624

Żydzi nie są naszymi starszymi braćmi we wierze A kto powiela te kłamstwa, to albo nie doczytał, albo robi to złośliwie Jak zwykle zawiniły media, albo raczej ks. Boniecki, wszak niezwykle medialny to człek.

"W przemówieniu w synagodze rzymskiej Jan Paweł II powiedział: „Religia żydowska nie jest dla naszej religii «zewnętrzna», lecz w pewien sposób «wewnętrzna». Jesteście naszymi umiłowanymi braćmi i w pewien sposób, można by powiedzieć, naszymi starszymi braćmi”. Mamy, zatem z nią relacje, jakich nie mamy z żadną inną religią. W przekładach tego przemówienia wyrzucono słowa „w pewien sposób”, na skutek, czego formuła stała się bezwarunkowa. I to jest właśnie ów wielki teologiczny błąd, który oznacza poważne zafałszowanie wypowiedzi papieskiej i wypaczenie samych podstaw teologicznych relacji chrześcijańsko-żydowskich". Jesteście naszymi umiłowanymi braćmi i w pewien sposób, można by powiedzieć, naszymi starszymi braćmi”.-To jest, zatem sens papieskiej wypowiedzi, uprasza się o nie przekrecanie i nie branie udziału w zbiorowym zafałszowywaniu papieskiej wypowiedzi, a tym samym wprowadzaniu nieświadomych w błąd. "Wyrażenie Jana Pawła II „starsi bracia” wypowiedziane w 1986 r. w synagodze rzymskiej, doprecyzowane potem, jako „starsi bracia w wierze”, wymagało od początku bardzo ostrożnego stosowania. Problem w tym, że wypaczono przekład tych słów z włoskiego na inne języki, w tym również na polski i wielokrotnie zafałszowywano ich rozumienie. Chociaż wiele razy w ciągu kilkunastu ostatnich lat postulowałem i prosiłem, także w rozmowie z ks. Adamem Bonieckim, ówczesnym redaktorem naczelnym polskiego wydania „L’Osserwatore Romano”, żeby te słowa papieża podawać we właściwym brzmieniu, te nawoływania pozostawały bez odzewu. Dobrze się, więc stało, zwłaszcza w kontekście zapowiadanej wizyty Benedykta XVI w tej samej synagodze rzymskiej, w której przemawiał Jan Paweł II, że pojawiło się oficjalne i tak potrzebne doprecyzowanie".

Słowa ks. prof. Chrostowskiego z miesięcznika „Idziemy” nr 43/2009.

Tomasz Lis, reklamy i transakcje wiązane "Wprost" za Tomasza Lisa dał się poznać, jako tygodnik, który fałszował dane, zawyżając własną sprzedaż. Kłamstwo o rzekomym sukcesie wykryte przez Związek Kontroli Dystrybucji Prasy własną buzią firmował Lis. Normalnie za tego typu numer lecą głowy. Głowę Lisa wciąż możemy podziwiać. Ta głowa ciągle jakby myśli. W ostatnim numerze głowa wymyśliła sobie, że skrytykuje prezydenta Bronisława Komorowskiego za złożenie życzeń Czytelnikom i redakcji "Super Expressu" z okazji 20-lecia. Lisem mało, kto się już przejmuje, ale ciekawy jest jego sposób rozumowania. Otóż wymyślił sobie, że prezydent złożył życzenia "SE", a w zamian mógł liczyć na przychylne artykuły. Taka niby transakcja wiązana. Ciekawe! Pójdźmy, więc tropem rozumowania Lisa w jego brukowcu. Oto mam w ręku najnowszy numer "Wprost", nudy na pudy. Najciekawsze są reklamy. Moją uwagę zwróciły cztery. Reklama na całą stronę firmy precjozów W. Kruk. Druga reklama na całą stronę znanych zegarków też firmy W. Kruk. Trzecia reklama na całą stronę innych zegarków też firmy W. Kruk. Czwarta reklama na całą stronę firmy Krakowski Kredens. Takie reklamy to dużo pieniędzy. Ale reklamy muszą być wyraźnie oddzielone od treści redakcyjnych. No nie uwierzą Państwo, jaki w brukowcu Lisa mamy zbieg okoliczności! Akurat w tym samym numerze jest wielki wywiad z Jerzym Mazgajem, który (nie uwierzą Państwo) kontroluje spółkę W. Kruk i jest współwłaścicielem Krakowskiego Kredensu. Wywiad dla "Wprost" przeprowadził Tomasz Machała (syn posłanki Platformy Obywatelskiej Joanny Fabisiak). Z dziennikarskiego punktu widzenia ten wywiad, zadawane pytania, to kompletne dno, którego brzydziłby się każdy redakcyjny kosz. I tyle dziś na temat Lisa, "Wprost" i mojego subiektywnego poczucia obrzydzenia. Sławomir Jastrzębowski

Brukowce atakują Super Express W listopadzie zaufanie do Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Bronisława Komorowskiego wyraziło 75 procent ankietowanych. To najwyższe zaufanie, jakim cieszy się polski polityk. Powodem tego fenomenalnego wyniku jest strategia prezydenta: Bronisław Komorowski chce naprawdę być prezydentem WSZYSTKICH Polaków. Dlatego nie dzieli Polaków, ale zawsze stara się ich łączyć. Prezydent Bronisław Komorowski z okazji 20-lecia "Super Expressu" złożył życzenia redakcji, wydawcy, ale przede wszystkim milionom naszych Czytelników. I to wyprowadziło z równowagi brukowce, które zrobią wszystko, żeby jątrzyć i niszczyć wizerunek konkurencji. Zaczęła "Gazeta Wyborcza", brukowiec, którego niskie standardy dziennikarskie były setki razy udowadniane, (kto nie wierzy, niech przeczyta choćby "Michnikowszyznę" Ziemkiewicza). Te niskie standardy ciągną się od afery Rywina począwszy, a na ostatniej przegranej w sądzie sprawie z nielubianym przez nich politykiem, któremu kłamliwie "Wyborcza" zarzuciła "wsadzenie" bratanka do państwowej firmy, skończywszy. Ta właśnie pełna hipokrytów "Wyborcza" krytykuje prezydenta, bo złożył za pośrednictwem "Super Expressu" życzenia milionom Polaków. Jako rzekomo ośmieszający nas fakt dziennikarz "Wyborczej" przytacza publikowanie przez nas zdjęć modelek toples, które nazywa - jak to w brukowcu - "gołą babą". Problem w tym, że "Wyborcza" często publikuje zdjęcia rozebranych kobiet, ale zawsze są brzydsze od naszych. Inny "as" dziennikarstwa, Tomasz Machała z Polsatu, także skrytykował prezydenta za życzenia dla "SE". Tomasz Machała znany jest głównie z tego, że ma mamę. A mama, Joanna Fabisiak, jest posłanką Platformy Obywatelskiej. Złośliwi twierdzą, że to mama dostarcza redaktorowi Machale ważnych dla rządu informacji, które on podaje, jako newsy, ale to na pewno potwarz. Ja w to nie wierzę. Natomiast, kiedy redaktor Machała śmie pouczać prezydenta, komu wypada gratulować, a komu nie, to zastanawiam się, czy prezydent powinien na przykład gratulować Polsatowi, bo poziom tej stacji jest... hmmm... różny, raczej niewysoki. Ostatnio hitem prostactwa i YouTube'a jest polsatowski odcinek "Pamiętników z wakacji", w którym pewien pan pomylił bidet z muszlą klozetową i tak się tłumaczył: "Wielkie rzeczy, w życiu nie widziałem bidetu. Skąd mogłem wiedzieć, że tam nie można robić?" (Polsat pokazuje ekskrementy w bidecie, choć lekko przysłonięte). To jest poziom Machały? Sławomir Jastrzębowski

Sławomir Jastrzębowski, naczelny "Super Expressu": "Brukowiec "Wyborcza" i "as" Machała atakują naszą gazetę" W komentarzu "Brukowce atakują Super Express" redaktor naczelny tego tytułu Sławomir Jastrzębowski komentuje słowa krytyki i szyderstwa jakie spadły na jego redakcję po tym gdy prezydent Bronisław Komorowski z okazji 20-lecia gazety złożył jej życzenia. Jak ocenia, wyprowadziło to z równowagi brukowce, które zrobią wszystko, żeby jątrzyć i niszczyć wizerunek konkurencji:

Zaczęła "Gazeta Wyborcza", brukowiec, którego niskie standardy dziennikarskie były setki razy udowadniane, (kto nie wierzy, niech przeczyta choćby "Michnikowszyznę" Ziemkiewicza). Te niskie standardy ciągną się od afery Rywina począwszy, a na ostatniej przegranej w sądzie sprawie z nielubianym przez nich politykiem, któremu kłamliwie "Wyborcza" zarzuciła "wsadzenie" bratanka do państwowej firmy, skończywszy. Ta właśnie pełna hipokrytów "Wyborcza" krytykuje prezydenta, bo złożył za pośrednictwem "Super Expressu" życzenia milionom Polaków. Jako rzekomo ośmieszający nas fakt dziennikarz "Wyborczej" przytacza publikowanie przez nas zdjęć modelek toples, które nazywa - jak to w brukowcu - "gołą babą". Problem w tym, że "Wyborcza" często publikuje zdjęcia rozebranych kobiet, ale zawsze są brzydsze od naszych. Ocenia też komentarze wygłaszane przez Tomasza Machałę z Polsatu:

Inny "as" dziennikarstwa, Tomasz Machała z Polsatu, także skrytykował prezydenta za życzenia dla "SE". Tomasz Machała znany jest głównie z tego, że ma mamę. A mama, Joanna Fabisiak, jest posłanką Platformy Obywatelskiej. Złośliwi twierdzą, że to mama dostarcza redaktorowi Machale ważnych dla rządu informacji, które on podaje, jako newsy, ale to na pewno potwarz. Ja w to nie wierzę. Natomiast, kiedy redaktor Machała śmie pouczać prezydenta, komu wypada gratulować, a komu nie, to zastanawiam się, czy prezydent powinien na przykład gratulować Polsatowi, bo poziom tej stacji jest... hmmm... różny, raczej niewysoki. Ostatnio hitem prostactwa i YouTube'a jest polsatowski odcinek "Pamiętników z wakacji", w którym pewien pan pomylił bidet z muszlą klozetową i tak się tłumaczył: "Wielkie rzeczy, w życiu nie widziałem bidetu. Skąd mogłem wiedzieć, że tam nie można robić?" (Polsat pokazuje ekskrementy w bidecie, choć lekko przysłonięte). To jest poziom Machały? - pyta red. Sławomir Jastrzębowski.

wu-ka, źródło: "Super Express"

Jaki kolejny Wielki Brat zaczyna usadawiać się u nas, w nas? Mocna i ważna homilia biskupa Libery w obronie krzyża

28 Listopada 2011. Diecezja Płock http://wpolityce.pl/wydarzenia/18835-mocna-i-wazna-homilia-biskupa-libery-w-obronie-krzyza-jaki-kolejny-wielki-brat-zaczyna-usadawiac-sie-u-nas-w-nas

Homilia Biskupa Płockiego Piotra Libery wygłoszona 11 listopada w bazylice katedralnej w Płocku. Podajemy skrót za Portalplock.pl:

Chętnie mówi się w tych dniach o kryzysie Kościoła, o tym, że jest on rzekomo największym przegranym tegorocznych wyborów. Ale to nie Kościół, którego nawet „bramy piekieł nie przemogą”, jest przegrany! On pochyla się dzisiaj z bólem nad Polską i pyta: Ojczyzno Umiłowana, co z Tobą się dzieje kilka miesięcy po beatyfikacji Jana Pawła II, któremu tyle obietnic jak córka ojcu składałaś w tamte dni? Czemu ci, których już biblijna Księga Mądrości tak dosadnie nazywa, zaczynają nadawać główny ton rozmowie o Tobie, wracając do wyświechtanych haseł o zdejmowaniu krzyży, o związkach partnerskich, o potrzebie zmiany prawa aborcyjnego, o rzekomym niepłaceniu podatków przez księży (przypomnę, że księża płacą zarówno podatek na państwo, jak i podatki wewnątrzkościelne), o konieczności usunięcia lekcji religii ze szkół?

Czy nie słyszeliśmy już kiedyś tych haseł? Tylko, że wtedy był u nas system totalitarny, narzucony przez Wielkiego Brata ze wschodu! Co więc dzieje się dzisiaj? Jaki kolejny Wielki Brat zaczyna usadawiać się u nas, w nas? I czy to nie na tym podłożu rodzą się takie zachowania, jak te przebranego za księdza młodego płocczanina, który zadaje na Tumskiej obsceniczne pytania przechodniom, filmuje te sceny i publikuje w lokalnej Telewizji Internetowej? Co na ten temat żona tego człowieka, której przyrzekał miłość i uczciwość w płockiej farze? Co na ten temat on sam? Ktoś powie: nie róbmy mu reklamy, machnijmy ręką, to zwykła zabawa....

Czy jednak ten ślub kościelny i związana z nim przysięga były też jedynie zabawą, spektaklem?

Czy nie ma żadnej granicy, której przekroczenie kończy się nie tylko samowykluczeniem z Kościoła, ale i z grona ludzi honoru? Czy znieważenie sutanny nie jest czymś analogicznym do znieważenia żołnierskiego munduru? Czy sutanna Księdza Skorupki spod Ossowa, zakrwawiona sutanna Jana Pawła II, sutanna Księdza Jerzego wydobyta z nurtów Wisły nie ma już żadnego głębszego znaczenia?

Czy w Polsce 2011 roku wszystkie wartości, symbole, autorytety wolno ośmieszyć, a ośmieszenie to uznawać za show, happening, reklamę? A może takie zachowania i przyzwolenie na nie stanowi część jakiejś większej całości, skoro z naszego rynku zaczynają znikać ostatnie niezależne wobec dominującego nurtu liberalnego gazety, programy telewizyjne i tygodniki? A może to wszystko wpisuje się w jakiś świadomie tworzony program dla Polski? No, bo to tak dobrze ośmieszyć, ukazać moralną słabość kraju, z którego pochodził „największy wróg” dla wielu środowisk niewiary – Błogosławiony Papież Jan Paweł Wielki? No, bo to tak wygodnie uderzyć w kraj, z którego według objawień św. Siostry Faustyny ma wyjść iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Jezusa Chrystusa! Tak, wiem - to są mocne słowa w ustach dobrodusznego, zazwyczaj uśmiechniętego biskupa Piotra. Chcę jednak, żeby właśnie dzisiaj, 11 listopada 2011 roku, wybrzmiały one na Tumskim Wzgórzu w Płocku, jednej z najstarszych stolic naszej Ojczyzny! I żeby zostały wysłuchane! Wierzcie mi, Kochani nie uprawiam czarnowidztwa ani „strategii podejrzeń”. Oto prosty dowód: kto z nas tak naprawdę zna historię sejmowego krzyża?? Ale nie tę tak chętnie opowiadaną przez główne media: o potykającym się i spadającym z krzesła pośle AWS podczas wieszania tego krzyża. Żeby ją dobrze zrozumieć, cofnijmy się wpierw nie do tamtej nocy z października 1997 roku, ale do pierwszej połowy XVII wieku, a więc do czasów, kiedy to (podam tylko kilka przykładów):

- odbywała się kanonizacja św. Kazimierza - syna króla Kazimierza Jagiellończyka; kiedy to jeden ze świetnych rodów Rzeczpospolitej rozpoczynał budowę wymownej Kalwarii, nazwanej od imienia tego rodu Zebrzydowską; kiedy to, a dokładnie 4 lipca 1610 roku, wojska hetmana polnego Stanisława Żółkiewskiego odnosiły wielkie zwycięstwo nad wielokrotnie liczniejszą armią moskiewską pod Kłuszynem; kiedy Rzeczpospolita zdobywała w 1611 roku Smoleńsk i zwyciężała w 1621 roku pod Chocimiem; kiedy w Toruniu miało miejsce Colloquium charitativum – rozmowa miłości z reformatorami - wyjątkowy w całej Europie przykład tolerancji i woli dialogu. Marszałkiem sejmu i wielkim kanclerzem Rzeczpospolitej był wtedy światły doradca królewski Jerzy Ossoliński. Towarzyszył on księciu Władysławowi, późniejszemu królowi, w wyprawie moskiewskiej; w 1633 r. odbył słynny wjazd do Rzymu dla podkreślenia związków Rzeczpospolitej, a szczególnie nowo wybranego króla Władysława IV ze Stolicą Apostolską; w roku 1645 zaś przewodniczył wspomnianemu Colloquium charitativum. Dodam, że znał także Mazowsze – często je przemierzał. W swojej młodości kilka lat pobierał nauki w sławnym kolegium jezuickim w naszym Pułtusku, a w owym poselstwie do Wiecznego Miasta miał kilku rycerzy i kanoników płockich. To właśnie kanclerz Ossoliński, w tymże roku 1645, ze znakomitego złoża dębu i hebanu ufundował ołtarz Kaplicy Cudownego Obrazu Matki Boskiej na Jasnej Górze. Na tym ołtarzu ojciec Augustyn Kordecki będzie potem sprawował Najświętszą Ofiarę, gdy Jasną Górę będą oblegać Szwedzi. Przy hebanowym ołtarzu Ossolińskiego będzie biło serce narodu, gdy Polska na 150 lat zostanie zmazana z mapy Europy przez zaborców. Przy tym ołtarzu, olśniewającym majestatyczną urodą, przez długie wieki będą się modlić tłumy pielgrzymów. Tutaj będzie klękał marszałek Józef Piłsudski i generał Józef Haller. Tu w macierzyńską niewolę Maryi będą oddawali naród prymasowie Hlond i Wyszyński. Tu swoje pielgrzymie kroki będzie kierował Błogosławiony Papież Jan Paweł Wielki. Nie zapominajmy - do dziś ten właśnie ołtarz – ołtarz fundacji marszałka Sejmu i kanclerza wielkiego koronnego Jerzego Ossolińskiego zdobi kaplicę jasnogórską. Podczas niedawnej jego renowacji konserwatorzy wymienili fragmenty starego hebanu. Omodlone przez Papieża, królów, hetmanów, wodzów, marszałków i tłumy pielgrzymów drewno zostało jednak zachowane.Gdy nieco później grupa posłów zwróciła się do przeora paulinów z prośbą o ofiarowanie krzyża do sali plenarnej Sejmu, tak by krzyż ten mógł tam powrócić po przeszło półwieczu nieobecności, podjęto decyzję, że do jego wykonania zostanie użyte to właśnie drewno - heban z ołtarza Kaplicy Cudownego Obrazu. Dalej wszystko toczy się już szybko: 18 października 1997 r. delegacja parlamentu odbiera krzyż z rąk ojców paulinów. Senator Ligia Urniaż-Grabowska, współpracująca w stanie wojennym z Prymasowskim Komitetem Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom, lekarka opiekująca się Barbarą Sadowską po zabójstwie jej syna Grzegorza Przemyka, obserwatorka z ramienia Episkopatu Polski podczas procesu zabójców księdza Jerzego Popiełuszki w Toruniu, przywozi krzyż z Jasnej Góry do klasztoru sióstr sakramentek na Nowym Mieście – miejsca hekatomby setek warszawiaków w czasie Powstania Warszawskiego. 19 października 1997 roku omodlony przez siostry krzyż, pani Marianna Popiełuszko, podczas rocznicowej Mszy Świętej za Ojczyznę, kładzie na płycie grobu syna męczennika, a po Mszy przekazuje z powrotem do rąk senator Urniaż-Grabowskiej. Ta przewozi go na Wiejską i 20 października, około godziny 1.00, po krótkiej modlitwie, zostaje zawieszony w Sali plenarnej Sejmu.Oto opowieść o sejmowym krzyżu – pełna szlachetnych ludzi, dat i czynów. Wspomniałem już, jak najczęściej ją przedstawiano. Wiemy też dobrze, jak się ją chce teraz przedstawiać - jako powód strasznych cierpień rzekomo oświeconej, rzekomo całkowicie neutralnej, rzekomo prześladowanej przez klerykalną, ciemną i mesjanistyczną większość - niewierzącej mniejszości w naszym kraju. Czy jednak narracja, którą przedstawiłem, nie jest bliższa naszej polskiej historii i polskiej tożsamości? Wystarczy tylko zapytać się, gdzie była ta biedna, nieszczęśliwa mniejszość, gdy jeszcze 25 lat temu nie tylko nie wolno było wieszać krzyża w miejscach publicznych, ale praktykujący chrześcijanin nie mógł być ani oficerem w wojsku towarzysza generała Jaruzelskiego, ani pracownikiem administracji? Gdzie była, gdy tzw. „nieznani sprawcy” bili wspomnianą senator Ligię Urniaż-Grabowską, gdy potem zatrzymywali ją wraz z córką i internowali w Darłówku?Pragnę – Umiłowani – żeby to wszystko wybrzmiało dzisiaj na Tumskim Wzgórzu w Płocku i żeby zostało usłyszane i wysłuchane, bo w gruncie rzeczy w całym tym sporze chodzi o to, na czym budujemy dzisiaj nasze niepodległe państwo.

Preambuła Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej stwierdza:

W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o Jej losie, my, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i niepodzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego - Polski, wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach, nawiązując do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej, [....] ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej[...]. Czy ci, którzy chcieliby dzisiaj zdejmować krzyż lub obok niego wieszać w sejmie symbole innych religii czy ideologii, zdają sobie sprawę, że występują przeciwko porządkowi konstytucyjnemu Rzeczpospolitej??!!Przecież źródłem zasad zawartych w uroczystej Preambule do niej jest „kultura zakorzeniona w chrześcijańskim dziedzictwie narodu i wartościach ogólnoludzkich”, które w naszym kraju właśnie krzyż, a nie półksiężyc, nie gwiazda Dawida, nie masońska kielnia, nie młot i sierp, wyraża! Wiemy dobrze, jak bardzo dba się o rozdział sfery religijnej i sfery państwowej w Stanach Zjednoczonych. Ale właśnie w USA, w tych dniach, Izba Reprezentantów uchwaliła rezolucję, która ma promować, jako jedyne oficjalne motto Ameryki: „In God We Trust” – „W Bogu pokładamy nadzieję”. Decyzję o uznaniu słów „In God We Trust" za oficjalne motto Stanów Zjednoczonych podjął prezydent Eisenhower w 1956 roku, w okresie tzw. zimnej wojny. Był to w tamtych czasach sposób na pokazanie zasadniczej różnicy w podejściu do historii, do życia, do wartości między wolnym światem a ZSRR, nazwanym później przez prezydenta Reagana „imperium zła”. Czy inaczej było w naszych polskich dziejach, gdy broniliśmy krzyża? W Polsce nowa „ideologia zła” zaczyna dzisiaj przyjmować postać walki z rzekomym katolickim fundamentalizmem. Przedstawiciele tego nurtu „z troską pochylają się” nad komunistycznymi oprawcami, szpiegami z lat PRL-u i tajnymi współpracownikami ówczesnego reżimu. Gotowi są wybaczać im bez najmniejszego aktu skruchy i zadośćuczynienia z tamtej strony, dawać im wysokie emerytury i odznaczenia. Zarazem zrobią wszystko, by zapominać pełne chwały dni naszej Ojczyzny, jak choćby te, które przed chwilą opowiedziałem; by rozmywać moralne i chrześcijańskie źródła „pierwszej Solidarności”, „skreślać” z pamięci jej prawdziwych bohaterów. Przywdziewają przy tym maskę ironii i zabawy, często, niestety, pociągającą sporą część młodzieży. W ten sposób na aksjologicznej pustce postpeerlowskiego nihilizmu z jednej strony oraz bezideowego cynizmu z drugiej powstaje bezbożna plazma - produkt taktyki, opartej na profanacji i kpinie ze świętości. Czuwajcie... czuwajmy...! Bo w gruncie rzeczy – powtarzam raz jeszcze - w tych zmaganiach chodzi o właściwe miejsce dla wartości, na których można kształtować państwo; którymi trzeba kierować się w służbie temu państwu, w służbie chorym i słabym, w służbie porządkowi Rzeczpospolitej w policji i w wojsku; w których można wychowywać dzieci i młodzież w rodzinie i w szkole. Czuwajcie, zatem, czuwajmy... Amen.

Biskup Piotr Libera

Odrestaurowano pomnik Fryderyka Wielkiego, króla Prus. W Szczecinie na stałe od 2014 roku

[sedina.pl]: Zakończyła się restauracja marmurowego pomnika króla Prus – Fryderyka Wielkiego, który eksponowano w Szczecinie od końca XIX wieku do 1942 roku. Od 1 grudnia monument będzie można oglądać w Berlinie, natomiast w 2014 roku obiekt wróci do Szczecina. Uroczysta prezentacja pomnika odbędzie się 1 grudnia w Berlinie (Sala Bazylikowa, Muzeum im. Bodego) o godzinie 15.00. Rzeźba w ramach współpracy Muzeum Narodowego w Szczecinie z Muzeami Państwowymi w Berlinie do końca 2014 roku będzie, jako ambasador Szczecina prezentowana w berlińskim Muzeum im. Bodego. W roku jubileuszu dwustupięćdziesięciolecia urodzin Johanna Gotfrieda Schadowa (2014) dzieło pojawi się na planowanej wystawie monograficznej poświęconej artyście, a następnie na stałe powróci do Szczecina i znajdzie się w stałej ekspozycji szczecińskiego Muzeum Narodowego. Wspólny wniosek w sprawie konserwacji-restauracji pomnika Fryderyka II przedstawiony został w 2006 roku przez Małgorzatę Gwiazdowską, Miejskiego Konserwatora Zabytków w Szczecinie oraz Lecha Karwowskiego, dyrektora Muzeum Narodowego w Szczecinie. W lipcu 2007 roku podjęta została przez Radę Miasta Szczecin decyzja pozwalająca na rozpoczęcie prac konserwatorskich królewskiego posągu. Dofinansowanie prac kontynuowane było w ramach Mecenatu Miasta Szczecin nad Muzeum Narodowym w Szczecinie także w latach następnych. Na przełomie 2008 i 2009 roku do prac przy projekcie bardzo aktywnie włączyło się Towarzystwo im. Schadowa z Berlina, którego znaczące zaangażowanie finansowe oraz pomoc merytoryczna pozwoliły na ukoronowanie działań, w efekcie, których możemy obecnie publicznie oglądać w pełni odrestaurowane dzieło Johanna Gotfrieda Schadowa. Krótka historia pomnika:

Znajdująca się od października 1990 roku w zbiorach Muzeum Narodowego w Szczecinie rzeźba Johanna Gotfrieda Schadowa, przedstawiająca Fryderyka II Hohenzollerna zwanego Wielkim powstała w latach 1792–1793. Jest to wykuty w białym marmurze karraryjskim pełnopostaciowy, ponadnaturalnej wielkości (250 x 90 x 60 cm) pierwszy wówczas reprezentacyjny wizerunek władcy Prus ustawiony w przestrzeni publicznej. Powstały na życzenie stanów prowincji pomorskiej w Szczecinie, z inicjatywy Ewalda Friedricha hrabiego von Hertzberga pomnik autorstwa Schadowa oficjalnie odsłonięto i poświęcono 10 października 1793 roku – stanął on na Białym Placu Parad (Weiße Paradeplatz, dzisiaj plac Żołnierza Polskiego). W 1877 roku zniszczoną pod wpływem warunków atmosferycznych marmurową rzeźbę zastąpiono odlewem z brązu, oryginał zaś trafił do hallu Pałacu Sejmu Stanów (obecnie siedziba Muzeum Narodowego w Szczecinie). W 1942 roku statuę Fryderyka Wielkiego z muzeum ewakuowano i wraz z kilkoma innymi dziełami przewieziono do zamku w Swobnicy i umieszczono w tamtejszej piwnicy. Wówczas doszło do feralnego zniszczenia oryginału, ponieważ statua upuszczona ze schodów rozbiła się na trzy części. W 1956 roku uszkodzone elementy pomnika powróciły do Szczecina i zostały złożone na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich. W 1990 roku zgodnie z decyzją Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Szczecinie zniszczona rzeźba trafiła do zbiorów Muzeum Narodowego w Szczecinie, które w 2008 roku postanowiło dzieło Johanna Gotfrieda Schadowa, wybitnego rzeźbiarza europejskiego neoklasycyzmu, poddać konserwacji-restauracji. Pod nadzorem Lidii Piotrowskiej-Cześnik, konserwatora szczecińskiego Muzeum Narodowego przeprowadzono prace konserwatorskie, ich najważniejszym elementem była rekonstrukcja brakujących elementów rzeźby. Na podstawie zachowanego w Zbiorach Form Gipsowych Muzeów Państwowych w Berlinie (Gipsformerei, Staatliche Museen zu Berlin, Stiftung Preussischer Kulturbesitz) i życzliwie wypożyczonego Muzeum Narodowemu w Szczecinie gipsowego modelu prace rzeźbiarskie, polegające na odtworzeniu pierwotnej formy rzeźby wykonał artysta rzeźbiarz Ryszard Zarycki z Wrocławia.

Za: Portal Miłośników Dawnego Szczecina - sedina.pl (29 listopada 2011) (" Pomnik Fryderyka Wielkiego odrestaurowany")

Sąd uchylił zakaz uprawy roślin genetycznie modyfikowanychNajwyższy Sąd Administracyjny Francji uchylił w poniedziałek rządowy przepis zakazujący francuskim rolnikom uprawy roślin z nasion genetycznie zmodyfikowanych amerykańskiego potentata Monsanto. W lutym 2008 roku francuskie ministerstwo rolnictwa wprowadziło ten zakaz w trosce o bezpieczeństwo zdrowia społeczeństwa. Już wtedy Europejski Trybunał zakwestionował ministerialny zakaz, który teraz został oficjalnie uchylony przez Radę Państwa. Jako uzasadnienie uchylenia zakazu posłużono się argumentem braku dowodów przedstwionych przez rząd, jakoby uprawy produktów Monsanto “stanowiły szczególnie podwyższony poziom ryzyka dla zdrowia ludzkiego lub środowiska.”We wrześniu Europejski Trybunał Sprawiedliwości nakazał Francji dokonania przeglądu wprowadzonego zakazu jednak do tej pory rząd francuski nie przedstawiła żadnych nowych dowodów rzekomego zagrożenia związanego z uprawą sprowadzanych roślin.Do poniedziałkowego orzeczenia rząd prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego jeszcze się nie ustosunkował. Jednak wcześniej podał, że w przypadku uchylenia zakazu trzeba będzie szukać nowej prawnej “klauzuli bezpieczeństwa” w celu ograniczenia sadzenia genetycznie zmodifikowanych roślin.Ministerstwo Środowiska chce powstrzymać uprawę “genetycznie zmodyfikowanych organizmów, które nie zostały ocenione pod względem zgodności z nowymi przepisami UE lub co, do których nie ma pewności na temat ich potencjalnego wpływu na środowisko.” Środowiska związane z Greenpeace wezwały rząd do podjęcia szybkich działań w celu wprowadzenia zakazu nowych gatunków obawiając się, że przemysł spożywczy moze przenieść swoje zainteresowanie na uprawę kukurydzy Monsano 810 odpornej na szkodniki.

“Jeśli rząd nie podejmie się wprowadzić nowych zakazów to możemy się spodziewać upraw GM z powrotem już w przyszłym roku” – powiedział Sylvain, rzecznik Greenpeace Tardy. Kukurydza Monsanto – MON 810 – został zmodyfikowany genetycznie włączenie z DNA z bakterii. Pod handlową nazwą YieldGuard jest sprzedawany, jako odporny na szkodniki, które mogą zagrażać zbiorom. Jednak nadal niektóre rządy uważają, że może on stanowić zagrożenie zarówno dla roślin jak i zwierząt.

AFPopr. wg/2011.11.28

Źródło: French court annuls ban on Monsanto GM crops, AFP – 28.11.2011

Za: Polish Club Online (28 lis 2011) (" Francja: Sąd uchylił dotychczasowy zakaz uprawy roślin genetycznie modyfikowanych amerykańskiego potentata Monsanto GM")

Pakistan wysyła ultimatum Stanom Zjednoczonym Po ataku przeprowadzonym przez lotnictwo NATO na pakistański posterunek w pobliżu afgańskiej granicy władze w Islamabadzie zażądały by personel amerykański w ciągu 15 dni opuścił bazę sił powietrznych Shamsi w prowincji Beludżystan. Rząd w Islamabadzie podejrzewa, że znajdująca się na północnym wschodzie kraju baza była wykorzystywana podczas operacji z udziałem dronów. Jak podaje Polska Agencja Prasowa żądanie zostało sformułowane kilka godzin po tym jak lotnictwo NATO dokonało ataku na pakistański posterunek około 2,5 kilometra od granicy z Afganistanem. W ataku miało zginąć od 24 do 28 osób. Według „The Hindustan Times”, premier Pakistanu Yousuf Raza Gilani po nadzwyczajnym posiedzeniu ministrów i najważniejszych pakistańskich dowódców wojskowych oświadczył w niedzielę, że dokona „rewizji umowy” z NATO i ISAF (International Security Assistance Force). Pod uwagę brana jest również rewizja współpracy wojskowej i dyplomatycznej. W reakcji na zaistniały incydent wezwany został amerykański ambasador, a władze w Islamabadzie zablokowały linie zaopatrzeniowe wojsk NATO do Afganistanu. Pakistan jest jednym z krajów, w których aktywność UAV czyli dronów jest największa. Jak podaje londyńskie The Bureau of Investigative Journalism zajmujące się monitoringiem aktywności dronów liczba ataków przy użyciu tych urządzeń przekroczyła 300:

Ataki CIA za pośrednictwem dronów w Pakistanie w liczbach:

Suma zabitych: 2,318 – 2,912

Liczba zabitych cywilów: 386 – 775

Liczba zabitych dzieci: 173

Ogólna liczba rannych: 1,141- 1,225

Suma ataków: 300

Suma ataków za kadencji Obamy: 248

Orwellsky

“Powinniśmy się pozbyć Galicji” Jurij Bołdyriew z rządzącej Partii Regionów prezydenta Wiktora Janukowycza uważa, że zachodnie obwody Ukrainy są „naroślą na ciele tego kraju” – informuje “Rzeczpospolita”.

