Współczesne teksty dla teatru w oparciu o analizę twórczości J Klaty

Współczesne teksty dla teatru w oparciu o analizę twórczości Jana Klaty

Roman Pawłowski, krytyk teatralny

Najgłośniejszego twórcę młodego pokolenia,

Na usunięcie ze sceny tematyki politycznej wpłynęła odbudowa instytucji demokratycznych, takich jak system parlamentarny i wolne media, która nastąpiła po roku 1989. Od tej pory miejscem publicznych debat o państwie miała być trybuna sejmowa, studia telewizyjne czy artykuły zamieszczane w gazetach i prasie. Zaś miejscem, aby wyrażać swoje społeczne niepokoje miała zostać- tak jak to było wcześniej- ulica. Otwarcie przeciwstawia się temu Klata, który wprowadza do polskiego teatru ducha obywatelskiej odpowiedzialności. Wyróżnia go nie tylko to, że jako nieliczny z artystów ma własne poglądy, ale co zasługuje na podziw nie ukrywa swojego światopoglądu lecz wychodzi z nim do widza. Teatr Klaty jest nie tylko dla młodych, których bezpośrednio tematyka jego spektakli dotyka, ale również dla nieco starszych otwartych na dyskusję.

« Na palcach jednej ręki można dzisiaj policzyć twórców, którzy publicznie przyznają się do jakichkolwiek poglądów. Jeszcze mniej artystów wprowadza na scenę tematykę publiczną. Większość albo ukrywa swój światopogląd, albo go po prostu nie posiada.
Na tym tle Klata jest wyjątkowy: każde jego przedstawienie to światopoglądowa deklaracja. Od "Rewizora", który opowiadał o przeżartej korupcją, rozpasanej Polsce czasów Edwarda Gierka, przez "Hamleta", wystawionego w Stoczni Gdańskiej jako gorzki rozrachunek z mitem Solidarności aż po "Fantazego" - portret społeczeństwa rządzonego przez pieniądz - za kolejnymi spektaklami stoi pasja mierzenia się z najważniejszymi problemami epoki transformacji.
Zaangażowanie Klaty w sprawy publiczne jest tym bardziej nietypowe, że jego generacja na ogół dystansuje się od polityki. Urodzili się za późno, by kręcić korbą powielacza w konspiracyjnym mieszkaniu i pisać na murach "Precz z komuną", i za późno, by dać sobie założyć teczkę tajnego współpracownika. W 1989 roku byli za młodzi, aby wejść do struktur nowej władzy czy biznesu, zamiast budować kapitalizm, poszli na studia, obiecano im bowiem, że jeśli będą się dobrze uczyć, otrzymają przepustkę do nowej klasy średniej.»

"Notatnik Teatralny" nr 38/2005, Roman Pawłowski

Spróbujmy przyjrzeć się bliżej twórczości Jana Klaty i ustalić co inspiruje go do tworzenia. Skąd czerpie tematykę do swoich przedstawień? Czy jest wierny autorom tekstów, które bierze na warsztat? A może raczej bierze tekst i tnie go według własnego widzi-mi-się? Przyjrzymy się również pracy Klaty w duecie z dramaturgiem Sebastianem Majewskim.

Spodobał mi się Jego ostry, krytyczny stosunek do naszej rzeczywistości wyrażony w formie kpiny i ironii i namiętne zaangażowanie w tematykę społeczną przy jednoczesnym zachowaniu dystansu, który pozwalał na świadomy wybór konwencji teatralnej, często groteskowej. I to Jego poczucie humoru często niepokojące, bolesne...

„(…) jeśli chodzi o spektakle, które ja zrobiłem środki inscenizacyjne są zamierzenie przesadzone w związku z tym boje sie uznania ich za nie zamierzone, przesadzone.”

„(…) podziwiam prace 2 reżyserów, (…) z którymi miałem zaszczyt sie spotkać jako szczeniak. I to są ludzi, którzy robią najnowocześniejszy teatr w Polsce - Krystian Lupa i Jerzy Jarocki. Ponieważ ich praca jest na tyle mistrzowska warsztatowo a z drugiej strony różnorodna nie zasklepiająca sie w osiągniętej raz formie. Czy mają taką zdolności, aby cały czas sięgać po coś nowego i cały czas siebie przekraczać. Żeby porzucać co już umieją i zaryzykować coś kompletnie nieznanego.”( 4.12.2010 Goście CZATerii, Relacja z CZATa WWW.interia.pl)

Sukces „młodszych zdolniejszych” polega na tym, że zaczęli pisać o sobie i o swoim czasie. Do tej pory młodzi ludzie, aby oglądać siebie oraz swoich rówieśników chodzili do kin - teraz taką możliwość daje im również teatr. Można więc zaryzykować za Romanem Pawłowskim tezę, że dobry teatr to taki, który prowadzi dialog ze swoją współczesnością, a nie z bibliotekami.1

Według Pawłowskiego, który przeczytał tysiące nowych sztuk, w polskiej literaturze dramatycznej coś ruszyło. Przede wszystkim fakt, że dramaturdzy zaczęli z większą odwagą pisać o sobie i otaczającym świecie. To pewien rodzaj ekshibicjonizmu – obnażanie rzeczywistości z całym jej wulgarnym brutalizmem i seksualizmem. „Pokolenie porno” to nie tylko tytuł sztuki Pawła Jurka ale także określenie grupy nowych dramaturgów, a w pewnym sensie również odbiorców.

Zaobserwować można również niewielką ilość didaskaliów, co umożliwia reżyserom większą swobodę pracy, odwrotnie niż w „Bez tytułu” I. Villqista, który sugeruje nawet tempo oddechu oraz precyzyjny dobór światła.

W dużej mierze jest to teatr faktu, często inspiracją do stworzenia sztuki były autentyczne wydarzenia znane wszystkim z prasy i telewizji.

„Dramat niesmaczny, to ten, który nie traktuje rzeczywistości jak luksusowej restauracji, w której wybredny klient wybiera sobie z karty ulubione dania, nad każdym wybrzydzając. Dramat niesmaczny pożera całą rzeczywistość, od świątyń konsumpcji po stołówki dla bezdomnych.”

Ich sztuki rozpętały żywą dyskusję nie tylko na temat nowego polskiego dramatu ale także obrazu Polski, jaki został w nie wpisany.

Autorzy działają na odbiorców sugestywnymi i silnymi środkami: kontrowersyjni bohaterowie, bulwersujące wydarzenia, gorszące zachowania i wulgarny język.

Jan Klata to reżyser piszący. W jego dorobku dramatopisarskim znalazły się takie utwory jak

Jan Klata (ur. 1973) to laureat wielu nagród, m.in. Paszportu Polityki za rok 2005, przyznanego za „nowatorskie i odważne odczytywanie klasyki, za pasję i upór w badaniu narodowych mitów i diagnozowaniu polskiej rzeczywistości”.

