Znaczenie
Czy zastanawialiście się kiedyś nad znaczeniem? Gdzie się ono znajduje? Czym ono jest?
Znaczenie jest jednym z trzech elementów języka, potrzebnych mówiącemu, aby mógł odnosić się do rzeczywistości, do świata zewnętrznego, do obiektów, o których zamierza mówić. Dwoma z tych elementów są właśnie 1) owe obiekty oraz 2) różne wypowiedzi mówiącego, przez które mam na myśli materialne ekspresje, tj. nośniki sensu, takie jak: dźwięk (fala akustyczna), pismo (plamy atramentu na papierze) itd..
Trzecim elementem jest właśnie znaczenie, które powinno łączyć dwa pierwsze elementy, to jest sprawiać, że wyrażenia będą odnosiły się do rzeczywistości, rzeczywistości określonego rodzaju. Same przecież tego nie czynią. Przypadkowo układające się w kształt uznawany przez nas za słowo wzory na piasku nie są przecież słowami. Nie są, dlatego właśnie, że są zwykłymi tworami fizycznymi , przyrodniczymi (chociaż określonego rodzaju) a jako takie nie posiadają znaczenia. Podobnie nie każdego rodzaju wzory są słowami, ponieważ rozwijanie języka nie polega na odkrywaniu przez człowieka tego, jakie znaczenie ma dany wzór (tak, jak odkrywa się właściwości nowych substancji), lecz na nadawaniu przez niego danym wybranym przez siebie wzorom danych wybranych przez siebie znaczeń. W niniejszym tekście posługuję się alfabetem łacińskim i określonymi sekwencjami jego liter jako sensownymi tylko dlatego, że tym akurat sekwencjom znaków tego akurat zbioru my ludzie nadaliśmy znaczenie. Równie dobrze mógłbym posługiwać się wzorami z serwetek, gdybyśmy to z nich uczynili język.
Czym więc jest owo znaczenie wiążące słowa z rzeczywistością? Słowa można wykryć percepcyjnie, usłyszeć lub zobaczyć. Świat, do którego się one odnoszą, tym bardziej. Ale gdzie znajduje się znaczenie? Są na to pytanie dwie odpowiedzi. Pierwsza, że znaczenia znajdują się w naszych głowach. Druga, że znajdują się one w świecie rzeczywistym.
Zgodnie z pierwszą odpowiedzią, dane słowa znaczą dane rzeczy, ponieważ w głowie posiadamy pewne struktury, z których każda jest odpowiedzialna za artykulację takiego a nie innego słowa, a jednocześnie w jakiś sposób wiąże się z danym obiektem ze świata zewnętrznego. U osób posługujących się tym samym językiem te same struktury miałyby odpowiadać tym samym słowom z tego powodu, że osoby te uzgadniałyby słowa, którymi by się później posługiwały dla określenia danych obiektów. Tzn. dwie osoby, których struktury wiążą się z danym obiektem, powiedzmy pagodą, miałyby nazywać ten obiekt danym słowem, np. „pagoda” czy „goraba”, gdyż uzgodniły między sobą, że to słowo będzie odpowiadać temu obiektowi.
Jednak odpowiedź ta nie wyjaśnia wszystkiego. Stosunek struktur mózgowych do obiektów zewnętrznych, a przez to również struktur mózgowych do słów (bo przecież ustalono tylko, że dane słowo wiąże się z danym obiektem), pozostaje enigmatyczny. Nie wiadomo przecież czy u dwojga osób (zwłaszcza różnych gatunków: np. homo sapiens i neandertalczyka, homo sapiens i E.T.) do danych obiektów odnoszą się te same struktury, nie wiadomo więc również, czy do tych samych słów odnoszą się te same struktury (słowa zostały przecież określone w relacji do obiektów). Przede wszystkim nie wiadomo jednak, czemu i jak te struktury miałyby się w ogóle odnosić do świata zewnętrznego. To znaczy co i jak miałoby w magiczny sposób sprawić, że niektóre fizyczne struktury, będące przecież tylko materialnymi, biologicznymi bytami, zaczęły się odnosić do innych materialnych bytów.
