ZENON KLEMENSIEWICZ
Krakowski Oddział polskiego Towarzystwa Higieny Psychicznej urządziła w 1964 roku sesję naukową na temat integracji nauk biologicznych, humanistycznych i technicznych jako podstawy zdrowia społecznego. Jeden z referatów wygłosił Z. Klemensiewicz. Na jego podstawie powstał omawiany artykuł.
Psychiczne zdrowie społeczne zależy od wielu czynników i warunków (stosunki gospodarcze, polityczne, społeczne, warunki bytu, pracy, rozrywka). Kształtują one klimat, w którym trwa życie jednostki.
Bardzo ważnym współczynnikiem wpływającym na samopoczucie jednostki z jego pozytywnymi następstwami są poprawne – a dzięki temu krzepiące, wzmacniające, pobudzające – „higienicznie” ułożone stosunki międzyludzkie. Realizują się one co chwila. Nie sposób się od nich uwolnić. Ich nacisk, a niekiedy ucisk wzrasta ze współczesnym nasileniem się urbanistycznego rodzaju życia i współżycia. W każdym miejscu naszego życia kształtują się owe stosunki międzyludzkie – o charakterze doraźnym i przejściowym, albo planowym i na dłużej. Przybierają więc najrozmaitszą postać międzyludzkiego obcowania.
Jedną z podstawowych i najczęstszych płaszczyzn i postaci tego obcowania jest komunikacja językowa, tzn. mówienie do słuchacza i słuchanie mówiącego. Słuchacz – odbiorca albo włącza się w rozmowę ochoczo lub opornie, nieraz pod przymusem. Na tym właśnie tle zarysowuje się doniosły problem komunikacji językowej jako jednego z ważnych współczynników psychicznego zdrowia społecznego. I tu językoznawca może swoimi specjalistycznymi spostrzeżeniami przyczynić się do pełniejszego i wyrazistego sformułowania zagadnienia, a przez to dopomóc w poszukiwaniu środków zabezpieczających higienę językowego obcowania.
Przyjrzyjmy się jednostce komunikatywnej językowej, tzn. segmentowi wypowiedzi, która przekazuje dowolnemu albo mimowolnemu odbiorcy wytwory myśli, postawy uczucia i woli nadawcy. Taki komunikat ma dwa nierozdzielne, wrosłe w siebie komponenty: treść – to, co przekazuje; oraz formę – jak, to przekazuję. Treść i forma zależą od intencji mówiącego. Jego komunikat językowy ma spełnić jakąś funkcję: prosić, zawiadomić itd. Ale też na odwrót: skuteczność komunikatu zależy od poprawnie ukształtowanej, ustylizowanej, harmonijnie i adekwatnie dobranej formy wobec przekazywanej treści.
Pewien temat treściowy może być rozmaicie językowo kształtowany. Różne postacie językowego ukształtowania wypowiedzi nie są równowartościowe pod względem informacyjno – komunikatywnym oraz gramatyczno – stylistycznym. Istotny jest tu dobrze znany problem poszukiwania odpowiedniego redakcyjno – stylistycznego ukształtowania danego tematu, tak aby nas zadowalało i spełniało pożądaną funkcję.
Ten wysiłek stylizacyjny, ten dobór środków językowych pozostaje w ograniczonym związku z wykształceniem, temperamentem, nastrojem, ale też towarzyską kulturą mówiącego.
Fakt ograniczoności kształtowania tej samej treściowo wypowiedzi jest ważny.
Stąd częste wykorzystywanie synonimiki wyrazów jednoznacznych, ale głównie bliskoznacznych. Przykład: z różne usługi wykonawca dostaje zapłatę, autor, lekarz, adwokat – raczej honorarium.
Dobieramy też formy gramatyczne. Nasze żądania łagodzimy przez użycie form trybu przypuszczającego (prosiłbym, czy mógłbym dostać).
Dobieramy zwłaszcza konstrukcje składniowe: proszę wyjść !, wyjdź!, Wyjść!.
Podane przykłady niekoniecznie są precyzyjne, ale dobrze oddają „higienę” stosunków międzyludzkich. Nietrudno było dostrzec czym różni się wyrażanie tej samej treści przy pomocy różnych środków językowych. Różnica polega na rozmaitym stopniu grzeczności, uprzejmości, delikatności. Jest to tzw. Zabarwienie uczuciowe językowych struktur: wyrazów, form gramatycznych, konstrukcji składniowych.