Nie bez znaczenia/ kozery wydaje się być fakt, iż od czasów studiów Klata interesował się twórczością Grzegorza Jarzyny. Twierdził, iż jest

Na studiach w Krakowie Klata odżył. Dziekanem reżyserii był wtedy Krystian Lupa, który pokazywał studentom, że teatr jest przede wszystkim strefą wolności.

spektakl stał się wydarzeniem Eurodramy. Tylko o jeden głos przegrał w plebiscycie publiczności ze sztuką Pawła Sali "Od dziś będziemy dobrzy". Po festiwalu Teatr Polski włączył go na stałe do swego repertuaru.

- Udało się zapalić grupę ludzi do tego projektu, bez nich "Uśmiech grejpruta" by nie wypalił.

Debiut dramatopisarski przerwał błędne koło: Piotr Kruszczyński, nowy dyrektor Teatru im. Szaniawskiego w Wałbrzychu zaproponował Klacie reżyserię. Wiosną 2003 roku reżyser zrealizował na tej scenie "Rewizora", którego akcję przeniósł w rzeczywistość PRL-u lat 70. Odważna inscenizacja, atakująca polski odpowiednik gogolowskiego świata skorumpowanych urzędników zebrała świetne recenzje i została zaproszony jesienią tego samego roku na prestiżowy festiwal Dialog do Wrocławia.

I nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozdzwonił się telefon, odezwali się dyrektorzy, którzy wcześniej nie mieli dla Klaty czasu. Tym razem jednak to reżyser odrzucał propozycje. Zdecydował się w końcu na Teatr Współczesny we Wrocławiu, dla którego przygotował adaptację "Lochów Watykanu" Andre Gide'a.

Dlaczego Gide?

- Opowieść o hochsztaplerach, żerujących na naiwności wiernych wydaje mi się nadzwyczaj współczesna: w Polsce też są ludzie, którzy wierzą w teorię spiskową i twierdzą, że nawet Papież jest masonem.

Wiara jest dla Klaty jednym z najważniejszych tematów. Do autorskiego przedstawienia "Uśmiechu grejpruta" we Wrocławiu wprowadził parę wiejskich śpiewaków, którzy wykonywali w finale starą, wielkopostną pieśń ludową. Był to ostry kontrapunkt do zdegenerowanego świata mediów.

- W Polsce temat wiary albo jest traktowany na klęczkach, albo trywializowany w antyklerykalnym kabarecie. Tymczasem mnie chodzi o tajemnicę, jaką zawiera w sobie religia - mówi Klata, powtarzając za jednym ze swych profesorów, Krystianem Lupą słowa o krzyżu, który każdy z nas ma wbity w osobowość. - To nie jest henna, którą się po sezonie zmywa i robi się na tym miejscu inny rysunek. Tego tatuażu nie można się wyprzeć.

Ale na kościelny kicz Klata nie może patrzeć. Woli pokazywać starcie wartości, niż ich apoteozę. Jego zdaniem czasem lepiej jest zburzyć porządek i zobaczyć, co się wydarzy, niż bezkrytycznie afirmować rzeczywistość.

- "Uśmiech grejpruta" wynikł z buntu, nawet błąd w pisowni słowa "grejprut" był zamierzonym protestem, czego nie rozumieją do dziś korektorzy z gazet, uporczywie poprawiający "grejpruta" na "grejpfruta" - mówi Klata.

chorego na brak wartości pokolenia młodych kapitalistycznych wilków

parodiowany język plebejuszy w sztuce Klaty

Są one głosem pierwszej generacji, która wyrosła w warunkach wolności po roku 1989, a dzisiaj musi mierzyć się z recesją i kurczącym się rynkiem pracy. Ich charakterystyczną cechą jest powikłane życie uczuciowe, a także niedojrzałość - wielu nie potrafi odciąć pępowiny, która łączy ich z rodzinnym domem. To cecha specyficznie polska - trzydziestoletnie konie na utrzymaniu mamusi. No ale trzy sztuki to jeszcze nie pokolenie.

Jego bunt nie wyczerpał się po sukcesie "Rewizora", nadal boli go rzeczywistość. Mówi, że kiedy emocje osiągną właściwą temperaturę, zacznie pisać. Na razie kupił sobie we wrocławskim lumpeksie mundur i nosi go na co dzień razem z irokezem na głowie. W ten sposob chce zamanifestować, że jest wojna. O tej wojnie mówi jeden z bohaterów "Uśmiechu grejpruta", Czempion w rozmowie ze swoim ojcem: "Tak na prawdę ja nie jestem bokserem, jestem wojownikiem. Walczę z guśnością, lenistwem i nadmierną jakością życia".

Ale niech was nie zwiedzie groźny wygląd dramaturga. Mundur, który nosi należy do najbardziej pokojowej armii świata - szwajcarskiej.

- Chcę tak zderzać postaci i postawy życiowe, żeby to było bolesne i efektowne. Coś się musi zdarzać, wybuchać, eksplodować - mówi Klata, poprawiając epolety.

Roman Pawłowski jest to czołowy polski krytyk teatralny pracujący w "Gazecie Wyborczej", o twórczości Klaty pisze tak:

Studiował reżyserię najpierw w Warszawie (2lata), a potem na krakowskiej PWST. Był asystentem Jerzego Grzegorzewskiego przy "La Bohème" wg Stanisława Wyspiańskiego (1995, Teatr Studio w Warszawie), Jerzego Jarockiego przy spektaklu "Grzebanie" (1996, Starym Teatrze w Krakowie) oraz Krystiana Lupy przy "Płatonowie wiśniowym i oliwkowym" wg Antoniego Czechowa (1996, Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna w Krakowie).

Wśród kilkuset utworów, nadesłanych w roku 1986 na konkurs dramaturgiczny Teatru Współczesnego we Wrocławiu i miesięcznika "Dialog" znalazła się sztuka utrzymana w konwencji teatru absurdu, zatytułowana "Słoń zielony". Tekst bardzo się jurorom spodobał i postanowiono przyznać autorowi nagrodę. Kiedy jednak otworzono kopertę z jego danymi okazało się, że ma on... 12 lat. W 1986 roku jego sztukę „Słoń Zielony” opublikowano w miesięczniku „Dialog” i wystawiono w Teatrze im. Witkiewicza w Zakopanem, a Klata został zaproszony na festiwal młodych dramaturgów Interplay do Australii, gdzie jego sztukę wystawiono w przekładzie na angielski.

Pierwszą samodzielną realizacją Klaty na zawodowej scenie był "Rewizor" Mikołaja Gogola przygotowany w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu w 2003 roku. Została uznana za jeden z najciekawszych debiutów ostatnich lat i jedno z najbardziej interesujących przedstawień sezonu i z wielkim powodzeniem zaprezentowana na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Dialog – Wrocław 2003 (spektakl został przeniesiony do Teatru TV). Klata przeniósł akcję sztuki z rosyjskiej XIX-wiecznej prowincji w realia PRL-u lat 70. tworząc wyrazisty teatr polityczny. Jego głównym tematem była degrengolada polskiego społeczeństwa w epoce Gierka. W tym ponuro-śmiesznym, pełnym drwiny obrazie Klata wielokrotnie odwoływał się do rzeczywistości kraju z ostatnich lat. Role statystów w przedstawieniu zagrali wałbrzyscy bezrobotni. Na scenie wyświetlano zdjęcia polityków III Rzeczpospolitej, m.in. Lecha Wałęsy i Andrzeja Leppera.

