Sprawdźmy.
Właściwie, ile razy wasza dwójka się całowała?
Pierwszy raz był niezapomniany.
Zawsze będzie. Pierwszy kęs zakazanego owocu. Rany, ależ ci się to podobało i to już wtedy. To ona wykonała pierwszy krok. Pocałunek był namiętny, pełen pasji i ... nie z tego świata. Była zarażona wirusem i nie mogła się kontrolować. Ale i tak ci się podobało. A komu przy zdrowych zmysłach by nie ?!
Drugi był inny.
Właściwie całowałeś „inną” ją. Tą, która zjawiła się przez kwantowe lustro. Ten pocałunek był słodki, smutny i ... surrealistyczny. Był także dziwny; całowała ciebie, ale jednocześnie nie całowała. Uważała cię za swojego zmarłego męża. Męża... byli małżeństwem przez rok. Hej, poprzestańmy na tym: zbyt często dostajesz migreny słysząc tylko ”Alternatywna Rzeczywistość”.
Trzeci był wyjątkowy.
Dlaczego? Bo był z głębi serca. Wiedziałeś, co do niej czułeś (wciąż czujesz) i poszedłeś na całość. Skradziony pocałunek, którego nie pożałujesz do końca życia. Pocałunek był pełen pasji, żądań, powodował, że zwijały ci się palce u stóp (nie żebyś się do tego przyznał) i... niepowtarzalny. O, i jeszcze jedna ważna rzecz: ona też cię całowała. Oczywiście ona nic nie pamięta, zadbałeś o to (pętla czasowa o to zadbała). To miał być pożegnalny pocałunek, żeby powstrzymać i zakończyć uczucie, które miałeś dla niej. Ale twoje uczucia – podobnie jak uczucia reszty SG-1 – rzadko spełniają twoje rozkazy.
Czwarty raz był...
... do licha, czwarty raz był...
... był...
... był na końcu języka...
Rany, kogo chcesz oszukać? Nie możesz sobie przypomnieć czwartego, ale wiesz, że miał miejsce. Jesteś tego pewien. Cóż, wcześniej nie byłeś (wprawdzie marzyłeś o tym wiele razy, z dużą ilością nieprawdopodobnych możliwości), dopóki nie zobaczyłeś Teal’ca całującego przywódczynię Amazonek w sali wrót, dokładnie przed nimi. Coś nagle wypłynęło na powierzchnię. Jak deja vu, tylko mocniejsze. Jak tłumione wspomnienie, ale inne. Jak marzenie, ale bardziej realistyczne. Wiedziałeś, że tam jest, tylko nie mogłeś go dosięgnąć.
Próbujesz się skoncentrować. Ale tylko kawałki wspomnień powracają. Nie cierpisz kawałków, nigdy nie szalałeś na punkcie puzzle i układanek. To tylko zawracanie głowy. Jak do tej pory wiesz, że całowałeś ją, w tym samym miejscu, w którym Teal’c i jego nowa dziewczyna kleją się do siebie. Miałeś coś w ręku, moment wcześniej, trzymałeś to luźno, coś podłużnego. To mogła być staff weapon, ale było zdecydowanie za lekkie. Poza tym, po co byś ją trzymał w takiej chwili? To po prostu bez sensu. Więc może twój teleskop, nie był na to za mały. I od kiedy przynosisz teleskop do bazy?
Pamiętasz jej usta. Miękkie, delikatne, zapraszające. Ale coś było nie tak, Nie jej usta; ta część jej ciała była jak najbardziej w porządku. Co to było? Całowała cię, tego jesteś pewien. Co było nie tak? Czułeś się tak dobrze, wspaniale, jakby nie było całowałeś ją, oczywiście, że czułeś się świetnie. Tak, to też było w porządku.
Koncentrujesz się bardziej.
Scena się zmieniła. Byłeś na górze, podczas gdy ona leżała na podłodze – moment, to nie była podłoga, to była rampa. Twoje ręce były wszędzie, tak samo jak jej.
Marszczysz brwi.
Sprawy na tej rampie poszły trochę za daleko; zdejmowane ubrania, widok skóry, dotyk...
Okay, ta część to raczej marzenia.
Wróćmy do zadania. Pocałunek nr 4.
