Damian Racławski
Dziennikarstwo i komunikacja społeczna
Rok II
Grupa IV
Agent 007 od tej drugiej, bardziej ludzkiej strony
Na nowego Bonda czekało miliony fanów. Tych starszych, którzy wciąż pamiętają „Doktora No”, czy „Szpiega, który mnie kochał”, a także tych młodszych, którzy swoją przygodę z agentem Jej Królewskiej Mości zaczęli stosunkowo nie dawno, pamiętających głównie GoldenEye, Casino Royal, czy Quantum of Solace. I ani jedna, ani druga grupa nie może czuć się zawiedziona, bowiem James Bond powrócił w wielkim stylu.
Przed premierą było wiele kontrowersji, ale dotyczyły one głównie szczegółów z poprzednich części. Dywagowano, czy Bond nie wybierze piwa zamiast martini, oraz czy astona martina nie zastąpi inne szykowne auto. Nie zgodzę się z tezą Bartosza Piekarza, że część fanów czekała na to, że Daniel Craig odwzoruje szpiegowskiego Pierce`a Brosnana. Brosnan to przeszłość; miał swoje pięć minut jako Bond. Teraz wszyscy oczekują nowej postaci od Craiga, który brzemię agenta Wielkiej Brytanii nosi już trzeci film. Fani oczekiwali twardego człowieka z charakterem, który umie zabłysnąć celną ironią, ale jednocześnie da swojej postaci coś ludzkiego. To wszystko uczynił Daniel Craig.
Bond musiał się zmienić, jak to celnie stwierdził Bartosz Piekarz: „ Świat się zmienia, mijają lata, następują nowe pokolenia, a to co kiedyś było na topie dziś już takie nie jest”. Ale w swoich stwierdzeniach Bartosz idzie za daleko. Twierdzi, że za Bondem szaleją całkiem młodzi ludzie, oczekujący pościgów, przelotnych romansów i brutalnej walki. Po pierwsze Bond ma fanów, w każdym wieku, wielu starszych ludzi z wielką uwagą śledziło nowy film o przygodach brytyjskiego agenta. A po drugie wspomniane romanse, pościgi i brutalna walka są znakiem rozpoznawczym serii o Bondzie. Wszyscy na nie czekali, nie tylko młodzi, bo taka jest istota tego filmu.
Skyfall jest filmem o Bondzie, jako człowieku, a nie tylko o maszynie do zabijania. Jak to Bartosz celnie zauważył: „007 nie musi mierzyć się tylko z geniuszami zła, ale również z własnymi słabościami”. To stwierdzenie obrazuje bardzo dobrze cały film. Pojawia się coraz lepsza technika, coraz groźniejsi wrogowie, ale przede wszystkim Bond musi się mierzyć z samym sobą i to jest jeden z najlepszych pomysłów reżysera Sama Mendesa.
Świetnie przedstawiona postać M (grana przez Judi Dench ) oraz postać czarnego charakteru (granego przez Javiera Bardema) to kolejne plusy filmu. Jeszcze nigdy w 50 letniej historii Bonda nie zdarzyło się tak, by M miała tak duży udział w akcji. A finałowe zakończenie wątku tej postaci jest po prostu świetne.
Zgadzam się z oceną Bartosza Piekarza, że Skyfall sprostał postawionym mu wymaganiom. Genialny soundtrack i dawkowanie emocji oraz tajemnicy to kolejne bardzo mocne punkty tego filmu. Bartosz pisze o przesycie, nie do końca wiem o co mu chodzi; dla mnie film jest idealnie wyważony, odpowiednie proporcje akcji, dramatu i humoru. Zupełnie nie zgodzę się również ze stwierdzeniem, że to koniec Bonda jakiego znaliśmy od lat. Moim zdaniem to dopiero początek. Dopiero po Skyfallu przyjdzie czas na typowo bondowski film szpiegowski, pełen akcji, przemocy i abstrakcyjnych rozwiązań, w których nie będzie czasu na głębszą analizę psychologiczną agenta 007.
Podsumowując nowy Bond jest świetną produkcją, łączy Bonda-zabójcę, z Bondem-człowiekiem. Jedyne do czego można się przyczepić absurdalne rozwiązanie niektórych scen, ale jako, że mamy do czynienia z agentem Jej Królewskiej Mości, możemy na to przymknąć oko. Warto oglądnąć Skyfall, by razem z Jamesem Bondem upaść, a na końcu podnieść się i znów cieszyć niebem.