"Prawdziwym wstrząsem staje się jednak inna scena dodana przez reżysera. (…) Już po wręczeniu łapówek Chlestakowowi przez mieszkańców miasteczka jeden z nich, Dobczyński, woła swego syna, aby powiedział wierszyk. Chłopiec ubrany w górniczą czapkę deklamuje 'Kto ty jesteś - Polak mały'. Naiwne, proste prawdy o tym, że trzeba kochać ojczyznę, a nawet oddać za nią życie, brzmią w tej zakłamanej rzeczywistości jak najcięższe oskarżenie. Tym mocniejsze, że oskarżycielem jest dziecko." ("Gazeta Wyborcza" 2003, nr 89)

Swój tekst „Uśmiech grejpruta” (­dramat znalazł się w elitarnej antologii „Pokolenie porno” Romana Pawłowskiego) zrealizował w 2002 r. w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Wydźwięk przedstawienie jest pokoleniowy. Opowiada o środowisku artystów i ludzi mediów, którzy w pogoni za sukcesem łamią kolejne bariery moralne. Bohaterami dramatu są dziennikarka telewizyjna, która w hotelu w Rzymie czeka na śmierć papieża z kamerą wycelowaną w okna Watykanu i jej chłopak, artysta multimedialny, który aranżuje własną śmierć, aby podbić cenę swoich dzieł.Sztuka demaskuje świat współczesnych mediów, rozprawia się z wewnętrzną pustką młodych ludzi, cynicznych niewolników swoich karier. Tak samo jak w przypadku debiutu Klata przygotował przedstawienie wyrastające z jego niezgody na rzeczywistość. Gdy czekał na odpowiedź z różnych teatrów w sprawie pracy reżysera imał się różnych zajęć, był copywriterem, pisał o muzyce alternatywnej do internetowych witryn, w Telewizji Puls reżyserował programy talk show. Klata oparł się na własnych doświadczeniach z czasu, kiedy pracował dla katolickiej telewizji Puls. Autentyczna historia z życia mediów posłużyła do analizy współczesnego nihilizmu.

„"Uśmiech grejpruta" wynikł z buntu, nawet błąd w pisowni słowa "grejprut" był zamierzonym protestem, czego nie rozumieją do dziś korektorzy z gazet, uporczywie poprawiający "grejpruta" na "grejpfruta".” ( "Pokolenie porno" Roman Pawłowski)

"Na początku jest bunt" - mówił reżyser. - "Sprzeciw wobec zakłamanej rzeczywistości. Wobec tych wszystkich supermarketów, przecen, promocji i 'Las Ketchup', 'Tatu', wobec bzdury i fałszu. A młodzi ludzie mają świeżość spojrzenia, czasami desperacką, czasem gniewną i złośliwą, ale to jest świeże, wartościowe. (...) Za tym gniewem z jednej strony kryje się rozpacz, smutek, żal, a z drugiej strony duża energia, żeby coś zmienić." ("Słowo Polskie" 18.04.2003).

W jednym z numerów Słowa Polskiego reżyser wyraża swoją opinię na temat buntu. Otwarcie stwierdza, że jest on głównym motorem napędowym jego twórczości.

„- W Polsce temat wiary albo jest traktowany na klęczkach, albo trywializowany w antyklerykalnym kabarecie. Tymczasem mnie chodzi o tajemnicę, jaką zawiera w sobie religia - mówi (…) o krzyżu, który każdy z nas ma wbity w osobowość. - To nie jest henna, którą się po sezonie zmywa i robi się na tym miejscu inny rysunek. Tego tatuażu nie można się wyprzeć.” (Pokolenie porno" Roman Pawłowski)

W 2004 roku we wrocławskim Teatrze Współczesnym im. Edmunda Wiercińskiego Klata zrealizował "Lochy Watykanu" wg André Gide'a. Za to przedstawienie Klata dostał nagrodę dla reżysera za „próbę wprowadzenia osobnego języka teatralnego” na 3. Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Konsekwentnie, nie rezygnując w inscenizacji z odniesień do współczesności, zrobił spektakl, który obrazował społeczeństwo powierzchownie i fałszywie wyznające wiarę.

„Dlaczego Gide? - Opowieść o hochsztaplerach, żerujących na naiwności wiernych wydaje mi się nadzwyczaj współczesna: w Polsce też są ludzie, którzy wierzą w teorię spiskową i twierdzą, że nawet Papież jest masonem.” ("Pokolenie porno" Roman Pawłowski)

„H.” (2004) według Hamleta Williama Shakespeare’a wyreżyserował w nieczynnej hali Stoczni Gdańskiej. Zastanawiał się w nim nad postawami młodych w momencie osobistych i politycznych przesileń, których oczywistym tłem, chociażby ze względu na symboliczne miejsce, staje się najnowsza historia Polski.

"Kiedy Szekspir na początku XVII wieku pisał o tym, że 'źle się dzieje w państwie duńskim', że coś w nim gnije, to wcale nie myślał o Duńczykach, tylko o swoim państwie. I ja, kiedy to czytam, myślę o moim państwie. Zastanawiałem się, gdzie znaleźć Elsynor. Ogromnie ważne, w jakiej przestrzeni go umieszczamy" - mówi Klata. - "Poszedłem tropem wielkiego człowieka teatru, Stanisława Wyspiańskiego, który napisał fantastyczne studium o Hamlecie. On wiedział, że przestrzeń w tym dramacie jest bardzo istotna. (...) Chciał miejsca, gdzie ogniskuje się duch narodu, społeczeństwa, historii, jakkolwiek byśmy to nazwali. W jego czasach rzeczywiście był to Wawel. Dla mnie idealna do wystawienia tego dramatu jest Stocznia Gdańska: hala z suwnicą Anny Walentynowicz, niedaleko od pomnika 'Trzech Krzyży' i miejsca, gdzie zmieniała się historia Europy i świata." ("Gazeta Wyborcza", Trójmiasto, 02.07.2004)

Klata wyrastał na twórcę mocnego, aktualnego teatru politycznego. W 2004 roku pokazał "Córkę Fizdejki" wg "Janulki, córki Fizdejki" Stanisława Ignacego Witkiewicza (Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu). Nikt nie przypuszczał, jak bardzo aktualna jest dzisiaj sztuka Witkacego "Janulka, córka Fizdejki" napisana w 1923. Neokrzyżacy w oryginale u Klaty pokazani jako Europejczycy podbijający wschodnią Europę za pomocą gospodarki i ekonomii. Slogan Witkacego o najwyższej kulturze połączonej z najwyższym barbarzyństwem urzeczywistnił się w postaci rozszerzonej o kraje Wschodu Unii Europejskiej. Spektakl pokazuje zderzenie dwóch stereotypów, Polacy według Niemców są wąsaci i wiecznie pijani, za to Niemcy to technokraci w stalowych garniturach, za którymi idą więźniowie w oświęcimskich pasiakach. Dotkliwy obraz polsko-niemieckich uprzedzeń i lęków, symboli i traum, których nie wygasiło wejście Polski do Europy.