Istotnym sposobem wyrażania uczuciowej strony wypowiedzi jest akcent. Za jego pomocą nie tylko podkreślamy ważność logiczną informacji, ale także naszą postawę uczuciową.
Jednak najważniejszym czynnikiem ekspresyjno – impresywnym jest intonacja, która tworzy różną melodię wyrazu, a zwłaszcza zdania i całej wypowiedzi. Ta sama formalnie grupa wyrazów ułożona dokładnie tak samo, może mieć różne znaczenia i różny aspekt uczuciowy.
Pierwszą wskazówką higieny językowej jaką może wskazać językoznawca jest oszczędzanie bliźniego poprzez łagodzenie kształtu wypowiedzi, nawet wtedy, gdy niosą one uzasadniony ładunek emocjonalny lub przykra dla odbiorcy treść. Można przecież wyrazić się w rzeczy mocno, w sposobie łagodnie. Potrzeba tu postawy altruistycznej, a także delikatności i taktu językowego. Jeśli nie trafimy do kogoś słowem dobrym, uprzejmym i życzliwym, to z pewnością nie podbijemy go ordynarnym i wrogim. Chamstwo językowe jak każde inne nie jest środkiem skutecznego porozumienia. Przykłady chamstwa językowego można spotkać zarówno w rozmowach twarzą w twarz, jak i rozmowach o kimś trzecim.
Można dostrzec też inny sposób obrażania społecznej higieny językowej. Wiążą się one ze społecznymi wytworami materialnymi i duchowymi cywilizacji. Ich naruszenie obraża, oburza, gorszy, rozgorycza, słowem, w różnej postaci i w różnym stopniu mąci spokój duchowy, a przez to zagraża psychicznej równowadze poszczególnych, zwłaszcza wrażliwych osobników i zbiorowemu zdrowiu społecznemu.
Wśród takich cenionych dóbr kulturalnych znajduje się język ojczysty. Kulturalne społeczeństwa zabezpieczają rozwój i poprawne posługiwanie się językiem przy pomocy szkoły i różnych instytucji. Jedną z właściwości kultury jest wrażliwość językowa, uczulenie na wszelkie naruszenie społecznego porządku językowego.
To podłoże, na którym kulturalny członek kulturalnego społeczeństwa jest narażony na zniewagę swojej kulturalnej godności, kiedy się go zmusza do słuchania/czytania wytworów chamstwa językowego. Skazuje się takiego człowieka na cierpienie natury estetycznej.
Można wyróżnić dwa główne typy i tendencje wykraczania przeciw dobrym obyczajom językowym.
Typ pierwszy to samorzutny prymitywizm wyrazu, który pozostaje pod przemożnym naporem uczucia. Język posiada bardzo niewiele środków dla obsługi tego ogromnego i ważnego odcinaka naszego życia psychicznego. Człowiek mówiący radzi sobie, uciekając się do pewnych deformacji, odstępstw od obowiązującej normy, bo właśnie sprawia wrażenie i działa niezwykłością. Dzieje się to zwłaszcza w zakresie słownictwa. Powołuje się do życia zarówno nowe wyrazy, jak i nadaje niezwykłe znaczenia istniejącym wyrazom. Takie wyrazy to ekspresywizmy. Rodzi je niekiedy subtelna ironia, dostojny humor, ostrość obserwacji i śmiałość skojarzeń, ale o wiele częściej chęć popisania się, pogoń za tanią oryginalnością, przekora, cynizm lub po prostu bezwstyd i chamstwo. To ostatnie dotyczy zwłaszcza ekspresywizmów, które można by nazwać ekscentrycyzmami. Znamionuje je grubiańska dosadność wyrazu, niekiedy wręcz ekshibicjonizm.
Nie wszystkie ekspresywizmy i ekscentryzmy zasługują na potępienie. Wiele tego typu konstrukcji to elementy pożądane w żywym, rozwijającym się języku kreowanym przez stale zmieniającą się rzeczywistość. Są jednak wśród nich takie, które drażnią wulgarnością, barbaryzmami, prostactwem, ordynarnością, niepoprawnością gramatyczną i stylistyczną.
Drugi typ nadużyć językowych ujawnia się tylko w słownictwie i frazeologii. Nie stanowi pogwałcenia norm języka, bo posługuje się formalnie poprawnymi i obecnymi w słowniku wyrazami i wyrażeniami, a układa je w poprawne gramatycznie konstrukcje. Jego zdrożność polega na tym, że przy pomocy wypowiedzi językowych świadomie, celowo i cynicznie gwałci społeczne poczucie przyzwoitości i wstydu, że drwi z kulturalnych wymogów obyczajowych, swego rodzaju tabu, które pokazywanie pewnych sfer ludzkiego życia zamyka w granicach ścisłej intymności.
