony tylko z Włodzimierzem Leninem i Józefem Stalinem – pokój, w którym dodatkowo rozbrzmiewają kultowe piosenki z epoki, na przykład: „Smieło, tawariszczi w nogu” - i tak dalej. Wyobrażam sobie, ilu zasłużonych ubowców na znajomy dźwięk tych melodii i płomiennych słów tekstu skropiłoby łzami wzruszenia własne kalesony. Mam tedy nadzieję, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, w ramach działalności gospodarczej rozpocznie organizowanie pielgrzymek do Waszyngtonu na ulicę F numer 800, gdzie wspomniane Muzeum się mieści. Oferta tej zasłużonej placówki jest atrakcyjna nie tylko dla starych kiejkutów, ale również dla młodych ubowniczków płci obojga, jako że jest tam również dział poświęcony erotycznemu życiu szpiegów, ilustrowany nie tylko pikantnymi przykładami z różnych filmów, między innymi z Jamesem Bondem, ale również przykładami z życia w postaci Maty Hari, czy Józefiny Baker. Te ostatnie przykłady są nie tylko pikantne, ale i dydaktyczne. Wprawdzie bowiem i Mata Hari i Józefina Baker się rozbierały, ale jedna z jednych, a druga – z całkiem innych pozycji. „Stąd dla żuka jest nauka”, że jeśli już ściągać majtki, to z właściwych pozycji i tylko w słusznej sprawie. No dobrze – ale właściwie która sprawa jest słuszna? Międzynarodowe Muzeum Szpiegów w Waszyngtonie nie pozostawia wątpliwości: słuszna sprawa jest tylko w obronie demokracji. Dlatego pożałowałem 68 dolarów, to znaczy - 136 dolarów, by w sklepiku, przez który – jak to w Ameryce – trzeba przejść do wyjścia z Muzeum – kupić w charakterze prezentu dla pana generała Marka Dukaczewskiego i pana generała Gromosława Czempińskiego spinki do mankietów z sierpem i młotem, pod którymi niechybnie ukryte są „pluskwy” – bo krawaty z aparaturą podsłuchową i urządzeniami do oszałamiania rozmówców to pewnie mają jeszcze z poprzedniego etapu, kiedy służyli złej sprawie. Ale może kupi im te spinki resortowa „Stokrotka”, która w ramach doskonalenia się w działalności operacyjnej oraz szkoleniu bojowym i politycznym, powinna waszyngtońskie Muzeum odwiedzić i potem fachowo pogawędzić w TVN z obydwoma panami generałami – a spinki wręczyć im w charakterze kropki nad „i”. Stanisław Michalkiewicz
Założę się, że Hitler o Holokauście jednak wiedział – ale dowodu na to po prostu nie ma Czytam sobie. Konkretnie: czytam książkę śp. Władysława Andersa pt. „Klęska Hitlera w Rosji 1941-1945”. Czytam rozdział pt. „Wschodnie formacje ochotnicze po stronie niemieckiej”. Zaczyna się on tak: „Gdzie i kiedy powstały po stronie niemieckiej pierwsze oddziały ochotnicze z ZSRS i krajów zagarniętych przez Rosję po 1939 roku, nie jest dokładnie znane. Powstanie ich okrywał mrok tajemnicy z obawy przed Hitlerem, który nie zgadzał się na współpracę obywateli sowieckich w jakiejkolwiek formie w wojnie przeciwko Rosji. Jednak potrzeby wojsk niemieckich na froncie i chęć walki przeciwko reżimowi sowieckiemu okazywana szczerze przez tysiące żołnierzy sowieckich, wziętych do niewoli lub zbiegłych, oraz bez mała ogół ludności miejscowej, skłoniły dowództwo niemieckie do korzystania z usług ochotników, choćby wbrew zakazowi Naczelnego Dowództwa. Gdy z czasem istnienie licznych wschodnich formacji ochotniczych wyszło na jaw, Hitler był tym wyraźnie i nieprzyjemnie zaskoczony” (I wyd. krajowe, Bellona, Warszawa 2014, str. 178).
I dalej (op. cit., str.185): „Do niemieckiego dowództwa zaczęły napływać codziennie meldunki o tysiącach zbiegów z Armii Czerwonej, którzy przechodzili na stronę niemiecką, dopytywali się o generała Własowa, chcieli go zobaczyć i usłyszeć. Meldunki te rozgniewały Hitlera. Na jego rozkaz marszałek Keitel zabronił wszystkim, nie wyłączając Sztabu Generalnego, składania jakichkolwiek memoriałów w sprawie generała Własowa i formacji rosyjskich. Niepowodzenie to nie zniechęciło niemieckich zwolenników ruchu antysowieckiego. Zdobyli się na krok niezwykły w hitlerowskiej Rzeszy. Bez upoważnienia doprowadzili do powstania w grudniu 1942 Rosyjskiego Komitetu Narodowego (…)”. I dalej: „A jednak formacje wschodnie rosły prawie do końca. Co jeszcze bardziej dziwne: rozrost ich uszedł uwadze nie tylko Hitlera, ale i jego czujnego żandarma, Himmlera. Gdy w październiku 1944 inspektor oddziałów wschodnich poinformował Himmlera, że w czasie inwazji Europy przez Anglosasów w wojsku niemieckim służyło 800.000 ochotników wschodnich, a w Luftwaffe i Marynarce Wojennej około 100.000, Himmler nie mógł w to uwierzyć i nie ukrywał obawy, że ta masa stanowi niebezpieczeństwo dla Niemiec. Jeszcze mniej wiedział Hitler. 23 marca wykrzyknął na odprawie w zdumieniu: »My po prostu nie wiemy, co się dzieje dokoła. Dopiero co usłyszałem po raz pierwszy ku memu zdziwieniu, że ukazała się nagle jakaś Ukraińska Dywizja SS. Nic o tym nie wiedziałem«” (op. cit. str.206). Piszę to oczywiście po to, by Państwo zrozumieli, że jeśli Hitler nic nie wiedział, co się dzieje w wojsku, którym w końcu osobiście dowodził – to tym bardziej mógł nie wiedzieć o tym, że istnieją jakieś obozy zagłady dla Żydów. Jeśli o ochotnikach nie wiedział sam Himmler, który w tym czasie „był po Hitlerze drugą i najpotężniejszą osobą w Rzeszy. Był on równocześnie szefem SS, pretorianów Hitlera, szefem policji, łącznie z osławioną tajną policją, Gestapo, ministrem spraw wewnętrznych i od lipcowego zamachu na Hitlera dowódcą Wojsk Rezerwowych” (op. cit., str.192) – to skąd o obozach koncentracyjnych miałby dowiedzieć się Hitler, jeśli od tej informacji postanowił odciąć go sam Himmler, a istnienie tych obozów było najściślej strzeżoną tajemnicą państwową? Mimo to założyłbym się 2:1 o to, że Hitler o Holokauście jednak wiedział – wszelako jakiegokolwiek dowodu na to po prostu nie ma. Nie istnieje nawet jakakolwiek pośrednia poszlaka. Co jakiś czas słychać rewelacje, że już-już z odkrytych niedawno pamiętników odczytana zostanie ta prawda – i nic. Natomiast na posiadacza takiego dowodu czeka w Anglii nagroda w wysokości 150 tys. funtów – więc proszę nie zawracać mi głowy informacjami, że takie dowody istnieją, tylko czym prędzej wskakiwać w samolot i lecieć do Londynu po jej odbiór. W porównaniu z III Rzeszą partia KORWiN jest organizacją mikroskopijną. Jednak co jakiś czas dowiaduję się rozmaitych rzeczy, o których nie wiedziałem – i to jest nieuniknione. W tradycji anglosaskiej szefowie zwykli pytać pracowników w momencie kryzysu: „Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć, a nie wiem?”. To pytanie zakłada, że w każdej organizacji istnieją informacje, których szef w ogóle nie powinien posiadać. Jedynym pośrednim świadectwem popierającym tezę odwrotną (tj. że Hitler nie wiedział o Holokauście) jest świadectwo adiutanta Henryka Himmlera, który wspomniał, że któregoś dnia Himmler wrócił mocno poruszony, usiadł przy stole i powiedział: „Zrobiłem coś strasznego – ale imię Führera nie zostanie splamione”. Świadectwo w ogóle jest słabe – a odnosić się może do innych wydarzeń. Jednak teza przeciwna nie może powołać się na jakiekolwiek świadectwo! Jest rzeczą zdumiewającą, że zwłaszcza Lewica jest za odkłamywaniem historii, za poruszaniem tematów kontrowersyjnych, wręcz za „rozdrapywaniem ran” – jednak gdy temat jest rzeczywiście kontrowersyjny, gwałtownie protestuje przeciwko kwestionowaniu dogmatów! Warto zauważyć, że ta kwestia w ogóle nie dotyczy istnienia Holokaustu ani liczby zamordowanych Żydów. Nie widać, dlaczego kwestionowanie autorstwa Hitlera miałoby być nazywane „antysemityzmem”. Czyżby fakt, że rozkaz wydał dostojnik niższego szczebla, niejako uwłaczał pomordowanym? Bo ja wiem? Gdyby dziś ktoś próbował kwestionować, że rozkaz pomordowania w Katyniu polskich jeńców wojennych wydał sam Stalin – bo w rzeczywistości odpowiedzialny był za to np. tylko Wawrzyniec Beria – to czy poczulibyśmy się oburzeni? Ciekawe pytanie… Janusz Korwin Mikke
Marian Miszalski: Duda prezydentem: i co dalej?
*Belweder odwojowany * Krok drugi: i nasz prezydent, i nasz premier *Społeczny Ruch Kontroli Wyborów: chapeaux bas! *Pierwsze testy Dudy Prezydentura, Belweder i kancelaria prezydenta - odwojowane! Po pięciu latach od zamachu smoleńskiego sytuacja powraca do punktu wyjścia. Te pięć lat podniosły nieco poziom oświaty politycznej w Polsce, poziom obywatelskiej samowiedzy, przynajmniej na tyle, że obłuda, bezczelność i hucpa w wydaniu Platformy Obywatelskiej, żydowskiego lobby politycznego i „Polaków resortowych” doznały spektakularnej porażki. Może to świadczyć i o tym, że mimo 45 lat komunizmu i 25 lat rządów spodstolnej sitwy-siuchty – nie udało się zastąpić narodu polskiego, prawdziwych Polaków ( w przeciwieństwie do łże-Polaków) i ich elit - jakąś mierzwą durniów, na których żerują karierowicze i złodzieje. To zwycięstwo cieszy – ale może okazać się polityczna iluzją. Prezydent wedle obowiązującej Konstytucji ma dwa ważne uprawnienia - prawo wetowania ustaw i zgłaszania inicjatywy ustawodawczej. Siła obydwu tych uprawnień zależy jednak od politycznego zaplecza prezydenta w Sejmie, którego na razie prezydent Duda nie ma: w Sejmie większość ma PO, PSL („PSL może z każdym” – całkiem jak ten fryzjer damski z ogłoszenia w przedwojennej prasie: „Fryzjer damski: czesze wszędzie”) przy cichym wsparciu b. komuchów z SLD. Aby ta prezydentura nie okazała się iluzją potrzebne jest więc kolejne zwycięstwo wyborcze: w październikowych wyborach parlamentarnych. Potrzebny jest nasz prezydent i nasz premier. Ale i takie powtórne zwycięstwo, tym razem w Sejmie, może też okazać się iluzoryczne. Bo Polska nie zmieni się od rozdawnictwa budżetowych pieniędzy, ściąganych z podatników... To jałowe przelewanie z pustego w próżne. Polska zmieniać się może w dobrym kierunku poprzez zmniejszanie podatkowych obciążeń pracujących obywateli (zarówno pracowników najemnych, jak przedsiębiorców), likwidację drapieżnej, pazernej biurokracji państwowej, radykalne ograniczenie legislacyjnej sraczki, wskutek czego Sejm przepisuje setki ustaw rocznie z brukselskich „dyrektyw unijnych” a następnie uchwala te szkodliwą makulaturę jako prawo, krępujące tylko ludzką inicjatywę i przedsiębiorczość, spychając ją w nielegalną „szarą strefę”. Ale to wyłącznie dzięki tej „szarej strefie” nasza gospodarka rozwija się szybciej, niż gospodarki innych krajów Unii Europejskiej! Ten biurokratyczny, eurosocjalistyczny gorset jest jak ciasna, żelazna klatka, do której wciśnięto noworodka: owszem, rośnie w niej mimo wszystko, ale przeobraża się w potworka, w jakiegoś dorosłego karła. To właśnie na szerokim froncie gospodarki poddanej polityczno-biurokratycznej władzy państwa rodzi się korupcja i złodziejstwo publicznego grosza. Łapówek nie wręcza przecież przedsiębiorca – przedsiębiorcy, pracownik – pracownikowi, pracownik – swemu przedsiębiorcy ani przedsiębiorca – swemu pracownikowi; łapówki wręcza się urzędnikom za korzystne decyzje; im mniejszy wpływ urzędników na gospodarkę, tym zdrowsza gospodarka. Niewiele da nam prezydentura Andrzeja Dudy, jeśli w ślad za nią nie pójdzie znaczące zwycięstwo w wyborach parlamentarnych, ale i zwycięstwo w wyborach parlamentarnych da niewiele, jeśli Polska miałaby nadal podążać drogą kapitalizmu okaleczonego, kapitalizmu kompradorskiego, drogą fałszywej gospodarki rynkowej, skrępowanej tak brukselskim eurosocjalizmem jak rodzimą siuchtą.. Potrzeba zatem jeszcze więcej eurosceptycyzmu i jeszcze więcej wolności gospodarczej w programach partii, które chcą dobrych zmian w Polsce. Póki co prezydentura Andrzeja Dudy daje tylko – realnie – możliwość obsadzenia 500-osobowej Kancelarii Prezydenta (dostęp do tajnych informacji, uczestnictwo w spotkaniach z innym politykami świata i Europy, łączność z innymi partiami, organizacjami i instytucjami, prawie miliardowy budżet).Kim obsadzi swą Kancelarię Andrzej Duda? Będzie to z pewnością pierwszy poważny test jego intencji.
Na marginesie minionej kampanii prezydenckiej warto zwrócić uwagę na kilka spraw. Dzięki odwadze takich kandydatów, jak Janusz Korwin-Mikke (konserwatywny liberał), Grzegorz Braun (monarchista), Marian Kowalski (narodowiec), Jacek Wilk (liberał) i Paweł Kukiz (politycznie trudny do zdefiniowania, ale także kontestujący spodstolną III RP) - właśnie taka kolejność wydaje mi się właściwa - po raz pierwszy spodstolne me(r)dia zmuszone zostały do publicznego ujawnienia, że istnieje w Polsce głęboki nurt społeczno-polityczny kwestionujący III spodstolną RP ufundowaną na oszustwie „okrągłego stołu” i Magdalenki. Także dzięki nim tematy, których spodstolni nigdy nie odważyliby się podnieść publicznie – zostały jednak podniesione, ukazując jakże wielu obywatelom, że w swych własnych obserwacjach i przemyśleniach nie są wcale osamotnieni, „dziwaczni”, „oszołomieni” ani „sfrustrowani”. Że to nie oni są owymi michnikowymi „gówniarzami” czy „frustratami” według Komorowskiego, ale że gówniarstwa w Polsce szukać trzeba przede wszystkim w obecnym „obozie władzy”, w żydowskim lobby politycznym i u postkomunistów z rozmaitych dzisiaj „lewic”, na gwałt poszukujących nowych frajerów, nowych „pożytecznych idiotów” w leninowskim rozumieniu: proletariatu zastępczego. Kampania zatem ujawniła trwający ciągle podział na „my” i „oni”: my, ciężko pracujący naród – i oni, alienaci żerujący na narodzie i ludzkiej naiwności. Na uwagę zasługuje powstały całkowicie oddolnie społeczny Ruch Kontroli Wyborów: bez żadnych dotacji państwowych, całkowicie pominięty przez żydowską Fundacje Batorego, hojnie przecież nagradzającą rozmaite podejrzane „inicjatywy społeczne”... Dzięki tej prawdziwie obywatelskiej, oddolnej inicjatywie udaremniono niewątpliwie próby oszustw i fałszerstw wyborczych, do jakich dochodziło wcześniej. Miniona kampania prezydencka obnażyła także impotencję Państwowej Komisji Wyborczej: za co biorą pieniądze jej utytułowani członkowie?...Nie byli nawet w stanie przewidzieć, do czego prowadzi „głosowanie bezdomnych”, podających jako miejsce zamieszkania adresy komisji obwodowych?... Dopóki rządzi obecny „obóz władzy” – dopóty społeczny Ruch Kontroli Wyborów (Chapeaux bas!) powinien dublować prace impotentów z Państwowej Komisji Wyborczej! Trudno wreszcie nie odnotować całkowitego poparcia żydowskiego lobby politycznego dla spodstolnego „obozu władzy”. W przeddzień II tury wyborów gazeta żydowska (niemal cały numer poświęcony agitacji za Komorowskim) opublikowała tekst „wyrażający stanowisko redakcji”, a zatytułowany: „Nasz prezydent, wasz prezes”. Zważywszy na wcześniejsze operowanie zaimkiem „nasz” w „Gazecie Wyborczej” („Nasza Jerozolima” – po bezprawnym anektowaniu przez Kneset wschodniej, arabskiej części Jerozolimy) tytuł ten można odczytać jako: Nasz, żydowski prezydent – wasz polski prezes Kaczyński”. W rzeczy samej – Komorowski w swej Kancelarii przytulał prominentnych działaczy żydowskiego lobby politycznego... Ale realia okazały się różne od tych pragnień. Prezydent jest, jak się wydaje, nasz, polski – wasz jest Michnik, Kiszczak, Urban, generał Dukaczewski, Hartman, z Kwaśniewskim na kupę. No i właśnie: stosunek nowego prezydenta do całkowicie bezprawnych roszczeń majątkowych „przedsiębiorstwa holocaust” i żydowskiej agencji rządu Izraela HEART pod adresem Polski będzie także – obok obsady Kancelarii - jednym z pierwszych testów autentyczności nowego prezydenta. Marian Miszalski
6 czerwca 2015 Czy CBA jest jeszcze w stanie walczyć z korupcją na szczytach władzy?
1. Centralne Biuro Antykorupcyjne (CBA) powołane w czerwcu 2006 roku sejmową ustawą uchwaloną zarówno przez ówczesną koalicję jak i opozycję, coraz wyraźniej traci zdolność do realizacji swojego podstawowego zadania czyli walki z korupcją na szczytach władzy.Właśnie jesteśmy świadkami kuriozalnego publicznego pojedynku pomiędzy szefem CBA Pawłem Wojtunikiem, a prominentnym posłem PSL i szefem klubu parlamentarnego tej partii w Sejmie, Janem Burym.Ten drugi zamieścił na swojej stronie internetowej anonimowe listy mówiące o metodach pracy podkarpackiej delegatury CBA, przy czym wymienił dwa nazwiska funkcjonariuszy (w tym szefa tej delegatury ), na co Paweł Wojtunik zareagował listem-skargą do premier Kopacz na posła koalicji.List przeciekł do mediów, rzeczniczka rządu pytana o tę sprawę, twierdzi, że nie jest to sprawa premier Kopacz, ponieważ poseł Bury nie jest członkiem rządu, choć jak już wspomniałem szefem klubu parlamentarnego partii, która tworzy z Platformą kolację i rządzi z nią niepodzielnie od blisko 8 lat.Czy trzeba bardziej czytelnego dowodu na rozpad poważnej instytucji państwa powołanej do ścigania korupcji, która po 8 latach rządzenia Platformy i PSL-u została sprowadzona do roli potakiwacza władzy.
2. Od dłuższego czasu CBA nie ma dobrej prasy, jej funkcjonariusze ścigają korupcję ale jakoś nie słychać o sądowych wyrokach, które ostatecznie potwierdzałyby winę tych, którzy byli o nią oskarżani.Słynna afera informatyczna, która kilka lat temu przez samego Pawła Wojtunika została określona największą aferą po roku 1989, nie została do tej pory zakończona procesowo i nic nie wskazuje na to aby stało się to szybko.Także tzw. afera podkarpacka w której podejrzanymi są między innymi poseł Jan Bury z PSL i były już wiceminister infrastruktury Zbigniew Rynasiewicz z Platformy (stąd przeszukania w ich biurach z pokojami sejmowymi włącznie), także jest badana już wiele miesięcy, a rezultatów nie specjalnie nie widać, a poseł Bury ma na tyle dużo siły aby zmagać się publicznie z szefem CBA.
3. Swoją bezradność szef CBA Paweł Wojtunik wyrażał już jednak znacznie wcześniej podczas słynnej podsłuchanej rozmowy z ówczesną wicepremier i jednocześnie minister infrastruktury i rozwoju Elżbietą Bieńkowską, która miała miejsce w połowie 2014 roku.Wtedy szef CBA konfidencjonalnie informował swoją rozmówczynię o różnych sprawach mających miejsce w sztandarowych spółkach Skarbu Państwa takich jak KGHM S.A. czy PZU S.A.Wojtunik opisywał te sytuacje miedzy innymi tak „PZU na przykład w ciągu dwóch czy trzech lat przeznaczyło 250 baniek (250 mln zł) z wolnej ręki na doradztwo, którego nie chcą pokazać, kto im te usługi świadczył”.A z kolei o sytuacji w drugiej spółce mówił tak „Jak spojrzałem na KGHM, to tam milion euro, to jest dwumiesięczna umowa, jakaś obsługa. Milion euro dla kancelarii, która ma trudno powtarzalną zagraniczną nazwę. No sorry za co”.
4. Dalej szef CBA snuł swoje rozważania, że kiedyś rozmawiał z ministrem Skarbu Państwa, żeby ten wysłał mu w tych sprawach jakiś „kwit” choćby w postaci pytania, to „ja ich jakoś postraszę”.I mówił dalej „zrobię taką akcję, że pytamy spółki jak one to robiły. Nic tego nie wyniknie oprócz tego, że odkryję Sienkiewicza i innych gości, których znam, ale na przyszłość już Wojtek Brochwicz (były wiceszef UOP), nie dostanie kolejnej umowy, bo miał na zasadzie tradycji, od zawsze”.Cała ta bezradność w sprawie „grabienia” mienia Skarbu Państwa była prezentowana urzędującej wicepremier rządu przez szefa CBA, kierującego przecież instytucją, której podstawowym zadaniem jest walka z korupcją i z patologiami mającymi miejsce w sektorze publicznym.W świetle choćby tych faktów jak najbardziej zasadne jest pytanie, czy CBA pod tym kierownictwem jest w stanie wywiązywać się ze swoich podstawowych obowiązków?