– Nie będziemy mieć przyszłości, jeśli nie poradzimy sobie z następstwami paktu Ribbentrop-Mołotow. Utrzymywanie w jednych granicach Galicji i Donbasu czy Krymu możliwe jest tylko przy użyciu siły. Gdy ma się takie struktury, jak NKWD, KGB czy Partię Komunistyczną. Powinniśmy się pozbyć Galicji – mówił poseł.Bołdyriew jest znany z podobnych wypowiedzi. Rok temu mówił, że „mając w granicach Galicję, która do 1939 roku należała do Polski, Ukraina będzie przebywać w permanentnym kryzysie i nigdy nie stanie się pełnowartościowym państwem”. Wcześniej, jako członek komisji kultury w ukraińskim parlamencie, proponował przesiedlenie na Syberię mieszkańców graniczącego z Polską obwodu wołyńskiego.

Za: rp.pl

http://mercurius.myslpolska.pl

Zanim zaczniemy się cieszyć, warto by się dowiedzieć, na czyją rzecz Bołdyriew chciałby się pozbyć Galicji – a także, czy chodzi mu o pozbycie się ziem Ukrainy Zachodniej, czy raczej pozbycie się jej ludności (przesiedlenie na Syberię?) – admin.

Koniec chrześcijan na Bliskim Wschodzie Zupełnie nie podzielam zachwytu, z jakim media przyjmują tzw. wiosnę arabską. Po kolei upadają tzw. reżimy i dyktatury, co budzi ogromne podniecenie zachodniego establishmentu, Ameryki i mediów. W każdym z tych krajów (Egipt, Libia, Syria, wcześniej Irak) ofiarami tych rzekomo „demokratycznych” ruchów padają przede wszystkim chrześcijanie. Tak było w Iraku, po obaleniu siłą reżimu Saddama Husajna. Mieszkało tam ponad 1,5 mln chrześcijan, a wicepremierem był chrześcijanin Tarek Aziz. Dzisiaj, w „demokratycznym” Iraku, zostało ich 25 tys. – reszta uciekła lub została zabita. W Egipcie powoli zbliżamy się do tego samego scenariusza – co prawda wojsko jeszcze się trzyma, ale po wprowadzeniu „demokracji” wybory wygra jak nic Bractwo Muzułmańskie i wtedy po Koptach nie zostanie nawet ślad. Już dzisiaj są bezkarnie atakowani, mimo że stanowią 10 proc. populacji.Z kolei w Syrii chrześcijanie murem stoją za Baszarem al-Asadem, bo wiedzą, co ich czeka, kiedy uadnie. Powstaje pytanie, – kto jest zainteresowany w likwidacji świeckich nacjonalistycznych dyktatur, kto chce pod pozorem „demokratyzacji” doprowadzić do zwycięstwa islamistów? To może wydać się zdumiewające, ale biorą w tym udział Stany Zjednoczone. Bo to one pierwsze dały sygnał do demontażu naseryzmu na Bliskim Wschodzie, atakując czołowe państwo rządzone przez świeckich nacjonalistów – Irak. Efekt – chaos, anarchia, ponad milion ofiar. Jeszcze wcześniej poparły muzułmanów w Europie, wspierając Bośniaków i Albańczyków w ich walce z chrześcijańskimi Serbami. Trudno sobie wyobrazić, żeby Ameryka nie wiedziała, co robi. Ma w tej dwuznacznej grze i takie „osiągnięcia”, jak wyhodowanie na własnej piersi Talibów. Wróćmy jednak do naseryzmu. Co to jest naseryzm? Ten kierunek nosi nazwę po jego twórcy, Naserze (1918-1970), przywódcy Egiptu. Zapis encyklopedyczny mówi: „Naseryzm był rewolucyjną nacjonalistyczną i panarabską ideologią, która łączyła w sobie mgliście definiowany socjalizm; często rozróżniając go od wschodnio- i zachodnioblokowej myśli socjalistycznej, nazywając go „arabskim socjalizmem”. Naseryzm był ideologią świecką, która doprowadziła do konfliktu z pojawiającymi się ruchami islamskiego radykalizmu, opowiadała się za modernizacją, industrializacją i zniesieniem tradycyjnych podziałów społecznych”. Dokonując destrukcji naseryzmu otwiera się, jak pokazuje praktyka, drogę ku islamizmowi, który był przez naseryzm powstrzymywany. To, dlatego Al-Kaida jest jednym z motorów tych rewolucyjnych przemian, a na pewno je popiera. Wszędzie tam, gdzie doprowadzono do wyborów – wygrywają islamiści, jak np. w Palestynie. Taki zwrot może być też sterowany z krajów, gdzie są mateczniki islamizmu, np. Arabii Saudyjskiej. Zachód nie będzie miał żadnego wpływu na bieg wypadków, nie kiwnie też palcem, żeby obronić atakowanych chrześcijan. Obłudnie bombardował Libię „w obronie ludności cywilnej”, ale wiadomo, że chodziło jedynie o zabicie Kadafiego, jednego z ostatnich naserystów. Kiedy go zabito, NATO od razu, z godziny na godzinę, uznało, że „misja spełniła swoje cele”. Państw rządzonych przez naserystów nikt nie bronił, choć było widać jasno, że Rosja i Chiny nie były zachwycone upadkiem tych reżimów. Tak czy inaczej – zwycięstwo „demokracji” na Bliskim Wschodzie oznacza zagładę żyjących tam chrześcijan. Ale czy zdemoralizowane elity Zachodu będą się tym martwić? Czy wyślą swoje samoloty w obronie eksterminowanych? Wolne żarty. Już prędzej Rosja upomni się o los prawosławnych w Ziemi Świętej. Dawny łaciński Zachód i Ameryka nie kiwną palcem.

Jan Engelgard

http://mercurius.myslpolska.pl

Wnuk Stalina nie przyszedł Poniższa wiadomość nie ma zbyt wielkiego ciężaru gatunkowego – na pewno jednak świadczy o tym, że w Rosji rządzi KGB, w Polsce rosyjska agentura, a Putin to zbrodniarz. Z dymiącym naganem.

admin.

Sąd rejonowy w Moskwie przełożył zaplanowaną na wczoraj rozprawę z powództwa Jewgienija Dżugaszwilego, wnuka Stalina, przeciwko Dumie Państwowej na 15 grudnia. Skarżący uważa sformułowania uchwały z 26 listopada 2010 roku na temat zbrodni katyńskiej za obraźliwe i godzące w dobre imię jego dziadka. Chodzi przede wszystkim o sformułowanie, że „zbrodnia katyńska została dokonana z bezpośredniego rozkazu Stalina i innych sowieckich przywódców”. Ten sam sąd (rejonu twerskiego stolicy) już czterokrotnie oddalał pozwy w tej samej sprawie z różnych przyczyn formalnych. Na ten sam dzień wyznaczono także rozpatrzenie przez inny sąd rejonowy w Moskwie (ostankinowski) skargi Dżugaszwilego skierowanej przeciw znanemu publicyście Władimirowi Poznerowi i państwowej telewizji, w której ten komentował w październiku sprawę Katynia. Według 74-letniego byłego pułkownika, jedynego potomka dyktatora, który aktywnie broni tyrana i jego politykę, oskarżenia Stalina o „zgodę na rozstrzelanie polskich jeńców” są „niezgodne z rzeczywistością”, a nazwanie przez Poznera masakry Polaków w 1940 roku „najcięższą zbrodnią” narusza godność i dobre imię Stalina. Piotr Falkowski

http://naszdziennik.pl/

TK sprawdzi, czy agenci ABW naruszają konstytucję Ustawa z 24 kwietnia 2002 r. o Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Agencji Wywiadu zawiera zbyt ogólne pojęcia, dzięki czemu funkcjonariusze ABW mogą prowadzić swoje czynności operacyjne (np. zakładać podsłuchy) bez podania konkretnej przyczyny. Sprawę zamierza wyjaśnić rzecznik praw obywatelskich – informuje „Dziennik Gazeta Prawna”. Rzecznik Irena Lipowicz kieruje do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie, czy wspomniana wyżej ustawa (dokładniej: Dz.U. z 2010 r. nr 29, poz. 154) nie narusza polskiej konstytucji. Jej zdaniem, przepisy pozwalające szefowi ABW zarządzić kontrolę operacyjną godzą w konstytucyjne prawo do prywatności i wolności komunikowania się. Stwierdza również, że ustawie o ABW powinno zostać wyraźnie wskazane, jaką kategorię osób można objąć kontrolą operacyjną i przez jak długi czas można ją stosować. Pomysł dokładniejszego zbadania legalności działań agentów ABW jest z pewnością potrzebny, jednak wokół całej sprawy rodzi się pytanie, czy RPO piastujący swoje stanowisko za rządów partii, która w lipcu tego roku zwiększyła uprawnienia służb porządkowych, będzie działać wystarczająco konsekwentnie. Sam organ pani rzecznik może już budzić obawy, co do równego i sprawiedliwego rozpatrywania spraw na linii obywatele-bezpieka (czytaj: Podwójne standardy u Rzecznika Praw Obywatelskich).

http://autonom.pl

Nauka o państwie św. Tomasza z Akwinu a Unia Europejska Przypominamy tekst napisany przed niemal 9 laty, który pomimo tego stał się – w obliczu rozwoju wydarzeń na świecie – tym bardziej aktualny.Dużo mówi się dziś o Unii Europejskiej, rozważa się jej zalety i wady. Zapomina się jednak często o najważniejszym zagadnieniu: jakie są metafizyczne podstawy nie tylko Unii Europejskej, lecz również całego dominującego dziś na świecie demokratycznego systemu rządów, z jego głównym organem – tj. ONZ – na czele? Czym jest państwo? Na czym polega istota rządzenia społecznością? Przyzwyczajeni do zastanych systemów społecznych często przyjmujemy je całkowicie bezrefleksyjnie i dopiero kiedy władza zaczyna być zagrożeniem dla naszego osobistego dobra, zastanawiamy się nad jej istotą. Pamiętajmy jednak, że rozum został nam dany po to, abyśmy analizowali fakty, z którymi się stykamy (tzn. wydarzenia, doktryny etc.) i wyciągali z nich wnioski nie tylko w tych kluczowych momentach, kiedy trzeba decydować, czy poprzeć je, czy też stawiać im opór, ale również wybiegając myślą w przyszłość. Dlatego potrzebna jest analiza podstaw funkcjonowania państwa i rządu, bo dopiero na jej podstawie możemy znaleźć odpowiedź, czy Unia Europejska jest instytucją szanującą porządek naturalny, czy nie, czy ma charakter chrześcijański – czy antychrześcijański. Nauka św. Tomasza z Akwinu dotycząca państwa i społeczeństwa jest dla katolików nie tylko przewodnikiem, zatwierdzonym zresztą przez Urząd Nauczycielski Kościoła z powodu swej jasności, logicznego przedstawienia oraz obiektywnej obserwacji faktów historycznych – miała ona również zasadniczy wpływ na filozofię prawa, naukę społeczną i politologię do dzisiejszych czasów. Także – niektóre – niekatolickie środowiska naukowe uznają swą naukową zależność od Akwinaty (tak np. J. Baumann, O. Gierke, E. Troeltsch, A. Carlyle, R. Ihering etc.1). Doktor Anielski jest mistrzem w przedstawianiu zarówno naturalnego, jak i nadprzyrodzonego porządku świata. Głównym dziełem zajmującym się interesującym nas zagadnieniem jest jego praca O władzy (De regimine principum), podsumowująca wszystkie główne teorie państwa rozrzucone w innych dziełach św. Tomasza (np. Suma teologiczna I, 96; Komentarz do Polityki Arystotelesa etc.)2.

Podstawa państwa i rządu Podstawowa zasada rządząca państwem wywodzi się z celu, dla którego zostało ono stworzone. Wszystko, bowiem, co istnieje, ma swój właściwy cel dany mu przez Stwórcę, wyryty w jego naturze: “Otóż wszędzie tam, gdzie jest jakieś ukierunkowanie na cel i gdzie można postępować tak albo inaczej, potrzebny jest jakiś kierownik, dzięki któremu dochodzi się prosto do właściwego celu” (De regimine principum I, 1). Z tej podstawy możemy określać istotne zadania państwa i rządów:

Od samego początku św. Tomasz podkreśla, że podobnie jak każdy człowiek jest stworzeniem zależnym od Boga i ukierunkowanym ku Niemu, jako swemu ostatecznemu celowi, tak również państwo jest tworem Boga: “Rządzić znaczy prowadzić odpowiednio to, czym się rządzi, do właściwego celu. Celem ostatecznym społeczności jest żyć według cnoty. Po to przecież ludzie tworzą wspólnoty, aby razem żyć dobrze, czego nie mógłby osiągnąć każdy w pojedynkę. Jeśli jednak człowiek żyje według cnoty, zwraca się ku celowi ostatecznemu, który polega na nasyceniu się Bogiem. Otóż cel ludzkiej społeczności powinien być ten sam, co cel jednego człowieka” (De regimine principum II, 3). Społeczeństwo jest potrzebne, ponieważ człowiek sam sobie nie wystarczy, aby przeżyć: “Gdyby człowiek żył w pojedynkę, nie potrzebowałby żadnego innego kierowania, lecz każdy sam dla siebie byłby królem, poddanym najwyższemu królowi – Bogu, jako że sam kierowałby sobą w swoich czynach, dzięki światłu rozumu danemu mu przez Boga. Otóż człowiek jest z natury stworzeniem społecznym i politycznym, żyjącym w gromadzie, (…) ponieważ nie zdoła on samodzielnie przejść przez życie” (I, 1). “Zwierzęta wrodzonym instynktem rozpoznają, co przynosi im korzyść lub szkodę, na przykład jest w naturze owcy lęk przed wilkiem, jako wrogiem; niektóre znów zwierzęta naturalnym instynktem wyszukują sobie lecznicze trawy lub coś innego, co jest niezbędne do życia. Natomiast człowiek ma tylko ogólną naturalną znajomość tego, co jest mu niezbędne do życia; potrafi, bowiem na podstawie zasad naturalnych dochodzić rozumem, co mu szczegółowo jest konieczne do ludzkiego życia. Otóż nie jest możliwe, aby jeden człowiek mógł to wszystko ogarnąć rozumem; musi, więc żyć w gromadzie, aby jeden wspierał drugiego, aby różni zajmowali się różnymi wynalazkami rozumu, na przykład jeden sztuką leczenia, drugi tym, trzeci innym” (tamże). W innym miejscu św. Tomasz udowadnia potrzebę życia społecznego i państwa w oparciu o niewystarczalność jednostki. Państwo istnieje, zatem dla doskonalenia swoich członków, a nie odwrotnie. Państwo musi pomagać człowiekowi w osiągnięciu jego właściwego celu. Skoro człowiek musi żyć w społeczności, jako że w pojedynkę nie potrafi zaradzić życiowym potrzebom, zatem tym doskonalsza jest społeczność, im bardziej samowystarczalna w zakresie potrzeb życiowych. Wprawdzie pojedyncza rodzina jest już jakoś życiowo samowystarczalna: w zakresie przygotowywania pokarmów, wychowania potomstwa itp.; wieś – w zakresie jakiegoś działu gospodarki; miasto natomiast, jako społeczność doskonała – w zakresie wszystkich potrzeb życiowych. Jeszcze bardziej kraj – ze względu na konieczność zwalczania nieprzyjaciół i wzajemnej przeciwko nim pomocy” (De regimine principum I, 1). Znaczy to, że państwo nie ma pomniejszać roli ani likwidować mniejszych społeczności, lecz przeciwnie – opierać się na nich, szanować je i pomagać im w jak najbardziej samowystarczalnym realizowaniu ich celów. Rząd, który ogranicza i paraliżuje życie mniejszych społeczności, gwałci samą naturę rzeczy i niszczy to, co ma budować. Jest wówczas podobny do generała, który, zazdrosny o swój autorytet, zwalnia wszystkich pułkowników, majorów etc.“Otóż dobro i ocalenie społeczności polega na tym, aby zachować jej jedność, którą nazywamy pokojem. Jeśli zabraknie pokoju, przepadają korzyści życia społecznego, owszem, społeczność skłócona – sama dla siebie staje się ciężarem” (De regimine principum I, 2) “Toteż Apostoł, wezwawszy wierny lud do jedności, powiada: ŤStarajcie się zachować jedność ducha, związani pokojemť (Ef 4, 3). Zatem im skuteczniej rządy przyczyniają się do jedności pokoju, tym bardziej są pożyteczne” (tamże). O jaki pokój tu chodzi? O pokój, który ma swoje źródło w “jedności ducha”, kiedy wszyscy kierują się tymi samymi zasadami i mają tę samą wiarę. Pokój musi istnieć przede wszystkim pomiędzy członkami społeczności, co jest możliwe tylko wówczas, jeśli mają oni ten sam duchowy fundament i zmierzają do tego samego celu.

Istota rządu “Jeśli jest naturalne dla człowieka żyć w licznej gromadzie, wobec tego wszyscy potrzebują jakiegoś kierowania całością. Każdy, bowiem z licznych ludzi zabiega o to, co jemu odpowiada; całość rozproszyłaby się, więc na cząstki, gdyby zabrakło tego, do kogo należy troska o dobro całości. (…) Dlatego wszędzie tam, gdzie jest wielość, musi być czynnik rządzący” (De regimine principum I, 1). “To, co sztuczne, naśladuje to, co naturalne, i z tego drugiego czerpiemy w swoich działaniach kierowanych rozumem” (De regimine principum II, 1). Stosując tę zasadę do rządów państwowych, określa się władzę na wzór rządów naturalnych: “Otóż w naturze rzeczy istnieją rządy zarówno powszechne, jak cząstkowe. Powszechne – o ile wszystko znajduje się pod rządami Boga, który swoją Opatrznością tym kieruje. Natomiast rządy cząstkowe znajdziemy w człowieku, który z tego powodu nazywany jest mikrokosmosem (…) członki ciała i władze duszy polegają władzy rozumu”. Władza, zatem jest “jak dusza w ciele i jak Bóg w świecie” (tamże). Wynika z tego, że władza jest organem harmonii całego Państwa, jest gwarantem sprawiedliwości i realizuje – określone szczegółowo poniżej – cele społeczności, jest “pasterzem szukającym wspólnego dobra społeczności, a nie własnego” (tamże).

Modele rządów i ich wypaczenia Za Arystotelesem rozróżnia św. Tomasz formy dobrych rządów od złych według zasady: “Ktoś jest kierowany słusznie, jeśli prowadzi się go do odpowiedniego celu, niesłusznie zaś, – jeśli do celu nieodpowiedniego, (…) Jeśli rządzący porządkuje społeczność ku dobru wspólnemu społeczności, będą to rządy słuszne i sprawiedliwe, jakie przystoją wolnym ludziom. Jeśli jednak rządy kierują nie ku dobru wspólnemu społeczności, ale ku prywatnemu dobru rządzącego, będą to rządy niesprawiedliwe i przewrotne” (De regimine principum I, 1). Istnieją trzy rodzaje dobrego rządu oraz odpowiadające im wynaturzenia:, jeśli rządy są sprawowane przez jednego władcę, nazywają się monarchią, zaś ich niesprawiedliwa forma tyranią. Jeśli są sprawowane przez “nielicznych, ale cnotliwych, nazywa się je arystokracją, czyli władzą najlepszych” (tamże); ich wypaczenie to oligarchia, czyli władza nielicznych, niedziałających dla prawdziwego wspólnego dobra społeczności, lecz tylko dla swej własnej korzyści. Oprócz liczby rządzących oligarchia nie różni się niczym od tyranii. Jeśli sprawiedliwe rządy sprawuje jakaś społeczność, nazywa się to republiką, a “niegodziwe sprawowanie przez licznych nazywa się demokracją, czyli władzą ludu” (tamże). Najlepszą formą rządu jest monarchia. Doktor Anielski podpiera to twierdzenie następującym argumentem: “to, co zgodne z naturą, jest najlepsze, albowiem w poszczególnych bytach natura sprawia to, co najlepsze. Otóż wszelkie rządy naturalne sprawuje jeden. Częściami duszy kieruje jedna władza podstawowa, mianowicie rozum; pszczoły mają jedną matkę, zaś stwórcą i rządcą całego wszechświata jest jeden Bóg. To się zgadza z rozumem: każda, bowiem wielość pochodzi od jednego” (De regimine principum I, 2).

Plaga niesprawiedliwego rządu Niesprawiedliwy rząd jest dla ludzi wielką plagą. Sposób, w jaki wszystkie dobra społeczności i jednostek są wówczas zagrożone, a nawet niszczone, pokazuje św. Tomasz w analizie tyranii: “Moc niesprawiedliwego władcy działa na zło społeczności, gdyż dobro wspólne społeczności odwraca on wyłącznie dla swojego własnego dobra”, “szuka swojego prywatnego dobra z pogardą dla wspólnego, w rezultacie w różnoraki sposób uciska poddanych, gdyż sam podlega różnorodnym namiętnościom, które pchają go ku jakimś dobrom. Jeśli dał się uwięzić chciwości, rabuje dobra poddanych. Jeśli dał się zwyciężyć gniewowi, z byle powodu rozlewa krew. (…) W ogóle nie można wówczas być bezpiecznym, lecz – wobec odejścia od prawa – wszystko jest niepewne. I nic nie może się wówczas utrwalić, gdyż zależy od czyjejś woli, żeby nie powiedzieć – zachcianki” (De regimine principum I, 3). “Tyran obciąża poddanych nie tylko w zakresie dóbr cielesnych, ale przeszkadza im w dobrach duchowych (…) Bardziej podejrzani dla nich są dobrzy niż źli i zawsze straszliwie boją się cudzej cnoty. Zatem tyrani starają się nie dopuścić do tego, aby ich poddani stali się cnotliwi i nabrali ducha wielkoduszności, bo wówczas nie znieśliby ich niegodziwego panowania. Zabiegają również o to, aby pomiędzy poddanymi nie utrwalały się związki przyjaźni i aby nie radowali się oni wzajemnym zyskiem pokoju:, kiedy bowiem jeden drugiemu nie ufa, nie mogą niczego podejmować przeciw ich opanowaniu. Toteż sieją niezgody wśród poddanych, a istniejące podtrzymują, oraz zakazują tego, co łączy ludzi, na przykład małżeństw i zebrań oraz tym podobnych rzeczy, dzięki którym rodzi się wśród ludzi zażyłość i zaufanie. Wysilają się ponadto, aby poddani nie stali się silni i bogaci – podejrzewają ich, bowiem według przewrotności swego sumienia, a ponieważ sami używają potęgi i bogactw do szkodzenia, obawiają się, żeby siła i bogactwo poddanych im nie zaszkodziły” (tamże). Niesprawiedliwy rząd prowadzi społeczność do moralnego upadku: “Ludzie żyjący w strachu wyradzają się w służalców i stają się małoduszni w dziele wymagającym odwagi i wytrwałości (…) Przez niegodziwość tyranów poddani słabną w doskonałości cnót. Kiedy bezbożnicy przejmą władzę, jęczy ludť (Przyp 29, 2), bo został wzięty w niewolę. (…) Toteż powiada Salomon: ŤLew ryczący i zgłodniały niedźwiedź – oto władca niegodziwy nad biednym ludemť (Przyp 28, 15). Dlatego ludzi kryją się przed tyranami jak przed bestiami krwiożerczymi, a poddać się tyranowi to tak samo, jakby padać na twarz przed szalejącą bestią” (tamże). Porównując ten opis tyranii z różnymi formami sprawowania władzy występującymi w ostatnich dwóch stuleciach należy stwierdzić, że wiele z nich miało cechy rządu niesprawiedliwego. Czy należy do nich zaliczyć również rząd Unii Europejskiej? Czy popiera on i realizuje prawdziwe wspólne dobro społeczności, czy też gardzi nim i szuka swojej prywatnej korzyści kosztem społeczności, którą chce kierować? Otóż dobro nie jest czymś subiektywnym, ale jest ukierunkowaniem ku ostatecznemu dobru człowieka, którym jest jego wieczne szczęście, czyli Bóg. Każde prawdziwe dobro ma, zatem bezpośrednie odniesienie do Boga, zbliża do Niego, prowadząc pewną rzecz czy pewien czyn do doskonałości. Doskonałość społeczności może być naturalna lub nadprzyrodzona: jest naturalna, jeśli społeczność osiągnie swój ziemski cel; nadprzyrodzona zaś, jeśli osiągnie cel wieczny. Właściwym dobrem państwa jest jego naturalna doskonałość, jako że państwo nie istnieje poza doczesnością. Ponieważ jednak wszyscy poddani państwa są przeznaczeni do celu nadprzyrodzonego, musi ono w miarę swoich naturalnych możliwości usuwać przeszkody i pomagać, aby łatwo i spokojnie mogli osiągnąć dobro wieczne. Na czym polega “dobro wspólne” Unii Europejskiej? Jedność, którą chce ona stworzyć, opiera się na zasadach, które nie znają najwyższego dobra, wspólnego dla wszystkich, zatem nie przewiduje środków, aby to najwyższe dobro osiągnąć. Przeciwnie, faktem jest, że “dobro” Unii zdaje się raczej wykluczać możliwość istnienia dobra transcendentnego: przeszkadza poddanym w realizacji dóbr duchowych, ustanawia rząd, który nie respektuje ani tych naturalnych dóbr jednostek, ani ich nadprzyrodzonego przeznaczenia. Poza tym UE zamierza na wszystkich poziomach likwidować samowystarczalność poszczególnych społeczności (zob. punkt 3 w rozdziale Podstawa państwa). W ten sposób niszczy tożsamość narodową oraz wszystkie cnoty związane z miłością do ojczyzny, rodziny i instytucji, które kształcą osobę ludzką. – Dlatego wiele punktów, (jeśli nie wszystkie), wymienionych w opisie niesprawiedliwego rządu, odnosi się również do Unii Europejskiej. Aby jeszcze ściślej określić sprawiedliwy oraz nieprawy rząd, należy zdefiniować właściwe cele oraz wynikające z nich obowiązki sprawowania władzy w państwie.

Cele państwa Rządzący, “pouczony przez prawo Boże, niech ku temu zwraca swój szczególny wysiłek, aby poddana mu społeczność dobrze żyła. Wysiłek ten obejmuje trzy rzeczy: po pierwsze, aby w poddanej społeczności ustanowić dobre życie, po wtóre, aby je zachować, po trzecie, aby zachowywane zmieniać na lepsze”.

1.”Do dobrego życia potrzebne są dwie rzeczy: pierwsza podstawowa, a jest nią działanie według cnoty (cnota, bowiem jest tym, dzięki czemu ktoś dobrze żyje), i druga wtórna i jakby nadrzędna, mianowicie dostateczna ilość dóbr cielesnych, które są niezbędne do działania cnotliwego” (De regimine principum II, 4). Dlatego władza musi budować państwo na solidnym fundamencie chrześcijańskiej moralności i zapewnić obywatelom wszelkie materialne środki do właściwego i stosunkowo łatwego spełniania obowiązków i czynienia dobra.

2.”Jeśli zostało ustanowione dobre życie, należy się troszczyć o jego zachowanie. Otóż istnieją trzy przeszkody, nie pozwalające trwać dobru publicznemu, a jedna z nich pochodzi z natury: nie da się, bowiem dobra społecznego ustanowić raz na zawsze, lecz trzeba to czynić niejako nieustannie; ludzie są śmiertelni i nie mogą trwać wiecznie ani nie mają tych samych sił przez całe życie, gdyż ono podlega licznym zmianom, toteż nie zachowują oni przez całe życie zdolności do jednakowego spełniania tych samych obowiązków. Druga przeszkoda do zachowania dobra publicznego pochodzi z wewnątrz, a jej źródłem jest przewrotność woli: czy to lenistwo w spełnianiu tego, czego wymaga sprawa publiczna, czy nawet szkodzenie pokojowi społecznemu, kiedy ktoś naruszając sprawiedliwość burzy pokój innym. Trzecia zaś przeszkoda do zachowania rzeczy publicznej pochodzi z, zewnątrz: jeśli przez najazd wrogów pokój zostaje zburzony i państwo ulega na jakiś czas dogłębnemu rozproszeniu” (tamże). Dlatego władza musi troszczyć się o wychowanie odpowiedzialnych zastępców, w których świeci w szczególny sposób sens moralności i zasad dobrego życia i którzy potrafią również innych do tych dóbr prowadzić. Również władza “niech swoimi prawami i rozkazami, karą i nagrodą, powstrzymuje poddanych sobie ludzi od niegodziwości i prowadzi ich do czynów cnotliwych” (tamże). Musi wreszcie władza dbać o bezpieczeństwo przed wrogami zewnętrznymi.

3.W końcu władza musi starać się o postęp społeczności w tym sensie, że “poprawia się to, co nieporządne, uzupełnia to, czego brak, a jeśli się da, stara się wieść ku lepszemu” (tamże). Stosując te trzy główne obowiązki rządów do obecnej sytuacji, należy zauważyć, że:

Ad 1: Nic nie jest tak ważne jak cel. Kiedy buduje się nowe struktury państwowe, należy badać cele, dla których są one tworzone. Ponieważ cele komunizmu i narodowego socjalizmu przeciwne były prawom Bożym, papieże potępili te formy sprawowania władzy, jako bezbożne i przeciwne naturze. Z przedstawionej powyżej analizy wynika wyraźnie, że istotne cele państwa i rządzenia społeczeństwem są w Unii Europejskiej pomijane, dlatego też nie może ona zamierzać do “dobrego życia realizowanego przez cnoty”. Ponieważ jednak nic nie dzieje się bez celu, rządy państw UE stawiają sobie własny cel “prywatny”, co jest cechą niesprawiedliwego rządu, czyli tyranii. Nowoczesnym tyranem może być partia, loża masońska etc., pragnąca realizować swe własne interesy, depcząca prawa Boże i przeszkadzająca człowiekowi w spełnianiu jego podstawowych obowiązków. Zamiast troszczyć się o dobre życie poddanych, rządy te są ogniskami przewrotności, egoizmu, gwałtu i korupcji. Dlatego godne są potępienia.

Ad 2 & 3: Jako że cele te są z konieczności podporządkowane celowi pierwszemu, wynikające z nich obowiązki są również w strukturach Unii niemożliwe do zrealizowania:

- Wychowanie odpowiedzialnych kadr może mieć miejsce jedynie w oparciu o niezmienne zasady moralne: warunkiem koniecznym jest docenianie wspólnego dobra, poświęcenie i bezinteresowność wychowanków. Te jednak skutecznie niszczy unijny liberalizm, promujący niczym nieograniczone wolności i swobody.

- Prawodawstwo oraz formy egzekucyjne Unii (jak we wszystkich nowoczesnych liberalnych demokracjach) raczej popierają przestępstwo i grzech, niż je zwalczają. Niegodziwość i nałogi, grzechy przeciw naturze, profanacja ciała etc. – wszystko to uznane jest za dobre i pożądane. Przestępca jest często bezkarny wskutek bezsilności organów bezpieczeństwa publicznego. Kara śmierci, według św. Tomasza jeden z najbardziej skutecznych czynników zachowania państwowego porządku, została zniesiona.

- O strukturach bezpieczeństwa można mówić, jeśli dobra danej społeczności są z zewnątrz zagrożone i władza używa pewnych środków do zabezpieczenia tych dóbr przed wrogami. W Unii samo pojęcie “wroga” zostało zniekształcone. Jako wróg traktowany jest ten, kto nie chce dopasować się do zasad globalizmu, kto zachowuje swoje przekonania religijne, polityczne, gospodarcze, – jeśli są one przeciwne “religii”, polityce czy zasadom gospodarczym UE. Za przyjaciela natomiast uznaje się grupy niszczące dobra kultury, dziedzictwo narodów oraz całą cywilizację chrześcijańską, na której zostały zbudowane państwa europejskie.