Drugą odpowiedzią na pytanie, gdzie znajdują się znaczenia, jest odpowiedź, że znajdują się one w świecie rzeczywistym. Idea ta inspirowana jest poglądem, że człowiek to nie tylko materia, oraz że wyjaśnianie zjawisk psychicznych tak jak materialnych prowadzi do absurdów (takich jak, „jeżeli moja głowa znajduje się metr od twojej, to moje myśli znajdują się metr od twoich” albo „kiedy ruszam głową, moje myśli też się ruszają”). Z idei tej wypływa wiec wniosek, że znaczenia znajdują się w świecie rzeczywistym, ale nie materialnym. Znajdują się w świecie idei (czyżby Platońskich?). Świat ten pozostaje jednak bliżej nieokreślony, więc trudno uznać niniejszy pomysł za wartościowe rozwiązanie problemu znaczenia.
Problem idealizmu teorii eksternalistycznych (tj. zakładających przebywanie znaczeń w świecie zewnętrznym) można przezwyciężyć, uznając, że znaczenie jest tożsame ze sposobem na osiąganie za pomocą danego słowa określonego obiektu zewnętrznego. Bowiem sposób taki może być jak najbardziej fizyczny i naturalny. Ale jakim cudem sposób na uczynienie czegoś przez człowieka miałby znajdować się poza nim samym? Odpowiedzi na to pytanie dostarczają, zwolennicy definicji ostensywnych, tj. definicji przez wskazanie. Często uważają oni, że nie wszystko, co się chce wyrazić słowem oznaczającym dany obiekt, trzeba o tym obiekcie wiedzieć. Część informacji jest nam nieznana a dostęp do nich zyskujemy poprzez inne informacje. Na przykład wiedząc jak wygląda woda, jakie wrażenia dotykowe wywołuje, jak szeleści w strumieniu itd., ludzie w średniowieczu nie wiedzieli, że ma ona wzór H2O. Według zwolenników definiowania ostensywnego, definiując słowo „woda” jako substancję wywołującą takie a takie percepcyjne wrażenia, definiuje się ją jako obiekt posiadający wszystkie swoje, nawet te nieznane definiującemu, cechy. Zatem w średniowieczu, używając słowa „woda”, ludzie odnosili się do substancji o wzorze H2O, mimo iż nie zali struktury wody. A do odnoszenia się do wody jako H2O wystarczał im fakt, że przy pomocy znanych im cech percepcyjnych wody, da się zidentyfikować wodę, a każda woda posiada wzór H2O.
Z tego typu pomysłami łączy się wiele kolejnych. Na przykład tezy Chalmersa i Clarka dotyczące pamięci. Zdaniem tego filozofa, pamięć nie koniecznie znajduje się w głowie człowieka. Ktoś z tego typu uszkodzeniem mózgu, że uniemożliwia mu ono zapamiętywanie nowych informacji, mógłby używać laptopa do zapisywania tego, co się wokół niego ostatnio działo, a następnie używać tego laptopa do dotwarzania tych informacji. Byłaby to — zdaniem Chalmersa i Clarka — jego pamięć.
Tego typu pomysły Chalmersa i Clarka[1] prowadzą do jeszcze radykalniejszych idei. Na przykład, że osoba używająca kalkulatora posiada zdolności arytmetyczne tego kalkulatora. Albo że aby posiadać pamięć określonych faktów lub znajomość danych znaczeń (np. dla danej osoby za trudnych), danej osobie wystarczy posiadać znajomego pamiętającego te fakty i znającego te znaczenia a godowego podzielić się z tą osobą swoją wiedzą, tzn. takiego do którego informacji ma ona dostęp tak, jak miałaby dostęp do informacji znajdujących się w jej własnej głowie.
Najśmieszniejszym jest to, że takich koncepcji nie da się krytykować, używając jakiejś bardziej formalnej definicji pamięci. Aby ją skrytykować, trzeba zdefiniować pamięć biologicznie i wskazać, że dostęp danej osoby do informacji znajdujących się w komputerze lub posiadanych przez inną osobę dokonuje się za pośrednictwem percepcji a nie jedynie neuronów i neuroprzekaźników. Problem z takimi biologicznymi definicjami polega na tym, że są one arbitralne. Przyroda sama nie tworzy ostrych granic, to my je jej nadajemy (w dodatku czyniąc to z własnego punktu widzenia), aby łatwiej nam było orientować się w świecie. Pamięć, podobnie jak początek osoby ludzkiej i jej koniec (śmierć, która nie jest przecież chwilą, a niektóre fizjologiczne funkcje, jak wzrost paznokci zachodzą nawet tydzień po zgonie), jest tylko ludzką koncepcją —o ile pamięć tą pojmuje się czysto materialnie.