Kuźmiuk
Powtarzam, jak dla dziecka - bo niektórzy mają tak wbite w łepetyny reżymową wersję historii, że najoczywistsze prawdy już się tam nie mieszczą. Cóż: historię piszą zwycięzcy... A prawda jest taka: w latach 1939-1955 Polska była pod okupacją dwóch okrutnych socjalistycznych reżymów. Oczywiście: ubezpieczenia społeczne działały, opieka medyczna była "za darmo" - i wielu się to podoba. Mnie: nie! A potem były kolejne zmiany: Gomułka (1956 rok to przełom O WIELE WIĘKSZY, niż 1989), Gierek, Rakowski. Za każdym takim przełomem w Polsce (gdzie NIE było d***kracji!) robiło się lepiej. I w 1988 roku (Ustawa Wilczka) byliśmy najbardziej liberalnym krajem Europy. Trzeba było jeszcze tylko dokonać szybkiej prywatyzacji... i wtedy wkroczyła Lewica europejska (reprezentowana w Polsce przez Kuronia-Michnika-Modzelewskiego-Geremka); zawarła porozumienie z p.gen.Czesławem Kiszczakiem (przypominam: do rozmów w Magdalence zapraszał po nazwisku p.Kiszczak, więc proszę się nie dziwić, że to wszystko byli Jego agenci!) - i od tej pory idziemy w stronę euro-socjalizmu. Co widać po liczbie ustaw, zwłaszcza "socjalnych". Tempo rozwoju Polski w latach 1988/9 wynosiło 8% - dziś, przy dobrej pogodzie, 1-3%. Przy złej: -2%. To wszystko są obiektywne fakty. Kto ośmieli się zakwestionować któreś z powyższych stwierdzeń? A, że są one sprzeczne z oficjalną wersją - że niby od 1989 roku idziemy w stronę kapitalizmu, liberalizmu, wolnego rynku - to nic na to nie poradzę. Gdybyśmy w 1988 roku zamiast demokratyzacji dokonali pełnej prywatyzacji - dziś bylibyśmy prawie o połowę bogatsi od Amerykanów! Polska klasa średnia rozbijałaby się po wszystkich plażach Europy i świata - będąc cztery razy średnio bogatsza od "nowych Ruskich". A tak - jest, jak jest. Jak to w socjaliźmie. O, właśnie pracownicy nie-etatowi uzyskali prawo do strajku - znów tempo rozwoju kraju spadnie... ale socjalizm się pięknie rozwija! PS. Od kilku dni pojawiają się wpisy wynajętych zawodowych trollów i hejterów. Proszę na to zwracać uwagę. I wyjaśniam: ja nie chwalę śp.Gierka za zadłużanie kraju - ja potępiam (nie p.Tuska - wszystkie rządy po 1988) za mega-zadłużenie Polski! Na kredyt to autostrady nawet taki wredny socjalista, jak Adolf Hitler, umiał budować! JKM
Się zbiera, aż się przebiera Subotnik Ziemkiewicza Jakby ktoś ponaciskał jakieś przełączniki w partiach od lat dominujących na polskiej scenie politycznej. Szczególnie mocno widać to w PiS. Ludzie, których od lat przywykliśmy traktować jak siermiężnych, poczciwych nieudaczników, stale nadeptujący na te same grabie, stale dający się podpuszczać i wkręcać tymi samymi cynicznymi zagraniami przeciwnika, i nic sobie nigdy nie dający wyperswadować, nagle pozbyli się wizerunkowych wad i obciążeń, zorganizowali bardzo dobrą i skuteczną kampanię w amerykańskim stylu, a co już najbardziej zdumiewa, nie wrócili po niej do dawnego siermiężnego stanu, tylko najwyraźniej zamierzają wygrywać dalej. „Jakiż to anioł tak waszmościów odmienił?” – chciałoby się zacytować za panem Wołodyjowskim. Cóż, pewnie za jakiś czas się wyjaśnienia tej zagadki doczekamy. Z drugiej strony – Platforma, którą przywykliśmy uważać za mafię wyjątkowo w swej sprawności cyniczną i skuteczną, z dnia na dzień stała się zbieraniną kręcących się w kółko, kompletnie zdezorientowanych idiotów, wykrzykujących krańcowo sprzeczne i nijak się mające do rzeczywistości komunikaty. Mit marketingowej sprawności tej formacji i opinia o jej niezatapialności posypał się jak domek z kart, i to tylko po jednych przegranych wcale nie tak znowu wysoko wyborach. A przypomnijmy, że PiS takich klęsk przetrwał około ośmiu. Lubię obserwować ten moment, kiedy politykom rozzuchwalonym do szpiku, przekonanym, że są skazani na zwycięstwa, że po prostu nie maja z kim przegrać, świat wali się na głowy, a oni zupełnie nie są w stanie pojąć, co się takiego stało. Bo zazwyczaj, faktycznie, nie dzieje się nic. Nic, co by się nie zdarzało wcześniej znacznie bardziej, a bez złych rezultatów. „Spełniło się niejeden uczyneczek, za który powinien piorun strzelić, a jakoś nie strzelił” – by jeszcze raz posłużyć się Sienkiewiczem. Zamiotło się aferę hazardową, stocznie, podsłuchy, nabredziło bezczelnie o różnych „rewolucjach legislacyjnych”, nowych otwarciach, programach, obietnicach i dętych sukcesach, i ciemny lud wszystko kupił, wszystko łykał jak gąsior gałki. I nagle - dups, i nie wiadomo, co i jak zbierać. Ale dlaczego?! – pamiętam, jak zachodziły w głowę komuchy, nie pojmując, że po wszystkim, co im uszło na sucho, jakiś tam samochód z firankami jakiegoś prowincjonalnego, zapomnianego dziś na śmierć posełka, jakaś prowincjonalna afera nagle uruchomiły lawinę. Tak samo nie było w stanie pojąc swego upadku AWS, tak samo nie rozumiał Wałęsa, jak byle czerwony chłystek, któremu można podać najwyżej nogę, mógł wygrać z nim, największym z Polaków, człowiekiem, który obalił komunizm i który zasłużył żeby być prezydentem w ogóle całej kuli ziemskiej, a co dopiero Polski. I tak samo zresztą pisowcy latami bronili się rękami i nogami przed zanalizowaniem przyczyn utraty władzy w 2007 roku i ogromnej niechęci społecznej, jaką przez dwa lata zdołali przeciw sobie wzbudzić, powtarzając w kółko frazesy o „wrogich mediach” (tym bardziej zdumiewająca jest przemiana, która w tej partii wreszcie zaszła). Platformersi też nie są w stanie nic sensownego w odpowiedzi urodzić. To normalne. Każda psychika instynktownie broni swego poczucia własnej wartości i tego, na czym jest zbudowane. Liderzy PO, tak jak wcześniej inni, nie przyjmą do wiadomości, że Polacy ich odrzucili, bo mają dość łgarstw, pogardy i nienawiści, na której się rządy PO opierały. Będą sobie i swym podwładnym wmawiać, że to tylko „błędy komunikacji”, że społeczeństwo nie dojrzało do swoich elit, że za mało atakowali Kaczyńskiego i za mało straszyli Smoleńskiem, że muszą tylko zatrudnić więcej internetowych hejterów, podkręcić do mocniejszych ataków na PiS reżimowych „dziennikarzy” i więcej pieniędzy wydać na spoty, w których Kiepski z Olbrychskim, Pszoniak z Karolakiem i Wajda z Michnikiem będą zapewniać, że Platforma jest the best. Jeśli ktoś ciekaw, chętnie powiem – bez obawy, bo ci, w mocy których jest wyciągnąć korzystne dla władzy wnioski, i tak nie zrozumieją. Tym, czym dla SLD były firanki posła Pęczaka, tym dla PO stał się – symbolicznie – oszczerczy atak Lisa i Karolaka na Kingę Dudę. A szerzej – wszystkie agresywne zachowania Komorowskiego po przegranej pierwszej turze. Te pierwszą turę można było jeszcze uznać za wypadek przy pracy, efekt nieumiejętnego uwydatnienia w kampanii wszystkich wad kandydata. Ale decydującym dla katastrofy było założenie, że II turę wygra się „mobilizując” elektorat agresją i wzbudzeniem fali strachu przed PiS. Bronisław Komorowski bezczelnie, po gebelsowsku, skłamał w pierwszej debacie, oskarżając Andrzeja Dudę o „blokowanie etatu”. Było to cyniczne, przekalkulowane, właśnie w duchu gebelsowskiego „zawsze się coś przylepi”. Oskarżenie i konfuzję nieprzygotowanego na atak z tej strony Andrzeja Dudy zobaczy dziesięć milionów widzów debaty, a do ilu z nich dotrze sprostowanie rzecznika Uniwersytetu Jagiellońskiego? A kiedy kłamstwo zaczęło trzeszczeć, gebelsowskim zwyczajem władza uciekła w kolejne – jak tam z tym etatem to już mniejsza, ale bezprawnie dorabia sobie na innej uczelni, tak czy owak, pazerny oszust. Użyto Lisa ze wspomnianym już kretyńskim oskarżeniem, że Duda chce oddać Oskara za „Idę” – z tym samym gebelsowskim wyrachowaniem, trzy miliony usłyszą, a sprostowanie dotrze do ułamka z nich, a i to już po wyborach. Użyto prowokatora spod krzyża Andrzeja Hadacza (co prawda, bez efektu, bo Duda się sprowokować nie dał, ale jego pojawienie się nie uszło uwadze), użyto oczywistych kłamstw o Krzysztofie Szczerskim i państwie wyznaniowym, o Magdzie Żuraw i rzekomym kamienowaniu kobiet – to o tym przecież mówił w kółko na swych ostatnich, transmitowanych w telewizji, konwencjach wyborczych Komorowski. No i w końcu sięgnięto po megahucpę z ogłoszeniem zamachu na nietykalność cielesną prezydenta, bo działacz antyaborcyjny pomachał na niego ulotką. Równolegle sypały się kłamstwa innego rodzaju – nagła miłość PO do JOW-ów, obietnice dezawuujące własną długotrwała propagandę, że reformy emerytalnej nie można cofnąć i tak dalej. Same obiecanki bez pokrycia ludzie by wybaczyli, ale tutaj dwa procesy szły w parze – z jednej strony prezydent sam niszczył swój pozytywny wizerunek polityka przewidywalnego i poważnego, z drugiej narastała agresja władzy przeciwko opozycji. I w ostatnich tygodniach kampanii przekroczyła ona poziom krytyczny. Tak w przyrodzie jest, nie tylko woda – chciałoby się rzec, parafrazując nestora PO, z którym nie wie ona teraz co zrobić – zbiera się, zbiera, i wydaje się, że można tak w nieskończoność, aż nagle się przelewa i potem spływa razem z brudami Tak spozycjonowano wyborcze starcie jako „wojnę strachu z nadzieją”. Polacy już kilkakrotnie udowodnili, że gdy mają wybór między kimś, kto ich straszy, a kimś, kto daje nadzieję, wybierają tego drugiego. Ale to akurat żadna polska specyfika, tak jest wszędzie – tylko u nas politycy i spin doktorzy nabrali przekonania, że skoro emocje negatywne są łatwiejsze do wzbudzenia, to wystarczają do sterowania emocjami i nastrojami mas. Co po tym wszystkim robi PO? To samo, co poprzednicy: brnie w to, co ją zgubiło. Nie ma od dwóch tygodni dnia, żeby cała rządowa propaganda nie atakowała Andrzeja Dudy, nim jeszcze zdążył zacząć jakiekolwiek przygotowania do objęcia urzędu. I prawie każdy z tych ataków opiera się na przekłamaniu, na, albo, przypisaniu mu czegoś czego w ogóle nie powiedział (np. wycofania się z reformy emerytalnej) albo nadaniu zupełnie fałszywego znaczeniu czemuś, co w jego ustach brzmiało zupełnie inaczej (np. słów o tym że nie tolerowałby w swej kancelarii nieobyczajnych zachowań bez względu na tzw. orientację seksualną). Ten aparat po prostu tak ma, inaczej działać nie potrafi. A w połączeniu z psychologicznym wyparciem klęski, panującym w Partii, tworzy się mordercze sprzężenie zwrotne – wzajemnego upewniania się przez Partię i jej medialnych lokajów, że nie jest źle, tylko trzeba mocniej, ostrzej, na odlew, wszelkimi możliwymi sposobami nap… w Kaczora, Macierewicza i oczywiście Dudę. I nieuchronnie – w tych, którzy nie głosują na PO, perswadując im ustami autorytetów, że są głupimi gówniarzami i wiochą. W sytuacji, gdy PiS skutecznie zmienia wizerunek, Kaczyński odsuwa się na rzecz prezydenta a Macierewicz mówi nie o wybuchach na pokładzie tupolewa tylko o przekrętach podczas przetargu na Caracala, jest to poszerzanie szczeliny, przez którą z pękniętego garnka zwanego PO ucieka poparcie. Obóz władzy liczy – dokładnie tak samo, jak liczył na to SLD, brnąc w rząd Belki – że usilną propagandą odwróci tę ucieczkę. No bo przecież jest dobrze (wystarczy zajrzeć do wiodących mediów), mamy wzrost gospodarczy i jest coraz lepiej i na świecie nas szanują. A partia Kukiza musi zacząć tracić, jak zostanie zmuszona do przedstawienia konkretnych ludzi i programu, podobnie musi zacząć tracić po pierwszym „efekcie świeżości” partia oburzonych bankierów Petru… To ostatnie jest prawdą, te korzystające dziś z kredytu zaufania polityczne byty mogą – choć wcale nie muszą – w ciągu najbliższych miesięcy rozczarować tych, którzy dziś deklarują ankieterom poparcie dla nich. Tylko że – prawidłowość równie się sprawdzająca, jak ta, że jak się zbiera, to się w końcu przeleje – żaden facet, kiedy jest niezadowolony z drugiej kobiety i postanawia i ją rzucić, nie robi tego po to, by wrócić do pierwszej. Szuka kolejnej. Tak samo jest z wyborcami. Jeśli ci, którzy przekroczyli pewien psychiczny próg i odpępowili się od PO zniechęcą się do obecnego wyboru, to i tak już do partii ośmiorniczek i hejterów nie wrócą. Prędzej zrobią coś, o co parę miesięcy temu się nie podejrzewali, i zagłosują na nowy, odmieniony PiS z Dudą i Szydło zamiast Kaczyńskiego i Macierewicza. Zupełnie poważnie, daje to tej partii szanse na samodzielne rządy w kolejny parlamencie, a może nawet, kto wie, na zmianę konstytucji. Rafał A. Ziemkiewicz
7 czerwca 2015 Na „gruzowisku” poszukiwań gazu łupkowego zostały już tylko polskie firmy
1. Co kilka tygodni w ostatnich miesiącach w mediach pojawia się komunikat znanej światowej firmy zajmującej się wydobyciem gazu i ropy naftowej informujący o wycofaniu się z poszukiwań gazu łupkowego w Polsce.W ostatni piątek taki komunikat ogłosił drugi co do wielkości amerykański koncern ConocoPhillips, stwierdzając, że wycofuje się ze wszystkich 3 koncesji jakie miał w okolicach Słupska, Lęborka, Wejherowa i Pucka.Koncern wydatkował w Polsce około 220 mln USD, wykonał 7 odwiertów, a także jak określił w komunikacie „największy w Europie zabieg stymulacji hydraulicznej przy wykorzystaniu najlepszych technologii dostępnych na rynku” ale nie natrafił na takie ilości gazu które umożliwiałyby jego komercyjne wydobycie.ConocoPhillips do jesieni tego roku dokonana więc rekultywacji terenów na których prowadził poszukiwania na co chce wydać kolejne kilkadziesiąt milionów USD i ostatecznie wycofa się z Polski.Przypomnijmy także, że do końca 2014 roku z poszukiwań w Polsce gazu łupkowego, wycofali się tacy potentaci zagraniczni jak amerykańskie Exxon Mobil i Marathon Oil, kanadyjski Talisman Energy, włoski koncern Eni czy francuski Total, a w styczniu tego roku amerykański koncern Chevron.Po wycofaniu się ConocoPhillips na swoistym „gruzowisku” na którym trwają ciągle poszukiwania gazu łupkowego pozostają już tylko polskie firmy w tym dwie główne PGNIG S.A. i Orlen S.A.
2. Przypomnijmy tylko, że już w kampanii wyborczej w 2011 roku sztab wyborczy Platformy zorganizował premierowi Tuskowi konferencję prasową na tle odwiertu, nad którym płonęła flara z mocną sugestią, że właśnie tutaj na Pomorzu, dowiercono się do złoża gazowego o dużej wydajności (dopiero kilka lat później wydało się, że była to jedna wielka mistyfikacja, a gaz do tej flary doprowadzono z sąsiedniego miasteczka i nie miał on nic wspólnego z gazem łupkowym).Wtedy właśnie urzędujący już 4 lata premier Tusk mówił „do 2013 roku wprowadzimy rozwiązania gwarantujące Polsce wysokie przychody z wydobycia gazu łupkowego, które przeznaczymy na bezpieczeństwo przyszłych emerytur”.Po wygraniu wyborów przez Platformę i stworzeniu koalicji z PSL-em na II kadencję, wygłaszając expose jeszcze raz powtórzył, że wydobycie gazu łupkowego w Polsce będzie jednym z priorytetów jego rządu.
3. Niestety dopiero 3 lata później, jesienią 2014 roku, uchwalono rządowe projekty ustaw w tej sprawie, ale jak się okazało niektóre z rozwiązań tam zawartych, dodatkowo obciążyły podatkami duże polskie firmy sektora paliwowego.Ustawa podatkowa dotycząca wydobycia węglowodorów, uderzyła z całą mocą w trzy polskie koncerny i ich dotychczasowe wydobycie gazu i ropy z konwencjonalnych zasobów.Nową ustawą wprowadzono bowiem dodatkowe opodatkowanie PGNiG, Orlenu i Lotosu od wydobycia gazu i ropy ze złóż konwencjonalnych przy czym w odniesieniu do tej pierwszej firmy chodziło aż o kwotę 1,2 mld zł rocznie (jest to niestety rozwiązanie podobne do wprowadzonego wcześniej tzw. podatku miedziowego, który obciążył koncern Polska Miedź S.A.).
4. Na wiosnę tego roku w mediach pojawiły się informacje o fatalnych nastrojach w branży wydobycia gazu łupkowego w Polsce, a tym razem głównym tego powodem była sytuacja dwóch dużych firm z sektora paliwowego, które uczestniczyły w poszukiwaniach tego surowca.Chodziło o spółki giełdowe PGNiG S.A. i Orlen S.A., które posiadają blisko połowę wszystkich odwiertów poszukiwawczych gazu łupkowego i najprawdopodobniej będą musiały dokonać odpisów w swoich bilansach w związku z utratą ich wartości.Chodzi o to, że do tej pory nie udało się uzyskać z nich takich przepływów gazu, które dawałyby nadzieję na opłacalność wydobycia w przyszłości, a to oznacza że są to odwierty nieudane i w związku z tym ich wartość jest zerowa.Odpisy z tego tytułu dla obydwu firm mają przekroczyć kwotę miliarda złotych ponieważ chodzi o blisko 30 odwiertów, a koszt każdego z nich jest szacowany na kwotę od 10 do 15 mln USD.Wygląda więc na to że do końca tego roku z tego „gruzowiska” poszukiwań wycofają się także PGNiG S.A. i Orlen S.A.Kolejna olbrzymia szansa o charakterze rozwojowym dla Polski jest na naszych oczach marnowana przez koalicję Platformy i PSL-u i to wcale nie dlatego jak się sugeruje w prorządowych mediach, że poszukiwania przestały być opłacalne w związku ze spadkami cen ropy a w konsekwencji i gazu, ponieważ tego rodzaju inwestycje są przedsięwzięciami o długim okresie zwrotu (10-20 letnim). Kuźmiuk
8 czerwca 2015 Były komisarz UE Janusz Lewandowski martwi się o los banków
1. Były komisarz UE ds. budżetu, a obecnie poseł do Parlamentu Europejskiego z list Platformy Janusz Lewandowski, udzielił wywiadu telewizji portalu Onet i oczywiście już się martwił o wypełnianie zobowiązań wyborczych przez prezydenta – elekta Andrzeja Dudę.Okazuje się, że najbardziej martwi się o skutki zapowiedzianego przewalutowania tzw. kredytów frankowych po kursie z dnia jego uzyskania, bo jego zdaniem „to oznacza ruinę polskich banków”.To zadziwiające, że prominentnego polityka Platformy nie martwi los 600 tysięcy rodzin posiadaczy tzw. kredytów frankowych a martwi los polskich banków, choć prawie wszystkie które ich udzielały to banki zagraniczne.Niejako przy okazji w tym wywiadzie, ten „wytrawny” ekonomista, obciążył Andrzeja Dudę odpowiedzialnością za dewaluację polskiego złotego z 3,80 zł za franka w kwietniu do ponad 4 zł pod koniec maja.
2. Pilnowanie interesów zagranicznych banków, to swoista „przypadłość” ludzi Platformy od lat ale daje ona o sobie znać w sposób szczególny od momentu kiedy członkowie tej partii opanowali większość instytucji publicznych.Patrzyłem na to z bliska przez 3 lata kiedy byłem posłem w polskim Sejmie i nie mogłem się nadziwić jak prominentni posłowie tej partii argumentowali odrzucenie projektów ustaw na przykład o podatku bankowym czy też o likwidacji Bankowego Tytułu Egzekucyjnego złożonych przez posłów Prawa i Sprawiedliwości.Nie miałem wtedy wątpliwości, że bardziej martwią się o odpowiednią wysokość zysków osiąganych przez banki zagraniczne w Polsce czy odpowiednią wysokość opłat pobieranych od usług bankowych, a nie o los ich klientów, a prawdę mówiąc nawet w Sejmie nie zetknąłem się z taką ostentacją w tym zakresie.
3. Jak się okazuje mimo wszystkich deklaracji składanych w ostatnich miesiącach przez ministrów rządu Ewy Kopacz, że są zwolennikami udzielenia pomocy posiadaczom tzw. kredytów frankowych przez banki, podejmują decyzje z nimi sprzeczne.Chodzi o stanowisko polskiego rządu które zostało przesłane do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu w październiku 2014 roku w związku z rozpatrywaniem przez ten Trybunał pytania węgierskiego Sądu Najwyższego w sprawie kredytów denominowanych w walutach obcych czy mówiąc w uproszczeniu są one kredytami czy też instrumentem finansowym (transakcją terminową) na gruncie dyrektywy 2004/39/WE.Polski rząd zasygnalizował Trybunałowi, że stwierdzenie nieważności postanowień walutowych w kredytach denominowanych w walutach obcych, a w konsekwencji konieczność ich przewalutowania, może spowodować negatywne konsekwencje dla banków w Polsce i wygenerować po ich stronie starty rzędu kilkudziesięciu miliardów złotych.W ten sposób rząd Ewy Kopacz jednoznacznie stanął po stronie zagranicznych banków, które udzieliły dużej ilości kredytów denominowanych w walutach obcych, a nie po stronie kredytobiorców, choć szefowa rządu deklarowała parokrotnie publicznie, „że mając do wyboru interes banków lub ich klientów zawsze wybierze interes klientów.
4. Lewandowski straszy, że „przewalutowanie kredytów to ruina polskich banków” ale chyba zapomniał, że pod koniec stycznia tego roku przewodniczący KNF Andrzej Jakubiak zaproponował przewalutowanie po kursie z dnia otrzymania kredytu i twierdził i stwierdził, że odpowiednie obudowanie tego procesu spowoduje koszty po stronie banków w wysokości około 1,2 mld zł rocznie.Później pod naciskiem lobby bankowego skupionego między innymi w Związku Banków Polskich modyfikował tę propozycję (podział po przewalutowaniu na dwa kredyty z których ten drugi byłby sukcesywnie w 50% umarzany) ale nawet i to rozwiązanie zostało ostatecznie odrzucone.Straszenie przez Lewandowskiego Polaków skutkami przewalutowania tzw. kredytów frankowych i jednocześnie obciążanie prezydenta – elekta Andrzeja Dudy skutkami wprowadzenia takiego rozwiązania, oznacza że rządzący niczego nie zrozumieli z przegranych wyborów prezydenckich.Kuźmiuk
Waszczykowski o możliwej koalicji PiS z PO po wyborach „politykiem, z którym dobrze się współpracuje jest Grzegorz Schetyna - powiedział w TOK FM Witold Waszczykowski rozważając sytuację, w której po wyborach parlamentarnych PiS miałoby zawrzeć koalicję z PO. „...”. Pytany o to, czy nie będzie to okazja do realizacji planów przez Pawła Kukiza, polityk PiS przyznał, że - jego zdaniem - Kukiz osiągnął pewien pułap, którego dalej nie przekroczy. Teraz będzie musiał ujawnić konkretny program i może się okazać, że nie wszystkim się on będzie podobał.”...”Jacek Żakowski zapytał o to, czy Prawo i Sprawiedliwość mogłoby stworzyć koalicję z Pawłem Kukizem. Witold Waszczykowski zaznaczył, że zależy to od tego, kogo Kukiz będzie miał obok siebie. Dodał też, że nie obejdzie się bez rozmów o jednomandatowych okręgach wyborczych, skoro tak wielu Polaków poparło ten pomysł. - Trzeba będzie wyjaśniać, że JOW-y wrócą nas do XVII wieku. Do posłów i ziem własnych, którzy będą się liczyli tylko z problemem elektoratu z danej dzielnicy - powiedział polityk PiS.Waszczykowski spytany o to, czy istnieje szansa na koalicję PO-PiS po jesiennych wyborach, odpowiedział, że "na dziś takiej opcji nie ma". Zaznaczył jednak, że w polityce nigdy nie należy mówić "nigdy". Zdaniem Waszczykowskiego, w Platformie jest kilku polityków, z którymi da się współpracować. Wymienił przy tej okazji Grzegorza Schetynę, mówiąc, że "zmienił on radykalnie funkcjonowanie ministerstwa spraw zagranicznych wobec opozycji" czy zaproponował prezydentowi elektowi, że może rezydować w pałacyku MSZ do momentu zaprzysiężenia.”..(źródło)
Ula Ujejska „ Rząd fachowców - rząd autorski Prezydenta”...”Rewolucja w PiS? „...”Wielu analityków i komentatorów uważa, że pisowski beton jest niereformowalny i wręcz uwikłany w lokalne "sprawki". Otóż, geniusz Kaczyńskiego i to przewiduje w swych planach - bo to Prezydent elekt będzie prawdopodobnie siłą sprawczą, siłą która wymusi na pisowskim betonie zmiany. Czas pokaże czy i tym razem cel postawiony przez Prezesa wyda odpowiednie owoce.