Państwo a Kościół Celem państwa i rządu jest cnotliwe życie całej społeczności i poszczególnych jej członków. Istnieje jednak jeszcze wyższy, ostateczny cel, któremu państwa mają służyć:, „jeśli człowiek żyje według cnoty, zwraca się ku celowi ostatecznemu, który polega na nasyceniu się Bogiem, (…) Ponieważ jednak celu, jakim jest nasycanie się Bogiem, nie osiągnie człowiek mocą ludzką, lecz Bożą, prowadzenie do tego celu ostatecznego nie jest zadaniem rządów ludzkich, lecz Bożych. Te rządy należą, więc do tego Króla, który jest nie tylko Człowiekiem, lecz również Bogiem, mianowicie do Pana Jezusa Chrystusa, który czyni ludzi synami Bożymi i wprowadza ich do chwały niebieskiej” (De regimine principum II, 3). Urząd ten Chrystus powierzył Kościołowi i jego kapłanom. “Tak, więc jemu, który ma się troszczyć o cel ostateczny, powinni być poddani i jego rozkazami winni się kierować ci, do których należy troska o cele wcześniejsze” (tamże). Stąd wynika podstawowa zasada nauki społecznej Kościoła, głosząca, że państwo jest podporządkowane Kościołowi. Nie jest to jednak tzw. postestas directa, tj. władza bezpośrednia, której podporządkowane byłyby nie tylko duchowne, ale także doczesne sprawy państw. Od tych ostatnich wymaga się tylko zachowywania Bożych przykazań i przestrzegania zasad sprawiedliwości, przy czym państwo zachowuje pełną autonomię w kwestiach czysto doczesnych. Władza Kościoła jest, więc pośrednia (potestas indirecta) i polega na całkowitym podporządkowaniu świeckiej władzy Kościołowi we wszystkich sprawach czysto duchownych, a także tzw. mieszanych. Te ostatnie sprawy są przedmiotem władzy zarówno duchowej, jak i świeckiej – są to np. zasady wychowania, małżeństwo i rodzina etc. W kwestiach tych obowiązkiem rządu świeckiego jest respektowanie prawa kościelnego, popieranie i bronienie go, usuwanie przeszkód itd. W tym sensie prawdziwe państwo powinno zawsze być katolickie. Zasady te są dziś gwałcone we wszystkich konstytucjach państwowych. Ostatnie katolickie konstytucje państwowe zostały zlaicyzowane pod naciskiem samej hierarchii, wymagającej dostosowania ich do zmian soborowych. Dominującym modelem rządów jest państwo neutralne w sprawach religijnych, w którym Wiara i moralność Kościoła nie mają żadnego wpływu na życie publiczne i które uważa się za niekompetentne w sprawach religijnych. Sprawy “mieszane” natomiast państwo uważa za swoją własność i pozwala na “ingerencję” Kościoła tylko o tyle, o ile wydaje mu się to korzystne. W tym duchu powstały obecne konkordaty (więcej na temat konkordatów zob. artykuł Tomasza Buji …Nie miałbyś nade mną żadnej władzy…, Zawsze wierni nr 2/2003 (51), s. 80). Trzeba jednak podkreślić, że w nowoczesnych rządach państw należących do tzw. Grupy G7 laicyzacja idzie jeszcze dalej: państwa te roszczą sobie prawo do kontroli nad wszystkim, w tym także nad życiem religijnym w tym sensie, że religia musi dopasować się do ich liberalnych zasad. Wewnętrzne sprawy Kościoła poddane są ich prawom, np. karane są “nietolerancyjne” kazania, wyznaniowe instytucje wychowawcze zmuszane są do przyjęcia liberalnego programu nauczania etc. Również w życiu moralnym państwo staje się najwyższą instancją: legalizuje grzechy wołające o pomstę do nieba, ustala nowe normy życia społecznego, narzuca “demokratyczny model rodziny”, promuje rewolucję obyczajową etc. Kontrola ta stanie się jeszcze bardziej skuteczna wtedy, kiedy powstanie super-państwo, ponieważ będzie ono miało cechę powszechności: można będzie wówczas ustalić powszechnie obowiązujące kanony religijne i moralne, zastępując starą religię powszechną, (czyli katolicyzm) – nową.

Ocena Unii Europejskiej Przedstawiona powyżej analiza Unii Europejskiej w świetle nauczania św. Tomasza z Akwinu o metafizycznej istocie państwa i rządów nie pozostawia miejsca na wątpliwości: chodzi o nową formę tyranii. W odróżnieniu od klasycznych tyranii mamy w tym przypadku do czynienia z formą niesprawiedliwego rządu szczególnie niebezpieczną ze względu na cele, dla których jest ustanowiony, oraz środków, którymi posługuje się dla ich realizacji. Im bardziej ktoś odchodzi od swego właściwego celu, tym bardziej staje się niesprawiedliwy i nieprawy. Cele Unii Europejskiej nie tylko odchodzą od wyżej przedstawionych celów rządzenia, ale wręcz przeciwstawiają się im, przypisując sobie prawa samego Boskiego Stwórcy. Można powiedzieć, że w pewien sposób Unia ubóstwia samą siebie, gdyż ona sama, tzn. zjednoczenie świata, staje się najwyższym dobrem, czymś boskim – czymś, co istnieje samo dla siebie i czemu wszystko musi być podporządkowane. Otóż jest tylko jedna absolutna jedność wszystkich cząstek: Bóg i Jego Królestwo, istniejące w sposób zaczątkowy na ziemi (Kościół wojujący) i w sposób doskonały w niebie (Kościół tryumfujący). Zasadą jedności jest tylko najwyższa Prawda i najwyższe Dobro, którym wszystkie inne prawdy i dobra są podporządkowane. Poprzez próbę budowania podobnej jedności, ale bez Boga i poza Jego królestwem, na zasadach wypracowanych przez masonów i według ich kodeksu (nie)moralnego, jest UE nie tylko tworem bezbożnym, lecz wręcz zapowiedzią Antychrysta.

Środki zaradcze Dochodząc do wniosku, że najwyższe władze UE są szczególnie niebezpieczną formą tyranii, powstaje pytanie, w jaki sposób uratować można rodzaj ludzki od tego nieszczęścia. św. Tomasz wymienia trzy istotne warunki usprawiedliwiające użycie gwałtownych środków: 1° zwycięstwo musi być moralnie pewne, 2° zastępująca władza musi być moralnie w stanie wprowadzić i zachować porządek, 3° przewrót nie może być czynem “prywatnego przeświadczenia, lecz publicznego autorytetu”. Jeśli np. w przypadku akcji Cristeros przeciw masońskiemu rządowi Meksyku w latach 20-tych ubiegłego wieku warunki te były wypełnione, to odnośnie do omawianych tutaj niesprawiedliwych rządów trzeba stwierdzić, że spełnienie tych trzech warunków jest niemożliwością. Dlatego używanie gwałtu, terroryzmu i inne tym podobne sposoby buntu są niemoralne, bowiem prowokują wprost przeciwny do zamierzonego skutek. Pozostaje, zatem tylko jeden, najbardziej skuteczny środek zaradczy:

Jeśli zaś w ogóle nie można znaleźć ludzkiej pomocy przeciwko tyranowi, trzeba się odnieść do Boga, który jest “wspomożycielem w czasie dogodnym oraz w ucisku”. Leży, bowiem w Jego mocy, aby okrutne serce tyrana nawrócić na łagodność. (…) Natomiast tyranów, których uzna za niegodnych nawrócenia, On może stąd zabrać albo sprowadzić do najniższego stanu. Jak powiada Mędrzec: “Stolicę pysznych książąt Bóg zburzył, a na ich miejscu posadził pokornych?. To On, ponieważ widział ucisk swojego ludu w Egipcie i słyszał ich jęki, tyrana faraona wraz z jego wojskiem wrzucił do morza. To On Nabuchodonozora, który wcześniej wynosił się pychą, nie tylko wyrzucił z królewskiego tronu, ale nawet z ludzkiego towarzystwa i upodobnił do zwierzęcia. I ręka Jego nie jest za krótka, żeby nie mógł swojego ludu uwolnić od tyranów. (…) Lud musi jednak zaprzestać grzeszyć, aby zasłużyć sobie na dostąpienie u boga tego dobrodziejstwa. Albowiem Bóg dopuszcza władzę niegodziwców, jako karę za grzech (…) aby więc ustała plaga tyranów, należy usunąć grzech (De regimine principum I, 6).

ks. Karol Stehlin FSSPX

Przypisy:

1. Zob. M. Grabmann, Thomas von Aquin, Monachium 1946.

2. św. Tomasz z Akwinu, Dzieła wybrane, Komorów 1999, s. 223-258.

Zob. M. Grabmann, Thomas von Aquin, Monachium 1946.św. Tomasz z Akwinu, Dzieła wybrane, Komorów 1999, s. 223-258.

Za: Zawsze wierni nr 3/2003 (52)

Mięso armatnie już niepotrzebne: 157 majorów sił powietrznych USA zwolnionych bez prawa do emerytury i ubezpieczenia Decyzje administracji Obamy działające w kierunku “redukcji wydatków militarnych”, doprowadziły do przedterminowego zwolnienia z amerykańskich sił powietrznych USA (US Air Force) 157 majorów lotnictwa, bez prawa do świadczeń emerytalnych i ubezpieczenia medycznego. Informację podały organizacje zrzeszające aktywnych żołnierzy i weteranów: The Chapman University of Military Law oraz AMVETS Legal Clinic, które podniosły alarm wobec decyzji wchodzącej w życie w ostatnim dniu listopada br, w wyniku, czego 157 oficerów zostało zwolnionych przedterminowo, wbrew obowiązującym przepisom. Dotychczasowe wytyczne Departamentu Obrony chroniły oficerów, którym pozostało do przejścia na emeryturę 6 lat, że w przypadku ich zwolnienia niebędącego wynikiem dochodzenia dyscyplinarnego, zachowają prawo do emerytury i świadczeń medycznych. Decyzje administracji Obamy łamią te przepisy. Dyrektor The Chapman University of Military Law, major Kyndra Rotunda, określił decyzję pozbawiającą 6-letniej ochrony oficerów, jako podjętą “bez żadnej mocy prawnej”.

Opracowanie: Bibula Information Service (B.I.S.) - www.bibula.com - na podstawie American Thinker (November 26, 2011)

Trwa moda na niebezpieczne zabobony Wróżby andrzejkowe, noworoczne, horoskopy i korzystanie z usług wróżki ma być roztropne, ma być sposobem na znalezienie miłości, na sprawdzenie, czy związek ma szanse, albo czy małżeństwo będzie udane – tymczasem jest nie tylko niemądre, ale i niebezpieczne. Zdaje się, że trwa moda na zabobon – nie ma chyba pisma kobiecego bez horoskopu, nie ma chyba zabawy andrzejkowej bez wróżenia, wróżby stają się nawet elementem zabawy sylwestrowej. I zdawać się może, że wróżenie jest jedynie zabawą, skoro w takim zabawowym kontekście jest umieszczane. Faktem jest, że wróżka nie może przewidzieć przyszłości na zawołanie, bo gdyby naprawdę miała takie zdolności, to by przewidziała szóstkę w lotto i nie musiała już więcej parać się wróżbiarstwem, jednak brak umiejętności przepowiadania przyszłości, nie czyni z wróżenia jedynie zabawy. Korzystanie z usług wróżki pozostaje grzechem ciężkim bez względu na jej zdolności, co gorsza: otwiera na opętanie demoniczne.

Wróżka dla wierzących Uprawianie wróżbiarstwa lub korzystanie z usług wróżki jest grzechem ciężkim. W Piśmie Świętym Bóg mówi, że pytanie duchów, widm, wróżenie jest dla Niego wręcz obrzydliwe! W Księdze Powtórzonego Prawa Pan mówi: „nie ucz się popełniania tych samych obrzydliwości jak tamte narody. Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest, bowiem dla Pana każdy, kto to czyni” (Pwt 18,9-13). Bóg jest mądry i racjonalny, zatem Jego zakaz wróżenia musi być zasadny, a skoro do tego Bóg jest miłością, zakaz ten musi być dla nas dobry. I tak właśnie jest. Po pierwsze wróżenie jest rodzajem bałwochwalstwa – sprzeciwia się pierwszemu przykazaniu Dekalogu – człowiek korzystający z wróżb przestaje ufać Bogu, rządzi nim strach przed przyszłością i chęć bycia jej panem, a więc stawia siebie w miejsce Boga. Nie ważne jest przy tym, czy wróżby mówią prawdę o naszym życiu – a nawet tym gorzej, gdy mówią. Gdy bowiem wróżka posiada zdolności widzenia rzeczy, o naszym życiu, o których wiedzieć nie może, musi to być jej wyjawione przez jakąś moc – skoro nie przez Boga, bo On wróżbami się brzydzi, to przez demony. Św. Tomasz z Akwinu pisał wprost: „wszelkie wróżenie posługuje się jakąś radą i mocą szatańską do poznania przyszłych wydarzeń. Niekiedy wróżbici wzywają tej pomocy wyraźnie, niekiedy zaś demony w sposób ukryty wpływają na poznanie rzeczy przyszłych nieznanych ludziom, im zaś znanych”. I to jest przyczyna, dla której również wróżb należy unikać – jak twierdzą egzorcyści, otwierają one na nękanie, a nawet opętanie demoniczne. Wróżka przedstawi, więc obraz miłości: znalezienia upragnionego partnera, spełnienia marzeń o ślubie, – bo idzie się do niej nie po to, by usłyszeć, że można umrzeć na raka – ale otworzy na nienawiść, bo diabeł jest samą nienawiścią.

Wróżka dla niewierzących Popularność wróżbiarstwa w Polsce, gdzie – jak wskazują ostatnie badania CBOS – 95% osób deklaruje się, jako katolicy, jest co najmniej zastanawiająca. Wynika zapewne z ignorancji wierzących z jednej strony i z deklaratywności, czyli braku prawdziwej wiary – z drugiej. Niewierzący czy osoby słabej wiary nie umieją ufać Bogu, potrzebują, zatem innego oparcia – tym zapewne tłumaczyć należy fakt, że gdy zanika wiara, jej miejsce wypełniają z powrotem rożne zabobony, często mające korzenie w pogańskich kulturach sprzed setek lat. Z drugiej strony wróżbiarstwo nie tylko jest efektem braku wiary, ale też jest przyczyną jej rozkładu, jak zauważył Mircea Eliade „uczestnictwo w okultyzmie stanowi jeden z najskuteczniejszych (…) środków krytykowania i odrzucania religijnych i kulturalnych wartości Zachodu”. Niewierzący nie wierzą w miłość, jako ostateczny i najważniejszy wymiar ludzkiego życia i nie wierzą w siebie, dlatego szukają informacji, czy ich związek ma szanse czy małżeństwo ma sens – zamiast zdać się na siebie i zrobić wszystko, by przetrwało. „Nie wierząc w miłość, ludzie ci traktują wolność, jako coś w ostatecznym wymiarze pozornego. Wróżby oraz inne praktyki okultystyczne – z jednej strony – dają im poczucie aktywności w oczekiwaniu na to, co w ich mniemaniu nieuchronne. Z drugiej zaś strony, za pomocą zaklęć i czarów człowiek myślący fatalistycznie usiłuje oswoić rzeczywistość, która jawi mu się jako wroga; wydaje mu się nawet, że za pomocą zabiegu magicznego może przymusić ją do oddawania mu jakichś nadnaturalnych usług” – zauważa Jacek Salij OP w książce „Nadzieja poddawana próbom”. Diabeł – rzecz jasna – nie nęka jedynie osób wierzących, a niewiara w Boga z pewnością nie pomaga w uniknięciu diabelskiej zemsty – jest dokładnie odwrotnie. Dlatego również osoby niewierzące nie powinny uciekać się do wróżb i również one wystawione są na skutki paktowania z demonami, jeśli jednak wróżbiarstwem się zajmują lub z niego korzystają. Objawy, jak wskazują księża egzorcyści – łatwo pomylić z nerwicami czy innymi schorzeniami psychicznymi – należą do nich m.in. stały niepokój, agresja, męczące nocne koszmary, depresje, poczucie braku sensu życia a dodatkowo wstręt do modlitwy i rzeczy świętych. Takie właśnie mogą być efekty „zabawy” we wróżby…

www.slubosfera.pl

Za: PiotrSkarga.pl (2011-11-28)

Gazeta Wyborcza zaatakowała Krucjatę Różańcową za Ojczyznę Ponad 42 tysiące uczestników i przyrost deklaracji, o 100% co miesiąc. Czas zacząć jątrzyć. Dziś w GW i na Onecie pojawił się temat Krucjaty. Jak zwykle manipulacjom nie ma końca. Przede wszystkim GW doszukuje się akurat takich podtekstów politycznych, których w inicjatywie odmawiania różańca za Ojczyznę nie ma. Wiadomo przecież, że polityką może się zajmować tylko GW i wskazani przez nią świeccy lub przez nich namaszczeni “księża patrioci” – wszystkim innym od polityki WARA. Nie podaje GW ani razu intencji Krucjaty: „Z Maryją Królową Polski módlmy się o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, oraz o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu”, ani też znanych katolikom sposobów, jakie są zamieszczone na stronie: modlitwa, post, wyrzeczenia, jałmużna. Pastwi się natomiast GW nad takim tekstem, który nie jest tekstem własnym Sekretariatu a pochodzącym z blogosfery, znanym na wielu niezależnych portalach już od początku lipca (co za refleks) i wielokrotnie cytowanym w wielu mediach, a opisującym zwycięstwo krucjaty modlitewnej na Węgrzech, która stała się przykładem dla Polaków. Nie znajdując tam żadnych konkretnych zarzutów GW przyznaje w końcu sama, że:

„Autorzy tekstu nie zajmują się na razie najnowszymi wydarzeniami, takimi jak rating Węgier na poziomie śmieciowym.” Na koniec żali się biedna GW, że Sekretariat nie podejmuje z nią dyskusji i cytuje tylko jedno zdanie z przesłanego redakcji stanowiska Sekretariatu:

„ » Gazeta Wyborcza «, która tylekroć dawała dowody wrogości wobec Kościoła, nie jest na pewno tym środkiem przekazu, z którym w jakikolwiek sposób będziemy się wdawać w wyjaśnienia, oczekując opublikowania przez » Gazetę Wyborczą «prawdy”. Jeszcze gorszym kłamstwem posłużył się Onet sugerując, że celem Krucjaty jest zwycięstwo jakiejś partii konserwatywnej. Portal epatuje tytułem:

“Gazeta Wyborcza”: Czy codzienne odmawianie różańca przez sześć milionów Polaków zmieni nasz kraj i doprowadzi do zwycięstwa w Polsce partii konserwatywnej? – To cel Krucjaty. POLSKA WIERNA BOGU, KRZYŻOWI I EWANGELII nie przechodzi przez gardło kłamcom i manipulatorom. O taką Polskę się modlimy. Bóg da Polsce zwycięstwo przez wstawiennictwo Matki Najświętszej, o jakim mówił przed śmiercią kard. August Hlond:

„Polska to naród wybrany przez Boga do wielkiego posłannictwa, dlatego oczyści go Bóg przez cierpienie. Bóg ześle Polsce pomoc swoją z tej strony, z której się nikt nie spodziewał. Przyjdzie dla Polski dzień, w którym przyjaciele odstąpią od niej i zostanie sama, aby się wypełniła wola Boża – a wtedy miłosierdzie okryje ją całą – Polska przejdzie jeszcze swoje ostateczne oczyszczenie, ale potem wiara i miłość zatryumfują w pełni. Jeszcze jakiś czas potrzebny jest do pokuty, a potem Chrystus zmieni całkowicie oblicze tej ziemi. Niech nikt nie upada na duchu, gdy szatan będzie brał górę, bo zostanie pokonany mocą Bożą. Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie zwycięstwem błogosławionej Maryi Dziewicy. Z różańcem w ręku módlcie się, więc o zwycięstwo Matki Najświętszej! Polska jest, bowiem narodem wybranym Najświętszej Maryi Panny. Polska nie zwycięży bronią, ale modlitwą, pokutą, wielką miłością bliźniego i Różańcem. Polska ma stanąć na czele Maryjnego zjednoczenia narodów. Trzeba ufać i modlić się. Jedyna broń, której używając Polska odniesie zwycięstwo, to Różaniec. On tylko uratuje Polskę od tych strasznych chwil, jakimi może narody będą karane za swą niewierność względem Boga. Polska będzie pierwszą, która dozna opieki Matki Bożej. Maryja obroni świat od zupełnej zagłady, a Polska nie opuści sztandaru Królowej Nieba. Całym sercem wszyscy niech się zwracają z prośbą do Matki Najświętszej o pomoc i opiekę pod Jej płaszczem. Nastąpi wielki tryumf Serca Matki Bożej, po którym dopiero zakróluje Zbawiciel nad światem przez Polskę. Polska urośnie do znaczenia potęgi moralnej i będzie natchnieniem przyszłości Europy, jeżeli nie ulegnie bezbożnictwu, a w rozgrywce duchów pozostanie niezachwianie po stronie Boga. Jako promieniujący ośrodek chrześcijański Polska będzie powagą i może odegrać rolę wzoru oraz pośredniczki oczekiwanego braterstwa narodów, którego samą li grą dyplomatyczną zbudować niepodobna. Na rozstaju dziejowym Polska nie powinna się, przeto zawahać, nie powinna zbaczać ze swej drogi, lecz iść za swym powołaniem. Pogłębioną świadomością chrześcijańską powinna odgrodzić się duchowo od zmurszałego i zakłamanego świata, który przepada, a przodować w nowym życiu, które się wyłania.” Kłamstwo boi się zdemaskowania i nazwania. A szatan – ojciec wszelkiego kłamstwa niech sobie przypomni:

„…na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą.” (Mt 16, 16-20).

http://www.jasnagora.com/wydruk_news.php?ID=6818

w pkt 4 czytamy:

4. Zgłoszenia listowne o przystąpieniu do Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę, indywidualne oraz grupowe, można – podobnie jak dotychczas – wysyłać na adres: Krucjata Różańcowa za Ojczyznę, Sekretariat, skr. poczt. nr 6, 96-515 Teresin, pod którym korespondencja jest odbierana przez osoby upoważnione do tego przez Ojców Paulinów. Dane z tej korespondencji będą przekazywane regularnie na Jasną Górę. Można też wysyłać zgłoszenia bezpośrednio na Jasną Górę, z dopiskiem na kopercie: Krucjata Różańcowa za Ojczyznę. Maria Kowalska

Prokremlowski dziennikarz: „Rosja graniczy z Niemcami”, a Polska to „cieśnina” Prokremlowski dziennikarz podczas wywiadu w programie państwowej telewizji RTR Białoruś oświadczył, że Rosja de facto graniczy z Niemcami, a Polska to jedynie „cieśnina” między obydwoma krajami – podaje portal belsat.eu. Portal wyjaśnia, że takie oświadczenie padło w programie „Karta Mira” (Mapa świata). Znany dotychczas z akcji czarnego PR wobec politycznych konkurentów Kremla Siergiej Dorienko nazwał również Białoruś „zadupiem Europy”, a jej mieszkańców hobbitami. Biełsat informuje, że Dorienko starał się przekazać rosyjską geopolityczną wizję stosunków z sąsiadami. Według niego Białoruś dla Rosjan to jedynie „dodatkowe 650-700 km do granicy z NATO”. „Z drugiej strony Białorusini muszą zrozumieć, że z naszego punktu widzenia Rosja graniczy bezpośrednio z Niemcami. Te dwa ogromne „heartlands” rosyjski i niemiecki graniczą przez „cieśniny lądowe” – bo Polska, Czechy, Słowacja i Białoruś odnoszą się do kategorii takich cieśnin” – powiedział. Jego zdaniem Rosja w regionie może prowadzić dialog wyłącznie z Niemcami – a Białoruś nie jest żadnym pełnoprawnym partnerem. Dziennikarz powiedział również, że pomarańczowa rewolucja w na Ukrainie była w rzeczywistości rozgrywką między Rosją i USA. Dorienko, nazywający się „człowiekiem imperium w pozytywnym tego słowa znaczeniu”, zwrócił również uwagę, że rosyjska ideologia imperialna zmieniła się od czasów ZSRR. Obecna rosyjska elita w jego opinii jest „merkantylna i pragmatyczna a zarazem agresywna”, a Białoruś będąca „Atlantydą ZSRR” nie może tego zrozumieć. Rosyjski dziennikarz ostrzegł, że w wypadku, w którym Rosja nie będzie nr 1 na terenie b. ZSRR, możemy spodziewać się wojny. Biełsat wyjaśnia, że Siergiej Doreinko, zdobył przydomek „telekillera” po tym gdy, działając w interesach Borysa Jelcyna i Władimira Putina brutalnie zwalczał ich konkurentów politycznych, ujawniając kompromitujące materiały. Na jego celowniku znaleźli się m.in. ówczesny mer Moskwy Jurij Łużkow oraz b. premier Jewgienij Primakow.

Za: niezalezna.pl (2011-11-28) (" Skandal!!! „Rosja graniczy z Niemcami”")

Nadchodzi czas płacenia za “Polskę w budowie” Premier Donald Tusk wygłosił exposé pełne konkretów i wyliczeń. Diametralnie różniło się ono od poprzedniego, pełnego pustych obietnic i ogólników. Teraz zaproponował głównie podwyżki podatków, którymi trzeba będzie zapłacić za rozpasanie inwestycyjne i Polskę w budowie. 21 października Główny Urząd Statystyczny skorygował dane dotyczące zadłużenia państwa za 2010 rok. Obniżył tenże dług o 1,4 miliarda złotych. Niby niewiele, skoro dług publiczny wynosił 778 miliardów. Tylko, że wcześniej zadłużenie wynosiło 55% w stosunku do PKB i przekroczyło próg ustawowy, zgodnie, z którym na 2012 rok powinien zostać przygotowany budżet bez jakiegokolwiek deficytu. Ale nie po to premier zmienił pod koniec lutego prezesa GUS, żeby ten ostatni podawał statystyki, jakie chce, tylko takie, jakie sobie władza życzy. W związku z tym w magiczny sposób 21 października (a więc 12 dni po wyborach) zadłużenie zmniejszyło się do poziomu 54,9% PKB. Można to zdarzenie nazwać pierwszym cudem nowego premiera – nie trzeba będzie ciąć wydatków i podnosić podatków już od razu. Ale pewne jest, że tego progu nie uda się obronić na koniec bieżącego roku, ponieważ wysokie zadłużenie zagraniczne, które podwoiło się w ciągu ostatnich 30 miesięcy (a w przeliczeniu na złotówki ten wzrost jest jeszcze większy), i niekorzystny kurs walutowy powodują, że nawet bez zaciągania nowych pożyczek nasze zadłużenie na papierze rośnie. Obecny kurs dolara i euro sprawia, że nasz dług jest większy o ok. 60 miliardów złotych w stosunku do kursu z czerwca 2011 roku. Czyli to, że nowy prezes GUS znalazł gdzieś dodatkowe 1,4 miliarda złotych, nie będzie miało już zastosowania w kolejnym roku budżetowym. Wydaje się, że premier zdaje sobie doskonale z tego sprawę i dlatego postanowił w swoim exposé przygotować naród na najgorsze.

Podwyżka podatków Wiadomo było już, co najmniej od początku roku, że prawdy o finansach publicznych dowiemy się oficjalnie po październikowych wyborach. Wiadomo też było (przynajmniej Czytelnikom „Najwyższego CZASU!”), że stan państwowej kasy jest kiepski. Tzw. inwestycje europejskie, do których tylko w tym roku dołożymy 100 miliardów złotych, powoduje, że pieniędzy trzeba szukać, gdzie się da. A najłatwiej oczywiście w kieszeniach ludzi. W związku z tym nie powinny być wielkim zaskoczeniem zapowiedzi premiera dotyczące podwyżek podatków. W pierwszej kolejności zapłacą pracodawcy, którzy już od 2012 roku muszą liczyć się z podniesieniem składki rentowej od każdego pracownika o 45% (wzrost z 4,5 do 6,5% od wynagrodzenia brutto pracownika). Spowoduje to, że praca w Polsce podrożeje, co w jakiejś mierze może przyczynić się do zmniejszenia inwestycji (przedsiębiorstwa będą miały mniej pieniędzy). Premier wyliczył, że z tego tytułu kasę państwową zasili dodatkowe 13 miliardów złotych. Jest to kwota całkowicie wzięta z sufitu (nie pierwsza i nie ostatnia). Skoro obecnie pracownicy i pracodawcy płacą łącznie 6-procentową (od wynagrodzenia brutto) składkę rentową, to po podwyżce będzie to 8%, a więc o jedną trzecią więcej. Wpływy z tego tytułu na 2011 rok zaplanowano na 24,3 miliarda złotych. Jedna trzecia z tego to 8 miliardów. Oczywiście bez uwzględnienia inflacji i ewentualnych podwyżek oraz prawdopodobnego zwiększenia bezrobocia. Skąd Tusk wziął 13 miliardów, nie wiadomo. Jeżeli w ten sam sposób liczono również pozostałe dochody, to należy powątpiewać w prognozowaną obniżkę deficytu budżetowego na 2015 rok na poziomie 1% PKB. Następne podwyżki podatków przygotowane zostały dla dziennikarzy oraz twórców. Dwukrotnie zostanie podniesiony podatek dochodowy dla osób uzyskujących dochody powyżej 85 tysięcy złotych. Dotknie to głównie kadrę naukową oraz dziennikarzy, a więc tzw. liderów opinii. Nie można będzie się, więc zdziwić, jeżeli w niedługim czasie zwolennicy podnoszenia podatków, (ale oczywiście dla innych), tacy jak np. Jacek Żakowski, zmienią swoje sympatie polityczne. Nic tak nie otrzeźwia umysłu jak uderzenie po własnej kieszeni, szczególnie, jeżeli jest to uderzenie tak drastyczne. Jednak największą rewolucją ma być wciągnięcie rolników do powszechnego systemu podatkowego, czyli de facto wprowadzenie podatku dochodowego dla największej grupy zawodowej w Polsce. Oczywiście rolnicy będą musieli prowadzić księgowość, co najmniej taką jak małe przedsiębiorstwa. Pozostaje pytanie, jakie stawki amortyzacyjne zostaną uchwalone na zakup krowy czy świni, jednak z pewnością odpowiedni departament powstały w Ministerstwie Finansów w niedługim czasie udzieli odpowiedzi na takie wątpliwości. Naturalnie podwyżki podatków dla rolników nie sfinansują oni sami, ale my wszyscy – poprzez droższą żywność. Niech się rząd nie zdziwi, jak inflacja po podwyżkach podatków znów znacząco się podniesie, a najbardziej dynamiczną pozycją będzie wzrost cen żywności. Dodatkową podwyżką podatków będzie utrącenie ulgi internetowej oraz odpisu na dziecko dla osób zarabiających powyżej 85 tysięcy złotych (oczywiście brutto) rocznie. Klasie średniej zabrano, by mniej zarabiającym dać zwiększenie tej ulgi o 50% na trzecie i każde kolejne dziecko. Jest tylko jeden niuans. By odliczyć ten podatek dla np. czwórki dzieci, trzeba by w roku zapłacić ok. 6 tysięcy zł podatku dochodowego, (co można osiągnąć przy pensji brutto wynoszącej ok. 6500 złotych). Zatem ta podwyżka ulgi na trzecie i następne dziecko tak naprawdę jest iluzoryczna i mało, kto z niej skorzysta. Ale w eter poszło, że dla bardziej dzietnych rodzin będzie obniżenie podatków. Trzeba powiedzieć, że zabieg piarowski wręcz idealny.

Podatki kopalniane Wreszcie Tusk zapowiedział wprowadzenie tzw. podatków kopalnianych – od wydobycia surowców mineralnych (na ten moment największym jego płatnikiem byłby koncern miedziowy, wydobywający również srebro – KGHM, którego akcje po exposé spadły o prawie 14%). Jest to rozpaczliwy krok mający na celu zabezpieczenie przychodów z tytułu wydobycia gazu z łupków (działki sprzedano za bezcen, ale przyszłe przychody obłożone zostaną podatkiem). Takie rozwiązanie było konieczne i w sumie logiczne. W końcu Platforma w swoim programie zapowiedziała, że od 2015 roku będzie finansować emerytury z dochodów gazowych.

