459

Pytania o Ratko Mladicia W czwartek 26 maja aresztowano w Serbii Ratko Mladicia, byłego dowódcę wojsk bośniackich Serbów. Jest on oskarżony przez Międzynarodowy Trybunał Karny do spraw zbrodni wojennych w byłej Jugosławii. Zarzuca mu się popełnienie zbrodni ludobójstwa, zbrodni przeciwko ludzkości. W dniu 31 maja generał został przetransportowany samolotem do Hagi. Kim jest Ratko Mladić? Czy jest on tylko zbrodniarzem, czy może także bohaterem? Jest on zapewne postacią tragiczną, tak jak wielu jemu podobnych osób z byłej Jugosławii w latach 90 zeszłego wieku. Wbrew pozorom, większość Serbów nie uważa generała Mladicia za przysłowiowego bohatera, tylko za osobę, która walczyła o interesy Serbów zamieszkujących Bośnię i Hercegowinę, byłą republikę byłej socjalistycznej Jugosławii, która w 1992 r. ogłosiła secesję i szybko została uznana przez tzw. wspólnotę międzynarodową. Nie wolno nam zapomnieć, że jedną trzecią mieszkańców ówczesnej Bośni stanowili Serbowie, a jej już nieżyjący przywódca, prezydent Alija Izetbegović, postulował o wprowadzenie państwa islamskiego już w odległych latach siedemdziesiątych. I co z tego? Otóż pytanie o postawę generała Mladicia, o jego winy i zasługi trzeba zadać nie tylko Bośniakom, ale i Serbom, a dokładnie Serbom z Republiki Serbskiej w Bośni. Wojna w Bośni pochłonęła 96.895 ofiar (dane bośniackiego Badawczo-informacyjnego centrum z 2007 roku). 65% ofiar to Bośniacy – 64.036 osób, a 25% ofiar to Serbowie – 24.905 osób. Serbskich cywilów zginęło ponad 4.000 tysiące. Wielu tamtejszych Serbów zapewne zawdzięcza życie lub życie swoich najbliższych właśnie oddziałom, którym dowodził wtedy generał Mladić. Tak to już jest na wojnie. Raz bohater, raz zbrodniarz. Dla jednych zbawca, dla drugich kat. Również w przypadku generała. Ofiary nie można dzielić na dobre (nasze) i na złe (cudze), na te, które nam się „przydadzą” i te, które są „skutkiem ubocznym” (działań naszych lub naszych sojuszników – politycznych i militarnych). Każda z tych ofiar ma swojego oprawcę, każda zasługuje na jego potępienie i na sprawiedliwość. Na taką sprawiedliwość, dla której wszystkie ofiary są tyle samo warte. Każdy, kto popełnił zbrodnie musi odpowiadać. Serbowie są tego świadomi, ale już od kilkunastu laty czekają na sprawiedliwość dla przedstawicieli swojego narodu zamordowanych przez Bośniaków, Chorwatów, Albańczyków oraz tych, którzy nie splamili rąk krwią, bo zrzucali bomby zza wysokich chmur. I podejrzewają, że w ich przypadku sprawiedliwość może pozostać tylko pojęciem wirtualnym. Vladan Stamenković

http://mercurius.myslpolska.pl

Druk pieniędzy i manipulacja rynkiem Oligarchowie stojący za rządem najwyraźniej uważają, że Amerykanie są bardzo prostymi ludźmi, albo po prostu kompletnymi głupkami. Najpierw wyskoczyli ze świadectwem urodzenia Obamy, które 14-latek zidentyfikowałby, jako ordynarne fałszerstwo, a potem ze śmiercią Osamy bin Ladena, człowieka, który nie żyje od dziesięciu lat. Rozgłoszeniu jego śmierci towarzyszyła najbardziej niedorzeczna bajka, jaką można sobie wyobrazić. Media, całkowicie kontrolowane przez oligarchów zza kurtyny, zapewniły szerokie rozpowszechnienie tych niewiarygodnych kłamstw. Mamy jednak wiadomość dla maszyny propagandy oligarchów – większość Amerykanów nie wierzy w żadną z tych baśni. W czasie, kiedy przeprowadzane były te kampanie propagandy, po raz kolejny usłyszeliśmy sekretarza skarbu pogrążonego w fantazji i informującego nas, że polityka mocnego dolara wciąż jest utrzymywana. Te trzy elementy dały dolarowi impuls w górę, gdy stało się oczywiste, że UE i MFW nie osiągnęły oczekiwanych wyników w Grecji – grabieży kraju przez odebranie narodowi prawie wszystkiego, co jeszcze mu pozostało. Jak przewidywaliśmy, euro podskoczyło do 1.49 USD, aby utworzyć strefę buforową dla upadku tej waluty, kiedy Grecja wpadnie w otchłań. Kiedy to piszemy kurs euro wynosi 1.41 USD. Nie jest trudnym połapanie się, do czego zmierzają oligarchowie, podczas gdy międzynarodowi liderzy kiwają z niedowierzaniem i przerażeniem głowami. Poparcie Obamy w sondażach wzrosło, o 10%, ale pomimo wyjazdu do Irlandii, Londynu i Francji na konklawe G-8, ponownie szybko spada. W mgnieniu oka powróci do 35%. W międzyczasie 35% Amerykanów chce natychmiastowego wycofania wojsk z Afganistanu. Wzrost z 22% zaledwie rok temu. Pionek CIA i chłopiec z plakatu do straszenia terroryzmem na świecie, Osama bin Laden, nie może już pomóc sprawie sztucznego terroryzmu światowego. Jego podróż od 1984 r. była długa. Pamiętamy Ollie North-a mówiącego nam o nim w 1986 roku. Celem CIA było wzmocnienie dominacji i co równie ważne – położenie kresu wzrostom cen złota, srebra i surowców, ponieważ odzwierciedlają one upadek dolara – ofiary niekontrolowanego długu. Zdarzenia te służyły również, jako odwrócenie uwagi od rzeczywistych problemów Ameryki, którymi są finanse i gospodarka. Kłamstwa i zuchwałość oligarchów są po prostu niewyobrażalne. Nawet ludzie o IQ 80 dostrzegają ich machinacje. Zastanawiamy się, co zdarzy się 2 sierpnia, kiedy dług krótkoterminowy nie zostanie przedłużony? Czy można się dziwić, że złoto i srebro osiągnie nowe szczyty pomimo manipulacji rynkami przez rząd? Jak widzieliśmy, jakiekolwiek cięcia w programach takich jak Social Security i Medicare spowoduje szybki bilet w jedną stronę dla członków Izby Reprezentantów i Senatu. Możliwość drobnych cięć budżetowych w ciągu pięciu lat i podobne podwyżki podatków nigdy nie zaświtały w głowach tych polityków. Jakby tego było mało, elementem finansowego oszustwa w tym scenariuszu było celowe załamanie cen srebra i złota. Ci bezczelni, aroganccy oszuści mieli tupet podnieść pięciokrotnie w ciągu dziewięciu dni wymagane depozyty zabezpieczające dla kontraktów na srebro, podczas gdy wróbelek kazał w tym samym czasie firmom brokerskim podnieść dwukrotnie wymagania dla kontraktów na srebro na CME z 21.600 USD do 42.000 USD w celu wymiecenia prawie wszystkich małych i średnich inwestorów z rynku. To pokazuje, do czego rząd i ci, którzy go kontrolują, są zdolni, aby zmiażdżyć swoją antytezę, czyli złoto i srebro. Podobnie jak poprzednio zadziałało to tylko na krótką metę i wyczyściło możliwy nawis sprzedających – powodując, że bardzo łatwo złoto i srebro może niebawem przetestować kolejne rekordy. Oligarchowie toczą przegraną wojnę. W wyniku nieodpowiedzialności monetarnej Japonia, Europa Anglia i Stany Zjednoczone są w poważnych tarapatach, które szybko nie miną. Oznacza to, że nie powinieneś mieć długich pozycji na jenie, euro, funcie czy dolarze lub jakiejkolwiek innej walucie. Po co marnować wysiłki? Po prostu trzymaj długie pozycje na złocie i srebrze, akumuluj monety, sztabki oraz udziały firm wydobywczych. Dolar i wiele innych walut są skończone. Ich sytuacja związana z zadłużeniem jest nie do utrzymania. Stany Zjednoczone podniosły limit zadłużenia 75-krotnie od 1962 roku i 76 raz stanie się rzeczywistością 2 sierpnia 2011 roku. Może nie? Wraz z kolejnymi aukcjami amerykańskich obligacji skarbowych liczba ich zagranicznych nabywców kurczy się. Oznacza to, że Fed musi kupować wyjątkowo duże ilości papierów dłużnych i obligacji. Należy przy tym pamiętać, że tworzenie bilionów dolarów długu daje Fed-owi więcej władzy nad systemem oraz generuje inflację. Ten rodzaj polityki jest tłumaczony, jako instrument ratowania systemu dla dobra ludzi, kiedy w rzeczywistości pozwala Fed-owi na większą kontrolę nad ludźmi. Ten scentralizowany system totalnej kontroli Fed-u i rządu oznacza całkowite umocnienie pozycji rządu – coś, co było uśpione przez wiele lat, a teraz jest jasno widoczne. Opinia publiczna ma niewielki wpływ na rząd, ze względu na fakt, że 95% ustawodawców jest przekupionych przez oligarchów operujących zza kulis. Członkowie Kongresu mają mówione: aprobujcie to i to albo zniszczymy system. Na każdym kroku Amerykanie konstatują, że mają coraz mniej do powiedzenia w kwestii rządu. W ten sposób rząd i ci, którzy go kontrolują, mogą wciskać ludziom dowolne kłamstwo i nie ponosić za to konsekwencji. Ta rzeczywistość nie pozostała niezauważona przez inne narody, które wyrażają swoje myślenie, przez zmniejszanie zakupów obligacji skarbowych. Ostatnie dane pokazują, że w trakcie, kiedy Fed musiał zwiększyć o 24 miliardy dolarów posiadane w bilansie obligacje skarbowe rządu amerykańskiego, posiadanie ich przez zagranicznych nabywców spadło najbardziej w ciągu ostatnich czterech lat – o 18.7 miliardów dolarów do 2.685 biliona dolarów. Ten spadek zakupów jest wotum nieufności. Liczby te będą rosnąć z każdym mijającym miesiącem. Każdy dzień popycha światowy systemu walutowy nad krawędź. Czy ktoś naprawdę wierzy, że Fed może w nieskończoność kupować 80% obligacji skarbowych USA? Ostatecznie to niemożliwe, nie mówiąc o gigantycznej inflacji i przypuszczalnie hiperinflacji, wytworzonej przez tę politykę. Spodziewamy się, że Fed będzie kontynuował obecną politykę zakupów obligacji skarbowych. Już zapowiedzieli, że będą nadal używać funduszy uzyskiwanych z zapadających obligacji w celu zakupu nowych, zamiast zmniejszać ich bilans. Z naszego punktu widzenia spieniężanie długu będzie dalej trwać. Wraz z cofaniem się gospodarki, Fed oświadczy, że zakup większej ilości obligacji rządowych i agencyjnych jest niezbędny – rozpocznie się QE3, chociaż dla zmylenia będzie nazwane inaczej. Spodziewamy się, że nastąpi to w lipcu lub sierpniu. Pamiętajmy, że jeśli podniesienie limitu krótkoterminowego zadłużenia nie zostanie uchwalone 2 sierpnia, da Fed-owi doskonały pretekst do rozpoczęcia QE3. Da to również rządowi pretekst do zajęcia prywatnych funduszy emerytalnych. Uzasadnione to będzie koniecznością umożliwienia Skarbowi Państwa dalszego pożyczania funduszy z państwowych emerytur, aby zapewnić działanie rządu. Ponieważ nie byłoby sprawiedliwe, aby zajęte zostały jedynie państwowe fundusze emerytalne, wprowadzone zostaną ustawy zajmujące także fundusze prywatnych emerytur. Pamiętaj – wszystko jest możliwe z tymi oszustami. Ponadto zauważyć należy, że nie podjęto żadnych konkretnych kroków w celu redukcji wydatków. Obecne rozmowy między partiami politycznymi prowadzone są w tajemnicy. Spowolnienie tempa wzrostu wydatków to nie cięcie deficytu. Słyszymy o bilionach cięć, ale jak dotąd żadnych konkretów, oprócz jedynie ograniczenia wzrostu wydatków. Inflacja już tutaj jest, i pozostanie na dłużej – na dużo większym poziomie. Polityka ta, oczywiście, nadal będzie niszczyć dolara. Wszystkie te wydarzenia skłonią narody i korporacje do zastanawiania się, po co trzymają 60% swoich rezerw walutowych w amerykańskich dolarach? I ponownie do gry włączy się prawo malejących przychodów. Im nabywcy więcej kupują amerykańskich obligacji skarbowych, tym niższe są od nich odsetki. Wiedzą oni również przy tym, że nie będzie znaczącego obniżenia deficytu. Jak widać z powyższych danych obce państwa porzucają dolary i ten proces przyspiesza. Dolar spada, złoto, srebro i surowce rosną, a orgia spekulacji napędzanej przez QE2 i przewidywane QE3 trwa nadal. Nie widzimy podnoszenia wymagań depozytów zabezpieczających na giełdzie NYSE, ale za to widzimy na surowcach, złocie i srebrze. Oligarchowie nigdy nie pozwolą na równą grę. Można ich nazwać elementem przestępczym, kryminalnym syndykatem, ale jeśli spojrzeć z bliska – to kolejna Mafia. Depozyty zabezpieczające na srebrze podniesiono pięciokrotnie w ciągu dziewięciu dni, a więc o 84% netto, a następnie wymagania te zostały jeszcze podwojone przez domy brokerskie, które oczywiście, wszystkie odkryły ten sam problem jednocześnie, dzięki czemu wymieciono z rynku prawie wszystkich małych i średnich inwestorów, powodując załamanie ceny srebra z 50.00 dolarów do 32.50 dolarów. W czasie, kiedy to się działo JP Morgan, HSBC i rząd byli zachwyceni, a CFTC nie kiwnęło nawet palcem w tej sprawie, po raz kolejny. Fed i ci, którzy go kontrolują są w pułapce, z której nie ma wyjścia. Manipulacja rynkiem będzie trwała, podobnie jak jednostronne zmiany polityki. Ich jedyną opcją jest inflacja, do czasu aż nie będą mogli jej dalej zwiększać. W międzyczasie będą nadal wspierać rynek akcji i obligacji oraz starać się jak najbardziej hamować ceny złota, srebra i surowców. Jedną z rzeczy, którą omawialiśmy wcześniej, jest całkowite zniknięcie z horyzontu strategii wyjścia. Termin ten nie jest już w ogóle używany. Jedyne co słyszymy, to że niski poziom stóp procentowych będzie utrzymywany do czasu pełnego ożywienia gospodarczego, co oznacza, że do czasu, aż system się zawali. Nie obchodzi ich, że koszt pieniądza jest o 10% niższy od stopy inflacji. Im dłużej oligarchowie będą zmuszeni do tej polityki, tym wyższe będą ceny złota, srebra i surowców. Jedną z rzeczy, która nie powinna zostać niezauważona, jest to, że gdy stopy procentowe będą musiały zostać podniesione, rynek instrumentów pochodnych załamie się. Bob Chapman

Tłumaczenie: davidoski -International_Forecaster_Weekly -”More_Money_and_More_Market_Manipulations”

Ustrojowe fundamenty III Rzeczypospolitej – niezachwiane „Wnet się posypią piękne wyroki” - entuzjazmował się Towarzysz Szmaciak komentując taktykę generała Jaruzelskiego w roku 1981: „Nie płoszmy ptaszka, niech mu się zdaje, że naszej partii siły nie staje (...) aż o poranku za oknem dojrzy kontury tanku, potem na schodach usłyszy kroki...” No i stało się. Właśnie Platforma Obywatelska ustami pana Tyszkiewicza ogłosiła, że pozwie przed niezawisły sąd byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, który w wywiadzie dla „Uważam Rze” powiedział, iż według zeznań złożonych przez świadka koronnego „Brodę”, czyli Piotra K., Platforma Obywatelska u zarania swoich dziejów była finansowana przez gangsterów, wykorzystujących w tym celu pośrednictwo pana Mirosława Drzewieckiego, obecnie znanego bardziej, jako „Miro” - i że będzie pozywać przed niezawisły sąd każdego, kto podobne „insynuacje” będzie powtarzał. Najwyraźniej ma do niezawisłych sądów pełne zaufanie, czemu skądinąd trudno się dziwić po wyroku wydanym w Gdańsku przeciwko Krzyszfowi Wyszkowskiemu, w Warszawie przeciwko Jerzemu Jachowiczowi no i oczywiście - w sprawie żołnierzy oskarżonych o zbrodnię wojenną w Nangar Khel. Niezawisłe sądy, które wcześniej nawet popadały w sprośne błędy Niebu obrzydłe, teraz zaczynają reagować prawidłowo, więc groźba pana Tyszkiewicza brzmi poważnie. „Wnet się posypią piękne wyroki!” Takie prawdopodobieństwo jest tym większe, że pan Mariusz Kamiński „insynuacje” swoje powtórzył na konferencji prasowej w Sejmie, mimo, że pan prokurator Seremet, niezwłocznie na tę okoliczność przesłuchany przez Monikę Olejnik, poszedł w zaparte, stwierdzając, że „Broda” niczego takiego nie powiedział. Najwyraźniej, zatem sprawdzają się po raz kolejny spiżowe słowa Ojca Narodów, że w miarę postępów socjalizmu walka klasowa się zaostrza. Czy aż do tego stopnia, by zagrozić fundamentom ustrojowym III Rzeczypospolitej, położonym w Magdalence przez generała Kiszczaka wraz ze swymi konfidentami i pożytecznymi idiotami? Nawiasem mówiąc, właśnie prezydent Komorowski wręczył odznaczenia niektórym osobistościom, którym przypisywane jest ojcostwo III RP. Zwraca uwagę nieobecność w gronie odznaczonych generałów Kiszczaka i Jaruzelskiego, co podważa fundamentalną i do niedawna podawaną do wierzenia tezę polityki historycznej, że do powstania III RP w równym stopniu przyczynili się reformatorzy z PZPR i SB, jak i reformatorskie skrzydło opozycji demokratycznej. Podobnie jak wszelkie inne tezy produkowane dla potrzeb polityki historycznej, tak i ta jest oczywiście nieprawdziwa, bo przecież taki, dajmy na to, pan Tadeusz Mazowiecki prezentował tylko sławną „postawę służebną”, która ex definitione wyklucza przecież samodzielność. Oczywiście można dzisiaj mówić, że chodziło o służbę naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu - ale i to nieprawda, bo żyją jeszcze ludzie pamiętający, jak to w trakcie kontraktowych wyborów w roku 1989, po wycięciu przez wyborców, którzy naiwnie myśleli, że to wszystko naprawdę, partyjnej listy krajowej, generał Kiszczak zagroził, że zaraz te całe wybory unieważni. Pan Tadeusz Mazowiecki oświadczył tedy, że „umów należy dotrzymywać” i przy aprobacie „strony społecznej” Rada Państwa w trakcie wyborów dokonała zmiany ordynacji. Pan Tadeusz Mazowiecki nie miał oczywiście na myśli dotrzymania umowy z wyborcami, bo też z nimi się o nic konkretnego nie umawiał - tylko z generałem Kiszczakiem. Potwierdzenie tych wszystkich przypuszczeń uzyskaliśmy 4 czerwca 1992 roku, kiedy to nie tylko pan Tadeusz Mazowiecki, ale niemal cała „strona społeczna” rozmów okrągłego stołu stanęła ramię w ramię ze stroną partyjno-rządową przeciwko lustracji. Te przykłady pokazują, że ustrojowe fundamenty III RP są całkiem solidne, a ich kamieniem węgielnym była i pozostaje niepisana zasada, że „my nie ruszamy waszych - wy nie ruszacie naszych”. Tymczasem wystąpienie pana Mariusza Kamińskiego sprawia wrażenie skierowanego na podważenie tych fundamentów, zważywszy, że dotyczy newralgicznej w każdej sytuacji kwestii finansowej. Takie wrażenie - owszem - sprawia - ale pozory bywają niekiedy mylne zwłaszcza w sytuacji, kiedy strzał pana Mariusza Kamińskiego może okazać się bez prochu. Powiadają, bowiem, że on sam zeznań „Brody” nie czytał, a sprawę zna z opowiadań pewnego prokuratora, który onegoż „Brodę” miał przesłuchiwać. Jeśli tak jest rzeczywiście, to o pomyłkę nietrudno, bo wiadomo - czegóż to ludzie nie gadają. Inna sprawa to pytanie, skąd Platforma Obywatelska mogła mieć pieniądze, by z takim rozmachem działać już od samego zarania, skoro powstała na skutek rozłamu w Unii Wolności w 2001 roku? PiS zamierza złożyć wniosek o powołanie w tej sprawie komisji śledczej, ale nie sądzę, by Platforma się na to zgodziła. Sprawy finansowe wyglądają, bowiem na najbardziej jak to się mówi „wrażliwe” - o czym świadczą choćby losy ustawy o ujawnieniu dokumentów z lat 1944-1990, przeforsowanej przez PiS, zgodnie z zapowiedziami w kampanii wyborczej w roku 2005. Ustawa ta została uchwalona z długim okresem vacatio legis i wkrótce potem w Senacie trójka senatorów: Kutz, Piesiewicz i Romaszewski, podnieśli przeciwko niej zastrzeżenia, że może doprowadzić do ujawnienia „danych wrażliwych” - że to niby ktoś tam się kiedyś upijał, ktoś inny obracał panienki - i tak dalej. Nie trafiało mi to do przekonania, bo przecież każde dziecko w Polsce wiedziało, że taki np. Jacek Kuroń ma do wódki już nie tam, że skłonność, ale prawdziwą zapamiętałość - jednak wcale nie wpływało to na zmniejszenie jego popularności. Podobnie panienki; po 30 latach i dla panienek i dla obracających nimi panów mogły to być wyłącznie miłe, nostalgiczne wspomnienia. Natomiast pieniądze - aaa, to całkiem inna sprawa. Jak tedy pamiętamy, podziemna Solidarność finansowana była z zagranicy, co najmniej dwoma kanałami; jednym, watykańskim, który wtedy uważany był za bardziej dyskretny - a przez który przeszło ponoć ok. 200 mln dolarów i drugi - Międzynarodowe Biuro S w Brukseli, którym kierował tajny współpracownik SB Jerzy Milewski, późniejszy minister w Kancelarii prezydenta Wałęsy. Ten drugi kanał, przez który przeszło, co najmniej dwa razy tyle forsy niż przez pierwszy, był przez SB monitorowany, dzięki czemu wiedziała ona, kto ile sobie stamtąd wziął i gdzie ten szmal schował.. Miało to być rozliczone dopiero w „wolnej Polsce” - ale wbrew buńczucznym zapewnieniom Kukuńka, że „wolna Polska” już jest - nikt nigdy tego nie rozliczył i za całe rozliczenie musiało wystarczyć złożone zjazdowi Solidarności kapłańskie słowo honoru ks. prałata Henryka Jankowskiego, iż wszystko było w jak najlepszym porządku. Otóż do tych senatorskich zastrzeżeń przyłączył się prezydent Lech Kaczyński i sporządził nowelizację wspomnianej ustawy, przywracając procedury służące w przeszłości blokowaniu, a przynajmniej hamowaniu lustracji. Wystarczy przypomnieć, że Rzecznik Interesu Publicznego sędzia Nizieński nabrał wątpliwości w prawie tysiącu oświadczeń lustracyjnych, ale przez sześć lat kadencji udało mu się doprowadzić do drogi sądowej około 60 przypadków, a zaledwie w 12 przypadkach uzyskać nieprawomocny wyrok niezawisłego sądu. Więc nowelizacja sporządzona przez pana prezydenta Kaczyńskiego weszła w życie przed upływem vacatio legis ustawy pierwotnej, po czym Trybunał Konstytucyjny tak tę znowelizowaną ustawę zmasakrował, że po lustracji pozostało już tylko wspomnienie. Mamy tedy dwie możliwości; albo pan prezydent nie umiał pisać ustaw - co w przypadku profesora prawa byłoby przypuszczeniem niegrzecznym - albo był bardziej przebiegły niż wyglądał. Tymczasem gdyby owa niepisana zasada konstytucyjna miała być złamana naprawdę, to uwaga opinii publicznej zostałaby ponownie skierowana na Szwajcarię, do której przez całe lata 70-te i 80-te Polska Zjednoczone Partia Robotnicza kierowała transfery w walutach obcych kradzionych z Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego Pewex, założonego w tym właśnie celu w roku 1972. Informacja na ten temat ukazała się w początkach roku 1996 w tygodniu „Wrost” w ramach walki buldogów pod dywanem na tle afery Oleksego, oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Rosji. Nietrudno było się domyślić, że informatorem autorów artykułu był pan Zacharski, Marian Zacharski, w latach 1988-1989 dyrektor Pewexu - bo z tego okresu autorzy mieli informacje ścisłe, a z poprzednich lat - szacunkowe. Więc w latach 1988-1989 PZPR wykorzystała 800 zezwoleń dewizowych, a więc realizowała więcej, niż jedno dziennie. Przykładowy transfer z jednego dnia opiewał na 22 mln franków szwajcarskich i 750 tys. dolarów. I tak dzień w dzień - przez co najmniej 18 lat! Kiedy ta informacja się ukazała, prezydent Kwaśniewski, bardzo zdenerwowany oświadczył, że jeśli jeszcze ktoś piśnie słówko na ten temat, to on zarządzi „lustrację totalną”. Groźba musiała poskutkować, bo następnego dnia Jacek Kuroń i Karol Modzelewski napisali do niego pojednawczy list, że już się nie kłóćmy - niech tylko Oleksy poda się do dymisji. I tak się stało. W rezultacie do dzisiaj nie wiadomo, jaki Ali Baba tym skarbem Sezamu zawiaduje, jaki robi z tych walorów użytek i jak się to przekłada na polską scenę polityczną. I nikogo wydaje się to nie interesować, a przecież gdyby tak powołać sejmową komisję śledczą w tej sprawie...? Jakoś jednak nikomu taki pomysł nie chce przyjść do głowy, być może z roztargnienia, ale może również z powodu tamtych, nierozliczonych nigdy pieniędzy Solidarności, że o groźbie „lustracji totalnej” już nawet nie wspomnę. Ta niechęć pokazuje, że mimo pozorów nieprzejednanej wrogości i wojny, w której co i rusz padają salwy bez prochu, ustanowiona przez Ojców Założycieli III Rzeczypospolitej fundamentalna zasada ustrojowa: „my nie ruszamy waszych - wy nie ruszacie naszych” - nadal bezwzględnie obowiązuje. SM

Ogromna szansa przed Partią Ludzi Lekko Głupawych

Jak można tu przeczytać:

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,9726584,_Facebook__i__Twitter____slowa_zakazane_we_francuskich.html

francuska Rada Mediów zakazała wyróżniania w TV i w radio nazw „FaceBook” o „Twitter”. Jak wyjaśniła p.Krystyna Kelly, rzeczniczka RM: „Dlaczego mielibyśmy wyróżniać wart miliardy dolarów Facebook, skoro jest przecież tyle innych serwisów społecznościowych? To wprowadza sporo zamieszania, jeśli chodzi o konkurencyjność. Kiedy pozwolimy na wymienianie nazw Twitter lub Facebook, to tak jak byśmy otworzyli puszkę Pandory. Od razu mogą odezwać się inne serwisy pytając: Dlaczego nie my?” W Polsce istnieje wiele małych partyj politycznych – np. PLLG, (której statutowym celem jest „walka z ciężką głupotą”). Otóż można by zakazać wymieniania nazw takich partyj jak PO, PJN, PiS, KNP. SLD, PSL – co wreszcie dałoby szansę PLLG i innym, zacnym przecież, organizacjom. To tyle, jeśli idzie o konkurencyjność. JKM