Jednak sama myśl, że znaczenia mogłyby znajdować się poza głową w sposób materialny, jest warta rozwinięcia. To prawda, że nie wiadomo jak materialne struktury mózgu miałyby się odnosić do otoczenia. To również prawda, że pisząc o łączeniu przez ludzi słów z obiektami, nie wyjaśnia się w jaki sposób miałyby się jednocześni łączyć struktury mózgowe z tymi obiektami, przez co nie wiadomo, czy dwie osoby do tego samego obiektu odnoszą się poprzez te same struktury. Z tego powodu nie wiadomo również czy dwie osoby do tego samego słowa odnoszą się poprzez takie same struktury mózgowe. Jednak moim zdaniem, właśnie fakt, że różne osoby mogą posiadać różne jednocześnie połączenia struktur mózgowych z otoczeniem jak i połączenia struktur mózgowych ze słowami, wskazuje na mechanizm, przy pomocy którego różni ludzie odnoszą te same słowa do tych samych obiektów w ten sam sposób (to znaczy tak samo je subiektywnie rozumiejąc), mimo że ludzie ci różnią się od siebie strukturami mózgowymi.
Nasz język traktujemy jako coś zastanego nad czego powstaniem się nie zastanawiamy. Jego funkcje natomiast postrzegamy z naszego subiektywnego punktu widzenia jako użytkowników języka. Nie chce nam się wierzyć, że język to tylko materialne zjawisko o materialnych przyczynach. Faktem jest jednak, że język powstał w drodze ewolucji tak samo jak inne funkcje organizmu. I tak jak inne funkcje organizmu jest on uruchamiany po to, aby rozwinąć dane działanie. Nie ma jakiejś jakościowej różnicy między poceniem się skóry a wypowiadaniem się. Wypowiadanie się jest po prostu mechanizmem dużo bardziej skomplikowanym, dzięki któremu możemy sprawniej działać. Warto w tym kontekście wspomnieć Wittgensteina i jego drugą filozofię, w ramach której traktował on język jako grę, a więc zachowanie, wypowiedziom natomiast nadawał wymiar wysoce praktyczny i pragmatyczny[2]. Oczywiście Wittgenstein był jeszcze zwolennikiem różnicy między komunikowaniem się a innymi zachowaniami (np. wspomnianym wyżej poceniem się skóry), niemniej jednak opowiadając się ostatecznie za językiem jako grą-działaniem, poczynił krok we właściwym kierunku, odsuwając filozofię od tradycyjnego metafizycznego pojmowania komunikacji.
Zgodną z teorią ewolucji koncepcję powstania języka zaproponował G.H. Mead[3]. Twierdził on, że do powstania języka doprowadził następujący ciąg zdarzeń. Najpierw ewolucja usprawniała działania zwierząt tak, że przed podjęciem danego działania wykonywały one czynności przygotowawcze do tego działania. Np. przed podjęciem ataku małpa zaczynała chronić oczy marszcząc brwi, przygotowywać zęby, odsłaniając je, balansować środkiem ciężkości i ustawieniem ramion. Wszystkie te czynności przygotowawcze były same w sobie korzystne, bo usprawniały to działanie. Kiedy już się pojawiły i stały powszechne, rozumienie ich stało się korzystne, bo dawało możliwość przewidywania. Np. małpa, która widziała, że członek jej stada marszczy brwi i wiedziała, co wróży takie zachowanie, mogła zmienić swoje zachowanie tak, aby, uspokajając, odwieść go od ataku. Kiedy takie rozumienie cudzych zachowań upowszechniło się, na skutek tego, że samo w sobie było korzystne, opłacalnym stało się też komunikowanie swoich zamiarów poprzez pozorowanie czynności przygotowawczych do działania. Np. zamiast atakować kogoś lepiej przestraszyć go, mrużąc brwi i informując w ten sposób, że powinien zmienić swoje zachowanie. Pozwala to oszczędzić siły i energię potrzebne na atak i uniknąć urazów z nim związanych[4]. Z takiej formy komunikacji wykształciła się forma oralna, przy pomocy której można było wyrażać dużo bardziej skomplikowane idee. Tak powstał język mówiony, z niego natomiast wyłoniło się pismo.