Wielu analityków i komentatorów zwróciło także uwagę na deklarację Prezesa Kaczyńskiego, że On nie musi być Premierem po ewentualnym zwycięstwie PiS w wyborach do sejmu, że to Prezydent powinien ewentualnie wskazać Premiera. Tak więc zarzut, że to wycieraczka Prezesa jest trampoliną do kariery, może okazać się kulą w płot. Prezydent elekt tak jakby zrobił już ten pierwszy krok, wskazując na Beatę Szydło, że byłaby dobrym kandydatem na to stanowisko. Idźmy dalej, jaki scenariusz powyborczy szykuje się ze strony "obozu prezydenckiego"? Wszystko wskazuje na to, że zostanie powołany RZĄD FACHOWCÓW, złożonych z bezpartyjnych a także szeroko tu rozumianych koalicyjnych polityków z pewnym dorobkiem naukowym i politycznym pod kierownictwem „..(źródło )
Prezydent elekt odpowiadał także na pytanie, kogo najchętniej widziałby w fotelu premiera. Nie chciał wybierać między Jarosławem Kaczyńskim a Beatą Szydło. Podkreślał jedynie, że szefowa jego sztabu wyborczego na pewno sprawdziłaby się w tej funkcji.- Współpracowałem z panią Szydło. Czy byłaby dobrym premierem w czasach, gdy Polacy oczekują dobrej zmiany? Wydaje mi się, że (…) nadawałaby się do tej roli doskonale. Beata Szydło pokazała ogromny talent zarządczy. Poza tym jestem przekonany, że zawsze bylibyśmy w stanie usiąść przy stole, by negocjować dobre rozwiązania. A z mojego punktu widzenia byłoby to dobre, bym mógł spokojnie realizować swój program – mówił Duda.”... (więcej )
link do negatywnego tekstu matki Kurka o Kukizie
http://kontrowersje.net/zacznijcie_si_mia_z_antysystemowego_kukiza_bo_za_chwil_b_dziecie_p_aka
Mój komentarz Dlaczego wolę Kaczyńskiego. Macierewicza i Mariusza Kamińskiego od Dudy, czy Szydło, czy nawet Waszczykowskiego . Dlatego ze mam być może ułudna pewność ,że on się nie zbratają z kolaborantami i lewacką żulią. Matka Kurka bardzo negatywnie opisał zaplecze Kukiza , gdzieś w tle jakiś mały układ lokalny. Ale przy Układzie , który stoi za Platformą to tylko niewinne, niezbyt rozgarnięte dzieci Waszczykowskiemu koalicja z PO nie przeszkadza, ba gotów jest tam razem ze Schetyna powstrzymać Kukiza. Zawrzeć koalicję rządową z Platforma , aby bronić systemu , stworzyć kordon sanitarny wokół Kukiza .A przecież Kukiz oprócz jow opowiada się za systemem prezydenckim . Kaczyński poza tym będzie miał program jaki ma program i jacy ludzie tam się znajdują. To już wolę wielka niewiadomą KukizaNiestety Duda z tego co mówił o ekonomi i gospodarce wynika że się na tym kompletnie nie zna. Doradcami PiS w sprawach ekonomi są Modzelewski i Rybiński. Rozdawnictwo pomocy na dzieci dla klasy urzędniczej i budżetówki, bo dla biednych 500 złotych to i tak za mało aby założyć rodzinę i mieć dzieci oraz miliardy zwolnień dla koncernów za fikcyjną innowacyjność.Oczywiście to co mówi Waszczykowski może być tylko manipulacją obliczona na sianie zamętu w Platformie i podburzenie schetynowców do próby obalenia Kopacz .Do tego dochodzi zamieszanie wokół premierowania Szydło. Miejmy nadzieję ,że rzeczywiście Kaczyński podjął decyzję że Szydło będzie premierem , bo jeśli nie to oznacza jakąś kolejną rozgrywkę przeciwko Kaczyńskiemu do której wciągnięto prezydenta Dudę. Zresztą nawet gdyby Kaczyński podjął taka decyzje, to to co zrobił Duda było grubym nietaktem, pokazem braku doświadczenia i braku zręczności politycznej. Bo to powinien ogłosić osobiście sam Kaczyński.Oby wszystko wyjaśniło się w poniedziałek, bo na razie Duda wprowadził tylko spore zamieszanie .Marek Mojsiewicz
Jurgielt ponad podziałami No proszę! Trudno o lepszą ilustrację postępów reaktywowanego po słynnym zresetowaniu przez prezydenta Obamę swojego poprzedniego resetu w stosunkach amerykańsko-rosyjskich Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. Pan poseł Dziedziczak, były rzecznik premiera Jarosława Kaczyńskiego, wyczekał do zakończenia wyborów prezydenckich, by teraz utworzyć w Sejmie do spółki z posłem Michałem Szczerbą z Platformy Obywatelskiej parlamentarną grupę lobbystów Izraela. Okazuje się po raz kolejny, że w sprawach istotnych dla państwa i narodu polskiego, obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm znakomicie potrafi kolaborować z obozem zdrady i zaprzaństwa. Tak samo kolaborował w sprawie Anschlussu Polski do Unii Europejskiej, tak samo kolaborował w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego, o którym prezes Kaczyński potem mówił, że „zagraża” niepodległości Polski, tak samo kolaborował w sprawie emerytur dla izraelskich Żydów, no a teraz kolaboruje w sprawie lobbowania na rzecz Izraela. Najwyraźniej Platforma Obywatelska ze Stronnictwa Pruskiego truchcikiem przechodzi na z góry upatrzone pozycje w Stronnictwie Amerykańsko-Żydowskim, któremu Prawo i Sprawiedliwość dochowało wierności nawet pod młotem i teraz liczy się z możliwością przejęcia zarządu nad mniej wartościowym narodem tubylczym. Warto w związku z tym przypomnieć, że izraelski prezydent Riwlin, który w jesieni ubiegłego roku odwiedził Warszawę gwoli uczestniczenia w celebracji otarcia Muzeum Historii Żydów Polskich, którego celem jest opracowanie dla mniej wartościowego narodu tubylczego politycznie poprawnej wersji narodowej historii, w przeddzień przyjazdu do Polski udzielił wypowiedzi Polskiej Agencji Prasowej, w której m.in. powiedział, że celem jego wizyty jest uczestniczenie w tej uroczystości, więc nie będzie wywracał żadnego protokołu, ale oczywiście pamięta o sprawie żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski oraz o „złożonych obietnicach i podpisanych umowach”. Ta deklaracja dowodzi, że – po pierwsze – nie tylko organizacje „przemysłu holokaustu” w rodzaju Światowego Kongresu Żydów, ale również władze Izraela angażują się w wyegzekwowanie od Polski tak zwanych „roszczeń majątkowych”, będących po prostu haraczem, jaki pod pretekstem holokaustu chcą nałożyć na Polskę w sytuacji, gdy „okres niemieckiej pokuty dobiegł końca”. Po drugie – że ktoś złożył stronie żydowskiej jakieś „obietnice” w tej sprawie, a nawet – popodpisywał „umowy”. Te „obietnice” i te „umowy” stanowią tajemnicę dla polskiej opinii publicznej i dobrze byłoby wykorzystać kampanię wyborcza do przeegzaminowania ot, chociażby pana posła Dziedziczaka, co on na ten temat wie. Jeśli nic na ten temat nie wie i w dodatku tworzy w Sejmie grupę lobbującą na rzecz Izraela, to znaczy, że jest cymbałem, którego pod żadnym pozorem nie wolno wybierać na posła. Gdybyśmy bowiem zapytali o to samo wołu czy osła, to też nic by nie wiedział – ale kto wybierałby do Sejmu wołu, czy osła? Jeżeli natomiast wie, ale jak dotąd skutecznie ukrywa to przed opinią publiczną, to jeszcze gorzej – bo to znaczy, że to łajdak, którego tym bardziej nie wolno wybierać do Sejmu. Żaden uczciwy człowiek nie powinien popierać łajdaków, ani nawet cymbałów, więc jeśli pan poseł Dziedziczak, czy pan poseł Szczerba ponownie dostana się do Sejmu, to będzie to nieomylny znak, że nasz mniej wartościowy naród tubylczy zatraca instynkt samozachowawczy, na czym postanowili żerować nie tylko przedstawiciele obozu zdrady i zaprzaństwa, ale również płomienni dzierżawcy monopolu na patriotyzm, nie mówiąc już o Żydach, zarówno tych z organizacji „przemysłu holokaustu”, jak i tych z Izraela. Warto także uzmysłowić sobie skutki realizacji przez Polskę żydowskich roszczeń majątkowych, Szacowane są one na 60, może nawet 65 miliardów dolarów. Środowisko, które na terenie Polski dysponowałoby majątkiem tego rzędu, miałoby dominującą pozycję ekonomiczną, a co za tym idzie – dominującą pozycję społeczną i polityczną. Byłaby to po prostu szlachta mniej wartościowego narodu tubylczego, naród polski we własnym kraju zostałby zdegradowany do roli narodu drugiej kategorii ze wszystkimi tego konsekwencjami, a w dodatku sytuacja ta byłaby trudno, albo nawet wręcz nieodwracalna. Mamy zatem ewidentny konflikt interesów między Izraelem, który poprzez swojego prezydenta i innych dygnitarzy angażuje się w tę sprawę, a Polską. Co zatem w tych okolicznościach oznacza utworzenie przez pana posła Dziedziczaka i pana posła Szczerbę grupy lobbującej na rzecz Izraela w Sejmie? Czy to przypadkiem nie zdrada polskich interesów państwowych i narodowych? Jakie stanowisko zajmuje grupa lobbująca na rzecz Izraela w sprawie żydowskich roszczeń majątkowych, jaki ma stosunek do „złożonych obietnic i podpisanych umów?” Od kiedy rozpoczął się upadek I Rzeczypospolitej? Niektórzy wskazują, ze rozpoczął się on od klęski ruchu egzekucyjnego za Zygmunta Augusta, a inni – że po „potopie szwedzkim”, po którym pojawiła się w Polsce warstwa społeczna, jakiej przedtem nie było – mianowicie „szlachta-gołota”. Byli to ludzie kompletnie pozbawieni środków do życia, ale mający prawa polityczne, którymi bardzo szybko nauczyli się frymarczyć. Tak doszło do pojawienia się w Polsce plagi jurgieltu, to znaczy – obcej agentury. Jurgieltnicy nie bronili przecież za wszelką cenę polskich interesów państwowych, przeciwnie – koszem polskich interesów państwowych bronili interesów państw obcych, które im jurgielt płaciły. Naturalnie jurgieltnicy wcale się tym nie chwalili, przeciwnie – właśnie oni najgłośniej wykrzykiwali patriotyczne frazesy, tak samo, jak dzisiaj Prawo i Sprawiedliwość. Kiedy jednak już się patriotycznie nakrzyczeli, to truchcikiem bieli do ambasadora, albo jakiejś dygnitarza drobniejszego płazu, żeby zainkasować jurgielt. Polskę zgubiła agentura, a właściwie nie tyle może ona sama, co jej bezkarność. Bo właśnie bezkarność sprawiła, ze agentura stała się w Polsce polityczną potęgą, potrafiącą skutecznie zablokować każdą próbę wzmocnienia państwa. Oto w 1720 roku stanął w Poczdamie tajny traktat prusko-rosyjski, którego celem było zablokowanie każdej próby powiększenia wojska w Polsce. Chociaż takich prób było całkiem sporo, a niektore dochodziły nawet do fazy ustawodawczej, agentura potrafiła każdą skutecznie zablokować, oczywiście za parawanem patriotycznego frazesu. W rezultacie Polska została rozebrana przez państwa poważne, w których agenci brani byli bez ceregieli na powróz, podczas gdy w Polsce do dnia dzisiejszego uchodzą za sól ziemi czarnej i dzierżawią monopol na patriotyzm. Stanisław Michalkiewicz
9 czerwca 2015 Pozwólcie prezydentowi – elektowi w spokoju przygotować te dwa sztandarowe projekty
1. Prezydent – elekt Andrzej Duda ma objąć swoje obowiązki dopiero 6 sierpnia, a więc za blisko 2 miesiące, a już rozpoczął się w mediach wręcz festiwal wypowiedzi z jednej strony żądających wręcz natychmiastowego wywiązania się ze wszystkich obietnic wyborczych, z drugiej strony podliczających ich skutki finansowe, przy czym padają tutaj kwoty od 100 do 400 mld zł.Po pierwsze prezydent – elekt, ma na realizację swych obietnic wyborczych przynajmniej 5 lat, i należy się spodziewać, że większość z nich będzie realizował z nowym rządem wyłonionym po październikowych wyborach parlamentarnych, z dużym prawdopodobieństwem wygranych przez zjednoczoną prawicę.To dosyć oczywiste, że tylko jej wygrana, da szansę na utworzenie większości parlamentarnej, która opowie się zdecydowanie za gruntownymi zmianami w Polsce w tym także w polityce gospodarczej i w zakresie finansów publicznych, co pozwoli na zgromadzenie środków na realizację zapowiedzi prezydenta-elekta.
2. Tak jak jednak zapowiadał prezydent – elekt, dwa projekty ustaw, jeden dotyczący powrotu do poprzedniego wieku emerytalnego, drugi dotyczący zwiększenia do 8 tys. zł kwoty wolnej od podatku dochodowego, po szerokich konsultacjach społecznych w tym także z największymi centralami związkowymi w Polsce, złoży jeszcze w tym Parlamencie.Ponieważ nieznany jest jeszcze ich ostateczny kształt, to trudno szacować jakie będą ich wszystkie skutki finansowe i jaka ich część będzie musiała być sfinansowana w ramach budżetu państwa na rok 2016.Z rozmów jakie kandydat na prezydenta Andrzej Duda prowadził z dwoma największymi centralami związkowymi Solidarnością i OPZZ wynika, że związkowcy oczekiwali powrotu do poprzedniego wieku emerytalnego (60 lat- kobiety, 65 lat- mężczyźni) jednak w powiązaniu z ilością lat pracy, a mówiąc precyzyjniej z ilością lat składkowych więc jeżeli w konsultacjach tego rodzaju rozwiązania zostaną przyjęte, to ich ostateczne koszty będą wyraźnie mniejsze niż się powszechnie sądzi.
3. Drugi sztandarowy projekt, zwiększenie kwoty wolnej od podatku do 8 tysięcy złotych, został oszacowany jeżeli chodzi o skutki dla finansów publicznych przez Centrum Analiz Ekonomicznych (CenAZ) na kwotę 21,5 mld zł.Zdaniem ekspertów CenAZ wprowadzenie takiej kwoty wolnej od podatku uszczupliłoby wpływy z PIT o 18,4 mld zł i wpływy ze składek NFZ o kolejne 3,5 mld zł ale jednocześnie zmalałyby wydatki budżetowe na świadczenia rodzinne o około 0,4 mld zł.Zmniejszenie wpływów jednak to tylko jedna strona medalu, przecież te pieniądze pozostałyby w kieszeniach podatników i w dużej mierze zamieniłyby się w dodatkowy popyt prawdopodobnie w podobnej wysokości, co oznacza, że wyraźnie wzrosną wpływy z VAT, a także z podatku CIT.Co więcej kwota wolna od podatku może być ustanowiona jako kwota degresywna czyli zmniejszająca wraz ze wysokością rocznego dochodu, co oznaczałoby że pełną kwotę 8 tys. zł odliczenia mieliby podatnicy o najniższym poziomie dochodów rocznych, więc skutki finansowe takiego rozwiązania, byłyby wyraźnie niższe niż oszacowane przez CenAZ.
4. Podsumowując trzeba dać prezydentowi – elektowi czas na przygotowanie tych dwóch sztandarowych projektów ustaw w konsultacjach ze związkami zawodowymi i dopiero wtedy kiedy zostanie opracowany ich ostateczny kształt, będzie można oszacować ich budżetowe skutki.Do tego czasu wszelkie spekulacje w tym także te finansowe, są zwyczajnie nie na miejscu, a już szczególnie w wykonaniu tych, którzy nie tylko na Andrzeja Dudę nie głosowali ale bardzo aktywnie go zwalczali w kampanii wyborczej. Kuźmiuk
W wytrysku prawdy „Nie masz jak życie na Ukrainie” - twierdził ukraiński poeta Taras, rozmawiając w więziennej kartoflarni z Gnomem – co mową wiązaną przedstawił Janusz Szpotański w słynnym wierszu pod tytułem „Rozmowa w kartoflarni”. Na przykład kiedy Gnom zapytał Tarasa, jak tam na Ukrainie z kiszonkami, ten odpowiedział, że „kiszonek mnogo na Ukrainie. Bywa, że mija za dzionkiem dzionek, a tam nic nie ma, oprócz kiszonek”. Ale mniejsza już o kiszonki, bo oto w sprawie życia na Ukrainie właśnie wypowiedziała się ukraińska minister finansów w rządzie premiera Arszenika Jaceniuka, pani Natalia Jaresko. Na wstępie (na początku mego listu donoszę, że czuję się dobrze, czego i tobie życzę) swego wystąpienia dała zdecydowany odpór fałszywym pogłoskom, jakoby Ukrainie groziła niewypłacalność, bo „jest przekonana”, że „dług Ukrainy zostanie zrestrukturyzowany” - ale nawet gdyby zrestrukturyzowany nie został – co, ma się rozumieć, jest niepodobieństwem - to i tak „nie trzeba się bać niewypłacalności”, ponieważ nawet gdyby ona się na Ukrainie pojawiła, to „nie będzie miało to reperkusji dla narodu ukraińskiego”. Znaczy się, naród ukraiński będzie sobie żył jak gdyby nigdy nic, nawet jeśli Ukraina nie będzie już w stanie spłacać swego długu, wynoszącego obecnie 94 procent Produktu Krajowego Brutto, a więc prawie całej wartości tego, co na Ukrainie jest w ciągu roku wyprodukowane i sprzedane. Czyż jest jakieś inne państwo na świecie, gdzie życie byłoby lepsze, niż na Ukrainie? Państwo traci zdolność spłacania długu, ale obywatele żyją sobie nadal, jak gdyby nigdy nic. Co tu dużo gadać; „nie masz jak życie na Ukrainie!” Weźmy dla przykładu taką Grecję. Już po raz drugi zbliża się ona do bankructwa, to znaczy – do utraty możliwości spłacania własnych długów. Za pierwszym razem cała Unia Europejska zrzuciła się na pożyczkę dla greckiego rządu, żeby ten mógł wykupić swoje obligacje od niemieckich banków, które w przeciwnym razie mogłyby znaleźć się w tarapatach finansowych, a może nawet na granicy bankructwa. Nazywało się to „ratowaniem Grecji” - ale dlaczego właściwie trzeba było wtedy „ratować Grecję”, skoro na Ukrainie, gdyby nawet utraciła ona zdolność spłacania własnych długów, nic by się obywatelom nie stało? Na Ukrainie nic by się obywatelom nie stało, podczas gdy w Grecji bankructwo państwa miało uderzyć właśnie w obywateli. Ale może to też były fałszywe pogłoski? W takim razie może rację ma ta cała SYRIZA z komunistą Tsiprasem, kiedy mówi, żeby nie przejmować się greckim długiem? Niech się martwią niemieckie banki, ewentualnie grandziarze z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, którym kieruje pani Krystyna Lagarde z Francji, która zresztą miała też inne zmartwienia w związku z rewizją w jej mieszkaniu, spowodowaną podejrzeniem o kolaborację z Bernardem Tapie. Uważana była jednak za najlepszego ministra finansów w Europie, chociaż w czasie jej urzędowania dług publiczny Francji zbliżył się do 80 proc. PKB, a obecnie – już do 100 procent, czyli prawie tak samo, jak na Ukrainie. Ale skoro na Ukrainie niewypłacalność państwa nie uderzy w obywateli, to dlaczego miałaby uderzyć w obywateli Grecji, czy Francji? Najwyraźniej niepotrzebnie martwimy się tymi wszystkimi państwami, bowiem jeśli nawet zadłużają się one po uszy, to obywatelom przecież w niczym to nie szkodzi. A skoro obywatelom to nie szkodzi, to dlaczego mieliby przejmować się niewypłacalnością swoich państw? „Jeść, pić tańcować – bida musi sfolgować” - no nie? Nie ma zatem najmniejszego powodu do zmartwień – chyba, że pani Natalia Jaresko kłamie. Ale czyż pani Natalia Jaresko może kłamać? To jest wykluczone, bo pani Natalia Jaresko jest przecież ministrem Finansów w rządzie premiera Arszenika Jaceniuka, który żyje samą prawdą i to od rana do wieczora. W przeciwnym razie rząd pani premierzycy Ewy Kopacz przecież nie żyrowałby mechanicznie i w ciemno wszystkich poczynań władz w Kijowie. Takie mechaniczne żyrowanie i obcmokiwanie jest możliwe tylko dlatego, że w odróżnieniu od zimnego ruskiego czekisty Putina, który jest ojcem kłamstwa, władze w Kijowie aż tryskają prawdą i tylko prawdą. Stanisław Michalkiewicz
10 czerwca 2015 Żyjących w skrajnej biedzie przybywa nie ubywa
1. Wczoraj Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował doroczny raport dotyczący ubóstwa ekonomicznego w Polsce dotyczący tym razem roku 2014.Raport ten nie pozostawia złudzeń, bieda w Polsce w tym ta skrajna rozrasta się zamiast się zmniejszać i to mimo wzrostu gospodarczego, który trwa nieprzerwanie podczas rządów Platformy i PSL od roku 2008.Ten skumulowany wzrost gospodarczy mierzony wielkością przyrostu PKB za okres 2008-2014 wyniósł ponad 23% i jest jednym z najwyższych pośród krajów Unii Europejskiej, jednocześnie jednak zwiększają się obszary biedy i o tym opowiada wspomniany wyżej raport GUS.
2. Otóż według tego raportu zjawisko biedy skrajnej od 2005 roku systematycznie malało z 12,3% do 5,6% w roku 2008 (w liczbach bezwzględnych z 5,6 mln osób do 2,2 mln osób), przez kilka kolejnych lat utrzymywało się na tym samym poziomie, by wyraźnie wzrosnąć w latach 2011 i 2012 do 6,8%, a w kolejnych latach 2013 i 2014 wzrosnąć aż do 7,4% czyli do 2,8 mln osób.Jeżeli chodzi o strukturę wiekową to w skrajnej biedzie żyje 10,3% osób w wieku od 0 do 17 lat. A więc co 10 Polak do 17 roku życia ma poziom dochodów, który powoduje jego biologiczne wyniszczenie i dzieje się to w kraju będącym członkiem UE, który do tej pory prezentowany jest jako tzw. zielona wyspa.Równie dramatycznie wyglądają dane dotyczące skrajnej biedy wg. typu gospodarstwa domowego.Aż 26,9% małżeństw z czwórką i większą liczbą dzieci, 11,2% małżeństw z trójką dzieci, 4, 5% małżeństw z dwóją dzieci, 2,7% małżeństw z jednym dzieckiem i ponad 9% rodzin z jednym rodzicem i dziećmi na utrzymaniu znalazło się poniżej progu skrajnej biedy (wszystkie te wskaźniki uległy wyraźnemu pogorszeniu w stosunku do lat ubiegłych).Ta dramatyczna sytuacja gwałtownego przyrostu skrajnej biedy w Polsce nastąpiła w sytuacji kiedy skumulowany wzrost gospodarczy w latach 2008-2014, wyniósł jak często podkreślają politycy Platformy ponad 23% Ponadto w tym samym czasie Polska wykorzystała również blisko 100 mld euro środków z budżetu UE na lata 2007-2013, które zresztą Platforma i PSL uzyskały niejako na wejście od ustępującego w 2007 roku rządu Prawa i Sprawiedliwości.
3. Raport opisuje także ubóstwo opierając się na kryterium ustawowym czyli takim poziomie dochodów rodzin w Polsce, które upoważniają do korzystania ze świadczeń pieniężnych z pomocy społecznej (uważa się je za kryterium obiektywnego ubóstwa GUS).Poniżej progu ubóstwa ustawowego w 2014 roku żyło w Polsce 6,6% obywateli czyli blisko 2,5 mln, a w 2012 roku już 7,2% czyli blisko 2,8 mln Polaków.Ale jeżeli te progi upoważniające do świadczeń z pomocy społecznej zostałyby zwaloryzowane tylko GUS-owskimi wskaźnikami inflacji od roku 2006 do chwili obecnej to poniżej tzw. ustawowej urealnionej granicy ubóstwa, żyło w Polsce w 2014 roku aż 11,4% obywateli czyli blisko 4,5 mln osób.Poniżej ustawowej urealnionej granicy ubóstwa w 2014 roku, żyło blisko 22% rodzin utrzymujących się z rolnictwa, 17% rodzin rencistów i aż 33% rodzin utrzymujących z innych niezarobkowych źródeł.Jeżeli chodzi o rodziny z dziećmi to poniżej ustawowej urealnionej granicy ubóstwa w 2014 roku, żyło blisko 10% rodzin z dwójką dzieci, blisko 22% rodzin z trójką dzieci i blisko 50% rodzin z czwórką i większą liczbą dzieci.
