5.
Stratygrafia
Podstawą rekonstrukcji paleogeograficznych jest porównywanie zdarzeń, które zachodziły w tym samym czasie ale w różnych miejscach. Stąd powstaje potrzeba przyjęcia dobrze udokumentowanej stratygrafii, a także możliwie dokładnego datowania zdarzeń i osadów w skali regionalnej i lokalnej. W rozważaniach paleogeograficznych konieczne jest zatem uwzględnienie chronostratygrafi i uzupełniającej ją geochronologii. Kierunek badawczy polegający na wiązaniu paleogeografii ze zmianami sekularnymi zachodzącymi w skali globalnej H. Maruszczak uważa za jeden z trzech paradygmatów geografii fizycznej XX wieku. Dodajmy, że w geologii historycznej paradygmat ten istnieje od dawna.
W niniejszej tematyce rozważanym czasem jest plejstocen. W porównaniu z obszarami sąsiednimi, zwłaszcza z Europą zachodnią, w Polsce podział tego okresu jest mniej ujednolicony, a zwłaszcza liczba i czas występowania okresów ciepłych, ale są dobrze wypracowane sposoby korelacji zdarzeń zimnych, w tym szczególnie powstałych w czasie tych zdarzeń utworów glacigenicznych i peryglacjalnych.
Podstawowy podział plejstocenu polskiego jest oczywisty. Jego część wczesnoplejstoceńska (przedlodowcowa) i glacjalna (lodowcowa) nie budzą wątpliwości, nawet jeżeli zgodzimy się, że ta pierwsza może częściowo należeć do pliocenu. Stosowanie różnych nazw dla części wczesnoplejstoceńskiej (np. preglacjał, eoplejstocen, preplejstocen) jest raczej wyrazem pewnej dozy indywidualizmu w stratygrafii, aniżeli rzeczywistej, uzasadnionej merytorycznie potrzeby.
Już jednak przy dokładniejszych podziałach, a więc na piętra, pojawiają się trudności. Propozycji jest tu sporo i każda z nich ma swoje, przeważnie akceptowalne podstawy. W książce przyjęto, że każde piętro umiarkowane zdefiniowane przy pomocy biostratygraii, w tym przypadku analizy pyłkowej, jest interglacjałem. Jeżeli nafomiast dwa takie piętra oddzielone są jednym, albo kilkoma nasunięciami lądolodu na obszar niżu, to okres taki nazywamy zlodowaceniem. Autor nie stosuje terminu zlodowacenia południowopolskie czy środkowopolskie w ujęciu stosowanym dla „Szczegółowej mapy geologicznej Polski w skali 1:50 000” (Instrukcja..., 1996) Liczba mnoga jest bardzo myląca jeśli w „zlodowaceniach" mieści się
florystycznie zdefiniowany interelacjał. Powstaje wówczas oczywisty problem dwóch kategorii pojęcia „interglacjał". Pierwsza dotyczyłaby interglacjału między nierozdzielonymi zlodowaceniami, a druga - interglacjału między dwoma zlodowaceniami należącymi do „zlodowaceń". Ten problem należałoby przedyskutować i dostatecznie uzasadnić.
Może się okazać, że przyszłość ma podział plejstocenu na megacykle klimatyczne obejmujące piętro zimne i piętro cieple plejstocenu, jak to proponują ostatnio L. Lindner i in. (1998, 2002). Podział na cykle klimatyczne wymaga dokładnego uzasadnienia. W pracy Lindnera i in. (1998) niejasne są kryteria, na których podstawie zdefiniowano megacykle, a także zawarte w nich cykle. Nie uzasadniono, dlaczego megacykl MC I miałby obejmować zlodowacenie Warty, interglacjał eemski, zlodowacenie Wisły i holocen. Granice megacykli nie pokrywają się z granicami paleomagnetycznymi, co byłoby wskazane.
W nawiązaniu do powyższych uwag należy zwrocie uwagę na rosnące znaczenie stratygrafii lessu dla definiowania jednostek wiekowych plejstocenu. Bogactwo stratygrafiiczne lessów polskich, a zwłaszcza lessów południowo-wschodniej części kraju, w powiązaniu ze stratygrafią lessu na Ukrainie, już nie może, ale musi być brane /a jedną z podstaw ustalania stratygrafii plejstocenu Polski (L. Lindner i in.. 1998; L. Lindner i in., 2002; 11. Maruszczak, 19S7.11 a, 2001b).