Ważnym aspektem teorii Meada jest to, że w jej ujęciu kolejne etapy wykształcania się mowy następowały w wyniku korzyści jakie czerpał z nich pojedynczy osobnik. Bowiem ujęcia prostsze, zgodnie z którymi mowa wykształciła się, po prostu dlatego, że wymiana informacji była korzystna, zakładają, że mutacje nadające osobnikom zdolność mówienia musiały się pojawiać jednocześnie u dwóch żyjących wspólnie wymieniających się informacjami osobników — aby w ogóle mogło dojść do komunikacji. Takie jednoczesne pojawienie się mutacji byłoby wysoce nieprawdopodobne, gdyby nie dodatkowe wytłumaczenie, że mogłoby ono być wynikiem pokrewieństwa osobników [5][6].
Teoria Meada jest lepsza od tradycyjnego ujęcia, gdyż zgodnie z nią najpierw wykształciła się zdolność rozumienia treści (opłacalna sama w sobie!), które były zrozumiałe, mimo że nikt świadomie nie nadał im sensu. Potrzebny był więc tylko odbiorca, podczas gdy nadawca był zbyteczny. Dopiero potem, wraz z rozpowszechnieniem się rozumienia treści pojawiła się opłacalność zdolności świadomego nadawania treści.
Teoria Meada ma też tę zaletę, że szczególnie wyraziście pokazuje, że język jest tak samo narzędziem przetrwania jak każda inna funkcja organizmu. Jego istota ostatecznie sprowadza się do działania. Dlatego uważam, że dopatrywanie się w różnicy struktur mózgowych różnic w rozumieniu świata i rozumieniu słów nie ma podstaw. Bowiem żadna struktura mózgowa sama w sobie nie tworzy sensu, który by się odnosił do świata zewnętrznego. Dopiero struktura mózgowa wraz ze specyficznym dla danego gatunku (być może również dla danej płci, rasy itd.) oraz danego osobnika wpływem na efektory oraz specyficznym dla efektorów tego gatunku i tego osobnika sposobem wywierania przez te efektorów wpływu na otoczenie, tworzy znaczenie.
Taki zespół: specyficznie działająca struktura mózgowa wraz ze specyficznie działającymi efektorami, pozwala osobnikowi odnieść się do obiektu, do którego zamierza się on odnieść. Oczywiście osobnik może się do obiektów odnosić na różne sposoby, w strumieniu można się wykąpać lub z niego napić. Wszystkie te możliwości wspólnie składają się na znaczenie obiektu. Znaczenie różnych cech takich obiektów (które opisują określenia) stanowią mniejsze zespoły tych możliwości. Np. gładkość kamienia określa, co można z nim zrobić: rozdrabniać nasiona, rozłupywać orzechy, układać na sobie tworząc ogrodzenie itd.. Jego ostrość określa natomiast, że można nim ciosać drewno, ciąć skórę, polować, atakować. Podobnie znaczenie sytuacji można zrozumieć, krzyżując ze sobą znaczenia kilku obiektów, co zawęża ilość czynności, jakie możemy na tych obiektach wykonać. „Rzeka płynie wartko” oznacza, że można się z niej napić, ale już wykąpać w niej lub przez nią przeprawić nie. O tym, że znaczenie obiektów sprowadza się dla nas tak naprawdę jedynie do czynności, jakie możemy przy ich pomocy wykonać, mówi psychologia środowiska (environmental psychology) z jej teorią możliwości (affordance theory)[7].
Takie potraktowanie znaczenia pozwala wyjaśnić, jak to możliwe, że dwa różne stworzenia, posiadające dwa różne mózgi, rozumieją ten sam przedmiot, tak samo. Po prostu znaczenie znajduje się nie tylko w głowie (choć częściowo również w niej) ale w środowisku. Przez środowisko rozumiem tu zarówno sposób wydawania poleceń efektorom przez mózg jak i sposób w jaki efektory wykonują daną czynność (a także, do pewnego stopnia, możliwości dawane lub ograniczane efektorom przez przyrodę).