4. Premier Ewa Kopacz i jej najbliższe rządowe otoczenie, są więc wyraźnie oderwani od rzeczywistości, skoro dysponując takimi danymi, które precyzyjnie pokazują rozlewanie się ubóstwa skrajnego i ustawowego w Polsce w ostatnich latach, obiecują gwałtowną poprawę sytuacji pod tym względem.To świadczy o kompletnym oderwaniu premier Kopacz od problemów, które nurtują miliony Polaków. Między innymi dlatego ten obóz polityczny przegrał wybory prezydenckie ale jako remedium na tą przegraną, zaproponował jeszcze więcej tego samego czyli jeszcze więcej propagandy sukcesu i jeszcze więcej nienawiści do głównej partii opozycyjnej.Z punktu widzenia głównej partii opozycyjnej można by powiedzieć do rządzących „tak trzymać” ale ponieważ problem dotyczy blisko 3 milionów Polaków, którzy podlegają codziennemu biologicznemu wyniszczeniu, zdecydowanie mówimy najwyższy czas aby natychmiast skończyć z tą zabójczą polityką. Kuźmiuk
Stonoga ostatecznie niszczy niemieckie wpływy w Polsce „Najnowszy sondaż: Partia Kukiza wygrałaby wybory”...”Sondaż został podzielony na dwie części. Respondenci otrzymali dwie możliwe listy ugrupowań w jesiennych wyborach. Na pierwszej wpisano dotychczasowe partie, które były badane we wcześniejszych sondażach (Zjednoczona Prawica, PO, PSL, SLD, KORWiN, Twój Ruch, Ruch Narodowy). W takim wariancie wybory wygrałaby Zjednoczona Prawica (PiS, Solidarna Polska i Polska Razem), którą wskazało 33% ankietowanych. 30% poparcia uzyskałaby PO. Reszta partii znalazłaby się pod progiem wyborczym (PSL, SLD i KORWiN po 4%, TR i RN po 1% poparcia).W drugim wariancie ujęte są już ugrupowania p. Kukiza i p. Ryszarda Petru (NowoczesnaPL). W takim zestawieniu wybory wygrałaby partia p. Kukiza, którą wskazało 24,2% badanych. O 0,2 pp. mniejsze poparcie uzyskałaby Zjednoczona Prawica (24%). Trzecie miejsce przypadłoby PO - 21%. Oprócz tych trzech partii do Sejmu weszłoby ugrupowanie NowoczesnaPL (8% poparcia). W takim zestawieniu do Sejmu nie dostałby się ponownie PSL, SLD i KORWiN (po 3% poparcia) oraz TR (1%).”...(źródło )
Rabunkowa prywatyzacja. Ukraina się wyprzedaje. Pod młotek idą spółki strategiczne. A kupują je Niemcy, Francuzi i Amerykanie”...”ołoszony przez ukraiński rząd program prywatyzacji nie przyniesie spodziewanych efektów finansowych, pozwoli za to podzielić resztki publicznego majątku między konkurujące grupy wpływów. Nic nie stoi na przeszkodzie, by do gry o wielką stawkę włączyła się również Polska – twierdzi portal „obserwatorfinansowy.pl”....”Według portalu rząd Ukrainy już w marcu ogłosił wstępną listę 164 firm przeznaczonych do sprzedaży. Wyceniono je w sumie na 3 mld hrywien. W maju rozszerzono ją do ponad 300 pozycji, pojawiły się też informacje o tym, że może na nią trafić jeszcze nawet 1 tys. państwowych przedsiębiorstw. „...”Według pojawiających się zapowiedzi sprzedane miałyby zostać takie łakome kąski, jak wszystkie znajdujące się pod kontrolą władz w Kijowie ukraińskie porty morskie, w tym położony nieopodal Odessy Jużny – jedyny ukraiński port zdolny przyjmować statki o dużym zanurzeniu, Ukraińska Żegluga Dunajska czy Odeski Zakład Przyportowy (gigant chemii organicznej) „...”I podkreśla, że pod koniec maja Władimir Demczyszyn, minister energetyki i przemysłu węglowego, w wywiadzie dla agencji RBKUkraina rzucił pomysł prywatyzacji ukraińskiego flagowego koncernu energetycznego Energoatom, do którego należą cztery elektrownie atomowe (Zaporoska, Południowoukraińska, Równieńska i Chmielnicka), zakłady utylizacji zużytego paliwa jądrowego oraz praktycznie całe zaplecze naukowo-techniczne ukraińskiej energetyki jądrowej. „..(źródło )
Filip Memches „ Magdalena Ogórek i Janusz Palikot uzyskali w nich niecałe 4 proc. głosów. Sondaże IBRIS i CBOS różnią się, jednak mają jedną prognozę wspólną – jesienią do parlamentu nie wchodzi żadne lewicowe ugrupowanie. „...”starania o określenie linii programowej Kukiza podejmuje, tyle że z groteskowym skutkiem, chociażby „Gazeta Wyborcza". Dla niej były wokalista Piersi stał się przede wszystkim demonem polskiego nacjonalizmu. Dlaczego? Bo używa brutalnego, niewybrednego, politycznie niepoprawnego języka. Nie tylko kontestuje mityczny system, ale – przechodząc do konkretów – szydzi na przykład z obłudnego filosemityzmu elit III RP, który w gruncie rzeczy polega na instrumentalizacji Żydów i symbolicznym pałowaniu polskiego „ciemnogrodu". Takie zaś zachowanie Kukiza uchodzi w pewnych kręgach za grzech niewybaczalny. „...”Zdaniem muzyka rockowego główną siłą ekonomiczną Polski są właściciele małych i średnich firm, którzy pomnażają bogactwo narodu, ale są dyskryminowani przez państwo sprzyjające ich konkurentom, czyli molochom gospodarczym i wielkim instytucjom finansowym, także zagranicznej proweniencji (grupy medialne, hipermarkety, banki itd.). Pod tym względem Kukizowi blisko – co zresztą sam mówi – do Centrum im. Adama Smitha. Ale przecież w podobnym tonie wypowiadają się chociażby politycy Polski Razem. Być może to właśnie oni po wyborach parlamentarnych okażą się środowiskiem, które będzie miało udział w negocjacjach PiS z ruchem Kukiza o koalicji rządowej. „...”Dlatego warto przywołać opinię o tym, że Kukiza w batalii prezydenckiej poparło wielu rozczarowanych wyborców PO. Niemała część z nich zaś łączy wolnorynkowe spojrzenie na gospodarkę z naturalnym, pozbawionym fałszywego patosu patriotyzmem oraz respektem wobec tradycyjnych wartości, na których straży stoi Kościół.Z tego też powodu nie będzie niespodzianką, jeśli na listach ruchu Kukiza znajdą się przedstawiciele Ruchu Narodowego czy politycy współpracujący obecnie lub w przeszłości z Januszem Korwin-Mikkem. „...”Robert Gwiazdowski zauważył, że NowoczesnaPL, promując koncepcję dodatkowej, przymusowej składki na trzeci filar, obciążającej „młodych ludzi, czyli wyborców Kukiza", nie sprzyja klasie średniej, lecz dąży do tego, żeby „rynki finansowe miały się lepiej". W tym kontekście warto przywołać mit, który pokutuje w Polsce od początku transformacji ustrojowej i jest wzmacniany, chcąc nie chcąc, przez formację Petru: sednem wolnego rynku są takie działania jak spekulacje giełdowe, a nie rywalizacja małych i średnich firm o względy konsumentów.
Kiedy z kolei dowiadujemy się o deklaracjach światopoglądowych NowoczesnejPL, wtedy okazuje się, że mamy do czynienia z projektem chcącym kontynuować skręt PO w lewo. Petru uważa na przykład, że instytucjonalizacja związków partnerskich jest w dzisiejszym świecie czymś normalnym i oczywistym. „...(źródło )
Piotr Skwieciński ” o programie Kukiza „a więc po pierwsze – kierunek na debiurokratyzację gospodarki i administracji, na co kładli oni ogromny nacisk, jest bardzo słuszny. Niepokoi natomiast uznawanie przez nich za chyba podstawową przyczynę tego złego zjawiska liczby urzędników. Można epatować publiczność anegdotami, o ile to w województwie dolnośląskim wzrosło – od czasów rządów AWS – zatrudnienie w urzędzie marszałkowskim. Nagonka na urzędników podoba się Polakom. „...”Z wieloma jego pomysłami, jak na przykład wprowadzenia przepisów uniemożliwiających zbytnią koncentrację własności w sferze środków przekazu czy zmniejszenia udziału w niej właścicieli zagranicznych, zgadzam się zdecydowanie. „...(źródło )
Prawie 6 proc. dzieci w Polsce wychowuje się bez co najmniej jednego rodzica, który wyjechał za granicę w celach zarobkowych. Dzieci pozostawione w kraju przez rodziców często opuszczają się w nauce lub popadają w złe towarzystwo. Jak wygląda sytuacja po powrocie do kraju i jaka jest wówczas relacja dziecka z rodzicem? „..(źródło )
Mój komentarz Zwycięstwo Dudy miejmy nadzieje będzie dla Polski cezura wychodzenia z okresu kolonializmu. Katolik i patriota osłabi nie tylko wpływy rosyjskie ,ale głównie niemieckie , a także paradoksalnie również Amerykańskie. Chodzi tutaj o postawienie tamy przez Dudę i Kaczyńskiego amerykańskiej polityce wymuszania na kolonizowanych słabszych krajach wprowadzania Konsensusu Waszyngtońskiego oraz rządów lewactwa w postaci politycznej poprawności , seksualizacji dzieci , rozbijani arodziny i homoseksualizacji życia społecznego. Zresztą Amerykanie szli tutaj ramie w ramie z Niemcami i to ich rękami dokonywali przewrotu obyczajowego i ideologicznego w Polsce.
Niemiecka palikociarnia poszła do piachu, a miała kilkanaście procent poparcia. SLD , które w kwestach obyczajowych kolaborowało z Niemcami idzie do piachu Jedyną niemiecką siłą polityczna w Polsce pozostaje platforma, która może liczyć na dwadzieścia procent głosów Pojawiły się na scenie politycznej siły antyniemieckie takie jak Kukiz , czy mogący wejść w jakiejś koalicji do Sejmu narodowcy, Korwin , Braun . Z tym że te siły są prorosyjskie,w taki , czy inny sposób , choćby poprzez postawy antyukraińskie, bo nawet Kukiz po ekscesach banderowskich władz w Kijowie stał się ukrainosceptykiem, Ukraińcy przegięli w tej sprawie , bo nawet Duda nie spotkał się z Poroszenko Kto najbardziej zyskał na takim rozwój sytuacji i komu mogło na ręce być w tej chwili to wrzucenie przez Stonogę tego granatu w sambo Platformy . Być może Schetynie ,który może wymusić na Platformie usunięcie Kopacz i przejęcie funkcji i premiera i szefa Platformy . Innym wygranym jest Rosja, która oprócz dojścia do władzy grup ukrainosceptyków lub jawnie prorosyjskich to dzięki dojściu do władzy Dudy i Kaczyńskiego i ich polityki dekolonizacji Polski wypchnie ich rękami wpływy niemieckie i amerykańskie z Polski , przynajmniej częściowo. O stosunku Amerykanów do Dudy i Kaczyńskiego najlepiej świadczyła orgia nienawiści w stosunku do nich w czasie kampanii wyborczej w praktycznie już amerykańskim TVN Marek Mojsiewicz
Z wizytą u masonów Świątynia ku czci Jerzego Waszyngtona jest chyba najokazalszą budowlą w Aleksandrii pod Waszyngtonem. Nie tylko wzniesiona została na wzgórzu górującym nad okolicą, ale w dodatku zaopatrzona w wieżę zwieńczoną czymś w rodzaju ucha igielnego – a w każdym razie do ucha igielnego bardzo podobnym. Oczywiście nie jest to żadna „świątynia ku czci Jerzego Waszyngtona”, tylko muzeum masonerii, ale chociaż jest to muzeum, do którego trzeba kupować bilety, to nikt, kto tam wchodzi, nie ma wątpliwości, że wszedł do świątyni. Takie wrażenie sprawia nadnaturalnej wielkości posąg Jerzego Waszyngtona w stroju wolnomularskim pełnej gali – a okazuje się, że w niższej kondygnacji jest druga sala z nieco mniejszym posągiem Ojca-Założyciela Stanów Zjednoczonych. Ten drugi posag jest nieco mniejszy, bo i sala jest niższa, a strop podtrzymywany przez przysadziste kolumny. Gdyby Jerzy Waszyngton był rosyjskim, a właściwie nie tyle rosyjskim, co sowieckim bohaterem narodowym, to w świątyni wzniesionej ku jego czci na pewno byłby jeszcze trzeci posąg – jako dziecka - ale w Ameryce nawet tutejsze masony zachowują umiar i dziecięcej wersji Jerzego Waszyngtona nie ma. Zresztą – jakże wystroić posąg dziecka w masońskie emblematy pełnej gali? Ze znajdującej się w muzeum informacji o masońskich lożach wynika, że najpóźniej – bo dopiero w 1989 roku – została zainstalowana loża na Hawajach, gdzie poza tym liczba masonów nie jest wielka – w odróżnieniu od innych stanów, gdzie zarówno liczba lóż masońskich, jak i masonów jest imponująca. Skłania to oczywiście do zastanowienia nad charakterem demokracji politycznej w USA. Charakterystyczne jest bowiem to, że wśród wybitnych masonów, których fotografie ozdabiają ściany muzeum, nie ma nie tylko ani jednego Murzyna, ani Chińczyka, ani przedstawiciela żadnej innej rasy poza białą. Wprawdzie pani Jola, z którą o tym rozmawiałem opowiadała mi, że na palcu murzyńskiego listonosza widziała pierścień w masońskimi emblematami, ale to o niczym nie musi świadczyć, bo w sklepiku, który również w tym muzeum, jak zresztą w każdym amerykańskim muzeum jest – można sobie taki pierścień kupić, podobnie jak wiele innych gadżetów opatrzonych masońskimi emblematami, jak na przykład krawaty, czy muszki w gustowne cyrkielki, koszule z gorejącą gwiazdą, czapki z cyrklem nad daszkiem, kubki i tym podobne rzeczy. Ale oprócz tych gadżetów, w sklepiku jest także wielka ilość masońskich dewocjonaliów, które na pewno nie służą do ozdoby, a w każdym razie – nie przede wszystkim – tylko do odprawowania jakichści skomplikowanych rytuałów. Skomplikowanych – bo skomplikowana jest także cała masońska symbolika – te wszystkie kolumny, cyrkle, węgielnice, kielnie i inne murarskie akcesoria. Nawiązuje ona do średniowiecznej murarskiej tradycji, kiedy to umiejętność wznoszenia katedr rzeczywiście mogła uchodzić nie tylko za „sztukę królewską”, ale i swego rodzaju wiedzę tajemną. Dzisiaj jednak tej „sztuki królewskiej” naucza się całkiem jawnie we wszystkich politechnikach świata, więc o jakiej „sztuce królewskiej” rozprawiają masony podczas zamkniętych, rytualnych posiedzeń? Nie jest wykluczone, że obecnie chodzi o umiejętność skrytego manipulowania wielkimi masami niczego nie podejrzewających ludzi. To rzucałoby snop światła na współistnienie w Stanach Zjednoczonych rozbudowanej masonerii i demokracji politycznej, wskazując jednocześnie, że demokracja może jako tako funkcjonować tylko wtedy, gdy opiera się na jakimś porządku niedemokratycznym. W naszym nieszczęśliwym kraju demokracja opiera się na niedemokratycznym spisku bezpieczniackich watah, które właśnie przygotowują podmiankę na politycznej scenie, stręcząc znękanemu mniej wartościowemu narodowi pana prof. Balcerowicza, jako nowego jasnego idola, w którym mamy złożyć wszystkie nadzieje. To znaczy – nie wszystkie – bo w rezerwie jest jeszcze pan prof. Jan Hartman z żydowskiego Zakonu Synów Przymierza. Już wydawało się, że i on będzie odprawował konwencję założycielską, ale stary kiejkut Leszek Miller jakoś utrzymał się na stanowisku przewodniczącego SLD i prof. Hartman musi trochę poczekać na swoje pięć minut. Ciekawe czym stary kiejkut zaszachował opozycję, która chciała pozbawić go stanowiska? Tkwiąc tyle lat w polityce musi on o każdym towarzyszu coś wiedzieć, a ponieważ na tym świecie pełnym złości, a w SLD zwłaszcza nikt nie jest bez grzechu wobec Boga i bez winy wobec cara, to w tych warunkach nietrudno utrzymać dyscyplinę partyjną, przypominając każdemu z osobna: no, frędzlu, - bo powiem! Oczywiście w tych warunkach cena zachowania stanowiska jest bardzo wysoka, toteż należy spodziewać się podmianki również i na lewicy, gdzie też trzeba wiele zmienić, by wszystko zostało po staremu. Naturalnie takie zmiany muszą dokonywać się w gęstych oparach obłudy, podobnie jak w gęstych oparach obłudy muszą dokonywać się masońskie obrzędy. Jak zauważył niemiecki kanclerz Otto Bismarck, dobrze, że ludzie nie wiedzą, jak się robi politykę i parówki. Trudno mi tedy uwierzyć, że taki na przykład Jerzy Waszyngton, czy prezydent Jackson, który o mechanizmach polityki coś tam przecież musiał wiedzieć, mógł traktować serio dyrdymały o „braterstwie”, od których w masońskich deklaracjach aż się roi. Zresztą – jakie tam „braterstwo”, skoro wśród fotografii wybitnych masonów, jakie w wielkiej ilości ozdabiają ściany muzeum, nie ma ani jednej fotografii Murzyna, czy Chińczyka? Stanisław Michalkiewicz
11 czerwca 2015 Demolowanie własnego rządu to nie jest skuteczny zabieg marketingowy
1. Wczoraj z marsową miną na wieczornej konferencji prasowej premier Ewa Kopacz poinformowała opinię publiczną, że dymisjonuje 3 ministrów konstytucyjnych (sportu, skarbu państwa i zdrowia), koordynatora służb w Kancelarii Premiera, trzech wiceministrów (znowu skarbu, ochrony środowiska i gospodarki) oraz szefa swoich doradców Jana Vincenta Rostowskiego (wprawdzie powiedziała, że wszyscy złożyli na jej ręce dymisje ale wszystko wskazuje na to, że były to rezygnacje wymuszone). Stwierdziła także, że nie przyjmie dorocznego sprawozdania Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta, co oznacza rozpoczęcie procedury jego odwołania, a także zapowiedziała złożenie rezygnacji Radosława Sikorskiego z funkcji marszałka Sejmu. Uzasadnieniem tych dymisji miało być uczestnictwo wszystkich tych polityków Platformy w podsłuchanych rozmowach w restauracji „Sowa i Przyjaciele” i jak to ujęła szefowa rządu próba przerwania serialu z kolejnymi publikacjami podsłuchanych rozmów.
2.W sprzyjających Platformie mediach natychmiast pojawiły się komentarze, że to wręcz trzęsienie ziemi i próba nowego otwarcia, które ma pozwolić na odzyskania zaufania wyborców, czego wyrazem była przegrana kandydata Platformy Bronisława Komorowskiego. Nie wydaje się jednak, żeby tego rodzaju zmiany w rządzie i jego otoczeniu mogłyby być jakiś przełomem w postrzeganiu Platformy i jej już blisko 8-letnich niepodzielnych rządów. Gdyby miał nastąpić rzeczywiście jakiś przełom to premier Kopacz powinna raczej zgłosić swoją dymisje i w konsekwencji dymisję całego rządu a tym samym zaproponować wcześniejsze wybory. Zaproponowała jednak koncepcję „ratujmy co się da” i przy okazji zabezpieczmy się na przyszłość.
3. Tym zabezpieczeniem się na przyszłość jest rozpoczęcie procedury odwołania prokuratora generalnego i powołania na 6 lat nowego, która jak łatwo się można domyślić, ma być przeprowadzona jeszcze przez urzędującego prezydenta Komorowskiego. Nie jestem fanem Andrzeja Seremeta, prokuratura pod jego kierownictwem nie może się poszczycić ani jakimiś sukcesami ani nawet sprawnym codziennym działaniem ale obciążanie go odpowiedzialnością za brak wyjaśnienia tzw. afery taśmowej jest próbą zrobienia z niego przez rządzących, typowego kozła ofiarnego.
To prawda, że śledztwo w tej sprawie się ślimaczy, ale jakie inne ważne śledztwa się nie ślimaczą, wszak to koalicja Platformy i PSL-u wspierana przez SLD tak rozmontowały prokuraturę, że nie tylko jest swoistym „państwem w państwie” ale także każdy prokurator jest sobie „sterem i okrętem”. Zapewne więc szybkie wypchnięcie Seremeta, pozwoli na znalezienie takiej kandydatury na jego miejsce, że wprawdzie nie zrewolucjonizuje ona pracy prokuratury ale stworzy system ochronny dla uczestników procesu rządzenia w ostatnich 8 latach po oddaniu władzy po jesiennych wyborach parlamentarnych.
4. Także zapowiedź odejścia marszałka Sejmu (2 osoby w państwie) wygłoszona przez premiera (4 osoby w państwie) jest w demokracji czymś absolutnie kuriozalnym. Okazuje się, że składa on rezygnacje w związku z uczestnictwem w aferze podsłuchowej ale jak sam zaraz zapowiedział na konferencji prasowej został zaproszony przez szefową partii Ewę Kopacz do liderowania sejmowej liście Platformy w jesiennych wyborach parlamentarnych. A więc odejście uczestników afery podsłuchowej ale tylko na chwilę, może wyborcy dadzą się po raz kolejny zmanipulować. Nie sądzę Pani premier, żeby zdemolowanie własnego rządu na 4 miesiące przez wyborami było na tyle skutecznym zabiegiem marketingowym, że pozwoli jeszcze odgrywać Platformie jakąś inną rolę po jesiennych wyborach niż głębokiej opozycji. Kuźmiuk
Być bogatym i zdrowym Każde dziecko wie, że lepiej jest być bogatym i zdrowym, niż biednym i chorym. Wprawdzie z drugiej strony wiadomo, że pieniądze nie dają szczęścia, ale wiadomo też, że każdy pragnie przekonać się o tym osobiście. Każdy pragnie – ale przecież nie wszystkim się udaje. Dlatego obok nielicznych ludzie bogatych i zdrowych, jest mnóstwo ludzi biednych i chorych. Jaka jest tego przyczyna? Ludowe przysłowia wyjaśniają to bardzo brutalnie: czegoś biedny? Boś głupi. To rzeczywiście bardzo brutalne wyjaśnienie, ale prawda bywa czasami bardzo brutalna. A od prawdy uciec nie tylko niepodobna, ale nawet nie byłoby to wskazane. Zwrócił na to uwagę święty Jan Ewangelista, cytując słowa Pana Jezusa: „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Jeśli zatem chcemy wydobyć się z niewoli, również gospodarczej, czy politycznej, musimy poznać prawdę. Nawiasem mówiąc, te słowa z Ewangelii świętego Jana, zostały podobno umieszczone u wejścia do siedziby CIA w Langley w stanie Wirginia. Mógłby potwierdzić to stary kiejkut Leszek Miller, który jako jedyny polski polityk tej rangi spędził tam podobno cały dzień. O czym tam rozmawiał, co obiecał, co jemu obiecano – tego, ma się rozumieć, ani on nie powie, ani my nie wiemy, ale przecież nie chodzi tu o wydobywanie ze starego kiejkuta Leszka Millera, co widział i o czym rozmawiał w głównej kwaterze CIA, tylko o przyczynę sprawiającą, że na świecie jest tylu ludzie biednych. Dlaczego biedni są biedni? To proste – bo nie są bogaci. A dlaczego nie są bogaci, zwłaszcza gdy całe swoje życie ciężko pracują? Jeśli całe życie ciężko pracują, to powinni być bogaci, bo bogactwo bierze się z ludzkiej pracy, to znaczy – pracy pożytecznej. A jaka praca jest pożyteczna? To też proste. Pożyteczna jest taka praca, za którą inni ludzie gotowi są dobrowolnie zapłacić. Zwrócił na to uwagę nieżyjący już amerykański ekonomista Maurycy Rothbard. Zauważył on, że każdy człowiek, chcący osiągnąć zysk, musi wyświadczyć innemu człowiekowi jakąś przysługę: sprzedać mu coś, czego tamten potrzebuje, przewieźć go z miejsca na miejsce, uszyć mu ubranie, ugotować mu obiad, wyleczyć go z choroby – i tak dalej. I tylko jedna grupa społeczna prawdopodobnie nie wyświadcza nikomu żadnej przysługi, bo swoje dochody wymusza siłą. Do tej grupy należą funkcjonariusze publiczni, czyli Umiłowani Przywódcy i urzędnicy. W rezultacie nie wiemy, czy ich praca jest pożyteczna, bo nie pozwalają nam tego sprawdzić. W tej sytuacji jest całkiem prawdopodobne, że ich praca pożyteczna nie jest, że polega ona na podstępnym wyzuwaniu zwykłych obywateli z władzy nad bogactwem, które wytwarzają swoją pracą. Wygląda na to, że biedni ludzie, którzy całe życie ciężko pracują, nie są bogaci dlatego, że Umiłowani Przywódcy i urzędnicy podstępnie to bogactwo im odbierają. I rzeczywiście. W roku 1995 Centrum imienia Adama Smitha sprawdziło, że państwo, to znaczy – Umiłowani Przywódcy i urzędnicy, odbierają rodzinie pracowników najemnych zatrudnionych poza rolnictwem aż 83 procent jej dochodu. Potem część tego zrabowanego bogactwa tej rodzinie zwracają w postaci tak zwanej konsumpcji zbiorowej, to znaczy – ochrony zdrowia, edukacji i ubezpieczenia na starość, ale jest to znacznie mniej, niż wcześniej zrabowali. Im więcej Umiłowanych Przywódców i urzędników troszczy się o obywateli, a zwłaszcza o obywateli biednych, tym większą część bogactwa im rabuje i zużywa na własne potrzeby – bo przecież nasi dobroczyńcy byle czego nie zjedzą. Dlaczego tak się dzieje? Próbując odpowiedzieć na to pytanie, musimy wrócić do ludowego spostrzeżenia – czegoś biedny – boś głupi. Rzeczywiście – nasi dobroczyńcy nie mogliby rabować nas w takim stopniu, jak to robią, gdybyśmy im na to nie pozwolili. Tymczasem sami im na to pozwalamy, bo wierzymy w to, co nam opowiadają za pośrednictwem przekupionych łajdaków z niezależnych mediów głównego nurtu, którzy przez 24 godziny na dobę wmawiają nam, że tak właśnie powinno być, że to wszystko jest dla naszego dobra. I dopóki będziemy wierzyli w te bajki, dopóty będziemy nie tylko biedni, ale w dodatku – coraz biedniejsi. Jeżeli zatem chcemy przestać być biedni, to musimy wydrzeć, to znaczy – odzyskać z chciwych łapsk naszych Umiłowanych Przywódców i wysługującej się im rosnącej armii urzędników władzę nad bogactwem, które wytwarzamy swoją ciężką pracą. Kiedy odzyskamy tę władzę, będziemy bogatsi. Oczywiście Umiłowani Przywódcy i urzędnicy będą mieli problem, z czego mają teraz żyć – ale właśnie o to chodzi. Wtedy bowiem będą musieli zająć się pracą pożyteczną, to znaczy – wyświadczaniem innym ludziom rozmaitych przysług, od czego ogólne bogactwo jeszcze bardziej się zwiększy – a przecież o to właśnie chodzi. Stanisław Michalkiewicz
12 czerwca 2015 Tak się załatwia interesy w III RP
1. W mainstreamowych mediach, króluje narracja potępiająca nielegalne podsłuchy i jeszcze bardziej nielegalną prezentację zeznań świadków złożonych w prokuraturze w tej sprawie, natomiast bardzo rzadko politycy rządzącej koalicji i sprzyjający im dziennikarze nawiązują zarówno do treści podsłuchanych rozmów jak i do zawartości akt tej sprawy prowadzonej przez warszawską prokuraturę. „Mleko się rozlało” mimo starań prokuratury aby zablokować strony internetowe różnych portali społecznościowych prezentujące skany akt przesłuchań świadków w sprawie tzw. afery podsłuchowej funkcjonują już w tylu miejscach przestrzeni cyfrowej, że te zabiegi prokuratury są przysłowiową walką z wiatrakami. Ponieważ mainstreamowe media swojej polityki informacyjnej nie zmienią, będą jak sądzę do końca broniły III RP, tym bardziej trzeba prezentować opinii publicznej deale ministrów koalicji Platformy i PSL-u i wielkiego biznesu, zawierane podczas lunchów gdzie głównym daniem były ośmiorniczki zakrapiane drogimi winami.