W tym opracowaniu autor przyjął własny podział straty graficzny (J.E. Mojski. I999b), zmodyfikowany o no- wozdefiniowany interglacjał augustowski. Znajduje się on w pozycji dawnego interglacjału przasnyskiego. Za podstawę podziału przyjęto udokumentowane interglacjały: augustowski, ferdynandowski, mazowiecki i eemski (tab. 2). Uzasadnione pytanie może budzić brak interglacjału Zbójna. Odpowiedź jest prosta. Profil stratotypowy, znajdujący się w Zbójnie nie jest bezdyskusyjny. Pojedvncze wskaźniki wiekowe, jakimi są daty - termoluminescencyjne i jedna data dla osadów podścielających, brak jednoznacznie rozwiniętego przykrycia przez osady glacjalne oraz nikła liczba stanowisk osadów jeziornych tego wieku, ewentualnie poza Koninem-Marantowem każą wstrzymać się jeszcze z kreowaniem profilu Zbójna jako stratotypu dla interglacjału tego wieku. Kwestia ta omówiona jest bliżej na początku rozdziału dotyczącego zlodowacenia Odry.
Podobne wątpliwości budzi celowość wydzielenia i uzasadnienie istnienia interglacjału w profilu w Losach. Profil stratotypowy dla interglacjału lubawskiego, oddzielającego piętra Odry i Warty, budzi różnego rodzaju wątpliwości i zapewne byłoby celowe przeprowadzenie tam jeszcze raz dokładnych badań, a głównie poszerzenia dokumentacji. Ostatnio zebrane informacje o tym profilu (L. Lindner, B. Marciniak, 199Sb) wyraźnie te braki ukazują, aczkolwiek należy przyznać, że interpretacja zaproponowana przez autorów wygląda dość przekonywająco. Postulowana potrzeba dalszych badań wynika jednak głównie z wagi konsekwencji, gdyby zgodzić się z sugerowanym poglądem o przedwarciańskim wieku profilu w Losach. Uznanie go za stratotyp może być do zaakceptowania, jeśli dalsze badania potwierdzą sugestie autorów.
Ponadto, jak na razie jest to jedyne stanowisko paleontologiczne w Polsce mające dokumentować wiek interglacjału lubawskiego. Wszystkim innym, na które powoływano się w literaturze, daleko do wymogów stawianych tak ważnym profilom. Kwestia ta zostanie dokładniej omówiona w kolejnych rozdziałach, zwłaszcza w odniesieniu do paleogeograficznej wymowy gleby kopalnej tego wieku w strefie peryglacjalnej Polski.
Ostatnio pojawiają się poglądy o potrzebie rewizji podstaw definiowania niektórych pięter polskiego plejstocenu. A. Ber (2003) zwraca uwagę na niedostateczne udokumentowanie interglacjału małopolskiego i lubawskiego, a także na problem, czy interglacjały z dwoma optimami klimatycznymi nie są dwoma różnymi interglacjałami, oddzielonymi piętrem zimnym z rozwojem lądolodu w Europie. Niektóre z tych zagadnień omówione są szerzej w odpowiednich rozdziałach.
Jako ważne wskaźniki korelacyjne dla gliny zwałowej autor przyjmuje głównie współczynniki składu petrograficznego oraz
wskaźniki wieku termoluminescencyjnego. Gliny zwałowe są najważniejszym utworem plejstocenu lodowcowego. Świadczą bezpośrednio o obecności i zaniku lądolodów skandynawskich na obszarze Polski; są więc świadectwem pesimum klimatycznego w równym stopniu, jak optimum klimatyczne zapisane w diagramach pyłkowych jest świadectwem interglacjału.