Czego już się dowiedziałeś?
1. To się faktycznie zdarzyło.
2. Miało miejsce w sali wrót, dokładnie przed nimi.
3. Trzymałeś w dłoni coś cylindrycznego.
4. Coś było nie w porządku.
5. Nie pamiętasz tego.
Przeglądasz listę. Punkt nr 5 był absolutnie niedopuszczalny. W życiu byś czegoś takiego nie zapomniał. Ale fakt pozostaje faktem: zapomniałeś. Dlaczego? Dostałeś w głowę i cierpisz na wybiórczą amnezję?... Nie, to mogłoby się przytrafić Danielowi, nie tobie. Jakaś obca istota przejęła twoje ciało, powodując uszkodzenie mózgu, a w szczególności wspomnień dotyczących czwartego pocałunku?... Też nie, to zajęcie dla Carter. A może jakiś wredny Goa’uld zrobił ci pranie mózgu i zapomniałeś tą jedną chwilę?... ech... To raczej Teal’c. A może „ktoś tam w górze” nienawidzi cię tak bardzo, że postanowił cię tym torturować?... Ha, to brzmi jak prawdopodobne wytłumaczenie.
Jeśli to prawda, musisz spróbować czegoś innego. Poza tym nie jedna droga prowadzi do Rzymu... prawda?
Zamykasz oczy i próbujesz się rozluźnić. Może, jeśli nie będziesz gnębić za bardzo swojego umysłu, w końcu zlituje się nad tobą i powie ci, co chcesz wiedzieć.
Czekasz....
... i czekasz...
... i w dalszym ciągu czekasz...
... nie cierpisz czekania...
... ale mimo to czekasz...
... bo nie wiesz, co innego mógłbyś zrobić...
... potrzebujesz planu...
... bo czekanie zaczyna doprowadzać cię do...
... co mógłbyś zrobić?...
... zapytać Carter?...
... ale chciałbyś jeszcze trochę pożyć; hej, kto wie, może będziesz miał szczęście i będzie piąty i szósty, może nawet siódmy i następny, i następny...
... więc, wracając do czekania...
... nic nowego...
... czekanie zaczyna cię nudzić...
- O’Neill, dobrze się czujesz? – Głęboki, zaniepokojony głos Jaffa przerywa ci czekanie. Najwyższy czas, potrzebowałeś przerwy. Jesteś w stołówce, na wpół zjedzony kawałek ciasta i zimna kawa stają przed tobą. Teal’c postawił tacę wypełnioną jedzeniem; ciekawe, czy udałoby się podprowadzić kilka frytek z jego tacy. Ale wiesz, jaki potrafi być zaborczy w przypadku swojego jedzenia.
- Wszystko w porządku, T. Myślałem o czymś. – Odpowiadasz trochę za szybko, martwiąc się, że ten duży gość odkryje, co się z tobą dzieje.
- O czym? – Teal’c przechyla głowę na jedną stronę, gotów wysłuchać, jakie masz problemy.
- Takie tam. – Próbujesz być ogólnikowy.
Niestety osobnik siedzący przed tobą nie daje się zbyć krótką odpowiedzią i czeka, aż ją rozwiniesz.
- Po prostu nie mogłem przestać o tym myśleć i tyle. – starasz się mówić ogólnikami, mając nadzieję, że zostawi ten temat. Wiesz, że jest lojalny, ale jeśli chodzi o ciebie i o nią, jesteś prawie pewien, że wybierze ją. Przeklęte zasady Jaffa.
- Rozumiem. – Kiwa głową, rozumiejąc cię całkowicie. Temat zamknięty.
Spędzasz z nim trochę czasu rozmawiając o wszystkim i o niczym, próbując zapomnieć o bieżącym problemie. Rozmawiacie o jego synu, Rya’cu, jego mistrzu, Bra’tacu. O reszcie zespołu, o tym, że Daniel znowu usidlił kolejne serce na obcej planecie i jak Carter dobrze poradziła sobie w negocjacjach z Amazonkam.
Mówicie o niej i znowu zaczynasz zastanawiać się nad czwartym pocałunkiem. Nie możesz temu dłużej zaprzeczać. Musisz dowiedzieć się, jak to się wydarzyło, do ostatniego, malutkiego szczegółu. Ale jak?
