Między magią a zniszczeniem(1)

Między magią a zniszczeniem

(eseje społeczno-kulturalne)

Albania - kraj na rozdrożu

ę'synon Perpjekja, artykuł wstępny do pierwszego numeru czasopisma „Perpjekja", którego założycielem i redaktorem naczelnym jest Fatos Lubonja, październik 1994

Fac sapias et liber eris

(Spraw, byś był mądry, a będziesz wolny)

Esej Samuela Huntingtona Zderzenie cywilizacji?6 wywołał ostatnio, również w prasie albańskiej, wiele różnorodnych komentarzy i interpretacji. Autor stawia hipotezę, że zakończył się konflikt ideologii i świat czeka konflikt cywilizacji - jako szerszych całości kulturowych. W Europie Huntington wyodrębnia trzy kręgi kulturowe: zachodnioeuropejski, słowiańsko-prawo- sławny i turecko-muzułmański. Niezależnie od wątpliwości wobec niektórych jego tez, wydaje nam się właściwe nawiązanie do pewnej idei, którą ten znany amerykański politolog porusza w swym artykule. Omawiając koncepcję cywilizacji i linii podziału między nimi, Huntington mówi także o „krajach na rozdrożu" lub „rozdartych" (the torn countries). Jego zdaniem, są to kraje, które z różnych historyczno-geograficznycłi przyczyn nie są jednorodne kulturowo. Przywódcy tych krajów usiłują uczynić je częścią Zachodu, podczas gdy ich historia, kultura i tradycje nie są zachodnie. Dla tych krajów ponowne określenie tożsamości jest trudniejsze niż dla innych, szczególnie po zakończeniu konfliktu między kapitalizmem a komunizmem, który w ogromnej mierze tę tożsamość ukształtował. 

Nietrudno zauważyć, że zgodnie z klasyfikacją Huntingtona Albania jest „krajem na rozdrożu". A jeśli weźmiemy pod uwagę, że tradycyjnie Albania znajdowała się pod wpływem trzech cywilizacji: turecko-muzułmańskiej, słowiańsko-prawosławnej i zachodnioeuropejskiej, a przez dwie trzecie okresu swego istnienia jako niezależnego państwa wpływy tych cywilizacji zastępowała ideologia marksistowsko-leninowska, tworząc tożsamość, którą dzisiaj można nazwać tożsamością utraconą, musimy przyznać, że jesteśmy obecnie krajem rozdartym więcej niż potrójnie. Krajem, który po upadku komunizmu przeżywa najsilniejszy kryzys tożsamości wśród krajów Europy Wschodniej.

Ten kryzys dotyka nas tym bardziej, że Albańczykom, jako narodowi nienależącemu do żadnej z wielkich grup rodziny indoeuropejskiej i stosunkowo mało liczebnemu, trudniej jest w poszukiwaniu tożsamości znaleźć silnego krewnego.

Coraz częściej w albańskiej prasie rozważa się dylemat: w którą stronę skieruje się Albania - ku Zachodowi, czy na Wschód? To znaczy: gdzie Albańczycy znajdą swoją kulturalną i, szerzej, cywilizacyjną tożsamość? Ten dylemat sprawia, że, z jednej strony, Albania dąży do tego, by stać się częścią zachodniej kultury i cywilizacji i ustanawiać zachodnie instytucje, natomiast z drugiej - klimat i atmosfera, w których te instytucje, kultura i cywilizacja mają być „zasiane", wydają się całkowicie nieodpowiednie dla ich rozwoju i rozkwitu. Podczas gdy nawoływania elity intelektualnej, studentów i ich profesorów w roku 1990 brzmiały „Chcemy Albanii w Europie", to tradycja, sposób życia i rządzenia ciążyły całkiem gdzie indziej.

Elita polityczna dramatycznie przeżywa kryzys albańskiej tożsamości, ponieważ z jednej strony wybrała ideały europejskie, z drugiej zaś odczuwa coraz większe trudności, by rządzić bez odwoływania się do turecko-bizan- tyńskiej mentalności wpajanej Albańczykom przez wieki. Społeczeństwu albańskiemu, będącemu jednorodnością amorficzną, trudno ukształtować się w różnorodność spójną i organiczną. Wydaje się często, że owa sprzeczność wprawiła naród w pełne desperacj'i oszołomienie. Brak rozstrzygnięcia tej kwestii sprawia, że ukształtowały się w odniesieniu do niej dwie postawy: jedna zakłada, że Albania już teraz musi szybko i ostatecznie zdecydować o swej przynależności, druga - że proces przystosowania będzie długi i ciężki, niemal beznadziejny.

To co Huntington nazywa „krajem na rozdrożu", uwidacznia się w Albanii najdobitniej w postaci konfliktu między nastawioną na Zachód elitą kulturalną a tu- recko-bizantyńską mentalnością, która opanowała masy ludu i polityków. (Jest to okazja, aby podkreślić, że wydają nam się nieuzasadnione wyrażane tu i ówdzie w prasie poglądy, które utożsamiają zachodnią tradycję Albanii z elementem katolickiego czy też chrześcijańskiego pochodzenia Albańczyków we wczesnym średniowieczu. Według naszego rozumienia zachodniej tożsamości, ciążąca ku Zachodowi elita Albanii składała się pod koniec wieku XIX i w wieku XX z najwybitniejszych przedstawicieli trzech wspólnot religijnych)7.1 jeśli elita kulturalna od czasów albańskiego odrodzenia8 robiła wszystko, by zachować ideał europejski, i nawoływała do „okcydentalizmu", elita polityczna w walce o władzę oddalała się od niego coraz bardziej, aż weszła w konflikt z elitą kulturalną i pozbawiła ją, niestety, znaczącego wpływu na kierowanie krajem.

Już od zarania państwa Albania doświadczała konfliktu elity politycznej z kulturalną. Albańska elita kulturalna w czasach króla Zogu (1895-1961; panował w latach 1928-1939) została odsunięta przez elitę polityczną. Tych, którzy zostali, wyeliminowali następnie

komuniści. Nowa elita ukształtowana w warunkach reżimu znajdowała się przez długi czas pod władzą komunistów, można wręcz powiedzieć, że komunistyczni politycy siebie uważali za elitę intelektualną i kulturalną. Na początku lat 90. elita ta wyzwoliła się spod presji polityki i zaczęła odgrywać większą rolę w kształtowaniu opinii publicznej, ale szybko albo wyobcowała się w walce o władzę, albo znalazła się poza strefą wpływów w wyniku „drugiej" lub „trzeciej fali" demokratycznej rewolucji. Co więcej, na znacznej jej części wyraźnie odcisnęły swoje piętno metody marksistowsko-leninowskie. Owa elita większość swej energii poświęciła przegranej ideologii i, nieoczekiwanie dla siebie, popadła w duchowe i ekonomiczne ubóstwo. Choć w ten sposób skończona, skłonna była służyć nowym politykom, także niezdolnym do odgrywania znaczącej roli w prowadzeniu Albanii ku europejskiej cywilizacji. Istniała nadzieja, że tę wewnętrzną pustkę intelektualną zastąpi diaspora, szybko jednak okazało się, że ci nieliczni, którzy wrócili, z powodu długiej nieobecności nie rozumieli tego, co zaszło w Albanii w ciągu 50 lat.

Jaka jest obecnie albańska elita kulturalna? Jaki jest jej stosunek do elity politycznej? Czy te elity zgadzają się co do tego, w jakim kierunku prowadzić Albanię lub, dokładniej, w jaki sposób - najszybciej jak to możliwe ukształtować nową tożsamość? Odpowiedź jest trudna, podobnie jak odpowiedź na pytanie: w którą stronę zmierza Albania? Jedno jest jednak pewne. Albańczycy czują się i chcą być Europejczykami, ale pragnienie to jest wyjątkowo niesprecyzowane i nieokreślone.

Co to znaczy być Europejczykiem?

Gdy chcemy stać się Europejczykami, rodzi się kilka pytań. Po pierwsze, co należy rozumieć przez kulturę

lub, szerzej, europejską inspirację? Po drugie, jakimi staniemy się Europejczykami, tzn. czy powinniśmy i czy możemy negować lub marginalizować nieeuropejskie elementy/źródła kultury na korzyść europejskich, czy też powinniśmy szukać innych, lepszych dróg? Odpowiadając na pierwsze pytanie, dajemy jednocześnie odpowiedź na drugie.

Sądzimy, iż zachodni duch i europejska kultura nie są całością historyczną, religijną itd. itp., z którą bezwzględnie powinniśmy się połączyć i identyfikować. Cywilizację europejską powinniśmy widzieć w jej rozwoju zachodzącym w tej części naszego globu, gdzie współistnieją w pokoju i harmonii różne systemy wartości9, jako cywilizację, w której jednostka dysponuje znaczną wolnością wyboru i identyfikacji swojej tożsamości. Europejską kulturę postrzegamy jako tę, której sposoby myślenia, prawdy, których nas uczy, są nie tylko europejskie, ale uniwersalne, ludzkie, służące zbliżeniu najróżniejszych narodów i kultur. Dla scharakteryzowania kultury europejskiej możemy sparafrazować słowa Andre Gide'a, gdy mówi o kulturze francuskiej: „Ponieważ dzięki niej każda istota ludzka zna samą siebie, możemy powiedzieć, że nie dąży ona do podziału i konfliktu, lecz do zjednoczenia i zrozumienia".

Zanim odpowiemy na pytanie, co to dla nas znaczy być Europejczykami, musimy podjąć polemikę z niektórymi tezami Huntingtona zawartymi w Zderzeniu cywilizacji. Kiedy mówi on o liniach podziału i konfrontacji międzycywilizacyjnej, znacznie upraszcza problem, lekceważąc różnice i formy pośrednie i przedstawiając świat w terminologii konfliktu, a nie w terminologii ruchu cywilizacji obserwowanego z perspektywy długoterminowej i w terminologii dialogu. Wywołanemu przez kryzys tożsamości dążeniu do schronienia się w cywilizacji towarzyszy silne obecnie dążenie cywilizacji do otwierania się

na inne, dawania i przyjmowania od innych, tak jak to się zawsze działo w historii (wystarczy wspomnieć samą historię cywilizacji europejskiej). Sądzimy, że minęły czasy, kiedy tożsamość narodu lub grupy narodów budowana była na bazie wrogości wobec „innego i odmiennego", i nadeszły czasy budowania tożsamości opartej na idei wielkiego koncertu na różne głosy. Dlatego nie wydaje nam się uzasadnione pytanie, po której stronie opowiedzą się Albańczycy, gdy zaistnieje groźba konfliktu cywilizacji, szczególnie jeśli kwestię tę stawia się w sposób sugerujący, że domu nie należy stawiać nad przepaścią, ale należy przeskoczyć z jednej jej krawędzi na drugą. Czy rzeczywiście znajdujemy się nad przepaścią, czy też mamy do czynienia z linią podziału bardziej „ziemną"?

Wydaje się nam, że Albańczycy pozostaną tam, gdzie są, czyli nad „przepaścią", tzn. na skrzyżowaniu trzech cywilizacji, ale „nieszczęsny" podział należy odwrócić na rzecz szczęśliwego rozwiązania, czerpiącego korzyści z owych źródeł. Nasze nieszczęście polega na tym, że jeszcze nie wiemy, jak wykorzystać tę jedność różnorodności. Możemy to osiągnąć, jak sądzimy, jedynie przyswajając sobie europejskiego ducha. Nie jesteśmy za konfliktem cywilizacji, ale za rozwojem ich wartości i za tym, by jak najszerzej otworzyły się one na siebie. Sądzimy, że jest to całkowicie realne, ponieważ uniwersalny potencjał istnieje w każdej kulturze. Ktoś może powiedzieć, że jest to piękny sen, który się nie sprawdzi. W każdym razie, istnieje jednak narzędzie skutecznego działania w tym kierunku. Jest to zastępowanie fałszywej tożsamości zbiorowej indywidualną tożsamością ra-cjonalnej jednostki. Jesteśmy przekonani, że elity albańskie, serbskie, tureckie, greckie czy europejskie rozumieją się bardzo dobrze, chociaż każda ma inną tożsamość. Wynika to stąd, że znają one bardziej rozwinięte formy

dialogu i rozumienia innych kultur, wychwytywania ich racjonalnej istoty, zgodnej z uniwersalną istotą natury ludzkiej. Każdy wysiłek inny niż ten, by stać się Europejczykami, wytworzy fałszywą europejską tożsamość.

Wyższość cywilizacji europejskiej polega na tym, że jest ona bardziej otwarta na inne cywilizacje, bardziej twórcza i bardziej samokrytyczna. Charakteryzując europejskiego ducha, możemy także dodać, że nie składa się nań jedynie pluralizm, ale i dialog pluralizmów; nie tylko wykorzystywanie tego, co stare, ale i zrozumienie antagonizmu między starym a nowym. W centrum europejskiej tożsamości kulturowej znajdujemy dialog, który zawsze przydawał kulturze cechę twórczej. Sądzimy, że tylko taka kultura czyni człowieka bardziej otwartym, twórczym i samokrytycznym, a więc mądrzejszym, a zatem bardziej wolnym.

W tym duchu zamierzamy podjąć skromny wysiłek, by wnieść wkład w ukształtowanie albańskiej tożsamości kulturowej. Chcemy, by czasopismo „Perpjekja" [„Wysiłek"] było jednym z wielu wysiłków, jakie muszą podjąć Albańczycy, by stworzyć albańskiej elicie kulturalnej trybunę, z której będzie mogła wyrażać samą siebie, i aby odgrywać rolę, jaką powinny odgrywać elity kulturalne każdego narodu w określaniu i rozwoju tożsamości kulturowej, w tworzeniu idei i ukierunkowywaniu opinii publicznej na kulturę bardziej otwartą, twórczą, samokry tyczną. Sądzimy, że najlepszym mottem naszego czasopisma będzie łacińska sentencj'a Fac sapias et liber eris (Spraw, byś był mądry, a będziesz wolny).

Gdy mówimy o określaniu od nowa naszej tożsamości, mamy na myśli:

powrót i nową interpretację tych zapomnianych wartości, które ukształtowały się w europejskim duchu; 

odkrycie od nowa wartości przeszłości, od których odcięła nas 50-letnia izolacja (sądzimy, że ważne miejsce powinni tu zająć także ci zagraniczni autorzy, którzy podejmowali i prowadzili badania nad albańską kulturą i historią); tworzenie nowych wartości proeuropejskich; odwołanie się do tych elementów kultury europejskiej, które służą owemu celowi.

Nie aspirujemy do zdominowania procesu tworzenia i charakteru nowej tożsamości. Chcemy jedynie pozostać w zgodzie z celem przez nas określonym. Postara-my się również w pewnym zakresie przywrócić ducha czasopisma „Perpjekja Shąiptare" [„Albański Wysiłek"] Branko Merxhaniego (1894-1981), wydawanego w latach 1936-1939, które w istocie było wysiłkiem na rzecz zbudowania pomostu między zacofaną, barbarzyńską Albanią a Europą. Nasze czasopismo chcemy nazwać po prostu „Perpjekja", by uniknąć ducha nacjonalistycznego romantyzmu, zawartego w epitecie „albański", oraz by na swój sposób mocniej wyróżnić w idei wysiłku, wysiłek indywidualny. Nazwa czasopisma nie brzmi zbyt poetycko, ale sądzimy, iż zawiera w sobie siłę, cierpliwość i skromność, niezbędne w „długim i żmudnym procesie" kształtowania nowej tożsamości cywilizacyjnej w wymiarze ogólnonarodowym. To czasopismo wyraża jednocześnie wysiłek wydawcy i współpracowników, by wyzwolić w sercach i umysłach Albań- czyków skłonność do myślenia, miłość, współczucie, niepokój o kulturę jako całość, a także trochę więcej odwagi w szerzeniu ideałów. 

Przypisy

6 The Clash of Civilizationsl, w: „Foreign Affairs", Summer 1993, s. 22-49, wyd. pol. Zderzenie cywilizacji, Muza, Warszawa 2003.

7 Muzułmanie, prawosławni oraz katolicy. Zob. szerzej esej Religia i Albańczycy w tym tomie.

8 Albańskie odrodzenie narodowe (Rilindia Kombetare) - prąd umysłowy i polityczny, którego celem było zachowanie niezależności i tożsamości kulturowej. Postulat niepodległości pojawił się późno, praktycznie dopiero w 1912 r. Istnieją rozbieżne wersje na temat tego, kiedy odrodzenie narodowe się zaczęło. Niektórzy sugerują, że było to w 1836 r., kiedy albański emigrant w Mołdawii Naum Vecjilharxhi skierował list otwarty do prawosławnych Albańczyków, w którym określał zadania związane z kulturą i oświatą. Większość badaczy wskazuje natomiast na reformy Tanzimatu, albo rok 1878, kiedy utworzono organizację wojskowo-polityczną: Ligę Obrony Narodu Albańskiego, zwaną też od miejsca utworzenia Ligą Prizreńską. Odrodzenie skończyło się w roku 1912, kiedy Albania odzyskała niepodległość.

W literaturze odrodzeniowej nie dominował jednolity prąd literacki. Poszczególni twórcy byli przedstawicielami romantyzmu, realizmu czy realizmu krytycznego. Szerzej o albańskim odrodzeniu zob. esej w tym tomie Wirtualna świetność, mizerna rzeczywistość.

9 Zob. też esej w tym tomie Wolność wciąż zagrożona.

O duchu krytyki

Perfrymen kritike /, artykuł wstępny, „Perpjekja", marzec 1995

Faust:... Kto jesteś więc?

Mefistofeles: Tej siły cząstka mała,

która wciąż złego pragnie, a dobro wciąż działa

J.W. Goethe10

Jednym z celów „Perpjekji" jest pobudzenie ducha krytyki w kulturze albańskiej, który, jak powiedzieliśmy wcześniej, jest w niej wyraźnie nieobecny. Tak bardzo leży nam to na sercu, że początkowo nie byliśmy pewni, jak nazwać nasze czasopismo: „Kritika" czy „Perpjekja". Oczywiście nie chodzi nam o ostrą i negatywną „krytykę" w znaczeniu pejoratywnym, z jakim zwykle mamy do czynienia w języku albańskim, ale krytykę w takim znaczeniu, w jakim funkcjonowało to słowo w języku starożytnych Greków. Krytyka, czyli sztuka intelektualnej i moralnej oceny, rozwijania myślenia, które nie odrzuca niczego, bez dokładnego wcześniejszego przestudiowania i oczyszczenia z emocji, które mogą prowadzić do błędnych wniosków. Zamiast nazwać nasze czasopismo „Kritika", uznaliśmy, że dla tematów tabu stworzymy specjalną rubrykę „Sumienie krytyczne". Ostatecznie zdecydowaliśmy jednak, że lepiej się stanie, jeśli ten duch będzie organicznie obecny we wszystkich rubrykach. 

Wielokrotnie w ostatnim czasie zastanawiano się, czy w ciągu pięćdziesięciu lat reżimu komunistycznego powstały w albańskiej kulturze pewne wartości, czy też stworzono co najwyżej antywartości, zasługujące jedynie na odrzucenie i zapomnienie. Nie wdając się w długie i skomplikowane rozważania, chcemy powiedzieć, iż naszym zdaniem to, co nazywamy „czasem" lub „biegiem czasu" nie może być traktowane w sposób uproszczony, linearnie. Bieg czasu ma swoje złożone nurty i kontrnur- ty, niektóre płyną do przodu, inne się cofają. W pewnych dziedzinach czas biegł przed siebie, natomiast w innych biegł wstecz. Niekiedy, w określonej dziedzinie wiedzy lub myśli nurt oficjalny cofał się, a pod nim rozwijał się nurt ukryty, postępowy. To samo możemy także powiedzieć o rozwoju tego, co nazywamy sumieniem krytycznym. Ideologia komunistyczna miała tendencję do owijania prawdy w kokon nieprzepuszczający krytycznego myśleiiia, by nie pozwolić jej rozwijać się dialektycznie, co przewidywali nawet sami jej filozoficzni koryfeusze, a wręcz przeciwnie, by rozwijać jej religijne cechy, ślepą wiarę, odwoływanie się do ludzkich namiętności, a nie rozumu. Stopniowo też przekształcała dyktatora Envera Hodżę we wszechwładnego i nieomylnego Boga, którego słowa znaczyły absolutną prawdę. Tym samym oficjalny system wiedzy i myślenia stawał się coraz bardziej hermetyczny i dogmatyczny, ograniczając aż do absurdu krytyczne myślenie w albańskim życiu intelektualnym. A jednak w tym samym czasie wzrost ogólnego poziomu nauki i informacji stwarzał nowe możliwości krytyki. Nie można powiedzieć, żeby krytyczne myślenie zanikło w różnych kręgach społeczeństwa albańskiego. Oczywiście niezgodność między tym, co możemy nazwać myśleniem oficjalnym, pisanym, a myśleniem nieoficjalnym, niepisanym, miała poważne konsekwencje; oficjalne myślenie rozprzestrzeniało się szeroko dzięki potężnym

środkom propagandowym, myślenie nieoficjalne pozostawało zamknięte w wąskich kręgach, bez możliwości normalnego rozwoju i upowszechniania.

Skutki braku krytycznego ducha były odczuwalne we wszystkich dziedzinach albańskiego życia kulturalnego i trudno powiedzieć, które z nich zostały najbardziej dotknięte brakiem tych rozwojowych i emancypacyjnych drożdży. Wydaje nam się jednak, że ponad wszystko brakowało go szczególnie w tych dziedzinach, którymi chcemy zajmować się w naszym czasopiśmie. Tego ducha brakowało w Albanii przede wszystkim w naukach politycznych, historii, socjologii, psychologii, filozofii, literaturze i krytyce literackiej.

Ponieważ nie jesteśmy w stanie zająć się brakiem krytycznego ducha we wszystkich tych zakresach, powiedzmy więc kilka słów o tym, jak traktowano historię, która jednocześnie stanowiła podstawowy materiał, dla polityki, literatury, psychologii, socjologii itd.

Francuski historyk, pisząc o galijskim wodzu Wer- cyngetoryksie, który walczył w I w. p.n.e. przeciwko Cezarowi na ziemiach, na których dzisiaj znajduje się Francja, wyraża mniej więcej taką myśl: dla zwykłego Francuza bohaterem narodowym był Wercyngetoryks, ponieważ walczył przeciwko rzymskiemu najeźdźcy, podczas gdy dla badaczy istotny jest Cezar jako ten, który pierwszy założył państwo na ziemiach, na których dzisiaj znajduje się Francja. Wydaje się nam, iż ta druga opinia pojawia się później, wraz z cywilizowaniem się społeczeństwa i dokładnie w czasie, gdy to społeczeństwo zaczyna dokonywać oceny nie tylko emocjonalnie, ale w sposób oświecony przez krytykę ducha. Wydaje nam się, że takiego spojrzenia zabrakło niemieckiemu historykowi Georgowi Stadtmullerowi, kiedy pisał, że te narody (miał na myśli narody bałkańskie) nie są jeszcze gotowe do napisania swojej historii. 

Dla narodów bałkańskich, a więc także dla nas, Albań- czyków, te dwa, wymienione wyżej, spojrzenia na historię - legenda bądź mit i prawda historyczna - łączą się w mieszankę sądów, które odwołują się bardziej do ludzkich emocji niż rozumu, bardziej do celów doraźnych niż odległych. W większości wypadków, być może z wyjątkiem romantyzmu odrodzenia narodowego, kiedy manipulacja historią i mistyfikowanie jej służyły podnoszeniu albańskiego poczucia narodowego - proces ten, uważany za podstawę nacjonalizmu wielu narodów Europy, nie pomagał postępowi, wręcz przeciwnie, stanowił przeszkodę na jego drodze. Ta manipulacja osiągnęła apogeum w epoce komunizmu, w której historię potraktowano jako ideologiczne dłuto o dwóch ostrzach - na- cjonalistyczno-komunistycznym - zwykle w taki sposób, by jak najlepiej służyła władzy politycznej. Historia od początków narodu albańskiego aż do ogłoszenia niepodległości była w dużym stopniu zmitologizowana, zmisty- fikowana i gloryfikowana zachowywała jako całość więc romantycznego ducha odrodzenia narodowego nawet wtedy, gdy komuniści twierdzili, że są zwolennikami nadzwyczaj krytycznego stosunku do przeszłości.

W tym wypadku pragmatyczne cele władzy oraz me- galomańskie szaleństwo dyktatora skłaniały do ciosania tej części historii raczej dłutem nacj onalistyczno-roman- tycznym, aniżeli komunistycznym. Natomiast bliska przeszłość, tzn. okres od ogłoszenia niepodległości, albo został całkowicie zlekceważony (jak to się stało z okresem Zogu; tym razem w imię komunistycznej ideologii, która propagowała ideę upadku starego porządku i utworzenia nowego), albo potraktowany jako źródło przykładów ilustrujących ideologię marksistowsko-leni-nowską. Na przykład przez uznanie ruchu Haxhi CJami- li (1876-1915)11 za postępowy ruch chłopski, a wydarzeń z czerwca 1924 r.12 za burżuazyjną rewolucję. 

Obie interpretacje były fałszywe. Na zakończenie możemy powiedzieć, że niepodważalne jest, iż krytycyzm w spoglądaniu na albańską historię, albańską rzeczywistość, i ogólnie, kulturę albańską, który zaczął rozwijać się w Albanii po dominacji romantycznego ducha odrodzenia narodowego, w czasach komunizmu raczej chylił się ku upadkowi niż rozwijał.

Eseje znanego publicysty Mithata Frasheri (Lumo Skendo 1880-1949), komentujące sytuację w Albanii w okresie niepodległości, są jednym z wielu przykładów tego, o czym powiedzieliśmy. Odnajdujemy w nich krytycznego ducha, który był prawie nieobecny w albańskiej historiografii w drugiej połowie XX w. Dzisiaj, kiedy spoglądamy z perspektywy na problemy okresu niepodległości Albanii, panujemy nad emocjami, szczególnie nad chęcią gloryfikowania naszych walk i oskarżania i przeklinania Europy za to, że potraktowała nas niesprawiedliwie. Zaczynamy wreszcie dostrzegać powody, dlaczego tak było jej wygodniej. Oto, jak realistycznie pisał o tym Lumo Skendo w 1928 r.: „Bez rozwoju narodu, bez moralnej siły, która rodzi zjednoczenie, bez praw, które uznaje cywilizowany świat, gdy widzi rozwój i kulturę, bez uświęcenia tych praw wysiłkiem, a zwłaszcza krwią płynącą z narodu; bez tych wszystkich prób Albanii grozi utożsamienie z Turcją i uznanie za jej część. W ten sposób jest ona przeznaczona do rozbioru wraz z nią. Gdy wybije ostatnia godzina dla chorego pacjenta,

nadejdzie koniec oczekiwany od prawie wieku". * * *

Niestety, to nie demistyfikacja historii charakteryzuje demokratyczne otwarcie po upadku komunizmu, lecz znowu jej manipulacja. Okres do ogłoszenia niepodległości, którego krytyczne studium wydaje nam się niezwykle istotne dla zrozumienia naszego losu w tym stuleciu, pozostał znowu nietknięty, tzn. zmisty- fikowany, natomiast najnowsza historia jest przedmiotem manipulacji. W poszukiwaniu symboli nowej tożsamości ukręca się łeb części historycznej prawdy, inną się ignoruje, jeszcze inna pozostaje nietknięta. I wszystko nie po to, by odkryć prawdę historyczną, lecz by ją znowu zmistyfikować. Manipulacja lub mistyfikacja historii w celach polityczno-ideologicznych, czy to nacjonalistycznych, czy komunistycznych bądź religijnych pokazuje jasno, że jest to działanie niezwykle niebezpieczne, prowadzące do alienacj'i stosunków między ludźmi i narodami. Przykład znajduje się bardzo blisko nas, w byłej Jugosławii. Jest on tak tragiczny i jednocześnie tak absurdalny, że nadaje inny sens powiedzeniu „Szczęśliwy jest naród bez historii". Sądzimy, że nadszedł czas, by przywrócić ducha Faika Konicy (1875- -1942) i Lumo Skendo, by rozwinąć ich krytyczne stanowisko wobec nas samych. I uczynimy to powodowani nie cynizmem i lekceważeniem małego kraju, jakim jest Albania, w której mieliśmy szczęście urodzić się i tak strasznie cierpieć, ale w imię miłości do niego, w imię znalezienia sensu życia poprzez poświęcenie się dla niego, co tak wyraźnie wyróżniało się w publicystyce Skendo. Zapomnienie, na które komunistyczna historia skazała Skendo, świadczy o tym, jak historia wykorzystywana w celach polityczno-ideologicznych wypacza fakty i postaci historyczne.

Rozwój krytycznego myślenia zderza się dzisiaj nie tylko z politycznymi interesami różnych grup, które napędzane politycznymi namiętnościami manipulują historią, ale z czymś znacznie groźniejszym. Chodzi o pewien rodzaj społecznego przekonania kształtowanego przez długie lata, które z różnych historycznych wartości i postaci uczyniło święte krowy schlebiające narodowej próżności. Zauważamy, że reakcją na desperackie położenie, w którym się znaleźliśmy, szczególnie w aspekcie tzw. dumy narodowej, jest rosnąca tendencja do niszczenia w zarodku wszelkich przejawów krytycznego ducha - poprzez uciekanie się do legend przeszłości i zmyślonych wartości, często także poprzez powrót do agresji w stosunku do Europy, co było jakże charakterystyczne w epoce komunistycznej.

Gdy sami Albańczycy wyrażają krytycznego ducha, opinia ta natychmiast naraża ich na oskarżenie o anty- narodowość. Gdy pochodzi ona od cudzoziemców, mamy do czynienia z innym zjawiskiem: wielu z tych, którzy siedzieli cicho i bali się zareagować na szkody poczynione narodowi przez gromadę niedouczonych, nieuczciwych i niekonsekwentnych polityków - co byłoby pierwszym przejawem ich patriotyzmu - zaczyna rzucać się ż nacjonalistyczną furią na cudzoziemców.

Ci cudzoziemcy, jak cyniczni i pogardliwi by nie byli, bezspornie znajdują w naszym społeczeństwie wiele dla umocnienia swego cynizmu. Uważamy, że to, co nam okazują cudzoziemcy, jak by nie było gorzkie, cyniczne i bezlitosne, należy przefiltrować przez krytycyzm. Dzięki niemu, zamiast wściekać się na cudzoziemców, spojrzymy na siebie i znajdziemy powody, dlaczego widzą nas właśnie tak. To nam pomoże pozbyć się prowincjonalizmu i albanocentryzmu, pielęgnowanych w nas przez pół wieku izolacji, i spojrzeć na siebie z odpowiedniego dystansu. Nie możemy ukryć tej bolesnej prawdy, że po upadku muru berlińskiego Albania utraciła wizerunek kraju na wpół egzotycznego, na wpół sympatycznego, cjuasi heroicznego, który to obraz był wszczepiany zagranicy przez nacjonalistycz- no-komunistyczną propagandę. Dzisiejszy nasz obraz kształtuje przerażająca lawina uchodźców zdążających wprost do morza, by za wszelką cenę ratować siebie przed nędzą i przed sobą nawzajem. I jest to obraz znacznie bardziej autentyczny. Widzimy go codziennie, nawet żyjąc za granicą. Myślimy także, że podobnie jak jednostka, która oceniając siebie krytycznie, zyskuje większy szacunek, także naród zdobywa lepszą reputację, jeśli jest w stanie obiektywnie ocenić własną historię i rzeczywistość. Jak mówi wielki poeta i filozof angielski Alexander Pope:

Krytykę lepiej przyjmuję ci właśnie,

którzy bardziej zasługują na pochwały.

(Rzecz o krytyce)13

Wyrafinowanym przejawem tej opinii publicznej, która jest przeciwna duchowi krytycznemu, jest przekonanie, że czas na podjęcie krytyki jeszcze nie nadszedł, ponieważ w obecnej fazie, demaskując tych kilka symboli, krytykując tych kilka postaci, które posiadamy, ryzykujemy, że popadniemy w jeszcze większy kryzys tożsamości, by nie powiedzieć: w kompletne zniechęcenie. Wydaje się to nam całkowicie błędne, ponieważ im dłużej będziemy żyć z podrabianą tożsamością, tzn. im dłużej będziemy żyć we śnie, tym gorzej dla nas, gdy się ockniemy. Pięćdziesięcioletnie doświadczenie rządów Hodży, który z megalomańskiego albanocentryzmu uczynił kult, pokazało, w jak małym stopniu wpłynął on na miłość Albańczyków do ojczyzny.

Przez krytykę nie rozumiemy więc negacji rzeczywistych moralnych i kulturowych wartości ani ich utraty, wręcz przeciwnie, dostrzegamy w krytyce drogę do oczyszczenia nas z fałszywej tożsamości kulturowej, co naszym zdaniem stanowi fundament, na którym zaczniemy budować nowe inspirujące wartości. Krytyka nie oznacza więc oczerniania osobistości albańskiej kultury, pogłębiania podziałów między współziomkami - to zjawisko jest tak widoczne w naszym społeczeństwie, że nie ma potrzeby uskarżać się na nieodpowiedni czas. Należy spojrzeć krytycznie na to, co zrobiliśmy, i na to, co robimy. Jest to konieczne, jeśli chcemy lepiej zrozumieć i poznać siebie i planować przyszłość. Oczywiście nie można tego uczynić bez przesiania przez sito krytyki wielu dzid powstałych w przeszłości, nie tylko komunistycznych (choć głównie właśnie ich). Istnieje jednak zasadnicza różnica między dążeniem do zrzucenia z panteonu sławy kilku osobistości i zastąpienia ich innymi - czego, jak sądzimy, dokonać może jedynie historia kilku pokoleń - a poddaniem krytycznemu osądowi ich dzieł w poszukiwaniu narodowej tożsamości. To nie znaczy, że w naszym wysiłku nie popełnimy błędów, że możemy nie być bezstronni - ale stronice naszego czasopisma będą otwarte także dla replik, które, mamy nadzieję, służyć będą rozwojowi krytycznego ducha. Możemy dodać, jak powiedzieliśmy już w pierwszym numerze, że jednym z celów, jaki postawiliśmy sobie w „Perpjekji", jest otwarcie naszej kultury, jako że tylko w ten sposób stanie się ona naprawdę europejska. Sądzimy, iż to właśnie krytyczny duch sprzyja otwarciu tej kultury, umożliwia grupom społecznym w kraju lepsze porozumiewanie się między sobą.

Skoro powiedzieliśmy już wszystko o krytycznym duchu i demistyfikacji, nie możemy pominąć dręczącego nas dylematu: czy odczytanie na nowo historii, co zamierzamy uczynić, jest demistyfikacją, czy kolejną mistyfikacją? Czy zatem możliwa jest demistyfikacja historii, czy też zawsze i wciąż mistyfikujemy ją w imię nowego mitu? Rozpowszechniona jest obecnie teza, że historia nie jest obiektywną relacją, lecz subiektywną interpretacją i zbiorem wyidealizowanych elementów zgromadzonych według cech, sympatii, antypatii, aspiracji opinii publicznej w danym czasie. Zatem, gdy mówimy o wydarzeniach z historycznej przeszłości, siłą rzeczy nie możemy dać kompletnego zestawienia, lecz wybieramy i podkreślamy te fakty historyczne, które w pewnym sensie podtrzymują nowy mit, jakiemu służymy.

Na przykład Skanderbega (1405-1468) widzimy mitologizowanego dwukrotnie. Pierwszy raz w imię katolicyzmu, by pobudzić do oporu przeciwko muzułmańskiej inwazji w Europie. Po raz drugi - pod koniec XIX w. - w imię rodzącego się albańskiego nacjonalizmu, by jego życie i dzieło pomogło Albańczykom odłączyć się od, stanowiącej wielkie niebezpieczeństwo w owym czasie, tureckiej tożsamości. Poza tym niemożliwe jest dzisiaj mówienie o poszukiwaniu czystej wiedzy, ponieważ badania naukowe wykazują, że aktywność poznawcza i rozum ludzki zasadniczo podlegają emocjom. Nie można więc mówić o całkowitej racjonalności, oczyszczonej z emocj'onalnych czynników, także wtedy, gdy sięgamy w historyczną przeszłość.

W odpowiedzi na ten dylemat możemy powiedzieć, że jeśli demistyfikacja służy tworzeniu nowego kultu, to jest to kult postępu i budowania lepszej przyszłości. Jeśli emocj'e znowu wyzwalają w nas krytycznego ducha, to biorą się one z bólu wywołanego przez historię i sprzeciwu wobec możliwości jej powtórzenia się. Biorą się one z miłości do prawdy, będącej podstawą kształtowania osobowości każdej jednostki (dlatego każdy naród powinien ją budować). I wreszcie biorą się one z przekonania, że jeśli społeczeństwo potrzebuje mitów jako wyjściowej bazy twórczej, organizacyjnej i konsolidującej, i jeśli, jak powiedzieliśmy, nie ma nic potężniejszego dla powstania marzenia niż dogmat i nic, prócz marzenia, nie stworzy tak potężnej przyszłości - to społeczeństwo potrzebuje takiego krytycznego ducha, który oddzieli prawdę od mitu i legendy i stworzy okazję dla nowych marzeń. 

Przypisy

10 J.W. Goethe, Faust, w: Utwory dramatyczne, tłum. W. Kościelski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1956.

U Haxhi CJamili (włąśe. CJamil Zyber Xhameta). W czasie I wojny bałkańskiej wałczył w batalionie „Erzeni" ochotników albańskich wspierających Turcję przeciwko wojskom Czarnogóry. Po zakończeniu wojny należał do watażków, którzy pustoszyli środkową Albanię, walcząc przeciwko księciu Wilhelmowi von Wied. Przez pewien czas był związany z Esadem paszą Toptani, potem go zdradził i zosta] zamordowany (albo przez zwolenników Esada albo Serbów). Z uwagi na to, że większość jego ludzi stanowili chłopi, ruch ten podciągnięto pod pojęcie „powstania chłopskiego".