Współczynniki składu petrograficznego stosowane są powszechnie w badaniach glin zwałowej w Polsce. Potencjalne możliwości wskaźnika korelacyjnego oraz rekonstrukcji na ich podstawie kierunku płynięcia potoków lodowych i źródła pochodzenia detrytusu skalnego, zostało w ostatnich latach wykorzystane przez K. Kenig (199S), dla Polski północno-wschodniej przez S. Lisickiego (2003), a dla Polski zachodniej przez ośrodek wrocławski (J.A. Czerwonka, D. Krzyszkowski, 1994; J A. Czerwonka i in.. 1997. 1998; S. Lisicki. 2003). Okazało się jednak, że są region) w Polsce, gdzie badania takie nie mogą dać oczekiwanych wyników . Chodzi tu o przedpole Sudetów. Bogactwo petrograficzne skał sudeckich i ich podobieństwo do skał skandynawskich umożliwia otrzymywanie tam „czystego" składu tych ostatnich (J. Badura. B. Przybylski, 1996. 2000)
Ponadto wiadomo, że na Dolnym Śląsku powstało w plejstocenie lodowcowym, wiele utworów podobnych do glin zwałowych, które jednak dotychczas nie zostały zbadane.
Konieczne jest wykonanie takich badań w dużych odsłonięciach, gdzie gliny zwałowe bądź utwory do nich podobne występują w
kilku poziomach i są dobrze rozwinięte.
Tabela 2
Podział stratygraficzny czwartorzędu Polski
Wiek w ka |
|
Stratygrafia lessu wg H. Maruszczaka (2001)* | Piętra tlenowe | Inne podziały polskie (głównie prace L. Marksa, L. Lindnera i A. Bera) |
---|---|---|---|---|
|
1 | |||
|
LM M |
2-4 —5 — |
||
500 — 1000- 1700 - 2000- |
|
LN1-LS | 6-10 | |
|
GJ3b | 11 | ||
|
LN2 | 12 | ||
|
GJ4a-GJ4b | 13-15 | ||
|
LN3 | 16 | ||
|
GJ | ? | ||
|
LN4 | ? | ||
|
||||
|
' dv/a najniższe piętra według J. Rzechowskiego (2001); wiek w ka według różnych źródeł
Badania składu większych narzutniaków dla wyznaczenia t/.w. centrum głazowego, stosowane w Danii i Niemczech (C. Luttig, 1958; K.D, Meyer, 1982; P. Smed, 1989, 1994 i in.), ostatnio pomyślnie rozwijają się i u nas (P.Czubla, 2001; M. Wiórska, 2000). I dają one wartościowe wyniki, ale są trudne pod względem technicznym i długotrwałe. Ponadto mogą być stosowane jedynie w dużych odsłonięciach. Powoduje to, że tylko niektóre, zwłaszcza młodsze gliny zwałowe mogą być nimi objęte. Tym niemniej, na ich podstawie można stwierdzić, że centra kolejnych lądolodów skandynawskich przesuwały się z zachodu na wschód Podobny wniosek został formułowany na podstawie badań frakcji o średnicy od 5 do 10 mm (K. Koenig 1998) i to nie tylko dla nasunięć lądolodu w czasie kolejnych pięter zimnych, ale również dla kolejnych nasunięć lądolodu w obrębie tego samego piętra zimnego. Do podobnego wniosku przychyla się ostatnio S. Lisicki (2003), jednakże jego obszerna rozprawa zawiera sporo uogólnień, wymagających szerszego uzasadnienia.
Termoluminescencyjne datowania utworów glacjalnych dla korelacji mają znaczenie uzupełniające. Powszechne są wątpliwości, a nawet zasadnicze zastrzeżenia metodyczne wobec takich badań, w tym również formułowane w Polsce (np. prace W. Stankowskiego i inn.1999). Istnieje jednak wielki dorobek w datowaniu termoluminescencyjnym osadów glacigenicznych w Polsce i setki, jeśli nie tysiące dat TL mieści się w przedziałach czasu określonych dla plejstocenu przy pomocy innych metod. Ponadto, daty dla osadów przewodnich (gliny zwałowe i lessy) grupują się tylko w określonych przedziałach. co pozwala na uwzględnienie tych dat przy korelacjach i przy określeniu wieku glin zwałowych i lessu. Tego nie można pomijać. Udana wydaje się propozycja, żeby uzyskane i nadal uzyskiwane wyniki definiować jako „termoluminescencyjne wskaźniki wieku". Tak należy je traktować w tym opracowaniu. W dziedzinie badań metodą termoluminescencyjną wykonano wielką pracę, zwłaszcza w Instytucie Nauk o Ziemi Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Co ważniejsze, uzyskane tam dane stają się wiarygodne przy korelacji glin zwałowych z profilami lessowymi w Polsce. Datowanie metodą termoluminescencyjną lessów, przeprowadzone pod kierunkiem H. Maruszczaka (m.in. 1987, 200lb i inni jest jedną z największych zdobyczy polskich badań plejstocenu w XX w.