Nagle przysłowiowa żarówka zapala ci się nad głową z głośnym „ping”.
Przepraszasz Jaffa i udajesz się prosto do jej laboratorium. Jazda windą wydaje się trwać wiecznie, ale od razu zrzucasz winę na swoje podekscytowanie. Gdy w końcu docierasz na właściwe piętro, prawie biegniesz do miejsca, w którym ona się znajduje.
- Carter, potrzebuję twojej pomocy. – Mówisz, jak tylko wpadasz do jej laboratorium, trochę dysząc z braku tlenu.
Spogląda znad czegokolwiek, co robi, od Bóg wie ilu godzin, obserwując cię uważnie. – Coś się stało, sir? – Jest zaniepokojona; nie, co dzień wbiegasz do jej laboratorium.
- Tak, w jednym masz rację, coś jest nie tak. A teraz idziemy, potrzebuję twojej pomocy. – Desperacja sprawia, że jesteś trochę niecierpliwy.
- Coś z wrotami? – Zawsze udaje się jej wybrać najgorszą możliwość.
- Nie, nie z nimi. To coś innego. Coś ważnego. – Rzucasz ogólnie, ale w dalszym ciągu pełnym powagi głosem.
- Dobrze. Tylko wyłączę aparaturę.
Kiwając głową, patrzysz jak przekręca zbyt wiele wyłączników, byś mógł je zliczyć. Potem zdejmuje fartuch i rzuca go na biurko. Gdy kończy, kiwasz dłonią. – Dobrze, idziemy.
Wykonuje twój rozkaz bez zbędnych pytań. To powoduje, że czujesz się trochę winny. Ignorujesz wyrzuty sumienia; twoja ciekawość zawsze miała pierwszeństwo. Prowadzisz ją do pomieszczenia wrót. Możesz być tylko wdzięczny, że jesteście wyższymi oficerami i nikt nie zadaje pytań na temat waszej obecności. Oraz, że generała nie ma w tej chwili w pobliżu.
Pomieszczenie jest puste; nie ma nikogo oprócz waszej dwójki. Patrzysz w górę na pomieszczenie kontrolne i uśmiechasz się. Tam też prawie nikogo nie ma. Idealnie.
- Pułkowniku? – jej zmieszanie byłoby oczywiste dla każdego.
Ty jednak ignorujesz je. Kładziesz dłoń na jej ramieniu i powoli kierujesz ją na miejsce.
- Stój tu i nie ruszaj się – rozkazujesz. Masz nadzieję, że odtwarzając wydarzenie, przypomnisz je sobie lepiej.
Patrzy na ciebie dziwnie, ale w dalszym ciągu nic nie mówi. Stajesz dokładnie naprzeciwko, tylko o krok od niej. Patrzysz jej prosto w oczy, mając nadzieję, że coś w nich znajdziesz. Olbrzymi krąg jest za wami i coś błyska w twoim umyśle. Wizja.
<>
Powtarzasz gest. Jest zaskoczona twoim zachowaniem, ale dalej nic nie mówi. Wiesz, że jesteś blisko.
- Nie ruszaj się. – Mówisz do niej delikatnie.
Jej wzrok szybko obiega salę i gdy zdaje sobie sprawę, że nikt na nich nie patrzy, rozluźnia się, odrobinę. I para przeszywających, niebieskich oczu ponownie przygląda się tobie.
- Co robisz? – szepcze, z lekką paniką w głosie.
<< - Co robisz? – patrzy na ciebie niedowierzająco, ale nie próbuje odsunąć twojej dłoni od twarzy.
Ignorujesz ją i robisz krok do przodu. Prawie się dotykacie. Czujesz coś w lewej dłoni, coś okrągłego. Puszczasz, cokolwiek to jest i powtarzasz ruch twojej prawej dłoni, kładąc ją na jej drugim policzku. Trzymając jej twarz, zamykasz oczy i...>>
- Sir! – Jej ostrzeżenie przywraca cię do rzeczywistości. Okazuje się, że kopiujesz dokładnie zdarzenia ze swojej wizji, co powoduje, że oboje znajdujecie się w kompromitującym położeniu. Odpycha cię i powoli zdejmuje twoje dłonie ze swojej twarzy. Już masz zaprotestować, gdy zdajesz sobie sprawę, że ona coś ukrywa.