12 Od 24 maja do 10 czerwca 1924 r. rozegrał się bunt odsuniętych od władzy przeciwników Ahmeta Zogu, którzy wypowiedzieli wojnę legalnym władzom. Pretekstem do wojny domowej było zabójstwo jednego z najpopularniejszych polityków radykalnych - Avni Rustemi. Wojna doprowadziła do wygnania członków rządu i przejęcia władzy przez rebeliantów, z Fanem Noli na czele. Zob. T. Czekalski, Albania, TIUO, Warszawa 2003, s. 66 i nn.

13 A. Pope, Rzecz o krytyce, tłumaczenie własne DH.

Czy jest młodzież w Albanii?

Per frymen kritike II, artykuł wstępny, „Perpjekja", czerwiec 1995, nr 3

Nieraz rozumny człowiek byłby w kłopocie bez towarzystwa głupców.

R La Rochefoucauld, Maksymy i rozważania moralne14

Czy jest młodzież w Albanii?

Odpowiadam, że nie ma. Umysł młodego człowieka rozpalają szlachetne marzenia. Jest gotów trwać w swoich pięknych myślach bez żadnego osobistego interesu. Jest zdolny cierpieć w imię ideału. Drży na myśl o niesprawiedliwości i ucieka przed perfidią, jak przed zarazą. Młody człowiek zna radość czystego serca. Raduje się jego dusza i radują usta. W Albanii przeciwnie. Widzimy wykrzywione twarze i oczy zamglone sprytem, chłopców dźwigających brzemię porachunków i kłótni. Nawet dziecko w kołysce jest posępne i pomarszczone. Albańczycy rodzą się starzy.

Nie ma młodych Albańczyków, tylko niektórzy urodzili się wcześniej, a niektórzy później - wszyscy starzy, o wyschniętych sercach, które nigdy nie zaznały radości z czegokolwiek.

m

Te słowa napisał Faik Konica (1875-1942) w roku 1937, ale gdybyśmy nie znali jego stylu, wielu z nas przypuszczałoby, że chodzi o albańską młodzież lat 90. Bowiem po kontaktach z młodzieżą, nawet tą najbardziej wykształconą, odnosimy wrażenie, że głównym 

celem jej życia są rozrywki, pieniądze i załatwienie jakiegoś wyjazdu za granicę. Często gotowa jest ona uciec się do każdego postępku, byle ten cel osiągnąć. Mało, bardzo mało „szlachetnych marzeń" i „cierpienia w imię ideału" odnaleźliśmy w ich umysłach i sercach, mało, bardzo mało walki o sprawiedliwość, mało, bardzo mało poszukiwań oryginalnej osobowości...

Ale najbardziej charakterystyczną wspólną cechą albańskiej młodzieży jest prawie całkowity brak poczucia buntu przeciwko autorytetom. Kiedy mówię „autorytet" nie mam na myśli jedynie autorytetów politycznych, ale istniejące we wszystkich tych dziedzinach artystycznej lub naukowej działalności, do których młodzież, wraz z energią i buntem, może wnieść nowe idee. I nie chodzi tu o osoby fizyczne, lecz głównie o tradycję, którą one uosabiają lub którą stworzyły. Być młodym i znaczy dążyć do oryginalności i nieskrępowanej działalności; posiadać niezależnego ducha, być panem własnego losu, w przeciwieństwie do starca, który jest bierny i stara się przystosować do sytuacji i okoliczności. Ale najbardziej widoczną cechą albańskiej młodzieży jest właśnie owa tendencja do przystosowywania się do konserwatywnej tradycji i obyczajów. Młody Albańczyk pozostawił swój los w rękach starszych, którzy pokierowali nim tak, by dostał się na „właściwe tory", i pokazali, co robić, by in-ni go stamtąd nie wyrzucili. Toteż młody Albańczyk natychmiast się stara, by najpierw wyrzucić tych innych. Dlatego niezwykle prawdziwie brzmią słowa Konicy, że rzadko można znaleźć młodego Albańczyka cierpiącego w imię ideałów. Mieć ideał i walczyć o niego znaczy, w pewnym sensie, nie posiadać tego gorzkiego doświad-czenia starca, który już wie, że ideał jest czymś nieosiągalnym. Młody człowiek, przeciwnie, wierzy w niego, walczy z nieosiągalnym, zarzuca na swoje barki więcej niż może utrzymać, zmierza do celu bez oglądania się na 

środki i etapy. Właśnie te cechy przynoszą w większości wypadków zmiany i rozwój społeczeństwa, które w przeciwnym razie tkwiłoby w miejscu.

Friedrich Nietzsche w jednym ze swoich filozoficznych esejów, zatytułowanym O użyteczności i nieuży- teczności historii dla życia, wspomina o dwóch sposobach na życie: „historycznym" i „ahistorycznym". „Historyczny" - to taki, w którym człowiek na każdym kroku pamięta o radach starszych, a w szerszym znaczeniu, o tradycji, historii. Takiego pokroju ludzie rzeczywiście pewnie idą przez życie, nie popełniając błędów. Ale z drugiej strony ich życie jest ubogie. Brakuje im spontaniczności i twórczych porywów. Co Nietz-sche rozumie pod „ahistorycznym" sposobem życia? Żeby lepiej to wyjaśnić, prosi nas, byśmy wyobrazili sobie mężczyznę owładniętego silną namiętnością, np. miłością do kobiety lub jakąś ideą, i przemianę, jakiej doznaje świat w jego oczach. Dla niego wszystkie wartości zmieniają się i zniekształcają. Kiedy odwraca głowę, jest ślepy. O wielu sprawach nie myśli w ogóle, ponieważ nie może ich odczuwać; ale tego, co czuje, nie przeżywał nigdy w sposób tak prawdziwy, tak bliski jego zmysłom, tak dźwięczny i olśniewający, jakby od-bierał i odczuwał to wszystkimi zmysłami naraz... Jest to jeden z najbardziej niesprawiedliwych stanów na świecie: egotyczny, niewdzięczny wobec przeszłości, ślepy na niebezpieczeństwa, głuchy na zarzuty. Ale właśnie w tej „ahistorycznej" sytuacji mają swoje źródło nie tylko czyny niesprawiedliwe i błędne, ale przede wszystkim każdy czyn sprawiedliwy. „Żaden artysta nie stworzy własnego wizerunku, żaden kapitan nie odniesie zwycięstwa, żaden naród nie zdobędzie wolności, jeśli nie stanie się to w taki ahistoryczny sposób"15 - kończy Nietzsche. 

Czy w Albanii są „starzy ludzie"?

Jeśli większość młodych ludzi osiąga wiek dojrzały, nie zaznając gorączki młodości, a więc ani razu nie będąc młodym w takim znaczeniu, jak wcześniej opisaliśmy młodość, to zabraknie im niezwykle ważnego zaczynu w kształtowaniu własnej osobowości. Dlatego jest całkowicie uzasadnione pytanie: „Czy w Albanii są »starzy lu- dzie«?" lub innymi słowy: „Czy Albania posiada osobowości?", gdzie osobowość oznacza jednostkę wolną i świadomą własnej wolności i indywidualności. Odpowiedź brzmi, że Albania jest biedna nie tylko z powodu braku młodych ludzi, w takim znaczeniu, jak ich scharakteryzowaliśmy, ale także dlatego, że brakuje jej mądrych starych ludzi. Większość albańskich „starców" właśnie dlatego, że w młodości zabrakło im oryginalności i wolności, w obliczu starości, okazuje się życiowymi nieudacznikami, innymi słowy, nie posiada wyraźnej osobowości. By sobie to zrekompensować, uruchamia drugą stronę sadomasochistycznego mechanizmu i zaczyna gnębić młodych, nalegając, by ci podporządkowali się im zupełnie i byli posłuszni. Często przypominają tym Erazma z Rotterdamu, gdy mówił, że „z anielskiej młodzieży wyrastają diabelskie staruchy"16.

To błędne koło despotyzmu i uległości jest dominującym mechanizmem w naszych stosunkach społecznych. Jest organiczną całością, w której nie można rozróżnić, co było pierwsze: bierność i bezwolność młodych, czy panowanie starych. Można powiedzieć, że w zasadzie jedyna różnica między młodymi i starymi polega na tym, że, jak powiedział Konica, „niektórzy urodzili się wcześniej, a niektórzy później".

Wydaje się nam, że powodów nieobecności młodzieży w naszym społeczeństwie należy szukać przede wszystkim w jego paternalistycznej tradycji, w której

a 

wódz plemienia, klanu był do końca życia decydującym autorytetem i, aby rządzić silną ręką, starał się coraz bardziej uosabiać i bronić tradycji. Jego syn zdobywał pozycję dopiero po jego śmierci i wtedy na niego przychodziła kolej, by stać się obrońcą tradycji i obyczajów przodków.

Zachodnie, a szczególnie anglosaskie społeczeństwa bazują na jednostce. Jednym bowiem ze skutków reformacji było nauczenie człowieka bezpośrednich, a nie poprzez kościelne autorytety, kontaktów z Bogiem. Oświecenie z kolei nauczyło go wiary przede wszystkim we własny rozum. Natomiast nasze społeczeństwo wciąż żyje, wspierając się na patriarchalnym autorytecie, który, wciela się w państwo, policję, kierownika, dziekana itp., itd. Ludzie ci - pod płaszczykiem obrony tradycji - w istocie kultywują i bronią swojego autorytetu. W takim społeczeństwie relacje między młodym człowiekiem a autorytetem cechuje mechanizm uległo- ści-nienawiści. Chociaż uległość wydaje się być elementem dominującym, to jednak głęboko w podświadomości kipi nienawiść. W rezultacie nienawiść, będąc bezsilna w walce z tym, co ją spowodowało, często kieruje się przeciwko słabszym, młodszym, opanowując także dzieci, które dręczą zwierzęta i żebraków, jak pokazał to Gianni Amelio w filmie Lamerica. W istocie nie robią niczego innego, jak tylko wyładowują na słabszych swoją agresję i nienawiść wobec ojców, którzy bili je w domu. Faktycznie kierują ją głównie przeciwko społeczeństwu, które nie potrafiło stworzyć im warunków dla rozładowania właściwej dla ich wieku energii w twórczości i miłości. Ten przykład przechodził z pokolenia na pokolenie, dlatego nasze społeczeństwo nie stworzyło ludzi wolnych, pionierów i osobistości, lecz głównie kilka symbiotycznych istot: niewolnika-tyrana, konserwaty- sty-tradycjonalisty. 

Despotyzm jest dopełnieniem zniewolenia i to naszym zdaniem wyjaśnia, dlaczego przez cały XX w., gdy młodzież albańska miała możliwość wyzwolenia się spod wpływu ojców, w rezultacie nie robiła niczego innego, jak tylko naśladowała ich gnębicielski autorytet, służąc tej samej tradycji. To wyjaśnia, dlaczego młody polityk, Ahmed Zogu podporządkował swoje aspiracje ' zmodernizowania Albanii konieczności utrzymania władzy za wszelką cenę, według mentalności władcy absolutnego krainy Mati, gdzie przekazywano władzę z ojca na syna. To wyjaśnia zdziwienie tych, którzy widzieli, jak Enver Hodża, którego w młodości znali jako uśmiechniętego chłopca, przekształca się w strasznego dyktatora. Wyjaśnia też dlaczego przy pełnym „odrzuceniu" przez komunistów „starych obyczajów", ostatecznie przystosowali do nich swoją rewolucyjną ideologię i kontynuowali te same konserwatywne modele życia. Przypomnijmy, że walka klas, którą w teorii marksistowskiej przedstawia się jako mechanizm wyrażania sprzeczności między rodzącą się nową, a upadającą starą klasą, przybrała u nas formę mechanizmu z wyraźnie wyrażonymi cechami zemsty klanowej, eliminowania wszystkich tych, którzy opowiedzieli się przeciwko komunistycznemu klanowi, albo od niego odeszli. To wyjaśnia dlaczego zaangażowany w budowanie demokratycznego państwa prawa prezydent Sali Berisha, kiedy sytuacja polityczna tego wymaga, zwraca się do narodu, używając pojęć ze średniowiecznego Kanunu Leka Dukagjiniego17 i dlaczego pod koniec XX w., po upadku komunizmu, zobaczyliśmy jak wielu „lojalnych", posłusznych i wiernych synów reżimu stało się nagle bezlitosnymi i pełnymi nienawiści jego przeciwnikami, a wiele ofiar zemsty klanowej żywiło się tą samą tradycją pod hasłami demokracji i pluralizmu. 

W tym stuleciu mechanizm zniewolenie-despotyzm przejawił się najostrzej w okresie między wojną narodowo-wyzwoleńczą a latami 90. Wtedy naturalne i uniwersalne zjawisko - „konflikt pokoleń" - które obserwujemy co najmniej od czasów Platona, prawie całkowicie wygasło. Różnice między pokoleniami niemal zupełnife się zatarły. Wszystko znalazło się pod kontrolą i zostało opanowane przez tradycję i bezdyskusyjny autorytet „ojców komunizmu". Ta jedyna wyrocznia zapewniała młodzieży przyszłość poprzez żądanie całkowitego podporządkowania się jej pisanemu i niepisanemu prawu, ideologii, hierarchii, którą ustanowiła, aż do tego, by stali się agentami Sigurimi18. Obok tej presji młodzi do-świadczali także presji rodziny, ze względu na tradycję rodzinną i ze względu na to, by rodzice nie mieli kłopotów. W ten sposób ojcowie żyli zadowoleni w przekonaniu, że stworzyli społeczeństwo na wzór pasterzy arkadyjskich, z młodzieżą najszczęśliwszą na świecie.

Na początku lat 70., kiedy uderzono w liberalizm19, jednym z oskarżeń była upiorna idea, że liberalne elementy wywołały „konflikt pokoleń". Ówczesna propaganda, wraz z postulatem pielęgnowania tradycji folkloru, odniosła się także do tej wielkiej herezji, której nikt nie mógł zaakceptować, i uznała ją za coś, co podlega karze, tak samo jak brak patriotyzmu. W rezultacie pojęcie „konflikt pokoleń" usunięto ze słownika i wszyscy wydawali się zadowoleni, że ojcowie pozostali tam, gdzie byli, w niezmąconym majestacie. Ale to zanegowanie konfliktu pokoleń bardziej było związane z albańską paternalistyczną mentalnością, której wszyscy ulegali, aniżeli z ideologią komunistyczną. To oznaczało, że kultura będzie zdominowana przez tłumione pasje i samopotwierdzające się idee. By pokazać, jak przybladł ten konflikt, wystarczy wspomnieć, że w literaturze ujawnił się on jeden jedyny raz, w latach 60., gdy 

Ismail Kadare (ur. 1936), Dritero Agolli (ur. 1931) i Fatos Arapi (ur. 1930) wprowadzili do poezji albańskiej „nowe" - co wstrząsnęło ojcami tradycyjnej literatury20. Można powiedzieć, że był to jedyny przypadek, gdy młodzież zwyciężyła, ale i tak nie był to konflikt między ojcami a dziećmi, lecz między starszymi a młodszymi braćmi. Młodsi zwyciężali jedynie wtedy, gdy pobłogosławili ich ojcowie.

Komuniści rzeczywiście usiłowali wykorzenić ze społeczeństwa albańskiego to, co nazywali „ciemnogrodem". Składały się na to: krwawa zemsta, traktowanie kobiety zgodnie z normami Kanunu Leka Dukagjiniego i Koranu, wśród których najbardziej typowe było prawo mężczyzny do bicia żony i obowiązek mycia nóg mężowi i wszystkim mężczyznom w rodzinie, zwyczaje szeroko rozpowszechnione w rodzinach muzułmańskich. Ale tradycjonalistyczna i oparta o zasadę macho struktura społeczeństwa albańskiego raczej korzystała z tych zwyczajów i dostosowywała się do nich, aniżeli je zmieniała. Tak więc usiłując znieść je siłą i przemocą, a nie przy pomocy wpływu kultury, pozostawiła w istocie Albańczyków tam, gdzie byli, to znaczy poza cywilizacją, i nastawionych na przemoc. Świadczy o tym nie tylko fakt, że te zwyczaje przetrwały, w takiej czy innej formie, w komunistycznej praktyce (czyż skazywanie całej rodziny z powodu jednej osoby nie było odbiciem zwyczaju krwawej zemsty?), ale także to, że tradycja owa nadal żyje wśród przeważającej większości ludności nie tylko wiejskiej, ale także miejskiej. Jeśli w dzisiejszej Albanii możesz znaleźć wielu uczniów, wielbicieli, kontynuatorów idoli, za którymi ciągnie amorficzna masa młodzieży pozbawiona wszelkiej indywidualności, a prawie nie ma zbuntowanych, z nowymi ideami, świadczy to o tym, iż ciągle tkwimy w tym samym miejscu. Jeśli do wczoraj elementem do minującym w naszych stosunkach był strach, który często całkowicie blokował naturalne komunikowanie się, tak dzisiaj, chociaż porozumiewanie się jest swobodne, charakteryzuje je nieufność, dwulicowość, bizantynizm. Nie jest to nic innego, jak zwierciadlane odbicie społeczeństwa, w którym wciąż dominują stosunki despotyzm- zniewolenie. W miejsce energii wyzwalającej otwarty dialog doświadczamy napięcia wywołanego przez te dwustopniowe stosunki, które wymagają podwojenia energii, by je podtrzymać.

Jak wcześniej powiedzieliśmy, właśnie dlatego, że Al- bańczyk, będąc pod dyktatem patriarchy i klanu, posiadał niewiele przestrzeni do wypowiedzi, często okazywał się w życiu albo uległy (co stworzyło społeczeństwo zamknięte), albo skłonny do stosowania przemocy. Także energia, która wyzwoliła ideały studentów pod koniec 1990 r.21, została skanalizowana przez tę tradycję. Nie można jednak zaprzeczyć, że upadek autorytarnego systemu komunistycznego wyzwolił pozytywną energię wśród albańskiej młodzieży. Wystarczy wspomnieć, że garść dziennikarzy posiadających odwagę cywilną nie tylko stworzyła podstawy nowego albańskiego dziennikarstwa, wolnego od ideologicznej nienawiści, ale wniosła nadzwyczajny wkład w ochronę wolnej myśli w Albanii, szczególnie w takich momentach, jak okres sprzed referendum konstytucyjnego w 1994 r., kiedy to znowu pojawił się groźny cień dyktatury, a wielu naszych intelektualnych ojców ze swoją długotrwałą tradycją podporządkowania się, podpisało serwilistyczny dokument powierzający naszą wolność w niebezpieczne ręce22.

Ale mimo to nadal podkreślamy, że taka młodzież jest mniejszością, niewystarczającą dla emancypacji albańskiego życia kulturalnego, politycznego i społecznego, i że istnieje niebezpieczeństwo, iż przyswoi sobie ona stare autorytarne tradycje.

Wydaje się nam, że istnieje szybka droga, by przenieść energię albańskiej młodzieży z tradycyjnego, martwego nurtu w kierunku nowej syntezy, jaką stworzy dialog z tradycją. Dużo się dzisiaj mówi o tym, że młodzieży brakuje wspólnego ideału. Ale jeśli chcemy zbudować społeczeństwo otwarte, nie ma powodu, by jednoczyć energię młodych tylko wokół jednego ideału. A nawet - taki cel mógłby być niebezpieczny. W społeczeństwie otwartym jest wiele ideałów, często także jednostkowych. Dlatego jest znacznie trudniej je zbudować i wymaga to o wiele więcej czasu. Wydaje się, że musi minąć kilka pokoleń zanim zbudujemy takie społeczeństwo; ale odwaga jednego pokolenia i pojedynczej grupy stanowi zalążek emancypacji całej wspólnoty.

Przypisy

14 F. La Rochefoucault, Maksymy i rozważania moralne, tłumaczenie własne, DH.

15 Tłumaczenie własne, DH.

16 Tłumaczenie własne, DH. 

17 Średniowieczny zbiór praw przedpaństwowego, klanowego społeczeństwa, poprzedzającego prawne struktury nowoczesnego państwa.

18 Sigurimi i Shtetit (Bezpieczeństwo Państwa) - początkowo powstało jako służba informacyjna w batalionie specjalnym „Hakmarrja" (Zemsta), rozkazem z 19 kwietnia 1944 r. Strukturę bardziej profesjonalną stworzono, korzystając z pomocy doradców jugosłowiańskich. Powołano w ramach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (Ministria e Puneve te Brendshme) - Departament Obrony Ludu. W 1948 r. po odsunięciu Koęi Xoxe departament przeszedł bezpośrednio pod władzę partii i szkolenie specjalistów sowieckich. W 1991 r. powstało Ministerstwo Bezpieczeństwa (Ministria e Sigurimit), kierowane przez Gramoza Ruęi, w lipcu tego roku utworzono ShIK (Sherbimi Informativ Kombetar, dosł. Służba Informacyjna Narodowa), którym kierował początkowo Irakli Koęollari, następnie reformował służby Bashkim Gazidede, szef do 1997 r. W latach 1997-2002 szefem był Fatos Kłosi. W 2000 r. lub 2001 r. zmieniono nazwę na ShISh (Sherbimi Informativ Shteteror, dosł. Służba Informacyjna Państwowa). Po zwolnieniu Fatosa Kłosi wrzesień-październik 2002, urzędem kierował do stycznia Kujtim Hysenaj. Od lutego 2005 r. szefem ShJSh jest Bahri Shecjiri.

19 Liberałami w byłych krajach socjalistycznych określano: 1. tych, których można było zidentyfikować jako zwolenników kultury zachodniej; 2. którzy poprzez swe działania umożliwiali rozpowszechnianie zachodnich wartości audiowizualnych (muzyka, film itp.); 3. którzy godzili się na udostępnienie zachodnich środków masowego przekazu (lub ich elementów); 4. którzy uważali, że dla dobra socjalizmu trzeba odwoływać się do wartości kultury zachodniej.

W Albanii pretekstem do rozprawy z liberalizmem stał się 11 Festiwal Piosenki (25 grudnia 1972 r.). Protagonistami ruchu liberalnego, zdaniem Hodży, byli: dramaturg Fadil Paęrami, sekretarz ds. ideologicznych Komitetu Partyjnego PPSh w Tiranie, oraz Todi Lubonja (ojciec Fatosa), dyrektor Albańskiego Radia i Telewizji, odpowiedzialni za ten Festiwal. Na IV Plenum KC PPSh 26-28 czerwca 1973 r., Hodża ogłosił „pogłębienie walki ideologicznej przeciwko obcym wpływom i liberalnym postawom wobec nich". Liberalizm zduszono w zarodku, a Paęramiego i Lubonję uznano za wrogów ludu i skazano odpowiednio na 25 i 15 lat więzienia.

20 Miało to miejsce na początku lat 60., po zerwaniu przez Albanię stosunków z ZSRR w 1961 r. Nastąpiła wówczas zmiana kursu w polityce wobec literatury, co zaowocowało odstąpieniem na krótki czas od reguł socrealizmu.

21 W grudniu 1990 r. studenci Uniwersytetu w Tiranie przedstawili dwie listy żądań. Pierwsza zawierała kwestię „kontynuacji reform demokratycznych, rozpoczętych przez prezydenta Alię" i apel o „pluralizm polityczny będący najwyższą formą współczesnej demokracji". Druga petycja domagała się zgody na powstanie niezależnej organizacji studentów i młodych intelektualistów. Domagano się też publikacji dokumentów ONZ dotyczących praw człowieka. W lutym 1991 r. studenci rozpoczęli strajk głodowy, żądając m.in. usunięcia nazwy „Enver Hodża" z Uniwersytetu i uwolnienia więźniów politycznych.

22 Część intelektualistów albańskich, w tym Ismail Kadare, wezwało elektorat do głosowania za projektem Konstytucji, dającej szerokie uprawnienia urzędującemu prezydentowi Sali Berishy (niebezpieczne ręce). Wyborcy głosowali przeciw. Projekt upadł.

Intymność w machinie

Privacy ne regjimin totalitar, skrócona wersja wystąpienia w New School University w Nowym Jorku, październik 2000 r., opublikowana w „Gazecie Wyborczej" 22 lutego 2001

Wiele napisano w Albanii o naruszaniu wolności i praw człowieka w reżimie totalitarnym. O więzieniach, inwigilacji, szpiegowaniu, różnych formach przemocy państwa komunistycznego wobęc własnych obywateli oraz o strachu i praniu mózgów. Nigdy jednak nie traktowano tych zjawisk w kontekście „prywatności". O ile mi wiadomo, żaden pisarz ani eseista w moim kraju tym się nie zajmował. Po prostu dlatego, że prywatność jako „przestrzeń osobista", jako prawo do bycia samemu, jako wymiar wolności w naszej głęboko naznaczonej przez totalitaryzm kulturze, nigdy nie istniała, nawet jako idea. Nie ma nawet takiego słowa23. Jego albańskim odpowiednikiem jest „życie prywatne" [jęta private], ale to nie to samo.

Więźniowie reżimu

Zacznę od dwóch osobistych wspomnień. Jedno wiąże się z latami, które spędziłem w Burrel, najcięższym więzieniu w Albanii.

Więzień Burrelu wiódł swój żywot w celi wraz z dziesięcioma innymi więźniami. Miał tam dla siebie jedynie pryczę szerokości 70 cm ze słomianym materacem i jedną dziesiątą wąskiego przejścia w nogach łóżka. 

Żył przez 22 godziny na dobę albo siedząc na łóżku, albo chodząc po przejściu między łóżkami, podsłuchiwany przez jednego 4ub dwóch szpiegów, których zwykle umieszczano w c&ft, oraz przez strażnika obserwującego więźniów przez judasza. Pozostałe dwie godzi- riy były przeznaczone na spacer, załatwienie potrzeb fizjologicznych i zjedzenie trzech posiłków w stołówce.

Gdy więzień pisał listy do rodziny, musiał je wrzucać do skrzynki w otwartej kopercie. Listy od rodziny także otrzymywał otwarte. Jeśli miał pecha i w nocy złapała go biegunka, musiał załatwić się w obecności innych do wiadra ustawionego w kącie celi. Jedynym miejscem, w którym mógł poczuć się swobodniej i pobyć sam, był spacerniak.

Takie życie trwało latami.

Moje drugie wspomnienie wiąże się z członkiem Biura Politycznego Albańskiej Partii Pracy, osobą numer dwa w kraju przez 30 lat, byłym premierem Albanii - Mehmetem Shehu (1913-1981). O pewnym epizodzie z jego życia opowiadał mi jego syn Bashkim, którego później spotkałem w więzieniu. Matka Mehmeta Shehu w swoim testamencie prosiła, by pochowano ją obok męża w rodzinnej wsi. Shehu chciał spełnić jej ostatnią wolę, lecz szef partii Enver Hodża wyraził „pragnienie", by pochowano ją w Tiranie, w sektorze specjalnie wydzielonym dla rodziców przywódców. Tak też się stało.

W 1981 r. Enver Hodża oskarżył Shehu o szpiegostwo. Shehu popełnił samobójstwo. Jego dwóch synów i żonę najpierw wyrzucono z Tirany, potem wsadzono do więzienia. Najmłodszy syn odebrał sobie życie. Kiedy bliscy Shehu opuszczali Tiranę, nie mogli wziąć ze sobą z domu niczego oprócz rzeczy osobistych i paru książek. Cały majątek członka kierownictwa partii należał bowiem do państwa: mieszkanie, meble, łóżka, samochody, a nawet naczynia kuchenne. 

Dwa powyższe przykłady pokazują, że przeciwieństwa naprawdę się przyciągały. Pomiędzy nimi zaś istniała strefa zamieszkana przez tych wszystkich, którzy „żyli normalnie" w społeczeństwie totalitarnym.

Kiedy wróg atakuje

„Powszechne, narzucone, obowiązujące kłamstwo jest najstraszniejszym przejawem życia człowieka w waszym kraju. To właśnie ideologia, aby przeżyć, musi nakładać kajdany tym, którzy mają odwagę myśleć inaczej" - pisał Aleksander Sołżenicyn w swoim liście skierowanym do przywódców ZSRR. Jednym z najstraszniejszych przejawów dominacji państwa totalitarnego nad jednostką była ingerencja w jej umysł poprzez ideologię.

Krytycy ideologii marksistowsko-leninowskiej dzielą się zasadniczo na dwie grupy: tych, którzy uważali ją za cjuasi-religię i w historii religii znaleźli do niej analogię, i tych, którzy traktowali ją jako szczególnego rodzaju zwierzę, nieistniejące nigdy wcześniej w historii ludzkości.

Kiedy analizujemy okres stalinowski, który w moim kraju trwał aż do upadku muru berlińskiego, stwierdzamy, że aspekty fideistyczne, kulturowe i dogmatyczne ideologii są tak wyraziste, że porównanie jej do religii narzuca się samo, a szczególnie do wyobrażenia chrześcijaństwa „średniowiecznego", „inkwizycyjne- go". Jednym z najbardziej intrygujących jest jednak po-równanie ideologii marksistowsko-leninowskiej jako struktury myślenia do gnostycyzmu, a zwłaszcza do jego najdoskonalszego przykładu - manicheizmu.

Ogólny schemat manicheizmu jest następujący: istnieją dwie zasady - dobro i zło, światło i ciemność, duch i materia - i walczą one ze sobą. Istnieją trzy czasy: przeszły - gdy te treści istniały oddzielnie; teraźniejszy- w którym trwa walka dobra ze złem, oraz przyszły- gdy pierwotny podział się powtórzy. Ów podział ma także wymiar geograficzny: dwie zasady postrzegane są jako dwa miejsca przedzielone mniej lub bardziej idealną granicą, będącą w ciągłym ruchu, przy czym miejsce dobra jest na północy, a miejsce zła na południu.

Podobną klasyfikację znajdujemy także w marksiz- mie-leninizmie. Człowiek rodzi się dobry, ale własność prywatna korumpuje jego duszę. Dlatego jedynym celem teraźniejszości, będącej miejscem walki dobra i zła, jest dążenie do stworzenia nowego człowieka i nowego świata bez własności prywatnej i całego tego zła, które pociąga ona za sobą. Dwoma obozami, które toczyły ze sobą ów bój, były Wschód i Zachód, a granica dobra przesuwała się wciąż na korzyść Wschodu.

Czynnik religijny wykorzystywany przez ideologię do stworzenia nowego człowieka i szczęśliwej przyszłości, jakiej ludzkość do tej pory nie znała, był nadzwyczaj ważnym elementem władzy i prania mózgów. Partia upodabniała się do średniowiecznego Kościoła, dyktator zaś był jego papieżem. Dzieci uczono recytować, że najbardziej kochają partię i towarzysza Hodżę. Partia chciała wiedzieć wszystko o życiu jednostki. Spowiedź nazywano samokrytyką. Człowiek musiał czuć się trybikiem w machinie, która wybawi świat od zła, jakie pociąga za sobą własność prywatna.

Ilustruje to opowiadanie pewnego chińskiego autora, jakich wiele ukazywało się u nas w latach 60., gdy Albania pozostawała z Chinami w bardzo bliskich stosunkach. Oto podczas festynu w komunie główny bohater przypomina sobie cytat z myśli przewodniczącego Mao: „Kiedy naród świętuje, wróg atakuje". Bohater rozgląda się czujnie i rzeczywiście dostrzega podejrzanego osobnika z torbą. Obserwuje go i widzi, że osobnik 

ten umieszcza torbę pod mostem. A zatem zamierza wysadzić go w powietrze. Wróg odkrywa, że jest obserwowany, rozpoczyna się walka wręcz pomiędzy nim i naszym bohaterem. Nasz bohater zaczyna przegrywać, ale wówczas przypomina sobie cytat z Mao: „Kiedy wróg jest silny, ty musisz być dwukrotnie silniejszy"; poskramia wroga, chwyta torbę z dynamitem i wrzuca ją do wody. Dynamit wybucha, a nasz bohater nieprzytomny trafia do szpitala. Po kilku dniach odzyskuje przytomność i pierwszym jego pytaniem jest: „Jak się czuje przewodniczący Mao?"

Oficjalna moralność głosiła, że dobrym człowiekiem jest tylko ten, kto ponad wszystko przedkłada kolektyw, partię, socjalizm, ojczyznę. Pamiętam czasy młodości, kiedy dostrzegłem, że jestem istotą egoistyczną. Zwątpiłem wówczas w siebie; doszedłem do wniosku, że jestem złym człowiekiem, ponieważ nie chciałem się poświęcać za innych, co, jak głosiła partia, powinienem był uczynić. Rozstrzygnąłem później ten problem. Jak - o tym za chwilę.

Będziecie moimi szpiegami

Uznanie walki klasowej za metodę kontynuacji rewolucji także po umocnieniu państwa proletariackiego posłużyło jako ideologiczne usprawiedliwienie represji. To z jednej strony stworzyło - nadzwyczaj rozbudowany aparatu kontroli i represji, a z drugiej - całą warstwę społeczną, nazywaną „reakcyjną", którą uwięziono i internowano. Doprowadziło to do całkowitej alienacji stosunków społecznych.

Zgodnie z propagandą ludzie należący do warstwy prześladowanej tylko przejściowo byli wrogami; w przyszłości mieli stać się takimi samymi obywatelami jak inni. Nawet więzienia, do których ich zsyłano, nazy

wano „obozami reedukacyjnymi". W rzeczywistości jednak stosowano wobec nich praktykę unicestwienia. W więzieniach krążyło zdanie wypowiedziane kiedyś przez jednego z albańskich ministrów spraw wewnętrznych. Według niego, spośród więźniów: „jedna trzecia zostanie unicestwiona fizycznie, jedna trzecia psychicznie, a jedna trzecia stanie się moimi szpiegami".

W ZSRR po śmierci Stalina ten radykalizm został potępiony i złagodzony. Natomiast w Albanii stalinizm trwał. Po zerwaniu stosunków z ZSRR Enver Hodża ogłosił, że „uznanie lub nieuznanie walki klas w socjalizmie to linia graniczna oddzielająca prawdziwych komunistów od chruszczowowskich rewizjonistów".

Początkowo nie mówiło się o walce klas w łonie partii. Ale z upływem czasu Hodża rzucił myśl, że wróg może działać także wewnątrz niej. Lata 70. były okresem wielkich czystek wewnątrzpartyjnych. W 1975 r. Hodża w jednym z wystąpień powiedział: „Współcześni rewizjoniści i reakcjoniści nazywają nas stalinistami, chcąc nas w ten sposób obrazić. Ale w istocie jest to powód do diuny. Bycie stalinistą oznacza, że wróg nie zdołał cię poniżyć, nigdy cię nie pokonał".

Idea „oczyszczenia z burżuazyjnych śmieci" oznaczała wpuszczenie miotły wszędzie tam, gdzie te śmieci mogły się znaleźć. Najpierw należało je wykryć, a następnie sprzątnąć. Dlatego system inwigilacji przybierał coraz to większe rozmiary. Nawet słuchanie zagranicznej muzyki, piosenek Beatlesów, Rolling Stonesów było zabronione. Wystraszeni rodzicie często nie tylko za-braniali swoim dzieciom słuchania radia, ale zdarzało się, że gdy były nieposłuszne, szli na skargę na policję. Z kolei rodzice, którzy zaczynali mieć wątpliwości co do systemu, nie mogli powiedzieć o tym dzieciom w obawie, że te wygadają się przed rówieśnikami, a ich słowa mogą dotrzeć do uszu Sigurimi - tajnej policji. 

Świadomość, że państwo może zajrzeć w każdy zakamarek twojego życia prywatnego i ukarać za wszystkie twoje myśli i działania sprzeczne z jego nauczaniem, towarzyszyła ludziom bez przerwy.

Jak mnie aresztowano

Zostałem aresztowany w 1974 r., gdy Sigurimi znalazło moje pamiętniki, które uznano za antyreżimową propagandę, mimo że nigdzie nie były drukowane, ani nawet nikt ich nie czytał. Trzymałem je w ukryciu.

Pierwsze pytanie, jakie zadali mi prowadzący śledztwo, brzmiało:

Jakie są twoje poglądy polityczne?

Takie, jak wszystkich moich kolegów - odparłem. Bo czy moje poglądy mogły być inne od tych, jakie głosiła propaganda partyjna?

W latach 60. krążył w Albanii dowcip, który, jak mówiono, przywędrował z ZSRR.

Kandydat zdaje egzamin na członka partii. Odpowiedział dobrze na pytania ideologiczne, polityczne i słyszy:

Teraz nadszedł moment, aby zadać wam kilka delikatnych pytań:

Czy lubicie podróżować?

Tak - odpowiada wystraszony kandydat.

No, ale jeśli chcecie zostać członkiem partii, musicie o tym zapomnieć.

Zapomnę - odpowiada szybko.

Czy lubicie pić?

Tak, od czasu do czasu.

Aha, ale członek partii nie może pić.

Nie będę - spieszy z odpowiedzią kandydat.

Czy lubicie kobiety? 

Hm, tak.

Musicie z nich zrezygnować.

Zrezygnuję.

Teraz przychodzi kolej na pytanie ostatnie i decydujące:

Czy oddacie życie za partię?

Już oddałem. Przecież do niczego więcej nie będzie mi już potrzebne.

Popularność tego dowcipu świadczy o tym, że ludzie zachowali jednak zdrowy rozsądek i odróżniali to, co naturalne i normalne, od tego, co takie nie jest.

Co nam pomagało?

Jednym ze środków obrony własnej prywatności była rodzina. Państwo totalitarne, Wiedząc o tym, starało się rzecz wykorzystać: dlatego np. dzieci pracowników ambasad pozostawały w Albanii. Dlatego także wielu spośród tysięcy więźniów, których poznałem podczas odsiadki, wyrzekły się, przymuszone do tego, ich własne rodziny; z większością jednak rodziny utrzymywały kontakt.

Kiedy mojego ojca skazano jako wroga ludu (to był jeden z powodów, dla których i mnie zaczęła śledzić tajna policja, aż w końcu znalazła moje dzienniki i zostałem aresztowany), moja matka była członkiem partii. Żądano od niej, aby rozwiodła się z mężem i w ten sposób dowiodła lojalności wobec partii. Odmówiła i oczywiście została wyrzucona z partii i internowana.

