Nerwowe zachowania Tuska
1. Wczoraj niespodziewanie Premier Tusk zwołał nadzwyczajne posiedzenie swojej Rady Gospodarczej, której przewodzi były szef rządu Jan Krzysztof Bielecki, by po jej posiedzeniu stwierdzić, że pochwaliła ona dotychczasowe działania jego rządu. Ponoć zdaniem tej rady, rząd bezpiecznie przeprowadza nas przez kryzys europejski i światowy, co więcej jesteśmy dobrze przygotowani jak to ujął Premier Tusk po jej posiedzeniu na konferencji prasowej, „na kolejne niesprzyjające fale, które mogą w najbliższych dniach nadciągnąć”. Ma o tym świadczyć prawdopodobnie niższy niż planowano deficyt budżetowy o 10 mld zł, a także to, że przewidując kłopoty na jesieni, minister finansów wcześniej pożyczał pieniądze związane z obsługą naszego długu i zrealizował już 85% całorocznych potrzeb pożyczkowych.
2. To zastanawiające, że Premier Tusk w sytuacji swoistego finansowego trzęsienia ziemi w strefie euro oraz na światowych i europejskich giełdach nie zwołuje ciała konstytucyjnego, czyli rządu tylko ciało propagandowe (jak to kiedyś określiłem radę lobbystów przy premierze), które wystawia mu świadectwo dobrego rządzenia. Premier Tusk jak to ma w zwyczaju stawia, więc w sytuacjach dla siebie trudnych, na działania propagandowe. Zapowiadany mniejszy deficyt budżetowy to wcale nie wynik jakiś działań oszczędnościowych rządu, a rezultat wysokiej inflacji, która osiągnęła już wartość 5% w ujęciu rocznych, podczas gdy do założeń budżetowych przyjęto inflacje w wysokości 2,3% Minister Rostowski jest z tego zadowolony, bo przy dwukrotnie wyższej niż założono inflacji ma znacznie wyższe niż planowane, wpływy z podatku VAT. Wprawdzie dla pracowników i świadczeniobiorców wysoka inflacja to realny spadek ich dochodów, ale to ministra już mniej interesuje. Mimo wcześniejszego zaciągania pożyczek do końca roku minister finansów musi jeszcze pożyczyć około 30 mld zł do końca tego roku, a w całym nadchodzącym roku 2012 potrzeby pożyczkowe będą opiewały na przynajmniej 180 mld zł, co oznacza przy wysokich rentownościach naszych obligacji, coraz wyższe koszty obsługi naszego długu publicznego.
3. Ale w Polsce mamy poważne problemy nie tylko w finansach publicznych, ale także w gospodarce. Większość ekonomistów prognozuje spowolnienie gospodarcze nie tylko w 2 połowie tego roku, ale jeszcze wyraźniejsze w roku 2012 co oznacza, że wzrost PKB nie przekroczy 4%. To oznacza utrzymywanie się bezrobocia na poziomie 12-13% czyli ponad 2 mln osób bez pracy. Przy tak ogromnej zmienności na rynkach finansowych mamy ciągła presję na dewaluację złotego. Ta kilku procentowa dewaluacja w stosunku w stosunku do euro czy dolara poprawia konkurencyjność naszego eksportu, ale kilkudziesięcioprocentowa w stosunku do franka szwajcarskiego wpędziła w poważne kłopoty około 700 tysięcy gospodarstw domowych. Jeżeli w sytuacji, kiedy finiszujemy z inwestycjami finansowanymi z budżetu UE i mimo tego mamy spowolnienie gospodarcze to, co będzie z tymi inwestycjami i wzrostem gospodarczym kiedy unijne pieniądze się skończą? A ostatni rok obecnej unijnej perspektywy i pierwszy rok nowej perspektywy, czyli lata 2013-2014, będą okresem takiej posuchy w tych inwestycjach.
4. Premier Tusk, więc po raz kolejny zapewnia, że wszystko ma pod kontrolą, choć jego zachowania są coraz bardziej nerwowe. Już nawet nie wspomina jak to będziemy państwem wiodącym w UE podczas naszej prezydencji. W II połowie lipca siedzieliśmy jak mysz pod miotłą, nawet nie dopominając się uczestnictwa w posiedzeniach krajów strefy euro. Teraz tymi swoimi zapewnieniami, Premier może uspokoić już tylko chyba swoich kolegów z Platformy, bo na pewno nie rynki finansowe i agencje ratingowe, które coraz mocniej dopominają się o propozycje reform fiskalnych. Realistycznie bowiem oceniają ,ze Polska nie jest w stanie obsługiwać wynoszącego blisko 800 mld zł długu publicznego przy 6% rentowności polskich 10-letnich obligacji. Premier Tusk, a w każdym razie jego doradcy mają tego świadomość i stąd te jego nerwowe zachowania. Zbigniew Kuźmiuk
Czy tatuaże są dozwolone? – ks. Peter R. Scott, FSSPX Uzależnienie od tatuażu nie jest nowym zjawiskiem w historii ludzkości. Oszpecanie własnego ciała było spotykane w wielu prymitywnych społecznościach, jako znak męstwa, osiągnięć, jako prawdziwy znak honoru. Czy jednak współczesna praktyka stosowania tatuaży jest możliwa do porównania? Tatuaże podlegają pod pojęcie samookaleczenia. Samookaleczanie jest oczywiście dopuszczalne wtedy, gdy dokonywane jest dla dobra całego ciała, zgodnie z zasadą całości, oznaczającą, iż część istnieje dla całości. To zdroworozsądkowe zrozumienie podkreślone zostaje słowami Naszego Pana:
Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej, bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła.(Mt. 5, 29)
W związku z tym, nikt nie podważa możliwości poddania organów czy ciała okaleczeniu, zniekształcaniu zewnętrznego wyglądu, będących skutkiem leczenia poważnej lub zagrażającej życiu chorobie, na przykład nowotworu. Jednakże tatuaże są zniekształcaniem ciała skierowanym nie dla jakiegokolwiek dobra, czy to dla dobra ciała czy też duszy. Czy dopuszczalne jest, zatem przeprowadzenie takiej kosmetycznej deformacji bez jakiegokolwiek obiektywnego celu, jedynie z tego powodu, iż ktoś po prostu chce tego dokonać? Moralność zależy od władzy człowieka nad swoim ciałem. Zgodnie ze współczesnym myśleniem, człowiek ma absolutną władzę nad swoim ciałem i może czynić z nim wszystko, czego sobie zażyczy. Nie jest to jednak nauczanie Kościoła, gdyż aczkolwiek rozporządzamy naszym ciałem, to należy ono do Wszechmogącego Boga. Nasze panowanie nad naszym ciałem jest ograniczone do używania go do celów, dla jakich zostało stworzone. Było to przedmiotem wyraźnego nauczania papieża Piusa XI, który w encyklice dotyczącej małżeństw chrześcijańskich, potępił samookaleczenie sterylizacji:
Jest to zresztą nauką chrześcijańską i także wynikiem ludzkiego rozumowania, że poszczególny człowiek częściami swego ciała tylko do tych celów rozporządza, do których przez przyrodę są przeznaczone. Nie można ich niszczyć lub kaleczyć lub w jaki inny sposób udaremniać naturalnego ich przeznaczenia, chyba, że tego wymaga zdrowie ciała całego. Casti Connubii – Encyklika Piusa XI
Na zarzuty mówiące, iż tatuaże nie powodują szkody w funkcjonowaniu ciała, należy odpowiedzieć, że każde działanie człowieka musi mieć swój cel opierający się moralności. Nie ma czegoś takiego jak czyn moralnie obojętny. Czyn, który nie jest dobry, jest z konieczności zły. Jeśli nie ma celu w robieniu tatuażu, to mamy do czynienia co najmniej z próżnością, brakiem respektu dla człowieka, żądzą przyciągnięcia ku sobie uwagi lub zaszokowania innych. Ale w każdym z tych przypadków mamy do czynienia z nieuporządkowanymi motywami. Jeśli tatuaż nie jest szlachetny bądź umiarkowany, to jest zły, gorszący i grzeszny. Ten grzech może być powszedni, jeśli tatuaż nie atakuje Boga lub religii, lub nie jest niemoralny w swojej symbolice i jeśli dokonany został w akcie próżności, sam przez się jest powszednim nieuporządkowaniem. Może jednak być grzechem śmiertelnym, jeśli tatuaż jest bluźnierczy lub zaprzeczający religii, lub zastosowany, jako bezpośredni atak na Boską władzę nad ciałem człowieka. Czasami podnoszone są zarzuty, iż nawet żarliwi katolicy mają tatuaże z symbolami krzyży czy innymi symbolami świętymi. W takich przypadkach tatuaż może być wyrażeniem Wiary i zewnętrznym zademonstrowaniem świętości ciała, konsekrowanego Wszechmogącemu Bogu poprzez chrzest. Czytamy, więc, że św. Jane Frances Fremiot de Chantal wycięła na swojej klatce piersiowej gorącym żelazem święte imię Jezusa Chrystusa. Jednak jest to nadzwyczajna inspiracja świętej. W naszych czasach, najczęściej te symbole są zastosowane, jako forma przedrzeźniania, i są bardziej symbolem desakralizacji tej świątyni Boga, którą jesteśmy, niż w celu przeciwnym. Odnoszą się najczęściej do subkultury – ateistycznej a czasem pogańskiej. Zniżają one człowieka do poziomu zwierzęcia i mają czysto utylitarne znaczenia. W tym właśnie tkwi prawdziwe moralne podłoże tatuaży. Stosowane są one w duchu rebelii i generalnie przedstawiają jeden lub więcej aspekt tej rebelii, czasem nieczystej, ordynarnej, brutalnej, wstrętnej, przerażającej, odrażającej, jeśli nie otwarcie bluźnierczej czy diabolicznej. To jest dokładnie ta rebelia przeciw naturalnemu porządkowi, odrzucająca podporządkowanie się człowieka swojemu Stwórcy. Rebelia ta symbolizowana jest w tatuażach, przez które człowiek udaje posiadanie pełnej władzy nad swoim ciałem, oszpeca ciało, które Bóg w swej dobroci powierzył człowiekowi. To jest ta rebelia przeciwko zasadom, przeciwko skromności, rebelia przeciwko wszystkim społecznym oczekiwaniom, przeciwko społecznemu charakterowi człowieka. Właśnie w związku z tym, ten symbol opozycji wobec naturalnego porządku, został zabroniony w przykazaniach starego prawa:
Nie będziecie nacinać ciała na znak żałoby po zmarłym. Nie będziecie się tatuować. Ja jestem Pan! Kpł. 19, 28
Jakkolwiek prawa te nie są same w sobie wiążące dla sumienia, to jednak nie były one przypadkowe. Przykazanie, aby nie „uszkadzać swojego ciała” jest wymienione razem z takimi zabronionymi czynami, jak konsultowanie się z czarownikami czy wróżbitami, wróżenie ze snów, czy hańbienie swojej córki, nakłaniając ją do nierządu. Jest, zatem aktem rebelii przeciwko nadprzyrodzonemu porządkowi, gdyż tatuowanie symbolizuje człowieka trwającego w swoich prawach do czynienia cokolwiek mu się podoba, bez oddawania czci Swojemu Zbawicielowi [...] Symbolizuje odrzucenie świętości ciała człowieka. Jest symbolem najwyższej rozpaczy tak charakterystycznym dla współczesnego społeczeństwa mówiącego, że nasze życie cielesne jest końcem samym w sobie i nic już poza nim nie ma. ks. Peter R. Scott
The Angelus, Journal of Roman Catholic Tradition, Volume XXXII, Numer 2, luty 2009
Tłumaczył Lech Maziakowski
Sól w oku Bismarcka... Bismarck nie mógł rozwiązać szkoły, gdyż ta była całkowicie finansowana ze składek prywatnych oraz czesnego. Zadziałał inaczej. Podważył finanse szkoły. Idea kiełkowała od 1830 roku. Ciągle coś stało na przeszkodzie, by zgrać ze sobą wszystkie elementy. Aż nadszedł rok 1870. Wojna z Francją odciągnęła nieco uwagę rządu Prus od wschodnich rubieży państwa. To była szansa, której zacne grono społeczników nie zamierzało marnować. August hrabia Cieszkowski ofiarował 12 letnią bezpłatną dzierżawę 400 morgowego folwarku Żabikowo, położonego na obrzeżach Poznania. W skład folwarku wchodziły dwie cegielnie, pole doświadczalne, ogród warzywny i owocowy. Do tego dołożył 6 tysięcy talarów na wzniesienie potrzebnych budynków, by pomieszczono w nich bibliotekę, czytelnię, laboratorium chemiczne, gabinet fizykalny. Spółka Bazar przeznaczyła połowę odsetek z funduszu na podniesienie wielkopolskiego rolnictwa, handlu i przemysłu dla przyszłej szkoły. Od Mielżyńskich pochodziło 5 tysięcy talarów. Pobliska Fabryka Maszyn Rolniczych Hipolita Cegielskiego zobowiązała dostarczać swoich machin i narzędzi na próby pracy. Dnia 2 lipca 1870 roku naczelny prezes rejencji poznańskiej na wniesione podanie o pozwolenie uruchomienia szkoły rolniczej odpisał: „szkoły rolnicze przez osoby prywatne lub towarzystwa zakładane rządowego pozwolenia nie potrzebują.” 1/
„Szkoła Rolnicza im. Haliny w Żabikowie ma być szkołą średnią w tem znaczeniu, że nie mając zakroju akademickiego, zakreśliła sobie pole działania dalej sięgające, aniżeli szkoła dla mniejszych posiadłości lub szkoła włódarska. Zadaniem jej wykształcenie młodzieży, sposobiącej się do zarządzania większym majątkiem, czy to na własny czy obcy rachunek” 2/
Pod tym kątem ułożono program nauki, który obejmował
I. Nauki główne:
Nauka gospodarstwa wiejskiego
a/ Nauka produkcji
1. Ogólna nauka rolnictwa
2. Szczegółowa nauka produkcji ziemiopłodów
3. Nauka chowu inwentarza część ogólna
4. Nauka chowu bydła i koni
5. Nauka chowu owiec i wełno znawstwa
6. Nauka chowu trzody chlewnej i drobiu
b/ Nauka zarządu gospodarskiego
7. Ogólna nauka zarządu gospodarskiego
8. Nauka o urządzeniu gospodarstw
9. Szczegółowa nauka zarządu gospodarskiego
10. Nauka rachunkowości
11. Nauka taksacji i bonitacji
12. Historia i literatura gospodarstwa wiejskiego
II. Nauki pomocnicze
13. Fizyka
14. Chemia
15. Mineralogia i geognozja
16. Botanika
17. Zoologia
18. Nauka gospodarstwa społecznego
19. Nauki weterynarskie
20. Technologia gospodarska
21. Nauka o nawadnianiu i osuszaniu pól i łąk
22. Miernictwo
23. Mechanika i nauka o urządzeniach i machinach rolniczych
III. Demonstracye, ćwiczenia i repetitorya. 3/
Program ten był rozłożony na 4 semestry. Szkoła zainaugurowała swoją działalność 21 listopada 1870 roku. W pierwszym roku naukę pobierało 26 słuchaczy Po dwóch latach działalności naukę przedłużono do 6 semestrów. Liczba uczniów dochodziła do 72, zaś szkołę podniesiono do rangi wyższej uczelni. Od roku 1874 słuchacze zostali zobligowani do przedłożenia wydrukowanej pracy dyplomowej, która wraz egzaminem stanowiła podstawę do otrzymania dyplomu absolwenckiego. W roku 1875 uczeń Michał Girdwoyń ogłosił bardzo cenne dzieło o anatomii pszczół.
W tym roku szkoła posiadała już 15 katedr, 7 docentów i dwa lektoraty.4/
Kanclerz Prus Otto von Bismarck nienawidził Polaków uczuciem szczerym i głębokim. Swoim podwładnym powtarzał: "Bijcie Polaków tak długo, dopóki nie utracą wiary w sens życia. Współczuję sytuacji, w jakiej się znajdują. Jeżeli wszakże chcemy przetrwać, mamy tylko jedno wyjście - wytępić ich"5/
Wygrał walkę o hegemonię w Niemczech, podporządkował sobie Prusy, ujarzmił Francję, więc również za nic miał ustalenia Traktatu Wiedeńskiego z 1815 roku, który przyznawał Polakom zamieszkałym na terenie Wielkiego Księstwa Poznańskiego prawo do traktowania w życiu publicznym języka polskiego na równi z językiem niemieckim. Jego ideałem była sytuacja, w której każda rodzina zamieszkała w Wielkim Księstwie Poznańskim będzie we własnym domu nie tylko mówić, ale i myśleć po niemiecku za przewodnika duchownego mając pastora protestanckiego a nie księdza katolickiego. A tu nadchodziły sprawozdania o rozwoju prywatnej szkoły rolniczej z rejencji poznańskiej, która może spokojnie konkurować z pruskimi szkołami rządowymi, gdzie wykład odbywa się wyłącznie po polski, zaś szkoła staje się coraz bardziej popularna w Królestwie Polskim. Na Wielkiej Wystawie Rolniczej w Warszawie we wrześniu 1874 roku pawilon Szkoły Rolniczej imienia Haliny w Żabikowie z Wielkiego Księstwa Poznańskiego zrobił prawdziwą furorę.
Sprawozdawca donosił: „… Aby nabrać wyobrażenia czym szkoła żabikowska jest już obecnie, niczego więcej nie potrzeba, jak wyliczenie przedstawionych przez nią okazów.
1/ 179 okazów różnych gatunków i odmian pszenicy w ziarnie
2/ 160 okazów pszenicy w kłosach
3/ 22 okazy przedstawiające rozmaite formy przejściowe w rozwoju pszenicy
4/ 8 okazów pszenicy, hodowanej w roztworach wodnych różnych soli
5/ 18 okazów przedstawiających wszystkie choroby pszenicy
6/ 71 okazów chwastów rosnących w pszenicy
7/ 73 okazy owadów szkodliwych dla pszenicy
8/ 7 okazów owadów pożytecznych (tj. tępiących owady szkodliwe)
9/ Plastycznie przedstawione okazy analiz pszenicy (ziarna, plew, słomy) razem w 45 okazach
10/ Techniczne przeroby pszenicy w 31 okazach.
11/ Okazy ziem pszennych (kujawska, malborska, chełmińska i turewska), wraz z zawartymi w tych ziemiach solami.
12/ Na koniec obszerną rozprawę „O pszenicy i jej uprawie” napisaną przez Neubauera , byłego ucznia szkoły w Żabikowie.
(…) Otóż patrząc na tę można się przez parę godzin więcej nauczyć o pszenicy, niż czytając przez parę miesięcy najuczeńsze w tym przedmiocie dzieła. (…)”6/
Bismarck nie mógł rozwiązać szkoły, gdyż ta była całkowicie finansowana ze składek prywatnych oraz czesnego. Zadziałał inaczej. Podważył finanse szkoły. W czerwcu 1875 roku prezes rejencji poznańskiej wydał rozkaz, na mocy którego poza granice Prus zostali wydaleni trzej profesorowie szkoły oraz 30 uczniów pochodzących w Królestwa Polskiego. Szkoła straciła 50% stanu uczniowskiego oraz sens istnienia, gdyż istniała obawa, że nie będzie kolejnych chętnych słuchaczy z zagranicy. Szkoła zakończyła działalność w 1876 roku. Naukę w niej pobierało w sumie 152 uczniów, z czego 127 pochodziło z Królestwa Polskiego. W 1919 roku dzięki katedrze oraz dorobkowi naukowemu i dydaktycznemu Wyższej szkoły Rolniczej w Żabikowie powołany został Wydział Rolniczo-Leśny we Wszechnicy Piastowskiej przemianowanej rok później na Uniwerytet Poznański.
1/ N. Urbanowski: „Wspomnienie o Wyższej Szkole Rolniczej imienia Haliny w Żabikowie” Poznań 1893, .s. 282
2/ Dr J. Au: „Słów kilka o znaczeniu Szkoły Rolniczej im. Haliny w Żabikowie” [w:] Ziemianin 26.11.1870 r. , Nr 48.s.415
3/ Ogólny rozkład nauk [w:] Dodatek do Nr 46 Ziemianina, 1870, s. 1
4/ Adam Wrzosek: „Wielki czyn obywatelski. Rzecz o Wyższej Szkole Rolniczej imienia Haliny w Żabikowie.” Poznań 1928, s. 11-12
5/ Guz Eugeniusz, "Winni szukają winnych", Wydawnictwo Śląsk,1984, str.13-14
6/ Tygodnik Ilustrowany, 3.10.1874, Nr 353, s.213
Ewa Rembikowska
Apoteoza zbrodni Jeszcze o Powstaniu Warszawskim… Poniższy artykuł można uznać za reprezentatywny dla środowiska narodowców. Gajowy Marucha całkowicie zgadza się z jego wymową. – admin.
Święty kucharz od Hipciego Wszyscy święci, hej, do stołu! W niebie uczta: polskie flaczki wprost z rynsztoków Kilińskiego! Salcesonów misa pełna, Świeże, chrupkie Pachną trupkiem: To z Przedmurza! Do godów, święci, do godów, Przegryźcie Chrystusem Narodów! (Tadeusz Gajcy; wiersz znaleziony przy poecie po śmierci 16.VIII.44)
67 lat temu wybuchło powstanie warszawskie. Ktoś powie – skąd i dlaczego taki tytuł? Czyżby ktoś ośmielił się wychwalać rzeźników Dirlewangera czy Kamińskiego? Oczywiście, że nie. Są za to całe zastępy tych, począwszy od Prezydenta RP, poprzez partyjnych szefów, władze samorządowe, a skończywszy na rozmaitych historykach i publicystach, którzy rokrocznie dokonują apoteozy zbrodni na Polsce i Polakach, jakim było to powstanie, stawiając nadto na piedestał tych, którzy do tej zbrodni doprowadzili i są za nią odpowiedzialni. Społeczeństwo polskie karmione jest jak zwykle dużą dawką kompletnie absurdalnych stwierdzeń, które zasadność tego katastrofalnego błędu polskiej polityki mają potwierdzać. Podczas niedzielnych uroczystości oficjalnych w Warszawie można było usłyszeć m.in., że dzięki powstaniu mówimy po polsku, że udowodniliśmy nim światu, że patrioci gotowi są oddać życie za sprawę, że powstanie to praprzyczyna powstania Solidarności itd. Wcześniej, w tygodniu, słuchacz Radia Maryja, bez komentarza ze strony gospodarzy audycji, stwierdził, że dobrze się stało, że warszawiacy mogli zginąć z bronią w ręku, bo inaczej zostaliby spacyfikowani i wywiezieni przez Sowietów. Doprawdy ręce opadają… Nie sposób stwierdzić, w jaki sposób warszawska hekatomba wpłynęła na zdolność posługiwania się językiem polskim w, dajmy na to, Krakowie i Poznaniu, które zresztą także, razem z szeregiem innych polskich miast, nie zostały, choć nie wybuchły w nich powstania, spacyfikowane przez Sowietów a ludność ich nie została wywieziona. Oczywiście, pewną część mieszkańców tych miast poddano represjom stalinowskim, ale raz, trwały one przez lata, dwa, nie dotknęły ani całej ludności tych miast, ani nie zakończyły się śmiercią 200 tysięcy ludzi. Nadto, żeby oświecić słuchacza RM, cywilne ofiary broni w ręku nie miały, nie mieli jej też w dużym procencie, żołnierze. A co z dawaniem dowodów światu? Nic. Ani nie mieliśmy żadnego obowiązku, żeby dokonywać ofiary całopalnej na globalny pokaz, ani też świat od nas żadnej ofiary nie oczekiwał i w ogóle nic go to nie obchodziło. Czym było więc w istocie powstanie warszawskie? Było zbrodnią dokonaną na narodzie polskim przez beznadziejnych polityków i wojskowych, wyznających destrukcyjną ideologię powstańczą wyrażającą się słowami „tryumf albo zgon”, „wszystko albo nic”. Było tej ideologii ostatecznym i najkrwawszym w historii wyrazem. Było też oddaniem Stolicy, Jej ludności, Jej wielosetletniego dorobku materialnego, na pastwę rozpasanych teutońskich zbrodniarzy. Z punktu widzenia politycznego, było najczystszej wody szaleństwem, poddającym w wątpliwość zdolność Polski i Polaków do posiadania i utrzymania własnego państwa. Jak dalece tkwiła w nas idea powstańcza, świadczy fakt, że powstanie warszawskie poparły różne siły polityczne, nie tylko klasyczni jej wyznawcy – piłsudczycy. Co więcej, wybitny przedstawiciel piłsudczyzny, ówczesny Naczelny Wódz, gen. K. Sosnkowski, był powstaniu zdecydowanie przeciwny. Powstańcza konspiracja w strukturach wojskowo-cywilnych rządu londyńskiego i na to znalazła sposób, przetrzymując właściwą depeszę NW. Nie można wyobrazić sobie gorszej kalkulacji politycznej i wojskowej od tej, jaka kierowała sprawcami powstania. Powstanie miało być politycznym zwycięstwem nad Stalinem, co nie przeszkodziło autorom tej „myśli” oczekiwać od tegoż Stalina pomocy w pokonaniu Niemców! Nie jest dobrze, kiedy politycy decydujący o losach narodu traktują wrogów, naiwnie i lekkomyślnie, jak idiotów. Chyba dla makabrycznego „żartu” nie poinformowano też o powstaniu, tracących do nas gwałtownie cierpliwość już długo przed jego wybuchem, sojuszników. Powstanie warszawskie było ostatecznym ciosem dla polityki rządu londyńskiego, pozbawiło go ostatnich atutów w tragicznej konfrontacji ze Stalinem i w beznadziejnych próbach utrzymania dlań sympatii Anglosasów. Skutkiem, na gruncie londyńskim, była dymisja Mikołajczyka i powołanie ostatniego wojennego rządu na emigracji z Arciszewskim, jako premierem. Rząd ten na początku miał rację i czysto już formalne uznanie mocarstw zachodnich. Wkrótce została mu tylko racja… To naturalnie imponuje zwolennikom i wyznawcom hasła „wszystko albo nic”, ale nie niosło (i nie niesie) w ogóle, żadnej wartości pozytywnej dla narodu, który pozostał w Polsce, i którego o racje, legalistyczne mrzonki i wzniosłe hasła, nie pytano. Wojskowo, powstanie było zbrodnią dokonaną przez dowódców na własnych żołnierzach. Rzucono kwiat polskiej młodzieży w bój bez broni, którą słowami jednego z odpowiedzialnych za wybuch powstania, „zdobywa się na przeciwniku”. I tacy ludzie otrzymywali później w Londynie, wbrew idei tego odznaczenia, Virtuti Militari… W kręgach decyzyjnych, wśród koryfeuszy londyńskiej polityki polskiej zwyciężyła XIX-wieczna tradycja krwawej ofiary, zwielokrotniona w swym tragizmie poprzez warunki II wojny światowej – zdziczenie obyczajów wojennych i postęp technologiczny. Jedną z wielu przyczyn takiego stanu rzeczy była także porażająca słabość Ruchu Narodowego, któremu zabrakło politycznej dojrzałości i przywództwa po śmierci Dmowskiego. Wyznacznikami tej słabości były bierność i sojusz z piłsudczykami o podłożu rusofobicznym. Jakże inaczej było w 1914 r., kiedy to jedyny raz, dzięki Dmowskiemu i Narodowym Demokratom, uratowano Polskę od klęskowego powstania, do którego dążył Piłsudski. Szczęściem w tym nieszczęściu było, że naród sam, bez udziału przywódców, zrozumiał jak wielkie zło przyniosło powstanie. Nikomu nie udało się wywołać powstania w Polsce po 1944 r., choć wielu tego pragnęło. Stąd dzisiaj, zawiedzeni w swych nadziejach i wściekli na rozsądek Polaków, wyznawcy ideologii powstańczej wymyślają sobie różne ersatze, typu powstanie czerwcowe 1956, czy powstanie grudniowe 1970. Nigdy nie rozumiałem tych ludzi, ale obserwacja ich zachowań wskazuje na to, że już samo użycie terminu „powstanie” wywołuje u nich nienaturalne podniecenie i sztubacką satysfakcję… Dzisiaj znów sączy się powstańczy jad (ot, taka sobie wiadomość z 31.07 – Kilkuset szczecinian śpiewało na jednych z placów w centrum miasta pieśni patriotyczne – legionowe i powstańcze). Wszystkie oficjalne media przemawiają jednym głosem, który stanowi konglomerat naiwnych stwierdzeń i bezwzględnie budowanego mitu. Apoteoza powstania stała się również wyznacznikiem prawicowości, na równi z uwielbieniem dla Piłsudskiego i nienawiścią do Rosji. Naturalnie, przoduje w tym Prawo i Sprawiedliwość. Kiedy minister Radosław Sikorski na blogu użył w stosunku do powstania warszawskiego słów „narodowa katastrofa”, powstańczycy (taki neologizm) z PiS zawyli. Najpierw radni warszawscy, później sam rzecznik PiS, Adam Hofman. Radni stwierdzili, że „Podważanie sensu heroicznego zrywu Powstańców Warszawskich, atak na ich dowódców, przywołuje w pamięci praktyki władz komunistycznych, które nie powinny mieć miejsca w Wolnej i Niepodległej Rzeczypospolitej”, zaś Hofman, że „mentalność ministra Sikorskiego jest mentalnością ministra z PZPR”, i że „pasuje dokładnie do systemu, który nazywał się komunizm”. Pomijając absurdalną treść merytoryczną tych wypowiedzi, należy zwrócić uwagę na dwa ich aspekty. Pierwszy – w postaci trwającego procesu sprowadzania prawicy w Polsce do towarzystwa niepoczytalnych romantyków. Drugi – na zakamuflowaną chęć wprowadzenia cenzury historycznej odnośnie powstania warszawskiego, na wzór niesławnej pamięci ustawy o ochronie czci marszałka Piłsudskiego sprzed wojny i celowe obrażanie krytyków powstania porównaniami do komunistów (mała uwaga – co do zasady, nie jest ważne KTO mówi, ale CO mówi – nie przekreślam z góry historyków z PZPR, tak jak i historyków piłsudczykowskich; to dopiero treść decyduje o ocenie) itp. Heroizmu walczących i ofiar nikt nie kwestionuje. Chodzi o to, żeby ten heroizm nie był tarczą dla politycznej głupoty i nieodpowiedzialności. Dla politykierów żywiących się cudzym nieszczęściem. Jak ulał pasuje do tej sytuacji anegdota o dyskusji między emigrantami w Paryżu, kiedy Mickiewicz zarzucił wojskowym, że nie broniono do końca Warszawy „choćby miały z niej pozostać tylko gruzy i zgliszcza”. Odpowiedziano mu: „Po to byś Pan, Panie Mickiewicz, mógł siąść na zgliszczach i opiewać ruiny”. Otóż, to! Dzisiejsza prawica polska odwołująca się do tradycji powstańczej, karmi się opiewaniem klęsk, ich rozpamiętywaniem żyje. Mieliśmy tego najjaskrawszy przykład w postaci „zbrodni smoleńskiej”. Jej „program” to połączenie negacji z kultem katastrof narodowych. Brak programu pozytywnego, brak myśli o wychowaniu narodu w „kulcie” politycznego racjonalizmu i realizmu. Taka prawica może pełnić rolę wyłącznie destrukcyjną. Jej politycznej wizji, obejmującej także narodowe dzieje, należy się zdecydowanie przeciwstawić. Stąd m.in. taki a nie inny wybór wiersza stanowiącego motto powyższego tekstu. Ten „pośmiertny” utwór poległego w powstaniu Tadeusza Gajcego poraża swoją agresywną wymową, jest wręcz obrazoburczy, uderza w „uświęcone” hasła polskiej tradycji, nie tylko przecież romantycznej, nadto, kpi z sił niebieskich, do których przywiązanie jest również dla wielu, wyznacznikiem polskiej tożsamości… A jednak – miast nerwowych tików i odruchowego łapania za nieistniejąca szabelkę, miast zakazów i świętego oburzenia, usiądźmy raczej do poważnej dyskusji nad naszą historią, żeby zminimalizować ryzyko błędów w przyszłości. Czy można, wbrew nadziei, uwierzyć że tak się stanie? http://jednodniowka.pl
Apoteoza zbrodni – komentarz Szczerze dziękując Panu Redaktorowi Adamowi Śmiechowi za udostępnienie powyższego tekstu, który powinien być jak najszerzej rozkolportowany jako stanowisko propolskie wobec historii i współczesności – tym cenniejsze, że sformułowane przez przedstawiciela młodego pokolenia polskiej myśli politycznej, należałoby jeszcze podkreślić, że:
1. Formułowane są obecnie i podawane szeroko naszej młodzieży katolickiej myśli zupełnie przeciwstawne wnioskom płynącym z „Apoteozy zbrodni”. Przykładowo: portal wicipolskie.org przedrukował dziś tekst Adama Kowalika z portalu piotrskarga.pl, uchodzącego za portal polski i katolicki, zatytułowany „W rocznicę Powstania Warszawskiego”. W tekście tym patrzymy na fotografię samotnej powstańczej mogiły z krzyżem w hełmie na tle morza ruin i czytamy:
„Oczywiście, można zarzucać oficerom podejmującym decyzję o powstaniu, że zrobili to w nieodpowiedniej chwili, o nieodpowiedniej porze, nawet na nieodpowiednim terenie. Można zbić argument o nieuniknioności wybuchu powstania, do którego mieli doprowadzić spragnieni walki szeregowi żołnierze Armii Krajowej, wskazując na karność tych ludzi, wykazaną choćby przed Akcją pod Arsenałem, kiedy Zośka zwinął gotowe do walki oddziały tylko dlatego, że nie dotarł rozkaz zezwalający na nią. Można wskazywać na dobra kultury zniszczone bezpowrotnie w wyniku barbarzyństwa Niemców. Ale jaki to ma sens? Czy wróci komuś życie? Czy dzięki samokrytyce w cudowny sposób na półkach bibliotek i archiwów warszawskich pojawią się bezcenne rękopisy i dokumenty historyczne? Czy w miejsce bierutowskiej czy gomółkowskiej architektury wyrosną na nowo zabytkowe gmachy?Oczywiście historycy, politolodzy niech rozdzielają włos na czworo, niech dochodzą prawdy, politycy niech uczą się na błędach przodków, ale całe społeczeństwo polskie niech robi co innego, niech kontynuuje budowę duchowego gmachu. Niech dba o dziedzictwo, które zostawili nam chłopcy i dziewczęta w biało-czerwonych opaskach na przedramieniu. Są szczęśliwe narody, które mogą z dumą oprowadzać obcokrajowców i pokazywać liczne zabytki kultury i sztuki. Mogą chwalić się licznymi bibliotekami, pełnymi opasłych tomów. Niestety położenie geograficzne Polski i okoliczności dziejowe spowodowały, że Polak gdzie indziej lokował cały swój wysiłek. Duma Polaków mieści się nie w materialnych dobrach, lecz w kształtowaniu kolejnych pokoleń na wiernych synów Kościoła i Ojczyzny, którzy w razie potrzeby nie zawahają się podjąć trudu w obronie ideałów.”
