Fałszerstwo geograficzne: kto i dlaczego wymyślił Europę?
Skąd wzięła się nazwa „Europa” i dlaczego Azja, którą często przedstawiano na starych mapach, sztucznie podzielono na 2 części świata – Europę i Azję? Okazuje się, że nie obeszło się tu bez oszustw duchownych…
Ciekawe, czy króryś z czytelników kiedykolwiek zastanawiał się nad tym: “Jak Piotr I mógł“ wyrąbać okno do Europy „znajdując się prawie w jej geograficznym centrum a nie na granicy?”. Przecież jak nas przekonują – granica Europa-Azja jakoby zawsze przechodziła przez góry Ural.
Albo inne pytanie: „Dlaczego wszystkie kontynenty na ziemi zaczynają się na “A” z wyjątkiem Europy? Co jest w niej takiego szczególnego? ”
Albo trzecie pytanie: “Po jakie licho podzielono kontynent “EuroAzja” na dwie części jeśli podobnej logiki nie wykorzystano do podzielenia pozostałych kontynentów?”
Odpowiedź nie jest łatwa gdyż wydarzenia ukryte są pod warstwami wieków, niemniej jednak takie próby podejmowano niejednokrotnie. Dziś zaprezentujemy jednego z autorów, który sądzi, że Europa – to wielkie polityczne oszustwo, kompletnie nie związane z geografią, stanowiące podstawę dla strategii aneksji określonego terytorium w interesie określonych sił.
Tak więc:
ŚLADY TYSIĄCLETNIEJ WOJNY
Jeśli chcesz coś ukryć, umieść to w najbardziej widocznym miejscu. Mistrzowie historycznego fałszerstwa tak postąpili. Rubież długiej konfrontacji dwóch cywilizacji – wedyjskiej i pasożytniczej, – której nie udało się „zamieść pod dywan” widać na wszystkich mapach geograficznych tylko, że tego nie zauważamy.
Tak w życiu bywa. Wydaje się, że wszystko jest jasne w otaczającym nas świecie. Żadnych niespodzianek, i nagle … ciekawskie dziecko pyta: co to takiego jest ta Europa? To przecież nie kraj i nie kontynent, i co wtedy?
Pomimo, że z geografii nigdy nie miałem czwórki, od razu udzielam odpowiedzi: – Europa to część świata; kontynent Eurazja dzieli się na Europę i Azję. I wtedy wewnątrz zaczyna rodzić się robak wątpliwości. A na jakiej podstawie nie oddzielone geograficznie terytorium jednolitego kontynentu oznacza się jako jedną część świata?! Oczywiście już wiemy, że Azja to Asia – kraj Asów. Ale przecież powinna istnieć wiarygodna oficjalna wersja. Nie może być, aby nas tak łatwo rozgrywano!
Przy próbie wyjaśnienia, skąd się wziął system wyobrażeń geograficznych wszystko zdradziecko zaczyna się zacierać. Po prostu jakby czary jakieś. Mrok. Części świata przedstawiane przez szkoły są jako „pojęcia geograficzne.” Jest to największy podział ziemi, który obejmuje nawet kontynenty (obie Ameryki – to jedna część świata). Ale jak się okazuje, tak nie jest! Choć nam o tym w szkole nie opowiedzą, to zgodnie z Wielką Encyklopedią Radziecką: „Części świata, to historycznie ustalony podział lądów Ziemi na regiony …”
W Wikipedii jest jeszcze dziwniej: „Podział na kontynenty wykonany na podstawie oddzielającego ich obszaru wodnego od innych kontynentów, natomiast części świata to pojęcie bardziej historyczno-kulturalne.”
I jeszcze:
W odróżnieniu od kontynentu w część świata wchodzą także pobliskie wyspy, przy czym bliskość rozumiana jest jako pojęcie tradycji historycznej, zatem odległość może być duża:
Tak więc dlaczego części świata są badane w ramach geografii a nie historii?
A dlatego najwidoczniej, że w początkowym zamyśle mowa była o geografii, a dopiero od niedawna wiatr się zmienił. Przestudiujcie sami. Sześć części świata – Ameryka, Afryka, Antarktyda, Australia i Oceania, Europa, Azja. Większość tego podziału geograficznego jest bardzo logiczna. Część świata Ameryka, to jeden faktycznie kontynent z przylegającymi do niego terytoriami wyspiarskimi. Kanał Panamski w 1913 roku sztucznie podzielił Amerykę północną i południową. Do tego czasu obie Ameryki były jednym kontynentem. Afryka, Antarktyda, Australia z przylegającymi archipelagami Oceanii, również pasuje do logiki geograficznej.