2. W aktach tej sprawy można wyczytać jak ówczesny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski snuł przed jednym z najbogatszych Polaków Janem Kulczykiem wizje robienia przez niego interesów na Ukrainie w sektorze energetycznym. Sikorski był przymierzany przez Tuska do stanowiska komisarza d/s energetyki i właśnie z tej pozycji zobowiązywał się do promowania i chronienia interesów tego biznesmena na Ukrainie. Pytany o to obecny marszałek Sejmu nie zaprzecza, że takie rzeczy Kulczykowi deklarował ale broni się, że służby dyplomatyczne pod jego kierownictwem były nastawione na pomaganie polskiemu biznesowi w jego interesach z zagranicą. Tyle tylko, że czym innym jest wspomaganie przez naszych dyplomatów polskich przedsiębiorców na zagranicznych rynkach, a czym innym deklaracja urzędującego ministra spraw zagranicznych, że po objęciu ważnego unijnego stanowiska, będzie wspierał interesy konkretnego biznesmena swoistego „przyjaciela Skarbu Państwa”.
3. Używam tego terminu, ponieważ tak się składa, że Jan Kulczyk i jego firmy miały wyjątkowego nosa w całym okresie polskich przemian po roku 1989 jeżeli chodzi o udział w wielkich „prywatyzacjach” państwowego majątku. Na bardzo korzystnych warunkach „jak to się na sejmowych korytarzach mówi – za darmo i na raty”, uczestniczył w latach 90-tych poprzedniego stulecia w prywatyzacjach polskich browarów Wielkopolskich i Tyskich, później za rządów AWS-UW w słynnej prywatyzacji „Telekomunikacji Polskiej”, a ostatnio zabiegał przez wiele miesięcy o zakup pakietu kontrolnego CIECH S.A. Szukał długo wsparcia w rządzie rozmawiał na ten temat i z ministrami rządu Tuska i szarymi eminencjami które wokół tej ekipy funkcjonowały, z prezesem NIK, a nawet jak mówi się na mieście z nowym premierem (jedna z taśm ponoć zawiera rozmowę obydwu panów na ten temat). Jak wynika ze skanów zeznań świadków z warszawskiej prokuratury za pokaźną sumę uzyskał wreszcie przychylność ministrów rządu Donalda Tuska i prywatyzacja poszła jak z płatka.
4. Przypomnijmy, że tuż przed wybuchem afery taśmowej na początku czerwca 2014 roku resort skarbu wyraził dosyć nagle zgodę na odsprzedanie będącego w jego posiadaniu pakietu kontrolnego akcji CIECH S.A. (około 38%) po cenie 32,13 zł za jedną akcję na rzecz jednej ze spółek Holdingu Jana Kulczyka, KI Chemistry (sumarycznie Skarb Państwa uzyskał z tej transakcji 619 mln zł od inwestora i 22,5 mln zł wcześniej wypłaconej dywidendy). Transakcja odbyła się w wyniku ogłoszonego przez tę spółkę w marcu 2014 roku wezwania do sprzedaży blisko 34,8 mln akcji CIECH S.A. (66% wszystkich akcji) po 29,5 zł za jedną akcję. Przedstawiciele resortu skarbu wielokrotnie publicznie twierdzili, że oferowana cena jest za niska i już przed finalizacją transakcji, inwestor zdecydował się podwyższyć cenę o 2,5 zł za akcję i zakup doszedł do skutku. Z materiałów CBA ponoć wynika, że to symboliczne podniesienie ceny zakupu akcji przez inwestora było przeprowadzone po to aby „zamydlić oczy” przyszłym kontrolerom tej transakcji i przy okazji opinii publicznej, a przedstawiciele resortu skarbu za swoją uległość wobec inwestora, zostali sowicie „wynagrodzeni pod stołem”. Zdaniem ekspertów Skarb Państwa stracił na tej transakcji przynajmniej kilkaset milionów złotych, wszak pozbył się pakietu kontrolnego jednego z liderów europejskiego rynku chemicznego, koncernu w którego składzie znajduje się 30 spółek krajowych i zagranicznych o przychodach ponad 4 mld zł rocznie.
5. To tylko jeden z wielu wątków tzw. afery podsłuchowej, a w mainstreamowych mediach tylko o nielegalności podsłuchów i jeszcze większej nielegalności opublikowania prokuratorskich akt zawierających zeznania świadków w tej sprawie. Rozkład instytucji państwa i kompletna utarta wiarygodności ludzi Platformy i PSL-u rządzących naszym krajem jakie wyzierają z tych prokuratorskich akt są tak porażające, że tylko krótki czas do wyborów parlamentarnych, nakazuje wstrzemięźliwość w proponowaniu rozwiązań, które w demokratycznym państwie powinny być w takiej sytuacji podjęte. W tej sytuacji podjęte w ostatnią środę decyzje premier Ewy Kopacz o dymisjach w rządzie, rezygnacja marszałka Sikorskiego, czy decyzja o rozpoczęciu procesu odwołania prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, są próbą leczenia nowotworu przy pomocy lekarskiego plastra. Kuźmiuk
Pani premier znowu nie wyszło Opowieść o aferze podsłuchowej, proponowana przez panią premier, jest, najdelikatniej mówiąc, niespójna. Zasadnicze elementy narracji po prostu zaprzeczają sobie nawzajem. Popatrzmy. Punkt pierwszy - prokuratura sobie nie poradziła, wyciek akt po roku śledztwa podważa zaufanie niezbędne, by ufać instytucji zaufania, jaką powinna być prokuratura (czy jakoś tak to zostało powiedziane), w związku z czym odrzucam sprawozdanie roczne prokuratora generalnego i wszczynam procedurę jego odwołania. Punkt drugi - nie widzę żadnego powodu do powoływania w sprawie afery sejmowej komisji śledczej. Komisje śledcza niczego nie wyjaśni, służyłaby tylko politycznemu teatrowi (ciekawa zapowiedź, bo przecież decydowałaby o jej pracach sejmowa większość, to jest wydelegowani przez PO i PSL, jak po aferze hazardowej). Wyjaśnienie afery należy do właściwego organu państwowego - prokuratury. Czyli: prokuratura zawiodła, nie nadaje się do niczego, a więc niech prowadzi to śledztwo dalej. Przy największej dozie sympatii dla PO i jej przewodniczącej (może się ktoś taki jeszcze uchował) można z tego wyciągnąć tylko jeden logiczny wniosek: że władza chce tego właśnie, aby "wyjaśnianie" sprawy trwało do przysłowiowej śmierci uśmianej. Alternatywą jest uznanie, że pani premier nie ogarnia nawet tego, co sama mówi. To niejedyna nielogiczność w sprawie. Bohaterowie "taśm strachu" konsekwentnie przedstawiani są jako ofiary złych ludzi, którzy nielegalnie ich podsłuchali i nagrali. Nie to jest złe, co się nagrało, ale to, że ktoś śmiał nagrać (kolejne podobieństwo zawłaszczonej przez postkolonialne nomenklatury III RP do swej "ludowej poprzedniczki" - za komuny też Partia pozwalała w mediach krytykować tylko kelnerów). Pani premier bardzo ofiarom kelnerskiego spisku współczuje i nie uważa, żeby jakakolwiek wina na nich ciążyła. To dlaczego ich dymisjonuje? Przeciętny Polak odbiera to jasno - dymisja to przyznanie się do winy, i tyle. Pani premier i jej rzeczniczka uparcie wmawiają, że nie, że te dymisje to nie kara tylko prewencja, bo nie wiadomo, co jeszcze jest na taśmach, a może to zostać ujawnione, i rząd nie może funkcjonować z osobami stanowiącymi potencjalny obiekt szantażu. No zaraz, jeśli mówimy o szantażu, to znaczy, że jednak podli kelnerzy nagrali rzeczy naganne. Jeśliby, na przykład, pan Arłukowicz - który podobno jest na tych nie ujawnionych jeszcze taśmach - mówił u Sowy lobbystom: "panowie, powiem wam tak prywatnie, że żadnych wałków na lekach my wam w ministerstwie zrobić nie pozwolimy, nawet nie próbujcie podchodzić do moich urzędników z łapówkami"... Albo, powiedzmy, nagraliby kelnerzy, jak stosowny minister powiada ostro doktorowi Hansowi: "może pan sobie być najbogatszym człowiekiem w Polsce, ale nie ma innej możliwości, aby nabył pan udziały w prywatyzowanych przeze mnie spółkach po cenie innej niż wyznaczona przez rynek!" - to czemuż to rząd miałby drżeć przed szantażystą, gotowym te rozmowy ujawnić? Mówiąc krótko, komunikat o zmianach w rządzie, wygłoszony przez panią Kopacz, zabrzmiał równie wiarygodnie, jak oficjalne informacje, że towarzysz Gomułka czy Gierek ustąpili ze stanowiska I sekretarza KC ze względu na zły stan zdrowia. Może pani premier liczy na to, że Polacy są do takiej szczerości ze strony władzy przyzwyczajeni i tego właśnie po niej oczekują? Niektórzy komentatorzy - też trochę tak, jak niegdyś "Wolna Europa" rozkminiająca te oficjalne komunikaty o Gierku czy Gomułce - twierdzą, że cała sprawa, wbrew pozorom, nie jest skierowana "na zewnątrz", ale "do wewnątrz" partii. Przyjmują tu dość dowartościowujące dla pani premier założenie, że nie jest ona taka głupia, by wierzyć, iż zastąpienie paru opatrzonych zgredów mniej znanymi wyborcom kobietami odwróci sondażowe trendy. Szansę na przetrwanie PO widzi w zmobilizowaniu "żelaznego" elektoratu, który trwale wiążą z władzą interesy albo wypranie mózgu do stanu panicznego strachu przed PiS i "państwem wyznaniowym", a dymisjami rozgrywa inną zupełnie grę. Grą tą ma być pokazanie partii, że Kopacz jest twarda, że kontroluje sytuację, a kto jej podskoczy, wyleci z list i koniec. Innymi słowy, środowa demonstracja nie miała służyć odzyskiwaniu przez rząd wyborców, bo to beznadziejna sprawa, a była tylko demonstracyjnym położeniem kresu "kryzysowi przywództwa". Cóż, jeśli tak, to też wykonano rzecz nieumiejętnie. Pani premier pokazała się jako polityk nie tyle "twardy", co mający gdzieś konstytucję i cywilizowane normy. Premier nie może zapowiadać odrzucenia sprawozdania prokuratora generalnego, zanim zdążył się na ten temat wypowiedzieć minister sprawiedliwości. To on, formalnie, rekomenduje rządowi stanowisko w tej sprawie i nawet jeśli jest - tak to wygląda w tej sytuacji - kompletnie bezwolnym figurantem, który nie zdobędzie się na protest czy złożenie dymisji (Ludwik Dorn potrafił to zrobić przy mniej demonstracyjnym wchodzeniu mu "przez rękę" w kompetencje), polityk z prawdziwego zdarzenia zachowałby pozory. Choćby po to, by nie deprecjonować swojego podwładnego, bo po co. Podobnie jest z okazywaniem władzy nad marszałkiem Sikorskim. Może pani premier, czy komuś, kto jej doradza, wydało się, że zapunktuje wywalając polityka powszechnie nielubianego. Ale ten Sikorski jest jednak marszałkiem Sejmu. Osobą, formalnie rzecz biorąc, wyżej w hierarchii władzy postawioną niż sama pani Kopacz, bo marszałek jest drugi po prezydencie, a premier dopiero trzeci. Wypadałoby mu pozwolić, by sam "swoją decyzję" o dymisji ogłosił - tymczasem pani Kopacz zrobiła to osobiście, co ciekawe, także jej propagandowa tuba, "Gazeta Wyborcza", konsekwentnie używała frazy "premier zdymisjonowała Sikorskiego"... Oczywiście, Ewa Kopacz nie mogła nic nakazać Sikorskiemu jako premier - zdymisjonowała go jako szefowa partii, zawiadująca wyłaniającą marszałka sejmową większością. Nie ulega kwestii, że sama Kopacz, gdy była marszałkiem, nie czuła się drugą osobą w państwie, tylko podwładną Tuska, i teraz, gdy sama jest Tuskiem, uważa taką podległość za oczywistą. Cóż, może i pokazała w ten sposób partii, jak mocną ma pozycję, ale pokazała też całej Polsce, jak jej partia psuje państwo. "Wzywanie na dywanik" prokuratora generalnego, którego premier może co najwyżej poprosić o pilną rozmowę, jest podobnym politycznym chamstwem - też zapewne zamierzonym. Tyle że obcesowym traktowaniem prokuratora psuje pani Kopacz normy, które powinny być uszanowane, bez względu na to, co sądzimy o takiej czy innej osobie piastującej w danym momencie ten czy inny urząd. Dla partii może to i sygnał, że nie ma "kryzysu przywództwa", dla prostego Polaka - zwykła arogancja władzy. Zapewne ów prosty Polak nie zwerbalizuje sobie powyżej streszczonych nielogiczności, a nie bardzo się orientując w konstytucyjnym porządku kraju, pewnych spraw może nawet nie zauważyć. Ale ogólne wrażenie jednak odbierze - wrażenie arogancji właśnie. A że jednocześnie zobaczył, jak pani premier trzęsie się głos i jak, ogłaszając dymisje, ma ona wyraźny problem z ukryciem objawów paniki, odbierze komunikat w sposób najbardziej z możliwych irytujący: że władza jednocześnie i jest arogancka, i się boi. Trudno o gorsze połączenie. Dopóki nie zostaną ogłoszone nazwiska nowego marszałka Sejmu i ministrów, za wcześnie wyrokować o skutkach całej operacji (poważny błąd, że nie zrobiono tego od razu). Zapewne będzie tu parę "psiapsiółek" i parę "nowych twarzy", bo zastępowanie po całym tym zamieszaniu jednych aparatczyków drugimi byłoby zupełnym szaleństwem (teoretycznie możliwa jest też totalna powtórka z PRL, czyli że Arłukowicz zostanie nowym ministrem sportu, Karpowicz zdrowia a Biernat skarbu, ale to już by było samobójstwo). Ale już teraz orzec można, że do środowej "rewitalizacji" rządu Ewy Kopacz pasują świetnie słowa byłego rosyjskiego premiera Czernomyrdina: chciała jak najlepiej, a wyszło jak zwykle. Rafał Ziemkiewicz
Poseł Dziedziczak wodzi majufesa No i już się wyjaśniło, jakie zmiany – bo przecież wszyscy spragnieni są „zmian” - obmyślili dla naszego mniej wartościowego narodu tubylczego starsi i mądrzejsi. Najsampierw oczywiście zbroimy się moralnie przeciwko złemu Putinowi. „Die Welt” pisze, że pod egidą MON tworzą się w Polsce formacje paramilitarne, które w razie czego dadzą odpór złemu ruskiemu czekiście. Rozchodzi się mianowicie o to, że jak już NATO, w ramach art. 5 traktatu waszyngtońskiego, wystosuje ostry protest przeciwko „wkroczeniu” armii rosyjskiej na zachód od „linii Curzona” - bo armia rosyjska zawsze tylko „wkracza”, podczas gdy źli naziści zawsze „napadają” - więc kiedy już NATO wystosuje ostry protest, to wtedy do akcji wkroczą wspomniane formacje paramilitarne, na widok których ruska armia pierzchnie w popłochu, pozostawiając broń ciężką i strzelecką, którą potem stare kiejkuty z MON będą mogły sprzedać, ot, choćby jeszcze raz do Rwandy – gdyby oczywiście rozpoczęły się tam czystki etniczne między Tutsi i Hutu. Ale niezależnie od tego muszą być jeszcze jakieś inne sposoby nakręcenia lodów na formacjach paramilitarnych – bo czyż w przeciwnym razie stare kiejkuty w ogóle by się w taki interes zaangażowały? O tym nie ma mowy, więc warto się rozejrzeć, czy potomstwo starych kiejkutów nie ma aby jakiejś firemki szyjącej paramilitarne mundurki i produkującej inne paramilitarne akcesoria, którymi formacje te będą odstraszały putinowskie hordy. Ale zanim to nastąpi, płomienni dzierżawcy monopolu na patriotyzm będą musieli najsampierw rozprawić się z piątą kolumną Putina w naszym nieszczęśliwym kraju. Pewnie dlatego pan Grzesik na judeochrześcijańskim portalu „Fronda”, życzliwie radzi nie tylko Korwinowi Mikke, ale również i mnie – staremu agentowi Kremla w Prywiślińskim Kraju – żebyśmy dobrowolnie się stąd wynieśli – choćby nawet na ciepłe plaże Australii. Jużci – takiemu tęgiemu judeochrześcijaninowi, jak pan Grzesik, nie wypada urzynać głów nawet agentom Putina. Można by oczywiście zaangażować do tych katowskich czynności zaprzyjaźnionych banderowców, skoro i tak mają się u nas szkolić – o czym donosi wspomniany „Die Welt” - łącząc w ten sposób piękne z pożytecznym. Banderowcy podciągnęliby się w sztuce gołoworiezania, wykonując przy okazji brudną robotę, dzięki czemu judeochrześcijanie z „Frondy” nie musieliby brudzić sobie rąk – bo, jak wiadomo, Pan Bóg patrzy nie tylko na czyste serce, ale i na czyste ręce. Ale nawet takie gołoworiezanije zastępcze mogłoby wzbudzić rozmaite wątpliwości i obawy wśród naszego, mniej wartościowego narodu tubylczego, więc z dwojga złego już lepsza Australia. Ano, kto wie, czy nie trzeba będzie poważnie o tym pomyśleć tym bardziej, że przecież nie tylko sromotna klęska złego Putina została zaplanowana, ale również inne posunięcia. Oto ledwo tylko druga tura wyborów prezydenckich zakończyła się zwycięstwem pana Andrzeja Dudy, były rzecznik premiera Jarosława Kaczyńskiego, pan poseł Dziedziczak, działając wspólnie i w porozumieniu z panem posłem Szaramą z PO, utworzyli w Sejmie grupę lobbującą na rzecz bezcennego Izraela. Czyżby jednak okoliczność, że „w przedziwnej analogii z Gnomem Wardęga ma Żydówkę żonę” miała polityczne znaczenie? Oczywiście podczas wyborów trzeba było powstrzymywać porywy serca gorejącego, żeby przedwcześnie nie płoszyć mniej wartościowego narodu tubylczego, ale teraz, skoro jest już, jak to mówią - „po harapie”, to nie ma co się krępować i można sercu gorejącemu pofolgować. Warto także zwrócić uwagę, że w sprawach naprawdę ważnych – a czy może być sprawa ważniejsza od interesów bezcennego Izraela w naszym nieszczęśliwym kraju? – obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm znakomicie kolaboruje z obozem zdrady i zaprzaństwa, w grupie lobbującej na rzecz Izraela reprezentowanym przez posła Szaramę. Kto wie, czy poseł Szarama w ten sposób nie próbuje wyleczyć się politycznie, truchcikiem przebiegając ze Stronnictwa Pruskiego do reaktywowanego po sławnym zresetowaniu resetu Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego? Tak czy owak, ważniejsza jest oczywiście okoliczność, że grupa lobbująca na rzecz Izraela pojawiła się w Sejmie w momencie, gdy między Izraelem i Polską występuje konflikt interesów na tle żydowskich roszczeń majątkowych, kierowanych pod adresem Polski. Izrael jest w tę sprawę bezpośrednio zaangażowany, o czym świadczy wypowiedź, jakiej w przededniu swojej wizyty jesienią ubiegłego roku w Warszawie, udzielił Polskiej Agencji Prasowej izraelski prezydent Riwlin. Powiedział on m.in., że celem jego wizyty jest uczestnictwo w uroczystości otwarcia Muzeum Historii Żydów Polskich i on żadnego protokołu nie będzie wywracał, ale doskonale pamięta o sprawie roszczeń, o „złożonych obietnicach i podpisanych umowach”. W tej sytuacji jest rzeczą niemal pewną, że lobbowanie w Polsce na rzecz Izraela oznacza współpracę z tym krajem na rzecz obrabowania Polski i zepchnięcia mniej wartościowego narodu tubylczego do roli drugorzędnej narodowości we własnym kraju. Takie właśnie skutki musiałaby pociągnąć za sobą realizacja żydowskich roszczeń majątkowych, które – podkreślmy to z naciskiem – są absolutnie bezpodstawne, zarówno od strony moralnej, jak i od strony prawnej. Są one szacowane na 60, może nawet 65 miliardów dolarów. Środowisko, które dysponowałoby na terenie Polski, czy jej części, pozostałej po odłączeniu od niej Ziem Odzyskanych, miałoby dominującą pozycję ekonomiczną, a co za tym idzie – dominującą pozycję społeczną i polityczną. To byłaby po prostu szlachta, przyfastrygowana w ten sposób do drugorzędnego narodu tubylczego. Ten naród ktoś musiałby utrzymywać w ryzach, na podobieństwo żydowskiej policji w gettach – i dopiero na tym tle lepiej możemy zrozumieć przyczyny, dla których na polskich uniwersytetach działają wydziały judaistyki, podobno licznie poobsadzane przez studentów. Ciekawe na jaką pracę w Polsce liczą absolwenci tych wydziałów? Czy przypadkiem nie na posady tłumaczy i torturantów przy nowym Herrenvolku? Wykluczyć tego nie można, zwłaszcza gdyby się okazało, że studentami judaistyki są potomkowie ubeckich dynastii, których początki giną w mrokach okupacji niemieckiej i sowieckiej. Kto raz był królem, ten zawsze zachowa majestat – powiadają wymowni Francuzi – więc któż lepiej nada się do tych burgrabiowskich czynności, jeśli nie potomstwo przodków, którzy we wspomnianych czynnościach zaprawiali się już przy gestapowcach i NKWD? Oczywiście nigdzie nie jest powiedziane, że nie mogą przyłączyć się również inni – ot choćby personel judeochrześcijańskiego „portalu poświęconego Fronda” z panem Tadeuszem Grzesikiem na czele. Byłoby nawet dziwne, gdyby się nie przyłączył, skoro przyłącza się właśnie nie tylko obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, ale nawet przedstawiciele obozu zdrady i zaprzaństwa? Stanisław Michalkiewicz
13 czerwca 2015 Rządzący chcą zdążyć z Gazoportem na październik
1. Odpowiadając na pytania posłów Prawa i Sprawiedliwości w Sejmie wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik stwierdził, że terminal LNG w Świnoujściu zwany popularnie Gazportem zostanie oddany do użytku po koniec wakacji.Według wiceministra (zresztą także nagranego w restauracji „Sowa i Przyjaciele ale jednak nieodwołanego właśnie w związku z dążeniem rządu Kopacz do oddania Gazoportu we wspomnianym terminie), pozwoli to przyjąć pierwszy gazowiec z ze skroplonym gazem z Kataru jeszcze w październiku tego roku.Wszystkie te terminy są jednak niepewne ponieważ ciągle nie jest podpisana ugoda z generalnym wykonawcą Gazoportu włoską firmą Saipem, która domaga się kolejnych dodatkowych środków finansowych za dokończenie inwestycji.Jednocześnie Włosi zalegają i to od wielu miesięcy z wypłatami na rzecz swoich polskich podwykonawców, którzy nie mając środków finansowych od miesięcy nie płacą wynagrodzeń swoim pracownikom.Wygląda to na podobny mechanizm realizacji inwestycji przez zagranicznych generalnych wykonawców jaki występował w Polsce przy budowie autostrad i dróg ekspresowych, gdzie także polscy podwykonawcy zostali poszkodowani na dziesiątki milionów złotych.
2. Przypomnijmy tylko, że decyzję w sprawie budowy terminalu LNG w Świnoujściu podjął jeszcze rząd Jarosława Kaczyńskiego pod koniec 2006 roku i przygotował program jej finansowania ze środków krajowych i unijnych ale rząd Tuska niestety przez parę kolejnych lat się wahał czy projekt ten kontynuować.Sama budowa Gazoportu w Świnoujściu, została fizycznie rozpoczęta dopiero w marcu 2011 (a więc z ponad 3 letnim opóźnieniem), a kamień węgielny wmurował sam premier Donald Tusk.Jak to miał w zwyczaju na zwołanej wtedy na placu budowy konferencji prasowej podkreślał, że harmonogram realizacji inwestycji został tak przygotowany aby zdążyć pod już zamówione dostawy gazu z Kataru.