Cięcie wydatków Poza podwyżką podatków premier zapowiedział również obcięcie niektórych wydatków. I tak zniesione zostanie becikowe dla zarabiających powyżej 85 tysięcy zł rocznie. Oszczędności z tego tytułu będą małe (może kilka milionów złotych w skali roku), a osoby ubiegające się o becikowe dostaną dodatkową pracę domową do wykonania – przyniesienie PIT-a za poprzedni rok, który będą musieli sprawdzić nowo zatrudnieni urzędnicy w miejskich i gminnych ośrodkach pomocy społecznej. Toteż niech się pan premier nie zdziwi, jeśli oszczędności z tytułu ograniczenia becikowego zostaną przejedzone przez dodatkowe etaty w administracji. Największą rewolucją jest jednak podniesienie wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn (dla tych pierwszych od 2040 r., a dla płci niepięknej od 2020 r.) do 67 lat. Od dawna już pisałem na łamach „Najwyższego CZASU!”, że system emerytalny w Polsce bankrutuje (w najbliższych czterech latach system ubezpieczeń społecznych będzie potrzebował ok. 730 miliardów złotych), a jednym rozwiązaniem, jakie znajdą politycy, chroniąc się przed tym bankructwem, będzie wydłużenie pobierania składek i obniżenia liczby osób pobierających emerytury. Najłatwiej osiągnąć to poprzez podniesienie wieku emerytalnego. Gdy Bismarck wprowadzał powszechny system emerytalny w Niemczech, ustanowił wiek emerytalny na poziomie 70 lat (wówczas do tej granicy dożywało w Niemczech ok. 2% populacji). Wydaje się, że to jest naturalny wiek, do którego będą dążyć politycy w bankrutujących systemach socjalnych. Tusk tu niczym się nie wyróżnia, ale wyborcy raczej mu tego już nie wybaczą. System emerytalny ma być jeszcze ratowany (ukłon w stronę Palikota) poprzez wciągnięcie duchownych do ZUS-u. Dotychczas składki na ubezpieczenie np. emerytalne duchowni sami sobie ustalali, (ale nie mniejsze niż wynikające z płacy minimalnej); wydaje się, że obecnie będą płacić od uzyskanego przychodu (Palikot pewnie zaciera ręce na myśl o kontrolach zusowskich przy niedzielnych tacach). Antyklerykałowie osiągnęli swoje – opodatkują najgorszym podatkiem w Polsce duchownych. Z plusów należy zdecydowanie wymienić podniesienie wieku emerytalnego dla służb mundurowych do 55 lat, (ale dla nowo wstępujących od 2012 roku) oraz ograniczenie przywilejów emerytalnych dla górników do osób pracujących bezpośrednio przy wydobyciu. Dodatkowo zapowiedziano skrócenie wydawania pozwoleń na budowę mieszkaniową do 60 dni i inwestycyjną do 100 dni. Na razie Polska ma jeden z gorszych na świecie systemów biurokratycznych uniemożliwiających budownictwo, toteż ta decyzja może przyczynić się do spadku cen mieszkań oraz ułatwienia powstawania nowych inwestycji. Tylko na początku trzeba sobie poradzić z silnym lobby urzędników gminnych, którzy wykorzystywali ten system do osiągania dodatkowych dochodów (nie zawsze legalnych). Historia uczy, że na razie we wszystkich meczach Tusk kontra urzędnicy górą byli ci drudzy. Poprzednie exposé premiera Tuska pełne było pustych obietnic i ogólników. Tegoroczne przepełnione było konkretami i zapowiedzią jasnych rozwiązań. Niestety te najbardziej konkretne dotyczyły podwyżki podatków oraz podniesienia wieku emerytalnego. Jeżeli Tuskowi uda się wszystko przeprowadzić, to efekt dla budżetu będzie raczej niewielki, – co najwyżej 20 miliardów zł rocznie w pierwszych latach. Prawdziwe oszczędności zaczną się w momencie podwyższania wieku emerytalnego (a więc już prawdopodobnie po upływie kadencji tego parlamentu). Można powiedzieć, że zapowiedź podniesienia wieku emerytalnego uratuje ZUS przed bankructwem. Na ile jednak uda się przeprowadzić wszystkie reformy, to się dopiero okaże. PSL nie da tknąć rolników, ale tutaj premier może liczyć na Palikota i jego drużynę. Najbliższe cztery lata to będzie dalsze pustoszenie naszych kieszeni. Jedni stracą trochę (przedsiębiorcy), inni więcej (twórcy i naukowcy), a jeszcze inni zostaną włączeni do represyjnych systemów podatkowych (rolnicy oraz duchowni). Jednego możemy być na 100% pewni: pieniądze na nowe pensje dla urzędników – jak widać po exposé premiera – znajdą się. Szkoda, że z naszych kieszeni. Marek Langalis

450. Rocznica przyłączenia Inflant do Rzeczpospolitej Dziś przypada 450 rocznica przyłączenia Inflant do Rzeczpospolitej. W 1561 roku mistrz zakonu kawalerów mieczowych w warunkach rosnącego zagrożenia ze strony Iwana Groźnego poddał swój kraj królowi Zygmuntowi II Augustowi z dynastii Jagiellonów. Zawarty 28 listopada 1561 roku pakt w Wilnie zakładał poddanie się Inflant Zygmuntowi II Augustowi jako królowi polskiemu i wielkiemu księciu litewskiemu. Król ze swojej strony zagwarantował Inflantom wolność wyznania i przyrzekł zachować dotychczasowe prawa, prerogatywy i swobody. Kettler, który przeszedł na protestantyzm otrzymał w lenno księstwa Kurlandii i Semigalii. Kresy.pl

Początek końca PO? Zatrzymanie generała Czempińskiego, “czwartego tenora PO”, można jedynie porównać do hipotetycznej sytuacji aresztowania generała Czesława Kiszczaka w okresie rządów SLD Zatrzymanie generała Gromosława Czempińskiego powinno wstrząsnąć polską sceną polityczną. Oto wieloletni funkcjonariusz wywiadu PRL, były szef cywilnych służb specjalnych III RP, a w życiu cywilnym ważny lobbysta, przedsiębiorca i jeden z zakulisowych inicjatorów powołania Platformy Obywatelskiej, znalazł się w kręgu podejrzanych o milionowe malwersacje finansowe. Jednak po kilkudziesięciu godzinach prokuratura niespodziewanie zwolniła generała po wpłaceniu kaucji. Już tylko ten fakt rodzi pytania, czy śledczy nie zostali poddani zakulisowym naciskom, aby zwolnić wpływowego generała służb specjalnych. Nie można zapominać, że Gromosław Czempiński nie jest osobą przypadkową, ale ściśle związaną z aparatem specsłużb PRL i III RP oraz środowiskiem wielkiego biznesu. W służbach specjalnych służył ponad 35 lat. Zaczynał jeszcze w okresie PRL, na początku lat 70 ubiegłego wieku.

Ślubowanie pod Światowidem We wrześniu 1972 r. Gromosław Czempiński rozpoczął w Kiejkutach kurs w szkole dla funkcjonariuszy Departamentu I MSW, czyli wywiadu cywilnego. Ojciec Czempińskiego zajmował się m.in. pozyskiwaniem kandydatów do wywiadu. Zbigniew Siemiątkowski, były szef UOP z okresu rządów SLD, tak nakreślił atmosferę w czasie kursów: “Dla młodych wywiadowców pobyt w Kiejkutach był szokiem cywilizacyjnym. Wszystko odbiegało od tego, z czym mieli dotąd do czynienia. Starannie wykonane i wykończone w technologii skandynawskiej pawilony mieszkalne i dydaktyczne, kryty basen, telewizja przemysłowa, indywidualne pokoje z łazienkami ze szwedzką armaturą i glazurą, laboratoria językowe i technik operacyjnych (…). Do tego piękna mazurska sceneria, rzeźby Alfreda Karnego, morenowe wzgórza, las, jezioro i przystań żeglarska. Strefy dostępu. Las anten. Wartownicy. Przepustki. Aura tajemniczości. Ślubowanie w blasku pochodni u stóp Światowida. Wyizolowany świat złotej klatki, tylko dla wybranych. Tak rodzi się poczucie wspólnoty, wyjątkowości. Od tego już tylko krok do poczucia wyższości”. W tamtym okresie wszystkie powyższe akcesoria były niedostępne dla zwykłych Polaków, którzy musieli zadowolić się syrenką 104, salcesonem i bananami na święta. Wywiad PRL był elitą aparatu komunistycznego, trafiali do niego wyłącznie: osoby sprawdzone, wyróżniający się funkcjonariusze MO i SB, członkowie rodzin nomenklatury partyjnej. Razem z Czempińskim na kursie przebywał m.in. syn byłego wiceszefa wywiadu Aleksander Makowski, późniejszy naczelnik wydziału XI wywiadu cywilnego.

Na kierunku amerykańskim i kościelnym Czempiński po ukończeniu kursu w Kiejkutach oficjalnie rozpoczął pracę “pod przykryciem” w MSZ. W 1975 r. wyjechał do konsulatu PRL w Chicago. Został wicekonsulem, ale faktycznie pracował dla wywiadu. Był rezydentem wywiadu cywilnego PRL, przyjął kryptonim operacyjny “Roy”. Słał meldunki do MSZ i MSW. Doktor Sławomir Cenckiewicz na podstawie odnalezionych raportów wysyłanych do MSZ ocenił, że Czempiński szpiegował zarówno Amerykanów, jak i Polonię oraz Kościół katolicki. Dokumenty dotyczyły m.in. strategii dezintegracji Polonii w kontekście tzw. pracy z “klerem polonijnym”, oceny wizyty przedstawicieli Episkopatu Polski w Stanach Zjednoczonych w związku z 41. Kongresem Eucharystycznym w Filadelfii oraz opisu spotkania współzałożyciela KOR prof. Edwarda Lipińskiego z Polonią amerykańską w Chicago. Czempiński dokonał charakterystyki ks. kard. Karola Wojtyły, który w sierpniu 1976 r. odwiedził Stany Zjednoczone. Wskazywał na opinie przyszłego Ojca Świętego, że “Polonia na całym świecie jest częścią substancji narodu i społeczeństwa polskiego”. Negatywnie oceniał, że kardynał Wojtyła “wyraźnie zawęził tutaj pojęcie narodu polskiego tylko do tej części, która jest skupiona wokół episkopatu polskiego”. Informował również centralę, że polscy biskupi “z kard. Wojtyłą na czele od początku swego pobytu w USA na różnego rodzaju spotkaniach, rozmowach itp. gloryfikowali działalność i znaczenie Ligi Katolickiej, znanej ze swej prawicowej, skrajnie reakcyjnej politycznie działalności”. Czempiński raportował, że “kard. Wojtyła zwracał uwagę w swych wystąpieniach na konieczność stałego i szczerego popierania Ligi Katolickiej, która jest nieustannie potrzebna, jako dowód solidarności społeczeństwa Polonii z naszym społeczeństwem katolickim w Polsce, co wyraża się nie tylko w pomocy materialnej, ale i moralnej”. Jednak na podstawie tylko tych dokumentów trudno całościowo oceniać działania Czempińskiego w USA. Należy zwrócić uwagę, że lata 70 były okresem aktywności wywiadów komunistycznych w Ameryce. Służby PRL wykorzystywały “gierkowską odwilż” w stosunkach z Waszyngtonem. Od 1975 r. w USA przebywał Marian Zacharski, który oficjalnie przybył, jako przedstawiciel polskiej centrali handlu zagranicznego. W rzeczywistości był agentem wywiadu PRL, który uzyskał od Williama Bella dokumentację najnowszych urządzeń wojskowych. W USA, oprócz Zacharskiego, działało jeszcze kilku agentów. Czempiński musiał poznać część tej siatki, również wśród Polonii, przedsiębiorców, stypendystów z PRL i naukowców itd. Status dyplomaty, w odróżnieniu od “agentów-nielegałów”, dawał mu ochronę, jednak jesienią 1976 r. faktyczna rola Czempińskiego została odkryta przez Amerykanów. Dlatego 31 grudnia 1976 r. został odwołany do Warszawy. W centrali MSW przeniesiono go na kilka lat do pionu kontrwywiadu.

“Cenne informacje” o ekumenizmie i gospodarce W 1982 r. ponownie wyjechał na placówkę zagraniczną. Oficjalnie był sekretarzem Misji PRL przy ONZ w Genewie, ale faktycznie rezydentem wywiadu cywilnego w Szwajcarii. W tym kraju Czempiński pracował do 1987 roku. Był, więc wtedy już doświadczonym funkcjonariuszem pionów służb specjalnych PRL.Czempiński musiał dobrze poznać panujące stosunki w Genewie, w Szwajcarii, nawiązywał znajomości, kontakty, zwłaszcza w międzynarodowych instytucjach gospodarczych. Zbierał informacje na temat sankcji ekonomicznych nałożonych na PRL i możliwości przyjęcia jej do Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz uznania przez Międzynarodową Organizację Pracy reżimowych związków zawodowych. Nie jest tajemnicą, że jednym z kontaktów wywiadu PRL w Szwajcarii był Andrzej Olechowski, który przyznał się do współpracy z “wywiadem gospodarczym” PRL. W latach 1982-1984 pracował on w biurze UNCTAD w Genewie. W czasie procesu lustracyjnego Olechowski zeznał – jak relacjonowała wtedy prasa, – że “w Genewie utrzymywał towarzyskie stosunki także z rezydentami polskich wywiadów, osobami, które z racji swojego zatrudnienia miały szersze zainteresowania niż tylko gospodarcze. Podczas jego drugiego pobytu w Genewie w latach 1982-1984 rezydentem był Gromosław Czempiński (…). Zaznaczył, że nie umie powiedzieć, jaka część rozmów, które z nim prowadził, mogła mu posłużyć do sporządzenia raportów”. Nieco światła na szwajcarskie “kierunki” zainteresowań władz PRL dają – upublicznione przeze mnie kilka lat temu na łamach pisma “Glaukopis” – dokumenty Urzędu do spraw Wyznań z lat 1984-1987. Akta te pokazują, że polscy komuniści dość szczegółowo zajmowali się tematyką wyznaniową w Szwajcarii. W aktach Urzędu ds. Wyznań znajdują się notatki, informacje, analizy na temat m.in. wizyty Jana Pawła II w Szwajcarii i w Światowej Radzie Kościołów w 1984 r.; stosunków pomiędzy różnymi Kościołami chrześcijańskimi; sporów w szwajcarskim Kościele katolickim. Zachowane dokumenty świadczą o tym, że również Czempiński zajmował się zadaniami z zakresu polityki wyznaniowej. Sprawozdanie pracownika Urzędu do spraw Wyznań z pobytu w genewskim Centrum Ekumenicznym w lutym 1987 r. dowodzi, bowiem, że Czempiński był bardzo pomocny dla przedstawicieli PRL. Urzędnik zanotował, że Czempiński był “doskonale zorientowany w problematyce” i przekazał delegacji PRL “cenne informacje” o ich rozmówcach. Centrum Ekumeniczne w Genewie znajdowało się w centrum zainteresowania rezydenta wywiadu PRL. Informacje na temat sytuacji religijnej Szwajcarów musiały być przydatne dla władz PRL, zwłaszcza dla instytucji zajmujących się ograniczaniem i zwalczaniem wpływów Kościoła katolickiego. Gromadzono wiedzę na temat wszelkich sporów teologicznych w krajach zachodnich, które mogłyby osłabić autorytet Kościoła katolickiego.

Czas transformacjiW 1987 r. Czempiński wraca do PRL, obejmuje bardzo ważne stanowisko szefa wydziału kontrwywiadu wywiadu cywilnego, czyli komórki odpowiadającej za tropienie ewentualnych szpiegów i zwalczanie zachodnich wpływów w wywiadzie MSW. Z racji zajmowanego stanowiska Czempiński musiał dobrze poznać sieć agentury PRL na Zachodzie. Jest to kres upadku komunizmu, ale i początku wielkich przemian systemowych, transformacji ustrojowej. Wywiady komunistyczne uczestniczyły w transferze gigantycznych pieniędzy na Zachód. W Polsce operacja ta przebiegała za pomocą FOZZ, była nadzorowana przez służby specjalne, po części również przez wywiad cywilny. Nieprzypadkowo w aferze FOZZ pojawiają się nazwiska osób związanych z tymi służbami. Kapitał z kraju był transferowany do spółek prowadzonych przez “agentów-nielegałów”, potem wracał do kraju w postaci inwestycji tych firm.

Zastanawiające jest, że również pod koniec lat 80 rozpoczynają się próby nawiązania partnerskich kontaktów wywiadu PRL z zachodnimi służbami. Amerykanie nie byli zainteresowani współpracą z nim. W jednej z wypowiedzi Czempiński twierdził: “Myśmy szukali takich kontaktów już w 1988 roku. Wiedzieliśmy, że nadchodzą nowe czasy i Polska będzie potrzebować nowych sojuszy. To Amerykanie w ogóle nie reagowali na nasze sygnały”. Bo podejrzewali, że jest to prowokacja. Sytuacja trochę zmieniła się na przełomie 1989 i 1990 r. w trakcie realizacji operacji “Most”, czyli przerzutu przez Polskę żydowskich emigrantów z ZSRS do Izraela. W Warszawie pojawili się pierwsi przedstawiciele wywiadu brytyjskiego MI6. W akcję tę zaangażowany był również Czempiński. Wkrótce z funkcjonariuszy, którzy ochraniali transporty Żydów, utworzono jednostkę GROM, według jednej z wersji jej nazwa nawiązywała do imienia Gromosława Czempińskiego. W tym okresie rozpoczęły się rozmowy z Amerykanami. Wiosną 1990 r. wywiad Polski, chociaż złożony z funkcjonariuszy PRL, został skreślony z listy “wrogich służb wywiadowczych”. Fakt ten należy wiązać z zachodzącymi przemianami w Polsce, które Zachód interpretował, jako ostateczne zerwanie z komunizmem oraz przygotowaniami USA do wojny w Iraku. Waszyngton był zainteresowany pozyskaniem nowego sojusznika oraz informacjami o terenie walk. Wojna w Iraku stała się dla Czempińskiego przepustką do III RP. Uczestniczył w akcji wywiezienia amerykańskich oficerów z ogarniętego wojną Iraku. Wykorzystano również fakt, że wywiad Polski posiadał dobre rozpoznanie tego kraju. Czempiński został odznaczony amerykańskim medalem. USA sfinansowały utworzenie, szkolenie, wyposażenie jednostki GROM.

Pomiędzy Oleksym i Ałganowem Czempiński został zastępcą dyrektora Zarządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa. Jednak podejmowane przez niego decyzje zdecydowanie odbiegały od wizerunku oficera, który po okresie komunistycznych błędów obrał kurs na dostosowanie polskich służb do zachodnich standardów. W 1992 r., w okresie przygotowywania tzw. listy agentów odmówił ekipie ministra Antoniego Macierewicza wglądu do zasobów agenturalnych wywiadu. W 1993 r. pod rządami koalicji SLD – PSL został szefem UOP. Zabezpieczył wówczas dla prezydenta Lecha Wałęsy olbrzymi zbiór dokumentów, w tym dotyczących sprawy TW “Bolka”, wiele z nich bezpowrotnie zniknęło. Część dokumentów Wałęsa wypożyczył (sprawę opisali Piotr Gontarczyk i Sławomir Cenckiewicz w książce “SB a Lech Wałęsa”).W tym czasie UOP prowadził tzw. sprawę Olina, czyli rosyjskiego szpiega w polskim rządzie, który miał być prowadzony przez oficera rosyjskiego wywiadu Władimira Ałganowa. W grudniu 1995 r. szef MSW oskarżył Józefa Oleksego o zdradę i współpracę z obcym wywiadem. Tymczasem Czempiński wbrew zasadom działań operacyjnych już we wrześniu 1994 r. – jak wynika z dokumentów “Białej księgi” – ujawnił ówczesnemu marszałkowi Sejmu Józefowi Oleksemu, że UOP interesuje się kontaktami Ałganowa z nim i z Leszkiem Millerem. Z kolei Marian Zacharski w swoich wspomnieniach podaje, że Leszek Miller po wybuchu “sprawy Olina” mówił, że postkomuniści wszystko od początku wiedzieli: “W detalach informował nas o tym Czempiński”. Faktem jest, że Czempiński dystansował się od tej akcji. W lutym 1996 r. został zdymisjonowany z funkcji szefa UOP, przeszedł do biznesu. Zasiadał we władzach wielu spółek, był właścicielem firmy Doradztwo GC.

Czwarty tenor Platformy Oficjalnie Czempiński nie uczestniczył w życiu politycznym. Dopiero dwa lata temu sam ujawnił, że w 2001 r. brał udział w zakładaniu Platformy Obywatelskiej, partii “trzech tenorów” – Andrzeja Olechowskiego, Donalda Tuska i Macieja Płażyńskiego. W lipcu 2009 r. w kilku wywiadach poinformował, że był osobą, która dała początek Platformie. Według niego, PO powstała dzięki rozmowom z politykami i długiemu przekonywaniu ich, że teraz jest czas i miejsce na powstanie partii. W rozmowie w Polsat News z 3 lipca 2009 r. Czempiński mówił m.in.: “Miałem dość duży udział w tym, że powstała Platforma, mogę powiedzieć, że odbyłem wtedy olbrzymią liczbę rozmów, a przede wszystkim musiałem przekonać Olechowskiego i Piskorskiego do pewnej koncepcji, którą później oni świetnie realizowali”. Również kolejne odpowiedzi Czempińskiego były zaskakujące. Stwierdził mianowicie, że to wybór Geremka na szefa UW był impulsem do tworzenia PO, ponieważ “wypalała się” UW: “Odbyłem ogromną liczbę rozmów w tym zakresie z członkami Unii Wolności, uważałem, że UW przeżywa kryzys i wybór Geremka przesądza o kryzysie w tej partii. I to był najlepszy moment, by powstała nowa partia”. Ówczesną wypowiedź Czempińskiego należy traktować, jako jego wotum nieufności dla rządu Tuska. Krytykując rząd, jednocześnie pochwalił próbę odbudowy Stronnictwa Demokratycznego przeprowadzaną przez Pawła Piskorskiego i Olechowskiego. Była to, więc kolejna próba Czempińskiego stworzenia nowego bytu politycznego: “Wielu ludzi szuka alternatywy dla tych partii, jakie są, szuka, gdzie się pomieścić, rozczarowanych jest rządami, rozczarowanych jest, że nie znaleźli uznania w różnego rodzaju nominacjach, co do funkcjonowania w życiu politycznym czy gospodarczym. Więc tych ludzi rozczarowanych rządami pana premiera Tuska się na pewno sporo znajdzie”. W kolejnych wypowiedziach Czempiński łagodził swoją relację o powstawaniu PO.

Notatki wywiadu przeciwko Czempińskiemu Nazwisko Czempińskiego pojawiło się w czasie prac sejmowej komisji śledczej ds. afery Orlenu. Zostały wtedy ujawnione przez Agencję Wywiadu notatki z 2003 r. na temat wiedeńskiego spotkania Jana Kulczyka z Władimirem Ałganowem. Według jednej z notatek szefa AW Zbigniewa Siemiątkowskiego, Czempiński miał koordynować kontakty między rosyjskim koncernem naftowym Łukoil i spółką Rotch Energy w sprawie prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej, za co miał być wynagradzany. Notatka ujawnia także źródło pogorszenia stosunków pomiędzy Czempińskim a Janem Kulczykiem. Były szef UOP chciał otrzymać milion dolarów za pomoc Kulczykowi w czasie prywatyzacji TP SA, ale Kulczyk nie chciał zapłacić tej kwoty. W czasie telewizyjnych wypowiedzi Czempiński nie ukrywał poruszenia ujawnionymi informacjami. Twierdził, że nigdy nie miał nic wspólnego z rosyjską firmą Łukoil. Zapowiedział także, że wytoczy proces Kulczykowi, jeżeli ten dalej będzie twierdził, że pobierał pieniądze od firm naftowych Łukoil i Rotch Energy. Wkrótce Czempiński oświadczył, że Kulczyk sam zadzwonił do niego i wycofał się z tych stwierdzeń. Własną wersję roli Czempińskiego w negocjacjach dotyczących Rafinerii Gdańskiej przedstawiał wtedy ówczesny minister skarbu Wiesław Kaczmarek. Według niego, generał ostrzegał o możliwości wykupienia przez Łukoil firmy Rotch Energy zaraz po prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej przez oba te podmioty.

Lista Dochnala Notatki AW ujawniły także związki z aferą Orlenu przedsiębiorcy i lobbysty Marka Dochnala, który był wymieniony, jako prowadzący interesy w Rosji, rozmówca Kulczyka i ewentualny nabywca jego akcji Orlenu. Wcześniej Dochnal został zatrzymany, oskarżono go, bowiem o wręczenie łapówki posłowi SLD Andrzejowi Pęczakowi w zamian za uzyskanie informacji dotyczących prywatyzacji polskich hut. Komisja śledcza ds. Orlenu badała również faksy i e-maile Dochnala. Pojawiały się w nich znane nazwiska polityków, urzędników państwowych, biznesmenów, funkcjonariuszy służb specjalnych, dziennikarzy. W e-mailach Dochnala była zawarta wiedza na temat prywatyzacji polskich zakładów. Tymczasem to właśnie zeznania Dochnala miały pogrążyć Czempińskiego. Po zatrzymaniu generała media podały, że już sześć lat temu lobbysta miał wskazać prywatyzacje, w jakie zaangażowany był generał. Prokuratorzy weryfikowali te informacje, poprosili o pomoc prawną w kilku krajach, potwierdziły się sugestie m.in. Dochnala. W sprawie zatrzymania Czempińskiego pojawia się jeszcze jeden interesujący wątek – zeznań Petera Vogla, emigranta z Polski, szwajcarskiego bankiera nazywanego “kasjerem lewicy”. Vogel od 1983 r. przebywał w Szwajcarii, pracował w zachodnich firmach telekomunikacyjnych i w Coutts Bank oraz w EFG Bank. Miał prowadzić konta polityków lewicy. Pieniądze na ich konta miały przepływać przez sieć banków, w celu zatarcia śladów wiodły przez Liechtenstein, Anglię, Irlandię, Argentynę i Nową Zelandię. Vogel, chociaż był poszukiwany listem gończym za morderstwo z 1971 r., bez przeszkód przebywał po 1990 r. w Polsce, prowadził interesy, m.in. pośredniczył w sprzedaży sprzętu kryptograficznego dla rządu.

Dowody na pęknięcie Prokuratorzy uzyskali materiały, które świadczą o tym, że w prywatyzacjach LOT-u i STOEN-u mogło dojść do wręczenia wielomilionowych łapówek. Czempińskiemu przedstawiono zarzut korupcji, miał wiedzieć, że pieniądze wpłacane przez firmy uczestniczące w prywatyzacji są łapówkami dla urzędników państwowych. Według śledczych, podejrzani założyli “spółdzielnię”, której członkowie mieli brać pieniądze od firm chcących kupić polskie przedsiębiorstwa. Sumy te były ukryte, jako wynagrodzenie za usługi doradcze. Miał w tym uczestniczyć generał Czempiński, który przy prywatyzacji STOEN-u działał, jako przedstawiciel firmy BMF, w Polsce reprezentującej niemiecki koncern RWE Plus. Zatrzymanie generała Czempińskiego, “czwartego tenora PO”, świadczy o pęknięciach w obozie władzy, w zapleczu Platformy, wśród niedawnych sojuszników. Zdarzenie to można jedynie porównać do hipotetycznej sytuacji aresztowania generała Czesława Kiszczaka w okresie rządów SLD. Dopiero ta perspektywa uwidocznia nam rozgrywającą się zakulisową walkę różnych frakcji w obozie obecnej władzy. Ta walka może doprowadzić do rozbicia PO.Piotr Bączek

Naciski w sprawie Czempińskiego W aferze korupcyjnej z udziałem Gromosława Czempińskiego prokuratorzy planowali areszt dla zatrzymanych. Jednym z powodów była poważna obawa matactwa. Zatrzymanych miało być w sumie siedem osób. Do Katowic przewieziono tylko pięć, ponieważ dwie przebywają za granicą – dowiedziała się „Gazeta Polska Codziennie”. W tle jednego z największych skandali korupcyjnych ostatnich lat, jest wielka polityka, naciski i frakcyjna, bezwzględna wojna w Platformie Obywatelskiej. Wśród podejrzanych o udział w aferze dotyczącej m.in. z prywatyzacji STOEN-u są ludzie powiązani zarówno z premierem Donaldem Tuskiem, jak Grzegorzem Schetyną i prezydentem Bronisławem Komorowskim; byli funkcjonariusze służb specjalnych i współpracownicy Mariusza Waltera w koncernie medialnym ITI.

Podejrzani za granicą Funkcjonariusze, którzy zatrzymywali Gromosława Czempińskiego i pozostałych czterech podejrzanych w aferze korupcyjnej są wściekli. - Nie wszystkie dowody zostały przez prokuraturę zabezpieczone i z tego powodu dokonywaliśmy przeszukań. Nie wszyscy, którzy mieli mieć postawione zarzuty zostali zatrzymani. Mimo to nawet nie było wniosków do sądu o areszt. W ten sposób sędziowie nie mogli merytorycznie ocenić sprawy. Śledczy zastosowali jedynie poręczenie i zakaz opuszczania kraju. Następnego dnia podejrzani byli już na wolności – mówią rozżaleni funkcjonariusze. Prokuratorzy nie wzięli też pod uwagę płynących ze służb alarmujących sygnałów, że co najmniej jeden z podejrzanych planował ucieczkę. W momencie zatrzymania mężczyzna był przebrany w kobiece ubranie. Prawdopodobnie szykował się do przekroczenia granicy – mówił tuż po akcji insp. Mariusz Sokołowski, rzecznik prasowy komendanta głównego policji. - Sprawę starano się wyciszyć. Już dzień później, kiedy media zaczynały pytać o przeciek, katowicka prokuratura zdementowała wersję Sokołowskiego – doświadczonego, wieloletniego funkcjonariusza KGP. – Mężczyzna ma szczupłą, pociągłą twarz i długie włosy. Ubrany w modny płaszcz mógł dla niezorientowanych policjantów wyglądać jak kobieta – powiedział Leszek Goławski, rzecznik PA w Katowicach.

Naciski z samej góry Sprawę realizowali funkcjonariusze z CBA i CBŚ. - Wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z jedną z największych afer korupcyjnych, w którą na dodatek zamieszani są ludzie z „najwyższej półki” – dodają nasi rozmówcy. Jak nam relacjonują, wszystko szło zgodnie z planem tylko do pewnego momentu. - Kilkanaście godzin po zatrzymaniu nagle ktoś „przestawił wajchę”. Zaczęto nas wypytywać, czy rzeczywiście były podstawy do zatrzymania, czy sprawa ma tak duży wymiar. Nieoczekiwanie nastawienie do tej sprawy zmieniło się o 180 stopni – poddano w wątpliwość nasze wieloletnie ustalenia i dokumenty bankowe z zagranicy. Coś, co w innej sprawie byłoby żelaznym dowodem, nie było nim w przypadku grupy Czempińskiego. W pewnym momencie usłyszeliśmy, że nie zastosowanie aresztu jest decyzją polityczną. To się w głowie nie mieści – mówią rozmawiający z nami funkcjonariusze. Przypominają, że kilkanaście dni wcześniej do aresztu trafił Andrzej M., były podwładny Grzegorza Schetyny z MSWiA. Zatrzymano wówczas sześć osób. Prokuratura zarzuciła Andrzejowi M. m.in. przyjęcie 211 tys. zł łapówki. Warto zestawić tę kwotę z łapówką, która miał przyjąć Gromosław Czempiński – 1mln 400 tys. euro. Zdaniem naszych rozmówców Czempiński jest chroniony ze względu na polityczne powiązania i wiedzę, jaką ma ze względu na swoją pracę w służbach specjalnych PRL oraz III RP. Podobne polityczne powiązania mają pozostali podejrzani zatrzymani w aferze STOEN-u. Rozmawiający z „Codzienną” funkcjonariusze obawiają się, że obecna afera zakończy się tak, jak sprawa wiceministra skarbu w rządzie PO Andrzeja Parafianowicza. Przyjaciel Krzysztofa Bondaryka i Pawła Grasia miał mieć postawione poważne zarzuty korupcyjne, które ku zaskoczeniu oficerów prowadzących sprawę, w przeciągu jednego dnia uchyliła – nota bene - katowicka prokuratura.