Takich ludzi było wielu.

Co jeszcze pomogło nam przeżyć? To, że nawet tak bardzo izolowany kraj jak Albania nie mógł całkowicie zerwać swoich kontaktów ze światem. Wspomniałem wcześniej o swoich problemach z „egoizmem". Pozbyłem się ich dzięki kontaktowi z obcą literaturą i prasą,

które mimo wszystko w Albanii się pojawiały. W jednej z moich lektur pewien autor francuski pytał, jaka cecha jest w człowieku najważniejsza. I odpowiedział: „Egoizm podbudowany gruntownym wykształceniem". Znalezienie pozytywnej konotacji dla słowa „egoizm", tak demonizowanego przez propagandę komunistyczną, uwolniło mnie wówczas od koszmarów.

Ideologia marksistowsko-leninowska, chociaż uważała się za szczyt wiedzy i ostatnią religię ludzkości, odwoływała się do aprobowanej przez siebie spuścizny kulturalnej. Z programów nauczania w szkołach nie usunięto całkiem kultury klasycznej. Marksizm uważał siebie za sukcesora materializmu, tak więc można było czytać pisma Demokryta, Arystotelesa, Epikura i uczyć o nich w szkole. Francuska rewolucja burżuazyjna uchodziła za krok w stronę rewolucji proletariackiej, pozwolono więc tłumaczyć i czytać dzieła Woltera lub Rousseau. Dziewiętnastowieczny romantyzm dzielono na rewolucyjny i reakcyjny, można było zatem czytać Wiktora Hugo lecz nie Chateaubrianda. Ewangelia była zakazana, ale Dantego, Szekspira, Goethego, Tołstoja tłumaczono i wydawano w państwowych wydawnictwach.

Śmierć dyktatora

Dzień, w którym umarł Enver Hodża [11 kwietnia 1985 r.], był dla Albańczyków dniem szczególnym. Wielu wyczekiwało tego dnia i dla nich był to dzień radości. Ale była to radość niema. Ludzie bali się wyrażać ją głośno. Zbierali się w domach, nawet coś pili, ale w zupełnym milczeniu, wymieniając jedynie porozumiewawcze spojrzenia. 

Jedynym miejscem, w którym świętowano głośno, było więzienie w Burrel. Więźniowie wiedzieli, że są obserwowani, ale nie przejmowali się tym; oni jedyni otwarcie i śmiało wyrażali swoją radość w dniu śmierci dyktatora.

Zawsze, gdy myślę o naszych dzisiejszych problemach, przypomina mi się odwaga tych więźniów.

Przypisy

23 Autor używa angielskiego słowa privacy. Od niedawna zaczęła pojawiać się w publicystyce kalka z języka angielskiego privatesia, użyta po raz pierwszy właśnie przez Lubonję. 

Wirtualna świetność, mizerna rzeczywistość

Midis laydiśe se nje bote virtuale dhe mjerimit tg nje bote reale „Perpjekja'* styczeń-grudzień 1999, nr 15/16 Tekst opublikowany w „Gazecie Wyborczej" 23-24 września 2000

0 sytuacji, w jakiej znalazła się Albania bezpośrednio po uzyskaniu niepodległości w latach 1912-1913, Mi- that Frasheri - jeden z ojców nacjonalizmu albańskiego I pisze, iż obowiązkiem, jaki wówczas pojawił się przed Albańczykami, było „stworzenie jednego narodu z gromady plemion, rodów i klanów". Albanię na północ i południe od rzeki Shkumbini zamieszkiwało wówczas wiele wspólnot rodowo-plemiennych, podzielonych na cztery mlajety (okręgi)24. Łączyło je poczucie tożsamości ograniczone do tożsamości wsi, krainy lub bajraku25. Niektóre lepiej, inne gorzej, znały władzę centralną w Stambule lub jej przedstawicieli na prowincji. Ale więzi duchowe, intelektualne i gospodarcze między nimi samymi były bardzo słabe.

Jeśli porównamy nacjonalizmy sąsiadów - Greków

1 Serbów - zobaczymy, że nacjonalizm albański zrodził się później i w innym kontekście historycznym. Nie powstał z potrzeby wyzwolenia się spod dominacji tureckiej, tak jak nacjonalizmy serbski i grecki. Pojawił się wraz z zakończeniem wojny rosyjsko-tureckiej (1878) - która przyniosła niepodległość Serbii - wraz z postępującym rozkładem imperium osmańskiego, gdy trzeba było bronić ziem albańskich przed Słowianami i Grekami i odróżnić tożsamość albańską od tureckiej. 

Ten historyczny kontekst w znacznej mierze wpłynął na rozwój nacjonalistycznej mitologii albańskiego romantyzmu, która zaczęła rozkwitać właśnie w owym czasie, by później, przez ponad wiek, zdominować albańską pamięć zbiorową i kulturę.

Od Aleksandra i Pyrrusa

Główne mity stworzone przez mistrzów albańskiego odrodzenia, które stały się pokarmem dla albańskiego nacjonalistycznego romantyzmu, są typowe dla romantyzmu europejskiego w XIX w. Mity albańskie sławią niepowtarzalny naród albański; najważniejszy jest mit starożytnych Albańczyków i związany z nim mit języka albańskiego jako jednego z najstarszych. Służyły one podkreśleniu różnicy między Albańczykami a Grekami i Słowianami, a nawet wyższości nad nimi. Pochodzenia Albańczyków dopatrzono się u Pelazgów, którzy według mitologii byli najstarszym narodem na tych ziemiach, starszym niż Grecy (później miejsce Pelazgów w tej mitologii zajęli Ilirowie). Jednocześnie rozwinął się mit wielkich ludzi, których wydali Albańczy- cy. Były wśród nich najsławniejsze postaci starożytności - Aleksander Wielki i król Epiru Pyrrus I.

Jednakże centralną postacią tej mitologii jest Skanderbeg. Ten bohater, najpierw zmitologizowany przez Kościół katolicki jako Athleta Christi, teraz zaczął być mito- logizowany po raz drugi jako narodowy bohater albański - ten, który w 1443 r. wyzwolił Albanię spod władzy tureckiej, a następnie przez 25 lat bronił jej przed Turkami. Skanderbeg jest postacią dwuznaczną - walczył przeciwko Turkom, zachowując tureckie imię i tytuł. To, że zmieniał religie - był chrześcijaninem, później muzułmaninem i znowu chrześcijaninem - znakomicie odpo

wiadało bardzo ważnej konstrukcji historycznej stworzonej przez jedną z najbardziej znanych postaci albańskiego odrodzenia, Pashko Vasę (1825-1892). Aby zjednoczyć Albańczyków wyznających trzy religie, Pashko Vasa, katolik w służbie imperium tureckiego, napisał w jednym ze swoich najsłynniejszych poematów: „Religią Albańczyków jest albańskość". W albańskiej pamięci zbiorowej postać Skanderbega (po raz pierwszy potraktowana w duchu nacjonalistycznego romantyzmu przez Arbereszy, czyli Albańczyków z Włoch) jest pozbawiona treści religijnej. Albańczycy mają trudności z określeniem, które jego imię jest ważniejsze, Jerzy Kastriota

- imię chrześcijańskie, czy Skanderbeg, tureckie. Największy wkład w tworzenie tej mitologii wniósł

Naim Frasheri (1846-1900), z tego powodu często nazywany narodowym poetą Albanii. Zaczął pisać po albań- sku i opiewać z poetyckim żarem piękno Albanii (Bage- ti e bująesi, 1886 - Hodowla i uprawa), piękno języka albańskiego (Gjuha shąipe, 1890 - Język albański), wreszcie

- Skanderbega (Hisłori e Skenderbeut, 1890 - Historia Skanderbega).

Krujo, o błogosławione miasto Czekaj, czekaj Skanderbega Nadleci jako gołąb złoty By ratować ojczyznę

- tych wersów poematu uczył się na pamięć każdy Albańczyk w szkole podstawowej po odzyskaniu niepodległości.

W celu uzupełnienia tej mitologii poszukiwano także drugiej strony medalu - sił zła. Historię pięciu wieków Albanii pod panowaniem tureckim przedstawiano jako okres całkowicie mroczny. Mamy tu do czynienia z mitem tureckiego obskurantyzmu. Albania ujrzała światło

dzienne dzięki bohaterom odrodzenia, którzy walczyli „piórem i bronią", inspirowani przez Skanderbega. Kulminacją tej walki był rok 1912, kiedy sztandar tego bojownika znów załopotał nad Albanią.

Wybór Skanderbega na bohatera narodowego wskazuje na jeszcze jeden element nacjonalistycznej mitologii. Z powodu małego terytorium i niewielkiej liczby ludności Albańczycy byli zmuszeni poszukiwać innego „wielkiego brata", który zastąpiłby Turcję w roli ich obrońcy przed serbskim i greckim zagrożeniem. Athleta Christi nadawał się najbardziej, ponieważ był zarazem bohaterem zachodniego chrześcijaństwa.

Komisarz przy ognisku

Każdy Albańczyk, edukowany w szkołach Albanii po 1912 r., jeśli zapytać go o historię własnego kraju, opowie o tych mitach, nie odróżniając historii od legendy. To była mitologia pokolenia wykształconego w czasach króla Zogu, które podczas II wojny światowej walczyło w obronie Albanii przeciwko faszystowskiej i nazistowskiej okupacji. Wojna rozpoczęta przez komunistów nie mogłaby się obyć bez nacjonalistycz- nego ducha, wzywającego do zjednoczenia, by wyzwolić ojczyznę spod okupacji. Dlatego została nazwana wojną narodowowyzwoleńczą. Stopniowo do tej nacjonalistycznej ideologii przylgnęła komunistyczna ideologia budowy nowego świata. Od tego czasu rozpoczyna się trwająca 50 lat symbioza obu ideologii, w imię których Albańczycy byli zjednoczeni i zarazem całkowicie podporządkowani partii komunistycznej. Ów ideologiczny centaur domagał się pokarmu - były nim nowe mity komunistyczne połączone ze starymi, nacj'onalis tycznymi. 

Jedną z najpopularniejszych kompozycji w malarstwie albańskiego realizmu socjalistycznego przedstawia komisarza z czerwoną gwiazdą na czapce lub sekretarza partii w furażerce rozmawiających przy ognisku ze zwykłymi ludźmi. Możemy tam zobaczyć starca, który słucha z uwagą, ale i pewnym zdziwieniem; młodego chłopca, który otworzył usta w zachwycie; kobiety, które stoją nieruchomo za mężczyznami, wiedząc, że i tak zrobią to, co oni postanowią. O czym mówi Albańczykom ten komunistyczny komisarz? Zrozumiałe, że nie przypomina starych, nacjonalistycznych mitów. Głosi, że komunizm jest przyszłością świata, a partia - wyzwolicielką, która ziści to marzenie. Mówi, że przeszłość narodu albańskiego i całej ludzkości była nieustającym ziem, a jedynym ratunkiem jest nauka partii komunistycznej. Mówi o wielkim bracie, Związku Radzieckim, w którym to marzenie już się spełniło, a także o wielkim Stalinie - władcy tego raju - który pomoże Albanii tam się dostać.

Poemat Ismaila Kadare Perse mendohen keta małe (1966, O czym myślą te góry) jest być może najlepszym poetyckim wyrazem tej nowej mitologii: góry Albanii myślą o wielowiekowym cierpieniu narodu, o jego bohaterskiej postawie przez wieki, o długim oczekiwaniu na zbawcę. I w końcu zbawca przybył - to partia komunistyczna. Teraz karawana zyskała przewodnika. Wychodzimy z mroku naszej historii i uosabiającego zło kapitalizmu. Albańczycy muszą odrzucić całe zło, którym była przesiąknięta ich dusza, odciąć się od życia w świecie zła.

Zderzamy się tutaj z paradoksem: z jednej strony komunizm był przedstawiany jako wybawca od nieszczęść przeszłości, jako negacja starego w imię nowego świata; z drugiej - nie można było odrzucić całej przeszłości zapisanej w nacjonalistycznej mitologii, która 

tkwiła w pamięci zbiorowej. W celu utrzymania się u władzy nowym apostołom potrzebna była nowa wiara, ale taka, która korzeniami sięgałaby starej, na której Albania została zbudowana. Należało znaleźć kompromis. I został on znaleziony - podobny do kompromisu pomiędzy Starym i Nowym Testamentem, który przygotowywał i zwiastował nadejście Zbawiciela.

Sławna przeszłość miała co najmniej trzy punkty kulminacyjne: czasy Skanderbega, albańskie odrodzenie i wojnę partyzancką. Każdy z tych okresów miał swoich bohaterów - główne postaci utworów literackich i artystycznych powstałych w czasach komunizmu. Dwie spośród nich były najbardziej chlubne - Skander- beg i Enver Hodża. I tak jak w każdej mitologii bohate-rowie tych epok posiadali również swoich antybohate- rów. Byli nimi Turcy, Serbowie i Grecy, okupanci nazi- stowsko-faszystowscy oraz ich albańscy kolaboranci. Do tego mrocznego świata antybohaterów włączono także religię i duchowieństwo, zwłaszcza katolickie.

Skanderbeg, towarzysz Hodży

Konieczność pogodzenia ideologii komunistycznej i nacjonalistycznej sprawiła, że główne mity nacjonalistyczne zostały przetworzone i poszerzone - często nawet zmodyfikowane - poprzez przeplecenie z mitami komunistycznymi. W analizie tej techniki należy uwzględnić jeszcze jedno - ideologia nacj'onalistyczno- -komunistyczna była przedstawiana w dwóch formach: religijnej, pretendującej do tego, by doktryna Marksa była „sprawiedliwa, harmonijna i kompletna" (Lenin); i teoretycznej, żądającej, aby wiara w tę ideologię opierała się na naukowej wiedzy, a nie na tym, co nieznane i transcendentalne. 

Ideologia ta nie była ani religią, ani teorią naukową, tylko ich mutacj'ą. Domagając się wiary płynącej z wiedzy, zamroziła wiele prawd (także historycznych). Stała się więc mutacją mitologii w nauce i nauki w mitologii. Naukowcy albańscy w latach 50. dyskutowali np. nad etnogenezą Albańczyków, ale kiedy Enver Hodża kategorycznie obwieścił, że Albańczycy pochodzą od Ilirów, nikt nie ośmielił się kontynuować dyskusji. Przez okres komunizmu cała twórczość literacko-artystyczna, a także badania naukowe, szczególnie historyczne i lingwistyczne, trzymały się tego wzoru. Powstał świat wirtualny, w którym Albańczycy żyli urabiani przez propagandę partii i jej ucieleśnienie w dziełach literackich i artystycznych - w szkołach, księgarniach, kinach, teatrach i salach wystawowych.

W latach 50. sławieniu walki partyzanckiej towarzyszyło krzewienie pamięci Skanderbega. Apogeum mitologii nacjonalistycznej jest film Skanderbeg (1957). Ten bohater, który walczył przeciwko Turkom o wyzwolenie ojczyzny, ma tu już własną twarz - aktora (notabene nie był to Albańczyk, lecz radziecki Gruzin). Związki Skanderbega ze światem chrześcijańskim zostały w filmie pominięte - nie ma tam ani kościołów, ani krzyży. Republikę Wenecką przedstawiono jako intry- gantkę, a Turków jako siły mroczne i złe.

Po zerwaniu przez Albanię w 1961 r. stosunków z ZSRR symbioza mitów nacjonalistycznych i komunistycznych zacieśnia się jeszcze bardziej. Hodża uzasadnił to zerwanie nie tylko obroną ortodoksyjnego stalinizmu, ale także niepodległości przed zagrożeniami ze strony radzieckiego socjalimperializmu. Właśnie w tym czasie pomnik Stalina z głównego placu Tirany przeniesiono na inny, mniej ważny, a miejsce po Stalinie zastąpiono posągiem Skanderbega. 

Trudy Ismaila Kadare

Niezliczone dzieła karmiły synkretyczną twórczość nacjonalistyczno-komunistyczną. Jej najbardziej charakterystycznym przejawem było przerabianie folkloru. Muzyka pozostawała ta sama, natomiast stare teksty ludowych pieśni zastępowano nowymi, opiewającymi socjalizm. Ale największą siłę oddziaływania miały literatura i film. Najbardziej zasłużony jest tu pisarz Ismail Kadare, który z fantazją i talentem rozwijał ten synkre- tyzm26. Przeważająca większość jego utworów poświęcona jest najważniejszym momentom albańskiej mitologii nacjonalistyczno-komunistycznej.

Przedstawmy w skrócie dzieje Albanii tak, jak zostały opowiedziane w utworach Kadare.

Obie nowele opisujące starożytność: Eskili, ky humbes i madh (1990, Ajsćhylos, ten wielki przegrany) oraz Akta sprawy H. (1994, Dosja H.) - przenika chwalebna idea równorzędności cywilizacji Ilirów, przodków Albańczyków, i Greków. Ich kultury bowiem nawzajem się wzbogacały. Mity i obyczaje, opisane w Iliadzie i Odysei lub w tragediach Ajschylosa, Kadare odnajduje w ist-niejących do dzisiaj eposach górali albańskich; ma to dowodzić, że pochodzą właśnie stamtąd. Mało tego, autor nie mówi o starożytnych Grekach i Ilirach, lecz zwyczajnie - o Grekach i Albańczykach.

W serii takich dzieł, jak: lira me tre harcje (1978, Most o trzech łukach) i Kto przyprowadził Doruntinę (1991, Kush e solli Doruntinen), Kadare opisuje okres sprzed panowania tureckiego - Albania jest kwitnącą cywilizacją, a Słowianie i Turcy - barbarzyńcami, którzy przybyli, żeby ją zniszczyć. Najbardziej wymownym obrazem Albanii (średniowiecznej Arberii) jest powieść Kto przy-prowadził Doruntinę. Bizantyński mit Konstandyna i Do- runtiny, którego pochodzenie bierze się z praktyki egzogamii (zezwalającej na małżeństwo jedynie z osobą nie- należącą do szczepu, rodu, kasty, klanu), Kadare interpretuje inaczej. Powstanie Konstandyna z grobu, aby dotrzymać słowa danego matce i przyprowadzić jej swoją siostrę Doruntinę, jest przedstawione jako instytucjonalizacja besy [wierność danemu słowu], instytucji, którą Albańczycy stworzyli dla ochrony przed zagrożeniem ze strony najeźdźcy. Tak więc besa - główny element Kanunu Leka Dukagjiniego, czyli średniowiecznego zbioru praw społeczeństwa klanowego, poprzedzającego prawne struktury nowoczesnego państwa - przedstawiona jest w tym utworze w funkcji mitu kwitnącej Albanii z okresu sprzed panowania tureckiego jako in-stytucja nadrzędna nad państwem.

Okres Skanderbega opisuje Kadare w powieści Keshtjella (1970, Twierdza), w której gloryfikuje opór Albańczyków wobec najeźdźcy. Tutaj szczególnie uwidacznia się splot mitologii nacjonalistycznej i komunistycznej. Powieść powstała w latach 60., kiedy w codziennej propagandzie komunistycznej wychwalano opór przeciwko imperializmowi i rewizjonizmowi w imię obrony czystości marksizmu-leninizmu i niezawisłości kraju, a Albanię porównywano do twierdzy. W powieści Potwór (2000, Perbindeshi) tę albańską twierdzę autor porównywał do Troi, ostrzegając przed koniem trojańskim - rewizjonizmem. Obraz Albanii jako twierdzy, powielany przez wielu twórców, wpłynął na ukształtowanie mitu izolacji; w latach 60. i 70. zbudowano setki tysięcy bunkrów na wypadek ataku wroga.

Kadare napisał również kilka utworów przedstawiających okres imperium osmańskiego. Prawie we wszystkich odnajdujemy mit tureckiego obskurantyzmu, który często jest aluzją także do innych wschodnich wrogów socjalistycznej Albanii, jak ZSRR i Chiny (te utwory powstały po zerwaniu stosunków z ZSRR 

i Chinami). W noweli Pruresi i ferexhesS (1984, Dostawca czadorów) ów mit został wyrażony explicite. Cywilizowana Albania zaczyna się pokrywać czadorami przyniesionymi przez tureckiego okupanta. Sławne albańskie osobistości przedstawiane w tych utworach kierowały imperium tureckim i zawsze były bardziej cywilizowane aniżeli tureccy władcy.

Tak jak u większości albańskich pisarzy i artystów w twórczości Kadare są dzieła wysławiające walkę partyzancką: Generał martwej armii (1984, Gjenerali i ushtrise se vdekur), Nentori i nje kryecjyteti (1975, Listopad w stolicy) oraz budowę nowego świata przez komunistów: Dasma (1968, Wesele), Enderr industriale (1967, Przemysłowy sen) i inne. W powieści Dimri i madh (1973, Wielka zima) znowu znajdujemy połączenie obu ideologii. Zerwanie z ZSRR przedstawione jest jako kombinacja dwóch motywów i nie wiadomo, który z nich jest ważniejszy: obrona niepodległości Albanii przed radzieckim socjalimperializmem czy obrona ortodoksyjnego stalinizmu. To samo można powiedzieć o powieści Koncert ne fund te dimńt (1988, Koncert na koniec zimy), po-święconej zerwaniu z Chinami.

Posłanie Matki Teresy

Taka tematyka i takie sposoby przedstawiania były podstawą całej albańskiej twórczości w ciągu 50 lat reżimu komunistycznego. Mity, które karmiły nacjonalizm i komunizm, okrzepły w świecie zbudowanym z połączenia sławnej przeszłości i świetlanej przyszłości. Albańczycy, indoktrynowani przez propagandę, uciekali w ten wirtualny świat, który nie pozwalał zrozumieć im mizernej rzeczywistości, w której żyli. 

Kiedy pytano Albańczyków wychowanych w okresie komunizmu, co jest najważniejsze w ich życiu, odpowiadali: „ojczyzna", „wolność i niepodległość", „partia", „Enver Hodża", „ZSRR" (później: „Chiny"), „budowanie socjalizmu". Nawet na myśl by im nie przyszło, by wymienić takie pojęcia, jak miłość czy wolność jednostki.

Im więcej jednak upływało czasu, tym więcej w tych twierdzeniach było hipokryzji. Ideologia nacjonalisty czno-komimistyczna stawała się coraz bardziej „wiarą niewierzących", „powszechnym, narzuconym kłamstwem" (Sołżenicyn), ideami, w które ludzie z pozoru wierzyli, bowiem zmuszały ich do tego nasilające się represje. Co więcej, zakłamanie wywołane przez tę „wiarę w niewierze" stawało się coraz bardziej częścią świadomego mechanizmu systemu represji.

Natomiast w świadomości ludzi, którzy w imię tej ideologii doznawali tak wielu cierpień i biedy, ta część duszy, która pragnęła wiary, zaczęła otwierać się na inne mity, całkowicie sprzeczne ze światem wirtualnym i jego bohaterami.

W1990 r. kiedy reżim komunistyczny nieco zelżał, do Albanii przyjechała po raz pierwszy z wizytą Matka Teresa (1910-1997), Albanka z pochodzenia. Była ona jednym z pierwszych gości, którzy stanęli na ziemi albańskiej izolowanej od dziesiątków lat. W jej posłaniu nie mogło oczywiście zabraknąć Jezusa Chrystusa i religii. Pewna dziennikarka albańska, wychowana w czasach komunizmu, która być może po raz pierwszy w życiu usłyszała coś pozytywnego o Chrystusie i religii, nie mogła się powstrzymać: „No dobrze, ale religią Albańczyków jest albańskość". Matka Teresa odpowiedziała w sposób przepowiadający cały kryzys, który miała przeżyć Albania wraz z upadkiem nacjonalistyczno-ko- muriistycznej mitologii: „Ojczyznę będziecie kochać bardziej, jeśli będziecie bardziej kochać się nawzajem". 

Wraz z upadkiem mitów i symboli nacjonalistyczno- -komunistycznych Albańczycy znaleźli się w silnym kryzysie tożsamości. Na szczęście, a może na nieszczęście, brak silnych korzeni historycznych i nadużywanie nacjonalistycznych mitów przez ideologię komunistyczną (nacjonalizm albański w połączeniu z komunizmem doszedł do samozaprzeczenia i nienawiści wobec siebie), wpłynęły na to, że Albania nie znalazła się, tak jak Serbia, Chorwacja, a nawet Albańczycy z Kosowa, na poziomie wspólnoty bazującej na mitach nacj'onali- stycznych, lecz jeszcze niżej, na poziomie, na jakim egzystowały rody i klany, które ponad wszystko dążyły do przeżycia w chwili kształtowania się narodu.

Powrót do Zachodu

Jeśli można mówić o jakimś micie dominującym w okresie postkomunizmu, to jest nim Zachód27. Wyraża dążenie do nowej tożsamości i inspiracji, a zarazem potrzebę nowego wielkiego brata. „Chcemy Albanii w Europie" - to jedno z najbardziej popularnych haseł studentów na początku ruchu demokratycznego. „My rządzimy - Zachód nam pomaga" - takie było hasło Partii Demokratycznej. Kulminacją egzaltacji była wizyta w Albanii sekretarza stanu Stanów Zjednoczonych Jamesa Bakera w 1991 r., kiedy to niezliczone masy ludzi, jak tłumy w Mekce, całowały jego samochód.

W imię mitu Zachodu zerwanie z komunizmem potraktowano jako zerwanie Albanii z pewnym przypadkiem historycznym. Z powodu zdrady komunistów Albania stała się częścią wschodniego świata, do którego nigdy nie należała. Mit Zachodu kontynuował stary, na- cjonalistyczny mit świetności Albanii sprzed panowania tureckiego. Chrześcijaństwo Albańczyków przed pod

bojem tureckim potraktowano jako świadectwo tożsamości zachodniej. Śmiało rzucono również ideę, że odrzucenie religii przez Hodżę miało także dobre strony, bo teraz Albańczycy będą mogli wrócić do religii przodków. Kadare przerobił powieść Twierdza, uzupełniając ją o kościoły i krzyże, których brakowało w wersji opublikowanej w okresie komunizmu. Skanderbeg został przedstawiony nie tylko jako wyzwoliciel i obrońca niepodległości, ale także jako obrońca chrześcijaństwa.

Z upływem lat mit Zachodu przybladł. Przyczyn tego jest kilka. Po pierwsze - Zachód ujawnił się bardziej w formie Ziemi Obiecanej niż wybawcy, przysłużył się wchłonięciu Albańczyków przez świat, a nie ich zatrzymaniu, zjednoczonych wspólną motywacją, we własnym kraju. Po drugie - sam Zachód przyniósł kulturę, która nie opierała się na wierze w jakiś mit i jednoczącą ideologię; przeciwnie - na fragmentaryzacji społeczeństwa i władzy na zasadzie pluralizmu i zróżnicowania. Po trzecie - bezpośredni kontakt z Zachodem rozczarował, bo sami Albańczycy ujrzeli siebie jako obywateli drugiej kategorii; przy bliższym poznaniu Zachód rozbił się w ich wyobraźni na fragmenty, zaczęli się postrzegać jako wyizolowane jednostki, przeciwstawione obcym wspólnotom. Zachód przestał być monolitycznym bogiem.

Także pierwiastek religijny obecny w micie Zachodu nie odniósł sukcesu. Pierwszy powód był taki, że 70% Albańczyków w Albanii stanowią muzułmanie, 20% - prawosławni (w Kosowie muzułmanów jest ponad 90%), a religia Zachodu jest identyfikowana z katolicyzmem i protestantyzmem. Po drugie - zderzył się on z mitem: „Religia Albańczyków to albańskość", który nadal zachowuje część swojej siły jako poczucie tożsamości oparte na rasie i krwi. Po trzecie - Zachód w opinii większości ludzi nie był utożsamiany z chrześcijaństwem, ale z dobrobytem i hedonistycznym stylem życia. 

Także w opinii elity kulturalnej, która mogła zmienić ten wizerunek, wiązał się z elementami niereligijnymi, biorącymi początek z europejskiego odrodzenia.

W wysiłkach zbudowania nowych mitów opartych na religii możemy wymienić także mit anty zachodni. Niektóre kręgi albańskich muzułmanów podjęły wysiłek zbudowania muzułmańskiej tożsamości Albańczyków na idei, że prawdziwymi Albańczykami są tylko ci, którzy nawrócili się na islam, bo tylko on bronił Albańczyków przed ich tradycyjnymi wrogami - Serbami i Grekami, których sojusznikiem był Zachód. Próbowano nawet obalić ideę Skanderbega jako bohatera narodowego, ponieważ zdradził on Turków i służył chrześcijanom.

Skalane gniazdo

Mimo wszystko mit Zachodu w kombinacji ze starymi mitami nacjonalistycznego romantyzmu, takimi jak mit Skanderbega i „Religią Albańczyków jest albań- skość", nadal dominuje w albańskim życiu politycznym i kulturalnym. 2 marca 1999 r. w mieście Lezha uroczyście obchodzono 555 rocznicę przymierza wojennego. Zgodnie z mitologiczną historią, której uczyli się Albańczycy, w Lezhy 555 lat wcześniej książęta albańscy zjednoczyli się pod wodzą Skanderbega i dali sobie nawzajem besę - będą razem walczyć przeciwko tureckiemu najeźdźcy. Nadano tym obchodom szczególnie uroczysty charakter, ponieważ w tym samym czasie toczyły się rozmowy w sprawie układu z Rambouillet28. Na zaproszeniu ministerstwa kultury napisano wielkimi literami: „555 lat narodowego przymierza". Prezydent Republiki w swoim przemówieniu powiedział min.: „Nam, Al- bańczykom, jako pierwszym przypadł w udziale honor obrony wartości cywilizacji europejskiej". 

W istocie mamy do czynienia z powtórzeniem mitologicznej interpretacji historii jako konieczności poszukiwania tożsamości, nadziei i oparcia w wielkim bracie. W duchu tego mitu większość społeczeństwa interpretowała także bombardowania Serbii przez NATO. Wielu ludzi utrzymywało, że poprzez bombardowania Zachód naprawia swój błąd z 1913 r., kiedy podzielił ziemię Albanii, która była prawdziwym naturalnym sojusznikiem Zachodu.

„Zawsze z łatwością przychodziło Albańczykowi, gdy się zawiódł na Bogu, zapalić świeczkę diabłu" - powiedział Fan Noli (1882-1965), wybitna postać albańskiego odrodzenia.

Albania to dziś fascynujący przykład sprzeczności między potrzebą i obecnością mitów kreowanych przez tradycję a ideą społeczeństwa, w którym najistotniejszymi wartościami są akceptacja różnorodności, duch krytycyzmu i zgoda na to, że błądzenie jest rzeczą ludzką.

Przypisy

24 Wilajet - osmańska jednostka administracji lokalnej, wprowadzona w ustawie o reformie administracji z 1864 r. Wilajety zastąpiły dawne elajety. Na czele wila- jetu stał gubernator (wali), który nadzorował sprawy polityczne, finansowe, prawne, a także utrzymanie porządku publicznego na danym obszarze. Funkcje pomocnicze wobec walego pełniło Zgromadzenie Generalne, w którym zasiadali przedstawiciele niższych jednostek administracyjnych (sandżaków).

25 Bajrak - jednostka wojskowej organizacji terytorialnej na ziemiach płn. Albanii. Wprowadzona przez władze osmańskie, odbiegała zwykle od tradycyjnego podziału terytorialnego czy geograficznego (w normalnej sytuacji plemiennej rzadko dochodziło do łączenia się w większe formacje, takie formacje wprowadzili Turcy).

26 Na język polski przetłumaczono (z francuskiego) następujące utwory: Generał martwej armii (1984, Gjenerali i ushtrisS sit vdekur)-, Krew za krew (1988, Pril- li i thyer); Kto przyprowadził Doruntinę (1991, Kush e solli Doruntinen); Akta sprawy H. (1994, Dosja H.); Potwór (2000, Perbindeshi).

27 Szerzej o micie Zachodu zob. esej w tym tomie Zachód - zetknięcie mitu z rzeczywistością.

28 Rokowania w zamku Rambouillet toczyły się w lutym 1999 r., pod groźbą rozpoczęcia nalotów NATO na Jugosławię. Albańczycy podpisali układ zapewniający Kosowu autonomię i kontrolę nad procesem pokojowym (28 tys. żołnierzy NATO). Serbska delegacja odrzuciła te warunki, a serbskie wojska podjęły ofensywę w Kosowie, by spacyfikować Wyzwoleńczą Armię Kosowa (UęK). 

Kultura albańska i ryba pilot

Kultura shąiptare dhe peshąit pilot, perpjekja", sierpień 19%, nr 7

Zastanówmy się nad rolą tej warstwy społeczeństwa albańskiego, którą w okresie komunistycznego reżimu nazywano „inteligencją ludową" lub „wyższymi kadrami" i która po upadku muru berlińskiego w naturalny sposób przeobraziła się w „albańskich intelektualistów". Chodzi o tę warstwę, która przez 50 lat zasilała pracą swego rozumu życie kulturalne, naukowe, duchowe oraz polityczne i ideologiczne: o tych, którzy studiowali i wykładali nauki przyrodnicze i humanistyczne, pisali prozę i poezję, komponowali pieśni, tłumaczyli książki, pisali podręczniki i rozprawy historyczne, opracowywali słowniki, sporządzali sprawozdania itp. Przede wszystkim zaś chodzi o to, do jakiego stopnia ta praca była pożyteczna, a do jakiego szkodliwa.

Podczas gdy przygotowywaliśmy i zbieraliśmy materiały na ten niezwykle trudny, niekiedy wręcz nie do ugryzienia, temat, nastąpiły wydarzenia 26 maja 1996 r. - sfałszowanie wyborów prezydenckich przez klikę Sali Berishy. Skoncentrowaliśmy się na tym incydencie, ale z drugiej strony to, jak na niego zareagowała dawna ludowa inteligencja, pomogło nam skrystalizować nasze stanowisko i dokonać podsumowań, których nam brakowało. Oceniać więc będziemy dawne wyższe kadry przez pryzmat obecnej rzeczywistości. 

W książce W zamku Sinobrodego George Steiner, omawiając fenomen nazizmu, uważa, iż nie należy fatali- stycznie traktować zdeformowanej powtarzalności strachu w historii ludzkości, choć musimy uznać jego występowanie. Stawiając zaś to zjawisko w centrum uwagi, powinniśmy odpowiedzieć nań uczuciami „silnego gniewu" lub „niecierpliwego zdziwienia", co wpływać będzie na każdą istotną cechę naszej osobowości historycznej lub społecznej.

Zawsze jednak istnieje bardziej wrażliwa część społeczeństwa, potrafiąca wznieść się ponad ten „silny gniew" i „niecierpliwe zdziwienie". Są to ci, którzy powinni dzięki zdolności abstrakcyjnego myślenia rozumieć, że to nie zła należy nienawidzić w formie, jaką przybiera w danym momencie, lecz jego ducha, który przechodzi z jednej postaci w drugą i przenika z jednego czasu w inny.

26 maja 1996 r. powtórzyło się, znane z historii życia społeczno-politycznego w naszym kraju, zło: przemoc, kłamstwo i ślepe instynkty zatriumfowały nad intelektem, prawdą i społeczną odpowiedzialnością. Jak zareagowała dawna inteligencja na nowy horror? Z wyjątkiem nielicznych, którzy zamanifestowali swój sprzeciw, większość inteligencji albo złu temu służyła, albo poddała mu się, albo pozostała obojętna.

W szeregach pomagierów znaleźli się praktycznie wszyscy urzędnicy państwowi - od kierownictwa ShIK [Narodowej Służby Informacyjnej]29 po dziennikarzy rządowych stacji telewizyjnych i gazet, a także dawni i nowi posłowie Partii Demokratycznej, czyli ci wszyscy, którzy przeprowadzali, usprawiedliwiali i zaakceptowali farsę wyborczą. Zaliczmy do nich trochę tzw. intelektualistów-widm, uczestniczących w przygotowaniu ustawy przeciwko zbrodni ludobójstwa, zastępującej w istocie dawną i niesławną ustawę o dyskry

minacji klasowej. Dołączmy do nich także Honorowego Przewodniczącego Związku Pisarzy Albańskich, Isma- ila Kadare, który po tym, jak służył temu złu w propagandzie przedwyborczej (podobnie jak sekretarz wykonawczy Związku, Bardhyl Londo), przeszedł następnie, zdziwiony, do obozu tych, którzy nabrali wody w usta.

Jednakże w większości dawne „wyższe kadry" zaakceptowały nowe zło w milczeniu - ze strachu bądź z potrzeby. Poproszeni o podpisanie Apelu, który 25 niezależnych pisarzy, naukowców, artystów, dziennikarzy, tłumaczy i wydawców skierowało do Wolnego Świata i opinii albańskiej, by wezwać do obrony gwałconej demokracji, w większości odmówili. Oto kilka najbardziej typowych odpowiedzi:

„Mój przyjacielu, nie mam godności, ale z godnością czy bez, muszę wychowywać dzieci".

„Mój drogi, chcesz, usiądźmy w kawiarni i im naubliżajmy. Chcesz? Usiądziemy. Ale nie mieszaj mnie do tych spraw".

„Człowieku, nie zawracaj mi głowy! Mało nacierpiałem się w czasie dyktatury? Więcej nie mogę".

„Stary, ten podpis pozbawi mnie jedynej możliwości zajmowania się własną twórczością. Są inne sposoby walki".

„Zgoda, podpiszę, ale jeśli znikną te ponure przepowiednie o przyszłości Albanii".

„Tekst Apelu wydaje mi się za długi i zbyt skomplikowany".

„Podpisałbym, gdyby nie podpisało go tyle dzieci dawnych partyjnych bonzów"...

W trzeciej grupie znaleźli się ci, którzy na wydarzenia 26 maja zareagowali z obojętnością. Należą do niej uczniowie dawnej albańskiej inteligencji, z których wielu to także ich dzieci, głównie więc młodzież studencka,

która otumaniona narkotykami, muzyką i pornografią jest zupełnie niewrażliwa na wszystko, co dzieje się w życiu społeczno-politycznym kraju. Jakby brakowało jej poczucia moralności i odpowiedzialności społecznej. Ale jeśli u któregoś z nich obudzi się to poczucie, rodzice natychmiast je w nim stłumią, mówiąc: „Siedź cicho i nie wychylaj się, bo ściągniesz na nas nieszczęście".