3. Przypomnijmy także, że ówczesny minister skarbu Włodzimierz Karpiński w połowie 2013 roku po opracowaniu przez firmę Ernst&Young audytu dotyczącego stanu prac na budowie terminalu, przedłużył realizację tej inwestycji do początku 2015 roku.Zgodnie z podpisaną umową w II połowie tego roku do Polski powinny już płynąć gazowce z Kataru ze skroplonym gazem, a nie mając terminalu, nie jesteśmy w stanie tego gazu w Polsce odebrać.Co więcej za dostawy trzeba płacić, a ponieważ roczna wartość kontraktu to około 550 mln USD, to koszty zakupu poniesie PGNiG i w oczywisty sposób rozliczy to na każde przedsiębiorstwo i każde gospodarstwo domowe w Polsce korzystające z dostaw gazu.PGNiG wynegocjował wprawdzie przesunięcie realizacji tego kontraktu na II połowę 2015 roku tyle tylko, że będzie musiał dopłacić Katarczykom różnicę pomiędzy ceną wynikającą z kontraktu, a ceną po jakiej sprzedadzą na wolnym rynku przeznaczony dla Polski gaz.
4. Na początku marca tego roku ukazał się długo oczekiwany raport Najwyższej Izby Kontroli (NIK) dotyczący realizacji budowy Gazoportu w Świnoujściu.Raport nie zostawił przysłowiowej suchej nitki na rządowych instytucjach realizujących tę inwestycję zarówno poszczególnych resortach (skarbu, infrastruktury, gospodarki), podmiotach im podległych (np. na Transportowym Dozorze Technicznym), spółkach będących inwestorami (GAZ-SYSTEM, Polskie LNG), wreszcie wykonawcach w tym włoskiej spółce Saipem.Wyłonił się z niego wręcz niesłychany chaos organizacyjny i kompetencyjny związany z realizacją tej inwestycji (w tym także niezwykła przychylność rządzących dla generalnego wykonawcy czyli włoskiej Saipem), co świadczy o kompletnym braku nadzoru nad państwowymi instytucjami ze strony poszczególnych ministrów.NIK zwrócił także uwagę, że jeżeli do końca tego roku inwestycja nie zostanie oddana do użytku i rozliczona, to Polska będzie musiała zwrócić środki z budżetu UE, które były przeznaczone na realizację tego projektu (około 450 mln zł).
5. Wygląda więc na to rządzący już teraz za wszelką cenę, chcą zawrzeć z włoską firmą Saipem ugodę na każdych warunkach aby tylko inwestycja została dokończona w tym roku i można było przyjąć pierwszy gazowiec jeszcze w październiku.To nic, że termin oddania Gazoportu zostanie w ten sposób wydłużony o blisko 1,5 roku, a dodatkowe koszty z tego tytułu jakie poniesie państwo polskie idą już w setki milionów złotych (dodatkowe wypłaty dla Saipem, a także odszkodowania dla Katarczyków za ponad roczne opóźnienia w odbiorze skroplonego gazu), ważne że zrobi się fetę z oddaniem inwestycji w szczycie kampanii wyborczej do Parlamentu.Kuźmiuk
Matka Kurka. Schetyna i ludzie Kukiza wyautują Kaczyńskiego Matka Kurka „ Grzegorz Schetyna chce premiera i całej PO, ale dopiero po wyborach'...”racając do Schetyny i jego triumfalnego marszu, trzeba zauważyć, że w PO nie ma już żadnej spółdzielni. Wypadł z hukiem Grabarczyk, po tak głupiej sprawie i takim upokorzeniu, żeby nie myślał o powrotach. Poleciał Biernat, człowiek Tuska i Kopacz, poleciał Sikorski, jedyny, o którym się mówiło, że może powalczyć ze Schetyną, wcześniej odpadł Bronek. Kto pozostał? Chodząca porażka i kompromitacja Ewa Kopacz i Grzesiek „Zniszczę Cię” Schetyna. Rozwój wypadków musi zmierzać w jednym kierunku, cytując klasyka: „Schetyna nie ma z kim w PO przegrać”. Wystarczy, że Grześ pozostawi Kopacz do wyborów jako twarz kompromitacji i ostatecznej porażki, a zgarnie całą pulę. Schetyna ma przed sobą właściwie tylko jedno trudniejsze zadanie, musi przy układaniu list wprowadzić jak najwięcej swoich ludzi. Będzie ciężko, bo ceną za wystawienie Kopacz jako lidera porażki jest to, że Ewka zachowa swoje wpływy przy wyznaczaniu jedynek. Nie jest to jednak, aż takie straszne dla Grzesika, swoje ugra na pewno, poza tym ma dwa poważne rezerwuary. Obojętnie jacy ludzie z PO wejdą do sejmu, to natychmiast zaczną się ustawiać przy liderze. Po drugie Kukiz ciągnie za sobą całą dolnośląską sitwę, którą Schetyna selekcjonował i budował całymi latami. Oni wszyscy go znają na wylot i wiedzą, że nie warto być przeciwnikiem Grześka. Dzięki takim prostym zabiegom i dodatkowym rezerwom jedyny poważny polityk, który w PO się ostał, sięgnie po partię i będzie miał szansę utworzyć rząd. Wszyscy w PO wiedzą, że Tuska może zastąpić tylko i wyłącznie Schetyna, który potrafi trzymać całość za twarz i chociaż nie jest tak wyszczekany jak Donald, to w mediach się nie kompromituje na wzór i podobieństwo pozostałych członków PO. „..(źródło )
Mój komentarz Co tu komentować. Jeśli rację ma Wielgucki i rzeczywiście za układem lubińskim stoi Schetyna, czy jego mocodawcy i jeśli to oni ustawią listy Kukiza do Sejmu to w powietrze zostanie wywalony i Kaczyński i Kukiz ,który okaże się pożytecznym idiotą. Schetyna niczym Kiszczak przy okrągłym stole zawiąże koalicję ze sobą i swoim „ konfidentami „To pokazuje słabość PiS, który stał się kawiorową opozycją., która teraz jest wręcz głęboko zaskoczona ,ze jej kandydat wygrał wybory prezydenckie, a za chwile może wygrać wybory do Sejmu. Wszędzie w mediach Błaszczak który wręcz jest dumny ,że w kółko powtarza miałkie frazesy i jedynym jego i sukcesem jest to ,że nikomu nie udaje się z niego wydusić czegokolwiek o szczegółach programowych PiS ,szczególnie dotyczących zmian sytemu
Ale młodzi Polacy już nie akceptują braku konkretnego programu zmian PiS. Ludzie tacy jak Błaszczak , w pewnym sensie bezideowi , bo nie słyszałem , aby Błaszczak zajął jakieś pryncypialne stanowisko w jakiejkolwiek ideowej sprawie , tylko drażnią młodych Polaków Wolą zaryzykować Kukiza niż Błaszczaka .Bo słuchając Błaszczak to PiS nie chce demontażu socjalizmu w Polsce, a Kukiz tak .Jak nędzne muszą być mętne obietnice PiS ,ze młodzi wola zaryzykować głosowanie zamiast na męża stanu jakim jest Kaczyński , na wielką niewiadomą jaką jest Kukiz.I na koniec . Dziękujmy Bogu ,że Kaczyński postawił na Dudę , bo mamy jako prezydenta katolika , katolickiego ojca rodziny , człowieka porządnego i za zasadami , bo PiS rozważał jako „ partia chrześcijańska” kandydaturę rozwodnika Czarneckiego. Sam fakt że rozważano kandydaturę rozwodnika Czarneckiego świadczy o ukrytej demoralizacji części otoczenia Kaczyńskiego Marek Mojsiewicz
Lewica w Polsce dzisiejszej
*Ogłoszenia drobne * Kto potrzebny lewicy: mesjasz czy fuhrer?
*Kulczyk i Krauze pójdą na barykady?... *Służby uratują lewicę! „Stary, przechodzony SLD (jeszcze na chodzie) tanio sprzedam. Leszek M.”
„ Masę upadłościową lewicy oddamy w dobre ręce. Mogą być żydowskie. Stare Kiejkuty”.
„Pilnie potrzebny syndyk dla masy upadłościowej lewicy. Może być z PO. Zgłoszenia w redakcji na Czerskiej”.
„Kandydaci na jednoczycieli lewicy proszeni są o zgłaszanie się do Biura „C” Inspektoratu X Wydziału IV Departamentu II MSW. Doświadczenie w pracy operacyjnej mile widziane. Dyskrecja zapewniona”.
„Na czele Nowej Lewicy spróbuję stanąć (za dwie średnie krajowe miesięcznie). Ch. Zwykły”.
„Restrukturyzacja, modernizacja, konwalidacja! Naprawy i przeróbki partii politycznych. Najlepsi fachowcy z WSI! Tanio!”.
„Uwaga celebryci, homoseksualiści, drobni ambicjonerzy, żony dręczone przez mężów, połinteligenci i emeryci SB! Poszukujemy pilnie proletariuszy zastępczych. Tymczasowy Komitet Organizacyjny Nowej Lewicy Reformowanej Obrządku Brukselskiego”.Takie ogłoszenia drobne, gdyby ukazały się w mediach, dobrze odpowiadałyby stanowi lewicy w Polsce. To, że się nie ukazały w takiej akurat postaci wcale nie znaczy, że nie ukazują się w innych postaciach – na łamach niektórych mediów w postaci mniej szczerej, bardziej obłudnej.Po ciosie, jakim było zwycięstwo Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich, po pełnej klapie i Ogórkowej, i Palikota, i „Zielonych”, co to zbierali podpisy dla Bęgowskiego, pardon, dla Grodzkiej – lewica w Polsce jeszcze się nie otrząsnęła się, czym świadczą pośpieszne, gorączkowe próby jej „restrukturyzacji”, podejmowane a to przez pp.Balcerowicza i Petru, a to przez p. Hartmana z Loży B’nai B’rith. Przypomina to krzątaninę os, którym ktoś rozwalił gniazdo: latają w kółko i głośno bzyczą. Potem tworzą identyczne gniazdo.Żeby dowiedzieć się, co czeka lewicę w przyszłości, gazeta żydowska indaguje p.Biedronia (nie lepiej byłoby spytać gen.Dukaczewskiego?). Ten nie jest optymistą i powiada: „Nie da się z tego zrobić ani jednego ugrupowania, ani koalicji, która miałaby zdolność wyborczą”. Ale widzi światełko w tunelu: „Lewicy potrzeba teraz kogoś, kto poprowadzi lud na barykady, jak za rewolucji francuskiej. Kto uwiedzie ludzi (...) Lewica czeka na swojego mesjasza”.Gdyby p.Biedroń lepiej znał historię wiedziałby, że żaden mesjasz nie prowadził ludu „na barykady”, na barykady lud prowadziły, i owszem, dziwki i pospolici przestępcy, rozbestwieni anarchią, popychani do terroru przez drobnych politycznych ambicjonerów. Jeśli ktoś ma „uwieść” lewicę – to już prędzej niż jakikolwiek „mesjasz” jakiś fuhrer: jak Hitler uwiódł socjalistów niemieckich, a Lenin – rosyjska ciemnotę. Samo użycie słówka „uwiódł” w ustach akurat pana Biedronia może jest i zrozumiałe... ale o ile Hitler, rzeczywiście, uwodził politycznie swój naród – Lenin i Stalin szybko przestali uwodzić, a wzięli się za bezprzykładny terror. Ale przecież Hitlera pan Biedroń nie uznaje za lewicę (dałby mu Michnik!). Kim zatem ma być ów dzisiejszy uwodziciel rozbebeszonej lewicy w Polsce?... Warto zastanowić się przez chwilę, kto właściwie tworzy dzisiaj w Polsce lewicę? Tworzą ja nieliczni, zasklepieni w obskuranctwie tzw. ideowi komuniści, ale to nader wąski skansen. Ci zresztą na żadne barykady nie pójdą. Dalej: ci, którym „za PRL żyło się lepiej”; więc rozumują tak: jak się przywróci PRL, to znów będzie nam lepiej. Sądzę, że to pół albo i ćwierć inteligenci (albo nawet i to nie), bez względu na pozyskane tytuły magisterskie, doktorskie czy nawet – bo i tacy są – profesorskie. Ci zresztą też na żadne barykady nie pójdą, bo już zasmakowali w pełnych półkach. Dalej: na lewicę dzisiejszą w Polsce składają się – i to w dominującej mierze! – bardzo bogaci bo tłusto uwłaszczeni nomenklaturowcy, bezpieczniacy i ich przydupasy z roku 1989 z kręgów opozycji, połączeni dziś obroną spodstolej III RP, której ustrój gospodarczy opiera się nie na wolnej przedsiębiorczości i gospodarce rynkowej, ale na kapitalizmie kompradorskim, więc na zblatowaniu się spodstolnych „przedsiębiorców” ze spodstolnym establishmentem (establiszmętem) politycznym. I właściwie to oni najzażarciej bronią (także za pomocą spodstolnie pozyskanego kapitału) obecnej III RP. Lewica w Polsce to głównie ci wszyscy obrońcy sparszywiałego ustroju spodstolnej III RP, zapisanego w obecnej Konstytucji. Lewica w dzisiejszej Polsce to obrońcy „kapitalizmu dla wybranych”, dobranych i przebranych przez tajne służby – a socjalizmu dla reszty. Lewica w Polsce to, owszem, i ci muzealni „ideowi komuniści”, i te nieuwłaszczone sieroty (dla wszystkich nie starczyło...) po Gomułce czy Gierku, ale to dzisiaj przede wszystkim wzbogaceni złodzieje od FOZZ i innych afer okresy „transformacji” oraz Platforma Obywatelska jako główny dziś polityczny obrońca III spodstolnej RP. I taką lewicę chciałby pan Biedroń prowadzić „na barykady”? Szuka dla niej fuhrera, którego nie wiedzieć dlaczego nazywa „mesjaszem”?... Ta lewica – w obronie spodstolnej RP – prędzej sięgnie po policyjne prowokacje wobec prawicy (już nie raz sięgnęła!), po terror – sądowy lub polityczny, po politruków ze spodstolnych me(r)diów... Przedsmak tego, do czego zdolna jest ta lewica broniąca spodstolnej RP mieliśmy już w tamtej kampanii nienawiści i kłamstwa, rozpętanej przeciw Lechowi Kaczyńskiemu jako prezydentowi. Na barykady to może jedynie posyłać pederastów i lesbijki, a i tak nie wszyscy pójdą... Ta lewica nie będzie szukała fuhrera (a już na pewno nie „mesjasza”), tylko spróbuje wykorzystać dostępne jeszcze sobie siły i środki – w tym głównie tajne służby i ich niebagatelne fundusze – dla zmontowania „szerokiego, luźnego frontu” dla obrony spodstolnej III RP i jej konstytucji, spodstolnych sitw, siucht i układów, blokujących i awans młodzieży, i autentyczną oddolną przedsiębiorczość. Obejdzie się doskonale bez fuhrera, nie będzie żadnych barykad: będą raczej prowokacje, zadymy inspirowane przez tę czy inną bezpiekę i jej agenciaków, kto wie, czy nie pojawi się jakiś „wariat” co to zamachnie się na prezydenta Dudę, jak wcześniej ktoś zamachnął się w Smoleńsku, a później, jak w Łodzi pan Cyba zamachnął się na działacza PiS... Skąd miał rewolwer? Ano, jak wyznał, dostał go od b.funkcjonariusza SB... Krótko mówiąc: nie od żadnego mesjasza czy fuhrera zależy przyszłość lewicy w Polsce, ale od tajnych obecnych służb. Są one w formalnej dyspozycji premier Kopacz, ale co to za dyspozycja, gdy p.Teresa Piotrowska , minister spraw wewnętrznych, już na progu swego urzędowania wyraziła daleko posunięty brak zainteresowania tymi służbami?...Kto więc interesuje się nimi, by tak rzec, dyspozycyjnie?... Powiadają mądrzy ludzie, że owszem, są one w dyspozycyjnym zainteresowaniu wywiadu rosyjskiego, amerykańskiego, niemieckiego i izraelskiego. Czy zatem przyszłość lewicy w Polsce nie zależy aby głównie od tego, który z tych wywiadów jest dzisiaj bardziej zaangażowany w „dyspozycyjne zainteresowanie” tajnymi służbami III RP? Doprawdy, panie Biedroń... Nie mieszajmy uwodzenia z polityką, mesjasza – z fuhrerem, a „barykady” w dzisiejszej Polsce z barykadami francuskiej rewolucji. To lewica w Polsce stworzyła i bezczelnie podtrzymuje spodstolny, sitewny ustrój obecnej III RP, który jest największą barykadą dla gospodarczego rozwoju kraju, dla uczciwości w życiu publicznym, intelektualnym, kulturalnym. Marian Miszalski
Jak leming pisowcem się staje Subotnik Ziemkiewicza Ze wszystkich przywódców Europy, jeśli nie świata, tylko jeden nie przysłał prezydentowi elektowi Andrzejowi Dudzie zwyczajowych gratulacji. Przysłali depesze Obama i Putin, przysłała Angela Merkel, przysłał przewodniczący europarlamentu Martin Schulz, choć to megalewak. Tylko Donald Tusk nie zdobył się, ograniczył do zdawkowych gratulacji na twitterze, a i to po kilku dniach, gdy jego milczenie zaczęło być komentowane. Taka depesza gratulacyjna to rutyna, nie znaczyłaby nic – jej brak jest znaczący. Na uroczystym wręczeniu prezydentowi elektowi aktu wyboru nie było ustępującego prezydenta Bronisława Komorowskiego, nie było też marszałków Sejmu i Senatu. Nie pofatygowali się nawet, by stworzyć jakieś pozory usprawiedliwienia swej nieobecności. Marszałek Sejmu, wtedy jeszcze nie spodziewający się, jak szybko jego nadęta gwiazda zgaśnie, pozwolił sobie na demonstracyjną, małpią złośliwość wobec nowo wybranego prezydenta, przyjmując skrajnie niekorzystną dla niego interpretację „momentu wyboru”, tak, by błyskawicznym wygaszeniem mandatu, jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem wyniku wyborów, zmusić go do likwidacji na tempo biura, pozbawić pracy jego personel i skomplikować sytuację osobistą jego samego. Co więcej, z kancelarii prezydenta dochodzą wieści o celowych zabiegach i wydatkach, które mają wyczerpać do sierpnia jej budżet (i tak gargantuicznie wysoki – prezydent nie mający u nas wielkich uprawnień zatrudniał w tej kadencji 350 osób, kosztując nas niemal tyle co Brytyjczyków dwór królewski) i utrudnić albo wręcz uniemożliwić Andrzejowi Dudzie wymianę urzędników; ludzie zatrudnieni dotąd na umowach zleceniach ponoć przenoszeni są masowo na etaty, aby zapewnić im wysokie odprawy.Właściwie brakuje jeszcze tylko tego, by zmuszona do odejścia z Belwederu ekipa demonstracyjnie pozostawiła po sobie, hm… kupy, jak zwykła je zostawiać Armia Czerwona na wszystkim, czego nie była w stanie ukraść ani zniszczyć. Nastroje sprzyjają takiej demonstracji.Nie są to oczywiście jakieś odosobnione zachowania. Światła elita po prostu nie przyjmuje do wiadomości wyboru społeczeństwa. Duda może sobie mieć te półtora procent więcej (uporczywość powtarzania tego „1,5 procenta” – przypomnę, Duda wygrał 51,6 do 48,4 – to temat na osobną dysertację psychiatryczną), ale i tak jest prezydentem nielegalnie. Bo zawdzięcza to temu, że oszukał wyborców – co od tygodni dzień w dzień stara się wmówić sfora autorytetów salonu, już to wyliczając, jak bardzo nie stać Polski na emerytury i żadne w ogóle obiecywane przez zwycięzcę wyborów zmiany, już to insynuując mu, że nie jest prezydentem wszystkich Polaków, tylko „wszystkich biskupów”, bo „zawsze ma czas na mszę”, nie wspominając o bezustannym insynuowaniu, jakoby był narzędziem w rękach prezesa PiS, bo ośmielił się wypowiedzieć krytycznie o sytuacji pod rządami PO i PSL (a właściwie, mówiąc ściślej, dwóch „peezeli”, wsiowego i miastowego, bo taka jest de facto tych rządów natura).Duda nie jest prawdziwym, legalnym prezydentem, także dlatego, że wygrał dzięki gówniarzom, „hejtowi”, „płatnym sk…synom” w internecie. To też ciekawy objaw – mniejsza już o tę belkę we własnym oku, bo przecież to strona rządowa prowadziła intensywniejszą kampanię negatywną i cynicznie posługiwała się oszczerstwami, ale wyjaśnianie sobie przegranej tym, że przeciwnik walczył, jest równie groteskowe, jakby znokautowany bokser skarżył się, że jego przeciwnik zamiast trzymać ręce opuszczone i nadstawiać policzków, ośmielił się bezczelnie walnąć mu w papę.Krąg winnych jest zresztą coraz szerszy. Ostatnio do winnych zaliczone zostały także media i dziennikarze – nie media opozycyjne i „pisowcy”, tylko wszystkie media i ich pracownicy w ogóle, na czele z Moniką Olejnik, zdemaskowaną jako ta, która „już się ustawia pod nowe rządy”. Winą mediów jest to, że mówiły o jakichś aferach PO (rzekomych aferach, oczywiście, bo żadnych afer za rządów PO nie było, wyjąwszy wyprowadzenie przez PiS pieniędzy SKOK do Luksemburga) zamiast trąbić o sukcesach PO.To, swoją drogą, jedyna pretensja, jaką wyznawcy potrafią mieć do swojej partii: „słaba polityka informacyjna”, czyli niewystraczające informowanie Polaków, jak im jest dobrze. „Jarosław Kaczyński i jego ludzie od wielu miesięcy obrzydzają Polskę Polakom i udało im się wmówić naszym rodakom, że jest źle”. „Jak to możliwe, że partia, która zbudowała 2000 km autostrad nie umie się tym pochwalić”.„Słaba polityka informacyjna”, czy też „błędy kampanii” mogą ewentualnie znaczyć jeszcze jedno: że za słabo uderzano w Kaczyńskiego i PiS, za mało atakowano Macierewicza i Rydzyka, niedostatecznie przypominano o „dusznej atmosferze IV RP” i jej – bliżej nieokreślonych skądinąd – zbrodniach.Bóg widzi, jak niesprawiedliwe są te wszystkie zarzuty wobec mediów i ich pracowników, którzy latami trąbili o sukcesach PO i dzień w dzień starali się zohydzić PiS, a teraz tam im się obrywa.
Długo by cytować, punktować, może zresztą i warto, bo po latach płynącej z establiszmętów bezbrzeżnej pogardy i przekonania, że Polacy-katolicy „wymrą jak dinozaury” należy się trochę satysfakcji, a trudno o większą, niż obecne przejawy ich paniki, furii i frustracji. Ale warto teraz przypomnieć sobie, co działo się w obozie PiS po klęsce roku 2007 i kolejnych przegranych.Ta klęska, w 2007, też była zupełnie nieprzewidziana. Na pół roku przed wyborami sondaże dawały PiS nadzieje na samodzielną większość w Sejmie, miesiąc przed nimi wydawało się pewne, że w każdy razie Kaczyńscy będą mieć najliczniejszy klub, tuż przed głosowaniem wydawało się pewne, że przynajmniej PiS będzie silną opozycją, wespół z prezydentem zdolną zablokować każdą ustawę. Po kompletnie chybionej kampanii poprowadzonej przez wybitnego, w swoim własnym przekonaniu, spin doktora, którego dwaj panowie G. nazywają Misiem O Cwanym Rozumku, skończyło się wiadomo jak. A potem było osiem lat smuty, podczas której politycy PiS i ich zwolennicy, im bardziej byli spychani na margines życia publicznego i zamykani w oblężeniu, tym bardziej odmawiali przemyślenia, dlaczego stracili władzę, zamykając się w prostych zaklęciach – wrogie media, ogłupione lemingi etc. I pojawiały się te same zachowania: wypieranie przegranej, tłumaczenie jej wrogością mediów, podkreślanie, ile PiS zrobił dobrego, by przekonać samych siebie, że wyborcy po prostu oszaleli, zostali ogłupieni, okłamani, nie wiedzieli na kogo głosują… Słowem, to się nie liczy. A to wszystko, by nie przyznać się do popełnionych błędów, nie przemyśleć niczego, tylko brnąć uparcie: przegraliśmy tylko dlatego, że byliśmy za dobrzy!Te same zachowania – nie na taką samą skalę, wtedy były one przez medialną potęgę postkomunistycznych elit bardzo rozdymane, wyolbrzymiane. I to na nich właśnie oparto czarny stereotyp „pisowca” jako frustrata, przeżuwającego własne obsesje, niezdolnego do racjonalnej oceny sytuacji, oderwanego od rzeczywistości.Nie przypominam tego, wbrew pozorom, dla przypominania o oku i belce. Nawet nie dla naigrawania się z polityków, autorytetów i wyznawców PO, że sami stali się modelowymi wręcz przykładami tego, co wmawiali latami „pisowcom”. Dla mnie to, proszę wierzyć albo nie, powód do zadumy. Rafał A. Ziemkiewicz
14 czerwca 2015 Posiadacze tzw. kredytów frankowych mogą przesądzić o wyniku jesiennych wyborów
1. Posiadacze tzw. kredytów frankowych (głównie na zakup mieszkania) to ponad 600 tysięcy rodzin i o ile wcześniej duża część z nich zmagała się z bankami, które udzieliły im tych kredytów na własną rękę, to teraz coraz częściej występują wobec nich w sposób zorganizowany.Jakiś czas temu powstało w Krakowie stowarzyszenie Pro Futuris skupione wokół Tomasza Sadlika, który w tym tygodniu ogłosił powstanie partii politycznej pod nazwą Porozumienie Ruchów Obywatelskich (PRO), której głównym celem jest upominanie się o ludzi pokrzywdzonych przez banki.Z kolei w ostatni piątek po kilkakrotnych wcześniejszych protestach w Warszawie powstało stowarzyszenie pod nazwą Stop Bankowemu Bezprawiu (SBB), które przyjęło statut i wybrało swoje pierwsze władze.W stowarzyszeniu są ludzie których poglądy polityczne rozlewają się od lewa do prawa ale łączy ich jak to ujął jeden z członków zarządu stowarzyszenia Maciej Pawlicki „chcemy żyć w państwie prawa, które nie kłania się korporacjom i zawsze staje po stronie swego pracodawcy czyli narodu”.