Nowe, lepsze czasy czy głębszy kryzys? Drodzy Czytelnicy! Zostaliśmy niedawno wezwani przez naszego Przełożonego Generalnego do przypuszczenia kolejnego szturmu modlitewnego do nieba. Będziemy błagać Pana Boga o poświęcenie Rosji i tryumf Niepokalanego Serca Maryi, o siły potrzebne w zmaganiach z wrogami jedynej prawdziwej religii oraz o zwycięstwo Kościoła świętego. Obecny szturm różańcowy do nieba nie jest pierwszy. Wcześniejsze przyniosły owoce, ale wydaje się, że ostatni niewiele zmienił w sytuacji Kościoła. Dla nas oznacza to tylko tyle, że modlić trzeba się jeszcze więcej i jeszcze goręcej. Pan Bóg przemówi, gdy uzna to za potrzebne, my zaś bierzmy w garść różańce i cierpliwie kierujmy ku niebu nasze dziękczynienia i nasze prośby. Trzeba to robić, bo sytuacja, w której przyszło nam żyć, nie ulega poprawie – wręcz przeciwnie. Na horyzoncie nie widać lepszych czasów, nasilają się natomiast symptomy kryzysu. Szerzy się zanik wiary, narasta obojętność religijna. Detronizacja Chrystusa Pana dokonała się już w instytucjach publicznych i życiu społecznym; teraz niestety dokonuje się w sercach ludzi. Trudno dziś znaleźć katolika, który by nie uważał, że do nieba wiedzie wiele dróg; że zbawienie można znaleźć poza Kościołem; że inne wyznania i systemy religijne Kościół powinien traktować tak, jak w życiu politycznym traktuje się koalicyjnych partnerów; że każda religia ma swoją niepowtarzalną wartość, a człowiek może swobodnie wśród tych „wartości” wybrać tę, która mu najbardziej odpowiada. To są błędy świadczące o postępującym zaniku wiary; ich upowszechnienie jest gorzkim owocem poprzedniego pontyfikatu, a akt beatyfikacji Jana Pawła II oznacza postawienie przez najwyższą władzę kościelną legalizującej je pieczęci. Tego dnia „beatyfikowano” obcą religii katolickiej ideologię wolności religijnej i soborowego ekumenizmu, błąd kolegializmu, który wprowadził do życia Kościoła boginkę demokrację, oraz ideologię dialogu, ustanawiającą pierwsze i najważniejsze przykazanie: „dialoguj ze wszystkimi, zawsze i wszędzie”. Innym zwiastunem postępującej zapaści jest zapowiedź kolejnych międzyreligijnych modłów w 25. rocznicę pierwszego spotkania w Asyżu. Słyszeliśmy wiele o tym, że kard. Ratzinger był sceptyczny wobec pierwszego spotkania w Asyżu. Dzisiaj papież Benedykt XVI sam zaprasza pogan i innowierców do miasta św. Franciszka. Kolejnym niepokojącym znakiem jest zapowiedź następnego zgromadzenia młodych ludzi, tak zwanego Światowego Dnia Młodzieży. Zlot ten ma się odbyć pod hasłem „Sprawiedliwość i pokój”. Oczywiście chodzi o sprawiedliwość i pokój w relacjach międzyludzkich; o sprawiedliwej karze, jaka spotka zatwardziałych grzeszników w piekle, mowy tam raczej nie będzie. O tym, że najważniejszy jest pokój między Bogiem a posłusznym Mu człowiekiem, także nie spodziewamy się zbyt wiele usłyszeć. Papież po raz kolejny będzie zapewne zachęcał młodzież do zaangażowania się w budowę sprawiedliwej planety i zabiegi o pokój światowy, a zwłaszcza o pielęgnowanie ducha tolerancji i działania na rzecz ekumenizmu. Będziemy znowu świadkami tryumfu naturalizmu, w świetle, którego „tu i teraz” jest tak ważne, że pragnienie wieczności i nadprzyrodzoności można odłożyć na później. Ostatnim wydarzeniem, które zwróciło naszą uwagę, jest ogłoszona niedawno instrukcja Universæ Ecclesiæ, podpisana przez prefekta Kongregacji Nauki Wiary, kard. Levadę. W dokumencie tym ponownie wyrażono zgodę na tradycyjną liturgię, ale tylko dla tych, którzy uznają prawowitość nowej liturgii, a co za tym idzie – soborowe idee i ich posoborowe konsekwencje. Przyjęcie takiego warunku w praktyce zostanie sprowadzone do rezygnacji z tradycyjnej nauki katolickiej. Mamy na to dowód w komentarzach do Universæ Ecclesiæ, zamieszczanych w oficjalnych mediach kościelnych. Przykładowo ekspert polskiego episkopatu do spraw liturgii, ks. Mateusz Matuszewski, uważa, że „trzeba być w pełnej jedności z Kościołem, a więc przyjmować nauczanie papieża i nauczanie II Soboru Watykańskiego, by móc prosić o sprawowanie liturgii w formie nadzwyczajnej rytu rzymskiego”. Trudno o większe przeinaczenie treści niedawno ogłoszonego dokumentu – a jednocześnie o lepszy dowód, jak będzie on w praktyce interpretowany. Na marginesie dodajmy, że niechęć wielu biskupów „soborowego ducha” wobec wszystkiego, co przedsoborowe, jest ogromna. Tak wielka, że nie chcą oni w swoich diecezjach tolerować nie tylko tradycyjnego nauczania, ale nawet samej tylko tradycyjnej liturgii. Żeby ściągnąć na siebie krytykę oficjalnych instytucji kościelnych nie trzeba wcale kwestionować wiekopomnych osiągnięć największego z soborów ani okazywać sympatii naszemu Bractwu. W wielu kuriach podejrzany jest każdy kapłan chodzący na co dzień w sutannie… W wielu parafiach podejrzany jest każdy wierny świecki, przyjmujący Komunię świętą na kolanach i do ust… Do tego doszło! Widać jednak w działaniach Ojca Świętego także pewien zwrot w stronę Tradycji. Jest większa (przynajmniej teoretycznie) swoboda odprawiania tradycyjnej Mszy św. Obserwujemy pewien powrót do tradycyjnej dyscypliny. Częściej wskazuje się na dawne wzory duchowości i częściej odwołuje się do przykładów świętych doby przedsoborowej etc. Wywołuje to u wielu ludzi wrażenie, że w Kościele następuje powrót do Tradycji, a o papieżu można powiedzieć, że jest nie tylko konserwatystą, ale wręcz tradycjonalistą: z tego powodu praktycznie wszystkie środowiska indultowe okazują bezwarunkową aprobatę dla instrukcji Universæ Ecclesiæ. W najlepszym przypadku milczą, uważając że nie wypada głośno wypowiadać ewentualnych wątpliwości. Pocieszają się słowami: „dostaliśmy, o co prosiliśmy. Mamy prawo bytu, a Ojciec Święty nas popiera”. Pozostają jednak kłopotliwe pytania, które zadajemy nie z powodu niewiedzy, ale dlatego, żeby uświadomić niewłaściwość postawy „indultowej”: a co ze społecznym panowaniem Chrystusa Króla? a co z Asyżem? To pozorne dowartościowanie Tradycji niesie ze sobą niemałe niebezpieczeństwa. Używa się „Tradycji” przeciw Tradycji. Wielokrotnie o tym pisaliśmy na łamach naszego czasopisma, ale wciąż trzeba do tego wracać, najwyższa władza kościelna, bowiem wciąż „zerwanie” nazywa „kontynuacją”, stawiając sobie za cel wypracowanie nowej syntezy, w której prawda i fałsz będą miały równe prawa. To dążenie za wszelką cenę do syntezy przeciwieństw jest jednym ze znamion zdradzających modernistyczną mentalność. Pogwałcenie zasady niesprzeczności zmusza do zaniechania myślenia, a więc oznacza wejście na grząski teren uczuciowości, w świetle którego np. wybór między tradycyjną Mszą św. anovus ordo Missæ będzie wyłącznie kwestią estetyki. Rzym uważa, że trzeba się zjednoczyć w „akcie miłości” ponad różnicami w doktrynie, bo przecież Bóg jest miłością, a nie doktryną. Nie należy przywiązywać zbyt dużej wagi do doktryny, skoro miłość jest najważniejsza. Najwznioślejszym zaś wyrazem miłości w naszych czasach ma być wzniesienie się ponad różnice doktrynalne. W świetle tych poglądów męczeństwo wymienionych w Martyrologium rzymskim jest absurdem! Przecież oni wszyscy, wszyscy bez wyjątku, oddali swoje życie właśnie w obronie doktryny! W kwietniu zakończyły się rozmowy doktrynalne między Bractwem a przedstawicielami Stolicy Apostolskiej. Nasze argumenty zostały przyjęte z uwagą. Nie przedstawiono kontrargumentów. Nie wiemy także, co będzie w przyszłości, gdy końcowa dokumentacja trafi do Ojca Świętego. Natomiast wiele wskazuje na to, że kamieniem obrazy jest samo rozumienie terminu „Tradycja”. Dla naszych rozmówców Tradycja jest „żywa”, czyli podlega nieustannym fluktuacjom, a gwarantem jej właściwej interpretacji jest sam papież. Twierdzą, że Tradycją jest to, co mówi papież. Jeśli więc papież stwierdza, że istnieje ciągłość między tradycyjnym Magisterium a ideami ostatniego soboru, to – ich zdaniem – tak jest. Jeśli papież mówi, że tradycyjna Msza św. i novus ordo Missæ to dwa równorzędne wyrazy katolickiej liturgii, to – ich zdaniem – tak jest. Cokolwiek papież powie, to ich zdaniem tak właśnie jest. Otóż nie! Nawet papież nie może stawiać dowolnych tez doktrynalnych. Zakres jego nieomylności został wyraźnie określony przez I Sobór Watykański. Jest on ponadto ograniczony przedmiotem orzekania, stanem faktycznym i regułami logiki, na czele z zasadą niesprzeczności, a przede wszystkim regułą wiary, nauczaniem wszystkich wieków Kościoła. Jeśli więc nawet sam papież stwierdzi, że to, co sprzeczne, jest niesprzeczne albo uzna, że zerwanie z Tradycją jest tej Tradycji kontynuacją, to doprawdy nie trzeba uważać się za kogoś większego od papieża, by zauważyć błąd. Pojednawcze gesty wobec tradycyjnych środowisk sprawiają, że narasta w nich dezorientacja i zamieszanie. Co w tym smutnym stanie jest najbardziej godne ubolewania? Po pierwsze: dążność do syntezy przeciwieństw ma służyć wygaszaniu napięć w relacjach międzyludzkich. Na centralnym miejscu stawia się, więc człowieka i jego dobrobyt, natomiast wszystkie sprawy nadprzyrodzone, wieczne, wszystkie istotne metafizyczne pytania o pierwszą przyczynę, o istnienie, istotę i cel życia człowieka etc. są traktowane, co najwyżej jako nieistotne, fakultatywne dodatki. Jednym z takich dodatków ma być również… Tradycja. Dlatego, z pominięciem pytania o prawdę, zaleca się skupienie na konstruktywnej atmosferze i pozytywnych emocjach, tak by „fajnie się razem bawić”. Budowane w ten sposób „sprawiedliwość i pokój” muszą być fasadowe i nietrwałe. Osiąganie syntezy przeciwieństw nie jest misją i posłannictwem Kościoła. Celem Kościoła jest chrystianizacja świata. Po drugie: w dążeniu do syntetyzowania przeciwieństw sprawy najważniejsze w życiu człowieka umieszcza się na drugim planie albo nawet w ogóle z nich rezygnuje. A co jest najważniejsze? Tradycyjna liturgia nieustannie przypomina, że człowiek żyje na ziemi tylko po to, by współpracując z łaską Bożą zasłużyć sobie na szczęśliwą wieczność. Życie jest walką z pokusami i sposobnością do spełniania powinności. Jeśli ktoś to świadomie i dobrowolnie zlekceważy, czeka na niego piekło. Konieczność walki z pokusami jest paląca, niebezpieczeństwo wiecznej zguby – wielkie, a wrogów naszej duszy – nieprzebrane mnóstwo. Od dawna wiadomo, że modernizm bagatelizuje zarówno potrzebę walki, jak i niebezpieczeństwo potępienia. Jak dostaniemy się do nieba, jeśli zapomnimy o potrzebie walki z grzechem i o piekle? Tradycyjna doktryna i liturgia stoją na straży, byśmy mówiąc o niebie nie lekceważyli niebezpieczeństwa potępienia, a mówiąc o niebezpieczeństwie potępienia nie tracili nadziei na zbawienie. Tymczasem dziś tradycyjną liturgię ogłasza się jakąś „nadzwyczajną” opcją. Mówi się nam tak: „Chcecie starej liturgii? Dobrze, dostaniecie ją! Rozumiemy, że wielu ludzi potrzebuje strachu przed piekłem. Niech tak będzie, ale musicie zaakceptować istnienie innej, «zwyczajnej» opcji – dla tych, którzy nie chcą słyszeć o walce ani o sądzie, karze i piekle. Ci ludzie, a jest ich większość, potrzebują spokoju, pluralizmu, tolerancji, ustabilizowanej koegzystencji ze światem i zaangażowania na rzecz lepszej doczesności”. O czym świadczą takie słowa? Oto najświętsze nauki Chrystusa, to, co On sam nazwał unum necessarium – jedynie ważnym, czyli walka o ratowanie swej duszy i osiągnięcie wiecznego szczęścia przez przyjęcie całego Bożego objawienia i wszystkich środków zbawienia – to wszystko jest relatywizowane i przedstawiane, jako przedmiot swobodnego wyboru. Po trzecie: gdy ktoś obdarzony autorytetem wmawia człowiekowi coś, przeciwko czemu rozum się buntuje (np. zerwanie przedstawia się jako kontynuację), człowiek zazwyczaj albo posłusznie przyjmuje fałsz za prawdę, albo stara się uciec od tego zagadnienia i w ogóle się nim nie zajmować, nawet gdy rzecz dotyczy spraw tak wielkich jak sens i cel egzystencji człowieka. Jeśli się jednak nie wie, po co się żyje, doprawdy trudno oprzeć się materializmowi i zmysłowości, trudno nie szukać szczęścia za wszelką cenę tu na ziemi. Tymczasem ziemia jest miejscem, w którym zamiast trwałego szczęścia można znaleźć co najwyżej jakieś przelotne i płytkie zadowolenie. Mnóstwo ludzi, mimo deklarowanej wiary, tak naprawdę żyje tylko po to, by doświadczyć jak najwięcej tych przelotnych, płytkich przyjemności. Trudno takie życie uznać za godne dziecka Bożego! W dążeniu do syntezowania wspomnianych sprzeczności człowiek wikła się w swoistą schizofrenię. Przestaje myśleć, przechodzi do porządku dziennego nad życiem w nieustannych sprzecznościach. Na przykład dziś odmawia różaniec, a jutro akceptuje tych, którzy kpią z Matki Bożej. W niedzielę śpiewa Gorzkie żale, a w poniedziałek dialoguje z tymi, dla których męka Chrystusa jest zgorszeniem. Czasami chodzi na tradycyjną Mszę św., innym razem na Mszę posoborową, a nawet nie przeszkadza mu Neokatechumenat z jego własną „liturgią”, jeszcze bardziej sprotestantyzowaną niż novus ordo Missæ. Raz twierdzi, że Kościół katolicki jest Kościołem Chrystusowym, innym razem przytakuje tezie, że Kościół Chrystusowy jest większy niż Kościół katolicki. W ten sposób kształtuje się i upowszechnia nowa mentalność, nowy rodzaj człowieka, który już nie potrafi logicznie myśleć w sprawach wiary, choć przecież w życiu codziennym rozumie, że cukier nie jest solą, a długi nie stanowią powodu do radości. Takiemu człowiekowi można wszystko wmówić, najlepiej z powołaniem się na miłość. Papież całował Koran? Cóż z tego, przecież on wszystkich kochał. Papież modlił się w Asyżu z poganami? Cóż z tego, przecież on wszystkich kochał… Stoimy wobec całego tego duchowego chaosu naszych czasów zdziwieni, że choć tak nas mało, to jednak wciąż utrzymujemy pozycje i wciąż budujemy nowe ołtarze. Bóg wzbudza nowe powołania kapłańskie i zakonne. Nowi kapłani przy nowych ołtarzach odprawiają „starą”, tradycyjną Mszę świętą i z ambon głoszą tradycyjną naukę katolicką. Pragniemy zachować nieskażony depozyt wiary. Nie pójdziemy na żadne kompromisy, bo nie walczymy o swoją rację, ale o zachowanie tego, co otrzymaliśmy od wcześniejszych pokoleń. Walczymy o zachowanie Tradycji. Z pomocą Najświętszego Serca naszego Pana wytrwamy pod Jego krzyżem i nie damy się osłabić ani podzielić. Niczego nie chcemy jednak robić bez Jezusa i Maryi. Błagamy nieustannie o miłosierdzie Zbawiciela i opiekę Niepokalanej. Nasz Przełożony Generalny nie wahał się zacytować słów Pana Jezusa: „A gdyby nie były skrócone one dni, żadne ciało nie byłoby zachowane, ale dla wybranych będą skrócone dni one” (Mt 24, 22). Codziennie, wraz z całym Kościołem zachowującym tradycyjny brewiarz, na początku komplety przestrzegamy się nawzajem słowami św. Piotra: „Trzeźwymi bądźcie, a czuwajcie, boć przeciwnik wasz diabeł, jako lew ryczący krąży, szukając, kogo by pożarł” (1 P 5, 8). Szukajmy wytrwale schronienia w Najświętszym Sercu Pana Jezusa. Boże Serce może i chce się stać dla nas wszystkich źródłem życia i ostoją pokoju, jakiego świat, nawet gdyby chciał, nikomu z nas dać nie może. Ω ks. Karol Stehlin FSSPX

http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/1559

07 czerwca 2011 "Konstrukcja wieży ciał klas"- taki tytuł dał swojej pracy doktorskiej jeden doktorantów poprzedniej komuny, może dzisiaj już profesor- nawet nadzwyczajny. I może w telewizji państwowej poucza nas jak mamy myśleć, jak reagować, jak traktować zjawiska nas otaczające.” Konstrukcja wieży ciał klas”(????)- nie mam pojęcia, o co tu chodzi, musiałbym przeczytać tę pracę doktorską. Szczególnie w „ nauce” istnieje ciągłość z poprzednią komuną. W takiej Albanii poodbierano tytuły wszystkim tym, którzy krzewili” naukę” opartą na bajkach marksistowskich. Gdyby w Polsce poodbierać wszystkim tym” profesorom „i „doktorom „tytuły za krzewienie nienormalności, stanęliby przed nami zupełnie nadzy, obdarci z” tytułu naukowego”, jak nie przymierzając pani Edyta Herbuś przy rurze w” przedstawieniu” o tytule”, Kto dogoni psa”. I to byłaby dla nich największa kara. Wypaść z głównego nurtu” nauki”. Ale prawdziwa nauka oparta na prawdzie, czyli zgodności z rzeczywistością- by na tym wygrała. I wygralibyśmy my wszyscy prawdy spragnieni, jak kania deszczu.. No i wtedy zapanowałaby normalność. Jak powiedziała satanistka Doda: „Bardzo nie lubię, jak ktoś ze mną śpi i jest przy mnie rano”. No to musi sobie brać do wczesnego rana do spania- mleczarza- ktoś słusznie zauważył. My nie mamy takiego wyboru, jesteśmy skazani systematycznie na tych samych od rana do późnego wieczora. I dalej od samego rana.. Bo gdyby w tej pracy doktorskiej chodziło o zwykłą konstrukcję wieży.. A swoją drogą czy nie przyjemnie byłoby przeczytać tytuły wszystkich prac doktorskich i profesorskich, wszystkich politycznych celebrytów okupujących nasze życie od dwudziestu lat? Ale byłoby zrywanie boków.. Natomiast nie ma zrywania boków, po informacji, jaką podał UNICEF, że w Polsce „ na progu nędzy żyje 1,8 miliona dzieci”(!!!!) To jest informacja straszna-, jeśli oczywiście jest prawdziwa, bo za jej prawdziwość nie mogę ręczyć. Przytaczam ją jedynie za prasą. Ale moje zdziwienie budzi uzasadnienie tej sytuacji: Z roku na rok maleje liczba dzieci uprawnionych do pobierania zasiłku rodzinnego i stypendiów szkolnych. O ile, bowiem zasiłek rodzinny pobierało ponad 5,5 miliona dzieci, w 2009- 3,3 miliona. Ton oznacza, że twórcy raportu uważają, że im więcej zasiłków i stypendiów państwowych, tym lepiej dla dzieci i lepiej dla obrazu Polski w świecie. Twórcom raportu chodzi o propagowanie socjalizmu dystrybucyjnego, ale chyba nie wiedzą, że z rozdawnictwa nie ma żadnego dobrobytu, tylko z pracy.. Socjalizm jest systemem niszczenia i przejadania bogactwa, a kapitalizm – jest systemem tworzenia bogactwa. A poza tym dzieci powinny być rodziców, a nie socjalistycznego państwa, które rozdaje- poprzez wcześniejszą kradzież - stypendia i zasiłki rodzinne. Jak dobry wujek. Ale na ogół wujek daje swoje, a państwo cudze, bo państwo biurokratyczne oparte o socjalizm dystrybucyjny, rozdaje cudzą własność pochodzącą z kradzieży. Sam „ socjalizm jest kradzieżą”, a państwo paserem. Pasera indywidualnego można ukarać, a paserskiego państwa - jakoś nie. Bo musiałoby samo siebie ukarać.. A kto byłby sędzią? Jak państwo byłoby stroną. Ze względu na rosnącą rolę państwa socjalistycznego nad jednostką uspołecznioną państwowo, co siódmy Polak ma problemy z erekcją. Tak znowu twierdzi prasa, której rola organizatorska jest nie do przecenienia, zgodnie z leninowską teorią organizatorskiej roli prasy. Przyczyną braku erekcji, u co siódmego Polaka jest stres, zmęczenie, papierosy, kawa, narkotyki oraz choroby. Proszę zwrócić uwagę, że wśród przyczyn i problemów z erekcją Polaków nie wymieniono roli państwa socjalistycznego. A przecież jego grabieżcza rola jest najważniejsza w skutkach wobec” obywateli”. Skoro państwo socjalistyczne potrafi zabrać” obywatelowi” ponad 80% jego dochodów, to trudno się dziwić, że „ obywatele” wpadają w stresy, alkoholizm, biednieją i zadłużają się w złudnej nadziei, że sprawy przybiorą dla nich pozytywny obrót. Ucisk fiskalny, niepewność wobec zmienności codzienności konstruowanej przy pomocy prawa stanowionego, gwałcącego prawo naturalne, olbrzymie marnotrawstwo sił i środków, które odebrano” obywatelom”, świadome rozbijanie rodziny poprzez uchwalane demokratycznie prawo i wywracanie wszystkiego, co się da – do góry nogami. To musi odbijać się na psychice ludzi żyjących w demokratycznym państwie prawnym urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.. Jak nie będzie erekcji - nie będzie rozwoju rodziny, chyba, że wcześniej ruszy państwowy program In vitro, konstruowania ludzi w szklankach. Wtedy erekcja nie jest już potrzebna, potrzebne będą tylko pieniądze, żeby finansować konstruowanie w szklanych probówkach ludzi, a żeby mieć na te eksperymenty pieniądze, państwo musi podnieść podatki, ale umiejętnie, - tak, żeby „obywatele” nie zauważyli kolejnego ucisku fiskalnego. Wtedy to mniej boli. Dziwię się, że wobec takiego problemu - mam na myśli, społeczny problem erekcji, nie utworzono stanowiska Krajowego Konsultanta ds. Erekcji, wobec już istniejącego Krajowego Konsultanta ds. Seksualności, którym jest pan profesor Lew Starowicz. Mógłby tymczasem pełnić rolę pełniącego obowiązki Krajowego Konsultanta ds. Erekcji, do czasu jak Sejm większością kwalifikowaną głosów wybierze tego właściwego. Ważną rolę w tej sprawie mógłby odgrywać minister zdrowia publicznego, w obecnym czasie pani Ewa Kopacz z Platformy Obywatelskiej, która właśnie pojechała do Luksemburga na konsultacje w sprawie przypadków zachorowań i zakażenia się trzech (!!!) Obywateli Unii Europejskiej na terytorium Luksemburga pałeczką okrężnicy. Jeszcze dwóch w tym czasie zapadło na ptasią grypę. Też można byłoby na nasz rachunek zająć się nimi. Podpowiadam: jak w Szanghaju zachoruje jakiś Chińczyk na chińską grypę, całe ministerstwo powinno pojechać tam, żeby sprawę rozwiązać. Mniejsza o koszty, bo najważniejsze jest życie ludzkie.. Ale jakoś Chińczycy nie cierpią na problemy z erekcją, jest ich coraz więcej i więcej, nawet liczbę dziewczynek płci żeńskiej regulują, żeby ich nie było za dużo. Inna cywilizacja- niechrześcijańska. Chińska- stara jak świat, który Pan Bóg stworzył. W tym czasie jak urzędnicy Ministerstwa Zdrowia pojechaliby do Chin, można byłoby wystawić na licytację pałac przy Miodowej, żeby zaczął służyć pożytecznym celom, a nie trwonieniu pieniędzy i tworzeniu wrażenia, że bez niego nasze zdrowie jest zagrożone. Nasze zdrowie jest zagrożone wtedy, gdy istnieje Ministerstwo Zdrowia. A najbardziej są zagrożone nasze kieszenie. I ten ciągły hałas robiony wokół naszego zdrowia. Najważniejsza w Ministerstwie Zdrowia jest lista leków refundowanych warta miliardy zloty, mówi się o czterech miliardach. Kto wślizgnie się na tę listę- będzie królem farmaceutycznym? Państwo ludowo-demokratyczne dopłaca do tych leków, które znajdują się na tej czarodziejskiej liście.. Nie mam danych ile kosztuje nas utrzymanie tego wariactwa zwanego Ministerstwem Zdrowia, i ile kosztują nas same pensje urzędników zdrowia. No, bo Narodowy Fundusz Zdrowia Publicznego i lista leków refundowanych kosztuje krocie. Nie licząc łapówek, jakie biorą za dostęp do czarodziejskiej listy urzędnicy Ministerstwa Zdrowia. Kto nas wyleczy z biurokratycznej choroby, na którą zapadła Polska pod rządami Okrągłostołowców, a już szczególnie Platformy Obywatelskiej Unii Europejskiej.,? Na pewno nie Ministerstwo Zdrowia. Jak twierdzi ojciec Tadeusz: ”Diabeł i wrogowie Polski chcą nas podzielić, skłócić i do tego używają mediów.”(!!!!) Święta racja-! ojcze Tadeuszu. Ja się z ojcem w pełni zgadzam. WJR

Kosowo – Serbia – Polska Piszę ten tekst w chwili, gdy odbywa się spotkanie – konferencja prezydenta Bronisława Komorowskiego z prezydentami dwudziestu państw Europy centralnej i południowo–wschodniej. Z, dwudziestu – choć miało być ich dwudziestu dwóch. Opublikowano właśnie wiadomość, że w spotkaniu tym nie biorą udziału prezydenci Serbii i Rumunii. Dlaczego? Jest to forma protestu przeciwko zaproszeniu na to spotkanie prezydenta Kosowa. Niepodległość Kosowa zaakceptował polski Sejm ponad dwa lata temu i zaproszenie prezydenta tego państwa jest w pełni uzasadnione. Ale… Trzeba, więc przypomnieć, jak polscy parlamentarzyści odnieśli się do niepodległości Kosowa, w tym tacy, którzy raczej powinni się powstrzymać, a przynajmniej ci, którzy odwołują się do tradycji i kultury polskiej wsi i jej związków z innymi kulturami krajów słowiańskich. Niewątpliwie żyją jeszcze i są politycznie aktywne osoby, w tym posłowie, które pamiętają, jak przed wielu laty, w czasie wizyty w Polsce ówczesnego prezydenta Jugosławii, Józefa Bros-Tito grano dwukrotnie „Jeszcze Polska nie zginęła”. Na pewno wiele osób było wtedy zdumionych, że na cześć prezydenta obcego kraju Graja najpierw hymn polski, a przy tym jakoś dziwnie zniekształcony. A za chwile grają ten sam hymn już poprawnie. „Po polsku”! Otóż Polacy powinni wiedzieć, że po upadku naszego Powstania Listopadowego, przesławny wśród Serbów Wuk Karadzić, w pewnym zakresie odpowiednik naszego Oskara Kolberga, zaproponował, aby wszystkie narody słowiańskie w uznaniu waleczności o wolność Polaków, przyjęły, jako swój hymn pieśń Legionów „Jeszcze Polska nie zginęła”. I Serbia to przyjęła. I aż do upadku Jugosławii nasz Mazurek Dąbrowskiego, w nieco innej wersji, był również jej hymnem! Stąd moje zdumienie przed dwoma laty, że posłowie PSL, i nie tylko, bezrefleksyjnie głosowali za niepodległością Kosowa, choć raczej powinni się powstrzymać, pomni tego i innych związków z Serbią. Bo trzeba pamiętać, że 15 czerwca 2011 roku mija 622. rocznica tragicznej dla Serbów bitwy na Kosowym Polu, gdzie padł kwiat rycerstwa serbskiego, a Serbia aż do roku 1912 przeszła pod panowanie Turków. Ale nie tylko to. Warto i trzeba pamiętać, że po tej bitwie narodziła się sławna w literaturze europejskiej serbska epika ludowa, a jej cykle: trzeci – „Bitwa na Kosowym Polu” i czwarty – „Królewicz Marko” od dawna już uchodzą za arcydzieła literatury europejskiej. To sam wielki Goethe, jako pierwszy, rozsławił ją na całym świecie przetłumaczeniem z włoskiego „Hasaginicy”, czyli „Żony Hasan-agi”, a cykl o bohaterskim wodzu Serbów, królewiczu Marku, synu Wukaszyna, stał się legendą serbskiej epiki ludowej. Pieśni epickie Serbów i Chorwatów komentowali i tłumaczyli m.in. Herder, bracia Grimm, Walter Scot, Puszkin, Mickiewicz, Brodziński i inni. Epika serbska to temat sam w sobie zasługujący na przypomnienie w kontekście stosunków kulturalnych Polski z innymi krajami słowiańskimi. „Duch czasu” – to nie tylko pośpiech i szybkie dostosowywanie się do aktualnych tendencji – to także miejsce dla spokojnej refleksji. Nie wszystko, co nowe i „modne” musi być natychmiast akceptowane i wprowadzane w życie. Tak poniekąd było z Kosowem. Pęd etniczny nie tylko do pewnej samodzielności, ale nawet do państwowej niepodległości, czyli tworzenia odrębnego państwa, nie zawsze i nie wszystkich musi od razu i bez refleksji skłaniać do aprobaty. Brak w Warszawie prezydenta Serbii jest zupełnie oczywisty. Ale nawet Rumunia ma w tej sprawie swoje własne i inne stanowisko niż Polska, choć w Rumunii nie śpiewali „Jeszcze Polska …” O postawie Serbów wobec naszych zrywów narodowych i ich związkach z polską kulturą, polscy parlamentarzyści wiedzą chyba niewiele. Szkoda.