Bezlitosna wojna O tym, że sprawa ma podtekst polityczny mówią nie tylko komentatorzy, ale i funkcjonariusze, którzy – jak sami przyznają – „przekonali się o tym na własnej skórze”. Od wyborów rozgrywa się bezlitosna wojna pomiędzy obozem premiera Donalda Tuska a Grzegorzem Schetyną, którego wspiera prezydent Bronisław Komorowski. Pierwszy cios padł, kiedy aresztowano byłych pracowników MSWiA, zamieszanych we wspomnianą aferę związaną z przetargami na usługi informatyczne w czasie, kiedy szefem ministerstwa był Grzegorz Schetyna. Kolejny pokaz sił Tuska nastąpił kilka dni później. Nagle, po wielu miesiącach marazmu ze strony rządu w sprawie katastrofy smoleńskiej, prokuratura wydała komunikat „Mogło dojść do niedopełnienia obowiązków w ekipie BOR podczas wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu”. W konsekwencji śledczy zaczynają badać bilingi funkcjonariuszy BOR oraz ich szefa, gen. Janickiego, który uchodzi za człowieka Schetyny. Co więcej, generalskie szlify przyznał mu Bronisław Komorowski dwa miesiące po katastrofie smoleńskiej. Najświeższym, choć nie wiadomo czy ostatnim, akordem jest polecenie Tuska by aresztować grupę generała Czempińskiego. To jednak okazało się przesadną eskalacją siły. Grupa Schetyny zażądałaby zatrzymanych natychmiast wypuszczono z aresztu. Czym zagroziła? To może też tłumaczyć błyskawiczne przelanie poręczeń majątkowych za zatrzymanych. Ku zaskoczeniu prokuratury, czego nie ukrywa nawet w oficjalnych rozmowach, 6,5 mln zł kaucji wpłynęło grubo przed wyznaczonym czasem i jeszcze tego samego dnia wszyscy mężczyźni opuścili areszt. Jedyne, czego im nie wolno, to wyjeżdżać za granicę. Katarzyna Pawlak

Kościół jest za karą śmierci Kard. Nycz nie ma racji. Kościół jest za karą śmierci Katechizm Kościoła traktuje karę śmierci, jako samoobronę - mówił w Radiu ZET nowy wiceprezes PiS-u, Mariusz Kamiński. Na pytanie Moniki Olejnik, dlaczego hierarchowie kościelni są jej przeciwni, były szef CBA odpowiedział:

„Są poglądy wyrażane przez bardzo ważnych ludzi Kościoła i są dokumenty kościelne… Poza tym takie jest oczekiwanie społeczne”. Mariusz Kamiński w programie Moniki Olejnik bronił deklracacji PiS o chęci przywrócenia w Polsce kary śmierci. Wiceprezes partii podkreślał, że ponowne poruszenie tego tematu nie ma nic wspólnego z tym, że Zbigniew Ziobro wyznał właśnie, że osobiście jest zwolennikiem kary śmierci i że jeśli doszłoby w Sejmie do głosowania nad taką propozycją, to jego klub, Solidarna Polska, z pewnością w większości będzie za nią.- Na pewno PiS nie ściga się ze Zbigniewem Ziobro, co najwyżej Zbigniew Ziobro przypomina postulaty PiS. Od zawsze PiS postulował przywrócenie kary śmierci i konieczność wprowadzenia bezwzględnego dożywocia - powiedział Mariusz Kamiński. Olejnik przypomniała swojemu rozmówcy słowa kard. Kazimierza Nycza, który podkreślał, że Kościół z Janem Pawłem II na czele wielokrotnie przy dyskusjach dotyczących kary śmierci mówił, że nikt z ludzi nie może decydować o odbieraniu czegoś, czego nie dał, czyli życia. – To nie do końca tak, Kościół stoi na gruncie bezwzględnego przestrzegania ochrony życia, co dotyczy również aborcji w tak skrajnych wypadkach jak dziecko poczęte w wyniku gwałtu. Kościół dąży do pewnego ideału, ale katechizm traktuje karę śmieci, jako pewną formę samoobrony - odpowiedział Kamiński. Wiceprezes PiS-u dalej również bronił tej tezy: „Są poglądy wyrażane przez bardzo ważnych ludzi Kościoła i są dokumenty kościelne. Takim najważniejszym dokumentem jest katechizm, który traktuje karę śmierci, jako samoobronę”. - Chcielibyśmy, aby nie było konieczności stosowania kary śmierci, tak jak nie chcielibyśmy konieczności wyrażania zgody na aborcję w przypadkach poczęcia w wyniku gwałtu. Natomiast żyjemy tu i teraz i uważamy, że w zwalczaniu tej najgroźniejszej i najbardziej brutalnej przestępczości kara powinna być niezwykle surowa, tu powinna być możliwość stosowania kary śmierci. To elementarne poczucie sprawiedliwości – argumentował polityk. Według Kamińskiego kolejnym argumentem na to, że kara śmierci powinna być przywrócona jest to, że większość Polaków się za nią opowiada: „Proszę powiedzieć, że kara śmierci jest barbarzyństwem matce, której córka została zgwałcona, brutalnie zamordowana… Takie jest oczekiwanie społeczne i jeżeli chodzi o badania opinii publicznej, to wskazują one jednoznacznie, że większość społeczeństwa jest za karą śmierci”. RadioZet, fronda.pl

Czy Kazimierz kard. Nycz nie zna Katechizmu? Lemingi są zawsze zaskoczone faktem, iż Kościół Katolicki dopuszcza istnienie kary śmierci. Reakcje są dwojakie: albo go po prostu negują, albo próbują go „interpretować” zgodnie z najlepszymi tradycjami Talmudu. W tym momencie mają jednak cokolwiek na swe usprawiedliwienie: ewidentne kłamstwa głoszone przez takich, przepraszam za wyrażenie, „dostojników Kościoła”, jak Kapciowy, Nycz czy Gocłowski – admin. Jak donosi Onet:

Metropolita warszawski Kazimierz Nycz przypomniał, że Kościół od lat nie zmienia stanowiska w kwestii kary śmierci. Duchowny w rozmowie z IAR przypomniał encykliki papieża Jana Pawła II i obecnego – Benedykta XVI. Kardynał Nycz powiedział, że papież Polak mówił – zwłaszcza w „Evangelium vitae”, – że współczesne społeczeństwa mają środki, którymi można się zabezpieczyć przez ludźmi niebezpiecznymi czy wielokrotnymi zabójcami. – Tym środkiem jest stosowanie bezwzględnego dożywocia – podkreślił. W rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową kardynał Kazimierz Nycz przypomniał jednocześnie, że kościół wielokrotnie przy dyskusjach dotyczących kary śmierci mówił, że nikt z ludzi nie może decydować o odbieraniu czegoś, czego nie dał, czyli życia. – Pan Bóg jest dawcą życia – nawet, jeśli człowiek to życie zmarnował – i tylko Pan Bóg może to życie odebrać – mówił duchowny. A Katechizm Kościoła Katolickiego na to:

2265 Uprawniona obrona może być nie tylko prawem, ale poważnym obowiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby. Obrona dobra wspólnego wymaga, aby niesprawiedliwy napastnik został pozbawiony możliwości wyrządzania szkody. Z tej racji prawowita władza ma obowiązek uciec się nawet do broni, aby odeprzeć napadających na wspólnotę cywilną powierzoną jej odpowiedzialności. (…)

2267 Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem. (…) Chciałbym zwrócić naszym Czytelnikom uwagę, że gdyby potraktować serio słowa Jego Eminencji, to np. Policja czy Wojsko Polskie nie mogłoby do nikogo strzelać, tylko, co najwyżej brać do niewoli, a nikt z nas nie mógłby się np. skutecznie bronić przed napastnikiem bronią palną lub np. ostrym narzędziem. No, bo skoro nie wolno nigdy i nikogo zabić… Pomijam już truizm, że gdyby nie kara śmierci – nie byłoby Odkupienia przez Krzyż…

http://breviarium.blogspot.com

OBYWATELE EUROPY I USA CHCĄ PRZYWRÓCENIA KARY ŚMIERCI. LEWACKIE RZĄDY MÓWIĄ: NIE PiS chce przywrócenia kary śmierci za szczególnie drastyczne zabójstwa. Jarosław Kaczyński zapowiedział, że projekt zmiany w Kodeksie karnym w najbliższym czasie trafi do sejmu oraz że PIS zaproponuje też zakaz przedterminowego zwalniania za zabójstwa, zmianę definicji pobicia ze skutkiem śmiertelnym oraz zaostrzenie przepisów dotyczących gwałtów. PIS chce się w kwestii przywrócenia kary śmierci odwołać do referendum. Jak wiadomo 2/3 Polaków jest za przywróceniem kary smierci? Wrzask, jaki podniosły na to nasze lewackie media, wskazywałby chyba na to, że czują się zagrożeni. A przecież kara śmierci znajdowała się w obowiązujących prawach ludzkości na przestrzeni całej znanej historii – dopiero w XX wieku zaczęto ją znosić. W 1977 lewacka organizacja Amnesty International rozpoczęła kampanię przeciwko karze śmierci. Do końca XX wieku większość państw demokratycznych zniosła karę śmierci wobec zbrodniarzy. Jednoczesnie wiek XX charakteryzował się wprowadzeniem aborcji i eutanazji, czyli kary smierci dla niewinnych. Jednym z warunków członkostwa w UE było zniesienie kary śmierci. Przywrócenie jej przez którykolwiek z krajów wiązałoby się, więc z koniecznością opuszczenia Wspólnoty Nawet Kościół katolicki, niechętny orzekaniu kary śmierci, dopuszcza jej stosowanie w wyjątkowych przypadkach. W Katechizmie Kościoła katolickiego czytamy:

- Uprawniona obrona może być nie tylko prawem, ale poważnym obowiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby. Obrona dobra wspólnego wymaga, aby niesprawiedliwy napastnik został pozbawiony możliwości wyrządzania szkody. Z tej racji prawowita władza ma obowiązek uciec się nawet do broni, aby odeprzeć napadających na wspólnotę cywilną powierzoną jej odpowiedzialności. (KKK 2265)

- Wysiłek państwa, aby nie dopuścić do rozprzestrzeniania się zachowań, które łamią prawa człowieka i podstawowe zasady obywatelskiego życia wspólnego, odpowiada wymaganiu ochrony dobra wspólnego. Prawowita władza publiczna ma prawo i obowiązek wymierzania kar proporcjonalnych do wagi przestępstwa (…) (KKK 2266)

- Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem. Jeżeli jednak środki bezkrwawe wystarczą do obrony i zachowania bezpieczeństwa osób przed napastnikiem, władza powinna ograniczyć się do tych środków, ponieważ są bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej. W encyklice „Evangelium vitae” papież Jan Paweł II wyraził stanowisko, że kara śmierci nie powinna być stosowana poza przypadkami absolutnej konieczności, gdy nie ma innych sposobów obrony społeczeństwa UE sprzeciwia się stosowaniu kary śmierci w każdej sytuacji, dotyczy to również stanu wojny. Pomimo to – jedno z państw członkowskich – Łotwa zachowała karę śmierci za morderstwa dokonane podczas konfliktu zbrojnego. Dalsze trzy kraje członkowskie zachowały teoretyczną możliwość wprowadzenia kary śmierci na wypadek wojny: są to Francja, Włochy, Polska (nie ratyfikowały one protokołu 13 do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka). Według badań CBOS poparcie dla kary śmierci w Polsce w 2004 roku wynosiło w polskim społeczeństwie 77% Uważa się, że kara śmierci powinna być stosowana, gdyż:

-odstrasza potencjalnych przestępców

-uniemożliwia ucieczkę lub zwolnienie przez nowy reżim państwowy;

-uniemożliwia popełnianie dalszych przestępstw;

-jest tania – tańsza niż dożywotnie utrzymywanie przestępcy;

-uniemożliwia szantaż (najczęściej porwania lub zamachy terrorystyczne) przez wspólników będących na wolności;

-jest dopuszczana przez Katechizm Kościoła Katolickiego, Biblię i Koran;

-nieetyczna i sprzeczna z poczuciem sprawiedliwości jest sytuacja, w której w sposób pośredni społeczeństwo, a zwłaszcza krewni ofiary zmuszeni są do partycypowania w kosztach utrzymania mordercy bliskiej osoby;

-w odczuciu wielu ludzi jest to sprawiedliwa forma odpłaty za pozbawienie życia (zasada talionu);

-powoduje równoprawność ofiary i mordercy;

-obecne metody wykonywania ograniczają cierpienie fizyczne do minimum;

-”bezwzględne dożywocie”, proponowane, jako alternatywa dla KŚ sprawia, że skazany na nie człowiek staje się „nietykalny”, tj. kolejne popełniane przez niego przestępstwa, także zabójstwa współwięźniów lub strażników więziennych nie mają żadnego wpływu na jego sytuację prawną

Dwie trzecie Amerykanów popiera karę śmierci – wynika z opublikowanego w 2010 roku sondażu Gallupa. Za egzekucjami przestępców opowiada się większość zarówno kobiet jak i mężczyzn. Jest to tendencja trwała od 75 lat. Ostatnio rząd szwajcarski zezwolił na zbieranie podpisów na rzecz rozpisania referendum w sprawie przywrócenia kary śmierci. Według komunikatu, dokumenty złożone przez działaczy opowiadających się za przywróceniem w Szwajcarii po 70 latach kary śmierci spełniają wymogi formalne. Grupa działaczy ma teraz czas do 24 lutego 2012 r. na zebranie 100 tys. podpisów za przywróceniem kary śmierci za zabójstwa połączone z przemocą seksualną. Rzecznik rządu Andre Simonazzi zaznaczył, że władze muszą jeszcze ustalić, czy kara śmierci byłaby zgodna ze szwajcarską konstytucją i zobowiązaniami międzynarodowymi Szwajcarii W 2008 roku Łotysze zażądali przywrócenia kary śmierci.. – Referendum powinno zostać zorganizowane, a jeśli naród opowie się za przywróceniem kary śmierci, nie spowoduje to wykluczenia nas z UE – oświadczyła była minister obrony Linda Murniece. Pomysł poparli ministrowie sprawiedliwości Gaidis Berzins i spraw wewnętrznych Mareks Seglins. Nad Tamizą też zadano pytanie, czy w Wielkiej Brytanii powinna być przywrócona kara śmierci? 50% Brytyjczyków odpowiedziało „tak”. W Internecie zwolenników było o 15% więcej. Kara śmierci jest też coraz bardziej popularna w Czechach. Według jednego z ostatnich sondaży popiera ją 62% Czechów. Zwolenników przybywa też we Włoszech. W 2008 było ich 31%, a trzy lata temu było ich tylko 26%. Za przywróceniem kary śmierci opowiadał się też śp.Lech Kaczyński. 16 czerwca 2006 roku ministrowie spraw zagranicznych UE podpisali wspólne oświadczenie wzywające do zniesienia kary śmierci na całym świecie. W 2005 chcieli ustanowić Europejski Dzień przeciwko Karze Śmierci. Nie udało im się z powodu sprzeciwu Polski. Już wcześniej prezydent Lech Kaczyński wzywał do europejskiej dyskusji na temat kary śmierci. – Myślę, że UE zmieni kiedyś stanowisko w tej sprawie – mówił, a jego słowa cytowały europejskie media. Niestety wbrew woli większości społeczeństw europejskich, które jak wskazują sondaże opowiadają się za przywróceniem kary śmierci, elity polityczne państw europejskich odrzucają możliwość publicznej debaty oraz przeprowadzenia referendum w tej sprawie. Wiadomo, demokracja obowiązuje, ale tylko wtedy, gdy lud ma takie samo zdanie jak rządzący. Jeśli lud śmie mieć inne zdanie, tym gorzej dla ludu. Bardzo ładnie ten temat rozwinął nicek:

http://www.nicek.info/2011/11/26/czapa

sigma

Śmierć euro O istocie kryzysu finansowego w Europie. Dlaczego zaraza tak szybko się rozprzestrzenia? Co ukrywają przed narodami? Na koniec czerwca 2011 r. podaż euro (M1) wynosiła 4,8 bln euro. Jedynie 820 mld euro z tej kwoty to gotówka wyemitowana przez Europejski Bank Centralny (banknoty) i narodowe banki centralne strefy euro (monety). Ponad 82 % euro zostało wyemitowanych przez banki komercyjne strefy euro, jako pieniądz depozytowy poprzez kreowanie zobowiązań (m.in. udzielania kredytów, zakup obligacji). Swoboda przepływu kapitału w zjednoczonej Europie ułatwiła powstanie istnej pajęczyny powiązań bankowych. Banki ochoczo przekroczyły granice i finansują przedsięwzięcia poza krajem siedziby. W szczególności nabywają obligacje zagraniczne, udzielają kredytów bankom zagranicznym oraz zagranicznemu sektorowi pozafinansowemu zwłaszcza w sytuacji powiązań własnościowych (akwizycje, prywatyzacja).

Zabójcza sieć Zobowiązania podmiotów krajowych o łącznej wartości ponad 10 mld dolarów wobec banków zagranicznych na dzień 30 czerwca 2011 r. (mld dolarów)

Źródło: Bank Rozrachunków Międzynarodowych.

Finansowe jądro Unii Europejskiej tworzą trzy kraje: Niemcy, Francja oraz Włochy. Zobowiązania podmiotów każdego z tych krajów wobec zagranicznych banków z pozostałych dwóch wymienionych krajów przekraczają 200 mld dolarów (z wyjątkiem zobowiązań podmiotów włoskich wobec banków niemieckich – 162 mld dolarów oraz podmiotów francuskich wobec banków włoskich na kwotę 49 mld dolarów). Rekordowe zobowiązania w strefie euro obciążają podmioty włoskie wobec banków z Francji – 413 mld dolarów. Tylko nieco mniejsza pod względem wartości zobowiązań sieć wiąże jądro Unii z Belgią, Holandią i Luksemburgiem oraz Hiszpanią i Irlandią. Do krajów Beneluxu i Hiszpanii napłynęły przede wszystkim środki z banków francuskich i niemieckich. Do Irlandii z Niemiec (nie uwzględniamy pozostającej poza unią walutową Wielkiej Brytanii). Obrzeża systemu tworzą m.in. dwa kraje z grupy PIIGS (dotkniętych kryzysem zadłużeniowym): Portugalia (zobowiązania wobec banków hiszpańskich, niemieckich i francuskich) i Grecja (zobowiązania wobec banków francuskich, niemieckich i portugalskich) oraz Austria (sfinansowana przez banki włoskie, niemieckie i francuskie). Sieć wzajemnych powiązań spleciona przez europejskie banki skutkuje wrażliwością całego systemu na zaburzenie dowolnego elementu. Kłopoty gospodarcze sektora krajowego (np. nieruchomości w Hiszpanii, czy Irlandii, czy sektor publiczny w Grecji) obniżają wartość inwestycji banków nie tylko krajowych, ale również zagranicznych. Straty czy na kredytach hipotecznych, czy na obligacjach państwowych błyskawicznie infekują banki zagraniczne w reakcji łańcuchowej. Kłopoty banków to uderzenie w główną część systemu emisyjnego euro – emisję pieniądza depozytowego przez banki komercyjne poprzez kreowanie długu. Problem z utrzymaniem podaży pieniądza i zagrożenie deflacją akceleruje kryzys do wszystkich sektorów gospodarki. Budowa i powiązania systemu bankowego w Unii Europejskiej to w istocie ukryta przed opinią publiczną przesłanka do tworzenia europejskiego superpaństwa. System emisyjny euro nie będzie, bowiem prawidłowo działał, gdy w którymś z państw narodowych nastąpi załamanie w jakimś kredytowanym sektorze gospodarki, z sektorem publicznym włącznie. Takie załamanie uderza, bowiem bezpośrednio w krajowe i zagraniczne banki finansujące. Oznacza to, że z punktu widzenia euroentuzjastów muszą oni objąć ponadnarodowym zarządem dotychczas narodową politykę gospodarczą i fiskalną (deficyt i dług publiczny) dla ochrony bankierów komercyjnych, w których ręce złożyli przywilej emisji większości euro. Euroentuzjaści ścigają się z czasem. Do tej pory udawało się im ograniczyć infekcję z krajów peryferyjnych systemu (Irlandia, Portugalia, Hiszpania i Grecja) do jego jądra zasypując kłopoty emisją euro przez Europejski Bank Centralny oraz nacjonalizując straty banków kosztem podatników. Jednak poprzez sieć wzajemnych powiązań w końcu zaburzenia przeniosły się do jądra systemu. Podwojenie odsetek (rentowności) obligacji włoskich oraz kłopoty Niemiec z uplasowaniem nowych emisji obligacji to nie przypadek. Kryzys zadłużeniowy zaczął rozwijać się we Włoszech i niczym wirus uderza w ściśle połączone mocnymi bankowymi więzami Niemcy i Francję. Dalsze postępy infekcji oznaczają paraliż europejskiego systemu bankowego i upadek wielu banków niczym kostek domina. Destrukcję może spotęgować run na banki. Bez owijania w bawełnę Departament Skarbu USA doradza instytucjom amerykańskim do wycofania się z europejskich banków i rynku finansowego. Upadek banków to ograniczenie podaży euro, co prowadzi do deflacji i głębokiego kryzysu gospodarczego. Politycy próbujący ratować kolegów bankierów dokapitalizowaniem poprzez zadłużenie podatników tylko odraczają wyrok. Wzrost zadłużenia publicznego prowadzi do kryzysu zadłużeniowego w sektorze publicznym i zwrotnie uderza w banki poprzez spadek cen obligacji państwowych szczególnie duży w przypadku niewypłacalność państwa. Pozostaje drukowanie pieniędzy przez Europejski Bank Centralny. To efektywna metoda, ale skutkuje gwałtownym wzrostem podaży pieniądza gotówkowego i bazy monetarnej. W konsekwencji grozi wybuchem inflacji. Z tym zagrożeniem jeszcze można sobie poradzić (np. zwiększając rezerwy obowiązkowego banków, aby związać wstrzykniętą gotówkę i ograniczyć emisję pieniądza depozytowego). Gorsze są konsekwencje polityczne. Emisja gotówki przez EBC trafia do krajów, które wpadły w tarapaty, kosztem potrzeb monetarnych innych krajów strefy euro. W ten sposób premiuje się nierozważną politykę i hazard moralny. Polityczni utracjusze są nagradzani, a reszcie krajów grozi deflacja z niedostatku pieniądza i w konsekwencji kryzys. Wszystkie oficjalne metody walki z kryzysem starannie omijają zasadniczy problem. Banki komercyjne okazały się niesolidne, a mimo to posiadają przywilej emisji większości pieniądza w gospodarce. Zakłamanie jest tak głębokie, że dla celów propagandowych nazwano je „za duże, aby upaść” nie wyjaśniając, że problem leży w szantażu: upadek banku komercyjnego-zniszczenie elementu systemu emisji pieniądza-deflacja-kryzys. Problem można rozwiązać przywracając monopol emisyjny banku centralnego (system pełnych rezerw). Wówczas banki hazardziści mogłyby upaść. Nawet największe. Z korzyścią dla systemu gospodarczego, konkurencji, prawa i moralności. Bank centralny zapewni niezbędna dla obiegu ilość pieniądza, bez łaski i manipulacji bankierów komercyjnych. Na rozwiązanie problemu na razie nie zanosi się. Zaraza z eurosystemu może zainfekować cały świat. Banki Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, czy Japonii również pozostają w związkach biznesowych z krajami, w których euro jest walutą. Niestety Polska nie jest wyjątkiem. Banki z Niemiec (liderzy wierzycieli z 65 mld dolarów), Włoch, Holandii, Francji, Hiszpanii, Belgii, Portugalii i Austrii zainwestowały w polskie obligacje państwowe, banki i podmioty niefinansowe 259 mld dolarów. Gdy krach w eurostrefie zacznie pogłębiać się nie będzie zmiłuj się. Banki z zachodu zaczną ten kapitał wycofywać. W Polsce wyschnie rynek międzybankowy, padnie rynek obligacji i akcji, przedsiębiorstwa zaczną tracić płynność. Dostaniemy słony rachunek za euroentuzjazm. W czasie polskiej prezydecji umiera euro, a na porządku dziennym staje pytanie o rozpad unii, nie tylko walutowej. Mimo to nie brakuje idiotów chcących skoczyć jak najszybciej i jak najgłębiej w eurobagno. Dość! Tomasz Urbaś

Globalne nieporozumienie Nawet 100 bilionów dolarów nie pomoże w walce z naturalnymi cyklami klimatycznymi.

http://spodlasu.nowyekran.pl/post/41858,globalne-nieporozumienie

Zbliża się kolejny szczyt klimatyczny ONZ. Nauczeni doświadczeniem sprzed dwóch lat, ONZ organizuje kolejny szczyt klimatyczny w kraju, gdzie atak zimy nie grozi. Po ataku zimy w Kopenhadze przed dwoma laty postanowiono, że sytuacja nie może się powtórzyć. Problem z dotarciem niektórych dygnitarzy, w związku z gwałtownymi śnieżycami i przedwczesnym atakiem zimy sprawił przecież, że szczyt, po którym bardzo wiele sobie obiecywano zakończył się kompletnym fiaskiem. Organizatorzy poszli, więc po rozum do głowy i kolejne szczyty odbyły się w Meksyku, a tegoroczny odbędzie się w RPA. Pomysłodawcy walki ze zmianami klimatu (od jakiegoś czasu określenie - "globalne ocieplenie" znalazło się na cenzurowanym) stoją przed nie lada problemem. Oprócz Europy, która już obciążyła się dobrowolnie opłatami za emisję, CO2 cały świat zdaje się mieć kwestię walki z klimatem w "głębokim poważaniu". Głębokim poważaniu, za którym nie idzie żadna chęć współpracy, a w szczególności płacenia za tę walkę. Nie ma się, czemu dziwić. Klimatolodzy z Rosji są przekonani, że to nie globalne ocieplenie nam zagraża tylko kolejna epoka lodowcowa. Amerykanie mają zmiany klimatyczne w nosie, wszak liczy się tylko zysk, a na CO2 może i da się zarobić, ale zyskiem trzeba by się dzielić z niekoniecznie lubiany lobby. Chiny również zachowują spory dystans do kwestii walki z klimatem. Można tylko przypuszczać, że nawet zacierają ręce i trzymają kciuki by klimat ocieplił się jeszcze o parę stopni. Biorąc pod uwagę kryzys demograficzny w Rosji otworzyłoby to całkiem radosne perspektywy masowej kolonizacji Wschodniej Syberii. Już teraz nielegalna emigracja do tych regionów (po cichu wspierana przez rząd chiński) zaczyna przypominać kolejny najazd mongolski. Opinie naukowców w kwestii zmian klimatu są bardzo sprzeczne ze sobą. Oczywiście, w powszechnej świadomości dominuje teza o antropogennym pochodzeniu zmian klimatycznych. Naukowcy popierający tę wersję byli wielokrotnie krytykowani, jednak w chwili obecnej przerażający jest konsensus panujący w tym zakresie w mediach. Nagroda Nobla dla Ala Gore'a, hasła o potwierdzonych wynikach badań, o oczywistości tego faktu znajdują silny odpór w środowiskach naukowych. Niestety, aby prowadzić badania trzeba mieć pieniądze, a pieniądze mają zwolennicy teorii o anropogenicznym pochodzeniu zmian klimatycznych. Nie ma w tym nic dziwnego. Korzyści płynące z obecnego podejścia do tematu dają gigantyczne profity bardzo zamkniętym grupom, mającym bezpośrednie powiązania z światową finansjerą. Wystarczy wspomnieć, że w Polsce opłacało się uruchamiać fabryki mrożonek tylko po to by zamknąć je w zamian za przydzielane pozwolenia, CO2. Skala finansowa walki z globalnym ociepleniem przekracza zdolność postrzegania normalnego człowieka. W rzekomo "naukowych" analizach ekonomicznych wskazuje się, że globalne ocieplenie może spowodować spadek światowego PKB o 30%. Równocześnie zwraca się uwagę, że na skuteczną walkę potrzeba tylko 1,5-2% PKB. Oczywiście z roku na rok te koszty rosną, wszak wiadomo, że im później się podejmuje działania tym trudniej jest uzyskać zamierzony efekt. Ostatnio dało się słyszeć głosy, że na skuteczną walkę z globalnym ociepleniem potrzeba łącznie 50 bilionów dolarów. Wiele osób twierdzi, że walka z globalnym ociepleniem stanowi największe oszustwo w dziejach świata. Nie sposób przejść koło takiej opinii obojętnie. Kwota 50 bilionów dolarów jest naprawdę trudna do wyobrażenia. Za kwotę tę każdy Polak mógłby zostać multimilionerem. Nie daje to jednak pełnego obrazu tej kwoty. Określenie, że stanowiłoby to 3000 letni budżet NASA jest według mnie lepsze. Za kwotę taką można by także przesiedlić całą ludzkość na Syberię, każdej rodzinie stawiając domek o powierzchni 100 m2. Korzystając z usług normalnej firmy spedycyjnej, kwota pozwoliłaby na usypanie sztucznej wyspy w kształcie kwadratu, wysokości 20 metrów, o boku 450 kilometrów, przy założeniu, że materiał byłby transportowany na taką odległość jak z Chin do Polski. Ewentualnie jest to kosztu wysłania w kosmos miliona ton odpadów radioaktywnych. Myślę, że liczby te dają jakąś świadomość ogromu kosztów walki z globalnym ociepleniem. W szczególności, gdy uświadomimy sobie metody, jakie zamierza się do tego celu wykorzystać. Inwestycje w odnawialne źródła energii stanowią jeden przykładów. Rozważmy, więc ile energii można za taką kwotę uzyskać. Budując zapory wodne i elektrownie na nich równocześnie rozwiązuje się problem ograniczonych zasobów wody pitnej. Można, więc przyjąć z dużym uproszczeniem, że rozwiązanie takie stanowiłoby najlepszy możliwy kompromis. Koszt zapory Ataturka wyniósł około 1,5 miliarda USD. Łatwo policzyć, że za 50 bilionów moglibyśmy postawić około 50 000 takich tam. Produkcja energii z elektrowni na tej zaporze wynosi 8,9 TWh rocznie. Łączne zużycie energii całej ludzkości w 2008 roku wyniosło w przybliżeniu 132 000 TWh. Jak łatwo policzyć, 50 000 tam takich jak Ataturka zapewniłoby 3 krotnie więcej energii. Myślę, że te liczby jasno mówią, że jest to zwyczajny szwindel, mający na celu pozwolić na wzbogacenie się pewnej grupie osób. Pominąwszy kwestie związane z kosztami takiej walki, warto się zastanowić, jaki rzeczywiście wpływ ma emisja gazów cieplarnianych przez ludzkość na zmiany klimatu. Całkowita emisja, CO2 przez człowieka stanowi około 4% łącznej emisji tego gazu na świecie. Zakładając nawet, że prawdą jest to, co "specjaliści od globalnego ocieplenia" twierdzą, że CO2 stanowi jeden z najistotniejszych czynników cieplarnianych to taki udział w emisji, CO2 nie stanowi czynnika decydującego. Z analiz rdzeni lodowych wiemy, że wahania w emisji, CO2 przez oceany (większość światowej emisji) wynoszą nawet i 20%. Innymi słowy, bez udziału człowieka zawartość, CO2 w atmosferze może zmienić się ponad dwukrotnie bardziej. Przyjmijmy jednak na chwilę punkt widzenia "ekologów". Przyjmijmy również najczarniejszy z możliwych scenariuszy. Emisja, CO2 przez człowieka zamiast maleć wzrośnie 2 krotnie. Załóżmy, że temperatura na świecie wzrośnie o 5 stopni. Oczywiście rejony subsaharyjskie staną się niemożliwe do zamieszkania. Teoretycznie większość Australii oraz Afryki będzie niezdatna do życia. Dla odmiany na Syberii, w Kanadzie i na Grenlandii klimat stanie się zdatny do zamieszkania. Powierzchnia tych obszarów jest bardzo zbliżona, natomiast obecnie są one praktycznie nie zamieszkałe. Dodatkowo warto zauważyć, że ewentualne topnienie lodowców spowoduje efekt ujemnego sprzężenia zwrotnego. Urywające się góry lodowe, wędrujące na cieplejsze wody powodują dużo większe zmiany temperatury aniżeli emisja, CO2. Zgodnie z większością modeli matematycznych, urwane góry lodowe mogą spowodować nie tylko zatrzymanie globalnego ocieplenia, a nawet epokę lodowcową. W dyskusji o "globalnym ociepleniu" warto także wsłuchać się w głos astrofizyków i specjalistów od telemetrii astronomicznej. Praktycznie wszyscy oni mówią jednym głosem. Temperatura w całym układzie słonecznym rośnie. Trzeba być kretynem by sądzić, że człowiek ma coś wspólnego z globalnym ociepleniem na Jowiszu. Na chwilę obecną niestety nie posiadamy spójnej teorii tłumaczącej te zjawiska. Istnieje kilka bardzo interesujących hipotez, jednak nie posiadają one wystarczającej siły przebicia by można o nich usłyszeć w mediach głównego nurtu. Wiele z nich nie może nawet być opublikowane w oficjalnych pismach naukowych, a to z tego powodu, że zaprzeczyłoby tezom "specjalistów od globalnego ocieplenia". Część astrofizyków zwraca uwagę, na zbieżność odległości układu słonecznego od jądra galaktyki z cyklem wulkanicznym. Zwracają oni także uwagę, że cykl wulkaniczny jest zbieżny z cyklem aktywności słonecznej. Wnioski płynące z takich analiz są dość jednoznaczne. Ziemia znajduje się obecnie na początku okresu dużej aktywności wulkanicznej. Wiele osób zwraca uwagę na Yellowstone, które może eksplodować w każdej chwili. Wybuch któregokolwiek z super-wulkanów na ziemi spowodowałby najprawdopodobniej kolejną epokę lodowcową. Z której strony by nie patrzeć kolejna epoka lodowcowa jest dużo bardziej prawdopodobna aniżeli globalne ocieplenie. Nawet, jeśli nastąpi ocieplenie, to jego efektem będzie kolejna epoka lodowcowa. Ani ograniczenie emisji, CO2, ani wzrost udziału odnawialnych źródeł energii nie zmieni tego faktu. Analizując zmiany temperatur na ziemi przez ostatnich kilkaset tysięcy lat również możemy dostrzec, że poziom, CO2 rósł zawsze bezpośrednio przed nastąpieniem kolejnego zlodowacenia. Także temperatura w ostatnim okresie przed zlodowaceniem rosła bardzo drastycznie, by potem równie drastycznie, jeśli nie bardziej spaść. Jest wysoce prawdopodobne, że tak będzie i tym razem. Warto o tym pamiętać, kiedy mówimy o zmianach klimatu i metodach jego zapobiegania. Nawet 100 bilionów dolarów nie pomoże w walce z naturalnymi cyklami klimatycznymi. Gdyby nawet jakimś cudem znaleźć sposób na powstrzymanie tych zmian, nie wiemy, w jaki sposób odbiłoby się to w dalszej perspektywie. Korzystając ze wszystkich narzędzi matematycznych dochodzi się do wniosku, że najprawdopodobniej spowodowałoby to, co najwyżej opóźnienie kolejnej epoki lodowcowej i nasilenie jej efektów. Hasła wzywające do walki ze zmianami klimatu odbieram, jako przykład megalomanii człowieka. Jako ukoronowanie pychy ludzkiej. Nie posiadając żadnej rozsądnej teorii, wyjaśniającej poprawnie cykle klimatyczne chcemy walczyć z siłą nieporównywalnie większą aniżeli jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. W całej tej walce proponowane metody sprowadzają się do obciążenia ludzkości gigantycznymi kosztami, których jedynym efektem może być powstrzymanie jej własnego wpływu na cykl zmian. O zmianie cyklu nie mówi się ani słowem. Gdyby cała walka ze zmianami klimatu miała zupełnie inny wydźwięk, gdyby hasłami przewodnimi było przygotowanie ludzkości na możliwe zmiany mógłbym uwierzyć, że w tym działaniu jest jakiś wyższy cel. Stawiając jednak sprawę w obecny sposób mam pewność, że cała ta walka sprowadza się do kolejnego sposobu na wydrenowanie naszych kieszeni i stworzenie kolejnego narzędzia do zniewolenia społeczeństwa. Może nadeszła pora byśmy i my stanęli do tej walki? Może nadeszła pora by stworzyć zupełnie nowy ruch? Ruch walczący nie ze zmianami klimatu, nie z efektami zmiany klimatu, ruch walczący o przygotowanie ludzkości do zmian, które niechybnie muszą nastąpić. Pokonajmy wroga jego własną bronią. Polećmy w kosmos, skolonizujmy inne planety. Zbudujmy narzędzia do zapewnienia ludzkości środków zarówno do przetrwania epoki lodowcowej jak i globalnego ocieplenia. Andarian

GROMEK - naciski z samej góry Naciski w sprawie Czempińskiego...Wszystko szło zgodnie z planem tylko do pewnego momentu. - Kilkanaście godzin po zatrzymaniu nagle ktoś „przestawił wajchę”.

http://niezalezna.pl/19594-naciski-w-sprawie-czempinskiego

W aferze korupcyjnej z udziałem Gromosława Czempińskiego prokuratorzy planowali areszt dla zatrzymanych. Jednym z powodów była poważna obawa matactwa. Zatrzymanych miało być w sumie siedem osób. Do Katowic przewieziono tylko pięć, ponieważ dwie przebywają za granicą – dowiedziała się „Gazeta Polska Codziennie”. W tle jednego z największych skandali korupcyjnych ostatnich lat, jest wielka polityka, naciski i frakcyjna, bezwzględna wojna w Platformie Obywatelskiej. Wśród podejrzanych o udział w aferze dotyczącej m.in. z prywatyzacji STOEN-u są ludzie powiązani zarówno z premierem Donaldem Tuskiem, jak Grzegorzem Schetyną i prezydentem Bronisławem Komorowskim; byli funkcjonariusze służb specjalnych i współpracownicy Mariusza Waltera w koncernie medialnym ITI.