2. To środowisko z kolei przyjęło koncepcję realizacji swych celów poprzez współpracę z już istniejącymi na scenie politycznej partiami i ugrupowaniami które, będą skłonne umieścić w swoich programach wyborczych rozwiązanie problemu kredytów walutowych.Przedstawiciele tego środowiska spotkali się pomiędzy I i II turą wyborów prezydenckich z kandydatem na prezydenta Andrzejem Dudą i uzyskali od niego deklarację, że jeżeli zostanie wybrany już w pierwszych miesiącach swego urzędowania złoży projekt ustawy, który uzna tzw. kredyty walutowe za instrumenty spekulacyjne wysokiego ryzyka i tym samym pozwoli wszystkim zainteresowanym na ich przewalutowanie na złote po kursie z dnia uzyskania kredytu (po wyborze prezydent – elekt tę deklarację potwierdził).Kredyty te więc zostałyby najprawdopodobniej potraktowane jako kredyty złotowe od momentu ich udzielenia i w związku z tym tak jak tamte oprocentowane, jednocześnie jednak kredytobiorca uzyska możliwość odzyskania od banków poniesionych kosztów tzw. spreadów (na tym właśnie banki udzielające kredytów frankowych głównie zarabiały).
3. Jak z tego wynika stowarzyszenia tzw. frankowiczów nie mają już żadnej nadziei, że ich problemy mogą zostać rozwiązane przez rządzącą koalicję Platformy i PSL-u i dlatego nastawiają się na współpracę z obecną opozycją, a głównie z największą partią opozycyjną tj. Prawem i Sprawiedliwością.I mają rację bo jak się okazuje mimo wszystkich deklaracji składanych w ostatnich miesiącach przez ministrów rządu Ewy Kopacz, że są zwolennikami udzielenia pomocy posiadaczom tzw. kredytów frankowych przez banki, podejmują decyzje z nimi sprzeczne.Chodzi między innymi o stanowisko polskiego rządu które zostało przesłane do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu w październiku 2014 roku w związku z rozpatrywaniem przez ten Trybunał pytania węgierskiego Sądu Najwyższego w sprawie kredytów denominowanych w walutach obcych czy mówiąc w uproszczeniu są one kredytami czy też instrumentem finansowym (transakcją terminową) na gruncie dyrektywy 2004/39/WE.Polski rząd zasygnalizował Trybunałowi, że stwierdzenie nieważności postanowień walutowych w kredytach denominowanych w walutach obcych, a w konsekwencji konieczność ich przewalutowania, może spowodować negatywne konsekwencje dla banków w Polsce i wygenerować po ich stronie starty rzędu kilkudziesięciu miliardów złotych.W ten sposób rząd Ewy Kopacz jednoznacznie stanął po stronie zagranicznych banków, które udzieliły dużej ilości kredytów denominowanych w walutach obcych, a nie po stronie kredytobiorców, choć szefowa rządu deklarowała parokrotnie publicznie, „że mając do wyboru interes banków lub ich klientów zawsze wybierze interes klientów.
4. Problemy środowiska tzw. frankowiczów wreszcie ktoś musi potraktować poważnie, ponieważ jest to zalążek nowej klasy średniej, a uwikłanie ich w toksyczne instrumenty finansowe, doprowadziło już znaczną część ludzi z tej grupy na swoisty skraj przepaści.Ponadto tak duża liczba potencjalnych wyborców może przesądzić o wyniku jesiennych wyborów parlamentarnych, a ugrupowanie które przedstawi rozsądny projekt ustawy rozwiązujący ich problemy, zapewne uzyska ich wsparcie. Kuźmiuk
Znaki bezpieczniackie i niebieskie A to ci dopiero siurpryza! Ledwo postawiłem stopę na terytorium naszego nieszczęśliwego kraju po powrocie z dwumiesięcznego wojażu po Kanadzie i USA, a już razwiedka, której, ma się rozumieć, „nie ma”, zarządziła kurację przeczyszczającą w dziwnym towarzystwie, uważającym się za „rząd Rzeczypospolitej Polskiej”. Jest to oczywiste i dość powszechnie znane urojenie w sytuacji, gdy prawdziwym rządem III Rzeczypospolitej, która właśnie dlatego jest kolejną okupacyjną formą państwowości polskiej, zainstalowaną przez generała Czesława Kiszczaka przy współpracy grona osób zaufanych, jest, a w każdym razie do niedawna była Operativguppe Warschau, której celem było zabezpieczenie w nowych warunkach ustrojowych interesów bezpieczniaków, przez całe dziesięciolecia służącym Moskalikom. Ale incipiam. Ledwo tedy postawiłem stopę, a tu już premierzyca Ewa Kopacz w towarzystwie swej posągowej rzeczniczki Małgorzaty Kidawy Błońskiej, łamiącym się głosem oznajmiła o pierwszych efektach kuracji przeczyszczającej w tak zwanym „rządzie” i jego okolicach. Zdymisjonowani zostali ministrowie: Arłukowicz (zdrowie), Karpiński (Skarb Państwa) i Biernat (sport) oraz wiceministrowie: Baniak (gospodarka), Gawłowski (środowisko) i Tomczykiewicz (gospodarka). Z funkcji doradcy premierzycy ustąpił ponadto Vincent „Jacek” Rostowski, funkcji koordynatora służb specjalnych zrzekł się pan Cichocki, podobnie jak pan Radek Sikorski, który „dla dobra Platformy Obywatelskiej” ustąpił ze stanowiska marszałka Sejmu. Pretekstem dla tej kuracji przeczyszczającej był udział tych osób w „aferze podsłuchowej”, ale – po pierwsze – nie wszyscy zostali dotąd ujawnieni jako podsłuchani, a po drugie - warto zwrócić uwagę, że premierzyca „nie podjęła decyzji” w sprawie obsadzenia powstałych wakatów. Jest to sytuacja identyczna z tą, jaka powstała po wybuchu „afery hazardowej”, której – jak się potem okazało – też wcale „nie było” - ale głowy „Mira” (minister Drzewiecki), Zbycha” (poseł Chlebowski, w „gabinecie cieni” PO kandydat na ministra finansów, z którego musiał ustąpić „Vincentowi” vel „Jackowi” Rostowskiemu), a nawet „Grzecha”, czyli Grzegorza Schetyny, który został zwolniony z funkcji ministra spraw wewnętrznych, ponieważ premier Tusk miał do niego „pełne zaufanie”. Wtedy premier Tusk też nie poobsadzał wakatów, jakby czekał, aż zrobi to za niego Operativgruppe Warschau – no i oczywiście zrobiła, przy okazji skłaniając premiera Tuska do rezygnacji z kandydowania na prezydenta w roku 2010, dzięki czemu prezydentem został faworyt WSI, Bronisław Komorowski. Kto wie, co by się stało z premierem Tuskiem, gdyby Nasza Złota Pani z Berlina nie przyznała mu Nagrody Karola Wielkiego. Był to sygnał dla tubylczych wykonawców zleceń Operativgruppe Warschau, że już dość, że wystarczy, że kto teraz podniesie rękę na Donalda Tuska, to Nasza Złota Pani osobiście mu ją odrąbie. Taka poważna zastawka podziałała na razwiedczyków mitygująco i premieru Tusku włos z głowy już nie spadł, aż wreszcie, w obliczu afery podsłuchowej, Nasza Złota Pani podała mu znowu pomocna dłoń niemal w ostatniej chwili, umieszczając go w brukselskiej trafice, gdzie Donald Tusk tarza się w złocie. Ciekawe na co teraz czeka pani premierzyca z tymi wakatami. Otóż zgodnie z moja ulubioną teorią spiskową, po zresetowaniu przez prezydenta Obamę swego poprzedniego resetu w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, reaktywowane zostało dotychczas uśpione, a raczej – wegetujące Stronnictwo Amerykańsko- Żydowskie, które niezwłocznie podjęło zadanie odzyskiwania wpływów utraconych na rzecz Stronnictwa Ruskiego i Stronnictwa Pruskiego, które natychmiast wypełniły próżnię powstałą w następstwie pierwszego „resetu”. Stronnictwo Ruskie zostało rozgromione, a w każdym razie – zepchnięte do głębokiej defensywy w związku z rozgrywką, jaką na terenie Ukrainy i innych miejsc na świecie, prowadzą Stany Zjednoczone z Moskalikami, no a teraz przyszła kolej na rozprawienie się ze Stronnictwem Pruskim, którego nieukrywanym faworytem była właśnie Platforma Obywatelska. Pierwszym poważnym ostrzeżeniem była właśnie afera podsłuchowa, w następstwie której uzyskanych zostało około 900 godzin nagrań rozmów między rozmaitymi dygnitarzami. Warto dodać, że te nagrania dokonały się pod nosem ABW i innych bezpieczniackich watah, które do dziś nie wiedzą, kto właściwie kazał tych wszystkich Zasrancen nagrywać i jak zamierza to rozegrać. Ta sytuacja potwierdza, że bezpieczniackie watahy, czyli tak zwane „służby” są tak zajęte rozkradaniem naszego nieszczęśliwego kraju i obmyślaniem coraz to nowych sposobów rabowania obywateli za pośrednictwem Umiłowanych Przywódców i biurokracji, że nie są już w stanie zauważyć nawet słonia z menażerii. Zresztą może i byłyby w stanie, ale w takim razie muszą mieć to surowo zakazane przez swoje władze zwierzchnie w państwach poważnych. Zgodnie bowiem z moją ulubiona teorią spiskową, bezpieczniacy na widok przygotowań do ewakuacji imperium sowieckiego z Europy Środkowej, w ramach poszukiwania polisy ubezpieczeniowej na życie, przewerbowali się do przyszłych sojuszników: USA, Niemiec, Izraela itd. Te zależności nie ustały, bo są kontynuowane przez nowe pokolenia ubeckich dynastii, których początki tkwią w mrokach okupacji hitlerowskiej i stalinowskiej. W rezultacie III Rzeczpospolita nie funkcjonuje już jako państwo, tylko wyłącznie jako organizacja przestępcza o charakterze zbrojnym, której hersztowie w dodatku kopsają się między sobą . Znakomitą ilustracją tej degrengolady jest sprawa publikacji akt śledztwa, jakie prokuratura mozolnie prowadziła w sprawie afery podsłuchowej, a które – jak zauważyła bliska płaczu premierzyca – doprowadziło tylko do wycieku akt – bo przecież konkluzji, że straszliwy spisek przeciwko III RP zawiązali kelnerzy, niepodobna traktować poważnie. Zawartość tych akt zaczął publikować pan Zbigniew Stonoga, powołując się na źródła chińskie. Wywołało to zrozumiałą konfuzję wśród wysoko postawionych Zasrancen i niezależna prokuratura zdecydowała się pana Stonogę zatrzymać. Ale zanim jeszcze go zatrzymała, został on wypuszczony i na konferencji prasowej nie tylko demonstracyjnie obciął sobie nożyczkami umieszczoną na nodze obrożę elektronicznego nadzoru, ale też poinformował, że decyzję o wypuszczeniu go podjął sędzia niezawisłego Sądu Okręgowego w Warszawie, starszy pan, co to pewnie „samego jeszcze znał Stalina”. Najwyraźniej przed Mocami protegującymi pana Stonogę nie tylko się zgina, ale drży każde kolano w III Rzeczypospolitej. W tej sytuacji kuracja przeczyszczająca może być zapowiedzią szybkiego ześlizgu Platformy Obywatelskiej do politycznego niebytu. Wprawdzie pan Radek Sikorski musi uważać inaczej, bo rezygnując ze stanowiska marszałka Sejmu pragnie podjąć walkę o mandat poselski z ramienia PO w województwie bydgoskim, ale najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego, że w jego wieku (52 lata) Napoleon Bonaparte właśnie już był umarł. Nie to jest jednak najśmieszniejsze, ale deklaracja pana Radka, że tylko PO może uchować „dorobek” III RP również w dziedzinie międzynarodowej pozycji Polski. Ponieważ pamiętamy co w podsłuchanej rozmowie na temat dorobku III RP powiedział ówczesny minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz – że to „ch..., d... i kamieni kupa” - a i pan Radek też przedstawił ciekawa recenzję, że Polska – oczywiście pod rządami PO – „robi laskę” za darmo, nie tylko prezydentowi Obamie, ale każdemu, kto się nadstawi. Po czym takim na naszego Pinokia może głosować tylko wyjątkowy cymbał - ale pewnie pan Radek właśnie na taki elektorat liczy. Warto jednak zwrócić uwagę, że kuracja przeczyszczająca może mieć też i inny cel – mianowicie obstawienie prezydenta Dudy osobnikami wskazanymi przez Operationgruppe Warschau, która pewnie nie chce składać broni bez walki. Oto policzone są dni prokuratora generalnego, pana Seremeta, jako że premierzyca z góry zapowiedziała, że „nie przyjmie” jego sprawozdania, co otwiera drogę do zmiany na tym stanowisku. Być może nawet, że już jej powiedziano kto zostanie przedstawiony prezydentowi Komorowskiemu w charakterze kandydatów i którego większość sejmowa wybierze na kolejną kadencję. Gdyby jeszcze zrezygnował prezes Belka, bo obraz byłby jeszcze pełniejszy. Tymczasem wybór prezydenta Andrzeja Dudy został niemal „niebieskim oznajmiony cudem”. Oto w wymyślonym przez Kazimierza kardynała Nycza „Dniu Dziękczynienia”, przypadającym niemal w przeddzień rocznicy nieudanej lustracji, podczas uroczystego nabożeństwa z udziałem prezydenta Dudy oraz utytułowanych ateistów z razwiedki, wiatr zwiał z ołtarza hostię, ponoć już konsekrowaną. Charakterystyczne jest, że nikt nie pofatygował się uchronić jej przed profanacją. O ateistach nie mówię, bo oni byli tam służbowo, ale nie drgnął nawet celebrujący Mszę św. J.Em. Kazimierz kardynał Nycz, ani żaden ksiądz z jego otoczenia. Pewnie na swoim stanowisku Jego Eminencja już odzwyczaił się od wykonywania gwałtownych ruchów, no a poza tym mógł uważać, że w razie czego konsekruje nowego Pana Jezusa i wszystko będzie gites tenteges. I tylko pan prezydent-elekt skoczył, hostię uratował i uratowaną wręczył dostojnemu celebransowi. W obliczu takich znaków koniec Platformy Obywatelskiej wydaje się bliski, nawet gdyby nie było kuracji przeczyszczającej, którą Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie właśnie prowadzi w ramach odzyskiwania w naszym nieszczęśliwym kraju wpływów politycznych m.in. od Operativgruppe Warschau, po zresetowaniu przez prezydenta Obamę swego poprzedniego resetu w stosunkach amerykańsko-rosyjskich. Stanisław Michalkiewicz
15 czerwca 2015 Na tym poziomie wynagrodzeń w gospodarce daleko nie zajedziemy
1. Polska ma jeden z najniższych poziomów płac w Europie, a są ciągle w naszym kraju ekonomiści, a także przedsiębiorcy reprezentowani przez opiniotwórcze związki pracodawców, którzy do tej pory uważają, że konkurowanie nim w Europie przez ostatnie 25 lat, było rozwiązaniem jak najbardziej pożądanym na tym etapie naszego rozwoju.Jednak na szczęście jest też coraz więcej takich ekonomistów i przedsiębiorców, którzy uważają, że ten model gospodarki już dawno wyczerpał swoje możliwości i przynosi coraz więcej szkód niż pożytku z punktu widzenia przyszłości naszego kraju.Namacalnymi skutkami preferowania takiego modelu rozwoju jest bowiem między innymi niski poziom innowacyjności polskiej gospodarki, którego teraz nie udaje się poprawić mimo wydania na ten cel w latach 2007-2013 blisko 44 mld zł w ramach unijnego programu „Innowacyjna Gospodarka” (wydanie takich środków finansowych zamiast podnieść pozycję naszego kraju w rankingach innowacyjności w Europie spowodowało niestety jej obniżenie – zmniejszyła się liczba innowacyjnych przedsiębiorstw w gospodarce z 23% w 2006 roku do 17% w 2012 roku, a w światowym rankingu innowacyjności Polska spadła z 44 miejsca w 2007 roku na 63 miejsce w 2012 roku).Drugim wręcz dramatycznym rezultatem niskiego poziomu wynagrodzeń jest masowa emigracja milionów głównie młodych Polaków, którzy nie widząc szans na realizację swojego rozwoju w kraju, masowo wyjeżdżali i ciągle wyjeżdżają za granicę.
2. Ten niski poziom płac w gospodarce w Polsce na tle innych krajów członków Unii Europejskiej, potwierdzają dane zaprezentowane ostatnio przez Fundację Kaleckiego, pokazujące udział płac w PKB.Udział ten w naszym kraju wyniósł zaledwie 47% średniej europejskiej (podobny poziom występował w Czechach, Słowacji i Rumunii), podczas gdy w krajach, które podobnie jak Polska wyszły w latach 90-tych z gospodarki centralnie planowanej takich jak Węgry, Bułgaria, Litwa i Estonia, udział ten przekroczył 50% średniej europejskiej.Kraje tzw. starej Unii mają udział płac w PKB zdecydowanie przekraczający 50%, ponad 56% średniej unijnej mają między innymi Niemcy, Francja, Anglia, Austria czy Finlandia, a w przedziale 52-56% tej średniej znajdują się takie kraje jak Hiszpania, Portugalia, Włochy czy Grecja.Ponadto udział płac w PKB w latach 1995-2014 w Polsce zamiast wzrastać, malał (rosła bowiem dosyć szybko produktywność, natomiast wynagrodzenia rosły niestety znacznie wolniej).Wprawdzie taka tendencja występowała w większości krajów członkowskich UE ale w Polsce ten spadek był największy i wyniósł blisko 11 punktów procentowych (w Niemczech było to zaledwie 2,5 punktu procentowego).
3. Konieczne jest w najbliższych latach odwrócenie tej tendencji na podstawie swoistej umowy społecznej wypracowanej w trójkącie rząd – pracodawcy zrzeszeni w reprezentatywnych ogólnopolskich organizacjach – pracownicy zrzeszeni w reprezentatywnych ogólnopolskich centralach związkowych.Bez opracowania takiej swoistej mapy drogowej zwiększania udziału płac w PKB i w konsekwencji wzrostu płac pracowniczych, nie będzie możliwy wzrost innowacyjności w gospodarce, a tym samym coraz wyraźniej będziemy przegrywać konkurencję na otwartym europejskim i światowym rynku.Jednym z instrumentów swoistego wymuszania takiego wzrostu jakie ma w ręku rząd, jest coroczne ustalanie poziomu płacy minimalnej w gospodarce.Najbardziej wyraźny wzrost tej płacy nastąpił w 2007 roku i była to decyzja rządu Prawa i Sprawiedliwości (płaca ta wzrosła o blisko 200 zł z 934 zł na 1126 zł), w kolejnych latach były to wzrosty dużo niższe po kilkadziesiąt złotych rocznie (na rok 2013 podwyżka o 100 zł do kwoty 1600 zł, na rok 2014 podwyżka o 80 zł do kwoty 1680 zł, na 2015 podwyżka o 70 zł do kwoty 1750 zł, wreszcie na 2016 rok rząd proponuje podwyżkę o 100 zł do kwoty 1850 zł) ale ciągle płaca minimalna jest znacznie niższa od 50% średniego wynagrodzenia w gospodarce).Te dwa instrumenty swoista mapa drogowa podwyżek płac w gospodarce wypracowana w porozumieniu rządu, pracodawców i pracowników oraz coroczne podwyżki płacy minimalnej przynajmniej do poziomu 50% płacy średniej w gospodarce, mogą wprowadzić Polskę na ścieżkę szybkiego innowacyjnego rozwoju. Kuźmiuk
16 czerwca 2015 Ta czaszka się już nie uśmiechnie
1. Kilka dni różnicy pomiędzy odwołaniem 3 ministrów konstytucyjnych i kilku innych ministrów rządu Ewy Kopacz i powołaniem na ich miejsce nowych, przy pomocy wspierających tę ekipę mediów, miało rozbudzić oczekiwania opinii publicznej na swoisty przełom w postrzeganiu Platformy i jej rządów. Mimo, że kandydaci na ministrów konstytucyjnych są w większości spoza głównego nurtu Platformy (minister zdrowia – prof. Marek Zębala wybitny kardiochirurg uczeń prof. Religi, minister sportu – Adam Korol – złoty medalista z Pekinu, wreszcie minister skarbu -Andrzej Czerwiński – były prezydent Nowego Sącza, a obecnie poseł Platformy specjalizujący się w sprawach energetycznych) i zapewne są fachowcami w dziedzinach, które reprezentują, podjęli się jednak moim zdaniem, misji straceńczej.
Do wyborów zostało już tylko zaledwie 4 miesiące i w związku z tym nawet jeżeli nowi ministrowie zaczną swoją pracę w resortach od dzisiaj, to trudno sobie wyobrazić sytuację, że jakiś nawet bardzo ważny projekt ustawy przez nich przygotowany, będzie mógł wejść pod obrady Rady Ministrów, a co dopiero, żeby został on skierowany do Sejmu i mógł być uchwalony do końca tej kadencji.
2. Jak się więc wydaje kandydaci na ministrów zostali dobrani przez premier Ewę Kopacz i jej najbliższe otoczenie (minister Michał Kamiński) pod kątem efektu wizerunkowego i być może dzięki wsparciu mediów głównego nurtu jakiś efekt poprawiający notowania Platformy w badaniach opinii publicznej, zostanie osiągnięty.Ale będzie to zaledwie efekt przejściowy, bowiem opinia publiczna w Polsce jest już naprawdę zmęczona Platformą i jej blisko już 8-letnimi rządami.Kolejne informacje medialne o zawartości podsłuchanych rozmów prowadzonych w kilku lokalach gastronomicznych Warszawy przez czołowych polityków Platformy, budzą sprzeciw nie tylko większości Polaków ale sieją zwątpienie nawet wśród najbardziej zaangażowanych zwolenników tej partii.A przecież nie wszystkie rozmowy ujrzały już światło dzienne, należy się spodziewać, że razem z rozkręcającą się kampanią wyborczą do Parlamentu, będą się one pojawiały w przestrzeni cyfrowej.
3. W najbliższą sobotę Platforma organizuje wielki kongres programowy ale kto w Polsce oprócz zagorzałych jej zwolenników jest w stanie uwierzyć w jej nowe zamierzenia, skoro w sprzyjających warunkach pełni władzy w zasadzie we wszystkich instytucjach polskiego państwa przez 8 lat rządzenia, nie zrobiła nic dla poprawy losu zwykłych ludzi.
Sytuacja w ochronie zdrowia, na rynku pracy szczególnie w odniesieniu do ludzi młodych, w edukacji, w kulturze, w obszarze bezpieczeństwa i tego wewnętrznego ale przede wszystkim zewnętrznego, na pewno nie napawa optymizmem.Także sytuacja w gospodarce mimo corocznego wzrostu PKB, sytuacja finansów publicznych (mimo wyjścia po 7 latach z procedury nadmiernego zadłużenia), nie może przynieść Platformie wzrostu poparcia.Sumaryczny wzrost PKB w ciągu ostatnich 7 lat wprawdzie wyniósł blisko 23% ale z owoców tego wzrostu skorzystała głownie zagranica (w postaci transferów ogromnych zysków) i niewielkie grupy społeczne w Polsce głównie związane z rządzącymi.
Stan finansów publicznych przejściowo się poprawił ale tylko dlatego, że rządzący przejęli ponad 150 mld zł zgromadzonych w OFE i w ten sposób przynajmniej na papierze zmniejszony został dług publiczny o ponad 8% PKB, a konsekwencji także budżetowe wydatki na koszty jego obsługi i dotacje do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.