Za: http://www.wicipolskie.org
Trudno to nawet komentować, to chyba jakiś rodzaj nihilizmu egzystencjalnego, niewiary w to, że państwo, religia i materia są dla ludzi, a ludzie nie są zwierzętami do składania na ołtarzach ofiarnych.
2. Kto powyższe propaguje? Zarówno wicipolskie.org, jak i piotrskarga.pl zaliczyć chyba można do mediów sympatyzujących, czy reprezentujących opcję proamerykańską („proatlantycką”). Podobnie jak m.in. Radio Maryja, Nasz Dziennik i rozmaite organy „smoleńskie”, media tej opcji podtrzymują wizję historii, w której „polski Duch” (patriotyczny i katolicki, rzecz jasna) zwycięsko wznosi się nad oceanami spalonych ruin i stosami okrwawionych trupów, co ma być dla następnych pokoleń słusznym powodem do dumy ze złożonej dla Polski ofiary i ewentualnym wzorem do naśladowania.
3. Dlaczego się powyższe propaguje? – Bo Powstanie Warszawskie (i szereg innych), to walka z Rosją, naszym odwiecznym i podstępnym wrogiem, z którym nie można, nie da się i nie wolno w żadnym wypadku się dogadywać, chyba że Rosjanie zgodzą się zmienić swój kraj, naród, rząd, ordynację, preferencje wyznaniowe, system obrony, politykę zagraniczną i zrobią parę innych istotnych ustępstw oraz zadośćuczynień, a wówczas rozważymy możliwość porozumienia się z nimi. Na naszych warunkach.
4. Czym powyższe może skutkować? – Oprócz zwodzenia na manowce myśli politycznej (czy raczej nie-myślenia), zwolennicy „apoteozy zbrodni” wpychają kolejne pokolenia Polaków w psychologiczne objęcia Zachodu jako dobrego wujka, który zawsze pomoże polskiemu Czerwonemu Kapturkowi w zmaganiach ze strasznym rosyjskim Wilkiem. A to przecież nieprawda. Można śmiało się spodziewać, że Zachód zachce nas tylko po raz kolejny cynicznie wykorzystać do własnych strategicznych rozgrywek. Jednocześnie można przypuszczać, że żaden rząd rosyjski nie zechce wiązać jakichkolwiek politycznych nadziei z tą częścią narodu polskiego, która jest wprawdzie polska i katolicka, ale jednocześnie jest jakby naznaczona piętnem antyrosyjskości i dotknięta obsesją insurekcyjną. W tej sytuacji Rosja być może nie ma innego wyjścia, jak tylko zbierać, co się da do siebie (jak niegdyś Księstwo Moskiewskie zbierało ziemie ruskie) – na przykład Białoruś, pozostawiając Polskę na uwięzi UE, w objęciach Niemiec. Czyż można w ogóle marzyć o wspieraniu przez Rosję suwerennej Polski, jeśli państwem tym mieliby rządzić zwolennicy antyrosyjskich powstań i wypraw moskiewsko-kijowskich, opanowani na dodatek myślą o stworzeniu z państw leżących między Rosją i Niemcami jakiegoś nowego „sanitarnego kordonu”?
5. W tej sytuacji dojście do głosu opcji propolskiej, antyinsurekcyjnej, której przedstawicielem jest niewątpliwie red. Śmiech, to jedyna szansa na ocalenie suwerennej tożsamości małych i średnich państw słowiańskich, gdyż do tego niezbędna będzie, jak się wydaje, rosyjska akceptacja koncepcji współpracy słowiańskiej i praktyczna pomoc Rosji.
GG.
http://polski.blog.ru/124163411.html
Białoruski MSZ wydał oświadczenie w sprawie dziwnej śmierci Leppera. Zaskakujący apel Białorusi po śmierci Leppera Białoruskie MSZ z głębokim smutkiem odebrało wiadomość o śmierci Andrzeja Leppera, którego nazwało „wybitnym polskim politykiem” oraz bezkompromisowym obrońcą interesów prostych ludzi” – podano w komunikacie prasowym ambasady Republiki Białoruś w Polsce. Jednocześnie Białoruś zwraca się do polskich władz o rzetelne dochodzenie w sprawie wyjaśnienia śmierci Andrzeja Leppera. Białoruskie MSZ zwraca się do polskich władz o rzetelne dochodzenie w sprawie wyjaśnienia śmierci Andrzeja Leppera. „Apelujemy o przeprowadzenie obiektywnego i wszechstronnego śledztwa tej tragedii” – czytamy w komunikacie prasowym Ministerstwa Spraw Zagranicznych Białorusi. Białoruski MSZ twierdzi, że Andrzej Lepper „często był narażany na naciski i prześladowania, jako bezkompromisowy obrońca interesów prostych ludzi”. „W Polsce i poza jej granicami Andrzej Lepper słynął, jako bezkompromisowy obrońca interesów prostych ludzi. Z tego powodu często był narażony na naciski i niezasłużone prześladowania” – dodał cytowany w komunikacie rzecznik MSZ Białorusi Andrej Sawinych. W jego opinii „śmierć słynnego polityka przed wyborami parlamentarnymi w Polsce wzbudza zaniepokojenie”. „Tą sytuację komplikuje fakt, że to nie była pierwsza śmierć wśród kierownictwa partii w tym roku” – głosi oświadczenie Sawinycha (polskie media napisały o samobójstwie byłego doradcy Leppera ds. kultury Wiesława Podgórskiego, do którego doszło w czerwcu br. – PAP). Ponadto złożył kondolencje krewnym i bliskim zmarłego.
Przyjaciele Bandery przede wszystkim w PJN W środowisku Kresowian i ich potomków trwają zagorzałe spory, czy głosować na PiS. W 2005 r. środowisko to gremialnie głosowało na braci Kaczyńskich, ale szybki rozczarowało się postępowaniem prezydenta RP i wielu jego dworzan. W tym kontekście polecam doskonałą analizę dr hab. Leszka Jazownika, profesora Uniwersytetu Zielonogórskiego. Pisze on tak:
Cytuję za miesięcznikiem „Nad Odrą”.„Gołym okiem można natomiast dostrzec, iż wiele osób jawnie lub milcząco wspiera działania ukraińskich nacjonalistów. Oczywiście najbardziej wśród nich widoczni są politycy. Środowiska kresowe wielokrotnie zwracały uwagę, że wiele tego rodzaju osób przeniknęło do najbliższego otoczenia politycznego braci Kaczyńskich. Należą do nich choćby:
– Bogumiła Berdychowska – doradczyni prezydenta Kaczyńskiego w sprawach wschodnich, która była inicjatorką zbierania podpisów pod apelem do Rady Miasta Warszawy w sprawie niedopuszczenia do budowy pomnika ku czci ofiar zbrodni ukraińskich nacjonalistów w Warszawie.
– Marek Kuchciński – wiceprezes PiS, a obecnie wicemarszałek Sejmu RP, znany ze swych sympatii banderowsko-upowskich. Szczególną aktywność wykazał w załatwianiu pochówku na cmentarzu wojennym strzelców siczowych w Przemyślu dla ludobójców z UPA zabitych podczas napadu na Birczę. Ostatnio pod przywództwem wspomnianej tu już uprzednio Joanny Kluzik-Rostkowskiej wyodrębniło się z PiS-u ugrupowanie sympatyków i apologetów ruchu neobanderowskiego, występujące pod znamienną nazwą „Polska Jest Najważniejsza” . W skład tego ruchu wchodzą m.in.:
– Paweł Kowal – w okresie PRL-u tajny współpracownik WSI, później wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PiS, a obecnie eurodeputowany PiS, który systematycznie krytyko-wał rezolucję Parlamentu Europejskiego z 25 lutego 2010 roku, potępiającą uhonorowanie Bandery tytułem Bohatera Ukrainy.
– Michał Kamiński – zasłynął z dokonywanych na forum europarlamentu niewybrednych ataków na śp. europosła Filipa Adwenta , który udokumentował ogromną liczbę przypadków łamania na Ukrainie ordynacji wyborczej przez obóz wyborczy Juszczenki, a w szczególności – krytykował ulotkę wyborczą pt. Ukraina dla Ukraińców, informującą, że przyszły prezydent gwarantuje wprowadzenie dyktatury narodowej oraz wygonienie Moskali, Przeków [tj. Polaków] i Żydów .
– Adam Bielan – wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, który opowiedział się za odrzuceniem wysuniętego na tym forum projektu uznania zbrodni UPA za akt ludobójstwa, natomiast silnie zaangażował się w dążenia do tego, by za przejaw ludobójstwa uznany został Wielki Głód na Ukrainie Wschodniej.
– Elżbieta Jakubiak – posłanka domagająca się stanowczego respektowania linii Giedroycia w polskiej polityce wobec Ukrainy. Niestety, to jest tylko wierzchołek góry lodowej”. Profesor napisał także o doradcy prezydenckim Janie Olszewskim:
„Doprawdy jest żałosne to, że były premier polskiego rządu, człowiek stojący na czele Ruchu Odbudowy Polski – partii deklarującej podtrzymywanie tradycji patriotycznych, nie dostrzega różnicy między Stepanem Banderą a Józefem Piłsudskim oraz między AK (organizacją wojskową powołaną do walki z hitlerowskim okupantem) a UPA (organizacją terrory-styczną, wyrastającą ze skrajnie nacjonalistycznej ideologii Dmytra Doncowa, szkoloną i dozbrajaną przez hitlerowców, odpowiedzialną za masową eksterminacją ludności cywilnej). Co do ostatnie wspomnianej Elżbiety Jakubiak, to mogę potwierdzić to z autopsji, gdyż w kwietniu 2011 r. na zaproszenie posła Adama Gawędy uczestniczyłem w Wodzisławiu Śląskim w świetnie przygotowanej akademii ku czci ofiar Katynia. Na koniec spotkania przybyła także poseł Jakubiak, która zamiast powiedzieć sensownego do zgromadzonej młodzieży szkolnej wygadywała niestworzone brednie o zasługach Juszczenki w budowaniu „wschodniej flanki”.
http://wolyn.btx.pl/index.php/publikacje/250-w-krgu-tzw-uchway-krajowego-prowidu-organizacji-ukraiskich-nacjonalistow.html
Wczoraj aresztowano Julię Tymoszenko, która wraz Wiktorem Juszczenko zniszczyła owoce “pomarańczowej rewolucji”. W Polsce jej największymi sojusznikami, jak byli wspomniani Paweł Kowal i Michał Kamiński. Czy będą o nią walczyć w Parlamencie Europejskim? Czy też porzuca ją jak niepotrzebny przedmiot? Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
07 sierpnia 2011 Pod okupacją soc-Konstytucji Pisałem już wielokrotnie, że polska konstytucja z 2 kwietnia 1997 roku to stek sprzeczności, nonsensów i momentów, w których można boki zrywać ze śmiechu i braku logiki. Poszczególne artykuły sprzeczne są ze sobą wewnętrznie, sprzeczne pomiędzy sobą i sprzeczne przed wszystkim ze zdrowym rozsądkiem.. Pisali ją socjaliści, tworzył pan Aleksander Kwaśniewski i pomagał mu pan Ryszard Kalisz, przez niektórych zwany” tęczowym Ryśkiem”.. Obaj napisali Konstytucję, opartą głównie na satyrze - jeśli ktoś ma oczywiście polityczne poczucie humoru. Należałoby o niej napisać wielostronicową książkę.. Ale spróbujmy krótko… Otwieram Konstytucję na stronie 23, przypadkowo, wydanie Skierniewice 1999, wydawnictwo SIGMA, gdzie pod hasłem” Wolności i prawa ekonomiczne, socjalne i kulturalne” w artykule 64, pkt 1 czytamy: „Każdy ma prawo do własności, innych praw majątkowych oraz prawo dziedziczenia”. Poprawnie powinno być napisane: „Każdy ma prawo do swojej własności, praw majątkowych oraz do prawa( a nie prawo) dziedziczenia”. Bo ktoś mógłby pomyśleć, że ma prawo do cudzej własności, praw majątkowych innych oraz prawa dziedziczenia własności innych. Jest napisane nie po polsku, w sposób niezrozumiały.. W punkcie drugim tego samego artykułu jest powtórzenie i podkreślenie równości, co oryginalnie zapisano: „Własność, inne prawa majątkowe oraz prawo dziedziczenia podlegają równej dla wszystkich ochronie prawnej.”(???) Bo nie wystarczy, że każdy ma prawo do swojej własności, choć jest to prawo naturalne, tak jak oddychanie naturalnym powietrzem i pisanie, że każdy ma prawo do oddychania powietrzem- przyznacie państwo - jest zwykłym nonsensem, tak jak prawo do chodzenia w butach czy jeżdżenia metrem.. Nie trzeba tego wpisywać do Konstytucji, bo jest to prawo istniejące w sposób naturalny.. Tak jak prawo do jedzenia dżemu.. Ale już w punkcie 3, tego samego artykułu 64 napisano, że” własność może być ograniczona tylko w drodze ustawy i tylko w zakresie, w jakim nie narusza ona istoty prawa własności”.. Przezabawne..(???) Jak ograniczyć prawo do własności, żeby nie naruszyć własności.? I co to jest „istota prawa własności”, a co” istotą własności” nie jest? Bo moim zdaniem własność, to pełna władza nad rzeczą z wyłączeniem osób trzecich.. W tym organów demokratycznego państwa prawnego., tak naprawdę bezprawnego. Jeśli ma być własność, - to musi ona być bezwzględna.. Albo się jest właścicielem, albo się nie jest.. Twórcy tego zapisu podzielili własność na „nie istotę prawa własności” i „istotę prawa własności’. Chodzi im o to, że można naruszać część pierwszą, ale żeby nie naruszać części drugiej.. Ale jak zdefiniować część pierwszą, a jak drugą? Tego ustawodawca nie wyjaśnia.. Można podejrzewać, że jest jakiś argument, który decyduje o tym, że własność można zgwałcić ustawowo, bo” własność może być ograniczona tylko w drodze ustawy”. Bez ustawy nie można ograniczyć komuś własności, choć na papierze jest właścicielem.. Ma de facto pusty tytuł do własności, bo jak ktoś może mu ograniczyć jego własność bez sprecyzowanego zakresu ograniczenia, to można ograniczać w nieskończoność aż do całkowitej konfiskaty, wystarczy demokratycznie przegłosować przy pomocy większości.. Jeśli własność można ograniczać- to własność jest pod zdechłym kotem lub zdechłym psem.. Bo nie ma żadnej gwarancji przed knuciem parlamentu przeciwko” obywatelom”. Niczyje zdrowie ani mienie nie jest bezpieczne, kiedy obraduje parlament.. A w art. 32.1 zapisano, że: „Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne”. Ale wygląda na to, że nie w sprawach własności.. Bo te można ograniczać ustawą bez żadnych ograniczeń, żeby tylko nie naruszyć” istoty prawa własności”(???) Ale już w art. 32.2 zapisano: „Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”(!!!)/ Np. dobrze.. A z powodu przyczyny własności może być dyskryminowany? Jak jego własność może być ograniczona w drodze ustawy.. A może to nie jest dyskryminacja? Bo ustawa nie może dyskryminować, ale sprawiedliwie traktować.. A sprawiedliwość to przecież stała i niezłomna wola oddawania każdemu tego, co mu się należy.. I co z góry wiadomo -co mu się należy.. W art. 47 zapisano, że:” Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do DECYDOWANIA O SWOIM ŻYCIU OSOBISTYM”. A czy w zakres decydowania o swoim życiu osobistym wchodzi jego własność? Bo jeśli nie wchodzi, to jest to zgodne z artykułem 64- a jeśli wchodzi, to z artykułem 64 jest niezgodne, Bo art. 64.. p.3 stwierdza, że” własność może być ograniczana tylko w drodze ustawy i tylko w zakresie, w jakim nie narusza ona istoty prawa własności”(????) Bo chodzi o to, żeby ograniczając własność nie naruszyć jej istoty(?????). Takiego jądra własności - jak w atomie; można go rozbić, ale nie naruszać jądra.. Czy to nie są jaja? Art.21 stanowi: „ \Rzeczpospolita Polska chroni własność i prawo dziedziczenia”. A czym różni się to sformułowanie od artykułu.64, że” Każdy ma prawo do własności, innych praw majątkowych oraz do prawa dziedziczenia”. A czy dochód, jaki wytwarza „obywatel” jest własnością „obywatela”? Ja uważam, że tak, bo to jest jego własność.. Sam sobie wypracował, przy pomocy własnych rąk i umysłu.. To, dlaczego państwo demokratyczne i prawne bierze sobie ile mu się podoba z własności” obywatela”, czyli z jego dochodu…? Podatki sięgają już 83% własności dochodu konfiskowanego przez państwo demokratyczne i prawne, a tak naprawdę bolszewickie nieszanujące własności., Mimo, że ”Rzeczpospolita chroni własność”.. I to konstytucyjnie… Nie mówiąc już o wycięciu własnego drzewa na własnej działce, którego wyciąć nie można bez zgody urzędnika ekologicznego, ”pracującego” w urzędzie i zaprogramowanego przeciw własności” obywatela”, który jest właścicielem drzewa.. I nie mówić już o tym, że masy urzędnicze żyją z własności, czyli dochodów innych bez ich zgody i przyzwolenia.. I jeszcze są karane podatkiem dochodowym za dobrą pracę.. Im lepiej i efektywniej pracują, tym płacą wyższy podatek dochodowy konfiskujący własność, jaką jest dochód.. A przy tym, wg art24” Praca znajduje się pod ochroną Rzeczpospolitej Polskiej. Państwo sprawuje nadzór nad warunkami wykonywania pracy”. Jaką ochroną? Tak jak gangsterów w Chicago za czasów Ala Capone? Kto zapłacił haracz, mógł pracować.. Oczywiście nie jest to 10% tak jak za czasów Ala Capowe.. Dzisiaj za ochronę pracy, należy państwu prawnemu i demokratycznemu zapłacić podatku ZUS - 48,2% od zarobionych pieniędzy.. To, kto był bardziej humanitarny i mniej pazerny: Al Capone czy III Rzeczpospolita? I socjaliści wpisali do Konstytucji, że” praca znajduje się pod ochroną Rzeczpospolitej Polskiej?” I jeszcze państwo sprawuje nadzór nad niewolnikami pracującymi pod przymusem dla biurokratycznego państwa prawa urzeczywistniającego zasady społecznej sprawiedliwości(?????) Nawet praca nie jest własnością ”obywatela”, właścicielem jego pracy jest państwo, które sprawuje nad tą pracą nadzór, co prawda demokratyczne przy pomocy olbrzymiej armii urzędników państwowych, którzy tylko oglądają się gdzieżby tu jeszcze pociągnąć pożytki z cudzej pracy, czyli cudzej własności.. Wybierając się na kontrolę pracy, bo skoro sprawują nadzór i kontrolę..(????) To muszą być właścicielami pracy „ obywateli”.. Wolny człowiek pracujący na swojej własności jest właścicielem samego siebie i swojej własności i owoców własności swojej pracy. Tak powinno być, ale nie jest. Bo są Prawa Człowieka, a nie Prawa Boże- naturalne prawa istniejące niezależnie od władzy publicznej, tak jak na przykład prawo grawitacji.. Państwowa Inspekcja Pracy- oto narzędzie demokratycznego państwa prawnego do wymuszania i respektowania prawa przeciw własności prywatnej, którą zmusza się ustawowo do respektowania zasad wymyślonych przez wrogów własności po stronie pracownika pracującego w cudzej własności. Którego również się okrada z własności?.. A Art.64 tak naprawdę powinien brzmieć: „Nikt w Polsce, kto posiada własność, nie posiada prawa do swojej własności, oprócz pustego tytułu do tej własności zawartych w bałamutnych zapisach konstytucyjnych, które własności nie gwarantują w tym również prawa do własności płynącej z pracy. Własność w III Rzeczpospolitej może być ograniczana w drodze ustawy tak jak demokratycznemu państwu prawa się podoba i w zakresie, jaki uzna za stosowne łącznie z całkowitą konfiskatą własności”. Wystarczy jak w Sejmie państwo ma większość. I w takim państwie rządzonym przez urzędników stojących na straży swoich interesów przeciw własności ludzi zamieszkujących terytorium III Rzeczpospolitej żyjemy. Własność pracy i jej owoców nie może być szanowana, dopóki istnieją armie ludzi chcący bezprawnie żyć z cudzej pracy.. Oni tak naprawdę są wrogami naszej wolności i własności.. WJR
DOŚĆ TEGO – DOŚĆ ZGONÓW !! Czas na normalną Polskę !! Moi drodzy !! Czy zauważyliście ile tajemniczych zgonów/samobójstw było w ostatnich czterech latach za rządów Tuska ?? Czy to oznacza iż mamy PRL-bis ??!! Myślę, że Polska zasługuje na znacznie lepszą władzę/rząd !! Dlatego zachęcam do obejrzenia poniżej podanych filmów – do oceny każdego z nas. Zaskakujące podobieństwo morderstw ważnych osób, w śledztwie dotyczącym ks. Popiełuszki i katastrofy w Smoleńsku!!! Od jakiegoś czasu zastanawia mnie zbieżność faktów związanych ze śledztwem dotyczącym zabójstwa ks. J. Popiełuszki i katastrofa w Smoleńsku. Chodzi mi o sposób w jaki pozbywano się „niewygodnych” świadków, którzy mogli za dużo powiedzieć… . Zacznę może od sprawy ks. J. Popiełuszki zamordowanego przez SB. Już od początku śledztwa ówczesna władza skutecznie utrudniała, aby prawda ujrzała światło dzienne. Świadkowie, a także członkowie rodziny ks. Popiełuszki umierali w dziwnych okolicznościach! W 1984 roku w wypadku samochodowym zginęli oficerowie Biura Śledczego MSW płk S. Trafalski i mjr W. Piątek, badali oni wcześniejsza działalność G. Piotrowskiego, L. Pękali, W. Chmielewskiego. W Białobrzegach w jadącego od strony Krakowa fiata uderzył jelcz. Oficerowie ponieśli śmierć na miejscu a z samochodu poginęły dokumenty dotyczące śledztwa. Jeszcze dziwniejszym faktem jest to, że jeden z dziennikarzy o ich śmierci wiedział kilkanaście godzin przed wypadkiem!!!! kiedy jeszcze żyli, ktoś za szybko się wygadał..!! Następny był Tomasz Popiełuszko, osiemnastoletni bratanek ks. J. Popiełuszki w 1992 roku, w białostockim szpitalu zmarł, bo w jego organizmie wykryto wysoki poziom alkoholu metylowego! Jego ojciec Józef Popiełuszko od dawna dostawał pogróżki, aby przestał mieszać się do śledztwa, bo ucierpią na tym jego bliscy. Prokuratura na wniosek rodziny nie zgodziła się na sekcje zwłok!!! Danuta Popiełuszko, bratowa ks. J. Popiełuszki, umiera wskutek zatrucia alkoholem metylowym w szpitalu w 2000 roku!! Na jej ciele rodzina znalazła ślady od igieł, i w tym przypadku prokuratura nie zgodziła się na sekcje zwłok!!! Aniela Piesiewicz, matka jednego ze świadków, została zamordowana w taki sam sposób, jak ks. Popiełuszko we własnym domu. Jan. O. świadek, który widział jak z mostu dwoje ludzi zrzuca zwłoki księdza do rzeki umiera we wrocławskim szpitalu przez zatrucie alkoholem metylowym. I tutaj także prokuratura nie zgodziła się na przeprowadzenie sekcji zwłok!!! Jeśli chodzi o „śledztwo” dotyczące katastrofy w Smoleńsku można dostrzec wiele podobieństw! Tak naprawdę jeśli chodzi o dokumenty sekcyjne ofiar wygląda to na jedno wielkie kłamstwo i mataczenie! Ale także i tutaj zaczynają ginąć w zagadkowych okolicznościach osoby mogące wspomóc śledztwo!!! Pierwszy (rzekomo) odebrał sobie życie współpracownik Tomasza Arabskiego Grzegorz Michniewicz, choć rodzina i przyjaciele uważają, że został zamordowany. Szyfrant Zielonka został zamordowany i odnaleziony po roku w zaroślach!! Był potrzebny rosyjskim służbom, dziś wiemy w jakim celu!!! Krzysztof Knyż operator Faktów został znaleziony martwy w swoim domu, miał nagranie, na którym było widać, że TU-154 rozpadł się na dwie części. Prof. M. Dulinicz miał być szefem grupy archeologów, która miała wyjechać do Smoleńska, zginął w wypadku samochodowym!!! E. Wróbel zostaje zamordowany rzekomo przez swojego syna, miał on podważyć raport MAK. Był wybitnym specjalistą z dziedziny lotnictwa i fizyki. Bp. Cieślar zginał w wypadku samochodowym!!! W kręgach jego bliskich współpracowników mówiono, ze biskup otrzymał sms-a od biskupa Pilcha, który napisał, że przeżył katastrofę w Smoleńsku!!! Dr Dariusz Ratajczak został znaleziony martwy w samochodzie, chciał zająć się badaniem katastrofy w Smoleńsku. W jednym, jak i drugim śledztwie giną ludzie, znikają dokumenty, fałszowane są dowody np.TVN w 2008 roku, a dokładnie program Superwizjer pokazał reportaż o tym, że ks. Popiełuszko nie został zamordowany 19 października tylko 25. Program miał na celu oczyścić z zarzutów morderców ks. J. Popiełuszki, jakoby ktoś inny go zamordował, bo oni w tym czasie, czyli 25 października byli w areszcie!! Wiadomo, że TVN to stacja, która pomaga ludziom z SB. Pani K. Surówka żona jednego z oficerów BOR, którzy zginęli w Smoleńsku, także tłumaczyła się w TVN, że jej mąż dzwonił do niej zaraz po katastrofie! Jednak to ona pierwsza mówiła o tym telefonie, a potem ze strachem w oczach na wizji w TVN zaprzeczyła wszystkiemu…bała się… Dziś w raporcie MAK ujawniono, ze w krwi gen. Błasika był alkohol. Rosjanie, aż tak chcą kłamliwie dokopać zmarłemu!!! On się nie obroni!! Nie możemy pozwolić, aby w Polsce dochodziło do takich procederów, na naszych oczach mordowani są ludzie, media karmią nas potwornymi kłamstwami, a prawda jest ośmieszana!!! Musimy krzyczeć do całego świata, aby pokazać, jak zabija się w Polsce prawdę!!! Gdzie trafią takie fundamenty tej partii jak:
1. ci co „szczają” na krzyże katolickie ? (do Palikota?)