Na tym podłożu powstają eufemizmy, tj. „dobre”, delikatne nazwy rzeczy i spraw poufnych a nieprzyzwoitych, kiedy już koniecznie trzeba o nich mówić.
Ten typ nadużyć językowych jest jaskrawym przeciwieństwem tendencji eufeministycznych, lubuje się w wyrazach i wyrażeniach ordynarnych, sprośnych, bezwstydnych, które w tym kontekście można nazwać kokofemizmami. Są to wyrażenia, które nazywają dyskretne części organizmu kobiecego i męskiego, różne funkcje fizjologiczne, drastyczne i drażniące sytuacje, zwłaszcza z dziedziny przeżyć seksualnych. Ten dział słownictwa wykazuje się bogatą synonimiką i metaforyką, szuka sposobów spotęgowania plastyki i ekspresji przez nagromadzenie i spiętrzenie wyrazów sprośnych i powiązanie ich w wymyśle struktury (które pękają od prostackiej, prymitywnej, niekiedy sadystycznej lubieżności). Można by je nazwać pornofemizmami.
Ze względu na swoją częstotliwość zwraca uwagę jedno zjawisko. Jest to obecność w zdaniu elementów dodatkowych, których funkcja polega na uwydatnieniu uczuciowej sfery wypowiedzi. Są to wołacze, wykrzykniki, partykuły. W ich rzędzie znajdują się takie wykrzyknikowo użyte określenia jak: psiakrew, psiamać, cholera, do cholery, u diabła , itd.
Pojawiają się też takie wtręty wśród zdaniowe, które mają wypełnić pauzę zakłopotania, brak słownictwa, chrząkanie, stękanie. Są to wyrazy typu: prawda, rozumiesz, bracie, proszę panią/pana itd. W wielu wypadkach omawiany pornofemizm ma już charakter takiej bezmyślnie używanej stylizacyjnej wtyczki.
Gdzie są źródła i przyczyny tych patologicznych zdrożności mowy, które przybierają tak różną postać, a w związku z tym tak rożną szkodliwość społeczną – od stosunkowo niewinnych wulgaryzmów poprzez rażące ekscentryzmy aż do odrażających pornofemizmów? Jest to zagadnienie, które musieliby wspólnie rozwiązać socjolog, psycholog, pedagog i lingwista.
Jednym z tego powodów jest obniżenie poziomu rygorów kulturalnego obcowania, pewnych norm towarzyskich, dyscypliny obyczajowej. Kryzys w tym zakresie dotyka także sfer pozajęzykowych. A na płaszczyźnie językowej to awantury pełne wyzwisk i przekleństw, to tłuste kawały itd.
Na osobne napiętnowanie zasługuje pornograficzna maniera wielu pisarzy. Czasem chce się z dosadną wiernością oddać brutalną rzeczywistość językową prymitywnych postaci i prostackiego środowiska, czasem w takim mętnym źródle szuka się siły i plastyki własnego wyrazu, a niekiedy nawet bez takiej potrzeby i bez takiego uzasadnienia nurza się z lubością w plugastwie. Także pokazy filmowe roją się od wulgarnych, ordynarnych wypowiedzi, które niewybredny widz nagradza aprobującym gromadnym śmiechem. Że taka lektura, że takie widowiska mogą wywierać ujemny wpływ, trudno wątpić.
Śledząc rodowód wulgaryzacji języka, zwraca uwagę fakt, że wiele z tych wyrazów i wyrażeń wywodzi się ze środowiska wyobcowanych grup społecznych: chuliganów, złodziei, prostytutek. A tam stanowią one przejaw charakteryzującej te podkultury agresywności, impulsywności i anarchiczności, jako wyraz skłonności niszczycielskich i buntu przeciw autorytetom i normom. Niestety ta postawa jest dla wielu osób atrakcyjną.
Czynnikiem dodatkowo sprzyjającym wulgaryzacji języka jest coraz większa znieczulica społeczna w tej dziedzinie.
Aby zmienić coś w tej kwestii konieczna jest społeczna mobilizacja. Ale najważniejsze jest wychowanie człowieka, którego postawa w tej dziedzinie będzie postawą człowieka kulturalnego.