Ale w przypadku Europy i Azji cała geograficzna logika pada. W następnej kolejności z określenia historyczno-kulturalnego wypada Antarktyda. Kto jest tam nosicielem historycznych i kulturowych tradycji – pingwiny? Tak więc okazuje się, że historyczno-kulturowe niuanse tych definicji podano w ostatnich czasach. Nie wcześniej niż przed końcem 19 wieku. Jest to widoczne w pracach badaczy tego okresu.
Okazuje się, że wtedy również byli ludzie, dla których niedorzeczna idea dzielenia naszego kontynentu na dwie części świata wydawała się absurdalna. Publicysta, przyrodnik i geopolityk Nikołaj Jakowlewicz Danilewski w 1869 roku napisał pracę „Rosja i Europa. Spojrzenie na kulturalne i polityczne stosunki świata Sławiańskiego w stosunku do Germano-Romańskiego”. Oto co tam jest w interesującej nas kwestii:
„« … Ameryka jest wyspą; Australia – wyspą; Afryka – prawie wyspą; Azja razem z Europą również jest prawie wyspą. Dlaczego całe ciało tego ogromnego kawałka ziemi i wszystkich innych elementów otoczonych ze wszystkich lub prawie wszystkich stron wodą, należy podzielić na dwie części oparte na zupełnie innych zasadach? Czy istnieje tu dokonana przez przyrodę jakaś granica? Góry Ural zajmują około połowy tej granicy. Ale jakie mają szczególne względy do tego, żeby ze wszystkich grzbietów ziemskich jedynie one miały zaszczyt bycia granicą pomiędzy dwoma częściami światła, zaszczyt, który we wszystkich innych przypadkach uznawane są jako granica oceany i morza. Pasmo te pod względem wysokości jest jednym z bardziej znikomych do przejścia – jednym z najdogodniejszych; w środkowej jego części, w okolicach Jekaterynburga przejcie na drugą stronę jest jak przez słynny płaskowyż Ałauński i góry Wałdajskie, pytam woźnicy: a gdzie bracie są te góry?.. Ale pasmo górskie Ural, przynajmniej ma coś; ma zaszczyt być granicą dwóch światów i jest nad rzeką Ural, która jest nic nie znaczącą rzeczką. Wąziutka, przy ujściu szerokości ćwierć Newy z całkowicie jednakowymi po obu stronach brzegami … „
Trudno się tu nie zgodzić z Danilewskim. Oczywiste jest również, że w jego czasach żadnych definicji historycznych i kulturowych świata w ogóle nie było. Mowa wtedy była tylko o geografii. Pod koniec swojej pracy Nikołaj Jakowlewicz stracił całkowicie nadzieję na znalezienie racjonalnego wyjaśnianie tego faktu i przypisał to błędom i starym przyzwyczajeniom. Ale my to do dziś odczuwamy boleśnie. Myślę, że wszyscy się ze mną zgodzą, że zaistniał tu fakt fałszerstwa. Ale w celu oczyszczenia się z wielowiekowej sterty kłamstw, trzeba zanurzyć się w źródłach pytania. Wszystko najstarsze ukryte jest w słowach i nazwach. Od nich zaczniemy.
Europa – co to za słowo?
Wikipedia (Ros.): Europa nazwana jest od imienia bohaterki mitologii greckiej Europy, fenickiej królewny porwanej przez Zeusa i uwięzionej na Krecie (epitet Europa mógł wiązać się także z Herą i Demeter).
Kupa-mała. Chociaż jest to najczęściej spotykana wersja, to mało prawdopodobna. Kogo interesowały w 9-14 wieku we Francji, Niemczech itd. pożądliwe przygody miejscowego greckiego bożka, aby nazywać jego imieniem swoją ziemię? Warto w tym celu zajrzeć do Wielkiej Encyklopedii Radziecką (dalej WER):
Europa (z greckiego Europe, z syryjskiego. Ereb – zachód (z innych źródeł – najprawdopodobniej zachód, – autor)); w starożytnej Grecji, tak nazywano terytorium leżące na zachód od Morza Egejskiego) …
Przypuścimy, że „prawdopodobnie zachodowi”, stworzenie z Erebu Europy nie było łatwo. Ale na zachód od morza egejskiego od nas są tylko Włochy i Hiszpania. A po tysiącleciu, na mapach 15 wieku Europa istniej praktycznie we współczesnych granicach. W rzeczywistości, nie ważne jak Grecy czy Rzymianie nazywali to czy tamto. Europejczycy to nie Grecy. Różne miejsca i różne epoki. Musi być ktoś inny, kto przypisał zachodnim terytoriom do 15 wieku nazwę. I najwyraźniej ten ktoś nie chce rozgłosu. Dlatego uruchomił bajeczkę o pożądliwych bykach i dziewicach.