Antoni Śledziewski, http://mercurius.myslpolska.pl

Szkoda, iż autor artykułu nie wspomniał, iż „państwo” Kosowo oraz „naród” Kosowarów został powołany wyłącznie na potrzeby USRaela, który posiada tam wielką bazę Camp Bondsteel – a rządzą nim bandyci i gangsterzy. – admin

„Demokratyzacja USA” – gułagi na dożywocie za podejrzenie terroryzmu Kongres USA po cichu zatwierdził w zeszłym tygodniu ustawę dającą uprawnienia dla rządu amerykańskiego do zamykania na czas nieograniczony osób podejrzanych o terroryzm, nawet bez formalnego oskarżenia czy też wyroku. Ustawa była sponsorowana przez Johna McCaina i Joe Liebermanna – etatowych agentów NWO w Kongresie USA. Zamknięci na czas nieograniczony, czyli nawet na dożywocie, będą całkowicie pozbawieni jakichkolwiek praw – będzie można ich do woli torturować czy nawet zabić, bez jakichkolwiek skutków prawnych – wystarczy tylko zaznaczyć, że tortury były potrzebne do zdobycia ważnych informacji. O adwokatach czy też jakimkolwiek procesie można już zapomnieć. Ustawa nie rozróżnia obywateli od nie-obywateli USA. Ustawa nie precyzuje, co oznacza „podejrzenie o terroryzm” – może to być, więc cokolwiek – krytyka rządu czy też opinia na temat zamachu na WTC. Każda osoba, która się nie spodoba urzędnikom państwowym może być od tej zniknąć na zawsze bez słowa wyjaśnienia. Takie uprawnienia dostaje też armia amerykańska, która od tej pory może zacząć pacyfikować społeczeństwo pod hasłem wojny z terroryzmem. Oczywiście, nie musi to być ograniczone do terenu USA… Widać, więc wyraźnie, że pogłoski o obozach koncentracyjnych, milionach trumien, gilotynach czy pociągach śmierci wcale nie muszą być fantazją. Obozy FEMA istnieją i na pewno są przygotowane w jakimś celu. System, który jest tworzony dla Amerykanów zaczyna do złudzenia przypominać Rosję Sowiecką, gdy mordowano na podstawie donosu (np. o antysemityzm) miliony niewinnych ludzi. Jest jednak zasadnicza różnica – Rosjanie zostali niemal dokładnie rozbrojeni, poza tym po wojnie większość była na skraju nędzy. Amerykanie nadal mają spore zasoby materialne, ale przede wszystkim ponad 200 mln sztuk broni. Tego typu ustawy są więc łapaniem się brzytwy przez tonących prawdziwych terrorystów, którymi jest piąta kolumna rodem z Wall Street w amerykańskim rządzie. Można też przypuścić, że tego typu prawa wprowadzane są przed kolejnym aktem terroru, który przygotowywany jest przez globalistów na Amerykę. Kilka dni temu, w programie Alexa Jonesa, agent nr 1 amerykańskiego wywiadu, Steve Pieczenik potwierdził taką możliwość. Ostrzegł jednak, że jeśli w USA dojdzie do zamachu terrorystycznego to dojdzie do krwawej rewolucji, podczas której wszyscy terroryści rodem z Wall Street zostaną po prostu wymordowani. Społeczeństwo, bowiem ma dość tej okrutnej gry, której celem jest zniszczenie Republiki i stworzenie prywatnego totalitarnego rządu światowego.

Enemy Belligerent Interrogation, Detention, and Prosecution Act of 2010

Komentarz RussiaToday http://www.youtube.com/watch?v=gTp76ZV-pjk

Lista obozów koncentracyjnych w USA: http://www.apfn.org/apfn/camps.htm

Porównanie ZSRR i USA http://members.localnet.com/~obadiah1/usa_ussr.html

http://monitorpolski.wordpress.com

Ks. Isakowicz-Zaleski: Byłem niemile widziany - Na pochyłe drzewo każda koza wejdzie. Uległość wobec nacjonalistów ukraińskich, brak stanowczości, brak zdecydowania pokazuje, że może być tylko gorzej – mówi portalowi Fronda.pl ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Tłumaczy, dlaczego nie bierze udziału w bardzo ważnej dla Ormian uroczystości. Fronda.pl: Dziś we Lwowie odbywa się uroczystość pochowania Abp Józefa Teodorowicza na Cmentarzu Orląt Lwowskich. Był on przedwojennym zwierzchnikiem kościoła ormiańskiego. Dlaczego nie pojechał ksiądz na te uroczystości? Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Ich organizatorzy – Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa – nie życzyli sobie mojej obecności we Lwowie. Mówiło się pokątnie, że nie powinienem tam być, że to zakłóci uroczystość. Drugim powodem mojej nieobecności jest sprzeciw nacjonalistów ukraińskich wobec tej uroczystości. Po rozmowie z władzami kościelnymi powiedziałem, że jeśli moja osoba ma być przeszkodą dla godnego pochówku śp. Arcybiskupa, to oczywiście nie pojadę.

Był ksiądz oficjalnie zaproszony? Ani ja osobiście, ani moja parafia nie otrzymaliśmy zaproszeń na uroczystość we Lwowie. Pominięto nas podczas ich rozsyłania. Myślę, że to nie jest w porządku.

Organizatorzy mówili księdzu, że nie powinien ksiądz jechać? Mam żal do ministra Andrzeja Kunerta, szefa ROPWiM. Choć rozmawiałem z nim, nigdy nie powiedział, wprost, że dla dobra sprawy nie powinienem jechać do Lwowa. Gdyby tak zrobił, ja bym to przyjął.

Dziś minister Kunert powiedział „Rzeczpospolitej”, że gdy czyta księdza wpisy na blogu ma wrażenie, że chce ksiądz zepsuć lwowską uroczystość. To oczywiście pomówienie. Minister Kunert reprezentuje skrajną poprawność polityczną. Od samego początku uroczystość chciał zrobić po cichu, bez przemówień, bez transparentów. Jego pracownicy dzwonili do różnych organizacji, by nie przynosić transparentów, nie przemawiać. Sądzę, że postawa szefa Rady wynika z jego lęku. On działa tak, jakby chciał zrobić to po cichu, bez rozgłosu, żeby problem został odfajkowany. Nie wziął w ogóle pod uwagę uczuć ludzkich.

Kim dla Ormian jest Abp Teodorowicz? To niesłychanie ważna postać dla naszego środowiska. On jest tym, czym dla Polaków kardynał Stefan Wyszyński. Jego pochówek powinien być godny, a nie typowo urzędniczy. Ta uroczystość to wielka sprawa dla Ormian. Czekaliśmy na to czterdzieści lat. I minister nie powinien decydować, kto może przemawiać.

Po raz kolejny można odnieść wrażenie, że ksiądz swoją działalnością uważany jest za zagrożenie dla polsko-ukraińskich relacji. To jest dla mnie śmieszne. Ja jestem zwykłym, skromnym księdzem. Jeżeli przyjaźń polsko-ukraińska ma ucierpieć z powodu jednej osoby, to oznacza, że ona jest zbudowana na fałszywych fundamentach. Ja przez cały czas dopominam się o prawdę o ludobójstwie dokonanym przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach. Upominam się o to, by stawiać krzyże, upamiętniać straszną zbrodnię. Widzę wyraźnie, że to jest prawda niewygodna. Abp Józef Teodorowicz za życia i po śmierci również był persona non grata. Uważano, że angażuje się w działania społeczne i polityczne.

A może lepiej milczeć na temat zbrodni wołyńskiej i nie poruszać tego tematu w kontaktach z Ukrainą? W Ewangelii jest wyraźnie napisane: poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli. Przenosząc to powiedzenie na sprawy historyczne, trzeba powiedzieć, że tylko prawda o ludobójstwie może uzdrowić relacje polsko-ukraińskie. My nie jesteśmy narodami skłóconymi, skłóceni są politycy. To bardzo rzutuje na nasze relacje. Na Wschodzie jest coraz więcej cmentarzy i mogił bez krzyży. I do tej pory, ani rząd polski, ani ukraiński, ani Rada Pamięci Walk i Męczeństwa nie postawiły tam, ani pomnika, ani krzyża. Nie zgadzam się z tym, że należy się chować w tej sprawie. Przecież na Wołyniu zostali zamordowani nasi krewni. Z mojej rodziny zginęło jedenaście osób. Ja nie mogę mówić, że zgadzam się z polityką prowadzoną przez ministra Kunerta. Jest takie powiedzenie: na pochyłe drzewo każda koza wejdzie. Uległość wobec nacjonalistów ukraińskich, brak stanowczości, brak zdecydowania pokazuje, że może być tylko gorzej.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Raport NIK: przed Euro 2012 jesteśmy w proszku W przygotowaniach do Mistrzostw Europy w piłce nożnej zrobiliśmy postępy, ale ilość opóźnień i zarzuconych przedsięwzięć jest tak duża, że może to zagrażać przebiegowi imprezy – wynika z raportu przygotowanego przez NIK. – Ostrzegaliśmy o opóźnieniach. Zarzucano nam czarnowidztwo. Cóż, smutno powiedzieć, że mieliśmy rację – mówił w TVN24 rzecznik NIK, Paweł Biedziak. Sejm miał wysłuchać dzisiaj sprawozdania ministra sportu z realizacji przedsięwzięć na Euro 2012, ale zostało ono przełożone. Największe opóźnienia dotyczą modernizacji infrastruktury drogowej. Nie uda się oddać do użytku 14 odcinków dróg o łącznej długości 403,9 km. Niestety dotyczy to siedmiu odcinków autostrad, określonych, jako kluczowe i siedmiu odcinków dróg ekspresowych.

Niewesoło na kolei Są problemy z modernizacji stacji kolejowych w Polsce – mówi rzecznik NIK. Budowlańcy mogą m.in. nie zdążyć z modernizacją dworca Warszawa-Wschodnia. Kontrolerzy zwracają uwagę także na dworzec Poznań Główny i Warszawa Zachodnia oraz problemy w przebudowie dworca Warszawa Stadion. Modernizacja Dworca Zachodniego w Warszawie wydaje się znacząca dla obsługi ruchu pasażerskiego w węźle warszawskim, ale nie rozpoczęto tam nawet prac rozbiórkowych i remontowych. Kibice mogą mieć kłopoty z przemieszczaniem się w obrębie samych miast-gospodarzy. We wszystkich czterech aglomeracjach NIK stwierdziła opóźnienia, przesunięcia harmonogramów oraz ograniczenia w inwestycjach realizowanych w transporcie miejskim. W budżecie na 2011 r. nie zapewniono odpowiednich środków na realizację Programu Bezpieczeństwa Euro 2012 oraz promocję Polski w związku z organizacją Mistrzostw. Koszt 86 projektów, koniecznych do zapewnienia bezpieczeństwa podczas imprezy oszacowano na 200 mln zł. W budżecie nie zabezpieczono środków finansowych na ponad jedną czwartą tej sumy – raportuje NIK.

Kontrola wykazała też, że stadiony, na których mają być rozgrywane mistrzostwa będą gotowe, ale niektóre obiekty zostaną przygotowane na ostatnią chwilę. Pozytywnym akcentem jest modernizacja i rozbudowa portów lotniczych. Najbardziej znaczące opóźnienie w stosunku do harmonogramu ma miejsce przy rozbudowie Portu Lotniczego w Poznaniu.

http://www.rp.pl/

Czy ktoś może jest zaskoczony? – admin.

Schizofrenia Ministra Sawickiego Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi Marek Sawicki rozesłał ostatnio listy do polskich europosłów, w którym apeluje do nich o podjęcie pilnych działań w sytuacji, kiedy zagrożona jest przyszłość naszego rolnictwa. Apel ten jest związany z przyjęciem przez Komisję Rolnictwa Parlamentu Europejskiego raportu niemieckiego europosła Alberta Dess’a dotyczącego przyszłości unijnego rolnictwa po roku 2013. Nie ma w nim niestety postulatu wyrównania poziomu dopłat bezpośrednich w starych i nowych krajach członkowskich. Działanie takie jest albo zachowaniem schizofrenicznym albo minister poszukuje nerwowo alibi Jedynym europosłem z Polski, który głosował przeciwko temu raportowi był Janusz Wojciechowski z PiS, choć członkami Komisji Rolnictwa są jeszcze posłowie Jarosław Kalinowski i Czesław Sikorski z PSL i Wojciech Olejniczak z SLD. Prawie jednogłośne przyjęcie tego raportu przez Komisję Rolnictwa PE przesądza, że zostanie on przyjęty w podobnym kształcie także przez Parlament Europejski, co oznacza, że na forum tej instytucji sprawa wyrównania dopłat bezpośrednich po roku 2013 przez Polskę i wszystkie nowe kraje członkowskie, zostanie ostatecznie przegrana. Apelowanie przez Ministra Sawickiego do polskich europosłów następuje przynajmniej o pół roku za późno, bo to mniej więcej wtedy powstawały założenia do tego raportu europosła Dess’a. Ponieważ ten parlamentarzysta jest członkiem największej frakcji w PE – Europejskiej Partii Ludowej, do której należą europosłowie z PO i PSL, to właśnie wtedy ci posłowie mogli forsować umieszczenie postulatu wyrównania dopłat, korzystając ze wsparcia należących do tej frakcji, posłów z nowych krajów członkowskich. Nic takiego się niestety nie stało, Minister Sawicki nie był wtedy aktywny, nie byli aktywni posłowie z PO i PSL i skutek jest taki, że na etapie głosowania całego raportu przez PE nie ma szans na przepchnięcie poprawek, które w zasadniczy sposób zmieniałyby jego kształt. Ba, Minister Sawicki na forum Rady Ministrów Rolnictwa UE w dniu 17 marca tego roku, sam podpisał się pod komunikatem, przygotowanym przez prezydencję węgierską, w którym wykreślono jednolite płatności obszarowe po roku 2013. Został zresztą za to pochwalony publicznie przez Ministra Rolnictwa Francji Bruno Le Meire, który wyraził uznanie dla Polski, że po raz pierwszy zgodziła na wykreślenie zwrotu „flat rate”, czyli jednolitej stawki płatności w całej UE z dokumentu dotyczącego kształtu rolnictwa po roku 2013. Problem wyrównania dopłat bezpośrednich pomiędzy startymi i nowymi państwami członkowskimi z punktu widzenia przyszłości polskiego rolnictwa jest jego być albo nie być. Gdy znoszona jest ochrona celna unijnego rynku płodów rolnych i wyrównują się koszty wytwarzania w nowych i starych krajach członkowskich, utrzymywanie sytuacji, w której hektar użytków rolnych w Niemczech wspiera się kwotą 350 euro, a w Polsce kwotą tylko 190 euro, jest na dłuższą metę nie do wytrzymania dla naszego rolnictwa. Sumarycznie chodzi o kwotę przynajmniej 1,1 mld euro rocznie więcej na dopłaty bezpośrednie, na które do tej pory otrzymujemy blisko 3 mld euro rocznie, podczas gdy porównywalne obszarowo z naszym włoskie rolnictwo, blisko 6 mld euro rocznie. Faktycznie, więc mamy do czynienia z dwoma różnymi poziomami finansowania rolnictwa w starych i nowych krajach członkowskich i niestety wszystko wskazuje na to, że tak samo będzie po roku 2013. Minister Sawicki nie dostrzegał tego problemu przez 3 lata swojego urzędowania, nie przekonał do forsowania wyrównania dopłat na forum Rady UE, ani Premiera Tuska, ani Prezydenta Komorowskiego, wreszcie nie przekonał rządu do wprowadzenia tego postulatu do priorytetów polskiego przewodnictwa w Unii. Spóźnił się także z inspirowaniem swoich kolegów europarlamentarzystów z PO i PSL, aby pilnowali tej kwestii podczas prac Komisji Rolnictwa PE, wreszcie sam podpisał się pod wykreśleniem jednolitej stawki płatności na hektar z dokumentu sygnowanego przez ministrów rolnictwa wszystkich krajów członkowskich. W tej sytuacji pisanie teraz listów do europarlamentarzystów, aby bronili polskiego rolnictwa, kiedy sprawa wyrównania dopłat wydaje się przegrana jest albo zachowaniem schizofrenicznym albo minister poszukuje nerwowo alibi, przed nachodzącymi wyborami parlamentarnymi. Bo jeżeli polscy rolnicy dowiedzą się, kto w tej sprawie zawalił, to nie tylko sam Minister Sawicki może mieć kłopoty z dostaniem się do Parlamentu, ale takie kłopoty może mieć cała jego formacja. Zbigniew Kuźmiuk

Katyń: historia rosyjskich uników W majowym numerze „Woprosy Istorii” (Problemy Historii), pisma wydawanego m.in. przez Rosyjską Akademię Nauk, Inessa Jażborowska opisuje sprawę Katynia i polityczną walkę, jaka się rozpętała po upadku Związku Sowieckiego. Tekst został opublikowany w naukowym periodyku, nie ma więc on oddziaływania ogólnospołecznego. Ważne jest jednak odnotowanie różnych perspektyw rosyjskich naukowców, aby ukazać polskiemu Czytelnikowi, że są w Rosji naukowcy walczący o prawdę wbrew politycznym naciskom. Sama Autorka jest postrzegana przez opisujących ją redaktorów portalu regnum.ru jako rzeczniczka polskich interesów. Pewne fakty, które przytacza, pozwalają zrozumieć szeroki kontekst „sprawy katyńskiej”. Dla Autorki, znanej w Polsce jako obrończyni prawdy historycznej o Katyniu, mord polskich oficerów to „symbol i punkt kulminacyjny” konfliktu sowiecko – polskiego, który uniemożliwia Rosjanom i Polakom normalne, wspólne sąsiedztwo. Rosyjska historyk przypomina podstawowe fakty ze stosunków polsko – rosyjskich w zakresie historii katyńskich akt: przekazanie w 1987 roku przez Gorbaczowa pierwszych dokumentów gen. Jaruzelskiemu, oraz zainteresowaniu sprawą przez szefa KGB Aleksandra Szelepina (1959 r.). Także komisja Burdenki, która za zbrodnię katyńską obwiniała nazistów jest przypomniana w tekście. W rozważaniach Jażborowskiej ważniejsze od faktów są jednak procesy, które Autorka wskazuje – procesy na ogół w Polsce znane.

Zgoda, Katyń to robota sowiecka, ale… Postawa Gorbaczowa, który postanowił odkryć tajemnicę katyńską, zrodziła problem przyjęcia na siebie wielkiej odpowiedzialności za zbrodnię. W ten oto sposób zrodziła się sprawa „Anty-Katynia”, czyli „wybielania win”. Michaił Gorbaczow wydał 3 listopada 1990 roku instrukcję, w której polecił prokuraturze przyśpieszyć badanie sprawy katyńskiej, ale jednocześnie w punkcie 9. instrukcji zalecił różnym instytucjom znalezienie politycznej przeciwwagi, konkretnej szkody, jaką Polska miała wyrządzić stronie sowieckiej. Uznano, że dobrym pretekstem będzie los żołnierzy Armii Czerwonej, którzy trafili do niewoli w czasie wojny polsko – bolszewickiej w latach 1919-1921 i w większości zmarli w obozach jenieckich. Jażborowska charakteryzuje ofiary masowych egzekucji i wylicza grupy zawodowe i wiekowe, jakie były wśród ofiar mordu katyńskiego. Podkreśla, że zginęła tam przede wszystkim elita Rzeczpospolitej, bez względu na wyznanie czy pochodzenie. Tu pojawia się komentarz portalu regnum.ru , który wykazuje domniemaną sprzeczność u Jażborowskiej. Autorka twierdzi, że zbrodnia katyńska była ludobójstwem, choć przecież taka kwalifikacja wymaga dobrania ofiar pod względem etnicznym – a Autorka (jak podkreśla portal) wykazuje, że ich pochodzenie etniczne było różne. Na łamach portalu ARCANA możemy znaleźć wyjaśnienie tej pozornej sprzeczności w artykule dra Marka Kornata.

Rosja niewinna, odszkodowań nie będzie Ważnym etapem polsko – rosyjskich relacji na tle sowieckiego ludobójstwa był gest Borysa Jelcyna, który w październiku 1992 roku za pośrednictwem specjalnego wysłannika, przekazał Polsce kopie kolejnych akt katyńskich. Dokumenty potwierdzały winę Sowietów, były to m.in. decyzje Biura Politycznego i notatki Szelepina. Jednocześnie 17 października 1992 prezydent Federacji Rosyjskiej powiedział w wywiadzie dla Telewizji Polskiej, że „Rosja nie może przyjąć odpowiedzialności za zbrodnię katyńską”. Obaj prezydenci – Lech Wałęsa i Borys Jelcyn zgodzili się co do tego, że Polska nie ma wobec Rosji żadnych roszczeń materialnych. W rok później Borys Jelcyn, przy okazji swojej wizyty w Polsce przeprosił Polaków za Katyń.

Wycofywanie się Na tym jednak, zdaniem Jażborowskiej, kończy się pomyślne rozwiązywanie sprawy, bowiem już 13 czerwca 1994 roku nastąpiła decyzja o zamknięciu sprawy karnej nr 159. W 2001 roku prezydent Władimir Putin miał zadeklarować możliwość kompensacji finansowej tym Polakom, którzy zostali deportowani w głąb Rosji. Wysokość kompensaty równałaby się zwrotowi kosztów podróży(sic!).

Co dalej? W maju 2005 roku naczelny prokurator wojskowy Federacji Rosyjskiej Sawenko oświadczył, że zbrodnia katyńska nie była ludobójstwem. W 2008 roku prokurator Chamowniczeski miał powiedzieć, że sprawę Katynia należy rozwiązać na płaszczyźnie politycznej, gdyż to tu tkwi problem niemożności wyjaśnienia tej sprawy. Obecnie sprawa katyńska rozstrzyga się na płaszczyźnie międzynarodowej – zajmuje się nią Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Jażborowska podkreśla, że sprawą anty-Katynia nie da się długo grać, gdyż należy ją po pierwsze: rozstrzygać osobno od wydarzeń z 1940 roku, a po drugie żołnierze Armii Czerwonej zginęli w obozach jenieckich nie w wyniku rozstrzelania, ale głównie w wyniku epidemii przywleczonych z frontu. Autorka wspomina też o wielokrotnych próbach zawyżania liczby zmarłych jeńców. W omówieniu artykułu, jakie publikuje portal regnum.ru, poruszone są też kwestie zapisów prawa międzynarodowego oraz kwalifikacji ludobójstwa w prawie rosyjskim i polskim. Wizyta polskiej delegacji z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele, która miała się odbyć 10 kwietnia 2010 roku, mogła zapoczątkować nowy kurs w relacjach polsko – rosyjskich w kontekście katyńskim.Tekst zakończony jest stwierdzeniem, że ostateczne wyjaśnienie sporu i jego prawne rozwiązanie jest zależne od woli głów państw – Dmitrija Miedwiediewa i Bronisława Komorowskiego… Inessa Jażborowska jest absolwentem Wydziału Historycznego Uniwersytetu Moskiewskiego. Jest profesorem historii, autorem ponad 300 prac naukowych, w tym 10 monografii. W Polsce wydano m.in. książkę jej współautorstwa: Katyń. Zbrodnia chroniona tajemnicą państwową. Źródło: regnum.ru

Pluralizm III RP Przez media III RP przelewa się ostatnio lawina tekstów protestujących przeciw niecnym oskarżeniom o strategię wykluczenia, którą podobno uprawia się w tym, najdoskonalszym z możliwych, państwie. Od momentu powstania w tych samych mediach funkcjonowało ono, jako wcielenie historycznej sprawiedliwości. Uznawały one, że każdy w dzisiejszej Polsce zasłużył na to, co ma, a narzekać mogą jedynie oszołomy i nieudaczniki, co na jedno wychodzi. Dziś ton się nieco zmienił i słyszymy, że krytycy sami sobie przeczą, gdyż przecież jakąś karierę naukową zrobili, publikują gdzieś, a nawet zdobyli jakąś publiczność. Paweł Śpiewak zauważa, że prof. Zdzisław Krasnodębski mówi o wykluczeniu, bawiąc się eleganckim kapeluszem, Adam Leszczyński wskazuje, że w klimatyzowanym klubie na Chłodnej zjawisko to analizują prof. UJ Andrzej Nowak i niżej podpisany, autor książek, które znajdują pozytywne recenzje, Tomasz Lis, wpatrując się w lusterko, wywodzi o ślinie tych, którzy nie tylko jej mają za dużo, a Janina Paradowska… Przyznać trzeba, że gdyby: Krasnodębski miął w rękach podarty kaszkiet, Nowakowi na czas, jak Pawłowi Zyzakowi, zablokowano by doktorski przewód (magisterkę niestety zdobył w PRL), mnie nie opublikowano żadnej książki i zbieralibyśmy się przy trzepaku, podając sobie z ręki do ręki butelczynę arizony – o, wtedy wszystko byłoby na miejscu, jak w „Kabareciku” Olgi Lipińskiej. Wynika jednak z tego, że i w III RP robiono błędy, oszołomom pozwolono wyrwać się ze skansenu, a oni, niewdzięczni, ośmielają się jeszcze pokrzykiwać o niesprawiedliwości. Nic dziwnego, że celem establishmentu dziś jest zapędzenie watahy, której nie udało się dorżnąć, do rezerwatu, otoczenie jej kordonem sanitarnym, jak ujął to nowy nabytek salonu, nieoceniona Joanna Kluzik-Rostkowska, a wtedy wszystko wróci do normy. Wtedy można będzie jej nawet pozwalać wywnętrzać się w niszowych publikacjach.

Bronisław Wildstein

Gen. Sławomir Petelicki: "Polacy muszą się sami szanować, żeby szanowali ich inni." Apel byłego dowódcy najlepszej polskiej jednostki specjalnej GROM. Panie i Panowie! Zwracam się do Was z następującą prośbą: Nie dajcie się nabierać zakłamanym politykom wspieranym przez armie PRowców i posłuszne im media. . Niedawno chcąc odwrócić uwagę od rozbabranych dróg, mostów stadionów kolei i wielu innych pseudo sukcesów tych nieudaczników straszyli was atakiem ,,stadionowych bandytów. Kibice nie dali się sprowokować i pokazali KLASĘ! Sobotnia Rzeczpospolita informuje, że mimo to zatrzymano osoby podejrzane o rozpostarcie na stadionie transparentu z napisem ,Tola ma Donalda DONALD MA TOLE,, Zatrzymywanie ludzi którzy śmieją się z premiera nic nie pomoże bo premier bez niczyjej pomocy ośmiesza się sam tracąc głowę na widok dekoltu dziennikarki. PRowcy załamali ręce ale na poczekaniu wymyślili temat zastępczy. Z przeprowadzonych badań wynikło im, że obywatele ucieszyli się z wyroku uniewinniającego żołnierzy sadzonych w sprawie Nangar Khel. Wiec premier i minister Obrony już się solidaryzują z żołnierzami i ich rodzinami. Ale nie koniec na tym. PRowcy wymyślili, że trzeba zakryć walące się schody Stadionu Narodowego i powierzenie chińskiej firmie krzak budowy jednej z najważniejszych autostrad w Polsce. Teraz mamy zbiorowo zająć się tym kto doprowadził do tego że żołnierzom w sprawie Nangar Khel postawiono tak ciężkie zarzuty i dlaczego proces trwał tak długo. Myślę, że warto powiedzieć politykom żeby dali spokój żołnierzom! Oni nie czują się bohaterami. Jest im przykro,że z jednej strony oddano ich pod dowództwo USARMY a z drugiej dano im moździerze i koziołkująca amunicje pamiętająca czasy Układu Warszawskiego. (w czasie eksperymentu amunicja ta spadła 800 metrów od celu o mało nie zabijając pracującego w tym rejonie sapera). W wyniku bałaganu wojennego zginęli niewinni cywile. Ale żołnierze i ich rodziny stracili 4 lata! A inni żołnierze być może zostali ranni lub nawet stracili życie, bo bali się strzelać. Jeśli coś jeszcze w tej sprawie jest do wyjaśnienia to trzeba to wyjaśnić. Ale w żadnym wypadku nie wolno wykorzystywać tej tragedii do zakrywania innych przestępstw, za które politycy muszą odpowiedzieć. Bo bałagan, do jakiego doprowadzili politycy, a nie żołnierze i kibice, to wielkie przestępstwo, za które winni muszą stanąć przed Trybunałem Stanu. Ten sam bałagan, brak kontroli, kumoterstwo i nieudacznictwo, które doprowadziły do kompromitacji stoczniowej (Katar), stadionowej, drogowej i kolejowej doprowadziły do Katastrofy Smoleńskiej. To ci sami niekompetentni nieudacznicy odpowiadają za to wszystko! I czym dłużej Panie i Panowie będziecie ich tolerować tym więcej jeszcze złego zrobią. Ale jeśli chcecie na nich głosować to głosujcie. Proszę was jednak o to żebyście nie dawali się nabierać i odwracać swojej uwagi żołnierzami z Nangar Khel i Kibicami. Bo jak przyjdzie taki moment ,ze ktoś będzie musiał was bronić to zrobią to żołnierze i zmienieni w obronę terytorialna kibice. A większość polityków jak w 1939 roku ucieknie za granicę. Mam nadzieję, że po wyborach ( tak jak to miało miejsce w większości krajów NATO) audytorzy zewnętrzni z USA i Wielkiej Brytanii ocenią jak wielkie zniszczenia w naszych Siłach Zbrojnych dokonały się w ciągu ostatnich czterech lat. Bo w tym, że były to najgorsze lata dla Wojska Polskiego od II Wojny Światowej nikt poza premierem i ministrem Obrony Narodowej nie ma wątpliwości. Już nawet przychylnie nastawione do premiera FAKTY TVN nie wytrzymały i przedstawiły wczoraj o godz.19.20 kompromitujące rząd sceny z plaży w Kołobrzegu. Przebywający tam z wizytą PRowską minister Obrony Narodowej Bogdan Klich demonstrował plażowiczom sprzęt saperski na tle młodych Niemców, którzy biegali na golasa. To nie żart Szanowni Państwo tylko ilustracja staropolskiego przysłowia ,,JAKI PAN TAKI KRAM!