W rezultacie dzisiejsza Albania, tak jak wczorajsza, gdy inteligencję uważano za podejrzaną i poddawano kontroli „klasy robotniczej", co w istocie było jedynie maskowaniem instynktów przemocy władców-ignorantów, zamiast rozwijać się dzięki otwartej rywalizacji idei, siedzi z głową w piasku, pod butem przemocy ignorantów i konformistów, którym przewodzi deliryczny dyktator, gotowy podpalić kraj, byle zachować osobistą władzę...

Czy w Albanii byli dysydenci?

Znany jest dramat Bertolda Brechta Życie Galileusza. Autor zadaje pytanie: Co było bardziej potrzebne ludzkości, czy odkrycia i wynalazki, których i tak ktoś inny by dokonał, czy odwaga głoszenia prawdy?

Czy Galileusz był intelektualistą? Oczywiście, że tak, jeśli zastosujemy kryteria XX w. Ale z drugiej strony, znowu wedle naszych współczesnych kryteriów, bez wątpienia nie uznamy go za dysydenta. Jest to człowiek, którego w Europie Środkowowschodniej nazwalibyśmy członkiem intelektualnej szarej strefy. Należeli do niej pisarze, artyści i naukowcy, nauczyciele i dyrektorzy szkół, krótko mówiąc, urzędnicy państwowi „z dyplomami", którzy aby żyć i wyjść na swoje, podporządkowali się reżimowi, służąc mu i ulegając. Ale w żadnym wypadku nie możemy zaliczyć Galileusza do białej strefy dysydentów, którzy w krajach Wschodu 

byli mniejszością promieniującą obywatelską odwagą, często inspirując szarą strefę, oświecając ją, by mogła wydostać się z czarnej strefy władzy.

Jak moglibyśmy, używając tej kolorystycznej metafory, opisać sytuację w Albanii? Były prezydent Ramiz Alia (ur. 1925), zapytany w jednym z wywiadów o czasy i postać Envera Hodży, powiedział między innymi: „(...) Po wyzwoleniu Albania była krajem niezmiernie zacofanym, 80% ludności stanowili analfabeci. Nie posiadała przemysłu, rolnictwo było prymitywne. Prze-ciętna długość życia wynosiła 40 lat. W takiej to właśnie sytuacji, pod przywództwem Envera Hodży, w Albanii nastąpiły gruntowne przemiany. Wystarczy powiedzieć, że dzisiaj w kraju żyje ponad 100 tysięcy wyższych kadr, że 60% młodzieży ukończyło szkoły średnie (...), kraj wydobył się ze średniowiecza i wszedł na drogę postępu i rozwoju".

Ale „zapomniał" dodać, że tę garstkę inteligentów, którzy studiowali na Zachodzie przed II wojną światową, komuniści albo rozstrzelali, albo wsadzili do więzienia, albo zniewolili, zamieniając ich w swoje sługi. „Zapomina" też, że inteligenta, według komunistycznej ideologii, nie była uznawana za postępową warstwę społeczną. Przeciwnie, traktowano ją jako podejrzaną, bo najbardziej podatną na burżuazyjną infekcję. Tylko ta jej część, która wstąpiła do partii komunistycznej lub związała się z Sigurimi, otrzymywała status lojalnych obywateli.

W Albanii nie istniała biała strefa dysydentów. Zwykle uznaje się, że w krajach Wschodu dysydenci stanowili niewielką grupkę intelektualistów odważnie poszukujących i znajdujących przestrzeń do oddziaływania i promieniowania na pozostałą część społeczeństwa. Natomiast w Albanii, w której panował duch Envera Hodży: „Kto podniesie palec, temu obetniemy rękę; kto podniesie rękę, temu obetniemy głowę", taka „przestrzeń" i takie „promieniowanie" były niemożliwe. A więc brak dysydentów w Albanii nie wynikał tylko z braku obywatelskiej odwagi kilku jednostek, lecz z całej tradycji kraju, w którym nie znano - jako możliwości - tolerancji wobec innej myśli politycznej. Jeśli powrócimy do naszej metafory, to te 100 tysięcy członków wyższych kadr, wychowywanych pod opieką partii, przynależało do dwóch stref - szarej i czarnej. Dzisiaj usiłuje się" zaliczyć do dysydentów takich pisarzy, jak Ismail Kadare, Dritero Agolli i in. Nie ulega jednak wątpliwości, że niezależnie od przejawiania się indywidualnych talentów, głównym celem całej albańskiej twórczości literackiej i, szerzej - kultury albańskiej, sterowanej i opłacanej przez Partię Pracy, było wychowanie nowego człowieka w duchu, który w „Perpjekji" nazwaliśmy nacjonali- styczno-komunistycznym. Albańczyk karmił się mia- zmatami tego samego delirium, na które cierpiała albańska dyktatura: historyczną chwałą, strachem wobec obcych, izolacją identyfikowaną z oporem przeciwko wrogowi, poświęceniem jednostki w imię kolektywizmu, egzaltacją sukcesami socjalizmu. To delirium uwidaczniało się także we wszystkich możliwych wstępach do dzieł naukowych. Tak więc kultura ta stanowiła integralną część czarnej strefy. Natomiast rzadkie „błędy i wypaczenia" oraz „akty odwagi" (po których następowała samokrytyka, ilekroć odkryto, że nie były zgodne z linią partii), a także prace, których ideologia nie była w stanie infiltrować (szczególnie rozprawy naukowe i część przekładów), pozostają w szarej strefie.

Nie można też uznać za dysydentów tych, którzy znaleźli się w więzieniu, jak tylko „podnieśli palec". Więźniowie, w pewnym sensie, stanowili inne ekstremum czarnego imperium, ponieważ nie promieniowali wcale, a los ich służył zastraszaniu pozostałych. Bez 

wątpienia miały miejsce akty odwagi, jak list Kasema Trebeshiny (ur. 1926) skierowany do Wodza lub listy Fadila Kokomaniego (1933-1979), Vangjela Lezhy (1932- -1979), Xhelala Koprencki (zm. 1979)30. Jednakże wiedza

0 tych czynach nie przenikała poza mury więzień

1 aresztów, a bezlitosne kary, łącznie z karą śmierci - jak w przypadku Kokomaniego, Lezhy i Koprencki - nie wzmagały odwagi, która stymulowała dysydentów na poststalinowskim Wschodzie, lecz strach i terror.

Byłe wyższe kadry i wstrząsy w latach 90.

Wstrząsy lat 90. zastają społeczeństwo albańskie ze 100 tysiącami wyższych kadr Ramiza Alii, żyjącymi w szarej i czarnej strefie. Bardziej wrażliwi i gotowi na zmiany byli ludzie ze strefy szarej. Oni też w pewnym sensie wzięli na swoje barki kierowanie demokratycznymi przemianami w kraju. Jednakże rozwój wydarzeń pokazał, że nieobecnych przez lata komunizmu dysydentów nie tak bardzo dało się kimkolwiek z szarej strefy zastąpić. Brakowało kultury, poprzez którą oddziaływali dysydenci w krajach Wschodu, nonkonformistycznych tradycji „jako niewyczerpanego źródła moralnego ducha", zalążków społeczeństwa obywatelskiego, które tam budowali, nawet jeśli na kruchych podstawach, ludzie tacy, jak: Vaclav Havel, Gyórgy Konrad, Adam Michnik. Oni to własnym autorytetem moralnym, odważnie i inteligentnie głosząc pogląd, że „historyczna pamięć komunistycznego doświadczenia zasługuje na to, by obronić społeczeństwo przed nowymi błędami", mogli utrzymywać równowagę i zapobiegać temu, by duch zła nie przeskoczył z wczorajszych władców na dzisiejszych.

W Albanii wilki z czarnej i szarej strefy zanurzyły łapy w rozsypanej mące, by przeniknąć do domu demokracji, ale mąka szybko opadła i okazało się, że weszły tam nie po to, by służyć, lecz grabić i niszczyć. Niektórych z nich znalazła sama Partia Pracy w swoich szeregach i ustawiła na czele zbuntowanego tłumu, chcąc powstrzymać jego agresję i nieracjonalność działania. Oni zaś uznali, że oto nadszedł wreszcie dzień zastąpienia niedawnych mocodawców. Przekreślili swe zobo-wiązania, by zamanipulować gniewem i chęcią odwetu prześladowanych oraz diaspory amerykańskiej, by zniszczyć rywali. Wystraszyli najbardziej światłą część szarej strefy, wypędzając kogo się da za granicę. I coraz bardziej powracali do tradycyjnych metod rządzenia. Po czterech latach ich rządów Albania stała się z powrotem dyktaturą sui generis, gdzie wolność prasy jest zagrożona, a opozycyjne partie polityczne, utrzymywane dla pozoru, ze względu na Zachód, istnieją jako prześladowana mniejszość, praktycznie bez znaczenia, ponieważ w momencie głosowania bandy partyjno-po- licyjne kradną głosy i chronią władzę.

Jednakże nie można zaprzeczyć, że w ciągu tych pięciu lat po raz pierwszy w historii Albanii zaistniały wolna myśl i obywatelska odwaga i że władcy muszą teraz znosić to cierpliwie, bez możliwości ukręcenia wszystkiemu głowy. Jest to jednak wynikiem bardziej położenia geopolitycznego niż demokratycznego i kulturalnego rozwoju. W każdym razie, niektórzy z byłej szarej strefy i część młodzieży utworzyli strefę białą. Jej zaistnienie w Albanii (obok stref szarej i czarnej) oznacza, że będziemy musieli jeszcze długo walczyć o prawo obywatelstwa dla myślenia i działalności alternatywnej. Sukces tej walki, do niedawna toczącej się jedynie na polu politycznym, wymaga jej rozciągnięcia tam, gdzie można stworzyć najmocniejsze podstawy społe-czeństwa obywatelskiego - w strefę kultury, rozwijającej świat duchowy oraz osobowość Albańczyków. 

Panowanie polityczne i panowanie kulturalne

Przyjrzyjmy się dyskusji, jaka się toczy wokół tego, czy w czasach dyktatury powstawały wartości czy anty- wartości kulturalne. Musimy na to spojrzeć z punktu widzenia obecnego kryzysu. Nie chodzi nam więc o to, czy w ciągu ostatnich 50 lat Albańczycy uczyli się pisać i śpiewać, poruszać na scenie, trzymać kamerę itp., ale o to, na ile dorobek dnia wczorajszego pomaga nam w rozwoju dzisiejszej kultury i sztuki. Czyli, na ile wczorajsza kultura pomaga nam w zrozumieniu i przezwyciężeniu obecnych problemów?

Każdy, kto mieszka w Albanii, popada w desperację, ilekroć widzi pustkę albańskiego życia kulturalnego. W liczącej ponad 500 tys. mieszkańców Uranie nie ma sali kinowej, w której można by obejrzeć filmy, takie jak: Lamerica, Przed deszczem, Underground, dotykające losów Albańczyków, a z sukcesem wyświetlane na ekranach kin całej Europy. Telewizja państwowa posiada tylko jeden kanał i najważniejszym tam wydarzeniem są wybory Miss Albanii. Telewizja prywatna nie istnieje (i pomyśleć, że w sąsiedniej Macedonii dyskryminowani Albańczycy, a jest ich prawie tyle, co mieszkańców Albanii, mają pięć kanałów prywatnych)31. Czasopisma kulturalne można policzyć na palcach jednej ręki. Albańscy architekci, zamiast zabrać głos w sprawie urbanistycznej degradacji Tirany, krzyczą o zbrodniach przeszłości. Partie ekologiczne całymi dniami dyskutują o polityce kadrowej, a nie o niszczeniu przyrody. Skarby kultury narodowej są systematycznie i w biały dzień rozkrada- ne. Najbardziej znany pisarz od sześciu lat mieszka w Paryżu i ani razu nie ściągnął do swojego kraju wybitnej postaci literatury światowej. Najbogatsze fundacje kulturalne, sponsorowane z zagranicy, są jak kurniki, w których kury nigdy nie zniosą jaj. Życie kulturalne

młodzieży jest ukierunkowane całkowicie na zagranicę: na dyskoteki, bary, pornografię, a najlepsi studenci marzą tylko o jednym: by wyjechać z kraju. Poziom nauczania w szkołach i na uczelniach jest kilkakrotnie niższy niż w czasach dyktatury. I mimo takiej katastrofy kulturalnej, były minister kultury Teodor Laęo (ur. 1936), przeciętny pisarz realizmu socjalistycznego, piastuje stanowisko w nowym rządzie...

(Nie na miejscu wydaje nam się wyliczanie jakichkolwiek sukcesów, ponieważ tak znikome efekty nie zasługują na uwagę).

Wielu przeczuwa katastrofę. Widzą oni, że kultura Albanii tkwi jak w bagnie, w marazmie, w całkowitym anachronizmie, że w przeciwieństwie do kultury światowej brakuje jej wewnętrznej dynamiki. Jakikolwiek ruch jest niemożliwy, ponieważ ciało kraju zapadło na jakąś straszną chorobę głowy. Na pierwszy rzut oka, wydaje się, że ta choroba wzięła się z obawy obecnych polityków przed nowymi ruchami kulturalnymi - aby je zahamować, utrzymują instytucje kulturalne w kadrowym bezruchu. Ktoś powiedział, że młodzież albańska jest zdezorientowana i dlatego nie tworzy żadnej alternatywy. Ale to tylko jeden z symptomów choroby. Prawdziwym jej powodem jest jałowość wczorajszej kultury albańskiej, brak jej istotnej spuścizny. Gdyby było inaczej, to wczorajszych domów kultury i teatrów nie zamieniono by na salony do gry w bingo. Choroba postępuje, ponieważ władza kulturalna pozostała w tych samych rękach, które ją przygotowały.

Dawne wysokie kadry Ramiza Alii to dziś ludzie dwóch kategorii: część z nich nazwalibyśmy inteligentami paradoksalnymi: sławę i tytuły zdobyli za dzieła tworzone w okresie komunizmu, ale teraz krzyczą jako zatwardziali antykomuniści. Drudzy, to inteligenci o postawie bardziej koherentnej: do przeszłości odnoszą się rze- 

telniej, ale jednocześnie nie zerwali z jej wzorcami. I jedni, i drudzy zdominowali dzisiejsze życie polityczne kraju, podzielone między dwie wielkie i kilka pomniejszych partii. (Nie można zaprzeczyć, że byli oni lepiej przygotowani do wzięcia na siebie odpowiedzialności za polityczny kierunek kraju niż byli więźniowie polityczni, którzy, niestety, z powodu straszliwej dys-kryminacji, nie mieli szans stać się dysydentami). Jeśli zaś chodzi o panowanie kulturalne, to klany dawnych wyższych kadr nawróconych, lub nie, na demokrację, wciągniętych, lub nie, w politykę, rządzą nadal razem, w prawie niepodzielnym bloku. Ogólnie, większość członków tych klanów dobrze się czuje w tym kulturalnym bagnie. Jedni dlatego, że brakuje im ambicji oraz zdolności, by się z niego wydobyć; inni - ponieważ są zmęczeni; jeszcze zaś inni właśnie teraz stworzyli dzieło życia i trudno im się z nim rozstać. Obecne status cjuo daje im prymat w albańskiej opinii kulturalnej i służy także ich interesom ekonomicznym, ponieważ nadal zasiadają na uniwersyteckich katedrach oraz w zarządach fundacji.

Bezpłodność ich poczynań oraz brak wobec nich alternatywy jest jedną z głównych przyczyn kulturalnego ubóstwa dzisiejszej Albanii. Są jałowi i flegmatyczni, ponieważ komunizm, kontynuując turecką tradycję bierności, ukształtował w nich zwyczaje ryby pilota. Ryba ta ma ciało rozlazłe, jak u mięczaka, bez kręgów i mięśni. Nie posiada energii normalnej ryby, która rozrywa wodę ogonem i płetwami; ryba pilot nie może się sama poruszać. Ma jednak jedną nadzwyczajną cechę, dzięki której może przeżyć. Posiada nad otworem gębowym narząd o zdolnościach do przysysania i przyklejania. Dzięki temu czepia się przepływających obiektów - statków i rekinów, i płynie razem z nimi w cieplejsze, wygodniejsze miejsca, gdzie łatwiej może wegetować.

Kultura albańska jest pełna takich pilotów czepiających się rekinów. Do wczoraj rekinem była Partia Pracy i jej polityka. Dzisiaj znalazły się nowe rekiny, z którymi można popłynąć na ciepłe wody. Często ci, którzy krytykują przeszłość, atakują tylko własnego rekina z lat minionych. Wspierają się ideą, że ich prześladował, zapominając o tysiącach napisanych strof, setkach kilogramów farby na płótnach, tysiącach westchnień i okrzyków rzucanych na scenach. Wielu z nich, na czele z Kadare, który odczepił się od rekina w ciepłych wodach Paryża, jakby zapomniało, w jakim czasie żyli, jak wysyłali Mu książki, które pisali, rozdział za rozdziałem, dla potwierdzenia lojalności, jak modlili się dniem i nocą, by ktoś z kierownictwa powierzył im zrobienie filmu o Jego życiu, świętowali, gdy rekin zaszczycił ich telefonem z gratulacjami za jakiś napisany przez nich poemat, wznosili toasty, gdy On przysłał im swoje dzieło z dedykacją...

Ta niepamięć, za którą płaci naród albański powrotem do przeszłości pod innym przebraniem, jest możliwa dlatego, że w Albanii wciąż króluje ryba pilot i kultura, którą ona stworzyła. Jest to kultura głaskania rekina i ucieczki od bolesnej rzeczywistości. Jest to kultura istot, które mają jedynie przyssawki i gęby.

Współczesna Albania nie potrzebuje kultury letar- gicznej, ale takiej, która pomogłaby Albańczykom zrozumieć wczorajszą historię i dzisiejszą rzeczywistość, pomogłaby naprężyć muskuły i wyzwolić energię, która uświadomiłaby im ich odmienność niezbędną dla rozwoju własnej działalności, twórczości, osobowości. 

Przypisy

29 Por. przyp. 18.

30 Fadil Kokomani i Vangjel Lezha, dziennikarze z zawodu, odsiadujący długoletnie wyroki, wysłali z więzienia do KC PPSh list z protestem przeciwko nasilającemu się terrorowi po wykryciu w połowie lat 70. wrogich grup w armii i przemyśle, w którym domagali się także nawiązania kontaktów z jednym z największych wrogów Albanii - ZSRR. Xhelal Koprencka, także wieloletni więzień, chciał zbliżenia z innym wrogiem - Stanami Zjednoczonymi. Za pretekst do skazania ich posłużyło fałszywe oskarżenie o założenie w więzieniu kontrrewolucyjnej organizacji. Zapadł wyrok śmierci. Zob. także esej O przenosinach prochów Envera Hodży. Fatos Lubonja opisał całą historię w dokumentalnej powieści RidSnimi (1996, Drugi wyrok).

31 Pierwsza telewizyjna stacja prywatna Shijak TV zaczęła działać oficjalnie w 1996 r. Rozkwit kanałów prywatnych nastąpił w drugiej połowie 1997 r. po uzupełnieniu przez parlament 17 września ustawy o mediach publicznych tzw. poprawką Arbnoriego. Dotyczyła ona normalnej kadencji parlamentu (poza okresami kampanii wyborczej), w której transmisje z obrad miały respektować prawo do prezen-tacji poglądów rządzącej partii, także opozycji. Zob. T. Czekalski. Albania, wyd. cyt, s. 250-251. 

Socrealizm i katharsis - pomost do nowej kultury

Refleksje o dwóch wystawach w Galerii Sztuki

: Soc-realizmi dhe katarsisi ndaj tij si ure drejt nje kulturę te re (Refleksione mbi dy ekspozita te hapura ne Galerine e Arteve), s „Shekulli", 25 lipca 1999

Przed kilkoma dniami w Galerii Narodowej otwarto dwie wystawy w pewien sposób niezwyczajne: jedną z socrealistycznymi obrazami, drugą z rzeźbami i innymi wyrobami rękodzieła z okresu socrealizmu. Niezwykłe było to, że ujrzały one światło dzienne po raz pierwszy, po kilku latach zamknięcia w piwnicach Galerii.

Celem obu wystaw była prezentacja najbardziej charakterystycznych cech sztuki figuratywnej tego okresu, co stało się interesującą prowokacją, przybliżającą te czasy z perspektywy doświadczenia twórczości artystycznej.

Wystawę obrazów rozpoczyna obraz Agima Zajmi (ur. 1935), w centrum którego stoi partyzancki komisarz i opowiada zgromadzonym przy ognisku o komunistycznym szczęściu. Następne obrazy wychwalają po kolei: wojnę narodowo-wyzwoleńczą, budowę socjalizmu na wsi i w mieście, postaci wodzów, zerwanie stosunków z ZSRR, okres głosu mas, co przypomina o chińskiej rewolucji kulturalnej - by skończyć na ostatnich latach komunizmu, gdzie w kompozycji Irfana Bregu widzimy członków albańskiej rodziny spoglądających w różne strony, co według koncepcji kuratora wystawy, Gezima CJendro (ur. 1957), symbolizuje za

mknięcie cyklu - zagubienie i ostateczne rozczarowanie społeczeństwa albańskiego.

Pawilon rzeźby jest gigantyczną instalacją: rzeźby umieszczone są na półkach, bez zamiaru pokazania indywidualności takiego czy innego artysty, wręcz odwrotnie, by ją ukryć i podkreślić identyczność wystawianych popiersi z modelami produkowanymi masowo przez propagandę. Ma to wyrażać tezę, że rzeźby z tego okresu modelowały cechy człowieka fikcyjnego, spoza rzeczywistości: partyzantów, robotników, żołnierzy, spółdzielców lub wodza charakteryzował wyraźny brak autentyzmu, postaci, poprzez które socrealizm usiłował kształtować nowego człowieka, w istocie go deformowały.

Wystawy wywołały ożywioną dyskusję w prasie albańskiej i kręgach artystycznych. Oprócz dyskusji wokół samych wystaw, wielokrotnie podkreślano moralny i kulturalny upadek, będący udziałem społeczeństwa albańskiego. Jedną z jego przyczyn jest właśnie zamieszanie wywołane kulturalną konfrontacją z przeszłością. Niniejszy esej jest próbą analizy tego zepsucia kulturowego w kilku jego przejawach.

W dyskusjach pojawiły się pytania stawiane wielokrotnie w ciągu ostatnich kilku lat:

Czy w Albanii istniał realizm socjalistyczny?

Odpowiedź negatywną na to pytanie sugerowało kilku koryfeuszy realizmu socjalistycznego właśnie w celu stworzenia zasłony dymnej dla tego okresu, usprawiedliwienia dzieł wielu autorów i uzasadnienia tezy, że sztuka i literatura albańska nie przestrzegały zasad socrealizmu, naruszały je i wykraczały poza, tworząc sztukę prawdziwą, uniwersalną. Ta manipulacja, która, niestety, zajęła znaczną część miejsca we współczesnym al

bańskim świecie kulturalnym, była możliwa dlatego, że Albania nie jest jeszcze w stanie stworzyć postkomunistycznej sztuki i krytyki z prawdziwego zdarzenia. A wielu autorów, którzy wciąż dominują w albańskim życiu kulturalnym i artystycznym, to ci sami, którzy tworzyli komunistyczną literaturę i sztukę. I do tego posiadają władzę kulturalną w Albanii. Ta manipulacja oparta w znacznej mierze na sukcesie dzieł Ismaila Kadare na Zachodzie jest całkowicie niezgodna z prawdą. Prawdą natomiast jest, jak pokazują to również obie wystawy, że albańska sztuka i literatura nadzwyczaj gorliwie przestrzegały socrealistycznych norm i kanonów, określonych przez Maksima Gorkiego i Andrieja Żda- nowa - realistyczne w formie i socjalistyczne w treści.

Czym był realizm socjalistyczny? W swojej istocie był on instrumentem partyjnej propagandy, upowszechniania nacjonalistyczno-komunistycznej ideologii środkami literackimi i artystycznymi. Mając na uwadze fakt, że dyktatura, a więc także i cenzura, były w Albanii najbardziej bezlitosne i totalne - absurdem jest wmawianie ludziom, jak usiłują robić to niektórzy, że literatura i sztuka w Albanii w mniejszym stopniu służyły ideologii, mniej podlegały cenzurze niż w innych krajach socjalistycznych (z wyjątkiem może azjatyckich krajów komunistycznych takich jak Chiny rewolucji kulturalnej, Wietnam, czy Korea Północna).

Realizm socjalistyczny w Albanii, bardziej niż w którymkolwiek innym kraju tzw. bloku wschodniego, służył do systematycznego prania mózgów poprzez tworzenie rzeczywistości wirtualnej. Albańczycy musieli zachowywać się tak, jakby wierzyli w jej istnienie, gdyż w przeciwnym razie nazywano ich nienormalnymi i wsadzano do więzień lub psychuszek. Również jeśli chodzi o formę, był to kraj najbardziej ściśnięty kleszczami nakazów. Jeśli w innych państwach bloku

eksperymentowano z impresjonizmem, kubizmem, ekspresj onizmem i innymi modernizmami, w albańskim malarstwie podważano najmniejszy kolorystyczny kaprys, który odbiegał od koloru mięsa, jeśli malowano jakiś portret.

Ale dyskusja nad tymi wystawami ujawniła, niestety, fakt, że większość artystów realizmu socjalistycznego nie jest świadoma charakteru swoich dzieł, ani roli, jaką od-grywała w okresie komunizmu. Nie czują się odpowiedzialni za to, że jeśli w Albanii manipulowano tak wieloma ludźmi, jeśli tak wielu było zdezorientowanych i zdeprawowanych, to wpłynęły na to także ich dzieła, gdyż tworzyły nowego człowieka o cechach potwora. Jeden z artystów powiedział nawet w prasie, że przedstawiał entuzjazm chłopów pracujących w polu, bo takich naprawdę widział. Dziwne, że nie zauważył straszliwej nędzy albańskich chłopów, do której doprowadziły ich spółdzielnie. Tego, że pracowali po 14 godzin w polu za kawałek chleba popijany serwatką. Dlatego wraz z upadkiem reżimu zniszczyli spółdzielnie, porzucili domy i poszli na obcą ziemię najmować się za parobków.

Czy kiedykolwiek prawdziwi robotnicy przychodzili do pracowni Sali Shijaku (ur. 1939), by powiedzieć, co sądzą o tym, jak ich przedstawił w obrazie Gbs mas? Nie, do niego przychodzili jedynie cenzorzy, przyglądając się podejrzliwie plamom farby na płótnie. Skender Kamberi (ur. 1939), który teraz mówi, że widział szczęśliwych chłopów na polu, pod koniec lat 60. namalował obraz, na którym przedstawił rannego partyzanta niesionego na plecach drugiego partyzanta. Cenzorzy powiedzieli, że jego wymowa jest pesymi-styczna. A wtedy on, by usunąć „pesymizm", musiał namalować w tle partyzancką brygadę kroczącą w ich kierunku z czerwonym sztandarem. A gdy malował płótno Okrążenie Kruji przez Yrana KontP2, przyszli cen- 

zorzy i skrócili brody postaciom. Zwykle, gdy przygotowywano jakąś wystawę, po sali krążyło z pędzlem w ręku dwóch-trzech malarzy wzywanych przez Związek Pisarzy i Artystów Albańskich (podobno Danish Jukniu, 1934-2003, nazywał ich „pogotowiem") i na zlecenie komisarza, bez pytania autora o zgodę, a nawet czyniąc mu „zaszczyt", ingerowali w płótno, a to dodając gwiazdy na czapce, by zwiększyć napięcie w tle, a to marszcząc czyjeś brwi lub rozjaśniając niebo. Do tego posuwał się dyktat partii.

Z powodu tego dyktatu w albańskiej literaturze i sztuce całkowicie brakuje realistycznego przedstawienia czterdziestu pięciu lat życia w komunizmie. Na stronach książek, taśmach filmowych i płótnach z tego okresu w ogóle nie ma ludzkiego zmęczenia, wysiłku, rozczarowania. Rzeźby z drewna i brązu całkowicie ignorują ucisk i przemoc doznawane przez ludzi, towarzyszący im lęk i strach. Dlatego, oprócz odpowiedzialności za manipulację i premie mózgów, albańscy twórcy z tego okresu mają także wielki dług wobec przyszłych pokoleń, ponieważ zamiast ukazać ten czas, oni ukryli go.

Co najmniej dziwne wydają mi się dzisiaj skargi w prasie, że wystawy obraziły autorów. Gdyby mogło powstać z grobu tysiące prześladowanych, których już dzisiaj nie ma, rozstrzelanych w imię ideologii, którą propagowali ci autorzy, torturowanych przez katów manipulowanych tą propagandą, powiedzieliby o innej, znacznie cięższej obrazie - o braku pamięci i moralności w sztuce.

Ktoś może jednak powiedzieć, że po dziurki w nosie mamy propagandy antykomunistycznej. Należy widzieć wartości. Według nich, te dzieła posiadają wartości estetyczne. 

Podyskutujmy o wartościach

Czy w tym czasie istniały różne wartości estetyczne, czy rzeźby i obrazy z tego okresu posiadały mniejszą lub większą wartość plastyczną, profesjonalną, czy też wszystkie były jednakowe? To kolejny temat dyskusji, który wywołały te wystawy. Bez wątpienia nie wszystkie były na tym samym profesjonalnym poziomie. Zwracają uwagę obrazy Sali Shijaku lub Danisha Jukniu, dzięki bogatszemu kolorytowi, większej harmonii form. Plastycznością wyróżniają się rzeźby Odhise Paskali (1903-1985), także w popiersiu Envera Hodży. Jednak, skoro mówimy o wartościach, musimy się nad tym dłużej zastanowić.

Bez wątpienia partia znała siłę sztuki w manipulowaniu emocjami ludzi i bez wątpienia wiedziała, jak odróżnić artystów bardziej profesjonalnych od mniej profesjonalnych - nie mam odwagi mówić dzieła „bardziej wartościowe" lub „mniej wartościowe", ponieważ, jak za chwilę wyjaśnię, pojęcie „wartość" jest bardziej złożone. Partia organizowała konkursy i nie można zaprzeczyć, że na przyznanie nagród często wpływała nie tylko tematyka, ale także profesjonalizm. Nie brzmiały jednakowo: poemat Kadare opiewający partię: by wykorzenić ciebie partio musieliby przewrócić całą tę ziemię starożytną i ciężką przewrócić twierdze

góry

pieśni

podnieść z błota i zabić poległych... (zdobył pierwszą nagrodę) i propagandowa przyśpiewka typu: Partia Enver zawsze zwarci i gotowi. 

Ale bardzo wątpię, czy o tych strofach powinniśmy mówić „wartościowe" lub nie. Myślę, że bardziej mamy tu do czynienia z pewnym potencjałem przekształconym w antywartości, z pewnym nadużyciem talentu, by nie powiedzieć, jego skorumpowaniem.

A więc problem, czy te obrazy albo rzeźby były wartościowe lub nie, jest o wiele bardziej złożony niż stwierdzenie, że istnieli malarze, którzy wiedzieli jak położyć, lepiej lub gorzej, farbę na płótno. Rzecz w tym, że ta twórczość ukształtowała system wartości „specyficznych", nieprzystających do systemu wartości uniwersalnych lub, mówiąc inaczej, przekształciła środowisko twórców w propagandową machinę, wyobcowu- jąc samą naturę twórczości. Ktoś przytacza argument, że także obrazy bizantyńskie służyły ideologii, a jednak podobają się nam one dzisiaj ze względów estetycznych. Musimy przede wszystkim pamiętać, że sztuka bizantyńska była przejściem do nowoczesności z punktu widzenia formy, że kanony jej obrazów były novum w funkcji towarzyszenia sacrum. To samo można powiedzieć także o rewolucji w dobie renesansu (pojawienie się perspektywy i światłocienia w przestrzeni dwuwymiarowej), jakkolwiek te dzieła trzymały się jeszcze kilku dobrze określonych kanonów. Owe okresy są ogniwami łańcucha w historii zjawisk artystycznych. To samo można także powiedzieć o niektórych artystach radzieckich, którzy wytyczyli drogę kilku rzeczywiście nowatorskim inspiracjom na etapie sprzed zapa-nowania kanonu realizmu socjalistycznego. Ale znany jest ich późniejszy tragiczny los w ZSRR po tryumfie socrealizmu, który my przyjęliśmy już gotowy. Nie zapominajmy również o słowach zawartych w Biblii, że są nadzieje prawdziwe i nadzieje fałszywe. Duch chrześcijaństwa, pomimo swoich ograniczeń, nawet w aspekcie totalitarnym, był duchem miłości człowieka do czło

wieka. Dlatego przetrwał wieki. Chodzi więc o to, jaki duch towarzyszy tym dziełom, co mówią dzisiejszej młodzieży socrealistyczne obrazy, książki, filmy? Nic, oprócz dogmatów absurdalnego, przestępczego systemu. Jakie znaczenie ma to, że układy kolorystyczne, zdania lub role są wykonane po mistrzowsku, jeśli to mistrzostwo służyło nacjonalistyczno-komunistycznej propagandzie totalitarnego państwa, które uciskało wolność i prawdziwą twórczość. To prowadzi nas jeszcze dalej, do kwestii zasadniczej: Istnieje czy nie istnieje moralność w sztuce? Czy moralność jest, czy nie jest częścią wartości? Tutaj opinie mogą być różne.

Są teoretycy, którzy uważają, że wartość artystyczna istnieje poza i niezależnie od ideowej treści dzieła. Ale, szczególnie w XX w., przeważa opinia, że pisarz lub artysta nie mogą istnieć niezależnie od ostrych problemów społecznych, że, co więcej, są oni najwyższym sumieniem społeczeństwa. Thomas Mann po doświadczeniu nazistowskim potępia stanowisko apolityczne, które sam zajmował w okresie przed nazizmem. Co dopiero mówić o literaturze i sztuce w służbie dyktatury. (Nie przypadkiem również Kadare, idol tych, którzy uważają, że wartości estetyczne stoją ponad treścią, całkowicie przerobił swoje dzieła w wydaniach z okresu postkomunizmu, by usunąć komunistyczne treści)33.

W dyskusji wokół wartości nie zapominajmy również o tym, że sztuka albańska pod dyktatem realizmu w formie i socjalizmu w treści, przez czterdzieści pięć lat nie znała dróg rozwoju sztuki XX w. Nie wolno było znać żadnego innego „-izmu" oprócz realizmu, nawet w formie eksperymentu. Dzieła impresjonizmu, kubizmu, ekspresjonizmu, abstrakcjonizmu, futuryzmu, konstruktywizmu, dadaizmu, surrealizmu w drugiej połowie XX w., gdy my żyliśmy zapieczętowani realnym so- cjalizmem, weszły już do zbioru klasyki, robiąc miejsce

dla innych twórczych doświadczeń, jak: konceptualizm, postmodernizm itd. Natomiast w Albanii realnego socjalizmu nie znano żadnej nowej formy twórczości, żadnej nowej filozofii twórczości - oprócz przypadków, gdy dezawuowano je w którejś z książek, interpretując jako oznaki degeneracji społeczeństw, które je zrodziły. Historia malarstwa w Akademii Sztuki kończyła się na Gustavie Courbecie. Na początku lat 70. sugestia pewnego krytyka, że w funkcji idei (zawsze socj'alistycznej) można wykorzystać również formy kubizmu, została ostro skrytykowana w ramach piętnowania liberalizmu. Artystów, którzy próbowali chociaż trochę, w jakiejś formie, przypomnieć ekspresjonizm, fowizm lub ku- bizm, skazywano na reedukację i więzienia. Dlatego biorąc pod uwagę skandaliczne opóźnienie, na które cierpi sztuka albańska, również dzisiaj, słowo „wartość" staje się jeszcze bardziej problematyczne. Jeśli mówimy o wartościach, to sądzę, że do socrealizmu w Albanii, bardziej niż w jakimkolwiek innym kraju bloku wschodniego pasuje zdanie Hemingwaya: „Literatura w faszyzmie jest skazana na bezpłodność".

Zbliżenie do przeszłości lub katharsis

W kulturowym zbliżeniu do przeszłości ta właśnie bezpłodność, o której mówi Hemingway, jest tym, z powodu czego tak cierpimy i co tak mało rozumiemy. Największym problemem kulturowym, który pozostawił nam realizm socjalistyczny i w ogóle ideologia na- cjonalistyczno-komunistyczna, jest to, że poglądy twórcze Albańczyków, i ogólnie, ich zdolność do wyrażania sądów, ukształtowane zostały według metody bardzo zbliżonej do metafizyki - metody preferowanej w mo- nasterach i scholastycznych średniowiecznych uniwer

sytetach. Metoda scholastyczna praktykowała zamykanie oczu, zalepianie uszu i ignorowanie świata rzeczywistego, ponieważ ludzie byli przekonani, że źródło wszelkiej wiedzy jest raz na zawsze dane przez Boga. W naszym wypadku tę wiedzę i widzenie świata otrzymaliśmy raz i na zawsze od partii. Właśnie zamknięcie oczu, zaklejenie uszu i ignorowanie rzeczywistego świata spowodowały, że socrealistyczna kultura oparta na schematach i prawdach danych przez ideologię przeszkodziła Albańczykom wątpić w prawdy wypowiadane w imieniu autorytetu, dostrzegać rzeczywisty świat i spoglądać w głąb siebie, rozwijać obserwację i introspekcję, myśleć i tworzyć zgodnie z własnym ro-zumem, wykorzystywać wiedzę do wyrażania - prawdziwie i oryginalnie - własnych przeżyć i emocji. By ostatecznie ukształtować własną osobowość.