Najwidoczniej jakaś jednolita siła polityczna do 15 wieku rozszerzyła swoje wpływy na zachodnie terytoria Eurazji i dzięki temu mogła połączyć je w jednolitą nazwę – Europa. I pomimo tego, że znajdowało się tu wiele różnych państw, wszystkie one stały się zależne. Tą siłą mógł być tylko kościół katolicki, ale niestety zachowuje on milczenie. Jednak wszyscy wiemy, że oficjalnym językiem kościoła katolickiego pierwotnie był Łaciński. I jeżeli ta siła przywłaszczyła sobie jakąś nazwę, to właśnie po łacinie.
A, jak myślicie, co znaczy po łacinie euro? Przygotujcie się na ostry zakręt – po łacinie oznacza to WSCHÓD! Łatwo sprawdzić:
eurus, i m (gr.; łac. vulturnus)
1) ewr, południowo-wschodni wiatr L, Sen etc.;
2) wschodni wiatr, burza H, V, St; wiatr (w ogóle): primo sub euro Lcn przy pierwszym porywie wiatru;
3) Wschód VF, Cld.
euro-aquilo, onis m [eurus] – północno-wschodni wiatr Vlg.
eurocircias, ae m (grec.) – południowo-południowo-wschodni wiatr Vtr
euronotus, i m (grec.) – południowo-południowo-wschodni wiatr Col, PM.
eurous, a, um [eurus] – wschodni (fluctus V).
Dla tych, którzy nie wierzą, że Europa ma bezpośrednie odniesienie do łacińskiego wschodu, podam pisownię tego słowa po łacinie:
Europa, ae i Europe, es (acc. en) f – Europa.
Euro – pa (pars – część. łacin.) – Wschodnia część.
To znacznie bliżej niż Ereb, według miejsca i czasu. I rzecz najważniejsza, nie jest to tylko podobne ale identyczne. Pozostaje jeszcze zrozumieć, po co katolikom nazywać zachodnie ziemie wschodem.
To bardzo proste. To dla nas są one zachodnie. Ale rozszerzanie wpływu katolików na kraje Europy miało miejsce z zachodu na wschód. A ponieważ proces wytrawiania wedyjskiej kultury to proces powolny i wciąż nieskończony, to nowe ziemie przejęte przez katolików, jeszcze długo nosili nazwę wschodu (w ich łacińskim żargonie). Są to te same rozległe obszary, które teraz nazywają Europą (Francja, Niemcy, Polska, kraje krajów bałtyckich itd.). Ważne jest aby pamiętać, że nazwa Europa najwyraźniej ma pochodzenie polityczne.
Azja – co to za słowo. WSE ówi:
Azja (greckie Asía, prawdopodobnie, od asyryjskiego asu – wschód), największa część świata (około 30% ogólnej powierzchni ziemi), część kontynentu Eurazji.
Ponownie, jest to nienaukowe – „prawdopodobnie”. I nieprawdopodobne, i niewiarygodne. W języku greckim istnieje słowo Wschód – Ανατολή (transkryp. Anatoli). Po co wprowadzać obce oznaczenie strony Świata?
Wikipedia podaje:
… W czasach Hetytów w północno-zachodniej Azji Mniejszej istniało królestwo Assuwa … w greckim eposie to królestwo personifikuje się w obrazie króla (cara) Asija, sojusznika Trojan … W czasach Herodota oznaczenie całej części świata jak Asija (Azja) było ogólnie przyjęte u Greków.
Assuwa i Asija, jak ogólnie się pisze we wszystkich europejskich językach, są to niezbyt podobne słowa. I nie wiadomo czym tak wyróżnił się car Asij, że nazwano jego imieniem całą część świata?
I tak by się nic nie wyjaśniło, gdyby nie rzymski historyk Ammianus Marcellinus, który opisał niejakich Asów-Alanów. I to właśnie ci Asowie akurat mieszkali w tej właśnie Asii. Mimo niezdrowego zamiłowania elit naukowych do zniekształcania asyryjskich słów, trzeba przyznać, że bardziej wiarygodnej hipotezy dzisiaj po prostu nie ma. Znowu tu widać, że geografia bynajmniej nie jest najważniejsza. Asija, to nazwa polityczna – kraju Asów. Jej granice nie wyznaczają morza i pasma górskie a wojny i traktaty. Oznacza to, że nazwanie części światła Azją podobnie jak Europą, ma najwyraźniej pochodzenie polityczne.