2. SB-ecy i ich tajni współpracownicy (np. Boni) ?
3. „niewinni”, bo jeszcze bez wyroków sadowych, co teraz siedzą w senacie i sejmie, w europarlamencie, kandydują do samorządów (np. Karnowski)?
4. przekrętasy jeszcze z czasów KLD,
5. nieroby z UD, potem UW, polityczne pasożyty (kancelaria komorowskiego wszystkich nie zmieści),
6. odpady z byłego SLD, AWS i in., którym zapewniono lub starano się zapewnić ciepłe stołki (np. Buzek, Cimoszewicz),
7. ci co się zeszmacili będąc wcześniej naukowcami, których kupiono za stołki (np. Kolarska-Bobińska), aktorami pisarzami i in. (komitet POparcia komorowskiego), dziennikarzami (nazwiska POwszechnie znane),
8. pozostałe odpady. Takiego recyklingu politycznych odpadów jaki robi PO żadna partia nie jest w stanie zapewnić — PO w dalszym ciągu będzie podmiotem dominującym na rynku utylizacji politycznych śmieci. Na stronie internetowej TVN Warszawa internauta o nicku „dera” napisał m.in.: „mocherów kałachem potraktować”, a także „jeszcze cała masa debili do wybicia w sejmie została”. TVN Warszawa opublikował tekst „Straż Miejska się broni. Kolejne pozwy w prokuraturze”. Dotyczy on wydarzeń z 10 kwietnia tego roku na Krakowskim Przedmieściu. Na artykuł zwrócił nam uwagę czytelnik Niezależnej.pl. Zszokowany jednym z komentarzy umieszczonych pod artykułem. Cytujemy zachowując oryginalną pisownię: „Zajmijcie poważniejszymi sprawami w tvn warszawa. Nie dziwie się, że przestaliście nadawać jak się tylko byle gównem zajmowaliście i zajmujecie. Pałac powinno się zburzyć a mocherów kałachem potraktowacć! Szkoda, że ten samolot mógł pomieścić tylko tylu darmozjadów, bo jeszcze cała masa debili do wybicia w sejmie została” — napisał internauta o niku „dera”. Co ciekawe, skandaliczny komentarz został zamieszczony 16.04.2011 o godzinie 17.53. A więc od dwóch dni na stronie TVN Warszawa ktoś grozi śmiercią, a jej administrator nie zareagował. Skontaktowaliśmy się z rzecznikiem TVN. Karol Smolag był bardzo zaskoczony, a nawet oburzony wpisem, ale… Zasugerował, aby to dziennikarz Niezaleznej.pl wysłał maila do administratora TVN Warszawa, bo on jest… już po pracy. I sprawa zajmie się dopiero jutro. – Ten komentarz bez wątpienia jest skandaliczny. Rano będziemy się zastanawiać, czy zgłosić sprawę prokuraturze — dodał K. Smolag.
1. Katastrofa samolotu CASSA z 20 wysokimi oficerami DWL w Mirosławcu w styczniu 2008 roku. 2. Tajemnicza śmierć szefa kancelarii premiera TUSKA — Michniewicza w grudniu 2009 roku, który przyleciał do Warszawy remontowanym w SAMARZE TU — 154 nr 101. 3. Trwająca permanentnie akcja mediów oraz polityków Platformy Obywatelskiej dyskredytująca Prezydenta , profesora Lecha Kaczyńskiego i jego kancelarię oraz całe Prawo i Sprawiedliwość. Skala zamierzonej nienawiści była widoczna już po zamordowaniu 96 osobowej delegacji, gdzie pod krzyżem i w kampanii prezydenckiej nadal atakowano Jarosława Kaczyńskiego oraz sympatyków PiS. 4. W dniu wyjazdu delegacji na rocznicowe uroczystości 70 rocznicy Zbrodni Katyńskiej, nagle okazało się, że samolot JAK 40 , którym mieli udać się polscy wojskowi — jest niesprawny. W takich okolicznościach do gotowego do odlotu TU-154 z prezydentami na pokładzie zaproszono NATO — wskich generałów i resztę członków ich załogi. Zagadka pozostanie, dlaczego spośród 132 członków parlamentarno — prezydenckiej delegacji do samolotu zgłosiło się tylko 87 osób plus członkowie załogi samolotu. Dlaczego 36 osób wcześniej deklarujący wyjazd nie przybyło na lotnisko ? Czyżby chodziło oto aby prezydent i generałowie znaleźli się w jednym samolocie ? Kto ich ostrzegł, bądź zniechęcił do lecenia razem z prezydentami ? Wszystko łączy się jak układanka. Celem nr 1 byli jednak polscy generałowie a później dopiero prezydent Polski. Wylot opóźnił się o 30 minut. Wcześniej drugim JAK — 40 do Smoleńska udali się polscy dziennikarze. Piloci tego samolotu dzięki zignorowaniu poleceń kontrolerów lotów i ich niekompletnych danych, skoncentrowali się na obserwacji i analizie własnej, i dzięki temu bezpiecznie wylądowali. Po wylądowaniu natychmiast zasygnalizowali ten fakt i wyjaśniono im, że spowodowane to było elektroniką systemu obronnego Elektrowni oddalonej 15 km. 5. Blokada systemów operacyjnych operatorów sieci komórkowej w Smoleńsku oraz świadome dezinformowanie polskich pilotów przez kontrolerów lotów w Smoleńsku, dało katastrofalny efekt. SĄ PRZYPUSZCZENIA, ŻE SAMOLOT BORYKAJĄCY SIĘ ZE STEROWNOŚCIĄ ( defekt silnika lub coś innego ), dzięki mistrzowskiemu wyszkoleniu pilotów, wyhamowywał lot na rosnących drzewach ale mógł oberwać pociskiem wystrzelonym z wąwozu i dlatego rozleciał się w powietrzu nisko nad ziemią. Jest to jednak jedna z hipotez i przegrywa z przekonaniem, że na 10 dni przed katastrofą, rosyjscy inżynierowie poprawiający systemy sterownicze TU-154, mogli uzbroić bombę wcześniej zainstalowaną w Samarze — gdzie samolot był remontowany w 2009 roku. WNIOSEK ŚWIADOME DZIAŁANIE POLSKICH i ROSYJSKICH SŁUŻB SPECJALNYCH W CELU WYELIMINOWANIA NATO — wskich generałów oraz ELITY POLITYCZNEJ PRAWA i SPRAWIEDLIWOŚCI z PREZYDENTEM LECHEM KACZYŃSKIM NA CZELE. MOTYWY RZĄDU TUSKA I PUTINA SĄ EWIDENTNE !!! Mówiąc najprościej — porozumienie PUTINA z TUSKIEM i KOMOROWSKIM W CELU zamordowania sobie ludzi niewygodnych.
arkadia6810
Rok Komorowskiego, rokiem straconym
1. Wczoraj minął rok od dnia zaprzysiężenia na Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Funkcję Prezydenta sprawuje on jednak już blisko 16 miesięcy, bo zaczął ją wykonywać natychmiast po katastrofie smoleńskiej. Już ten pierwszy dzień, kiedy przejął uprawnienia Prezydenta RP, położył się cieniem na ocenie tej prezydentury. Pospieszne przejmowanie władzy, nawet bez oficjalnego potwierdzenia śmierci swojego poprzednika, natychmiastowe mianowanie szefa swojej kancelarii, opanowanie BBN-u, aby tylko zabezpieczyć dostęp do aneksu raportu z likwidacji WSI, a także błyskawiczne obsadzanie stanowisk opróżnionych w wyniku katastrofy smoleńskiej, to wszystko były zachowania obnażające małość wtedy jeszcze kandydata na prezydenta. Tuż przed zaprzysiężeniem wywiadem dla Gazety Wyborczej Bronisław Komorowski wywołał awanturę o krzyż postawiony na Krakowskim Przedmieściu przez harcerzy, jako pamiątka żałoby narodowej po katastrofie smoleńskiej. Zapowiedział jego usunięcie bez żadnego innego upamiętnienia tego, co się stało 10 kwietnia 2010 roku i jego urzędnicy zadanie wykonali. Zapoczątkowało to wielotygodniowe awantury pod Pałacem Prezydenckim, podczas których krzyż był po wielokroć profanowany, a w mediach rozpoczęła się nakręcana przez SLD debata o obecności krzyża w przestrzeni publicznej z fatalnymi skutkami dla przyszłości kościoła katolickiego w Polsce.
2. Dwa najważniejsze obszary, w których prezydent w Polsce ma największe kompetencje to polityka zagraniczna i zwierzchnictwo nad armią. Polityka zagraniczna to przede wszystkim wizyty Prezydenta za granicą i przyjmowanie głów państw w Polsce. Jednych i drugich było w ciągu tego roku sporo w tym także z tych najważniejszych krajów, tyle tylko, że nie widać było w tym wszystkim jakiejś głównej myśli przewodniej, tak jakby nasz kraj nie miał żadnych swoich interesów. Za to w ich trakcie mieliśmy do czynienia z takim wpadkami Komorowskiego, że tylko przychylność mediów pozwalała uniknąć skandali. Rozmowa z Obamą o wierności jego żony, czy rozważania o „bigosowaniu” kompromitowały Komorowskiego na całej linii. Podobnie było podczas wpisu kondolencyjnego w ambasadzie Japonii z 3 błędami ortograficznymi w jednym zdaniu, czy wcześniejszym siadaniem niż zaproszeni goście Angela Merkel i Nikolas Sarkozy albo przy zabraniu kieliszka królowej Norwegii podczas wznoszenia toastu w Pałacu Prezydenckim. Relacje Prezydenta Komorowskiego z armią nadwyrężył brak jego reakcji na bezpodstawny atak Rosjan na śp. generała Błasika. Wojsko zrozumiało, że Prezydent Komorowski nie będzie jego obrońcą w żadnej sytuacji. I ostatnia czystka przeprowadzona przez nowego szefa MON to potwierdziła. Zdewastowano kadrę kierowniczą sił powietrznych, rozpędzono 36 pułk, a zwierzchnik sił zbrojnych ani słowa.
3. Także postawa Prezydenta, jako żyranta wszystkiego tego, co robi rządząca koalicja, nie napawa optymizmem. Zgoda Komorowskiego na dewastację OFE, która błyskawicznie przeprowadził rząd Tuska pokazała, że nie będzie on miał odwagi zastopować rządu nawet przy najbardziej szkodliwych zmianach ustawowych. Także publiczne wystąpienia Komorowskiego nie są jego mocną strona. Nawet te wcześniej przygotowywane przez doradców, czytane z kartki są nijakie i mimo tego, że prezydent wygłosił już ich sporo, trudno by było przywołać jakieś znaczące w jakiejkolwiek sprawie. Najtrafniej scharakteryzował te publiczne wystąpienia Komorowskiego ekonomista prof. Ryszard Bugaj, człowiek, który raczej unika ostrej krytyki. Bugaj powiedział w wywiadzie dla Polska the Times, „że Komorowskiego cechują ględzenie i operowanie banałami”. Tylko przychylność mediów powoduje, że wiele tych wpadek Prezydenta Komorowskiego nie dociera do opinii publicznej i stąd wysoki poziom zaufania, jakim cieszy się on w sondażach. Jeżeli kolejne 4 lata będą podobne to z tej prezydentury Polska nie będzie miała dużego pożytku. Zbigniew Kuźmiuk
Kupowałem głosy dla Platformy Obywatelskiej Robert S. sam mówi o sobie: "byłem żołnierzem Kruczkowskiego". Piotra Kruczkowskiego (49 l.) - byłego prezydenta Wałbrzycha z Platformy Obywatelskiej, który stracił stanowisko po tym, jak sąd uznał, że przed wyborami doszło do korupcji. Jak wyglądało kupowanie głosów? Czy faktycznie zarządcy miejskich spółek musieli płacić w Wałbrzychu haracz na PO? Robert S. ujawnia nam szokujące szczegóły afery wałbrzyskiej.
- Ile głosów zostało kupionych w wyborach samorządowych w 2010 roku w Wałbrzychu?
- Nasza grupa "zrobiła" około 900 głosów, a takich grup było kilka. To dzięki nim Piotr Kruczkowski został prezydentem. Głosy kupowane były także podczas wyborów samorządowych w 2006 roku.
- Takich żołnierzy jak pan było wielu?
- Kilkadziesiąt osób. Najpierw dostawaliśmy listy z nazwiskami mieszkańców. Jechaliśmy do nich kilka dni przed wyborami, by się umówić. W dniu wyborów zawoziliśmy ich na głosowanie lub czekaliśmy pod okręgiem. Tylko ja otrzymałem kilka tysięcy złotych na ten cel. Pieniądze przekazał mi kierowca miejskiego radnego PO, który ma już zarzuty w tej sprawie.
- Jaką mieliście gwarancję, że zagłosują tak, jak chcecie?
- Był sposób. Najpierw do lokalu wyborczego wchodził nasz człowiek. Wrzucał do urny pustą kartkę, a wynosił na zewnątrz kartę do głosowania. Dogadanej osobie dawaliśmy kartę z zaznaczonymi już krzyżykami przy odpowiednich nazwiskach: radnych PO i Kruczkowskiego. Wchodziła z nią do lokalu, brała nową kartę, ale wrzucała do urny tę, którą dostała od nas. A pustą nam oddawała. Wtedy zakreślałem nazwiska i dawałem kolejnej osobie. I tak wkoło. Mieliśmy pewność, że głosują na naszych.
- Wcześniej w całym Wałbrzychu zorganizowaliście kilka tysięcy osób?
- Było ich mniej. Kolejnych załatwialiśmy przed okręgami wyborczymi. Wybieraliśmy pijaczków, środowisko kryminogenne. Podchodziłem do nich, mówiłem, że proponowałbym, by zagłosował na kandydatów PO do Rady Miasta i na prezydenta Piotra Kruczkowskiego. Dawaliśmy im po 20-30 zł za głos.
- I nikt nie powiadomił policji, że ich korumpujecie?
- Gdy pojawiała się policja, szybko zmieniałem miejsce. W pewnym momencie, podczas II tury wyborów prezydenckich w 2010 roku, dostaliśmy informację, że wg sondaży Kruczkowski przegrywa. Dowieziono nam gotówkę. Dochodziło do płacenia nawet po 100 zł za głos. Kruczkowski wygrał niewielką przewagą. W sumie na akcję w całym mieście poszło kilkadziesiąt tysięcy złotych.
- Dlaczego tak bardzo zależało wam, by wygrał Kruczkowski?
- On był parasolem ochronnym dla całego układu, który tu panował. Gdyby przegrał, byłby koniec. Dużo osób straciłoby pracę. Chodziło o to, by odpowiednie osoby, gwarantujące pozostanie szefów spółek na stanowiskach, dostały się do Ratusza. Wtedy utrzymamy władzę.
- A ci w spółkach rewanżowali się potem, płacąc Kruczkowskiemu?
- Od 2005 roku członkowie zarządów spółek płacili mu po 500 złotych miesięcznie. Płacił każdy. Nie mieli wyjścia, nie było możliwości niepłacenia, bo straciliby pracę, wypadali z układu.
- Jest pan pewny? To był ewidentny haracz?
- Piotr Kruczkowski wpadł na genialny pomysł, żeby do spółek miejskich wsadzić swoich ludzi. W zamian dostawał od nich pieniądze na kampanię. Za stanowiska płacili zarówno ludzie, którzy należeli do PO, jak i bezpartyjni. Byli to prezesi i członkowie zarządów około 8--9 spółek miejskich. W sumie kilkadziesiąt osób.
- Podobno mieli przekazywać także prowizje z nagród?
- Wszyscy tak robili. Oddawali nawet połowę z tych nagród.
- Dlaczego ci ludzie nic nie mówią?
- Boją się ważnych polityków PO z tego okręgu. Tak naprawdę czekają na wynik wyborów i na to, kto będzie rządził w mieście. Jeśli nieprzychylna im osoba, to jestem pewien, że zaczną mówić. Przecież dwie osoby już się wyłamały.
- Zarzuty Ireneusza Zarzeckiego i Wojciecha Czerwińskiego są prawdziwe?
- Wierzę w to, że Zarzecki przekazywał z kasy MPK pieniądze Kruczkowskiemu i jego ludziom. Ale pewnie sporą część z tych ponad 500 tysięcy wyprowadził dla siebie. Robili to w porozumieniu.
- Zarzecki twierdzi, że to była pożyczka na wybory.
- (śmiech) Jaka pożyczka?! Wiedział, że tego nie odzyska. Dopóki Kruczkowski był prezydentem, miał ochronę. Przez 5 lat żadne kontrole nie wykazały braku tych pieniędzy. Podobnie robiono w innych spółkach. Na przykład przed wyborami zatrudniano fikcyjne osoby czy też w papierach podwyższano pensje pracowników. I tak wyprowadzano pieniądze. Część szła na finansowanie spotkań towarzyskich, delegacji, reszta na wybory.
- A jak pan się znalazł w tym układzie?
- Byłem bardzo dobrym znajomym jednego z bliskich współpracowników Kruczkowskiego. On mi zaproponował, że można zarobić przy wyborach i w 2006, i w 2010 roku.
- Kruczkowskiego pan poznał?
- Tak. To było na jednym ze spotkań w Szczawnie-Zdroju w restauracji Legenda. Było to tylko uściśnięcie ręki, podczas którego ktoś, wskazując na mnie, powiedział: to jeden z naszych żołnierzy.
- Pan też łamał prawo.
- Doskonale to wiedziałem. W 2006 r. obiecano mi, że za dobrą robotę otrzymam pracę. Ale jej nie dostałem. W 2010 r. znów do mnie zadzwonili i powiedzieli, że można zarobić. I zapewnili mnie, że mogę liczyć na etat w wodociągach.
- Zaczął pan współpracować z prokuraturą, bo chce się wybielić?
- To przerwanie układu, jaki w tym mieście funkcjonował od wielu lat. Wiem, że brałem w tym udział i wypaczyliśmy wynik. Po wyborach dowiedziałem się, że prokuratura bada sprawę kupowania głosów. Po kilku dniach zgłosiłem się sam. Doszła do mnie informacja, że zostanę zatrzymany.
- Jaką mam gwarancję, że mówi pan prawdę?
- Prokuraturze przekazałem ważne dowody. Byłem też badany na wykrywaczu kłamstw i wyszło, że mówię prawdę.
- Ale nie chce się pan przedstawić.
- Z kilku powodów. Po pierwsze jest prowadzone postępowanie. Postawiono mi zarzuty kupowania głosów. Spodziewam się, że ten zarzut zostanie rozszerzony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Poza tym sąd w procesach wyborczych zakazał ujawniania mojego wizerunku. Do tego jestem świadkiem w innych sprawach.
Super Express
Chlebowski, Drzewiecki, Piesiewicz... też ofiary IV RP! Skoro Andrzej Lepper, według Jacka Żakowskiego i innych, jest ofiarą IV RP Jarosława Kaczyńskiego, to znaczy, że listę ofiar Prawa i Sprawiedliwości trzeba uzupełnić o kolejne nazwiska osób doprowadzonych do stanu załamania.
1. Poseł PO Zbigniew Chlebowski. Gdyby nie IV RP z jej skłonnością do ścigania i rozliczania afer, nikomu by nie przyszło do głowy rozgrzebywanie afery hazardowej. Chlebowski na 90 procent załatwiłby koledze Rychowi niezbędną ustawę i nadal byłby przewodniczącym Klubu Parlamentarnego PO. A trzeba wspomnieć, że Chlebowski w jednym z wywiadów potwierdził, że po aferze miał myśli samobójcze. Gdyby je zrealizował, Żakowski ogłosiłby odpowiedzialność Kaczyńskiego i Ziobry.
2. Poseł PO Mirosław Drzewiecki. Jak wyżej - gdyby nie afera hazardowa, rozpętana pod wpływem IV RP, nadal byłby ministrem sportu i nie musiałby z tego obrzydliwego kraju, w którym nie da się żyć, wyjeżdżać na Florydę?
3. Biznesmen i przyjaciel PO Ryszard S. wraz córką. Tata S. nie doczekał się upragnionej ustawy, a córka upragnionej posady w zarządzie Totalizatora. Można się załamać? Można! Gdyby ojciec i córka S. popadli w załamanie, wina spadłaby na Kaczyńskiego i Ziobrę.
4. Poseł PO Mirosław Sekuła. Dostał do wykonania zadanie pozamiatania afery hazardowej pod dywan, a że jest człowiekiem uczciwym, popadł z powodu tego zadania w depresję tak głęboką, że zaczął nawet przemawiać do pustych krzeseł. Za ten niezwykle niebezpieczny stan psychiczny posła Sekuły niewątpliwą odpowiedzialność ponosi IV RP, Kaczyński i PiS.
5. Senator PO Krzysztof Piesiewicz. Gdyby nie IV RP, ten wybitny prawnik i polityk nie wpadłby w przerażenie tak obłędne, że oddał niemal cały majątek grupie prymitywnych szantażystów. Piesiewicz ostatecznie odżył, lecz z jego wywiadów też wiadomo, że był bliski ostatecznego załamania. Gdyby do niego doszło, Jacek Żakowski z pewnością obwieściłby winę Kaczyńskiego i IV RP.
6. Prezydent Olszyna Czesław M., też ścigany za seksaferę, ściągnięty z piedestału, aresztowany, sądzony, zaszczuty. Owszem, póki, co twardy gość, ale gdyby jego psychika nie zdzierżyła czyja byłaby wina? PiS-u oczywiście!
7. Prezydent Gorzowa Wielkopolskiego Tadeusz J., przed paroma tygodniami nieprawomocnie skazany na 6 lat za nadużycia. Gdyby nie zacietrzewienie IV RP, czy ktoś by takiego pana prezydenta ścigał, sądził, karał? Ależ skąd! A zatem stres i ciężkie przeżycia pana prezydenta J. też obciążają Jarosława Kaczyńskiego. Można by tę liste uzupełniać o dalsze nazwiska zestresowanych, zdruzgotanych i załamanych bohaterów rozmaitych skandali i afer, na której jeszcze paru posłów, senatorów i prezydentów miast by się znalazło. Za wszystkie ich bóle i troski, za bezsenne noce, za łzy ich matek, dziatek i żon - odpowiedzialność ponosi jedna, jedyna formacja, ucieleśnienie wszelkiego okrucieństwa i zła - Prawo i Sprawiedliwość! Janusz Wojciechowski
Jeśli WSI jest OK, to i GRU jest OK... jeśli zaś GRU jest OK, to i CzeKa jest OK, a jeśli CzeKa jest OK, to i komunizm jest OK, jeśli zaś komunizm jest OK, to jesteśmy w domu. Oczywiście w tym sowieckim, ale dość dobrze nam, znającym peerel i neopeerel, znanym. No dobrze, ale skąd się wziął pierwszy człon tego wnioskowania, czyli hasło, że WSI jest OK? Ni mniej ni więcej tylko z wywiadu z prof. J. Staniszkis, opublikowanego w republikańskim piśmie „Rzeczy Wspólne” (3/2011); pozwolę sobie zacytować fragment (cytowany zresztą przez M. Gębałę w tego weekendowej „Rz”, którą, zgrzytając zębami, kupiłem, by poczytać banialuki P. Reszki i M. Majewskiego oraz wywiad z gen. S. Petelickim):
„To, co było dotychczas dla mnie jedną z największych wad prezydenta Komorowskiego, to, że w jego otoczeniu są ludzie z dawnych Wojskowych Służb Informacyjnych, być może okaże się zaletą.” Jedno zdanie, a ile treści. Staniszkis chodzi o to, jak relacjonuje Gębala, „że Komorowski mógłby – i powinien – patronować odbudowie polskiego przemysłu. Kołem zamachowym naszej gospodarki mogłyby być technologie wojskowe – i tu właśnie korzystny byłby lobbing WSI, jedynej (jak uważa Staniszkis) realnej w Polsce grupy interesu” („Rz”, 6-7.08.2011, s. 2). Muszę chyba poszukać całego tego wywiadu, gdyż wygląda na to, że nie tylko historia kołem się toczy (neopeerel upodabnia się do peerelu, ciemniacy Tuska do ciemniaków Gomułki), ale i myśl ludzka potrafi wracać do jakichś „właściwych fundamentów”. Któż by, bowiem pomyślał, że autorka skądinąd ciekawej książki „Postkomunizm”, (w której jasno jest powiedziane, że służby wojskowe dokonały „pieriestrojki” w całym sowieckim bloku i zarazem okazały się największym „beneficjentem” zainicjowanych przez siebie „przemian” wcale niemających charakteru wolnorynkowego, lecz oligopolicznego, a ściślej kartelowego), dojdzie do wniosku po wielu latach krytyki tego zdeformowanego systemu, że to właśnie sowiecka wojskówka jest tym najzdrowszym jądrem politycznego porządku w naszym kraju. Wydawałoby się, bowiem, że kto jak kto, ale ta właśnie wojskówka jest najbardziej destrukcyjnym środowiskiem w każdym obszarze społecznym, w którym się porusza. Jeśli ktoś nie wie, o czym mówię, to niech poczyta sobie raport dot. WSI albo choćby książkę K. Kąkolewskiego „Generałowie giną w czasie pokoju” (Warszawa 2000). To, że wojskówka może być „motorem przemian”, to doskonale wiemy, od czasów instalowania sowieckiej agentury na polskich ziemiach, która to agentura potem uznała się za „ludową władzę” i służąc sowieckiemu okupantowi, rządziła się nad Wisłą, pozostawiając po sobie biedę, cywilizacyjny regres i sporo trupów. Tego jednak, że ta wojskówka może być „kołem zamachowym” jakiegoś postępu w kraju chcącym być zachodnioeuropejskim (jak te chęci przekładają się na realia, to osobna sprawa), to, przynajmniej dla mnie, zupełna nowość. To bowiem tak, jakby uznać, że skoro policja jest nieudolna w łapaniu bandytów, to już lepiej niech rządzą nami bandyci, bo oni są skuteczniejsi. Nie szukając daleko – taki właśnie system: tj. rządy bandytów, doprowadzono do perfekcji w ZSSR i neo-ZSSR. Jeśli ktoś chce znać szczegóły, odsyłam choćby do książek A. Litwinienki. J. Felsztinskiego i A. Politkowskiej. W. Suworow zaś napisał kiedyś tak:
„Wywiady wojskowe wszystkich krajów satelickich ZSSR zbierają mnóstwo materiałów wywiadowczych, które następnie przekazywane są bezpośrednio do GRU. Mało kto wie, że owe służby wywiadowcze są – zgodnie z prawem – podległe Ministerstwu Obrony Związku Sowieckiego. Dzieje się tak, dlatego, że wywiad wojskowy podlega szefowi sztabu generalnego tego czy innego państwa, który z kolei jest podwładnym szefa sztabu Zjednoczonych Sił Zbrojnych, czyli wojsk Układu Warszawskiego. Teoretycznie na to stanowisko może być mianowany dowolny generał z dowolnego państwa układu, ale dotychczas byli to jedynie generałowie sowieccy”(„GRU”, Poznań 2011, s. 58-59). Innymi słowy, wojskówka w takim kraju jak peerel była częścią GRU. Nawiasem mówiąc, omnipotencja GRU nie ograniczała się do Jewropy, GRU powoływało też i szkoliło np. specsłużby późniejszej chińskiej „republiki ludowej” (por. R. Faligot, „Tajne służby chińskie. Od Mao do igrzysk olimpijskich”, Katowice 2009). Wbrew Staniszkis nie spieszyłbym się więc z takim ostentacyjnym przekazywaniem kompetencji wojskówce, która stała się, mówiąc z marksistowska, „nową burżuazją” (jeśli nie finansową ekstraklasą) w „nowym państwie”, ponieważ o ile udział ruskiej wojskówki w zamachu z 10-go Kwietnia wydaje się oczywisty, o tyle pozostaje jeszcze do wyjaśnienia właśnie udział tej polskiej, mimo że obecnie Układ Warszawski jest dopiero w fazie rekonstrukcji i jeszcze oficjalnie go do ponownego funkcjonowania nie powołano. Free Your Mind
Bohaterowie od „Bin Ladena” prawdopodobnie zamordowani by zapewnić sobie milczenie
“Bin Laden” Heroes Probably Murderered to Keep Them Quiet
http://www.veteranstoday.com/2011/08/06/breaking-news-bin-laden-troops-probably-murderered-to-keep-them-quiet/
Gordon Duff – 6.08.2011, tłumaczenie / skrót Ola Gordon
Niektórzy, być może, zginęli w wypadku helikoptera w Abbottabad kilka miesięcy temu. W dniu dzisiejszym 31 żołnierzy NATO, wśród nich 20 komandosów z Navy Seals, którzy uczestniczyli w operacji Bin Laden, zginęło, jak się mówi, w wypadku helikoptera w Afganistanie. Szanse na to, że ta opowieść jest prawdziwa, są prawie zerowe. Szanse na to, że jest to inscenizacja, są ponad 80%. Uważamy, że tych ludzi zamordowano by zapewnić sobie milczenie. Oto dlaczego:
Mamy solidne informacje na temat dwóch spraw:
1. Osama bin Laden zmarł w 2001 roku, jako aktywny pracownik CIA, a jego ciało znaleziono w Afganistanie i zabrano „do piaskownicy”. Powiedziano nam, że zostało zamrożone. Zweryfikowała to CIA, armia i wysocy urzędnicy. Wymusiłem to wyznanie od opiekuna bin Ladena z CIA.