W ciągu ośmiu lat transformacji Albania oferowała tematy, dramaty, wydarzenia, których zazdrościliby jej twórcy z całego świata. Ale albańska literatura i sztuka niewiele z nich przepuszczała przez twórczy filtr, a w większości wypadków, gdy to robiła, nie wyzwalała wielkich emocji w społeczeństwie. Ogólnie, postkomunistyczny twórca wolał uciec się do naśladowania tych europejskich eksperymentów, które były niedostępne w czasach komunizmu i bardziej potrzebował sukcesu za granicą niż komunikowania się z własną wspólnotą, służenia społeczeństwu. Jednym z powodów, dlaczego tak się stało, co świadczy o powierzchowności i daleko odbiega od koncepcji prawdziwej kultury, jest fakt, że kultura, która poprzedzała współczesną, nie była w stanie zrodzić kultury. Jest to brak inspiracji ze strony tej kultury. Jest to bezpłodność, o której mówi Hemingway.

Jednym z ważniejszych osiągnięć albańskiej kultury postkomunistycznej byłoby oczyszczenie z tego, co sta

ło się w komunizmie. Przed kilkoma laty, na początku upadku komunizmu, zbliżenie do przeszłości - rodzaj katharsis, wydawało się łatwiejsze. Pamiętam dyskusję między Dritero Agolli i Sabri Godo, która rozgorzała na początku 1991 r. Godo powiedział Agolli, że czterdziestu lat twórczości w realnym socjalizmie nie można zre-kompensować jednym artykułem czy wywiadem, dlatego zalecał przerwę. W odpowiedzi Agolli zaczął wychwalać siebie, stawiając tezę, że wszyscy jesteśmy współwinni. „Nawet ci, których później spotkało nieszczęście i trafili do więzienia - mówił - wcześniej układali peany na cześć reżimu"- i wypomniał Godo reportaże z „różaną wodą socjalizmu".

To był dopiero początek dyskusji i, gdyby wzniosła się ona ponad osobiste walki o władzę i partykularne interesy, pomogłaby w katharsis społeczeństwa albańskiego. Ale stało się inaczej. Debata rozpoczęła się od oczerniania i eliminowania. Zamiast badać przeszłość po to, by lepiej zrozumieć, skąd przyszliśmy i dokąd zmierzamy, użyto jej jako prymitywnego środka walki o władzę. Ludzie próbowali ją ukryć i manipulować nią, często wykorzystując swoje prawo do jej odnowienia, lub zrzucając wszystko na Envera Hodżę lub grzebiąc ją w piwnicach; nie rozumieli, że w ten sposób nie uwolnią się od niej, że ona nadal będzie ich prześladować, tyle że w przebraniu. Przebraniem było również samo zamknięcie tych dzieł w piwnicach: strach przez konfrontacją z samym sobą. Strach sprzedawany banalnie jako antykomunizm? Wielu może powiedzieć, że przeszłość przesłoniły inne bohaterskie czyny, jakie miały miejsce w naszym kraju, ale w rzeczywistości ona nie została zapomniana, ona powtórzyła się w innej formie właśnie dlatego, że o niej zapomniano. Obecnie komunikowanie się Albańczyków między sobą cechuje brak porozumiewania się bezpośredniego, opor

tunizm, mówienie prawdy za plecami. To jest część wczorajszej kultury, której nie zmienia dzisiejsza kultura. Co więcej, po ośmiu latach jesteśmy jeszcze bardziej zdezorientowani w zetknięciu z przeszłością.

Wszyscy wiemy, że jeśli na początku niektórzy wierzyli w ten rodzaj sztuki, to z czasem stała się ona sposobem na życie, sposobem na utrzymanie rodziny. Wszyscy wiemy, jak kłócili się i nienawidzili nasi pisarze i artyści z powodu jakiejś nagrody lub medalu, jak się przepychali, by uścisnąć rękę przywódcom, którzy zaszczycili swoją obecnością jakąś inauguracj'ę, jak świętowali, gdy Enver Hodża wysłał im list z gratulacjami, jak często z cynizmem niszczyli, od pierwszych twórczych prób, młodszych od siebie, jak promowali młode beztalencia, jak uznawali komunizm za wieczny.

Ale zachowujemy się tak, jakbyśmy o tym nie wiedzieli. A nawet mówimy o ważnych i wybitnych osobistościach. Problem nie polega na tym, by wytykać jeszcze raz Agolli i Godo przeszłość, by ich unicestwić. By poprzez wypominanie przeszłości zamknąć im usta. Pod „zbliżeniem do przeszłości7' rozumiem przede wszystkim stworzenie wyraźnego i analitycznego dystansu do niej, wyjaśnienie stosunku społeczeństwa albańskiego do własnej przeszłości, zbudowanie takich relacji, które sprawią, że spojrzymy na przeszłość jeszcze raz jako na coś naszego i coś różnego od tego, czym jesteśmy dzisiaj. Problem artystów, którzy tworzyli dzieła wystawione w Galerii, jest problemem wszystkich Albańczyków owego czasu; oni nie byli wolni, byli zmuszani do mówienia według schematów i norm cenzury i wielkiego manipulatora, i jednocześnie byli instrumentami w jego rękach. Chodzi o to, żebyśmy mieli odwagę znać tę rzeczywistość, poczuć odpowiedzialność za nią. Jedynie wtedy możemy dokonać katharsis. Jeśli naszemu pokoleniu brakuje

należytej odwagi, by przeprowadzić ten proces do samego końca, musimy przynajmniej stworzyć pomost dla młodego pokolenia, stworzyć klimat dla takiego oczyszczenia. Niech dokona ono tego, co jest konieczne dla uwolnienia albańskiego społeczeństwa od kultury hipokryzji, braku zaufania i możliwości wzajemnego porozumienia. Tak się stało z drugim powojennym pokoleniem Niemców - tylko że dziś Niemcy mają Habermasa, największego swojego filozofa, który miał odwagę na początku lat 80. przeciwstawić się niemieckim historykom, broniąc idei, że to, co zrobił jego kraj w czasie II wojny światowej, nie było jedną z wielu okropności, które zdarzyły się w historii ludzkości (co mogło oczyścić sumienie wielu Niemców), ale okropieństwem bez precedensu.

Nieszczęście polega na tym, że my nie budujemy mostów lecz bariery, i młode pokolenie jest kompletnie zdezorientowane, niezainteresowane, manipulowane. W tym wszystkim, co obserwuję w prasie i w reakcji młodych na przeszłość, dostrzegam wstrząsające zagubienie. Nie może być inaczej, kiedy widzę, jak członkowie Związku Pisarzy zamiast prosić o wybaczenie, proszą o wsparcie w imię wielkich zasług, które jakoby czynili narodowi, kiedy widzę jak prezydent przyznaje niezliczone tytuły honorowe autorom dzieł, których nie tylko nie należałoby honorować, ale należałoby oskarżać, kiedy widzę, że ci, zamiast być świadomi swoich dzieł, potrząsają na stronicach gazet i ekranach telewizorów swoimi dyplomami najwybitniejszych osobistości świata, a młodzież z trudem może się dowiedzieć, że są kupione za dolary, że są ostatnimi oszukańczymi piramidami istniejącymi w Albanii.

Rzecz w tym, że zapomniana przeszłość powróci znowu, ucieleśniona w młodym pokoleniu. Ona już wróciła, ponieważ w istocie to, co się stało wczoraj, i to, 

co się dzieje dzisiaj, ten jeden z najbardziej niepokojących problemów dzisiejszej młodzieży, nie jest niczym innym, jak wariacj'ą na temat braku moralności i ideału w społeczeństwie.

Przypisy

32 Vrana Konti (1389-1458) był żołnierzem. Początkowo służył w armii neapoli- tańskiej, w 1450 r. przez cztery miesiące bronił Kruji przed Turkami. Jego oddział poniósł największe straty, ale Turcy ustąpili. Potem działał w służbie dyplomatycznej.

33 Zob. szerzej esej w niniejszym tomie Wirtualna świetność, mizerna rzeczywistość. 

Przeciw kulturze manipulacji"

Kunder kułtures se simulim manipulimit, „Shekulli", luty 2002

Przeczytałem w gazecie „Korrieri" z 24 lutego 2002 r. artykuł: Kadare: zniknięcie „Czerwonych paszów". Po raz kolejny przyszło mi do głowy, że Albania nigdy nie zbuduje instytucji demokracji, jeśli chce to uczynić za pomocą narzędzi kultury ulepionych i ukształtowanych w dyktaturze. Te instytucje po prostu nie przetrwają. Konstrukcja i architektura instytucji demokratycznych wymaga bowiem narzędzi z innego tworzywa. To zainspirowało mnie do napisania cyklu artykułów z wezwaniem, by położyć kres starej kulturze manipulacji. Artykuły te są także zaproszeniem do otwartej dyskusji.

Kultura humanistyczna i kultura manipulacji

W tekstach poświęconych kulturze najtrafniej, moim zdaniem, określa ją Montaigne w Próbach, w eseju poświęconym wychowaniu. Pisze on: „Lepsza głowa dobrze myśląca, niż głowa wypełniona dobrymi myślami"35. Montaigne porównuje kulturę do pszczoły, która zbiera nektar z różnych kwiatów, a następnie przerabia go na miód. Właśnie w tym tkwi sekret prawdziwej kultury: w jej zdolności do wytwarzania własnego produktu. Dlatego, według Montaigne'a, bardziej wartościowa jest głowa „zbudowana dobrze" niż „wypełnio- 

na dobrze". Ważniejszy jest człowiek twórczy i myślący aniżeli pełen dogmatycznej wiedzy. Dlatego, gdy mówi o wychowaniu młodego pokolenia, zaleca, by do głowy ucznia nie wtłaczać wiedzy jedynie w imię autorytetu czy wiarygodności kogokolwiek, lecz proponować mu różnorodność poglądów i argumentów. Zaś uczeń - jeśli tylko zdoła - na pewno dokona właściwego wyboru, gdyż inaczej pozostałby w zwątpieniu. Dopiero gdy będzie w stanie ogarnąć poglądy uznanych autorytetów i przetworzyć je poprzez własną pracę du-chową, staną się one naprawdę jego.

Pod wieloma względami w obecnym kryzysie albańskiej kultury uwidaczniają się zjawiska, które cofają nas znowu do czasów Montaigne'a, do okresu rezygnacji z metod scholastyki36. Przypominają one metody nauczania, według których Albańczycy uczyli się przez 50 lat: wbijanie w głowę idei, że istnieje jedna uniwersalna prawda o kwiatach, zwierzętach, ludziach, wszechświecie i że to właśnie partia i wielki przywódca Enver znają tę prawdę.

Rzecz w tym, że także dzisiaj kultura albańska nie jest humanizowana w takim duchu, jakiego domagał się Montaigne prawie 500 lat temu.

Kultura albańska: kultura manipulacji

Kulturę albańską wciąż głęboko przenika duch właściwy społeczeństwom zacofanym. Zgodnie z nim, jednym z najskuteczniejszych środków zdobycia i utrzymania władzy jest wprowadzenie monopolu na przyswojone i głoszone prawdy, które stają się prawdami obowiązującymi wszystkich. Kultura nasza jest wypełniona po brzegi skostniałymi moralnymi i ideologicznymi prawdami, którym niewielu z nas ma odwagę się sprzeciwić, patriar-

chalnymi normami moralnymi, połączonymi z dogmatami dwóch ideologii: nacjonalistycznej i komunistycznej, które przetrwały aż do dziś niemal bez zmian.

Kultura patriarchalno-nacjonalistyczno-komimistycz- na, jaka rozwinęła się w czasach Envera, uważała jednostkę za byt, który należy modelować jedynie według takiego wzorca, jaki ona sama uznała za słuszny. Ten wzorzec stanowiła dziwaczna kombinacja norm społeczeństwa patriarchalnego (silny mężczyzna, o tradycyjnych poglądach, bez uczuć, bez słabości, który także miłość traktował jako słabość, oraz kobieta oddana mężowi i rodzinie)/ nacjonalistycznych haseł ofiarowania się ojczyźnie, oraz idei nowego człowieka o cnotach komunisty, poświęcającego siebie dla przyszłości, często identyfikującego się z Partią i towarzyszem Enverem. Partia i Enver byli jedynymi prorokami, którzy znali tę przyszłość i wiedzieli, jak do niej doprowadzić naród.

Cała nasza kultura została zbudowana w taki sposób, że zaopatrywała jednostkę w narzędzia do naśladowania wzorca, któremu służyła. Nie zapraszała ona do introspekcji, poznawania własnych słabości - chociaż słabość jest rzeczą ludzką, ale po prostu była na niby, a więc symulowała wzorzec bohatera, który propagowała. Wystarczy poczytać literaturę, obejrzeć filmy, obrazy lub rzeźby, posłuchać piosenek, tworzonych w ciągu 50 lat, by zobaczyć, z jaką intensywnością i siłą narzucany był ten model Albańczykom.

Teraz kruszy się część tego wzorca, nie tylko komunistycznego, lecz także patriarchalnego i nacjonalistycznego. Ale jednocześnie utrzymuje się tendencja do budowania i naśladowania nowych wzorców. Dzieje się tak ze względu na brak instrumentów kultury humanistycznej i krytyki, pobudzających introspekcję, myślenie krytyczne, wątpliwości. Wzorzec ten jest obecnie znacznie bardziej złożony. W proces jego tworzenia 

włączyli się bowiem zarówno antykomunistyczni dysydenci, jak i emigracyjne „gwiazdy" z Zachodu. Ale wspólna z przeszłością jest intelektualna gotowość do naśladowania tych nowych wzorców, wyprodukowanych przez tę samą kulturę symulacji i manipulacji. <

Czerwoni paszowie i kultura manipulacji

W „Korrieri" z 24 lutego reklamowana jest książka byłego więźnia politycznego Maksa Velo37, pod tytułem Zniknięcie „Czerwonych paszów". Ankieta w sprawie literackiego przestępstwa, w której omawiana jest historia zniknięcia wiersza Ismaila Kadare Posiedzenie Biura Politycznego w południe, znanego pod potocznym tytułem Czerwoni paszowie. Prawda historyczna serwowana czytelnikom na stronach gazety jest następująca: wiersz ten demaskował reżim Hodży, zniknięcie tego wiersza jest częścią przestępczej działalności dyktatury.

Koleje mego życia były wręcz dramatyczne w okresie, gdy powstawał ten wiersz, pośrednio dotyczący i mnie: według osób, które ten utwór czytały, mowa jest w nim o ludziach nazwanych przez Envera Hodżę wrogami38. Dlatego też mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem (i jestem gotowy do otwartego sporu na ten temat), że historia tego wiersza jest zupełnie inna od tej, jaką przedstawia się albańskiej publiczności w duchu nazwanym przeze mnie kulturą manipulacji.

Posiedzenie Biura Politycznego w południe było utworem przeznaczonym do publikacji wraz z cyklem wierszy, w czasie gdy Enver Hodża zadawał cios tzw. grupie ideologicznej i wojskowej i szykował się, czy też właśnie uderzał we „wrogów" w gospodarce39. Centralną postacią wiersza jest Enver - jako jedyny nieomylny, który z „płonącą pochodnią" odkrywa wrogów konspi-

rujących po kątach przeciwko jedności Partia/Enver. Paszami są generałowie, których zaatakowano po wykryciu wrogiej grupy ideologicznej Fadila Paęramiego i Todi Lubonji. W wierszu prócz egzaltowania się postacią Envera, przyćmiewającą pozostałe w takim duchu przedstawiony został Hodża w powieści Kadare Wielka zima (Dimri i madh), Kadare nawołuje do wzmożonej walki klasowej z wrogami, czerpiąc wzór także z chińskiej rewolucji kulturalnej.

Dlaczego zatem Enver ten wiersz potępił? Ponieważ Kadare dotknął kilku spraw, o których nie wolno było mówić otwarcie. Hodża, pomimo niebywałego rozkwitu kultu jednostki, coraz większą wagę przywiązywał do tego, by panowało przekonanie, że to nie on osobiście, ale partia podejmuje decyzje. Mimo iż nie miał ani jednego prawdziwego towarzysza, robił wszystko w imieniu towarzyszy. Enver Hodża skazał ten poemat, ponieważ zbyt widoczna była w nim nadgorliwość w serwilizmie. Jak pisze w swoich pamiętnikach Nexh- mije Hodża40, reakcja Envera na ten wiersz była następująca: „Nigdy nie pozwolę na poróżnienie mnie z towarzyszami, postawienie mnie ponad partią i zasadami, które ona wybrała"41. (Osobiście nie widzę żadnego powodu, by poezja ta miała zniknąć, skoro obnaża ona pewną prawdę. Czy dlatego, że sam autor mógłby być zainteresowany jej „zniknięciem"?).

To odwrócenie prawd historycznych jest jednym z wielu przykładów utrzymywania się ducha kultury manipulacji, która przeszkadza w tworzeniu nowej kultury w Albanii. Tym bardziej, jeśli przekazuje ją Maks Velo - jedna z wyróżniających się postaci kultury albańskiej. Ze wszystkich stron gazety „Korrieri" poświęconych tej sprawie promieniują główne cechy tej kultury, którą nazwałem kulturą manipulacji. Oto one: 

Brak introspekcji

Rezultat dominacji tej kultury jest taki, że ludzie zamiast zrozumieć i wyjaśnić czasy dyktatury, dostrzegać także własne wobec niej słabości czy chwile, kiedy musieli się jej podporządkować, miast rozważać także własną odpowiedzialność, uchylają się całkowicie od dialogu z samymi sobą. Usiłują natomiast, według modelu nowo powstałego bohatera - antykomunistycznego dysydenta - wmówić nam, że byli bohaterskimi przeciwnikami reżimu. Jak może nie pamiętać Kadare o niezliczonych linijkach poezji i prozy, w których, używając całego swego talentu, wychwalał Partię i Envera? Jak może nie czuć żadnej odpowiedzialności za swoje utwory wykorzystywane do manipulowania ludźmi? On zaś usiłuje udawać dysydenta i z zakazu publikacji jednego wiersza z powodu jego zbyt serwilistycznej treści, czyni akt dysydencji. Posuwa się nawet do tego, że nazywa internowaniem to, co zwykle w tym czasie nazywało się „pójściem do bazy komunistów". (Nigdy nie zdarzyło się w naszej historii komunistycznej dyktatury, by jednocześnie deputowany i komunista, jakim był wtedy Kadare, był politycznym internowanym). To niesłychane, jak Maks Velo, chcąc zlinczować wszystkich pisarzy Związku Literatów i Ar-tystów Albańskich, chwyta się Kadare, niczym koła ratunkowego, by przedstawić siebie jako antykomunistycznego bohatera, jak „zapomina", na ile „ustępstw" i „kompromisów" poszedł, by przeżyć, nie tylko na wolności, ale i w więzieniu, aż do zasłaniania fasad świątyń fasadami nowych, świeckich budynków42.

Podkreślam, że istotą niemożności introspekcji jest niezdolność Albańczyków do szczerej rozmowy z sobą. A to z powodu wywołanej kulturą manipulacj'i gotowości do nieustannej symulacji, z powodu irracj'onalnego stanu umysłu, ukształtowanego przez tę kulturę, pro

wadzącą do narcyzmu i egocentryzmu. Kulturę, w której bliźni (a nawet ja sam) nie jest postrzegany jako istota, z którą należy się komunikować, lecz jako lustro do podziwiania własnego wdzięcznego odbicia, jako pokarm do zaspokojenia własnego nienasyconego ego. Fakt, iż uwidacznia się to u pisarzy i artystów najbardziej znanych, świadczy, jak ciężko przeżywa społeczeństwo to wyalienowanie kultury.

Zamiast krytycznego ducha - model manichejski: dobro /zło, białe /czarne

W duchu kultury manipulacji, która charakteryzuje się także tym, że nie kieruje się rozumem lecz emocjami, model, który proponuje nam Velo w reklamowanej książce jest następujący: biały (pozytywny) bohater przeciwko czarnemu (charakterowi) wrogowi. Przeciwieństwem „białego", utożsamianego z Kadare i Velo, jest „czarny" - Dritero Agolli, w owym czasie przewodniczący Związku Literatów, który jakoby zadenuncjo- wał wiersz Kadare w KC (według posiadanych przeze mnie informacji, wiersz trafił do KC na życzenie samego autora, ponieważ redaktor naczelny gazety powiedział mu o swoich zastrzeżeniach do pewnego wątku, o których wcześniej nie wspomniał. Kadare zaś twier-dził, że tylko KC może cenzurować jego dzieła). Prócz tego w „Korrieri" ukazał się artykuł z rzucającym się w oczy tytułem: Kadare: przebaczyłem Dritero. Kadare jawi się tam jako Chrystus, który przebacza świętemu Piotrowi. Lecz gdy przyjrzeć się usługom, jakie wyświadczył Kadare dyktatorowi (liczonym także w stronach tekstów), to przekraczają one całkowicie te świadczone przez Agolli, szczególnie na arenie międzynarodowej. Obaj byli członkami partii, obaj byli deputowa

nymi, obaj zajmowali wysokie stanowiska w komunistycznym reżimie. Wystarczy przeczytać samokrytykę Kadare po potępieniu jego wiersza: przewyższa ona oskarżenia, jakie padły pod jego adresem ze strony Agolli. Mówi w niej między innymi: „(...) moje życie i dzieła związane są nierozerwalnymi więzami z władzą ludową. Gdyby do Albanii powróciła obalona bur- żuazja, rozstrzelano by mnie już pierwszego dnia" (...). A kończy się podziękowaniami dla „towarzyszy, którzy powstrzymali opublikowanie tego wiersza"43. Wynika z tego, że prawda jest o wiele bardziej skomplikowana, a czasy, w których żyliśmy, były inne od tego, co próbują nam wmówić owi symulanci i manipulatorzy.

Manipulacja

.. Gdyby Velo zdobył się na racjonalność, mógłby znaleźć punkty, które naruszyłyby ów model, a także historię, którą próbuje nam wcisnąć. Wystarczyłoby przeczytać samokrytykę Kadare w związku z tym wierszem, zamieszczoną w książce Nexhmije Hodży. Autor nie robi tego nie tylko z powodów omówionych wyżej, ale również z innych pobudek, właściwych kulturze manipulacji. Zwraca się do czytelnika nie po to, by pobudzić go do samodzielnego myślenia nad prawdą o zniknięciu wiersza, do zastanowienia się nad histo-ryczną prawdą tamtych czasów (widoczną przecież także w tej poezji), lecz by nim manipulować. Kierowani imperatywem manipulacji (szczególnie młodym pokoleniem i cudzoziemcami) Kadare i Maks Velo nie dostrzegają tego, jak niewiarygodna jest historia, którą chcą nam przekazać. Zapominają, że były to czasy, kiedy niemal nie było wolności dla bohaterów, za jakich chcieliby uchodzić, zapominają, że istnieje wielu świad-

ków tamtych czasów, którzy wiedzą, jak wszystkim trzęsły się łydki przed dyktatorem, jak wielu z tych, którzy dzisiaj chcą uchodzić za dysydentów, świętowało, gdy dyktator zadzwonił do nich i pochwalił jakiś ich wiersz lub książkę, że były to czasy, kiedy często jedynym ratunkiem było samooskarżenie lub samoupoko- rzenie. To bardziej obnaża dyktaturę niż ich blaga z antykomunistycznym heroizmem.

Autorytet ponad rozsądkiem

Oczywiście, gdyby chodziło o jakąś inną postać, historia, którą podsuwa nam Velo i „Korrieri", byłaby znacznie mniej wiarygodna. Wciąż bowiem w duchu omówionej wyżej kultury, nazwisko Kadare przyjmowane jest bez dyskusji jako równoznaczne z prawdą. Co więcej, nikt nie ma prawa podważyć takiej prawdy o „Czerwonych paszach". To obrazuje jeszcze jedno, nadzwyczaj niepokojące zjawisko: powielanie tej kultury przez młodych, którzy przyjmują i drukują takie artykuły bez żadnej weryfikacji, bez cienia wątpliwości, bez jakiejkolwiek racjonalnej analizy - często pchani ślepym uwielbieniem lub jedynie celami komercyjnymi. Ci młodzi, którzy, jak pisze Mon- taigne, naśladując innych, nie naśladują nikogo, są przygnębiającym świadectwem, iż nie jesteśmy w stanie skonstruować nowych narzędzi kultury do analizowania przeszłości, lecz powracamy do niej z tymi samymi narzędziami, które wytworzyła. Tym samym tkwimy w ślepej uliczce.

Nadszedł czas, by zrozumieć, że manipulowanie historią jest nie tylko przestępstwem wobec prawdy, lecz także wobec rodzącej się humanistycznej kultury i krytyki, które jako jedyne mogą nam pomóc w zrozumie

niu, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy. W zrozumieniu naszej indywidualności i osobowości, a także w zbudowaniu instytucji demokracji i wolności.

Przypisy

34 Uzupełnieniem niniejszego eseju oraz tekstu Jeszcze raz o symulowaniu i manipulowaniu jest posłowie: Aneks, czyli „Czerwonipaszowie".

35 Tłumaczenie własne, DH.

36 Zob. też esej Socrealizm i katharsis - pomost do nowej kultury w niniejszym tomie.

37 M. Veło, Zhdukja e „ Pashallareve te kucj " te Kadarese. Anketim per nje krim letrar, Onufri, Tirana 2002.

38 Chodzi min. o Todi Lubonję - ojca Fatosa oraz Fadila Paęramiego - teścia.

39 Lata 1973-1975 były latami terroru. Po wykryciu wrogiej grupy liberałów z Todi Lubonją i Fadilem Paęramim na czele, przyszła kolej na czystki w wojsku i sektorze gospodarki. W 1975 r. rozstrzelano m.in. ministra obrony Becjira Ballu- ku, a w 1977 r. Koęo Theodhosi - ministra przemysłu i górnictwa.

40 N. Hodża, Jęta ime me Enverin. Kujtime, 1.1-2 (Moje życie z Emerem. Wspomnienia, t. 1-2), t. i: Lira, Tirana 1998; t. 2: Neraida, Tirana 2001.

41 N. Hodża, Jęta ime..., dz, cyt., t. 2, s. 138.

42 Maks Velo w swojej książce Paralel me arkitekturen (Paralele architektury), Njeriu, Tirana 1998, s. 64-65, podaje, iż projektował także budynek komendantury w obozie w Spaęu. „Gdziekolwiek powstawałby jakiś obiekt, czy będzie to Spaę [więzienie, DH], czy centrum Urany, chodzi o akt twórczy. Budowanie jest wspaniałe samo w sobie, jest dziełem rąk ludzkich i trzeba to robić jak najlepiej".

43 N. Hodża, Jęta ime..., Ł 1, dz. cyt, s. 140.

Jeszcze raz o symulowaniu i manipulowaniu

Edhe nje here mbi kulturen e simulim manipulimit, „Shekulli",

marzec 2002

Wiele wypowiedzi w dyskusji wywołanej artykułem Przeciw kulturze manipulacji sprowadza się do deklaracji nietykalności Kadare, przy czym personalizuje fakty zamiast je konceptualizować. Jest to kolejny przygnębiający przejaw kultury, której się przeciwstawiam i którą, poza wszystkim innym, cechuje sprowadzanie dyskusji do konfliktu i zastępowanie argumentów wyzwiskami. Nie chcę wchodzić do tego kotła, toteż, zgodnie z obietnicą, kontynuuję zasadnicze rozważania o kryzysie kultury albańskiej w okresie transformacji.

Jeszcze raz o prawdzie Czerwonych paszów

Z przedstawionych w prasie faktów dotyczących treści książki Maksa Velo o zniknięciu „Czerwonych paszów", wyłaniają się co najmniej dwie kwestie:

1. Trudno, by Albańczycy, szczególnie ci, którzy żyli w tamtych czasach, uwierzyli w manipulację, jakiej chce dopuścić się Velo, usiłując przedstawić poezję gloryfikującą Hodżę, zawierającą tyleż dobrowolny, co niedobrowolny udział pisarza w publicznym sądzie nad „wrogami ludu", jako poezję o dysydenckiej treści, która jakoby doprowadziła pisarza do politycznego internowania. 

O tym, że mamy do czynienia z manipulacją, a nie z poważną próbą dotarcia do prawdy, świadczą między innymi następujące argumenty: w książce nie zamieszczono samokrytyki Kadare, wywiadu z redaktorem naczelnym gazety „Drita" Duro Mustafajem, ani wypowiedzi głównego oskarżonego - Agolli; nie przeprowadzono także poszukiwań wiersza w archiwach.

2. Podobnie trudno jest zrozumieć Albańczykom, szczególnie prześladowanym politycznie, posiadającym minimum wiedzy o literaturze tamtego okresu, powód, dlaczego więzień polityczny, który samego siebie uważa za ofiarę komunistycznych pisarzy i artystów, dokonuje tak wielkiego zróżnicowania między komunistą Ismailem Kadare - pozytywnym bohaterem książki - a członkami Związku Pisarzy, na czele z Dritero Agolli - uosobieniem zła. Z więziennego życia pamiętam, że jedną z wielu traum i rozczarowań, będących udziałem większości więźniów politycznych związanych z literaturą, było czytanie na ostatnich stronach gazety „Drita" fragmentów z prasy zagranicznej (głównie francuskiej), o pięknym świecie socjalistycznej Albanii i monumentalnej postaci Envera Hodży, inspirowanych lekturą dzieł Kadare, powstałych we Francji. (Zainteresowanych odsyłam do poczytania tych stron, jak również - przy okazji - artykułów Kadare skierowanych przeciwko najwybitniejszym postaciom współczesnej literatury zachodniej, pisanych pod pseudonimem Gent Arbana).

Dlatego rodzi się pytanie: co skłoniło Maksa Velo do napisania książki o Kadare, z zastosowaniem tak wybiórczej i manipulatorskiej metody?

Nietrudno zrozumieć, że motywację Maksa Velo, prócz tych cech kultury albańskiej, które przedstawiłem w artykule Przeciw kulturze manipulacji, wyjaśnia jeszcze jecina, niezwykle istotna cecha, właściwa albań

skiej kulturze okresu transformacj i, która w istocie nie jest niczym innym, jak przejawem tego samego ducha symulacji i manipulowania.

Tworzenie sukcesu za granicą, a nie komunikowanie się z własnym czytelnikiem

Z tego, że w książce Velo nie wykorzystano oczywistych źródeł, wynika jasno, iż autora niewiele obchodzi publiczność albańska. Zaś skandaliczny sposób, w jaki „zapomina" o dobrze znanych szerokim kręgom ludzi faktach i „tworzy" bądź interpretuje inne, świadczy, iż albo uważa czytelnika albańskiego za zdolnego do poddawania się manipulacji aż do zidiocenia lub że go całkowicie lekceważy. Prowadzi to do wniosku, że książka od samego początku pisana była z myślą o czytelniku francuskim, a jako temat wybrany został Kadare, ponieważ jest znany we Francji. Nie zdziwiłbym się wcale, gdybym usłyszał, że Maks Velo, przy pomocy Kadare, wykorzystał wszystkie środki i znajomości, by przekonać zachodnich czytelników, że był on dysydentem i podjął starania o wydrukowanie tej książki we Francji*.

Jednakże problem, który chcę poruszyć, wykracza poza ramy książki i obu autorów. Chodzi o następujący fenomen: jednego z owych autorów, najbardziej znanego pisarza albańskiego, kontynuatorzy kultury manipulacji, z pełną gamą jej cech charakterystycznych, takich jak serwilizm, bałwochwalstwo i zaślepienie, identyfikują z Albanią czy też z literaturą albańską.

W istocie, jest to przejaw ciężkiej choroby naszej kultury i wielu jej twórców, uwidocznionej w okresie trans-

I W 2004 r. książka ukazała się w wydawnictwie Fayard. Zob. U. Velo, La dlsparitum des „Pachas rouges" d'Ismail Kadarij Paris 2004. 

formagi. Jest to choroba twórczości dyktowanej przede wszystkim dążeniem do sukcesu za granicą, a nie potrzebą komunikowania się z własną publicznością.

Nie mam na tyle śmiałości, by mówić o literaturze, używając fachowej terminologii, i nie aspiruję do takiego jej badania. Poruszę tylko kilka problemów, które, moim zdaniem, w kulturze Albanii rodzą twórczość inspirowaną i kierowaną w ten sposób, tzn. z zewnątrz do wewnątrz, a nie z wewnątrz na zewnątrz.

Kultura narodowa i kultura uniwersalna

Pragnę powtórzyć, że poglądy, jakie przedstawię, wynikają z mojego credo, wyrażonego w pierwszym artykule: prawdziwa, oryginalna kultura jest wytworem przeżyć i emocji twórcy w określonym czasie i miejscu. Najpierw jest ona lokalna lub narodowa, następnie zaś, by mogła stać się jak najgłębszą i jak najprawdziwszą, powinna mieć także uniwersalny wymiar lub oddziaływanie. Dla każdego, kto jako tako zna proces prawdziwej twórczości, jasne jest że każdy utwór zanurzony jest w swoim kontekście, podobnie zresztą, jak i każde jego odczytanie. Czym innym jest tworzenie z potrzeby zwrócenia się do własnej publiczności, a czym innym - do publiczności obcej. Rodzimy czytelnik bowiem posiada inną wiedzę i informacje, inaczej rozumie znaki, ma inną wrażliwość i odczucia niż czytelnik obcy. Jedynym prawdziwym sposobem na pogodzenie obu tych kontekstów jest zdolność twórcy, by temu, co lokalne lub narodowe, nadać wymiar uniwersalny. Natomiast kultura, która usiłuje być uniwersalna, nie będąc wpierw narodową, tworzona dla cudzoziemców, bez wysiłku tworzenia z myślą o własnym czytelniku, aspirująca do wygłaszania prawd uniwersalnych, natomiast

przekłamująca prawdy własne, jak w wypadku książki Velo (i wielu książek Kadare, np. powieść Wielka zima (Dimri i madh), całkowicie wypacza historię zerwania stosunków z ZSRR), zwykle wywiera wrażenie sztuczności, będąc wyalienowaną imitacją prawdziwej kultury.

Tak więc mogę powiedzieć, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat we wszelkich dziedzinach twórczości często zmierzano od razu do ostatniego etapu - wymyślano i tworzono „pod cudzoziemców", następnie usiłowano narzucić tę twórczość publiczności albańskiej poprzez to, że dzieło zostało opublikowane za granicą, a sławę zagraniczną przekształcić w autorytet wśród rodaków. Przykładem (spośród wielu) ilustrującym ten rodzaj twórczej inspiracji jest nadużywanie tematu „bunkrów" w twórczości ostatnich dziesięciu lat. Bez wątpienia bunkry były tym, co robiło największe wrażenie rsa cudzoziemcach, którzy przybyli po raz pierwszy do Albanii. Każdy zagraniczny dziennikarz zaczynał bądź kończył swój artykuł bunkrami. To zainteresowanie cudzoziemców „egzotyką" bunkrów pchnęło wielu albańskich twórców do mówienia o nich aż do znudzenia i traktowania w taki sposób, by wydawały się pociągające dla cudzoziemców. Dla Albańczyków było to natomiast sztuczne, naciągane, nieinteresujące, zużyte. To samo można powiedzieć o gjakmarrje - rodowej zemście i innych kwestiach. Rzecz nie w tym, że albańscy twórcy nie powinni poruszać tych spraw, ale w tym, że często ich nadużywali i podlewali „egzotycznym sosem" dla poklasku, a nie z wewnętrznej potrzeby i chęci uwrażliwienia na nie społeczeństwa.

Nie chcę przez to powiedzieć, że każda rzecz ceniona za granicą jest bezwartościowa, ale chcę podkreślić, że twórczość uprawiana w taki sposób pozostaje w duchu kultury manipulacji. W niewielkim stopniu pomaga ona Albańczykom czuć i przeżywać prawdziwe nie

pokoje i problemy czasów, w których żyjemy, lub historyczną przeszłość. Mamy znowu do czynienia z kulturą wyalienowaną i z wyobcowaną relacją twórca - społeczeństwo, relacją, która z trudem może przynieść prawdziwe porozumienie.

Powodów wyobcowania kultury jest wiele. Wymienię kilka, moim zdaniem, najważniejszych:

Dziedzictwo przeszłości

Twórczość okresu komunizmu, tzw. realizm socjalistyczny, była sztuczna par excellence. Autorów zmuszano do tworzenia nie według tego, co czuli, ale wedle zapotrzebowania propagandy dążącej do stworzenia wzoru do naśladowania. Tak zrodziła się kultura niemożności porozumienia się twórcy i publiczności. Zmuszano ich do bycia raczej rzemieślnikami niż artystami, produkującymi dzieła na zamówienie, które często naśladowały się wzajemnie. I chociaż twórczość skierowana była głównie do własnej publiczności, była ona sztuczna, obowiązkowa. Ta sztuczność była zaprzeczeniem prawdziwej kultury: wytworu introspek- cji i osobistego doświadczenia twórcy, egzystencjalnych emocji Albańczyka, miłości, słabości, frustracji, strachów i lęków rodzących się w dyktaturze i izolacji, frustracji społeczeństwa głęboko stłamszonego i patriar- chalnego itp. itd.

Bez wątpienia szablony wbijane do głowy przez kulturę manipulacj'i oraz zaniedbanie kultury humanistycznej i krytycyzmu, ułatwiły sztuczną i rzemieślniczą twórczość, mimo iż obecnie „zamówienia" i „wzorce" do naśladowania i symulowania mogą być inne, a propaganda jest także inna. 