P.S. Niejednokrotnie pisałem, że Polacy muszą się sami szanować, żeby szanowali ich inni. Na szczęście większość Polaków to odważni Ludzie Honoru. U polityków jest odwrotnie .Większość to ludzie bez honoru. Do wyborów nic na to nie poradzimy. Ale prezydent został wybrany niedawno, więc czuję się w obowiązku dać mu kolejną dobra radę. Niedawno w wywiadzie dla portalu ONET mówiłem, że jako zwierzchnik Sił Zbrojnych - prezydent, powinien po ułaskawieniu przyjąć żołnierzy sadzonych za Nangar Khel i i ich rodziny. Nie, dlatego żeby robić z nich bohaterów, bo oni bohaterami się nie czują. Ale żeby dać społeczeństwu wyraźny sygnał, że prezydent nie pozwoli więcej pomiatać żołnierzami. Teraz dam prezydentowi kolejna radę. Jestem członkiem Special Forces Club w Londynie. Do tego legendarnego miejsca nie można wejść bez marynarki i krawata. Dla mnie, jako Polaka o wiele ważniejszym miejscem jest Pałac Prezydencki, w którym Prezydent RP wręczył Sztandar Jednostce Wojskowej GROM im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej. W tym tez Pałacu otrzymałem z rąk Prezydenta RP trzy wysokie odznaczenia i nominacje generalską. Wiem jak wzruszeni są ludzie, którzy w tym szczególnym miejscu są odznaczani. Panie Prezydencie przez szacunek dla tych zasłużonych ludzi proszę wydać zakaz wpuszczania na uroczystości osób w kroksach bez marynarek i bez krawatów! Czołem. Sławomir Petelicki generał GROM-u

TW Daniel z „Polityki” Daniel Passent, publicysta „Polityki” informował Służbę Bezpieczeństwa m.in. o Zygmuncie Kałużyńskim – wynika z dokumentów IPN zamieszczonych w książce pt. „Filmowcy w matni bezpieki” Filipa Gańczaka, która właśnie ukazała się na rynku. Co ciekawe Zygmunt Kałużyński, znany krytyk filmowy sam był zarejestrowany jako kontakt poufny „Literat” . W swojej książce, na stronie 99 Gańczak pisze: „Wiedzę o Kałużyńskim bezpieka czerpie także z innych źródeł. KP „Daniel” informuje, że 19 września 1961 roku widział Kałużyńskiego na przyjęciu u dyplomaty Franka Jonesa. Z dokumentów IPN wynika, że „Daniel” to dziennikarz „Polityki” Daniel Passent. (…) „Daniel” charakteryzował Kałużyńskiego, jako szeroko cenionego krytyka filmowego bardzo przyjemnego w bezpośrednim obcowaniu, lecz w pewnym sensie dziwaka. Dziwactwo jego wyraża się w tym, że zimą chodzi w samym garniturze a latem często spotkać go można w butach bez skarpet. (…) Z dokumentów IPN wynika, że „Daniel” opisał przyjęcie u Jonesa i poruszaną podczas rozmowy tematykę dotyczącą USA i Związku Radzieckiego. W książce Gańczaka, który skoncentrował się na środowisku filmowców i krytyków, nie ma opisu całości dokumentów na temat Daniela Passenta, które znajdują się w IPN. Według nich Passent, absolwent studiów w Leningradzie, został zarejestrowany, jako TW „John” i „Daniel” na zasadzie dobrowolności. Z dokumentów IPN wynika, że dostarczał służbom specjalnym PRL informacji o cudzoziemcach i przyjął pieniądze na cele operacyjne, Zaciekły przeciwnik lustracji – po ujawnieniu w 2007 roku przez „Misję specjalną” TVP1 dokumentów z IPN i faktu jego rejestracji Passent wystąpił o autolustrację. Sądy lustracyjne dwóch instancji odmówiły mu, argumentując, że nie pełnił on funkcji publicznej w rozumieniu obowiązującej ustawy lustracyjnej. niezalezna.pl

Prokurator generalny chroni komunistycznych zbrodniarzy? Prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej musieli umorzyć wszystkie sprawy dotyczące zbrodni komunistycznych, jeśli nie dotyczą zabójstwa. Tym, którzy nie zastosują się do zaleceń Prokuratora Generalnego, grozi postępowanie dyscyplinarne. W ostatnim roku oddziałowe komisje IPN umorzyły 219 spraw o tzw. zbrodnię komunistyczną zagrożoną karą do pięciu lat więzienia. W ciągu roku odmówiono wszczęcia kolejnych 21 spraw, 16 – umorzył sąd. Wszystkie dotyczy przestępstw innych niż zabójstwo, dotyczą głównie funkcjonariuszy MO i SB, którzy pacyfikowali strajkujących czy demonstrantów w latach 70. i 80. Dzięki wprowadzeniu definicji „zbrodni komunistycznej” w ustawie o IPN, możliwe miało być ściganie komunistycznych przestępstw. W ustawie tej znalazł się zapis wydłużający termin przedawnienia tych zbrodni. Jednak w 2010 roku Sąd Najwyższy, zajmując się pacyfikacją radomskich strajków z lat 70., uznał jednak, że przestępstwa przedawniły się już w 1995 r.

Choć uchwała SN nie jest wiążąca dla sądów powszechnych, prokurator generalny w stanowisku z 11 sierpnia 2010 roku, zaaprobował w pełni orzeczenie SN. Niezastosowanie się do wytycznych Andrzeja Seremeta grozi śledczym nawet postępowaniem dyscyplinarnym. – To związało nam ręce, postawiło nas pod ścianą, zabrało nam niezależność w podejmowaniu decyzji – opowiada jeden z prokuratorów komisji proszący o anonimowość. – Możemy się nie zgadzać z oceną sądów, ale musimy je szanować. To są zasady państwa prawa, które musi mieć jednolitą linię orzecznictwa, inaczej doszłoby do anarchii – mówi z kolei Maciej Schulz z gdańskiej komisji. Wiele osób pokrzywdzonych w PRLu żaliło się w sądach na umorzenia. Te jednak utrzymywały w mocy decyzje śledczych. Orzeczenie SN oraz umarzanie spraw o zbrodnie komunistyczne ma jeszcze jeden skutek. Esbecy skazani za komunistyczne zbrodnie składają obecnie wnioski kasacyjne od swoich wyroków. Powołują się przy tym na orzeczenie Sądu Najwyższego, żądają uniewinnienia. – Tak, są takie przypadki – przyznaje Andrzej Arseniuk, rzecznik IPN. – Przez „sprawiedliwość” tych czasów triumfuje „sprawiedliwość” tamtych czasów. Komunistycznych zbrodniarzy może już, co najwyżej osądzić historia. My już nie – komentuje w „Rzeczpospolitej” jeden z prokuratorów IPN. rp.pl • fronda.pl

Zachwyt obowiązkowy „Warto, bowiem zobaczyć, kto się dziś cieszy” Trzymanie polskiego społeczeństwa w politycznym matriksie trwa w najlepsze. Świadczy o tym bardzo dobrze sobotnie święto – rocznica wyborów z 4 czerwca 1989 roku. Od lat serwuje się Polakom, że były to pierwsze demokratyczne wybory w Polsce, po których powstał pierwszy niekomunistyczny rząd, Tadeusza Mazowieckiego. Nawet na poziomie suchych faktów opinia publiczna jest stale okłamywana. Ani wybory nie były, bowiem demokratyczne, (bo tylko około 1/3 mandatów było obsadzanych w tej sposób), ani rząd Mazowieckiego nie był niekomunistyczny, (bo zasiadało w nim kilku działaczy PZPR – m.in. Kiszczak i Siwicki). Jednak propaganda trwa w najlepsze, łączy się ona, bowiem z ogólnomedialnym i politycznym zachwytem dotyczącym polskiej transformacji ustrojowej. Przy okazji świąt związanych z transformacją warto zadać sobie zawsze pytania, czy usłyszymy, choć słowo krytycyzmu pod adresem przemian? Czy usłyszymy, choć słowo o fatalnych skutkach tych przemian, o fatalnych decyzjach, które włączyły ludzi budujących reżim PRLowski (w tym ludzi służb specjalnych) w III RP? Czy usłyszymy o decyzjach, które spowodowały wyprzedanie majątku narodowego w ręce tych, którzy budowali reżim autorytarny przez 89 rokiem? Czy usłyszymy o wypchnięciu na margines ludzi, którym Polska zawdzięcza wolność, oraz milionów tzw. zwykłych obywateli? Czy usłyszymy falę krytyki nad stanem obecnej Polski, w której – dzięki transformacji – byli SB dostają tysiące złotych emerytury, a byli opozycjoniści – kilkaset? Niestety, obecne władze Polski są najdalsze od jakiejkolwiek krytyki transformacji. Wywodzą się one, bowiem z tych samych szeregów, które ten proces prowadziły. To „ludzie transformacji” – Mazowiecki, Wałęsa, Balcerowicz, (choć ten ostatnio zdradził), Michnik, Kiszczak, Jaruzelski, Kwaśniewski – są przez środowisko polityczno-społeczne popierające Platformę Obywatelską nazywani „ludźmi honoru”, ojcami założycielami polskiej demokracji, budowniczymi III RP. Ich, więc w tzw. głównym nurcie nosi się na rękach, a najgorszą rzeczą, jakiej można się dopuścić, jest krytykowanie ich działalności. Zamiast krytyki polskie władze serwują nam, więc festiwal zachwytu, opowiadają kawałki o sukcesie polskiej demokracji, o wspaniałym dochodzeniu do wolności, demokracji i dobrobytu. O wspaniałym stanie państwa polskiego, które 20 lat po transformacji jest liczącym się, zdrowym krajem itp. Jesteśmy tak zachwyceni polską „drogą do wolności”, że chcemy nawet uczyć innych, jak budować demokrację. Wysyłamy naszą „legendę” walki o demokrację Lecha Wałęsę, by uczył innych, jak niszczyć autorytaryzm. Człowieka, który – jak sam mówi – obalił komunizm tylko po to, żeby chwilę później – bojąc się prawdy o swojej przeszłości – przyłożyć rękę do zamontowania patologicznych mechanizmów z czasów komuny w III RP. To my chcemy uczyć również Białoruś, jak budować wolne i normalne społeczeństwo. Elity polityczne i medialne zachowują się, jakby to w Polsce powstała w ogóle demokracja, a jej obecny stan byłby wzorcowy. Ludzie, którzy na transformacje patrzą bardziej sceptycznie niż politycy PO, są w Polsce marginalizowani. Ich głos nie liczy się w debacie publicznej. Tych, którzy mają odwagę mówić o swoich podejrzeniach związanych z porozumieniem między opozycją okrągłostołową i komunistami, czy o budowie III RP na sowieckich spesłużbach, po prostu się niszczy. Mamy do czynienia w Polsce z wykluczeniem medialno-politycznym całych grup społecznych, które patrzą na transformację krytycznie. Nie, dlatego, że bardziej podobał im się PRL, ale dlatego, że przez objęty model transformacji żyjemy obecnie w kłamstwie i zaprzepaściliśmy szansę na budowę zdrowego, propolskiego społeczeństwa, w którym gra się na Polskę i polski naród, w którym ludzie służb nie uprawiają tajnych gierek, uderzających w polskie interesy i stan państwa. Krytycznie patrzący jednak nie usłyszą słowa zwątpienia w sukces transformacji ustrojowej z ust polityków nadających dziś ton debacie publicznej. Nie przeczytają o tym w mediach meinstremowych. Oni nie są traktowani na poważnie, im się odmawia prawa głosu i nawet nie próbuje zrozumieć. Co ciekawe, kraj szczycący się demokratyzacją Europy wschodniej, sam tej demokracji nie rozumie i nie stosuje. Ludzie niepodzielający zdania najgłośniej krzyczących nie są brani pod uwagę przez rządzących. Nawet na poziomie przemówień politycznych i gestów. Są traktowani jakby ich po prostu nie było, jakby nie mieli praw obywatelskich, więc również nie mieli prawa czuć się pełnoprawnymi członkami narodu i mieszkańcami kraju. Po co więc do takich mówić? Absolutny zachwyt nad polską transformacją nie tylko jest niezrozumiały, ale również potwierdza zasadność krytycyzmu. Warto, bowiem zobaczyć, kto się dziś cieszy. Jest to sojusz środowisk medialnych, wywodzących się z czasów komuny, „Gazety Wyborczej”, która walczy o zalegendowanie ludzi PRLu w III RP, środowiska politycznego, które tą transformację przeprowadzało oraz postkomunistów. Symbolicznym obrazem polskiej transformacji była uroczystość, jaka miała miejsce w Pałacu Prezydenckim 3 czerwca. W obecności m.in. Tadeusza Mazowieckiego i Lecha Wałęsy Bronisław Komorowski odznaczył „zasłużonych ludzi dla transformacji”. Medale otrzymali: Krzysztof Kozłowski (był szefem UOP od 1990 roku; dzięki jego działalności nie udało się zweryfikować byłych SBów), Jacek Ambroziak (szef Urzędu Rady Ministrów u Mazowieckiego), Waldemar Kuczyński (minister przekształceń własnościowych; dzięki jego działalności majątek państwa trafił w ogromnej części do PZPRowskich aparatczyków i funkcjonariuszy służb; obecnie zasłużony krytyk PiSu), Janusz Lewandowski (minister przekształceń własnościowych; również dzięki jego działalności majątek państwa trafił w ogromnej części do PZPRowskich aparatczyków i funkcjonariuszy służb; obecnie europoseł PO), Janusz Onyszkiewicz (rzecznik prasowy opozycji okrągłostołowej; szef MON po obaleniu rządu Olszewskiego) i Andrzej Olechowski (dziennikarz komunistycznych mediów, współpracownik komunistycznego wywiadu, ważny urzędnik rządu pod koniec PRL, polityk w III RP, założyciel PO). To grono świetnie oddaje ducha polskiej transformacji – byli komunistyczny aparatczykowie włączeni w życie III RP oraz opozycja, dzięki której możliwe było objęcie pozycji dominujących w gospodarce, mediach, kulturze i służbach specjalnych przez ludzi z PRLowskim rodowodem. I takie środowisko dziś – jak kółko wzajemnej adoracji, – co roku głośno krzyczy o sukcesach i przełomie. To ono, bowiem czerpie największe korzyści z transformacji, to ono jest jej największym beneficjentem. Bowiem nie tylko zyskuje profity z budowy para demokratycznego reżimu w Polsce, ale również korzysta na patologiach, które samo w ten system wbudowało… Stanisław Żaryn

Nasz wywiad. Paweł Nowacki, współautor filmu "Media III RP" o tym jak powstały największe media i kto naprawdę rządzi w TVP wPolityce.pl: Skąd pomysł na film o mediach III RP? Czy to w ogóle ważny temat? Jak media wpływają na nasze życie publiczne? Dlaczego to ważne? PAWEŁ NOWACKI (Współautor, wraz z Krzysztofem Nowakiem, filmu "Media III RP". W latach 70, współtwórca II obiegu medialnego, działacz opozycji, dziennikarz, publicysta): Pomysł na Film „Krótka historia mediów III RP" powstał niejako przy okazji innego projektu. Otóż dawno, dawno temu (śmiech) pierwszy szef TVP Historia przede mną i Krzysztofem Nowakiem postawił ciekawe zadanie. Zapytał czy nie podjęlibyśmy się opisu, przede wszystkim za pomocą archiwów telewizyjnych, historii III RP. Zgodziliśmy się, bo to pasjonujące wyzwanie. W sumie powstało 14 odcinków opisujących tego co się działo po 1989 roku. Ale nie tylko, bo sięgaliśmy znacznie głębiej. Prawdziwy początek odrodzonej Polski to wybór Karola Wojtyła na papieża i późniejszy nieco przyjazd Jana Pawła II do kraju. Wtedy się wszystko zaczęło.

Czternaście odcinków – to już poważny serial. Był gdzieś pokazywany? Tak – w TVP Historia, w 2009 roku. Ale tylko 11 odcinków, bez trzech opisujących lata ostatnie. Właśnie w trakcie pracy nad tym serialem dokumentalnym powstał pomysł zrobienia osobnego projektu, poświęconego wyłącznie mediom. Bowiem w trakcie pracy okazało się, że media odgrywały kluczową rolę w procesie tak zwanej transformacji ustrojowej. Były głównym instrumentem w tym procesie.

Czyim instrumentem? Tych, którzy zdecydowali, iż w 1989 roku trzeba przeprowadzić transformację. A więc tych, którzy uznali, że trzeba się dogadać z komunistami by zbudować nową rzeczywistość postkomunistyczną.

Ale wtedy były głównie media komunistyczne. Tak. Ale z wyjątkami. W ramach kontraktu „Okrągłego Stołu" Lech Wałęsa nominował Adama Michnika na redaktora naczelnego gazety, która miała być dziennikiem całej opozycji. Za chwile okazało się jednak, że to już nie jest gazeta całej opozycji. Okazało się, że to jest gazeta Adama Michnika i jego przyjaciół, jego środowiska. Kiedy chwilę później ten sam Lech Wałęsa mianował z kolei Jarosława Kaczyńskiego na stanowisko redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność", to nagle okazało się, że to jest „nominacja polityczna", że to koterie polityczne rozdają stanowiska w mediach. To jest początek nowych mediów. I to w tym naszym filmie bardzo dokładnie i precyzyjnie pokazujemy. Opowiada o tej historii między innymi Rafał Ziemkiewicz. Zauważa, że wtedy właśnie, w tym momencie, uruchomiono mechanizm nazywania jednych politrukami, reżimowymi dziennikarzami a innych dziennikarzami niezależnymi, choćby pochodzili z dokładnie takiej samej nominacji.

Bardzo ciekawe, bo to tak dokładnie działa do dzisiaj. Radykalnie prorządowy i wyraziście lewicowy Tomasz Lis jest niezależny, konserwatywny Jan Pospieszalski – reżimowy. Dokładnie tak. To niemal nieprawdopodobne, ale gdy sięga się wstecz do źródeł, widać, że wszystkie te używane do dzisiaj kalki mają swój początek w 1989 roku. Widać, że ten sam język, co wtedy opisuje nam rzeczywistość medialną.

Kto jeszcze oprócz Rafała Ziemkiewicza wypowiada się w filmie? Między innymi Piotr Semka, Piotr Zaremba, którzy to wszystko obserwowali z bliska, gdyż zaczynali pracę dziennikarską niemal równolegle z narodzinami III RP. Rys historyczny kreśli Piotr Legutko, a Piotr Gontarczyk przywołuje źródła dotyczące jeszcze wcześniejszego okresu. Z jednej strony przywołuje tworzenie się mediów drugiego obiegu, a więc pozostających poza pierwszym, oficjalnym i objętym cenzurą. Z drugiej zaś przywołuje początki karier medialnych, przypadające właśnie na ten okres, postaci takich jak Aleksander Kwaśniewski czy Piotr Aleksandrowicz. Wszyscy oni, wedle źródeł w Instytucie Pamięci Narodowej, to ewidencjonowane kontakty operacyjne.

Lustracji dziennikarzy nigdy nie było. Tak i zmaganie się z tym tematem, całkowicie właściwie przegrana walka o lustrację wśród dziennikarzy, to ważny nurt opowieści zawartej w naszym filmie. Staramy się dociec, dlaczego jej nie można było przeprowadzić, dlaczego tak potężne siły przeciw temu występowały. I dlaczego teraz nie chcą zgodzić się na emisję tego filmu, zrobionego i wyprodukowanego dla I Programu Telewizji Polskiej w 2009 roku. Żaden z dyrektorów tej anteny po powstaniu filmu nie zdecydował się go wyemitować.

Przyczyna? Dotknięte zbyt poważne interesy? Wydaje się, że tak. Najpierw nie mógł być pokazany ze względu na nieformalny sojusz SLD-PiS wokół mediów publicznych. A teraz to już w ogóle bez szans, bo naruszyłby wszelkie możliwe interesy.

To ciekawe, że gdzie byśmy nie spojrzeli głębiej w obszarze mediów, gdzie byśmy nie podrapali, wszędzie nam wychodzą służby specjalne, te peerelowskie i te późniejsze, będące ich kontynuacją. Na ile służby specjalne współkształtowały nasz ład medialny? W ogromnym. Znowu się nieco cofnę w czasie. Jest w naszym filmie scena, w której w roku 1989 Jerzy Urban mówi, że on rozumie, że teraz nowe siły polityczne biorą odpowiedzialność za media w Polsce. Mówił, że kończy swoją misję, jako szef Radiokomitetu i przekazuje pałeczkę Andrzejowi Drawiczowi.

Czyli nowemu człowiekowi wskazanemu przez „Solidarność"? Tak, ale jest mały problem. Andrzej Drawicz był rejestrowany, wedle źródeł IPN, jako tajny współpracownik SB, podajemy jego pseudonimy. W tym samym czasie na funkcję zastępcy Andrzeja Drawicza powołany zostaje Lew Rywin, wcześniej funkcjonariusz w komunistycznej Telewizji Polskiej. Znający tę instytucję od podszewki, doskonale się w niej poruszający, ogrywający wszystkich nowych w TVP bez problemu. Kontakty oby, i Drawicza i Rywina, ze służbami specjalnymi PRL były oczywiste. Szefem „Wiadomości" zostaje Jacek Snopkiewicz. Na tym właśnie polega cały problem. Że nawet wtedy, kiedy Jerzy Urban przekazuje pałeczkę rzekomo nowym siłom politycznym, to to nie są do końca nowe siły. Gdyby spojrzeć jak dalece postaci, które wtedy otrzymały w mediach w ten sposób władzę, nadal decydują o ich kształcie, to jest to niezwykle smutne deja vu.

W międzyczasie powstawały jednak media komercyjne, dostawały koncesje radiowe czy telewizyjne. Niezwykle celnie opisuje to w filmie Rafał Ziemkiewicz. Pokazuje przypadki wejścia w eter radiowy trzech nadawców do dziś dominujących na rynku – RFM, Zetki i ESKI. Wszystkie one otrzymały zezwolenie na działalność zanim jeszcze powstała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Dzięki temu miały nieprawdopodobną premię wejściową.

Jak to dokładnie wyglądało? Wszystko działo się na dziko, decydowały wpływy nieformalne. Zezwolenie na nadawanie dla Radia Zet zdobyto w ten sposób, że Andrzej Wojciechowski szedł z Adamem Michnikiem do ówczesnego ministra łączności i otrzymywali tymczasowe zezwolenie na nadawanie z nadajnika, który nadawał na festynie z okazji rocznicy „Gazety Wyborczej". I tak szło. Cały zestaw tych wszystkich informacji, złożony w trzy odcinki po 30 minut każdy, jest porażający i nie ukrywam – to dość smutna opowieść. Choć i pasjonująca.

A co z prasą? Opisujemy to także dokładnie. Pokazujemy tytuły, jak „Czas Krakowski" czy „Życie", które usiłowały przeciwstawić się temu systemowi, powstawały poza nim i bez zgody Adama.

Bo nie dostawały reklam? Wielu czytelników nie jest świadomych, że oprócz bariery koncesyjnej wejścia na rynek w przypadku mediów elektronicznych, także media prasowe mogą być szykanowane. Choćby odmową reklam, co spotkało wiele tytułów oskarżonych o „skrzywienie konserwatywne". Tymczasem tytuły uznawane za prawomyślne, dostawały także płynącą szerokim strumieniem reklamę rządową i firm państwowych. Dokładnie. Tu warto wspomnieć, że jednym z niezwykłych narratorów jest Cezary Michalski, który w 2009 roku gotów był gotowy powiedzieć bardzo wiele rzeczy Krzysztofowi Nowakowi. Na przykład tezę, że przemiana ustrojowa mediów w Polsce polegała na tym, że hektary wysokopłatnej reklamy były dawane w zamian za hektary publicystyki osłaniającej transformację systemową według modelu Mazowieckiego, Balcerowicza a potem rządów SLD. Michalski w tym czasie w szczegółach opisał, dlaczego „Czas Krakowski" nie był w stanie utrzymać się na rynku, chociaż miał ¾ rynku czytelniczego. Dlaczego nie szły za tym niemal żadne reklamy.

Dziś by to powtórzył? Nie wiem.

Na ile ten powstały w ten sposób system medialny, tak dramatycznie nie reprezentatywny, wpływa na wybory dokonywane przez ludzi? Na wyniki głosowań? Teza o tym, że to media są w stanie dostarczyć ludziom informacji na podstawie, których ludzie budują sobie osąd o rzeczywistości, jest stale obecna w tym filmie. Powtarza ją Bronisław Wildstein, powtarza Barbara Fedyszak-Radziejowska, powtarza Piotr Legutko. Bo ludzie, na co dzień zajmują się czymś innym, pracują ciężko, mają domowe sprawy. I tylko wyłącznie na podstawie tego, co dostarczają im media mogą sobie wyrobić osąd, dlaczego pójdę głosować i na kogo będę głosował. Nie ma innej możliwości. W tym sensie wolny dziennikarz i wolne media są emanacją podstawowego prawa obywatelskiego do informacji. Dziennikarze to powszechne i podstawowe prawo ludzkie realizują.

Cóż, więc powinniśmy robić dzisiaj, kiedy ten przechył jest tak potężny? Równowaga tak ogromna? Nie ma innego wyjścia jak budowanie własnych mediów. Silnych, mocnych portali internetowych, gazet, czego tylko można. To już wiemy. Inaczej polska demokracja będzie chora. Trzeba też walczyć o to by media publiczne nie były własnością jednego tylko środowiska twórczego, jak jest teraz.

Nic jednak nie wskazuje by te środowiska zrezygnowały z dążeń do monopolizacji przekazu medialnego. Obiecywano przecież, że naziemna telewizja cyfrowa pozwoli nadawać każdemu, kto tylko chce. I co? I nic. Znowu najlepsze miejsca na pierwszych multipleksach dostali sami swoi. Obiecywano, że jak tylko wojsko zwolni częstotliwości radiowe, to każdy, kto chce będzie mógł założyć radio. I co? I nic. Nawet koncesje na malutkie radyjka dostają sami swoim. Nie ma, więc wyjścia. Musimy zbudować własny II obieg.

Pokazuje pan filmy na pokazach autorskich, znowu w II obiegu, tym nowym. A przecież to pan zakładał podziemny ruch wydawniczy w PRL. I to w latach 70., kiedy nie było jeszcze "Solidarności", kiedy wymagało to prawdziwego bohaterstwa. Rzeczywiście zdarzyło mi się być blisko trójki ludzi, która sformułowała konieczność zbudowania mediów poza zasięgiem cenzury. Zdarzyło się to na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w latach 1974-1975. Te osoby to Piotr Jegliński, nieżyjący już, zginął w tragedii smoleńskiej Janusz Krupski i Bogdan Borusewicz. W pewien sposób to niezwykła historia trzech kumpli. Piotr Jegliński wyjechał na Zachód i postarał się by pierwszy powielacz przyjechał do kraju, kupił go za własne, zarobione tam pieniądze. Krupski został w Polsce, powielacz przyjął i na tej maszynie drukowaliśmy pierwsze rzeczy. I Bogdan Borusewicz, który wówczas kończył studia na KUL i robił dużo oraz zdecydowanie by przerwać kłamstwo. A potem Piotr Jegliński, na początku lat 90. wydawał w Polsce tygodnik "Spotkania", który dokładnie z takich samych powodów jak wiele innych mediów, został zaduszony brakiem reklam, pomimo powodzenia czytelniczego. Po tym Piotr Jegliński wycofał się z mediów, działa w zupełnie innej branży. Pozostaje jeszcze Bogdan Borusewicz, wtedy człowiek niezwykle odważny, działający na rzecz wolnych mediów. Dzisiaj niestety, to smutna historia, dokładnie współdziała z tymi, którzy doprowadzają do jak najbardziej ograniczonej możliwości wyrażania prawdy o tym co się w Polsce dzieje.

Gdzie można film "Media III RP" zobaczyć? Tylko na pokazach autorskich, niestety. Najbliższy, już dzisiaj, w Poznaniu.

Nie możecie go wydać na płycie DVD? Nie. Prawa do filmu na Telewizja Polska.

Ale to oznacza, że nie pokaże go przez długie lata? Cóż mogę odpowiedzieć... Niestety, chyba tak. Tym serdeczniej zapraszam na pokazy. Pierwszy odbył się już w Warszawie i poprowadziła go niezwykle ciekawie dziennikarka "Gazety Polskiej" Dorota Kania, za co jej dziękuję. Kolejny pokaz - dziś w Poznaniu. wu-ka

Monika Olejnik rozmawia z Cezarym Grabarczykiem Monika Olejnik: A gościem Radia ZET jest minister infrastruktury, Cezary Grabarczyk, wita Monika Olejnik, dzień dobry. Cezary Grabarczyk: Dzień dobry, witam serdecznie.

Monika Olejnik: Panie ministrze firma COVEC, chińska firma COVEC nawala, czy ta firma w ogóle została sprawdzona przez służby, czy ta firma jest wypłacalna, bo jeżeli nie będzie w stanie wybudować autostrady A2, będzie musiała wypłacić nam odszkodowanie, ale czy ktoś sprawdził tę firmę? Cezary Grabarczyk: Zawsze w toku postępowania przetargowego weryfikuje się uczestników, także firma COVEC, jak i pozostali uczestnicy tego konsorcjum, które wygrało przetarg, złożyło najkorzystniejszą ofertę było sprawdzane.

Monika Olejnik: Przez służby nasze, tak? Cezary Grabarczyk: Nie, w toku postępowania przetargowego, firma zobowiązana jest do przedstawienia szeregu dokumentów.