w książce podano wartości wskaźników wiekowych obliczone metodą termoluminescencyjną przez ośrodek lubelski. Jeśli wartości te pochodzą z innego laboratorium zaznaczono to w tekście. Nazwy „wiek osadów określony metodą termoluminescencyjną", ..daty TL" oraz ..termoluminescencyjny wskaźnik wieku" stosuje się wymiennie, ale w łaściwsza jest ostatnia nazwa w rozważaniach nad znaczeniem różnych kryteriów stratygrafii czwartorzędu niejednokrotnie jest podnoszona kwestia, która z metod jest najważniejsza, albo ważniejsza od innej. Nie jest to podejście właściwe, ani też Przybliżające nas do poznania dawnej rzeczywistości, np. trudno jest przecenić znaczenie analizy pyłkowej dla poznania zmian środowiska. Nie można jednak zgodzić się, na „uniwersalizm analizy pyłkowej, której możliwości poznawcze są nieporównywalnie rozleglejsze w zestawieniu z jakąkolwiek inną techniką badawczą czy też metodą, znajdującą zastosowanie w stratygrafii czwartorzędu" (K. Tobolski, 1991, str. 51). Należy szanować takie przekonanie, bo jest ono gwarancją doskonalenia pracy każdego specjalisty. Ale tylko tyle. Rekonstrukcja środowiska w plejstocenie dotyczy przecież również, a może przede wszystkim, okresów, dla których analiza pyłkowa jest niemal bezużyteczna, jak np. rozwoju i zaniku lądolodów.
W naszych postępach nad stratygrafią czwartorzędu bardzo istotne wyniki dają badania wielkich odsłonięć eksploatacyjnych. Przykładem mogą być okolice Konina i Bełchatowa. Wiele publikacji przedstawia wyniki o znaczeniu nie tylko regionalnym, ale i ogólnopolskim. Należą do nich np. publikacje D. Krzyszkowskiego (1992, 1994 i in.) dotyczące Bełchatowa. Są one rezultatem bardzo szczegółowego i wszechstronnego opracowania profili tej wielkiej odkrywki, Ale są też i wielką przestrogą. Otóż w nowym schemacie D. Krzyszkowski umieszcza interglacjał ferdynandowski powyżej zlodowacenia sanu 2. Taką propozycję wysunęli wcześniej Z. Janczyk-Kopi kowa i in. (1981), ale nie zdała ona egzaminu w świetle późniejszych badań. W ich wyniku okazało się, że interglacjał ferdynandowski jest starszy od zlodowacenia sanu 2. Położenie osadów ferdynandowskich w Bełchatowie niczego już nie może zmienić. Po prostu w tym wielkim profilu, a przynajmniej w jego dotychczas zbadanej części, brak jest poziomu glacjalnego, leżącego między inter- glacjałem ferdynandowskim i mazowieckim. Luki stratygraficzne mogą się przecież zdarzyć również w takim profilu, jak plejstocen widoczny w Bełchatowie. Nawet w największych wyrobiskach, bardzo dokładnie badanych, może brakować istotnych elementów stratygraficznych. Takie luki zawsze należy uwzględniać.