4. Nawet wiec gdyby w przestrzeni publicznej nie funkcjonowało zniesmaczenie będące pochodną zawartości tzw. taśm prawdy, to brak osiągnieć Platformy w sferze realnej po 8 latach rządów jest dostatecznym powodem aby wyborcy od tej partii się odwrócili.Nawet wiec niezła wizerunkowo zmiana ministrów w rządzie Ewy Kopacz nie jest w stanie odmienić tego swoistego śmiertelnego korkociągu rządzących.Mówiąc Szekspirem „ta czaszka się już nieuśmiechnie”. Kuźmiuk
Kaczyński zrobi Szydło premierem by uspokoić lichwiarzy ? „Piotr Zaremba we "wSieci": Rząd PiS - będzie zaskoczenie. „...”Jarosław Kaczyński naprawdę nie chce być premierem, ba, nie chce być nawet marszałkiem Sejmu. Beata Szydło jako szef rządu, eksperci w roli ministrów gospodarczych, łagodzenie kantów, ale też twarda walka z lobby pasożytującymi na państwie „...”Jarosław Kaczyński naprawdę jest gotów nie tylko wysunąć Beatę Szydło jako kandydata na premiera w samej kampanii, lecz także powierzyć jej jesienią władzę nad rządem „...”porównania z Kazimierzem Marcinkiewiczem są o tyle nietrafne, że tamten został wyciągnięty z drugiego szeregu już po wyborach. Ona zaś miałaby społeczny mandat, który Kaczyński zamierza honorować. „...”Do tej pory uważano, że ministrami będą prawie wyłącznie posłowie. Teraz mówi się, a Beata Szydło potwierdza to w wywiadzie dla „wSieci”, że w skład nowej ekipy mogą wejść doradcy. I że mogą być zaprezentowani na konwencji programowej zjednoczonej prawicy (czyli PiS i jego koalicjantów) w Katowicach — na początku lipca. Głównym celem takiej operacji miałoby być uspokojenie tzw. finansowych rynków i kręgów biznesu. „...”W tygodniku także rozmowa Piotra Zaremby i Anny Wojciechowskej z Beatą Szydło na temat zamian, w trakcie których jest Prawo i Sprawiedliwość oraz ewentualnego objęcia przez wiceprezes PiS kierownictwa nad rządem.To, że moje nazwisko pojawia się w tym kontekście, to niewątpliwie duża satysfakcja, ale liderem PiS jest bezsprzecznie Jarosław Kaczyński stwierdza szefowa kampanii Andrzeja Dudy w wywiadzie zatytułowanym „Ja jak Marcinkiewicz? W życiu!”. (źródło )
Ula Ujejska „ Rząd fachowców - rząd autorski Prezydenta”...”Rewolucja w PiS? „...”Wielu analityków i komentatorów uważa, że pisowski beton jest niereformowalny i wręcz uwikłany w lokalne "sprawki". Otóż, geniusz Kaczyńskiego i to przewiduje w swych planach - bo to Prezydent elekt będzie prawdopodobnie siłą sprawczą, siłą która wymusi na pisowskim betonie zmiany. Czas pokaże czy i tym razem cel postawiony przez Prezesa wyda odpowiednie owoce.Wielu analityków i komentatorów zwróciło także uwagę na deklarację Prezesa Kaczyńskiego, że On nie musi być Premierem po ewentualnym zwycięstwie PiS w wyborach do sejmu, że to Prezydent powinien ewentualnie wskazać Premiera. Tak więc zarzut, że to wycieraczka Prezesa jest trampoliną do kariery, może okazać się kulą w płot. Prezydent elekt tak jakby zrobił już ten pierwszy krok, wskazując na Beatę Szydło, że byłaby dobrym kandydatem na to stanowisko. Idźmy dalej, jaki scenariusz powyborczy szykuje się ze strony "obozu prezydenckiego"? Wszystko wskazuje na to, że zostanie powołany RZĄD FACHOWCÓW, złożonych z bezpartyjnych a także szeroko tu rozumianych koalicyjnych polityków z pewnym dorobkiem naukowym i politycznym pod kierownictwem „.. ( więcej )
Tomasz Terlikowski „W opublikowanym ostatnio na łamach prestiżowego magazynu „Bioethics" tekście Timothy Murphy, progejowski bioetyk, wprost wymienia postulaty, o których realizację zabiegać będą w najbliższym czasie środowiska LGBTQ. Pierwszym będzie walka o to, by uznano, że każdy sprzeciw wobec homorodzicielstwa jest „wewnętrznie zły", a ze złem trzeba walczyć. Drugim krokiem ma być promowanie sztucznych technik reprodukcyjnych i produkcji syntetycznych gamet, dzięki którym osoby transgenderowe i homoseksualiści będą mogli mieć własne genetycznie dzieci. Po co im to? Odpowiedź Murphy'ego jest oczywista: dzieci mają im służyć jako metoda „wyrażania własnej tożsamości" i do „integracji swojej osobowości". Nie mniej istotne ma być opracowanie metody, która umożliwi męskie ciąże. Już teraz można przeszczepiać macice - przekonuje progejowski bioetyk - i trzeba to robić. Za wszystkie te rzeczy oczywiście płacić mają podatnicy, a jeśli ktoś będzie przeciwko temu protestował, będzie to znaczyło, że jest homofobem, z którym należy walczyć. Bo walka z odmiennymi przekonaniami też ma być istotnym elementem agendy środowisk gejowskich. Murphy wprost stwierdza, że nie można pozwolić, by w takich kwestiach ludzie zachowali wolność wyboru czy sumienia. Lekarze mają więc być zmuszani do świadczenia wszelkich „usług" zblazowanym gejom, którzy uznali, że chcieliby być w ciąży (przeszczep macicy i in vitro).”...(źródło )
Od II tury wyborów prezydenckich minęło kilka tygodni, a Andrzej Duda już zapowiedział, że nie spełni jednej ze swoich sztandarowych obietnic - cofnięcia wieku emerytalnego dla kobiet do 60. i dla mężczyzn do 65 roku życia. Prezydent elekt oświadczył, że wcześniejsze zakończenie kariery zawodowej będzie możliwe dopiero po zdobyciu 40 lat stażu pracy."..." Według danych ZUS w 2013 r. spośród wszystkich osób, które przeszły na emeryturę, aż 72,8 proc. miało staż pracy krótszy niż 40 lat. „...(więcej)
Również 6 maja w wywiadzie dla "Polskiego Radia" Andrzej Duda mówił:Uważam, że wiek emerytalny trzeba obniżyć, kierując się oczywiście zdrowym rozsądkiem. Sądzę, że ten pomysł, który ma NSZZ "Solidarność" jest na pewno tym, który absolutnie warto rozważyć. To jest obniżenie wieku emerytalnego, ale w połączeniu z okresem składkowym "..."est to zgodne z wizją projektu zmian w ustawie emerytalnej, o którym mówił już po wygraniu wyborów w II turze, w wywiadzie dla radia RMF FM: Obniżenie wieku emerytalnego, możliwość dalszej pracy po jego osiągnięciu i kryterium 40 lat stażu pracy jako momentu przejścia na emeryturę - takie będą założenia projektu reformy emerytalnej (...) Chcę dać ludziom możliwość wyboru. Jeśli ktoś chce pracować dłużej, proszę bardzo. Podejrzewam, że wielu ludzi będzie chciało kontynuować zatrudnienie, zbierając w ten sposób większy kapitał" „..(więcej )
Beata Szydło, PiS: obecny model gospodarczy się wyczerpał” ”A jak myśleć o poszerzeniu bazy podatkowej? Oprócz reformy systemu podatkowego wspominaliśmy już o wprowadzeniu podatku obrotowego od banków i sieci handlowych”...”.Może też rolnicy? - Niekoniecznie. Nie w tym momencie. Trzeba jednak stworzyć takie prawo podatkowe, by rolnicy chcieli z niego skorzystać. Część z nich zapewne wybrałaby ten model. W tej chwili obserwujmy jednak wielkie rozwarstwienie w dochodach rolników, więc na uniwersalne rozwiązanie jeszcze za wcześnie.” ...(więcej )
„politykiem, z którym dobrze się współpracuje jest Grzegorz Schetyna - powiedział w TOK FM Witold Waszczykowski rozważając sytuację, w której po wyborach parlamentarnych PiS miałoby zawrzeć koalicję z PO. „...”. Pytany o to, czy nie będzie to okazja do realizacji planów przez Pawła Kukiza, polityk PiS przyznał, że - jego zdaniem - Kukiz osiągnął pewien pułap, którego dalej nie przekroczy. Teraz będzie musiał ujawnić konkretny program i może się okazać, że nie wszystkim się on będzie podobał.”...” Jacek Żakowski zapytał o to, czy Prawo i Sprawiedliwość mogłoby stworzyć koalicję z Pawłem Kukizem. Witold Waszczykowski zaznaczył, że zależy to od tego, kogo Kukiz będzie miał obok siebie. Dodał też, że nie obejdzie się bez rozmów o jednomandatowych okręgach wyborczych, skoro tak wielu Polaków poparło ten pomysł. - Trzeba będzie wyjaśniać, że JOW-y wrócą nas do XVII wieku. Do posłów i ziem własnych, którzy będą się liczyli tylko z problemem elektoratu z danej dzielnicy - powiedział polityk PiS. Waszczykowski spytany o to, czy istnieje szansa na koalicję PO-PiS po jesiennych wyborach, odpowiedział, że "na dziś takiej opcji nie ma". Zaznaczył jednak, że w polityce nigdy nie należy mówić "nigdy". Zdaniem Waszczykowskiego, w Platformie jest kilku polityków, z którymi da się współpracować. Wymienił przy tej okazji Grzegorza Schetynę, mówiąc, że "zmienił on radykalnie funkcjonowanie ministerstwa spraw zagranicznych wobec opozycji" czy zaproponował prezydentowi elektowi, że może rezydować w pałacyku MSZ do momentu zaprzysiężenia.”.. (więcej )
„Dziś w obwodzie brzeskim rozpoczęły się białorusko-chińskie ćwiczenia wojskowe pod kryptonimem „Szybki orzeł 2015”. ….”Jak podaje witryna białoruskiego ministerstwa obrony, manewry odbywają się w ramach zaplanowanego na 2015 rok programu międzynarodowej współpracy wojskowej Białorusi. Według tych informacji dziś w białoruskim Brześciu wylądowali żołnierze wojska powietrzno-desantowego armii Chińskiej Republiki Ludowej, którzy razem z żołnierzami z 38. elitarnej brygady białoruskich sił zbrojnych mają uczestniczyć w antyterrorystycznych manewrach na poligonie „Brzeskim"....”Białorusko-chińska współpraca wzmocniła się po ostatniej wizycie w Mińsku przywódcy Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpinga. Wracając z moskiewskich uroczystości z okazji 9 maja chiński lider przyjechał do białoruskiej stolicy i podpisał z prezydentem Białorusi Aleksandrem Łukaszenką kilka dokumentów dotyczących m.in. „białorusko-chińskiej przyjaźni i partnerstwa strategicznego obu krajów". Wtedy białoruski minister gospodarki Uładzimir Zinouski poinformował, że Chiny udzielą Białorusi wsparcia kredytowego na kwotę ponad 7 mld dolarów. „...(źródło )
Jan Piński „ Podobno Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy walczą z kryzysem. Dwanaście lat temu Joseph Stiglitz, główny ekonomista BŚ oskarżył swoją instytucję o grabież krajów, którym rzekomo miała pomagać. „....”Stiglitz, to osoba, którą trudno dyskredytować. W 2002 r. dostał nagrodę Nobla z ekonomii. Gdy publicznie skrytykował Bank Światowy i MFW został zmuszony do rezygnacji. Dziś Polska i inne kraje mają przekazać fundusze do MFW, za które będzie on "walczyć" z kryzysem. Zobaczmy jak wyglądała ta "walka" pod koniec ubiegłego wieku. Odchodząc Stiglitz zabrał ze sobą dużo dokumentów. Wynika z nich, żeMFW uzależniał pomoc dla znajdujących się w kryzysie państw od podpisania tajnego protokołu złożonego ze 111 artykułów, w których znajdowały się zobowiązania do wyprzedaży narodowego majątku (surowce naturalne, infrastruktura, banki itp.). Aby "pomóc" klasie politycznej w podejmowaniu decyzji część z pieniędzy ze sprzedaży dóbr była transferowana na tajne konta z przeznaczeniem na łapówki.”....”Teraz przykład z ostatnich tygodni. Gdy Węgry poprosiły w grudniu ubiegłego roku o pomoc, to MFW i UE nie zgodziły się, bo ich zdaniem rząd dopuścił się zamachu na niezależny bank centralny. Zamach ów miał polegać na zwiększeniu liczby członków rady banku wybieranych przez parlament.Nie chodzi oczywiście o niezależność. W polskim systemie bankowym dziś jest pełna jedność działań rządu i Narodowego Banku Polskiego. Chodzi o to, aby kontroli nad bankiem centralnym nie otrzymały osoby, które mogą zachwiać pseudorynkową polityką takich instytucji jak MFW czy Bank Światowy. Marek Belka został nominowany przez Platformę Obywatelską na funkcję szefa NBP, chociaż w czerwcu 2005 r. Donald Tusk w liście do Aleksandra Kwaśniewskiego zarzucał Belce kłamstwo przed komisją ds. PKN Orlen, gdzie premier zeznał iż nie współpracował z SB. Zdaniem Tuska (z czerwca 2005 r.) to członkowie komisji śledczej ds. PKN Orlen, a nie premier mówili prawdę na temat jego współpracy z tajnymi służbami PRL.W sprawie współpracy Belki z SB. Niedźwiedzią przysługę zrobiła Belce "Gazeta Wyborcza" publikując w internecie całość jego teczki, łącznie z instrukcją wyjazdową, w której zgodził się współpracować z wywiadem na zasadach konspiracji. Co ciekawe teksty te od blisko roku nie są dostępne na stronach gazeta.pl (proszę wpisać w google "Belka nie współpracował z SB" i spróbować otworzyć tekst) Warto uważnie obserwować przekazywanie pieniędzy z Polski do instytucji finansowych, które oskarżane są o przestępczą działalność przez byłych pracowników, laureatów Nagrody Nobla.”. ….(więcej )
George Soros reprezentujący interesy rodziny Rothschild’ów stara się wpłynąć na administracje rządową USA aby odebrać amerykanom wolność. Jednym z jego celów jest usunięcie drugiej poprawki Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki gwarantującej amerykańskim obywatelom prawo do posiadania i noszenia broni. Działalność Sorosa nie ogranicza się tylko do Ameryki, on wpływa na wyniki wyborów we wszystkich krajach, sponsoruje rewolucje w wschodniej Europe i na Bliskim Wschodzie – złowieszczy ślad George Soros jest wszędzie.George Soros w Ameryce
Żydowski miliarder węgierskiego pochodzenia i spekulant walutowy, który uważa się za mesjasza został wybrany przez respondentów sondażu opublikowanego przez gazetę Human Events w 2011 roku: „jednym z najbardziej destrukcyjnych lewicowych demagogów w Ameryce”„George Soros jest najbardziej niebezpiecznym człowiekiem na świecie, ponieważ, podobnie jak szaleni megalomani z filmów z lat pięćdziesiątych, oszukuje wszystkich w przekonaniu, że to on jest altruistyczną postacią, gdy w rzeczywistości za pomocą swojego „społeczeństwa otwartego” podważa podstawy amerykańskiego społeczeństwa” – wyjaśnia gazeta Human Events Gdyby nie ogromne pieniądze Sorosa, spora liczba organizacji lewicowych byłaby znacznie mniej wpływowa. On przeznacza ponad 7 miliardów dolarów, na media takie jak ACORN, La Raza, the Huffington Post, the Southern Poverty Law Center, Planned Parenthood, the Center for American Progress, MoveOn.org i dziesiątki innych organizacji aby pchały socjalistyczny i ostatecznie globalny program na amerykańskich ludzi. Soros jest członkiem klubu Rzymskiego, Bilderberg, najważniejszą postacią corocznego forum ekonomicznym w Davos, jest też masonem i kabalistą. w 2012 roku na corocznym szczycie w szwajcarskim Davos odbyła się konferencja pod hasłem „Wielka Transformacja” podczas której George Soros oznajmił zebranym: „...”George Soros w Polsce W 2012r. Soros został odznaczony przez Prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Bronisław Komorowski uhonorował też niższymi odznaczeniami szefa związanego z Sorosem Instytuty Społeczeństwa Otwartego, oraz przedstawicieli innych organizacji m.in. RockeffelerBrothers Fund, Fundacji Forda, Open Society Foundations.
W latach 2000-2012 fundacja Georga Sorosa przekazała prawie 100 mln dolarów organizacją z Europy środkowo-wschodniej. Fundacja Sorosa jest też największa fundacją „charytatywną” na Ukrainie i głównym sponsorem rewolucji na Majdanie. „....'8 maja 2000r. George Soros: „Nie tylko Fundacja Batorego, ale i Gazeta Wyborcza spisały się nie najgorzej w ostatnich 10 latach. Fundacja Batorego jest jedną z fundacji, z której jestem najbardziej dumny (…) rzeczywiście popiera koncepcje społeczeństwa otwartego. W tej sieci fundacji staramy się stworzyć mikrokosmos otwartych społeczeństw (…) Ale myślę też o całym polskim społeczeństwie. Jest ono przykładem chyba największego sukcesu w przechodzeniu ku społeczeństwu otwartemu.” Fundacja Batorego jest hojnym sponsorem środowisk LGBT, wspiera projekt mającego powstać w Warszawie Hostelu dla lesbijek, pederastów i transwestytów, projektowi patronują organizacje LGBT – Lambda i Trans-Fuzja, które jak podaje gazeta Lublin mogą liczyć na grant od Sorosa w wysokości 2 mln zł. Fundacja Sorosa sfinansowała również występy bluźnierczego spektaklu „Golgota Picnic” ….”George Soros Globalista Demontaż suwerenności jest na szczycie listy celów Sorosa. „O ile istnieją interesy zbiorowe, które wykraczają poza granice państwowe, suwerenności państw muszą być podporządkowane prawu międzynarodowemu i instytucją międzynarodowym” – G. Soros, 1998r. Soros twierdzi, że Organizacja Narodów Zjednoczonych, Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy są organizacjami które powinny dyktować politykę gospodarczą, społeczną i politykę samą w sobie. „W celu ustabilizowania i uregulowania prawdziwie globalnej gospodarki, potrzebujemy globalnego systemu podejmowania decyzji politycznych. Krótko mówiąc, potrzebujemy globalnego społeczeństwa aby wspierać naszą gospodarkę światową „- „kryzys globalnego kapitalizmu” – G. Soros, 1999r.
Poszczególne stany i kraje nie powinny być upoważnione do regulowania swoich spraw gospodarczych - według Sorosa proces ten będzie realizowany przez globalną elitę finansową. „Biorąc pod uwagę, że decydującą rolę w dzisiejszym świecie odgrywa kapitał finansowy, który decyduje o losach poszczególnych państw, nie jest niestosowne mówić o globalnym systemie kapitalistycznym” – G. Soros Open Society „Reforma globalnego kapitalizmu ponownie rozpatrzona” „...”George Soros twórca kontrolowanych rewolucji Od 1980 roku Soros wykorzystał swoje ogromne bogactwo i wpływy, aby „budować żywą i tolerancyjną demokrację, której rządy są odpowiedzialne wobec obywateli,” innymi słowy, rządy odpowiedzialne przed elitą finansową. Śledząc upadanie Związku Radzieckiego, Soros odegrał zasadniczą rolę w przenoszeniu dawnych narodów satelitarnych do rąk globalistów. „Od 1979 roku rozprowadzano 3.000.000 dolarów rocznie do dysydentów, w tym ruchu solidarnościowego w Polsce, Kart 77 w Czechosłowacji i Andriej Sacharow w ZSRR… W 1984 roku założył swój pierwszy Open Society Institute na Węgrzech i pompuje miliony dolarów w ruchy opozycyjne i niezależne media. Rzekomo na celu budowania „społeczeństwa obywatelskiego”, inicjatywy te zostały zaprojektowane tak, aby osłabić istniejące struktury polityczne i utorować drogę do ewentualnego wyzysku Europy Wschodniej przez globalny kapitał. Soros twierdzi, z charakterystycznym dla siebie bezwstydem, że był odpowiedzialny za „amerykanizację” Europy Wschodniej.”- Neil Clark „....”George Soros twórca kontrolowanych rewolucji Od 1980 roku Soros wykorzystał swoje ogromne bogactwo i wpływy, aby „budować żywą i tolerancyjną demokrację, której rządy są odpowiedzialne wobec obywateli,” innymi słowy, rządy odpowiedzialne przed elitą finansową. Śledząc upadanie Związku Radzieckiego, Soros odegrał zasadniczą rolę w przenoszeniu dawnych narodów satelitarnych do rąk globalistów.„Od 1979 roku rozprowadzano 3.000.000 dolarów rocznie do dysydentów, w tym ruchu solidarnościowego w Polsce, Kart 77 w Czechosłowacji i Andriej Sacharow w ZSRR… W 1984 roku założył swój pierwszy Open Society Institute na Węgrzech i pompuje miliony dolarów w ruchy opozycyjne i niezależne media. Rzekomo na celu budowania „społeczeństwa obywatelskiego”, inicjatywy te zostały zaprojektowane tak, aby osłabić istniejące struktury polityczne i utorować drogę do ewentualnego wyzysku Europy Wschodniej przez globalny kapitał. Soros twierdzi, z charakterystycznym dla siebie bezwstydem, że był odpowiedzialny za „amerykanizację” Europy Wschodniej.”- Neil Clark „...”„Podczas wyborów w 2004 roku podarował 23.581.000 dolarów do 527 liberalnych grup utworzonych aby pokonać prezydenta George’a W. Busha. Soros przeznaczył 3 miliony dolarów na lewicową Center for American Progress i $ 5 milion radykalnie lewicowej MoveOn.org. Bez Sorosa i Grupy Cienia (Hillary Clinton i Harold Ickes), Barack Obama byłby, w najlepszym wypadku, senatorem z Illinois przebywającym obecnie na spotkaniach towarzyskich jak Bill Ayers, Bernardine Dohrn i siedziałby w ławce kościelnej czarnego teologa Reverend Jeremiah Wright. Tymczasem Barack Obama jest prezydentem Stanów Zjednoczonych. ” - Human Events.
Przyjacielskie relacje osobiste między Obamą a Sorosem sięgają 2004 r., gdy Obama kandydował do Senatu i został zauważony przez Sorosa, później był prowadzony przez Senat i ostatecznie zainstalowany w Białym Domu. „Obama ma charyzmę i wizję aby radykalnie przekierunkowywać Amerykę na świecie ” – G. Soros 2007r. po tym jak wysłał Senatorowi z Illinois maksymalny dozwolony przez ustawę finansową indywidualny datek na kampanię prezydencką. „..(więcej )
Ważne Do tej pory uważano, że ministrami będą prawie wyłącznie posłowie. Teraz mówi się, a Beata Szydło potwierdza to w wywiadzie dla „wSieci”, że w skład nowej ekipy mogą wejść doradcy. I że mogą być zaprezentowani na konwencji programowej zjednoczonej prawicy (czyli PiS i jego koalicjantów) w Katowicach — na początku lipca. Głównym celem takiej operacji miałoby być uspokojenie tzw. finansowych rynków i kręgów biznesu
Jadwiga Staniszkis „ Jeśli PiS przejmie władze, to należy zacząć sanację – od spraw elementarnych i odbudowy zaufania. Jeśli jednak premierem ma być Beata Szydło, to okaże się drugą Ewą Kopacz. Kiedy Szydło mówi o gospodarce, to zgadzam się z Jackiem Rostowskim, który odpowiadał jej ironią. „ ..(więcej )
Mój komentarz Widać wyraźnie,że lichwiarstwo pogodziło się z tym ,że PIS dojdzie do władzy. Ale nie pogodziło się z tym ,że Kaczyński będzie premierem , a w skład rządu wejdzie Macierewicz, czy Mariusz Kamiński . Mam obawy że zarówno zwycięstwo Dudy ,jak i prawdopodobne zwycięstwo PiS i Kaczyńskiego zostanie zmarnowane. Widać wyraźnie jak agentura wpływu w PiS i wokół niego podnosi głowy i zaczyna próbować wpływać na obsadę stanowiska premiera i na obsadę ministrów Bo co to są te rynki finansowe. To przecież są dziedziczne rody oligarchów, główene amerykańskich, które są właścicielami banków, giełd, koncernów , banku centralnego USA , to oni są właścicielami większości długu publicznego Polski, oraz milionów polskich parobków , którzy są w ich bankach zadłużeni Bo jeśli prawdą jest to co pisze Zaręba , że PiS ,że Kaczyński i ludzie wokół niego boją się rynków finansowych ,czyli lichwiarzy i pod kontem ich uspokojenia będą obsadzać stanowiska premiera , ministrów, a zapewne i prezesa NBP to możemy powiedzieć, za cała ta rewolucja jaką miało być dojście PIS do władzy to jeden wielki pic na wodę. Polska potrzebuje w tej chwili silnego , ideowego rządu ,a rząd fachowców , to tak naprawdę rząd ludzi słabych , którzy będą jedyni nadzorować socjalistyczny burdel w jaki przekształcono Polskę . A na pewno nie będą w stanie przeprowadzić żadnej rewolucji .Nie będą w stanie ani opodatkować koncernów, ani banków , przejąć kontroli nad NBP ani nawet powstrzymać TTIP . A ta ostatnia kolonialna umowa pomiędzy USA,a Europą musi być ratyfikowana przez wszystkie kraje Unii. O takich rzeczach jak likwidacja podatku dochodowego, czy likwidacja dotychczasowego systemu emerytalnego , czy powolna likwidacja przymusowych ubezpieczeń społecznych to już nawet nie wspominam. Już w tej chwili Duda,wycofuje się z przywrócenia wszystkim Polakom prawa do pójścia na emerytur w wieku 60 i 65 lat . Już PiS wycofuje się obietnicy natychmiastowej likwidacji umów śmieciowych. Duda j Kaczyński powinni to szybko wprowadzić , aby pokazać Polakom że system socjalistyczny się załamał i że albo go obalimy, albo Polacy niczym bydło robocze będą tyrać co najmniej 40 lat lub do śmierci ,czyli na razie do 67 , a potem do 70 , 75 roku życia..Jak mógł Duda postawić starym schorowanym Polakom warunek ,że jeśli nie tyrali jak jakieś zwierzęta 40 lat to maja zapier... do 67 roku życia .To jest po prostu nieludzkie . No ale czego się nie robi. aby uspokoić rynki finansowe
Marek Mojsiewicz