Szympans ma inaczej skonstruowany mózg niż pies i inaczej zapisywane w nim informacje. Ale jednocześnie mózg szympansa inaczej wydaje polecenia jego członkom niż mózg psa jego członkom. Inaczej również reagują członki obu tych zwierząt. Dlatego co prawda szympansy i psy różnią się pod względem wszystkich następujących rzeczy: mózgów, sposobu ich połączenia z ciałem, ciał i ich możliwości. Ale kiedy przedstawiciele obu tych gatunków otrzymają polecenie „przynieś piłkę”, oba zrozumieją je tak samo bo oba wykonają to samo polecenie —o ile w ogóle je wykonają.
Dzieje się tak ponieważ jedne różnice występujące między danymi stworzeniami znoszą inne występujące między nimi różnice. To jak różnie zbudowane są ciała dwóch osób, nie odróżnia od siebie ich sposobów rozumienia świata ale wręcz przeciwnie. Różnica w budowie ich ciał ma taki charakter, że polecenia wysłane tym ciałom z ich różnych mózgów zaskutkują tymi samymi działaniami obu osób. Gdyby osoby te zamieniły się ciałami, nadal miałyby różne mózgi i różne ciała, ale ich ciała nie byłyby dopasowane do mózgów w taki sposób, aby skutecznie i świadomie działać w środowisku. Osoby takie nie tylko nie wykonywałyby tak samo tych samych poleceń ale w ogóle miałby trudności z dopasowaniem zachcianek mózgów do zachowań ciał. Na skutek plastyczności mózgu po jakimś czasie przyzwyczaiłyby się one do nowej sytuacji i dostosowały swoje mózgi i ciała do siebie nawzajem a ich zachowanie uległoby unormowaniu. Jednak w przypadku odmiennych gatunków, zapewne takie przyzwyczajenie, dopasowanie czy unormowanie nie byłoby możliwe.
Podobnie jak różnice między istotami w działaniu ich efektorów niwelują różnice w pracy ich mózgów tak różnice między osobnikami pod względem dopasowania obiektów do struktur mózgowych niwelowane są przez różnice pod względem dopasowania słów do struktur mózgowych. Jeżeli nawet dwóm osobom ten sam obiekt jawi się w ich świadomości inaczej, to kiedy będą go wspólnie definiować przez jakieś słowo, to słowo to zostanie przez każdą z tych osób skojarzone z tą strukturą, z którą osoba ta kojarzy obiekt definiowany przez to słowo. Zatem zawsze, kiedy użyją tego słowa, uaktywni ono w ich mózgach różne stany świadomości ale dla każdego z nich takie, które kojarzą się z tym samym obiektem oznaczanym przez to słowo.
Tak więc zarówno myślenie o tych samych rzeczach przy pomocy języka bazującego na odmiennych strukturach mózgowych jak i mówienie o tych samych rzeczach przy pomocy języka bazującego na odmiennych stanach świadomości jest możliwe.
Przypisy:
[1] Andy Clark, David J. Chalmers „The Extended Mind” w „Analysis”, nr 58 (1998), str. 10-23; dostępny również online pod adresem: http://consc.net/papers/extended.html .
[2] Ludwig Wittgenstein, Dociekania filozoficzne, PWN, Warszawa 2008.
[3] Jerzy Szacki, „Historia myśli socjologicznej”, PWN 2006.
[4] Podobnie przebiega komunikacja w polityce międzynarodowej. Często odbywa się ona nie na słowa ale na działania. Rozmieszczając wojska w odpowiedni sposób, można osiągnąć więcej niż wyrażoną wprost groźbą wojny.
[5] Choć trzeba przyznać, że symulacje komputerowe ewolucji komunikacji dowodzą, że również owo jednoczesne pojawienie się mutacji nadających osobnikom zdolność mówienia byłoby możliwe. Zwierzęta mogły ewoluować parami, które rozumieją dany znak identycznie. Patrz Andrzej Buller, „Sztuczny mózg: to już nie fantazje”, Prószyński i S-ka 1998.
[6] Patrz Richard Dawkins, „Samolubny Gen”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2007.
[7] J.J. Gibson, „The Ecological Approach to Visual Perception”, Lawrence Erlbaum, Hillsdale, Nowy Jork 1986; Klaus B. Baerentsen, Johan Trettvik, „An Activity Theory Approach to Affordance” przedstawiony w trakcie konferencji NordiCHI odbywającej się w Aarhus w dniach 19-23 października 2002.
opr. mg/mg