Monika Olejnik: No tak, ale czy nasze służby sprawdzały tę firmę, przepraszam, bo wedle informacji byłego ministra Polaczka, ta firma nawet nie ma swojej siedziby w Szanghaju, a jak ma, to jakąś taką malutką siedzibę. Ta firma dała gwarancje tylko 130 milionów złotych, to jest strasznie mało i czy wygrała dlatego, że dała najmniej, najtaniej miała budować, ale czy ktoś sprawdził, czy nasze służby sprawdziły, czy to nie jest firma wydmuszka. Cezary Grabarczyk: Gwarancja 10 procentowa, jest gwarancją zwyczajową w tego rodzaju kontraktach. Firma COVEC jest firmą córką jednej z trzech największych na świecie firm budowlanych.

Monika Olejnik: Ale one nie budują w Europie. Cezary Grabarczyk: One do tej pory nie budowały w Europie, dlatego to był przetarg, któremu wielu się przyglądało, bo to była pierwsza próba firm chińskich walki o duży kontrakt w Unii Europejskiej. To dodawało niewątpliwie temu postępowaniu temperatury, ale firma była weryfikowana. Jednym z kryteriów była wiarygodność finansowa, badane były wyniki finansowe tej firmy w ciągu trzech, ostatnich lat, ale także realizacje podobnych do autostrady, która jest budowana w Polsce, dróg przez tą firmę.

Monika Olejnik: A gdzie na przykład ta firma zbudowała drogi? Cezary Grabarczyk: Ta firma między innymi budowała drogi przed olimpiadą w Chinach, także realizowała...

Monika Olejnik: A w innych krajach, gdzie budowała drogi? Cezary Grabarczyk: W Europie, jak już powiedziałem, nie budowała jeszcze.

Monika Olejnik: Rozumiem, że tylko w Chinach budowała drogi, tak, i nigdzie indziej? Cezary Grabarczyk: W Chinach i na kontynencie afrykańskim.

Monika Olejnik: Podobno w Burina Faso też, budowała autostrady, tak mówi minister Polaczek. Cezary Grabarczyk: Z dokumentów, które zostały przedstawione...

Monika Olejnik: W Mauretanii... Cezary Grabarczyk: ... w trakcie postępowania przetargowego wynikało, że spełnia postawione w przetargu wymagania.

Monika Olejnik: A jeżeli ta firma nie będzie w stanie wybudować autostrady, to będzie w stanie nam wypłacić odszkodowanie w wysokości, nie wiem, ponad 700 milionów złotych? Cezary Grabarczyk: W tej chwili tak szacujemy, że wszystkie roszczenia, które mogłyby być ujęte wskazują tę wielkość i ja mam nadzieję, że sprawa rozstrzygnie się w najbliższy czwartek. W ubiegłym tygodniu Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad sformułowała stanowcze żądanie przedstawienia planu naprawczego, to takie swoiste ultimatum i najpóźniej do czwartku zostanie podjęta decyzja.

Monika Olejnik: Jeżeli nie przedstawi, to... Cezary Grabarczyk: W odpowiedzi na to ultimatum Generalnej Dyrekcji firma COVEC złożyła oświadczenie o odstąpieniu od wykonania umowy. Ale w piśmie, w którym zawarła to oświadczenie, zaproponowała podjęcie rozmów, które mogą doprowadzić do kontynuowania inwestycji.

Monika Olejnik: A czego firma COVEC żąda, skoro sama nie wypełnia swoich, nie realizuje tego, co miała zrobić? Cezary Grabarczyk: Te rozmowy zostaną podjęte. My otrzymaliśmy 20 maja oświadczenie firmy COVEC, w którym zostały potwierdzone wszystkie warunki podpisanej umowy, zarówno, gdy chodzi o termin, jak i cenę.

Monika Olejnik: No tak, ale nie chce płacić podwykonawcom, w związku z tym wszystko stoi. Cezary Grabarczyk: To weryfikujemy, dlaczego tak się stało. Przypomnę, że gdy było prowadzone postępowanie przetargowe i cena, która rzeczywiście była o 200 milionów niższa od kolejnej, także poniżej miliarda wynoszącej ceny ofertowej, była weryfikowana. I wówczas otrzymaliśmy w odpowiedzi na pytanie jak została skalkulowana ta kwota wyjaśnienie COVEC, iż dysponuje kwotą jednego, przepraszam, stu milionów dolarów na rozpoczęcie realizacji i nie będzie musiała korzystać z kredytów, w związku z tym może proponować niższą kwotę.

Monika Olejnik: Dobrze, jeżeli nic nie wyjdzie z tego ultimatum, co ma pan zamiar zrobić. Cezary Grabarczyk: My już od ubiegłego tygodnia prowadzimy inwentaryzację wszystkiego, co zostało wykonane na dwóch odcinkach autostrady A2, będziemy w stanie uruchomić alternatywną formę realizacji tej obwodnicy.

Monika Olejnik: Czy znajdzie pan 600 milionów, żeby zapłacić podwykonawcom. Cezary Grabarczyk: Nie znam kalkulacji, o którą teraz pani redaktor pyta, ona jest wzięta tak trochę z sufitu, my prowadzimy inwentaryzację.

Monika Olejnik: To z wypowiedzi pana Furgalskiego, który się zna na autostradach. Cezary Grabarczyk: Ile zbudował, za ile inwestycji odpowiadał?

Monika Olejnik: Dobrze, ale to inaczej zapytam, ma pan pieniądze na to żeby zapłacić podwykonawcom, nie wiem jaka to jest suma, ale czy ma pan pieniądze? Cezary Grabarczyk: Mamy pieniądze, ponieważ pieniądze zostały na realizację tego odcinka zagwarantowane i będziemy w stanie poprowadzić tę budowę, cały zespół Generalnej Dyrekcji, który odpowiada za tą inwestycję chce żeby autostrada A2 była w czerwcu przyszłego roku przejezdna i my będziemy robili wszystko żeby tak się stało.

Monika Olejnik: A co mówi pan premier, czy pan idzie w tej sprawie do pana do premiera, czy pan premier już ma dosyć tego, co się dzieje przy budowie autostrady? Cezary Grabarczyk: Rozmawiałem i przedstawiłem właśnie te możliwe warianty premierowi. Przedstawiłem zarówno działania w odniesieniu do konsorcjum chińskiego, jak i ten plan awaryjny. Ja wierzę swoim współpracowników z Generalnej Dyrekcji, że podołają, bo to jest – z tych wszystkich odcinków autostradowych, które realizujemy, najważniejszy.

Monika Olejnik: Dobrze, pan wierzy rozumiem wielu osobom, a może pan powiedzieć, czy nie zdziwiło pana to, że Andrzej Wach, który został wyrzucony za bałagan na PKP, powrócił do PKP. Cezary Grabarczyk: On całe życie pracował zawodowo na kolei, ale nie poradził sobie z zadaniem, którym było koordynowanie współpracy...

Monika Olejnik: To dlaczego wrócił. Cezary Grabarczyk: Nie poradził sobie z zadaniem, które polegało na koordynowaniu współpracy spółek kolejowych. Wrócił do spółki PKP – energetyka, on jest energetykiem.

Monika Olejnik: Przepraszam, musimy kończyć, za chwilę przejdziemy na zetnews, tylko ostatnie pytanie, ale premier jest zdziwiony tym powrotem. Cezary Grabarczyk: Poznałem to stanowisko.

Monika Olejnik: I co i pan premier zrozumiał jego powrót. Cezary Grabarczyk: Ja jeszcze nie mogłem wszystkich argumentów premierowi przedstawić.

Monika Olejnik: Czyli pójdzie pan do pana premiera bronić pana Wacha, tak? Cezary Grabarczyk: Pójdę i przedstawię całą sytuację.

Monika Olejnik: Cezary Grabarczyk, zetnews i Monika Olejnik i dalej o bałaganie, o tym, jakie będą nasze wakacje i w kolei i na autostradach.

Monika Olejnik: A wakacje będą straszne dlatego, że drogi są rozkopane, pociągi jeżdżą coraz dłużej, po prostu szaleństwo jakieś. Cezary Grabarczyk: To jest efekt tego wielkiego planu modernizacji polskiej infrastruktury.

Monika Olejnik: Ale czy trzeba wszystko naraz. Cezary Grabarczyk: Nie da się inaczej, ponieważ my mamy określony czas na wydanie pieniędzy europejskich. Przypomnę, że gdy rozpoczynaliśmy kadencję mieliśmy tylko listę zadań, które powinny być zrealizowane, nie mieliśmy decyzji środowiskowych, nie mieliśmy pozwoleń na budowę. To wszystko uzupełnialiśmy najpierw zmieniając prawo. Po pierwszym roku przekształceń prawa, prawa ochrony środowiska, specustawa drogowa, specustawa kolejowa mogliśmy wystąpić o odpowiednie decyzje, przypomnę poprawialiśmy wiele raportów środowiskowych i ten proces się kumuluje. Ale naszym celem jest wydanie wszystkich pieniędzy, które mamy na modernizację infrastruktury z Unii Europejskiej.

Monika Olejnik: Pociąg do Łodzi jedzie ponad dwie godziny i na dodatek, że jedzie dwie godziny to jeszcze nie ma klimatyzacji.Cezary Grabarczyk: Ale na tej trasie klimatyzacja pojawi się po zakończeniu tego procesu modernizacji, gdy skończymy modernizację będziemy jechać do Łodzi pięć minut dłużej niż godzinę, czyli 65 minut.

Monika Olejnik: No, ale myślę, że klimatyzacja nie jest wielkim problemem żeby była w pociągu klimatyzacja, jak są upały. Cezary Grabarczyk: Modernizujemy tabor, ale te zmodernizowane jednostki przede wszystkim stawiamy na dłuższych trasach.

Monika Olejnik: Czyli musimy wytrzymać dwie godziny bez klimatyzacji. Cezary Grabarczyk: Jeszcze, jeszcze trochę, gdy na polskie tory wjedzie „Pendolino”, to będzie...

Monika Olejnik: Ale „Pendolino” to podobno nie jest dobry pomysł na polskie tory, gdyż... Cezary Grabarczyk: Będę bronił tego, będę bronił tego.

Monika Olejnik: ...gdyż „Pendolino” się nie waha, nie waha, a u nas muszą jeździć pociągi tak, a podobno „Pendolino” nie potrafi się wahać. Cezary Grabarczyk: Waha się tam, gdzie są zakręty, gdy pani redaktor spojrzy na mapę i przyjrzy się centralnej magistrali kolejowej to jest prosta linia.

Monika Olejnik: A w jakiej, ile kilometrów na godzinę, przepraszam, ma jechać „Pendolino” w Polsce? Cezary Grabarczyk: Jeszcze we wrześniu będziemy robili testy na tej linii, o której powiedziałem, centralnej magistrali kolejowej, 200 być może 220 kilometrów na godzinę. Chcemy docelowo, aby na tej trasie pociągi mogły rozwijać prędkość 250 kilometrów.

Monika Olejnik: Ale rozumiem, że zmieniane są, tory będą kompletnie zmienione. Cezary Grabarczyk: W tej chwili, gdy chodzi o tory, te tory są zdolne, już, do przyjmowania pociągów z taką prędkością, ale musimy zmienić cały system sterowania ruchem, bo powyżej 160 kilometrów na godzinę ludzkie zmysły zawodzą, tam już w grę wchodzi elektronika i w tej chwili taki elektroniczny system sterowania ruchem jest tam instalowany.

Monika Olejnik: Czyli nasze tory są przystosowane do „Pendolino”, które będzie jeździło 250. Cezary Grabarczyk: Mówiliśmy na razie o centralnej magistrali kolejowej.

Monika Olejnik: Czyli skąd – dokąd, jakby pan wytłumaczył. Cezary Grabarczyk: Ale jeszcze mamy odcinek, czyli z Warszawy do Krakowa i do Katowic, a w tej chwili modernizujemy linię E-65, która jest przedłużeniem tej, o której mówiliśmy przed chwilą, do Gdańska. I na Pomorzu, na Warmii w tej chwili budujemy wiele wiaduktów po to, by nie było kolizyjnych skrzyżowań linii kolejowej z polskimi drogami, tylko wówczas, po spełnieniu tego warunku tam także będziemy mogli pojechać szybciej niż 160 kilometrów na godzinę.

Monika Olejnik: A wracając do firmy COVEC, czy nie wydało się panu podejrzane, że oni proponują 26 i pół miliona za kilometr autostrady, a Budimex buduje ten sam kilometr za 61 milionów? Cezary Grabarczyk: Nie ma takich samych odcinków, różnią się parametrami, różnią się liczbą wiaduktów, przepustów, węzłów i to wszystko trzeba brać pod uwagę. Tam, gdzie nie ma dużych obiektów mostowych, tam cena kilometra nie jest taka droga. Budimex realizuje krótki odcinek, ale musi tam najpierw przenieść oczyszczalnię, która obsługuje Pruszków, wybudować nową oczyszczalnię, to jest także w cenie tego kontraktu. I w miejscu, gdzie była oczyszczalnia buduje drogę dopiero. Są różne warunki, w zależności od tych warunków kształtują się ceny. Chcę powiedzieć, że porównywaliśmy wszystkie oferty, które były w tym przetargu. Kalkulacja Generalnej Dyrekcji, oparta na kosztorysie inwestorskim wskazywała miliard 700 milionów. Ale były dwie oferty poniżej miliarda, ta, która wygrała...

Monika Olejnik: Ale to nie jest tak, że jesteśmy bieda państwo i dlatego wzięliśmy tańszą ofertę, dlatego że mamy taką ustawę o zamówieniach publicznych, że może gdyby, bo trzeba wybierać najlepszych, a nie... Cezary Grabarczyk: My już ustawę o zamówieniach publicznych korygowaliśmy w tej kadencji, między innymi dlatego udało się skrócić czas rozpatrywania ofert.

Monika Olejnik: Ale gdyby jeszcze raz pan spojrzał na firmę COVEC, gdyby pan mógł odwrócić tą, to jednak uważałby pan, że firma COVEC jest najlepsza, uważa pan teraz. Cezary Grabarczyk: Znaczy mamy nowe doświadczenia, także dzisiaj inaczej oceniałbym tę ofertę.

Monika Olejnik: Ale o co właściwie chodzi, oni nie podołali, czy... Cezary Grabarczyk: To jest dla mnie także zagadka. Przy podpisaniu tej umowy obecny był ambasador Chińskiej Republiki Ludowej i on także gwarantował, że ten kontrakt będzie zrealizowany. Zwróciłem się do ministrów chińskich, do ministra kolei i ministra handlu, ta firma, która realizuje polską inwestycję jest córką największej chińskiej firmy budowlanej, to jest firma kolejowa, dlatego skierowałem ten list do ministra kolei, natomiast inwestycje, które realizowane są za granicą przez chińskie firmy, nadzoruje minister handlu. Liczę, że otrzymam odpowiedź.

Monika Olejnik: Ale oni mówią, że co, że dlaczego wstrzymują roboty, itd., czym się tłumaczą. Cezary Grabarczyk: Wyjaśniamy tę sytuację, ale przygotowujemy wariant zastępczy. Zrobię wszystko żeby ta autostrada...

Monika Olejnik: Jaki jest wariant zastępczy panie ministrze? Cezary Grabarczyk: Są trzy możliwe scenariusze, nie chcę dzisiaj ich odkrywać, jesteśmy gotowi. Inwentaryzujemy to, co zostało zrobione i zrobimy wszystko żeby autostrada A2 była przejezdna w przyszłym roku.

Monika Olejnik: Jeżeli nie będzie autostrady A2, poda się pan do dymisji, czy już pan nie zdąży, bo to już będzie po wyborach. Cezary Grabarczyk: Znaczy to będzie po wyborach, ale jeżeli nie będzie autostrady, nie będzie przejezdnej autostrady A2 w przyszłym roku, będę to traktował jako wielką swoją porażkę, bo to my podjęliśmy wyjątkowe ryzyko, wprowadzając na europejski rynek chińskiego wykonawcę.

Monika Olejnik: Tak, byliśmy oczarowani Chińczykami i jeszcze wracając do Andrzeja Wacha, pan wiedział, że on wraca, tak, nie było to dla pana zaskoczeniem? Cezary Grabarczyk: Tak, tak, to ja...

Monika Olejnik: To się odbyło za pana wiedzą. Cezary Grabarczyk: On wszedł do zarządu spółki. Spółka PKP – Energetyka nie obsługuje pasażerów, ona dostarcza prąd do sieci linii kolejowych i on jest dobrym fachowcem. Pytanie czy my powinniśmy w sposób trwały wyeliminować go z działalności dla dobra kolei? W tej chwili Energetyka przygotowuje nowy program, będzie budowała własne źródła energii i to zadanie zostało powierzone temu, kto się na tym zna.

Monika Olejnik: Musi pan przekonać premiera, tak. Cezary Grabarczyk: Będę się starał.

Monika Olejnik: I na koniec, czy szwagrowie powinni być na listach wyborczych Platformy Obywatelskiej, bo czytam, że szwagier marszałka Schetyny rozbija dolnośląską listę Platformy Obywatelskiej. Cezary Grabarczyk: Nie, przyjęliśmy już wcześniej takie zasady, że nie powinno być takich sytuacji i staramy się postępować konsekwentnie.

Monika Olejnik: Czyli szwagier marszałka Schetyny nie powinien być na listach wyborczych. Cezary Grabarczyk: Ja myślę, że marszałek dopilnuje tego.

Monika Olejnik: Żeby wyciąć szwagra. Cezary Grabarczyk: Żeby namówić go do rezygnacji.

Monika Olejnik: Dziękuję bardzo, minister Grabarczyk był dzisiaj gościem Radia ZET. Cezary Grabarczyk: Dziękuję.

Monika Olejnik: Dziękuje Monika Olejnik.

Kontrola NIK: Skala opóźnień i źle wykonanych inwestycji zagraża prawidłowemu przebiegowi EURO 2012 Mimo postępu, " skala opóźnień, zarzuconych przedsięwzięć oraz źle wykonanych inwestycji jest na tyle duża, że może to zagrażać prawidłowemu przebiegowi imprezy." - czytamy w raporcie NIK o przygotowaniach do EURO 2012. Kontrola NIK wykazała, że stadiony będą gotowe do przeprowadzenia EURO 2012, choć na niektórych obiektach wystąpiły problemy z przestrzeganiem prawa budowlanego (Poznań), a gdzie indziej zagrożone są terminy oddania do użytku (Warszawa, Gdańsk). Poprawnie przebiega modernizacja i rozbudowa portów lotniczych. Zanotowano jednak kilka opóźnień. Największe zaniedbania występują, zdaniem NIK, w dziedzinie modernizacji infrastruktury drogowej:

Nie uda się przed mistrzostwami oddać do użytku 14 odcinków dróg o łącznej długości 403,9 km, m.in. siedmiu odcinków autostrad, określonych jako kluczowe, o łącznej długości 318,9 km (pięć na autostradzie A1 i dwa na autostradzie A4), i siedmiu odcinków dróg ekspresowych o łącznej długości 85 km, uznanych za ważne (jeden odcinek na drodze ekspresowej S2, dwa odcinki na drodze ekspresowej S8/S7, jeden odcinek na zachodniej obwodnicy Poznania w ciągu S11 i S5 oraz trzy odcinki na drodze ekspresowej S5). Do czasu rozpoczęcia EURO 2012 nie zostaną także oddane do użytkowania trzy odcinki na autostradzie A18 oraz sześć odcinków na drodze ekspresowej S5. Zagrożone nie oddaniem do użytku przed mistrzostwami są też dwa odcinki na autostradzie A2 o łącznej długości 50 km. Rozwiązaniem ma być "program rewitalizacji połączeń kolejowych między miastami-gospodarzami". Co oznacza, ni mniej ni więcej, przerzucenie ciężaru i odpowiedzialności za prawidłowe połączenia między Warszawą i Wrocławiem oraz Gdańskiem i Poznaniem na PKP. Sęk w tym, że spółka PKP PLK S.A ma ogromne trudności z modernizacją kluczowych dla całej imprezy dworców: Spółka nie zapewniła środków finansowych na modernizację stacji Warszawa Wschodnia i części zachodniej stacji Poznań Główny na linii E20. Z kolei PKP S.A. ma opóźnienia w budowie dworców kolejowych Poznań Główny i Warszawa Zachodnia oraz przebudowie dworców Warszawa Wschodnia i Warszawa Stadion. Na stacji Warszawa Zachodnia do końca 2010 r. nie rozpoczęto prac rozbiórkowych i remontowych. Tymczasem jej lokalizacja jest znacząca dla obsługi ruchu pasażerskiego w węźle warszawskim - to początkowa i końcowa stacja dla pociągów na kierunku wschodnim i północnym, a także miejsce przesiadek z transportu autobusowego, zarówno międzynarodowego, jak i krajowego. Kibice oraz mieszkańcy będą mieć ogromne problemy z przemieszczaniem się w obrębie miast. We wszystkich czterech aglomeracjach NIK stwierdziła opóźnienia, przesunięcia harmonogramów oraz ograniczenia w inwestycjach realizowanych w transporcie miejskim. NIK zwraca również uwagę na fakt, że w budżecie na 2011 r. nie zapewniono odpowiednich środków na realizację Programu Bezpieczeństwa EURO 2012 oraz promocję Polski w związku z organizacją Mistrzostw. Koszt 86 projektów, koniecznych do zapewnienia bezpieczeństwa podczas imprezy, oszacowano na 200 mln zł. W budżecie nie zabezpieczono środków finansowych na ponad jedną czwartą tej sumy (51,8 mln zł). NIK zapowiada, że kolejna kontrola przygotowań do EURO 2012 będzie dotyczyć m.in. sprawdzenia przetarg u i przebiegu budowy odcinków na autostradzie A2 realizowanych przez chińską firmę Covec.Sejm miał wysłuchać dzisiaj sprawozdania ministra sportu z realizacji przedsięwzięć na Euro 2012, ale zostało ono przełożone.

Bar, źródło: NIK

Super Express": Rokita w szpitalu. Problemy z trzustką. Żona posła Nelli Rokita: "Sprawa jest bardzo poważna" Jedno nie ulega wątpliwości: Jan Rokita przebywa we włoskim szpitalu. Trafił na oddział intensywnej terapii szpitala niedaleko Neapolu we Włoszech. Ma bardzo poważne, zagrażające jego życiu, problemy z trzustką. Wprawdzie "Super Express" twierdzi, że krakowski polityk "walczy o życie", to trzeba pamiętać, że wyprowadza ten wniosek z wypowiedzi Nelli Rokity, żony byłego posła. Stwierdza ona: Nie chcę mówić o diagnozach. Poczekajcie. Sprawa jest naprawdę poważna. Czuwają nad nim najlepsi fachowcy. Od kilku miesięcy bardzo często skarżył się na bóle brzucha. Były one coraz silniejsze. Jednak bagatelizował sprawę. Nie miał świadomości, co się dzieje, nie poszedł do lekarza. Został przewieziony do szpitala w krytycznym stanie. Sprawa jest bardzo poważna - mówi "SE" Nelli Rokita. Warto jednak pamiętać, że jest różnica pomiędzy stanem "poważnym" a "krytycznym". I że posłanka PiS, wychowana w rodzinie niemieckojęzycznej, nie zawsze posługuje się precyzyjnie językiem polskim. Gość radiowej Trójki, poseł PiS i lekarz, Bolesław Piecha, nie chciał komentować sprawy szczegółowo. Stwierdził jednak, że problemy z trzustką to generalnie rzecz biorąc poważna sprawa, w niektórych wypadkach zagrażająca życiu.Jan Rokita mieszka obecnie w Krakowie, ale od dwóch lat często przebywa we Włoszech. Kilka dni temu pojechał tam ponownie.

wu-ka, źrodło: Super Express

Macierewicz wygrał z Dukaczewskim Twórca i szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz szef Komisji Weryfikacyjnej WSI w rządzie PiS Antoni Macierewicz wygrał spór prawny z Markiem Dukaczewskim, byłym szefem Wojskowych Służb Informacyjnych. 26 maja zapadło postanowienie o umorzeniu postępowania – dowiedzieliśmy się w X Wydziale Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia, gdzie trafił prywatny akt oskarżenia byłego szefa WSI. To już kolejne umorzenie w tej sprawie. 17 grudnia 2010 roku sąd także postanowił odrzucić akt oskarżenia przeciwko Antoniemu Macierewiczowi. Marek Dukaczewski skierował prywatny akt oskarżenia z wypowiedziami szefa Komisji Weryfikacyjnej WSI, który mówił na konferencji prasowej, a potem na antenie Polskiego Radia m.in. o przestępczej działalności, jakiej miały dopuszczać się służby pod kierownictwem Dukaczewskiego. W uzasadnieniu postanowienie o odrzuceniu aktu oskarżenia sąd m.in stwierdził, że wypowiedzi twórcy SKW były ściśle związane z wykonywaniem jego funkcji i głównie właśnie z tego powodu postępowanie zostało umorzone. Dukaczewski odwołał się od decyzji, a sąd wyższej instancji uchylił ją kierując sprawę do ponownego rozpatrzenia. Sąd Rejonowy postanowił podobnie jak poprzednio umorzyć postępowanie. Postanowienie jest nieprawomocne. Autor: DK, | Źródło: Niezależna.pl,

Kibice za bezpieczeństwem „Kibice za bezpieczeństwem” – to nazwa obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej, której celem jest wprowadzenie w życie rozwiązań prawnych wspierających stadionowe oprawy kibiców i pozytywną działalność ich stowarzyszeń. Towarzyszyć temu ma poprawa bezpieczeństwa na stadionach. Patronat nad inicjatywą objął miesięcznik „Nowe Państwo”. Akcję organizują Ogólnopolski Związek Stowarzyszeń kibiców, zrzeszający 48 kibicowskich grup i stowarzyszeń z całego kraju oraz Fundacja Republikańska. Uruchomiły one stronę kibicezabezpieczenstwem.pl. Legalne race, likwidacja klubowych zakazów stadionowych, ograniczenie samowoli rządowych urzędników, wprowadzenie ogólnopolskiej karty kibica utrudniającej przekręty sportowym działaczom, a jednocześnie uniemożliwiającej wstęp na mecze osobom z sądowymi zakazami stadionowymi, całkowity zakazu sprzedaży alkoholu w czasie meczu – to niektóre z celów inicjatywy „Kibice za bezpieczeństwem”. „Celem akcji jest skuteczne przeprowadzenie projektu obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej i wprowadzenie do polskiego systemu prawnego rozwiązań, na które czekają setki tysięcy polskich kibiców i obywateli” – czytamy na stronie kibicezabezpieczenstwem.pl. Dlatego eksperci Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej opracowali projekt Ustawy o zmianie Ustawy o imprezach masowych i innych ustaw, której uchwalenie pozwoli na wprowadzenie m.in. następujących rozwiązań:

Doprecyzowanie przesłanek, które musi spełniać decyzja wojewody o zakazie przeprowadzenia imprezy masowej i skrócenie terminów w których rozpatrywane są odwołania od tej decyzji.

Eliminacja z polskiego systemu prawnego niekonstytucyjnej instytucji „zakazu klubowego”.

Wprowadzenie możliwości skrócenia okresu obowiązywania zakazu stadionowego po upływie 1/3 jego obowiązywania dla osób podejmujących się prac społecznych i działań reedukacyjnych prowadzonych przez wskazane i nadzorowane przez samorząd terytorialny organizacje społeczne.

Wprowadzenie obowiązku posiadania karty kibica, jako dokumentu uprawniającego do udziału w imprezie masowej.

Wprowadzenie konsekwentnego całkowitego zakazu sprzedaży napojów alkoholowych na terenie obiektu, na którym odbywa się impreza masowa.

Umożliwienie prowadzenia dopingu z użyciem materiałów pirotechnicznych w modelu duńskim (stowarzyszenie kibiców odpowiedzialne za doping wnosi kaucje, która przepada na pokrycie ewentualnych roszczeń odszkodowawczych).

Wprowadzenie obowiązku prowadzenie i finansowania działalności edukacyjnej i sportowej dla klubów sportowych i stowarzyszeń kibiców przez samorządy. W celu wprowadzenia proponowanych zmian w życie Fundacja Republikańska i Ogólnopolski Związek Stowarzyszeń Kibiców powołali Komitet obywatelskiego projektu Ustawy o zmianie Ustawy o imprezach masowych. Równocześnie rozpoczął się proces zbierania podpisów pod projektem ustawy. „Mamy na celu zebranie w trakcie 3 miesięcy o wiele większej liczby podpisów niż wymagane ustawowo 100 tysięcy. Liczymy, że do akcji włączą się kibice wszystkich polskich klubów, mający okazję pokazać, że nie są – jak próbują pokazywać rządzący – <<bandytami stadionowymi>>, ale dbającymi o dobro wspólne i sięgającymi po środki prawne w celu realizacji swoich praw obywatelami” – czytamy na stronie kibicezabezpieczenstwem.pl. Obecnie rusza ze zbiórka pierwszego tysiąca podpisów w celu zgłoszenia komitetu obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej. Piotr Lisiewicz

Teraz Trybunał ma nas ratować

1. Rząd Tuska chce zaskarżyć do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu przygotowane przez Komisję Europejską zasady przydziału darmowych pozwoleń na emisję, CO2 dla przemysłu na lata 2013-2020.Wygląda na to, że teraz z opresji nasz przemysł ma ratować ETS, choć w 2008 roku Premier Tusk wyrażając zgodę na zawartość pakietu klimatycznego twierdził, że odnieśliśmy sukces. Rozwiązania zawarte w pakiecie forsował na forum Parlamentu Europejskiego jeszcze w kadencji 2004-2009 wybrany ze Śląska poseł do PE Jerzy Buzek, obecnie Przewodniczący Parlamentu Europejskiego. Podczas tej kadencji, PE pod jego przewodnictwem, akceptował zasady rozdziału pozwoleń na darmowe emisje przygotowane przez KE. W Komisji Europejskiej zasiada komisarz Janusz Lewandowski wprawdzie zajmujący się budżetem, ale przecież decyzje na tym forum podejmują wszyscy komisarze i aż dziw bierze, że komisarz z Polski przynajmniej nie protestował podczas jej podejmowania. Wtedy, kiedy obejmowali oni swoje stanowiska w instytucjach unijnych, w Polsce prześcigano się w opisach sukcesu, jaki osiągnął nasz kraj, w których aż roiło się od sugestii ich wpływu na najważniejsze decyzje w UE. Teraz wygląda na to, że ani Premier Tusk, ani przewodniczący Buzek, ani komisarz Lewandowski nie byli w stanie zablokować niekorzystnych decyzji dla polskiej gospodarki i uratować nas może tylko ETS.