Kontrowersyjny "Fanta$y" wg Juliusza Słowackiego (2005, Teatr Wybrzeże w Gdańsku) rozognił dyskusję o współczesnych odczytaniach klasyki i granicach reżyserskiej ingerencji w tekst. Klata XIX-wieczny dramat rozegrał w blokowisku, a spektakl mówił przede wszystkim o pieniądzu. Dla jednych przedstawienie stało się wyrazistą diagnozą polskiego społeczeństwa w dobie dzikiego kapitalizmu, dla innych płytką, jednoznaczną obserwacją rzeczywistości.

„-Czasem te interpretacje są drastyczne. Nie wszyscy łatwo przełknęli scenę z „Fantasy’ego”, w której Rzecznicka i amerykański żołnierz na tle piosenki „Czerwone maki na Monte Cassino” najpierw tańczą tango, następnie uprawiają seks.

-Co do „Czerwonych maków”... Ta scena jest dla mnie tak samo drastyczna, jak dla widzów. I o to chodzi. A skąd obcy jurny żołnierz z Kraju Wolności ma wiedzieć, że tego się nie tańczy? Przecież melodia skłania do tańca. Różnice kulturowe. W realiach dziewiętnastowiecznego Podola porwanie kobiety przez żołnierza też miało drastyczne konsekwencje.”

Z kolei "Nakręcana pomarańcza" wg "Mechanicznej pomarańczy" Anthony'ego Burgessa (2005, Wrocławski Teatr Współczesny im. Edmunda Wiercińskiego) była jednocześnie studium przemocy, jak i zapisem duchowej kondycji człowieka, współczesnym moralitetem.

Z powieści science-fiction "Trzech stygmatów Palmera Eldritcha" Philipa K. Dicka (2006, Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie) twórca wydobył przede wszystkim wątki dotyczące spłaszczonego, powierzchownego życia duchowego i religii przyjmowanej w formie narkotyku. Teatr Klaty często rysowany grubą kreską nie jest subtelny lecz plakatowy. Twórcę nazywano teatralnym didżejem ze względu na sposób, w jaki stosuje teatralne środki - miksuje sceny, muzykę, sekwencje ruchowe, efekty dźwiękowe i świetlne. "Trzy stygmaty..." spotkały się z zarzutem, że wielość przedstawionych na scenie wątków oraz bardzo wyrazista, rozbudowana strona wizualna i dźwiękowa wprowadzały inscenizacyjny i myślowy chaos. Sam twórca przyznawał, że kolejne spektakle są jego autorskimi wizjami, często nazywał je zresztą remiksami i coverami, a w jego sceniczne działania wpisany jest bunt wymagający ostrych zdecydowanych teatralnych środków. Na zarzut, że wykoślawia klasykę, odpowiadał:

"Głaskanie i lukrowanie wrzodów nie jest niczym dobrym. Tak w gruncie rzeczy uważali Wielcy Autorzy, których profanowanie stale mi się zarzuca. Dlatego jestem głęboko przekonany - choć mogę się oczywiście mylić - że w moich remiksach literatury, bo nie są to wersje wykonywane nuta po nucie, tylko remiksy i covery, pozostaję jakoś wierny autorom. A przynajmniej bardzo mi na tym zależy. Wbrew pozorom." ("Polityka", 30.01.2006)

Rok 2006 przyniósł jeszcze dwa spektakle przygotowane przez reżysera - "Weź, przestań" wg własnego tekstu, operująca jaskrawymi przykładami, kabaretowa i reportażowa inscenizacja opowiadająca o współczesnej Polsce, rozwarstwieniu społecznym i rozumieniu patriotyzmu oraz "Transfer!" (2006, Wrocławski Teatr Współczesny im. Edmunda Wiercińskiego).Do tego niezwykłego projektu Jan Klata zaprosił wyjątkowy zespół. Wśród trzynastu osób tylko trzy to zawodowi aktorzy. Pozostałe dziesięć to prawdziwi świadkowie historii. Zostali wybrani na podstawie trwających rok przesłuchań. Przeprowadzone wtedy rozmowy stały się kanwą scenariusza. Relacje spisali i poukładali dramaturdzy: Sebastian Majewski i Dunja Funke, a reżyser, Jan Klata napisał sceny, w których Churchill (Cho), Roosevelt (Roo) i Stalin (Sta), odgrywani przez aktorów, decydują o nowym podziale świata i transferze milionów ludzi. Reżyser sięga po obrazy symboliczne. Daleko mu na szczęście do patetycznego tonu. Wykorzystuje on symbolikę, wybornie się nią bawiąc. Politycy są jednocześnie groteskowi i przerażający. Dowcipkują i śpiewają rosyjskie romanse, a przy tym - jakby od niechcenia rozstrzygają o wysiedleniu milionów ludzi. Wystarczają im do tego zapałki. Nawet mapy nie potrzebują. Przedstawienie utkane jest ze skrawków wspomnień, fragmentów listów, piosenek, wojennych dowcipów, życiowych refleksji. Układają się z nich obrazki sielskiego dzieciństwa, domowych zwyczajów, powojennej codzienności. Inscenizacyjny minimalizm pozwala jasno zrozumieć główny przekaz. W "Transferze!" nie ma efekciarstwa. Wystarczają gesty, plastyczne ruchy bohaterów. I tak najważniejsze są słowa. Ascetyczność sceny i teatralnych środków sprawia, że najprostsze efekty działają z nieodpartą siłą. Tak dzieje się, kiedy nagle, tuż po drastycznej opowieści o przeszukaniu i zdewastowaniu żydowskich mieszkań, na scenę opadają białe piórka, gdy Hanne-Lore Pretzsch wchodzi ubrana w ponczo z resztek nazistowskiej flagi albo gdy Zygmunt Sobolewski schyla się, aby powąchać i rozetrzeć w palcach ziemię, jak to zrobił jego ojciec drugiego dnia pobytu na ziemiach odzyskanych. Z pewnością Klacie udało się uniknąć wszystkich niebezpieczeństw, jakie niesie ze sobą teatr świadectwa. Naturszczyków referujących swoje biografie nie ogląda się z litości, lecz ze szczerym zainteresowaniem. Dzięki pracy Dunji Funke i Sebastiana Majewskiego historie świadków są dobrze zbudowane i świetnie kontrapunktują jałtańskie etiudy. Nie jest to wieczór wspominkowy, raczej sposób na pokazanie historii w sposób żywy, nie książkowy. Nie jest to także żadne wystawianie rachunków. Niemcy mają świadomość, że przesiedlenia to konsekwencja rozpętania II wojny światowej. Przerysowane sceny z głowami państw w głównej roli przerywają opowieści osób, które są wojennymi wygnańcami. Naoczni świadkowie wydarzeń sprzed ponad 60 lat opowiadają o swoich wstrząsających przeżyciach. Tworzą razem niezwykłą układankę - nigdy wcześniej się nie spotkali, a ich losy składają się na jedną opowieść. Wspomnienia przesiedleńców są autentyczne. Widz staje się świadkiem prawdziwych uczuć, emocji. Spektakl przekracza granicę między teatrem, a rzeczywistością i w tym tkwi jego siła. Można się zastanawiać: w jakim wymiarze "Transfer!" to przedstawienie teatralne, w jakim wymiarze dokument.