Podejrzani za granicą Funkcjonariusze, którzy zatrzymywali Gromosława Czempińskiego i pozostałych czterech podejrzanych w aferze korupcyjnej są wściekli. - Nie wszystkie dowody zostały przez prokuraturę zabezpieczone i z tego powodu dokonywaliśmy przeszukań. Nie wszyscy, którzy mieli mieć postawione zarzuty zostali zatrzymani. Mimo to nawet nie było wniosków do sądu o areszt. W ten sposób sędziowie nie mogli merytorycznie ocenić sprawy. Śledczy zastosowali jedynie poręczenie i zakaz opuszczania kraju. Następnego dnia podejrzani byli już na wolności – mówią rozżaleni funkcjonariusze. Prokuratorzy nie wzięli też pod uwagę płynących ze służb alarmujących sygnałów, że co najmniej jeden z podejrzanych planował ucieczkę. W momencie zatrzymania mężczyzna był przebrany w kobiece ubranie. Prawdopodobnie szykował się do przekroczenia granicy – mówił tuż po akcji insp. Mariusz Sokołowski, rzecznik prasowy komendanta głównego policji. - Sprawę starano się wyciszyć. Już dzień później, kiedy media zaczynały pytać o przeciek, katowicka prokuratura zdementowała wersję Sokołowskiego – doświadczonego, wieloletniego funkcjonariusza KGP. - Mężczyzna ma szczupłą, pociągłą twarz i długie włosy. Ubrany w modny płaszcz mógł dla niezorientowanych policjantów wyglądać jak kobieta – powiedział Leszek Goławski, rzecznik PA w Katowicach.

Naciski z samej góry Sprawę realizowali funkcjonariusze z CBA i CBŚ. - Wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z jedną z największych afer korupcyjnych, w którą na dodatek zamieszani są ludzie z „najwyższej półki” - dodają nasi rozmówcy. Jak nam relacjonują, wszystko szło zgodnie z planem tylko do pewnego momentu. - Kilkanaście godzin po zatrzymaniu nagle ktoś „przestawił wajchę”. Zaczęto nas wypytywać, czy rzeczywiście były podstawy do zatrzymania, czy sprawa ma tak duży wymiar. Nieoczekiwanie nastawienie do tej sprawy zmieniło się o 180 stopni – poddano w wątpliwość nasze wieloletnie ustalenia i dokumenty bankowe z zagranicy. Coś, co w innej sprawie byłoby żelaznym dowodem, nie było nim w przypadku grupy Czempińskiego. W pewnym momencie usłyszeliśmy, że nie zastosowanie aresztu jest decyzją polityczną. To się w głowie nie mieści – mówią rozmawiający z nami funkcjonariusze. Przypominają, że kilkanaście dni wcześniej do aresztu trafił Andrzej M., były podwładny Grzegorza Schetyny z MSWiA. Zatrzymano wówczas sześć osób. Prokuratura zarzuciła Andrzejowi M. m.in. przyjęcie 211 tys. zł łapówki. Warto zestawić tę kwotę z łapówką, która miał przyjąć Gromosław Czempiński – 1mln 400 tys. euro. Zdaniem naszych rozmówców Czempiński jest chroniony ze względu na polityczne powiązania i wiedzę, jaką ma ze względu na swoją pracę w służbach specjalnych PRL oraz III RP. Podobne polityczne powiązania mają pozostali podejrzani zatrzymani w aferze STOEN-u. Rozmawiający z „Codzienną” funkcjonariusze obawiają się, że obecna afera zakończy się tak, jak sprawa wiceministra skarbu w rządzie PO Andrzeja Parafianowicza. Przyjaciel Krzysztofa Bondaryka i Pawła Grasia miał mieć postawione poważne zarzuty korupcyjne, które ku zaskoczeniu oficerów prowadzących sprawę, w przeciągu jednego dnia uchyliła – nota bene - katowicka prokuratura.

Bezlitosna wojna O tym, że sprawa ma podtekst polityczny mówią nie tylko komentatorzy, ale i funkcjonariusze, którzy – jak sami przyznają - „przekonali się o tym na własnej skórze”. Od wyborów rozgrywa się bezlitosna wojna pomiędzy obozem premiera Donalda Tuska a Grzegorzem Schetyną, którego wspiera prezydent Bronisław Komorowski. Pierwszy cios padł, kiedy aresztowano byłych pracowników MSWiA, zamieszanych we wspomnianą aferę związaną z przetargami na usługi informatyczne w czasie, kiedy szefem ministerstwa był Grzegorz Schetyna. Kolejny pokaz sił Tuska nastąpił kilka dni później. Nagle, po wielu miesiącach marazmu ze strony rządu w sprawie katastrofy smoleńskiej, prokuratura wydała komunikat „Mogło dojść do niedopełnienia obowiązków w ekipie BOR podczas wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu”. W konsekwencji śledczy zaczynają badać bilingi funkcjonariuszy BOR oraz ich szefa, gen. Janickiego, który uchodzi za człowieka Schetyny. Co więcej, generalskie szlify przyznał mu Bronisław Komorowski dwa miesiące po katastrofie smoleńskiej. Najświeższym, choć nie wiadomo czy ostatnim, akordem jest polecenie Tuska by aresztować grupę generała Czempińskiego. To jednak okazało się przesadną eskalacją siły. Grupa Schetyny zażądałaby zatrzymanych natychmiast wypuszczono z aresztu. Czym zagroziła? To może też tłumaczyć błyskawiczne przelanie poręczeń majątkowych za zatrzymanych. Ku zaskoczeniu prokuratury, czego nie ukrywa nawet w oficjalnych rozmowach, 6,5 mln zł kaucji wpłynęło grubo przed wyznaczonym czasem i jeszcze tego samego dnia wszyscy mężczyźni opuścili areszt. Jedyne, czego im nie wolno, to wyjeżdżać za granicę. Niezalezna

Kręcenie o STOENie Kolejna prywatyzacja odbija się czkawką. Oprócz generała Gromosława, mamy w tle niemieckiego inwestora RWE, który współpracuje coraz ściślej z Gazpromem, oraz BRE Bank pod prezesurą Wojciecha Kostrzewy, teraz ITI. Spolka BRE Corporate Finance tak opisuje swoja historie:

"Spółka powstała w roku w 1991 roku jako BMF SA (Business Management & Finance SA). Pod firmą BMF działaliśmy do roku 1997. W roku 1997 roku staliśmy się częścią Grupy BRE Banku. Rok 2001 stał się początkiem naszej nowej tożsamości. Od tego momentu działamy, jako BRE Bank Corporate Finance SA, będąc częścią pionu bankowości inwestycyjnej Grupy BRE Banku." BMF SA zakontraktowala uslugi generala Gromoslawa w projekcie STOEN. Kilka lat pozniej general Gromoslaw zostal nawet czlonkiem rady nadzorczej BRE Bank. Prezesem BRE Bank podczas biznesowego romansu generala Gromoslawa z BRE Bankiem byl Wojciech Kostrzewa, aktualny prezes ITI. Po odejsciu Kostrzewy z BRE Bank (w niewyjasnionych okolicznosciach) Kostrzewe wzial pod swoje skrzydla w ITI w 2005 roku Jan Wejchert. Jan Wejchert, jak pamietamy, byl czescia grupy mlodych zdolnych wyslanych w polowie lat 70tych do realizacji okreslonych zadan na Zachodzie. Jan Wejchert zostal podczepiony pod zachodnioniemiecka spolka Konsuprod GmbH, Marian Zacharski ruszyl na podboj Kalifornii a Gromoslaw Czempinski zostal konsulem ambasady PRL w Chicago. Na poczatku lat 80tych Gromoslaw Czempinski przezywal wpolne chwile z Andrzejem Olechowskim w Genewie: Czempinski, jako pracownik polskiego przedstawicielstwa przy ONZ a Olechowski, jako pracownik UNCTAD. Nabywca STOENu to konglomerat niemiecki RWE. RWE jest wspoludzialowcem w gazociagu Nord Stream, w ktorym Gazprom ma 51% udzialow. Prezesem spolki Nord Stream jest byly oficer NRD-owskiej bezpieki (Stasi). Od kilku miesiecy RWE i Gazprom negocjuja serie wspolnych inwestycji w sektorze energetycznym. Mowi sie tez o mozliwym przyszlym wejsciu Gazpromu w kapital RWE. Prezesi RWE i Gazpromu podpisali w lipcu 2011 w Rzymie tzw. porozumienie tymczasowe, w sprawie wspolnych inwestycji w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Beneluksie. Jak RWE zdolal kupic 85% STOENu, podczas kiedy przetarg prywatyacyjny dotyczyl 25% spolki, jest sprawa dla reportera. MSP nie mial upowaznien do negocjacji sprzedazy 85% pakietu akcji STOENu. Akrobatyke afery STOEN, godna Franza Kafki, podsumowal swietnie juz w 2003 roku pan Dariusz Mioduski, czlowiek bliski Janowi Wejchertowi, wowczas prawnik kancelarii Cameron McKenna a aktualnie prezes Kulczyk Holding SA, cytat:

"To, co ewentualnie można by podważać, to „legalność” negocjacji. Uważam, że byłby to kiepski powód unieważnienia transakcji ". Praktyka prawa jest czyms niezwykle ciekawym. Stanislas Balcerac

Ryzyko niewypłacalności Polski rośnie, a w mediach cisza

1. W ostatni piątek koszt ubezpieczenia polskich 5-letnich obligacji dolarowych mierzony wartością CDS- ów wzrósł do 326,55 pkt. bazowych i był najwyższy od lutego 2009 roku. Tym samym ryzyko niewypłacalności naszego kraju zdecydowanie przekroczyło 20%. CDS Credit Default Swaps) to w uproszczeniu kredytowe instrumenty pochodne zabezpieczające (w tym przypadku nabywców naszych obligacji) przed niewypłacalnością dłużnika (w tym przypadku naszego Skarbu Państwa). Te instrumenty niestety mogą prowokować także podjęcie działań spekulacyjnych. Można, bowiem nabyć CDS-y opiewające na dług jakiegoś podmiotu, a następnie rozgłosić, że ten podmiot ma coraz większe kłopoty finansowe. Potwierdzeniem tego mogą być także wywołane spekulacyjnie spadki cen jego akcji lub emitowanych przez niego obligacji. Wyceny CDS na dług takiego podmiotu rosną i wkrótce sprawca, który wywołał takie zamieszanie spekulacyjne wycofuje się z tego rynku z dużymi zyskami. Niestety wszystko wskazuje na to, że w przypadku Polski tak nie jest, bo CDS- y na nasze obligacje rosną wolno od paru miesięcy, a w ostatnich dniach ten wzrost gwałtownie przyśpieszył.

2. Wzrostowi wycen CDS -ów na polski dług towarzyszy także nieustanna dewaluacja złotego wobec euro i USD. W tym roku złoty stracił już do euro blisko 12% i jest to najwyższa strata ze wszystkich walut krajów Unii Europejskiej. Dewaluacja złotego wobec euro i dolara następuje mimo nieustannej sprzedaży przez Bank Gospodarstwa Krajowego euro pochodzących z budżetu UE. W ten sposób minister finansów wymienił w tym roku około 6 mld euro na złote. W ostatnich tygodniach w sukurs BGK przyszedł także NBP, który dokonuje interwencji walutowych, ale ostatnia z nich wystarczyła na krótko po umocnieniu się o 1,5% po 2 godzinach znowu zaczął się osłabiać. Interwencje NBP coraz częściej przypominają dmuchanie pod wiatr.

3. No i wreszcie na koniec nasze obligacje. Przez długie miesiące rentowność tych 10- letnich utrzymywała się na poziomie niewiele przekraczającym 5%, ba minister finansów nawet snuł rozważania, że może zacząć pożyczać „awansem” już na rok 2012 skoro rentowność obligacji jest taka korzystna. Ale w ostatnich dniach i na tym rynku sytuacja zaczęła się pogarszać. W piątek rentowność 10-letnich obligacji wyniosła już 6,1% i była także najwyższa od kilku miesięcy. Co więcej nasze obligacje zaczyna dosięgać zjawisko odwróconej krzywej rentowności polegające na tym, że rentowność obligacji opiewających na krótsze okresy zbliża się gwałtownie albo nawet przewyższa rentowność tych 10-letnich? To jest niestety charakterystyczna cecha krajów mających coraz większe kłopoty z wypłacalnością. Tak było w Grecji, Portugalii i Irlandii a teraz tak jest w przypadku Włoch. W ostatnim tygodniu rentowność naszych obligacji 5-letnich wyniosła już prawie 5,4% i szybko rośnie i do rentowności tych 10-letnich coraz bliżej.

4. W polskich mediach o tym wszystkim cisza. Można o tym przeczytać w głównych europejskich gazetach finansowych i na portalach internetowych zajmujących się tą problematyką. Ba po expose Premiera Tuska usłużni ekonomiści i jeszcze bardziej usłużne media, zaczęli rozpowszechniać informacje o niezwykle pozytywnym jego przyjęciu przez rynki finansowe. Tyle tylko, że tego optymizmu rynków wystarczyło na parę godzin, a później złoty zaczął się dewaluować, a rentowność obligacji ciągle rośnie. I nie jest to tylko skutek tego wszystkiego, co się dzieje w strefie euro czy na Węgrzech, ale przede wszystkim poziomu naszego zadłużenia publicznego i prywatnego, szczególnie tej części wyrażonej w walutach obcych. Jej wielkość przekroczyła już 70% PKB naszego i przy dewaluacji złotego rośnie coraz szybciej, a to z kolei odbija się na wycenie CDS -ów opiewających na polski dług. I koło się zamyka.

Zbigniew Kuźmiuk

Nasz wywiad, red. Anita Gargas: Czempiński to "Bond mniemany". "Czy te linki doprowadzą nas na szczyty władzy?" wPolityce.pl: Kim jest Gromosław Czempiński? Czy rzeczywiście, jak to nadal opisuje nasza prasa, takim Jamesem Bondem, podziwianym przez Amerykanów? ANITA GARGAS, dziennikarka śledcza, publicystka „Gazety Polskiej”, autorka słynnego filmu dokumentalnego „10.04.10” o katastrofie smoleńskiej: Raczej „Bondem mniemanym”, jak go określił dr Sławomir Cenckiewicz. Opinia profesjonalisty jest mu przypisywana w związku z nie do końca określoną rolą, jaką pełnił przy ewakuacji z Iraku paru agentów CIA. Wcześniej, jak wynika z akt bezpieki ujawnionych przez dr. Cenckiewicza, Czempiński był raczej słabym funkcjonariuszem wywiadu PRL, przeciętnie radził sobie w pracy wywiadowczej. Składał raporty na Polonię, na przyszłego papieża Karola Wojtyłę. Praca w służbach przyniosła mu jednak kontakty, które procentowały w biznesie. W latach 80 miał prowadzić tajnego współpracownika wywiadu Andrzeja Olechowskiego, który nosił pseudonim „Must”. Co charakterystyczne obaj panowie działali potem w polityce. Olechowski współtworzył, jako jeden z tenorów Platformę Obywatelską, a Czempiński był jedną z szarych eminencji w okresie powstawania tego bytu.

Sam się tym chwali. Właśnie. Zwracam uwagę, że można znaleźć także informację, iż Czempiński osobiście zachęcał byłych funkcjonariuszy służb specjalnych PRL do wspierania tej tworzącej się na początku stulecia formacji. Wśród nich był m.in. Wojciech Czerniak, naczelnik w wywiadzie PRL, który wymieniany był w kontekście afer związanych z Aleksandrem Żaglem i Andrzejem Kuną.

Jaka była rola Czempińskiego w III RP? Ogromna. Jest jednym z ważniejszych elementów niezwykle szkodliwego dla państwa mechanizmu. Polega on na tym, że każdy, kto miał do załatwienia większy interes na styku państwo-kapitał prywatny, musiał korzystać z usług zaprzyjaźnionego, dobrze opłacanego wysokiego rangą funkcjonariusza służb specjalnych. Ludzie specsłużb mieli zapewniać powodzenie transakcji, wchodzili w biznesy, które dotykały bezpieczeństwa państwa. Ten mechanizm działa praktycznie od końca lat 80. Wielu wysokich funkcjonariuszy funkcjonowało w ten sposób, od Mariana Zacharskiego po właśnie Czempińskiego.

To działa nadal? Oczywiście, dość dobrze opisane zostało w pracach komisji orlenowskiej. Wyszło  wtedy czarno na białym, że firmy chcące na przykład wziąć udział w prywatyzacjach, także te z Zachodu, płaciły duże sumy wynajmowanym byłym funkcjonariuszom służb specjalnych PRL. Nierzadko, tak jak przy STOEN-ie, państwo traciło kontrolę nad strategicznymi gałęziami gospodarki. Wtedy też pojawiło się nazwisko Czempińskiego, który pomagał – możemy się jedynie domyślać, w jaki sposób - Janowi Kulczykowi w procesie zakupu Telekomunikacji Polskiej SA. Doszło na tym tle do konfliktu miedzy panami, bo  Kulczyk miał nie zapłacić Czempińskiemu umówionego miliona dolarów. Do dziś nie wiadomo, jaki był charakter tej należności. Czy łapówka czy bardziej elegancko mówiąc, opłata za usługę doradczą.

W ostatniej aferze też jest mowa o milionach. A jednak sąd postanawia zażądać wyłącznie kaucji, nie największej biorąc pod uwagę skalę tych biznesów. To zaskakujące i niezwykle zasmucające. Ludzi, którym stawia się zarzut korupcji i – o czym nie wolno zapominać – prania brudnych pieniędzy, wypuszcza się za poręczeniem miliona złotych. Zaledwie, biorąc pod uwagę milionowe sumy, o jakich mowa w zarzutach oraz groźbę matactwa. Parę lat temu wiceminister zdrowia w rządzie PiS Jarosław Pinkas, któremu zarzucano przyjęcie pióra wartości trzech tysięcy złotych i kilkudziesięciu tysięcy łapówki, został tymczasowo aresztowany, na dodatek przy bardzo słabych dowodach, co pokazuje toczący się proces. Nie porównuję już nawet tej sprawy ze sposobem, w jaki postąpiono ze „Staruchem”, aresztowanym za rzekome wzięcie reklamówki z kapciami i udział w bójce. On siedzi już czwarty miesiąc.

Sprawa Czempińskiego ma kolejne piętra zależności? Oczywiście, dlatego musimy patrzeć prokuraturze na ręce. Piątka podejrzanych nie działała zapewne sama, musiała mieć przyzwolenie czy wręcz polecenie z góry. Jeden z zatrzymanych – Andrzej P. – doradca ministra w rządach SLD Wiesława Kaczmarka, należał w tamtym okresie do grona kluczowych postaci dla systemu biznesu postkomunistycznego. Gromosław Czempiński miał tu dość ściśle określoną rolę – krycie pewnych operacji od strony służb specjalnych. Natomiast Andrzej P. może wskazać, kto na wyższym szczeblu stał za wieloma dziwnymi prywatyzacjami. Czy te linki doprowadzą nas na szczyty władzy? Jeśli prokuratorom nie zabraknie determinacji i odwagi albo, jeśli powstanie komisja śledcza, nie jest to wykluczone.

rozm. wu-a

Afera „generała Gromosława C.” Już choćby po rezonansie, jaki wzbudziło nie tylko w mediach głównego nurtu, ale i w opinii publicznej zatrzymanie generała Gromosława Czempińskiego, zwanego odtąd „generałem Gromosławem C.”, pod zarzutem malwersacji finansowych, a konkretnie - korupcji przy prywatyzacji LOT-u i STOEN-u - można się domyślić prawdziwej jego pozycji na scenie politycznej naszego nieszczęśliwego kraju. Podobny rezonans mogłoby wywołać tylko aresztowanie prezydenta - bo aresztowania ministra mało, kto w ogóle by zauważył. Tymczasem zatrzymanie „generała Gromosława C.” na polecenie katowickiej prokuratury nie tylko zostało przez wszystkich zauważone, ale stało się też przedmiotem komentarzy, których wnioski wykraczają daleko poza kryminalny wątek sprawy. Ale incipiam. Generał Gromosław Czempiński, zanim jeszcze został „generałem Gromosławem C.” trafił do SB, tzn. Departamentu I MSW zaraz po studiach, więc nie można wykluczyć, że bliskie spotkania III stopnia z resortem miewał już wcześniej, zgodnie z perskim przysłowiem, że „dobry kogut w jajku pieje”. Czego tam nie dokazywał, czego tam nie robił - tego nie spisałby nawet na wołowej skórze - między innymi jedną z tych zasług było pozyskanie do współpracy ze sławnym „wywiadem gospodarczym” pana dr Andrzeja Olechowskiego. Ale mniejsza z tym, bo prawdziwa kariera „generała Gromosława C.” rozpoczyna się z początkiem sławnej transformacji ustrojowej. Został on - jak wszyscy funkcjonariusze SB - poddany weryfikacji, którą przeszedł w podskokach i zaraz potem przeprowadził udaną ewakuację amerykańskich zakładników z Iraku, czym zaskarbił sobie zaufanie wdzięczność Amerykanów. W rezultacie, po udanym obaleniu rządu premiera Olszewskiego i wrześniowej klęsce ugrupowań solidarnościowych w roku 1993, został szefem Urzędu Ochrony Państwa, którym kierował aż do roku 1996, kiedy to, po aferze Oleksego, oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Rosji, prezydent Kwaśniewski mianował na to stanowisko Andrzeja Kapkowskiego. Nawiasem mówiąc, od dnia, kiedy Józef Oleksy został oskarżony o szpiegostwo, mija 16 rok i nikt nie został z tego tytułu pociągnięty do odpowiedzialności - co utwierdza mnie w przekonaniu, że fundamentalna zasada konstytuująca III Rzeczpospolitą: „my nie ruszamy waszych - wy nie ruszacie naszych”, cały czas jest przestrzegana, przynajmniej do tej pory. Warto przypomnieć, że na początku 1996 roku tygodnik „Wprost” opublikował artykuł informujący o wielkich sumach w obcych walutach, jakie PZPR, przez co najmniej 18 lat transferowała do szwajcarskich banków, przejmując je wcześniej od przedsiębiorstwa eksportu wewnętrznego PEWEX, specjalnie w tym celu założonego. Ujawnienie tych rewelacji wprawiło prezydenta Kwaśniewskiego w stan niezwykłego zdenerwowania, w którym oświadczył on, że jeśli ktokolwiek piśnie na ten temat choćby słowo, to on zarządzi „lustrację totalną”. Następnego dnia po tym ostrzeżeniu Jacek Kuroń i Karol Modzelewski napisali do prezydenta Kwaśniewskiego pojednawczy list i wszystko ucichło jak ucięte nożem. Zanim jeszcze do tego doszło, w roku 1983, na przepustkę z więzienia wyjechał był do Szwajcarii pochodzący z porządnej, ubeckiej rodziny Piotr Filipczyński, wcześniej skazany na 25 lat więzienia za morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Przybywszy do Szwajcarii został tam bankierem oraz - jak wieść gminna głosi - „kasjerem lewicy” pod nazwiskiem Petera Vogla. Musiał sprawować się wzorowo, bo czyż w przeciwnym razie zostałby przez prezydenta Kwaśniewskiego w ostatnim dniu jego urzędowania ułaskawiony? A właśnie został - i w przekonaniu, że jest już bezpiecznie, przyjeżdżał sobie do Polski jak gdyby nigdy nic. Tymczasem w naszym nieszczęśliwym kraju zachodziły wielkie przemiany; koalicja SLD-PSL została w roku 1997 zastąpiona koalicją AWS-UW, która sformowała rząd pod przewodnictwem charyzmatycznego premiera Buzka, „bez swojej wiedzy i zgody” zarejestrowanego przez SB w charakterze tajnego współpracownika pod dwoma pseudonimami: „Karol” i „Docent”. W czerwcu 2000 roku UW wyszła z koalicji, ale rząd premiera Buzka nadal sobie rządził, aż w roku 2001 został ponownie zastąpiony przez koalicję SLD-PSL. Jednak na skutek nieporozumień w klubie gangsterów, których wyrazem, a nawet - rodzajem wierzchołka góry lodowej, była wizyta Lwa Rywina u pana red. Adama Michnika, „grupa trzymająca władzę” zaczęła się rozpadać, wytwarzając coraz większą polityczną próżnię. Doszło w końcu do tego, że powstał rząd prof. Marka Belki, szczęśliwego posiadacza aż dwóch pseudonimów operacyjnych, do którego nie przyznawało się żadne ugrupowanie parlamentarne, a który mimo to rządził sobie „mądrze i wesoło” jak gdyby nigdy nic, aż do roku 2005. Ale nie tylko zmieniały się rządy. Zmieniała się również scena polityczna, na której pojawiła się Platfoma Obywatelska, najpierw kierowana aż przez „trzech tenorów”: dra Andrzeja Olechowskiego, Macieja Płażyńskiego i Donalda Tuska, a potem już tylko przez Donalda Tuska. Po latach „generał Gromosław C.” ujawni, że to właśnie on był Ojcem Założycielem tej partii i nawet zwierzał się, ile to rozmów i bliskich spotkań III stopnia musiał odbyć, by Platforma Obywatelska wreszcie zaistniała. Wkrótce potem na scenie politycznej, z inicjatywy Jarosława Kaczyńskiego pojawiło się Prawo i Sprawiedliwość, którego najtwardszym jądrem było dawne najtwardsze jądro Porozumienia Centrum. I PiS wykorzystało próżnię polityczną powstałą na skutek rozpadu grupy trzymającej władzę i po wyborach w 2005 roku utworzyło mniejszościowy rząd. Wprawdzie początkowo prowadzone było rozmowy z PO o utworzeniu wielkiej koalicji, ale nie doprowadziły do porozumienia - formalnie na tle sporów o to, kto ma kontrolować tajne służby. Spory te przekształciły się w nieprzejednaną wrogość okazywaną PiS-owi również przez pozostające pod kontrolą tajnych służb media głównego nurtu oraz Salon z jego centralnym organem prasowym, czyli „Gazetą Wyborczą”. Jak się okazało, nie wszyscy członkowie rządu utworzonego przez PiS byli wobec premiera Jarosława Kaczyńskiego lojalni; prawdę mówiąc, lojalnych było tam niewielu, w następstwie, czego przed niezawisłymi sądami trwają obecnie procesy prezesa PiS, z co najmniej dwoma jego dawnymi ministrami: Januszem Kaczmarkiem i Romanem Giertychem. W następstwie tych nielojalności, które były według wszelkiego prawdopodobieństwa wzajemne, w roku 2007 premier Kaczyński złozył dymisję swego rządu, a wybory wygrała Platforma Obywatelska, tworząc z PSL koalicyjny rząd pod prezesurą Donalda Tuska. Wprawdzie Donald Tusk doskonale zdawał sobie sprawę, że swoje zwycięstwo wyborcze zawdzięcza protekcji Sił Wyższych, które oddały do dyspozycji PO wszystkie swoje aktywa w postaci wsparcia agentury, również w mediach głównego nurtu i Salonie, ale właśnie, dlatego zapragnął trochę przynajmniej się spod tej kurateli wyemancypować. Dlatego wiosną 2008 roku znajdujący się akurat w Polsce Peter Vogel został umieszczony w areszcie wydobywczym pod śmiesznym zarzutem prania brudnych pieniędzy. Najwyraźniej premier Tusk wiele sobie po Voglu obiecywał, bo minister Ćwiąkalski i wicepremier Schetyna dawali swoim nadziejom, a nawet marzeniom publiczny wyraz. Trzymany w areszcie wydobywczym Vogel zaczął w końcu coś tam chlapać - między innymi o kradzieży, jakiej jakiś Turek dokonał ze szwajcarskiego konta bankowego „generała Gromosława C.”, której generał ponoć nawet nie zauważył. Ujawnienie tej informacji przez dziennik „Dziennik” stało się detonatorem „afery hazardowej” w następstwie, której premier Tusk nie tylko musiał wyrzucić z rządu ministra Ćwiąkalskiego i wicepremiera Schetynę, ale również - zrezygnować z kandydowania w wyborach prezydenckich - czego, jak wszyscy wiemy, bardzo pragnął. A kiedy afera hazardowa przycichła na tyle, że okazało się, iż w ogóle jej „nie było”, 10 kwietnia 2010 roku doszło do katastrofy smoleńskiej, w której zginął nie tylko prezydent Kaczyński, ale również dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych i prezes Narodowego Banku Polskiego. W rezultacie prezydentem został Bronisław Komorowski, a prezesem NBP - prof. Marek Belka. Zaraz po katastrofie smoleńskiej wywodzący się z SB, do której wstąpił, by spełniać dobre uczynki, generał Sławomir Petelicki, w liście otwartym do premiera Tuska zażądał zdymisjonowania ministra obrony Klicha i kilku innych dygnitarzy wojskowych, podając jednocześnie własne propozycje personalne. Początkowo głuche milczenie było mu odpowiedzią, ale w rok później prawie wszystkie żądania generała Petelickiego zostały spełnione, a nasza niezwyciężona armia została poddana kuracji przeczyszczającej. Oznaczało to ni mniej, ni więcej, że SB bierze odwet na razwiedce wojskowej za upokorzenia związane z weryfikacją, no a poza tym, a właściwie przede wszystkim - proponuje nowy kompromis w sprawie kolejności rozdziobywania naszego nieszczęśliwego kraju. I kiedy wydawało się, że wszystko jest na najlepszej drodze, że kompromis został osiągnięty, czego dowodem było ogłoszenie składu i zaprzysiężenie nowego-starego rządu premiera Tuska - jak grom z jasnego nieba gruchnęła wieść o zatrzymaniu „generała Gromosława C.” pod wspomnianymi zarzutami. Wygląda na to, że razwiedka wojskowa, zdetonowana zagładą ścisłego kierownictwa w Smoleńsku, tylko się przyczaiła, stosując wypróbowaną przez generała Jaruzelskiego jeszcze podczas solidarnościowego karnawału „linię porozumienia i walki” i obecnie przystąpiła do rozgramiania SB, wykorzystując w tym celu zeznania Pegtera Vogla, o których wszyscy chyba już zapomnieli. Okazuje się, że rację miał poeta Czesław Miłosz ostrzegając, że „spisane będą czyny i rozmowy”, a poza tym - ruskie przysłowie powiada, że co jest zapisane piórem, tego nie wyrąbiesz toporem. Dodatkowym impulsem, ośmielającym wojskową razwiedkę do takiej totalnej rozprawy z SB-kami może być okoliczność, iż „generał Gromosław C.” był faworytem Amerykanów - tymczasem Nasza Złota Pani Aniela, która najwyraźniej postanowiła przyspieszyć nieubłagane procesy dziejowe prowadzące do utworzenia w Europie IV Rzeszy, zapaliła zielone światło dla prób eliminacji amerykańskich faworytów z tubylczej sceny politycznej - czemu sprzyja desinteressement wykazywane Europą przez obecną administrację prezydenta Obamy. Zatrzymanie „generała Gromosława C.” początkowo wyglądało szalenie groźnie, ale kiedy piszę te słowa, został on już wypuszczony za kaucją w wysokości 1 miliona złotych, którą, chwalić Boga, mógł bez najmniejszego trudu natychmiast zapłacić. Śledząc dalszą pracę zegara sprawiedliwości będziemy mogli ocenić, czy konstytuująca III Rzeczpospolitą fundamentalna zasada: „my nie ruszamy waszych - wy nie ruszacie naszych” nadal obowiązuje i w jakim zakresie. Gdyby okazało się, że przestała być aktualna, mielibyśmy kolejną transformację ustrojową, to znaczy - IV Rzeczpospolitą i co ciekawe - bez najmniejszego udziału prezesa Jarosława Kaczyńskiego w tej przemianie. SM

Joanna Mucha pisze list do szefa UEFA ws. afery w PZPN Jak nieoficjalnie dowiedziało się Polskie Radio, minister Joanna Mucha przygotowuje list do szefa UEFA w sprawie afery w PZPN. Nowa szefowa resortu sportu pisze w nim do Michela Platiniego, że jest mocno zaniepokojona sytuacją w związku. Chodzi o podejrzenia korupcji, do której mogło dojść przy zawieraniu umów na budowę nowej siedziby Polskiego Związku Piłki Nożnej. Joanna Mucha podkreśla w liście między innymi fakt, że nowa siedziba związku jest finansowana w części ze środków UEFA. Podejrzenia o nieprawidłowości przy budowie siedziby związku pojawiły się po publikacji taśm nagranych przez Grzegorza Kulikowskiego. Były przyjaciel prezesa PZPN Grzegorza Laty nagrywał swoich kolegów ze związku, w tym prezesa, podczas nieoficjalnych rozmów dotyczących budowy siedziby. Taśmy z nagraniami trafiły już do CBA i prokuratury, gdzie są analizowane.