2. Operacja Abbottabad pochłonęła liczne ofiary, byli świadkowie, wszędzie ciała, wypadek helikoptera. Te ciała zabrano autem z Islamabadu i nie było żadnej „udanej” operacji z bin Ladenem. W Abbottabad CIA miała bezpieczne lokum, gdzie całymi latami przechowywano podejrzanych terrorystów. [...] Powód? Oczekuje się, że Bush razem z kumplami ma być oskarżony o zbrodnie wojenne, nie w jakimś nieznaczącym sądzie, a przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości, razem z Kadafim (dużo mniej szkodliwa postać).[...] Ci Amerykanie są ofiarami wypadku, jak ten z 11-go września, ofiarnymi pionkami, jak w brytyjskich wydarzeniach z 7 lipca – wszystko tu jest kłamstwem, teatrem, złem wcielonym. To nie jest przeznaczone do publicznej konsumpcji. Są tacy, którzy wiedzą dokładnie, do kogo to mówię. Jest wielu z nas, którzy jeszcze milczą na temat wielu spraw. Jest zbyt wielu, których to nawet nie obchodzi, ale obchodzi większość z nas na VeteransToday. Tak, wiem, że mogą mnie nawet zamknąć, wiem, że mogą odebrać mi paszport; już widzę, że jestem śledzony. Amatorzy. Nie jesteśmy przeciwko Ameryce. Po prostu mam dosyć rozwiązań idących w jednym kierunku: kradzieży wszystkiego, co nie jest przymocowane. [...] To dzisiejsze wydarzenie przekroczyło wszelkie granice, jest niewybaczalne. [...] Mamy długą historię „sprzątania domu” po operacjach tego rodzaju. Zwykle są to senatorzy zmarli w wypadkach lotniczych, ataki serca, rozbite auta, jak w przypadku Minot Barksdale, czy incydentów 11 września. Mógłbym podac dziesiątki więcej. Czy nazwisko Wheeler wydaje sie znajome?Ale aż tylu? Marucha
"GP" ma nagranie rozmowy z LepperemRedaktor naczelny „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz zgłosił się dziś rano do prokuratury, by przekazać dowody, które wskazują, że Andrzej Lepper chciał potwierdzić zeznania Jarosława Kaczyńskiego ws. afery gruntowej i że obawiał się o swoje życie. Jak dowiedział się portal Niezależna.pl – wśród dowodów tych są nagrania rozmowy z Andrzejem Lepperem, w czasie, której szef „Samoobrony” ujawnia źródło przecieku w aferze gruntowej oraz chęć podzielenia się tą wiedzą z prokuraturą. Z pozyskanych przez „Gazetę Polską” materiałów wynika, że Lepper chciał potwierdzić przed sądem zeznania Jarosława Kaczyńskiego w sprawie tzw. afery gruntowej. „GP” ustaliła także, że były wicepremier obawiał się o swoje życie. Dowody, które Tomasz Sakiewicz przekaże dziś prokuraturze, stawiają pod znakiem zapytania przyjętą niemal od razu po śmierci Leppera wersję, że popełnił on samobójstwo z powodów osobistych. Więcej szokujących informacji na temat tajemniczej śmierci Andrzeja Leppera ujawni w najbliższym numerze „Gazeta Polska”. Szef „Samoobrony” został znaleziony martwy w warszawskiej siedzibie partii w piątek po południu. Według policji - śmierć Leppera nastąpiła w piątek między godz. 8.30 a 12, a polityk popełnił samobójstwo. W desperacki krok byłego wicepremiera nie wierzą jego partyjni koledzy. Przeciwko hipotezie samobójstwa świadczy też brak listu pożegnalnego. W ostatni piątek, w dzień śmierci Leppera, w jednym z wątków afery gruntowej zeznawał Jarosław Kaczyński. Prezes PiS był przesłuchiwany w śledztwie dotyczącym rzekomego przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy ABW, CBA i prokuraturę przy podsłuchiwaniu i zatrzymaniu w sierpniu 2007 r. Janusza Kaczmarka, byłego szefa MSWiA, Jaromira Netzla, b. prezesa PZU, i Krzysztofa Kornatowskiego, b. komendanta głównego policji. Kaczmarkowi, Kornatowskiemu i Netzlowi po zatrzymaniu postawiono zarzuty składania fałszywych zeznań i utrudnianie śledztwa o przeciek z akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. Kaczmarek stracił funkcję szefa MSWiA. W 2009 r. śledztwo zostało umorzone - prokuratura na razie nie wyjaśniła, jak doszło do przecieku. Śledczy zapowiedzi, że jeśli pojawią się nowe dowody, to sprawę podejmą. Chodzi o ustalenie osoby, która w 2007 r. przekazała Andrzejowi Lepperowi informację o planowanej przez CBA akcji wręczenia łapówki kontrolowanej poprzez podstawionych agentów. Mieli ją przyjąć współpracownicy A. Leppera - Piotr Ryba i Andrzej Kryszyński - domagali się jej za pomoc w odrolnieniu gruntu. Szefa CBA Mariusz Kamiński mówił później, że do akcji nie doszło właśnie ze
Autor: wg, dk, | Źródło: Niezależna.pl,
Geopolityczne przesłanie Biorąc pod uwagę ogromny współczesny rozwój środków łączności i komunikacji, niektórzy analitycy próbują zakwestionować podstawy klasycznej geopolityki, wychodząc z założenia, że w tych okolicznościach kształty kontynentów, rzeźba terenu, przestrzeń i w ogóle geografia fizyczna nie mają już odtąd większego znaczenia w ocenie zjawisk światowej polityki. Glob się wyraźnie skurczył i to aż do tego stopnia, iż nie ma już przeszkód w terenie, które w znaczący sposób determinowałyby politykę różnych państw, przede wszystkim zaś wpływały na kalkulacje ze strony globalnych mocarstw. Jest, bowiem zaledwie kwestią godzin, a co najwyżej dni kierowanie wojskowych sił i środków w dowolne miejsce na kuli ziemskiej. Wiele naturalnie w tym sądzie prawdy, rzeczywiście geografia współcześnie nie uzależnia w takim zakresie politycznych poczynań rządów niż dawniej, ale jednak nie do końca. Niektóre istotne ustalenia geopolityki pozostają wciąż aktualne, nic nie tracąc na swoim znaczeniu. Mimo technologicznej euforii wciąż należy, planując polityczno-militarne kroki, liczyć się z przestrzenią, ukształtowaniem terenu, klimatem. Mamy na to cały szereg bieżących przykładów i pokrótce przypatrzmy się im bliżej.
Co się zmieniło? Z całą pewnością obecny czas doprowadził do takiej sytuacji, gdy to cały świat stał się jedną geopolityczną przestrzenią. Wszystkie nawet najbardziej peryferyjne wojny mają swój wpływ na wydarzenia w imperialnych stolicach. Są naturalnie konflikty ważniejsze i te mniej istotne, ale nie ma już właściwie wojennych starć o całkowicie lokalnym charakterze. Teraz, gdy na dodatek państwa i narody wprost łakną różnych surowców, każda rozgrywka, nawet oddalona od centrum świata, ma swój szerszy kontekst i wielopłaszczyznowe reperkusje. Tak więc świat się wyraźnie skurczył, a oplatająca jego stolice nić powiązań jest aktualnie zdecydowanie silniejsza niż dawniej. Wiele wskazuje też i na to, że rozwój wojskowej techniki idzie w kierunku tak zwanych gwiezdnych wojen. Chodzi głównie o systemy łączności, które umiejscowione są na satelitach, co umożliwia bezprzewodową łączność na globalną skalę, w tym tę internetową i komórkową. Całe mechanizmy dowodzenia są oparte na takiej właśnie łączności. Każde szanujące się państwo o szerszych niż podrzędne aspiracjach swoje rozwiązania zaczepno-obronne musi opierać na tego rodzaju najnowocześniejszych środkach. Wymusza to z kolei dokładne planowanie działań wojennych i to nawet na drugorzędnych frontach konfliktów zbrojnych. Nie podobna bowiem liczyć na improwizację. Stąd skromniejsze państwa takie na przykład jak Irak czy Libia nie mają najmniejszych szans w konfrontacji z realnymi potęgami. Z kolei regionalna siła dość miniaturowego – i to pod wieloma względami – Izraela opiera się przede wszystkim na olbrzymiej przewadze właśnie technologicznej nad arabskimi sąsiadami [Zgódźmy się, iż jest to g..-prawda, albowiem siła Izraela oraz jego "przewaga technologiczna" bierze się wyłącznie z zawładnięcia polityką i gospodarką Stanów Zjednoczonych - admin].
Wydaje się zatem, że wojna toczona w przestworzach unieważnia wszelkie znaczniejsze prawa przedstawiane przez geopolitykę. Do powyższych uwag należy także dołożyć i kwestie związane z nowożytnymi ideologicznymi trendami, które także jakby osłabiają stare doktryny, odnoszące się do państw i międzynarodowych stosunków, których podmiotami były rządowe struktury. Globalizacja informacji, druzgocący nacisk na demokrację rozumianą jako powszechne prawo wyborcze i systemy sprawowania władzy przez miejscowe elity zdają się przemawiać na rzecz zaniechania wiary w rozumność geopolitycznego patrzenia na wydarzenia współczesności.Wojny bowiem zdają się mieć teraz charakter i naturę przypominającą bardziej policyjne ekspedycje, których celem jest poskromienie albo unicestwienie tych państwowych przywódców, którzy przez dominujące siły wyjęci zostali spod jurysdykcji międzynarodowego prawa. Stają się oni – np. Husajn, Kadafi – banitami, których już nie chroni solidarność władców. Można ich bowiem sądzić poza granicami własnych państw, a nawet bezkarnie zabijać. Wydaje się więc, że tak daleko posunięta ideologizacja toczącej się gry o panowanie nad światem, jeszcze bardziej pogrąża zasady przedstawiane przez geopolitykę. Powyższe okoliczności naturalnie należy brać pod uwagę, ale czy rzeczywiście technologia naszych czasów, wespół ze zwycięskim liberalizmem oznaczają definitywne odejście do lamusa historii wszelkich geopolitycznych pryncypiów? Jeśli nie dojdziesz do demokracji, demokracja przyjdzie do ciebie.
O Sercu Lądu Wróćmy do zagadnienia, które było poruszane w Myśli Polskiej kilka numerów wcześniej. Przypomnijmy, iż Serce Lądu to obszar Azji Centralnej złożony z tych republik wyłonionych po upadku Związku Radzieckiego, które leżą między Morzem Kaspijskim, a Rosją, Chinami oraz Afganistanem. O nie właśnie toczy się wojna w Afganistanie. Głównymi uczestnikami zmagań o ten obszar są: Stany Zjednoczone, Rosja i Chiny. Rozważając sprawy związane z geopolityką najlepiej jest rozstrzygnąć, co dla każdego z wymienionych mocarstw oznacza klęska w walce o ten obszar. Dla USA – o czym już pisaliśmy – to konieczność głębokiego strategicznego, a nie zaledwie taktycznego, wycofania się z tak wszechstronnego zaangażowania w sprawy świata, jakie obecnie możemy obserwować. To realny koniec amerykańskiej dominacji i nawet pomimo wciąż wielkich gospodarczych możliwości, oszałamiającej technologii przemysłu zbrojeniowego, ideologicznego zwycięstwa nad wszystkimi ważniejszymi przeciwnikami. Bez Serca Lądu Ameryka musi powrócić w koleiny klasycznego mocarstwa morskiego. Taki status zapewni Waszyngtonowi wciąż przemożne sukcesy, ale oznacza też istotne ograniczenia. Całkiem po prostu: jednobiegunowy świat musi zmienić się w wielobiegunowy, przez powrót na polityczną arenę aliansu zwanego koncertem mocarstw. I ta perspektywa jest chyba nieunikniona. Z kolei dla Rosji zmaganie o ten obszar jest grą o wszystko. Zawłaszczenie Serca Lądu przez kogoś innego, to koniec imperialnej historii Moskwy. To jej turkizacja przez dalszą wewnętrzną dekompozycję, polegającą na oderwaniu się od Rosji kolejnych republikańskich bytów, głównie muzułmańskich. Stanie się tak niezależnie od tego, kto rozciągnie swój hegemonistyczny płaszcz nad Kazachstanem, Kirgizją, Tadżykistanem, Turkmenią oraz Uzbekistanem. Dla Moskwy najlepiej jest, gdy panuje tam względna geopolityczna pustka (jak obecnie), co umożliwia prowadzenie takiej gry, jakby te państwa stanowiły jej domenę. Ale taki stan nie może trwać zbyt długo. Po wycofaniu Ameryki z Kabulu, Rosja musi przystąpić do zdecydowanej kontrofensywy i pewnie tak uczyni. Problem polega na tym, czy owa kontrofensywa nastąpi na warunkach uzgodnionych z Waszyngtonem, dla zablokowania Chinom szans na supermocarstwowy rozwój. Wszystko wskazuje na to, że tak może się stać w ciągu obecnej dekady, gdyż tego wymaga dbałość o światową równowagę. Patrząc tak na sprawy należy zauważyć, że dla Rosji będzie wówczas nieistotne, czy europejska granica oddzielająca ją od Niemiec znajdzie się na Wiśle, czy może na Bugu. Takie są realia. Serce Lądu stosunkowo najmniejsze znaczenie ma dla kontynentalnych Chin. I tak dysponują one rozległymi obszarami przyległymi do centrum świata, takimi jak: Tybet, zachodnie pogranicze z Kazachstanem, Mongolia Wewnętrzna. Pekin raczej będzie myślał o Tajwanie, Pacyfiku i Korei. Jako klasyczna potęga lądowa zapragnie zdobyć morski status, przez głębsze przeniknięcie na Pacyfik. Ale to nie jest dobra wiadomość dla Amerykanów. Oznacza dla nich konieczność bezpośredniego zmierzenia się z tym zdeterminowanym konkurentem.
Wnioski Stanom grozi bowiem wyniszczający konflikt z Pekinem, a pomoc Rosji nie jest wcale taka pewna. Chyba, że za duże koncesje na Kaukazie, Ukrainie i okolicach. Jedyną szansą na utrzymanie obecnego statusu quo jest przeświadczenie tych trzech potęg, że każda z nich ma jednak zbyt wiele do stracenia. Pekinowi grozi to, że jego olbrzymie zapasy amerykańskich dolarów zamienią się w najzwyklejszą makulaturę. USA – długotrwałe osamotnienie, a to jest najniebezpieczniejsza sytuacja nie do pozazdroszczenia dla rozsądnych ludzi. Wreszcie Rosji, wyprzedzające uderzenie ze strony Pekinu w celu osłabienia przeciwnika, usadowionego na ważnym zapleczu głównego pola walki. Wszystko jest więc możliwe; lecz o obliczu dwudziestego pierwszego wieku może zdecydować właśnie jego druga dekada. Stany Zjednoczone całkiem niepotrzebnie, będąc w euforycznym nastroju obciążyły swój naród ogromnymi ciężarami, które trzeba dzisiaj z siebie zrzucić, ale jak? Najważniejsza jest bowiem samoświadomość własnych ograniczeń.
Antoni Koniuszewski
„Myśl Polska”, nr 31-31/2011
Decydujące starcie - czyli, dlaczego "Banda czworga" nie istnieje „Będą strzelać do Jarosława Kaczyńskiego” – powiedział mój sąsiad podczas jednego z wielu naszych politycznych spotkań. „To jest tylko kwestia, czasu” – wtórowałem mu przekonany o tych strasznych, niebłagalnie nadchodzących wydarzeniach”. Następnego dnia z dużym lękiem budziliśmy się do życia obawiając się potwierdzenia proroctwa. Kiedy zadzwonił do mnie w dniu Katastrofy Smoleńskiej, powiedział: „ Stało się! Miałeś rację to tylko kwestia czasu. Pomyliliśmy się tylko, co to do osoby. Zabili mu brata”, oponowałem: „ Jesteś w błędzie, obaj mieli zginać, Jarosław Kaczyński był na liście pasażerów, uratował go przypadek lub przeznaczenie, jak kto woli”. Sądzę, że każdy tak jak my, kto choć trochę śledzi nasze życie publiczne nie jest zaskoczony dramatem smoleńskim. Może tylko dziwić rozmiar katastrofy, wydawało mi się, że zamach może dotyczyć pojedynczych osób, ale nie całej elity polskiego państwa. To jest dla mnie szok. Ale jest to również prężenie muskułów przez razwiedkę, demonstracja siły, która ma zgnoić psychicznie przeciwnika, uświadomić mu, z kim ma do czynienia, przestraszyć go. Najwyraźniej „starsi i mądrzejsi „ stracili ostatecznie cierpliwość i postanowili wprowadzić odkładany plan: „Ostateczne rozwiązanie sprawy braci K.” A tu masz babo placek, znowu się nie udało. Najwyraźniej po stronie Jarosława Kaczyńskiego jest Bóg, który otacza go niewidzialnym pancerzem chroniącym przed wszystkimi nieszczęściami. Warto sobie przypomnieć, ze były członek PO Ryszard C, oczekiwał w biurze PiS Jarosława Kaczyńskiego. Chyba nikt nie ma wątpliwości, iż ów wariat miał informacje ze sprawdzonego źródła. I oto jesteśmy świadkami ostatecznego starcia, walki na śmierć i życie systematycznie przesuwanej, z powodu ślepej miłości medialnego terroru. Stosuje się go od momentu dojścia PiS do władzy, co jest największym błędem razwiedki od początku miłościwie panującej nam III RP. Oto, do czego prowadzi brak pokory oraz rozkochanie się w przyjemnościach. Jak to mówi Stanisław Michalkiewicz: „Jarosław Kaczyński wykorzystał polityczną lukę”. To prawda, ale żeby to uczynić, wykorzystać chwilowy moment słabości tej mafii nad mafiami trzeba być geniuszem politycznym. Jarosław Kaczyński postanowił wypowiedzieć wojnę starszym i mądrzejszym, gdyby udało mu się ich pokonać, zwyciężył by samego Piłsudskiego i jego „Cud nad Wisłą”. Bo przyznajmy, sytuacja jest znacznie cięższa, a i możliwości potencjalnych działań znacznie uboższe. W każdym razie na samym początku wierzono, że da się tą sprawę rozwiązać z klasą. Sam Jerzy Urban u Jakuba Wojewódzkiego na pytanie o Braci K., powiedział: „Nie ma, czym się przejmować”, dodając do tego jakieś wynurzenia o nowotworach, i niszczeniu w zarodku. Ale jednak się nie udało, różne zabiegi kompromitowania PiS nie przełożyły się na wyniki wyborczym w takim stopniu, w jakim to zakładano. Różne afery wywoływane jak to Kaczyński określa: „ agentów – śpiochów” również nie spełniły określonych celów. Razwiedka analizując sytuację międzynarodową oraz rzeczywiste poparcie dla partii politycznych coraz częściej popadała w zakłopotanie. Nie mogła też do końca wiedzieć, w jaki karty zagra Macierewicz i Kaczyński, kiedy nadjedzie odpowiedni moment. A, że mieli ukrytych kilka asów, nikt nie miał wątpliwości. Aneks do raportu WSI to jeden z wielu straszaków, których najzwyczajniej w świecie obawiano się. A cóż tam mieli jeszcze? Było się, czym martwić. Tym bardziej, że Jarosław Kaczyński zaczął coś mówić o tajemnej wiedzy o Radku Sikorskim. To tylko przyśpieszyło planowane działania. Gra nie była warta ryzyka. No i 10 IV 2010 mieliśmy kolejną odsłonę nocnej zmiany, tylko znacznie krwawszą i straszniejszą. Z taką samą błyskawiczną skutecznością odzyskano upragnioną własność – Top Secret. Ale planując te straszne rzeczy, zapomniano całkowicie o narodzie polskim. Wierzono, że społeczeństwo dojrzało już do takich numerów i zrozumie dziejową konieczność. Zignorowano po raz kolejny ten dumny naród. A ten im pokazał „środkowy palec”. Bo bez względu na propagandę zniechęcania Polaków do swojego państwa – ich romantyzm jeszcze ni umarł. To, dlatego tak bardzo uwielbiamy uczestniczyć w czymś, doniosłym, patetycznym, wielkim. Kiedy się wspomina tamte obrazki, pogrzeb Lecha Kaczyńskiego, aż trudno uwierzyć, że to się działo, teraz w XXI. Bo rzeczywiście czas na chwilę się zatrzymał, a polskie społeczeństwo nie przypominało tubylców gardzących swoim państwem, ale ten naród, który dokonywał rzeczy nie możliwych. Przez moment zrobiło się naprawdę niebezpiecznie, dlatego trzeba było koniecznie rozpędzić te stado baranów. No i nagle, całkiem przypadkowo polski naród, pokłócił się o miejsce pochówku. Nastąpiła restauracja IIIRP. Sytuacja została opanowana. W takim razie skąd te morderstwa? Skąd te wszystkie zdarzenia? Ja często bywa w takich istotnych, historycznych kluczowych momentach naszych dziejów, odpowiedź nie zawiera się w jednym zdaniu. Jest to raczej kompleks zdarzeń, mozaika tendencji, zjawisk oraz nurtów. Zresztą mówiąc o decydującym starciu należy brać pod uwagę dwa problemy; pierwszym jest wiara obecnej władzy w neobolszewicki, jako jedyny, który pozwoli im utrzymać władzę. Stąd te radykalne działania, które nie są piewcami wielkości Parii Optymizmu. Jest to współczesny polski dramat: „ W Poszukiwaniu Kułaka”, z pierwszoplanowymi rolami obsadzonymi przez katolików, kinoli, internautów, czyli wszelkiej imperialistycznej hołoty zagrażającej stabilizacji państwa. Drugim problemem są realne doraźne interesy razwiedki, która przez katastrofę smoleńskiej wyszła z cienia, ujawniła się. Do tej pory istniała raczej tylko w chorych umysłach polskich oszołomów, niżeli była czymś realnym. Rządzącą za pomocą swojej agentury doskonale mistyfikowała swoją prawdziwą rolę. I tak czas leciał, rządy się zmieniały , różne Lisy, Żakowskie i Michniki mówiły nam jaka jest tak naprawdę Polska i na kogo trzeba głosować. Sytuacja był opanowana. Wszystko się zmieniło, kiedy PiS doszedł do władzy, kiedy zaczęto pisać o różnych „Bolkach”, „Alkach” i innych autorytetach”, kiedy IPN z śp. Kurtyka na czele polo zaczął wysadzać różne ubeckie komanda w powietrze, kiedy Antoni Macierewicz postanowił, ot tak po prostu postanowił zlikwidować „starszych i mądrzejszych”. O nie , na to nie może być zgody. Co prawda w „Biblii” można przeczytać o miłosierdziu i nadstawianiu drugiego policzka, ale powiedzmy szczerze, mało, kto nie będzie się bronił przed potencjalnym zabójcą. A PiS nie ukrywał nigdy tego, że chce zabić III RP, co w rzeczywistości oznacza, śmierć razwiedki. Niech ją zabije! Chwała mu za to! Dlatego Smoleńsk jest tylko odsłoną „walki o wszystko”, różne inne zjawiska tylko przyśpieszają upadek „Polski Okrągłego Stołu”. Te wszystkie tajemnicze zgony, Michniewicz Wróbel, a teraz Lepper, czy to nam czegoś nie przypomina? Czy przypadkiem nie tak mordowano oponentów na początku lat 90? Czy to nie ci sami ludzi zamordowali generała Papałę? Wkraczamy w decydującą fazę, i musimy być przygotowani nasz wszystko, włącznie z „nocą długich noży”. Cóż albo my, albo oni. Dlatego nie istnieje coś takiego jak „banda czworga” w sensie rozumienia Janusza Korwina – Mikke. A PiS to naprawdę nie to samo, co PO. Radzio
Martwe dusze w Platformie: Co ustalił prokurator? Prokuratura w Gorzowie prowadzi śledztwo w sprawie martwych dusz w miejscowej Platformie Obywatelskiej. Ale nie zabezpieczyła żadnych dokumentów, licząc na efekty wewnętrznego "śledztwa" partii. A tych na razie brak. Afera z tzw. pompowaniem kół w gorzowskiej PO wybuchła pod koniec maja br., gdy do prokuratury zgłosiła się mieszkanka Gorzowa. Pani Dorota od kilku lat dostawała życzenia świąteczne od posła Witolda Pahla. Tym razem przyszło pismo o skreśleniu jej z listy członków PO. Zdębiała. Do PO nigdy się nie zapisywała. Prokuratura Rejonowa wszczęła śledztwo w sprawie fałszowania dokumentów. Do niej zaczęli się zgłaszać kolejni fikcyjni członkowie Platformy. Spekulowano, że liczba martwych dusz sięgać może nawet 300 osób. O takiej skali mówi także prokuratura. Po doniesieniach medialnych, m.in. "Gazety", lubuska centrala partii rozwiązała struktury w Gorzowie i powołała komisarza. Do pączkowania kół (jest ich w mieście 14) miało dojść jeszcze w 2009 r., gdy frakcje szykowały się do walki o przywództwo w PO. W szeregach PO zaczęły krążyć plotki, że jeden z prominentnych działaczy gorzowskiej partii miał wyłożyć za kilkudziesięciu członków zalegających ze składkami blisko 15 tys. zł. Czy miało to wpływ na wynik wyborów, nie wiemy. Ostatnio z list gorzowskiej PO wykreślono 170 osób (nie opłacały składek). Na jakim etapie jest prokuratorskie śledztwo? Rozwikłała się sprawa pani Doroty. Platforma przesłała śledczym oryginał deklaracji. Kobieta rozpoznała swój podpis, ale zastrzega, że złożyła go nieświadomie - ktoś musiał podsunąć jej dokument wraz z innymi, które podpisywała. Śledczy jednak nie umorzyli sprawy. Sprawdzają kolejne trzy zgłoszenia. Ale z oceną mają problem. Nie dysponują oryginałami ich deklaracji. - Przedstawiliśmy tym osobom jedynie wzory dokumentów, jakimi posługuje się Platforma. Nie potwierdziły, by widziały takie deklaracje wcześniej i je podpisały - tłumaczy Dariusz Domarecki, rzecznik gorzowskiej Prokuratury Okręgowej. Partia nie dosłała do tej pory oryginałów deklaracji. Ma to zrobić po wewnętrznym śledztwie. - Uzgodniliśmy, że komisarz przekaże nam wszystkie deklaracje, które wzbudzają wątpliwość. PO ma sprawdzić około 300 z ostatniego czasu. Faktycznie minęło sporo czasu, a dokumentów nie otrzymaliśmy - tłumaczy Domarecki. Komisarz Leszek Turczyniak: - Pytamy członków, czy sami zapisali się do partii. Sprawdziliśmy około 100 osób. W żadnym przypadku nie było coś nie tak. Nie było konieczności przesłania dokumentów.
- Nie lepiej było przekazać całą dokumentację prokuraturze, a wewnętrzne śledztwo w partii przeprowadzić na kopiach dokumentów?
- Prokuratura nie stawiała takich żądań. Gdyby stawiała, oddalibyśmy dokumenty - tłumaczy Turczyniak.
Prokuratura nie powołała jeszcze biegłego grafologa. Zrobi to, gdy podejrzanych deklaracji przybędzie. A to może potrwać kilka miesięcy. Tymczasem "Gazeta" dotarła do dokumentu z marca 2010 r. Skarbnik gorzowskiej PO odpowiada swojemu szefowi, dlaczego nie ma raportów kasowych, dowodów wpłat KP i zestawień dla poszczególnych kół. Tłumaczy, że w grudniu 2009 r. sekretarz powiatu wpłacił do kasy 17,5 tys. zł za składki z siedmiu kół. Stosowną dokumentację obiecał dosłać. Mimo że minęły trzy miesiące, tego nie zrobił.
- Nie mamy takiego dokumentu - przyznaje Domarecki.
Sprawę wpłaty 17,5 tys. zł próbowaliśmy wyjaśnić u samego wpłacającego. Nie odbierał telefonu. Za to Platforma zapewnia, że dokumentację uzupełniono. Dlaczego członkowie sami nie opłacali składek w swoich kołach, skoro to zwyczajowa praktyka? - W gorzowskim biurze panował chaos i bałagan. Potwierdzenia wpłat członków wpłynęły do biura regionu pod koniec ub. roku. Mamy je - tłumaczy Bożenna Bukiewicz, posłanka i szefowa lubuskiej PO.
- To normalne, że wysoki rangą działacz płaci gotówkę za szeregowych członków, ale nie przynosi dokumentacji? Donosi ją dopiero po roku? - pytamy.