Dla Zdzisława Kuźniara, który gra rolę Roosevelta, widowisko Klaty to teatralny fenomen. Spektakl nie ma akcji ani fabuły. Na scenie jest tylko grupka starych, prostych ludzi, siedzą lub stoją, i przez blisko dwie godziny opowiadają swoje historie. Jak próbują grać, reżyser ich gasi, bo ich siła to naturalność. Po berlińskich pokazach pisano, że Klata znalazł doskonałą formę na wypowiedzenie ludzkiego dramatu.

Na spotkaniach z twórcami i uczestnikami przedstawienia zawsze zostaje dużo ludzi. To wyjątkowa sytuacja, tak jak i to, że publiczność to w większości młodzież.

Rok później na deskach krakowskiego Starego Teatru reżyser ponownie zmierzył się z klasyką. Zrealizował "Oresteję" Ajschylosa. Odwołując się do popkultury przygotował współczesny spektakl o ludziach kochających się i nienawidzących, zadających cierpienie i dokonujących kolejnych pomst i zbrodni; o ludziach, którzy, zatrzaśnięci w przeklętym kole śmierci, nie potrafią umknąć przez Losem.

Kolejne dwie prace reżysera poruszały temat władzy i mechanizmów społecznych i historycznych. W "Szewcach u bram" wg "Szewców" Stanisława Ignacego Witkiewicza (2007, TR Warszawa), do którego Klata pisał scenariusz razem z lewicowym publicystą Sławomirem Sierakowskim, temat władzy ilustrowany był obrazami zaczerpniętymi z aktualnego życia politycznego. Twórca przedstawił publicystyczny obraz czasów pozbawionych ideologii i ludzi ogarniętych niemocą, nie potrafiących dokonać zmiany. O ile "Szewcom" zarzucano nic nie wnoszącą, w sumie banalną satyrę polityczną, o tyle pokazaną w konwencji farsy "Sprawę Dantona" Stanisławy Przybyszewskiej (2008, Teatr Polski we Wrocławiu) odczytano jako żywy, interesujący teatr. Klata rozegrał tym razem spektakl w kostiumie z epoki, bez aktualnych odniesień politycznych. Rzecz mówiła o niemożliwości rewolucji i wypranej z ideowości polityce, która posługuje się bezwzględną manipulacją.

- To przykład nowoczesnego i aktualnego teatru. Jego tematyka nie jest wcale aż taka nowa – S. Przybyszewska napisała sztukę w latach 20. zeszłego stulecia. (…) Bez żadnych ingerencji jego inscenizacja mogłaby potrwać nawet siedem godzin. Na uwagę zasługuje więc adaptacja tego tekstu. Klata ze szczególną ironią podszedł do rewolucji francuskiej - potraktował ją jedynie jako model, który doskonale opisuje to, co się dzieje we współczesnych społeczeństwach.(Gazeta Wyborcza Toruń)

"Rewolucja francuska to dla Klaty przede wszystkim moment narodzin nowoczesnego, wszechogarniającego dziś populizmu polityków" - pisała Aneta Kyzioł. - "Do najlepszych w spektaklu należy scena, w której Danton uwodzi zachwycony tłum (czyli nas, publiczność) pięknie brzmiącymi frazesami, dyskotekowym, zmysłowym tańcem i wciąga do wspólnego śpiewania Marsylianki." ("Polityka", 2008, nr 15)

Najnowsze przedstawienie Klaty to "Witaj / Żegnaj" wg projektu Amerykanki Suzan Lori Parks, która przez rok pisała jedną sztukę dziennie, w ten sposób powstał cykl tekstów zatytułowany "365 dni / 365 sztuk". Świetne aktorsko, doskonałe warsztatowo, zagrane w szalonym tempie na obrotówce "Witaj / Żegnaj" (2008, Teatr Polski w Bydgoszczy) to opis współczesnego pokawałkowanego świata i naszego oglądu rzeczywistości, którą odbieramy fragmentarycznie i bezrefleksyjnie.

"Spektakl odtwarza dzisiejszy sposób uczestnictwa w świecie tak wiernie, że staje się nie do wytrzymania. Ale na tym być może polega jego wartość." ( Joanna Derkaczew "Gazeta Wyborcza" 2008, nr 236)

21 lutego 2009 premierę miała „Trylogia” Henryka Sienkiewicza, nad którego tekstem Klata pracował wspólnie z Sebastianem Majewskim. Nie są to żywe obrazy, ani romansowe skróty poszczególnych części - jak to wystawiano w Krakowie jeszcze za życia autora, tylko cała "Trylogia". Ze wszystkimi oblężeniami i pojedynkami. Wystawiając całą "Trylogię" Sienkiewicza w jednym widowisku, Jan Klata nie starał się stworzyć kolejnego narodowego misterium. To raczej dyskusja z zapisanym u Sienkiewicza polskim "instynktem męczeństwa”, który jeszcze nigdy nie był tak naocznie przedstawiony.

„Szukając miejsca akcji dla mitu Rzeczypospolitej heroicznej Klata i dramaturg Sebastian Majewski wybrali Jasną Górę. Przerobili ją na świątynię wiecznie oblężoną w niekończącym się stanie wojennym. Tylko czy to jeszcze świątynia? Rozrzucone siano, święte obrazy zakryte kirem, Matka Boska Częstochowska górująca nad szpitalnymi łóżkami. Dokąd trafili wielcy i mali rycerze? Do lazaretu? Obozu? Okopów Świętej Trójcy? A może izby wytrzeźwień czy domu wariatów?” (Joanna Derkaczew, Gazeta Wyborcza)

„Rozpoczęcie tego narodowego seansu od wezwania martwego Wołodyjowskiego ustawia przedstawienie w perspektywie "szukamy bohatera", zbawcy, wyzwoliciela. Ale bohaterowie są zmęczeni, ranni albo pijani. Jedyne, co przychodzi im bez trudu, to ginąć na narodowych ołtarzach, zstępować do masowych grobów, jak w finale "Akropolis" Grotowskiego. Zostaje więc pięciogodzinny spektakl o wypaleniu bohaterskiego mitu.” (Joanna Derkaczew, Gazeta Wyborcza)