Kryzys systemu wartości także jako kryzys tożsamości

Upadek komunizmu wywołał w społeczeństwie albańskim chaos wartości, także kulturalnych. Ten chaos przejawia się dwojako:

1. w upadku dawnego systemu wartości kulturalnych zbudowanych na nacjonaHstyczno-komunistycznej ideologii i zdolności twórców do jak najlepszego jej służenia;

2. w upadku autorytetu, który sankcjonował te wartości. Wówczas był to reżim, który stworzył hierarchię talentów i twórców. Byli tzw. artyści ludowi, tzw. twórcy zawodowi, którzy otrzymywali pensję tylko po to, by tworzyć, byli tacy, którzy posiadali zezwolenie na tworzenie itd. Istniały także nagrody literackie, nagrody w dziedzinie malarstwa, teatru, kinematografii itd., które tworzyły jednak fałszywy system wartości. Twórca posiadał mimo wszystko autorytet w społeczeństwie, ponieważ popierał go reżim. (A tak przy okazji i w imię prawdy - niech nie zapominają ci wielbiciele Kadare, którzy dziwnie mocno nienawidzą Agollego, że ta hierarchia zadecydowała w latach 70. o wybudowaniu dla Kadare i Agolli dwóch specjalnych mieszkań. Kadare otrzymał przydział na lepszym, drugim piętrze, natomiast Agolli na trzecim, a architektem był sam Maks Velo).

Upadek ideologii nacjonalistyczno-komunistycznej i władzy, która ją kultywowała, w pewien sposób zburzył ten porządek wartości. W tej próżni miejsce autorytetu zajęło staranie, by tym autorytetem stała się ocena określonej twórczości wystawiona przez zagranicę. Opinia cudzoziemców, jak też narzucane przez nią, często uwikłane w spekulacje, manipulacje i wyolbrzymianie sukcesów Albańczyków, pozostało najważniejszym kryterium oceny. Nie ulega wątpliwości, że również to świadczy o kryzysie naszej kultury. 

Drugim przejawem tego kryzysu jako kryzysu tożsamości (a dotyczy on zwłaszcza albańskiej diaspory) jest nacjonalistyczna potrzeba diuny z własnego narodu i co doprowadziło w naszej kulturze do wyolbrzymienia i nadmiernej gloryfikacji sukcesów Albańczyków za granicą, jednocześnie nadając wyobcowujący ton twórczości w kraju. „Nacjonalizm daje ludziom o nieukształtowanej osobowości tożsamość, której im brakuje"44 (Danilo Kiś).

Brak głębokiej znajomości zachodniej kultury

Bez wątpienia praktyka tworzenia na zamówienie realizmu socjalistycznego nie była dobrą szkołą dla albańskich twórców, wręcz przeciwnie. Przez 50 lat prawdziwa kultura zachodnia albo w ogóle nie docierała do Albanii, albo docierała niezwykle powierzchownie, bez jej filozofii i historii. To spowodowało, że zachodniość, współczesność do większości albańskich autorów w Albanii dotarła w latach 90. jedynie jako możliwość imitowania tego, co powstało na Zachodzie. Albańczycy rzucili się do naśladownictwa, uważając, że w ten sposób zrównają się ze sztuką zachodnią, a nawet zaczną z nią rywalizować.

Przytoczę tylko jeden przykład z dziedziny sztuki innej niż literatura. Na narodowej wystawie sztuki wizualnej ONUFRI 1997 (a był to dla społeczeństwa albańskiego rok pełen dramatycznych przeżyć) pojawiło się tylko jedno! dzieło, które przekazywało i interpretowało wydarzenia i emocje tamtego roku. 

Rozrost „ego", czyli psychotyczno-narcystyczny syndrom większości albańskich twórców, jako jeden z objawów patologii kraju, który wyszedł z 50-letniej izolacji

(Jest to temat zasługujący na oddzielny esej, który napisałbym po zapoznaniu się z literaturą psychoanalityczną).

Przyczyny ekonomiczne

Nie można zaprzeczyć, że na dążenie do sukcesu za granicą, czyli do dostania się na obcy rynek, wpłynęła także konieczność ekonomiczna. Społeczeństwo albańskie zainwestowało - niestety, mało lub wcale - w prawdziwą kulturę. Polityka kulturalna w rodzaju konkursów Miss Albania czy koncertów wyborczych, na które poszły setki tysięcy dolarów, a także komercja, która opanowała rynek, skierowana do publiczności o niewyrobionym smaku, sprawiła, że część twórców szuka obcego rynku, jako sposobu na przeżycie. Za to, bez wątpienia, płaci się haracz, który między innymi wiąże się z tym, o czym powiem za chwilę.

Presja kultury zachodniej

Poruszonego problemu nie można rozpatrywać w oderwaniu od problematyki kultur małych krajów, często nazywanych marginalnymi. Podobnie jak nie można go widzieć poza ramami globalizmu i hegemo- nistycznych tendencji kultury zachodniej, szczególnie amerykańskiej. Nierzadko presja tych kultur uważanych często za „wyższe" nie tylko przytłoczyła warto

ści kultur lokalnych, ale spowodowała, że twórcy owych „kultur niższych" zaczęli umacniać wśród zachodnich odbiorców stereotypowe wyobrażenia o własnych krajach, obierając za główny temat swych dzieł np. odmienność obyczajów, egzotyczną dla innych.

Na zakończenie powtarzam jeszcze raz: jestem świadomy, że temat, który poruszyłem, nie został wyczerpany, lecz jedynie muśnięty i mam nadzieję, że autorzy kolejnych wypowiedzi zajmą się konceptualizacją poruszonych przeze mnie problemów, a nie ich personalizacją.

Przypisy

44 Tłumaczenie własne, DH. 

0 męskim „honorze" i kobiecej uległości

Dedykowany Er jecie45 i jej dzieciom

Mbi »nderin« mashkullor dhe nenshtrimin femeror (Dedikuar Eijetes dhe femijeve te saj), „Shekulli", 14 lipca 2000

Portret eleganckiej kobiety z roześmianymi oczami, które nigdy nie ujrzą już świata, o imieniu Erjeta, od pewnego czasu pojawia się na czołówkach gazet

1 wciąż niepokoi sumienia. Prasa, i nie tylko prasa, prawie codziennie zajmuje się historią jej okrutnej śmierci, śledztwem, losem dzieci. Dyskutuje się gorąco w domach i w miejscach publicznych. Dyskusja coraz bardziej odzwierciedla to, co można przeczytać między wierszami. Zderzają się dwa stanowiska: jedno próbuje łączyć zabójstwo Erjety z motywami pozamałżeńskimi i z tym, że jest ono, w taki czy inny sposób, następstwem jakiejś jej winy; drugie, chociaż nie mówi się głośno, że zabójcą jest mąż, skłania do wniosku, że Erjeta padła ofiarą mentalności przemocy, którą tradycyjnie stosowali w Albanii mężczyźni wobec kobiet, co ma swój najbardziej wymowny wyraz w Kanunie - średniowiecznym kodeksie praw zezwalającym mężczyźnie na zabicie żony w razie jej zdrady.

Jeśli, przeglądając prasę, próbujemy wniknąć w policyjne intrygi, nieodparcie nasuwa się pytanie: jeśli zabójcą nie jest mąż i jeśli prawdą jest, że tak bardzo kochał żonę i dzieci, iż nie godził się na rozwód, to powinien rozpaczać z powodu jej śmierci, robić wszystko, 

żeby odnaleźć matkę swoich dzieci, kiedy ona znikła, a gdy odkryto, że została zamordowana, współczuć jej rodzicom. Jak wyjaśnić tę wielką nienawiść do zmasakrowanego ciała żony i fakt, że robi wszystko, by dzieci nie zobaczyły jej krewnych i stały się narzędziami rozgrywki i nienawiści między rodzinami!?

Do odpowiednich organów należy znalezienie odpowiedzi na pytanie, kto zabił. Niezależnie od tego, czy zrobił to mąż, czy nie, jedno zostało bezsprzecznie udowodnione: Erjeta długi czas była terroryzowana przez męża groźbą śmierci; stosował wobec niej fizyczną przemoc i nie chciał zgodzić się na rozwód. Jeżeli nie jest to wystarczającym dowodem, by oskarżyć go o za-bójstwo, gdyż do dnia wyroku sądowego działa prawo domniemania niewinności, to wystarcza, by zastanawiać się nad jedną z największych plag społeczeństwa albańskiego: panowania mężczyzn nad kobietami z użyciem przemocy, co w istocie jest przemocą wobec słabszego i tworzy całą piramidę naszej organizacji rodzinnej i społecznej. Zjawisko to, związane z kamieniem węgielnym moralności i honoru tej piramidy, jest jednym z nienaruszalnych tabu. Tragiczne wydarzenie, które przyniosło nieszczęście nie tylko jednej rodzinie, pomaga w pewien sposób zastanowić się nad owym tabu. Widać wyraźnie, że wzburzenie śmiercią Erjety (co, swoją drogą, zwiększyło nakłady gazet), jest tak powszechne nie tylko dlatego, że nie wiadomo, kto ją za-bił, ani dlatego, że Erjeta była piękną kobietą i pracowała z cudzoziemcami, ale przede wszystkim dlatego, że jej zabójstwo wystawiło na próbę sumienia wielu Albańczyków w związku z zasadami moralności społecznej: relacji mężczyzna-kobieta, sytuacji w rodzinie, honoru, moralności seksualnej - problemów, które w sposób rzeczywisty lub potencjalny dotyczą Albańczyków w ich stosunkach miłosnych lub małżeńskich. Skomplikowały się one jeszcze bardziej w okresie transformacji i otwarcia na inne wartości i normy moralne.

W takim kontekście to- wydarzenie jest dla nas - wstrząśniętych widzów - tragedią, którą wszyscy przeżywamy. Byłoby dobrze, gdyby ten wstrząs stał się dla społeczeństwa procesem duchowej katharsis, jak to nazywali starożytni Grecy. Arystoteles powiadał, że człowiek, widząc na scenie tragiczną grę namiętności, przeżywa katharsis: wyrzucając z siebie wszystkie brutalne i przestępcze pobudki, oczyszcza duszę z dręczących ją demonów.

Tradycyjna mentalność

„Należy postawić sprawy jasno od samego początku" - taką radę tradycyjnie otrzymuje albański mężczyzna, gdy się żeni.

„Żaden sprzeciw nie da ci tylu korzyści, jak uległość. Ustępuj! Siedź cicho! " - takie rady otrzymywała tradycyjnie kobieta.

Te rady, mimo iż brzmią prymitywnie, nadal dominują w albańskiej mentalności. Zarówno w górach, gdzie kobiety nie woła się po imieniu, tylko pokrzykuje: „hej!, oj!, ty!", jak też w rodzinach, które dłużej niż jedno pokolenie mieszkają w mieście i której członkowie pokończyli wyższe studia. W zależności od „stopnia ucywilizowania" rodziny, panowanie i przemoc nad kobietą przejawiają się w sposób bardziej lub mniej brutalny, w formie przemocy słownej, psychicznej, fizycznej, seksualnej, ekonomicznej, lub jako kombinacja tego wszystkiego. Kobietę nadal powszechnie uważa się, pod względem ekonomicznym, seksualnym i emocjonalnym, za własność męża. Co więcej, stopień władzy mężczyzny nad kobietą traktuje się jako miarę męskości lub męskiego honoru. 

W rozmowach, w jakich uczestniczyłem w różnych środowiskach w związku ze sprawą Erjety, zrobiło na mnie wrażenie to, że większość z tych mężczyzn i kobiet, którzy akceptują patriarchalną koncepcję męskiego honoru i kobiecego podporządkowania, usilnie szuka innych rozwiązań, różnych od tych, które organy śledcze uznały za najbardziej prawdopodobne. Jest prawie tak, jakby ci mężczyźni chcieli uniknąć konfliktu sumienia wywołanego myślą, że także oni mogliby zabić, gdyby zdradziła ich żona. Natomiast te kobiety jakby obrażał moralny bunt Erjety domagającej się rozwodu. Wśród tych mężczyzn są tacy, którzy zdradzają swoje żony od rana do wieczora, a wśród kobiet takie, które doświadczają codziennie przemocy mężczyzn, ale obie strony ślepo podporządkowują się „prawu honoru rodziny". Z drugiej strony, zrobiło na mnie wrażenie także to, co również porusza prasa: że, inaczej niż przed dziesięcioma laty, jest wiele kobiet i mężczyzn bez cienia wątpliwości potępiających zabójstwo Erjety i moralnie popierających jej decyzję o rozwodzie, jako akt cywilizacyjny i emancypacyjny.

Otwarcie na świat

To podwójne oblicze sprawia, że zaczynamy zastanawiać się, co zachodzi w społeczeństwie albańskim w okresie transformacji i otwarcia, gdy tego, co moralne i niemoralne nie określa już ani Kanun, ani Partia i jej podstawowa organizacja, ale sumienie ludzi, którzy dzisiaj czują się na tyle wolni, by dokonywać wyboru i osądzać, co jest dobre, a co złe, i że właśnie dlatego wydają się bardziej zdemoralizowani niż kiedykolwiek. Co się dzieje w społeczeństwie, które jeszcze do wczoraj z trudem akceptowało pocałunek w zagranicznych filmach, a teraz 

zalane zostało filmami pornograficznymi o niewyobrażalnej wolności seksualnej, które widzi małżonkę prezydenta Stanów Zjednoczonych maszerującą w paradach homoseksualistów i transseksualistów, na znak solidarności z nimi? Jak na to reaguje nasze społeczeństwo?

Zjawiska, jakie wystąpiły w Albanii po otwarciu na świat w wyniku upadku komunizmu, który m.in. określał normy moralności małżeńskiej i seksualnej, są bardzo złożone. Według nielicznych badań przeprowadzonych w tym zakresie, zachowanie postkomunistycznego społeczeństwa albańskiego jest sprzeczne. Szybki i niekontrolowany napływ ludzi do miast spo-wodował, że razem z wieloma problemami społeczno- -gospodarczymi, wdziera się do miast także tradycyjna, zachowana głównie na wsi, moralność patriarchalna i klanowa, czyniąc miasto jeszcze bardziej konserwatywnym. Również powrót kobiety do domu z powodu trudności ze znalezieniem pracy, spowodował jej większą zależność ekonomiczną od mężczyzny, podobnie jak zniesienie silnej kontroli państwa komunistycznego zwiększyło wypadki przemocy wobec kobiet, szczególnie gwałtów i zabójstw w imię honoru. Czytając w prasie o wielkiej liczbie zabójstw z zazdrości w ostatnim czasie, powstaje wrażenie, że oto właśnie instytucjona- lizuje się stare prawo Kanunu. Z drugiej strony, nie można negować roli wolności, jaką zyskały młode pokolenia. Szczególnie dla części kobiet z ambicją wyrwania się spod opieki mężczyzn - jak było to w przypadku Erjety - ważne jest to, że pomimo problemów szeroki kontakt z cywilizacją bardziej zaawansowaną zwiększył tolerancję, jeśli chodzi o „naruszanie" tradycyjnej moralności. Najbardziej uwidacznia się to w rosnącej liczbie podań kobiet o rozwód. Ogólnie wydaje się, że tradycyjna struktura rodziny, koncepcja moralności doznały wielkich pęknięć w okresie otwarcia, tworząc pole dla innych norm i wartości moralnych, otwierając ścieżki dla uwolnienia się z patriarchalności i kultury przemocy. Ale wraz z plusami przyniosło to także takie zjawiska, jak: wzrost liczby gwałtów, prostytucję, handel kobietami oraz zdumiewające połączenie patriar- chalnej mentalności z jakoby zachodnioeuropejskim sposobem bycia.

W tym złożonym zjawisku zauważa się, że, podobnie jak przy wprowadzaniu instytucj'i demokratycznych, często powstawał zły szczepek. Na złamanym drzewie kanunicznej mentalności i kultury przemocy i konfliktu zaszczepiły się również idee rewolucji seksualnej 1969 r. opartej na wolności seksualnej i równości mężczyzny i kobiety. Powstała hybryda młodych mężczyzn, często rozdwojonych pomiędzy moralnością europejską a turecką ciemnotą. Ten gatunek mężczyzn, którzy zachłysnęli się „wolnością seksualną" niemającą porównania z czasami komunizmu, gdy czujnie kontrolowano małżeńską moralność, zna dwa rodzaje kobiet: „nieuczciwe", z którymi uprawiają seks, i to mogą być ich sekretarki, koleżanki z pracy, studentki, prostytutki itd. itp., oraz „uczciwe", które bronią honoru ogniska domowego. Ci mężczyźni mogą być politycznymi prostytutkami przeżartymi ko- rupcj"ą, służalcami do obrzydliwości, rozpustnikami do podłości, prymitywami do grubiaństwa, ale tak długo, jak trzymają w domu urzędowe żony, z pewnością średniowiecznych krzyżowców, bo klucze do pasa ich cnoty trzymają w kieszeni, są spokojni i wypinają dumnie pierś. Ten gatunek mężczyzn wciąż dominuje w społeczeństwie albańskim, wspomagany bez wątpienia także przez kobiety „uczciwe" lub „nieuczciwe" należące do jednego mężczyzny: dlatego że mogą one poczuć kij na grzbiecie, ilekroć mężowi puszczą nerwy; dlatego że mogą być poniżane od świtu do nocy

na oczach dzieci; dlatego że nie powinny mieć ani grama mózgu. Mają jednak spokojne sumienie, czują swoją wyższość nad zdzirami chadzającymi z szefami do łóżka, ponieważ wszystko to robią w imię wyższego celu: ochrony honoru mężczyzny, rodziny i dzieci. Tej przeważającej „normie" podporządkowują się także te kobiety, które drżą całymi dniami przed mężem, ale nawet do głowy im nie przyjdzie domagać się rozwodu. Także mężczyźni są w stanie pogodzić się nawet ze zdradą żony, ale nigdy z tym, by ta podła istota, jaką jest kobieta, miała odwagę ich poniżyć, domagając się rozwodu. Do tej kategorii „normalnych" zaliczają się także niezliczeni „uczciwi" przeżywający męki sumienia w ciągu dnia, a nocą masturbujący się przy filmach pornograficznych.

Niestety, taka jest tabela moralności przeważającej w stosunkach mąż-żona i stosunkach seksualnych w społeczeństwie albańskim, również w stolicy, a co dopiero na prowincji. Często naruszenie tej moralności powoduje ciężkie urazy psychiczne u ich protagoni- stów, albo u ich dzieci, ponieważ ktoś, kto odstępuje od tej moralności dla innej miłości, konkubinatu, wolności heteroseksualnej lub homoseksualnej, często otrzymuje miano osoby niemoralnej, perwersyjnej, kurwy, nienormalnej, psychopatycznej itd. itp. Świat, który oglądają Albańczycy w filmach, dzięki antenom satelitarnym lub na wielu kanałach prywatnych, jest w większości światem wirtualnym, czymś, co może dać im przyjemność i pozwolić uciec w onanizm, ale który nie ma związku z ich rzeczywistym światem i kulturą. Aktorzy zachodni, których pocałunki wczoraj z ledwością tolerowano, dzisiaj mogą nawet uprawiać seks na ekranie, ale w naszej zabitej deskami wsi, gdzie wszyscy znają wszystkich, „takie rzeczy" są po to, by oglądać je mogli późną nocą ojcowie, mężowie i synowie i nazajutrz omawiać 

w kawiarniach wyłącznie dla mężczyzn. Natomiast matki, kobiety i dziewczęta powinny spad głębokim snem, by nazajutrz myć naczynia i sprzątać mieszkanie.

Równość między mężczyzną i kobietą

W XIX w., gdy zaczynał się ruch feministyczny, istniały trzy koncepcje dotyczące relacji mężczyzna-ko- bieta. Pierwsza z nich uważała kobietę za gorszą od mężczyzny. Druga uznawała mężczyznę i kobietę za równych, ale różnych - czyli kobieta dominowała w pracach domowych i w rodzinie, natomiast mężczyzna w innych pracach, głównie tych ważniejszych, zawodowych. I trzecia, broniona przez Johna Stuarta Mil- la, zgodnie z którą mężczyzna i kobieta są równi we wszystkim. Potrzeba było ponad stu lat, by w Europie, gdzie zrodziły się owe teorie, zatriumfowała ta o całkowitej równości i przekształciła się z idei w społeczno-polityczną regułę budowania społeczeństwa na niej opartego. Także w cywilizowanym świecie jest to proces nie zakończony. Natomiast w naszym społeczeństwie nie uczyniono nawet pierwszego kroku.

Wielki problem, który w związku z tym się pojawia, polega na tym, że tak jak we wszystkim, także w relacjach między mężczyzną a kobietą - wolności nie otrzymuje się w prezencie, ją się zdobywa - często z najwyższym poświęceniem. Zrozumiałe, że mężczyznom trudno zrezygnować z przywilejów, jakie daje im przewaga nad kobietą, również dlatego, że sami są niewol-nikami moralności, która rządzi poprzez powszechną opinię, więc niełatwo im zmieniać „zasady". Dlatego ciężko będzie społeczeństwu poczynić pierwsze kroki w tym kierunku bez walki samych kobiet o zmianę „norm" ustanowionych przez mężczyzn. Według tych 

„norm", jeśli mężczyzna kocha kobietę, a później się z nią rozstaje, nic nie traci, a nawet może zyskać na wartości. Natomiast kobieta po rozstaniu traci wiele. Chłopiec może chodzić z iloma tylko chce dziewczętami przed ślubem, natomiast dziewczyna musi się strzec, gdyż inaczej, jeśli dotknie ją mężczyzna, jest towarem bez wartości. Mężczyzna może głośno wymieniać nazwy wszystkich organów seksualnych, natomiast jeśli kobieta chociaż raz użyje takiego „wstydliwego, brzydkiego" wyrazu, jest niemoralna. Z nieza-chwianym przekonaniem w potęgę tych męskich norm, część męskiej prasy, wspomaganej również przez męską prokuraturę i policję śledczą, opublikowała lub zamanipulowała prywatnym e-mailem Erjety, wyciągając z niego wniosek: patrzcie, jaka była rozpustna, bo używała takich nieprzyzwoitych słów. Dlatego nawet jeśli zabił ją mąż, to nie popełnił wielkiego grzechu, bo zabił prostytutkę i jakby zapominając zupełnie o tym, że nawet gdyby rzeczywiście była prostytutką, to nikt nie ma prawa pozbawiać jej życia.

Ale czy stawia się niekiedy pytanie, czy tak być musi i czy nie może być tak, że mężczyźni i kobiety są równi w tych sprawach? Dlaczego mężczyźni nie chcą pogodzić się z myślą, że skoro oni mogą kochać inne kobiety, czy po prostu pożądać ich, to również kobiety mogą kochać innych mężczyzn, albo ich pożądać? A jeśli nie uważa się tego za przestępstwo w odniesieniu do mężczyzn, nie ma powodu, by uważać to za przestępstwo w odniesieniu do kobiet. Jeśli takie uczucia uważa się za „uczciwe" w stosunku do mężczyzn, to nie ma powodu, by uważać je za „nieuczciwe" w stosunku do kobiet. Matka natura nie wprowadziła tu żadnego zróżnicowania, wprowadziła je patriarchalna mentalność dziedziczona z pokolenia na pokolenie, począwszy od sfrustrowanych pradziadów ignorantów. 

Obecnie zdolność społeczeństwa albańskiego do krytycznego podważania tradycyjnych norm jest znikoma, a jeszcze mniejsza jest odwaga społeczeństwa - a kobiet w szczególności - by zmienić je w imię wolności i partnerstwa. Z ankiety dotyczącej przemocy wobec kobiet przeprowadzonej dla Forum Kobiet wynika, że spośród 30 kobiet w jednej z dzielnic pewnego miasta w Albanii, 21 doznało przemocy w rodzinie w formie bicia, obrażania, poważnego grożenia śmiercią, lekkich obrażeń. Ale tylko jedna poszła na policję ze skargą na męża i otrzymał on wyrok dwóch miesięcy pozbawienia wolności. Wśród kobiet albańskich przeważa przekonanie, że przemoc fizyczna i psychiczna jest, w pewien sposób, częścią małżeństwa. Wciąż w milczeniu i posłuszeństwie cierpią one z powodu przemocy. A jeśli kobieta ma przewagę nad mężczyzną pod względem intelektu lub zarobków, które przynosi do domu, zmusza się ją do uznawania jego dominacji. Oto, co mówi jedna z kobiet we wspomnianej wyżej ankiecie: „Wykonuję wolny zawód, pracuję według nienormowanego czasu, zarabiam bardzo dobrze i chociaż mąż jest bez pracy, ani razu mu tego nie wypomniałam. Pewnego wieczoru byłam bardzo zmęczona i poprosiłam go, by przygotował jedzenie dzieciom i schował buty... tylko tyle. Z jego ust wylał się potok obrzydliwych przekleństw, a później zaczął mnie bić przy dzieciach. Następnego dnia zaczął mnie oskarżać, że nie wypełniam swoich obowiązków jako matka../'

Ta wypowiedź nie wymaga komentarza. Nie wymaga komentarza także bardzo słaba reakcja lub jej całkowity brak ze strony kilku organizacj'i kobiecych na zabójstwo Erjety, podczas gdy jej przypadek mógłby zrodzić silny ruch przeciwko przemocy wobec kobiet.

Szeroko rozlewająca się fala przemocy wobec kobiet świadczy, że społeczeństwo albańskie wciąż jest zdomi

nowane przez kulturę przemocy lub, mówiąc inaczej, kulturę wychowania poprzez przemoc, rozstrzygania problemów poprzez przemoc, tworzenia „spokoju" poprzez przemoc. To bez wątpienia tłumaczy także inne aspekty struktury albańskiego życia społeczno-politycznego takie, jak: skłonność do autorytaryzmu w polityce, charakteryzującego się narzucaniem przemocą poglądów i woli politycznej, brak tolerancji, ograniczanie wolności, odrzucanie różnorodności, ucisk i lekceważenie mniejszości itd.

Droga do wolności i demokracji, której w tak zagmatwany sposób pragną Albańczycy, jest drogą, którą albańscy mężczyźni i kobiety muszą przejść także w dziedzinie walki o wolność i równość między nimi. Także to społeczeństwo musi zacząć wreszcie rozumieć, że bez wolności kobiet nie ma także wolności mężczyzn. Inaczej dzieciom Erjety grozi powtórzenie losu ich matki i ojca.

Przypisy

45 Erjeta Avdyli pracowała w UNICEF, zaginęła 28 marca 2000 r. 13 maja 2000 r. odnaleziono jej ciało. 15 maja aresztowano jej męża Dritana, szefa komisariatu policji, pod zarzutem zabójstwa. 13 marca 2002 r., z braku dowodów, wypuszczono go z aresztu. 7 października 2002 r. Avdyli powrócił do pracy w policji. Przyznano mu wysokie odszkodowanie z tytułu strat moralnych. 

Religia i Albańczycy

Krótki zarys historyczny

Feja dhe shąiptaret (Veshtrim i shkurter historik), „Shekulli", październik 2001, „Krasnogruda", 2003, nr 15

W dyskusjach toczących się w światowych mediach w związku z atakiem terroryzmu islamskiego na Stany Zjednoczone 11 września pojawił się także wątek albański. Spekulowano o związkach Albańczyków z ludźmi Bin Ladena i przekazywaniu przez niego pieniędzy do Ameryki poprzez organizacje dobroczynne działające w Albanii oraz przenikaniu arabskich fundamentalistów w szeregi UęK [Wyzwoleńczej Armii Kosowa]. Cały ten zgiełk, bardziej niż fakty, bierze się z powszechnego przekonania, że Albania oraz Bośnia to jedyne muzułmańskie kraje w Europie. Ale z sondaży przeprowadzonych wśród Albańczyków, zarówno w Albanii, jak i Kosowie, wynika, że popierają oni bombardowanie Afganistanu nie tylko bardziej niż Europa Zachodnia, ale nawet bardziej niż sami Amerykanie, bo w ponad 90%. Czym to wytłumaczyć?

Oprócz swoiście ujednoliconego sposobu myślenia, odziedziczonego po komunizmie, oraz tradycyjnego serwilizmu wobec wielkich tego świata, istnieje jeszcze jedno wyjaśnienie - związane z historią religii w Albanii i Kosowie. 

Rzut oka na religijny pejzaż

Jeśli przeciętnie wykształconego Albańczyka z Albanii zapytać o religijny pejzaż kraju, to powie, że w Albanii mieszka 70% muzułmanów, 20% prawosławnych i 10% katolików. Ale zaraz po tym doda, że wielkości te przedstawiają zróżnicowanie religijne z czasów króla Zogu lub pod koniec II wojny światowej i że uczucia religijne w Albanii nie były zbyt silne, a komunistyczny reżim Envera Hodży w 1967 r. całkowicie wyeliminował instytucje religijne i ogłosił Albanię pierwszym albo jedynym ateistycznym krajem na świecie.

Swój wywód zamknie stwierdzeniem, że jeśli chodzi o okres postkomunistyczny, to religia jest znowu dozwolona, ponownie czynne są kościoły, cerkwie i meczety, zbudowano i buduje się nowe, pojawiło się wiele dziwnych religii i wyznań (ok. 60), o których Albańczycy słyszą po raz pierwszy w życiu, jak np.: mormoni, wyznawcy bahaizmu, scientolodzy, ale Albańczycy nie uczęszczają tłumnie do świątyń, ich wyobraźnią masową bowiem zawładnęły symbole świata zachodniego - konsumpcja, luksus i przyjemność, podczas gdy ani religia chrześcijańska, ani muzułmańska tego nie akceptują.

Religia i nacjonalizm46 w Albanii; mity religijne i narodowe

Aby uzupełnić powyższe uogólnione stwierdzenia, musimy wpierw wyjaśnić relacje między religią a ruchem narodowym w Albanii.

Odpowiedź na pytanie, dlaczego Albańczycy nie są zbyt religijni, wiąże się ściśle z charakterem albańskiego ruchu narodowego. W odróżnieniu od krajów sąsiednich - Serbii i Grecji - gdzie nacjonalizm zrodził się 

jako ruch antyturecki, w którym do tego stopnia skorzystano z pomocy religii, że w owym czasie z trudnością dawało się oddzielić serbski i grecki ruch narodowy od prawosławnych serbskich i greckich kościołów, na- cjonalizm albański wyrósł w innych historycznych i religijnych warunkach.

Jako ruch polityczny pojawił się po wojnie rosyjsko- -tureckiej wraz z Ligą Prizreńską (1878)47, głównie jako zrozumienie konieczności zjednoczenia Albańczyków w obronie przed niebezpieczeństwem rozbioru ich ziem między Serbię i Grecję. Obszary te zamieszkiwali Albańczycy wyznający trzy religie, wymienione na początku eseju. Jednak dla większej dokładności, należy powiedzieć, że de facto cztery, ponieważ muzułmanie dzielili się na sunnitów i bektaszytów48.

W takim kontekście przed albańskim ruchem narodowym stanęło kilka trudnych problemów do rozwiązania. Po pierwsze - budowa tożsamości narodowej łączącej wszystkich Albańczyków, pomimo dzielących ich różnic religijnych. Tożsamość ta winna odróżniać ich od Serbów i Greków. W aspekcie religijnym skłaniało to do akcentowania roli islamu. Po drugie jednakże - islamizacja tożsamości narodowej unieruchamiała Albańczyków w chylącym się ku upadkowi imperium osmańskim. Dlatego też islam nie mógł być podstawą integracji narodowej. Po trzecie - przeciwko podkreślaniu roli islamu przemawiała konieczność zbliżenia z Zachodem, który - jak o tym świadczył traktat berliński (1878) - zaczął decydować o losie Albanii. Niemniej jednak odwołanie się do integrującej roli chrześcijaństwa napotykało przeszkody - większość Albańczyków była muzułmanami. Nie należy zapominać, że w tym czasie Albańczycy zamieszkujący Kosowo i zachodnią Macedonię, głównie muzułmanie sunniti, dodatkowo zwiększali udział muzułmanów w świecie albańskim (ponad 70%). 

Tak więc wysiłki wzbogacenia czynnikiem religijnym albańskiej tożsamości, poza tożsamością językowo-etni- czną, były procesem, który potoczył się odmiennie niż w pozostałych krajach bałkańskich.

Wysiłek bektaszycki Naima Frasheri

Kiedy mówi się o staraniach w celu powiązania albańskiego nacjonalizmu z religią, ma się na myśli przede wszystkim działaczy albańskiego odrodzenia narodowego (druga połowa XIX w. - odzyskanie niepodległości w 1912 r.). Najwybitniejszym z nich jest Na- im Frasheri, uznawany dzisiaj za narodowego poetę albańskiego. Spod jego pióra wyszły dwa poematy epickie, opublikowane w tym samym roku 1898: CJerbelaja (Karbala) oraz Historia e Skenderbeut (Historia Skanderbega), w których stworzył mity łączące Albańczyków. Narodowe poematy miały być wezwaniem zrozumiałym dla wszystkich warstw społecznych i źródłem religijnego natchnienia do walki z tureckim okupantem. W CJer- belaji opiewającej przegraną w pierwszym wieku historii muzułmańskiej bitwę49, która stała się świętą legendą szyizmu, serbskiemu mitowi klęski na Kosowym Polu (1389) Frasheri przeciwstawił klęskę w bitwie pod Karbalą. Mit Karbali miał być centralnym punktem albańskiej mitologii nacjonalistycznej, służącej zdemaskowaniu osmańskiej hegemonii.

W rzeczy samej, oba mity, zarówno serbsko-prawo- sławny o bitwie na Kosowym Polu, jak i szyicki o bitwie pod Karbalą, są bardzo podobne w treści i stylu. W obu wypadkach scenariusz wydarzeń oparty został na niesprawiedliwie przegranej bitwie. Cel bektaszyty Naima Frasheri50 był następujący: jeśli wszystkie nacjonalizmy bałkańskie miały bardzo silny związek z reli

gią, a nacjonalistyczne hasło w tych czasach, podkreślane także przez niego samego, brzmiało: „nie ma narodu bez religii", to religią łączącą Albańczyków powinien być bektaszyzm.

Frasheri starał się zmobilizować szyicką i antysunnic- ką orientację bektaszytów dla wyrażenia sprzeciwu wobec tureckiego panowania i stworzyć szczególną tożsamość (muzułmańską) dla Albańczyków. Miał nadzieję, że bektaszyzm jako religia nieortodoksyjna i synkretycz- na będzie w stanie przezwyciężyć religijne podziały w Albanii i zbudować most między islamem a chrześcijaństwem. W swoich tekstach próbował uogólnić niesek- ciarską i powstałą na pograniczu różnych religii regułę bektaszytów, w której, oprócz tolerancji religijnej, podkreślał także narodową orientację jako jedno z głównych założeń doktryny: „Nie tylko wobec siebie, ale także względem innych ludzi bektaszyci są duchowymi braćmi. Kochają sąsiadów, jak samych siebie, czy to muzułmanów czy chrześcijan i traktują ich na równi. Ale nade wszystko miłują swój kraj i współrodaków, ponieważ jest to najwyższą cnotą". To wyjaśnia także ważną rolę, jaką odgrywali albańscy bektaszyci w XIX-wiecznym kształtowaniu się albańskiego ruchu narodowego.

Albańskie świątynie bektaszytów - tekke - miejsce modłów muzułmanów, ale także często chrześcijan, znane były na ogół jako centra narodowej działalności albańskiej. Oprócz tego bractwo odgrywało bardzo ważną rolę w tworzeniu nielegalnych szkół i rozpowszechnianiu książek w języku albańskim, udzielając jednocześnie aktywnego poparcia zbrojnym grupom nacjonalistycznym. Wiadomo obecnie, że bektaszyci, gdy dyskutowano kwestię albańskiego alfabetu, popierali wprowadzenie pisowni łacińskiej, w odróżnieniu od pozostałych muzułmanów, którzy opowiadali się za pisownią arabską. 

Skanderbeg i „religią Albańczyka jest albańskość"

Mimo wszystko usiłowania Naima Frasheri i bekta- szytów z kilku powodów nie odniosły oczekiwanego rezultatu. Po pierwsze, ich religia stanowiła mniejszość także wśród muzułmanów: tylko co czwarty był bekta- szytą (bez uwzględnienia Kosowa). Po drugie, Albań- czykom potrzebny był silniejszy czynnik łączący ich z chrześcijańską Europą, decydującą o ich losie. Po trzecie, także z powodu silnych więzi łączących część Albańczyków z Turcją, która przez wielu działaczy albańskiego ruchu narodowego i Ligę Prizreńską w dalszym ciągu była uważana za obrońcę albańskich interesów przed serbskim i greckim zagrożeniem.

Jednakże jako idea tolerancji religijnej i współpracy wszystkich Albańczyków w imię dobra narodu, myśl Frasheri święciła triumfy, chociaż z innymi symbolami i bohaterami.

Wspomniany wyżej kontekst spowodował, że w procesie tworzenia albańskiej tożsamości narodowej pierwszeństwo zdobył inny mit, wyrażony w drugim poemacie Frasheri Historia Skanderbega, wzmocniony przez kolejnego wybitnego działacza odrodzenia, katolika - Pashko Vasy, pozostającego w służbie imperium osmańskiego. Narodowe przesłanie skierowane do Al-bańczyków w poemacie O, Albanio (1878-1880) wykorzystał Vasa do stworzenia świeckiej religii albańskiego nacjonalizmu:

Nie oglądajcie się na kościoły lub meczety, religią Albańczyka jest albańskość.

Ten mit albo konstrukcja historyczna połączył się z mitem Skanderbega, który w XV w. walczył przeciwko Turkom. Owego bohatera chrześcijaństwa wskrzesili albańscy nacjonaliści, lecz pozbawiany stopniowo treści religijnej stał się świeckim bohaterem narodu albańskiego jako bojownik walczący o wyzwolenie ojczyzny-macierzy.

Jeśli uznać postać Skanderbega za wspólny mit Albańczyków, nie należy zapominać o tym, że Skander- beg, zmieniając religie - raz chrześcijanin raz muzułmanin, później znowu chrześcijanin - był postacią w dużym stopniu ambiwalentną, dzięki czemu stawał się bardziej przystępny i zrozumiały dla wszystkich Albańczyków, niezależnie od ich wyznania.

Albania niepodległa

„Albańczyków początku XX w. - pisze Abaz Ermen- ji w książce Miejsce Skanderbega w histońi Albanii - łączyły więzi religijne lub regionalne. Znali siebie jako chrześcijan lub muzułmanów, Gęgów lub Tosków, Du- kagjinów lub Kurveleshów, a nie jako synów jednego narodu we współczesnym rozumieniu tego słowa"51.