- Niestety, to możliwe. Nie podobało mi się to od początku, ale tak robił tylko Gorzów. Komisja rewizyjna, wykazała masę nieprawidłowości. Głównie to braki w dokumentacji - odpowiada Bukiewicz. Przyznaje, że dotyczy to większości spośród 14 gorzowskich kół. Działacze do biura regionu odsyłali jedynie kopie deklaracji członkowskich. - Gdy zwróciliśmy się o oryginały, okazało się, że ich po prostu nie ma. Udało się na odnaleźć około 10 proc. oryginałów - dodaje Bukiewicz. - Nie bez powodu doszło do wprowadzenia komisarza. Poza tym to nienaturalne, by w tak krótkim czasie powiększyć liczbę członków. Po śledztwie wyciągniemy konsekwencje. Źródło: Gazeta Wyborcza Zielona Góra
Populista – świętym męczennikiem Miałem szczery zamiar nie pisać dziś o Lepperze, po części dla wierności starej zasadzie, że lepiej nic nie gadać, skoro dobrego o nim do napisania niewiele, a po części, dlatego, że wystarczająco wiele już napisałem, kiedy był on postacią wpływową i ważną. Ale diabli mnie podkusili zajrzeć na stronę gazeta.pl. A tam niezrównany Jacek Jaś Fasola Żakowski oznajmia światu, że „Lepper to ofiara nacisków, brutalnej nagonki CBA”. I od razu zręcznie zaprzęga nieboszczyka do politycznej bieżączki: „jak się teraz czuje Andrzej Czuma, który zaproponował raport zaprzeczający istnieniu nacisków… A tu odchodzi człowiek, który był ofiarą tych nacisków…” Gwoli ścisłości, Żakowski mówił w TVP Info, ale gazeta.pl zapewne nie bez powodu uznała jego wynurzenia za godne czołówki. I jeszcze warte wzmocnienia opinią profesora Osiatyńskiego, że Lepper „był wybitnym Polakiem”. Nazwać to teatrem absurdu byłoby obelgą dla teatru. Pomińmy już, iż rzekoma „brutalna nagonka CBA” miała miejsce dość dawno już temu, i że sprawa zamknięta została wyrokiem sądu, który generalnie potwierdził korupcyjne zarzuty. Pomińmy, że jeśli przyjąć, iż Lepper faktycznie powiesił się sam z własnej woli, (o co bym się, przynajmniej na razie, nie zakładał na pieniądze) i że faktycznie nastąpiło to wskutek jakiejś „nagonki”, to karierę załamała mu raczej „brutalna prowokacja” „Gazety Wyborczej”, która przez wiele miesięcy intensywnie zniesławiała go w związku z rzekomym gwałtem na Anecie K. − z którego to akurat zarzutu sąd go oczyścił. Boże mój, czy naprawdę trzeba przypominać, co przez lata pisał i mówił Jacek Żakowski o Lepperze? Co o nim pisały „Polityka” i „Wyborcza”, co mówiono w należącym do nich „Tok FM”? Nie chcę po raz enty zadawać retorycznego pytania, czy ich czytelnicy i słuchacze są naprawdę tak kompletnie bezmózgimi baranami, że z dnia na dzień można ich z „białego” przestawiać na „czarne”, a oni nawet nie zauważą, że wraz z całym stadem biegną w zupełnie innym kierunku niż wczoraj. Ale czasem sam się dziwię, że aż do tego stopnia! Może powinienem się przestać dziwić już po tym, jak Renata Beger z wyszydzanej prostaczki od Kofana Anana została przeformatowana na salonową ikonę walki z korupcją, jak salon, z Żakowskim włącznie, nagle rzucił się z zajadłym poparciem dla projektu wspólnego rządu Samoobrony, LPR i PO z premierem Januszem Kaczmarkiem… Na miły Bóg, Lepper, przez wiele lat stanowiący dla Salonu uosobienie chamstwa, tępoty i w ogóle wszystkiego, co najbardziej godne pogardy u „gorzej wykształconych i małych ośrodków”, groteskowe wcielenie polskiego motłochu − za sprawą kawałka liny staje się oto w jednej chwili świętym męczennikiem, którym okładać można nie istniejące już CBA i Andrzeja Czumę. Czysty Witkacy! − jak się mawiało w moim klubie fantastyki. Wydaje mi się, że dość dobrze znałem − nie osobiście, rzecz jasna, ale jako obserwujący pilnie jego działalność publicysta − zmarłego tragicznie Andrzeja Leppera. Mój śp. teść, przez wiele lat doradca prawny „Solidarności Wiejskiej”, obserwujący z tej racji karierę założyciela „Samoobrony” niemal od samego początku, opowiedział mi dziesiątki historii z rozmaitych strajków i posiedzeń, z samych początków kariery późniejszego „Marszałka” (taką miał u siebie ksywę organizacyjną, nawet, gdy już mógł używać tytułu ministra). Niektóre z nich, najbardziej charakterystyczne, wykorzystałem w powieści „Żywina”, której główny bohater w dużej części był stworzony na bazie Leppera, choć główną inspirację stanowił inny, też już nieżyjący działacz „Samoobrony”, Józef Żywiec. Do dziś uważam, z właściwą sobie wysoką samooceną, że nikt nie napisał o światku, który zrodził „Samoobronę” więcej ani lepiej, niż ja w tej powieści. Coś tam, więc mam prawo o Lepperze mówić. Powtórzę z mojej powieści tylko jedno zdanie: gdyby ten człowiek urodził się w Stanach Zjednoczonych, przebiłby się ze społecznych nizin do Kongresu, może nawet został szefem jakiejś ważnej komisji, kształcąc się, pracując ciężko i zasługując na powszechny szacunek − ale że urodził się tu, przebijać się musiał cwaniactwem, kłamstwem i polityczną gangsterką. Kariera Andrzeja Leppera jest wielkim, oskarżeniem tego, co z nas zrobiono i co z siebie daliśmy zrobić. Medialni funkcjonariusze pokroju Żakowskiego będą zawsze robić taką propagandę, jaka akurat leży w ich interesie − z tego samego człowieka mogą raz czynić potwora, raz świętego, i może nawet rzeczywiście nie zauważają swego ptactwa i śmieszności. Ale jeśli ktoś chciałby rzeczywiście oddać sprawiedliwość samorodnemu talentowi, który chciał przeskoczyć samego siebie i dlatego właśnie fatalnie skończył, to nie może nie uwzględnić, że był to człowiek amoralny, podporządkowujący absolutnie wszystko osobistemu sukcesowi. Ani że jego kariera wykreowana została przez media niemal identycznie, jak kariera Żyrinowskiego, jakby wedle tego samego „formatu”, a w jego otoczeniu roiło się od nader szemranych osobników mniej lub bardziej jawnie powiązanych ze służbami − co zresztą właśnie sprawia, że z pewną nieufnością czekam na ustalenia śledztwa co do okoliczności domniemanego samobójstwa. No i przede wszystkim, że był to, mówiąc najprościej, polityczny bandzior. I że właśnie jako bandzior odniósł swój prawdziwy sukces. Jak by powiedziano w Ameryce: He really made a difference. Andrzej Lepper naprawdę zmienił Polskę i polską politykę. Nauczył wszystkich jej uczestników, że wygrywa ten, kto nie ma żadnych skrupułów, że przeciwników się nie pokonuje, ale miażdży. Dowiódł, że wyborcy nie cenią sobie grzecznej paplaniny − chcą brutalnych obelg, odzierania z godności, deptania, gnojenia. I to się opłaca, to punktuje. Dowiódł i nauczył tego wszystkich innych. W takim sensie Lepper odchodzi jako zwycięzca, pozostawiając po sobie Tuska, który ze swoimi Niesiołowskimi i Palikotami okazał się bardzo zdolnym, przerastającym mistrza naśladowcą. Jeśli ktoś to uzna za pochwałę, to jest to jedyna pochwała tragicznie zmarłego, na jaką się umiem zdobyć. RAZ
Trzy stronnictwa zadowolone Gdyby nie konieczność zachowania powagi w obliczu katastrofy, która pociągnęła za sobą 96 ofiar śmiertelnych, to można by powiedzieć, że zakończyła się ona wesołym oberkiem. Jakże, bowiem inaczej rozumieć konkluzję rosyjskiego MAK, według którego raport polskiej komisji pod przewodnictwem ministra Jerzego Millera w zasadzie potwierdził ustalenia komitetu rosyjskiego, a i dla ministra Millera konferencja prasowa MAK nie przyniosła „niczego nowego”? Ale bo też, czyż minister Miller i jego komisja mogły potwierdzić coś innego, niż ustalenia MAK, a z kolei MAK na konferencji mógłby powiedzieć cokolwiek „nowego”, skoro prezydent Dymitr Miedwiediew jeszcze w ubiegłym roku, podczas gospodarskiej wizyty w Warszawie oświadczył, że „nie dopuszcza możliwości”, by polskie ustalenia mogły istotnie różnić się od rosyjskich? Najwyraźniej prezydenta Dymitra Miedwiediewa musiały wspierać proroctwa, a skoro tak, to nie ma już żadnych przeszkód na drodze do „pojednania” z Rosją, to znaczy - do uznania statusu „bliskiej zagranicy”. Nikt, bowiem nie uważa chyba, by to pojednanie mogło dokonać się wbrew woli Rosji, zaś Rosja nie ma do nas żadnego innego interesu, byśmy ten właśnie status uznali. Dlatego też pojednania nie mogą doczekać się zarówno liczni przedstawiciele i sympatycy Stronnictwa Ruskiego, jak również - nie mniej liczni przedstawiciele Stronnictwa Pruskiego, a nawet - Stronnictwa Izraelskiego, bo jak wiadomo - te trzy stronnictwa, za pośrednictwem Umiłowanych Przywódców sprawują nad naszym nieszczęśliwym krajem kuratelę w myśl zasady, że „omne trinum perfectum” - co się wykłada, iż wszystko, co potrójne, jest doskonałe. Na tym przecież polega strategiczne partnerstwo tak samo, jak w wieku XVIII - chociaż w nieco innym składzie strategicznych partnerów. Naturalnie każde stronnictwo próbuje z katastrofy smoleńskiej wyciągnąć jakieś korzyści na tej samej zasadzie jak w dymach bijących z wojny izraelsko-arabskiej wszyscy próbowali uwędzić swoje półgęski ideowe - co w 1967 roku przenikliwie spenetrował ówczesny autorytet moralny Józef Ozga-Michalski. Tak właśnie rozumiem zagadkowe opinie generała Sławomira Petelickiego, iż Amerykanie „wszystko wiedzą” - oczywiście na temat katastrofy smoleńskiej. Z tych zagadkowych słów wynika nie tylko, że oprócz opowieści przedstawionych w raportach MAK i komisji ministra Jerzego Millera, istnieje na temat tej katastrofy wiedza tajemna, to znaczy - prawdziwa, ale również - że generał Petelicki o tym wie, a także - że w razie potrzeby nie zawaha się zrobić z tego użytku. Oczywiście mogą to być przechwałki w stylu barona Munchhaussena, ale z drugiej strony, pokorna postawa korpusu oficerskiego nie tylko w Siłach Powietrznych, ale i innych rodzajach Sił Zbrojnych pokazuje, że wszyscy czegoś się obawiają i są gotowi na wszelkie upokorzenia, byle tylko uniknąć czegoś jeszcze gorszego. Widocznie też coś wiedzą nie tylko o samej katastrofie, ale i o tym, że Rosjanie, jak wiadomo, niekiedy likwidują również świadków. „Tak postępować z wojskiem nie wolno” - oburza się były minister obrony Romuald Szeremietiew. Z wojskiem może i nie wolno, bo prawdziwe wojsko pewnie by nikomu na takie postępowanie nie pozwoliło, ani przedtem, ani teraz. Czy jednak nasz nieszczęśliwy kraj ma jeszcze wojsko, czy już tylko askarisów oraz korpus urzędników i karierowiczów dla niepoznaki poprzebieranych w mundury? Recydywa saska objawia się również w tej postaci, a skoro występują identyczne jak w XVIII wieku przyczyny, to i skutek musi być podobny, nieprawdaż? SM
Klęska jest sierotą Ajajajajajajaj! Czyżby cały pogrzeb na nic? Czyżby na darmo trudziła się pani Tatiana Anodina i zespół niezależnych ekspertów, to znaczy - oczywiście zależnych, jakże by inaczej - ale przecież właśnie, dlatego niezależnych, nieprawdaż? Czyżby na darmo pan minister Jerzy Miller stanął na czele niezależnej, to znaczy - oczywiście zależnej, jakże by inaczej, bo przecież sam premier Tusk się wahał, czy wprowadzać poprawki do jej raportu, czy przeciwnie - nie wprowadzać, aż wreszcie stanął na nieubłaganym gruncie niezależności - więc jednak niezależnej komisji, która suwerennie, niczym generał Wojciech Jaruzelski, ustaliła, podobnie jak generał Tatiana Anodina, że przyczyną katastrofy był sławny „błąd pilota”? Jaki błąd - aaaa, to nie jest do końca jasne - ale ważne, że błąd - co przecież wiadomo było od samego początku, a kto wie, czy nawet nie na parę minut przed katastrofą. Czyżby tyle wysiłku, tyle samozaparcia miało pójść na marne? A właśnie na to wygląda, bo Millward Brown SMG/KRC ustaliła, że aż 56 procent Polaków uważa, że właściwie to nie wiadomo, co stało się 10 kwietnia w Smoleńsku. No i zrób im dziecko! Czyżby chcieli, żeby sam premier Tusk wyrwał sobie serce z piersi? „O nierządne królestwo i zginienia bliskie!” Inna sprawa, że jakże tu wierzyć premieru Tusku, kiedy sam pan minister Miller, zapewne bez złych intencji, niemniej jednak, w swoim raporcie zdecydowanie podważył zaufanie w prawdomówność samego pana prezydenta Bronisława Komorowskiego? Żyją przecież jeszcze ludzie pamiętający, jak to 3 maja 2010 roku, kiedy to nawet pani redaktor Monice Olejnik nie obeschły jeszcze łzy żałości po katastrofie smoleńskiej, a i oblicze pana redaktora Tomasza Lisa nie zdążyło stęchnąć z opuchlizny po nieutulonym żalu po utraconej bezpowrotnie elicie, pan marszałek Bronisław Komorowski, pełniący podówczas obowiązki prezydenta, z miedzianym czołem oświadczył, że możemy być dumni z własnego państwa, bo „zdało egzamin”. Tymczasem jakże mamy być dumni, skoro raport ministra Millera nie pozostawia na naszym nieszczęśliwym kraju suchej nitki? Z jednej strony trudno się dziwić, bo przecież wiadomo, że jaki pan - taki kram, ale z drugiej strony niepodobna nie zauważyć, że takie kiepskie państwo nie powinno aż tak dużo kosztować. Inna sprawa, że ustalenia raportu pana ministra Jerzego Millera wcale nie muszą odzwierciedlać żadnej rzeczywistości. Być może nawet nie odzwierciedlają jej na pewno. Cóż, zatem odzwierciedlają? Wiele wskazuje na to, że odzwierciedlają one tylko pewien wycinek rzeczywistości, a mianowicie - treść kompromisu między razwiedką wojskową, a bezpieczniakami z SB, którzy dzisiaj biorą odwet za upokorzenia doznane od wojskówki podczas sławnej transformacji ustrojowej. Przeczołgają tych wszystkich pułkowników i generałów w najgłębszych kałużach, wytarzają ich w smole i pierzu, a przede wszystkim - zapewnią sobie udział w łupach płynących z okupacji naszego nieszczęśliwego kraju, co najmniej po połowie. Ale nawet biorąc pod uwagę poprawkę na ten kompromis, gołym okiem widać, że żadnego wojska w dawnym znaczeniu tego słowa u nas już nie ma, a tylko jacyś askarisi, no i oczywiście - urzędnicy, którzy dla zmylenia przeciwnika poprzebierali się akurat w mundury. Prawdziwe wojsko nie kucałoby przecież przed jakimiś głupimi cywilami, tylko pokazałoby im mores. Owszem - ale pod warunkiem, że głupi cywile nie posiedli wiadomości o jakichś kompromatach, których ujawnić nie można na tej samej zasadzie, na której kapłan Pentuer przestrzegał, że kto by zdradził tak wielką tajemnicę, umrze podwójnie, ciałem i duszą. A tymczasem pan generał Petelicki, co to serce gorejące ma po lewej stronie, nawet specjalnie nie ukrywa posiadania wiedzy tajemnej, bo jakże inaczej zinterpretować zagadkowe deklaracje, że Amerykanie wiedzą „wszystko”? Skoro dopiero Amerykanie wiedzą „wszystko”, to cóż właściwie wie komisja pana ministra Millera? Komisja pana ministra Millera w tej sytuacji tyle wie, co zje, a konkretnie - tyle wie, ile wiedzieć jej pozwolono. Czyż w takich okolicznościach wypada się dziwić, że aż 56 procent Polaków uważa, że właściwie to nie wiadomo, co takiego stało się 10 kwietnia w Smoleńsku? Nie wypada, to jasne. Jeśli czemukolwiek można się dziwować, to tym 36 procentom, którzy uważają, że wszystko jest jasne. W ich przypadku mamy dwie możliwości; albo to konfidenci, którym oficerowie prowadzący surowo przykazali wierzyć we wszystko, co pan minister Miller objawi, albo durnie. Jeśli konfidenci, to trzeba przyznać, nie tylko, że jest ich całkiem sporo, ale i to, że są wyjątkowo zdyscyplinowani; wierzą, aż miło popatrzeć! A jeśli durnie, no to też dobrze to nie wygląda, zwłaszcza w warunkach demokracji politycznej. 36 procent durniów może przecież przesądzić - i kto wie, czy nie przesądzi - o rezultacie wyborów, więc dopiero na tym tle lepiej rozumiemy, dlaczego nasz nieszczęśliwy kraj wygląda tak, jak wygląda. Ach, jaka szkoda, że nikt nie zastosował się do zbawiennego pomysłu Stefana Kisielewskiego, który nawoływał, by „wziąć za mordę i wprowadzić liberalizm”! Zamiast tego razwiedka kierowana, przez - co tu ukrywać - generała Kiszczaka, wdała się w konfidencję z „lewicą laicką” i z tej sodomii narodziła się III Rzeczpospolita, która właśnie smrodem swego rozkładu zaczyna już drażnić nawet nozdrza Najwyższego. A przecież raport komisji pana ministra Jerzego Millera nie ujawnia całej prawdy, tylko dozwolony wycinek. „Patrz Kościuszko na nas z nieba - raz Polak skandował. I popatrzył nań Kościuszko i się zwymiotował”. Ciekawe, czy biedny pan prezydent Komorowski też po kryjomu zatyka sobie nos, czy też nadal pęka z dumy z powodu państwa, na którego czele, jakby na urągowisko, postawiły go Siły Wyższe? I kiedy tak rozpoczyna się wymiana ciosów suwerennymi raportami i Białymi Księgami, w Warszawie odbyły się zwyczajowe uroczystości w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Poprzedzone zostały deklaracją ministra Sikorskiego, który - zapewne z nadmiaru wolnego czasu - wdał się w dywagacje historyczne, oskarżając dowódców Armii Krajowej o odpowiedzialność za „narodową katastrofę”. Sukces ma wielu ojców klęska jest sierotą, więc znacznie łatwiej odpowiedzieć na pytanie dotyczące bilansu Powstania Warszawskiego, niż wyjaśnić, któż to sprawił, że nawet biedny minister Miller musiał w raporcie swojej komisji ujawnić, że państwo rozłazi się niczym stare gacie. Z drugiej jednak strony każdy rozumie, że nie można lekkomyślnie rozpoczynać rozmowy o sznurze w domu wisielca, więc deklaracja pana ministra Sikorskiego dostarczyła okazji do licytacji w patriotyzmie, w której wzięła udział nawet „bufetowa”, czy pani prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz- Waltz. A przecież przed nami jeszcze rocznica zwycięstwa w wojnie polsko-bolszewickiej, potem - porozumień sierpniowych, za chwilę - wybuchu II wojny światowej i 17 września - no a potem - wybory, w których, jak wiadomo, nie tyle ważne jest, kto głosuje, a bardziej - kto liczy głosy, zaś najbardziej - jaka oferta zostanie przedstawiona głosującym przez Siły Wyższe, by bez względu na to, kto wygra, wybory były wygrane. SM
Biurokraci tchórzem podszyci Za "komuny” pytano: czemu nasze np. kotły są tak toporne? Odpowiedź brzmiała: "Projektant projektuje normalnie, – po czym zastanawia się: a z jakiej huty może być stal? A... może być z tej... No, to dołożę pół milimetra... A z jakiej walcowni? Hmmm...To dołożę jeszcze milimetr!” Taka asekuracja. Moim standardowym grepsem na spotkaniach jest tłumaczenie, że koszt utrzymania urzędnika to małe piwo w porównaniu z kosztami, na jakie naraża nas jego działalność. Powiedzmy, że urzędnik w Ministerstwie Zdrowia zarabia 3000 zł, a koszt jego biurka, telefonów, komputera itd. to drugie 3000 miesięcznie. I powiedzmy – kontynuowałem, – że urzędnik tak, po prostu, by usprawiedliwić swoje istnienie, pod byle, jakim pretekstem każe każdemu lekarzowi wypełnić czterostronicową ankietę – np. o leczeniu chorych na AIDS... Lekarzy mamy w Polsce coś 150.000, wypełnienie ankiety trwa – powiedzmy – godzinę, koszt godziny pracy lekarza to 100 zł – i proszę: 15 milionów poleciało w błoto. Czy nie warto by temu urzędnikowi wysyłać do końca życia, co miesiąc te 3000 na Bahamy – byle obiecał, że do zasłużonej emerytury do Polski nie wróci?! No, i teraz sprawdziłem to na sobie. Mam – jak pół miliona innych Polaków – pozwolenie na broń. Wydane bezterminowo. Niestety 5 lat temu coś postanowiło, że trzeba, co pięć lat odnawiać to pozwolenie po przebadaniu przez psychologa. Powinienem był zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego, – bo narusza to moje nabyte już prawo. Narusza też powagę III Rzeczypospolitej. Czy państwo 15 lat temu było głupie, że wydało mi to pozwolenie? Zaniedbałem tego – i teraz żałuję. Wtedy machnąłem ręką. Zajęło mi to godzinę, wliczając w to dojazd w obie strony, plus 50 zł opłaty za tego psychologa. Teraz otrzymałem podobne wezwanie. Pojechałem do psychologa, zostałem przebadany, uznany za wyjątkowo inteligentnego jak na swój wiek... i pomaszerowałem z papierkiem na policję. A tam okazało się, że to tylko wstęp. Jakiś urzędnik wpadł na pomysł, że warto by jeszcze robić badania krwi (!?), wzroku, słuchu, EKG – no, i oprócz psychologa potrzebna jest jeszcze opinia psychiatry. Dlaczego? Bał się odpowiedzialności. Ktoś kogoś zastrzeli – i "opinia publiczna” powie: "A dlaczego nie sprawdzaliście poczytalności wszystkich posiadaczy broni?”. Ciekawe, że nie bada się poczytalności gospodyń krojących mięso. Sto razy więcej osób ginie przecież od noża niż od kuli... Zresztą: można przebadać wszystkich polityków: zaczęli, zdaje się, od WCzc. Jarosława Kaczyńskiego. Tym razem kosztowało to mnie dwa dojazdy na dwa krańce Warszawy, 310 zł, cztery godziny czasu... Proszę to sobie pomnożyć przez 500.000 – i policzyć, ile nas kosztuje asekuranctwo polityków i urzędników. W przypadku kotłów rachunek był prostszy... JKM
"Władzę swą dają bestii" (Ap 17, 13)
Ci, którzy opisują życie w UE, wspominają czasami o wzmożonej korupcji gospodarczej i materialnej, nie poruszają zaś niemal w ogóle tematu korupcji jeszcze groźniejszej, a mianowicie umysłowej, społecznej i moralnej. Tymczasem ta druga coraz bardziej niszczy życie zbiorowe. W życiu państwowym zdarzało się od tysięcy lat, że władca albo przeciwstawiał się władzy Bożej, albo zwalczał władzę sakralną, albo nawet siebie deifikował, stawiając się na miejscu Boga. I tak bywa do dziś, kiedy np. rządzący znoszą przykazanie: "Nie zabijaj", choć obecnie bardziej się kamuflują, głosząc, że taką władzę daje im lud demokratycznie. Niemniej aktualnie ludzie o wielkiej władzy raczej uważają swoich podwładnych za ludzi niższego rzędu lub wręcz za idiotów, w najlepszym razie za swoją własność. Jest to efekt niedojrzałej osobowości władcy albo też wprost ducha przestępczego. Walka przestępczych władców z władzą Boga wystąpiła w potwornej postaci w rewolucji bolszewickiej, która uderzyła przede wszystkim w religię, w Cerkiew i w legalny porządek władzy.
Na ołtarzu czerwony car Bolszewicy czynili to - podobnie jak dziś liberałowie - w imię demonicznego zakłamania, a mianowicie, że usuwanie religii z życia państwowego i publicznego przyczynia się do jej odrodzenia i unowocześnienia. Istotnie, niektórzy popi, ulegający później bolszewizmowi, zaczęli głosić, że "otwierają Cerkiew na współczesny świat". Ale pod tym "wzniosłym" hasłem po latach zamordowano w Rosji ok. 300 biskupów "tradycyjnych" i tysiące "zacofanych" popów, a także przejęto lub zburzono ok. 50 tys. świątyń, bo były symbolami ucisku ludu, zniewolenia i epoki już na zawsze minionej. Patriarcha św. Tichon (kanonizowany w r. 1989) rzucił na bolszewików ekskomunikę. Ci wszakże rozpoczęli z nim "demokratyczny" dialog: uznali, że Kościół chrześcijański musi być ubogi i przejęli wszelkie mienie, ziemie, budynki, nawet naczynia liturgiczne, żeby służyły ubogim i głodnym. Po co Kościołowi mienie? Coś takiego i u nas głoszą dziś demokratyczni politycy z SLD. Patriarcha został aresztowany, osądzony, torturowany i złamany, aż uznał wyższość władzy ateistów nad wiernymi. I Cerkiew przestała być "oblężoną twierdzą", czego znowu żądają dziś od Kościoła katolickiego liberałowie, nawet niektórzy wyżsi duchowni. Cerkiew została zdobyta i "wyzyskujący" ludzi kler odpowiednio zredukowano: z 50 tys. duchownych w r. 1937 zostało już tylko 400. Stara Cerkiew znikła z życia publicznego, a na jej miejsce powstała "Cerkiew otwarta", "Cerkiew żywa", zarządzana przez duchownych "postępowych", tzw. obnowleńców (odnowicieli), którzy jako żywo przypominają naszych późniejszych "księży patriotów" i "księży liberalnych". Tichon, deponowany, zmarł w r. 1925. Właśnie Kościół chrześcijański jeszcze za pierwszych wieków zachowywał się jak "oblężona twierdza", nie chcąc w imperium rzymskim uznać wyższości "bogów państwowych", "bogów politycznych" (dii politici). Zresztą idea otwartości robiła zawsze bogatą karierę. Na przykład USA zażądały w r. 1898 od Chin "polityki otwartych drzwi", czyli zgody Chin na dopuszczenie i Ameryki do grabienia ich mienia po III wojnie opiumowej, kiedy zaczęli wyzyskiwać ogromnie ten nieszczęsny kraj głównie Anglicy, a po części także Francuzi, Niemcy i Rosjanie. Toteż i u nas dziś, kiedy niektórzy liberałowie i sekularyści pod naporem niewiary zarzucają polskiemu Kościołowi coraz częściej, że czyni się "oblężoną twierdzą", to nie rozumieją istoty chrześcijaństwa. Kościół utrzymuje zawsze swoją tożsamość, jest Mistycznym Ciałem Chrystusa i przekazuje Jego objawienie i nie może stać się jeszcze jednym kierunkiem świeckim i salonowym klubem dyskusyjnym, ponieważ głosi wolę Boga. Dla ludzi poszukujących Boga jest w pełni otwarty jak najlepsza Matka.
Silny narkotyk władzy Z drżeniem obserwujemy brutalne zabiegi PO o utrzymanie czy nawet poszerzenie jej władzy w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Władza nad społeczeństwem i państwem to bardzo ciężki narkotyk i, jeśli ktoś nie ma wielkiej prawości ducha, to zdobywa ją lub utrzymuje często przez zakłamanie, gwałty, przelew krwi i zbrodnie. Weźmy choć jeden przykład, który pokazuje, że narkotyk ten nie pomija też kobiet władczyń. Oto jeden z wybitniejszych cesarzy chińskich Liu Bang (202-195 przed n.Chr.) przed śmiercią wyznaczył na następcę swego syna z konkubiny, 10-letniego króla Zhao (lenno). Ale po śmierci cesarza cesarzowa Lź wprowadziła na tron kogo innego, a mianowicie swego 15-letniego syna, żeby ona mogła być regentką imperium. Jednak możnowładcy ściągnęli do stolicy owego króla Zhao. Przyrodni bracia bardzo się polubili. Cesarzowa się przeraziła, że jej syn może stracić tron, a ona władzę regencyjną. Po kilku miesiącach króla Zhao otruła, a jego matkę, konkubinę swego zmarłego męża, poćwiartowała i wrzuciła do szamba. Lecz sprawa się wydała, gdy na dwór przyjechał pierworodny syn Liu Banga, Liu Fei, którego zmarły cesarz nie lubił i pominął. Lź postanowiła i jego otruć. Ale jej syn pomylił kielichy, wziął do ręki kielich z trucizną. Wówczas cesarzowa wytrąciła mu kielich z rąk. Liu Fei zorientował się i uciekł. Jednak jej syn niedługo zmarł nagle. Lź traciła regencję. Szybko więc wzięła innego syna Liu Banga z innej konkubiny, oczywiście niepełnoletniego, żeby być cesarzową; zamordowała jego matkę, ogłosiła, że to jej syn własny i wprowadziła go na tron cesarski. Za cztery lata młody cesarz dowiedział się, co się stało, i naiwne dziecko wygadało się, że niedługo ono przejmie władzę faktyczną. Wówczas Lź postanowiła go "leczyć", rozgłosiła, że jest chory psychicznie, zamknęła go w jednej z twierdz, a na tron zgłosiła drugiego swego syna. Członków zaś dworu cesarskiego, związanych z mężem, którzy ją krytykowali, truła lub oskarżała o spisek przeciwko państwu (por. M.J. Kźnstler, Pierwsze wieki cesarstwa chińskiego, Warszawa 2007, s. 66-70). Dziś w walce o władzę trudno już o metody oryginalne. Oto silny konkurent, Jarosław Kaczyński, jest odsyłany do psychiatry przez "niezawisły" sąd. Ma być też postawiony przed Trybunałem Stanu za to, że zwalczał korupcję i ktoś się z tego powodu zastrzelił, a prawi patrioci i otwarci katolicy, zwolennicy Kaczyńskiego, są oskarżani o zdradę państwa.
Wybory pod kontrolą? Trwają już igrzyska wyborcze: walki, zgiełk, krzątanina, wyzwiska, opluwanie, oddawanie pod sąd przeciwników koalicji rządzącej, próby kneblowania ust Radiu Maryja, otwartym katolikom i patriotom. Taki mamy postęp wieku XXI. Ale w naszym przypadku rodzi się jeszcze inna obawa. Otóż nie łudźmy się, że naszych wyborów nie kontroluje nikt z zewnątrz. Wyniki wyborów nie są obojętne ani Niemcom, ani Rosji, ani Stanom Zjednoczonym, ani Żydom. Czynniki te oskarżają Polaków o groźny nacjonalizm, niebezpieczny katolicyzm państwowy i ducha buntowniczego, który może rozerwać uścisk miłości między Niemcami a Rosją, a także zburzyć cały porządek UE. Owszem, owe czynniki dobrze analizują konkretne dane, siły i układy, żeby korzystnie dla siebie ustawiać u nas wybory, ale potrafią tak grać realiami, że np. centralny komputer, niekontrolowany przez społeczeństwo, może unieważnić jakiejś partii "milion siedemset tysięcy" głosów. Ale trudno jeszcze przewidzieć, kogo te czynniki zdecydowanie poprą. Potocznie myśli się, że poprą Donalda Tuska, żeby uczynić z niego narzędzie w swym ręku. Ale nie jest to jasne. Zdaje się, że nie popierają go Amerykanie, a nawet nie popiera wyraźnie i Rosja: krytyka traktatu wersalskiego na Westerplatte, sprawa gazociągów, odsunięcie od badań nad katastrofą smoleńską, wykpienie katastrofy przez MAK, złośliwe embargo na warzywa, dyskryminacja polskiego taboru gospodarczego itp. Inne czynniki, zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne, obawiają się, że rząd Tuska, nieaktywny i nieudolny, doprowadzi do bankructwa gospodarczego i zdestabilizuje sytuację społeczno-polityczną przez złośliwe zapędy totalitarne. Wymienione państwa to są wielcy gracze polityczni na scenie całego świata. Tymczasem zrozumiała jest ze strony Platformy i czynników zarówno antynarodowych, jak i antychrześcijańskich, dzika wściekłość na medium toruńskie, propolskie, katolickie i ogólnokrajowe, mające wpływ na miliony świadomych i uczciwych Polaków. Platforma chwyta się wszelkich sposobów, już nie tylko pozaprawnych, ale i nieprawnych. Po prostu odchodzi od zmysłów, choć nie wszyscy zorientowali się już, o co chodzi. Platforma ma silną broń w postaci niepolskich, ale polskojęzycznych mediów, które z kolei wyrzucają co lepszych, mądrzejszych i uczciwszych dziennikarzy i innych pracowników. Ostatnio niektórzy dziennikarze nie tylko dopuszczają się prowokacji i ataków na modlących się ludzi z Rodziny Radia Maryja, ale także już otwarcie krytykują i "oskarżają" prawie dwudziestu księży biskupów za publiczną obronę Kościoła, wolności słowa katolickiego i polskiej racji stanu. Przy tym nie chodzi tu o jakiekolwiek dobro społeczne czy gospodarcze ani o modernizację kraju, lecz tylko o utrzymanie, a nawet powiększenie władzy w duchu ateizującego liberalizmu. W każdym razie dla otwartych katolików polskich atmosfera robi się nie do zniesienia.