Pozornie na uboczu stratygrafii powstają różne zagadnienia. jak np. szybkość procesów akumulacyjnych na obszarach zlodowaconych i obszarach peryglacjalnych. Analiza tempa zdarzeń dla tych pierwszych doprowadza do wniosku (J.E. Mojski, 1981;S. Kozarski. 1986), że np. nasuwanie się kolejnych lądołodów i ich zanik odbywał się bardzo szybko. Zanik najmłodszego lądolodu plejstoceńskiego w Polsce trwał zaledwie nieco ponad 6 ka. Jego rozwój odbywał się z podobną szybkością. Profile utworów plejstoceńskich rejestrują przeważnie tylko bardzo drobną część czasu trwania odpowiednich jednostek stratygraficznych, w których osady te powstawały. Akumulacja i segmentacja odbywaly się na ogół w krótkim czasie, ale przy dużym natężeniu tych procesów. Większość czasu trwania plejstocenu zapisana jest w postaci powierzchni nieciągłości, a więc luk (m.in. J. Mojski, l979; W Stankowski, 1996). W najlepiej, wydawać by się mogło, w datowanych profilach akumulacji lessu, obliczone tempo jego narastania (H. Maruszczak, 1986) nie uwzględnia różnych czynników, które mogly odgrywać dużą rolę w zmienności rytmu akumulacji każdej pokrywy lessowej, nie mówiąc już o zdzieraniu takiej pokrywy w czasie, kiedy akumulacja lessu nie zachodziła (interglacjały)). Profil pełnego interglacjału wyrażony w osadach jeziornych powstawał w czasie do kilkunastu tysięcy lat. Nie popełnimy większego błędu twierdząc, że wszystkie tak zdefiniowane intcrglacjały plejstocenu lodowcowego w sumie nie trwały dłużej niż 100 ka, co stanowi zapewne nie iele więcej niż 10% czasu trwania tej części plejstocenu. Znając czas rozwoju i zaniku ostatniego lądolodu skandynawskiego (około 15- 20 ka) i znając liczbę takich nasunięć, przy uwzględnieniu, że niektóre z nich trwały zapewne dłużej (np. takie, które docierały do Karpat), nie otrzymamy zapewne więcej niż 100 ka. Łącznie z interglacjalami otrzymujemy maksymalnie do 40% czasu trwania plejstocenu glacjalnego W porównaniu z zapisem sedymentacyjnym w starszych okresach dziejów Ziemi jest to i tak od czterech do czterdziestu razy więcęj. Ale czy taka konstatacja może być akceptowana przez zajmujących się plejstocenem i jego historią na kontynentach? A co z pozostałym czasem? Odpowiedź na to pytanie uświadamia nam ogrom luki w sferze poznania zdarzeń, jakie zachodziły w plejstocenie. Odpowiedź, że panowały wówczas procesy erozji, denudacji i wietrzenia, nie jest zadawalająca, choćby dlatego, że denudacja i wietrzenie zachodziły bardzo intensywnie również w czasie zlodowaceń na przedpolu lądolodów, a erozja dominowała w okresach zimnych w znacznie większym stopniu, aniżeli np w interglacjalach. Przykładem tego jest choćby nikła rola erozji w dnach dużych dolin rzecznych w holocenie (J Mojski, 2003).
Rozważania takie można snuć dalej, dążąc do pogłębionej odpow iedzi na pytanie postawione wyżej; a co z resztą plejstocenu? Autor jest przekonany, że odpowiedź na to pytanie dyktuje tematykę przyszłych badań nad plejstocenem w Polsce, tematykę być może najważniejszą. Wystarczy uprzytomnić sobie, że liczba jednostek stratygraficznych dających się jasno zdefiniować w ostatnim piętrze zimnym wynosi już obecnie kilkadzicsiąt, a dla najstarszych zlodowaceń plejstoceńskich zaledwie kilka.
Słyszy się niejednokrotnie, że stratygrafia plejstocenu w Polsce jest bardzo niejasna. Niejasne są kryteria formułowania nowych jednostek chronostratygraficznych. Ponadto wielu, nawet doświadczonych badaczy stara się wprowadzić nową jednostkę nie dbając o zachowanie przy tym wymogów formalnych. Nawet w tak dobrze przemyślanym teoretycznie podziale czwartorzędu, jakim jest podział S.Z. Różyckiego (l967a, l967b, 1972b). ponad wszystkich jednostek wiekowych nie składa się z niczego w ięcej, jak tylko z nazwy. Można to traktować jako zaletę takiego podziału, bowieim swiadczy to, że jest on otwarty. Upłynęło jednak już kilkadziesiąt lat od chwili opublikowania tego podziału, a jednostki te nadal nie są wypełnione odpowiednią treścią. Nie umniejsza to w niczym wartości idei tego wielkiego uczonego. Swiadczy natomiast o stałej luce, jaka istnieje między swobodą teoretycznych założeń, a możliwością ich realizowania.
W propozycjach stratygraficznych zarówno już opublikowanych, jak i przedstawionych w tej książce zachowano ostrożność. Polega ona m.in na pominięciu jednostek słabiej udokumentowanych.
Może staną się źródłem dalszych dociekań.