Teraz wszystko jest jasne. Ale pojawiło się jedno wielkie pytanie: W jaki sposób podział polityczny naszego kontynentu zamienił się w tak niedorzeczno-geograficzny, a potem z jakiegoś powodu w historyczno-kulturowy?
Wszystko wskazuje, że mogło to być tak. Tysiąc lat temu, wraz z nadejściem Nocy Swaroga, na zachodnich terytoriach miał miejsce proces zagarniania i łączenia terytoriów i narodów. Kiedy nie udawało się ujarzmić danego narodu, zostawał on w całości zniszczony. Tak było z wielomilionowymi związkami plemiennymi Lutyczy i Wenedów, którzy zamieszkiwali wszystkie ziemie zachodnie. W Europie narody w zasadzie zostały w większości złamane. Nosiło to znamiona ludobójstwa. Obecnie rzezi. Pewna siła polityczna, przejaw której obserwujemy w działaniach kościoła katolickiego dzieliła narody na kawałki, szczuła je na siebie i osłabiała w zatargach wewnętrznych. Następnie wspomniana siła zbierała wszystkie podległe jej narody w jedną pięść i rzucała je do zniszczenia pozostałych. Wszystko to służyło krzewieniu chrześcijaństwa.
Kiedy siła ta utrwaliła się na zgliszczach, potrzebna była Epoka Odrodzenia. Ale odrodzenia swojej własnej, a nie Greckiej lub Rzymskiej kultury jak zazwyczaj twierdzą historycy. Europa mogła przyjąć Grecką lub Rzymską kulturę, wprowadzić wszystko, tylko nie wskrzeszać.
Ogniem, mieczem, kłamstwem i zdradą osadzono w żywych ciałach narodów zachodu „pokojową” religię katolicką – ideologia – tryb życia – inna cywilizacja. Cywilizacja niewolnictwa, kłamstwa, przepychu i nędzy. Środowisko idealne dla pasożytów społecznych. Nazwali ją – Europą (wschodnia część). I wtedy zabrzmiało to zarozumiale-pogardliwie, w rodzaju nazistowskiego Ostland (wschodnie ziemie).
Ze swej natury nie może to być cywilizacja samowystarczalna. Do podtrzymania przy życiu zawsze potrzebowała kolejnych ofiar. Kiedy kończyli „dojadać” swoich niewolników, to podbijali sąsiednie narody. Tam była ich obfitość – wolna Azja.
Azja – dom narodów, nosicieli odwiecznej, wedyjskiej cywilizacji, gdzie nigdy nie było niewolnictwa i nędzy, gdzie wszystko powstawało dzięki swojej pracy, gdzie wolę i umiejętności ceniono bardziej niż złoto. To była nasza cywilizacja, asów lub azjatycka jak próbują obecnie zmienić i przekształcić jej sens. Nie chińska, nie mongolska i nie japońska, a nasza.
I tu jest pies pogrzebany. Asija zawsze aktywnie opierała się ekspansji Europejskiej. W 13 wieku oczyszczono Księstwo Moskiewskie oraz inne (jakoby inwazja Tataro-mongolska) od niewolniczej zarazy. Wtedy został zatrzymany „Drang nach Osten” – parcie na wschód. Siły szturmowe Europy poszły pod lód jeziora Czudzkiego (Pejpus).
Ale już w 17 wieku terytorium, od dawna osłabiane chrystianizacją, nie wytrwało. Było to Księstwo Moskiewskie i podległe mu tereny, które widniało na mapach jako Europejska Tartaria, lub po prostu Europa. Front w wojnie cywilizacji zaczął przesuwać się na wschód. W 1720 roku rzekomo Tatiszczew zaproponował granicę pomiędzy Europą i Azją na górach Ural. W tamtym czasie była to właśnie polityczna granica dwóch Światów.
Napór na wschód trwał. W 1775 roku, wskutek klęski wojsk wyzwoleńczych Azji (Asji) (Wielkiej Tartarii), które znamy jako „Powstanie Pugaczowa”, Europejska cywilizacja niewolnicza pokonała resztki zorganizowanego oporu. Pospiesznie zagarniając okupowane terytoria i w to miejsce tworząc nowe „Imperium Rosyjskie” przystąpiła do oczyszczania śladów wielkiej konfrontacji. U siebie było to technicznie łatwe. Na przykład zdobyte dokumenty sztabu Pugaczowa (dekrety, rozporządzenia, czytanie i gramoty) zostały bezpiecznie ukryte przed wzrokiem ciekawskich. Reszty dokonała propaganda.