Niszcząca pustka ideowa Już najdawniejsi wybitni władcy państw i imperiów rozumieli, że do normalnego życia większych społeczności i państw konieczne są wyższe idee, które uwznioślają życie. Amenofis IV Echnaton, faraon egipski (1351-1335 przed n.Chr.) próbował budować ideę Boga - Światła, cesarz indyjski Aśoka (ok. 264-227 przed n.Chr.) budował imperium na zasadach ścisłej moralności, cesarz chiński Zheng (247-210 przed n.Chr.), opierając się na "szkole legistów", tworzył "państwo prawa", cesarz chiński Liu Bang (202-195 przed n.Chr.) opierał cesarstwo na moralnych ideach konfucjanizmu, cesarz indyjski Akbar (1542-1605 po n.Chr.) budował cesarstwo na dwóch przęsłach: na islamie i hinduizmie. Duszą Europy było chrześcijaństwo itp. Ale dziś wielkie imperia się degenerują: III Rzesza próbowała budować na pogańskim rasizmie, Rosja, Chiny i wiele innych państw mniejszych - na materialistycznym marksizmie. I, niestety, Unia Europejska buduje od r. 1992 na publicznym ateizmie, który obecnie przeradza się w postmodernizm, chaos społeczny i nihilizm. Polska znajdowała się pod okupacją niemieckiego rasizmu, a następnie materialistycznego komunizmu, dziś zaś znajduje się na placu boju między materialistycznym chaosem a personalistyczną ideologią chrześcijańską. Sytuacja nasza jest źródłem nowego bohaterstwa, rozwoju duchowego i doskonalenia się, ale jednocześnie toczy się coraz cięższa walka z ateizmem, upadkiem wielkich idei i degradacją społeczno-państwową. Stąd następuje coraz większe rozwarstwienie; z jednej strony rozwijają się coraz szybciej niezwykłe społeczności i ruchy bazowe, pełne optymizmu, entuzjazmu, twórczości i odnowy życia społecznego, kulturowego i religijnego, ale z drugiej strony patologizują się coraz bardziej warstwy wyższe, kierownicze, bezideowe, materialistyczne i niemoralne. Nie sposób całą tę problematykę tu przedstawić, ale trzeba. Spróbuję przybliżyć kilka prostych problemów słabo zauważanych. Człowieka intelektualnego trapi bardzo wszędobylska w życiu publicznym, społeczno-politycznym i kulturowym nielogiczność i irracjonalność ideologii różnych ugrupowań przewodzących państwu. Ideologie te są często nie tylko bardzo płytkie, ale i wewnętrznie sprzeczne lub fałszywe. Na przykład niektóre media i wielu ludzi z tzw. elit zarzucają katolikom polskim kierowanie się nienawiścią i zaślepieniem narodowym, a tymczasem to oni zieją nienawiścią do katolików, polskości i etyki ewangelicznej. Jest to głęboka degeneracja umysłowa i moralna. Ale jest to zapewne spuścizna jeszcze po nieprawym marksizmie. Wybitny polski matematyk współczesny, prof. Tadeusz Gerstenkorn, wspomina, jak to zaraz po wojnie uczył logiki w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Łodzi, ale przedmiot ten został wyrzucony po umocnieniu się marksizmu w r. 1952, bo logika paraliżowała myślenie propagandowe, marksistowskie i stanowiła przeszkodę w otumanianiu społeczeństwa. I niestety, nielogiczność jest do dziś u nas pewnego rodzaju epidemią umysłową niektórych warstw wyższych. A nielogiczność niszczy wszelkie myślenie i działanie. Tych nielogiczności nie da się wymienić wszystkich, podam tylko kilka - że tak powiem - bardzo empirycznych, dla zobrazowania. "Ministra" (forma żeńska od: minister) powiada, że każdy chory w Polsce będzie przyjęty do szpitala, ale jednocześnie są zamykane dziesiątki placówek, niektóre szpitale są komercjalizowane, są limity przyjęć chorych, bo już w lipcu wyczerpuje się budżet; w tym roku szpitale są zadłużone już na 2 mld zł, nieraz pacjent musi czekać ponad rok na przyjęcie i coraz mniej jest leków refundowanych, i coraz mniej jest lekarzy specjalistów. Kiedy np. w mediach pada pytanie, dlaczego rząd czegoś mimo zapowiedzi nie zrobił, najczęściej słyszymy odpowiedź: "Bo nie zrobiło tego przecież PiS". Jeśli rząd jest zaatakowany, że nie spełnił jakiejś ważnej obietnicy po czterech latach, pada odpowiedź, że "przygotowujemy właśnie plany". Wysoki urzędnik mówi, że teren po katastrofie smoleńskiej został przekopany na metr głęboko, choć wie, że nie został on w ogóle przekopany. Nielogiczność łączy się często ze zwyczajnym kłamstwem. Koalicja i SLD twierdzą, że za katastrofę smoleńską odpowiadają śp. prezydent i piloci, ale kiedy ktoś żąda formalnego dochodzenia, to uważa się go za rusofoba, nacjonalistę, wroga koalicji i zdrajcę Polski. Ale tacy obrońcy Rosji nie dostrzegają, że taka ich postawa właśnie zakłada winę Rosjan. Od dawna mówi się, że Żydzi, którzy pracowali w NKWD i UB, i mordowali patriotów polskich, nie mogą już być uważani za Żydów, ale kiedy partyzanci bronili się przed nimi, to byli czystej wody "antysemitami". A kiedy raz na KUL słuchacz publicznej prelekcji powiedział, że właśnie byli to źli Żydzi, to usłyszał odpowiedź, żeby się leczył, bo "nie ma Żyda złego". Choć to Niemcy napadli na Polskę w r. 1939 i zamordowali kilka milionów Polaków i Żydów, także z całej Europy, to wielu dzisiejszych "oświeconych" liberałów podaje, że to Polska napadła na Niemcy, wywołała II wojnę światową i wymordowała Żydów, bo... "jest katolicka". Korupcji nie popełnili autorzy afery walutowej, osoczowej, węglowej, stoczniowej, paliwowej, prywatyzacyjnej, hazardowej itp., lecz "korupcyjnie" działali ci wszyscy, którzy tamte "rzekome" korupcje odkrywali i nagłaśniali. Kiedy PiS głosi i robi coś dobrego, to tylko z egoizmu i dla propagandy wyborczej, kiedy natomiast koalicja gnębi opozycję i zamyka jej usta, to czyni to tylko z miłości do Ojczyzny i dla dobra samej opozycji. Niedawno pewien Czeczen, zbiegły do Polski, poprosił o status uchodźcy. Liberalny urząd polski zażądał, żeby uchodźca dostarczył mu z ambasady rosyjskiej zaświadczenie, że był przez władze rosyjskie torturowany jako Czeczen. To dopiero świadczy o poziomie naszych urzędów "demokratycznych". Przecież tacy urzędnicy powinni zostać od razu zwolnieni z pracy. Albo - ktoś jednego dnia powiada, że dwudniowe wybory do parlamentu będą dla Polski najlepsze, kiedy jednak prezydent i Trybunał Konstytucyjny orzekli, że będą jednodniowe, to ta sama osoba polityczna orzekła uroczyście, że "jednodniowe będą dla Polski najlepsze". Nie brak i rzeczy bardzo komicznych: pewien nasz minister, który powierzony sobie dział całkowicie zawalił, jeździł niedawno do wysoko rozwiniętych państw zachodnich, żeby tę dziedzinę u nich rozwijać. Pycha władzy bardzo ogłupia. Nielogiczna i cyniczna jest postawa koalicji, która głosi demokrację i równość obywatelską, a przez cztery lata nie przyjęła prawie żadnej inicjatywy, uwagi lub poprawki legislacyjnej, zgłaszanej przez PiS, największej partii opozycyjnej. I jest taki diabelski majstersztyk, że media zakrywają to wszystko przed społeczeństwem. Doskonały obraz rozchwiania umysłowego i moralnego przedstawiają najrozmaitsze próby powiązania straszliwego zbrodniarza z Oslo, Andersa Behringa Breivika z najrozmaitszymi orientacjami: z chrześcijaństwem, skrajną prawicą, nacjonalizmem, patriotyzmem, syjonizmem, masonerią itd. Tak czynić nie wolno, bo to jest typowy chaos umysłowy. Wydaje się właśnie, że przez taki chaos została rozbita chora osobowość tego ciężkiego psychopaty. Gorzej, że taka rozbieżna kakofoniczna i irracjonalna interpretacja zbrodniarza oddaje to, co się może stać z całymi współczesnymi społeczeństwami postmodernistycznymi.
Próchnica ideologiczna Ci, którzy opisują życie w UE, wspominają czasami o wzmożonej korupcji gospodarczej i materialnej, nie poruszają zaś niemal w ogóle tematu korupcji jeszcze groźniejszej, a mianowicie umysłowej, społecznej i moralnej. Tymczasem ta druga coraz bardziej niszczy życie zbiorowe. Ciekawe, że na wpływy złej ideologii są najbardziej podatne wyższe warstwy społeczne. Są one wprawdzie bardziej wrażliwe, żywsze i twórcze, ale jednak niestabilne, bardziej zależne od władzy, mniej realistyczne i łatwiej odchodzą od swojego kodeksu etycznego. Na przykład w dosyć zwartej duchowości wedyzmu, hinduizmu i buddyzmu w kulturze indyjskiej inteligencja indyjska uległa od VII do IX w. dosyć głębokiej islamizacji, choć muzułmanie byli ich okupantami. Od połowy XVIII w. hindusi zaczęli ulegać bardzo obcej im kulturze brytyjskiej. Podobnie było w Polsce za czasów inwazji bolszewizmu, który nadal wywiera wpływ na niektóre ugrupowania. I dziś nasze warstwy wyższe ulegają w dużej mierze nihilistycznej liberalizacji zachodniej. Nowa ideologia ma szerzyć trzy główne wartości: demokrację, wolność i obywatelskość. Ale w wielu punktach u nas wygląda to na ironię i życie robi się znowu nienormalne. Zamiast demokracji mamy już dyktaturę PO, wspieraną przez odziedziczony po dawnych czasach SLD. Przede wszystkim razem chcą odebrać prawa społeczne zdecydowanym patriotom, katolikom i niektórym instytucjom kościelnym. Przy tym często osłania się władze naczelne, a winę zrzuca na czynniki niższe lub nawet na samorządy. Prawie wszystkim rządzi oszukańcza propaganda. Kiedyś przed wojną był podobno sądzony jakiś hrabia o zabójstwo. Znaleziono chłopa jako świadka. Sąd ochoczo pytał: "Czy widzieliście, jak hrabia zabił?". Chłop odpowiedział: "Hrabia by zabił, on taki pan, on ma do tego ludzi". I mamy duży żal do PSL, którego władze nie walczą o prawdziwą wieś polską, lecz tylko - poza paroma osobami - o własne żłoby, wspierając Platformę w sprawach wyraźnie pozaprawnych. Ostatnio i wolność u nas jakoś czerwienieje, widocznie znów dojrzewa. Jest wolność społeczna, polityczna, wolność słowa, ale raczej tylko dla ludzi obozu rządowego. Nawet w dziedzinie religijnej zaczyna być gorzej niż w ostatnich dniach PRL: wściekłe ataki na Radio Maryja, na patriotyczne wypowiedzi biskupów, plucie na modlących się przy krzyżu, kopanie uczestników Mszy Świętej na Jasnej Górze, bezkarne opluwanie katolików i patriotów, przy surowym karaniu katolików za wypowiedzi obronne, próby opodatkowania pielgrzymów, jak to robili muzułmanie w krajach podbitych, narzucenie płatnych pilotów pielgrzymek, zakaz przyjmowania oficjeli państwowych w obecności krzyża nawet w szkołach katolickich itd. Słowem, znowu jest aktualne, słynne spotkanie Amerykanina z Sowietem. Amerykanin zarzuca Sowietowi: "U was nie ma wolności słowa, u nas zaś każdy może krytykować nawet prezydenta i przed Białym Domem". "Przecież u nas jest tak samo" - odpowiada Sowiet. - Każdy może, a nawet powinien na samym placu Czerwonym krytykować waszego prezydenta". Właśnie tak samo i w Polsce: wolno, a nawet powinno się krytykować prezydenta, który zginął w katastrofie smoleńskiej, bo był przeciwny swawoli rządu. I wreszcie według tej utopii Polak powinien być obywatelem nie tyle Polski, ile UE, a więc nie może stawiać na pierwszym miejscu dobra kraju, lecz dobro UE, a także nie powinien być publicznie chrześcijaninem, bo psuje ideologię unijną. I tak dyskryminacja religii na forum publicznym jest na każdym kroku. Nawet przy udziale polskiego komisarza UE wydała na rok 2011/2012 Kalendarz Europejski, w którym są zaznaczone ważniejsze święta wszystkich wielkich religii, zwłaszcza żydowskiej, ale... z wyjątkiem świąt chrześcijańskich. Trzeba pamiętać, że UE oficjalnie walczy z chrześcijaństwem na forum publicznym, przede wszystkim z katolicyzmem, co powoli przechodzi i na PO, która ma pokazać swoje "pełne" oblicze po wyborach na drugą kadencję. Profesorowie z Cambridge domagają się, żeby w ogóle znieść święta Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy, a jedynie muzułmanie są za utrzymaniem tych świąt. Stara Europa dostaje już choroby Alzheimera. Co tam zresztą mówić o Zachodzie, kiedy i u nas owa próchnica dotyka już coraz więcej duchownych, zakonnych i świeckich. Chcą oni ogólnie w duchu "nowoczesności" "przystosować do naszych czasów" Dziesięcioro Przykazań. Ostatnio coraz częściej mówi się, że za trudności Kościoła katolickiego w Polsce odpowiada tylko sam Kościół, który jest "wsteczny". Za sam spadek powołań kapłańskich i zakonnych rzekomo odpowiadają: Radio Maryja, bo odróżnia świat ateistyczny od chrześcijańskiego; nauka religii w szkole, bo przy dzwonkach nie można przeżywać natchnień Ducha Świętego, i wypowiedzi księży biskupów broniące Kościoła na forum publicznym, połączone z popieraniem Kościoła ludowego ze szkodą dla inteligenckiego. I tak większość ludzi u władzy w UE i u nas nie może zrozumieć, że narastający dziś powszechnie kryzys gospodarczy jest powodowany nie tylko przyczynami materialnymi, ale także wyrzuceniem z życia religii i ogólnoludzkiej moralności. O ile ojcowie założyciele Wspólnoty Europejskiej rozumieli to dobrze, o tyle już twórcy ateistyczni Unii Europejskiej w r. 1991 nie zrozumieli, że do stworzenia wielkiej unii państw i narodów trzeba wielkiego rozumu, wytężonej pracy, samodyscypliny, idei Stwórcy i autentycznej etyki. Każda zatem władza państwowa powinna religię i etykę nie tylko tolerować, ale i wydatnie wspierać. Tymczasem w Polsce wagi czynnika etycznego nie dostrzega się w żadnej dziedzinie. W wypadku jakichś złych zjawisk tylko uchwala się nowe prawo lub nowelizuje stare, licząc, że litera prawa zastąpi wymiar moralny i osobowościowy człowieka. Na przykład w r. 2010 ukradziono w Polsce 7,2 mld zł, z czego odzyskano tylko 584 mln. Co tu pomoże nowe prawo przy zdemoralizowanych ludziach? "Ci (źli królowie) zamierzają jedno: oddać swoją moc i władzę Bestii. Będą walczyć z Barankiem, ale Baranek ich pokona, gdyż On jest Panem panów i Królem królów" (Ap 17, 13-14). "Wiecie - mówił Jezus - że rządcy uciskają ludzi, a wielcy dają im odczuć swoją władzę. Nie tak będzie u was" (Mt 20, 25-26). Ks. prof. Czesław S. Bartnik
CZY GROZI NAM kontrolowane BANKRUCTWO… w celu obniżenia emerytur??? Upór UE przed uznaniem finansowej oczywistości że OFE jest elementem finansów publicznych może mieć racjonalną przesłankę. Wymierające, stare i schorowane społeczeństwa czeka redukcja emerytur i opieki zdrowotnej na wzór tej w Central Falls. W środowym wydaniu Financial Times’a Robert Barro z Uniwersytetu Harvarda już w drugim zdaniu artykułu „Nadchodzący kryzys rządów” pisze: „Finansowe wezwania słabszych członków eurostrefy są wczesnym ostrzeżeniem, analogicznie do problemów amerykańskich stanów przygniecionych zobowiązaniami emerytalno-zdrowotnymi nie mającymi pokrycia waktywach.” Charakterystyczne, również że piątkowa analiza sytuacji w Japonii „Protect and revive” kończyła się wykresem ukazującym wysokie wskaźniki emerytalnego obciążenia demograficznego w państwach G7 (29%), a zwłaszcza Japonii – aż 38%. Dodajmy że tego typu ostrzeżenia powinny zwłaszcza dotrzeć do Polski, która starzejąc się w rekordowym tempie nie tylko nie ma pokrytych zobowiązań, ale wprost aktywów się pozbywa. Tak jak przewidzieliśmy w artykule z 10 lipca”Kradzież $1 i żebranie u dzieci… sąsiada” do spektakularnego bankructwa USA nie doszło, a stwierdzenie jakiego użyliśmy „to należy się spodziewać, że porozumienie jakie zostanie zawarte odbędzie się kosztem najstarszych i najbiedniejszych ludzi” należy napisać w czasie przeszłym. Dla wszystkich zdezorientowanych co do jego konsekwencji polecam analizę efektów giełdowych „porozumienia”. Otóż największy bo 8,8%-owy spadek w indeksie S&P zanotował fundusz inwestycyjny HealthCare REIT Inc. specjalizujący się w inwestycjach mieszkaniowych dla osób starszych jak i w nieruchomościach opieki zdrowotnej. Zresztą sektor opieki zdrowotnej jako całość był jednym z dwóch (na dziesięć głównych) który ucierpiał najbardziej podczas poniedziałkowej sesji giełdowej, jako efekt ogłoszenia, że już w przyszłym roku nastąpi 11,1%-owa obniżka (o $3,87 mld) w Medicare. Charakterystycznym było również że na rynkach po raz pierwszy od trzech miesięcy wzrost cen surowców był wyższy niż akcji, obligacji i USD, spowodowany wielokrotnie opisywanym przez autora oczekiwaniem że zapotrzebowanie ze strony szybko rozwijającej się chińskiej gospodarki będzie kreowało popyt który nie zaspokoi podaż i to mimo faktu kryzysowego zmniejszenia popytu na energię w Europie i USA. Również jeśli chodzi o przyczyny prowadzonych negocjacji o których pisaliśmy: „Intensywnie prowadzone negocjacje których potrzeba wystąpiła z powodu przedłużenia „wakacji podatkowych” dla najbogatszych wprowadzonych przez młodego Bush’a” nastąpiła niespodziewana konwergencja poglądów z wyrażonymi obecnie przez Paula Krugmana. Noblista w artykule zamieszczonym w The New York Times „The PresidentSurrenders” wprost pisze, że prezydent Obama „poddał się w grudniu, przedłużając Bush’a obniżki podatków” podczas gdy „mógł i powinien domagać się zwiększenia limitu zadłużenia” właśnie wtedy.A tak na marginesie to należy podkreślić, że nawetGreenspan stwierdził że tego typu limit nie ma sensu i że rynek kapitałowy nie przewidywał pierwszego w historii USA zawieszenia płatności, tylko 75-ego w ciągu ostatnich 50 lat podniesienia progu zadłużenia. Jest to odmienne podejście od tego w Polsce, gdzie jest ono nawet wpisane do Konstytucji na równi z kuriozalnym zapisem uniemożliwiającym NBP skupowania długu Skarbu Państwa i zmuszającego do wyjątkowo drogiego emitowania obligacji w walutach zagranicznych. Podczas gdy zarówno USA jak i Wlk. Brytania korzystają w pełni, że mają własną walutę i interweniują w sytuacji kiedy stopy rentowności są zbyt wysokie. Należało by się nie tylko zgodzić ze stwierdzeniem Greenspan’a, jak i protestować przeciwko wciskaniu Polakom kredytów walutowych jako tańszej formy zaspokajania potrzeb pożyczkowych, ignorując prawo parytetu stóp procentowych o funkcjonowaniu którego boleśnie się przekonują doświadczając obecnego wzrostu kursu franka. Podczas gdy jest to po prostu wspieranie wśród obywateli spekulacji walutowych w których oni zastawiają w banku swoje mieszkania, a makroekonomicznie wzmacnianie importu kosztem ograniczenia zatrudnienia w kraju. Central Falls którego motto brzmiało „miasto ze świetlaną przyszłością” ogłosiło bankructwo na początku sierpnia, po tym jak zaledwie dwóch emerytów zgodziło się na redukcję swoich świadczeń o połowę. Central Falls jest idealnym przykładem na zobrazowanie sytuacji emerytów w systemie „pay as you go” w których zobowiązania nie są skapitalizowane, w sytuacji kiedy ich ilość przyrasta a miasto/stan/państwo przeżywa kłopoty finansowe. Jest dobrą przestrogą dla tych którzy popierają przejmowanie zobowiązań przez ZUS kosztem OFE w sytuacji załamania demograficznego. Audytor Rhode Island napisał w zeszłym roku że aż 24 stanowe miasta posiadają plany emerytalne w których zobowiązania emerytalne pokrycie w aktywach na poziomie poniżej 45%. A szef stanowego departamentu finansów Rosemary BoothGalloglyz obawą podkreślił że „kiedy patrzymy na zobowiązania emerytalne bez pokrycia, to mamy powód aby być zaniepokojonym.” Wiedza o problemach finansowych instytucji publicznych związanych z wypłatą emerytur jest coraz szersza o czym świadczy wypowiedz byłego szef administracji gubernatora GarrySasse stwierdzającego że „Bez reformy emerytalnej, Central Falls nie będzie ostatnim miastem w Rhode Island który zbankrutuje,[…] ale i inne miejscowości w stanie mają plany emerytalne które mają poważne problemy.” Central Falls ma deficyt strukturalny w wysokości około $5,6 mln w relacji do całości dochodów w wysokości $16,4 mln. Jego zadłużenie wynosi wprawdzie zaledwie około $21 mln, niemniej jednocześnie występuje brak pokrycia zobowiązań emerytalno-zdrowotnych na skalę czterokrotnie wyższą bo około $80 mln. Jak napisał w swoim raporcie z 17 czerwca Moody aktywa emerytalne wyczerpią się do października i bez dodatkowych wpłat od tego czasu nie będzie środków na wypłatę emerytur i innych świadczeń. Jak podaje Moodyw nowym prawie upadłościowym które omawialiśmy już na NE:„Posiadacze obligacji są najbardziej zabezpieczeni w przypadku bankructwa, gdyż nowe prawo daje im „priorytet na zastawie” dochodów miejskich,[…] prawodawstwo zobowiązuje miasta i dystrykty do przeznaczenia podatków od nieruchomości i innych dochodów do spłacenia długów przed innymi płatnościami i roszczeniami”. W efekcie powoduje to że emeryci i pracownicy będą głównymi ofiarami kryzysów ubezpieczeń społecznych których przedsmak mamy okazję obserwować z daleka. Europie grozi to samo, gdyż prawodawstwo pójdzie w tym kierunku i w dobie kryzysu demograficznego ofiarami okaże się wiele osób które były zwolennikami przeniesienia obecnych zobowiązań OFE do ZUS-u. Elizabeth Crowley senator z RhoneIslands również uważa to rozwiązanie jako niesprawiedliwe kiedy stwierdza że „bankructwo nie jest fair względem emerytów. Nikt nie wzbogaci się na emeryturach w mieście.” Podobnie jeden z aktualnych pracowników z 25-letnim stażem podkreśla że: „Można powiedzieć że jest to nie fair ponieważ każdy składkował na emeryturę podczas pracy w dobrej wierze. My musieliśmy, nie było wyboru, musieliśmy płacić.” Inny pracujący na wysokościach się skarży: „Pracuję w zagrożeniu i w każdej chwili mogę ulec wypadkowi a nawet renta nie czeka na mnie.” Teraz mają oni nie mieć świadczeń, lub mieć je drastycznie ograniczone. Dlatego prawnik poszkodowanych MarcGursky uważa, że: „Miasto powinno również negocjować z wierzycielami obligacji i stanem aby wymyśleć rozwiązanie”. Jak podkreśla Elizabeth Crowley „Marsz w stronę bankructwa zaczął się parę lat temu kiedy Rhone Island obcięło lokalną pomoc stawiając czoła kryzysowi finansowemu i recesji którą on zrodził”.Jak doprecyzowuje były sędzia Robert Flanders przytłoczenie zobowiązaniami emerytalnymi, w sytuacji spowolnienia gospodarki znacząco zmniejszające dochody i podwyższające koszty operacyjne miasta doprowadziło do jego bankructwa. A finanse Central Fall zaczęły już podupadać w latach 70-tych ubiegłego stulecia gdy przedsiębiorstwa zaczęły się przenosić do innych miejscowości, a do miasta zaczęli dobijać się imigranci. Proces uległ nasileniu w latach 1997-2009 co najmniej 11 fabryk tekstylnych zatrudniających 1400 pracowników zostało zamkniętych w regionie. A charakter miasta uległ diametralnej zmianie wraz z napływem ludzi z Ameryki Łacińskiej w tym Meksyku, Puerto Rico i Kolumbii, oraz Portugalii. Już w roku 2000 miasto było w połowie hiszpańskojęzyczne, a do 2010 roku odsetek imigrantów wzrósł do 60%. Jak podaje Bloomberg wrastała ilość przestępstw, a nawet w pewnym okresie miasto uzyskało niechlubny przydomek „Stolicy Kokainy” całego regionu Nowej Anglii w czasopiśmie Rolling Stone. Analizując zaprezentowane przemiany należy mieć w pamięci sytuację naszego kraju aby nie pójść zaprezentowaną drogą. Dlatego opisując panującą w Polsceiluzję imigracji, która miałaby zapewnić nam utrzymanie świadczeń emerytalno-zdrowotnych na starość, a jednocześnie pozwolić na komfort rezygnacji z kosztów wychowania młodego pokolenia, warto zaprezentować pomijane koszty społeczne tej perspektywy, które ostatnie zamieszki w Londynie ukazują w całej rozciągłości.A tylko konsekwentnie prowadzona polityka prorodzinna mogłaby je zredukować. Dr Cezary Mech
Sześć nowych odrażających rodzajów broni do poskramiania nieuzbrojonych obywateli
6 Creepy New Weapons Police and Military Use To Subdue Unarmed People
http://www.alternet.org/world/151864/6_creepy_new_weapons_the_police_and_military_use_to_subdue_unarmed_people/?page=entire
Rania Khalek – 30.07.2011, tłumaczenie / skrót Ola Gordon
1. Niewidoczny bolesny deszcz Nazwa brzmi jak prosto z Gwiezdnych Wojen. ADS, czyli Active Denial System, działa jak mikrofalówka, emitując wiązkę promieni elektromagnetycznych, które parzy skórę wytwarzając temperaturę osiągającą 130 stopni.
2. Laserowy oślepiacz Personal Halting and Stimulation Response lub PHaSR, ogromny karabin laserowy, technologia współfinansowana przez Państwowy Instytut Sądowniczy (USA).
3. Taser na steroidach Zwykłe tasery działają z odległości 6-7 m, ten do 30m. Wywołuje unieruchomienie neuro-mięśniowe, inaczej szok elektryczny.
4. Środek uspokajający do kontrolowania tłumów Uspokajacze to środki chemiczne lub biologiczne o działaniu uspokajającym, nasennym lub o podobnych efektach psychoaktywnych. Zakazane zgodnie z Konwencją Broni Chemicznej (1997). Najbardziej popularne: gaz łzawiący (CS) i chloroacetofenon (CN).
5. Wrzeszczące mikrofale przeszywające czaszkę Mob Excess Deterrent Using Silent Audio lub MEDUSA (tak, z mitologii greckiej), wiązka mikrofali wywołuje nieprzyjemne doznania słuchowe w czaszce, ogłusza i unieruchamia.