Korupcja w PZPN-ie? Zapadła decyzja ws. Kręciny Grzegorz Lato zamierzał ocalić głowę sekretarza generalnego Zdzisława Kręciny, ale w powstałym po publikacji nagrań układzie sił, jest to zadanie niewykonalne. INTERIA.PL dowiedziała się, że Kręcina zostanie zdymisjonowany już w środę. Nagrania pokazały, jak funkcjonuje zgniły PZPN-owski mechanizm. Zdzisław Kręcina do Grzegorza Kulikowskiego: "Myślę, że powinniśmy się zrzucić na Grzesia". Kulikowski do Kręciny: "Ile uważasz dla niego?". Kręcina do Kulikowskiego: "Słuchaj, ja myślę, że nie powinniśmy go tak od razu rozpieszczać. Myślę, że najpierw po pięć dych i damy mu stówkę"... Kręcina nie chciał rozpieszczać Grzegorza Laty. W środę, na nadzwyczajnym posiedzeniu zarządu PZPN - zwołanym na wniosek Jacka Masioty - zostanie zawieszony. Członek zarządu PZPN z Poznania, Jacek Masiota już w sobotę wysłał mailem pismo do Grzegorza Laty, aby w trybie pilnym zwołał posiedzenia zarządu. W piątek, gdy trwało walne zgromadzenie PZPN, Lato nie chciał jeszcze słyszeć o odwołaniu lub zawieszeniu sekretarza generalnego Zdzisława Kręciny. Powtarzał: "Za tydzień sprawa przycichnie". Jakby kierował się myślą: "Oddałem już Orła Białego, ale zatrzymam Kręcinę". Jednak nagrania sporządzone przez Grzegorza Kulikowskiego, a ujawnione przez Kazimierza Grenia, właśnie zdominowały serwisy informacyjne stacji radiowych i telewizyjnych. W sobotę Lato uznał - po rozmowach z najbliższym otoczeniem - iż nie może lekceważyć sytuacji. Dziś ogłosi, że w środę zarząd będzie obradował w trybie pilnym. I padnie wniosek o zawieszenie Kręciny. Zakończy się jedna z najbardziej spektakularnych karier w Polskim Związku Piłki Nożnej w całej historii. Zdzisław Kręcina pracował w PZPN od 1983 roku. Przez wiele lat był zastępcą sekretarza generalnego, a od 1999 roku pełnił rolę sekretarza generalnego. Niestraszni mu byli kolejni kuratorzy, nasyłani przez ministrów sportu, Jacka Dębskiego, Tomasza Lipca, czy Mirosława Drzewieckiego. Jednemu z kuratorów miał powiedzieć przy pierwszej kawie: "Służę każdej władzy". Władza kuratorów przemijała jednak szybko albo jeszcze szybciej, a Kręcina dalej sprawował swoją funkcję. W piątek w Polsacie News ujawniłem, że za "taśmami prawdy" stał Kulikowski. W sobotę w INTERIA.PL nakreśliłem portret Kręciny, dla którego Kulikowski był naturalnym partnerem. Kulikowski pojawił się w PZPN-ie wraz z prezesurą Michała Listkiewicza, a więc w 1999 roku. Zbigniew Boniek, który wówczas pełnił rolę wiceprezesa, wspomina: "Pamiętam, jak wynajmował samochody Listkiewiczowi, Engelowi i kilku innym ludziom. Powiedziałem, że jest to niedopuszczalne. Michał miał jednak słabość do Kulikowskiego. Zrobił go nawet doradcą do spraw budowy nowej siedziby, czy coś takiego".Ostatecznie Listkiewicz nowej siedziby nie wybudował. Zdecydował się na to dopiero zarząd kierowany przez Latę, co jednak wywołało niezdrowe emocje. Najpierw szalał członek zarządu z Białegostoku, Witold Dawidowski, a teraz mechanizm korupcji - nagrywając rozmowy - chciał pokazać Kulikowski. W "Cafe Futbol" zapytałem się Kulikowskiego: "Ile razy pił pan kawę z Kręciną - tysiąc razy, czy może tysiąc jeden razy?". Nic nie odparł. Pytanie było retoryczne. Kulikowski może nawet pił kawę z Kręciną z dwa tysiące razy, tak był blisko ludzi, którzy rządzili PZPN-em, więc zna ich od podszewki. Zarząd może zwołać walne zgromadzenie wyborcze. Czy zdecyduje się na to już w środę? Mecenas Masiota mówi: "Będę się tego domagał. Wizerunek związku legł w gruzach. I myślę, że do większości członków zarządu to dotarło". Czy aby na pewno? Posiedzenie walnego zgromadzenia PZPN pokazało, że wielu delegatów los polskiej piłki wcale nie obchodził. Wyjechali przed głosowaniem absolutorium. Inna rzecz, że władze PZPN zastosowały prosty zabieg - nie zapewniły noclegów z piątku na sobotę... Roman Kołtoń

Dwóch specjalistów od czystych rąk Słuchałem dyskusji o PZPN, o tych ujawnionych podsłuchach. Dyskusji polityków. Dwóch z nich, Jacek Kurski i Janusz Palikot wiodło w niej prym. Jacek Kurski (teraz jest w nowej partii, w szóstej czy siódmej, trochę w tym liczeniu się gubię...) wołał, że korupcję trzeba wypalić rozżarzonym żelazem. Palikot tokował, że chce PZPN zdelegalizować. Dwóch specjalistów od czystych rąk! Kurski do dziś przekonywująco nie wytłumaczył, jak załatwił sobie leśniczówkę, o innych sprawach, zakończonych prawomocnym wyrokiem, nie ma, co wspominać. Palikot handryczy się z byłą żoną o pieniądze, to się za nim ciągnie, tak jak i sprawa finansowania jego kampanii. Tak czy inaczej, obaj byli w ogniu ostrych oskarżeń, wydawałoby się, więc, że te przypadki powinny skłaniać ich do powściągliwości. Ale skąd! PZPN ma wiele za uszami, tu nie ma dwóch zdań, tylko, że politycy, i to jeszcze tacy, są ostatnimi od oceniania tej instytucji. Przypomnijmy sobie wojny, które w III RP toczyli z PZPN-em politycy. Pierwszym był minister sportu w rządzie Jerzego Buzka - Jacek Dębski.. Prawicowi publicyści aż się zataczali pełni dla niego podziwu, sam pamiętam teksty, w których pisali, że to kandydat na premiera. Potem okazało się, że to kolega pana Baraniny. Wojnę z PZPN-em prowadził też minister Drzewicki, słynny "Miro". Też nie najlepiej to się wszystko skończyło.I tak można kontynuować. Warto, więc się zastanowić, dlaczego przez lata całe wojny z PZPN się toczą, dlaczego prowadzą je postaci tak mało ciekawe, i dlaczego wciąż przegrywają. Powód tych wojen jest oczywisty - polscy piłkarze grają słabo, wokół polskiej ligi ciągnie się smród kupowanych meczy, o działaczach mówi się źle, więc naród uważa, że to wina Grzegorza Laty (czy też jego poprzedników). Takie są nastroje. Więc i znajdują się chętni, żeby na tych nastrojach nazbijać trochę punktów. Dlaczego im się nie udaje? Otóż, dlatego, że związek jest samorządny i niezależny, i byle polityk nie może mu rozkazywać. To jest ten ustrojowy wybór, którego dwadzieścia parę lat temu dokonaliśmy. Owszem, jak to w życiu, ma on też swoje minusy. Ale osobiście wolę, żeby prezesem PZPN była osoba wybrana przez delegatów, niż nominowana przez premiera, albo przez rządzącą partię. Bo taki jest realny wybór - albo prezesem PZPN będzie ktoś, kogo delegaci wybiorą, albo Dębski, Drzewiecki, Czarnecki, Kurski, lub któryś z ich kolegów. A bardziej wierzę, że związek, krok po kroku, jakoś się wyprostuje, niż że wyprostuje go pani minister Mucha, albo jakiś inny partyjny aparatczyk. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że są w Polsce ludzie inaczej myślący, którzy uważają, że "partia wie lepiej", że są też tacy, którzy uważają, że "policjant wie lepiej", że Polsce trzeba Putina, ale oddycham z ulgą, gdy sobie uzmysłowię, że jednak są oni w zdecydowanej mniejszości. Nawiasem mówiąc, nie podoba mi się też pogardliwe nazywanie działaczy piłkarskich leśnymi dziadkami czy też betonem, lub jeszcze inaczej. Ci, którzy tak wołają, nie mają chyba pojęcia jak funkcjonuje polska piłka nożna. Że są to dziesiątki rozgrywek, różnych lig, i seniorów, i juniorów, i młodzików, że tysiące chłopaków (i dziewczyn) gania, co tydzień za piłką, że ktoś te rozgrywki organizuje, prowadzi protokoły, trenuje, sędziuje. Bez tych leśnych dziadków tego wszystkiego by nie było, no chyba, że ktoś wierzy, że takie rzeczy załatwi ksiądz proboszcz, albo zagraniczna firma. Nie sądzę też, by poziom działaczy sportowych specjalnie odbiegał od poziomu działaczy partyjnych. Że PZPN to gromada cwaniaków i pijaków, a taki PiS czy Platforma to zgromadzenie patriotów, ludzi uczciwych i bogobojnych. I abstynentów, oczywiście. I jedno, i drugie środowisko prezentuje, mniej więcej, średnią krajową, tacy jesteśmy, niestety. Poza tym, Grzegorz Lato może się napinać we wszystkie strony, ale dyktator z niego żaden. I nie ma w PZPN-ie nawet połowy tej władzy, jaką w PiS-ie ma Jarosław Kaczyński czy w Platformie Donald Tusk. Oczywiście, nad tym wszystkim wisi pytanie: czy mamy bezsilnie patrzeć, jak paru wujków z szefostwa PZPN, wyczynia rzeczy - nazwijmy to - dziwne? Odpowiedź jest prosta - nie. I tu akurat politycy mają wielkie pole do popisu - to im przecież podlegają odpowiednie służby, oni mogą sprawdzić, na ile różne sygnały są prawdziwe, a na ile to zwykłe podgryzanie i donosicielstwo. Bo jeden działacz chce wygryźć drugiego... Sprawa PZPN jest, więc sprawą dla ministra spraw wewnętrznych i jego służb oraz dla prokuratora generalnego i jego podwładnych. A nie dla europosła Kurskiego czy dla posła Palikota, którzy wymyślili sobie, że ciemny naród kupi obrazek z szeryfem. Godne zresztą uwagi jest to, że to akurat oni wymyślili sobie, że warto na PZPN-ie zarobić parę punktów. Otóż ci, co komentują sprawy polityczne, mówią, że Kurski i Palikot to dziś główni gracze. Że oni to coś świeżego w polskiej polityce. Że Kurski wyrósł z etapu bulteriera, i to on stoi za rokoszem Ziobry i rozwalaniem PiS-u. No a Palikot - mistrz nad mistrze, pod swoim nazwiskiem zebrał 10 proc. wyborców! A teraz tych dwóch politycznych Mefistów zgodnie powiada, że niezależność związków to żadna wartość, że prawo, to też nic istotnego, że polityk w Polsce to jak Łukaszenko, może wszystko, jest jak car. Przedkładają hucpę i schlebianie tłumowi nad zasady cywilizowanego państwa. No, więc jeżeli tak ma wyglądać ta nowa, jakość w polskim życiu publicznym, to ja dziękuję. Robert Walenciak

Dni do uniknięcia upadku Eurostrefy Czy możliwym jest wystąpienie Niemiec z UE, jeśli rozpoczęcie dyskusji przez KE o ustanowieniu euroobligacji spowodowało panikę na rynku bundów. I pytanie czy Niemcy demokratycznie mogą zostać skłonione do ich gwarantowania? Dzisiejsza aukcja obligacji belgijskich została sprzedana po rentowności 5,659% o ponad punkt procentowy wyższa od październikowej, która zakończyła się poziomem 4,37%. Wprawdzie sam fakt, że Belgowie uplasowali swoją emisję na ryku przyjmuje się z nutą ulgi, jednak należy pamiętać, że w tym tygodniu przewidywane są aukcje w sumie na kwotę 17 mld euro. Pomogła niewątpliwie interwencja EBC skupująca włoskie obligacje w przededniu jutrzejszej emisji jak podaje WSJ. A przecież czekają nas również czwartkowe emisje francuskie i hiszpańskie. Również podsumowując dzisiejszą sytuację należy zgodzić się Nicholas’em Spiro, że stopniowo i Belgia upodabnia się do tej występującej we Włoszech i Hiszpanii: „"But there's no getting round the fact that yields on 10-year Belgian paper have entered Spanish and Italian territory" w dzisiejszym artykule „Belgium, Italy Pay Record Yields in Bond Auctions” (WSJ). Środowa emisja niemieckich dziesięciolatek okazała się najgorszą aukcją od czasu utworzenia eurostrefy. Wprawdzie Ben Bennett z Legal & General Investment Management w Londynie zwrócił uwagę, że inwestorzy zrezygnowali z udziału w aukcji częściowo z powodu typowego braku wolnych środków pod koniec roku, jak i faktu, że uciekając przed zadłużeniem krajów peryferyjnych Europy już wcześniej ulokowali je w bezpieczniejszych inwestycjach. Mimo tego David Miles z Banku Anglii już ostrzega że w efekcie zwiększa się ryzyko wyjścia krajów ze strefy euro stwierdzając, że “I don’t think any of us can feel confident one way or another about whether all the countries that are currently in the euro zone will still be in it,” (za “Risk is Growing That a Country Will Quit Euro: Miles”). Niemniej Geoffrey T. Smith z Emese Bartha w artykule The Wall Street Journal “German Bond Sale Spurs Worries” zwracają uwagę, że aukcja pokrywa się z publikacją przez Komisję Europejską propozycji kontestowanej przez Niemcy o wprowadzenia do obiegu euroobligacji, których spłatę gwarantowałyby wszystkie kraje eurostrefy. A więc i Niemcy, które obecnie płacąc najmniej za swoje obligacje utraciłyby ten przywilej. Dla Niemiec, Holandii Finlandii emisja euroobligacji oznacza znaczny wzrost kosztów zaciągania długu na rynkach, natomiast dla ich biedniejszych sąsiadów z południa, jak Hiszpania czy Włochy, euroobligacje są jedynym sposobem na zmniejszenie rentowności własnych papierów dłużnych i obniżenie tym samym astronomicznych kosztów obsługi długu publicznego. Działanie Komisji Europejskiej, podjęte wbrew Niemcom, to wyraźny sygnał, że euro wyraźnie zarysował się konflikt interesów w UE, której efektem w przypadku przegłosowania może okazać się wyjście Niemiec z UE. Inwestorzy widząc niepewną sytuację z jednej strony obawiając się o swoje inwestycje długoterminowe unikają długoletnich zaangażowani, z drugiej strony szturmem wykupują niemieckie papiery wartościowe. W oczekiwaniu na zdecydowane działania eurostrefy, mające na celu jej uratowanie, kluczową będzie decyzja Niemiec polegająca na przejęciu jej ryzyka, w której stanowią połowę udziałów. O ile pomocną mogłoby się okazać wprowadzenie euroobligacji z szeroką interwencją EBC to ostatnio wyrażane sprzeciwy Bundesbanku mogą jedynie zamieszanie na rynku wzmocnić. W poniedziałkowym artykule Ralph Atkins i Martin Sandbu „Bundesbank warns against intervention” zdecydowany sprzeciw wyraził prezes Jens Weidmann do wykorzystania EBC w jego roli, jako „pożyczkodawcy ostatniej instancji”. Podkreślił również, że aktualne interwencje na rynku kapitałowym mają na celu jedynie płynnościowe zadanie („ensuring functioning markets”). Podczas konwencji CDU Kanclerz Niemiec w swojej wypowiedzi również skierowała się w kierunku zdyscyplinowania peryferyjnych krajów. W praktyce jednak wybierani przez Brukselę, a nie społeczeństwa technokraci wcale nie uspokoili inwestorów i w połączeniu z uchylającymi się od odpowiedzialności Niemcami doprowadziło do ostatnich wzrostów rentowności. Gdyż nawoływania do budowania „unii politycznej” w rozpaczliwym ruchu sprostania wymogom optymalnego obszaru walutowego, jest podważane przez kraje opierające się przed utratą suwerenności względem najsilniejszego kraju UE. Gdyż nawet Francja w obawie przed utratą możliwości manewru fiskalnego opiera się przed wprowadzeniem automatyzmu w wymierzaniu kar finansowych: „Paris opposes any suggestion of automatic sanctions to discipline spending”. Z polskiego punktu widzenia niekorzystne są propozycje utworzenia Europejskiego Funduszu Kryzysowego, który zaabsorbowałby środki oryginalnie przeznaczone w części dla nas, a który posłuży ratowaniu bogatszych krajów UE. O tym jak daleko posuwają się antydemokratyczne procedury świadczy wymuszanie na Grecji, aby pakiety „pomocowe” aprobowała również opozycja. Całość zapotrzebowania na obligacje niemieckie o zapadalności Styczeń 2022 wyniosła 3,889 miliardów euro na 6 mld możliwej emisji. Jak zauważa Norbert Aul z RBC Capital Markets w Londynie analizowana aukcja jest szóstą z ostatnich ośmiu emisji, która nie została w pełni pokryte? David Oakley i Gerrit Wiesmann we wczorajszym artykule Financial Times’a „ Bunds get caught in stampede for the exit” zauważyli, że o ile w 2009 r. nieudanych aukcji było 9, to w 2010 r. nastąpił spadek, do 7, aby w tym roku znowu podskoczyć do 9. Podczas ostatniej aukcji dziesięciolatek hiszpańskich w tym tygodniu ich rentowność wzrosła do 6,975% - więcej, niż kiedy Portugalia i Irlandia płaciły podczas ich finalnej emisji, po której musiały prosić o pomoc instytucje międzynarodowe. Również powyborcza aukcja 3 i 6-cio miesięcznych hiszpańskich papierów skarbowych zakończyła się klapą. Mimo zmiany rządu w Hiszpanii i niewielkiej emisji – w sumie 2,98 mld euro - aukcja osiągnęła rekordowe rentowności na te krótkoterminowe instrumenty dłużne. Trzymiesięczne papiery skarbowe sprzedano po średniej rentowności 5,11% ponad dwukrotnie wyższej niż zaledwie miesiąc temu (2,292%) i co jeszcze bardziej szokujące o 48 pb drożej niż we wtorek zapłacili Grecy! 4,63%, podczas gdy półroczne w wysokości 5,227% gdy miesiąc temu o prawie 2 pkt. procentowe mniej (3,302%). Niemieckie dziesięciolatki zostały sprzedane z rentownością 1,98% i dzisiaj (o 13.05) są handlowane po 1,988%, hiszpańskie po 6,619%, portugalskie 11,041%, belgijskie 5,744%, a francuskie 3,505%. Dzieje się to, dlatego że z rynku po stronie zakupów znikają powoli inwestorzy prywatni, a pojawia się coraz częściej EBC. Jak stwierdza Peter Schaffrik w artykule WSJ „Spanish Vote Fails to Quell Concerns on European Debt”: "Hedge funds are not there anymore. Banks are pulling out. You have ordinary fund managers not being active anymore. You haves central banks reducing risk". Podobnie jak Martin Blessing z Commerzbanku w artykule Financial Times’a “Investors move to price in euro split”: “What we have at the moment is strong buyer reluctance -- you could almost call it a buyers’ strike -- for sovereign bonds, for European sovereign bonds of a lot of countries”. Nic dziwnego, jeśli prawdopodobieństwo rozpadu strefy euro rynki oceniają już na 25 proc. A jak podaje Bloomberg w artykule “German Auction ‘Disaster’ Stirs Crisis Concern”Kokusai Asset Management Co. Global Sovereign Open, największy japoński fundusz inwestycyjny sprzedał całość swoich inwestycji we włoskich papierach państwowych do 11 listopada. Również raporty BNP Paribas SA i Commerzbank AG ukazują straty na sprzedanych obligacjach. Podsumował to Neil Jones dyrektor funduszu hedge’ingowego w Mizuho Corporate Bank Ltd. w Londynie: “If investors do not wish to buy bunds, they do not wish to buy Europe,” I kontrastująca z hiszpańską krzywa rentowności niemieckich papierów skarbowych 3 miesięcznych/6 miesięcznych ukazuje niemal zerową rentowność, co może świadczyć o tym, ze rynki rozpoczęły grę na wystąpienie Niemiec z eurostrefy jak i fakt nadmiernego popytu w sytuacji kiedy niemieckie papiery są chętnie przyjmowane jako zabezpieczenie pod uzyskanie gotówki w transakcjach repo. A negatywna rentowność papierów sześciomiesięcznych, jaka wystąpiła w tym tygodniu jest wydarzeniem historycznym gdyż nastąpiła po raz pierwszy od początku eurostrefy. I oznacza, że inwestorzy są gotowi płacić za papiery skarbowe więcej niż uzyskają od państwa za pół roku. Mamy obecnie sytuację podobną do tej z tuż przed kryzysu, którą opisywałem w jednej z publikacji w sierpniu 2008 r., z tym, że wartość obligacji rządowych na rynku mających rentowność powyżej 150 pb nad bundami, jest obecnie o $1 bln. większa ($3 biliony w sumie) niż maksimum CDO osiągnięte przed kryzysem. W sytuacji, kiedy dług Włoch w indeksach stanowi ich ¼ dążenie do realokacji musi pogłębiać sytuację kryzysową. A nieudane aukcje niemieckie również są symptomem kryzysu gdyż po raz pierwszy wystąpiły po upadku Lehman Brothers w 2008 r. Strefa euro w 2012 r. potrzebuje 800 mld euro zgodnie z szacunkiem Barclays Capital, bez uwzględnienia potrzeb pożyczkowych Grecji, Portugalii i Irlandii, które są poza rynkiem, a tu kolejne kraje z niego wypadają. Jeśli więc Niemcy zawczasu nie przejmą współodpowiedzialności za długi strefy euro, projekt wspólnej waluty zwyczajnie się rozpadnie, a „ofiarami” niezdecydowania staną się kolejne kraje. I jak zauważyli Mark Gilbert, Lukanyo Mnyanda i Emma Charlton w artykule „Germany Buys Itself First-Class Ticket on Titanic”może się okazać, że fundując sobie euro Niemcy są podobni do pasażerów z pierwszej klasy Titanica w 1912 r., gdyż, jeśli dopuszczą do jego zatonięcia, na co się zanosi, to na równi z pasażerami z niższych klas znajdą się w lodowatym Oceanie. Wprawdzie aukcję belgijskich obligacji mamy już za sobą, ale Włosi i Francuzi również w tym tygodniu muszą uplasować swoje obligacje. Cezary Mech

Elegia wotywna do JKM – czyli: zasadnicze nieporozumienie: On-że wierszopis życzy mi jak najlepiej. Życzy mi dużo głosów w wyborach. Chce tylko jednego: bym się zmienił.I to jest zasadnicze nieporozumienie! Otóż moim celem nie jest wygranie wyborów. Moim celem jest zmiana sposobu myślenia Polaków. Wygranie wyborów bedzie konsekwencją. Jeśli tego nie zrobię, jeśli wygram wybory podlizując się motłochowi, zgadując jego najskrytsze pragnienia – to przegram. W każdej chwili nasi wrogowie podburzą ludzi, jeśli tylko zacznę robić coś inaczej, niż zapowiadałem podczas wyborów. Ja doskonale pamiętam historię p. Melchiora Gibsona... Poniższy tekst wylicza 10 Żelaznych Zasad Hollywoodu, których musi się trzymać producent, by zapewnić sukces swojego filmu:

http://newsmine.org/content.php?ol=propoganda/bible/the-passion/gibson-breaks-hollywood-10-commands.txt

Otóż p. Mel Gibson przy "Pasji" WSZYSTKIE złamał. I odniósł sukces. Jak powiedział śp. Albert Einstein: „Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da... i on właśnie to robi!”. Więc ja nie wiem, że się nie da. Proszę zrozumieć: ja nie mogę dopasowywać się do ludzi. To oni muszą sie do mnie dopasować, muszą zmienić swój sposób myślenia na mój. Oczywiście: ludzie myślący. Wreszcie sprawa ostatnia: ludzie sie mnie boją. Byc może. Jednak nadchodzi czas, gdy ludzie będą chcieli, by władzę objął ktoś, kogo można się bać – a nie przymilny, układny polityk! Gdy nadejdzie moment prawdy, to człowiek, którego ludzie się boją, będzie JEDYNY WŁAŚCIWY! I na koniec porównanie – metoda męska i kobieca: Kobieta stara się upatrzonego mężczyznę uwieść, przypodobać mu się, przymilać się. Ale kobiety cenią facetów, którzy je nawet nieco lekceważą, traktują z góry – ale wiedzą, czego chcą. Ja stosuję tę drugą metodę... To chyba jasne: jeśli mamy działać tak, jak ja chcę, to ona musi dopasować się do mnie - a nie ja do niej! JKM

W Dniu Życzliwości „Nie w tej postaci świeci w starym Rzymie kochanek ludów, ów Marek Aureli, który tym naprzód rozsławił swe imię, że wygnał szpiegów i donosicieli” - pisze Adam Mickiewicz. Od razu widać, że nasz nieszczęśliwy kraj jest całkiem inny. O żadnym wyganianiu „szpiegów i donosicieli” nie ma mowy. To już prędzej szpiedzy, którzy żyją tu jak pączki w maśle, mogliby powyganiać nas - gdyby nie konieczność zapewnienia sobie tubylczej siły roboczej również w przyszłości, kiedy nasz nieszczęśliwy kraj dojdzie do kresu swego przeznaczenia - a już dla donosicieli to jest tu prawdziwe Eldorado. Nie tylko z tego powodu, że każda z siedmiu okupujących Polskę tajnych służb potrzebuje donosicieli, ale również, dlatego, że z donosicielstwa można nie tylko żyć aż do śmierci, ale w dodatku - używać tego życia całą paszczą - „hucznie, z przytupem i hulaszczo”. Toteż w branży donosicielskiej szczyt koniunktury - o czym można się przekonać już choćby na podstawie liczby „organizacji pozarządowych” kolaborujących ze specjalnym Zespołem do spraw Monitorowania Rasizmu i Ksenofobii przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Kiedyś takich policyjnych konfidentów uważano za osoby pozbawione honoru i nie przyjmowano w przyzwoitych domach, ale te czasy należą już do przeszłości. Toteż salon roi się od konfidentów, którzy zażywają reputacji autorytetów moralnych i mentorskim tonem pouczają przedstawicieli mniej wartościowego narodu tubylczego, co też na danym etapie przystoi mu czynić - a nieposłusznych ciągną przed niezawisłe sądy. Tak się akurat złożyło, że akurat w Światowym Dniu Życzliwości, który, jak wiadomo, przypada 21 listopada, (dlaczego akurat tego dnia - na to składa się szereg zagadkowych przyczyn, których korzenie sięgają - jakże by inaczej? - Bliskiego Wschodu), zeznawałem, jako świadek przed Sądem Rejonowym w Lublinie, gdzie toczy się proces karny Grzegorza Wysoka, oskarżonego o bliżej nieokreślone myślozbrodnie przez tamtejszą prokuraturę, wprawioną w ruch przez podobno niezwykle aktywnego na odcinku delatorskim dziennikarza tamtejszej mutacji „Gazety Wyborczej”, pana redaktora Karola Adamaszka. Kiedy już w naszym nieszczęśliwym kraju zostanie wreszcie ustanowiony Order Pawła Morozowa, jestem pewien, że cnota nie pozostanie bez nagrody. Wróćmy jednak do niezawisłego sądu, przed którego obliczem zeznawałem. Chodziło o to, czy treści zamieszczane przez pana Grzegorza Wysoka w wydawanym przezeń biuletynie, mają charakter rasistowski, a w szczególności - antysemicki. To właśnie w swoim oskarżeniu sugeruje prokuratura, a usłużnie potwierdzają wynajęci eksperci - językoznawcy z UMCS. Przeczytałem sobie jedną taką ekspertyzę i gdybym nie wiedział, że została sporządzona przez osobę obsypaną tytuły naukowymi, to pomyślałbym sobie, że napisał ją jakiś prostak, niemający pojęcia o logicznym wnioskowaniu. Jakże, bowiem określić wniosek, że Grzegorz Wysok, porównując w jednej ze swoich publikacji ludobójstwo, dokonane na ludności polskiej Kresów Wschodnich przez UPA z dokonaną przez Turków rzezią Ormian, działał w intencji zaprzeczenia holokaustowi? Kiedyś, jeszcze w koszmarnych czasach komuny, felietonista „Kultury” Hamilton napisał o swojej ciotce, która nie mogła pogłaskać kota, bo miała takie natręctwo, że natychmiast musiała mu szukać pcheł. Najwyraźniej to natręctwo musiało się przez ten czas upowszechnić - ale dlaczego ogniskiem tej przypadłości został akurat UMCS? Kiedyś był to całkiem normalny uniwersytet; wiem, co mówię, bo sam tam studiowałem w latach 60-tych - a co się dzisiaj z niego porobiło? Cóż jednak wymagać od pracowników nauki, którzy tradycyjnie bywają trochę szurnięci, często w sensie pozytywnym, jak nie w tę, to w inną stronę, skoro przecież całkiem niedawno psychiatra został postawiony na czele naszej niezwyciężonej armii? Gorsza sprawa ze znajomością najnowszej historii naszego nieszczęśliwego kraju. Odniosłem takie wrażenie, kiedy pani prokurator zadała mi podchwytliwe pytanie, czy słowo „cham” jest obelżywe, czy nie. Odpowiedziałem, że do niedawna uważane było za niegrzeczne, ale odkąd sąd prawomocnie uznał, że przy pomocy takiej inwokacji można zwracać się nawet do Prezydenta Rzeczypospolitej, to obecnie może być ona uważana nawet za zaszczytną. Zasadniczo pani prokurator chodziło jednak o „Żydów” i „Chamów” - o których Grzegorz Wysok przypomniał, charakteryzując konflikt między Leszkiem Millerem, a Aleksandrem Kwaśniewskim. Wyjaśniłem tedy, że chodzi o frakcje w PZPR, o których pisał Witold Jedlicki w broszurze pod takim właśnie tytułem. „Żydy” to byli tzw. „Puławianie”, bo namawiali się w jakimś mieszkaniu przy ul. Puławskiej w Warszawie, podczas gdy „Chamy” to była tzw. „grupa natolińska” - bo urządzała swoje sabaty w pałacyku w Natolinie. Dodałem, że zdaniem Antoniego Zambrowskiego Witold Jedlicki był konfidentem SB - zaś broszura została przez niego napisana na zamówienie Mikołaja Tichonowicza Diomko, używającego w Polsce nazwiska Mieczysław Moczar - ale nawet Antoni Zambrowski nie zaprzecza, że takie określenia w publicystyce funkcjonowały i funkcjonują. Ciekawe, że stawiający tego samego dnia w charakterze świadka w tym procesie lubelski senator PiS zeznał, że „nie przypomina sobie”, by kiedykolwiek takie określenia słyszał. Co tu dużo mówić; są jeszcze w Polsce ludzie szczęśliwi! Jeśli chodzi o prokuraturę, to odnoszę wrażenie, że musi panować tam przekonanie, iż wybitnie nieprzyzwoite jest samo słowo „Żyd”. Nie tylko, dlatego, że podejrzliwie odniosła się do „Chamów” i „Żydów”, ale również - a może nawet przede wszystkim - że jednym z inkryminowanych fragmentów publikacji Grzegorza Wysoka było zdanie, że Adam Michnik został „Żydem roku” któregoś tam. Pozwoliłem sobie tedy na uwagę, że ukrywanie lub negowanie istnienia narodu żydowskiego wydaje mi się najgorszą postacią antysemityzmu. Wszystko to oczywiście być może - i rzuca światło na sprawę umorzenia przez prokuraturę w Suwałkach śledztwa w sprawie finansowania kampanii wyborczej posła Janusza Palikota w roku 2005. Jasne, że nie może się zajmować takimi głupstwami, skoro - zgodnie z rozkazem pana Andrzeja Seremeta, musi zawczasu tępić myślozbrodnie przeciwko naszej przyszłej szlachcie, która w naszym nieszczęśliwym kraju prowadzi prawdziwą hodowlę donosicieli. SM