„Jest wreszcie pewna konsekwencja w poszukiwaniach Klaty i Majewskiego. Ich głośna "Sprawa Dantona" zaczynała się od przywołania obrazu Marata - ostatniego sprawiedliwego rewolucji francuskiej. W "Trylogii" Marat powraca przez nawiązanie do legendarnego spektaklu Petera Brooka "Marat - Sade. Męczeństwo i śmierć Jeana-Paula Marata przedstawione przez zespół aktorski przytułku w Charenton pod kierownictwem pana de Sade". Aktorzy Starego są także pacjentami narodowego przytułku, których jakaś nieokreślona siła pcha do przybierania sienkiewiczowskich póz. Ale czy to znaczy, że powracanie do mitu heroicznego jest szaleństwem?” (Joanna Derkaczew, Gazeta Wyborcza)

„Szajba” Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk, której reżyserem na deskach

W „Weselu hrabiego Orgaza”, którego premiera odbyła się 11 czerwca 2010 na deskach Teatru Starego w Krakowie, wraca „stary” Klata. Reżyser sięgnął po mało znaną powieść prekursora polskiego modernizmu - Romana Jaworskiego, znajomego i korespondenta Stanisława Ignacego Witkiewicza. Faktycznie, wiele z tego, co widzimy na scenie, przypomina Witkacego. Nie tylko przez jakby żywcem wyjęte z jego tekstów postaci: czy to „demonicznej kobiety”, czy przebiegłego antreprenera, opętanego wizją społeczno-duchowej przemiany świata. Powieść Jaworskiego, podobnie jak twórczość Witkiewicza, jest przepojona lękiem przed nowoczesnością.

„Na motyw muzyczny dla Dancingu Przedśmiertnego wybraliśmy utwór „Frontier Psychiatrist”, który jest w całości samplowany. Ludzie, którzy tworzą grupę „The Avalanches” na niczym nie potrafią grać – wszystko kradną i składają w nową formę – tak samo jest z Yetmeyerem, tak samo jest ze mną, tak samo jest we współczesnej sztuce.” (fragment rozmowy Moniki Kwaśniewskiej z J. Klatą, Dwutygodnik, 05 lipca 2010)

W telewizji zostały zarejestrowane dwa spektakle Klaty: "Rewizor" (2005) oraz "H.". (2006).

Określa siebie mianem "konstruktora katastrof międzyludzkich". W swych spektaklach porusza najtrudniejsze problemy współczesnego świata. Głośno mówi o przemocy, niespłaconych i rosnących odsetkach od długów zaciągniętych w dekadzie gierkowskiej, rozlicza polskie mity. Jako trzydziestolatek nie jest obciążony doświadczeniem komunizmu i bez kompleksów zabiera głos w toczących się debatach politycznych. To ważny głos reprezentanta młodego pokolenia, które z trudem wkracza do teatralnej twierdzy Warszawa.

Często sięga po dramaty klasyczne, reinterpretując je i wstawiając we współczesne realia.

„Klata jest reżyserem, który szybko zaznaczył swój indywidualizm i wypracował odmienny język teatralny. W ciągu pierwszych sezonów przygotował premiery ujawniające, że charakter jego scenicznego pisma jest nie do podrobienia. Swój teatr tworzył poza Warszawą. Reżyserował we Wrocławiu, Gdańsku, Wałbrzychu, na scenach, gdzie rodził się nowy polski teatr. Korzystając z decentralizacji polskiego teatru, paradoksalnie udało mu się „uczynić atut” z faktu, że nie od razu przebił się do najgłośniejszych scen w kraju. W 2005 roku, dwa lata od premiery Rewizora, którym debiutował, Instytut Teatralny zorganizował Klata Fest – monograficzny festiwal prezentujący działalność reżysera. Jego organizatorzy podkreślali, że zdecydowali się na organizację festiwalu, bo jest on „artystą u progu wielkiej, również międzynarodowej kariery. Artystą, z którego polski teatr powinien być dumny, artystą przypominającym o publicznych powinnościach polskiego teatru.” I rzeczywiście, Klata jak żaden inny reżyser rozlicza naszą współczesność w kontekście społecznych i narodowych mitów. Określany jest mianem „buntownika polskiego teatru”, a o jego teatrze mówi się, że zrodzony jest z ducha kontestacji i przekory. Wielokrotnie doceniano go za wskazanie katolickiego fundamentu artystycznych poczynań i podejmowanie problematyki politycznej, w momencie kiedy teatr o niej zapomniał. Reżyser odważnie wyraża swój światopogląd i żarliwie walczy o prawdę, niczym teatralno-polityczny barometr wskazując ciśnienie i nastroje polskiego społeczeństwa. Klatę uwiera rzeczywistość, boli historia, denerwują rodacy. Nie interesuje go doraźność wypełniająca polskie sceny, ani zachłyśnięcie się współczesną dramaturgią. Odważnie czyta wielką klasykę poddając ją ostrej obróbce, by za jej pośredniactwem w ostry, krytyczny sposób wyrażać swój stosunek do naszej rzeczywistości. A ten prezentuje się często w formie groteski, kpiny i ironii – niepokojących i bolesnych – przy jednoczesnym zachowaniu dystansu, który pozwala na świadomy wybór konwencji teatralnej. Teatralny świat Klaty imponuje zaangażowaniem w rzeczywistość, ale także inscenizacyjnym rozmachem i błyskotliwością skojarzeń. W swych spektaklach porusza najtrudniejsze problemy współczesnego świata. Głośno mówi o przemocy, niespłaconych i rosnących odsetkach od długów zaciągniętych w dekadzie gierkowskiej, rozlicza polskie mity. Jako trzydziestoparolatek nie jest obciążony doświadczeniem komunizmu, co pozwala mu bez kompleksów zabierać głos w toczących się debatach politycznych. [Klata] wprowadził do polskiego teatru ducha obywatelskiej odpowiedzialności, nieobecnego od 1989 roku. (…) Każde jego przedstawienie to światopoglądowa deklaracja. Od „Rewizora”, który opowiadał o przeżartej korupcją, rozpasanej Polsce czasów Edwarda Gierka, przez „Hamleta”, wystawionego w Stoczni Gdańskiej jako gorzki rozrachunek z mitem Solidarności aż po „Fantazego” – portret społeczeństwa rządzonego przez pieniądz – za kolejnymi spektaklami stoi pasja mierzenia się z najważniejszymi problemami epoki transformacji.” (Strona internetowa Teatru Powszechnego w Łodzi)

Sebastian Majewski, twórca Sceny Witkacego we Wrocławiu (jednego z najciekawszych teatrów alternatywnych), jest współautorem największych wrocławskich sukcesów Jana Klaty (pracował jako dramaturg przy spektaklach "Transfer!" i "Sprawa Dantona").