2. A przecież w grudniu 2008 roku na posiedzeniu Rady UE Premier Tusk nie musiał się zgodzić na taki kształt pakietu klimatycznego. Zresztą zaraz po tym posiedzeniu, Premier Tusk na konferencji prasowej ogłosił sukces tyle tylko, że im bardziej przybliżają się konsekwencje wynegocjowanego pakietu dla gospodarki i gospodarstw domowych, tym bardziej widać wręcz ogrom kosztów, jakie wszyscy będziemy musieli ponieść. Premier Tusk chyba sądził, że te konsekwencje przyjdą dopiero w roku 2020, a więc kiedy on już nie będzie nie tylko rządził, ale nawet nie będzie go już w polityce, więc łatwiej było mu zaakceptować, te niekorzystne dla Polski decyzje. Teraz im bliżej do początku stycznia 2013 roku tym więcej nerwowych reakcji firm, w których koszty energii elektrycznej stanowią znaczącą pozycję, a także coraz więcej raportów niezależnych instytucji, które szczegółowo opisują skutki pakietu klimatycznego dla polskiej gospodarki. Jeżeli nic się nie zmieni (a trudno przypuszczać, żeby ETS w sposób zasadniczy zmienił decyzję KE) to już w roku 2013ceny energii elektrycznej będą musiały wzrosnąć minimum o 30% w stosunku do roku 2012, a to będzie dopiero początek procesu podwyżek cen energii. Będzie to wynikało zarówno z konieczności kupienia na aukcjach 30 % uprawnień do emisji, CO2 przez firmy energetyczne, bo właśnie od roku 2013 zaczyna się zmniejszanie puli darmowych uprawnień. Niezbędne jest także realizowanie kosztownych inwestycji w energetyce, budowanie nowych bloków energetycznych, którym zdaniem Komisji Europejskiej powinny towarzyszyć instalacje do wyłapywania i magazynowania, CO2 pod ziemią (taka pilotażowa instalacja budowana przy elektrowni Bełchatów będzie kosztowała około 2,5 mld zł). Konieczne będą inwestycje redukujące emisję, CO2 w wielu innych gałęziach przemysłu.

3. Podwyżka cen energii blisko o 1/3 tylko w pierwszym roku obowiązywania pakietu, doprowadzi do tego, że część zakładów o wysokim udziale kosztów energii w kosztach ogólnych nie będzie w stanie konkurować na europejskim rynku. Najbardziej zagrożone są przemysł produkcji materiałów budowlanych, w którym koszty energii stanowią ponad 25% całości kosztów wytwarzania, przemysł wapienniczy 24%, przemysł cementowy 22%, szklarski 16%, górnictwo rud metali 15% czy papierniczy 12%. Zagrożone zakłady zatrudniają aż 9% wszystkich pracujących w polskim przemyśle. Ich likwidacja (albo tylko ograniczenie produkcji) oznaczało by ubytek PKB w wysokości, co najmniej 2 % PKB i wzrost bezrobocia przynajmniej o 2%. Wszystko to tylko w pierwszych 3 latach obowiązywania pakietu tj w okresie 2013-2015. Zresztą już teraz największe przedsiębiorstwa w tych branżach przestały inwestować i oczekują na ostateczne rozstrzygnięcia w sprawie emisji, CO2. Jeżeli nic w tej sprawie się nie zmieni to należy oczekiwać exodusu firm z tych branż choćby do krajów za naszą wschodnią granicą.

4. Nadzieja, że ETS uratuje te branże polskiego przemysłu do złudzenia przypomina postępowanie rządu Tuska w sprawie stoczni w Gdyni i w Szczecinie. I tu rząd przygotowywał programy restrukturyzacyjne obydwu stoczni i negocjował je z Komisją Europejską. Teraz wiemy już, że po obydwu stoczniach hula wiatr, a produkcji stoczniowej już w tych miejscach nie będzie. Kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy w samych stoczniach i w zakładach z nimi kooperujących zniknęło bezpowrotnie. Wygląda na to, że sukces Premiera Tuska w sprawie pakietu klimatycznego w ciągu 2-3 najbliższych lat spowoduje zniknięcie kolejnych kilkudziesięciu tysięcy miejsc pracy w Polsce i winna tego będzie Unia Europejska, choć sam Tusk i jego przyjaciele z Platformy Jerzy Buzek i Janusz Lewandowski mieli ogromny wpływ na ostateczny kształt decyzji w tej sprawie. Zbigniew Kuźmiuk

Generał Andrzej Błasik nie grał w tej drużynie Wykluczono już obecność gen. Andrzeja Błasika w kabinie pilotów w momencie katastrofy. Słowa, które moskiewski MAK przypisał dowódcy Sił Powietrznych, wypowiedział faktycznie kpt. Artur Ziętek. Parę dni temu "Nasz Dziennik" doniósł, że raport Millera nie potwierdzi rosyjskiej wersji naciskowej. Pojawiają się jednak ciągle komentatorzy, którzy nie chcą odstąpić od obarczania gen. Błasika odpowiedzialnością za tragedię na lotnisku Siewiernyj. W ostatnim czasie pojawili się działający zwarcie i jakby na czyjeś zlecenie blogerzy, którzy chcieliby przypisać generałowi winę za mizerny stan polskiego lotnictwa. Dzisiejszy "Nasz Dziennik" informuje, że w latach 2008 - 2010 Dowództwo Sił Powietrznych przesłało ministrowi Bogdanowi Klichowi jedenaście meldunków, w których podkreślano konieczność wymiany wszystkich rządowych samolotów. Przypomnijmy, że w 2007r. podjęto już decyzję o zakupie nowych maszyn. Minister Aleksander Szczygło podpisał warunki dotyczące przetargu, ale nowy rząd, rząd Donalda Tuska, rozpoczął swe działania od nowa. Tak, więc po awarii tupolewa, do której doszło w trakcie wizyty Lecha Kaczyńskiego w Mongolii, gen. Andrzej Błasik pisał do szefa MON Bogdana Klicha: "Niezbędnym wydaje się jak najszybsze zakończenie procedur przetargowych i zakup nowych samolotów do przewozu najważniejszych osób w państwie. (...) Wszystkie samoloty, dopuszczone do przewozu (...) eksploatowane są na podstawie dodatkowych programów biur konstrukcyjnych producentów przedłużających resurs techniczny." Rząd Donalda Tuska nie podjął się jednak naprawy sytuacji, ceniąc wyżej PR od bezpieczeństwa VIP-ów i żołnierzy. Przypomnijmy tu chociażby lot Donalda Tuska samolotem rejsowym do Stanów Zjednoczonych czy wypowiedź Bronisława Komorowskiego o tym, że piloci polscy mogą latać nawet na drzwiach stodoły. W tej drużynie nie grał dowódca Sił Powietrznych. Mówi o tym dzisiaj poseł PiS z sejmowej Komisji Obrony Narodowej Dariusz Seliga: "Błasik miał sukcesy i zmieniał oblicze polskiego lotnictwa. Jestem pod wrażeniem tego, jak wielką wagę przykładał do ciągłego szkolenia pilotów. Może nie działo się to szybko, ale pod wpływem działań gen. Błasika widać było w kadrze dowódczej pozytywne zmiany. On wykonywał olbrzymią pracę, ale był postrzegany jako prezydencki generał i płacił za to cenę jako dowódca Sił Powietrznych - było mu w pewnych sprawach ciężej niż innym dowódcom." zygmuntbialas - blog

Polska i tajne więzienie CIA Nie ulega wątpliwościom, że Polska pod rządami mniejszości żydowskiej wzięła udział w wojnach na Bliskim Wschodzie. To nie, kto inny jak żyd: Aleksander Kwaśniewski – Stoltzman, jednym pociągnięciem pióra zhańbił mundur polskiego żołnierza na całe wieki i naraził Plaków na nienawiść świata muzułmańskiego. Poniżej artykuł pochodzący pierwotnie ze strony żyda G. Sorosa, który pokazuje wyraźnie, że to Polska ponosi odpowiedzialność za wszystkie żydowskie przestępstwa uczynione naszymi rękoma. To Polacy ponoszą i będą ponosić wszystkie konsekwencje żydowskich rządów w swoim kraju. „Panom się upiecze”, obrywa się tylko „służbie”. Każdy, kto pisze o jakichkolwiek „korzyściach” dla Polski wynikających z eksterminacji Stanów Zjednoczonych Izraela „tubylców” na Bliskim Wschodzie, udowadnia jak nisko można upaść, jak łatwo można dać się zjudaizować i jakie to nieszczęście jest być zabawką w rękach międzynarodowego żydostwa. Admin [StopSyjonizmowi].

Poland CIA Black Site

http://just-another-inside-job.blogspot.com/2011/06/poland-cia-black-site.html

George Soros.Org – 4.06.2011, tłumaczenie Ola Gordon

Al-Nashiri przeciwko Polsce

Sąd: Europejski Trybunał Praw Człowieka

Kraj: Polska

Status: Aktywny

Współudział Polski w wydaniu, zatrzymaniu i torturach w tajnym więzieniu CIA W latach 2002 i 2003 Polska była gospodarzem tajnego więzienia CIA w bazie wojskowej szkolenia wywiadu w Starych Kiejkutach, gdzie Abd al-Rahim al-Hussayn Muhammed Nashiri był przetrzymywany w odosobnieniu i torturowany. Al-Nashiri nadal przebywa w Guantanamo, gdzie obecnie stoi przed perspektywą niesprawiedliwego procesu przez komisję wojskową, i ostatecznie karą śmierci. Raport napisany przez sprawozdawcę Rady Europy, senatora Dicka Marty’ego, potwierdza, że ​​polski rząd „świadomie współdziałał” w operacjach CIA wydawania na polskiej ziemi, wszedł w tajne porozumienie z CIA, aby umożliwić wykonanie operacji na polskiej ziemi, zapewnił niezwykły poziom bezpieczeństwa dla operacji CIA wydawania na swoim terytorium, i aktywnie wspierał CIA, poprzez tajny transport z kraju wydawanych ofiar takich jak al-Nashiri.

Fakty Abd al-Rahim Hussayn Muhammed al-Nashiri jest obywatelem saudyjskim, ofiarą wspólnej USA-Polska operacji wydawania. W październiku 2002 roku al-Nasiri został schwytany w Dubaju, ZEA, i potajemnie przekazany do aresztu CIA. Został przewieziony do tajnego więzienia CIA w Afganistanie, znanego, jako „Salt Pit”, a następnie do innego tajnego więzienia w Bangkoku, Tajlandii, gdzie był podtapiany. W dniu lub około 5 grudnia 2002 roku, CIA „wydała” al-Nashiri do jeszcze innego tajnego więzienia w Polsce. Polskie władze zapewniły niezwykły poziom ochrony bezpieczeństwa dla tego lotu. W Polsce, amerykańscy śledczy poddawali al-Nashiri szyderczej egzekucji przy pomocy wiertarki, gdy stał nago i okapturowany; dręczyli go półautomatycznym pistoletem blisko jego głowy, kiedy siedział skuty w kajdany przed nimi; trzymali go w „stresującej pozycji stojącej” i zagrozili, że wprowadzą jego matkę i na jego oczach będą ją molestować seksualnie. W dniu lub około 6 czerwca 2003, Polska pomagała USA w tajnym locie al-Nashiri z Polski, pomimo poważnego ryzyka poddawania go dalszym torturom, odosobnienia, rażąco niesprawiedliwego procesu i kary śmierci w amerykańskich więzieniach . Kiedy Polska udzieliła CIA pomocy w transporcie al-Nashiri z Polski, CIA poddawała go dalszemu przetrzymywaniu w odosobnieniu w wielu tajnych miejscach poza Polską. Dopiero we wrześniu 2006 r., rząd Stanów Zjednoczonych przyznał po raz pierwszy, że CIA potajemnie przetrzymywała al-Nashiri za granicą, i że od tego czasu został przeniesiony do amerykańskiego więzienia w Zatoce Guantanamo. Mocno zredagowany zapis z tajnego procesu w 2007 roku, który odbył się w Guantanamo, pokazuje, że ​​al-Nashiri powiedział: „Od czasu gdy aresztowano mnie pięć lat temu, byłem torturowany. Było to podczas wywiadów. Jednego razu torturowali mnie w jeden sposób, innym razem torturowali mnie w inny sposób”. Własne opisy al-Nashiri dotyczące metod stosowanych na nim tortur przez amerykański rząd są zaciemnione w transkrypcji. On jednak stwierdza: „Zanim zostałem aresztowany, byłem w stanie przebiec około 10 kilometrów. Teraz nie mogę chodzić dłużej niż 10 minut. Mam spuchnięte nerwy „. Al-Nashiri nadal jest więziony w Guantanamo. W dniu 20 kwietnia 2011 roku, prokuratorzy amerykańskiej komisji wojskowej przedstawili oskarżenie, oświadczyli, że zamierzają domagać się dla niego kary śmierci. Zaangażowanie Open Society Justice Initiative [Inicjatywa Sprawiedliwości Otwartego Społeczeństwa] Justice Initiative służy, jako doradca w imieniu al-Nashiri w postępowaniu przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka przeciwko Polsce. Wniosek został złożony w dniu 6 maja 2011 roku.

Argumenty Traktowanie przez Polskę al-Nashiri narusza szereg przepisów Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Tortury i bezprawne przetrzymywanie w Polsce. Polska naruszyła art 3 i art. 8 Europejskiej Konwencji, umożliwiając poddawanie al-Nashiri torturom, złemu traktowaniu i przetrzymywaniu w odosobnieniu na terytorium Polski. To narusza również art. 5 o dopuszczeniu do jego odosobnienia. Transfer z terytorium Polski. Polski rząd dalej naruszył prawa al-Nashiri – art. 2, 3 i protokół 6 konwencji, poprzez asystowanie w jego transferze z Polski, pomimo prawdziwego ryzyka, że będzie poddany karze śmierci; art. 3 – asystowanie w transferze z Polski, pomimo prawdziwego ryzyka złego traktowania pod nadzorem amerykańskim, art. 5 – asystowanie w transferze pomimo realnego ryzyka dalszego przetrzymywania w odosobnieniu, oraz art. 6 – asystowanie w transferze z Polski pomimo ryzyka poddania go rażąco niesprawiedliwemu procesowi sądowemu. Niezastosowanie się do przeprowadzenia skutecznego dochodzenia: nie przeprowadzenie szybkiego i skutecznego dochodzenia w sprawie naruszenia praw al-Nashiri, Polska naruszyła art. 2, 3, 5 i 8, jak również jego prawo do skutecznego środka odwoławczego na mocy art. 13. Prawo do prawdy: polski rząd odmówił przyznania się, zbadania i ujawnienia szczegółów zatrzymania al-Nashiri, złego traktowania, wymuszonego zniknięcia i wydawania, narusza jego i prawa obywateli do prawdy, zgodnie z art. 2, 3,5,10 i 13.

http://stopsyjonizmowi.wordpress.com

Tajemniczy napis na Całunie Turyńskim – wyjaśniony? Ten artykuł nadaje się na dobrą sprawę do działu „Paranauka”, razem z rewelacjami o Ewangelii wg. Judasza, „Kodem da Vinci” czy reptilianami Davida Icke. – admin.

To Giotto jest autorem Całunu Turyńskiego – taką tezę przedstawił włoski malarz i ekspert w dziedzinie konserwacji dzieł sztuki Luciano Buso w wydanej właśnie we Włoszech książce. Według niego słynny artysta wykonał malowidło w 1315 roku. Buso twierdzi, że Giotto podpisał swe dzieło, bo na płótnie można dostrzec liczbę 15, jak i napis „Giotto 15″, co wskazywałoby na rok, 1315 jako datę jego pochodzenia. Ekspert z Treviso na północy Włoch zauważył, że taka data powstania tkaniny potwierdza kontestowane przez przedstawicieli Kościoła wyniki badań specjalistów z lat 80 ubiegłego wieku, że Całun pochodzi z pierwszej połowy XIV stulecia. Według kościelnej tradycji w tkaninę tę owinięte było ciało Chrystusa po ukrzyżowaniu. Kościół nie wypowiada się jednak na temat autentyczności Całunu. Według Luciano Buso Giotto nie próbował niczego „podrobić”, skoro zostawił na Całunie swój podpis. Jest on – argumentuje – niemal identyczny z innymi podpisami, pozostawionymi przez artystę na innych jego dziełach. Jego zdaniem należy raczej przypuszczać, że słynny malarz i autor fresków zrobił na zamówienie nowy całun, ponieważ poprzedni było w bardzo złym stanie. W opinii autora tej tezy w płótnie z Turynu można doszukać się podobieństwa do kreski Giotto na jego freskach przedstawiających Chrystusa. - Całun był i będzie jednym z najbardziej znaczących symboli chrześcijaństwa niezależnie od tego, że wykonał go Giotto – powiedział Luciano Buso w wywiadzie dla lokalnego dziennika „Corriere del Veneto”. (msz, bart)

http://wiadomosci.wp.pl/

Dodajmy jeszcze, że Giotto wykonał całun na zamówienie znanego żydowskiego mecenasa kultury, barona Srula Radziwiłła. – admin.

Wstrząsające rewelacje szwajcarskiego bankiera. Wywiad przeprowadzony w Moskwie 30.05.2011.

Lektura obowiązkowa. Admin [StopSyjonizmowi]

Startling revelations from a Swiss banking insider

http://noviden.info/article_239.html

Peter Odintsov, tłumaczenie Ola Gordon

Czy możesz powiedzieć coś o twojej pracy w szwajcarskim systemie bankowym? Przez wiele lat pracowałem w szwajcarskich bankach. Zostałem mianowany, jako jeden z wysokich rangą dyrektorów jednego z największych banków szwajcarskich. W pracy byłem zaangażowany w płatnościach, w bezpośrednich wypłatach w gotówce człowiekowi, który zabił prezydenta obcego państwa. Byłem na spotkaniu, na którym podjęto decyzję wypłaty gotówki mordercy. To dało mi straszny ból głowy i niepokoiło moje sumienie. To nie był jedyny przypadek, który był naprawdę zły, ale był najgorszy. Było to polecenie wypłaty na zlecenie zagranicznych tajnych służb, napisane ręcznie, wydanie polecenia wypłaty określonej kwoty na rzecz osoby, która zabiła najwyższego przywódcę obcego państwa. I to nie był jedyny przypadek. Otrzymaliśmy kilka takich odręcznych listów od obcych tajnych służb, z poleceniem wypłaty gotówki z tajnych kont, na finansowanie rewolucji czy zabijanie ludzi. Mogę potwierdzić to, co John Perkins napisał w swojej książce Confessions of an Economic Hit Man [Wyznania ekonomicznego snajpera]. Tam naprawdę istnieje tylko system i szwajcarskie banki są zaangażowane w takie przypadki.

Książka Perkinsa została również przetłumaczona na rosyjski i jest dostępna na rynku. Czy możesz powiedzieć, który to bank i kto za to odpowiadał? Był to jeden z 3 najważniejszych szwajcarskich banków w owym czasie, i był to prezydent kraju z trzeciego świata. Ale nie mogę podać zbyt wiele szczegółów, gdyż będą mogli mnie łatwo znaleźć, jeśli podam nazwisko prezydenta i nazwę banku. Będę ryzykował życiem.

Nie możesz również nazwać żadnej osoby z tego banku? Nie, nie mogę, ale mogę zapewnić, że to miało miejsce. W pokoju podczas spotkania było kilka osób. Człowiek kierujący fizyczną wypłatą gotówki przyszedł do nas i zapytał, czy może wypłacić tak dużą kwotę w gotówce danej osobie, i jeden z dyrektorów wyjaśnił sprawę, a wszyscy pozostali wyrazili zgodę, że może to zrobić.

Czy były to częste przypadki? Czy był to rodzaj lewej kasy? Tak. Był to specjalny fundusz w specjalnym miejscu w banku, dokąd przychodziły wszystkie zakodowane listy z zagranicy. Najważniejsze listy były napisane ręcznie. Musieliśmy je rozszyfrowywać i w nich było polecenie wypłaty określonej sumy w gotówce, z kont przeznaczonych na egzekucję osób, finansowanie rewolucji, strajków, wszelkiego rodzaju partii. Wiem, że pewne osoby z grupy Bilderberga brały udział w takich poleceniach. Myślę, że to one dawały rozkaz egzekucji.

Czy możesz podać rok albo dekadę, kiedy to miało miejsce? Wolałbym nie podawać dokładnie roku, ale były to lata 1980.

Czy ta praca sprawiała ci problemy? Tak, miałem bardzo duży problem. Nie mogłem spać przez wiele dni, i po jakimś czasie odszedłem z banku. Gdybym dał ci zbyt wiele szczegółów, znaleźliby mnie. Kilka tajnych służb z zagranicy, przeważnie anglojęzycznych, wydawały rozkazy finansowania nielegalnych działań, nawet zabicia osób, przez szwajcarskie banki. Musieliśmy wypłacać zgodnie z instrukcjami obcych mocarstw za zabijanie osób, które nie stosowały się do poleceń Bilderbergów czy IMF, czy np Banku Światowego.

To, o czym mówisz jest wstrząsającą rewelacją. Dlaczego czujesz potrzebę mówienia o tym teraz? Ponieważ Bilderbergowie spotykają się w Szwajcarii. Ponieważ sytuacja na świecie staje się coraz gorsza. I ponieważ największe szwajcarskie banki biorą udział w tych nielegalnych działaniach. Większości tych operacji nie ma w zestawieniach bankowych. Jest to wielokrotność tego, co jest faktycznie deklarowane. Nie podlega ani audytowi, ani podatkom. Liczby te mają wiele zer. To ogromne sumy.

Są to miliardy? Dużo więcej, biliony, bez audytów, nielegalne i poza systemem podatkowym. Mówiąc ogólnie, jest to grabienie wszystkich. Oznacza to, że większość zwykłych ludzi płaci podatki i przestrzega prawa. Ale to co się dzieje tutaj, jest całkowicie sprzeczne ze szwajcarskimi wartościami, takimi jak neutralność, uczciwość i dobra wiara. Na spotkaniach, w których uczestniczyłem, dyskusje były całkowicie w sprzeczności z naszymi zasadami demokratycznymi. Musisz wiedzieć, że większość dyrektorów banków szwajcarskich już nie jest osobami lokalnymi, ale z zagranicy, przeważnie Anglosasi, albo Amerykanie, albo Brytyjczycy, oni nie respektują naszej neutralności, nie szanują naszych wartości, są przeciwni naszej bezpośredniej demokracji, tylko wykorzystują szwajcarskie banki, jako nielegalne metody. Używają oni ogromnych pieniędzy stworzonych z niczego i niszczą nasze społeczeństwo i niszczą ludzi na całym świecie, tylko ze względu na chciwość. Chcą zdobyć władzę i zniszczyć całe kraje, takie jak Grecja, Hiszpania, Portugalia czy Irlandia, i Szwajcaria będzie jedną z ostatnich w kolejce. A oni wykorzystują Chiny, jako pracujących niewolników. I ktoś taki jak Josef Ackermann, który jest obywatelem Szwajcarii i najważniejszym człowiekiem w niemieckim banku, i używa swojej pozycji dla chciwości i nie szanuje zwykłych ludzi. Ma sporo spraw sądowych w Niemczech i teraz w Stanach Zjednoczonych. Jest Bilderbergiem i nie troszczy się o Szwajcarię, ani o żaden inny kraj.

Czy mówisz, że niektóre z osób, o których wspomniałeś, będą uczestniczyły w nadchodzącym spotkaniu Bilderbergów w czerwcu w St. Moritz? Tak.

Więc to oni są obecnie na pozycji władzy? Tak. Mają do dyspozycji ogromne pieniądze i wykorzystują je do niszczenia całych krajów. Niszczą nasz przemysł i budują go w Chinach. Z drugiej strony, otworzyli bramy do Europy dla wszystkich chińskich produktów. Europejscy robotnicy zarabiają coraz mniej. Prawdziwym celem jest zniszczenie Europy.

Czy według ciebie spotkanie Bilderbergów w St Moritz ma wartość symboliczną? Ponieważ w 2009 roku byli w Grecji, w 2010 w Hiszpanii, i zobacz, co się stało w tych krajach. Czy to znaczy, że Szwajcaria może spodziewać się czegoś złego? Tak. Dla nich Szwajcaria jest jednym z najważniejszych krajów, gdyż tam jest tak dużo kapitału. Spotykają się tam, ponieważ poza innymi rzeczami, chcą zniszczyć wszystkie wartości, na których opiera się Szwajcaria. Dla nich stanowi przeszkodę, że nie jest w UE i nie ma euro, nie jest całkowicie kontrolowana przez Brukselę itd. Odnośnie wartości, nie mam na myśli dużych szwajcarskich banków, ponieważ one już nie są szwajcarskie, większością z nich kierują Amerykanie. Ja mówię o prawdziwym szwajcarskim duchu, który miłują i podtrzymują zwykli ludzie. Pewnie, ono ma wartość symboliczną, jak powiedziałeś, w przypadku Grecji i Hiszpanii. Ich celem jest to, by tworzyli rodzaj ekskluzywnego klubu elitarnego, mającego całą władzę, a wszyscy inni mają być biedni i zrujnowani.

Czy według ciebie celem Bilderbergów jest stworzenie rodzaju dyktatury globalnej, kontrolowanej przez wielki korporacje światowe, gdyby już nie istniały suwerenne państwa? Tak, i Szwajcaria jest jedynym miejscem, jakie zostało z bezpośrednią demokracją, i stanowi dla nich przeszkodę. Wykorzystują szantaż „zbyt duży by upadł” jak w przypadku UBS, by zadłużyć nasz kraj, tak jak zrobili z wieloma innymi. W końcu może w Szwajcarii chcą zrobić to samo, co zrobili w Islandii, zbankrutować wszystkie banki i kraj.

I wprowadzić ją do UE? Oczywiście. UE jest pod żelaznym uściskiem Bilderbergów.

Co według ciebie mogłoby powstrzymać ich plan? Cóż, i to jest właśnie powodem tego, że z tobą rozmawiam. To jest prawda. Prawda to jedyna droga. Wpuśćmy światło na tę sytuację, ujawnijmy ich. Oni nie lubią reflektorów. Musimy stworzyć transparencję w przemyśle bankowym i na wszystkich szczeblach społeczeństwa.

Czyli mówisz, że jest dobra strona szwajcarskiego przemysłu bankowego, i jest kilka dużych banków, które sprzeniewierzają się systemowi bankowemu dla nielegalnej działalności.Tak. Duże banki szkolą swoich pracowników w wartościach anglosaskich. Szkolą ich w chciwości i bezwzględności. Chciwość niszczy Szwajcarię i wszystkich innych. Jako kraj mamy większość najuczciwiej działających banków na świecie, jeśli spojrzysz na małe i średniej wielkości banki. To duże działają globalnie i stanowią problem. One już nie są szwajcarskie i nie uważają się za takie.

Czy uważasz, że dobrą rzeczą jest to, że ludzie ujawniają Bilderbergów i pokazują, kim naprawdę są? Myślę, że sprawa Straussa-Kahna to dla nas dobra okazja, gdyż pokazuje, że ci ludzie są skorumpowani, chorzy na umyśle, tak chorzy, że pełno w nich zboczeń, które trzymają w ukryciu na ich polecenie. Niektórzy z nich, tacy jak Strauss-Kahn, gwałcą kobiety, inni są sado-maso, czy pedofilami, wielu wyznawców szatana. Kiedy wchodzisz do niektórych banków, widzisz symbole satanistyczne, jak np Rotszyld Bank w Zurychu. Ci ludzie są kontrolowani szantażem z powodu swoich słabości. Oni albo muszą wykonywać rozkazy, albo zostaną ujawnieni, zniszczeni, a nawet zabici. Reputacja Straussa-Kahna została nie tylko zniszczona przez media, on może zostać zabity również dosłownie.

Skoro Ackermann jest w komitecie sterującym Bilderbergami, czy myślisz, że jest tam wielkim decydentem? Tak, ale jest tam wielu innych, jak Lagarde, który prawdopodobnie zostanie następnym szefem MFW, również członek Bilderbergów, potem Sarkozy i Obama. Oni mają nowy plan ocenzurowania internetu, gdyż internet jest jeszcze wolny. Chcą go kontrolować i wykorzystują terroryzm czy jakiś inny powód. Nawet mogą zaplanować coś strasznego, po to by mieć pretekst.

Więc tego się obawiasz? To nie tylko obawa, ale pewność. Jak powiedziałem, wydają rozkazy zabicia, więc są zdolni do dokonywania strasznych rzeczy. Jeśli uważają, że tracą kontrolę, jak np to powstanie w Grecji i Hiszpanii i być może Italia następna, to mogą zrobić następne Gladio. Byłem blisko sieci Gladio. Jak wiesz, to oni rozpoczęli terroryzm opłacany pieniędzmi Amerykanów, żeby kontrolować system polityczny Italii i innych krajów europejskich. Odnośnie mordu Aldo Moro, zapłaty dokonano w tym samym systemie, o jakim ci już powiedziałem.