6. Syrena rozrywająca ucho Long Range Acoustic Device lub LRAD, wydaje dźwięk do 100 m. Oryginalnie używany przez farmerów do odstraszania ptaków. Może zniszczyć słuch. Działanie: płyn ropopochodny w cylindrze miesza się z powietrzem i następuje wysokiej intensywności detonacja. Zakres działania – do 50 m; z odległości 10 m może wywołać stałe uszkodzenie, lub nawet śmierć. Inaczej zwany Thunder Generator [generator grzmotów] Zadawanie bólu w celu kontroli lub zmuszania ludzi do ustąpienia pomaga osiągnąć pożądane cele w zarządzaniu percepcją, a z drugiej strony chroni społeczeństwo przed brutalnością takich urządzeń. Być może te mniej śmiertelne taktyki kontroli tłumu powodują mniej obrażeń. Ale takżepoważnie osłabiają naszą zdolność do przeprowadzania zmian politycznych. Władze mają coraz więcej kreatywnych sposobów zarządzania opozycją, w czasie, gdy konieczność zmiany przez powszechne żądanie ma kluczowe znaczenie dla przyszłości naszego społeczeństwa i naszej planety.
http://stopsyjonizmowi.wordpress.com
Dlaczego Niemcy miewają depresje, czyli jak zwykle o "socjalu" Słuchałem parę dni temu radia, gdzie redaktor dokonywał przeglądu prasy, plotąc radośnie o tym i owym, Aż wreszcie doszedł do wiadomości, że Niemcy cierpią coraz częściej na depresje. I zastanawiał się głośno, dlaczego np. w Hongkongu czy Singapurze ludzie są nastawieni bardziej optymistycznie i nie zapadają tak często na choroby tego rodzaju. Odpowiedzi nie udzielił, tak jak i nie wskazał na źródła wiedzy o optymizmie w wymienionych państwach-miastach. Postanowiłem, więc, zrobić to za niego. Po pierwsze, nie mając wyników badań psychologicznych, też podejrzewam, że w Hong Kongu i w Singapurze jest mniej depresji, a od owego dziennikarza różnię się tym, że mam nieźle podbudowaną odpowiedź na to pytanie. Przypomniał mnie się bowiem artykuł w pewnym szwedzkim kwartalniku sprzed ponad 30. lat (dokładnie, bo zachowałem go, z 1980 r.). Artykuł prof. Magnussona nosił, w tłumaczeniu, tytuł: Wyuczona bezradność – państwo opiekuńcze na dobre, czy na złe? Przez wyuczoną bezradność ów profesor psychologii uniwersytetu sztokholmskiego rozumiał niezdolność jednostki do powiązania własnych wysiłków z obserwowanymi efektami. Wyjaśniał on, że człowiekowi potrzebna jest świadomość tego, iż może on, czy ona, wpływać na rzeczywistość swoimi działaniami, wspartymi własną wiedzą, pracowitością, innowacyjnością, itd. Nie tylko uzyskuje on korzyści materialne, ale także psychiczne: właśnie ową świadomość, iż to, co osiągnął, osiągnął własnymi staraniami. Taki celowy aktywizm pozwala ludziom wnosić wkład do szerszych społecznych przemian bądź adaptować się do nich, gdy przychodzą z zewnątrz. Widząc związki między staraniami a efektami, ludzie ci postrzegają świat jako przewidywalny. Otóż prof. Magnusson, wspierając się teorią wyuczonej bezradności, zwraca uwagę na fakt, że taka bezradność pojawia się wówczas, gdy jednostka nie dostrzega związków między staraniami a efektami. Przejawia się ona w pasywności, zmniejszonej zdolności do podejmowania inicjatywy, pesymizmem, poczuciem braku znaczenia i zaburzeniami psychicznymi. Profesor ów pisał to w latach, w których Szwecja była tzw. rajem socjalnym (ponad 2/3 PKB rozdzielane było przez państwo!). Zwracał on uwagę, iż rosnące beneficja płynące z zewnątrz – czyli nie zapracowane przez jednostkę – podnosiły wprawdzie jej dobrostan materialny, ale najwyraźniej obniżały jej dobrostan psychiczny. To właśnie jego zdaniem wywoływało coraz liczniejsze sytuacje określane w teorii mianem wyuczonej bezradności. Ludzie zwracali się ku światu zewnętrznemu, w wyniku decyzji którego ich sytuacja materialna ulegała poprawie lub (dodam: coraz częściej) pogorszeniu, nie wiedząc najczęściej dlaczego tak się dzieje. Świat stawał się dla nich coraz mniej przewidywalny... I stwierdzał, że poczucie wartości, panowania nad sytuacją ... nie mogą zostać nadane komukolwiek. Trzeba na nie zapracować. ... Jeśli będziemy usuwać przeszkody, trudności, niepokoje i konkurencję z życia naszej młodzieży, możemy nie zobaczyć w przyszłości generacji młodych ludzi, którzy maja poczucie własnej wartości i siły panowania nad sytuacją .... Zostają tylko, jak to określał inny psycholog, prof. Kozielecki, postawy żebraczo-roszczeniowe. No i mamy odpowiedź na postawione pytanie. W Hong Kongu nawet dziś wydatki publiczne stanowią ok. 20 proc. PKB. Socjalu jest więc jeszcze mniej. I mniej też wyuczonej bezradności i wynikających stąd depresji. Liberalizm jest zdrowy – także psychicznie... Jan Winiecki
Szlęzak i Korwin-Mikke będą oskarżać w pokazowym procesie przywódców powstania warszawskiego
- "Ja chciałem zrobić taki sąd po nowym roku, ale Korwin-Mikke chce to zrobić teraz, w rocznicę upadku powstania – powiedział prezydent Szlęzak. W piątek w warszawskiej siedzibie Kongresu Nowej Prawicy prezydent podpisał w tej sprawie wspólne oświadczenie z szefem Nowej Prawicy. Miejscem sądu będzie sala widowiskowa Miejskiego Domu Kultury albo aula Szkoły Muzycznej.
– Jest jeszcze sporo niewiadomych. O ile łatwo mi sobie wyobrazić oskarżycieli, to nie wiadomo kto miałby być obrońcą i sędzią – usłyszeliśmy od prezydenta, który chce, aby rozprawa miała walor edukacyjny i była daleka od myślenia kategoriami politycznymi. Na piątkowej konferencji Korwin-Mikke mówił: - Decyzja organizacji powstania jest niewybaczalna. Zginęło dwieście tysięcy cywilów, kilkanaście tysięcy żołnierzy. Tych najdzielniejszych, którzy potem mogli być kośćcem oporu przeciw Sowietom. W gruzach legło miasto, którego odbudowa była niesłychanie kosztowna. To wszystko, dlatego, że dwudziestu paru ludzi podjęło zupełnie kretyńską decyzję. Pod sąd nie da się już ich postawić, ale - pod sąd Historii, moralny osąd Historii - postawić należy... - Przed dwoma laty sprzeciwiłem się administracyjnemu nakazowi włączenia syren w rocznice wybuchu powstania. Uważam, że trzeba to kontynuować – powiedział prezydent Szlęzak. - Stalowa Wola jest symbolem innego myślenia o Polsce. Centralny Okręg Przemysłowy nie był dokończonym sukcesem, ale miał całkiem inny efekt niż Powstanie Warszawskie. Chciałbym, abyśmy myśleli w kategoriach sukcesu, a nie wiecznie bitego tyłka. (...) Zdaniem prezydenta, w Muzeum Powstania Warszawskiego zrobiono jak w Disneylandzie fragment kanalizacji, którymi przechodzili powstańcy i mieszkańcy. – Mogli przynajmniej parę gówien podrzucić, żeby było czuć to co czuli wówczas ludzie, zabijani potem przez zezwierzęconych Niemców – stwierdził dosadnie Andrzej Szlęzak" - czytamy w artykule napisanym przez Zdzisława Surowańca. JW, Echodnia.pl
Ś. P. PAN LEPPER A SŁUŻBY SPECJALNE Przypomnienie wypowiedzi sprzed 10 lat, które wskazywały na dobre "doinformowanie" niewygodnego jeszcze kilka dni temu polityka. Przy okazji debaty o odwołaniu Leppera ze stanowiska wicemarszałka sejmu mowa między innymi o przyjmowaniu pieniędzy przez polityków, na co Lepper miał mieć świadków i dokumenty, podane daty, miejsca spotkania, sumy:
TUSK, spotkanie z Pershingiem, 10 lipca 1998r., na którym Tusk "pożyczył" podobno 300 tys. złotych.
OLECHOWSKI 17 listopada 2000r. godz 18. kawiarnia u Gresslera(?) - 2mln USD na kampanię wyborczą.
Któryś z pierwszej trójki: Szmajdziński, TUSK, Cimoszewicz, Schetyna: 20 kwietnia 2001r. Wrocław, Hotel Wrocław 9:00-9:30 (?) 350 tys. $. od pana S. (Sobiesiak?)
PISKORSKI- 4 spotkania w Hotelu Wiktoria z niejakim S. (Sobiesiak?)
- 7 marca 98 rok, 50 tys. $,
- 16 lipca 99r., 120tys. $
- 23 październik 110 tys. $
- 17 kwiecien 2000r. 150 tys $.
CIMOSZEWICZ, Hotel Wiktoria 4 marca 2001 - 120 tys. $.
Szmajdziński oraz Carrington (Zbigniew Mikołajewski), 50 tys. $.
Ponadto wymienione są prywatyzacje mające przynieść straty Polsce:
Wąsacz - prywatyzacja PZU S.A. i PZU Życie, strata około 37-40mld złotych.
Kto? - sprzedaż PKO S.A., 10 mld straty.
Sowińska- TPS. S.A., 4mld straty.
Lewandowski- zakłady w Kwidzyniu, 1.5mld złotych oraz Gerber, Alima, Polkolor, 1mld złotych.
Warto posłuchać "artystycznie" potraktowanej całości.
I wypowiedź pana Jackowskiego (ponoć jasnowidza, a może też dobrze poinformowany). Rzeczywiście, warto posłuchać:
Grzegorz Ilnicki
Zygmunt Wrzodak o Andrzeju Lepperze Nie żyje Andrzej Lepper Informacja, którą otrzymałem od jednego z posłów o tragicznej śmierci Andrzeja Leppera wstrząsnęła mną. On facet twardziel, tyle przeszedł, odbierał tyle prymitywnych ciosów propagandy z strony mediów syjonistycznych na czele z Gazetą Polską i Wyborczą, że wydaje się coś nie wiarygodnego, żeby on, Andrzej Lepper popełnił samobójstwo. On głęboko wierzący człowiek, ten który z różańcem się nie rozstawał, mógł popełnić samobójstwo, który nie zostawia żadnego listu pożegnalnego, któremu tak wielu ludzi wyrządziło wielką krzywdę??? Rozmyślam o wielu wersjach i o tej też, że praktycznie został sam, jego byli towarzysze partyjni i związkowi opuścili go, poszli na współpracę z ludżmi z organizacji internacjonalistycznej, jaką jest PiS. Obecnie prawie każdy z nich pcha się do mediów, aby przypomnieć o sobie i jednocześnie żałuje Leppera. Właśnie taki jest nasz Naród nizinny, że łatwo przychodzi nam coś dobrego, ale uszanować tego nie potrafimy. Teraz lamentuje pani Begger, ta od kosza od brudnej bielizny, w którą wkładali ją w TVN–nie po to by ośmieszać i kompromitować właśnie Leppera, a gdzie jest pokrętny karierowicz Filipek i jemu podobni, którym on Andrzej Lepper otworzył szeroko drzwi do karier politycznych, ale oni uszanować tego nie potrafili. Osobnym rozdziałem jest obrzydliwa, parszywa menda polityczna, Ryszard Czarnecki, urodzony w Anglii w żydowskiej dzielnicy Londynu, znajomy Rudolfa Skowrońskiego (już 12 lat ścigany listem gończym). Ta kreatura polityczna lansuje się w mediach, ogłaszając się ekspertem od Leppera, ale ani słowem nie bąknie, że go zdradził, że rozbijał Samoobronę, że ośmieszał Leppera w mediach, że był koniem trojańskim w Samoobronie. Nie wspomni o swoim pryncypale, obrzydliwym kłamcy politycznym, obleśnym, nieudolnym, zakompleksionym syjoniście Kaczyńskim. To ten miał za zadanie zniszczyć dwie partie LPR (przy pomocy Giertycha) oraz Samoobronę, te dwie partie były antysystemowe – czyli twardo staliśmy za interesami narodowymi. Oskarżenie Leppera, jakoby brał udział w ,,aferze gruntowej” oraz w ,,seks-aferze” było ciosem potężnym w Leppera.
Masoni wiedzą, że jak nie da się zniszczyć człowieka medialnie, podstępnie np. rozbijąc struktury, przejmując bliskich ludzi, uruchamiając służby specjalne wewnętrzne i zewnętrzne – to skuteczną metodą walki z takim silnym człowiekiem jest oskarżenie w sprawach obyczajowych, najlepiej to gwałciciel i tak oskarżyli Andrzeja Leppera. Do takich zadań osoby zawsze można znaleźć bez problemu. Jeżeli takie metody nie dają rezultatu, to kolejny etap to skrytobójcze morderstwo. Proszę zauważyć, że wszystko to miało miejsce wokół Andrzeja Leppera. Kim się posłużyli ,,ludzie z cienia” by zlikwidować politycznie Andrzeja Leppera, Jarosławem Kaczyńskim, a ta pospolita menda społeczna Czarnecki próbuje medialnie odwrócić uwagę ludzi od roli jaką odegrał w zniszczeniu Leppera – Kaczyński. Podobną drogę przeszedłem ja, ciągły atak medialny na mnie w takich mediach jak Wprost, Gazeta Wyborcza – G. Polska, Polsat, TVP, TVN i inne. Dostawałem straszliwe anonimy o rychłym moim zejściu, moich dzieci itd. To nie pomagało, zabili w rytualny sposób mojego rzecznika prasowego Andrzeja Krzepkowskiego, tak by wystraszyć ówczesną narodową Solidarność Ursusa. Gdybym nie zmienił wtedy swojego postępowania, zapewne mnie też by nie było wśród was. Do dzisiaj nie ma winnego morderstwa. Dla Andrzeja Leppera nie istniał immunitet parlamentarny, ponieważ był według Kaczyńskiego warchołem i wszystkie sprawy na początku przegrywał, to bardzo dużo zabierało czasu na bronienie się przed sądem. On, gdy przestał być posłem, jeździł od sądu do sądu, od prokuratury do prokuratury, to wszystko było zaplanowane przez mafię, tę wewnętrzną i tę zewnętrzną, tak by męczyć człowieka, by nie miał czasu na politykę – i gdzie był wtedy Czarnecki i inni jego bliscy współpracownicy, którzy tak ochoczo lansują się na tragedii Leppera!!! Podobny scenariusz zastosowali wobec mnie, ja od czterech lat mam ciągłe sprawy cywilne związane z moją działalnością publiczną w sejmie. Dwie przegrane z sześciu spraw cywilnych z Eureko i Podkulski z Podkarpacia, doprowadziły mnie praktycznie do ruiny finansowej. Też mnie zdradzili niby moi przyjaciele z Ursusa, którzy sprzedali się Bochniarzowej i doprowadzili do likwidacji Ursusa, za który ludzie oddawali życie. Podobnie jak i A. Leppera z tym, że on miał jeszcze trzy sprawy karne. W taki skuteczny sposób wyłącza się ludzi z polityki, a winduje się tych, co okazali się zdrajcami jak Giertych, który zmienia wille jak rękawiczki, lansowany jest w mediach, robią z tego tłumoka wielką gwiazdę medialną, ale on u wroga w Gazecie Wyborczej odciął się od poglądów swojego dziadka i Romana Dmowskiego. Pokazuję obraz działania ,,ludzi z cienia”, którzy są wynajęci do osłony dla tych, co pracują w jawnych instytucjach rządowych do służenia dla mafii międzynarodowej, dla rządów syjonistycznych, których nadrzędnych działaniem jest okradanie mas ludzkich. Ta brudna mafia światowa żyje jak pasożyt, mają globalne media syjonistyczne, które uprawiają politykę opartą na obrzydliwym kłamstwie, tak by była wygodna dla świata lichwiarskiego zainstalowanego w Nowym Yorku. Dlatego tacy ludzie jak Andrzej Lepper są im bardzo nie wygodni, należy według nich likwidować ich, czy to w sposób fizyczny, czy to w sposób psychiczny, to nie ma znaczenia. Do takich zadań mają takie kreatury polityczne jak Kaczyński, który dla rządów światowych zrobi wszystko, niech nikt nie myśli, że on jest większym patriotą od PO, oni tylko nim grają, czego dał wielokrotnie dowód ich poddaństwa akceptując tzw. ,,Traktat Lizboński”, z którego woli staliśmy się niewolnikami jakiś rządów europejskich, wysłał wojska polskie na wojnę o ropę do Iraku i Afganistanu, wyprzedawał majątek narodowy itd. Nie ma różnicy między i byłą UW a PiS, są tylko pozory, koncepcje dla Polski mają identyczne. Kaczyński, który brudnymi rozklepanym kapciorami pcha się do rządzenia Polską w porównaniu do Leppera jest malutkim, zakompleksionym człowiekiem. On, A. Lepper, ma trójkę dzieci, dorobił się wielkiego gospodarstwa, umie jeździć na rowerze, obsługiwać komputer, uprawia sport, umie się przeżegnać, a Kaczyński??? A. Lepper był najlepszym Ministrem Rolnictwa w ostatnim 20-leciu, ale co z tego, został zaszczuty medialnie, potępiony przez ludzi z wymiaru sprawiedliwości. Myślę, że śp. Andrzej Lepper zostanie w naszej polskiej, choć nieudolnej pamięci na zawsze i przede wszystkim w naszych modlitwach. Apeluję, abyśmy byli w ostatniej drodze w dniu pogrzebu z śp. Andrzejem Lepperem, bądźmy na pogrzebie, weźmy biało – czerwone flagi. Piszmy maile do Komorowskiego, aby odznaczył pośmiertnie śp. Andrzeja Leppera Orderem Orła Białego. Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie…
Zygmunt Wrzodak
Czy martwy Lepper mocniej zatrzęsie Polską, niż żywy?
1. Brak listu, brak motywu, szok najbliższych, zdumienie znajomych, bo miał plany - a teraz poruszająca wiadomość o niezwykłej rozmowie z redaktorem Sakiewiczem. Chyba przedwcześnie grzebiemy Leppera, jako samobójcę....
2. Wiadomość z sieci: "Cały czas trwają przesłuchania świadków w sprawie samobójstwa Andrzeja Leppera -poinformował p.o. rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura. Przesłuchano już w sumie kilkanaście osób. Przesłuchany został m.in. redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz. Prokurator nie ujawnił szczegółów. Portal niezalezna.pl podał, że Sakiewicz ma nagraną rozmowę z Lepperem sprzed kilku miesięcy, w której szef "Samoobrony" miał ujawnić źródło przecieku w "aferze gruntowej" oraz chęć podzielenia się tą wiedzą z prokuraturą. Sakiewicz miał przekazać prokuraturze te dowody, które - jego zdaniem - wskazują, że Lepper miał zamiar potwierdzić zeznania Jarosława Kaczyńskiego w sprawie "afery gruntowej" i obawiał się o życie...." I druga wiadomość z sieci, pozornie niezwiązana - policja ostrzega przed tzw. pigułkami gwałtu: "...Wakacje to czas, gdy częściej bawimy się w klubach, barach, czy w dyskotekach. Należy tam pilnować nie tylko portfela, czy telefonu, ale także samego siebie. Szczególnie dotyczy to kobiet narażonych na podanie tzw. pigułki gwałtu. Policja radzi, co można zrobić, czy uniknąć jej podania...".
3. Zastanawiające jest, że prokuratura tak ochoczo, już w godzinę po znalezieniu zwłok Leppera, ogłosiła jego samobójstwo i to z przyczyn finansowych, choć nie wiadomo, jakich. Pośpiech informacyjny niczym w sprawie winy pilotów w Smoleńsku. Jeszcze nie było żadnych badań, nie było sekcji zwłok, a prokurator Ślepokura już wyrokował, że Lepper zabił się sam. A teraz czytamy, że w niedzielę od rana trwają intensywne przesłuchania i chyba nie wszystko jest jasne, jak się na początku wydawało.
4. Mam wrażenie, że organy śledcze po staremu uważają, że ktoś wieszany przez inne osoby broni się i wyrywa, w związku, z czym ma na ciele ślady walki. A tu proszę bardzo - pigułka gwałtu! Jeśli można kogoś taką pigułką otumanić i zgwałcić, to można i powiesić, bez żadnego oporu delikwenta. Prokuratura nie powinna być, zatem taka wyrywna z przesądzaniem samobójstwa przez powieszenie.
5. Rewelacje Sakiewicza brzmią nadzwyczaj poważnie, zostały przypieczętowane oficjalnymi zeznaniami i udokumentowane nagraniem. Mimo to zapewne zaraz się zacznie (już się zaczęło) ich ośmieszanie i wyszydzanie, utrącanie, jako przejaw kolejnego oszołomstwa. Tymczasem Lepper naprawdę mógł mieć wiedzę, wzbudzającą czyjś strach, w odniesieniu do afery gruntowej i jej otoczenia. Ta wiedza mogła dotyczyć już znanych bohaterów afery, ale niewykluczone, że także innych osób, a może i innych spraw. Andrzej Lepper już się tą wiedzą nie podzieli, lecz być może u Sakiewicza jakąś jej część zdeponował.
6. W każdym razie bardzo uważnie trzeba teraz patrzeć na ręce prokuraturze. Prokurator Generalny Andrzej Seremet powinien osobiście nadzorować śledztwo wyjaśniające przyczyny śmierci byłego wicepremiera. Jeśli to rzeczywiście było samobójstwo, to niech spoczywa w pokoju. Jeśli jednak ktoś w tym samobójstwie pomagał, uczynkiem bądź namową, bo się bał zeznań Leppera - to może się okazać, że martwy Andrzej Lepper mocniej zatrzęsie Polską, niż żywy.
PS. Właśnie usłyszałem, że redaktor Sakiewicz potwierdził nagrania z Lepperem w "Polsacie" i oświadczył, że ma je zdeponowane w kilku miejscach, na wypadek własnej śmierci. Piękna ta nasza Trzecia Rzeczpospolita...
Janusz Wojciechowski
Żakowski na szczycie populizmu. "Lepper zaszczuty przez PiS". Hmm, skoro tak, to może przez Krawczyk i "Wyborczą"? Jacek Żakowski to przedziwna postać. Z jednej strony niemal, co tydzień kokietuje czytelnika "Polityki" narzekaniami na tabloidy, ba, nawet żądaniami ich zamknięcia. Z drugiej, nie tylko z tymi pogardzanymi tabloidami rozmawia, ale rozmawia w stylu maksymalnie brukowym. Proste, niemal wulgarne tezy, brutalne zarzuty bez cieniowania. Tak też robi w najnowszym numerze "Faktu", któremu udziela wywiadu na temat śmierci Andrzeja Leppera. Tytuł - "Zaszczuty przez PiS".Żakowski mówi:
Nie wiem, co spowodowało, że Andrzejowi Lepperowi przelała się czara goryczy, ale nie ulega wątpliwości, że były wicepremier został wykończony, a Samoobrona rozbita na skutek całkowicie świadomej działalności organów państwa. Mam na myśli postępowanie przy okazji tak zwanej afery gruntowej, która złamała Leppera. Sprawiła, że musiał się zaangażować w obronę własną zamiast w walkę polityczną. Tak mówi najbardziej napuszony polski intelektualista. Tak mówi po tym, gdy sam stwierdza, że nie wie, co spowodowało samobójczą (?) śmierć lidera Samoobrony. Dalej Żakowski mówi, że nie obwinia Jarosława Kaczyńskiego o śmierć Leppera, ale rozwodzi się o nagonce, jaką ten na Leppera zorganizował. Mówi nieprawdziwie, bo każdy kto śledził żywot polityczny Andrzeja Leppera wie, że gwoździem do jego politycznej trumny była tak zwana seksafera, wywołana oskarżeniami byłej działaczki Samoobrony Anety Krawczyk. To procesy i hańba z tym związana, bolesne szczegóły procederu "praca za seks" doprowadziły do skazania najpierw Stanisława Łyżwińskiego, a potem do szeregu procesów Leppera. Co nie oznacza oczywiście, żeby dziennikarze nie mieli prawa opisać tego, co opisali. Rozumując w ten sposób dojdziemy do absurdu. Co ma do powiedzenia Żakowski o tej sprawie? Coś bardzo ciekawego. Uwaga:
Gdyby nie afera gruntowa i częściowo nieprawdziwa seksafera, Lepper byłby w innej sytuacji. Hmm, częściowo nieprawdziwa seksafera? Co na to "Gazeta Wyborcza", która aferę wyciągnęła? I dlaczego Żakowski mówi o tym dopiero teraz? Czekamy na szczegóły. Tak, to warto wyjaśnić. wu-ka, źródło: "Gazeta Wyborcza"
Co nam rząd szykuje? Rostowski: "W ciągu dwóch lat osiemdziesiąt miliardów złotych oszczędności". Po wyborach, oczywiście Ciekawą informację znaleźliśmy w wywiadzie udzielonym serwisowi partyjnemu Platforma.org przez ministra finansów Jacka Rostowskiego. Zostawiając na chwilę stwierdzenia, że polska gospodarka radzi sobie świetnie, warto odnotować następujące zdania:
Nie wiedzieliśmy, że te wszystkie problemy wystąpią równocześnie, a kłopoty w Stanach Zjednoczonych są szczególnie niepotrzebne. Prawdę mówiąc Amerykanie dość łatwo mogliby tak postąpić, żeby pozbyć się tych problemow, toteż to ich polityczne zacietrzewienie wszystkich zaskoczyło, ale o problemach w strefie euro widzieliśmy od dawna, jak również o tym, że mogą stanowić poważne zagrożenie – ale my jesteśmy przygotowani. Przygotowujemy się już od półtora roku. Naszym pierwszym posunięciem było przygotowanie jesienią ubiegłego roku planu naprawy finansów publicznych, który te finanse naprawia najszybciej w całej Europie. Ta naprawa potrwa dwa lata, a jej skala jest ogromna – w ciągu dwóch lat otrzymamy osiemdziesiąt miliardów złotych oszczędności. Trzeba zaznaczyć, że 90 proc. działań potrzebnych do osiągnięcia tego celu zostało już podjętych, pozostaje jeszcze reguła wydatkowa dla samorządów.