„Buntownik z powodem - twórcą roku jest Jan Klata, reżyser i dramatopisarz. Zaledwie rok po debiucie wyrasta on na jedną z najbardziej oryginalnych osobowości w polskim teatrze. Tylko w ostatnim roku zrealizował trzy przedstawienia, które wywołały spory rezonans. Ich wspólną cechą jest radykalny język teatralny i ostre przesłanie - "H." według Szekspira (Gdańsk) był rozliczeniem z pokoleniem "Solidarności", "Lochy Watykanu" wg Gide'a (Wrocław) opowiadały o wojnie światopoglądowej między katolicyzmem i nihilizmem, a "... córka Fizdejki" (Wałbrzych) była szyderczym pamfletem na jednoczącą się Europę. Teatr wysokiego ryzyka.” ( "Co się wydarzyło w 2004 roku w teatrze", Roman Pawłowski, Gazeta Wyborcza nr 300)

Marzy mi się Polska niepodległa. Polska silna i sprawiedliwa. Polska mądra i waleczna. Polska godna swoich bohaterów. Marzy mi się Trylogia w teatrze, na scenie. Wielki spektakl o naszym kraju i o naszych bohaterach, polskich, walecznych i odważnych. Spektakl grany na scenie krakowskiej albo warszawskiej. Chociaż krakowska wydaje mi się ważniejsza, bo przecież Kraków to nasz matecznik narodowy, skarbiec i jednocześnie grobowiec. Spektakl z najlepszymi aktorami, w wielkiej inscenizacji, z muzyką, światłami i w kostiumie. Spektakl błyskotliwy i przenikliwy. Spektakl przeszywający widzów niczym przenikliwe spojrzenie Matki Boskiej. Spektakl, który będzie mówił do rodaków, więcej, który będzie krzyczał: Polacy, Polacy, to o nas, to my, wszyscy razem i każdy z osobna, to my, Polacy. Marzy mi się Zbaraż, Częstochowa, Kamieniec – na scenie. I Skrzetuski, Kmicic i Wołodyjowski razem, wspólnie.
Marzy mi się. I śni.
Mnie – Henrykowi Sienkiewiczowi.

(Strona internetowa Teatru Powszechnego w Łodzi)

"Współczesny polski dramat we współczesnej rzeczywistości"(podtytuł monografii "Dramat made (in) Poland" pod redakcją Wojciecha Balucha, wydana w serii "Interpretacje dramatu"), czyli jak sztuki sytuują się wobec otaczającego świata.

Gorliwym obrońcą i propagatorem młodych sztuk był Roman Pawłowski, odpowiedzialny m.in. za dobór sztuk do antologii "Pokolenia porno".

Krytycy ograniczali się do powierzchownych sądów na temat dramatu, zwracając uwagę głównie na ich zakorzenienie w codzienności, banalizację treści, inspiracje mediami czy fragmentaryczność.

Jak najbardziej, zwłaszcza po Klata Fest. Wojna trwa. Żeby się o tym przekonać, wystarczyło popatrzeć na absolutnie histeryczne reakcje części środowiska teatralnego na moich przedstawieniach. Zachowanie niektórych stało w jawnej sprzeczności z ich publicznym wizerunkiem nośników Kultury, Słowa i cudownego savoir-vivre’u. Mówię tu o tej części szacownych artystów scen polskich, którzy spędzili godzinę spektaklu „Fantasy” na rozgłośnym komentowaniu pięknie ustawionymi aktorskimi głosami akcji scenicznej. Ulżyło mi, kiedy pan Jan Englert w końcu wyszedł, bo dzięki temu ostatnie dwadzieścia minut spektaklu mogliśmy zagrać we względnym spokoju. Przykre, że ci ludzie zajmowali miejsca, na które było mnóstwo chętnych pod kasami. Sporo biletów się w ten sposób zmarnowało. Szkoda, że tylko „...córkę Fizdejki” mogliśmy zagrać dwukrotnie. I ten drugi, nocny spektakl był najlepszy na Klata Fest. Ale to dlatego, że wtedy salonowcy z zaproszenia byli już w bamboszach w swoich living-roomach, a na widowni siedzieli ludzie, którzy kupili bilety. Mówiąc o wojnie, mam też na myśli chamskie komentarze prezentowane na łamach prasy i ogólną aurę świętego oburzenia, że oto wpuszczono do naszego wspaniale funkcjonującego, elitarnego teatralnego świata barbarzyńcę, który ośmielił się ominąć Teatralnych Wujów i porozmawiać z widzami.

Spodziewałam się raczej odpowiedzi w rodzaju: hipokryzja polskiego społeczeństwa albo amnezja historyczna, bo to są wrogowie, których wskazuje pan w swoich spektaklach.

Przykro mi, że panią rozczarowałem... Bawi mnie ta napaść na moje przedstawienia z pozycji autorytetów – posiadaczy jedynej recepty na wystawianie klasyki. Nie odmawiam ludziom prawa do tego, żeby robili taki teatr, jaki uważają za stosowny, albo jak im się wydaje, że wystawiani autorzy uważaliby za stosowny. Ale, na Boga, niech oni mnie i moim współpracownikom nie odmawiają prawa do zajmowania się teatrem w sposób, jaki, naszym zdaniem, ten teatr ocala, robi z niego coś ciekawego, żywego, a do teatru ściąga ludzi, którzy do tej pory się nim brzydzili (i mieli po temu wszelkie powody). Długie kolejki do kas, tłumy ludzi, którzy chcieli zobaczyć nasze przedstawienia, świadczą o tym, że udało nam się ponad głowami tych „jelit” dotrzeć do publiczności.

Na reżyserię poszedł pan, żeby następnie robić teatr, jakiego nie mógł pan oglądać jako licealista?

Zanim poszedłem na wydział reżyserii, teatr robiłem już dziewięć lat – moja matka prowadziła dziecięce i młodzieżowe grupy teatralne. Tam nauczyłem się, że bycie reżyserem nie polega na tym, że bez względu na to, czy ma się coś do powiedzenia, czy nie – należy wydalić z siebie kolejną premierę. Łatwo jest się schować za literkami – uczniowie się ucieszą, bo nie będą musieli czytać lektury, nikt braku interpretacji nie zauważy, a jak nawet, to zawsze można powiedzieć: oto Słowacki, wieszcz przemawia. Do szkoły faktycznie szedłem z myślą, żeby robić ten rodzaj teatru, którego na zawodowych scenach nie oglądałem. Problem polegał na tym, że do tej szkoły poszedłem za wcześnie, zaraz po maturze, i do robienia teatru, który sobie wymarzyłem, jeszcze nie dojrzałem.

Każdy kraj jest zdegenerowany i zdegradowany. Jakbym był Szwajcarem, tobym pokazywał w ten sposób Szwajcarię – z miłości do niej. Nie kocham Szwajcarii, kocham Polskę. Im bardziej się kogoś kocha, tym pilniej się go obserwuje i więcej rzeczy się w nim dostrzega, także tych złych. Myślę, że w tym, co opowiadam na temat Polski i rodaków, jestem bliski wizji patriotyzmu wyrażonej w prostym wierszyku przez mojego idola Cypriana Norwida: „Czy ten ptak własne gniazdo kala, co je kala, czy ten, co mówić o tym nie pozwala?”.