W XX w., szczególnie po ogłoszeniu niepodległości w 1912 r., trwał proces krzepnięcia narodowego Albańczyków w duchu Naima Frasheri, Pashko Vasy i innych działaczy odrodzeniowych. Jeśli chodzi o stosunek religii do ruchu narodowego, to proces ten charakteryzuje się osłabieniem poczucia tożsamości religijnej i regionalnej i umacnianiem świadomości i tożsamości naro-dowej. Był on wynikiem zarówno słabości uczuć religijnych na rzecz umacniania świeckiej religii ruchu narodowego, jak też włączenia się najwybitniejszych działaczy religijnych w służbę sprawy narodowej.

Przywódcą albańskich wyznawców prawosławia był Fan Noli - polityk, a jednocześnie człowiek pióra. Jest on uważany za tego, który bardziej niż ktokolwiek inny walczył o utworzenie albańskiego autokefalicznego 

Kościoła prawosławnego. Późniejszy dyktator i król Albanii Zogu popierał tworzenie kościołów „narodowych" w celu osłabienia obcych wpływów (szczególnie greckich).

Dla albańskich katolików mistrzem był Gjergj Fishta (1871-1940), którego działalność religijna była ściśle związana z polityczną na rzecz sprawy narodowej. Poemat epicki Fishty Lahuta e Malesise (1899-1901, Lutnia Gór) był hymnem na cześć wojen albańskich przeciwko shkjahowi52 - serbsko-czarnogórskiemu wrogowi na Północy. Aż do czasów komunizmu wśród Albańczyków na Północy Fishta uważany był za poetę narodowego.

Także w Kosowie, gdzie ponad 90% Albańczyków stanowią muzułmanie i przynależność do islamu odgrywała ważniejszą rolę niż w Albanii, ze względu na konieczność odróżnienia Albańczyków od chrześcijańskich Serbów, ten duch dominował. Tam również katolicka mniejszość albańska przez cały wiek XX, który uważa się za jeszcze nie zamknięty na Bałkanach, jeśli chodzi o sprawy narodowe, dzieliła wraz z muzułmańskimi Albańczykami w Kosowie starania o uniezależnienie się od chrześcijańskich Słowian.

Religia i komunizm

Enver Hodża był tym, który ideę, iż „religią Albańczyka jest albańskość" doprowadził do apogeum. W swoim dążeniu do władzy absolutnej wykorzystywał dwie ideologie - nacjonalizm i komunizm. A gdy komunizm, jako religia łącząca i inspirująca, stopniowo tracił moc, Hodża w swojej propagandzie coraz bardziej odwoływał się do elementów narodowych. Według amerykańskiego historyka Bernda J. Fischera, mimo radykalnych poglądów stalinowskich Envera Hodży, istotą jego polityki

był nacjonalizm: brutalne rozprawianie się ze wspólnotami religijnymi należy widzieć przed wszystkim w takim kontekście. Po zerwaniu stosunków z ZSRR (1961 r.), pomnik Stalina na głównym placu Tirany zastąpiono pomnikiem Skanderbega. W walce propagandowej Hodża opierał się coraz bardziej na idei oporu narodu albańskiego przeciwko wielkim historycznym potęgom. W latach 60. przeprowadził bezwzględną walkę o ostateczne usunięcie religii z życia społecznego.

Motto Pashko Vasy wykorzystał dosłownie i uczynił z Albanii pierwszy „ateistyczny" kraj na świecie. Walka z „religijnymi podziałami", jak nazywano ją w propagandzie, przekształciła się w walkę przeciwko religii jako takiej, walkę, do której zaprzęgnięto także ideologię marksistowską z jej ateistyczną wizją świata i słynnym powiedzeniem Marksa „Religia jest opium dla ludu". Mając na celu zastąpienie przynależności do różnych religii absolutną wiarą w Partię i jej nacjonalistyczno-komunistyczną ideologię, Hodża stale głosił, że katolicyzm, islam i pra-wosławie są filozofiami przywleczonymi do Albanii przez obce siły, które w istocie zagrażają integracji narodu. Naśmiewano się z księży i mułłów - reliktów zacofanej przeszłości - zwerbowanych jako agentów obcych mocarstw, by rozbić albańską jedność narodową.

W 1967 r. albańscy komuniści zabronili wszelkich praktyk religijnych, zamknęli kościoły, cerkwie i meczety i zamienili je na kina, sale gimnastyczne, restauracje i magazyny. Należy podkreślić, że nie wszystkie wspólnoty religijne potraktowano jednakowo: najostrzej prześladowano Kościół katolicki, podczas gdy ataki na islam i Kościół prawosławny były znacznie słabsze. Nie tylko ze względu na muzułmańskie korzenie Hodży oraz większości Albańczyków (w istocie Hodża w swoim stosunku do duchowieństwa katolickiego w pewnym stopniu zradykalizował nawet stanowisko króla Zogu

wobec Kościoła katolickiego), ale także dlatego, że duchowieństwo katolickie było nastawione silnie antykomunistycznie podczas II wojny światowej, jak też lepiej zorganizowane i bardziej związane ze światem zachodnim, uważanym za głównego wroga komunizmu. Duchowieństwo muzułmańskie i prawosławne natomiast podczas II wojny światowej było bliższe komunizmowi, nie posiadało kontaktów zagranicznych ani, prawie wcale, wybitnych, charyzmatycznych osobistości.

Okres postkomunistyczny

Trudno jednoznacznie określić, jak w chwili upadku komunizmu Albańczycy postrzegali swoją religijność. W okresie Envera Hodży istniało wiele małżeństw mieszanych i większość Albańczyków, szczególnie ci wychowani i wykształceni w komunistycznym reżimie, kierowała się laicką lub materialistyczno-ateisty- czną wizją świata.

Ogólnie biorąc, po upadku komunizmu, wiara religijna odzyskała częściowo swoją rangę w życiu zwykłych Albańczyków. W pewien sposób odżyły także stare podziały religijne. Ale nowym mitem, który zawładnął zbiorową wyobraźnią Albańczyków, było hasło rzucone w 1990 r. przez studentów: „Chcemy Albanii w Europie!" Albańscy politycy i intelektualiści byli przekonani, że głównym sojusznikiem Albanii powinien być Zachód, oczywiście nie ze względu na jego chrześcijańską tożsamość religijną, lecz demokratyczny system społeczno-polityczny i wolność wyznania oraz głoszenia idei. To wcale nie przeszkodziło debacie - jeśli chodzi o religię - czy Albania powinna trzymać z „chrześcijańskim" Zachodem, czy też z Turcją i „mu-zułmańskim" środkowym Wschodem? 

Istniały dwa radykalnie stanowiska: jedno, reprezentowane przez głosy, według których „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło", twierdzące, że dzięki zakazaniu praktyk religijnych przez Hodżę, Albańczycy obecnie będą mogli powrócić do religii przodków - chrześcijaństwa; oraz drugie, przeciwstawne, podsycane konfliktem w Kosowie - wedle którego muzułmańska tożsamość Albańczyków była ważnym czynnikiem w ich obronie przed zasymilowaniem z prawosławnymi Słowianami i dlatego Albańczycy-muzułmanie byli bardziej albańscy aniżeli chrześcijanie; ktoś tę myśl rozwinął w tezę, że narodowym bohaterem albańskim nie powinien być Skanderbeg, który walczył przeciwko Turkom, ale jego krewniak Ham- za Kastrioti walczący po stronie tureckiej przeciwko Skan- derbegowi i jego chrześcijańskim sojusznikom.

Także poczynania byłego prezydenta Sali Berishy, który przyłączył Albanię do Organizacj'i Konferencji Muzułmańskiej53 w grudniu 1992 r., rozbudziły spory. Ówczesna opozycja i większość albańskich intelektualistów potępiła tę decyzję. Ważną przesłanką krytyki było przeświadczenie Albańczyków, iż nie zakończył się jeszcze proces odzyskiwania przez nich tożsamości europejskiej, a także fakt, że sąsiedzi Albanii, bynajmniej nie jej sympatycy (prawosławni), usiłowali nadawać tożsamości Albańczyka nie tylko kontekst językowo-etniczny, ale także religijny, przyklejając Albańczykom etykietkę narodu „muzułmańskiego'' lub „islamskich fundamentalistów". Proces, który stawiał pod znakiem zapytania świecki charakter albańskiej tożsamości i groził, z drugiej strony, skompromitowaniem Albańczyków w Kosowie w ich wysiłkach uniezależniania się od Serbów.

Zasadniczo albańska elita kulturalna, zarówno w Albanii, jak i w Kosowie i Macedonii, kontynuowała tradycję sprzeciwu wobec dążeń, czy to wewnętrznych, czy zewnętrznych do utożsamiania religii z narodowoś-

cią albańską, propagując albańską świeckość i „ekumenizm" jako jedyną drogę ratunku przed wewnętrznymi podziałami religijnymi (lub zakusami, by przyjąć jedyną religię - islam). „Jeśli pustkę, którą pozostawił po sobie komunizm, można czymś wypełnić, jakiegoś rodzaju przekonaniem lub narodową wiarą, to powinna to być wiara, że Albańczycy są narodem ekumenicznym, który podtrzymuje tradycję takich postaci, jak Na- im Frasheri, Fan Noli i Gjergj Fishta" - pisał Shkelzen Malicji w 1997 r. Także albańskie elity polityczne, kierując się politycznym pragmatyzmem, działały na rzecz odbudowy Albanii i rozwiązania kwestii narodowej w Kosowie i Macedonii na podstawie dążenia do proeuropejskiej orientacji Albańczyków.

Według wszelkiego prawdopodobieństwa, to dążenie do laickości, ekumenizm oraz prozachodniość pozostaną dominujące w świecie albańskim także w najbliższym czasie. 

Przypisy

46 Należy go rozumieć w duchu włoskiego XIX-wiecznego nacjonalizmu risor- gimento, czyli dążenia do wyzwolenia i zjednoczenia narodowego.

47 Zwana też Ligą Obrony Narodu Albańskiego. Była to organizacja polityczno-woj- skowa powołana w odpowiedzi na decyzje kongresu w San Stefano (marzec 1878) o włączeniu części ziem zamieszkanych przez większość albańską do nowo powstałych państw bałkańskich. Wysunęła postulat autonomii dla Albanii. Istniała do 1881 r.

48 Bektashija — bractwo muzułmańskie, znane też jako zakon tureckich derwiszów, powstało w Xm-XIV w. w Anatolii. Od XV w. miało wielkie wpływy polityczne w imperium osmańskim dzięki popularności wśród janczarów. W 1826 r. sułtan Mahmud n dokonał eksterminacji janczarów i czołowych przywódców bektaszyc- kich. Odtąd bractwo całkowicie zeszło do podziemia, a jego członkowie zaczęli ukrywać swoje przekonania religijne w obliczu zagrożenia. Nigdy nie zrezygnowali z zasad konspiracji. W 1925 r. rząd Republiki Tureckiej zakazał działalności wszystkich bractw religijnych. Większość bektaszytów przeniosła się na Bałkany, głównie do Albanii. Doktryna bektaszytów zawiera wiele elementów szyizmu i pokrewnych chrześcijaństwu. Zob. St. Guliński, Alewizm i bektaszyzm. Historia i rytuał, Kraków 1999.

49 W 680 r. armia kalifa Jazida I stoczyła pod Karbalą w Iraku bitwę z siłami Al- -Husąjna - wnuka Proroka. Poniósł on śmierć wraz z prawie całą rodziną. Powstały w IX w. meczet-grobowiec jest jedną z największych świętości szyitów i miejscem pielgrzymek. Dzień śmierci AI-Husajna jest najważniejszym świętem szyickim (Aszura).

50 W marksistowskiej historiografii sympatie religijne Naima Frasheri były pomijane bądź krytykowane. Wymiar religijny jego twórczości stał się obiektem badań dopiero w ostatnich latach.

51 A. Ermenji, Vendi cje ze Skenderbeu ne historine e Shgiperise, Tirana 1996.

52 shkje - pogardliwe albańskie określenie Serbów i Czarnogórców.

53 Albania wystąpiła z niej w styczniu 1999 r.

Zachód - zetknięcie mitu z rzeczywistością

Pas izolimit: ndryshimi rie Lindje i perceptimit te Perendimit. Wykład wygłoszony w Centrum Kultury Porównawczej w Barcelonie, w cyklu poświęconym Europie Wschodniej, wiosna 2001

Zachód jako idealizacja, jako mit

Trudno jest dokładnie określić, kiedy komunizm utracił swoją inspirującą moc w krajach Wschodu. W zależności od wielu czynników w różnych krajach następowało to w różnym czasie. Zresztą następowało to w różnym czasie także wśród różnych grup społecznych w tym samym kraju, a nawet wśród jednostek. Myślę jednak, że zasadniczo stało się to w latach 50. i odtąd komunizm zaczął przekształcać się coraz bardziej w narzucaną przez władzę ideologię, w „wiarę w niewiarę".

W Albanii pokolenie tych, którzy walczyli z faszystowskim najeźdźcą, z których część następnie studiowała w krajach Wschodu i wyrastała w micie ZSRR, rozczarowało się ostatecznie na początku lat 60., gdy Albania zerwała stosunki z ZSRR, ponieważ wówczas wyraźnie dostrzegło, że komunizm jako ideologia służy po prostu władzy i klikom.

Jeśli trudno jest określić jednoznacznie, kiedy rozpoczął się upadek mitu komunizmu, to trudno także powiedzieć jednoznacznie, kiedy zrodził się mit Zachodu. Bez wątpienia dla różnych grup społecznych, szczególnie tych związanych z antykomunistami w czasie II wojny światowej, Zachód istniał od samego początku jako lepsza część świata, jako pamięć dobrej przeszłoś

ci. W zasadzie można powiedzieć, że począwszy od lat 50., w miarę jak komunizm dyskredytował się i upadał, mit Zachodu zdobywał zaufanie i umacniał się.

Formy mitu/idealizacja Monolityczny Bóg

Mit Zachodu posiadał dwie formy. Pierwszą był mit Ziemi Obiecanej (w połączeniu z mitem powrotu do świetlanej i utraconej, z powodu kilku przypadkowych okoliczności, przeszłości). Na tworzenie tej wizji w dużym stopniu wpłynęła także samoizolacja krajów Wschodu. Sam fakt, że - aby wydostać się na Zachód - ludzie podejmowali heroiczne próby ucieczki, kończące się niekiedy śmiercią, bez wątpienia znacznie wpłynął na powstanie tego mitu i wyobrażenia Ziemi Obiecanej - najlepszego ze światów, dającego wolność, bogactwo, luksus, szczęście.

W trochę mniejszym stopniu Zachód odbierany był także jako Zbawiciel. Jeśli wszystko kontrolowała dyktatura, nie dając żadnej szansy na zmianę sytuacji, marzenie, że pewnego dnia Zachód na czele ze Stanami Zjednoczonymi pokona Wschód, wygra zimną wojnę, zaczęło stawać się coraz bardziej częścią dążeń tych krajów do wolności. Oczywiście idea ta była w miarę zgodna także z mitologicznym archetypem Zbawcy, według którego ów, właśnie ze względu na swoją wyjątkowość, przychodzi z zewnątrz, jak Słońce (jeden z symboli najbardziej explicite Zbawiciela), które pojawia się gdzieś poza nami. Było nawet rozpowszechnione powiedzenie: Słońce wschodzi na Zachodzie.

Mity Zbawiciela i Ziemi Obiecanej w mitycznej percepcji Albańczyków łączyły się w postaci Boga-monolitu. Bez wątpienia znali oni historyczne i geograficzne różni

ce między poszczególnymi krajami zachodnimi. Marzyli

0 rożnych krajach oraz żywili przekonanie, że Stany Zjednoczone są obrońcą Zachodu, ale Zachód nie był postrzegany rozłącznie, jeśli chodzi o marzenie o wolności

1 demokracji. Jako Ziemia Obiecana bardziej jawił się jako ogród z grządkami, w którym każdy mógł wybrać sobie tę najbardziej odpowiednią: ktoś Włochy, inny Niemcy, ktoś jeszcze Francję albo Stany Zjednoczone... Natomiast jako Zbawiciel był on postrzegany jako całość.

Spotkanie z mitem

Mit Ziemi Obiecanej/Zbawiciela ujawnił swoją moc w Albanii w chwili, gdy setki Albańczyków weszły latem 1990 r. do ambasad. Był to być może pierwszy, najpiękniejszy moment spotkania mitu i rzeczywistości. Ambasady najważniejszych krajów zachodnich, szczególnie niemiecka, francuska, włoska (w Albanii nie było ambasady amerykańskiej) stały się miejscami wydarzeń bez precedensu. Ambasady uczyniły wszystko, by dać schronienie i ochronę Albańczykom, którzy zapełnili je po brzegi, do tego stopnia, że nie było nawet miejsca na podwórzach. Następnie zrobiły wszystko, by wysłać ich za granicę, do swoich krajów, broniąc ich także przed możliwą interwencją albańskiej policji.

Dokumentalny film wyprodukowany przez Espresso „Albania od Mussoliniego do Prodiego" rozpoczyna się sceną z pewnym Albańczykiem „z tych ambasad". Schodzi on ze statku w porcie Bari wraz z tłumem uciekinierów, z córeczką na ręku, i na widok włoskich kamer telewizyjnych, zaczyna krzyczeć: „Finalmente sono libero, la mia famiglia e libera, la mia figlia e libera!" („Wreszcie jestem wolny, moja rodzina jest wolna, moja córka jest wolna!"]. 

Innym, prawie religijnym momentem spotkania mitu z rzeczywistością była wizyta w Albanii sekretarza stanu Stanów Zjednoczonych Jamesa Bakera w maju 1991 r., w miesiąc po pierwszych demokratycznych wyborach. Tłum z amerykańskimi flagami zebrał się na placu Skanderbega, głównym placu Urany, na którym odbywały się największe mityngi organizowane przez Hodżę. Ten widok przypominał wiernych w Mekce. Ludzie całowali nawet samochód Bakera. Było kilku rannych zgniecionych przez tłum.

Nadal zgodnie z takim kierunkiem percepcji, także poszczególni ludzie z Zachodu, którzy zaczęli napływać do Albanii, byli postrzegani jako sfruwające z nieba Anioły Stróże. Albańczycy zawierzyli im i postawili na czele różnych przedsięwzięć, czyniąc ich nierzadko także sędziami w swoich kłótniach i inspiratorami swych poczynań. Aniołowie ci, których słuchano z otwartymi ustami, nie posiadali swojej własnej tożsamości. Unosiła się nad nimi aureola Zachodu. Może właśnie dlatego, że sami Albańczycy nie wierzyli sobie ani trochę, ludzie Zachodu, którzy przybywali jako politycy, biznesmeni, duchowni różnych wyznań, przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego lub po prostu jako turyści, znajdowali się poza wszelką krytyką lub podejrzeniami. Albania, tradycyjnie kraj trzech wyznań: islamem, prawosławiem i katolicyzmem, powitała w krótkim czasie duchownych 60 różnych wyznań. Bez wątpienia, w odbiorze Albańczyków politycy i przedstawiciele dyplomatyczni z krajów zachodnich byli tymi, którzy przewodzili owym Aniołom. Główne partie polityczne prześcigały się nie w obietnicach i sposobach ich realizacji, ale w pozyskiwaniu poparcia Zachodu.

Taki odbiór Zachodu był w pierwszych latach przemożny i w gruncie rzeczy jeszcze się nie skończył, ale od tego czasu uległ znacznej zmianie. 

Pierwsze zdziwienia i rozczarowania

Dekonstrukcja mitu i powstanie krytycznego spojrzenia

Film Gianniego Amelio Lameńca (1994), który pokazuje exodus Albańczyków w chwili upadku komunizmu, nie został w Albanii dobrze przyjęty, a wręcz przeciwnie, spotkał się z ostrą reakcją. Amelio został oskarżony o oczernianie albańskiej rzeczywistości, a nawet o kpiny z Albańczyków, gdy pokazywał tłum biegnący jak oszalały ku brzegom Adriatyku, by dopaść statku, który dowiezie ich do Włoch. Natomiast ukazanie w filmie dwóch Włochów, którzy przyjeżdżają inwestować w Albanii, jako zwykłych oszustów i pospolitych przestępców, brzmiało cynicznie i niewiarygodnie. Jedną z przyczyn takiej reakcji było właśnie to, że Albańczycy dostrzegli w filmie nie tylko swoją nagą rzeczywistość, ale ironiczne, wręcz bolesne, naśmiewanie się także z ich marzeń i snów o Zachodzie, który najsilniej kojarzył im się z Włochami, gdyż telewizja włoska, bardziej niż cokolwiek innego, podtrzymywała mit Ziemi Obiecanej.

Reakcja na film Amelia była w pewnym stopniu sprzeciwem Albańczyków wobec zderzenia z brutalną rzeczywistością, tragiczną donkiszotowską potrzebą podtrzymywania snu tak, by się nie obudzić. Ale wydarzenia, które nastąpiły później, spowodowały, że przymknięte oczy Albańczyków szybko zaczęły się otwierać. Traktowanie Albańczyków jak zwierząt na stadionie w Bari, gdzie stłoczono uciekinierów, gdzie mieli oni problemy nawet ze znalezieniem wody do picia, gdzie jedzenie zrzucano im w workach z helikopterów - było, być może, pierwszym silnym wstrząsem.

Bardzo szybko drzwi ambasad otwartych na oścież dla ratowania pierwszych Albańczyków, zatrzasnęły

się. Ludzie zaczęli stać w niekończących się kolejkach tylko po formularz wizowy. Marzenie o prawie do swobodnego poruszania się po Europie bez granic spotkał potężny cios. Jednym z przejawów mitu Zachodu była jego idealizacja jako świata przyszłości. Przymusowa izolacja zdyskredytowała wiele nacjonalistycznych sloganów, diunę narodową itd., stosowanych przez dyktaturę komunistyczną dla usprawiedliwienia władzy. Mit Ziemi Obiecanej sprawiający, że Albańczycy wyobrażali sobie Zachód jako, ni mniej ni więcej, tylko najlepszy ze światów, nadał temu światu formę republiki uniwersalnej, świata, w którym nie ma granic, w którym człowiek, w pierwszym rzędzie, uznawany jest za istotę uniwersalną i utożsamiany dzięki swoim cechom indywidualnym, a nie jako uczestnik takiego czy innego etosu. Jeden z byłych więźniów politycznych, pisarz i dziennikarz, którego skazano właśnie za próbę ucieczki i który przez cały swój pobyt w więzieniu marzył o ucieczce do wolnego zachodniego świata, był jednym z pierwszych, którzy trafili do ambasad. Znalazł się w niemieckiej. Kiedy zadzwoniłem do niego po kilku latach, doszło między nami do następującej rozmowy:

- Jak ci się żyje w Niemczech?

- Tak sobie.

- Nie jesteś zadowolony?

- No wiesz, myśleliśmy, że ci na Zachodzie cenią ludzi za ich cechy osobiste, ale to nie tak. Pytają „Kim jesteś?" i gdy mówię, że „Albańczykiem", stają się oziębli i trzymają z daleka. Wcale nie chcą wiedzieć, jakim jesteś człowiekiem.

Z wielkim rozczarowaniem odebrano także stanowisko Zachodu w kwestii ideału demokracji, który inspirował kraje Wschodu. Popieranie przez długi czas przez różne kraje zachodnie, z powodów geopolitycznych lub ze względu na pragmatyczne interesy, autorytarnego reżimu Sali Berishy, który zastąpił reżim komu

nistyczny, reżimu, który nie dopuszczał do głosu niezależnych mediów, skazywał na więzienie dziennikarzy, stworzył czarny rynek aż do poparcia piramid finansowych - było jednym z największych rozczarowań znacznej części Albańczyków, którzy bardzo szybko zrozumieli jego istotę i niebezpieczeństwo. Polityczny pragmatyzm ludzi Zachodu, którzy żyli i pracowali w Albanii, szczególnie w ambasadach, nierzadko także ich korumpowanie przez władzę Berishy, pozostawały w całkowitej sprzeczności z wyidealizowanym obra-zem zachodnich Aniołów.

W procesie rozczarowania/dekonstrukcji mitu dużą rolę odegrało, bez wątpienia, także rozbicie wizji zachodniego Boga-monolitu. Znajomość realiów w różnych krajach zachodnich, ale także roli Zachodu w podziale Jugosławii, sytuacji w Chorwacji i Słowenii, wojny w Bośni, przywróciły prawie zapomniany wizerunek Zachodu. Taki, jaki nie został włączony w konstruowanie mitu podczas izolacji: tego Zachodu podzielonego na różne kraje, które także prowadziły między sobą wojny i które mają swoje strefy preferencji i wpływów oraz starych historycznych sojuszy. To odrodziło dawne stereotypy o różnych zachodnich krajach i narodach - często jako reakcję na opinie i sądy o krajach Wschodu serwowane na Zachodzie i oraz spowodowało ich przetworzenie, jak również powstanie nowych stereotypów. Stare uprzedzenia i stereotypy Greków i Włochów na temat Albańczyków przybrały na sile po ich kontakcie z falą emigrantów, którzy nierzadko reprezentowali najbiedniejszą oraz najbardziej kryminogenną część ludności, odradzając z kolei w Albańczykach stereotypy Greków i Włochów tworzone przez albański nacjonalizm.

Zaczęto także z większą uwagą przyglądać się przeciwstawnym interesom w Albanii obu tych sąsiadów, 

którzy jako członkowie Unii Europejskiej, w wizji mitycznej postrzegani byli nierozłącznie. Zaczęto także lepiej rozumieć ich politykę wobec Albanii jako wypadkowej wewnętrznych walk politycznych prowadzonych w tych krajach między obozem rządzącym a opozycją.

Lewica i prawica

Jedną z nowych rzeczy, jaką odkryli Albańczycy na Zachodzie, w procesie rozpadu mitu/monolitycznego Boga, były różnice między europejską lewicą a prawicą. W mitycznej percepcji Zachód uważany był za wro- ga/przeciwstawność komunizmu. Mit traktował wszystkie zachodnie koncepcje polityczne jako antykomunistyczne i w zasadzie różnice pomiędzy siłami politycznymi na Zachodzie nie miały żadnego znaczenia w konstruowaniu mitu. Zetknięcie z tęsknotą lewicy do byłych krajów komunistycznych, a także ich antyame- rykanizm oraz kontakt z rasizmem prawicy były nowymi elementami, które wpłynęły na zmianę w odbiorze Zachodu i wprowadziły niemało zamieszania i zakłopotania w próbie rekonstrukcj'i obrazu Zachodu.

Poprzestając na tych przykładach, chciałbym powiedzieć, że cały ten proces przechodzenia od zachłyśnięcia się mitem do zdziwienia i goryczy rozczarowań, stopniowo, dzięki bardziej chłodnym i racjonalnym kontaktom z zachodnią rzeczywistością, w którym bez wątpienia ma swój udział także coraz lepsza znajomość krytycznego stosunku samych ludzi Zachodu do włas-nej rzeczywistości, przyniósł wiedzę o Zachodzie jako o świecie pełnym problemów - wcale nie Ziemi Obiecanej - i spowodował, że na Wschodzie zrodził się krytycyzm wobec Zachodu. Ten duch, w zależności od stopnia rozwoju kulturowego, w jednych krajach jest

silniejszy, w innych słabszy. Temu duchowi, w którym wciąż jest obecne uznanie Zachodu za głównego inspiratora zbiorowej wyobraźni społeczeństw Wschodu, a także uznanie integracji z Zachodem za jeden z najważniejszych celów tych krajów, zaczęła towarzyszyć także rosnąca wiara we własne siły tych społeczeństw, wznosząc je na wyższy poziom samoświadomości i dojrzałości Między magią a zniszczeniem

Rrugetim midis magjise dhe shkaterrimit, w: F. Lubonja, A. Shkreli, Albania's heritage in danger. Trashegimia kulturore e Shąipeńse ne rrezik, Geneva 2000

Błękitne Oko

Źródło rzeki Bistricy na południu Albanii przypomina wielkie okrągłe oko, o średnicy około dziesięciu metrów. Jego źrenicą jest dół głęboki jak studnia, w którym woda kipi niczym w kotle i jest granatowo-czarna; następnie woda rozlewa się i staje się niebieska jak tęczówka, w tym miejscu bowiem źródło jest płytsze.

Według starej legendy, tą krainą rządził smok, który porywał młode dziewczęta i wstrzymywał bieg wód, czym utrudniał życie miejscowej ludności. Aż w końcu mieszkańcy nie wytrzymali i smoka zabili. A wtedy z jego oka wyciekła woda czysta jak kryształ. Tak powstała Bistrica, która daje życie pobliskim roślinom. Jej wartki nurt i siła niosą światło miastom i wsiom Południa.

Smok, który wstrzymywał bieg wód i porywał dziewczęta, był znienawidzony, natomiast jego oko, stając się życiodajnym źródłem, dezorientuje emogo- nalnie, bowiem łączy w sobie i dobro, i zło. Jednak sens tej legendy, jak też wielu innych podobnych o smoku, jest zrozumiały. Symbolizuje ona wysiłek człowieka w dławieniu zła lub ślepych sił natury oraz siłę życia; także jego zależność od przyrody. Non nisi parendo, vin- citur [Zwycięża się tylko podporządkowaniem] - powiada Francis Bacon o przyrodzie. 

Błękitne Oko i wszystko, co je otacza, jest przybytkiem natury, poświęconym tajemnicy życia, walce człowieka o ujarzmienie natury i jego jedności z nią. Zamiast kamiennych kolumn ołtarz (Oko) otaczają wysokie, stuletnie platany czerpiące siłę z wody. Wszystko wokół narzuca jej „święta" siła. Niekiedy przejawia się ona w magii lub w tajemnicy i strachu, który wywołuje; niekiedy w szacunku i wielkości, ale zawsze po to, by zjednoczyć się z innymi.

W cieniu platanów nad brzegiem gigantycznego wodnego oka można ustawić ławeczkę i medytować o tajemnicy życia i śmierci, jak w najstarszej ze świątyń.

Ale to nie wszystkie wrażenia na widok Błękitnego Oka. Towarzyszy nam także poczucie utraty i profanacji świętości. Drzewa są olbrzymie i ze względu na gęste listowie dają niezwykły cień i chłód, ale u ich podnóży wszędzie walają się najprzeróżniejsze śmiecie: puszki po napojach i konserwach, plastikowe butelki, resztki jedzenia. Takie same nieczystości pływają także w „źrenicy" Oka. Niektórym turystom zabrakło wyobraźni i rozpalili ognisko przy pniach drzew. Płomienie wypaliły w nich głębokie dziuple. Drzewa jeszcze stoją, ponieważ są bardzo grube i blisko źródła życia, ale specjaliści orzekli, że potrzebna jest im natychmiastowa pomoc, gdyż w przeciwnym razie bardzo szybko zmartwieją i upadną.

Spotkałem tam strażnika - starszego mężczyznę. Gdy spytałem, czego pilnuje, powiedział, że czterech baraków bez drzwi, pozostałych po ośrodkach wypoczynkowych zbudowanych w czasach komunizmu. Otrzymuje za to 8000 leków [ok. 55 dolarów} na miesiąc. Prowadzi także mały biznes. Sprzedaje puszki ze spriłem i coca colą, wodę gazowaną, chłodząc je w nieod-ległych, niezliczonych źródełkach. Jeden z towarzyszących mu chłopców znalazł inny sposób zarobkowania. 

proponuje turystom skoki z wysokiej skały wprost do źrenicy oka, co jest niezmiernie niebezpieczne, nie tylko ze względu na głębokość, ale i lodowatą wodę. Za każdy skok chce 200 leków [ok. 13 dolarów].

-Co ma zamiar zrobić Rada Miasta Sarandy z Błękitnym Okiem? - pytam mężczyznę.

- Nie wiemy - odpowiada.

- Były właściciel chce je odzyskać - wtrąca chłopak, proponując skok do wody.

Kiedy im powiedziałem, że mogliby dopilnować, by ludzie nie zaśmiecali źródła, które znajduje się nie dalej niż trzydzieści metrów od baraków, stary wzrusza ramionami: „Nie płacą mi za to, lecz za pilnowanie baraków".

Odchodzę z tego miejsca, zabierając ze sobą nie tylko jego magię, ale i głęboki smutek z powodu zniszczenia i profanacji świętości. Od razu przyszło mi na myśl, że smok/zło znowu się tu pojawi (jeśli już się nie pojawił), wstrzyma wodę, przez co uschną drzewa, będzie porywał dziewczęta. (Czyż nie można powiedzieć, że to właśnie smok porywa i wywozi za granicę albańskie dziewczęta, które stają się tam prostytutkami?)

Odchodzę z tego miejsca z przekonaniem, że należy postąpić tak, jak Chrystus, który wypędził przekupniów ze świątyni w Jerozolimie, przywracając jej świętość.

Droga i mozaiki

Wrażenie profanacji, niszczenia, bezpowrotnej utraty trwa przez całą podróż. Zachwyt nad żyjącym tam pięknem splata się z nutą smutku. Wewnętrzny głos mówi, że coś trzeba robić, by uratować skarby albańskiego życia historycznego i publicznego. To uczucie rodzi się na krętej drodze prowadzącej na Południe od strony morza. 

Tę drogę zbudowali Włosi podczas I wojny światowej rękami jeńców austriackich, być może prowadząc ją śladem ścieżek, które kiedyś łączyły wsie Południa. By ją zbudować w tak trudnym terenie, potrzeba było nadludzkiego wysiłku. W zbiorowej pamięci Południa utrwaliło się to, że jeńcy zapadali na jakąś tajemniczą chorobę i masowo umierali. Drogę tę bez przerwy naprawiano, także w czasach komunizmu. Natomiast później pozostawiono ją samą sobie i przetrwała głównie dlatego, że ciągnie się wśród skał i jest niebezpieczna dla samochodów, szczególnie ciężkich. Dlatego kierowcy wybierają drogę od Gjirokastry. W przeciwnym razie, z powodu ogromnego wzrostu ruchu kołowego w ciągu ostatnich lat, uległaby całkowitemu zniszczeniu. Przysłowie powiada: każde zło ma także swoją dobrą stronę.

Droga Llogara, jak się ją nazywa, zachwyca, szczególnie gdy miniemy przełęcz i zobaczymy przed sobą Morze Jońskie, w kolorze błękitu, w którym zanurzają się prawie pionowe ostre skały. U ich podnóży, to tu, to tam rozłożyły się małe, dziewicze plaże, na które można się dostać tylko od strony morza. Za każdym zakrętem roztacza się widok jeszcze bardziej zapierający dech w piersiach. Góry z morzem tworzą doskonałość.

Ta droga pociąga właśnie dlatego, że jest tak wąska i niebezpieczna. To poczucie niebezpieczeństwa - na drodze o niekończących się zakrętach, gdzie za każdym razem możesz zderzyć się z samochodem z naprzeciwka, drodze, która jest niezabezpieczona od strony przepaści i miejscami opada tak ostro, że wywołuje zawrót głowy i lęk wysokości - jest tak silne, że zmusza do smakowania malowniczych widoków. Wystarczyłaby jakaś niewielka osłona od strony przepaści i poszerzenie od strony skały, bez utraty jej charakteru, bez budowania na poboczach stacji benzynowych i betonowych kawiarni, by przekształcić ją we wspaniały kręty taras 

widokowy, z którego mógłbyś rozkoszować się nieskończoną urodą Morza Jońskiego.

* * *

Na poboczu drogi Llogara stoją mozaikowe pomniki z czasów komunizmu: portret ochotniczki z czerwoną chustą na szyi; pasterka podająca pasterzowi wodę; wojna partyzancka. Przykuły moją uwagę dlatego, że wydały mi się ładne, i zadałem sobie pytanie: dlaczego wydają mi się piękne rzeczy, które kiedyś wydawały mi się banalne, by nie powiedzieć szkaradne? Czy wówczas nie byłem w stanie ocenić ich walorów estetycznych, czy też było w tym jeszcze coś innego? Z pewnością było to coś innego. Upiększyła je długa historia, gdy tak stały przy drodze jako świadkowie pokoleń, które przechodziły tędy obarczone troskami, radościami i smutkami tamtego czasu. Upiększyła przyroda, grzejąc przez całe lata promieniami słońca, polerując wiatrem i deszczem, aż pozbawiła je sztucznego blasku i upodobniła do barw morskich kamieni. Stają się piękne także dlatego, że ich wygląd i styl ożywia wspomnienia z młodości, która nie wróci. Jest jeszcze jedna przyczyna: liczba tych pomników tak się zmniejszyła, że stały się cenne ze względu na swoją rzadkość. Dlatego, gdy zobaczyłem jeden z nich podziurawiony przez wybuch dynamitu, wydało mi się, że zobaczyłem martwe ciało, które bardzo szybko zniknie z powierzchni ziemi i pozostanie tylko odciskiem pamięci na fotografii. Dowiedziałem się, że tym razem ów akt zniszczenia nie był wynikiem porzucenia lub lekceważenia, ale „zapamiętaniem" chłopów ze wsi Dukat, którzy podczas II wojny światowej w większości sprzyjali partii nacjonalistycznej, a teraz podłożyli dynamit pod pomnik dlatego, że przedstawiał komunistów zwyciężających w tej walce. Ale ten rodzaj pamięci wydaje się przejawem braku prawdziwej pamięci historycznej, która odrzuca i lekceważy wartości historyczne, symbole. Historia nie jest ani tym, co powinno było być, ani tym, co mogło być. Jest tym, czym jest i nie rozpadnie się poprzez wysadzanie w powietrze symboli, które ożywiają o niej wspomnienia.

Ale być może także ten wybuch dynamitu należy uważać za kontynuację historii, wzbogacającą ów symbol. Być może należy ten pomnik chronić takim jaki jest, z dziurą pośrodku, ale nie wolno go zostawiać, by powoli niszczał, aż zupełnie zniknie. A wszystko na to wskazuje.