- Ty wiesz! – oskarżasz ją.
Unika twojego spojrzenia. – Nie wiem, o czym mówisz, - kłamie. Wiesz, że kłamie.
- Chyba, nie chcesz, żebym powiedział to głośno, Carter. – ostrzegasz ją.
Wzdycha, po czym podnosi głowę i napotyka twoje badawcze spojrzenie. – Dobrze, więc wiem. Mam niby zapomnieć o czymś takim?
Potrząsasz głową. – Nie, dlaczego ja nie pamiętam? To po prostu bez sensu.
Zaciska usta, bez wątpienia myśląc, w jaki sposób powiedzieć ci, dlaczego.
Unosisz brew, w cichej prośbie o prawdę.
- Byłeś pijany. – mówi w końcu.
Pijany? To wyjaśniałoby brak wspomnień.
- Kiedy? – Pytasz. Chcesz poznać każdy szczegół zdarzenia.
- Ostatnie święta Bożego Narodzenia. – odpowiada.
Ostatnie święta... W bazie było przyjęcie, byłeś na nim. Wypiłeś trochę ponczu z baru, to wszystko. Nie powinien był aż tak podziałać.
- Ktoś dolał czegoś do ponczu. – Wyjaśniła, jakby czytając w twoich myślach. – Czegoś naprawdę dziwnego.
Aha. Lekko wzruszasz ramionami, to możliwe. Ponieważ pamiętasz, że obudziłeś się z najgorszym kacem, jaki zdarzyło ci się mieć. Nie byłeś pewien, jak trafiłeś do swojej kwatery, ale zgadywałeś, ze ktoś z twojej drużyny się tym zajął.
- Ktoś jeszcze wie? – Upewniasz się.
Zauważasz delikatny róż na jej policzkach.
- Teal’c tu był. – Dokłada nowy kawałek do układanki. – Daniel odpłynął, też wypił trochę ponczu. Ale ja i Teal’c piliśmy tylko sok owocowy.
Co? T tu był?
- Jak? – Zadajesz nieświadomie kolejne pytanie.
- Był pan pijany, sir. – Ma lekki uśmiech na twarzy.
Odpowiadasz uśmiechem, nie bacząc na absurdalną sytuację. Nagle twój uśmiech zamienia się w grymas. – Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej?
Oburza ją twoja irytacja. – I co miałam niby powiedzieć? O sir, pamięta pan poprzedni wieczór? Wie pan, gdy głupio całowaliśmy się przed wrotami? – odpowiada gorzko.
Przyznajesz jej rację. Ale... – Głupio?
- No cóż, można to w ten sposób określić – nerwowo przestępuje z nogi na nogę.
- Opowiedz mi o tym – mówisz do niej ostrożnie, upewniając się, że uzna tego za rozkaz.
Bierze głęboki oddech. – No,... wstawiłeś się. Potem powiedziałeś coś o sprzątaniu pomieszczenia wrót i zacząłeś wydawać rozkazy. Zanim zdążyliśmy zaprotestować, ty, Teal’c i ja byliśmy tutaj, każde ze szczotką. Nie było nikogo, większość personelu była na przyjęciu...
Szczotka? To wyjaśniałoby to cylindryczne coś, co trzymałeś.
-... nalegałeś, żebyśmy zamietli pomieszczenie. Powiedziałeś, że musimy być gotowi, gdyby Thor postanowił nas odwiedzić. To był rozkaz...
Thor? Prawda; zaprosiłeś go, żeby wpadł na świąteczne przyjęcie. Chociaż się nie pojawił.
-... a potem, zrobiłeś... – wydaje zrezygnowana.
Nagle zamieniasz się w słuch.
- Teal’c i ja próbowaliśmy zaprowadzić cię do twojej kwatery, ale powiedziałeś, że zrobisz to tylko wtedy, jeśli ja coś zrobię dla ciebie...
Dobrze, dalej...
-... zapytałam „Co?” i wtedy zaciągnąłeś mnie przed wrota i, i , no cóż znasz resztę. – odmówiła dalszych zwierzeń.