Bardzo często w naszym teatrze szacunek dla Autora, szacunek dla Słowa pokrywa kompletną indolencję interpretacyjną reżysera. Ja tego nienawidzę. Można oczywiście oskarżać mnie, że niszczę genialny dramat, który jest o tym, tamtym i jeszcze czymś, a mój spektakl tylko o tym. Ja swoją rolę w teatrze widzę jako interpretatora tego, co jest zapisane w tekście. Po to zostałem reżyserem. Nic nie robi większej krzywdy autorowi niż chowanie się za nim pod pretekstem szacunku dla Wielkiego Pisarza, bo to nic nie znaczy, choć oczywiście zwalnia od odpowiedzialności.

Poza tym uważam, że nie ma nic gorszego niż powtarzanie się.

(Aneta Kyzioł, 4 listopada 2009, Rozmowa z Janem Klatą, Wojna trwa)

Spektaklom Klaty zarzuca się, że bardzo cienka linia dzieli celną obserwację rzeczywistości od płytkiego, obliczonego na efekt pomysłu.

W spektaklach tego reżysera świat jest spsiały, przeżarty małostkowością i hipokryzją, a żyjący w nim ludzie są zbyt słabi, by przeciwstawić się powszechnie obowiązującym regułom. Klata nie demonizuje swoich bohaterów, pokazuje ich jako wrzuconych w bezlitosny porządek, któremu muszą się poddać. Zawsze jednak zostawia im nadzieję - jakąś wartość, która pozwala choć częściowo ich zrozumieć i współczuć im, ale nie wystarcza, by ich ocalić.

Szanuję bunt tego reżysera, postawę sprzeciwu, jego rozdrażnienie polską małostkowością, prowincjonalizmem, ciemnotą - i podoba mi się, że z tej chęci walki rodzi się teatr. A jednak spektakle Jana Klaty często budzą we mnie opór z powodu

Jan Klata opowiada swoją historię obok utworu Słowackiego, publiczności, która czeka raczej na kolejny obraz, który jest głównym nośnikiem sensu, nie zaś na kolejną sekwencję dramatu. Krytycy często zarzucają mu stosowanie efekciarstwa, które czasem prowadzi do oczywistych konstatacji, do drapieżnego przedstawienia prawd powszechnie znanych i niekwestionowanych. Tyle, że reżyserowi wcale o to nie chodzi, czego dowody możemy znaleźć w wywiadach.

Zawiedli się ci, którzy po adaptacji "Fantazego" Juliusza Słowackiego w reżyserii Jana Klaty spodziewali się tradycyjnej inscenizacji lektury szkolnej.

Reżyser Jan Klata w swoim spektaklu "Fantasy" nie tylko przenosi akcję dramatu Słowackiego w czasy współczesne, ale także dokonuje dużych zmian w tekście. Wycina jego spore fragmenty, rezygnuje z kilku drugoplanowych bohaterów, wprowadza za to postać Rzecznickiej i dodaje własne sceny.

"Fantazy" Słowackiego to skomplikowana historia miłosna utrzymana w komediowym tonie. Źródłem humoru w tym utworze jest przede wszystkim zderzenie romantycznych wypowiedzi i sądów z rzeczywistością. Klata idzie dalej: u niego humor - chwilami ocierający się o granice dobrego smaku - wynika z konfrontacji "gładkich" zdań romantycznego autora z konkretnymi rozwiązaniami inscenizacyjnymi widowiska. Na przykład zaniedbany ogród Respektów to w spektaklu kawałek trawnika przed blokiem; pieczara, w której Idalia podsłuchiwała piosenkę Jana, to... studzienka kanalizacyjna.

Reżyser spektaklu tropi też i bezlitośnie ogrywa niejasności i niedopowiedzenia, których w dramacie Słowackiego nie brakuje. Na przykład Jan, spotykając się ze Stellą (Dominika Michalska), siostrą Dianny, wręcza jej obrączkę, prosząc o przekazanie jej swojej ukochanej. Wątek ten u Słowackiego więcej się nie pojawia. A u Klaty Stella bez chwili namysłu wchodzi z obrączką do lombardu i wychodzi stamtąd z ogromnym lizakiem.

Respektowie u Klaty to nie arystokracja, ale raczej współczesna, zubożała inteligencja o arystokratycznych korzeniach. Choć słowo "moralność" nie pada ani w "Fantazym", ani w "Fantasy" to może ono być kluczowe dla odczytania spektaklu. Jan Klata, tworząc pesymistyczny obraz współczesnego świata, tropi powody, które mogły pchnąć Respektów do aktu wielkiej desperacji; "sprzedania" własnej córki, wydania jej za mąż za Fantazego w zamian za pół miliona złotych. To brudny świat dookoła - w którym nie ma żadnych zasad i ani odrobiny nadziei - i sytuacje, które ich przerastają, doprowadzają do takiego upadku bohaterów. Jedyny naprawdę poważny moment u Słowackiego to śmierć Majora (w spektaklu gra go Larry Ugwu), która otwiera oczy innym bohaterom, zajętym dotąd działaniami pozornymi. W "Fantasy" Major także umiera. Jednak jego śmierć niczego nie rozwiązuje; wpisuje się tylko w obraz naszego świata; pełnego chaosu i rozpadu.


  1. Por. z : „Notatnik Teatralny” nr 32/33/2004, Dlaczego pokolenie jest porno?, Roman Pawłowski


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
TEKSTY DLA CUDZOZIEMCÓW, dokumenty, śmieszne teksty
ARKA - TEKSTY, Dla Dzieci
Wyznaczanie współczynnika podrzutu dla zmiennych parametró pracy przenośnika wibracujnego
Wartosci wspolczynnika akumulacji dla naslonecznienia okien z urzadzeniami od wewnatrz przy h
strategiczne zagroenia dla bezpieczestwa Polski (analiza i(2)
Cechy współczesnego sportu dla wszystkich
Teksty dla dzieci !!!!, Dla DZIECI
budownictwo - teoria, Współczynnik przenikania dla przegrody, Obliczenie współczynnika przenikania c
Poeci przeklęci – od XIX wieku po współczesność Zaprezentuj i omów zjawisko w oparciu o wybrane prz
Dowcipy na e, Śmieszne teksty dla doroslych
Kodeks drogowy dla Warszawy i nie tylko, Śmieszne teksty dla doroslych
scenariusz - metoda analizy i twórczego naśladowania wzorów, Edukacja polonistyczna
analiza marketingowa jednego ze słodyczy dla dzieci (3 str), Analiza i inne
308. Wyznaczanie współczynnika światła dla cieczy za pomocą refraktometru Abbego, studia, studia Pol
przewidywanie bankructwa w oparciu o analizę finansową, analiza finansowa
Współczynnika Kappa dla powietrza 2, fff, dużo

więcej podobnych podstron