Czy Ackermann był częścią tego systemu wypłat w szwajcarskim banku? (U ś m i e c h) . . . ty jesteś dziennikarzem. Przyjrzyj się jego karierze i jak szybko doszedł do szczytu.

Co według ciebie można zrobić by im przeszkodzić? Jest wiele książek, które wyjaśniają tło i łączą punkty, jak ta Perkinsa, o której wspomniałem. Ci ludzie mają już swoich snajperów, którym płacą za zabijanie. Niektórzy dostają pieniądze przez szwajcarskie banki. Ale nie tylko, mają zorganizowany system na całym świecie. A ujawnienie tego opinii publicznej, są gotowi zrobić wszystko by zatrzymać kontrolę. I mówię wszystko.

Ujawniając moglibyśmy ich zatrzymać? Tak, przedstawiając prawdę. Za przeciwników mamy prawdziwych bezwzględnych zbrodniarzy, również zbrodniarzy wojennych. To gorsze niż ludobójstwo. Oni są gotowi zabić miliony ludzi, po to by zostać przy władzy i sprawować kontrolę.

Czy możesz wyjaśnić, według ciebie, dlaczego zachodnie masmedia mniej lub więcej zupełnie przemilczają sprawę Bilderbergów? Dlatego, że jest porozumienie między nimi i właścicielami mediów. Nie mówisz o tym. Oni je kupują. Również niektóre najważniejsze osobistości z mediów zaprasza się na spotkania, ale mają powiedziane by nie pisały nic o tym co widzą lub słyszą.

Czy w strukturach Bilderbergów jest wewnętrzny krąg, który zna plany, i większość, która wykonuje rozkazy? Tak, jest wewnętrzny krąg, wyznawcy satanizmu, i są też naiwni, czy słabiej poinformowani. Niektórzy nawet myślą, że robią coś dobrego, zewnętrzny krąg.

Jak mówią ujawnione dokumenty i ich oświadczenia, Bilderberg w 1955 roku zdecydował stworzyć EU i euro, więc podjęli ważne i dalekosiężne decyzje. Tak, i wiesz o tym, że Bilderberg założył książę Bernard, były członek SS i partii nazistowskiej, pracował również dla IG Farben, filii produkującej cyklon B. Ten drugi gość był szefem Occidental Petroleum, który miał ścisłe związki z komunistami w Związku Sowieckim. Ta dwójka działała na obie strony, ale naprawdę ci ludzie to faszyści, którzy chcą kontrolować wszystko i wszystkimi, a każdy kto stanie im na drodze, jest usuwany.

Czy system wypłat, który wyjaśniałeś, jest poza normalnymi operacjami, zamknięty [compartmentalized] i tajny? W tych szwajcarskich bankach zwykli pracownicy nie wiedzą co się dzieje. Jest to jak własny tajny dział banku. Jak powiedziałem, te operacje są poza sprawozdaniem bilansowym, bez żadnego nadzoru. Niektóre z nich mieszczą się w tym samym budynku, inne poza. Mają własnych strażników i specjalny teren, do którego dostęp mają tylko upoważnione osoby.

W jaki sposób trzymają te instrukcje poza międzynarodowym systemem Swift? Niektóre były na listach Clearstream i na początku były prawdziwe. Zawierały fałszywe nazwiska, by wierzono, że cała lista jest fałszywa. Cóż, oni też popełniają błędy. Pierwsza lista była prawdziwa i z niej możesz dowiedzieć się wiele rzeczy. Są ludzie, którzy wykrywają nieprawidłowości i prawdę, i oni to mówią. Później oczywiście są sprawy sądowe i ci ludzie zmuszani są do milczenia. Najlepszym sposobem na powstrzymanie ich jest powiedzenie prawdy, rzucić na nich światło. Jeśli ich nie zatrzymamy, skończymy, jako niewolnicy. Dziękuję ci za tę rozmowę.

http://stopsyjonizmowi.wordpress.com/

Noam Chomsky: 10 sposobów na manipulację społeczeństwem Oto, oparta o prace amerykańskiego lingwisty Noama Chomsky’ego, lista „10 strategii manipulacji” przez establishment.

1 – ODWRÓĆ UWAGĘ Kluczowym elementem kontroli społeczeństwa jest strategia polegająca na odwróceniu uwagi publicznej od istotnych spraw i zmian dokonywanych przez polityczne i ekonomiczne elity, poprzez technikę ciągłego rozpraszania uwagi i nagromadzenia nieistotnych informacji. Strategia odwrócenia uwagi jest również niezbędna, aby zapobiec zainteresowaniu społeczeństwa podstawową wiedzą z zakresu nauki, ekonomii, psychologii, neurobiologii i cybernetyki. „Opinia publiczna odwrócona od realnych problemów społecznych, zniewolona przez nieważne sprawy. Spraw, by społeczeństwo było zajęte, zajęte, zajęte, bez czasu na myślenie, wciąż na roli ze zwierzętami (cyt. tłum. za „Silent Weapons for Quiet Wars”).

2 – STWÓRZ PROBLEMY, PO CZYM ZAPROPONUJ ROZWIĄZANIE Ta metoda jest również nazywana „problem – reakcja – rozwiązanie”. Tworzy problem, „sytuację”, mającą na celu wywołanie reakcji u odbiorców, którzy będą się domagali podjęcia pewnych kroków zapobiegawczych. Na przykład: pozwól na rozprzestrzenienie się przemocy lub zaaranżuj krwawe ataki, tak aby społeczeństwo przyjęło zaostrzenie norm prawnych i przepisów za cenę własnej wolności. Lub: wykreuj kryzys ekonomiczny, aby usprawiedliwić radykalne cięcia praw społeczeństwa i demontaż świadczeń społecznych.

3 – STOPNIUJ ZMIANY Akceptacja aż do nieakceptowalnego poziomu. Przesuwaj granicę stopniowo, krok po kroku, przez kolejne lata. W ten sposób przeforsowano radykalnie nowe warunki społeczno-ekonomiczne (neoliberalizm) w latach 1980. i 1990.: minimum świadczeń, prywatyzacja, niepewność jutra, elastyczność, masowe bezrobocie, poziom płac, brak gwarancji godnego zarobku – zmiany, które wprowadzone naraz wywołałyby rewolucję.

4 – ODWLEKAJ ZMIANY Kolejny sposób na wywołanie akceptacji niemile widzianej zmiany to przedstawienie jej jako „bolesnej konieczności” i otrzymanie przyzwolenia społeczeństwa na wprowadzenie jej w życie w przyszłości. Łatwiej zaakceptować przyszłe poświęcenie, niż poddać się mu z miejsca. Do tego społeczeństwo, masy, mają zawsze naiwną tendencję do zakładania, że „wszystko będzie dobrze” i że być może uda się uniknąć poświęcenia. Taka strategia daje społeczeństwu więcej czasu na oswojenie się ze świadomością zmiany, a także na akceptację tej zmiany w atmosferze rezygnacji, kiedy przyjdzie czas.

5 – MÓW DO SPOŁECZEŃSTWA JAK DO MAŁEGO DZIECKA Większość treści skierowanych do opinii publicznej wykorzystuje sposób wysławiania się, argumentowania czy wręcz tonu protekcjonalnego, jakiego używa się przemawiając do dzieci lub umysłowo chorych. Im bardziej usiłuje się zamglić obraz swojemu rozmówcy, tym chętniej sięga się po taki ton. Dlaczego? „Jeśli będziesz mówić do osoby tak, jakby miała ona 12 lat, to wtedy, z powodu sugestii, osoba ta prawdopodobnie odpowie lub zareaguje bezkrytycznie, tak jakby rzeczywiście miała 12 lub mniej lat” (zob. Silent Weapons for Quiet War).

6 – SKUP SIĘ NA EMOCJACH, NIE NA REFLEKSJI Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7 – UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna, na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała” (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8 – UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9 – ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10 – POZNAJ LUDZI LEPIEJ, NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

Za: „Les 10 Stratégies de Manipulation de Noam Chomsky”

http://www.jocelynechoquette.com/article-0-58212003.html

http://autonom.pl

Strategia opozycji pozaparlamentarnej Szanse wejścia osobno do parlamentu opozycji pozaparlamentarnej są minimalne Jak dotąd wiele niszowych partii radykalnie prawicowych startuje w wyborach raczej po to, żeby zaznaczyć swoje istnienie, żeby wyborcy o nich nie zapomnieli, niż po to, żeby dostać się do parlamentu. Takie działanie wydaje się być z ich punktu widzenia słuszne. Mają nadzieję, że kiedyś przekroczą te krytyczne 5%. Wybory jednak nie są do tego żeby się pokazać, tylko żeby się dostać do parlamentu. Dlatego muszą one znaleźć drogę do tego celu. Najsilniejsze poparcie wśród tych ugrupowań mają UPR-VIP. Silnym, choć rozbitym na kilka oddzielnych ugrupowań jest post endecki ruch narodowy. Jest wiele innych kilkudziesięcio, kilkuset osobowych grup, są mocne nazwiska. Jakby to pozbierać do kupy, to pewnie z 10 tyś politycznie aktywnych osób by się znalazło. W każdej z tych organizacji, czy wokół nich są cenni ludzie, którzy powinni się znaleźć w parlamencie, czy administracji po wyborach. Choć te ugrupowania mają różne programy, to wywodzą się z jednego ideowego, kulturowego, religijnego pnia. Łączy je radykalizm i konserwatyzm. Razem szły w kilkutysięcznym Marszu Niepodległości 9.XI ubiegłego roku, mogą tej jesieni razem pójść do wyborów. Osobno szanse wejścia do parlamentu opozycji pozaparlamentarnej są minimalne. Pokazały to ostatnie wybory samorządowe z chyba 10cioma prawicowymi „listami śmierci” po 0,5%. Bardzo luźna nawet koalicja zdecydowanie zwiększa szanse. Dlatego, że dałaby wystarczającą liczbę ludzi do kandydowania, prowadzenia kampanii i wystarczającą liczbę wyborców. Teraz każdy z osobna ma tych elementów zbyt mało. Według oficjalnych danych, w wyborach samorządowych np. JKM dostał w Warszawie 3,9% a jego ruch w Polsce 3,0 - 0,3% a gdzieniegdzie nie startował nikt. W wyborach prezydenckich 2,5%. Sukces Kongresu Nowej Prawicy, wchodzenie we współpracę z bardzo różnorodnymi środowiskami daje szansę na zwiększenie jego elektoratu. Jakby pozbierać twarde elektoraty tych organizacji i premię za umiejętność współpracy, to być może możliwe byłoby ich wejście do parlamentu, ale pewnie nawet to nie wystarczy. Twarde elektoraty tak czy siak zagłosują na swoje partie. Cokolwiek by PiS, czy ktokolwiek inny zrobił, czy nie zrobił, te minimum 5% nie zmieni lokalizacji. Może się osobno zmarnować lub łącznie dać szansę na wejście do Sejmu i wpływ na to, kto wejdzie do Senatu. To, co można zrobić, to postarać się skleić przynajmniej na kilka miesięcy to całe silnie prawicowe towarzystwo w jeden komitet wyborczy opozycji pozaparlamentarnej. To jedyny sposób by te dziś „zmarnowane” głosy się jutro nie zmarnowały. PiS jest partią centrową, najwyżej centroprawicową. Jest bardzo dużą partią, popieraną, przez co 3go Polaka a to wymusza wyważenie jej opinii, pewien kompromis. Działa w systemie proporcjonalnym. Być może, dlatego trudno jest jej sięgać aż do twardej prawicy. Nawet wspólne z narodowcami udział w manifestacji budził ostry sprzeciw dziennikarza Rzepy. Tak, więc najlepszymi formami współpracy jest tu koalicja po wyborach lub bardzo szeroka koalicyjna lista wyborcza. Ponadto PiS nie ma w tej chwili, z kim rozmawiać o współpracy na prawicy – z planktonem to nawet nie ma jak. A plankton z planktonem prędzej może się dogadać. Bo nie będzie rozmawiał w stylu Lipińskiego z Berger. Zrobi to mam nadzieję „portalik wyborczy” i jawna dyskusja na nE. W inny sposób. Kolejna inicjatywa to „druga opozycja „ Łażącego Łazarza &Co. Czy „Obywatelskie Listy Wyborcze” odniosą sukces, jako kolejny osobny byt. Raczej wątpię, widząc reakcję większości blogerów i to jak ciężkie działa przeciw ich pomysłodawcom wytoczono. Funkcja jaką raczej dla nich widzę w tej sytuacji, to uzupełnienie oraz zmiksowanie wszystkich możliwych ruchów partii i partyjek, tak aby nie musiały się pokazywać w wyborach, bo się pokażą gdzie indziej (portal wyborczy&nE) a widząc jaki jest układ poparcia poszczególnych kandydatów, będą w stanie się porozumieć w sprawie wystawienia wspólnej listy i kolejności na niej ludzi z poszczególnych ugrupowań. Ale jeśli ten „portalik” zacznie się kręcić, to wciągnie w wir wszystkich, od najmniejszych po na koniec największych.

Nie sądzę żeby blogerzy masowo szli do polityki, prawicowej ale nie czysto pisowskiej, żeby z nich stworzył się jakiś ruch, co najwyżej mniejszość, bo większość zdecydowanie popiera PiS. A i tak większość blogerów wszelkich opcji ogranicza się tylko do pisania sobie a muzom. Widzę ją w sklejeniu tych 10ciu list, które bez takiego działania powstaną tak, jak powstały w ostatnich wyborach samorządowych i wszystkich poprzednich. We wciągnięciu w to nowych ludzi, którzy są obecnie poza ścisłą polityką, tworząc jakieś projekty społeczne. I tych, którzy dali sobie spokój z polityką, bo uważają że wszystkie partie są do siebie podobne a w tym też jest sporo racji. Dzięki takiemu połączeniu rozproszonych sił i daniu im broni do ręki często bardzo różniącym się od nas grupom czy jednostkom (portalik wyborczy, możliwość dyskusji na nE), tak jak daliśmy walczącym u naszego boku Rosjanom, Ukraińcom i Białorusinom w 1920 roku, można utworzyć potencjalnego koalicjanta dla PiS i jednocześnie prawy biegun sceny politycznej ciągnący cały system we właściwym kierunku. Lubię przykład roku 1920 tego, bo to nasz największy sukces w ciągu ostatnich 300 lat. Osiągnięty został dzięki współdziałaniu wszystkich sił antysowieckich: endeków w Błekitnej Armii, piłsudczyków w Legionach, Armii Ochotniczej i węgierskiej amunicji, jest nią obecnie przykład „jak zwyciężać mamy” no i doskonałej strategii. Sukcesowi węgierskiego Fideszu nie przeszkodził sukces Jobbik – węgierskich prawicowych nacjonalistów. Choć faktem jest, że bratankowie mieli więcej ekonomicznych powodów do wymiany elity politycznej. Krytycy tego pomysłu „drugiej opozycji” uważają że mają dar jasnowidzenia i twierdzą ze 100%tową pewnością, że takie działanie odbierze kilka procent PiS. Co jednak świadczy o głębokiej wierze w skuteczność ludzi ten projekt tworzących (ŁŁ i spółka) których zagospodarowaniem, wcześniej nikt z PiS nie był zainteresowany. Teraz nie ma nic a za kilka miesięcy będzie parę procent i to bez wsparcia TVNów – wręcz przeciwnie. Ta głęboka wiara w to środowisko, do niedawna zamilczane przez wszystkich od GW do GP, została ujawniona dopiero po pomyśle „drugiej opozycji”. Cud. I faktycznie żeby to się udało, to musiałby być cud i na dodatek rewolucja. Dlatego ten zwariowany pomysł mnie się osobiście podoba. Za kawaleryjską fantazję. I dlatego ze nikt nie ma lepszego. Metoda scenariuszowa jest pomocna, gdy nie wiemy co będzie w przyszłości a nie wiemy nigdy. Trzeba pamiętać ze głównym graczem na prawicy w tym rozdaniu jest PiS i on zdecyduje jakie karty sobie dobrać i kiedy. A w odróżnieniu od swoich rębajłów, jak napisał Migalski JK jest „pragmatyczny do bólu”, tak więc jestem spokojny o jego optymalną decyzję. Jakie mamy teoretycznie możliwe scenariusze w nadchodzących wyborach, po prawej stronie sceny politycznej:

1. PiS + NP czyli JKM itd. + („druga opozycja” OLW „Obywatelskie Listy Wyborcze” ŁŁ) + PJN+ kilka niszowych list

2. PiS&OLW +NP&PJN+kilka list

3. PiS+NP +kilka list

4. PiS+OLW&NP&kilka list

5. Lista PiS &społeczeństwo obywatelskie&NP (marzenia)

6. Wiele innych układów

&- koalicja

Tak czy siak chętnych do „odbierania” PiSowi procentów nie zabraknie i trudno powiedzieć kto komu i ile odbierze, ilu ludzi więcej zdecyduje się pójść na wybory lub z tego zrezygnuje. Rozdrobnienie niewątpliwie spowoduje, że niewiele zostanie odebrane z dotychczasowego elektoratu PO czy SLD. Silna innowacyjna oferta po prawej stronie może tego dokonać. Na wybory w Polsce chodzi ok 20% mniej ludzi niż na zachodzie, może uda się zmobilizować część z nich. W jednomandatowych obecnie wyborach do Senatu i tak musi być maksymalnie szerokie poparcie kandydata a sami kandydaci muszą być „ best of the best of the best”, na zachodzie Polski to w ogóle szeroko koalicyjni. Niestety, polityka to sztuka kompromisów. Takie jest moje prywatne zdanie na ten temat, jako niezależnego samorządnego blogera polskiego, ostatnio „sabotażysty”, „dywersanta”, „agenta” wg niektórych :]. Ponieważ byłem już , „extremą”, „elementem antysocjalistycznym”, „chorym z nienawiści”, itd. To nie pierwszyzna. Właściwie gdy przestanę być określany w ten sposób, to będzie znaczyło, że stoję w miejscu lub się cofam. Albo że w tym kraju już nie ma nic do naprawienia.

R. Zaleski

Stańmy się milionami Olewników Ta walka trwa nadal, a determinacja rodziny Olewników jest dla mnie czymś imponującym i dającym wiarę na przyszłość. Oczywiście wiarę w człowieka, a nie w chore, zżerane patologiami państwo Dzielna rodzina Olewników udowodniła i jednocześnie dała przykład wszystkim rodakom, że nigdy nie wolno się poddawać i tracić nadziei. Przez całą dekadę od 2001 do 2011 roku dążyła do poznania i ujawnienia prawdy o losie syna i brata. Do 2006 roku, kiedy to odnaleziono zwłoki Krzysztofa, walczyła jeszcze o uratowanie mu życia. Następne lata to nieustanna batalia o ujawnienie sprawców, mocodawców i funkcjonariuszy aparatu, tego mafijnego tworu zwącego się szczytnie demokratycznym państwem prawa. To niemoc i bierność tego państwa przyczyniła się w ogromnej mierze do śmierci młodego, 27 letniego człowieka, który ostatnie dwa lata swojego życia spędził w nieludzkich warunkach. Taki los zgotowali mu porywacze. Ta walka trwa nadal, a determinacja rodziny Olewników jest dla mnie czymś imponującym i dającym wiarę na przyszłość. Oczywiście wiarę w człowieka, a nie w chore, zżerane patologiami państwo.

Co byłoby gdyby nie ich upór? Oczywiście sprawa dawno uległaby zapomnieniu, a być może nigdy nie wypłynęłaby na ogólnopolską medialną scenę. Cóż kogoś obchodziłoby dzisiaj to, co wydarzyło się w nocy z 26 na 27 października 2001 roku w jakimś tam Świerczynku na przedmieściach Drobina? Zapewne sprawcy do dziś spaliby sobie spokojnie, a w postępowym europejskim humanitarnym państwie, jakim jest Polska, gdzie oczywiście najwyższym wymiarem kary jest dożywocie nie trzeba by w pośpiechu wykonywać aż trzech wyroków śmierci w monitorowanych więziennych celach.

Czy Olewnikom przez te wszystkie lata było lekko? Wolne żarty. Próbowano z nimi wszystkich znanych sztuczek. Pojawili się dobrzy i źli „ubecy”. Były liczne kije i marchewki. Był udawany w niektórych mediach podziw i okazywana empatia, po czym na tych samych łamach dochodziło do plucia jadem oraz podłych oszczerstw i insynuacji.

Oczywiście nie mogło zabraknąć też prób skłócenia tej niezwykle kochającej się rodziny i rozbicia jej jedności. Jak to się skończyło wszyscy wiemy. Powstała nawet parlamentarna komisja śledcza do wyjaśnienia okoliczności uprowadzenia i zamordowania jednego polskiego obywatela, który nie był ani medialną gwiazdą, politykiem czy wysokim urzędnikiem państwowym. Dla niemal wszystkich Polaków gdyby nie jego zdeterminowana rodzina byłby dzisiaj tylko panem „nikt”. Miłość, honor, odwaga, poczucie obowiązku, upór tylko jednej polskiej rodziny sprawiły, że o ich tragedii usłyszała cała Polska i nie dało się dłużej zamiatać sprawy pod dywan. 10 kwietnia 2010 roku wydarzyła się dziejowa tragedia. Zginął Prezydent RP wraz z małżonką i 94 towarzyszących mu osób. Dlaczego nie ma sejmowej komisji śledczej w tej sprawie? Dlaczego ten sam parlament w „głosowaniu hańby”, 29 kwietnia 2010 roku odrzuca postulat umiędzynarodowienia śledztwa? Dlaczego nie potrafimy zmusić polskich władz do działania i pozwalamy zamiatać wszystko pod dywan? Cóż takiego się stało, że w jednym przypadku państwo przyparte zostało do muru i zmuszone do działania, a w innym, dotyczącym wielkiej narodowej tragedii pozostaje zupełnie bierne czy wręcz mataczy ręka w rękę z Kremlem? Otóż wina jest w nas samych. Nie potrafimy stać się milionami zdeterminowanych Olewników, którzy nie spoczną do chwili, kiedy prawda nie ujrzy światła dziennego. Nie potrafimy tak jak tamta dzielna rodzina zbliżyć się do włodarzy III RP na tyle, aby poczuli na sobie nasz gorący oddech tak mocno, że aż ciarki przeszłyby im po plecach. Już niemal czternaście miesięcy dajemy robić z siebie idiotów przez miejscowych i kremlowskich kłamców. Nie liczmy na NATO, UE, USA, lecz przede wszystkim na siebie. Tylko odsunięcie w wyborach obecnej władzy, tak jak i pogonienie Napieralskiego, za którego plecami czai się już towarzysz Miller, umożliwi nam rozpoczęcie procesu ratowania Polski i rzeczywistą próbę wyjaśnienia smoleńskiej tragedii oraz pociągnięcie zdrajców do odpowiedzialności. Wywalmy w końcu na zbity pysk z polityki także i cwaniaczków z PSL-u, którego symbolem dla mnie jest niejaki Stanisław Żelichowski, którego twarz mam wątpliwą przyjemność oglądać w ławach sejmowych nieprzerwanie od 1985 roku, czyli już trzecie dziesięciolecie. To już niemal symboliczny Breżniew czy Gromyko polskiej polityki i dowód na bezbronność Polaków przy takiej chorej ordynacji wyborczej, konserwującej relikty i mamuty z czasów PRL. Kłamstwa, jakie funkcjonują w społeczeństwie, jako prawda objawiona przez media są wprost niesłychane. W myśl konwencji chicagowskiej zarówno wrak samolotu jak i czarne skrzynki natychmiast po zakończeniu pracy komisji MAK zgodnie z tą konwencją powinny trafić do Polski. Prawda jest taka, że nie chcą tego zarówno ludzie Tuska jak i banda Putina. Temu przecież służyło memorandum podpisane w Moskwie przez wysłannika Tuska, szefa MSWiA, Jerzego Millera w dniu 31 maja ubiegłego roku. To ta umowa zobowiązała również obie strony do utajnienia zapisów rejestratorów lotu. To dla tego mamy dziś tylko jakieś przekłamane stenogramy rozmów w kokpicie sporządzone na podstawie kopii z kopii. O pozostałych rejestratorach nie wiemy nic. Nawet polska skrzynka szybkiego dostępu, której odczytanie i analiza to kwestia kilkudziesięciu minut (podłączenie do drukarki i wciśnięcie przycisku „print”) owiana jest tajemnicą i słyszymy już przeszło rok, że jest ciągle badana przez specjalistów. Jak można wmawiać społeczeństwu, że to strona rosyjska nie chce wydać nam naszej własności skoro wspólnie i w porozumieniu postanowiły o tym obie strony? Idźmy dalej. W ruskim protokole z sekcji zwłok ubrany na ten ostatni lot w białą koszulę, śp. Pamięci Stefan Melak mierzący 172 cm i ważący 105 kilogramów opisany jest, jako mężczyzna w niebieskiej koszuli o wzroście 195 cm i lekkiej otyłości. W dokumencie z autopsji śp. Zbigniewa Wassermanna opisano szczegółowo narządy, których zmarły na skutek leczenia operacyjnego nie posiadał już od wielu lat. Jest protokół z sekcji zwłok Janusza Kurtyki, choć na jego ciele nie było żadnych śladów przeprowadzenia owej sekcji. Jak możemy dopuścić, aby autorka najbardziej perfidnych i nieludzkich łgarstw, minister zdrowia Ewa Kopacz mogła bezczelnie uśmiechać się do nas z ekranu telewizora? Przecież to ona z mównicy sejmowej do milionów Polaków mówiła o przesiewaniu ziemi na głębokość jednego metra i wspaniałej współpracy polskich i rosyjskich patomorfologów wiedząc, że w tych rzekomych sekcjach zwłok polska strona nie uczestniczyła. Takie przypadki się mnożą, a wiodące media zaprzyjaźnione z Platforma Obywatelską i Andrzejem Wajda milczą. W poważnym demokratycznym kraju prokuratura pod naciskiem wolnych mediów i społeczeństwa w atmosferze wielkiego międzynarodowego skandalu już dawno powinna zarządzić przeprowadzenie kilkudziesięciu sekcji zwłok, a wolny świat zażądać wyjaśnień od rosyjskich władz. Czy Polacy to głupia tłuszcza dająca się pędzić jak bydło na rzeź, czy może w końcu stać ich na to, aby stali się milionami Olewników, którzy nigdy nie odpuszczą bandzie zdrajców, kłamców i oszustów? Chciałoby się za Panią Danutą Olewnik- Cieplińską wykrzyczeć: „Ja nie wierzę w żadne państwo, w żadną Polskę!” i dodać od siebie, że „Wierzę jeszcze w Polaków”, ale to już ostatnia nadzieja. Dalej nie ma już nic. kokos26

Judeo-Polonia! Budzę się! Oczy przecieram – koszmar to, czy sen tylko? Każdy kraj ma swoje służby wywiadu wewnętrznego. Do służb wywiadu wewnętrznego w normalnym kraju, winny dostawać się wyłącznie osoby, predysponowane do obrony ojczyzny przed wrogiem wewnętrznym i zewnętrznym. Osoby zatrudniane w służbach wywiadu wewnętrznego dobro swojego narodu i państwa powinni stawiać na pierwszym miejscu. Od 1945 roku do służb w Polsce werbowani byli z premedytacją „osobnicy”, którzy mieli jedną charakterystyczna cechę, na słowa: Naród Polski, dobro Państwa Polskiego, patriotyzm - reagowali odruchami wymiotnymi; na słowa: socjalizm, internacjonalizm, przyjaźń polsko-rosyjska, centrala w Moskwie – reagowali wiernopoddańczymi odruchami. „Osobnicy” ci mieli jasno określonego wroga. Wrogiem wewnętrznym byli: narodowcy, kułacy oraz kapitaliści, a zewnętrznym imperialistyczni szpiedzy. Służby za zadanie podstawowe miały wdrożyć w Polsce system bolszewicki. Obecnie można postawić hipotezę badawczą, że weryfikacja w UB oraz 20 lat później w WSI była przeprowadzona według tych samych kryteriów, z tym że zamieniono centralę: z Moskwy – na Brukselę. Weryfikację przeprowadzono po to, aby z tych służb usunąć osoby, które przeniknęły do nich z powodu zmian jakie w Polsce dokonały się po 1956 roku (narodowców, którym śniła się Polska wyrwana spod wpływów międzynarodówki socjalistycznej). Wydaje się, że w polskich służbach pozostali tylko wyznawcy światowego socjalistycznego państwa. Hipoteza jak hipoteza, aby było wiadome czy jest prawdziwa, trzeba by było przeprowadzić dowód, czyli mieć dostęp do danych osobowych oraz do testów psychologicznych, które są oczywiście tajne. Mamy w rękach tylko same przesłanki, siedzimy przykuci jak w jaskini Platona i obserwujemy działania tych służb. Widząc tylko cienie, staramy domyśleć się jaka jest prawda. Zróbmy w tym miejscu mała dygresję. „Na początku XX wieku idea budowy własnego państwa żydowskiego w Palestynie wydawała się syjonistom mało realna. W związku z tym dokonywali wiele innych działań: wpłynęli na powstanie jewrejskiej obłasti, myśleli o Madagaskarze. Na konferencji pokojowej w Wersalu syjoniści złożyli Paderewskiemu oraz Dmowskiemu propozycję, aby powstające cudem państwo polskie, było z założenia państwem dwunarodowym: polsko-żydowskim (Judeo-Polonią). Żydzi chcieli być obok Polaków, w Judeo-Polonii, narodem współrządzącym. Ideę takiego państwa popierali podobno bankierzy żydowscy (obiecywali uruchomienie swoich wpływów w Londynie i Stanach Zjednoczonych w celu przesunięcia granic Judeo-Polonii daleko na wschód od Bugu). Grożono Dmowskiemu, iż w przypadku odrzucenia tej intratnej propozycji (nie do odrzucenia) – granice Polski będą kończyć się na linii Bugu. Na szczęście Dmowskiemu udało się w rokowaniach zapobiec temu zagrożeniu i nie powstała wtedy Judeo-Polonia. Może właśnie z tego tytułu dzisiaj, widoczna jest jak na dłoni, wielka niechęć środowisk żydowskich (w Polsce i za granicą), do narodowców oraz do Państwa Polskiego.