- Nie, nie znam reszty. Dlatego pytam ciebie. – Nie możesz oprzeć się lekkiemu przekomarzaniu.
Ma spojrzenie pełne bólu; najwyraźniej nie dowierza, że mogłeś powiedzieć coś takiego. – To coś, na co nie mogę znaleźć słów.
- No dobrze, jeśli nie możesz znaleźć słów, więc może mi pokażesz? – Proponujesz lekko.
Prawie się uśmiechasz na widok szoku na jej twarzy.
- Ty... ty... ty... – mamrocze, chwilowo brakuje jej innych słów. Nieprzytomnie, cofa się o krok.
Pozwalasz sobie na zadowolone spojrzenie. Czujesz się jak wilk, który właśnie osaczył ofiarę.
I nagle, bez ostrzeżenia, ona bierze odwet. – Dobrze, pokażę ci.
Nagle, ofiara zamieniła się w drapieżnika. W życiu byś nie przypuszczał, że może powiedzieć coś takiego. Ale od razu zdajesz sobie z czegoś sprawę – ona blefuje. Wie, że bawisz się jej kosztem a ona nigdy nie pozostawia takich spraw bez odpowiedzi. To nie w jej naturze; jest żołnierzem, nie ofiarą.
Jesteś w trudnym położeniu. Powiedzieć jej, że blefuje i zobaczyć, co zrobi? Czy odpuścić i przeprosić?
- Proszę bardzo. – Wiesz, że nie ma mowy, żebyś przegapił taką okazję.
Hej, w końcu to ona to zaproponowała. Nie możesz nie powiedzieć ‘tak, proszę’.
Poza tym, desperacko próbujesz się dowiedzieć, jaki był ten czwarty raz.
Sprawdza przez chwilę, szukając jakiegokolwiek znaku, że się wycofasz. Ale nie jesteś taki głupi. Potem sprawdza otoczenie. Nikt nie zwraca uwagi. Krzyżuje ramiona przed sobą i zbliża się o krok, wracając do poprzedniej pozycji. Jest gotowa do walki.
Myślisz, że przesadza, to był w końcu tylko pocałunek. Lepiej się do tego nie przyznawać, ten tylko pocałunek zajmował cię naprawdę przez dłuższy czas.
Bierze twoje dłonie i kładzie na swoich policzkach, jak poprzednio zanim ci przerwała. Oczywiście, podziwiasz gładką skórę pod palcami. Potem, jak ćma przyciągnięta do ognia, zbliżasz się do niej. Twoje i jej oczy zamykają się, usta zbliżają...
- Sir? – Szepcze prosto w twoje usta. Nie odpowiadasz i po prostu ją całujesz. Robisz to i jesteś zgubiony. Wszystko znika, liczysz się tylko ty i kobieta przed tobą. Podoba ci się to i chcesz więcej. Podnosisz dłonie i wsuwasz w jej włosy, przyciągając bliżej.
Tak szybko, jak się zaczęło, skończyło się. A może to mózg miał krótkie spięcie spowodowane przeciążeniem emocjami.
Ona pierwsza odsuwa się, lekko oszołomiona. Wyjmuje twoje dłonie ze swoich włosów. Odchrząknąwszy, mówi lekko zmienionym głosem – I to wszystko, co się wydarzyło, sir. – z cieniem uśmiechu, dodaje. – Zaraz potem stracił pan przytomność.
Odwraca się i odchodzi, gdy ty wciąż stoisz przed wielkim portalem z zarozumiałym uśmiechem na twarzy. Nie próbujesz jej powstrzymać. Dostałeś, to, co chciałeś.
- Zajmę się kamerami – słyszysz ja, zanim opuszcza pomieszczenie.
Sprawdzasz ponownie listę:
1. To się faktycznie zdarzyło – sprawdzone.
2. Miało miejsce w sali wrót, dokładnie przed nimi – sprawdzone.
3. Trzymałeś w dłoni coś cylindrycznego – to była szczotka. Sprawdzone.
4. Coś było nie w porządku – Teal’c tu był. Sprawdzone.
5. Nie pamiętasz tego – byłeś pijany. Sprawdzone.
Teraz już wiesz, jaki był ten czwarty raz.
Dokładnie taki sam, jak piąty.