Dhermi

Za przełęczą Llogara, na górze naprzeciw morza, wyłania się wieś Dhermi, pierwsza z ośmiu wsi nadmorskich. Zamierasz na widok jej architektonicznego piękna, domów z szarego kamienia położonych jeden nad drugim, wśród których górują kościelne dzwonnice i smukłe cyprysy.

Spoglądając z daleka, dziwisz się, że te domy i świątynie zbudowano tak wdzięcznie jeden nad drugim, jak części dziwnego domu rozciągniętego wzdłuż i wszerz na zboczu góry, w doskonałej z nią harmonii.

Natomiast we wsi zachwycają wąskie, brukowane uliczki wijące się między ścianami i drzwiami domów, sprawiające wrażenie intymności i spokoju. Za każdym zakrętem wznoszą się i opadają między kamiennymi ogrodzeniami, które raz mają kształt łuku, raz czworokąta, raz są większe, raz mniejsze, ale wszystkie niezwykłe.

Widzisz światła w tych magicznych domach i chcąc nie chcąc, myślisz, że życie w nich jest piękniejsze, niepowtarzalne. Całkiem inne niż w zwyczajnych mieszkaniach. 

Ale właśnie przyglądając się oknom, odkrywasz znowu coś, co wywołuje smutek porzucenia. Wiele z nich nie ma firanek, brakuje nawet szyb - znak, że ich mieszkańcy opuścili je i wyjechali do Grecji. Porzucone wydają się także wtedy, gdy porównać je z zamieszkałymi, w których stoją doniczki z kwiatami i wiszą charakterystyczne białe zasłonki. Te martwe okna wiej-skich domów mówią, że ponad ich połowa jest pusta. To, że nikt w nich nie mieszka, widać także po innych oznakach: walących się ścianach, zardzewiałych kłódkach na drzwiach, dziczejących drzewach owocowych z gnijącymi pod nimi owocami. Ale przede wszystkim uderza brak ludzi, szczególnie młodzieży.

Tylko cmentarz żyje. Więcej na nim nowych grobów niż domów w Dhermi. Cmentarz w Dhermi obok drogi, w gaju oliwnym na zboczu nadmorskiej góry, jest pięknym miejscem na wieczny spoczynek. Także tych mieszkańców Dhermi, którzy wyjechali do Grecji i tam umarli, przywozi się do wsi i chowa na wiejskim cmentarzu. Tu spoczywa znany poeta Petro Marko (1913- -1991), który w testamencie zaznaczył, że chce być pochowany w rodzinnej wsi, a nie w Tiranie. Na marmurowym nagrobku widnieje jego zdjęcie z młodości. Spod kręconych, czarnych jak smoła włosów Petro śmiało patrzy przed siebie, być może na swoje przyszłe życie. Jeszcze nie wie, że w czasach komunizmu będzie siedział w więzieniu, podobnie jak jego syn; że jego przyszłość będzie skomplikowana i bolesna.

* * *

Na jednej z wiejskich uliczek, przed bramą, wyłoniła się stara kobieta, cała w czerni. Szła, opierając się na kosturze, przygarbiona do samej ziemi. Widziana z góry

przydawała magii i poczucia zaskoczenia uliczce z kocimi łbami. Tylko w miejscu takim jak to, gdy nie wiesz w jakiej epoce żyjesz, może pojawić się staruszka z wielowiekowym garbem. Zanim znikła za zakrętem, pomyślałem: „Kto wie, jakie miała życie?"

Jest to pytanie, które się samo nasuwa, gdy spoglądasz na porzucone domy i boisz się, że jutro można zapytać o całą wieś Dhermi - i nie tylko o nią. Uczucie porzucenia i utraty, którego doznajesz w Dhermi, towarzyszy podczas całej podróży na Południe. Także w Himarze czuje się to samo. Stare miasto na wzgórzu rozsypuje się. Ponad połowa świątyń jest zniszczona. Natomiast te, które pozostały, zamknięte są na cztery spusty. Za kamiennymi ogrodzeniami winorośl ugina się pod ciężarem niezebranych dojrzałych owoców. Nieszczęsna roślina wypełza poza mury, wyciąga swoje wąsy i czepia głów przechodniów, jakby błagając, by zebrać grona.

Na południe od Dhermi, we wsiach Vuno i CJeparo, odnosiłeś to samo wrażenie. Tam też widziałeś samych starców siedzących w wiejskim klubie i trochę młodzieży, która przyjechała z Grecji, by pochwalić się kupionymi tam samochodami. O wsi Stary CJeparo na szczycie góry mówi się, że jest jedną z najpiękniejszych w Albanii. Także ona, jak wszystkie wsie na Południu, w przedziwny sposób wtapia się w otaczający krajobraz. Gdy spoglądasz na nią z daleka, nieodparcie czujesz, że musisz ją zobaczyć. Ale nasz samochód nie mógł dojechać aż tak daleko. Do tego potrzebny był jeep. Napotkani ludzie mówili, że wieś prawie opustoszała, ponieważ żyć tam naprawdę ciężko. Szczególnie zimą. 

Dziwna historia

Przy szosie przecinającej Dhermi, w gaju oliwnym, szarym od wzniecanego przez samochody kurzu, znajdował się bar, pamiętający czasy komunizmu; parterowy barak z cegły i betonu, z najzwyklejszym kontuarem i wybetonowanym podwórzem oraz kilkoma prostymi stołami.

Kontrast między pięknem wiejskich domów a brzydotą kawiarni nasuwał myśl, że w czasach, kiedy zbudowano piękną wieś Dhermi, nie znano tradycji komunistycznych barów, w których piło się fernet i kawę przed pójściem do pracy.

Usiedliśmy przy stole, czekając na jednego z naszych towarzyszy podróży, Michela Tarrani, francuskiego attache kulturalnego, który chciał odnaleźć swojego przyjaciela - mieszkańca Dhermi.

Po chwili Michel wrócił z wujkiem Jorgo, mężczyzną po sześćdziesiątce, w słomkowym kapeluszu. Nieprzy- padkiem zostali przyjaciółmi. Jorgo miał matkę Francuzkę i dziwną historię życia. Jego ojciec, wywodzący się z mniejszości greckiej, wyemigrował ze wsi do Francji w latach 30. Ożenił się z Francuzką i tam urodził im się syn. Tuż przez wybuchem U wojny światowej przyjechał wraz z nim do wsi. Tam zastała go wojna, Niemcy złapali go i wywieźli do obozu, gdzie zmarł. Mały Jorgo został w Dhermi, dorósł i zestarzał się. Matki Francuzki nigdy nie zobaczył, ponieważ umarła wtedy, gdy Albania pozostawała w izolacji.

Ale Jorgo łączyła z Francją nie tylko krew matki. Wiązała go historia, którą, gdyby jej nie potwierdził Michel, wzięlibyśmy za wytwór wyobraźni chorego człowieka, sieroty marzącego o Francji i o powieściach Aleksandra Dumas. Była to historia pływającej butelki.

W 1986 r. pewien pasterz znalazł na brzegu morza zakorkowaną butelkę. Otworzył ją i znalazł w niej list. Na

pisany był w obcym języku i pasterz nic z niego nie rozumiał, ale domyślił się, że może to być francuski, ponieważ między wierszami dostrzegł słowo „Francja". Wiedząc, że we wsi mieszka człowiek, którego coś łączyło z Francją, przekazał list Jorgo. Jorgo wziął go i przeczytał. Była w nim krótka wiadomość, żeby ten, kto znajdzie butelkę, napisał na adres domu w Montpellier we Francji.

Wujek Jorgo bał się odpowiedzieć od razu, podejrzewając, że może to być prowokacja służby bezpieczeństwa i będzie miał kłopoty. Jednak po miesiącu zebrał się na odwagę i odpisał. Po pewnym czasie nadeszła odpowiedź z Montpellier. I tak między Jorgo a Francuzem od butelki nawiązała się regularna korespondencja, która trwa do dzisiaj.

Tu wtrącił się Michel i dodał, że po tym, jak poznał historię Jorgo, odnalazł w Montpellier nadawcę listu. Mężczyzna ten powiedział, że wrzucanie butelek do morza było jego hobby, i wrzucił ich około tysiąca. Otrzymał tylko sześćdziesiąt odpowiedzi. Odpowiedź z albańskiego Dhermi była jedną z najbardziej interesujących, nie tylko dlatego, że butelka przebyła tak długą drogę, ale także dlatego, że trafiła w ręce człowieka, którego łączyły szczególne więzi z Francją. Dziwnym trafem między wiekiem Francuza a wujka Jorgo był tylko miesiąc różnicy. Francuz kilka razy wybierał się, by zobaczyć Dhermi, ale na przeszkodzie stanęły różne bałkańskie niepokoje.

Twierdza Porto Palermo

Zjeżdżając do Sarandy, prawie natykasz się na niewielką wyspę, na końcu której wznosi się kamienna twierdza. Jest to twierdza Porto Palermo o prawie dwustuletniej historii. Zbudował ją sławny wódz Ali pasza z Tepeleny (ok. 1744-1822), według projektu 

swego nadwornego architekta Petra Permetari. W miejscu tym stała świątynia, którą Ali pasza przesunął niżej, by zbudować na jej miejscu swoją twierdzę. Podobno po skończeniu budowy, by sprawdzić, czy jest solidna, Ali pasza zmusił architekta, by wszedł do środka i rozkazał walić w twierdzę z armat. Istnieje także obraz angielskiego malarza z tego okresu, przedstawiający twierdzę.

W latach komunizmu nie można było wejść do twierdzy, ponieważ całe wybrzeże morskie wokół niej było strefą wojskową. Dlatego, mimo jej niezwykłej urody, pozostała w mroku zapomnienia. Dwustuletnia pamięć

0 niej związana jest jedynie z Ali paszą oraz więzieniem

1 magazynem wojskowym. Ponieważ była ona względnie duża w stosunku do małej wyspy, wykorzystywali ją jako więzienie lub miejsce internowania król Zogu w latach 30., Włosi podczas II wojny światowej i reżim komunistyczny.

Teraz swobodnie można się do niej dostać. Wystarczy skręcić kilkadziesiąt metrów z głównej drogi, zaparkować samochód i udać się na zwiedzanie.

Widziana z oddali pozostała taka, jaką była, cudem z kamieni w kolorze ochry na końcu wyspy otoczonej błękitem Morza Jońskiego. Ale gdy się zbliżysz, doznajesz rozczarowania. W głównym wejściu brakuje bramy, a w środku zapiera dech koszmarny smród wilgoci i szaletu. Także wewnątrz nie ma żadnej bramy żelaznej lub drewnianej. Jest zamknięta przestrzeń, przedzielona kolumnami i kilkoma ścianami, tworzącymi różne załomy, za którymi nie ma nic. Musisz uruchomić wyobraźnię, by zobaczyć ją taką, jaka była w czasach Ali paszy, i jaką funkcję pełniły te przestrzenie, będąc miejscem odosobnienia dla więźniów. Dopiero gdy uważnie przyjrzysz się ścianom, znajdziesz napis Attenzione, dinamite z okresu, gdy był tu włoski magazyn. 

Światło wpada przez niewielkie otwory strzelnicze i dwa wyjścia. Jedno prowadzi na główny dziedziniec, drugie na niższy poziom twierdzy.

Jak tylko znajdziesz się na tarasie, natychmiast znika złe wrażenie wywołane mrokiem i brudem i pojawiają się całkiem inne odczucia. Znajdujesz się na oświetlonym słońcem dziedzińcu wyłożonym kamieniem, z którego rozpościera się wspaniały widok na morze i wcinające się w wodę skały o najprzeróżniejszych kształtach. Stąd widać też „Zatoczkę Panien", w której podobno kąpała się nago młoda żona Ali paszy Vasili- cjia, a on podglądał ją przez lunetę.

Twierdza ta była także więzieniem, więc pierwsze, co przychodzi do głowy na tym tarasie, to kontrast między widzianym na zewnątrz, a tym, co znajdowało się pod spodem. Jak mogły istnieć obok siebie - coś tak strasznego, jak więzienie, i tak wspaniałego, jak widok z tego tarasu? Takie rozdwojenie wrażeń przeżywali chyba nie tylko więźniowie i internowani, ale także żoł- nierze-wartownicy, którzy wyryli w ścianach wartowni różnymi charakterami pisma swoje imiona.

Gdy pomyślisz, że ta twierdza jest wspaniałym zabytkiem historycznym, natychmiast zaczynasz spoglądać na nią okiem konserwatora. Na tarasie wyrosły chwasty, któ- rydi korzenie jeszcze nie naruszają ciężkich kamiennych bloków, ale za lat kilka, jeśli tak się je zostawi, na pewno zaczną je powoli wykruszać. A może nie potrzeba nawet aż tyle czasu. Całkiem możliwe, że za chwilę zjawi się jakiś szaleniec, powyrywa kamienie i zbuduje z nich jakiś kiosk. Albo zrobi z twierdzy bar-restauracj'ę, zaklejając otwory betonem, plastikiem lub duraluminium.

A twierdza nadal tkwi porzucona, jak ziemia niczyja, gdzieś między Ministerstwem Obrony, Ministerstwem Kultury a grabieżcami publicznej własności. Żadnych strażników, żadnej tablicy o tym, że jest to zabytek pod

ochroną państwa. Żadnej tablicy z historią twierdzy, przed kilkoma laty wyrwano z muru przy drzwiach wejściowych tablicę umieszczoną przez Ali paszę: Ja, wielki Ali pasza, zbudowałem tę twierdzę (...)", Całkiem realne jest zagrożenie, że zniknie cała historia związana z twierdzą. Jedynym, co pozwala mieć nadzieję, że przetrwa, jest jej piękno.

* * *

Jednak tym, co najbardziej przyciąga do twierdzy Porto Palermo, jest fakt, że była ona więzieniem i miejscem internowania. Również Ali pasza miał tam loch, w którym trzymał tych, którzy zakłócali spokój jego panowania. Król Zogu izolował tam swoich przeciwników, wśród nich znanych komunistów - Tajara Zavala- ni (1903-1966) i Nonda Bulkę (1906-1972). Komuniści Wykorzystywali ją jako miejsce internowania na początku swoich rządów. Tam przebywał Fatbardhi, syn Aba- za Kupi (1891-1976), namiestnika króla Zogu w Albanii podczas II wojny światowej. Także Viktor (ur. prawdopodobnie w 1926), syn jednego z najbardziej znanych nacjonalistów Hasana Dosti.

Viktora spotkałem po powrocie z podróży i zapytałem o jego życie w twierdzy. Powiedział, że w 1949 r., gdy twierdzę zaczęto wykorzystywać jako miejsce internowania, sprowadzono tam około 50 rodzin, z kobietami i dziećmi. Były to głównie rodziny z przygranicznych wiosek, którym ktoś bliski uciekł za granicę, jak też tacy jak on, którzy odsiedzieli już swój wyrok, ale nie chciano ich pozostawić na wolności. Nie była więc to kara więzienia, lecz coś w rodzaju internowania, odizolowania od społeczeństwa. Okazało się, inaczej niż to sobie wyobrażałem, iż w ciągu dnia mogli oni wy

chodzić z twierdzy, natomiast jak tylko zapadał zmierzch, zamykano ich z powrotem wewnątrz. Nie pozwalano im kąpać się w morzu i bardzo szybko zabroniono wychodzenia na dziedziniec. W 1950 r., gdy znalazł się tam Viktor, było około 30 osób. Wszyscy spali na ziemi na materacach lub siennikach, bez żadnego przepierzenia między poszczególnymi rodzinami. Gdy padał deszcz, z sufitu lała się woda. Najgorsze były szczury, ważące niekiedy po kilka kilogramów, które nocą przebiegały po ich twarzach.

Tym, co w Porto Palermo zrobiło na nim największe wrażenie, była cierpliwość internowanych kobiet oraz cudowne wschody i zachody słońca.

W listopadzie 1950 r. wywieziono ich stamtąd. O powodach ich wywiezienia krążyła nawet wśród internowanych legenda. Podobno kilka dni wcześniej zobaczono jakąś podejrzaną łódkę, która jakoby miała się wydostać z łodzi podwodnej i przypłynąć, by ich stamtąd zabrać. Faktycznie przez pewien czas wojsko pilnowało twierdzy dniem i nocą i nie pozwalano internowanym wychodzić.

■ Przewieziono ich do obozu w Tepelenie.

* # *

Na okres komunizmu przypada około dwie trzecie czasu, gdy Albańczycy żyli we własnym państwie. Ten okres wydaje się Albańczykom jeszcze na tyle bliski, że nie czują potrzeby utrwalania go w pamięci materialnej. Jednakże stopniowo wszystko mija i tym, co ginie bezpowrotnie z pamięci materialnej, są także dawne obozy-więzienia dla więźniów politycznych, będące jednym z najbardziej widocznych symboli tego reżimu.

Podczas tej podróży zatrzymałem się, by zobaczyć także obóz-więzienie Ballsh, w którym więźniowie poli

tyczni spędzali całe lata, budując rafinerię naftową; i ja tam siedziałem trzy lata. Obozów takich, jak ten, było bardzo wiele w Albanii: Malicj, Rinas, Karavasta, fabryka cementu w Elbasanie, superfosfatu w Laęu, by wymieni ć tylko niektóre. Gdy kończyła się budowa jednego obiektu, przenoszono więźniów w inne miejsca pracy, obok. których zakładano także obóz. Rafineria naftowa w Balsh była jednym z ostatnich ważnych obiektów zbudowanych rękoma więźniów politycznych. Później, wykorzystując doświadczenie obozów/więzień w Bul- cjize i Spaęu, przeznaczono dla nich kopalnie, w których można ich było głębiej schować, częściej torturować i nie trzeba ich było tak często transportować.

Naprzeciwko rafinerii, tam gdzie, jak przypuszczałem, powinien znajdować się obóz, zobaczyłem jakieś konstrukcje, przypominające z daleka dawne spółdzielcze szklarnie, dziś zamienione w szkielety, jakich wiele zobaczyć można przy drogach Albanii. Nie mogłem uwierzyć, że tu kiedyś był obóz. Zapytałem pierwszego napotkanego, co to takiego, i on potwierdził, że to są właśnie resztki dawnych baraków. Te baraki, kiedyś szczególne i niezwykłe, bo przepełnione ludzkim bólem i niezwyczajnymi wypadkami, teraz przypominały cmentarzysko betonowych słupów i żelaznych prętów.

Podszedłem do tego śmietniska w nadziei, że odnajdę coś znajomego, ale wszystko się zmieniło. Nie znalazłem śladu ani po betonowych placykach między barakami, na których więźniowie siedzieli i grali w szachy lub domino, ani kuchni z charakterystycznymi piecami z cegieł, nie zostało nic z ubikacji i kranów.

Aż wreszcie wśród tej kupy zardzewiałego żelastwa, trafiłem na coś niezwykle ważnego, co ożywiło moje wspomnienia. Był to fragment betonowych schodów między dwoma barakami, których jakoś nie wysadzono w powietrze i teraz porastały je chwasty. Najważniejsze schody w obozie, ponieważ z ich najwyższego stopnia widać było drogę, po której szły rodziny na widzenie. Na tym szczycie więźniowie godzinami czekali, wypatrując z daleka swoich bliskich, objuczonych siatkami. A po spotkaniu pędem rzucali się z powrotem na górę, by zobaczyć ich jeszcze raz i odprowadzać wzrokiem tak długo, aż znikli zupełnie.

Po 1982 r., gdy więźniów przeniesiono do kopalni CJaf- Bari, obóz zamieniono na stajnie i tak było do niedawna. Teraz stanowiły własność rafinerii i w budynkach dawnej komendantury, jedynych zbudowanych z cegieł, które oparły się czasowi, mieszkało kilku z jej pracowników.

Nic nie pozostało z pamięci o ponad tysiącu więźniach, którzy pracowali, cierpieli i umierali tutaj w ciągu kilkunastu lat. Nic, prócz ich nadludzkiego trudu - rafinerii naftowej, nad którą nadal unosi się dym o kształcie identycznym, jak kiedyś, i wydobywa się płomień, tak samo jak przed dwudziestu laty, gdy ją budowali.

Dhrovian

Mało komu przyjdzie do głowy, że za tą górą znajduje się wielka i piękna wieś Dhrovian. Co skłoniło ludzi, by skryć się za górami? Kierujemy się do wsi, by znaleźć odpowiedź, tym razem jeepem Agrona Tary, dyrektora parku w Butryncie. Jako jeden z nielicznych zna i docenia wartość piękna tych stron. Podczas jazdy złą drogą przychodzą do głowy różne odpowiedzi: wieś zbudowano w czasach Hodży w celach wojskowych; zbudowano ją w czasach, gdy ludzie żyli z hodowli; budowano ją bardzo długo, w innym tempie niż w XX w. Później część mieszkańców wyemigrowała i przysyłała pieniądze, by budować domy i kościoły. Dhirovian liczy 16 świątyń. Ale, jeśli nie zobaczysz tego wszystkiego na 

własne oczy, nigdy nie uwierzysz, że tam, za górami można znaleźć tak wielką wieś, z tyloma kościołami.

Zatrzymujemy się przy największym kościele Świętego Mikołaja, obok którego wznosi się kamienna dzwonnica rywalizująca pod względem wysokości i piękna z cyprysem rosnącym obok. Także ten monaster, jak większość na Południu, jest zamknięty. Obok, z drugiej strony dzwonnicy, znajduje się park ze starożytnymi platanami, w cieniu których wspaniale odpoczywasz i możesz sobie wyobrazić, że kiedyś mieszkańcy wsi zbierali się tutaj, gdy wychodzili z nabożeństwa albo ze ślubu, i opowiadali sobie ostatnie ploteczki. Także dzieci, których teraz prawie nie ma, bawiły się w cieniu drzew.

W Dhrovian prawie nie widać śladów pięćdziesięciu lat komunizmu. Nie ruszono cerkwi, nie zbudowano potworków z cegły i betonu. Króluje tam metafizyczna cisza wywołana wielkim czasoprzestrzennym oddaleniem od miejskiego hałasu i chaosu, mnóstwem cerkwi i dziewiczą przyrodą. Piękne domy z kamienia wywołują myśl, że mógłbyś przyjechać tutaj i żyć, czytając starożytnych filozofów i pisząc o sprawach znacznie głębszych i o znacznie dłuższym żywocie, aniżeli kłótnie polityków w Tiranie.

Posilamy się w cieniu platanów i ruszamy obejrzeć wieś. Także tutaj większość domów jest pusta. Dhrovian jest zamieszkały głównie przez grecką mniejszość, dlatego też emigracja do Grecji była wielka. I tu widać zardzewiałe kłódki i rozpadające się domy. Ci, którzy pozostali, jakoś nie mają ochoty wpuścić nas do środka. Chyba zapomnieli o zasadzie gościnności w trudnych latach, gdy nie wiadomo było, kto stuka do drzwi. Ale w jednym domu przyjmują nas na podwórzu. Wysoki mężczyzna, z gęstymi, kręconymi, czarnymi włosami, typowymi dla Greka, mówi pięknym językiem albańskim, że w środku panuje żałoba. Zmarła w Grecji gospodyni i ludzie czekają na przywóz zwłok z Aten. Z powodu tej

śmierci otwarto dom. W środku panuje bałagan, wyjaśnia mężczyzna, dlatego nie możemy wejść. Ale nie wierzymy. Nie wiadomo, o czym sobie myślą, gdy widzą ti- rańczyków zajeżdżających tutaj. Mężczyzna mówi, że dom zbudowała bogata rodzina w czasach Zogu i by to udowodnić, pokazuje drzwi bramy z rzeźbionego drewna, z szerokim łukiem. Ale naszą uwagę przyciąga studnia w podwórzu. Wieś nie była zasobna w wodę, ale miała doskonały klimat, dlatego ludzie osiedlali się tutaj. Studnia jest szersza od zwykłej. Woda nie przedostaje się z ziemi, lecz przez specjalną rurę, która zbiera całą deszczówkę z dachowych rynien. Każdy dom ma taką studnię. Woda jest bardzo zimna, krystalicznie czysta. Mężczyzna otwiera studnię, rzuca wiadro i zachęca, byśmy wypili. Niepewnie zbliżamy usta do jego brzegów, ale woda jest rzeczywiście bardzo dobra.

* * *

Także w Dhrovian, podobnie jak w Dhermi cmentarz zapełniony jest nowymi grobami i starymi ludźmi, którzy go odwiedzają. Dziwne, ale tym, co przypomina o dyktaturze w Dhrovian, jest właśnie miejsce wiecznego spoczynku, ponieważ napisy na grobach z czasów dyktatury są w języku albańskim, natomiast na wszystkich nowych mogiłach - po grecku.

Kilka metrów od cerkwi Dwunastu Apostołów, na skraju cmentarza znajduje się grób angielskiego pilota, który zginął tutaj podczas II wojny światowej. Agron mówi, że brat pilota przyjechał po jego prochy, ale gdy zobaczył, w jak bajkowym miejscu jest pochowany, zrezygnował z przenosin.

Przykro się robi, gdy widzisz nagrobki z marmuru, a nie z kamienia. Świeży marmur, powszechny stan

dard, pocięty elektrycznymi piłami i wypolerowany do połysku, zakłóca, niczym obce ciało, nastrój ciosanych dłutem starożytnych kamieni. Jeszcze bardziej cię odrzuca, gdy widzisz, że tuż obok cerkwi rozpoczęto jakąś nową budowę, być może jedyną we wsi. Betonowy budynek stanowi dysonans w harmonii kamiennych domów, w których ręka mistrza, osiągnąwszy perfekcję, przestała cokolwiek projektować - w czasach znacznie starszych niż epoka betonu.

Właściciel budynku stoi obok.

- Chcę mieć nowoczesny dom - mówi poprawnym albańskim - drożej mnie kosztuje budowla z kamienia.

- Lepiej kupiłby pan jeden z tych porzuconych domów - mówię - i odnowił.

- Chcę mieć swój dom na swojej ziemi - odpowiada.

Nie ma sensu ciągnąć tej rozmowy, ponieważ nie widać po nim najmniejszych oznak świadomości piękna tej wsi i wyrastającej w niej brzydoty.

Rodzi się wątpliwość: z jednej strony mówi się, że turystyka jest wielką szansą dla Południa, a z drugiej - jak można zeszpecić całe to piękno z powodu jej niekontrolowanego rozwoju. Wystarczy popatrzeć na brzegi wyspy Korfu, by zobaczyć, jak nie powinno wyglądać wybrzeże Południa i takie wsie, jak Dhrovian. Znaczną część wybrzeża Korfu pokrywają identyczne nowe domy, restauracje, hotele. Wyspa wygląda tak, jakby zaprojektowano ją tylko dla ciżby turystów, budowano według jednej sztancy, wydając wory zarobionych dolarów. Nie ma tego, co naprawdę przyciąga zagranicznych turystów: prawdziwego życia miejscowej ludności, odkrywania jej odwiecznej kultury. Jedynie tam, gdzie cudzoziemcy wykupili ziemię, jest tak jak dawniej, ale teren otoczono drutami z tablicą „Własność prywatna. Wejście wzbronione".

Pierwsze, co przychodzi na myśl, gdy próbujesz wybrać między bogactwem magicznej „biedy" wsi na Połud

niu a standardowym bogactwem Korfu, jest to, że zamiast wznosić nowe budowle, należy popierać ochronę i konserwację niszczejących obiektów, bez naruszania ich harmonii z przyrodą. Możliwości ich ochrony i konserwami nie brakuje. Wielu jest na świecie zwolenników turystyki ekologicznej zorganizowanych w różnych fundacjach. Mogą tu przyjechać, zainwestować, wynająć jakiś dom i zapłacić za odrestaurowanie jego i innych. Także ci właściciele domów, którzy wyjechali do Grecji, mogą znaleźć źródło lepszych dochodów, wynajmując je po odremontowaniu. Ale nade wszystko miejscowi muszą zrozumieć otaczające ich piękno. W przeciwnym wypadku, w ciągu dziesięciu lat, wybrzeża Południa mogą stać się szkaradną imitacją Korfu.

Gjirokastra, Enver Hodża i historia

Miastem, które skupia w sobie całe piękno wsi Południa, jest Gjirokastra. Czujesz to szczególnie wtedy, gdy docierasz do niej, mijając kolejne wsie Dropulli. Widać je z drogi na zboczach gór. Nie możesz nasycić się ich urokiem, pragniesz je zobaczyć. Ale droga do nich wydaje się tak długa, że boisz się, iż się spóźnisz, albo że zablokują ci przejazd bandyci ze wsi Lazarat. Stali się oni sławni ze swoich napadów na podróżujących do Grecji i z powrotem drogą przez Gjirokastrę. Natomiast w Gjirokastrze możesz zobaczyć z bliska wszystko to, co jest dla tych wsi najbardziej charakterystyczne, powiększone i skupione w jednym miejscu. Tu zobaczysz dachy z kamiennych szarych płytek, typowych dla domów Południa. Skąd pomysł na taki styl dachów, pytasz samego siebie, gdy przyjeżdżasz wprost z Tirany. Niektóre domy w Gjirokastrze przypominają domy kupców we Florencji, ale różnią się od nich dachami 

pokrytymi kamiennymi dachówkami. Jednak, jeśli właśnie przybyłeś z Przełęczy Muzina, rozumiesz tajemnicę tych dachów. Te dachówki-kamienne płytki „przygotowała" dla mieszkańców sama góra Muzina. Układają się one warstwami, prawie tak, jak naturalny dach, i ludziom nie pozostaje nic innego, jak wziąć je, przyciąć i ułożyć w takiej formie, jaką wybrała dla nich góra.

Ale Gjirokastra jest również miastem, w którym ogniskuje się w najpełniejszej formie zniszczenie Południa, zniszczenie własności publicznej i dezorientacja, wywołane siedmioma latami transformacji. Najlepiej świadczy o tym, w sposób symboliczny, wielki zegar na wieży cytadeli. Na jego pordzewiałym polu wskazówki zatrzymały się i pokazują z każdej strony inną godzinę. Wiele charakterystycznych domów sypie się. Nowe budynki nie pasują. Kamienne płytki zastępowane są zwykłymi dachówkami. Sklepy na Starym Bazarze w centrum miasta, po napadach w 1997 r. zostały zamknięte, albo zamienione w śmietniska. Jedynym żywym miejscem jest plac przed konsulatem greckim, gdzie ludzie czekają na wizy.

Cudzoziemiec, który w towarzystwie przewodnika wchodzi do cytadeli, zwraca uwagę na brukowaną drogę i pyta, kiedy ostatni raz była naprawiana.

- W czasach Hodży - odpowiada albański przewodnik.

- Wcale nie był taki zły ten Enver Hodża - komentuje cudzoziemiec.

Zaczynasz się zastanawiać, czy aby nie ma on racji. Czy to prawda, że dzisiaj Albańczycy są mniej kulturalni niż w czasach Hodży, jak często słyszysz? Czy też właśnie duch tej kultury spowodował, że ludzie nie znają i nie odbierają jako wartości tego piękna niszczonego dzień po dniu?

W rzeczy samej komunizm był mitem aspirującym do ratowania ludzi przed złem, towarzyszącym im przez

wieki historii i zbudowania nowego społeczeństwa Idea zburzenia starego świata i zbudowania nowego, z nowym mechanizmem rozwoju sił wytwórczych określających rozwój stosunków produkcji, w połączeniu z ideą, że siłą przodującą jest klasa robotnicza, sprawiła, że postęp i piękno kojarzyły się w komunistycznej kulturze z żelazem, cementem i betonem nowych fabryk i budów. Dlatego też zburzenie starego domu i zbudowanie nowego było niewątpliwą oznaką postępu. Stare było symbolem świata, który należało zniszczyć, dlatego było brzydkie. Nowe było piękne. Zburzenie Starego Bazaru w Tiranie, świadczącego o orientalnym charakterze miasta, o jego korzeniach, i zbudowanie na jego miejscu Pałacu Kultury, było jednym z symbolicznych aktów tego przewrotu. Zniszczenie wielu kościołów i meczetów jako symboli reakcyjnej ideologii, wraz ze zmianą ich elewacj"i i przeznaczenia, było kolejnym krokiem w zacieraniu każdej innej wartości.

W Albanii, podobnie jak w innych krajach socjalistycznych, komunistyczna kultura była silnie przesycona wątkami nacjonalistycznymi, w połączeniu z kultem narodu, widzianym jako abstrakcyjna całość, często w zaprzeczeniu jednostki. Bez tego nacjonalistycznego odcienia utrzymanie władzy byłoby dla komunistów niezwykle trudne. Dzięki ochronie i pielęgnowaniu jego symboli, niecała historia została wymazana. Zachowało się wszystko to, co podtrzymywało mit świetlanej przeszłości, jak np. twierdze, traktowane jako symbole walk Albańczyków na przestrzeni dziejów. „Naród albański torował drogę historii z mieczem w ręku" - powiedział Enver Hodża. A tymczasem zniszczono tak cenne zabytki, jak kościoły katolickie w miejscowościach Vau i Dejes i bazar w Shkodrze. Nacjonalistyczno- -romantyczne rozwarstwienie kulturalne spowodowało, że zachował się Berat i rozwijały nauki archeologiczne. 

Odkopano, zachowano i dbano o amfiteatry w Durres, Apollonii i Butryncie, ponieważ świadczyć miały o starożytnych korzeniach Albańczyków. Natomiast, jak na ironię, początki prac wykopaliskowych wiązały się z działalnością włoskich faszystów, którzy tak samo aspirowali do starożytności; z taką samą ideologią usiłowali wskrzesić chwałę imperium rzymskiego, by usprawiedliwić swoją okupację.

Kult dyktatora stał się częścią nacj'onalistyczno-ko- munistycznej propagandy, co paradoksalnie ocaliło przed nowymi obiektami architektonicznymi Gjiroka- strę lub starą Koręę. W Gjirokastrze i Koręy Hodża spędził swoje dzieciństwo i młodość, dlatego jego tęsknota do tych lat była czymś, co należało szanować w sposób szczególny. Tak więc pod jego osobistym nadzorem utrzymywano w dobrym stanie bruk Gjiro- kastry, zaułki i żelazne kraty ogrodzeń w Koręy. Podobnie wiele starych domów z gliny zachowano w Tiranie nie dlatego, że były częścią historii miasta, niezwykle charakterystyczną, ale dlatego, że były nielegalną bazą komunistów.

Nie należy więc negować faktu, że gdzieniegdzie piękno znajdowało w sobie siłę także, by narzucać się estetyce albańskiego nacjonalistycznego komunizmu. Ogólnie można powiedzieć, że wiele zachowało się dzięki kulturze, która wyobcowywała człowieka, a nie dzięki kulturze humanistycznej, która stawiała człowieka w centrum. Kulturze, w której historię uważa się za część wiedzy i najlepszej oceny samego siebie i społeczeństwa, za część estetycznych gustów pewnego historycznego okresu jakiejś cywilizacji, za część publicznej własności mieszkańców jakiegoś miasta. Także w takich muzeach, jak etnograficzne, cennych zbiorów przeszłości - przeszłości wyobcowanej - nie przechowywano w duchu ciągłości historycznej, ale w duchu zerwania 

z nią, albo szczycenia się nią. Dlatego dzisiaj albo zostały zniszczone, albo oglądają je jedynie cudzoziemcy.

Z powodu tego wyobcowania, pokolenia, które wychowały się i kształciły przez pięćdziesiąt lat komunizmu, nie mogą dostrzec wartości będących skarbami, które należy chronić, ponieważ z nich się wywodzimy. Nie mogą ich widzieć jako rzeczy pięknych, ponieważ często towarzyszyły im uczucia antypatii wywoływane przez komunistyczną propagandę. Wraz z upadkiem komunizmu i jego kultury, która trzymała w garści te wartości, rozpoczęło się masowe ich niszczenie lub porzucanie.

Ale nie tylko brak kultury jest powodem tego niszczenia. Inną złą kombinacją jest brak kultury humanistycznej, w połączeniu z brakiem poczucia własności publicznej, jej uświęcenia. W okresie sprzed komunizmu tego poczucia brakowało dlatego, że Albańczycy żyli w społeczeństwie, w którym świętą i niedotykalną była tylko własność plemienia. Natomiast w komunizmie dlatego, że nie pozwalało na jej rozwój znienawidzone paternalistyczne państwo i tyran. W okresie transformacji Albańczycy znaleźli się w próżni mię-dzy tymi dwoma doświadczeniami, z których, po zmianach, jakie zaszły, żadne nie funkcjonuje. Nie znaleźli oni na razie rozwiązania, jak bronić i chronić jako świętość własność publiczną, nie nazywając jej państwową, i rozwijać własność prywatną, nie uważając jedynie jej za swoją.

Błękitne Oko, świątynie Himary, twierdza Porto Palermo, Obóz Ballsh, niszczejące komunistyczne mozaiki są wołaniem, by znaleźć takie rozwiązania. Łączy się ono z wołaniem morskiego wybrzeża, leśnych zwierząt, rzek, dróg, mostów i wszystkiego tego, co stanowi albańską spuściznę historyczną i kulturową, którą należy uważać za świętość. 

Czym jest świętość? „Tym, co łączy dusze" - powiada Goethe54.

Przypisy

54 Tłumaczenie własne, DH.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Między magią a wiarą
Między magią a religią Stark, Bainbridge etc
Hipnoza między magią i medycyną
Między fizyką a magią, fizyka, ciekawostki
30 Struktury zaleznosci miedzy wskaznikami zrow rozw K Chmura
Oddziaływania międzypopulacyjne w biocenozie
Geografia zadłużenia międzynarodowego
Wzajemne wpływy między człowiekiem4(1)
4i5 ZASADY ORGANIZACJI PRACY I BHP PRZY UPRAWIE MIĘDZYRZĘDOWEJ
Międzynarodowe działania ratownicze
5 Handel międzynarodowy a dochód narodowy
MIĘDZYRZECKI REJON UMOCNIONY
download Finanse międzynarodowe FINANSE MIĘDZYNARODOWE WSZiM ROK III SPEC ZF
Międzynarodowy Fundusz Walutowy
MARKETING MIĘDZYNARODOWY
36 Organizacje miedzynarodowe OBWE OPA UA

więcej podobnych podstron