Kolejność zdarzeń, którą zastosowano w tej książce, wymagała znacznego przemyślenia. Pewne powtarzające się w czasie zagadnienia można było podać na początku bez ich interpretacji czasowej, by później w tekście jedynie do nich nawiązywać na konkretnych przykładach. Można też było przedstawić je bardziej szczegółowo w tych przedziałach czasowych, w których tworzyły bardzo wyraźny obraz zdarzeń, po raz pierwszy występujących w plejstocenie Polski. Autor zdecydował się na ten drugi sposób. Tak jest w przypadku glacitektoniki. Zdaniem autora, dominowała ona przede wszystkim w czasie zlodowacenia sanu 2, kiedy to lądolód miał zapewne największą dynamikę, siłę niszczącą podłoże, największy zasięg i miąższość. Wcześniejsze nasunięcia nie sięgały tak daleko na południe i stąd ich siła destrukcyjna była mniejsza. Późniejsze, wielokrotnie powtarzające się procesy glacitektoniczne dostosowały się jedynie do powstałych wcześniej struktur takiej genezy i tylko miejscami mogły wytworzyć kolejne struktury geologiczne o znaczeniu ponadlokalnym.
Oczywiste jest, że wiele zdarzeń, które zachodziły w czwartorzędzie niemal nie pozostawiło śladów w obecnym obrazie rzeźby i osadów. Środowisko peryglacjalne, w którego badaniach Polska ma tak wielki dorobek, pozostawiło swój widoczny zapis głównie z czasu ostatniego zlodowacenia. Jego nikły ślad pozostał ze zlodowacenia przedostatniego, a jeszcze dawniejsze zapisy znajdują się jedynie w utworach lessowych. Ilustruje to także dobrze dolina Dunajca.
Nieco uwagi należy poświęcić procesom rzecznym. Otóż w ich badaniu miał miejsce charakterystyczny paradoks. Kilkadziesiąt lat temu, kiedy lawinowo rosła ilość profili wiertniczych, istniała oczywista konieczność ich opracowania. Wówczas powstała koncepcja szukania i znajdowania serii interglacjalnych osadów rzecznych, niemal dla każdych, miąższych osadów piaszczystych, które miałyby powstawać w kilku cyklach akumulacji wód płynących w warunkach klimatu ciepłego, interglacjalnego. Było to zastosowanie myśli S.Z. Różyckiego (1961, 1964, 1972b i in.). Nie ma tu miejsca na bliższy opis rezultatów takiego postępowania. Wystarczy wspomnieć, że jednym z nich było stwierdzenie w bardzo wielu miejscach obecności miąższych serii osadów rzecznych wieku interglacjalnego i definiujących interglacjał.
Coś z takich prób pozostało do chwili obecnej. To dobrze, bowiem na pewno w każdym okresie z klimatem umiarkowanym istniała sieć rzeczna, podobnie, jak i obecnie. Trudno jednak na Niżu szukać w holocenie osadów rzecznych o miąższości kilkudziesięciu metrów. Zazwyczaj ich miąższość wynosi kilka metrów, a w większych dolinach na Niżu miejscami nieco więcej (L. Starkel, 2001; J.E. Mojski, 2003). Tak samo musiało być wcześniej. W tej sytuacji autor pominął na ogół takie regiony i dane, w których opisywane były miąższe serie piaszczyste bądź piaszczysto-żwirowe uznawane za rzeczne. Przybliża to obraz powszechności wielkich dolin rzecznych na Niżu Polskim, istniejących w każdym interglacjale. Owszem, były takie doliny, ale podstawy do ich rekonstrukcji obecnie muszą być inne. Obejmują one potrzebę dokładnej dokumentacji badaniami laboratoryjnymi gęstej sieci profili wiertniczych. A że takich możliwości jest niewiele, to już zupełnie inna sprawa.
Pozostaje jednak szukanie właściwej genezy dla tak miąższych osadów piaszczysto-żwirowych. Wydaje się, że są to pokrywy sandrowe, które powstawały w czasie rozwoju i podczas zaniku kolejnych lądolodów skandynawskich. Takie pokrywy są bardzo pospolite na powierzchni i osiągają właśnie miąższości do kilkudziesięciu metrów, np. na obszarze ostatniego zlodowacenia. Część z nich podczas każdego zlodowacenia przynajmniej częściowo wypełniała rynny subglacjalne.