Niechęć to jest bardzo łagodne słowo. Z mediów, które służą finansjerze żydowskiej, zieje nienawiść, do wszystkiego co dotyczy Narodu Polskiego i Państwa Polskiego. Od lat trwa kampania oszczerstw zwana łagodnie antypolonizmem, a powinna zwać się kampanią polakożerczą. Gdy pisarz nienawidzący Polski i Polaków ogłosił tezę, że w Jedwabnem, w małej stodole, Polacy z polskich Żydów-sąsiadów ustawili „piramidę” (na ramionach każdego Żyda ustawili 10 akrobatów Żydów); w ten sposób upakowali tysiące w tej stodole, ściśniętych tak, że igły nie można było pomiędzy nich wcisnąć…i podpalili tę stodołę – bo Polacy uwielbiają patrzeć jak pali się „piramida” złożona z Żydów! Taka piramidalna bzdura poszła w świat: Eureka! - to nie Niemcy są odpowiedzialni za mord Żydów w II wojnie światowej, mordercami są Polacy! Wszyscy na świecie już wiedzą, że chłop polski ma wielgachne stodoły. Wszyscy na świecie już wiedzą, że chłop polski doznaje rozkoszy gdy podpala takie stodoły, zwłaszcza gdy uda mu się wsadzić do nich tysiące Żydów. Nikogo na świecie nie interesuje, czy Polacy mają powody do nienawiści do Żydów. Wszak uczucie nienawiści, trwające przez wiele pokoleń (vide Lemek), jest dozwolone tylko dla narodu wybranego, a nie dla goji. Polacy nie mieli nigdy prawa do zemsty, do nienawiści, wszak to chrześcijanie. Nikogo nie interesują fakty, że miejscowi Żydzi-sublokatorzy po wejściu bolszewików do Polski w 1939 roku, witali sowieckie wojska jak wyzwolicieli z niewoli polskiej, masowo na ochotnika wstępowali do armii okupanta oraz do KGB; nie ważny dla mediów jest fakt, że tereny wokół Jedwabnego na początku wojny przeszły z rąk niemieckich do sowieckich, by potem znowu znaleźć się w niemieckich, a następnie w sowieckich łapach. KGB miało więc okazję zrobić poprawkę swoich działań – dobić watahę (inteligencję polską). Nie ważny jest fakt, że miejscowi aktywiści komunistyczni (czytaj sublokatorzy-Żydzi) wskazali sowietom wszystkie rodziny narodowców oraz rodziny inteligencji polskiej zamieszkujące te tereny. Nie ważny jest fakt, że dalszy los tych osób, zabranych przez KGB, nie jest znany. Nie jest ważny fakt, że badania przeprowadzone przez IPN wskazywały jednoznacznie, że pogromu tego dokonali niemieccy żołnierze. Nie ważny jest fakt, że Niemcy utworzyli specjalne komando do unicestwienia ludności żydowskiej, którą rozstrzeliwano, a następnie palono zwłoki w stodołach. Nie ważne, ze to są fakty, że zachowały się dokumenty z takich egzekucji z innych miejsc w Polsce. Nie jest ważny fakt, że stodoły na tym terenie są małe i nigdy nie są w stanie pomieścić tyle osób, ile wyliczył autor paszkwilu. Nie ważne jest, że cytowana ilość spalonych Żydów wskazuje, że musiały być palone trupy (układane jeden na drugim), bo piramidy nikt nie potrafił zbudować, ani Żydzi ani Polacy. Jednakże najbardziej zadziwia fakt, że dla dobra sprawy (czyjej?) nakazano IPN- owi przerwać prace badawczo-archeologiczne wskazujące jednoznacznie na to, że tej zbrodni dokonało niemieckie komando. W efekcie tych działań w świecie na trwałe zakorzeniła się NOWA PRAWDA, że to Polacy, a nie Niemcy - mordowali niewinnych Żydów-sąsiadów swoich (nie Żydów sublokatorów). Najbardziej zadziwia fakt, że nikomu z władz naszego kraju nie zależy, aby z tą propagandą skutecznie walczyć. To musi budzić w każdym Polaku przerażenie! Druga kwestia jest także bulwersująca. Żydzi chcą od Polski wyłudzić odszkodowanie za majątek Żydów, który pozostawili w Polsce ci, którzy w czasie wojny umarli. Chcą bezpodstawnie od bankrutującego kraju 63 miliardy. Bezpodstawnie, jak mówi Pan Michalkiewicz, gdyż zgodnie z polskim prawem do ewentualnego spadku mają prawo wyłącznie rodziny lub osoby określone w testamencie i to w określonym przez prawo czasie. Ponadto spadek każdy przejmuje się z dobrodziejstwem inwentarza, zwłaszcza z długami, a nikt nie przeprowadził zestawień jak bardzo obciążone były hipoteki. Nikt też nie wie jaki był stan zniszczeń po działaniach wojennych, kompletny brak dokumentacji – ale jest konkretna kwota! Państwo Izrael ani żadne stowarzyszenie czy fundacja nie ma prawa do spadku po Żydach zamordowanych przez Niemców. Pani Clinton, która reprezentuje lobby żydowskie, przyleciała specjalnie w tej sprawie (przed wyborami Prezydenta). Podobno wyłącznie po to poleciał do Izraela (na dywanik!), cały nas rząd. Czy tak czynią inne rządy świata? Czy tak czynią władze reprezentujące interesy Narodu Polskiego? Podobno wyłącznie po to przyleciał (bez żony) Prezydent Barack Obama. W kwestii tych bezpodstawnych roszczeń nie ma zdecydowanej odpowiedzi rządzących, aby NACIĄGACZE poszli ze swoimi pretensjami tam gdzie pieprz rośnie. Strach myśleć na co jeszcze lobby żydowskie sobie za moment pozwoli? Nie ważny też jest fakt, że Rabin Owadia Josef, duchowy przywódca religijnej partii Szas, w październiku 2010 roku wypowiedział podczas wystąpienia w synagodze te słowa:

o „Goje rodzą się tylko po to, by nam służyć. Bez tego nie mieliby po co istnieć na tym świecie. Po co goje są tak naprawdę potrzebni? Będą pracować, będą orać, będą zbierać plony. My zaś będziemy tylko siedzieć i jeść jak panowie”.

o „Tak jak każda osoba goje muszą oczywiście umrzeć, ale Bóg daje im długowieczność. Dlaczego? – Wyobraźcie sobie, że zdechł wam osioł. Stracilibyście w ten sposób pieniądze. To jest taki sam sługa. Właśnie dlatego goj otrzymuje długie życie. By dobrze pracować dla Żyda”. Czy na bazie takich przesłanek może powstać hipoteza badawcza, że naszym krajem rządzą filosemici, lub Żydzi ukryci pod polskimi nazwiskami, dla których dobro naszej Ojczyzny nie jest najważniejsze, a liczy się tylko socjalistyczna Unia Europejska? Czy na takich przesłankach można oprzeć tezę, że Żydzi, którzy postanowili się asymilować w Narodzie Polskim, normalni zjadacze chleba, budzą się co dzień rano zlani ze strachu potem, że działania służb i rządzących za moment mogą doprowadzić do uzasadnionej agresji Polaków skierowanych przeciw asymilantom. Czy na takich przesłankach można się dziwić, że spora grupa Polaków chce sprawdzać wszystkim kandydatom do sejmu i senatu ich drzewo genealogiczne do trzeciego pokolenia. Widząc, że w USA kandydat musi się urodzić w tym kraju, to chcą aby w Polsce każdy kandydat od trzech pokoleń był Polakiem.

Dygresja okazała się wcale nie taka mała, ale na ten temat książki można pisać, a nie małą dygresję. Wracajmy do służbwywiadu wewnętrznego. Na bazie faktów przytoczonych wyżej, można postawić hipotezę badawczą, że obecnie w służbach wywiadu wewnętrznego istnieje bardzo wiele osób, którym sen z oczu spędza możliwość istnienia silnego Narodu Polskiego oraz silnego Państwa Polskiego. Te osoby mają jasno określony cel swoich działań, zgodny dawniej z wytycznymi ZSRR a obecnie z wytycznymi Unii Europejskiej, aby narody i państwa rozpłynęły się w nicość. Wielkie socjalistyczne państwo europejskie, nie potrzebuje żadnych narodów - temu światowemu państwu potrzebna jest tylko masa ludzka sterowana przez światowych wybrańców. Można także postawić drugą hipotezę badawczą,że obywatele pochodzenia żydowskiego – zajmujący się polityką, a nie zwykli zjadacze chleba - nie chcą już współrządzić z Polakami tak jak chcieli syjoniści na początku XX wieku. Możemy sobie wyobrazić, że Oni chcą teraz rządzić samodzielnie, a jak chcą - to żądzą samodzielnie – bo tu już jest „Judeo-Polonia”, ale po modyfikacji warunków brzegowych. Usłyszałem podczas snu straszny szept: „Nie chcieliście goje przyjąć wtedy tamtej propozycji to teraz MUSICIE uznać nas za Zarządców tego regionu (bo już nie ma państwa, bo nie ma granic, a państwo bez granic nie istnieje, tak jak nie istnieje szklanka bez dna i bez ścianek). Wy jesteście tylko tubylcami. Tubylcy nie posiadają prawa do współrządzenia w tym regionie. Poprzez demokratyczny akt wyborczy tubylcy mogą tylko łaskawie wskazać raz na jakiś czas - kogo wybierają, cholerę czy czarną ospę. Oczywiści MY, wyznaczymy na jakie WY tubylcy partie możecie głosować (ale osoby na listach wskażemy MY, a nie wy!). Niech Wam nie śnią się żadne jednomandatowe okręgi wyborcze! Zrozumcie wreszcie, że po to istnieje tak zwana demokracja i partyjniacki system – abyśmy MY mieli pełnie władzy”.

Budząc się z tego makabrycznego snu stawiam sobie w półśnie pytanie: czy aby z faktu, że już istnieje „Judeo-Polonia”, nie wynika, że my Polacy nie mamy prawa do silnej Polskiej partii Narodowo-Chrześcijańskiej, która dokonałaby WRESZCIE, za zgodą NARODU POLSKIEGO, gruntownych zmian ustroju kraju – wyszła z narzuconego bolszewizmu (który dla niepoznaki zmienił nazwę na socjalizm z ludzką twarzą!)? Budzę się! Oczy przecieram – koszmar to jest, czy sen tylko? Spokojnie analizuję jeszcze raz fakty. Gdy komuś po sierpniu 1980 roku, zamarzyło się dobro Ojczyzny-Polski i zaczął głośno mówić do innych Polaków, że „nie tędy droga”, lub „czas na zmiany”, lub „jest miejsce na trzecią siłę” - to natychmiast służby wywiadu wewnętrznego oraz aktywiści KOR-u uruchamiały machinę kierując na „pomysłodawcę” całą swoją potęgę. Zawsze niezmiennie w takim wypadku imputowano jego znajomym w pracy oraz w konspiracji, że „pomysłodawca” jest sterowany prze służby specjalne. Judasze polscy, włączali się natychmiast do nagonki, ujadali zaciekle, aby znienawidzonego „pomysłodawcę” opluć, zasiać zwątpienie, zastraszyć, spłoszyć. Jeżeli „pomysłodawca” nie nabierał rozumu, i nie schował się jak mysz cicho do norki swojej - to „przeszkadzający” w budowie raju na ziemi, musiał iść do odstrzału! (dlatego MUSIAŁ zginąć ksiądz Popiełuszko!) Masy zawsze kupowały te bzdury, wszak ten „pomysłodawca”, to musi być ubek sterowany przez służby, to gołym okiem widać, słychać i czuć! On występuje przeciwko KOR!, on śmie kogoś nazywać masonem!, on nazywa przewodniczącego Bolkiem!, on w działaniu konkretnego aktywisty Solidarności widzi wroga Narodu Polskiego!…. Zaprawdę to musi być ubek! Wprowadzając w życie grubą kreską, zrównano prawa kata i ofiary. Umiano wmówić masom, że to są niepotwierdzone do końca plotki, że Geremek, Wałęsa, oraz wielu hierarchów kościelnych współpracowali ze służbami. Jeżeli zachowały się jakieś akta, to pewne jest, że pisały je służby - wymyślając bzdury z sufitu. Media będące na usługach tych służb zgodnie głoszą, że trzeba się na tych „Bolkach” wzorować! Wszak to dzięki takim „Bolkom” powstała trzecia Rzeczypospolita, powstały przemiany na Węgrzech, w całym bloku sowieckim! Media głoszą także, że kto by z tymi namaszczonymi „Bolkami” walczyć chciał, to pewne jest, jak to, że dwa plus dwa jest cztery”, że jest nasłanym agentem (przez Moskwę). W taki oto sposób konfidenci stali się bohaterami, a patrioci wrogami ludu. Tych którym marzy się dobro naszej Ojczyzny – tych trzeba zniszczyć! W imię hasła przewodniego obowiązującego od 45 roku: Polskich Narodowców należy tępić nieustannie – tak jak tępi się insekty! Tym osobom trzeba na samym początku ich działań, wyciągnąć z ich bazy danych wszystkie „fakciki”, poprzekręcać dane, pokazać te osoby w jak najgorszym świetle;… popatrzcie – to jest zwyczajny złodziej; …on ma proces karny;…. on jest ścigany listem gończym;…. on bił żonę Indiankę; …. on jest pedofilem;….on chce zabierać głosy PiS…. Osoby które opluwają jadem wszystkich tych, którym marzy się wolna Polska, którym marzy się zmiana układu powstałego w zdradzie okrągłostołowej - są pracownikami, lub świadomymi albo nieświadomymi współpracownikami służb specjalnych. Warto zapamiętać nazwiska tych osób! Osoby te mocno dbają o to, aby na scenie politycznej nie powstała nigdy partia reprezentująca Naród Polski! A gdy przyjdzie taki moment, taka konieczność dziejowa - to ONI zmienią konstytucję, powołają się na Polskiego Papieża, odwołującą się do chrześcijaństwa, a co? Nie wolno im? Masy z zachwytu zapomną o jakiejś trzeciej sile, o jakiejś nowej partii Narodowo-chrzescijańskiej, znowu kolejny raz dadzą się nabrać na grę aktorów okupujących Polskę …ale tym razem dadzą się nabrać ostatni raz - bo to już będzie KONIEC Polski. Masy łykają tę pigułkę propagandową bez zmrużenia oczu (oj skuteczna ona jest, skuteczna od lat). Według służb wewnętrznych służących Salonowi,na powstanie partii narodowej zawsze nie jest odpowiedni moment, zawsze taki pomysł rozbija jedność opozycji, zawsze zabiera głosy jedynie słusznej partii, która może wygrać wybory, w gminie, czy do sejmy i senatu. I w tym momencie Polak patriota ma wielki orzech do zgryzienia! Komu wierzyć? Wszechwładnym mediom czy niezależnym niszowym portalom internetowym? Czy my aby nie żyjemy w „Judeo-Polonii” ? Czy to sen tylko? Nowy Ekran jest jedynym medium, w którym nie ma cenzury… JESZCZE…. dopóki nie zmieni się właściciel spółki prowadzącej portal! SALON wraz ze służbami zrobi wszystko aby zniszczyć NE! Zniszczyć w zarodku powstające marzenie o silnym Państwem Polskim. Wierzę w to, że NE rozwinie się, i będzie docierać z PRAWDĄ pod polskie strzechy – do milionów! I dzięki temu, śpiące otumanione przez media umysły, obudzą się i wezmą polskie sprawy w swoje ręce, aby Polska, była wreszcie Polską! Tylko cicho, tylko cicho…spoko, róbmy swoje! Thot

Huzia na Poncyla No i ma za swoje! Jakby skorzystał w propozycji i przeskoczył na Platformę, to nikt by jego wypowiedzi nie zauważył, a jeśli już, to uznałby ją za to czym faktycznie była - stwierdzeniem pewnych oczywistości. Paweł Poncyljusz: Myślę, że jak opadną emocje, to też będzie można na bazie przypadku Joanny analizować takiej case study - kobiety w polityce, bo to się łatwo mówi, to jest wiele postulatów na zasadzie dopuśćmy kobiety, wprowadźmy parytety, a potem są dzieci, są pewne obowiązki dnia codziennego. Kobiety, kiedy mają dzieci w wieku szkolnym, w polityce mają bardzo trudno i zresztą Joanna jest tego najlepszym przykładem. Mogą sobie na to pozwolić kobiety, które już są spełnione zawodowo, macierzyńsko, mają dorosłe dzieci. Pierwsza na Poncyljusza rzuciła się posłanka Pomaska, komentując jego wypowiedź na twitterze i nie tylko, choć przecież jej słodka córeczka ma dopiero sześć miesięcy i pani poseł może ją po prostu przynosić ze sobą do pracy. Kluzik-Rostkowska ma dzieci trzy razy więcej niż Pomaska i w wieku - o ile wiem - szkolno-przedszkolnym. Nie do końca są to więc sytuacje porównywalne. Nie jestem też pewna czy z krytyką życzliwej "Kluzicy" wypowiedzi Poncyljusza powinna się wyrywać akurat posłanka, której jej własny szef uniemożliwił kandydowanie na wyższe stanowisko partyjne właśnie z uwagi na macierzyństwo. Nie przypominam sobie aby tamtą wypowiedź Tuska Pomaska nazwała "mało elegancką", a występujący z nią dzisiaj dwaj koledzy "dziewiętnastowiecznym, skostniałym językiem". Choć nie wykluczam, że posłowie Gierada i Brejza faktycznie wiedzą z doświadczenia jak to jest być matką trójki niedużych dzieci budującą od zera partię polityczną i dlatego tak się oburzyli na utrwalającego stereotypy Na wypadek jednak gdyby Platforma zamierzała dyskusją o męskim, świńskim szowiniźmie Poncyljusza przykryć swoje ostatnie problemy, przestrzegam przed wysyłaniem na ten odcinek Joanny Muchy. Bo jeszcze, nie daj Boże, powtórzy to co do tej pory mówiła "w tym temacie". A mówiła dokładnie to samo co Poncyljusz dzisiaj. Joanna Mucha: Z moich obserwacji - a już ich trochę mam, bo w polityce działam od dziesięciu lat - wynika, że rzeczywiście kobiety nie garną się do polityki. Po pierwsze dlatego, że początki kariery politycznej zwykle mają miejsce, kiedy się ma lat 25, 30 lub 35. Spotkania partyjne mają miejsce najczęściej popołudniami i wieczorami i kobieta, która ma dzieci i zajmuje się domem z trudem znajduje na nie czas. O ile mężczyzna bez większych skrupułów w takiej sytuacji z domu wychodzi, nawet jeśli ma dzieci, kobieta jest tu na straconej pozycji.

kataryna

Słono zapłacimy za prezydencję w UE Realizacja priorytetów polskiego przewodniczenia Unii Europejskiej jest mglista i niepewna, za to koszty, które polscy podatnicy już częściowo ponieśli i będą musieli jeszcze ponieść, są bardzo realne. Szacuje się, że zabawa ta będzie kosztować 430 mln zł, które zostaną wydane m.in. na organizację ponad 150 spotkań, konferencji i innych imprez dla unijnych polityków i urzędników. Nie łudźmy się, że prezydencja w Unii Europejskiej przyniesie Polsce jakieś realne korzyści. Po pierwsze dlatego, że państwo obejmujące prezydencję nie ma takich możliwości prawnych, gdyż prezydencja, oprócz znaczenia propagandowego, daje wyłącznie możliwość podejmowania działań organizacyjnych w ramach Rady Unii Europejskiej, polegających na przygotowaniu nieformalnych spotkań ministerialnych czy posiedzeń grup roboczych. Po drugie, skoro polscy politycy nie robią porządku na własnym podwórku, to dlaczego mieliby posprzątać na podwórku unijnym? Po trzecie, nawet jeśli by chcieli, to bez zgody Angeli Merkel, kanclerz Niemiec, i Nikolasa Sarkozy´ego, prezydenta Francji, takiej możliwości i tak nie mają. Co pół roku kolejny kraj członkowski Unii Europejskiej rozpoczyna przewodniczenie pracom Rady Unii Europejskiej i reprezentuje ją w relacjach z państwami trzecimi, co nazywane jest prezydencją. Znaczenie prezydencji uległo jednak znacznemu osłabieniu po wejściu w życie traktatu lizbońskiego 1 grudnia 2009 roku. Zgodnie z traktatem lizbońskim obradom Rady Unii Europejskiej przewodniczy stały jej przewodniczący, nazywany na wyrost prezydentem Unii Europejskiej, które to stanowisko pełni aktualnie Belg Herman Van Rompuy. Z kolei Unia reprezentowana jest na zewnątrz przez wysokiego przedstawiciela do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, którą to funkcję pełni obecnie Brytyjka Catherine Ashton. W związku z tym prezydencja Rady Unii Europejskiej przestała mieć realne znaczenie, a ma jedynie znaczenie honorowo-prestiżowe. W rezultacie unijne obowiązki związane z prezydencją są dekoracyjne (organizacyjne, proceduralne) i niewiele od nich zależy, co nie oznacza, że koszty ponoszone przez państwo pełniące prezydencję są niższe. Nie wstrzymuje to również polityków przed snuciem wielkich planów działań dotyczących prezydencji. Dlatego wydaje się, że ma ona przede wszystkim znaczenie propagandowe. Bo właśnie prezydencja to również szansa na poprawę wizerunku zarówno polityków, jak i samego kraju za granicą, ale z drugiej strony także ryzyko kompromitacji.

Mgliste priorytety polskiej prezydencji 1 lipca 2011 roku Polska przejmie półroczną prezydencję w Radzie Unii Europejskiej z rąk Węgier, których priorytetem były prace nad nowym wieloletnim budżetem Unii Europejskiej po roku 2013 oraz wzmocnienie działań na rzecz integracji Chorwacji i Serbii z UE, a także rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych Macedonii. Tymczasem premier Donald Tusk już od dawna głosił różnego typu zadania i cele, które chce dla Polski zrealizować dzięki prezydencji naszego kraju. Już w czerwcu 2009 roku podczas spotkania na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach Tusk przyznał, że unijna gospodarka za sprawą Brukseli jest przeregulowana i chciałby, aby Polska, kiedy w 2011 roku będzie przewodniczyć Unii Europejskiej, zapoczątkowała procesy deregulacyjne i liberalizacyjne. Bardzo to chwalebne i rzeczywiście jest dużo do zrobienia w tej materii, byleby nie skończyło się tak samo, jak z deregulacją i liberalizacją polskiego prawa czy obiecanymi przez Platformę Obywatelską obniżkami podatków. Wydaje się w szczególności, że polskie władze powinny tamować takie szkodliwe unijne inicjatywy, jak promowanie ogólnounijnego podatku czy ostatnie nałożenie przez Brukselę ceł antydumpingowych na papier powlekany z Chin, co uderza w polską branżę poligraficzną i polskiego czytelnika. W maju 2010 roku premier Donald Tusk w wywiadzie dla niemieckiej stacji Deutsche Welle mówił, że priorytetem polskiej prezydencji będą bezpieczeństwo energetyczne oraz rozwój sił wojskowych Unii Europejskiej. W tym pierwszym postulacie chodzi m.in. o to, by promować poszukiwanie i eksploatację gazu łupkowego, co miałoby otrzymać status wspólnego projektu europejskiego. Z kolei według ekonomistów doradzających polskiemu rządowi w przygotowaniach do prezydencji w UE, Polska będzie musiała namawiać Unię do zaciskania pasa, co miałoby polegać przede wszystkim na zmniejszeniu wydatków publicznych i prowadzić w rezultacie do zmniejszenia zadłużenia. Zdaniem Dietera Helma z Uniwersytetu w Oxfordzie, unijny “poziom konsumpcji jest absolutnie nieadekwatny i niemożliwy do podtrzymania na podstawie tych zasobów, tego majątku, którymi dysponujemy teraz”. Inni eksperci zauważają, że priorytetem polskiej prezydencji powinno być promowanie współpracy UE z krajami Europy Wschodniej. Podczas prezentacji logo polskiej prezydencji premier Tusk powiedział, że w działaniach i priorytetach podczas prezydencji powinno być zawarte dziedzictwo “Solidarności”. Oznajmił też, iż jednym z celów będzie obrona bezwizowego poruszania się zawartego w traktacie z Schengen. Z kolei Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu, oświadczył, że zadaniem Unii Europejskiej podczas polskiej prezydencji będzie wsparcie dla krajów afrykańskich w budowie demokracji.

Ta zabawa jest zbyt droga Realizacja priorytetów polskiego przewodniczenia Unii Europejskiej jest mglista i niepewna, za to koszty, które polscy podatnicy już częściowo ponieśli i będą musieli jeszcze ponieść, są bardzo realne. Szacuje się, że zabawa ta będzie kosztować 430 mln zł, które zostaną wydane m.in. na organizację ponad 150 spotkań, konferencji i innych imprez dla unijnych polityków i urzędników, a także szkolenia i zapewnienie bezpieczeństwa unijnym delegatom. Za te pieniądze sektor prywatny mógłby utworzyć ponad 5300 miejsc pracy albo można by wypłacić ponad 310 tys. płac minimalnych! Tymczasem każdego pracującego Polaka prezydencja będzie kosztowała średnio 26,50 złotego. Organizacją prezydencji ma się zająć około 1200 urzędników, których szkolenia rozpoczęto już w październiku 2009 roku, a kosztują one 1,3 mln złotych. Urzędników szkolono w zakresie wiedzy merytorycznej o Unii Europejskiej, a także w tzw. umiejętnościach miękkich, jak np. techniki negocjacyjne, komunikacja czy umiejętności interpersonalne. Uczono ich języków obcych (z naciskiem na unijną terminologię czy umiejętność prowadzenia spotkań formalnych i nieformalnych po angielsku i francusku). Kursy języka angielskiego Kancelaria Sejmu zafundowała także posłom. W celu koordynacji zadań związanych z przygotowaniami do sprawowania prezydencji już w lipcu 2008 roku rząd powołał pełnomocnika rządu do spraw przygotowania organów administracji rządowej i sprawowania przez Rzeczpospolitą Polską przewodnictwa w Radzie Unii Europejskiej, którym został Mikołaj Dowgielewicz, sekretarz Komitetu Integracji Europejskiej, sekretarz stanu w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej i wiceprzewodniczący Komitetu Europejskiego Rady Ministrów. Ponadto każde ministerstwo zatrudniło dodatkowego rzecznika do spraw prezydencji, mimo że normalnego rzecznika już posiada. Oznacza to 17 nowych etatów rzeczników oraz pracę dla głównego rzecznika prezydencji, którym został Konrad Niklewicz. Większe wynagrodzenia lub więcej urlopu będą musieli otrzymać także zwykli urzędnicy, którzy z powodu polskiej prezydencji będą mieli więcej pracy i będą zostawali po godzinach.

Rząd na zakupach W związku z przygotowaniami do objęcia przez Polskę przewodnictwa w Unii Europejskiej zakupiono drogie, luksusowe samochody. Biuro Ochrony Rządu kupiło 27 nowych opancerzonych limuzyn marki Audi do przewozu najważniejszych osób w państwie, których łączny koszt wyniósł ponad 7,2 mln złotych. Równocześnie w tym samym celu 20 luksusowych aut marki Land-Rover Discovery za mniej więcej 5 mln zł kupił Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych. Przedstawiciele wojska i eksperci już uważają to za skandal. Na samo promowanie Polski za granicą rząd przeznaczył 5 mln złotych. Z kolei aż 210 tys. zł mają kosztować polskich podatników “materiały promocyjne”, które będą rozdawane zagranicznym dyplomatom wysokiego szczebla w czasie polskiej prezydencji. Wśród upominków i gadżetów dla delegatów mają znaleźć się m.in. krawaty, apaszki, spinki do mankietów, broszki z bursztynem lub krzemieniem pasiastym, wyroby z porcelany i ceramiki, a także np. bączki, których Ministerstwo Spraw Zagranicznych zamówiło już 6200 sztuk. Na prezydencję nie żałują wydatków także samorządy. Władze Łodzi rozpisały przetarg o wartości około 300 tys. zł na kupno 300 wiecznych piór platerowanych 24-karatowym złotem i 200 pendrive´ów z obudową ze srebra z kryształkami Swarovskiego i bursztynami, które mają zamiar wręczać wysokim rangą dyplomatom i inwestorom właśnie przy okazji prezydencji. Tomasz Cukiernik


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
arkusz chemia poziom p rok 2002 459 MODEL
459
459
cat today 75 2002 459
459
kpk, ART 459 KPK, POSTANOWIENIE SA W KATOWICACH, 16 maja 2007r II AKz 282/07
avt 459 Stacja lutownicza z reg Nieznany (2)
458 459
459
459
459
459
459
459
459
459 ZD4SZUQ53T73MN6ZNE2YUI4NOFP242R34VWGSQI
449-459, materiały ŚUM, IV rok, Patomorfologia, egzamin, opracowanie 700 pytan na ustny
459

więcej podobnych podstron