A.S. Puszkin, zaledwie 50 lat po tych wielkich wydarzeniach miał dostęp do tych dokumentów. Nasuwa się pytanie – co mu pokazano? Przynajmniej te teksty, które zostały opublikowane przez współczesnych badaczy (już nie pamiętam skąd oni je wzięli) przepełnione są słowami „moi wiernopoddańczy niewolnicy”. Czy może tak pisać człowiek, który niesie wolę ludu i jest z nimi na równi? Na razie oryginałów a nawet tych jakoby dekretów Pugaczowa nie udało mi się znaleźć.
Wyczyszczono je tak dokładnie, że już w 18 wieku elita nowych pokoleń szczenięco nadskakiwała przed „Oświeconą Europą” i gardziła brudnymi, ciemnymi azjatyckimi pomiotami, których przedstawiano im jako zacofaną Rosję. Ale ślady wielkiej konfrontacji zbyt mocno zakorzeniły się w obiegu całego świata, zachowując się w nazwach, różnych językach i na mapach. Jak to ukryć?
Z pomocą przyszła geografia. Ówczesnej Europejscy geografowie byli bardzo praktyczni i mieli powiązania z ludźmi wielkiej polityki. Dlatego łatwo i sprawnie okłamywali. Wszystko, co wcześniej dzieliło 2 cywilizacje (wojska, państwa, umowy), poszło w zapomnienie. Wielcy wodzowie zostali brodatymi rozbójnikami, imperia zamieniły się w gromady wrogich sobie książątek, duże miasta – w niedawno ścięte strażnice. A w geografii pojawiły się 2 nowe części świata.
Według planu autorów fałszerstwa, nie tylko u Rusów powinno być ukryte polityczne tło problemu ale również na całym świecie, a przede wszystkim – u Europejczyków. Oni nie muszą wiedzieć, że wiele państw europejskich rzekomo niezależnych, to tylko szyld. Nie można pokazać, że całą Europą kieruje jedna siła i wskrzesić zapomnianej wedyjskiej tradycji. Przecież ujarzmianie Europy nie skończyło się do dnia dzisiejszego.
A tam, gdzie istniały na przeciw siebie dwie cywilizacje, została tylko granica geograficzna. Nie ma na niej patroli ani pułków strażniczych. Stoją tam milczące góry, płyną rzeki i jest im wszystko jedno. Można z jednej strony spojrzeć na granicę Europy i Azji, potem z drugiej. Nikt słowa nie powie. Po prostu tak pozostawiono do tej pory, do czasu.
Przechodząc przez całe stulecie Danilewski szczerze się dziwił absurdowi geograficznemu. Do głowy mu nie przyszło aby zastanowić się nad politycznym aspektem nazwy Eurazja. Ale lata przechodziły i takich Danilewski było coraz więcej. Powszechne wykształcenie było nie najlepsze. W przyszłości Fursienko nic podobnego nie dopuścił. Geografowie natomiast degenerowali się w gabinetach. Politycy niemal obdarli ich ze „świeżego mięsa”. Zaginął u nich wilczy pazur. Prości śmiertelnicy zaczęli z nimi dyskutować i zadawać niewygodne pytania. Tak pojawiła się konieczność połatania wersji oficjalnej. I specjaliści-wrony o wyższych kwalifikacjach zaczęli dokładać warstwami nową masę kłamstw na geograficzny grobowiec Asji-Tartarii, a które spowodowały wiele pęknięć.
Trzeba było wymyślić coś innego, tylko nie polityczną konfrontację dwóch cywilizacji. Zaczęli się kręcić koło jakoby jakiś historycznych tradycji. Potem zrozumieli, że cała historia łączy się z polityką i zmienili to w tradycje kulturowe. Tak więc teraz zamazują tym co „historyczno-kulturowe”.
Przy pisaniu tego artykułu, spotkałem się z ciekawym zjawiskiem. Władze regionów, w których biegnie granica Europy i Azji, nie wiedzą co z tą osobliwością zrobić. Próbują znaleźć komercyjne zastosowanie: wycieczki itd. Ale widać, że coś biznes nie idzie. Ludzi to nie ciekawi. Z pewnością byłoby to pasjonujące i poznawcze gdyby powiedzieć im prawdę, ale robić pieniądze na krwi i waleczności swoich przodków, mimo wszystko nie wyjdzie.
Aleksiej Artiemiew