Powtórzmy - osiemdziesiąt miliardów oszczędności w dwa lata! W sytuacji, gdy obecny deficyt budżetowy wynosi pomiędzy 35 a 40 miliardów złotych, a na przyszły rok planowano podobną wielkość. Planowano - bo wbrew zapowiedziom gabinet Donalda Tuska nie zdecydował się na przyjęcie projektu budżetu wiosną. Co to oznacza? Niechybnie bolesne decyzje po wyborach. wu-ka, źródło: Platforma.org
08 sierpnia 2011 Znaleźć cień w pełnym Słońcu Taki cień próbowali znaleźć obywatele Norwegii, dokładnie w stolicy Norwegii - Oslo, którzy w jednym z kościołów, w czasie mszy próbowali…. uprawiać seks przed ołtarzem (???). Policja tamtejsza aresztowała ”młodą parę”. Policję wezwał wstrząśnięty parafianin, który zobaczył, co się szykuje, inni wierni, wściekli, rzucili się, aby rozdzielić kochanków, bo ci zdążyli się już rozebrać.. Akurat znaleźli sobie miejsce przed ołtarzem, bo tam jest najlepsze miejsce do uprawiania seksu i być może doczekamy czasów, że młoda para podczas zaślubin będzie zobowiązana do zaprezentowania swoich umiejętności małżeńskich w określonej dziedzinie, w dziedzinie seksualnej.. Taki pornos przed ołtarzem byłby najlepszym dowodem na tolerancję i dialog małżeński we współczesnym świecie pełnym tolerancji i nowoczesności.. Oczywiście tolerancji i nowoczesności organizowanej- zadekretowanej, a nie spontanicznej. Policja po przybyciu na miejsce zdarzenia aresztowała dwójkę młodych ludzi, którzy szykowali się do uprawiania seksu przed ołtarzem, a także aresztowała ich kolegę, który wszystko to z boku filmował ku potomności, a na pewno dla potrzeb ruchu ”F*** for forest”. To jest taki ruch ekologiczno- erotyczny.. Cokolwiek takie określenie miałoby znaczyć.. Jeden z uczestników happeningu przed ołtarzem powiedział po aresztowaniu: ”Powinniśmy zapłacić maleńką grzywnę albo spędzić 16 dni w więzieniu. Wybraliśmy grzywnę, dlatego, że nie chcieliśmy tracić tak wiele czasu bez uprawiania seksu”. No pewnie czas bez uprawiania seksu, szczególnie przed ołtarzem- jest czasem jak najbardziej straconym. Bo istotą życia człowieka jest wyłącznie uprawianie seksu i to przed ołtarzem.. Ale jakoś dziwnym trafem, w bóżnicy czy meczecie uprawiać seksu młoda para nie chce… Ba! Nawet im to nie przyszło do głowy.. No, niechby spróbowało! Muszą to być jacyś maniacy seksualni, bo tylko myślą o seksie, ale musi być określona sceneria, a do takiej jak najbardziej nadaje się kościół chrześcijański, i to nie w zakrystii, czy w piwnicy kościoła - tylko przed głównym ołtarzem.. Młoda para, czyli członkowie organizacji F*** for forest”, przez swoje happeningi próbują zwrócić uwagę „ społeczeństwa norweskiego” na globalny problem wyrębu lasów(???) Wyrębu lasów, a nie” wyrębu moralności „przed chrześcijańskim ołtarzem.. Zresztą przed chrześcijańskim ołtarzem las nie rośnie, żeby go próbować wyrąbywać. Urojenia są często drugą stroną natury człowieka i te urojenia- mniemam - wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem, nad którym góruje ideologia.. Ideologia walki- za wszelką cenę- z chrześcijaństwem, jako największym wrogiem ludzkości.. Członkowie organizacji o brzydkim angielskim słowie na literę” F”, są przekonani, że będą skuteczni wyłącznie wówczas, gdy będą naruszać porządek publiczny(???) Nie bacząc na uczucia innych osób, którzy z wyrębem lasów nie mają nic wspólnego, pominąwszy korzystanie z dobrodziejstw wyrębu w postaci mebli, ołówków czy papieru.. Najbardziej na tym wyrębie korzystają urzędnicy, którzy tonami papieru zalewają cały świat, ale tego problemu organizacja ekologiczno-erotyczna nie dostrzega.. Gdyby zatrzymać potop z papieru, można byłoby ocalić wiele lasów i nie istniałaby potrzeba uprawiania seksu przed ołtarzem.. Być może jakby nie istniała z powodu globalnego wyrębu lasów, to mogłaby zaistnieć z innego powodu.. Na przykład z powodu przeludnienia Ziemi. Matki Ziemi- jak to podkreślają często ekolodzy polityczni i lewicowi, a przecież żadna z pełna rozumu matka nie chce zabijać swoich dzieci.. Chyba, że byłaby to matka wyrodna.. Tak jak wyrodni są różnego rodzaju działacze ekologiczni, pod którą to działalnością kryje się ideologia lewicowa- ideologia przewracania świata do góry nogami.. I może przez to wyrąbywanie lasów Polska zapłaci za niwelowanie skutków zmian klimatycznych, kiedyś ocieplenia, teraz zmian klimatycznych, bo całość pomysłu na wyciąganie pieniędzy z narodów działa w obie strony… Jak się oziębia- potrzebna jest kasa i jak się ociepla- tez jest potrzebna i trzeba walczyć zarówno jak klimat się ociepla, jak również wtedy, gdy się oziębia. Korzyści są w każdym razie namacalne w miliardach dolarów.. Bo Słońca na razie wyłączyć się nie da.. Tak jak walczyć z zaćmieniem.. Chociaż można spróbować! W każdym razie Polska zapłaci za niwelowanie skutków tzw. zmian klimatycznych w krajach rozwijających się- poinformowało Ministerstwo Środowiska w specjalnie wydanym komunikacie. ”Ustawa o zmianie ustawy - Prawo ochrony środowiska” przewiduje, że Polska włączy się w unijną pomoc dla krajów rozwijających się, w łącznej wysokości 7,2 miliarda euro do końca 2012 roku(!!!!???). Dokument zakłada możliwość dokonywania wpłat z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej na rzecz podmiotów międzynarodowych zapewniających funkcjonowanie mechanizmów finansowych służących realizacji celów Konwencji Klimatycznej, sporządzonej w Nowym Yorku dnia 9 maja 1992 roku, w tym udzielenie pomocy z zakresu” ograniczania lub unikania emisji gazów cieplarnianych”, „pochłaniania lub sekwestracji dwutlenku węgla”, „adaptacji do zmian klimatu” oraz „ wzmocnienia instytucjonalnego”(???) Co to jest to” wzmocnienie instytucjonalne? Ano, zapewne chodzi o powołanie jakieś nowej międzynarodowej biurokracji, która zajmie się zasłanianiem Słońca, regulowaniem przypływów i odpływów bez udziału Księżyca, czy znajdowaniem cienia w pełnym Słońcu czy regulowaniem poziomu wód w oceanach i morzach oraz budową zbiorników retencyjnych do przenoszenia mórz i oceanów w inne miejsca, gdzie do tej pory był ląd. A na miejsce oceanów i mórz będą lądy.. Oczywiście biurokracji ekologiczni zajmą się likwidacją trąb powietrznych, powodzi i huraganów, który powstają przez rozpustne życie człowieka.. „Adaptacja do zmian klimatu” wymaga interwencji na szczeblu centralnym Unii Europejskiej.. Tam to dopiero postanowią i zorganizują przystosowanie się nowego klimatu.. Jak będzie bardzo zimno ustawowo zarządzą chodzenie w kufajkach, pardon w kożuchach.. A jak będzie zbyt ciepło- to w podkoszulkach. Ustawowo.. I wszystkich nas zaadoptują do nowych warunków, za jedyne 7,2 miliarda złotych do roku 2012 i to tylko w ramach pomocy dla krajów rozwijających się.. A Polska jest jeszcze krajem rozwijającym się czy może już nie? Co prawda pan minister Vincent Rostowski, twierdzi, że spodziewany jest przyrost Produktu Krajowego Brutto, o 4,5 %, ale wiemy wszyscy, że błąd statystyczny wynosi w takich przypadkach 3%.. W innych przypadkach, także demokratycznych- również 3%.. Wygląda na to, że cienia w pełnym słońcu rozwoju socjalizmu biurokratyczno- ekologicznego nie znajdziemy w najbliższym czasie i będziemy musieli finansować tę kolejna utopię, na której ideologii na pasie się kolejna grupa darmozjadów- ekologów, którzy całymi dniami wmawiają nam, jakie to nieszczęście przed nami, wzrost temperatury o 1% i jak tylko zapłacimy wszystko będzie w najlepszym porządku.. Zapanuje nareszcie właściwy porządek rzeczy.. WJR
Polscy rzecznicy OUN-UPA? Dzisiaj chciałbym przedstawić fragment publikacji naukowej Leszka i Marii Jazownik nt. spolegliwości polskich środowisk politycznych wobec organizacji OUN-UPA. (...)Dobrze byłoby, gdyby głoszona przez Adama Michnika, Jacka Kuronia, Henryka Wuj-ca oraz innych przedstawicieli środowiska „Gazety Wyborczej” teza „Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy” była tylko efektem historycznego nieuctwa. Jednakże, przynajmniej w wypadku Michnika i Kuronia, tak nie jest. Trudno ich obu podejrzewać, iż nie zdają sobie sprawy, że Polska, co najmniej kilka wieków istniała, mimo że nie funkcjonował żaden byt państwowy o nazwie Ukraina. Zwraca uwagę to, że już w roku 1990 (!), tuż po upadku PRL, twórcom Uchwały [1 - opis o jaką uchwałę chodziło na dole] wiadomo było, kto w Polsce będzie sprzyjał interesom nacjonalistów ukraińskich. Dziś już istnieją liczne dowody na to, że Michnik i środowisko z nim związane, a więc w praktyce środowisko KOR-u i „Gazety Wyborczej”, żywi większą sympatię do neobanderowców niż do polskich Kresowian. Ta sympatia ma dwa źródła. Pierwsze tkwi w tym, że KOR utrzymywał bliskie związki z paryską „Kulturą” kierowaną przez Jerzego Giedroycia, wychowanka zatrudnionych na Uniwersytecie Warszawskim ukraińskich profesorów, dążącego do zatarcia animozji między uchodźstwem polskim i ukraińskim w imię walki ze wspólnym wrogiem – Związkiem Sowieckim . Drugie źródło tkwi o wiele głębiej. Otóż młodsze pokolenie zapewne nie wie, że KOR tworzą w znacznej mierze członkowie bierutowsko-bermanowskiego establishmentu i ich dzieci. Stalinowcy i potomkowie stalinowców, którzy odsunięci zostali od władzy i przywilejów w roku 1956, wkraczają do polityki w roku, 1976 jako przedstawiciele tzw. demokratycznej opozycji. Spójrzmy choćby na dwie charakterystyczne biografie. Adam Michnik, syn Heleny Michnik (autorki fałszujących historię Polski stalinowskich podręczników historii) oraz Ozjasza Szechtera, w okresie międzywojennym działacza młodzieżowych bojówek komunistycznych, a później – Komitetu Centralnego (wywrotowej, wrogiej wobec władz II RP) Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Za „próbę zmiany prze-mocą ustroju Państwa Polskiego i zastąpienia go ustrojem komunistycznym oraz oderwania od państwa polskiego południowo-wschodnich województw" i przyłączenia ich do Wschodniej Ukrainy Szechter odbywał karę ośmiu lat więzienia. W okresie stalinowskim pełnił on funkcję szefa Wydziału Prasowego CRZZ (Centralnej Rady Związków Zawodowych). W drugiej po-łowie lat siedemdziesiątych działał w strukturach KOR-u.
Adam Michnik to także przyrodni brat Stefana Michnika – stalinowskiego kata i zabójcy sądowego, uczestniczącego w fingowanych procesach przeciwko polskim patriotom i wydającego na nich wyroki śmierci.
Jacek Kuroń – syn Henryka Kuronia, wyrzuconego z PPS-u za współdziałanie z ruchem komunistycznym. Twórca czerwonego harcerstwa; urodzony we Lwowie czuł się bardziej Ukraińcem niż Polakiem; twierdził, że cieszy się, iż Lwów znalazł się w ręku Ukraińców. Nawiasem mówiąc, zbliżone tradycje reprezentują członkowie redakcji „Gazety Wyborczej” oraz ich najbliższe otoczenie, m.in. Helena Łuczywo (córka Ferdynanda Chabera, członka KPP, w okresie międzywojennym więzionego przez 6 lat za działalność przeciw Państwu Polskiemu, w latach 1947-1954 zatrudnionego na stanowisku Zastępcy Wydziału Propagandy i Agitacji w stalinowskim KC PZPR), Ernest Skalski (syn Jerzego Wilkera, działacza KPP, więzionego przed wojną za działalność przeciw Państwu Polskiemu, po wojnie szefa personalnego Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie), Edward Krzemień (syn Maksymiliana Wolfa, funkcjonariusza KPP, więzionego za działalność przeciwko Państwu Polskiemu, po wojnie szefa Gabinetu Wojskowego Bieruta), Ludmiła Wujec, żona Henryka Wujca, córka Reginy Okrent, działaczki KPP, w latach 1946-1949 pracującej w Urzędzie Bezpieczeństwa w Łodzi).. W Polsce rzeczywiście brakuje kompetentnych służb wywiadowczych, a te, które istnieją, zaangażowane są głównie w wewnętrzną walkę polityczną. W tej sytuacji można, przypuszczać, że żadna z osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo naszego państwa nie ma rzetelnej wiedzy na temat tego, jak intensywnie odbudowywane są struktury UPA w Polsce i jak głęboką przesiąkają one tkankę społeczną. Gołym okiem można natomiast dostrzec, iż wiele osób jawnie lub milcząco wspiera działania ukraińskich nacjonalistów. Oczywiście najbardziej wśród nich widoczni są politycy. Środowiska kresowe wielokrotnie zwracały uwagę, że wiele tego rodzaju osób przeniknęło do najbliższego otoczenia politycznego braci Kaczyńskich. Należą do nich choćby:
– Bogumiła Berdychowska – doradczyni prezydenta Kaczyńskiego w sprawach wschodnich, która była inicjatorką zbierania podpisów pod apelem do Rady Miasta Warszawy w sprawie niedopuszczenia do budowy pomnika ku czci ofiar zbrodni ukraińskich nacjonalistów w Warszawie.
– Marek Kuchciński – wiceprezes PiS, a obecnie wicemarszałek Sejmu RP, znany ze swych sympatii banderowsko-upowskich. Szczególną aktywność wykazał w załatwianiu pochówku na cmentarzu wojennym strzelców siczowych w Przemyślu dla ludobójców z UPA zabitych podczas napadu na Birczę. Ostatnio pod przywództwem wspomnianej tu już uprzednio Joanny Kluzik-Rostkowskiej wyodrębniło się z PiS-u ugrupowanie sympatyków i apologetów ruchu neobanderowskiego, występujące pod znamienną nazwą „Polska Jest Najważniejsza” . W skład tego ruchu wchodzą m.in.:
– Paweł Kowal – w okresie PRL-u tajny współpracownik WSI, później wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PiS, a obecnie eurodeputowany PiS, który systematycznie krytyko-wał rezolucję Parlamentu Europejskiego z 25 lutego 2010 roku, potępiającą uhonorowanie Bandery tytułem Bohatera Ukrainy.
– Michał Kamiński – zasłynął z dokonywanych na forum europarlamentu niewybrednych ataków na śp. europosła Filipa Adwenta , który udokumentował ogromną liczbę przypadków łamania na Ukrainie ordynacji wyborczej przez obóz wyborczy Juszczenki, a w szczególności – krytykował ulotkę wyborczą pt. Ukraina dla Ukraińców, informującą, że przyszły prezydent gwarantuje wprowadzenie dyktatury narodowej oraz wygonienie Moskali, Przeków [tj. Polaków] i Żydów .
– Adam Bielan – wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, który opowiedział się za odrzuceniem wysuniętego na tym forum projektu uznania zbrodni UPA za akt ludobójstwa, natomiast silnie zaangażował się w dążenia do tego, by za przejaw ludobójstwa uznany został Wielki Głód na Ukrainie Wschodniej.
– Elżbieta Jakubiak – posłanka domagająca się stanowczego respektowania linii Giedroycia w polskiej polityce wobec Ukrainy. Niestety, to jest tylko wierzchołek góry lodowej. Polityków wspierających poczynania ukraińskich nacjonalistów znajdziemy także w innych ugrupowaniach, które działają lub działały w naszym Parlamencie. Oto np. poseł PO – Miron Sycz, syn Ołeksandra Sycza, skazanego za działalność w UPA na karę śmierci (zamienioną na 15 lat więzienia) wymusił w roku 2008 na wojewodzie warmińsko-mazurskim wycofanie patronatu nad obchodami 65. rocznicy Rzezi Wołyńskiej.
20 marca 1991 roku Agencja Konsularna Rzeczypospolitej Polskiej we Lwowie przesłała do Sejmu, do Departamentu Prasy i Radia Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz do Instytutu Historii PAN w Warszawie liczący 60 stron maszynopisu tekst Uchwały Krajowego Prowidu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów(OUN) podjętej 22 VI 1990 roku. Tekst ten został opublikowany 12 kwietnia 1991 roku w „Magazynie Tygodniowym Polski Zbrojnej”, organie Ministerstwa Obrony Narodowej. Fragmenty Uchwały… zamieścił także w wydanej w 1995 roku w Toronto pracy Gorzka prawda. Zbrodniczość OUN-UPA ukraiński prawnik i politolog – Wiktor Poliszczuk. Poliszczuk opatrzył te fragmenty komentarzem. Zwraca w nim uwagę, że w obliczu antypolskiej wymowy dokumentu przedstawiciele działającego w Toronto Związku Ziem Wschodnich RP – Władysław Dziemiańczuk i Janusz Śmigielski, aby wykluczyć prowokację, zwrócili się do wszystkich trzech funkcjonujących współcześnie frakcji OUN, tj. Frakcji Bandery, Frakcji Melnyka i Frakcji „Dwójkarzy” oraz do Światowego Kongresu Wolnych Ukraińców, z pytaniem, czy poczuwają się do autorstwa Uchwały, czy też odżegnują się od niej. Brak jakiejkolwiek odpowiedzi na pismo polskich kresowian Poliszczuk uznał za wymowne. Badacz ten na podstawie porównań testu Uchwały z innymi dokumentami uznał, że materiał będący przedmiotem dociekań „jest oryginalną uchwałą OUN-b. Tekst Uchwały… jest odzwierciedleniem mentalności kierowniczych kół OUN-b” .
Maria Jazownik, Leszek Jazownik
BIOGRAMY
Maria Jazownik – adiunkt w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Zielonogórskiego. Specjalizuje się w badaniach literatury polskiej przełomu XIX i XX wieku. W roku 2009 współorganizowała konfe-rencję Pamięć Czasu Zagłady (1939-2009), będącą jedną z pierwszych jednym z pierwszych w Polsce sympozjów naukowych, w czasie którego podjęto problematykę ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej. Od roku współredaguje pismo „Nad Odrą”, które wiele miejsca poświęca tematyce kresowej.
Leszek Jazownik – profesor w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Zielonogórskiego. Specjalizuje się w badaniach nad edukacją literacką. Członek Rady Naukowej Instytutu Kresów Rzeczypospolitej. Wespół z żoną Marią uczestniczył w budowie na terenie podzielonogórskiej wsi Łężyca pomnika upamiętniającego ofiary ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej.
http://wolyn.btx.pl/index.php/publikacje/250-w-k...
czerwonykiel.blogspot.com/2011/08/polscy-rzecznicy-oun-upa.html
Brus_Zły_Lis – blog Czy śmierć Andrzeja Leppera spowoduje polityczne trzęsienie ziemi? "Czy prokuratura jest w stanie udźwignąć ciężar niezależnego śledztwa"
1. W ostatni piątek późnym popołudniem dowiedzieliśmy się z mediów o śmierci Andrzeja Leppera, przywódcy Samoobrony, wicemarszałka Sejmu w latach 2001-2005, a w latach 2005 -2007 wicepremiera i ministra rolnictwa. Prawie natychmiast po odkryciu zwłok, policyjny rzecznik prasowy, poinformował o śmierci samobójczej przez powieszenie, później potwierdził to także prokurator z prokuratury okręgowej w Warszawie, choć sekcja zwłok ma się odbyć dopiero dzisiaj i dzisiaj także ma zostać wszczęte śledztwo w tej sprawie. Także od razu pojawiły się sugestie, że Andrzej Lepper się powiesił, ze względu na kłopoty finansowe, trudne sprawy rodzinne (ciężka choroba syna), a także załamanie spowodowane wyrokiem skazującym w tzw. seksaferze (choć niedawno został on uchylony przez sąd wyższej instancji). Najbliżsi współpracownicy ci obecni i ci sprzed kliku lat w licznych wywiadach dla mediów wprawdzie tłumaczą, że to nie mogło być samobójstwo, bo Przewodniczący Samoobrony był niezwykle mocnym i odpornym na przeciwieństwa losu człowiekiem, który do ostatniego dnia budował z nimi plany polityczne związane z nadchodzącymi wyborami, ale wersja z pierwszych godzin jest ciągle podtrzymywana zarówno przez prokuraturę jak i wiodące media.
Pojawiły się także komentarze między innymi Piotra Tymochowicza (kiedyś doradcy medialnego Andrzeja Leppera, a teraz bliskiego współpracownika Janusza Palikota), a także redaktora Żakowskiego (Polityka, TVP Info.), że bezpośrednią przyczyną śmierci było ogłoszenie projektu raportu tzw. komisji naciskowej przez jej przewodniczącego posła Andrzeja Czumę, w którym po ponad 3 lat badań stwierdza on ,że w żadnej badanej przez nią sprawie (także aferze gruntowej )nie było nacisków ówczesnej władzy na funkcjonariuszy publicznych.
2. W sobotę kij w to mrowisko wsadził redaktor naczelny Gazety Polskiej Tomasz Sakiewicz, który na portalu Niezależna poinformował, że w niedzielę przekaże prokuratorze taśmę z nagraniem rozmowy z Andrzejem Lepperem w której ten wymienia nazwisko osoby, która dokonała przecieku w aferze gruntowej, a także potwierdza przebieg wypadków w tej aferze ustalony przez CBA i oświadcza, że rozmawia z Sakiewiczem na ten temat, bo boi się o swoje życie. W niedzielę redaktor Sakiewicz już o godz. 10 rano złożył zeznania w prokuraturze i dostarczył jej wspomniane nagranie ale mimo ,że w normalnym demokratycznym kraju, gdzie media są wolne, tego rodzaju informacje byłyby sensacją, to poza kilkoma portalami internetowymi i jedną telewizją informacyjną, żadne wiadomości na ten temat się nie ukazały. W Polsacie News Sakiewicz coraz bardziej przerażonemu dziennikarzowi tłumaczył, ze Andrzej Lepper był gotowy zeznawać w prokuraturze przeciwko sobie, potwierdzając swoją winę w aferze gruntowej, że chodzi w tej sprawie o naprawdę ogromne pieniądze i że zwyczajnie bał się o swoje życie. Na pytanie dlaczego dopiero teraz sprawę ujawnia odpowiedział, że był proszony przez szefa Samoobrony o utrzymanie tej rozmowy w tajemnicy ale skoro Andrzej Lepper nie żyje to czuje się z niej zwolniony i wręcz zobowiązany do dostarczenia wszystkich tych informacji do prokuratury.
3. Zobaczymy jak wykorzysta te informacje prokuratura i czy wątek w nich przedstawiony zostanie dokładnie zbadany. Sprawa wygląda na bardzo poważną i może dotyczyć osób z pierwszych stron gazet nie tylko tych związanych z polityką ale także z gospodarką, których nazwiska były już wymieniane przy okazji afery gruntowej. Padają jedne po drugich powtarzane od wielu miesięcy w głównych mediach, kłamstwa dotyczące wykorzystywania prze rząd Kaczyńskiego służb i policji do walki z niewinnymi ludźmi. Najpierw wyłamał się z tego przekazu poseł Andrzej Czuma, choć natychmiast spadły na niego gromy z meinstremowych mediów, a także od kolegów z jego partii. Jeżeli teraz miałoby się okazać, że Andrzej Lepper narażając siebie na więzienie, chciał „sypać” w sprawie afery gruntowej, przeciekowej i być może także innych afer III RP, to ostatecznie zawaliłaby się cała misternie budowana od 3 lat konstrukcja oskarżania rządu Kaczyńskiego o wszelkie zło. I to zwaliłaby się tuż przed wyborami, a przecież w oparciu o straszenie powrotem Kaczyńskiego do władzy, miała być oparta strategia wyborcza Platformy. Może, żeby do tego nie dopuścić, trzeba się było Andrzeja Leppera pozbyć? Czy prokuratura jest w stanie udźwignąć ciężar niezależnego śledztwa w tej sprawie?
Zbigniew Kuźmiuk
Dmitrij Rogozin, ambasador Rosji przy NATO, zaatakował personalnie Radosława Sikorskiego Jak informuje z Moskwy korespondent "Rzeczpospolitej" Piotr Skwieciński, Dmitrij Rogozin, ambasador Rosji przy NATO, zaatakował personalnie szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego. Trzy zdjęcia Radosława Sikorskiego. Obecne i dwa z 1986 roku, z Afganistanu. Jedno z lornetką na piersi, drugie z kałasznikowem. I podpis: „Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych Polski. Ciekawe, ilu naszych zabił?" Taki wpis na Facebooku opublikował Dmitrij Rogozin, ambasador Rosji przy NATO. Jak dodaje Skwieciński, pod wpisem Rogozina znajduje się kilkadziesiąt komentarzy jego facebookowych znajomych, w ogromnej większości – ostro, czasami wulgarnie, atakujących i ministra, i Polskę.
Rogozin jest znany z nacjonalistycznych poglądów i sympatii, nie jest jednak postacią z marginesu rosyjskiej polityki. Był nie tylko liderem nacjonalistycznej partii „Rodina" i deputowanym do Dumy. Reprezentował Federację Rosyjską w rozmowach z Unią Europejską i Litwą nt. tranzytu do Kaliningradu. Jest nie tylko ambasadorem przy NATO, ale też specjalnym przedstawicielem prezydenta Rosji do spraw rozmów na temat tarczy antyrakietowej. Publicysta Dmitrij Babicz z RIA-Nowosti w rozmowie z "Rz" twierdzi, że wpis to próba wzmocnienia wpływów Rogozina wśród nacjonalistów. Jestem pewien, że tego wpisu Rogozin nie uzgadniał z nikim z MSZ, on jest w ogóle znany z tego, że mało co z kimkolwiek uzgadnia – uważa Babicz. – Być może zresztą chodzi mu o to, że chce odejść z dyplomacji z hukiem, trzaskając drzwiami, i po to atakuje polskiego ministra? Polski MSZ w wypowiedzi dla "Rzeczpospolitej" stwierdził:
To nie pierwszy taki przypadek, Rogozin znany jest z podobnych wypowiedzi. Było ich tyle, że w pewnym momencie przestaliśmy je komentować. Można dodać: Każdy wojuje Twitterem z kim lubi wojować. Radosław Sikorski wojuje ostatnio z powstańcami warszawskimi. rp.pl
Joanna Duda-Gwiazda: Nie tak miało być. "Uwiedzionych propagandą twarde lądowanie przywraca do rzeczywistości" Trudno racjonalnie wytłumaczyć nienawiść do braci Kaczyńskich, Macierewicza i całego „pisowskiego ludu” (określenie Igora Janke). Absurdalna i okrutna wydaje się usilnie lansowana teza, że załoga i pasażerowie samolotu w Smoleńsku zginęli na własne życzenie. Ale popatrzmy na sprawę oczami tych, którzy boją się PiS-u jak zarazy, żądają „kordonu sanitarnego”, a wszystko będzie wyglądać inaczej. Ryszard Kalisz ogłosił, że za samobójczą śmierć Barbary Blidy odpowiedzialni są Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński. Jest to prawda oczywista. Gdyby PiS nie podejmował próby wyjaśnienia powiązań w mafii paliwowej, Barbara Blida by żyła. Trudniej wytłumaczyć przyczyny zbiorowego samobójstwa awangardy pisowskiego ludu. Dlatego wciąż pojawia się inny wątek. Lech Kaczyński sam sobie winien, ponieważ narażał się PO i Rosji. Stawiał się, wtrącał do polityki międzynarodowej, nie uwzględniał szczególnej wrażliwości decydentów, którzy mają realną siłę i realną władzę. Tak jak sam sobie jest winien szef CBA, który zastawiał pułapkę na premiera oraz agent Tomek, prawiący dusery skorumpowanej posłance. Nienawiść do patriotów staje się zrozumiała, gdy wyobrazimy sobie taką scenę. Jesteśmy marszałkiem albo ministrem, zasłużonym, podziwianym, filmowanym. Poddani nam czapkują, redaktorzy tytułują, zagraniczni mężowie stanu obejmują i klepią po plecach, saloniki dla VIP-ów, salonki w samolocie, drogie hotele. Nasza chata na przedmieściu chędoga, choć nie rzuca się w oczy, fura z przyciemnionymi szybami w garażu. Nagle bez uprzedzenia o szóstej rano – puk-puk i zbiry w mundurach jak jakieś gestapo wywlekają nas z domu do aresztu, na przesłuchanie. Wypytują o starych i nowych partnerów w biznesie, przetargi, kontakty, adresy, mają jakieś papiery z podsłuchów, z NIK-u, z tajnych biurek urzędników państwowych. Powiemy, że wszystko fałszywe, pewnie z IPN-u, gdzie najlepiej znają się na podrabianiu dokumentów, ale będzie wstyd i duże straty. Nie tak miało być. Nieudacznicy, którzy nie odnaleźli się na wolnym rynku i w naszej młodej demokracji, biorą odwet na tych, którzy w ciężkim trudzie zbudowali III RP. Motyw pukania o szóstej rano pojawiał się we wszystkich opowieściach o odradzającym się faszyzmie, stalinizmie, totalitaryzmie. Przyznaję, że robi on wrażenie nawet na tych, do których w PRL pukali koledzy bohaterów naszej młodej demokracji. Pojawił się cień obawy, że pukanie wraca, może nawet wywalanie drzwi łomem, jak w nocy 13 grudnia. No i wróciło, zapukało do drzwi jakiegoś internauty. Ryszard Kalisz jest prawdziwym prorokiem. Smoleńska katastrofa pomogła opanować sytuację. Służbami państwowymi kierują teraz kulturalni, apolityczni profesjonaliści, odpowiedzialni za stabilność państwa, uwzględniający uwarunkowania zewnętrzne. Zagrożenie minęło, na twarze premiera, ministrów i innych notabli powróciła pewność siebie. Jednak nadal coś ich nęka, uśmiechy przypominają grymas, wzrok dziki, plącze się słowotok o paśmie sukcesów. Co to może być? Nie sytuacja gospodarcza, bo ta jest jak wiadomo znakomita i budzi powszechny podziw, stosunki z Berlinem i Moskwą są tak dobre, że buzi dać. Słupki poparcia trzymają się jak zamurowane. Jakiś robak dręczy sterników naszej nawy państwowej. Strach przed prokuratorem i sądem minął – ale pozostał, a nawet nasilił się strach przed ulicą. W całej Europie „motłoch” wylega na ulice i czepia się polityków. Strach ma wielkie oczy. Pojawił się napis na transparencie – nadciąga las (odwołanie do Makbeta). Ten las zmaterializował się na stadionach. Kibice okazali się odporni na propagandę sukcesu. Przed sejmem jacyś dzicy spalili 560 krzesełek, symbol parlamentarnej demokracji. Mało kto to zauważył, bo policja chwaliła demonstrantów za ład i porządek. W kinach wyświetlają film „Uwikłani” – instruktaż, jak poradzić sobie z demonami przeszłości. Jeszcze wierny lud gapi się w telewizję i nie chce zmian. Kto ma dach nad głową, dostęp do środków publicznych, dobrą pracę albo wysoką emeryturę, ten wie, że mieszka na zielonej wyspie. Kto się omsknął i już tonie, może jeszcze wierzyć, że sam sobie winien. Młodzi ludzie, którzy nie mogą pracy znaleźć albo harują od świtu do nocy bez żadnej perspektywy na przyszłość, pocieszają się, że to pech, chwilowe niepowodzenie. Są przecież młodzi, pełni entuzjazmu, nowocześni. Jednak slogan, że pracę znajdzie każdy, kto naprawdę chce, coraz częściej okazuje się oszustwem. Uwiedzionych propagandą sukcesu twarde lądowanie przywraca do rzeczywistości. W Gdańsku jedyną pracą, którą znalazł absolwent technikum, było rozrzucanie tłucznia przy przebudowie torów tramwajowych. Praca dobrze płatna – 10 zł za godzinę netto, ale warunki umowy drakońskie. Jeśli robotnik zrezygnuje w ciągu pierwszych trzech dni, nie dostanie ani grosza. Za jeden dzień nieobecności kara wynosi 100 zł. Nie ma żadnych dni wolnych, a z zawartych w umowie 10 godzin pracy na dobę zrobiło się 12 godzin. Matka radziła synowi, aby powołując się na konstytucyjne prawo do praktyk religijnych zażądał wolnych niedziel. Nie dało to rezultatu. Być może, gdyby był muzułmaninem, dostałby wolne piątki, jeśli Żydem – wolne soboty. Kiedy okazało się, że ból mięśni nie mija przez noc oraz nie ma możliwości odebrania świadectwa maturalnego i zapisania się na studia, młody człowiek zrezygnował z pracy. Jego starsi koledzy zostali, są silniejsi, w domu czekają głodne dzieci. Każdy mądrala powie: „Po co rozrzucać tłuczeń, lepiej świadczyć usługi internetowe”. Praca fizyczna jest w pogardzie, a wykonujący ją ludzie są wyzyskiwani bez litości. Rywalizacja z systemem komunistycznym zmuszała kapitalizm do respektowania praw pracowniczych i związkowych. Marksizm przegrał. Tzw. państwo opiekuńcze jest likwidowane jako szkodliwy dla gospodarki anachronizm. Mam nadzieję, że dla wszystkich już jest jasne, dlaczego pierwszą „Solidarność” trzeba było zniszczyć. Teraz wszyscy się na nią powołują, ale przypominanie, że był to związek zawodowy, wywołuje konsternację. Strach przed komunistyczną zarazą zniknął. Dla wyzyskiwaczy nastało dolce vita, gospodarka rozwinęła się wspaniale i nawet na kryzysie można dobrze zarobić. Banki nadal pożyczają pieniądze na obsługę długów. Nazywa się to pomocą międzynarodową w imię solidarności. Odsetki od tych długów w krajach bankrutujących sięgają już 30 procent. Biznes jest pewny, bo rządy nie pozwolą, aby banki poniosły stratę. Trzeba tylko dokręcić śrubę „darmozjadom” z ulicy. Jeśli jedynym lekarstwem na światowy kryzys jest zwiększanie wyzysku, to znaczy, że znaleźliśmy się na równi pochyłej i pędzimy do ściany.
Joanna Duda-Gwiazda