29 listopada, 2011”Co jest zapisane piórem, nie wyrąbiesz toporem" - powiada ruskie przysłowie, co mi przypomina inne ruskie przysłowie, że ”ten, co wie jedzie w łańcuchach a ten, co nie wie, śpi w pieluchach”. Przysłowia- jak wiadomo- są mądrością narodów, w przeciwieństwie na przykład do ustaw, które uchwalają, przedstawiciele narodu przebywający w Sejmie, a które mądrością narodu nie są. Ja przynajmniej nie znam takiej ustawy, oprócz ustawy z roku 1988, tzw. ustawy Wilczka- Rakowskiego, która to ustawa dała Polakom odrobinę wolności gospodarczej. Wtedy właśnie zaczęliśmy się bogacić.. Ale wtedy jeszcze nie byliśmy w Unii Europejskiej, ale przynależeliśmy do obozu socjalistycznego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. I popatrzcie Państwo: pozwolono nam wprowadzić w Polsce wolny rynek..(????) Towarzysze radzieccy pozwolili wprowadzić w Polsce wolny rynek, a towarzysze europejscy zalewają nas regulacjami i wolny rynek zabijają, przy okazji zadłużając nas i niszcząc podatkami. No i biurokracją: najnowsze dane: właśnie przekroczyliśmy w stanie kompletnej głupoty poziom stanu urzędniczego i mamy- jak podał na spotkaniu z czytelnikami w Radomiu pan redaktor Leszek Szymowski- 715 tysięcy urzędników pospolitych(????) Pan redaktor, autor dwóch książek” Imperium marnotrawstwa” oraz „Zamach w Smoleńsku”- twierdzi, że za dwa- trzy lata, liczba urzędników, właściwie powinienem pisać „ilość” urzędników - powinna przekroczyć w Polsce magiczną liczbę 1 miliona(!!!!). Czy to nie wspaniała perspektywa? Nie licząc mas radnych, budżetowych, spółkowych, fundacyjnych- wszystkich dojących pieniądze z budżetu państwa.. Rzeczpospolita Budżetowa- nam się kroi jak ta lala! Nie potrafię sobie wyobrazić nas wszystkich w budżetówce, a cały przemysł i prywatną działalność na kroplówce dotacyjnej.. Oprócz tych wszystkich, którzy na ulicach – ustawiając stragany, jak na początku sławnej „ transformacji ustrojowej”- walczą o swoją wolność.. Całość koorydynować będzie milion urzędników.. (!!!!) Tylko skąd te barany będą brały pieniądze na utrzymanie tego dotacyjnego i budżetowego socjalizmu biurokratycznego, no i ma się rozumieć - demokratycznego? To jest realizacja hasła niesławnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego z początku lat dziewięćdziesiątych, zwanego przez złośliwych ”Kongresem Aferałów”, które brzmiało: „Milion nowych miejsc pracy”. I tak się składa, że mamy w Polsce rządy byłych działaczy KLD, później Unii Wolności za przeproszeniem, chodzi mi o słowo” wolność”, a obecnie Platformy Obywatelskiej.. To jest ten sam pień! Głuchy pień! Do pnia nie dociera, że to, co robią skończy się katastrofą! Chociaż… Pan premier coś wyczuwa intuicyjnie, ale z powodu, że ma do dyspozycji siedem służb tajnych, że coś się kroi w przyszłym roku kalendarzowym, ale nie według kalendarza liturgicznego, bo w swoim expose obiecał policjantom od lipca podwyżkę po 300 złotych każdemu- jak leci. Każdemu? A dlaczego nie indywidualnie za jakieś konkretne osiągnięcia- tylko wszystkim- kolektywnie.(????) No i będziemy mieli „Milion nowych miejsc pracy”. Po tylu latach hasło zostanie w końcu zrealizowane, urzeczywistnione. Chyba będzie to jedyna sprawa załatwiona do końca. Do naszego końca! A potem już tylko kolejny milion urzędników, w ciągu kolejnych pięciu lat.. Jak pan premier Donald Tusk, ze swoją ferajną i przy pomocy tych siedmiu służb specjalnych będzie nadal rządził, a wygląda na to, że tak będzie, podobnie jak przed II wojną światową ludzie towarzysza „Ziuka”. Rządzili do końca swoich dni.. Aż wojna przerwała te idiotyczne rządy, korupcji, bezprawia i marnotrawstwa.. Oczywiście nie takiego jak obecnie.. I to samo chcą zrobić socjaliści na Ukrainie, agitując ten biedny kraj, żeby jak najszybciej podpisał umowę stowarzyszeniową z Unią, a będzie im lepiej i jeszcze lepiej, tym bardziej, że demokracja na Ukrainie jest zagrożona, bo „ Piękna Julia” odbywa siedem lat chudych w tamtejszym lochu. Socjalistyczna Unia Europejska nie zgadza się z wyrokiem ukraińskiego niezawisłego sądu, który- widać- jest niezawisłym, przynajmniej od decyzji decydentów Unii Europejskiej. Były malwersację i źle podpisana umowa- jest loch! U nas nie starczyłoby miejsc w więzieniach gdyby wszystkich decydentów powsadzać za kratki, za to, co zrobili z Polską przez ostatnich dwadzieścia lat. Przynajmniej za samo ustawodawstwo, które wprowadzili przy pomocy narzędzia demokracji większościowej.. Ukraina ma szansę się rozwijać, wtedy, gdy nie przystąpi do Unii Europejskiej, co wydaje się rozumieć pan prezydent Janukowicz i nie chce swojego narodu skazać na wegetację i dojenie przez biurokratyczne struktury Unii. Musiałby płacić unijną składkę, może na poziomie 1 miliarda złotych z kawałkiem miesięcznie, a może więcej.. W końcu biurokracji w Unii przybywa- i każdy chce coś z tego tortu uszczknąć.. No i poregulować sobie to i owo od góry! Wolnego rynku nie będzie w Unii Europejskiej, bo jest to wspólnota głupoty i nonsensu i taką wspólnotą pozostanie, aż do bankructwa.. Panie Janukowicz: niech Pan nie słucha naszych naganiaczy, w rodzaju pana Kwaśniewskiego, Komorowskiego, Sikorskiego czy Buzka( ps.Karol, Docent) i niech pan nie podpisuje żadnej umowy stowarzyszeniowej z socjalistyczno- biurokratyczną Unią, niech pan razem z Rosją, Białorusią, Azerbejdżanem i innymi państwami zakłada strefę wolnego handlu, a będzie lepiej Panu i Pana narodowi- z całą pewnością! I nie podpisujcie żadnych pakietów klimatycznych, bo to narządzie politycznego marnotrawstwa, głupoty i zniewalania jednostek, ograniczenia jej wolności, a przyszłościowo- wielkiej- biedy! Bo Unia na tę głupotę już wydaje 200 miliardów euro rocznie! Nie dajcie się wciągnąć w kolejny kołchoz, bo odbędzie się to jedynie ze stratą dla was.. Jeśli chce Pan dobra swojego narodu- to tylko wolny rynek, wolność gospodarcza i niskie podatki.. To jest sprawdzona recepta na dobrobyt. Pod każdą szerokością geograficzną. Wiem, że Pan był swojego czasu w Singapurze, i jest Pan zafascynowany tamtejszym dobrobytem. On wyrósł z wolnego rynku- i jak chce się być bogatym, to trzeba iść tamtą drogą.. A nie drogą Kwaśniewskiego, Kaczyńskiego, Pawlaka, Napieralskiego, Millera, Oleksego, Palikota, Buzka, Tuska, Mazowieckiego, Komorowskiego czy Geremka. A jak poprzyjmujecie ustawy ekologiczne i wejdziecie do tego kołchozu, tak jak my - to spotka was podobny los jak nas.. Propaganda będzie wymyślać jakieś idiotyzmy w rodzaju” grzechu ekologicznego”, a mieszkańcy Ukrainy palący do tej pory w piecach, czym się im podobało, będą podlegali kontroli straży miejskiej, która- tak jak kilka dni temu w Rzeszowie, sprawdzała, czym człowiek pali we własnym piecu (???) Wchodzą do prywatnego domu, bo sąsiad zadzwonił po straż i sprawdzają, co kto ma w kotłowni, co szykuje do spalenia. Już tylko krok od tego, żeby sprawdzali, czego używam przy spuszczaniu wody, czym myję naczynia, czy się kąpię i czy myję zęby.. Totalitarym ante portas! Wszystko to na podstawie ustawy o ochronie środowiska! Ekologia jest narzędziem politycznym zniewalania człowieka. Na tej podstawie można, tak naprawdę - sprawdzić wszystko.. Bo całe nasze życie jest ekologiczne, tak jak w demokracji- polityczne.. System wikła nas we wszystko, czego nie chcemy. Stajemy się niewolnikami systemu i ludzi, którzy ten system tworzą.. To są wrogowie wolności człowieka, a dla wrogów wolności nie powinno być wolności- to chyba jasne! I to wszystko jest zapisane piórem, i tego nie wyrąbie się nawet toporem.. Te wszystkie sprawy są spisane i w razie zmiany okoliczności politycznych, zawsze ich wszystkich można postawić przed sądem. Za działanie na szkodę państwa i ludzi w nim mieszkających.. Obyśmy doczekali takiej chwili… WJR

ZASADY i PRAWA Drodzy, Ja zalecam stosować prawo Van Herpena i pozdrawiam zgodnie z Postulatem Bolingsa – Adam Kilka praw, które warto poznać:

Prawo Menckensa: Ci, co umieją - robią, ci, co nie umieją - uczą.

Rozszerzenie Martina: Ci, co nie umieją uczyć - zarządzają.

Ekstrapolacja Belaniego: Ci, co nie umieją zarządzać - doradzają.

Prawo Jonesa: Człowiek, który uśmiecha się, gdy sprawy idą źle, myśli o człowieku, na którego można zwalić winę.

Prawo Conwaya: W każdej organizacji znajdzie się jedna osoba, która wie, co jest grane. Ta osoba powinna zostać natychmiast zwolniona.

Zalecenie biurowe Scotta: Nigdy nie poruszaj się korytarzem biurowca bez kartki papieru w ręku.

Pierwsze prawo pracowni laboratoryjnej: Gorąca probówka wygląda dokładnie tak samo jak zimna.

Postulat Bolingsa: Jeżeli czujesz się świetnie, nie martw się - to minie.

Prawo Meskimensa: Nigdy nie ma wystarczającej ilości czasu, aby pracę wykonać dobrze. Zawsze jest czas, aby wykonać ją ponownie.

Temat Lipmana: Pracownicy specjalizują się w obszarach swojej najmniejszej wiedzy.

Prawo Wienera: Wszystko jest możliwe do zrobienia dla osoby, która nie musi tego robić.

Prawo Pinta: Zrób komuś uprzejmość, a stanie się to twoim ciągłym zajęciem.

Prawo Bella: Gdy zanurzymy ciało w wodzie - dzwoni telefon.

Prawo Ruby'ego: Prawdopodobieństwo spotkania osoby znajomej wzrasta, kiedy znajdujemy się w towarzystwie osoby, z która nie chcemy by nas widziano.

Zasada Wingera: Jeżeli coś znajduje się na twoim biurku przez 15 minut, stałeś się ekspertem w tej dziedzinie.

Prawo Harpera: Nie znajdziesz zagubionego przedmiotu dopóty, dopóki nie kupisz zamiennika.

Hipoteza Mollisona: Jeżeli projekt zostanie zatwierdzony przez biurokracje, to nie jest wart wykonania.

Prawo Van Herpena: Rozwiązanie problemu leży w znalezieniu osób, które umieją go rozwiązać.

Prawo Murphy'ego: Jeśli cos może pójść nie tak, to pójdzie w najgorszym momencie.

Prawo cyklicznosci Farnsdicka: Wydarzenia przechodzą ze złych w tragiczne, po czym proces ten cyklicznie powtarza się.

Obserwacja Etorrea: Druga kolejka porusza się szybciej.

Rozszerzenie O'Briena: Obserwacja Etorrea pozostaje w mocy po zmianie kolejki.

Mirosław Dakowski

Byli posłowie i senatorowie wracają na ciepłe posadki. Święte krowy przez 2 lata? Kolejni parlamentarzyści aklimatyzują się w gmachu przy ul. Wiejskiej. Jednak rzesza kilkuset posłów i senatorów wraca do prawdziwego świata. Na większość z nich czeka zamrożone przed rozpoczęciem kadencji stanowisko pracy. Niestety najczęściej otwarte ramiona pracodawców nie mają wiele wspólnego z szacunkiem dla rozwoju intelektualnego, któremu były poseł lub senator teoretycznie powinien był ulec podczas sprawowania kadencji. Mało osób wie, że zgodnie z art. 31 ustawy z 9 maja 1996 roku o wykonywaniu mandatu posła i senatora „pracodawca, u którego poseł lub senator otrzymał urlop bezpłatny, jest obowiązany zatrudnić go po zakończeniu urlopu bezpłatnego lub (…) po wygaśnięciu mandatu na tym samym lub równorzędnym pod względem płacowym stanowisku pracy, z wynagrodzeniem, jakie otrzymywałby poseł lub senator, gdyby nie skorzystał z urlopu bezpłatnego”. Oczywiście „prawo do otrzymywania urlopu bezpłatnego na czas trwania mandatu w zakładzie pracy zatrudniającym posła” to jeden z „warunków niezbędnych do skutecznej realizacji ich obowiązków”. Co więcej – „zmiana warunków pracy lub płacy [byłego posła lub senatora – dop. Red.] w ciągu dwóch lat po wygaśnięciu mandatu może nastąpić tylko za zgodą Prezydium Sejmu lub Prezydium Senatu”. Według informacji podanych przez „Rzeczpospolitą”, od 2005 roku pracodawcy siedmiokrotnie prosili o zwolnienie lub przynajmniej obniżenie pensji posłów, którzy po czterech latach nieobecności zapukali do drzwi firm, w których pracowali przed „wakacjami” na Wiejskiej. Relatywnie niewielką liczbę wniosków łatwo wytłumaczyć. Odpowiedź Prezydium Sejmu na wszystkie prośby była odmowna! Co ciekawe, w 2002 roku jeden z byłych senatorów sam poprosił Prezydium o obniżenie swojej pensji. Jednak w zamian otrzymał od pracodawcy sześcioletnią gwarancję zatrudnienia! Oczywiście oprócz gwarancji zatrudnienia po bezpłatnym urlopie udzielanym z urzędu (ex lege – z mocy prawa) wszystkim byłym posłom i senatorom przysługuje odprawa w wysokości 30 tys. zł oraz możliwość ubiegania się o bezzwrotną zapomogę z funduszu socjalnego (jednorazowo do 5 tys. zł). Tajemnicą poliszynela jest nisko oprocentowana pożyczka na zakup mieszkania lub jego remont, z którą znaczna część byłych reprezentantów narodu opuszcza ul. Wiejską. Podsumowując: byli parlamentarzyści mogą liczyć na socjalną ochronę lepszą niż ta „wywalczona” przez związkowców albo samorządowych radnych! Zważywszy na pokrótce zreferowaną zapobiegliwość posłów i senatorów, nie powinna Państwa dziwić niechęć do jakichkolwiek reform mających na celu np. zmniejszenie kosztów pracy…

Adam Wawrzyniec

Lokal “Krytyki Politycznej”, jako dowód na konieczność szybkiej reprywatyzacji! Po wydarzeniach z 11 listopada coraz więcej osób domaga się odcięcia lewicowych organizacji od publicznych pieniędzy przyznawanych im w formie dotacji, ale nie tylko. Formą wsparcia ich działalności jest również oddawanie im w najem miejskich nieruchomości po preferencyjnych stawkach. Kawiarnia Nowy Wspaniały Świat znajduje się w lokalu w kamienicy na rogu ul. Nowy Świat i Świętokrzyskiej (Warszawa), za który to lokal środowisko „Krytyki Politycznej” płaci czynsz w wysokości… 12 zł/m2. Dlaczego stawka za lokal w centrum Warszawy jest taka niska, skoro na rynku płaci się i po 100 euro/m2? To, że miasto ulgowo traktuje organizacje społeczne i polityczne, to jedna strona medalu. Miasto nie ma przecież obowiązku oddawania im w najem najbardziej atrakcyjnych lokali. Jednak burmistrz Śródmieścia twierdzi, że na ten konkretny lokal nie było innych chętnych. Niemożliwe? A jednak. Nieruchomość na rogu Nowego Światu i Świętokrzyskiej została odebrania właścicielom na mocy niesławnego dekretu Bieruta. Właściciele skorzystali jednak z przysługującego im prawa i dochodzą zwrotu własności. Postępowanie toczy się. W Warszawie toczy się długo, często i kilkadziesiąt lat, niezależnie, kto sprawuje władzę. Problemu w ogóle by nie było, gdyby nieruchomość wróciła do prawowitych właścicieli lub ich spadkobierców. Ci zrobiliby z nią, co tylko by chcieli. Mogliby sami prowadzić w lokalu działalność, wynająć go po stawkach rynkowych, a jeśli mieliby taki kaprys, to i wspierać wywrotowe idee, oddając lokal w najem po niższych stawkach. Ich majątek – ich sprawa. I z punktu widzenia podatnika zero problemu. W tej chwili, wobec niejasnej przyszłości nieruchomości, jesteśmy jednak zawieszeni w próżni. Miasto nie chce zwrócić kamienicy, (bo gdyby chciało, to już dawno by to uczyniło), ale chce też na niej cokolwiek zarabiać. Ze względu na roszczenia właścicieli nie może zawrzeć umowy najmu na czas dłuższy niż trzy lata. A kto zdecyduje się na inwestycję z tak krótką perspektywą działalności? Żaden szanujący się przedsiębiorca. I stąd zapewne brak zainteresowania lokalem, o czym mówił burmistrz. Więc zostaje albo szaleniec, albo ktoś, kto nie ma nic do stracenia. Obecny najemca to właśnie ten ostatni przypadek. Wziął lokal na trzy lata, zaplanował prowadzenie biznesu w ramach działalności kulturalno-edukacyjno-politycznej i dzięki temu płaci czynsz taki, jaki płaci. A co potem? Nic. Miasto zapewne nieruchomości nadal nie zwróci, najem zostanie przedłużony o kolejny okres. Niech tylko ktoś to spróbuje zablokować, to podniesie się lament i w kraju i na świecie, że Polska tępi wolność myśli, słowa i działania postępowej lewicy (normalny przedsiębiorca o takim wsparciu mógłby tylko pomarzyć). Znajdzie się ktoś, kto się nie ugnie? Wątpię. Historia zatoczyła koło. Nieruchomość odebrana przez komunistów znów służy rewolucyjnym celom. Dlatego jedynym rozwiązaniem jest jak najszybsza reprywatyzacja. Zarówno tej nieruchomości, jak i wszystkich innych odebranych bierutowskim dekretem! Marcin Bonicki

Samowystarczalność najlepszym rozwiązaniem problemu globalizmu

Podstawą gospodarki samowystarczalnej jest po prostu uprawianie własnego ogrodu i zapewnienie sobie własnej żywności

Ola Gordon powiedział/a 2011-11-27 (niedziela) @ 19:30:11

The Globalists’ Worst Nightmare

Najgorszy koszmar globalistów http://landdestroyer.blogspot.com/2011/03/globalists-worst-nightmare.html

Tony Cartalucci – 15.03.2011 tłumaczenie / skrót Ola Gordon

Kiedy zastanawiamy się nad „rozwiązaniami”, większość z nas zaraz myśli o zorganizowaniu protestu i wyjściu na ulice. Rozważmy przez moment sam protest, co można nim osiągnąć, i co po sobie pozostawi. [...] W najlepszym przypadku, wszystkie protesty doprowadzą, podczas gdy beznadziejnie zależymy od tego systemu, do rundy zabawy w krzesełka na arenie politycznej, z być może powierzchownymi koncesjami dla narodu. Ale całkowity wynik nadal będzie zdecydowanie na korzyść globalnej oligarchii korporacyjno- finansowej. [...] Kiedy już ludzie rozumieją, że jest coś źle i rozpoznają konieczność zrobienia „czegoś”, odkrycie czym jest to „coś” staje się niezwykle trudne, kiedy tak niewielu rozumie jak naprawdę działa władza, i jak odebrać ją oligarchom, którzy przejęli ją przestępczymi sposobami.

Zrozumienie globalizacji Rozszerzanie tego globalnego imperium oligarchicznego przyjęło bardziej ekstremalną, być może rozpaczliwą formę, poprzez inscenizowanie rewolucji, widzianych w Egipcie i Tunezji, a w przypadku Libii, zbrojny [sterowany z zewnątrz.. MD] bunt i widmo zagranicznej interwencji wojskowej. Ale globalistyczne zamachy stanu na całym świecie miały miejsce już wcześniej – na przykład pod koniec lat 1990, pod pretekstem „krachu finansowego” i „restrukturyzacji” MFW. Wiele państw upadło z powodu zobowiązań wobec MFW i jego „reform”, które wyniosły neo-kolonializm zapakowany pod przykrywką eufemizmu „liberalizacji gospodarczej”. W tym żeby zilustrować jak to działa, może pomóc zrozumienie, jak wyglądał prawdziwy kolonializm. W latach 1800, Tajlandia, wtedy Królestwo Syjamu, ze wszystkich stron otoczona była skolonializowanymi narodami, co z kolei wymusiło zgodę na brytyjski Traktat Bowring w 1855 roku. Zobaczmy jak wiele z tych nałożonych przez „politykę kanonierek” koncesji brzmi jak dzisiejsza „liberalizacja gospodarcza”:

1. Syjamowi przyznano eksterytorialność, jako brytyjskim poddanym

2. Brytyjczycy mogli handlować swobodnie we wszystkich portach i mieszkać na stałe w Bangkoku

3. Brytyjczycy mogli kupować i wynajmować nieruchomości w Bangkoku

4. Brytyjscy poddani mogli swobodnie podróżować po kraju z pozwoleniami wydawanymi przez konsula

5. Cła importowe i eksportowe ustalono na 3%, oprócz wolnych od cła opium i sztabek złota

6. Brytyjscy kupcy mogli bezpośrednio handlować z indywidualnymi Syjamczykami.

Bardziej współczesnym tego przykładem jest podbój militarny Iraku i reformacja gospodarcza Paula Bremera (Rada Stosunków Międzynarodowych – CFR). „The Economist” radośnie wymienia neokolonialną „liberalizację gospodarczą” Iraku w artykule zatytułowanym „Wszyscy chodźmy na wyprzedaż: jeśli się uda, Irak stanie się marzeniem kapitalisty” [Let's all go to the yard sale: If it all works out, Iraq will be a capitalist's dream]:

1. Posiadanie w 100% irackich aktywów

2. Pełna repatriacja zysków

3. Jednakowa sytuacja prawna jak dla firm lokalnych

4. Pozwolenie bankom zagranicznym na działanie i wykupywanie banków lokalnych

5. Podatki dochodowe i korporacyjne maksimum 15%.

6. Powszechna obniżka taryf do 5%.

Nieliczni mogą stwierdzić, że zastępy budowniczych MFW narzucane państwom na całym świecie po krachu finansowym w późnych latach 1990, różnią się od kolonializmu gospodarczego w przeszłości i w teraźniejszości. Faktycznie sam MFW publikuje obszerne raporty na temat „konieczności” liberalizacji gospodarczej. Aby mieć pewność, rządy, które doszły do władzy w wyniku obecnej destabilizacji na Bliskim Wschodzie, będą bardziej służalcze, i na pewno będą angażować się w podobną liberalizację gospodarczą. Kenneth Pollack z Brookings Institute już wyjaśnił, że „walkę na nowym Bliskim Wschodzie trzeba określić jako walkę między narodami, które idą w dobrym kierunku, i narodami, które tego nie robią; między tymi, które akceptują liberalizację gospodarczą, reformę edukacji, demokrację, rządy prawa i swobody obywatelskie, a tymi które tego nie robią”. [podkr. tłum.]

Syjam ostatecznie wycofał się z warunków Traktatu Bowring, kiedy osłabło Imperium Brytyjskie, ale w 1997 roku, Tajlandia po raz kolejny stanęła w obliczu podobnych warunków, tym razem podyktowanych jej przez banksterów z MFW.

Odpowiedź Tajlandii na globalizację Odpowiedź Tajlandii na MFW i globalizację w ogóle była głęboka w obu kwestiach, jak również w zrozumieniu finałowej gry globalistów. Zaciekle niezależna i nacjonalistyczna, i będąc jedynym krajem w Azji Południowo-Wschodniej, który uniknął kolonizacji, przez ponad 800 lat suwerenności Tajlandii chroniła czczona przez naród monarchia. Obecna dynastia, Chakri panuje prawie tak długo, jak Ameryka istnieje, jako państwo, i obecnego króla uważa się za odpowiednika żyjącego „ojca założyciela”. I tak jak to miało miejsce przez 800 lat, tajska monarchia jest dzisiaj najbardziej prowokacyjną i konstruktywną odpowiedzią na zagrożenia stojące przed Królestwem. Jej odpowiedzią jest samowystarczalność. Samowystarczalność dla państwa, dla prowincji, dla społeczności, i dla gospodarstwa domowego. Koncepcja ta jest czczona jak świętość w „Nowej teorii” króla Tajlandii, lub „gospodarce samowystarczalnej”, i pokazuje podobne wysiłki podejmowane na całym świecie, żeby złamać kręgosłup opresji i wyzyskowi, które są skutkiem zależności od systemu globalnego. Podstawą gospodarki samowystarczalnej jest po prostu uprawianie własnego ogrodu i zapewnienie sobie własnej żywności. Jest to pokazane na rewersie każdego tajskiego banknotu 1000 baht, w postaci wizerunku kobiety uprawiającej swój ogród. Następnym krokiem jest produkcja nadwyżki, którą można sprzedać by mieć dochód, co z kolei można wykorzystać na zakup technologii służącej do dalszego wzbogacania swoich umiejętności, by utrzymać się i polepszyć swój styl życia. Celem „Nowej teorii” jest zachowanie tradycyjnych wartości agrarnych w rekach ludu. Innym jej celem jest zapobieganie migracji z wiosek do miast. To z kolei uniemożliwia wprowadzanie się dużych karteli rolniczych, przejmowanie ziemi, korumpowanie, czy nawet zagrażanie narodowym dostawom żywności (Monsanto). Ci, którzy znają program ONZ Agenda 21, niedawny „Program zmiany klimatu” ONZ, oraz „grę finałową” globalistów, mogą zrozumieć głębsze implikacje i niebezpieczeństwa takiej migracji, i dlaczego należy jej zapobiegać. Przenosząc się do miasta, ludzie rezygnują z własności prywatnej, przestają produkować, i kończą wtłoczeni w system konsumpcyjny. W takim systemie, problemy takie jak przeludnienie, zanieczyszczenie, przestępczość i kryzys ekonomiczny, mogą być rozwiązane tylko przez scentralizowany rząd i rozwiązania polityczne takie jak limity, podatki, mikro-zarządzanie i rozporządzenia, a nie istotne rozwiązania techniczne. Poza tym, takie problemy nieuchronnie prowadzą do scentralizowanego rządu zwiększającego swoją władzę, zawsze kosztem narodu i jego wolności. Skutki katastrofy ekonomicznej są również większe w scentralizowanym, współzależnym społeczeństwie, w którym każdy zależy od ogólnego stanu gospodarki, w kwestii nawet prostych potrzeb takich jak żywność, woda i energia elektryczna. W ramach „Nowej teorii”, w całym kraju stworzono stacje pokazowe, promujące edukację w zakresie rolnictwa i samowystarczalnego życia. Program ten konkuruje ze współczesnym systemem globalnym, który obecnie wdrażany jest w wielu częściach świata przez kryzys gospodarczy. Względnie samowystarczalny charakter Tajlandczyków pozwolił dość dobrze przetrwać ten chaos gospodarczy. Za 10 lat, talerz żywności będzie wciąż kosztował tyle, ile wiele codziennych towarów. To tylko dodatkowo potwierdza słuszność samowystarczalności i bardziej niż kiedykolwiek, zarówno w Tajlandii jak i za granicą, jest to dobry czas, aby się zaangażować i stać się samowystarczalnym.

Globalne reakcyjne załamywanie rąk Oczywiście, głowa państwa liczącego 70 milionów mieszkańców, promująca styl życia, który podcina nogi programowi globalnemu, nie jest dobrze widziana w establiszmencie oligarchicznym. Ich odpowiedzią na to jest, jak było w przypadku wszelkiego zwyczajowego pokazu oporu Tajlandczyków, coś co warto zauważyć. Być może najgłośniejszym globalnym krytykiem Tajlandii jest „The Economist”. Otwarcie krytykuje jej samowystarczalną gospodarkę w artykule zatytułowanym „Thaksinomics Rebranding” [Przemianowanie Thaksigospodarki]. Stwierdza on, że ten plan gospodarczy jest „częściowym wycofywaniem się z dotychczas liberalnego stanowiska Tajlandii wobec gospodarki”. „The Economist” zaciemnia debatę pomijając samowystarczalny aspekt „gospodarki samowystarczalnej”. Twierdzi, że socjalistyczna jałmużna za rządów obalonego premiera i notorycznie marionetki globalistów, Thaksina Shinawatra, w jakiś sposób osiągnęła dokładnie te same cele. Twierdzi również, że koncepcja samowystarczalności jest jedynie „przemianowaniem” takich socjalistycznych jałmużn. Artykuł ten przechodzi do pro-Thaksin demagogii, potępia odsunięcie go od władzy i nadal twierdzi, że zachęcanie ludzi do uprawy własnej żywności, to jakby kradzież socjalistycznej polityki Thaksina. Należy zauważyć, że socjalizm to nie samowystarczalność. Jest to pełna zależność od państwa - ludzi, którzy płacą coraz większe podatki. Socjalizm nie jest o uprawianiu własnego ogrodu, z wykorzystaniem technologii na zwiększenie niezależności i rozwiązywania problemów własnym sposobem. Chodzi tu o branie ze zbiorczych magazynów państwa, a kiedy jesteś ponownie głodny, bierzesz ponownie. Socjalizm może być użyteczny tylko, jako metoda wypełniania luk między bieżącymi problemami i aktywnym dążeniem do rozwiązań technicznych. Ale celem globalizacji jest tworzenie współzależności między państwami, i całkowitej zależności od instytucji globalnych, i w związku z tym, utrwalanie problemów, a nie rozwiązywanie ich, staje się metodą. Inny globalistyczny punkt widzenia pochodzi z australijskiego bloga National University, „New Mandala”, pisanego przez akademickiego „eksperta”, Andrew Walkera. Blog sam w sobie jest izbą rozliczeniową dla tematów globalistycznych dotyczących Azji Południowo-Wschodniej. Wśród jego autorów jest nawet zatrudniany przez Thaksina Shinawatra lobbysta, Robert Amsterdam. [...] Globaliści widzą, co się dzieje i już działają przeciwko temu, podczas gdy większość ludzi wciąż jest w stanie ignorancji i apatii. Tajlandia jest jednym z wielu krajów w chińskim „Sznurze Pereł”, który jest przeznaczony do destabilizacji i sponsorowanego przez Departament Stanu USA „wyzwolenia”. Kluczem do zatrzymania globalistów jest ponowne przejęcie od nich mechanizmów cywilizacji, i zrobiliśmy to już poprzez alternatywne media. Taki sukces jest konieczny we wszystkich aspektach naszego życia, i jak sugeruje król Tajlandii, można to zacząć od czegoś tak prostego, jak uprawianie własnego ogrodu.

Teraz i w przyszłości Oczywiście, w Tajlandii samowystarczalność agrarna jest połączona z technologią w celu zwiększenia efektywności i poprawy, jakości życia. Nawet w mieście, małe, niezależne firmy wdrażają najnowsze technologie w celu poprawy produkcji, zwiększenia zysków, a nawet konkurują z większymi korporacjami. Komputerowo sterowane maszyny do obróbki można znaleźć w małych warsztatach wciśniętych w stare sklepo-domy, automaty haftujące pozwalają jednej kobiecie realizować zamówienia na identyfikatory na nowe mundurki szkolne, zamiast zlecania tych zamówień do fabryk należących do garstki bogatych inwestorów. Liczne tego przykłady można zobaczyć spacerując ulicami Bangkoku, stolicy Tajlandii. [...] Dostarczanie tego typu technologii mieszkańcom obszarów wiejskich, a nawet umożliwianie im tworzenia własnych technologii, a nie tylko wykorzystywanie ich, to nie tylko science fiction, ale rzeczywistość dnia dzisiejszego. Profesor z MIT, dr Neil Gershenfeld opracował „laboratorium produkcji”, lub „Fab Lab”. Fab Lab jest mikro-fabryką, która może „zrobić prawie wszystko”. Jego Fab Laby powstają na całym świecie w tym, co nazywa się prywatną rewolucją produkcyjną. Jej celem jest zmiana świata: z uzależnionych konsumentów w niezależnych projektantów i producentów. [...] Dr Gershenfeld idzie dalej do hermetyzacji prawdziwego potencjału swoich Fab Labs twierdząc, że „pozostałe 5 mld ludzi na świecie to nie tylko „obciążenie”, ale i „producenci”. Prawdziwą szansą jest wykorzystywanie siły wynalazku dla świata, żeby lokalnie projektować i znajdować rozwiązania dla problemów lokalnych”. Odniósł sukces, takie Fab Labs powstają na całym świecie. Przekaz dr Gershenfelda współgra z obecną kulturą Tajlandii i ambicjami „gospodarki samowystarczalnej”. Pod wieloma względami, sieć tajlandzkich mikrobiznesów, już z powodzeniem pomija kapitałochłonną produkcję scentralizowaną, potwierdza działalność i optymizm dr Gershenfelda. Ale to również silnie współgra z tradycją samowystarczalności, która Amerykę uczyniła wspaniałą. Możliwości techniczne tego, aby zmienić świat, stały się już rzeczywistością, ale dr Gershenfeld sam przyznaje, że największą przeszkodą jest pokonanie inżynierii społecznej, innymi słowy, stworzenie zmiany paradygmatu w umysłach ludności, po to, żeby dokonać zmiany technicznego paradygmatu, co już się dokonało. Samowystarczalność i wykorzystywanie technologii przez ludzi to największe obawy globalnej oligarchii, obawy, które oligarchowie żywili w ciągu wieków. Bojkot korporacji globalistów i zastępowanie ich lokalnymi rozwiązaniami, to coś, na co już od dziś każdy może sobie pozwolić. I przyglądanie się Fab Labom dr Neila Gershenfelda, podnoszenie świadomości prywatnej rewolucji produkcyjnej, oraz uczestniczenie w niej nawet w najmniejszym stopniu, może pomóc pokonać przeszkodę w formie inżynierii społecznej i wywołać głębokie zmiany paradygmatu. Rozpoczęliśmy przejmowanie mediów, a teraz nadszedł czas, aby przejmować inne mechanizmy władzy. Teraz jest czas, żeby uznać prawdziwą wolność w samowystarczalności, dla narodu, dla wspólnoty, dla gospodarstwa domowego, i zacząć żyć nią każdego dnia.

Ola Gordon


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
624
624
di 624+ qig pl pjktouxg6qsmjksgto6db5ukkli5cjomydcaowy PJKTOUXG6QSMJKSGTO6DB5UKKLI5CJOMYDCAOWY
624
624
624
44 611 624 Behaviour of Two New Steels Regarding Dimensional Changes
gewis kolos 3 624, GEWiS
Akumulator do?RRARI@624@624
624 3 70
624
624
624
624
624 625
624
624
624

więcej podobnych podstron